- To ma ręce i nogi – zgodziła się, sprawdzając przy okazji w komputerze wysokość taryf celnych. – Możesz również uniknąć problemów z załatwianiem tablic tymczasowych, jeśli pojazd zostanie przywieziony do stacji diagnostycznej i dopiero na jej terenie rozładowany. Nawet w razie problemów istnieje tam magazyn celny. Przewoźnik pozbywa się ładunku i może odjechać, tylko kontrakt musisz zawrzeć odpowiednio.
- To nie jest dla mnie problemem – roześmiałem się. – Warunków Incoterms jeszcze nie zapomniałem.
- O! Czyli mam do czynienia z handlowcem?
- Jak najbardziej, chociaż byłym handlowcem, znaczy w stanie spoczynku.
- Uważaj zatem, bo warunki zostały niedawno zmodyfikowane. Wprawdzie kody literowe się nie powtarzają, ale… Diabeł nie śpi.
- Nie przewiduję problemów. Dostawca jest zaprzyjaźniony, zatem problemy przewozowe nie wchodzą w rachubę.
- Świetnie! Będzie można skupić się na odprawie.
- Dacie radę?

- Ależ tak! To oczywiste! Jako agencja mamy złożony odpowiedni depozyt na poczet ewentualnych należności, więc jeśli na granicy przejmiemy odpowiedzialność za ładunek, nie powinno być żadnych problemów. Oczywiście, będziesz musiał dokonać nam przedpłaty na akcyzę, VAT i cło.
- Słuchaj, chciałbym właśnie uniknąć opłaty akcyzowej, gdyż jest to pojazd zabytkowy w świetle naszego prawa. Ma te swoje dwadzieścia pięć lat od daty produkcji i jest to całkiem legalne.
- Słusznie! Przypilnuję tego, jeśli zlecisz nam obsługę transakcji.
- Czyli tak się mam umawiać z dostawcą?
- Tak. Niech tylko przygotuje stosowne dokumenty i załączy do ładunku.
- Podsumujmy więc. Samochód ma zostać dostarczony do diagnostów i nie na własnych kołach. Wy potwierdzacie jego wjazd do kraju już na granicy, ale ostateczna odprawa będzie dokonywana tutaj, w Warszawie.
- Dokładnie tak, chociaż przejęcie pilotowania przesyłki na granicy jest naszą dobrą wolą, to nie jest obowiązkowe. Jeśli też będą odpowiednie dokumenty, to unikniemy zapłacenia akcyzy, natomiast VAT i cło będziesz musiał uiścić.

- Ile wynosi cło?
- W tym przypadku jedynie dziesięć procent, niemal darmo.
- Ładne mi darmo! – roześmiałem się. – Nic to, czyli jesteśmy umówieni?
- Jeszcze nie. Musisz podpisać zlecenie i upoważnienie.
- Dobrze, podpiszę.
- Czyli umowa stoi. Przepraszam cię teraz, muszę się zorientować kto będzie pilotował ten temat. Sama nie mam aż tyle czasu. Za minutę wracam.
- Proszę bardzo!

Mimo wszystko odważyłem się i po podpisaniu wszystkich papierów, kiedy podała mi dłoń na pożegnanie, skorzystałem z okazji i przyciągnąłem ją do siebie. Była zaskoczona i w pierwszym momencie poczułem pewien opór, który nieoczekiwanie zelżał. Przylgnęła wtedy całym ciałem i oddała uścisk, napierając przy tym na mnie biodrami. Miałem nawet wrażenie, iż jęknęła. Niestety, wszystko to trwało zaledwie parę sekund, bo nagle pochyliła się i zwinnym ruchem uwolniła z objęć, przystając parę metrów dalej.
- Oszalałeś chyba, przecież ktoś może wejść!
- To znaczy, że kiepsko wychowujesz pracowników – skomentowałem flegmatycznie. – Do mojego gabinetu na pewno nie wejdą, jeśli tak sobie zażyczę.
- Tylko tu nie jest ministerstwo, a ja nie mam tabunu sekretarek na usługach! – wypaliła, nie odwracając ode mnie wzroku.
- Ja też nie mam – odpowiedziałem spokojnie. – Ale cieszę się, że odrobiłaś lekcje, dlatego postaram się dorównać ci w ciekawości.
- Nie trzeba. Moje nazwisko już znasz. Masz je na umowie, którą zresztą postaram się rzetelnie zrealizować.
- A dasz mi wizytówkę? Chciałbym mieć możliwość kontaktu z tobą. Chyba nie jest to w tej sytuacji nieuzasadnione?
- Prawda, przepraszam… – wydobyła gdzieś z biurka kartonik.
- Dziękuję i do zobaczenia!
- Do widzenia! Czekam na telefon z informacjami o transporcie.
Nie wytrzymałem i podszedłem bliżej.
- Może jednak pozwolisz się zaprosić gdzieś na wieczór?
- Tomek… – westchnęła ciężko. – Ja mam dzieci… idź już! Bardzo cię proszę!
Nie było wyjścia.

Ewelina Makowicz. Sprytna dziewczyna! – jechałem autem do banku i rozmyślałem. – Przy podpisywaniu umowy zorientowała się, że nawet nie pamiętałem jej nazwiska. Ale co w tym dziwnego? Kiedy się poznaliśmy, nie było to takie ważne. Ona pewnie tak samo nie zastanawiała się wtedy kim ja jestem. Dopiero później pozbierała informacje i dowiedziała się wszystkiego. To mogło być też powodem, dla którego unikała naszego ponownego spotkania nad jeziorem …
Ejże, czy aby dlatego? A może bała się siebie? Reakcji na moją ewentualną natarczywość? Sama raczej nie ciągnęłaby mnie do łóżka, to nie był ten rodzaj kobiety. Bardziej już mogła się obawiać, że nie będzie w stanie mi odmówić… To jest możliwe.
Muszę się w końcu zainteresować jej mężem. Co on robi i gdzie? Pewnie w Zarządzie Lotnictwa Cywilnego, trzeba będzie to sprawdzić. Tylko, że… nie chce mi się! Zresztą, czy ta Ewelina jest mi potrzebna? Do czego? Wykona usługę, zapłacę i tyle! Przecież nie będzie miała pretensji, sama zresztą tak chciała…
No, nie tylko. Chciała i chce czegoś więcej, co do tego raczej nie miałem wątpliwości. Problem pewnie tkwił w warunkach, tego właśnie się boi. No i ujawnienia samego faktu. Czyli chciałaby, ale boi się. Cóż, ja tak samo nie mam zamiaru ryzykować dla niej wszystkiego. Nic dobrego z tego nie wyniknie, czas zapomnieć, chociaż było miło.

A swoją drogą… Ciekawe czyja to agencja. Jeśli jej, to ma ładne pieniądze w rękach! Przecież pracuje tam mnóstwo ludzi! Ech, a co mnie to obchodzi? Co mnie obchodzą cudze pieniądze? Właśnie! Ile to auto będzie mnie w sumie kosztowało?
Burzliwe myśli skończyły się, kiedy zaparkowałem samochód pod bankiem i wyjechałem na górę. A tam, korzystając z bezpiecznego protokołu łączności wysłałem dla Igora informację, że nasza umowa wchodzi w życie i niech zleca wysyłkę samochodu. Klamka zapadła.