dostępne w wersji mobilnej muratordom.pl na Facebooku muratordom.pl na Google+
View RSS Feed

Bard13

Dom w Puszczy - Dziennik Barda i Niny

Oceń ten wpis
Dalsze perypetie z domem.

Kroyena straszył, żebym nie zapeszył i się zapeszyło.

Na zeszły czwartek zamówiliśmy ekipę dekarzy do obicia dachu blachą.
Ich pracę mieliśmy okazję oglądać na domu sąsiadów, którzy przebudowali „kostkę” w wyniku czego, wyszedł im dach z ugięciem, dość chyba trudny w obróbce.

Ale nie dla naszej ekipy.

Ekipa najpierw w poniedziałek obili domek w kratkę łatami.
Małżonka mało zawału nie dostała, bo odcięli skrajne deski zaślepiające czoło dachu, które wywoływały fajny wizualnie efekt grubego dachu.

Wszystkiego tego nie widzieliśmy, bo pracowali jak u Tarantino i Rodrigeza, czyli od świtu do zmierzchu. A my niestety wracamy jak słońce znajdzie się już w strefie unijnej piętnastki, czyli na zachodzie.

W środę wieczorem w trybie pilnym zjawiła się blacha i rynny.
Rynny niestety Plastmo, ale szczerze mówiąc nie narzekam na razie na nie.

Są w technice klejonej, która może z powodu naprężeń wywołanych rozszerzalnością liniową powodować pękanie kleju. U nas jest tylko jedno zagrożone miejsce. W pozostałych jest możliwość dylatacji rynny, więc jesteśmy dobrej myśli.

Przywieziona blacha wpędziła mnie w konsternację.
Spodziewałem się TIRa zapełnionego przez dach a przyjechała sztaba gruba na jakieś 15 cm nierobiąca żadnego wrażenia. Do momentu, kiedy trzeba było ją rozpakować. 2,5 tony stali, którą trzeba było delikatnie jak jako ściągać z samochodu. Po trudach leżały arkusze ładnie podzielone na kupki.

Jak rozmawialiśmy z dekarzami, wychodziło, że z dachami walczy dwóch braci.

Więc czekając na nich spodziewałem się dwójki, która wysiądzie w poldolota i zabierze się za dach.

Na widok autka mina trochę zrzedła, bo wjechał rozklekotany Żuk. Zdziwienie pogłębiło się, gdy z Żuka wysiadła łącznie piątka ludzi.
Nie marudząc rozstawili koziołki, wyjęli zginarkę czy jak ją zwał, rozciągnęli kable i dawaj za robotę.

Dwóch kicało po dachu, jeden spisywał rozmiary kawałków i rysował je na arkuszach, jeden odmierzał z płaskiej blachy wiatrownice i je zaginał. Ojciec braci dla odmiany był wszędzie i pomagał.

Efekt? 190 m2 położone w dwa dni. I to jak. Odpadami nie dałoby się obić budy dla psa.

Ze 190 m2 ze 2m2 odpadów. Miodzio.

Oni zamiast klasycznych nożyc, używanych przez większość blacharzy do blachodachówek używają maszynki boscha, która zgrabnymi pazurkami tnie blachę równiutko i bez zadziorów.

Znawcy Manueli zdziwią się, że przecież Manuela ma więcej niż 190 m2 a nawet bliżej 250.

I to się zgadza.

Firma od dachu zapomniała dowieść całej jednej połaci. Teraz walczę o rabaty i dobre rozliczenia, ale i tak pewno skończy się to paszkwilem na forum i zgłoszeniem w parę miejsc takiego traktowania klienta. Pod koniec budowy mamy dość takiego traktowania i robimy się mściwi. No, przynajmniej ja.

W piątek zaordynowaliśmy sobie urlop.

Na plac wjeżdża koparka i będzie nam kopać rowek na wodę. Hydraulik nas podepnie i w końcu nasz domek zyska pierwszy kontakt z szerokim światem. Jak jakiś nieprzymierzając Magellan, bo przez wodę.
Przy okazji kopareczka wytnie dziurę pod zbiornik z gazem, który, jeśli nic się nie zmieni, zagości na naszych włościach w sobotę. W tak zwanym między czasie najęci panowie przejdą wojskowy kurs fizyki relatywistycznej a dokładnie z czasoprzestrzeni.

Będą kopać od garażu do południa :) rowek pod przewody gazowe.
Wejścia gazu będą w dwóch miejscach. Jedno w kotłowni i jedno w kuchni, a żeby się linie nie krzyżowały, gaz do kuchni obiegnie dom dookoła. Tak na wszelki wypadek.

We wtorek odbieramy ze starostwa powiatowego kwity na prąd i sądzimy, że w ciągu 14 dni będziemy mieli widno w domku i będzie można już wody nalać sobie do szklanki i posiedzieć przy świetle.
Tagi - katalog słów kluczowych: Brak Edytuj Tagi
Kategorie
Dzienniki Budowy na Forum