Po południu pojechaliśmy "zmonitorować" sytuację. Skręciliśmy z głównej drogi w dojazdową do działki i:
Nie byliśmy na tyle odważni, żeby przez to przejechać. Spróbowaliśmy na piechotę, w kaloszach oczywiście. Nie dało się. Moje kalosze skapitulowały wcześniej, męża, jak że trochę wyższe, też nie dały rady. Wędkarskich nie mieliśmy, może powinniśmy się zaopatrzyć???
Podjechaliśmy z drugiej strony, od tyłu. Droga jaka jest każy widzi:
Też woleliśmy nie ryzykować samochodem. Ale udało się pieszo, czasami niewiele brakowało, ale przez kalosze się nie przelało.
Wąską ścieżką przy rowie przedzieraliśmy się do działki. Na prawo rów, który się przelewa na drogę na zdjęciu wyżej, ścieżka na lewo od rowu (też w formie cieku wodnego), kierunek do działki - w dół zdjęcia:
Tył dzialki. Po lewej rów, po prawej nasza działka. "Wał" prawie już zalany. Jeszcze trochę i rozlewisko będzie jednolite:
Mąż odważnie badał jak jest głęboko:
Nie skończyło się to dobrze, bo w pewnym momencie woda się przelała i w kaloszach zrobiło się trochę mokro. Ja uczepiona siatki tylko obserowałam. Żeby się trochę rozerwać zrobiłam zdjęcie swoich kaloszy:
Pstryknęłam też widok ogólny działki, a co:
No i jeszcze wysokość kalosza, dla potomności: