Niedawno ten wątek był poruszany. Nie pali się ekonomicznie gdy z komina leci dym -- bo to oznacza wyrzucanie niespalonego WĘGLA przez komin.
Ponieważ moja poprzednia konstrukcja, choć spełniła zadanie (poza przysypiającym paleniskiem) i spaliło się tak czysto jak nigdy dotąd (wymiennik z białym osadem), się rozpadła przez słabą watę, postanowiłem ją przebudować wg. uwagi użytkownika camel1. Popchnęła mnie do tego także konstrukcja mojej przebudowanej ostatnio KPW. Przebudowanej w ten sposób, że otwór w każdym profilu zmniejszyłem o połowę i zrobiłem deflektor rozrzucający powietrze na boki -- każdy profil rozprasza powietrze na 180 stopni -- wspólnie zatem pokrywają 360 stopni. I tak na całą tylną ścianę aż po wymiennik trafiła 10cm grubości wata, następnie kolejna warstwa 10cm tym razem przełożona szamotem jak na szkicu poniżej.
Uzyskane palenisko to 40x20x40 Jest zatem mniejsze niż poprzednio. Na wolnych obrotach pali się czysto od samego początku. Niestety już po godzinie piec przysnął pomimo otwartej klapki PG. Chyba za mało drewna na szczyt położyłem przy rozpalaniu (jedna warstwa desek rozłożona szczelnie na palenisku plus parę szczapek do rozpalenia) -- przy tak małym palenisku muszę zmodyfikować rozpalanie, bo o ile to działało przy większym palenisku (szybko zaczynał gazować węgiel na dużej powierzchni), tak tutaj jest z tym najwyraźniej problem. Inna sprawa, odnoszę wrażenie, że przesadziłem z "przesoleniem" zasypu popiołem. Także jutro to wyeliminuję. Póki co piec na temperaturze roboczej, węgiel gazuje, płomień (mały) jest, patrzę na komin (z założonym dzisiaj strażakiem) przez pryzmat światła księżyca i nic nie leci z komina. Dzięki camel1 za ten hint.