Święta nie święta palić trzeba, to się podzielę swoimi spostrzeżeniami...
Palę syfem (muł + flot w proporcjach nieustalonych) i z dmuchawą (zło!!), ale moje spostrzeżenia myślę, że powinny być bardzo uniwersalne.
Od tygodnia paląc gorą nie wygaszam!
Znaczy tyle ile mam żaru do mojej garażowej produkcji węglarki (co to węgla nie widziała), zasyp "syfu", 2 łopatki żaru, 1-2 łopatki "syfu" i na to reszta żaru.
Całość operacji z czyszczeniem kanałów spalinowych z popiołu (dmuchawa...) i bronkiem zajmuje 30 minut.
"Plusy dodatnie" nie wygaszania:
- spadek temperatury na kotle przy rozpalaniu to 2-3K, jak przyjdą mrozy to będzie to mieć niebagatelne znaczenie
- nie wychładzam domu i imstalacji == wolne rozpalanie == ekonomiczne rozpalanie
- przestał mi przeszkadzać ruszt wodny, na którym cięzko było wszystko dopalić
- paląc "syfem" dużo opału szło razem z popiołem teraz większość idzie spowrotem do kotła co daje mi ok. 50% mniejszą produkcję popiołu!
- jak zacząłem palić początkiem sezonu od góry to zastanawiałem się czy wystarczy mi drewna na rozpałkę, już się nie zastanawiam
- nie potrzebuję zapałek
- nie potrzebuję czekać aż się dopali
Coś tam jeszcze można napewno dodać.
Mój SWK 35 KW karmię raz na dobę i jestem zadowolony (w porównaniu z tym co było wcześniej...)