Wydaje mi się, że jak to z ukochanymi synusiami bywa, usuwałaś mu każdy pyłek sprzed nóg. On dobrze wie, że go kochasz i perfidnie to wykorzystuje.
Jest chłopakiem na schwał i trzeba by mu dać jakieś zadania do wykonania, tak by zaczął czuć się za coś odpowiedzialny. Teraz nie jest.
W nowo zbudowanym domu, na pewno jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Może np. chciałby zmienić kolor ścian w swojej sypialni (kto go wybierał, Ty?). Jeśli tak, niech pomaluje ją sobie sam.
Czy pomaga Ci w zakupach? Ja niestety wyobrażam sobie, że sama targasz siaty do domu... A może wpuścić synka do kuchni, by cyklicznie sam przygotowywał np. kolacje dla całej rodziny (na zmianę z drugim synkiem)?
A Ty w tym czasie, wyłóż się przed telewizorem np.(żebyś nie marudziła, że źle pokroił pomidora ).
Żaba, umoralniającymi gadkami z takim młodzieńcem mało wskórasz. On Cię może i przytuli, i pocałuje, ale swoje myśli i swoje robi.
Co na to wszystko męska, Mirasowa ręka? Puszcza go na spotkanie z kolegami, jeśli z poprzedniego wrócił zbyt późno?
Za mało wiem i być może mylę się w swoich radach, ale tylko to co powyżej przychodzi mi do głowy: banalne, ale prawdziwe stwierdzenie o wychowaniu przez pracę.