Wydaje mi się, że gdzieś w kraju, gdzie za paręnaście złotych można zjeździć całe miasto [może ceny tak niskie, albo miasto malutkie ] zakup kasy może rzeczywiście być problemem.
Z perspektywy Warszawy sprawa wygląda zupełnie inaczej. Tu najtańszy "kilometr" to bodaj 1,40 zł + za klapnięcie drzwiami 5 zł. Ceny ustalają radni , a taryfiarze krzyczą, że to za mało Średni kurs z dzielnicy do dzielnicy to ok. 30-50 zł. I w tym kraju sporo ludzi na taki kurs pracuje pół dnia !!!!
Taryfy mogą zablokować miasto, górnicy mogą tłuc się z policją, demolować gmachy państwowe, tylko dlatego że ich jest dużo. I dlatego próbują wymuszać na władzy jakieś dogodne dla siebie rozwiązania, nie patrząc na innych.
Budujący domy [na przykład, jest też mnóstwo innych niezadowolonych grup] nie mogą tak samo żądać korzystnych dla siebie zmian w ustawach. Bo niby co mają zrobić ??? Powiedzieć, że przy tak wysokim podatku VAT nie będą budować ???
I tak nie będą budować, więc nie nakręcą koniunktury, ale zasięg myślenia "elyt" nie sięga dalej niż do następnych wyborów...
Coraz częściej różni ludzie próbują uniknąć płacenia podatków. Patrząc na wydawanie publicznego grosza, wcale im się nie dziwię. Ale chyba nie może być równych i równiejszych ???