u mnie rekord głupoty pobił pomocnik malarza. po jednej stronie od wyjścia z domu leżała kupa gruzu, po drugiej ogród był już zaorany po pierwszym poplonie - normalnie czarne "poletko". gamoń wynosił z domu wiadra z taką gęstą "wodą" po myciu wałków", i chociaż do gruzu miał bliżej, szedł ją wylewać na ogródek. nie wiem, ile zdążył wylać, zanim go złapałam i obsobaczyłam. ale faktycznie - czasami można mieć wrażenie, że się ma do czynienia z ludźmi niespełna rozumu. u mnie najlepiej porządku pilnowali murarze. i drzewek nie niszczyli i w ogóle, a potem... ech