ponieważ 26 kwietnia 2009 to była niedziela, umówiliśmy się z koparkowym na poniedziałek, naszczęście przyjechał ( naszczeście bo był bardzo spanikowany jak zobaczył tą lotkę ) powiedzieliśmy że działka jest sprawdzona i już może swobodnie kontynuować kopanie.


Ogólne założenie na ten dzień było takie, że koparkowy skończy już wykop pod dom i parę łyżek zgarnie pod drogę.

Dlaczego pod drogę ? ponieważ działkę kupiliśmy z nie zrobioną drogą dojazdową, czyli trzeba było położyć piasek na to rurę, i zasypać to ziemią, a na to jeszcze szła berga, ponieważ nasz sąsiad zrobił połowę ze swojej strony, dogadaliśmy się że my zrobimy drugą połowę z naszej strony bez rozliczeń pienieżnych.

A rura musiała być wstawiona do odpływu wody bo tam było niżej, a my to wszystko podnieśliśmy, zasypaliśmy tą rurę a woda po deszczu jak popadało swobonie sobie płynęła dalej

Koparkowy kontynuował kopanie, my w tym czasie pojechaliśmy po 9 metrową rurę, jak przyjechaliśmy zaczął wybierać łychą trawkę na drodze, zwijał to jak na widelcu wyglądało to bardzo fajnie





potem wykop był już większy





aż tu nagle przyjechał piasek hihihi niespodzianka




Jak widzicie wszystko szło idealnie, wykop na drodze żeby położyć z lekkim spadkiem rurę był gotowy, koparkowy kopie dalej pod dom a my przeszczęśliwi że wszystko idzie ku dobremu aż tu nagle ??????? koparkowy schodzi z koparki i nas woła my lecimy do niego a on mówi że przestaje robić - przecież to jest jakaś masakra, my pytamy dlaczego a on popatrzcie tutaj i stańcie na tym
mówi do nas jasno i wyraźnie - to jest kurzawka !!!




ja się pytam go co to jest ta kurzawka a on mi na to że woda pod powierzchnią ziemi i jesteśmy tak blisko niej że czuć aż się wszystko ugina, jak my na tym stanęliśmy to zapadło się o 10 cm, czułam się jak na latającym dywanie, myślałam że się wścieknę, popłaczę i w ogule załamie psychicznie, żeby jeszcze takie coś wyskoczyło
.

Pytam się go co robimy a on na to że już raz tak kopał w kurzawce i że całe koło od koparki - czyli ogromne koło zapadało się i się zakopywał sam, że on woli nie ryzykować ( wspomnę tylko że miał jeszcze do pełnego wykopu wykopać 30 centymetrów ) mówił że trzeba dzwonić po kierownika budowy niech on zadecyduje co dalej, czy zebrać jeszcze tą warstwę i dokopać się do tej wody czy robić wymianę gruntu dodam tylko że koparkowy wspomniał nam o takim gościu który podobno też wymianiał grunt i podobno drugą chatę by za to postawił, chyba lekko przesadził ale mimo to nas wystraszył kosztami.Oczywiście jak to w jego zwyczaju odjechał sobie do domu.

My za telefon i do kierownika budowy, że musi natychmiast przyjechac że masakra jakaś jest i tak dalej, no to zebrał się i przyjechał, ohhh do niego to trzeba było mieć dużą cierpliwość haha, stanął popatrzył rozmyślał a minuty leciały, ja do niego nawijam jak katarynka a on dalej patrzy, ogląda rozmyśla, powolny jak normalnie myślałam że go kopnę w du* żeby zaskoczył po masakrycznie długiej chwili mówi, no tego się właśnie obawiałem, no masz to mnie pocieszył.

Nie wspomniałam o tym ale na samym początku kierownik kazał nam w najniższym punkcie wykopać metrowy dół, chciał sprawdzić czy nie ma wody, lecz na drugi dzień po wykopaniu było suchutko więc już wcześniej wykluczył kurzawkę, i dlatego teraz mówi pod nosem że tego właśnie się obawiał, to ja pytam co dalej jakie są ewentualności żeby postawić na tej działce dom, a on oczywiście dalej mnie olewa i myśli, poleciałam po męża i mu mówie powiedz mu coś wypytaj bo ja już nie mam cierpliwości no to on pyta a tamten stoi jak wryty, ja mu mrugam, miny robię i go zmuszam żeby wydusił cokolwiek od tego faceta no to ten przemówił ( wkońcuuuuuuu) powiedział że można wymienić cały grunt czyli dokopać się do wody niech ona sobie spłynie i na tym około metra sypać żwir piasek warstwowo, już nie pamiętam co po kolei, ale to jest drogie, jest też druga ewentualność, można przesunąć cały budynek, uciec od tej wody która szła pod skosem, i przesunięcie domu wiązało by się z tym że woda omija domek a nawet można potem zrobić odzyskiwanie tej wody poprzez studnie lub coś tam i ostatnia ewentualność zrezygnować z piwnicy

Ja razem z mężusiem nie wiedziałam co robić, decyzja była bardzo trudna, nie znaliśmy nikogo kto wymieniał grunt, nie znaliśmy nikogo kto miał kurzawkę a co najgorsze było to że trzeba zadecydować czy rezygnować z marzeń związanych z siłownią i tenisem stołowym w piwnicy. Ja mówię do męża ty decyduj czy chcesz zrezygnować z tej piwnicy bo ja już nie wiem co robić, usiedliśmy na trawcę, potem pospacerowaliśmy cały czas ktoś nas pytał co robimy a my nie mieliśmy pojęcia, wkońcu mowimy tak do kierownika niech Pan wskarze mi to nowe miejsce na dom, on na to że jak my chcemy i zaczęliśmy obliczać metry. W rezultacie wyszło tak że przesunęliśmy domek na działce, uciekliśmy od kurzawki i zachowaliśmy piwnicę