Cofnijmy sie do ubiegłego roku.
Etap poszukiwania działki zwieńczony takim oto sukcesem:

Nie będę się rozpisywać jak wyglądało poszukiwanie takiego miejsca.
Niemniej ludzie mają fantazję!
Różne koszmarki sie oglądało, np. 17-o metrowa działka o pow. ...26 arów.
Dzisiaj śmieję się, że na mojej można parkować pociągi ...ale tam to tylko wąskotorówkę.
Pamiętam natomiast,jak dziś, rozmowę z "panią sprzedającą".
Zadawałam jej lakoniczne i wyuczone niemal pytania typu:

"A ta działeczka psze pani - to przylega do lasu?"

Po czym ona odpowiadała :

"Tak ...będzie sie pani bała?"

Ja - "Nieee. A czy do sąsiadów daleko?"

Ona - "Będzie z 70 metrów. Będzie sie pani bała?"

Ja znowu - "Nieee" ...ale coś mnie już tknęło...

Niedowierzając szczęściu (porażek był moc)- umówiłam sie na oględziny za dwa dni tj. w sobotę kiedy to moja szlachetniejsza połowa wróci z robót (czyt.delegacji). I takoż się stało.
Pani Wandzia (tj. sprzedająca) spotkała się z nami w sobotę. Zasugerowała kilka ponetnych ulg finansowych dot. zakupu i ...pojechała sobie do pracy.
A my - jak przystało na doświadczonych kupujących - rozpoczęliśmy "poszukiwania dziury w całym". To kolejny efekt "poszukiwawczych porażek".
Kurcze ... mówię do siebie...coś musi być nie tak. Może chociaż ktoś szambo wylewa za miedzą... Nie wylewał.
Za to dotarliśmy na koniec działki (a to dobrze ponad 100 metrów) i oczom moim ukazał się taki oto "błogostan" :


...i jak przystoi każdej "silnej" kobiecie - się rozbeczałam.

Natychmiast przypomniał mi sie dziennik madd :
"Tu jest mi cieplo, tu jest mi dobrze i tu bede sie rozmnazac"
Tylko zamiast "rozmnażać" rzuciłam do mojej już baaardzo zadowolonej połowy "tutaj będę umierać..."

Mój cierpliwy anielsko mąż był niebotycznie szczęśliwy. Nie dlatego, że mu się podobało - dlatego, że wreszcie JEST ...
Koszmar poszukiwań miał się zakończyć !