Ja na wspomnienie Prinsia cewnikowania i jego miauków podczas kiedy naprawdę słyszałam już nie MIAU a NIE mam łzy w oczach. Tak strasznie mi go szkoda, choroba naprawdę dała mu w kość, zresztą Hazelka mi świadkiem że przy gościach ciężko uświadczyć jego obecności - mąż się nawet śmieje że on potrafi liczyć i wie że powyżej dwóch ludzi w domu zaczyna się robić niebezpiecznie.
Mrówko Prinsio to też mój syneczek
on jest strasznie gadatliwym kotkiem i informuje nas o tym, że zbliża się termin kuwety, że już odwiedził i zakopał (lub nie
), że chce wejść na blat a dupkę ma za grubą więc się boi sam wskoczyć, że mu się nudzi, że został sam na górze i o co kaman.
Wiem, że dla kogoś dla kogo zwierzę to nie członek rodziny musi być to dziwne, ale uwierzcie że zwierzę można kochać tak mocno jak człowieka. Mnie mąż zarzuca że częściej całuję kotki niż jego, ale co ja mam zrobić jak ja bym mogła je schrupać na śniadanie