Tak sobie myślę jak to jest, że w naturze rośliny na ogól wyglądają dobrze, nikt ich nie nawozi, nie zalewa chemią a radzą sobie doskonale. Nawet jak się trafi gradacja jakiegoś szkodnika to tez sobie radzą, no chyba ze to monokultura ludzką ręka założona, zwłaszcza na gruntach porolnych, wtedy kilka pierwszych pokoleń drzew rzeczywiście marnie rośnie i głownie na papierówkę się nadaje. jednak przychodzi czas, że i w tych miejscach las zaczyna być piękny, zróżnicowany, zdrowy, jakbysmy w szkole na lekcji biologii powiedzieli - mamy do czynienia z homeostazą. Co jest jedną z podstaw tej przyrodniczej równowagi? To, czego gołym okiem nie widzimy, mikoryza w glebie. Jak sadzimy rośliny iglaste w ogrodach przydomowych, to nie dosc, ze głownie na niesprzyjających im gruntach porolnych to jeszcze bez wsparcia żywych organizmów, które one potrzebują do prawidłowego rozwoju. Potem sypiemy tony nawozów na żółknące igły, lejemy środki na zakwaszenie gleby a problemy nie znikają, bo rosliny nie mogą prawidłowo przyswajać składników pokarmowych.
Z resztą czy w lesie ktoś nawozi drzewa? No przecież nie, cały ich pokarm, to rozłożona materia, opadłe liście,itp.
Obejrzałam swoje iglaki, na razie wyglądają dobrze, ale uznałam, że zainwestuję w mikoryzy, dodam do gleby i za rok, dwa drzewom i krzewom będzie się rosło dużo lepiej.
Przepraszam, jeśli kogoś zeźliłam tym "referatem", ale tak mnie jakoś naszło, że czasem szukamy, szukamy, wymyślamy choroby a przyczyny problemów mogą mieć zupełnie inne podłoże.
pozdrawiam
Basia