Dzień dobry.
Bo ja się przywitać i przedstawić chciałam.
Jestem z krwi i kości ślązaczką. Taką co kocha gotować, karmić ludzi, co się w domu z ogromnym ogrodem na wsi wychowała, marzyła o gromadce dzieci na niegorszej wsi wychowywaniu. Życie dość szybko weryfikuje marzenia i wylądowała w śmierdzącym, zaczadzonym mieście królów polskich, mieszka w malutkim mieszkaniu ze wspaniałym mężem, cudownym synkiem i tęskni za zielenią. W pewnym momencie pojawił się plan powrotu na śląską wieś, jednak praca męża nam to uniemożliwiła. Wtem pojawiło się światełko w tunelu, a precyzując: zielona, duża działka, w cichej okolicy, blisko Krakowa a jednak zadowalająco daleko, z pozwoleniem na budowę. Cud miód - kupujemy.
Kruczek? No właśnie - pozwolenie na budowę z gotowym projektem. Projekt w głowie to ja miałam od dawna, pięknie narysowany, pięknie zaaranżowany, pięknie rozplanowany - parterowy, z ogromnymi przeszkleniami, z mnóstwem pokoi (dla gromadki dzieci i gości wszelakich). Czy gotowiec stanowił odzwierciedlenie moich marzeń? Oj nie… Neptun - dobre domy. Tyle i nic więcej. Komentarz zbędny.