Witam,
Mam problem z - jak się okazało - samowolą budowlaną. Ale po kolei.
Rok 2010 - otrzymuję pozwolenie na budowę. Na wiosnę ruszamy z pracami.
Rok 2011 - dom wybudowany, po długiej zwłoce gazownia robi przyłącze, firma ciągnie instalację, szybka przeprowadzka, bo czasu nie ma.
Rok 2012 - geodeta robi mapę powykonawczą, kierownik składa dokumenty potrzebne do odbioru budynku i ZONK. Okazuje się, że potrzebne jest pozwolenie na budowę wewnętrznej instalacji gazowej. Okazuje się, że nieświadomie zrobiłem sobie samowolę.
Wiem, głupi ja- nie sprawdził czy jest w PnB, nie poczytał, nie dopytał. Z drugiej strony nikt też o nic takiego mnie nie pytał, ani nie informował- ani starostwo- wydając PnB budynku- choć jest tam zaznaczone, że gazu używać będę i odpowiedni świstek z gazowni dołączony (o konieczności PnB na zjazd poinformowali), ani gazownia- puszczając gaz, ani wykonawca robiący instalację. Ale ok, biorę wszystko na klatę, posypuję głowę popiołem, aktu samobiczowania też już dokonałem. Pytanie: jak z tego wybrnąć? Miałem parę pomysłów, ale okazały się chyba nietrafione.
I. Zalegalizować korzystając z możliwości prawa budowlanego. Problem: koszt- o ile dobrze policzyłem 50x500 złx5x1= 125.000 zł
II. Złożyć wniosek o PnB instalacji gazowej. Problem: geodeta. Na mapach jest już istniejąca instalacja i przypuszczam, że przemiła pani w starostwiem, może się doczepić do tego, że chcę PnB na coś, co już istnieje.

Czy widzicie inne możliwości rozwiązania tego problemu?