Na budowie czas bardzo spowolnił, w przeciwieństwie do tego na zewnątrz
Na poddaszu prowadzone są prace ociepleniowe i okładzinowe. Powstał też tyci tyci stryszek na rupiecie. Chodzić można tylko w pozycji całkowicie zgiętej,a najlepiej na czworakach ale jak znam życie "bardzo" potrzebnego dziadostwa nazbiera się w chałupie tyle, że szczelnie wypełni każdy decymetr przestrzeni strychowej.
Z rzeczy interesujących, byli też w końcu spece od sieci gazowej. Gaz to u mnie temat rzeka, ale naprawdę nie mam sił się nad tym rozwodzić, bo za każdym razem kiedy o tym wspominam szlag mnie trafia i ciśnienie skacze. W każdym razie wpadli z dwiema koparami, w ośmiu chłopa i pierdut rurę zakopali. Długą z 70 m będzie, zrobili przyłącze, wystawili rury przy skrzynce - rozpier.... przy okazji bramę, ale skoro i tak była przewidziana do likwidacji, to niech tam, w sumie grzecznie spytali czy mogą - pozwoliłem, jest git. Feler w tym, że nie podpięli drugiego końca do gazociągu. Efekt łatwy do odgadnięcia. Rura nie wpięta, robota nie skończona (aha, nie powiedziałem, że to nagromadzenie sił wykonawcy trwało dwa dni i się zmył, zostawiając bajzel na drodze), papiery odbiorowe bujają się ........ wie gdzie, umowy na dostawę zasadniczo podpisać się nie da - vide brak dokumentacji odbiorowej, uruchomić ogrzewania nie mogę, posadzki nie wygrzane, podłóg kłaść nie mogę, izolacji w łazienkach też..... no i znowu się denerwuję. A przemiła pani w biurze obsługi klienta w gazowni ma pretensje że instalator nie wpisał kuchenki do protokołu i ona przyjąć tego nie może. Na pytanie jak mam podłączyć kuchenkę (płytę grzewczą do zabudowy w blacie kuchennym) skoro nie mam nawet na czym postawić tej kuchni gdybym nawet ją już kazał zrobić, bezradnie rozkłada ręce.
Ludzie, no czemu psia krew to musi tak być, wszędzie! A najgorsze że tak jest od lat i nic, absolutnie nic się nie zmienia. O przepraszam, zmienia się... na gorsze.