Hej,
Mniej więcej 3 miesiące temu skończyłem generalny remont mieszkania. W salonie, na powierzchni około 20m2 ma litą deskę dębową, nieselekcjonowaną, o różnych długościach klepki.
"Fachowcy" zaczęli kłaść od "pełnej" ściany (bez okien ani drzwi) i tam najprawdopodobniej zostawili prawidłową dylatację, ponieważ wszystko wygląda super. Po drugiej stronie, gdzie mam dwa otwory drzwiowe, najprawdopodobniej nie chciało in się docinać na szerokość desek (strzelam, że do prawidłowej dylatacji brakło parę minimetrów), więc położyli jak im wyszło. Wnioskuję to też po korku w otworze drzwi między parkietem a płytkami, który jest ściśnięty jak ..... Teraz mam przesrane.
Trzy ostatnie rzędy zaczęły pływać. Na kawałku ściany deska zaczęła odrywać listwę przypodłogową.
Mopje pytanie brzmi, czy ja to jakoś jestem teraz w stanie ratować? Czy podłoga wg Was nadaje się tylko do wyrzucenia?
Pozdrawiam,
HELP