No to jesteśmy prawie w domu.
A podobno umawialiśmy się przecież , że to nie krytycy powinni oceniać wartość sztuki, bo i robią to w większości niewłaściwie
Podałaś 6 kapitalnych przykładów, w których istotne pojęcia mieszają się na potęgę i wykazują powierzchowne spojrzenie na problem.
Tak przy okazji coraz bliżej strzelasz własnej stopy.
Elfir powiedziała bowiem : to nie krytycy stanowią co ma wartość w sztuce tylko pospólstwo, wynajdujące "perły".
Na co Wojtek - Nigdy!Tylko nie "pospólstwo" ale znawcy tematu
Tym czasem podajesz przykład, kiedy to właśnie "pospólstwo" nie znawcy wyceniają zjełczałe masło na tysiące euro.
To jest interes nie sztuka.
A kimże jest krytyk gazetowy jak nie gawiedzią, który nie rozrywając nawet folii płyty jest w stanie napisać sążniste wypracowanie na temat wartości muzyki jaka na niej jest zawarta ?
Jest tak samo kompetentny jak ktoś , kto licytuje kwotę na poziomie nieadekwatnym do wartości . Zresztą , jak można w ogóle przeliczać wartość artystyczną na kasę? To tylko rynek przecież.Emocji, nowatorskiego widzenia, kunsztu się nie da - ale jako lokata i przedmiot pożądania tak , co nie ma jednak przełożenia na wartość sztuki.
Przykład inny.
Dzieło artysty Renoira, chyba niekwestionowanego,sprzedane było na aukcji w latach 80' za kwotę dużo wyższą niż, to samo dzieło na początku lat XXI w. Czyżby jego wartość artystyczna zmieniła się po latach?
Co ma ekwiwalent gotówkowy, którym epatują podane przykłady do wartości dzieła?
Niektóre dzieła znanych, cenionych i uznanych twórców traktowane są w kategoriach artystycznych jako mniej wartościowe od pozostałych ich prac, mimo , że ceny są na wciąż wysokim poziomie lub wręcz żagielki sprzedają się lepiej od tych faktycznie wartościowych.
Czy zniszczenie knota bez większej wartości artystycznej jak miska z wodą jest bezpowrotne? Tak. Tak samo jak spalenie Vermeera czy rozbicie ręcznie wykonanego giftzwerga , chociaż strata dla kultury różna. Po co więc taka ironia?
Zatem czy szafka z gównem jest działaniem artystycznym i sztuką? Tak w pewnym sensie, chociaż głównie skandalem.
Czy ma to wartość artystyczną? Tak chociaż znów wątpię , czy artystyczna jest duża.
Czy ma to w ogóle jaką wartość ? Pewnie tak , nawet emocjonalną a i finansową wycenioną przez " pospólstwo" np. na kilka tysięcy.Ba, może być nawet niezłą lokatą kapitału.
Czy jest kiczem? Nie
Dla porównania "Hołd smoleński" prezentowany w tym wątku.
Czy jest sztuką? Tak
Czy ma wartość artystyczną? Mizerną, jeśli w ogóle ma.
Czy jest kiczem? Tak
Podobnie możemy zrobić z pracami Gauguina, Rousseau, Nikifora zadając pytanie dodatkowe, czy są absolwentami ASP, skoro to dyplom ma determinować i zezwalać na prowokacje akceptowane przez krytyków.Wielu z nich nawet nie ma odpowiedniego przygotowania , poza chciejstwem.
Niejaki Balthus, chyba najdroższy dzisiaj malarz, przez pewien okres wychwalany przez znawców, potem już krytyków nie osiągał wcale sukcesu komercyjnego u przeciętnych , wrażliwych ponoć na piękno, masowych odbiorców. Dzisiaj przyznano rację jajogłowym i nawet owo " pospólstwo" dorosło i zachwyca się jego pracami. Nikt nie chciał wówczas słuchać, bo się zwyczajnie nie podobały. Co z tego?Były znakomite i można to było udowodnić, są do tego "narzędzia" stwierdzające niezwykłość jego prac. Większość zachwycała się Malikiem, o którym dzisiaj już nikt nie pamięta.
PS Nie do końca pojęłaś piu sens wypowiedzi Witkacego. Powiedziałem , że to archaiczne myślenie o sztuce, bo archaiczny był wówczas jeszcze sposób jej pojmowania i oceny w tym czasie . Teoria Wittgensteina nie miała zastosowania a artysta chociaż w skrytości ma w d. krytyków jest od niech zależny, bo to oni ( to przysłowiowe "pospólstwo") stanowi o jego losie materialnym.Wracamy więc znów, bez względu na czasy do elitaryzmu sztuki wyższej i egalitaryzmu sztuki masowej. Witkacy i jemu współcześni nie znali pojęć Atkinsona. Problem Witkacego, to jednak zupełnie inna niż nasza tu bajka.