Witam Szanownych Forumowiczów.
Mam trudny orzech do zgryzienia i bardzo liczę na pomoc osób które mają trochę doświadczenia w pracy ze starymi przedwojennymi kamienicami, odnawianiem ich łączeniem pracy z drewnem, wapnem ze słomą i karton gipsem
Konkrety.
Mieszkam na drugim piętrze dwupiętrowej kamiennicy. Nade mną jest strych, dobrze wietrzony i nieogrzewany. Zatem zimą zimno, latem upalnie. Chcę się od strychu odizolować termicznie, ale podłoga strychu a mój sufit jest oczywiście drewniany. Są to legary między którymi są pewnie ślepe pułapy z tłuczniem i deskowaniem z obu stron. Patrząc od mojego pomieszczenia sufit wygląda następująco – narzuta wapienna ze słomą (tak jak to było w zwyczaju) pod tym deskowanie i legary. Nie chcę modyfikować podłogi na strychu. Muszę ograniczyć się do ocieplenia wewnątrz moich pomieszczeń podwieszając sufity i zdecydowałem się na stelaż metalowy, na który położę trochę wełny (pewnie jakieś 10cm) a do stelaża będę kręcił płyty. To wszystko jest pewnie jak najbardziej praktykowane i normalne. Ale nie to jest mój problem. Problemem jest co zrobić z narzutą wapienno–słomianą i ważniejsze co zrobić z folią paroizolacyjną której dawać nie chcę...
Zanim od razu ktoś podpowie, że dawać na rusztowanie folię na taśmie samoprzylepnej i na to kręcić płyty, bo wiem że tak się robi aby wełna nie zawilgotniała, mam pewne wątpliwości i chciałbym nie dawać tej folii. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że jeśli dam folię a zacieknie mi z góry od strychu trochę wody przy mocnym deszczu (w takich kamienicach to standard choćby nie wiem co i muszę się z tym liczyć) woda spłynie między deskowaniem, wejdzie w wełnę i spłynie na folię paroizolacyjną. Nawet nie pokarze mi się na suficie, ale pozostanie tam niemal na wieki. Nie wierzę aby odparowała spomiędzy folii a wełny jeśli jedno i drugie będzie w miarę szczelnie położone. Wtedy grzyb, pleśń i ogólna kiła. Jeśli nie dam folii paroizol. woda pokarze mi się na suficie w postaci plamy, ale wyschnie dość szybko i po kłopocie. To mniejszy problem w moim odczuciu – najwyżej malowanie wtórne / wymiana kawałka płyty na nową.
Myślałem też na tym, aby dać folię paro – przepuszczalną nad wełnę i paroizolacyjną pod wełnę, czyli zamknąć wełnę w dwóch warstwach folii, jedna chroni od góry a druga od dołu, ale wiem że bardo ciężko będzie zabezpieczyć to super – szczelnie. Zresztą to może rodzić inne kłopoty i całkowicie zagrzybić wełnę bo dojdzie do skraplania pary wodnej nad wełną. Piszę o tym, bo może są jakieś inne folie, choć to raczej chybiony pomysł…
Dochodzi jeszcze jeden problem – wpuszczone oświetlenie które chcę zrobić w tych sufitach. To dodatkowe miejsca gdzie będę musiał taką folię nacinać i kombinować. Nie jest to chyba łatwa sprawa...
Drugie pytanie oprócz folii paroizolacyjnej, to co robić z narzutą tynkowo-słomianą. Jest ogólnie w miarę OK, więc może ją zostawić (wiem że to chłonie wilgoć, zatem pierwsza myśl - skuć)? Czy skuwać ją do deskowania. Deski są zdrowe, część odsłoniłem. Wolałbym je zostawić, zawsze to dodatkowa osłona i izolacja nie tyle termiczna co przed śmieciami ze strychu.
Dajcie proszę znać co uważacie. Sprawa jest poważna, bo nie mam ani czasu ani środków materialnych aby robić to później ponownie, a robił będę samodzielnie. Jakieś doświadczenie mam w kwestiach podwieszania sufitów ale w budownictwie betonowym, bez ocieplania. Nie jestem budowlańcem co jest dość oczywiste, mam sporo chęci i mocno ograniczony budżet.
Dziękuję serdecznie za pomoc i konkretne rady!