Witam wszystkich!!!

Z pewną taką nieśmiałością podjęliśmy decyzję o budowie domu...
Z pewną taką nieśmialością postanowiłam pisać własny dziennik budowy..

Od kilku tygodni przegladam wszelkie strony dotyczące budownictwa, głównie - doświadczeń innych ludzi. Tak trafiłam na forum muratora. PO lekturze kilku dzienników zaczęłam walczyć z pokusą podzielenia sie własna historią. No i dziś przegrałam...
Od kiedy decyzja o budowie zapadła targają mną sprzczne uczucia - od euforii po rozpacz, że spełnią sie czarne scenariusze .
Być może przelanie tych wrażeń na klawiaturę pozwoli mi uporać sie z tymi skrajnościami???
Drodzy czytelnicy! lojalnie uprzedzam, że słowo pisane często wymyka się spod mojej kontroli, gubię sie we własnych dygresjach i czesto zapominam o czym własciwie piszę
Pomimo tego mam nadzieję, że ktoś kiedyś poczyta i i będzie miał szczęście uczyć sie na cudzych a nie własnych błędach ( oczywiście mam nadzieję, że zadnych błędów nie popełnimy, czytając jednak doświadczenia innych wiem , że to niemożliwe )

Zaczynamy więc opowieść o tym jak Paula i Jacek dom budowali...

Zaczęło sie tak, jak to sie zwykle zaczyna: zrobiło się ciasno
Mamy swój - ciężko zdobyty ale niestety miniaturkowy - domek, który nagle stał sie za ciasny.
Musze dodać, że 7 tygodni temu pojawił sie u nas mały człowiek, który sprawił, że powielamy model rodziny 2+2. No i zapragnęlismy, żeby ilośc pokoi była u nas conajmniej taka jak ilosc członków rodziny
Pierwszym etapem były rozmowy ze specjalistami na temat podniesienia naszego dachu i zrobienia poddasza, okazało sie jednak, że pomysł ten - choć niegłupi - jest bardzo trudny w realizacji, a jakby tego było mało - bardzo kosztwowny. Po kliku wieczorach spędzonych na rozmowach, bazując na faktach przedstawionych przez znajomego architekta...decyzja zapadła!
Pierwsze schody pojawiły sie przy poszukiwaniach działki. Mieszkamy w naszej kochanej Bochni i tu tez chcieliśmy pozostać. Okazało sie jednak, ze działki są w cenach bynajmniej nie przystępnych.
Zapomniałam napisać, że jesteśmy Przeciętną Polską Rodziną - zarabiamy tyle, że stać nas na normalne życie, jednak zgromadzenie jakichkolwiek oszczednosci przekraczało nasze mozliwości
Po pewnym czasie udało się!!! Znaleźlismy kawałek płaskiej jak patelnia ziemi, w dobrym miejscu i w dobrej cenie.
Wtedy pojawiły sie kolejne schody - dla mnie o wiele wyższe niestety...
Okazało sie bowiem, ze moi rodzice są zdecydowanymi przeciwnikami naszego pomysłu. Obrazowali czarne scenariusze, w których finansowa klapa i bezdomność nie były najgorsze...Gdy zaczęłam upierać sie przy swoim zdaniu usłyszałam wiele gorzkich słów o swoje głupocie i nieodpowiedzialnosci. Rodzice postawili warunek - jeśli nie zmienimy zdania, oni umywają ręce; ograniczaja kontakty, wykluczają wszelaką pomoc itd, itp... To był szok, tym bardziej, że do tej pory stosunki układały nam sie dobrze. Czy ktoś to może rozumie??? Czy to co robimy nie jest właśnie mysleniem o przyszłości? Szczęsciu naszych dzieci? Do tej pory nie pojęłąm o co im chodzi, bo nikt mi nie wmówi, że to z troski o naszą przyszłość!

No i oczywiście zboczyłam z tematu...
W takim razie przerwę moje opowiadanie. Przeczytanie takiego długiego tekstu i tak przekracza możliwości przeciętnego człowieka
Dodam tylko, że w pomyśle wytrwaliśmy, ale o tym...w kolejnym odcinku serialu