Witam,
to mój pierwszy post na forum, które od dość dawna poczytuję i baaaardzo chciałabym do Was - budujących - dołączyć. Narazie jestem na etapie zakpu działki, i tu od razu zaczyna się stos pytań / problemów, zapewniających niejedną bezsenną noc (czyli mam przedsmak przygody budowlanej, ha). Ale do rzeczy.
Znalazłam działkę, która z pewnych przyczyn (głównie lokalizacyjnych) niezwykle by mi odpowiadała. Poza tym już właściwie nie ma zalet Problem w tym, że w danym obszarze podobnej działki już po prostu nie znajdę, dlatego interesuje mnie ta właśnie parcelka, którą wyszukałam. Działka jest rozmiarów mikrych (10 x 25 metrów), ale ponieważ sąsiednie działeczki zabudowane są do ostrej granicy, więc generalnie stawianie tam domu miałoby sens (oczywiście przy uzyskaniu takich warunków zabudowy, które budowanie w owej ostrej granicy dopuszczają). Ale teraz pojawia się problem, i to duży.
Do działki przylega z jednej strony ruderka Taki stareńki bieda-domek z rozbiórkowej cegły. Wygląda nawet na to, że nikt tam od dawna nie mieszka. Podobno (nie wiem, na ile to prawda, bo osobiście tego nie usłyszałam), wstępne decyzje z urzędu, co do zabudowy interesującej mnie działki zalecały właśnie zabudowę "w świetle" tego budynku, czyli doklejenie w ostrej granicy nowej zabudowy. Ruderka nawet wygląda tak, jakby już kiedyś coś do niej doczepione plecami stało, to znaczy ma dach ze spadem w jedną stronę, i prostą ścianę (parter + piętro) od strony mojej działki.
A teraz problem: wszystko pięknie, tylko na pięterku ktoś sobie wydłubał okienko. Właśnie w ostrej granicy, w tej ścianie, która ewidentnie była ślepą ścianą. Okno owo jest nawet zastawione od wewnątrz jakąś szafą, ale nie zmienia faktu, że tam jest!
Na 100% jakaś samowola budowlana, ale trudno powiedzieć kiedy powstała i pewnie już się dawno uprawomocniła. Raczej nie do ruszenia, bo szczerze mówiąc wolałabym budować, niż procesować się z jakimś w sumie Bogu ducha winnym dziadziusiem i udowadniać w sądzie, że okno nie ma 15tu lat (chyba wtedy się legalizuje). Bez sensu. Wygląda więc na to, że doklejanie się do budynku-ruderki odpada, ale teraz dopiero zaczyna się poważny problem. Mój architekt mówi, że jeśli w ostrej granicy mamy ścianę z oknami, to ja powinnam w takim przypadku (jeśli też chcę mieć ścianę z oknami) odsunąć się aż o 8 metrów! Co na tak małej działce w ogóle stawia pod znakiem zapytania sens jakiejkolwiek zabudowy (bo np. zostanie 50 m brutto na kondygnację, z czego odpadnie grubość ścian, komunikacja i rozmaite schody).
Straszne!
Mam zatem pytanie: czy ktoś z Was spotkał się z podobną sytuacją? Może od samowolnego okna będzie można oddalić się chociaż na 4ry metry, a nie aż 8
Heh, generalnie to chyba najprościej byłoby namówić sąsiada, żeby te swoje okno zamurował, ale ponoć to też nie jest takie proste (jeśli się przedawniło i uprawomocniło to i tak będzie w warunkach zabudowy, że to jest ściana z oknami, i przekonywanie wszystkich urzędników że okna jednak nie ma potrwa wieki...). Poza tym znając życie, to za oknem jest ulubiony pokój sąsiada, a przed oknem jego ulubiony widok przez okno, więc za zamurowania i tak nic nie wyjdzie.

Macie jakiś dobry pomysł? Mam zamiar wybrać się w przyszłym tygodniu do wydziału architektury, ale nie wiem, na czym w ogóle zakotwiczyć rozmowę (to znaczy na jakiej odległości od tego felernego okna...)