Dalie u mnie nie przetrwały - raz wykopałam, za drugim zapomniałam. Z tulipanami łatwiej, bo wystarczy co dwa lata (teoretycznie - większość moich czekała trzy lata). Woreczki raz uszyte będą do użytku na zaś. Fakt, że tego wsadzania nie lubię, ale może na razie jakoś się zmobilizuję. Wiosną się odwdzięczą.
Całkiem solidną burzę mieliśmy dzisiaj. Wczorajszej nocy też podlewało. Jak ja się cieszę, że nie muszę z wężem latać!
Zastanawiam się nad jakimś ułatwieniem. Na żadne automatyczne systemy do podlewania nas nie stać, ale myślałam o zakopaniu węży w kluczowych kierunkach i jakimś rodzielaczu, do którego można by je podłączać. Na końcach węży widzę oczyma wyobraźni jakieś zraszacze albo linie kroplujące, ale co zrobić z małym, zarośniętym chaszczami kwietniczkiem? Na takim to tylko dziurawy wąż. Zraszacz tylko na warzywniaku. Zaraz lecę szukać czegoś takiego po necie, a jeżeli coś możecie podpowiedzieć, to bardzo proszę. No bo zawszeć to łatwiej będzie odkręcić wodę, podłączyć węże i siedząc na tarasie patrzyć, jak się podlewa.
Szkoła się skończyła na ten rok szczęśliwie! Oby w przyszłym równie szczęśliwie się zaczęła... Na razie same niewiadome. Średnie dziecko raczej z zapasem się dostanie do wybranego liceum, ale jeszcze nie znamy podziału na klasy w nowej szkole Małgosi no i nie wiem sama, kogo będę uczyła. Dwa tygodnie z zagadkami przed nami.