Nu jazz, powiadacie i to też fusion? A ja myślałem, że "phusion" czyli coś z okolic cool jazzu, zarażonego nadto przygodnym kontaktem intymnym z elektroniką.
Jak zwał , tak zwał, ważne, że Krzyśkowi nic nie przeszkadza. Cieszę się jednak, że co jakiś czas mamy różne widzenie tego, co dla jednego jest fajne, dla innego lekko podejrzane.
Poszedłem po bandzie i zgodnie z sugestią wysłuchałem " Niechęci". Chyba ciśnienie dzisiaj jakieś nie bardzo, bo niechęć po wysłuchaniu mi nadal pozostała. Może kiedy indziej będę bardziej obiektywny. Mam wrażenie, że moja niechęć do "Niechęci" bierze się chyba z tego meteoropatycznego stanu albo, że też ktoś wyraźnie próbuje zrobić mnie w konia.
Kiedy cool (i jego późniejsze pochodne) Davisa nazwano jazzem intelektualnym byłem w siódmym niebie - styl , który dawał kopa i zadowalał tych, którzy oprócz przyjemności słuchania czerpali także radość z zabawy szukania i podziwiania ekwilibrystyki utartymi zasadami muzyki klasycznej.
Niestety ten (akademicki nieco) jazz intelektualny (przepiękny przecież, choćby u takiego Garbarka), tu zabrzmiał mi bardziej jako jazz przeintelektualizowany. Nie dorosłem. A może nie potrafię podziwiać takiej filozofii muzycznej, polegającej na zbiorowym katowaniu się wydumaną formą w tonacji ponurej-flat minor, jaką daje muzykom ich wspólne granie dziwacznych konstrukcji, mających wyraźnie na celu, podniesienie libido słuchacza.
Wolę już chyba czystą zabawę muzyką, niż dać się wpuszczać w maliny tworzenia tzw. "klimatów", zachwytu artystowskim "free", który zawsze jest mocno podejrzany, czy wnikania w niby nowatorskie formy, jednak wszystkie rodem z Prokofiewa.
Pozostaję więc osobiście na jakiś czas w nieco zabawniejszym klimacie z moją ukochaną od kliku lat pianistką Hiromi, jej funem i cudowną techniką, która nawet we free nie będzie pozostawiała cienia wątpliwości czy mamy do czynienia z oszustwem czy świadomym graniem. Właśnie nabyłem jej "Voice".
Sybilantów nie będzie, bo dźwięk mimo niskiego transferu, od samego Telarca.