Z dzisiejszego Onetu:
"Ks. Jacek M., proboszcz parafii w Pleckiej Dąbrowie koło Kutna, ma zapłacić rolnikowi Henrykowi S. sto złotych nawiązki za to, że w kazaniu wymienił jego nazwisko i nazwał "nieumytą mendą i kanalią plączącą się po ziemi bez sensu".
Ksiądz nie żałuje wypowiedzianych z ambony słów. - Skłoniły mnie do tego parafianki, które żaliły mi się, że S. nielegalnie handluje wódką i rozpija ich mężów i synów."
Moja ocena postępowania księdza jest jednoznaczna: bez względu na to, czy Henryk S. prowadizł melinę, czy nie, nie mógł być on tak nazwany przez kogokolwiek. Mendą i kanalią może zostać nazwany tylko ten, kto takich słó używa publicznie wobec drugiego cżłowieka.
Natomiast bulwersuje mnie "wysokość" kary. Ciekawe, czy jakbym ja podczas niedzielnej mszy gromkim głosem i w obecności tłumu parafian tak nazwał księdza, to dostałbym taką samą "karę" ?...