A we mnie to wywołuje głęboki smutek. Nie jestem specjalnie praktykująca, właściwie nawet wcale, ale kiedyś kapłan był prawie jak święty. Miał zawsze rację, był zawsze dobry i wiedział zawsze jak należy postąpić. Mądrość, umiar i chrześcijańskie wybaczenie oraz miłość bliźniego były cechami nieodłącznie kojarzącymi się z kapłanami. A teraz? Jeżeli kapłan nie widzi Chrystusa w drugim człowieku i Go obraża, jeżeli ksiądz osądza bez procesu, nie pamiętając o biblijnym "nie sądź, aby i ciebie nie osądzono", jeżeli nieistotnym zapisem są słowa "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" - to czym stał się polski Kościół katolicki? Autorytet kapłana i Kościoła polskiego w moim odczuciu już dawno legł w gruzach. I mnie to zasmuca, bo kiedyś biskupi, hierarchowie i wiejscy proboszczowie mówili jednym głosem i czarne było czarne, a białe było białe. Teraz co ksiądz to opinia, niejednokrotnie szokująca i bulwersująca. I wstyd mi za polski Kościół, który na to pozwala i wydaje się tym chlubić. Chyba jestem za głupia na to wszystko, czy jak.