Kuriozum z GW
Zdaje się, że już trochę napisano na Salonie o kuriozalnym tekście z piątkowej "Wyborczej" - niejakiego Tomasza Żuradzkiego, który usiłował udowodnić, że "patriotyzm jest jak rasizm". Tekst jest jednak tak kretyński, że nie sposób przejść nad nim do porządku dziennego.
Cały wywód autora opiera się na zmanipulowaniu kilku kluczowych punktów. Autor przyjął kilka milczących założeń, na których oparł swoje tezy. Problem w tym, że te założenia są całkowicie fałszywe.
Przeczytaj najświeższe komentarze Niezależnego forum publicystów: salon24
1. Wojowanie i "fascynacja militariami" jako smutna pozostałość "plemiennej przeszłości" oraz emanacja zwierzęcej natury człowieka, od której - na ile wywody autora można zrozumieć - należy uciekać. W ten sam sposób za pozostałość plemiennej przeszłości można by uznać właściwie wszystkie czynniki, które organizują życie społeczeństw i narodów. Plemienną pozostałością może się okazać także np. instytucja rodziny.
Autor prezentuje typowe dla fanatycznej lewicy przekonanie, że ludzką naturę należy kształtować od nowa, przezwyciężać i instrumentalizować. Nie istnieje dla niego coś takiego jak naturalne cechy człowieka, które są i przyjemne, i mniej przyjemne. Gdyby chcieć przyjąć punkt widzenia Żuradzkiego, należałoby w jakiś sztuczny sposób - medykamentami podawanymi masowo czy państwowym "dobrym" terrorem (o ile Żuradzki godzi się w ogóle na istnienie państw, tych pozostałości plemiennych wspólnot) - zmusić ludzi do wykreślenia tej części ich natury, która odpowiada za złość, nienawiść, także potrzebę bezpieczeństwa i kilka innych cen. To możliwe by było oczywiście tylko w świecie Orwella albo Huxleya, ale nic dziwnego - ludzie pokroju Żuradzkiego, gdyby mogli, do takiego właśnie świata by nas doprowadzili. W imię powszechnej szczęśliwości, rzecz jasna.
2. Pisze autor: "To właśnie po małpach odziedziczyliśmy te cechy, które owocują tak dziś gloryfikowanym przez prawicę egoizmem plemiennym czy narodowym". Jaką prawicę ma na myśli? Gdzie mainstreamowa prawica gloryfikuje egoizm narodowy? Na czym on niby ma polegać? Nie wiadomo, ale w tym zdaniu mamy przemycony pogląd, że prawica gloryfikuje cechy, pochodzące od małp. W przeciwieństwie oczywiście do humanistycznej lewicy, która mordowała miliony ludzi nie w imię egoizmów narodowych, ale dobra ludzkości.
3. Opis "maszyn do zabijania", podziwianych w Alejach Ujazdowskich, ma wstrząsnąć czytelnikiem. Musi wstrząsać Żuradzkim, który stosuje tutaj trik petito principii: skoro jemu samemu obce są uczucia narodowej dumy i patriotyzmu, to oczywiście nie może pojąć tego wymiaru wojskowej defilady. Widzi jedynie "maszyny do zabijania" i coś moralnie odrażającego. I ogłasza, że do tego wyłącznie sprowadza się cała impreza. A że dla tysięcy innych chodzi w niej o co innego - to są przecież owe emocje pochodzące od małp, z którymi Żuradzki rozprawił się już na początku tekstu.
4. Jako niewypowiedziane założenie przyjął sobie Żuradzki dziwną kategorię moralności, opartej na wyzbyciu się wszelkich uczuć, dotyczących wspólnoty ludzkiej mniejszej niż cała ludzkość. Przypomina mi to bredzenia Johna Lennona: Imagine, there's no borders itd. Imputuje Żuradzki jakąś zasadniczą sprzeczność pomiędzy moralnością (szczególnie zabawne jest, że podpiera się tutaj moralnością chrześcijańską; niestety, znowu fałszywie) a poczuciem wspólnoty narodowej. Dziwna to etyka, w której nie ma miejsca na lojalność wobec tych, którzy są nam bliżsi z całkowicie naturalnych powodów. Problem w tym, że Żuradzki - jak to fanatyczna lewica - nie chce w ogóle przyjąć do wiadomości istnienia takich obiektywnych czynników, tworzących wspólnoty, jak historia, tradycja, język itp. Dla niego to po prostu nie istnieje. Ma zostać natychmiast wykreślone i wymazane. O kimś, kto tak stawia sprawę, można taktownie powiedzieć, że oderwał się od rzeczywistości. A można też bardziej wprost, że ma niezły odlot.
Gdyby Żuradzki konsekwentnie stosował moralność, jaką propaguje, powinien pozostać bierny w sytuacji, gdy bandyta będzie gwałcił jego żonę czy dziewczynę.
5. Poglądy Żuradzkiego, gdyby chcieć je wcielić w życie, musiałyby - podobnie jak niegdyś Lenin twierdził o komunizmie - zostać wprowadzone w czyn jednocześnie na całym globie. Gdyby pozostała choć jedna spójna wspólnota, której nieobce byłyby naturalne ludzkie odruchy, mogłaby zawojować całą resztę świata. Wojsko, wojna, defilady i pokazywanie własnej siły muszą istnieć, ponieważ taki jest realny świat. Nie można z nich zrezygnować, bo rzeczywistość jest, jaka jest.
6. "A przedkładanie interesów obywateli państwa, w którym akurat żyjemy, ponad interes pozostałych ludzi jest poważnym występkiem moralnym" - pisze sobie Żuradzki. Chętnie zobaczyłbym jakiś przekonujący wywód, na którym autor oparł tak kategoryczne twierdzenie. Etyka Żuradzkiego, stosowana konsekwentnie, musi prowadzić do absurdalnych wniosków. Dlaczego niby mam czuć jakiś związek ze swoim sąsiadem? Tylko dlatego, że mieszkamy akurat obok siebie? A czemu miałbym czuć związek ze swoją matką? Tylko dlatego, że zygota, z której powstałem, akurat przypadkiem dojrzewała w jej macicy? A dlaczego miałbym odczuwać związek ze swoim dzieckiem? Bo akurat nosi moje geny? I co z tego? Geny ludzkie w ogóle są podobne. I tak dalej, i tak dalej.
Hierarchia związków i lojalności - zaczynająca się na rodzinie, a kończąca na ludzkiej wspólnocie, w której mieści się także naród - jest w etyce znana i akceptowana od dawna. Ciekaw jestem, jakich to wynalazków dokonał w tej dziedzinie Żuradzki.
7. Kolejne fałszerstwo: "Podobnie jest z gospodarką: subsydiowanie produkcji rolnej przez Unię Europejską może w krajach Afryki pociągnąć za sobą śmierć tysięcy ludzi na łatwo wyleczalne choroby. Nie umieraliby tak łatwo, gdyby ich kraje miały za co kupić lekarstwa. Ale pieniędzy nie mają, bo jedyny produkt, który mogłyby eksportować do Europy, to żywność, przed którą się bronimy niesieni patriotycznymi zrywem do popierania tego, co "nasze"". Sprzeciw wobec zniesienia subsydiowania rolnictwa nie ma nic wspólnego z patriotyzmem, o czym pewnie Żuradzki doskonale wie. To akurat ponadpaństwowy interes grupowy. Obrona subsydiów dla polskich rolników albo skandalicznego KRUS-u nie jest żadnym probierzem patriotyzmu.
8. Kolejna manipulacja: "Ci, którzy twierdzą, że z moralnego punktu widzenia patriotyzm jest postawą pożądaną, muszą uznawać, że wartość życia człowieka zmienia się wraz z jego narodowością. Skoro jestem Polakiem, to nie muszę poważać Niemców. Afrykańczycy zaś mogą mrzeć jak muchy - nie ruszy mnie to, bo są daleko i nie z mojego plemienia". Patriotyzm niczego takiego nie oznacza - to po prostu fałsz, przyjmowanie sobie założenia, z którym najłatwiej się rozprawić. Tragedią jest to, że w imię dobra własnej wspólnoty trzeba czasem pozbawiać życia innych ludzi. Polscy żołnierze w 1939 roku albo powstańcy w roku 1944 nie zabijali Niemców dlatego, że uważali, iż wartość ich życia jest mniejsza niż wartość życia Polaków. Takie twierdzenie to zwykłe retoryczne pałkarstwo.
Wątek z Afrykanami jest wpleciony całkiem bez sensu - to kompletnie inna sytuacja niż wojenna, choć Żuradzki gładko je łączy. Czym innym jest stawianie czynnego oporu lub prowadzenie innych działań wojennych, czym innym przyznawanie się do patriotyzmu w czasie pokoju, a całkiem czym innym pomoc lub jej brak dla odległej grupy ludzi w warunkach całkowitego braku zagrożenia. Osobiście uważam, że zmuszanie ludzi do przejmowania się losem np. Darfuru jest idiotyzmem. To właśnie próba narzucenia ludziom myślenia w sztucznych, nienaturalnych kategoriach. Przyznaję otwarcie: Darfur obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ale nie ma to absolutnie nic wspólnego z patriotyzmem. Bo o ile taki mam stosunek do Darfuru, to inny miałbym prawdopodobnie, gdyby jakaś tragedia wydarzyła się w Niemczech, na Łotwie czy w Irlandii. Dlaczego? Bo to jest moja realna wspólnota - Europa. Czy zdaniem Żuradzkiego poczucie wspólnoty w ramach Europy też jest złe?
9. Całkowity fałsz historyczny: "Podział świata na państwa narodowe jest przypadkowym i krótkim epizodem w dziejach ludzkości - istnieje nie dłużej niż jakieś 150 lat. Współczesny model patriotyzmu, do którego odwołują się polscy przywódcy, powstał w końcu XIX wieku, kiedy masy zaczęły wkraczać na scenę polityczną i uświadamiać sobie, że są akurat Polakami, a nie po prostu "tutejszymi"". Nie wiem, na jakiej podstawie Żuradzki stwierdza, że jest to epizod "przypadkowy". Jest natomiast skrajnie niekonsekwentny. Czemu wspólnota narodowa ma być zła, a wcześniejsza - według niego - wspólnota "tutejszych" już nie? Czym one się różnią? Czy jeśli poddani króla Kastylii okładali się z muzułmanami, to było OK, ale gdy Włosi bili się z Francuzami, to już OK nie jest?
Fałszerstwem jest twierdzenie, że Polacy dopiero w XIX wieku zaczęli sobie uświadamiać, że są Polakami. Że było inaczej, dowodzą po prostu dokumenty, w których już w wieku XIV zaczyna się pojawiać pojęcie Polski w sensie także narodowym. Podczas toczonych przed papieżem sporów z Krzyżakami polscy przedstawiciele w XIV i XV wieku argumentowali, że ziemie, zajęte przez zakon, są zamieszkane przez Polaków. Żuradzki albo kłamie, albo ma zerową wiedzę historyczną.
To samo dotyczy wielu krajów w Europie, także tych, gdzie panowanie opierało się na koncepcji dynastycznej.
To tylko niektóre z bzdur, jakie Żuradzki wypisuje. Nie wiem, kim jest ten Pan, nigdy nie natknąłem się na inne jego wynurzenia i mam nadzieję, że się nie natknę, istnieje bowiem jakaś granica idiotyzmów, jakie może znieść normalnie funkcjonujący umysł.
Źródło informacji: salon24
http://fakty.interia.pl/salon24/warz...um-z-gw,962417