Moja mama fundnęła sobie kuchnię elektryczną. Miałam przyjemność gotować na niej. Wszystko poszło sprawnie, nawet wyłączałam trochę wcześniej, żeby nie marnować ciepła po zdjęciu garnka (ma się te doświadczenia z gotowania na kuchni węglowej, jakoś tak podobnie), jeszcze dziesięć - piętnaście minut i smakowity obiad miał się znaleźć na stole. I... Przez trzy godziny nie było prądu.
Obiad nie był już taki smakowity, narobiłam się więcej, chodziliśmy źli, bo głód. Przez dziewięć lat miałam kuchnię z butlą i takiej wpadki nie było. Wprawdzie z żalem zrezygnowałam z odtwarzania kuchni węglowej, ale na jedno źródło energii, to się nie zdecyduję. Szczególnie, że ostatnio widziałam wielkiej piękności ceramiczną płytę gazową (droga, ale pomarzyć można). W jakimś czasopiśmie widziałam też połączenie płyty ceramicznej, gazowej i grila. Na to rozwiązanie, poza wszystkim innym, będę miała za małą kuchnię. Aha, mieszkam tu gdzie budujemy i doświadczenie uczy, że na krótko, ale całkiem często wyłączają prąd.