Od strasznie dawna nosiłam się z zamiarem poopowiadania o naszych zmaganiach z Konkursowym... ale ciągle coś sprawiało, że nie zakładałam dziennika. A to brak czasu, a to awaria komputera, która zniszczyła wszystkie nasze zdjęcia, a to pewien mały terrorysta, obecnie niemal 8-miesięczny, którego strasznie wkurza, gdy mama siada do komputera i nie pozwala mu gryźć klawiatury...
Tak czy owak, zaczynam teraz.
Tytuł mojego dziennika, jak widać, składa się z dwóch członów - "na psa urok" ma sygnalizować, że tak naprawdę to budowanie zaczęło się tylko dlatego, że znaleźliśmy się - i nadal pozostajemy - pod urokiem pewnego psa, a konkretnie... trzech psów. Wlaściwie to... chwilowo jedenastu... Ale o tym może później...
Zaś "kto kogo wykończy" to pytanie, któe często sobie zadaję - wykańczamy Konkursowego, a on wykańcza nas, i czasem pytam sama siebie, czy dożyję końca tego wykańczania.
Czasu, jak wspomniałam, mam mało. Dlatego pisać będę pewnie tylko od czasu do czasu, gdy mały terrorysta, zwany tez Kapitanem Pijawką lub po prostu Jackiem, będzie spał. Gdy żaden z moich psów nie będzie prosił na siusiu, gdy będę miała posprzątane w moim małym mieszkanku, gdy akurat nie będę gotować... i tak dalej. Teraz jest taka chwila.
Ponieważ, jak już wspomniałam, wszystkie zdjęcia dokumentujące "rośnięcie" Konkursowego wcięło - na początku będzie głównie opowieść nieokraszona fotkami.
Jedna z nielicznych fotografii, jakie się uchowały, to "Oględziny działki" przez Pana Męża z - jakże by inaczej - psami:
Potem oglądały same psy:
I chyba im się spodobało. Ale prawdziwie zachwycone były tym, co mamy obok działki - pola, pola, pola, lasy, lasy, lasy... Cudnie!
Ja też szczerze mówiąc najbardziej zachwycałam się właśnie tym. Gdy już mieliśmy wytyczony budynek, stawałam sobie tam, gdzie będzie moja kuchnia, i patrzyłam - na to będę miała widok podczas zmywania, a na to, gdy zasiądziemy do stołu...
O, tu właśnie widok z "okna kuchennego" - nieistniejącego wówczas jeszcze nawet w zarysach
No, to mój czas minął. Obowiązki wzywają.
CDN