Ponoć, jeśli nadwaga nie jest wynikiem choroby, zasada jest prosta - ujemny bilans energetyczny. Czyli dostarczać mniej kalorii i stosować większy wysiłek. Ale organizm jest cwany, i na zmniejszenie ilości kalorii odpowiada oniżeniem poziomu przemiany materii - stąd efekt jojo po zakończeniu diety.
Mnóstwo zależy też od stylu jedzenia. Ja np. jem impulsywnie, reaguję niekontrolowanym jedzeniem np. na stres. Dlatego na pojemniku na chlebek i na lodówce umieściłem kartki z napisem
"WODA !!" - rozcieńczone kwasy żołądkowe nie meczą tak bardzo, odsuwając uczucie głodu na dłuższy czas. Poza tym taka kartka to "szlaban" - moment na chwilę zastanowienia się.
Bez problemu jadam do 5, 6 razy dziennie, za to niewielkie porcje. Po jedzeniu, nawet kiedy mnie ssie, czekam - po około 5 minutach przychodzi uczucie sytości. Nie popijam w czasie posiłków - żeby nie pomagać w trawieniu.
Do tego kilka prostych wybiegów: kilkanaście lat temu zrezygnowałem całkowicie z cukru, kilka lat zajęło mi uniezależnienie od solenia potraw. Jajecznica z dwóch jaj wygląda na talerzu bardzo podobnie do tej z 3 jaj.. Kromka chleba zawsze może być cieńsza, a warstwa smarowidła taka ledwo zakrywająca dziurki w chlebie
Obiad od lat jednodaniowy.
Teraz mam taki patent - ogórek przeciąć wzdłuż, i wcinać - to ma znikomą ilość kalorii.
Można wszystko, ino powoli.