Również w sierpniu Luśka złożyła wymówienie w pracy. Bo tak. Ja załamany, on zadowolona i bezrobotna...

Wrzesień to prace ogólnoogrodnicze i rozmowy przez płot z sąsiadami. No i przy okazji załatwiłem wodę - studzienka była, ale ani poprzedni właściciel nie podpisał umowy, ani nie było tam licznika... Ale zrobione. Koszt - jakieś 200 czy 300zł. A wracając do prac ogólnoogrodniczych - ten cholerny wilczomlecz cały czas odbija!

Pryskam cholerstwo Roundupem, przysycha, a po miesiącu znów pojawiają się zielone listki. Roślinka puszcza gałązki pod ziemią. Zacząłem wyciągać część podziemną i to jest tragedia... Pod ziemią jest plątanina korzenio-gałązek na głebokość jakichś 20cm. Splątane jedne z drugimi, wygląda jak sznurowadła przedszkolaka po zajęciach nauki wiązania supłów. Jeśli ktoś chce posadzić u siebie wilczomlecz - ogrodzić go pod ziemią, żeby się nie rozlazł...
Pod koniec października mamy gotowy projekt i na poczatku listopada składamy wniosek o pozwolenie na budowę.
W listopadzie również widać, że energetyka ciągnie druta koło naszej działki. Co więcej - pojawia się pół metra od naszego ogrodzenia jakaś skrzynka.

Hmmmm... nic nie dawali znać, trzeba się będzie dowiedzieć. Albo może niech oni sami dadzą znać... i tak nam teraz niepotrzebny...
22.11.04. Odbieram pozwolenie na budowę. Entuzjazmu zero z powodów finansowych - kasy nie ma, Luśka bez pracy, kto mi da tyle kredytu?

2005
Mamy kolejny rok. Po ostatnich kilku miesiącach marazmu znowu naszła nas ochota na działanie. Postanowiliśmy, że z tego co mamy odłożone (a jest tego baaardzo niewiele) i z debetu w moim koncie zrobimy stan zerowy. Będzie już zaczęte - bedzie większy doping żeby to ciągnąć dalej. Kiedyś Luśka będzie miała pracę, będziemy mogli wziąć kredyt... myślmy pozytywnie. Najwyżej będziemy się budowali przez kilka sezonów.
Dzwonię do zakładu energetycznego i dowiaduję się, że muszę porozmawiać z kimś o zmianie warunków przyłaczenia.
10.01.05 Idę za ciosem - wizyta w ZE i okazuje się, że mam po prostu wziąć elektryka, który mi zrobi podłączenie do RBtki, i on (ten elektryk) już sam powinien uzgodnienia z dokumentacją w energetyce porobić. Tylko, że muszę jeszcze zapłacić kasę za umowę (zostało mi ciut ponad 1300zł). OK, płacę, fajnie że prawie mam prąd.
W kolejnym międzyczasie próbuję przeliczyć tony stali na długość prętów i mi nie wychodzi. Trzeba będzie się podokształcać.