Mamik, dodaj jeszcze gruźlicę.

Elfir, odra jest wirusowa. Ale masz rację z antybiotykami. Wprowadzenie antybiotyków obniżyło śmiertelność z powodu powikłań bakteryjnych ale nie koniecznie zachorowalność na odrę. I doszło jeszcze jedno- wcześniej w statystykach dzieci umierały na odrę, bo umierały szybko. Potem były leczone (bo było czym) i w statystykach umierały już na zapalenie mózgu czy płuc. Choć fakt, wraz z poprawą jakości życia umierały mniej.

Tak czytam tą dyskusję i myślę, że nikt nikogo nie przekona. Wiele jest racji w tym, ze firmy farmaceutyczne chcą zarabiać. Przecież władowały miliony w badania właśnie dla zysku a nie z dobrego serca. Prawdą jest, że trzeba im patrzeć na ręce, bo ani nie postępują uczciwie ani dobro ludzi nie jest tu nadrzędnym celem.
Niemniej mądrzy ludzie nigdy nie będą radykalni. Ani w zaszczepianiu ani w nieszczepianiu. Wszelki radykalizm jest dla mnie wyrazem paniki i strachu a nie mądrego myślenia. Dodajmy do tego różne nerwice i fobie "guru internetowych" manipulujących danymi dla podsycania strachu i mamy pasztet

Dla mnie szczepieniami absolutnie obowiązkowymi są tężec, wzwB, gruźlica. Błonica też, bo choć występuje rzadko, to leczy się surowicą, która w porównaniu ze szczepionką może być znacznie bardziej szkodliwa. Krztusiec już plus/minus, choć w dobie kontaktów ze wschodem widzę go coraz częściej i cieszę się, że ludzie byli dawniej szczepieni, bo spotyka się głównie postacie łagodne. Właśnie dzięki szczepieniom.
Za to reszta do rozważenia. Świnkę u chłopców, różyczkę u dziewczynek. Odra? Nie wiem, zmniejszymy liczbę szczepionych to wróci. A że lekarze nie bardzo zgłaszają do sanepidu choroby zakaźne (choć powinni), to się nawet nie dowiemy, że wróciła. dzieci będą po prostu częściej chorować na zapalenie płuc... Polio też do rozważenia, ja szczepiłam acelularną.
te wszystkie Hemofilusy, streptokoki i meningokoki są do rozważenia u dzieci ze zmniejszoną odpornością lub wysyłanych bardzo wcześnie do żłobka. Bądź mających rodzeństwo w wieku wczesno-przedszkolnym. To są poważne choroby u niemowląt i malutkich dzieci. Trzeba rozważyć ryzyko kontaktu. Na pewno dziecko siedzące w domu, którego matka nie ma obsesji na punkcie marketów czy socjalizacji półrocznego dziecka z innymi dziećmi (bo sama się nudzi w domu) nie potrzebuje wymyślnych szczepień. Ale już matka-powsinoga powinna przemyśleć sprawę
I jeszcze jedno do przemyślenia. HPV i to głównie u chłopców! Ta szczepionka podana chłopcom nie ma powikłań a u dziewczynek może mieć. Ale chłopcom rodzice nie podają, bo i po co, oni tylko przenoszą wirus, na nowotwory chorują kobiety. A podanie jej wszystkim chłopcom by załatwiło sprawę. Przypuszczam, z tego, co tu czytam, że taka opcja nie przejdzie. Więc trzeba rozważać szczepienie dziewczynek. Uważam, że warto.