Witam.
Kiedyś już o tym pisałem na FM - różnica temperatur spalin wychodzących z komina (na jego końcu) i temperatury otoczenia, wystarczająca do wytworzenia znakomitego, samoistnego ciśnienia kominowgo wynosi 30-40 stopni.
Miałem okazję wiele razy dokonywać pomiarów temperatury spalin wyłażąc na dach przy okazji rozpalania we własnych wykonanych konstrukcjach i z własnych obserwacji mogę tylko to potwierdzić.
Bardziej obrazowo pisząc, jeżeli na dworze mamy temperaturę około zera, to na wylocie z komina dym może mieć śmiało 30-40 stopni i wszystko działa wtedy znakomicie.
Wychodząc z powyższego założenia, wystarczy określić spadek temperatury osiagany na długośći komina i możemy już śmiało i do woli sterować sobie temperaturą wchodzącą w komin.
W rzeczywistości jest to trochę trudniejsze bo oprócz temperatury dochodzi jeszcze np. objętość strumienia spalin i zawartość w nich pary wodnej (jedno z drugiego wprost często wynika) oraz dostosowana do nich wielkość przewodu dymowego, ale zakładając że palimy tylko pięknie wysuszonym drewnem i mamy komin "typowy" (uśrednione fi 180), te rzeczy można dla uproszczenia pominąć.
Pozostaje pytanie - w jaki sposób zwykły użytkownik kominka / pieca / kozy może okreslić "temperaturożerność" komina i ... czy jest mu to w ogóle do szczęścia potrzebne ...
Pozdrawiam.