Nie wiem co na to prawo, bo wjazd do ośrodka, jak już napisano , jest na trzeźwo, po wstępnym badaniu alkomatem i osobistym podpisaniu zgody oraz regulaminu. Natomiast wycieczka z delikwentem na detoks nie jest wcale taka skomplikowana. Alkoholik jest bystry tylko na głodzie, w stanie upojenia broni się dosyć marnie a każdy odruch z jego strony perswazji fizycznej a nawet słownej działa tylko na jego niekorzyść. Wyjścia są dwa : przyjazd policji lub nawet wezwanie pogotowia. Argumentacja, byle jaka. Zagraża domownikom, albo sobie. Z reguły to działa a po detoksie pacjent jest już po badaniach psychiatrycznych, psychologicznych i ma chwilowy odruch odrzucania alkoholu.
Powodzeniem leczenia jest jednak motywacja własna . Niebagatelną rolę odgrywa otoczenie. Pomoc życzliwych najbliższych jest tu nie do przecenienia, przy czym nie jest to pomoc tak rozumiana jak w przypadku chorób somatycznych.Trzeba się tego, nieraz z bólem serca nauczyć.
Każda droga do trzeźwienia i utrzymywania abstynencji jest dobra.
Grupy AA przypominają czasem sekty, niektórym pomaga religia a innym chęć życia. Pomiędzy terapeutą a pacjentem opuszczającym ośrodek wytwarzana jest specyficzna interakcja. W chwilach słabości można zadzwonić niemal o każdej porze. Myślę, że wart próbować, zwłaszcza, że wielu dopiero w ośrodkach , po załamaniu i dołach dostrzega, że życie mimo wszystko może być piękne.
Mój sąsiad alkoholik, który straszył wszystkich, robił pod siebie, walił dyktę i wszystko co tylko przewracało nie pije już 13 lat, prowadzi całkiem udany biznes i na swoim głównie przykładzie, pomaga zmagającym się z tą przypadłością. Próbował aż 6 razy i... miło teraz z gościem pogadać.