PDA

Zobacz pełną wersję : in vitro



kubaimycha
15-12-2007, 20:58
Proszę Was o radę...
Przyjaciółka ze studiów po raz ...chyba już 7 przeszła próbę in vitro...Niestety, ta również skończyła się wynikiem negatywnym...To, że jest załamana jest zupełnie zrozumiałe...Ale ona już planuje kolejną próbę, na którą jednak lekarz na razie nie chce się zgodzić, sugerując, że jej organizm powinien odpocząć...
Jak i czy w ogóle mam prawo powiedzieć jej, że powinna postawić sobie jakąś granicę - 8, 9...10 prób...
Powinnam ją pocieszać ( już nie wiem jak...) i dawać nadzieję czy "otworzyć oczy" i "bez znieczulenia" powiedzieć, że zapędza się być może donikąd...
No właśnie...być może...Czy powinnam odbierać jej nadzieję ? Czy mam do tego prawo, sama mając dwoje dzieci ?
Nie wiem już, jak z nią rozmawiać...

Nefer
15-12-2007, 21:05
Mnie sie zdarzyło wkroczyć i namówić na adopcję.
Udaną.
A teraz i tak koleżnka zaszła w ciążę - bez leków i zabiegów. Dla lekarzy to wielka tajemnica, której nikt nie jest w stanie rozwiązać przy jej schorzeniu...
Taki lajf :)

retrofood
15-12-2007, 21:12
Mnie sie zdarzyło wkroczyć i namówić na adopcję.
Udaną.
A teraz i tak koleżnka zaszła w ciążę - bez leków i zabiegów. Dla lekarzy to wielka tajemnica, której nikt nie jest w stanie rozwiązać przy jej schorzeniu...
Taki lajf :)

Może zmieniła ... tatę???

rrmi
15-12-2007, 21:15
Uwazam , ze czlowiekowi nie mozna odbierac nadziei.
Wtedy zycie traci sens .

Ana27
15-12-2007, 21:16
moim zdaniem najgorsze co moglabys zrobic to odebrac Jej nadzieje :cry: Ona potrzebuje pewnie duzo zrozumienia i porady. Moze delikatnie sprobuj Jej wytlumaczyc, ze Jej zdrowie jest w tym wszystki baaardzo wazne. Organizm jest zapewne wyczerpany ciagla stymulacja hormonalna i potrzebuje odpoczynku .
Nie wiem jaka byla przerwa miedzy kolejnymi podejciami do Invitro i czy za kazdym razem byla na protokole czy tylko podawali Jej mrozaczki (to jest znaczaca roznica).
Sprobuj z Nia porozmawiac i w miare delikatnie powolac sie na opinie lekarza ....aby dala swojemu organizmowi troszeczke odpoczac.

Jest forum www.nasz-bocian.pl na ktorym jest baaardzo duzo osob w podobnej sytuacji ( ale zapewne Ona juz zna ta stronke )

Pozdrawiam

kubaimycha
15-12-2007, 21:25
moim zdaniem najgorsze co moglabys zrobic to odebrac Jej nadzieje :cry: Ona potrzebuje pewnie duzo zrozumienia i porady. Moze delikatnie sprobuj Jej wytlumaczyc, ze Jej zdrowie jest w tym wszystki baaardzo wazne. Organizm jest zapewne wyczerpany ciagla stymulacja hormonalna i potrzebuje odpoczynku .
Nie wiem jaka byla przerwa miedzy kolejnymi podejciami do Invitro i czy za kazdym razem byla na protokole czy tylko podawali Jej mrozaczki (to jest znaczaca roznica).
Sprobuj z Nia porozmawiac i w miare delikatnie powolac sie na opinie lekarza ....aby dala swojemu organizmowi troszeczke odpoczac.

Jest forum www.nasz-bocian.pl na ktorym jest baaardzo duzo osob w podobnej sytuacji ( ale zapewne Ona juz zna ta stronke )

Pozdrawiam

Przerwy między kolejnymi próbami były naprawdę krótkie. Zwykle pod jej naciskiem przyspieszano kolejny raz...
Na tych prób, które przeszła tylko 2 były z zamrożonych zarodków, reszta ze stymulacją...
Wielokrotnie z nią rozmawiałam, ale nigdy nie odważyłam się niczego jej sugerować...Boje się, że mogłaby mi powiedzieć, że ja mam dzieci i nie rozumiem jej sytuacji...Zresztą byłoby w tym trochę racji...
Osobną kwestią jest, że obie jesteśmy lekarzami, więc wiemy "z czym się to je"...

Ana27
15-12-2007, 21:42
Wiec jesli jest lekarzem do musi doskonale zdawac sobie sprawe z tego jak bardzo obciaza swoj organizm. Obawiam sie ze w tej sytuacji nic nie da sie zrobic ....i tak jak napisalas ...jesli powiesz jej , ze nie powinna podchodzic do kolejnych stymulacji (i nawet jesli robisz to dla Jej dobra) to chyba tego nie zrozumie :cry: i Wasza przyjazni moze znalezc sie pod znakiem zapytania. :roll:
Uwazam, ze jedyne co mozesz teraz zrobic to dodawac jej nadziei i jakakolwiek podejmie decyzje badz razem z nia ....nawet jesli masz odmienne zdanie. ....to jest baaardzo trudna i delikatna sytuacja zarowno dla Niej jak i dla Ciebie.

Pozdrawiam i zycze cierpliwosci, wytrwalosci ..... i oczywiscie pozytywnego testu Twojej kolezance :)

kubaimycha
15-12-2007, 21:49
Obie wiemy, jak bardzo szkodliwe są estrogeny i sterydy, jako leki...Tylko tak już jest, że mimo, że papierosy szkodzą są lekarze, którzy palą...
Moje zdanie na temat sensownej ilości prób się nie liczy, ponieważ nie byłam w sytuacji, kiedy pragnienie posiadania dziecka przesłania cały świat...
Już nawet boje się do niej zadzwonić po kolejnej próbie w obawie, że nie wyszło...

DPS
16-12-2007, 08:32
Spróbowałabym namówić - jak Nefer - na adopcję. Adopcja nie jest zamiast swojego dziecka i nie wyklucza absolutnie posiadania w przyszłości własnego potomka. Wręcz przeciwnie, bardzo częstym zjawiskiem jest, że pary, które adoptowały, nie mogąc doczekać się własnego - zostają potem biologicznymi rodzicami, bez żadnego problemu. Prawdopodobnie chodzi o aspekty psychiki kobiety, ma ona olbrzymi wpływ na naszą płodność i zdolność do zajścia w ciążę. Może warto poszukać takich przykładów i porozmawiać o nich z przyjaciółką? :roll:

Nefer
16-12-2007, 14:10
Adopcja to nie jest odbieranie nadziei. To jest jej dawanie. I wynik jest praktycznie od nas uzależniony. Od nas - nie od medycyny. WIem, że możńa się wykończyć tymi próbami. I im dalej tym gorzej. Dziewczyna może zruinować sobie życie i swojemu mężowi. Natura mówi nie - można się nad tym zastanowić zamiast kopać z koniem. NIe wiem w czym własne dziecko jest lepsze od adoptowanego - naprawdę.

Tomek_J
16-12-2007, 14:26
Spróbowałabym namówić - jak Nefer - na adopcję.

Adopcja jest rzecz bardzo szlachetną, ale... Adoptowane dziecko jest jednak początkowo całkiem obcym człowiekiem. Jeśli się je pokocha tak, jak własne, całym swoim jestestwem, to świetnie, ale... Skąd pewność, że tak będzie ?

Nie chciałbym wsadzać kija w mrowisko, ale zastanawiam się, co prędzej można zaakceptować: takie początkowo obce, adoptowane dziecko, czy może raczej dziecko "z jednej strony", czyli będące efektem np. zapłodnenia obcym nasieniem ( w końcu to jakby cząstka mojej drugiwej połowy)

DPS
16-12-2007, 15:36
Nie wiem, jak to jest, nigdy nie adoptowałam dziecka. Ale wydaje mi się, że jeśli adoptowałabym maleńtasa, takiego od niemowlęcia, żeby właśnie mnie pamiętał i właśnie ja żebym go uczyła uśmiechu i pierwszych kroków - kochałabym jak swoje, bo przecież ja go wychowam.
Nie wiem, jak byłoby ze starszymi dziećmi, często mają za sobą bardzo trudne przeżycia i to odbija się na ich psychice i zchowaniu. Trzeba mieć naprawdę przygotowanie do takiej adopcji. Ale... jeśli ktoś naprawdę pragnie dziecka - cóż może go powstrzymać przed adopcją i pokochaniem go?

kubaimycha
16-12-2007, 17:22
Dziękuję wszystkim za cenne rady...
Moja przyjaciółka kiedyś zagadnięta ( mało delikatnie zresztą ) o adopcję powiedziała, że być może kiedyś, ale póki co chce mieć "własne"... To "kiedyś " było chyba ze trzy lata temu...Widzę teraz, że było to raczej na zasadzie "odbicia piłeczki", żeby ją już nie pytano...
Nie mogę patrzeć, jak bardzo rozgoryczona jest wszystkim wokół, jak nie potrafi się cieszyć tym, co ma...
Nie umiem jej pomóc i wciąż się obawiam, że nie mam prawa niczego sugerować...Tym bardziej, że nie wiem, jaka byłaby moja postawa w takiej sytuacji...Czy też za wszelką cenę chciałabym mieć własne biologicznie dziecko czy zdecydowałabym się na adopcję...
W jej i jej męża przypadku dodatkową sprawą jest brak jakichkolwiek przyczyn, dlaczego nie mogliby mieć dzieci. A przynajmniej przyczyna od kilku lat wciąż pozostaje nieznana, mimo całej serii różnych, czasem bolesnych badań...
Paradoksem i ironią losu jest to, że ona sama ma troje rodzeństwa.
Na studiach była "dobrą ciocią", której podrzucano "akademickie" dzieci na godzinkę/dwie, żeby się nimi zaopiekowała...Nie było drugiej takiej osoby, która tak uwielbiałaby dzieci...
Los jest czasem okrutny i bezwzględny...

Tomek_J
17-12-2007, 07:20
Ale... jeśli ktoś naprawdę pragnie dziecka - cóż może go powstrzymać przed adopcją i pokochaniem go?

Wiesz, to jest pięknie powiedziane, naprawdę. Ale to tylko teoria. Przecież nawet jeśli się na wzór św. Franciszka kocha każdą żywą istotę, to sa jakieś preferencje, prawda ? Świadome lub podświadome. Hasło "wszystkie dzieci są nasze" jest więc w tym kontekście niestety tylko hasłem. To chyba nie do końca jest tak, że "pragnie się dziecka" dowolnego, byleby było. Właśnie takie podejście budzi mój sprzeciw, bo - uwaga, trochę przesadzę - przy takim podejściu nieważna jest konkretna istota, tylko dziecko jako "gatunek". Z równym skutkiem można by powiedzieć: "chcę psa !"

Materia jesrt delikatna, więc jeśli się komuś powyższy tekst nie podoba, z góry przepraszam.

P.S. O ile mi wiadomo, skuteczność metody in vitro to około 40% ? Jeśli kobieta, o kórej w tym topiku mowa miała aż 7 prób nieudanych, to na zdrowy rozum każda kolejna niestety nic nie zmieni...

DPS
17-12-2007, 07:49
Tomku_J, na pewno masz sporo racji. Chodziło mi jednak o to, że jest coś takiego w każdej kobiecie (nie mylić z kobietonami :wink: ), że przychodzi moment, kiedy jest czas na macierzyństwo, wychowywanie dzieci, kochanie małej istoty i pokazywanie jej świata. I (mogę się mylić oczywiście) mnie się wydaje, że wtedy przestaje mieć tak wielkie znaczenie fakt, czy to biologicznie moje czy nie. Wychowuję, opiekuję się i - kocham. I już. :D

kubaimycha
17-12-2007, 08:14
O ile mi wiadomo, skuteczność metody in vitro to około 40% ? Jeśli kobieta, o kórej w tym topiku mowa miała aż 7 prób nieudanych, to na zdrowy rozum każda kolejna niestety nic nie zmieni...
...na rozum...tak, tylko w tym wypadku dochodzą jeszcze potężne emocje...
Na mój rozum, masz rację...Ale u niej rozum zszedł obecnie na plan dalszy...

EZS
17-12-2007, 09:19
Jesteście obie lekarkami. Ja też. Wysłałabym ją do psychiatry.
Serio, i bez złośliwości.
Lekarz to nie rozhisteryzowana panienka. Powinien znać granicę bezsensowności. O co jej faktycznie chodzi? te hormony tak szaleją? Czy może dziecko ma być lekarstwem na coś jeszcze... ? Czy zna wyniki badań, czy rozważyła ryzyko i szanse? Problemem tu jest jeszcze dostęp do procedury, na którą inni biorą kredyty. Jak widać dostęp nieograniczony. I wcale nie jest to pozytywne...

EZS
17-12-2007, 09:26
..Ale u niej rozum zszedł obecnie na plan dalszy...

W takich przypadkach moja mama mawia "i jakim ty jesteś lekarzem? Lekarz musi mieć rozum przede wszystkim. I świadomość o co mu chodzi... Jak nie dajesz rady, zmień zawód. Chcesz być lekarzem, zacznij od siebie..."
To był zwykle kubeł zimnej wody... Twarde, ale jak wpływało na psychikę.... po okresie buntu 8)

kubaimycha
17-12-2007, 09:28
Jesteście obie lekarkami. Ja też. Wysłałabym ją do psychiatry.
Serio, i bez złośliwości.
Lekarz to nie rozhisteryzowana panienka. Powinien znać granicę bezsensowności. O co jej faktycznie chodzi? te hormony tak szaleją? Czy może dziecko ma być lekarstwem na coś jeszcze... ? Czy zna wyniki badań, czy rozważyła ryzyko i szanse? Problemem tu jest jeszcze dostęp do procedury, na którą inni biorą kredyty. Jak widać dostęp nieograniczony. I wcale nie jest to pozytywne...

No właśnie o to mi chodziło zakładając ten post. Czy powinnam ( mam prawo ) powiedzieć jej, że być może brnie donikąd, że rujnuje swoje zdrowie i po części małżeństwo ?
Wyniki badań ma "książkowe". Zachodzi w ciążę, tylko wcześniej lub później ( najczęściej po kilkudziesięciu podziałach ) roni...Lekarze rozkładają ręce...
Najpierw leczyła się w Niemczech, bo tam z mężem mieszkali. Teraz w Austrii z powodu przeprowadzki...Skutek ten sam.
Na zabiegi i leki wydają całą masę kasy i niewiele zostaje im na normalne funkcjonowanie...
Mogę odbierać jej nadzieję ? Nie jestem wszystkowiedząca, więc czy mogę wyrokować, że nie ma szans ? Cuda przecież się zdarzają...Dlaczego nie jej ?
Sama już nie wiem...

kubaimycha
17-12-2007, 09:34
..Ale u niej rozum zszedł obecnie na plan dalszy...

W takich przypadkach moja mama mawia "i jakim ty jesteś lekarzem? Lekarz musi mieć rozum przede wszystkim. I świadomość o co mu chodzi... Jak nie dajesz rady, zmień zawód. Chcesz być lekarzem, zacznij od siebie..."
To był zwykle kubeł zimnej wody... Twarde, ale jak wpływało na psychikę.... po okresie buntu 8)

Co innego leczyć pacjenta, co innego pacjenta-rodzinę, a co innego siebie...
w jej przypadku - nadzieja, desperacja, nadzieja, rozgoryczenie...I tak w kółko...
Świadomość ? Zmienić zawód ? Ona jest świetnym lekarzem i jakoś rozdziela własne problemy od życia zawodowego. Co ma do tego jej problem z zajściem w ciążę ?!
Sorry, ale chyba albo nie masz dzieci i nie chcesz ich mieć, albo masz i nie zdajesz sobie sprawy, jak to jest gdy ich pragniesz...

EZS
17-12-2007, 09:56
Dlaczego na mnie napadasz? Po co te emocje?
Mam dziecko. czekałam 10 lat, zanim je miałam...

Raczej chodzi mi o to, że nie da się być mądrym zawodowo a głupim życiowo.
To zawsze mi wtłaczała do głowy mama. LEKARZEM SIĘ JEST ZAWSZE. Nie znasz tego? Buntowałam się wiele lat, zanim przyznałam rację... Że to zawód, że jak każdy inny... Nie prawda. Od lekarza wymaga się więcej...

Piszesz, że lekarzem jest świetnym. Więc musi się zdobyć na dystans. Oczywiście nikt nie umie leczyć siebie. Ale po to są właśnie koledzy. Co byś powiedziała takiej pacjentce, jak ona? "Proszę odpuścić, prawdopodobnie to nerwy..... , czy pani ma jakieś problemy...jeżeli chce pani dziecka, proszę pomyśleć o adopcji... a może dziecko ma po prostu pomóc uratować pani małżeństwo albo coś jeszcze...." Piszesz, że to twoja przyjaciółka. Przestań działać emocjonalnie. Potraktuj ją jak pacjentkę. Może stracisz przyjaźń ale uratujesz człowieka?

Tomek_J
17-12-2007, 10:45
mnie się wydaje, że wtedy przestaje mieć tak wielkie znaczenie fakt, czy to biologicznie moje czy nie. Wychowuję, opiekuję się i - kocham. I już. :D

Wiesz... Ja przepraszam, ale ja tak samo mogę powiedzieć o moich psach, czy koniach: opiekuję się, wychowuję i na swój sposób kocham, choć sam ich nie urodziłem ;). Wydaje mi się jednak, że kochanie własnego dziecka powinno być inne. I wydaje mi się, że przez świadomośc tego, że dziecko jest cząstką mnie i kochanej przeze mnie osoby, o wiele łatwiejsze i głębsze jest kochanie własnego dziecka. Ale to tylko moje wyobrażenia...

Gwoli wyjaśnienia: to wszystko, co tu piszę, wynika z faktu, że sami z moją Panią od pewnego czasu bezskutecznie staramy się o dziecko i jesteśmy teraz na etapie sięgania po bardziej zaawansowane metody medyczne. No i są też rozważania o adopcji, a ja w związku z tym szczerze mówiąc jestem w rozterce...

Olkalybowa
17-12-2007, 11:10
Wczoraj na tv style był program poświęcony metodzie in vitro. Wypowiadający sie tam lekarz powiedział,że miał pacjentkę która temu zabiegowi poddawała się 38 razy. Udało się jest w ciąży.

kubaimycha
17-12-2007, 12:40
Dlaczego na mnie napadasz? Po co te emocje?
Mam dziecko. czekałam 10 lat, zanim je miałam...

Raczej chodzi mi o to, że nie da się być mądrym zawodowo a głupim życiowo.
To zawsze mi wtłaczała do głowy mama. LEKARZEM SIĘ JEST ZAWSZE. Nie znasz tego? Buntowałam się wiele lat, zanim przyznałam rację... Że to zawód, że jak każdy inny... Nie prawda. Od lekarza wymaga się więcej...

Piszesz, że lekarzem jest świetnym. Więc musi się zdobyć na dystans. Oczywiście nikt nie umie leczyć siebie. Ale po to są właśnie koledzy. Co byś powiedziała takiej pacjentce, jak ona? "Proszę odpuścić, prawdopodobnie to nerwy..... , czy pani ma jakieś problemy...jeżeli chce pani dziecka, proszę pomyśleć o adopcji... a może dziecko ma po prostu pomóc uratować pani małżeństwo albo coś jeszcze...." Piszesz, że to twoja przyjaciółka. Przestań działać emocjonalnie. Potraktuj ją jak pacjentkę. Może stracisz przyjaźń ale uratujesz człowieka?

Nie miałam zamiaru Cię napadać...
Zapewniam Cię, że da się być dobrym specjalistą i zupełnie niezaradnym życiowo...
Gdybym była dla niej obca być może zaleciłabym odpoczynek...Ale rozumiem jednocześnie, że lata lecą...Mam dla niej dużo szacunku za jej determinację i poświęcenie...A jednocześnie czasem jestem na nią zła, że jest tak uparta...
Nie wiem czy zajdzie w ciążę dzięki swojemu uporowi i nie chciałabym odradzać jej czegoś, co przecież może się udać ...

kubaimycha
17-12-2007, 12:42
Wczoraj na tv style był program poświęcony metodzie in vitro. Wypowiadający sie tam lekarz powiedział,że miał pacjentkę która temu zabiegowi poddawała się 38 razy. Udało się jest w ciąży.
No właśnie...Sama mam pacjentkę, która po 10 latach i 5 próbach ma dziś ślicznego aniołka...Gdyby odpuściła sobie po 3, 4 próbie jej życie wyglądałoby inaczej...Jak wyznaczyć sobie tę ilość razy...Ile tych prób ma być i kiedy powiedzieć sobie...nie wyszło...

Olkalybowa
17-12-2007, 14:26
Myślę,że każdy musi sam do tego dojść kiedy powiedzieć dość. Dobre rady do mnie na pewno by nie trafiły. Sama musiałabym dojrzeć do decyzji o zaprzestaniu starań.

Nefer
19-12-2007, 10:07
Wczoraj na tv style był program poświęcony metodzie in vitro. Wypowiadający sie tam lekarz powiedział,że miał pacjentkę która temu zabiegowi poddawała się 38 razy. Udało się jest w ciąży.
No właśnie...Sama mam pacjentkę, która po 10 latach i 5 próbach ma dziś ślicznego aniołka...Gdyby odpuściła sobie po 3, 4 próbie jej życie wyglądałoby inaczej...Jak wyznaczyć sobie tę ilość razy...Ile tych prób ma być i kiedy powiedzieć sobie...nie wyszło...
Gdyby sobie odpuściała po 3-4 próbach to może dałaby szansę życia w normalnym świecie równie pięknemu aniołkowi z domu dziecka.
Róznica pomiędzy in-vitro a adopcją jest prosta :
In-vitro można ćwiczyć latami, wydawać szmal i napędzać tę machinę. I pewność jest = 0.
Starając się o adopcję - w przypadku zdrowych psychicznie ludzi - mamy praktycznie pewność 99%.
Aczkolwiek: nie powinno się adoptowac dziecka, by wyleczyć siebie i swoje problemy, ale by dać mu szczęście.
Może faktycznie koleżanka nei powinna adoptować...
Ja bym na pewno z nią o tym porozmawiała i pokazał kilka stron internetowych na ten temat, może forum Bocian...Warto zajrzeć do tego świata też. To tylko opcja.

EZS
21-12-2007, 16:38
No właśnie...Sama mam pacjentkę, która po 10 latach i 5 próbach ma dziś ślicznego aniołka...Gdyby odpuściła sobie po 3, 4 próbie jej życie wyglądałoby inaczej...Jak wyznaczyć sobie tę ilość razy...Ile tych prób ma być i kiedy powiedzieć sobie...nie wyszło...

1 próba na 2 lata. Taki reżim daje trochę odpocząć organizmowi. twoja przyjaciółka próbowała już 7 razy, nie? 14 Lat? Raczej wątpię. Granicą są objawy uboczne, jeżeli pojawią się - koniec. Trudno niszczyć siebie żeby urodzić dziecko, choć nie raz tak się zdarzało.. I rzadko spełniało się wtedy "będzie dobrze", raczej po prostu matka umierała i na co jej to było?
Nie jestem ginekologiem, biedny internista nie bardzo zna szczegóły metody, ale na zdrowy rozum jest to potężna ingerencja w hormony. I musi się odbić później. Nie znam badań.. nowotwory? osteoporoza? nie wiem, co może być jeszcze.. A tu tkwi odpowiedź na twoje pytanie - gdzie jest granica.

kubaimycha
24-12-2007, 15:41
No właśnie...Sama mam pacjentkę, która po 10 latach i 5 próbach ma dziś ślicznego aniołka...Gdyby odpuściła sobie po 3, 4 próbie jej życie wyglądałoby inaczej...Jak wyznaczyć sobie tę ilość razy...Ile tych prób ma być i kiedy powiedzieć sobie...nie wyszło...

1 próba na 2 lata. Taki reżim daje trochę odpocząć organizmowi. twoja przyjaciółka próbowała już 7 razy, nie? 14 Lat? Raczej wątpię. Granicą są objawy uboczne, jeżeli pojawią się - koniec. Trudno niszczyć siebie żeby urodzić dziecko, choć nie raz tak się zdarzało.. I rzadko spełniało się wtedy "będzie dobrze", raczej po prostu matka umierała i na co jej to było?
Nie jestem ginekologiem, biedny internista nie bardzo zna szczegóły metody, ale na zdrowy rozum jest to potężna ingerencja w hormony. I musi się odbić później. Nie znam badań.. nowotwory? osteoporoza? nie wiem, co może być jeszcze.. A tu tkwi odpowiedź na twoje pytanie - gdzie jest granica.

7 razy w ciągu niespełna 3 lat, o ile dobrze pamiętam...Nie będąc ginekologiem stomatolog też zdaje sobie sprawę, że ten pęd i potężne dawki estrogenów, progesteronu i sterydów kiedyś odezwie się w taki czy inny sposób...Kłopot tylko w tym, że sutki uboczne będą w przyszłości i można je odepchnąć od siebie nie myśląc o nich teraz...
Tymczasem, jak hazardzista..."jeszcze raz, dwa ... musi się udać"

Dziękuje wszystkim za słowa, które tylko utwierdziły mnie, że może nie mam prawa, ale mimo wszystko powinnam spróbować szczerze a nią porozmawiać...

aha26
26-12-2007, 18:31
powiedz przyjaciólce ,ze poprostu musi zrobic sobie przerwe bo niestety jak tego nie zrobi to nawet jeżeli zajdzie w ciąze,urodzi dziecko to moze poprostu nie zdązyc go wychować bo organizm już nie wytrzyma więc niech przystopuje

Szelma29
28-12-2007, 09:14
Moj brat z zona sie nie poddał...i maja slicznego chlopca połtora roku i drugie w drodze..oboje dzieci z in- vitro...prób mieli co prawda mniej...ale wierzyli, modlili sie i sie udało..i teraz ich synek biega, szaleje po domku i jest cudowny,
Nie rozumiem dlaczego tak łatwo piszecie o adopcji..ze to takie proste...według mnie wcale nie jest proste i wcale adopcja nie rozwiazuje problemu..znam pare co adoptowała dwoje dzieci..i ta kobieta ciagle pragnie miec swoje własne dziecko...chociaz adoptowane kocha i jest dla nich wspaniał...ale sama sie przyznaje ze na dnie serca..najbardziej na swiecie pragnełaby swoje własne dziecko miec.
Czy Ty Nefer adoptowałas dzieci...?? Czy Ty mialas problemy z zajsciem w ciaze i urodzeniem dziecka?/ Czy Ty masz jakiekolwiek pojecie otym?/
Nie sadze..powtarzasz to co ci sie wydaje ...co Ty uwazasz patrzac ze swojej perspektywy...i gdy nie dotkniesz osobiscie tego problemu co to znaczy, nie moc miec dzieci wtedy bys sie z taka banalnoscia nie wypowiadała o adopcji...ze mozna adoptowac i jest ok...bo dla wielu osob, ktore nie maja dzieci adopcja to zadne rozwiazanie...nie bedzie ok...
Ludziom, ktorzy maja dzieci łatwo przechodzi przez gardło..adoptujcie...
Mysle, ze kolezanka powinna odpoczac...dac sobie troszke czasu na odbudowe sił witalnych organizmu...i probowac dalej....bo zawsze jest nadzieja...i moze sie udac...moj brat z zona sa tego dowodem a walczyli o dziecko 14 lat....
a teraz beda miec dwoje...bo ciaza rozwija sie wspaniałe i porod ma byc w maju...a synek , ktory jest juz na swiecie - to dowod ich detrminacji i , wiary i nadzieji ze wszystko jest mozliwe...nawet jak lekarze i inni twierdza, ze jest na odwrót. Lekarz, ktory robił in - vitro przy pierwszym dziecku dawał jej 5 % szans...a przy drugiej ciazy...był zaskoczony ze sie udało, bo on sam uwazał, ze szansa to 1 promil...1 PROMIL ...
i majac 1 promil szans..udało sie..jest drugie dziecko w brzuszku na razie:):):)
Tak wiec prosze sie nie poddawac i walczyc i nie słuchac banalnych rad, ludzi majacych dzieci..wez sobie i adoptuj i bedziesz szczesliwa..bo to jest kłamstwo i takie rady , na osoby, ktore nie moga miec dzieci wpływaja dołujaco.
pozdrawiam

SAVAGE7
28-12-2007, 09:35
aż się dziwię że nie ma tu potepiających głosów. przecież in vitro to zabijanie jak stwierdzili biskupi. tak nie można (sarkazm). i to mnie właśnie utwierdza, że jestem na właściwym forum. pozdrawiam wszystkich walczących i czekających.

pluszku
28-12-2007, 11:38
aż się dziwię że nie ma tu potepiających głosów. przecież in vitro to zabijanie jak stwierdzili biskupi. tak nie można (sarkazm). i to mnie właśnie utwierdza, że jestem na właściwym forum. pozdrawiam wszystkich walczących i czekających.

oczywiscie wiesz skad jest takie stanowisko koscioła?
za dziesiejsza Wyborcza - ktora trudno podejrzewac za sprzyjanie kosciołowi:

"Żeby zapewnić pacjentce i sobie ten sukces, lekarze starają się wyhodować jak najwięcej jajeczek (w normalnym cyklu organizm kobiety produkuje jedno, po podaniu odpowiedniej dawki hormonów - nawet kilkanaście). Później, ryzykując ciążę mnogą, umieszczają kilka zarodków w macicy, żeby zwiększyć szansę na przeżycie choć jednego. Pozostałe zarodki mrożą do następnej próby, o ile ona nastąpi. (...) W USA jest jeszcze gorzej. W macicy umieszcza się maksymalnie dużo zarodków, a przy ciąży mnogiej powyżej trzeciego płodu dokonuje się aborcji. (...) Skuteczność in vitro w Niemczech to tylko 14 proc. We Włoszech też skuteczność spadła, od kiedy dozwolono przygotowanie maksymalnie trzech zarodków i zabroniono ich mrożenia (...) Co naprawdę dzieje się przy zabiegach, nikt nie wie. Nie wystarczy więc decyzja - refundować czy nie.(...) W Polsce nie ma żadnych przepisów, które by regulowały in vitro. Dopuszczalności i standardów zabiegu nie określają przepisy - po prostu nie jest zabroniony, więc jest wykonywany."

SAVAGE7
28-12-2007, 11:57
piękny wykład. rozumiem, że jesteś przeciw. tylko czemu jesli chodzi o aborcję to zygota jest juz człowiekiem ale jak trzeba ją pochować i poswięcić to już nim nie jest? ech.

aha26
28-12-2007, 12:03
piękny wykład. rozumiem, że jesteś przeciw. tylko czemu jesli chodzi o aborcję to zygota jest juz człowiekiem ale jak trzeba ją pochować i poswięcić to już nim nie jest? ech.


dokładnie tak jak aborcja to nie bo to juz zycie a jak płod umrze to nie chowamy bo to przeciez tylko płod i wtedy księża nie krzyczą o szacuek dla życia poczetego.

pluszku
28-12-2007, 12:31
piękny wykład. rozumiem, że jesteś przeciw. tylko czemu jesli chodzi o aborcję to zygota jest juz człowiekiem ale jak trzeba ją pochować i poswięcić to już nim nie jest? ech.

widzisz, problem jest troche inny - Ty sprowadzasz wszystko do: "zyjemy w katolandzie rzadzonym przez 'czarnych' a wiekszosc to otumaniony sluchacze pewnego radia z Torunia". Tymczasem problemem z invitro jest to, ze nie ma zadnych regulacji prawnych nim rzadzacych. Rozumiem zatem ze popierasz refundacje invitro 55 letnim kobietom - ktorym nagle bycie singlem sie "odwidziało" i zapragneły miec dziecko. A jesli nie - to do jakiego wieku invitro ma byc refundowane? - do 30 lat?. Czy refundacja invitro ma byc w 100% czy tez nie? Czy refundacja ma byc uzalezniona od poziomu dochodow?
Czy kazda osoba ma miec prawo do refundacji i do zabiegu? Czy kobieta przebywajaca w wiezieniu ma miec prawo do invitro? Czy kobieta w kiepskim stanie zdrowia - nadwaga+cukrzyca+inne schorzenia ma miec prawo do refundacji invitro? Czy kobieta ktora juz urodziła dziecko z wada rozwoju ma miec prawo do invitro np. z innym partnerem? Czy matka 7-miu dzieci ma miec prawo do invitro? Czy parom homoseksualnym tez nalezy refundowac invitro. Jesli zarodki danej kobiety nie nadaja sie do invitro - to czy mozna pobrac zarodki od innej kobiety? Czy za takie zarodki nalezy drugiej kobiecie zapłacic - czyli czy dopuszczamy 'giełde zarodków'. Czy kobieta ktora dostarczyla drugiej kobiecie zarodek moze po urodzeniu sie dziecka zarzadać ustanowienie jej matka? Kto jest matka biologicza takiego dziecka? Czy takie dziecko moze poślubić swojego brata/siostre? Bo z jednej strony te 2 osoby maja wspolna matke lecz całkiem rózne geny. Czy dostawca nasienie ma lub moze miec w przyszlosci jakiekolwiek obowiazki lub prawa do takiego dziecka? Czy w przypadku braku własnych dzieci, dziecko poczete invitro z wykorzystaniem jego nasienie moze dziedziczyc po biologicznym ojcu? Jesli nie to jak wytłumaczyc fakt ze dziecko zrodzone w wyniku gwałtu po ustaleniu ojcostwa moze po ojcu gwałcicieulu dziedziczyc a w tym przypadku nie moze? A jesli dziecko poczete invitro moze dziedziczyc po biologicznym ojcu - to czy ma on prawo wydziedziczyc inne swoje biologiczne dzieci? Czy matki maja obowiazek informowac dzieci o tym w jaki sposob sa poczete? Bo jesli nasieniem 1 faceta zainseminowano 2 kobiety to jak niedopuscic do tego by w przyszlosci przez przypadek obie tak pocztete osoby nie zechciały miec razem swoich dzieci?
Czy matka zapłodniona komorka innej kobiety moze za 20 lat wyjsc za mąż za swoje dziecko - choc nie ma z nim wspólnego ani jednego genu - czyli czy jednoczesnie mozna byc dla jednej kobiety mężem i synem? Od jakiego wieku wreszcie dopuszczmy invitro? Od 18 lat, czy za zgoda rodzicow od 15-16 lat? Czy kobieta zanim podda sie zabiegowi invitro musi miec lekarskie stwierdzenie o niemoznosci zajscia w ciaze w naturalny sposob. Czy dziewica moze byc poddana zabiegowi invitro i czy tez ma on byc zrefundowany.
Nieuregulowanie prawne kwestii invitro niesie wiele problemow - oczywisci znacznie łatwiej jest spłycic temat do poziomu " zacofany koscioł kat. nie chce poprzec invitro - choc faktycznie invitro nie jest uregulowane prawnie".

Byc moze na niektore z tych pytan istnieja odpowiedzi, nie znam sie w tym temacie.

justyna27
28-12-2007, 12:42
jeśli moge dołączyć do dyskusji, to moim zdaniem jeśli tylko Ci sie to uda namów koleżankę na przerwę, niech się oderwie na chwile, zajmie czym innym, może zacznie budować dom :wink: to naprawdę pomaga i działa. Z racji tego, ze sama miałam problem z zajściemi utrzymaniem ciaży znam mnóstwo osób, którzy właśnie odpuścili, dojrzewali do adopcji, którym lekarze powiedzieli, ze NIGDY naturalnie nie zajdą w ciaże a teraz cieszą się swoimi baczkami, typowymi cudami, zaskakiwankami, lekarze przecierali oczy ze zdumienia a natura dała im szansę. Największa blokada tkwi w naszych głowach i potrzebny jest impuls, zeby ją zwolnić :D
życzę twojej koleżance doczekania się potomstwa czy to swojego czy adoptusia :D

P.S jeśli chcesz i ona by chciała to mogę ci przesłać namiary na super forum poświęcone właśnie problemą z płodnością

pozdrawiam

SAVAGE7
28-12-2007, 12:48
wiesz co... żeby kościół choć w małym procencie zajmował się zagadnieniami o których piszesz. ale ty z kolei przekierowujesz dyskusję w kierunku refundacji. natomiast mowa jest tu o innym aspekcie. ja popieram po prostu tych ludzi którzy bardzo, bardzo chcą mieć dzieci i nie mogą ale strają się o nie w taki właśnie sposób. dobrze, że mamy jakikolwiek wybór w tym temacie choć cieszę się, że mnie ten problem ominął. ale mimo tego wczuwam się w rolę tych czekających ludzi. a uregulowania prawne to niech sobie państwo ustanawia i nie rozumiem dlaczego mieliby na tym tracić obywatele.

Paulka
28-12-2007, 15:05
Największa blokada tkwi w naszych głowach i potrzebny jest impuls, zeby ją zwolnić :D


Zgadzam sie w 100%

Znajomy, bardzo dobry lekarz zanim zacznie leczenie bezpłodności mówi parze: "Czeka państwa niełatwa droga. radze więc najpierw jechac na urlop, wypocząc, przygotowac sie na ten nowy okres"
Wiele par wraca z tego urlopu i już nie potrzebuje jego pomocy :)

Ja zaproponowałabym koleżance właśnie wypoczynek. egzotyczna wycieczka, full relaksik, morze, palmy, troche romantyzmu :)
Żeby ciało nabrało sił, żeby przestała traktowac swój organizm jak inkubator, żeby poczuła sie kobietą, szczesliwym człowiekiem a nie macicą w opakowaniu.

Ja z jednej strony rozumiem, że pragnienie dziecka może byc olbrzymie - mozna dac sie pocwiartowac za dwie kreski na teście ciążowym.
Ale zycie pokazuje, że im bardziej sie chce tym trudniej tego dokonac.

A tak wogóle, to nieraz dobija mnie niesprawiedliwosc losu. Sa kobiety, które mają po 7,8 i więcej dzieci choc wcale na nie nie zasługują. A są takie, które oddałyby wiele za jedno maleńkie zycie i wciąz nie mogą...


I jeszcze jedno zdanie apropos adopcji.
Wg mnie to piekne, kiedy "uratuje" sie dziecko z Domu Dziecka (sama chciałabym adoptowac dziecko za kilka lat), ale tylko wtedy kiedy sie tego naprawdę chce.
Niestety często jest tak, że znichęcona próbami zajścia w ciązę rodzina "bierze" dziecko, traktuje je jak ósmy cud świata a potem przytrafia im się własne.
A wtedy to przygarnięte znów jest odtrącane, schodzi na dalszy plan.
Strasznie to smutne :(

Mis Uszatek
28-12-2007, 15:10
Czy powinnam odbierać jej nadzieję ?

Nie powinnaś.
Nie wolno ci.
Rolą przyjaciela jest nadzieję pielęgnować.
O faktach medycznych powie jej lekarz.

Nefer
28-12-2007, 15:15
A ja całe życie myślałam, ze przyjaciel ma mówić prawdę, czasem nawet sprowadzić na ziemię.
Tego oczekuję od moich przyjaciół. Szczerości i trzeźwości umysłu, gdy mnie tego zabraknie.

28-12-2007, 15:15
Ja myślę, że metoda wymaga jeszcze doszlifowania, mimo, ze ma już kilka lat, żeby nie budziła takich oporów etycznych.
Sama z płodnością nie mam kłopotów, także nie chcę się wypowiadać w kwestii wyższości adopcji nad in-vitro i "szaleństwa" osób walczących z bezpłodnością. To są emocje których nie poznałam i nie chcę oceniać, czy ktoś chce "za bardzo" czy nie. Wiem, że starania o dziecko potrafią doprowadzić do rozwodu, że adopcja często jest trudna... To nie takie czarno-białe wszystko.
Argumenty w stylu "rozdzielenie poczęcia od aktu małżeńskiego" szczerze mówiąc mało do mnie trafiają 8) :-? . Ale czułabym się bardzo kiepsko z myślą, że kilka moich potencjalnych dzieciaczków funkcjonuje jako zamrożone embriony gdzieś-tam. Nie maiłabym wątpliwości co do tej metody, gdyby wszystkie zarodki zostały wykorzystane...
I jescze te wszystkie wariacje i warianty o których pisał Pluszku - to by trzeba było uregulować, a nie puszczać na żywioł...

Mis Uszatek
28-12-2007, 15:23
Dlaczego wszyscy tak gładko z tematu "czy jeszcze raz?" ześlizgują się w krótkie "czy"?

28-12-2007, 19:16
Misiu - ja sobie poczytałam, tobie też radzę. I nie jest to żaden Nasz Dziennik 8)

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75476,4785674.html

neuron
29-12-2007, 09:21
Kaźde, nowe narzędzie w ręku człowieka niszczy istniejący porządek.
Człowiek z nowymi moźliwościami jest juź kimś innym, a przynajmniej tak siebie chce widzieć (niektórzy całe życie spędzają na zdobywaniu nowych możliwkóści)
A prawo czyli państwo nie nadąża! Filozofia nie nadąża! Kościół nie nadąża!
Dziś od odkrycia naukowego do komerchy(w sensie powszechności dostępu) jest bliźej niż od stołu do s...
Słowem trzeba samodzielnie dokonywać wyboru.

Duźo zarodków NA RAZ jest w interesie kliniki bo zwiększa szanse na powodzenie i poprawia statystyki. Jest to równieź w interesie pacjenta bo 1. w normalnym tempie zbyt wielu podejść wykonać się nie da, a czas biegnie nieubłaganie; 2. każdy zabieg słono kosztuje (tu państwo mogłoby zmniejszyć presję przez dofinansowanie).

Nie jest znany całościowy wpływ zabiegu (i towarzyszących medykamentów) na zdrowie matki.

Adopcja nie jest rozwiązaniem problemu posiadania własnego potomstwa.
Adopcja to rozwiązywanie problemów dziecka bez rodziców a nie rodziców bez dziecka. Mam nadzieję, źe ludzie odpowiedzialni za los tych dzieci to rozumieją. Jedyne co się z pewnością poprawi to warunki bytowe dzieci adopotowanych. Reszta może wyglądać róźnie, szczególnie, źe poczucie wspólnoty niesczęścia może zniknąć gdy przyjdzie NATURALNE dziecko.

Co do statystyki to, źe 40% się udaje odnosi się wyłącznie do średniej zbiorowości wykonanych zabiegów (ogólnie w działalności kliniki) i nie pozwala na WYCIĄGANIE WNIOSKÓW co do powodzenia bądź niepowodzenia dalszych prób konkretnej pary. Lepsze byłoby odniesienie do średniej z liczby prób zwieńczonych sukcesem dla poszczególnych par.

No i ostatnia sprawa która jak wskazuje życie jest w większym stopniu w interesie nas wszystkich niż w interesie poszczególej jednostki. Problem obchodznia się z materiałem ludzkim. W wymiarze moim, twoim czy kogoś innego jest to przysłonięte osobistą potrzebą rodzicielstwa. Ale dla społeczeństwa ma to ogromne znaczenie. Więc niezaleźnie od naszych osobistych dramatów ta dyskusja musi trwać.

Xena z Xsary
29-12-2007, 10:02
Łatwo sie dyskutuje jak problem nie dotyczy,
połowa z zagorzałych przeciwników invitro i zwolenników teorii " zamrozone jajeczko ma prawo do pogrzebu" zmieniłaby zdanie, gdyby poznała smak niemozności zajścia w ciążę przy jednoczesnym wielkim pragnieniu bycia matką/ojcem, gdyby latami gapili sie w test z jedna kreska, wydali 100000zł na róznego rodzaju smakowite zabiegi i zadawali sobie pytanie dlaczego nie moge miec dziecka, słuchali rad typu najwyżej będziesz zwiedzać swiat.....

Optyka zmieniłaby sie o 100% jestem tego pewna. Dlatego zawsze trzeba patrzeć jak czuje się ktoś kogo problem dotyczy a nie jak czuje sie ktos kto w ogóle nie ma z problemem nic wspólnego (księża chyba nie powinni mieć dzieci?)
A dla zagorzałych przeciwników (ile z Was stara sie latami o dziecko?) - in vitro i i tak będzie kiedyś refundowane, chocby dlatego, ze drastycznie spada płodność w całym naszym gatunku...
AHa a co do invitro 50ciolatkom, homoseksualistom....- przecież to mozna uregulować - a patrząc w ten sposób można sie czepić każdej właściwie sprawy - począwszy od leczenia zębów ze znieczuleniem po dawanie slubu parze po 70-tce...

29-12-2007, 12:20
Xena - a gdzie ja pisałam, że to łatwe zagadnienie?
Tu nie chodzi o jajeczko, tylko cóś, co po wszczepieniu do macicy stałoby się tym wymarzonym bobasem. I jeden taki tworek ma szczęście, drugi trafia do zamrażarki. Ciekawe czy wszyscy rodzice mają tego pełną świadomość - mnie by to osobiście gryzło, nawet gdyby któraś z rzędu próba się powiodła. Nie jestem przeciw metodzie tylko za jej doszlifowaniem tak, żeby nie wywoływała dylematów u takich nadwrażliwców jak ja, którym się z paru względów ludzkie mrożonki nie podobają.

29-12-2007, 12:42
I jeszcze z Wysokich obcasów na ten temat :)

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,4787867.html

Xena z Xsary
29-12-2007, 12:56
Xena - a gdzie ja pisałam, że to łatwe zagadnienie?
Tu nie chodzi o jajeczko, tylko cóś, co po wszczepieniu do macicy stałoby się tym wymarzonym bobasem. I jeden taki tworek ma szczęście, drugi trafia do zamrażarki. Ciekawe czy wszyscy rodzice mają tego pełną świadomość - mnie by to osobiście gryzło, nawet gdyby któraś z rzędu próba się powiodła. Nie jestem przeciw metodzie tylko za jej doszlifowaniem tak, żeby nie wywoływała dylematów u takich nadwrażliwców jak ja, którym się z paru względów ludzkie mrożonki nie podobają.
to nie było do Cie babko budownicza:)
problem z mrozonkami jak je nazwałas polega na tym, ze stymulacja hormonami (zastrzyki 2xdziennie) jest fizycznie okropna... o skutkach ubocznych mówić nie trzeba... jeśli po tej "przyjemności" "wyprodukujesz" jajeczek więcej niż 3 to możesz je zamrozić po to, żeby wykorzystac je do drugiego invitro jesli to sie nie uda...a wiadomo jakie są statystyki
Po pierwsze nie musisz wtedy przechodzić znowu stymulacji po drugie kosztuje Cie to o 4000zł mniej a po trzecie ....czas działa troche na korzyść...
dlatego kobiety sie na to decydują...
Kwestią wiary i wewnętrznego przekonania jest stosunek do faktu, czy komórka podzielona na 9 czuje jak ją rozmrażają i ma dusze... to po prostu kwestia umowna, jedni w to wierza, jedni nie...niemniej rachunek jest prosty albo zamrażasz i wtedy nie ma stymulacji ponownie albo nie zamrażasz i milutkie zastrzyki parę razy dziennie znów przed Tobą...

29-12-2007, 13:04
Ja już nie chcę włazić na śliski grunt co ma duszę, a co nie ma. Mam techniczny łeb i przemawiają do mnie fakty. A te są takie że owe 9 komórek wszczepionych tam gdzie trzeba zostałoby słodkim bobaskiem. 9 innych komórek w życiu 8) . I dla mnie od tego momentu zaczyna sie potencjalne życie - bez gwarancji na sukces jeszcze, wiadomo przecież, że i przy najbardziej nobliwym poczęciu część zarodków obumiera nie informując o tym nikogo.
Dlatego piszę o konieczności pracy nad metodą - może właśnie fazy stymulacji hormonalnej...
Na pewno jest to wielka kasa i skoro można sprzedać niedopracowane rozwiązania, robi się to. W zacytowanym artykule jest wypowiedź pani doktor i sporo słodko-mdlących argumentów o wsparciu, pomocy, dzieciaczkach - ale ciągle ta kasa się przewija. I to mnie też do całej sprawy najeża. To wcale nie jest spór "światli dobroczyńcy contra czarna konserwa", tylko coś, co wymaga dyskusji specjalistów bez emocji.
A tu one zawsze będą, bo jest to na styku wartosci i biznesu :-?

Xena z Xsary
29-12-2007, 13:10
kasa rządzi :)

sprawy mogą się jeszcze bardziej pokomplikować - na przykład można zrobic invitro z obcego jajeczka....brrrrrrr to jest dopiero zgryz

29-12-2007, 13:15
Albo wszczepić obce 9 komórek na zasadzie adopcji prenatalnej 8)
Niee, to jest duży nowy temat i trzeba mądrych regulacji prawnych a nie jak to u nas emocji, lamentów i walenia w siebie błotem. Bo większość z najzagorzalszych dyskutantów zna się na temacie jak baran na gwiazdach, ale wrzeszczy na całego 8)
Inna sprawa, że państwo powinno uznać bezpłodność za problem społeczny i np wspomóc badania nad doskonaleniem metody, opłacić np inseminacje (tu już nie ma mrożonek) czy terapię hormonalną...

dode
29-12-2007, 13:26
Moj brat z zona sie nie poddał...i maja slicznego chlopca połtora roku i drugie w drodze..oboje dzieci z in- vitro...prób mieli co prawda mniej...ale wierzyli, modlili sie i sie udało..i teraz ich synek biega, szaleje po domku i jest cudowny,
Nie rozumiem dlaczego tak łatwo piszecie o adopcji..ze to takie proste...według mnie wcale nie jest proste i wcale adopcja nie rozwiazuje problemu..znam pare co adoptowała dwoje dzieci..i ta kobieta ciagle pragnie miec swoje własne dziecko...chociaz adoptowane kocha i jest dla nich wspaniał...ale sama sie przyznaje ze na dnie serca..najbardziej na swiecie pragnełaby swoje własne dziecko miec.
Czy Ty Nefer adoptowałas dzieci...?? Czy Ty mialas problemy z zajsciem w ciaze i urodzeniem dziecka?/ Czy Ty masz jakiekolwiek pojecie otym?/
Nie sadze..powtarzasz to co ci sie wydaje ...co Ty uwazasz patrzac ze swojej perspektywy...i gdy nie dotkniesz osobiscie tego problemu co to znaczy, nie moc miec dzieci wtedy bys sie z taka banalnoscia nie wypowiadała o adopcji...ze mozna adoptowac i jest ok...bo dla wielu osob, ktore nie maja dzieci adopcja to zadne rozwiazanie...nie bedzie ok...
Ludziom, ktorzy maja dzieci łatwo przechodzi przez gardło..adoptujcie...
Mysle, ze kolezanka powinna odpoczac...dac sobie troszke czasu na odbudowe sił witalnych organizmu...i probowac dalej....bo zawsze jest nadzieja...i moze sie udac...moj brat z zona sa tego dowodem a walczyli o dziecko 14 lat....
a teraz beda miec dwoje...bo ciaza rozwija sie wspaniałe i porod ma byc w maju...a synek , ktory jest juz na swiecie - to dowod ich detrminacji i , wiary i nadzieji ze wszystko jest mozliwe...nawet jak lekarze i inni twierdza, ze jest na odwrót. Lekarz, ktory robił in - vitro przy pierwszym dziecku dawał jej 5 % szans...a przy drugiej ciazy...był zaskoczony ze sie udało, bo on sam uwazał, ze szansa to 1 promil...1 PROMIL ...
i majac 1 promil szans..udało sie..jest drugie dziecko w brzuszku na razie:):):)
Tak wiec prosze sie nie poddawac i walczyc i nie słuchac banalnych rad, ludzi majacych dzieci..wez sobie i adoptuj i bedziesz szczesliwa..bo to jest kłamstwo i takie rady , na osoby, ktore nie moga miec dzieci wpływaja dołujaco.
pozdrawiam

szelma, czytasz w moich myslach :)

29-12-2007, 13:38
Mam znajomych, którzy starali się różnymi metodami 7 lat, dziecko pojawiło się jak już totalnie odpuścili, kupili mieszkanie, znajoma zmieniła pracę...
Teraz mają dwójkę :)

Xena z Xsary
29-12-2007, 16:07
to chyba byli bardzo młodzi albo dalej sie leczyli tylko skuteczniej:)

29-12-2007, 16:11
Młodzi tak średnio, a o zmianie metod pracy nie rozmawialiśmy 8)

dorota_ke
31-03-2017, 07:48
Straszna historia. Jednak nawet po tylu nieudanych próbach są szanse. Może warto skonsultować to z innym lekarzem? Trochę interesuje się tematem bo u nas w rodzinie wystąpił podobny problem. Ostatnio przeczytałam nawet, że klinika Invicta oferuje bezpłatne konsultacje dla par po niepowodzeniach. Może warto skorzystać.

madrala
07-04-2017, 19:23
Straszna historia. Jednak nawet po tylu nieudanych próbach są szanse. Może warto skonsultować to z innym lekarzem? Trochę interesuje się tematem bo u nas w rodzinie wystąpił podobny problem. Ostatnio przeczytałam nawet, że klinika Invicta oferuje bezpłatne konsultacje dla par po niepowodzeniach. Może warto skorzystać.

dorota_ke, niezły post sprzed dekady wynalazłaś :) swoją drogą, może koleżanki wyżej mogą się już pochwalić uczniami szkoły podstawowej, czekam na wieści :) co do Invicty, zgadza się, sama ostatnio korzytsałam, zrobili mi wszystkie możliwe badania.

basiek8103
23-06-2017, 10:10
Kurde, powiem Wam szczerze, że jak zawsze czytałam o in vitro to takie miałam może nie negatywne odczucia, ale myśli, obym ja nie musiała tego doświadczyć. No i niestety coraz bardziej się boję, że doswiadczę :( 2,5 roku starań i nic. Zbieramy się, żeby pójść do kliniki, ale cały czas wierzymy, że może w tym miesiącu, że może w końcu się uda...

madrala
27-06-2017, 19:05
jesli moge cos doradzic, to wydaje mi sie, ze nie ma na co czekac, 2,5 roku to czas na tyle dlugi, ze naprawde warto zdiagnozowac problem. moze do in vitro nie dojdzie, ale itakwarto dac sobie pomoc. tak jak pisalam wczesniej, ja polecam Invicte - naprawde profesjonalna klinikai swietni specalisci. powodzenia!

basiek8103
28-06-2017, 11:09
jesli moge cos doradzic, to wydaje mi sie, ze nie ma na co czekac, 2,5 roku to czas na tyle dlugi, ze naprawde warto zdiagnozowac problem. moze do in vitro nie dojdzie, ale itakwarto dac sobie pomoc. tak jak pisalam wczesniej, ja polecam Invicte - naprawde profesjonalna klinikai swietni specalisci. powodzenia!

A Ty wciąż jestes ich pacjentką? I jaki jest czas oczekiwania na wizytę?

madrala
25-07-2017, 20:14
A Ty wciąż jestes ich pacjentką? I jaki jest czas oczekiwania na wizytę?

tak. my do kliniki zgłosiliśmy się w marcu po wielu miesiącach niepowodzeń. przebadano nas z mężem oboje bardzo dokładnie, okazało się, że problem leży po mojej stronie, mam pcos. teraz walczymy :)

madrala
25-07-2017, 20:15
a co do terminow wizyt, to zdecydowanie mieszczą się w ramach 'najbliższej przyszłości' ;) zwykle kilka dni trzeba poczekać.