PDA

Zobacz pełną wersję : jak radzić sobie z głupotą i opieszałościa urzędników



agnes
22-03-2002, 09:55
Czytałam pewne watki dotyczace urzędników i że w Urzędzie kulturą,dobrym słowem itp załatwi się prawie wszystko.Zawsze załatwiając jakiekolwiek sprawy urzedowe jestem miła,kulturalna itp.Przekonałam się jednak,że nie zawsze to popłaca są urzędnicy ,którzy jesli widzą taką osobę ,niezbyt się starają ,trzeba zrobić zadymę,postawić całe miasto na nogi i władze i dopiero coś się ruszy.sama kiedyś byłam urzędniczką i wiem co to znaczy,jak przychodzi jakiś raptus,awanturnik,szefowie zazwyczaj od razu zaczynają załatwiać ich sprawy,choć ja ich odsyłałam.Dlatego już nie jestem urzędnikiem,ale to na marginesie.Proszę więc aby ktoś podzielił się swoim doswiadczeniem w tym zakresie ,muszę znależć jakiś złoty środek na te urzędnicze mafie ,ponieważ jestem w trakcie załatwiania pozwolenia na budowę.:wink:

Majka
22-03-2002, 12:54
Sprawy urzędowe załatwiam przeważnie telefonicznie, tzn przygotowuję grunt - miła rozmowa, zrozumienie dla trudności stojących przed urzędnikami /lub nami-kobietami/> Do tematu jestem przygotowana i raczej nie pozwalam się spławiać. Jak już grunt jest przygotowany zapowiadam przyjazd męża /b.przystojny/.
On tłumaczy prosto, mało się jąkając :razz: i uśmiecha się. Załatwione.
Jak urzędnikiem jest facet sytuacja trochę się komplikuje, tutaj trzeba zrobic lepsze rozeznanie. Majka

agnes
22-03-2002, 13:08
Nie lubię załatwiać spraw telefonicznie,wolę kontakt bezpośredni
Mąż również czasem załatwia pewne sprawy/też przystojny,choć blondyn/:smile:Myślę,że rozmowa z przełożonym może również co wskórać

Majka
22-03-2002, 14:06
Ja nie mam za dużo czasu aby sama jeźdźić i być odsyłana z kwitkiem /jutro, druga pani, nie ma szefa itp/. Dlatego próbuję telefonicznie wszystko ustalic, głos mam podobno nie opryskliwy, więc o dziwo do tej chwili metoda jest dobra. Rzadko stawiamy sprawę "na ostrzu noża" i choc w domu odgrażamy się, że rozniesiemy dany urząd, w końcu do tego nie dochodzi.
Staram się pamiętać, że większość spraw to nie jednorazowe zetknięcie się z niechętnym nam człowiekiem i należy nie pozostawiać za sobą "spalonych mostów".

agnes
25-03-2002, 10:50
Żeby to było takie łatwe.Ja mam podobnie ,w domu jestem zdecydowana robić awanturę w urzędzie ,i ostatnio nawet w urzedzie zaczęłam się sprzeczać / brak umiejetności interpretacji przepisów przez urzędników i wciskanie głupot petentowi/ .Owszem można wyjść na swoje,ale zależy mi na czasie więc sie dostosowałam ale uważam,że siedzą tam ludzie trochę ograniczeni intelektualnie/klapki na oczach / i nic nie można im wytłumaczyć.

mirzaw
02-04-2002, 16:29
A ja zawsze walczyłem do upadłego.
Sam pracuje po stronie obsługi Klientów (nie w administracji) i uznaję że Klient jest najważniejszy.
Dlatego nie raz zdarzało mi się objechać jakąś głupawą (przepraszam wszystkie nie-głupawe) urzędniczkę za wciskanie głupot.
Zauważyłem że jak się trochę znasz na rzeczy to już wiesz więcej od tych za biurkiem. Najważniejsze jest znać swoje prawa jako petenta.
Zawsze moim koronnym argumentem było hasło - ja płacę podatki, po to by Pani miała pracę - i to często skutkowało. Ponadto urzędnicy panicznie boją się pisemnych skarg na nich do Zarządu Miasta czy Gminy. Więc za każdym razem gdy coś nie skutkowało byłem tak bezcZelny, że pisemną skargę na pracownika kierowaną do Prezydenta Miasta czy Naczelnika Wydziału przynosiłem właśnie temu pracownikowi i prosiłem o wezwanie jego przełożonego. To skutkowało i zazwyczaj sprawa nabierała tempa. Nigdy nie splamiłem się jakąś głupią łapówką czy kawą. Jaśli pracownik urzędu był rzeczowy i miły ja też taki byłem i wsio było O'K
Mirzaw

agnes
03-04-2002, 06:37
Ja również walczę do upadłego,lecz w tym przypadku gonią mnie terminy ,a jak zacznę pisać skargi,na pewno nie przyspieszy to załatwienia sprawy,choć może da pewną satysfakcję,czasem trzeba
"mordę w kubeł" a to popłaci.Ale przez takie podejście urzędników, ludzie oszukują urzędy .Robi się pewne rzeczy na papierze ,co nigdy nie odzwierciedli sie w rzeczywistości .a potem jest okrutny bałagan,na mapach itp.wiem coś o tym,bo sama przeżyłam pewną śmieszną sprawę /coś było zinwentaryzowane na mapach ,a w rzeczywistości tego nie było/ zgroza .

Rena
04-04-2002, 08:12
Poczekajcie jeszcze parę dni , napiszę wtedy jaki skutek odniosły moje skargi, które dzień przed świętami wysłałam do prezesa zakładu energetyki i do wójta gminy. Po świetach pisma dostaną, a że będo wypoczęci, najedzeni i wyluzowani to może wreszcie cos się zacznie dziać w mojej sprawie. A chodzi o rozbudowę linii średniego napięcia, do której to lini powinna być przyłączona moja budowa. Wniosek o warunki techniczne przyłączenia złożyłam we wrześniu poprzedniego roku i do dnia dzisiejszego nic sie nie dzieje. Po moich i męża telefonach /prawie codziennie od miesiąca/i po kilku wizytach w w/w urzędach ciągle słyszałam "proszę rozbudowę linii zrobić z własnych środków pieniężnych".Tym bardziej, że Zakład Energetyczny rozbudowę lini we włwsnym / a nie ludzi/ zakresie zrobił w marcu 2001 i oststni słup stoi 40m od mojej działki.
Więc wreszcie moja cierpliwość się skończyła i skargi napisałam. teraz czekam na odpowiedzi. W urzędach ja byłam spokojna i miła, a mój mąż był "ostry" - niestety nic nie skutkowało.

agnes
04-04-2002, 10:49
Moje "walki" się opłaciły,stałam sie dzisiaj posiadaczką pozwolenia i ruszam z budową .

ania
07-04-2002, 17:38
Nie dziwi Was, że w Polsce bez przerwy trzeba coś "załatwiać"?

07-04-2002, 17:58
ale co masz na myśli?

Jola_
30-04-2002, 10:54
To nie klapki na oczach Pań Urzędniczek, to nie jest też nieznajomość przepisów, to jest zwykłe odciąganie sprawy i wyczekiwanie na.....? No właśnie, na co czeka Pani Urzędnicza jeśli nie przyszłaś do niej, mówiąc delikatnie, z tzw."KAWĄ"?

Wowka
09-05-2002, 11:58
Kochani.
Naprawdę nie wiem o czym piszecie. Ja nie miałem żadnych problemów z otrzymaniem pozwolenia. Urzędnicy byli mili terminowi i kompetentni. Do urzędów zawsze szedłem z nastawieniem, że takich właśnie urzedników tam spotkam. O ewentualnej "kawie" mowy być nie mogło.
Być może miałem wielkie szczęście i ci "źli" urzędnicy byli akurat na urlopach lub też kwestia wydania pozytywnej decyzji nie była obwarowana utrudnieniami w postaci sprzeciwu sasiadów czy też dyrekcji Parku Narodowego :smile:.

Agucha
26-10-2002, 11:14
Ja robiłam za pocztę doręczając pisma między urzędami i to skróciło mi czas oczekiwania, pytałam kazdego po sto razy, czy to już wszystko, czy coś jeszcze dowieść, nie dawałam się zbyć że np pani nie ma czsu i czekałam tak długo aż dostałam upragniony papier. Mój facet jest bardzo przedsiębiorczy i dzwonił i sam szukał odpowiednich kierowników różnych urzędów, jednego to złapał jak akurat wyjeżdźał na urlop i dał mu podpis a dopiero na drugi dzień (bo urząd do 15:00) otrzymaliśmy wymaganą pieczątkę. Jedyna reguła to taka, że jak ktoś mówi "że nie, lub się nie da" to znaczy że można ale inaczej. Nasz sukces to dwa pozwolenia na budowę (domu i firmy) załatwione w dwa tygodnie. Uważam to za sukces ale "schody" były...

Mis Uszatek
26-10-2002, 16:49
He, he, zajrzyjcie do mojego Quizu w "Klubie Budującym".

Któregoś dnia, przy mnie, jakiś człowiek z bukietem wielkości stogu siana padł do nóg urzędniczce i dziękował, że czekał na pozwolenie tylko dwa lata... Ludzie!!!! Gdzie my żyjemy???

Mnie ostatecznie opadły ręce, kiedy po miesiącu od złożenia "Zgłoszenia remontu" planowanego od dnia TakiegoToATakiego dostaliśmy odpowiedź, że mamy przyjść i dopisać planowany dzień rozpoczęcia robót.
Idę do naczelnika, pukam palcem w mój papier, pytam, co to ma znaczyć? Naczelnik: Nooo, taaaak, rzeczywiścieeee, pani Hania sie pomyliła..... A miesiąc minął.

Innym razem składam wniosek o pozwolenie na przebudowę wraz ze zgodą wszystkich moich współwłaścicieli-sąsiadów. I wiecie co dostaję od Pani Hani po miesiącu? Że brakuje zgody poprzedniej właścicielki mojego mieszkania. Oczywiście, że już po tygodniu dostaję się na audiencję specjalną do naczelnika, który sprawę prostuje: "Pani Haniu, tutaj się pomyliliśmy..."

Ludzie!!!! Jaka strategia?????

winston
01-11-2002, 19:25
Ja chociaż sam jestem "biurwą" to petent jest dla mnie najwazniejszy. Oczywiście w godzinach pracy.
Ale jak mam załatwić coś w urzędzie to robię tak:
1 telefon do właściwego urzędu i pytanie jak nazywa się szef referatu w którym mam coś załatwic.
2. W urzędzie tuż przed samym złożeniem dokumentów sprawdzam jeszcze na drzwiach kierownika czy faktycznie nazywa sie tak jak mi podano telefonicznie
3.Nastepnie z dokumentami idę do pań lub panów , któzy pracuja w referacie szefa o , którego nazwisko pytałem .
4. Wchodzę na pewniaka i wale tak jakby ten ich kierownik( kierowniczka) był moim dobrym znajomym i walę prosto z mostu mniej więcej tak: na początek dzień dobry i cały Wersal a
później " chciałem złozyć dokumenty w takiej to a takiej sprawie , przysłał mnie do Pani/Pana np Wojtek Kowalski(tu na chwilkę przerywam wywód i patrzę na reakcję, jeżeli załapali, że to kumpel lub kumpelka to jestem w domu. Jeżeli nie to dodaję coś w stylu"nie wiedziałem, że Wojtek o pardon Pan Wojtek tu jest szefem". Położę te dokumenty niech Pan/Pani sobie obejrzy a sam ciągnę dalej, że "pójdę do niego i poproszę żeby przyśpieszył sprawę" ... itd... itd

Posłuchajcie to skutkuje w moim przypadku w 99 %.
Popróbujcie.

maksiu
04-11-2002, 06:26
inną w miarę dobrą metodą jest wywołanie w urzędniku poczucia przynależności do braci urzędniczej, czyli mówiąc po prostu przy pierwszej nadarzającej się sytuacji, "wiem pan/pani ja też pracuje w urzędzie i u nas załatwia się takie sprawy tak.. a tak..." przeważnie działa, oczywiście trzeba wiedzieć na czym się stoi, wiedzieć że przepisy są po naszej stronie, a z kolei w żadnym wypadku nie próbujcie przekonać urzędnika że on nie ma kompletnie pojęcia o pracy którą wykonuje, wtedy jesteście spaleni... zresztą to samo można powiedzieć na 100 różnych sposób, przy okazji nie zaszkodzi "ponarzekać" na petentów jacy to oni są dziwni...
pozdrawiam

<font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2002-11-04 07:27 ]</font>

jpawl
04-11-2002, 12:42
Starostwo Powiatowe w Gliwicach, pażdziernik 2002

Telefoniczne upewnianie się w Urzędzie:
pyt: Mam to i to, co jest jeszcze potrzebne do ...
odp: Telefonicznie takich informacji nie udzielamy, proszę złożyć wniosek, to się pan dowie.
Złożenie wniosku w Biurze Podawczym, tak więc wszelkie "numery"
z odwoływaniem się do sumienia urzędników itp odpadają.
Po tygodniu (tyle trwa migracja papierów między pokojami w tym
samym budynku) telefonicznie dowiadujemy się, że potrzeba:
a) WZiZT dla sąsiednich działek
b).. c).. d).. Ok, będziemy załatwiać
Po dwóch dalszych dniach otrzymujemy pisemko z Urzędu, w którym mamy nakaz uzupełnienia dokumentacji o pkt a), b), c) d).. w terminie 21 dni pod rygorem decyzji odmownej we wniosku. Telefon do urzędu:
pyt: Czy ten termin (21 dni) można przedłużyć, bo załatwienie tylko pkt a "wyceniono" nam na miesiąc
odp: nie można, terminy urzędowe (31 dni na decyzję)
pyt: co w takim razie mamy zrobić ?
odp: wycofać wniosek.
Następnego dnia pielgrzymka do Urzędu:
- Dzień dobry, chcemy wycofać wniosek taki a taki
- proszę napisać podanie i złożyć w Biurze Podawczym...

Tak więc uzyskanie informacji, czego brakuje nam w dokumentacji zajęło "tylko" 2,5 tygodnia, wysłanie korespondencji urzędowej o wszczęciu postępowania do 6 odbiorców (kto płaci za te znaczki ???), czas pracy Biura Podawczego, Wydziału Architektury,
nasze zwalnianie się w godzinach pracy i stos niepotrzebnych papierów.
Korespondencja i podania do wglądu, szkoda, że nie nagrywałem rozmów telefonicznych z Kochanym Urzędem.

Jasiu
05-11-2002, 09:20
Miesiąc (prawie) po złożeniu papierów w urzędzie, kiedy nic się nie działo zaczęliśmy sie dopytywać co z naszym wnioskiem.
Dowiedzieliśmy się, że Jaśnie Oświecona Pani Biuralistka, która zajmuje się naszym terenem jest na urlopie i nasz wniosek nikt nawet nie wziął w tym czasie do ręki.

Po powrocie JOPB z kanikuły i naszym delikatnym ponagleniu Pani się obraziła i stwierdziła, że we wniosku jest kilkanaście błędów formalnych i że jeżeli do wtorku (był czwartek) ich nie pousuwamy to nam odrzuci wniosek. Jakimś cudem udało nam się pozałatwiać sprawy na wtorek (większość to były absolutne bzdury), ale we wtorek dowiedzieliśmy się, ze JOPB jest tym razem na zwolnieniu chorobowym.

Po upływie kolejnego tygodnia udało nam się dotrzeć do naszej Dobrodziejki i wcisnąc jej nasze papiery (BTW. Pani przyjmuje petentów tylko we wtorki i czwartki). Po 2 tygodniach dalszych sympatycznych przekomarzań dostaliśmy zgodę i dowiedzieliśmy się, że mamy szczęście bo większość wniosków złożonych miesiąc przed naszym jeszcze nawet nie została zaszczycona urzędniczą uwagą.

Z lektury tego wątku wynika, że nasza "przygoda" nie byla niczym niezwykłym. To zapewne efekt morderczego szkolenia naszej kadry urzędniczej, w czasie którego zwyczajni na wejściu ludzie zamieniają się w pazerne, leniwe i głupie bestie na wyjściu.

Adam626
14-06-2013, 21:30
Jak sądzicie, czy robiąc trochę dymu w urzędzie mam szanse na przyspieszenie postępowania PnB? Od złożenia dokumentów mineło 54 dni i nie dostałem nawet uwag o brakach.

imrahil
14-06-2013, 22:11
przynosiłem ciasto
:lol2:

Po co przynosiłeś ciasto?

Adam626
15-06-2013, 23:57
żeby rozluźnić atmosferę i zachęcić do niegenerowania nieuzasadnionej zwłoki

r.tyrman
16-06-2013, 00:48
Grzecznie, grzecznie-cierpliwie, grzecznie cierpliwie ze zrozumieniem, grzecznie cierpliwie ze zdecydowaniem, zdecydowanie o swoim ale grzecznie,...

itd.:mad:

Adam626
16-06-2013, 10:08
dzieki:)

dusiek
16-06-2013, 21:15
:lol2:

Po co przynosiłeś ciasto?

Zeby zachecic lenia do pracy, okazalo sie jednak.... ze na lenia to nie dziala.

malka
18-06-2013, 23:47
:lol2:

Po co przynosiłeś ciasto?


teraz będą przeciągać sprawę, licząc,że znów przyniesie - pewnie smakowało :)

pablomoc
19-06-2013, 07:50
Szkoda, że tego zrozumienia nie wykazują urzędnicy. Papiery do rozpoczęcia budowy załatwiałem rok. To jakiś żart jest w tych urzędach. Chcesz budować dom. Płacić za niego podatki, opłaty za wodę, gaz , prąd, kupić materiały budowlane, zatrudnić fachowców do robót budowlanych - jednym słowem nakręcać gospodarkę a oni ci to wręcz uniemożliwiają. Od lat mówi się o uproszczeniu tych procedur ale to jakaś jedna wilka bujda. Zawsze coś znajdą żeby odwlec, przedłużyć - a to nie ponumerowana strona a to mapka nie w tej skali, chore to jest.

Przykład. Czekałem na wydanie warunków przyłączeniowych energii elektrycznej. Czas oczekiwania 30 dni. 30 dnia Pan dzwoni i mówi że czegoś brakuje. No ręce opadają, Ostatniego dnia się za to zabrali. Efekt ? Czekałem kolejne 30 dni. A można było od razu sprawdzić.

Kwitko
12-07-2013, 22:02
Rozumiem Was doskonale bo sama jestem urzędnikiem. Często jak patrze na kolegów z pracy to krew mnie zalewa. Nie ma jednego sposobu na wszystkich. Teraz sytuacja się troszkę zmienia, idzie ku lepszemu, może za kilka, kilkanaście lat zacznie się szanować petentów ;)