PDA

Zobacz pełną wersję : Dziennik Kodi'ego i nie tylko z Gdyni



kodi_gdynia
22-03-2002, 11:22
No dobra wszyscy smarują, to i ja powiem może coś ciekawego.

Przygodę z budownictwem zacząłem gdzieś w 1998 roku. Była działka na oku, więc mocno się napaliłem i kupiłem projekt. Domek przyjemny 110 użytkowej powierzchni, obrys w kwadracie 9x9m, dodatkowo poddasze użytkowe. Dach dwuspadowy -wiecie taka stodoła, ale na rysuneczkach z okiennicami wygląda milutko. Taki więc jest 1998 roku. Co się okazało działeczki nie kupiłem i ból. Idiota ze mnie mam projekt i co z tego. Lata lecą ja z projektem - już się prawie wyleczyłem z budowania, projekt nawet chciałem sprzedać, ale nie było chętnych. Może i dobrze - /najwyraźniej koniec XX wieku wpływał tak jak literatura wspomina dekadencko/, gdyż na początku 2001 roku odżyły marzenia. Znowu z drugą tą lepszą połową postanowiliśmy spróbować. Zaczeliśmy szukać działeczki, a że z kasą krucho, więc centrum Gdyni odpada. Zjeździliśmy trochę przestrzeni - mieliśmy jedną na oku, ale koleś nie chciał obniżyć nawet o 2 tysiące złotych - a działka nie kosztowała 3 tys. tylko 22 000. Mówię, dla równego rachunku 20000. Wie Pan opłaty, notariusz i tak zapłacę 22000. Koleś nieugięty ja jeszcze bardziej - żegnam.

Nastąpił zimny luty. Mróz a my twardo posuwamy po tych polach i szukamy ogłoszeń. No wreszcie coś jest. działka 500m2 za 20000zł. Dobra cena, uzbrojenie blisko działki, bez pośrednika, babeczka miła - dobiliśmy targu. Mało tego daliśmy jej zadatek 500zł, a całą kwotę dostała dopiero w czerwcu.

Jest lato i czeka nas kolejne wyzwanie. pozwolenie na budowę. Projekt mamy - pasuje jak ulał do działki - co za fuks - głupi ma zawsze szczęście. Występuję o decyzję, walę do babeczki co robi projekt zagospodarowania i w październiku cieszymy się z pozwolenia na budowę /koszt adaptacji z projektem na szambo 1050zł/. Przy okazji dotarło do nas, że skorzystamy z ulgi. Tyle szczęścia jak na jeden rok.

Tak więc jest lato wystąpiłem o przyłącze energetyczne i wodne.

Korciło mnie jak cholera, aby coś już zrobić na tej działce. Póki co wykosiłem maliny bo wchodziły mi juz na pół działki i postawiłem taki mały baraczek z palet EURO. Materiał zdobyczny, więc za totalną darmochę. W między czasie kupiłem dechy na ogrodzenie /ponad 2m3 za 800zł z przycięciem na wymiar i transportem/.

Listopad mam pozwolenie na rozbudowę wodociągu. Kurde firma chce /monopolista na rynku/ 5,5tyś za 50m wodociągu i przyłącze w studzience na działce. Dużo - zobaczymy. Już projekt wodociągu kosztował nas 1,5 kafla.
W listopadzie trafił się choć planowany jeszcze jeden wydatek - od tego momentu poczułem się prawdziwym budowlańcem. Za 450zł kupilismy 100l betoniarkę - używaną,ale na silnik trójfazowy.

Zbliża się koniec roku pogoda ładna - więc grilla robimy w miarę często. Błotko na drodze dojazdowej robi się sympatyczne - tak więc któregoś dnia tak się zakopaliśmy, że żona w bucikach dymała po kolana w błocie a ja goniłe za Tarpanem aby mnie wydostał. Chwila miła - jest co wspominać.

Minął Sylwester i zaczyna się nowy rok 2002 - budowlany oczywiście.
Jak wspomniałem złożyłem wniosek o przyłącze energetyczne - ciągle czekam. Minęły już 3 miesiące co zrobić. Energa musi wyłonic w przetargu osobę co robi projekt, potem osobę co wykona przyłącze. Takie życie.

A że jestem człowiekiem niespokojnym lubię coś tam majsterkować a i żonka zafundowała mi płot z desek i z przodu klinkier - bo po co siatka - jak może być drożej, wolniej i trudniej z drugiej strony przyjemniej, to ja w styczniu biorę się za szlifowanie desek. /słupki o przekroju kwadratowym - kupiliśmy wcześniej za 450zł - 30 słupków/. I tak szlifuję sobie po 10-15 sztuk dziennie - strasznie wolno idzie - kurzy się niesamowicie. Mijają 2,5 miesiąca i 608 desek wyszlifowanych. jestem dumny z siebie, ale co użyłem to moje. Na tym nie koniec - deski oszlifowane trzeba się wziąć za impregnację i robota od nowa, chodź idzie szybciej /właśnie jestem w trakcie impregnowania/. Kupiłem 24litry Altaxinu za 213zł - chyba starczy, choć wsiąka okrutnie.
W między czasie zakupiłem już duperele - typu śruby, zamki itp.

Jest marzec i w końcu założyli nam prąd. Umówiłem się z gościami, powiedziałem gdzie mają postawić skrzynkę i gra muzyka. Zrobili mi pomiarówkę i czekam tylko na założenie licznika.
Pewnie zastanawiacie się co z tą wodą. Na razie odpuszczam, choć pozwolenie jest ważne tylko do listopada 2003 roku. Może ktoś się przyłączy - będzie taniej.
Kupiłem za to 3 beczki po 200litrów oraz 3 dostałem od dziadka. Na razie wystarczy 1200litrów - które będę przepompowywał wprost z hydrantu wężem strażackim.

Tak więc w przyszłym tygodniu zamawiam piasek i cement i jazda z ogrodzeniem. Potem stan zero, ale to juz w dalszych odcinkach - na kóre serdecznie zapraszam :grin:
cdn

kodi_gdynia
02-04-2002, 06:38
Przełom marca i kwietnia czyli tzw. Święta Wielkanocne.

Zbliżają się Święta a dla mnie to pewnie będzie bardzo pracowity okres.
W piatek 29.03 szef puścił nas o godz. 13.00 do domu i szczerze mówiąc nie mógł mi zrobic lepszego prezentu.
Prosto z pracy pojechałem na tartak tam zabrałem trochę drewna /170zł-m3/ na szalunek a 2 godziny później stałem się dumnym posiadaczem 8m3 piachu /180zł/ i 1 tony cementu /300zł/.
Tego dnia a był to wielki piatek zakopałem beczki na wodę oraz z synami sąsiada napełniliśmy je wodą.
Dumny z dobrze spełnionego obowiązku wróciłem do domu.
Od soboty rano wytyczałem już jedną stronę ogrodzenia i kopałem rów pod murek. Dodatkowo udało mi się zrobic szalunek i tak w sobotę miałem część ogrodzenia przygotowana pod zalanie betonem.
W niedzielę, żona chciała zobaczyć moje dzieło, więc po śniadaniu wielkanocnym pojechaliśmy na działkę. Pogoda słaba /brak słońca/, ale mimo to żona była pod ogromnym wrażeniem. Była pełna podziwu dla mojej pracy /co za skromność/.
W poniedziałek rano nie patrząc, że to drugi dzień świąt udałem się na działkę aby zalać ogrodzenie.
Wsadziłem słupki, wypoziomowałem /sąsiad w tym czasie robił przedłużacz do mojej betoniarki/ i zabrałem sie za betonowanie.
Wszystko by było ok. - gdyby nie fakt, iż betoniara jest używana i lekko wyrobiona. Przeskakuje w jednym miejscu na zębatce i trzeba ją popychać ręcznie. Tragedia! Z takim sprzętem nie da się pracować. Mimo to iż jestem bardzo zawzięty walczę z sobą i tą betoniarką. Przyszedł jednak moment, iż cos się stało z silnikiem - nagrzał się i pewnie spalił. :sad:
Tak więc smutny i zdenerwowany wróciłem do domu.
Dzisiaj muszę oddać silinik do naprawy oraz kupić części zamienne do betoniarki. Tak to jest jak się kupuje używany sprzęt na kórym człowiek się nie zna.

Mam nadzieję, iż w weekend dokończę dzieła a wierzcie mi, że fajnie to wygląda i miło jest jak w szczerym polu coś tam z ziemi wyrasta - choć jeszcze to nie dom.
cdn. :grin:

kodi_gdynia
15-04-2002, 06:37
Minęło trochę czasu, ale z drugiej strony co to jest 2 tygodnie na budowie.
Kupiłem pół nowej betoniarki, przewinęli mi silnik i zapłaciłem za tą przyjemność ok. 280zł /całość/. Zrobiłem drugą stronę ogrodzenia i ostatnio zabrałem się za trzecią czyli przedostatnią. Robota idzie, kopię, szaluję i zalewam - ciężka robota ale efekty znakomite.
Tak się zastanawiam - czy nie robię za słabego betonu, ale póki co trzymam dobrze a beton w tych warunkach /nie za ciepło, wilgotno/ dobrze dojrzewa.

Zadatkowałem już cegłę klinkierową z Leroy Merlin po 1.10 za sztukę. Wydaje się byc pełnowartościowa i ma ładny kolor - Kalaharii - ciemna czerwień, trochę w bordo - cholera wie.

Wczoraj zacząłem betonowac i znowu mam problemy z tą betoniarą. Wieniec nowy /był zespolony z połową bębna/, ale w jednym miejscu nie dociska do wałka napędzającego i się ślizga. Załamać się można - czekam na ojca - może razem coś wymyślimy - jest mechanikiem okrętowy zna się na nie takich maszynkach bo czymże jest silnik okrętowy, kóry mam kilka tysięcy KM.
Pozdrawiam

kodi_gdynia
13-05-2002, 07:09
Minął kolejny weekend, więc byliśmy na działce i znowu robiliśmy to ogrodzenie. Może jestem trochę nudny, ale zapewniam, że w czerwcu przechodzimy do innych rzeczy.
Pewnie jak większość z was, tak i ja wykorzystałem ten długi weekend. Trzy dni urlopu i dziewięć dni na działce. Trochę podgoniłem z ogrodzeniem. Betoniara działa więc teraz zależy wszystko odemnie. Zalałem już wszystkie murki. Najgorzej było od frontu. Cholerny szalunek /naprawdę skomplikowany jak dla mnie - robiłem blisko 2 dni/. Generalnie udało się - został zalany i ok. Musiałem mocno polewać go wodą bo temperatury wysokie. Kiedy mnie nie było to sąsiadka z dziećmi pielęgnowała mój murek. Nie ma to jak dobrzy sąsiedzi.
Ostatnie dni wizytowałem na działce już z żoną. Niby kobietka filigranowa i strasznie delikatna, ale wierzcie mi robota idzie dużo lepiej i szybciej. Przykęciliśmy już sztachety z 3 stron i wygląda to super. W sumie przymocowaliśmy 500 desek i uważam, że jest to wyczyn nie lada. Żonę lekko bolą palce od przykręcanmia nakrętek, ale radość wielka.

W długi weekend oprócz ogrodzenia przyjechał koleś i ściągnął mi humus. Super gość. Miły i dokładny a przy tym szybki. Jak się okazało to humus miałem pokaźny. Blisko 50cm to sama gleba. Pracował na godziny, a że robił to 2h40min to zapłaciłem 170zł. Kiedyś chciałem to robić samemu, ale patrząc na te ilości gleby to chwyciłem się za głowę.

Tego samego dnia wszedł na plac budowy mój kolega geodeta. Wytyczyliśmy cztery punkty i już wiem dokładnie gdzie będzie stał budynek. Za tą usługę zapłaciłem 310zł.

Podczas długiego weekendu kupiłem także cegłę klinkierową po 1,1zł za sztukę. Była promocja i mam nadzieję, że będzie to pełnowartościowy materiał.
Pozostaje więc wymurować ogrodzenie od frontu z cegły potem przymocować sztachety, furtkę i bramę i ogorodzenie będzie gotowe.
Czerwiec to wykopy, zbrojenie i ławy, a lipiec to ściany fundamentowe i podłoga na gruncie.
Żona na 99% dostanie kredyt nieoprocentowany z zakładu pracy, więc jest olbrzymia szansa, ze stan surowy zrobimy w tym roku.

Jak ja się cieszę.

cdn.

<font size=-1>[ Ta Wiadomość była edytowana przez: kodi_gdynia dnia 2002-05-13 08:13 ]</font>

kodi_gdynia
14-06-2002, 07:56
Mamy czerwiec, czas leci nieubłaganie a ja obiecałem wam, że w połowie roku zaczynam robić coś innego niż to pracochłonne ogrodzenie.
Wracając jednak trochę w przeszłość – wymurowałem do końca od frontu słupy z klinkieru. Robiłem to praktycznie pierwszy raz w życiu i powiem wam skromnie, że wyszło jak dla mnie super. Z bliska może jakieś niedoróbki, ale generalnie efekt jest powalający. Z żoną przykręciliśmy sztachety a z ojcem zrobiłem furtkę i bramę. Oj wyszła solidna tylko czy aby nie za wąska. Ma co prawda 3,4m, ale ludzie mnie straszą, że duży samochód nie wiedzie do mnie na działkę. Mam nadzieję, że się mylą.
Zacząłem kopać rowy pod ławy. Wychodzi super, choć ostatnio ulewy są potworne i boję się, że coś mi rozmoknie. Ostatnio mówię do żony, że w tej Polsce to nawet pogoda jest do d... .
Kupiłem stal 33 pręty fi12 po 12m /640zł/, i 70 prętów fi6 po 6m /120zl/. Dodatkowo muszę dokupić trochę fi14 i trzeba robić zbrojenie. Wczoraj w piwnicy zrobiłem blisko 200 strzemion w 2 godziny i byłem z siebie dumny, że tak szybko, nawet Beata była w szoku. Spodziewała się nocnego przyjścia a ja przed 20.00 w domku. Tak na marginesie to super się to gnie i tak sobie myślę, że mógłbym to robić całe życie. :grin:
W sobotę zamierzam skończyć wykopy i zacznę skręcać belki. Ciekaw jestem ile to potrwa.
Plan mam chytry: w czerwcu chcę zalać ławy. Od połowy lipca idę na urlop i walczę z teściem ze ścianami fundamentowi i podłogą na gruncie.
Trzymajcie kciuki. Pozdrawiam

kodi_gdynia
12-08-2002, 09:55
Dawno mnie tu nie było i to z dwóch powodów: po pierwsze trochę robiłem na budowie, a po drugie nie miałem zapału do pisania. Od dwóch tygodni tzn. od sierpnia jesteśmy dumnymi posiadaczami tzw. stanu zero. Ale wszystko po kolei.

Tak jak pisałem wykopałem rowy fundamentowe, skręcałem belki zbrojeniowe, a że są dość solidne 6 prętów, strzemiona co 20cm to zajęło mi to parę dni - popołudnia po robocie. Łapy bolały straszliwie. Biorąc specjalny klucz do rąk już mnie bolą. Następnie wyłożyłem wszystko szczelnie folią i razem z ojcem i kolegą z pracy umieściliśmy te belki w wykopie na dystansach i na chudziaku. Przyszedł długo oczekiwany moment zalewania ław. pamiętam jak dzisiaj - 29.06.2002. Pogoda niby może być, więc potwierdzam w węźle betoniarskim, przyjazd na godz. 9.00 betonu. Pogoda zaczyna się psuć, ale co zrobić. Przyjeżdżają na budowę zgodnie z ustalonym terminem i rozkładają sprzęt. Działka mała, więc rozstawiają się za ogrodzeniem na polu. Pompa starczyła by mała 19m, ale że nie było to dali 42m. Do tego grucha bagatela 9m3. Co za monstra – czuję się lekko podniecony i zdenerwowany. Przyjeżdża kolega kierownik, ojciec trzyma zagęszczarkę do betonu można lać. No i tak laliśmy sobie, tempo straszliwe, z nieba się leje deszcz i beton, ojciec zagęszcza, ja cały z cemencie głownie na twarzy. Jest super. Zalaliśmy 9m3 i trzeba domówić. Ustaliliśmy, że jeszcze 5m3. Dziwnie to wyszło bo obliczyłem całość na 11m3 a nie 14. Ale co zrobić. Przyjechali mniejszą gruchą i dokończyliśmy dzieła. Całość trwała może 1,5 godziny z 0,5 godzinną przerwą. Deszcz leje ja staram się wyrównać i wypoziomować. Później dowiedziałem się, że nie do końca mi się to udało. Deszcz padał cały czas, więc pielęgnację miałem z głowy.
Mijają 2 tygodnie, zawijam folię na ławy i wchodzimy z teściem i kolegą teścia /murarzem/ na plac budowy. Zaczynamy we wtorek rano a w środę o 14.00 koniec roboty. Ściany fundamentowe postawione w 20 godzin. Pytam murarza ile za to. On – daj dwie stówki i sprawa załatwiona. Kupiłem mu jeszcze bilet do Torunia, aby nie był stratny. Tak więc 240zł kosztowała mnie robocizna. Murarz pojechał a my /ja z teściem/ ruszamy z poziomowaniem ścian fundamentowych. Zrobiliśmy szalunki na murach i wylaliśmy beton – tak że cały budynek jest wręcz wzorowo wypoziomowany. Kolejne roboty to smarowanie dysperbitem, przyklejanie styropianu i siatki i znowu smarowanie dysperbitem. Potem, ale już w trójkę tzn. teść, mój ojciec i ja zasypujemy fundamenty od zewnątrz żwirem z piachem a od wewnątrz podsypką. Robota ciężka bo trzeba trochę się naszuflować. No i tak sypiemy dwa dni i jeździmy ubijarką pożyczoną od zaprzyjaźnionego kolegi z forum /dzięki Sebo/. Kiedy zostało nam 10-13cm od góry stwierdziliśmy że zbliżamy się do końca. Robię siatkę zbrojeniową pod kominek /zostało mi prętów fi12/, zamawiam cement i żwir. 1,5 dnia i płyta na gruncie wylana. Robota skończona. Ach zapomniałem w między czasie rozprowadziliśmy kanalizę 1 pion i wodę. W sumie robiliśmy stan zero 2 tygodnie. Całość kosztowała nas 8.000 zł w tym wspomniana robocizna 240zł. Poszło mi, ze 2 tony cementu, 670 bloczków 14x25x38, 14m3 betonu, blisko 0,5 tony stali, 1,5m3 styropianu, 36m2 siatki, ok. 70kg dysperbitu i ok. 200m2 foli, no i 5 dużych ciężarówek z podsypką. Więcej grzechów nie pamiętam.
Mam dokładne wyliczenia i jestem zadowolony, bo w kosztorysie założyłem 8300zł a wyszło 8000. Teraz mały kredyt i stan surowy otwarty. Mam nadzieję, że zdążę przed nadejściem zimy.
cdn


<font size=-1>[ Ta Wiadomość była edytowana przez: kodi_gdynia dnia 2002-08-12 11:02 ]</font>

kodi_gdynia
20-11-2002, 13:20
Teraz mały kredyt i stan surowy otwarty. Mam nadzieję, że zdążę przed nadejściem zimy.
cdn

Oj minęło trochę czasu od stanu zero. Pamiętam wtedy była super pogoda, słoneczko temperatura odpowiednia, super nastrój. Wtedy ciągnąć dalej to byłoby coś, mi jednak pozostało czekać. No i czekałem próbując znaleźć kasę na ciąg dalszy. Była przygoda z Panią z Banku PKO BP, która powiedziała, że za 120tys zł to nie wybuduję za żadne skarby, że stan surowy za 40tys to śmiech na sali itd. Pożegnałem się z nią i myślałem dalej. W końcu moja żona Beata przepracowała 3 lata w pewnej firmie i miała możliwość wziąć kredyt pracowniczy. Złożyła dokumenty i czekaliśmy. Do tego doszła choroba Beaty i już sądziliśmy że z kredytu nici. A tu jednak odzywa się kobitka, że przyznali nam niecałe 20 tys. zł. Trochę mało, ale trzeba zawalczyć. Był już koniec września a pieniędzy na koncie nie było. Przyszły dopiero 10 października. Pogoda już nie ta. Co robić zdążymy przed zimą czy sobie odpuścić. Do odważnych świat należy trzeba zacząć.
Dzwonię do teścia – musisz przyjechać, a i zorganizuj murarza bo bez niego sobie nie poradzimy.
Przyjechali z Torunia 17.10 w czwartek. Pojechaliśmy na budowę, rozeznaliśmy się w temacie i zaczęliśmy...

18.10 a był to piątek, papa, lepik i pierwsze suporeksy. Tempo ostro – jak na pierwszy dzień wymurowane 6 warstw ścian konstrukcyjnych. Moje pierwsze załamanie. Deszcz dość mocny – w domu basen. Woda nie ma jak uchodzić – tragedia. Kolejne dni, robota paliła się w rękach. W między czasie nadproża /2 deski, zbrojenie – przygotowane wcześniej i zalewanie/ i koniec ścian nośnych. 21.10 /poniedziałek/.

22.10 przyjeżdża na plac budowy teriva i zaczynają się schody. Ciężka praca, robię to pierwszy raz w życiu, dobrze że murarz ma pojęcie. Stemplujemy, skręcamy zbrojenie. 23.10 ciąg dalszy prac przygotowawczych pod strop. Szalujemy, wydzielamy miejsce na schody. 24.10 zaczynamy układać pierwsze belki i pustaki. Idzie dość kładko, lecz jakość pustaków stropowych średnia. Technologia styropianowo – betonowa, więc trzeba bardzo uważać bo są kruche a przy tym nie koniecznie równe. 25.10 walczymy z czasem. Beton zamówiony na 26.10 /sobota/. Ciemno robi się już o 17.00 więc nerwy są napięte. Zbroimy płytę monolityczna pod schodami, deskujemy. Sobota 26.10. Wpadamy na działkę jeszcze po ciemku. Ostatnie szlify, sprawdzanie deskowania, stempli no i mojego oczka w głowie podciągu. Pozbyliśmy się pół ściany nośnej, więc strop musi się na czymś trzymać. Robimy podciąg – zbrojenie przeliczone / dołem 4 pręty fi20, górą 2 pręty fi16, strzemiona co 13cm z fi8. Przyjeżdża grucha o 8.00. Rozkładają się. Wchodzę na strop i zalewam. Murarz rozgarnia beton. Potem wibrujemy i czekamy na dowózkę betonu. O dziwo nie pada. O 11.00 po robocie. Murarz zaciera płytę jest ok. – jak na obrazku.

2 dni przerwy. Deszcz leje potwornie. Przynajmniej polewanie betonu mam z głowy.
29.10 domówiłem suporeks, cement i startujemy ze ścianami kolankowymi i szczytami. Całe szczęście że suporeks przyjechał na paletach z HDS. Wszystko wrzucił na górę, oszczędziliśmy czas na wrzucaniu bloczków do góry. Prace wrą. 30.10. deskujemy ściankę kolankową, aby zrobić wieniec nas jej końcu i przewiązać ze stropem. Zaczynamy betonować wieńce na ściance kolankowej. Robota ciężka. Mamy linkę i wiaderka. Robimy prymitywną wciągarkę napędzaną ludzkimi mięśniami. Jedna strona ścianki zalana. Poszło chyba ze 120 wiaderek 10litrowych. Druga strona następnego dnia. Wieńce są solidne, kierownik budowy stwierdził, że za solidne, ale jak już są to jest ok. Osadzam kotwy i zapominam o temacie. Murujemy szczyty do wysokości posadowienia płatwi, w między czasie wykonujemy nadproża i na tym koniec. Jest piątek 1 listopada.

Teść z murarzem jadą do domu. Przymusowe dni wolne. Zamówione drewno na tartaku ma poślizg. Kolesiowi popsuły się dwie maszyny. Walczą już 3 dni, aby je naprawić. Ja niecierpliwy wykonuje telefony raz za razem. W końcu dobra wiadomość Część drzewa będzie we wtorek 5.11. telefon do teścia - przyjeżdżają 4.11 ale późno w nocy. Od wtorku 5.11 zaczynamy stawiać więźbę. Montujemy murłaty i płatwie, które stawiamy na słupkach. 6.11 o 9 rano przyjeżdżają krokwie, łaty i kontrłaty. Zacinamy krokwie i w cztery osoby /mój ojciec, teść, murarz i ja/ wciągamy je na górę .Ciężar ogromny. Krokwie o przekroju 7x18 i długości sięgającej do 8.3m nie są lekkie. Ja z murarzem u góry, ciągniemy za linę, ojciec z teściem pchają od dołu. Co za manufaktura. Pierwsze krokwie osadzone. Tego dnia zrobiliśmy w sumie 4 pary. Następnego dnia już mając doświadczenie dnia poprzedniego zamontowaliśmy kolejne 10 par. W sumie 14 par i koniec zabawy z krokwiami. Małe tylko wyliczenia na kominy i okna w dachu i wszystko ok.
W piątek 8.11 montujemy kleszcze łączymy na śruby i obcinamy zbyt długie pożyczoną piłą spalinową. Och co za cacko. Super sprawa taka piła. Przycinamy krokwie na jedną długość – jest dobrze. Kolejny dzień 09.11 to dokończenie ścian szczytowych. Oj ciężko. Wszystko trzeba wciągnąć bardzo wysoko. Suporeks, zaprawę – ręce bolą. Jeszcze tylko wykończenie szczytów przy krokwiach i żegnam się z murarzem. Jedzie już bezpowrotnie do domciu.
Murarz to osobny temat, szkoda jednak gadać, ale dlaczego prawie każdy budowlaniec jest taki sam?

Na polu boju pozostają już tylko mój ojciec, teść no i ja.
Zaczynamy 11.11 – święto narodowe a my na budowie. Zaczynamy od ułożenia folii wysokoparoprzepuszczalnej na do kontrłaty i łaty. Nie mam lęku wysokości, ale nie lubię takiej roboty. Na co dzień siedzę w biurze a tu muszę łazić po dachu jak małpa w dżungli. I tak zakładamy tę folię, kontrłaty i łaty. W między czasie załatwiam blachodachówkę, wytargowałem 10% i jestem z siebie dumny, bo to chyba pierwszy tak duży mój wytargowany upust. Blach przyjeżdża, wyładowują HDS, są też gąsiory, wiatrownice, pasy nadrynnowe no i wkręty 1250 sztuk, jak się później okazało za mało.
Tak więc w południe 14.11 zaczynamy zakładać pas nadrynnowy i zaczynamy walczyć z 4metrowymi pasami blachy. Jakoś to idzie, grunt że nie ma wiatru. Zaczynamy drugi pas – jest dobrze, ale nie dostatecznie. Tracimy sporo czasu, nerwów i zdrowia. Kończymy robotę, jutro będzie lepiej. I było lepiej. Zmajstrowaliśmy specjalną drabinę i zaczęliśmy układać blachę. Okazało się prosta sprawa. 16.11 przechodzimy na drugą stronę dachu. Urlop się powoli kończy, pogoda psuje coraz bardziej, jest ciężko, ale jakoś walczymy. 17.11 kończymy układać blachę – wiatr potworny, tylko samobójcy układają taką blachę na dachu. Trzeba uważać aby nie zwiało arkuszy z dachu. Akcja jest szybka. Delikatnie blachę na dach, niosąc ku górze blisko przy łatach, szybka przymiarka i chwycenie choć jednym wkrętem. Od 18.11 zaczynamy montować wiatrownice. Mam już dość łażenia po dachu. Nie czuję się swobodnie, marzę tylko, aby z niego zejść, ale ktoś musi to zrobić. Przecież nie mój ojciec, który od razu zakomunikował, że na dach nie wchodzi. Jako najmłodszy i największy wariat ja się tego podejmuję. Ojciec patrzy z dala czy jest prosto i przykręcamy. Przeciągamy drabinę na drugą stronę, ja siedzę okrakiem na kalenicy – nogi mam miękkie. Zakładamy trzecia wiatrownicę i startujemy z gąsiorem. Co się chrzani, wszyscy nerwowi, jest zimno, ojciec dyryguje pracą z dołu, coś tam krzyczy, że krzywo, ja się wkurzam, jak mam trzymać wkręty, gąsiora, wiertarkę, uszczelki /kto to wymyślił/ i sam się trzymać aby nie spaść. Robi się szaro – spadamy do domu.
18.11. chcę już mieć koniec tej budowy. Odkręcam kawałek gąsiora. Spróbujemy jeszcze raz od początku. Robimy jeszcze jedną specjalną, ale krótką drabinę. Na jednej stoję, druga przesuwam i tak dalej. Robota się jakoś posuwa. Ja sprawdzam poziom gąsiora poziomicą, ojciec patrzy z pola na oko czy jest prosto. Miało przelotnie padać. Jak zaczęło koło 9.00 to padało do późna w nocy. Ładnie mi przelotny deszcz. Mocujemy ostatnią wiatrownicę o kończymy gąsior. Temperatura +2 stopnie, wiatr i deszcz. Ręce mam sine i tak zziębnięte że nic nie mogę utrzymać. Schodzę na dół, aby się rozgrzać. W końcu ok. 14.00 kończymy mocować. Jak by nie patrzyć to koniec tej roboty. Mamy jeszcze ze 2 godziny więc przybijamy folię w oknach i do domciu. Marzę tylko o kąpieli i wyrku.
Dzisiaj jestem w pracy i siedzę za biurkiem i delektuję się spokojem, ciepłem, ciszą. Odpoczywam. Co za urlop. Najbardziej pracowity w moim życiu.

Tak więc teraz zapadam w sen zimowy. Jest stan surowy otwarty, choć brak kominów. Wymuruję je na wiosnę i poproszę kogoś, aby przebił się przez dach i zrobił obróbki. Ach i schody są do zrobienia, ale co do za schody przy takich schodach, które pokonaliśmy.

Teraz w spokoju policzę koszty i wszystko wam w szczególe przedstawię. Niedowiarki trzymajcie się. Na gorąco. Robocizna za stan surowy otwarty to 2850zł. Tyle zapłaciłem murarzowi. Ach piwko i takie tam.
Pozdrawiam
cdn

kodi_gdynia
21-11-2002, 09:05
Oto prezentuję koszta całkowite. Mam madzieję, że o niczym nie zapomniałem. W tych fakturach można się pogubić. Gdyby ktoś zauważył jakieś luki materiałowe proszę o odzew.
Pozdrawiam


Stan zero /ława - zbrojenie, beton, ściana fundamentowa – bloczki, zaprawa, ocieplenie – dysperbit, styropian, klej, siatka, zasypanie fundamentów,kanaliza, woda, płyta na gruncie 10-12cm/ - 8000 zł w tym robocizna 240zł za ściany fundamentowe i 170zł za zdjęcie humusu. /prace z lipca tego roku/

Stan surowy otwarty bez kominów, schodów i rynien:

Gazobeton 942 sztuki po 5,1zł: 4804zł
Papa 3 rolki po 42zł : 126zł
Cement – 2 tony: 620zł,
Wapno – 0,7 tony: 207zł
Żwir, piasek do murowania: 320zł
Stal na wieńce, nadproża, podciąg, itp.: 850zł
Deski na szalunki, belki na podparcie stropu, stemple: 785zł
Strop teriva – belki 25 sztuk od 3,6m do 4,8m: 1119zł
Pustaki teriva - 380sztuk: 1004zł
Transport terivy: 120zł
Beton na strop – 8,5m3, beton B-20 z pompą: 1881zł
Wibrator do betonu /wypożyczenie/: 110zł
Komin Schreyer do kominka, wkład ceramiczny, ocieplenie – 9m: 1665zł / nie zainstalowany/
Komin wentylacyjny /pustaki ceramiczne/: 280 zł /nie zainstalowany/
Drewno na dach – murłaty, płatwie, krokwie, kleszcze, łaty, jętki - 6m3 z impregnacją i dowozem: 3500zł
Kotwy, śruby, łączniki, gwoździe, tarcze do metalu: 308zł
Membrana dachowa wysokoparoprzepuszczalna 1300V - 174m2: 609zł
Blachodachówka Borga 186m2, gąsiory, wiatrownice, pasy nadrynnowe, wkręty: 5100zł

Całość 23414zł /materiały/

Robocizna 1 murarz /ściany nośne, strop, więźba/ - 2850zł - tanio, ale mieszkał u mnie. Browar i żarcie zapewnione. Wody zużył mało bo i kąpał się sporadycznie

Całość: stan surowy otwarty od wkopania pierwszej łopaty:
34 264zł

Wszystkie prace wykonane z udziałem 1 murarza przy pomocy mojego ojca, teścia i wsparciu duchowym mojej żony, syna, mojej mamy i mojej drugiej mamy /teściowej/.

Pozdrawiam - wieszcie mi że można

kodi_gdynia
25-11-2002, 14:12
Chciałem się z Wami podzielić moimi fotosami. Tak więc wzorem innych forumowiczów zamieściłem je na serwerze onet.pl.
Tak więc na głównej stronie portala jest link do "fotoalbumy". Tam należy wybrać "albumy" i zaznaczyć "w tytułach". Następnie wpisać "kodi".
Podaję link bezpośredni - chyba będzie działać:
http://foto.onet.pl/albumy/album.html?id=4353&q=kodi&k=2

Na dzień dzisiejszy zamieściłem 8 fotek ze stanu zero z lipca tego roku. Zdjęć mam sporo, ale tylko część przeskanowanych. Pojemność fotoalbumu jest też ograniczona, więc muszę dokonywać ostrej selekcji. W tym tygodniu postaram się jednak doszosować do stanu obecnego.
Pozdrawiam

kodi_gdynia
26-11-2002, 08:57
Sądzę, że to jest ostatni wpis w tym roku w tym dzienniku. Nie przewiduję żadnych robót. Trzeba podreperować budżet, a święta i prezenty już niedługo.
Dzisiaj zeskanowałem kolejne zdjęcia i są do zobaczenia pod:

http://foto.onet.pl/albumy/album.html?id=4353&q=kodi&k=2

lub tak jak opisałem to w poprzednim poście.

Stan zdjęciowy jak najbardziej aktualny.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
05-03-2003, 12:58
Minęło już trochę jak się okazuje teraz cennego czasu. Z drugiej strony co można zrobić w zimie, gdzie temp. W domku jest chyba niższa niż na dworze. Brak kasy – brak postępu – jaka to prosta, wręcz banalna zależność.
Tamten rok zakończyliśmy i tak sukcesem – bo w naszych warunkach postawić coś z niczego to duży wyczyn, który bynajmniej nie odbił się na fryzjerze żony /fajne teksty są w muratorze – jak należy oszczędzać i kobieta przez 2 lata nie chodzi do fryzjera/.

W grudniu postanowiliśmy sprzedać mieszkanie. Duże nie jest, ale że położone w malowniczej dzielnicy Gdyni, coś tam warte jest. Rynek mieszkaniowy jednakże przeżywa jak cała budowlanka lekką zapaść, więc nasze obawy co do szybkiej sprzedaży były uzasadnione. Daliśmy anons do kilku biur nieruchomości i cierpliwie czekaliśmy. Klienci przychodzili i odchodzili a mieszkanie ciągle nie sprzedane. Żona nawet stwierdziła, że może należy wstrzymać się z budową, aby w tym roku porobić drobne rzeczy z oszczędności a całą główną robotę wykonać w 2004 roku. Ja jednak jestem człowiek w gorącej wodzie kąpanym i nie po to spieszyliśmy się z budową stanu surowego, aby teraz czekać do roku 2004.

W końcu jednakże nastąpił moment długo oczekiwany. Znalazła się klientka, która jest chętna kupić naszą „posiadłość”. Część pieniędzy teraz, reszta do końca czerwca. Do końca czerwca musimy także opuścić nasz lokal i się wymeldować. Tak więc od czerwca staniemy się bezdomni i mam nadzieję, że na małą chwilę. Będą wakacje więc syna wyślemy do babci do Torunia, a my zamieszkamy u moich rodziców /jeszcze tego nie wiedzą, ale pewnie się zgodzą/, na jakieś 2 miesiące, aby we wrześniu się wprowadzić.

W miedzy czasie zaczeliśmy już poważnie myśleć o domu. Upatrzyliśmy sobie okna. Żadna ekstrawagancja. Sympatyczne plastiki z M&S za dobą cenę. Konsultowałem się z naszym ekspertem forumowym od okien i również uważa, że jest to dobry wybór. Co więcej stosunek ceny do jakości jest wzorowy. Drzwi będą prawdopodobnie z firmy „Dziadek”. Nie będą antywłamaniowe bo okna też są zwykłe więc nie ma sensu. Będą za to przeszklone i bardzo ciepłe.

Zastanawialiśmy się też nad ogrzewaniem. To że będzie to gaz z butli to wiedzieliśmy od zawsze. Butla zakopana bo działka mała, więc taka szpetna butla nie będzie razić w oczy. Penetruję rynek i prawda jest taka, że ceny są bardzo zbliżone, więc wybór jest tym trudniejszy /Progas, BałtykGas czy Gaspol/.
Myślimy także o kominku, ale jeszcze nie wybraliśmy. Totalny zawrót głowy. Tragedia.

Tak więc kwiecień to ścianki działowe, kominy i schody. Końcówka kwietnia to okna i drzwi. Początek maja elektryka i zaraz tynki a zaraz potem wszelakie instalacje i posadzka.

Następnie to się zobaczy. Tak daleko nie wybiegam w przyszłość. Jedno jest pewne nasz domek nie będzie kosztował więcej niż 120tys. zł. To cieszy.


Na koniec rzecz najważniejsza dla mnie i oczywiście mojej żony Beaty. BĘDĘ PO RAZ DRUGI OJCEM. NA RAZIE JEST TO 8 TYDZIEŃ, WIĘC JESZCZE JEST SPORO CZASU, Z DRUGIEJ STRONY TRZEBA SIĘ SPIESZYĆ Z TĄ BUDOWĄ. BEATA COŚ CZUJE, ŻE BĘDZIE TO DZIEWCZYNKA. DOBRZE BY BYŁO. ALE SIĘ CIESZĘ.

:grin: :grin: :grin: :grin: :grin: :grin: :grin: :grin:
Pozdrawiam


<font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: kodi_gdynia dnia 2003-03-05 13:58 ]</font>

kodi_gdynia
23-04-2003, 08:32
Wiosna przyszła, choć z dużym opóźnieniem. Pod koniec marca robiłem schody betonowe. 4 dni zajęły mi szalunki. 2 weekendy zleciały bardzo szybko. Schody proste jak dla mnie nie są – tzw. dwuzabiegowe. Jakoś się udało – szalunki ściągnąłem i trzymają się. Z drugiej strony tyle było stali że kierownik budowy bał się że beton nie wejdzie. Tak więc pod koniec marca chodziłem sobie po schodach na górę i nawet żona zwiedziła poddasze. Po drabinie nie chciała wchodzić i w żaden sposób nie mogłem jej przekonać. Teraz widziała górę i bardzo się jej podobała.

Jakieś 2 tygodnie temu wpadł teść z Torunia i plan był następujący: ścianki działowe oraz kominy i elektryka wykonana jednak przez fachowca.
Pomalutku w 7 dni zrobiliśmy wszystkie ścianki działowe. W sumie poszło ok. 460 szt. gazobetonu 12. Miło się to robiło – jedyne przestoje to przecinanie pod skosami. Dłużej to trwało, ale do przodu. Po ściankach zaczęliśmy kominy. Jeden w łazience /poczwórny – wentylacyjny/ obsługujący zarówno łazienkę jak i kuchnię oraz wc parteru. Zrobiliśmy z kształtek ceramicznych i całość obmurowaliśmy cegłą. Na koniec przyłożyłem palącą się gazetę i ciąg jest. Zobaczymy jak to będzie jak już się wprowadzimy. Drugi komin to systemowy do kominka firmy Schreyer. Miło się to stawia i jedyne problemy to rozcinanie blachy i przechodzenie przez dach. Murowanie komina ponad dachem też nie jest przyjemnością, ale grunt że się udało. Pozostały tylko obróbki oraz przyklejenie styropianu i płytek elewacyjnych, ale to w późniejszym terminie. Tak na marginesie to mój niepokój budzi fakt, iż komin ten ma 9m wysokości i jest totalnie wolno stojący. Boję się aby się nie przewrócił. Nie jest przewiązany ani ze stropem ani ściankami działowymi a te 9m robi wrażenie.

W między czasie jak my stawialiśmy kominy, elektryk walczył z gniazdkami i oświetleniem. Elektryka poznałem w ciekawych okolicznościach. Kiedyś zatrzymał mnie jak jechałem samochodem i spytał mnie czy nie podwiózł by go na stację benzynową bo zabrakło mu paliwa. Zgodziłem się i tak w samochodzie sobie gadamy o różnych głupotach i w końcu wyszło, że koleś jest elektrykiem i ma uprawnienia a że bezrobotny chwilowo to chętnie by zarobił parę groszy. Wymieniliśmy się telefonami ale tak naprawdę miałem kogoś innego na oku, ale dobry kontakt nie zaszkodzi. Co do elektryka miałem na uwadze kolesia z Torunia. Spotkałem się z nim i jak mi zaśpiewał 40zł za punkt za robociznę to mu podziękowałem. Po powrocie zadzwoniłem do wspomnianego elektryka i ustaliliśmy cenę na 15zł za punkt. Jak mi potem powiedział na mniej tez by się zgodził bo z kasą bardzo krucho. Gość bardzo przyzwoity, porządny i powiem szczerze że jestem bardzo zadowolony. Roboty są już na ukończeniu. Została rozdzielnia, alarm i podłączenie licznika z domem. Do końca tygodnia ma być koniec.

W najbliższy piątek przyjadą okna i drzwi a zaraz potem tynki, ale to już w następnym odcinku.
Pozdrawiam

Koszty za schody ścianki, kominy i elektrykę:
Schody : cement - 75zł, stal - 150zł, żwir - 50zł, deski z szalunków stropowych
Ścianki działowe: gazobeton - 1240zł, cement 100zł, wapno - 60zł, piasek pozostał z poprzednich prac
Kominy: materiał: schreyer systemowy 9m – 1575zł, wentylacyjny - 300zł
Elektryka: materiał:1100zł /przewody, puszki, rozdzielnia, bezpieczniki itp., kabel główny itd./, robocizna ok. 1200zł.

kodi_gdynia
29-04-2003, 14:20
Roboty nabrały tempa i pewnie już tak pozostanie do końca. Tak jak pisałem okna i drzwi miały być przed świętami, ale o ile z oknami się wyrobili to już z drzwiami nie. Pisanie w umowie, że odbiór za 3 tygodnie nie ma najmniejszego sensu, bo jak będą za 4 czy 5 to i tak nic nie można zrobić, a zapisu że będą odsetki karne itp., pewnie nie da się przeforsować.
Elektryk kończy dzisiaj rozdzielnię i mam zamiar zamknąć temat prądu – przynajmniej do momentu wprowadzenia się.
W piątek przyjechali chłopaki z oknami. Tak jak pisałem są to białe okna PCV z M&S, tzw. tytanowe. Jakieś 2 miesiące temu wprowadzili nowe profile Veka. Wygląda to sympatycznie 4 komorowe o szer. Profilu chyba 78mm.
Sam montaż 11 okien zajął im chyba niecałe 2 godziny. Nie powiem mają wprawę. Początkowo sam je chciałem montować, ale że chciałem mieć wszystkie okna i drzwi jednego dnia to stwierdziłem że nie damy rady tego zrobić w takim tempie, więc zleciłem to firmie.
My za to z teściem, zamontowaliśmy drzwi i dobrze że tylko drzwi. Montaż zajął nam prawie 4 godziny, ale się udało i jest ok. W takim tempie to wszystko montowalibyśmy chyba z tydzień.
Drzwi są z Dziadka – kolor teak z przeszkleniem.

W poniedziałek byli kolesie od tynków. Zrobili tzw. szprycę na sufit i poszli. Wpadli chyba na godzinę. Zrobili potworne zamieszanie i syf. Mam jednak pozytywne odczucia i myślę że będzie dobrze. Zabezpieczyli okna i drzwi oraz posprzątali po sobie. Dobrze wróży na przyszłość.
Tynki docelowo mają kłaść po długim weekendzie i wtedy opiszę jak wyszły.

Cena okien: 4950zł + montaż 500zł
Cena drzwi: 1700zł
Pozdrawiam

kodi_gdynia
30-05-2003, 14:04
Od ostatniego czasu znowu parę prac poszło do przodu. Kolesie położyli tynki i jakoś to wygląda. Miejscami są może pewne braki i jak się przyłoży poziomicę to nie jest wszędzie idealnie, ale tak sobie myślę, czy to po prostu można zrobić super. Ogólnie jestem zadowolony i cieszy mnie fakt, że nie muszę się już patrzeć na te pustaki i cementowo-wapienne fugi. Od momentu ich położenia minęło już trochę czasu, więc obecnie wydają się suche i myślę że w niedługim czasie będę mógł położyć gładź szpachlową.

Po tynkach przyszły instalacje. Dokonałem już kolejnego wyboru – ostatecznie na CO i wodę wybrałem materiały firmy WIRSBO. Przyjechał do mnie koleś wszystko ładnie omówił, wyliczył i wytłumaczył. Tak byłem zadowolony z tej współpracy, że mimo dość wysokich kosztów samych materiałów zdecydowałem się nie w swoim stylu na pewnego rodzaju ‘mercedesa’ wśród instalacji. Sam system jest dość podobny do Hepwortha i łączenie rur, kolanek jest bajecznie proste – polega na rozszerzeniu rury za pomocą specjalnego przyrządu i założeniu np. kolanka. Ot cała robota. Tak więc przez dwa weekendy zrobiliśmy całą wodę oraz CO. Samo łączenie rur jest przyjemnością o ile wykucie bruzdy na rozdzielacze czy przejście przez strop było dla nas nie lada wyczynem /odciski na rękach – dowód rzeczowy/. Za jednym zamachem zrobiliśmy także instalację kanalizacyjną. Szczerze mówiąc miałem największe obawy bo ciężko coś tu naginać, wykręcać i przekręcać. Zrobiliśmy ją jednak o dziwo sprawnie nie zapominając także o przyłączach na pralkę i zmywarkę.

Bym zapomniał: jako pierwsza zrobiliśmy instalację centralnego odkurzania i to jest dopiero prostacka robota. Tym którzy się wahają niech jednak robią to sami. Jest najprostsza z wszystkich instalacji do wykonania, więc można coś zaoszczędzić.

Jako ostatnia została instalacja rozprowadzenia ciepłego powietrza z kominka. W najbliższy poniedziałek ma wpaść ekipa i to wykonać.
Apropos ciepłego powietrza. Dokonałem „jedynie słusznego wyboru”. Zdecydowałem się na wkład Hajduka – Volcano 1V. Stargowałem prawie 1tys. zł za kompleksową usługę /piec, dystrybutor, podłączenie, wykonanie DGP/ i mam nadzieję że będzie super . Piece podobno są wytrzymałe. Słyszałem anegdotę jak kobitka wsadziła pełną komorę drewna, rozbuchało się i aby było cieplej dorzuciła 2 wiaderka koksu. Stopiły się przewody, anemostaty spłynęły po ścianie a kominek wytrzymał.

Dzisiaj także chłopaki kończą wodę. Tak więc w końcu mam bieżące H2O na budowie. Sławne beczki przechodzą do lamusa. Kolesie od wody trochę mnie zdenerwowali umówiliśmy się na 4 tys. a oni odkopują hydrant i płaczą, że inaczej niż w projekcie i muszą kupić więcej części i 600zł to muszę dorzucić. Zły jestem bo nie spisałem umowy i zaczyna się polka. Zobaczymy jak się finalnie to skończy.

Na przyszły tydzień planuję styropian i w końcu wylewki. Potem to już tylko cekolowanie i wykończeniówka ostateczna w środku. Może uda się szybciej wprowadzić.
Zobaczymy.


koszta:
- tynki 11zł/m2 /materiał+robocizna/ w sumie 4300zł
- materiały na CO i wodę - 2400zł
- materiały na odkurzacz centralny - 240zł
- materiały na kanalizę 300zł
- kominek Hajduk Volcano 1V + dystrybutor - 3400zł
- podłączenie i rozprowadzenie kominka /materiały+ robocizna/- 1700
- woda /rozbudowa wodociągu 60m i wcinka do domu 10m/ pewnie będzie 4600zł.

<font size=-1>[ Ta wiadomość była edytowana przez: kodi_gdynia dnia 2003-05-30 15:07 ]</font>

kodi_gdynia
05-06-2003, 11:22
Kolejne pracy za nami i czuję, że upragtniony moment przeprowadzki jest coraz bliżej.
Co do wody to ładnie śmiga w rureczkach. Gadałem z gościem przez telefon bo zaczął znowu coś mi płakać o kasie. Rozegrałem z nim krótką piłkę i finalnie ma byc tak że te 600zł które wolał na początku podzielimy na pół. Jakaś tam sprawiedliwość, choć gdybym miał umowę było by po kwiatach.
W zeszłym tygodniu położyliśmy styropian na dole 2 warstwy po 5cm. Do tego 2 razy folia pod styropian i 1 raz folia na styropian. Mam nadzieję, że wylgoć nie znajdzie drogi do domu. Na górze położyliśmy 1 warstwę styropianu 5 cm, więc myślę że będzie to nieźle izolowac i przedewszystkim dobrze wygłuszy strop.

W zeszłym tygodniu wpadli do mnie kolesie od rozprowadzania ciepłego powietrza z kominka. Poprowadzili to do 3 punków na górze. Wszystko schowane jest w wylewkach a same kanały są prostokątne obłożone specjalną wełną.

Wczoraj wpadałem na moment w ciągu dnia na budowę. Koelsie kończyli już wylewki na górze. Wszystko z miksokreta. Mieszkanka sucha jak mokry piasek. Cieszy mnie to bo każda ilość wody mniej w podłodze = szybszemu jej wyparowaniu. Na koniec wszystko ładnie zacierali specjalną maszyną, więc mog powiedzieć że mam lustro.
Jak pomyślę że kiedyś chciałem to robić sam to aż się zobie dziwię. i nie chodzi mi tu o czas czy pracę, tylko o jakość wykonania. Bez odpowiednich maszyn nie da się tak zrobić.

Pod koniec przyszłego tygodnia biorę urlop, wpada teść i robimy poddasze. Wełna + kartongipsy. Potem cekolowanie i malowanie.
Pozdrawiam


ach bym zapomniał:
1. rozprowadzenie + podłączenie kominka - 1600 zł /robota + materiał/
2. styropian na podłogi 9m3 FS20 - 1242 zł, folia - 150 zł
3. wylewki 120m2 /14zl/m2/ - 1650zł /materiał + robocizna/

kodi_gdynia
24-06-2003, 07:20
Oj, ale się porobiło. Sprzedaliśmy mieszkanko i się wyprowadzamy z naszego gniazdka. Od 1 lipca będziemy zamieszkiwac już u nas w Miszewku. Na razie jest istny kosmos. Kończę cekolować i jak już będziemy mieszkać to będę wykańczał dalej. O wszystkim napiszę w bardziej spokojnej dla mnie porze.
Pozdrawiam

kodi_gdynia
21-07-2003, 08:19
Witam po naprawdę długiej mojej przerwie. Byłem tyle czasu na urlopie płatnym i nie płatnym że zapomniałem czym się zajmuję. W między czasie wydarzyło się tyle rzeczy że obawiam się, że ciężko będzie to wszystko spisać i wam przekazać.

Ale spróbujmy:
Ok. 15 czerwca wpadł teść i zaczęliśmy układać wełnę między krokwiami. Wybrałem Isovera gdyż hurtownik mówi że stosunkowo mało pyli i nie kruszy się. Jeśli chodzi o to drugie to miał rację, jeśli o to pierwsze to wciska kit. Na początku robiliśmy to w maseczkach, ale tylko do momentu kiedy zrobiło się gorąco. Generalnie nie potrafię robić w żadnych maskach, okularach czy rękawiczkach. Tak więc poszliśmy na żywioł i robiliśmy to beż niczego. Mam nadzieję, że nie dostanę raka płuc w najbliższym czasie. Wełnę układało się milutko i faktycznie jak przytnie się odpowiednio szerszą wełnę to trzyma się praktycznie sama. My mimo wszystko wspomogliśmy ja sznurkiem. Następnie ruszyliśmy z przykręcaniem i montażem profili głównych i przyściennych pod płyty KG. Robiliśmy to pierwszy raz więc tempo nie było imponujące, ale roboty posuwały się do przodu. Na końcu przykleiliśmy na taśmę dwustronną folię i czekaliśmy na mojego ojca, aby pomógł nam z montażem KG.
Zaczęliśmy kolejny tydzień pracy. Przyjechał ojciec i już razem w trójkę rozpoczęliśmy zakładanie płyt. Bałem się tego momentu – jak to wyjdzie, czy profile są dobrze zaczepione itp. Moje obawy zostały rozwiane – robota posuwała się dużo szybciej, tak że w 2 dni mieliśmy położone 80m2 płyty czyli całe poddasze. Tak na marginesie jak widzę na zdjęciach kiedy kolesie w pojedynkę noszą płyty i sami je montują to zalewa mnie śmiech i złość jednocześnie. Przyznam szczerze że robiliśmy to w trójkę i wiem że jeśli robilibyśmy to w dwójkę to były by poważne problemy. Kolejna robota to szpachlowanie i gruntowanie przed cekolowaniem całego domu. Do tego momentu jak się posprzątało to było czysto. Świeże tynki, czyste wylewki. Zaczeło się jednak dzieło zniszczenia – cekolowanie. Mogę stwierdzić i to z wielką stanowczością – cekolowanie to największy bajzel. Takiego brudu, pyłu i ... nie było nawet po tynkowaniu. Nakładałem najpierw gładź z Alpolu /nie polecam jest twarda i cholernie się ją szlifuje/ potem przeszedłem na Atlasa i ta już była ok. Wyszlifowałem cały dom i czego się nawdychałem to moje. Całe szczęście że tynki miałem gładkie więc nie musiałem nakładać dużo gładzi.
Pod koniec czerwca a przypomnę że od lipca mieliśmy już mieszkać mieliśmy wszystkie tynki - wycekolowane, wylewki.

W między czasie miałem bardzo poważny problem z szambem, ale to osobna historia. Napiszę ją za moment.

kodi_gdynia
21-07-2003, 10:38
Nieubłaganie zbliżała się data 1 lipca a my jak dotąd nie mamy szamba. Pal licho ciepłą wodę, ale brak kanalizy to już zbyt duży wyczyn nie koniecznie dla mnie, ale dla Beaty w ciąży. Koleś który miał się zająć szambem coś wspominał o kręgach – jakimś rozsączaniu itp. Jak przyszło co do czego to okazało się że to nigdy by w gminie nie przeszło itd. Znalazłem gotowe szambo betonowe, ale cena lekko powalająca. 3000zł za kawał betonu + do tego dźwig + wykop i pewnie zrobi się ze 4tys a może i więcej tysięcy. W między czasie niedaleko naszej działki zaczęła wyrastać nowa budowa. Poszedłem do gościa z myślą aby wykopał mi koparką dziurę pod zbiornik gazowy. Przyszedł pogadaliśmy i ok. Kiedy dowiedziałem się o problemie z szambem poprosiłem go, aby wykopał też dziurę pod szambo. Mówię mu jakie będzie /zgodziłem się już na to betonowe/ a on mi na to że wie gdzie robią stalowe zbiorniki za pół ceny. Z blachy 8mm i oczywiœcie z atestem. Zadzwonił i faktycznie zbiornik stalowy 10m3 za 1600zł + transport. Pojechałem z gościem zamówiliśmy takie szambo w poniedziałek i uprosiłem gościa, aby zrobił je na sobotę /w niedzielę przeprowadzka/. Dzwonię w czwartek, koleś mówi – będzie na sobotę na 9 rano. Koparkowy miał mi w piątek wykopać dziurę, ale że miał awarię sprzętu, załatwił innego gościa na sobotę. Tak się zaczęły pierwsze problemy. W sobotę rano okazało się że szambo będzie ale na 13.00. Przesunęliśmy koparkę na później. Przyjechała zrobiła gigantyczną dziurę 3x3x3m a koleś który mi naraił to szambo pojechał jelczem, aby je przywieść. Dzwoni do mnie i mówi że szambo zrobią, ale nie na 13.00 tylko 17.00. Wszystko odwleka się w czasie. Za koparę płacę za godzinę – załamać się można. Siedzę tak z tym koparkowym nad tą dziurą gadamy o życiu a tu telefon że szambo na 100% będzie , ale o 21.00. Złość mnie ogarniała, ale co miałem zrobić. Koparkowy zaprosił mnie do siebie na kolację i wodę mineralną i opowiedział mi historię swojego życia. Tak na marginesie bardzo przyzwoity gość. Da się lubić. Jest godzina 20.00 czas więc jechać po szambo. Jadę do gościa który miał mi je przywieść a tu się okazuje że jego matce stan się pogorszył i pojechał do szpitala. Przez komórę mówi mi że pojedzie jego brat. Zajeżdżam po brata – wyskakuje koleś z obory, przemywa gumiaki wodą ze szlaucha i pakuje mi się do wozu. Ruszamy, szyby otwarte – tajemnicza woń unosi się wkoło jest super po całym dniu oczekiwania jedziemy po szambo.
Zajeżdżamy na miejsce, klimat jedyny w swoim rodzaju. Wiocha kilka domów, kościół a naprzeciw kościoła koleś pod gołym niebem robi szamba z silosów. Farba, smród, zapach spawania, smary są wszędzie. Jest godz. 22.00 w końcu pakujemy szambo na jelcza i prosto jakieś 30km do Miszewka. Jedziemy wolno aby szambo nie spadło z naczepy. Przyjeżdżamy na miejsce. Jest prawie 23.00 a my dopiero zaczynamy je montować. Koparkowy zapala swoje halogeny. HDS stoi przy ogrodzeniu ja ściągam drewniane przęsła z ogrodzenia i możemy zaczynać. Koleś buja się z tym dźwigiem tak jakby pierwszy raz miał z tym do czynienia. W końcu jakoś zbiornik zawisł na wykopem. Koparkowy podtrzymuje łyżką szambo z drugiej strony – dochodzi godz. 24.00. Nareszcie jest w wykopie. Jeszcze tylko obrócić i lekko pochylić. W pośpiechu łączymy kanalizację domową z szambem i można zasypywać. Dochodzi godz. 1.00 w nocy. Rozliczam się z chłopakami. Koparkowy okazał się człowiekiem. Stał maszyną cały dzień a wziął tylko 350zł tzn za 5 godzin. Tyle samo wziął koleś za przywiezienie i osadzenie w wykopie. Ja z kolei utargowałem za zwłokę 100zł. Całkowity koszt szamba 2200zł. Wracam do domu. Żona nie śpi. Martwiał się co ze mną. Ja szczęśliwy bo szambowa historia zakończyła się happy end’em. Dzień później ojciec zamontował podwieszany kibelek w wc a my zaczeliśmy zwozić graty.

Ciąg dalszy wkrótce.

kodi_gdynia
23-07-2003, 13:54
Dzień przeprowadzki był konsekwencją sprzedaży mieszkania. Jako że musieliśmy mieszkanie oddać do końca czerwca tak więc dzień 1 lipca a ściślej 30 czerwca był momentem kiedy to raz na zawsze musielieśmy opuścić nasze skromne 33m2. Beata przygotowywała się do tego dnia bardzo starannie. Wiedzieliśmy że przeprowadzamy się na plac budowy, więc rzeczy w kartonach jeszcze jakiś czas pozostaną. Kartony opisywała bardzo szczegółowo. Syn chodził po sklepach i znosił je do domu. Beata pakowała, a ja z kolei robiłem co mogłem na budowie.

Kiedy obudzięłm się rano 30 czerwca w niedzielę byłem lekko spięty. Co za zbieg okoliczności równo rok temu 30 czerwca zalewałem ławy. Pogoda jednak była dużo lepsza niż ta przed rokiem. Przyjechało dwóch kuzynów pożyczonym samochodem dostawczym i jazda. Beata z kuzynką i moim ojcem pojechali wcześniej, my natomiast spijając 5 butelek 1,5 wody znosiliśmy bambetle z 4 piętra. Zrobiliśmy dwa kursy i oddaliśmy się upragnionemu wypoczynkowi przy piwku. Ojcec w tym czasie kończył montaż wc, tak więc pierwsze chrzciny kanalizacji i szamba odbyły się tegoż samego dnia.
Pierwsza noc minęła bardzo spokojnie. Spaliśmy wszyscy w trójkę w jednym pokoju - Beata chciała razem tak jak zwierzaki w stadzie. Mi szczerze mówiąc mało co się śniło, jakieś tam głupoty, których już nie pamietam.
Nasz kot Olaf przeżył rozstanie ze starym mieszkaniem najbardziej. Lekko miałczał i ujadał. Widać że przestraszony. My jednakże szykowaliśmy mu małą niespodziankę o której później.

1 lipca zamiast wspaniałej pogody /tak przynajmniej mówiono w TV/ przywitał nas deszczami i wiatrami. W domu świeżym bez ogrzewania, nie jest za przyjemnie a wyprzedzając fakty powiem, że był tak przez calutki tydzień.

Będąc już na miejscu mogłem poświęcić się tylko robocie. Nic bardziej mylnego. Od poniedziałku do środy załatwialiśmy wymeldowanie, notariusza, banki, telefony, tv itp. W między czasie wybraliśmy kafle, baterie, umywali i szafeczki pod nie.

Od czwartku natomiast zajął się tylko i wyłącznie robotą. Na pierwszy ogień poszlo WC pod schodami. Małe, więc najszybciej do zrobienia. Kibelek już był, pozostało tylko ułożyć kafle na ścianie i podłodze. W przeciwieństwie do całego domu wc - jest całe białe. Białe kafle + fugi w szarawe prążki + dekory czerwone maki. Jest to standardowa ceramika z Tubodzina. Ściany wymalowaliśmy na biało więc jest śnieżnie.
Koniec tygodnia to już łazienka. Dużo więcej metrów, ale też i większa wprawa. Do łazienki poszły żółte kafle na podłogę i ściany, a reszta została wymalowana na bardzo intensywny pomarańcz. Do tego nabyl;iśmy wc z Cersanitu oraz umywalkę z Koła - Aplauz 80. Bardzo nam się podobała więc chcieliśmy ją koniecznie mieć. Szafka natomiast z Koła kosztuja bagatela 1200zł, my natomiast wyszukaliśmy w Castoramie - ostatni egz. identycznmej szafki tylko innego producenta - firma Vega z Łodzi. Cena 380zł. Jaksię dowiedzieliśmy od sprzedawcy, Koło już wystosowało pozew przeciwko firmie z Łodzi za podróbę. Tak oto skończył się pierwszy nasz tydzień mieszkania w nowym miejscu, glównie pod znakiem deszczu, zimna i ogólnej wilgoci. Kolejny tydzień miał być dużo lepszy, zarówno pogodowo jak i ze względu na montaż kominka no i wspomniana niespodzianka dla kota Olafa.

Ciąg dalszy wkrótce.

kodi_gdynia
24-07-2003, 12:07
Zaczął się kolejny – drugi już tydzień lipca. Pojechałem do pracy załatwiłem sobie kolejne 2 tygodnie urlopu – płatnego już tym razem /dobrze że szef mnie lubi – inaczej nie mógł bym być tak długo na urlopie/ i wziąłem się ostro do roboty. W południe przyjechali kolesie z kominkiem oraz mój teść z Torunia i ojciec. Ojciec specjalista od płyt KG wykonywał zabudowę pionów kanalizacyjnych itp. , teść gruntował i malował sufity. Ja oddałem się wdzięcznej pracy wstawiania parapetów a kominkowcy wzięli się do dzieła, aby już tego wieczora można było popalać.
Parapety zamówiliśmy z duromarmuru. Ładnie wykonane i przyzwoita cena. Za 9 parapetów /do wc i kuchni nie będzie/ zapłaciliśmy 530zł. Wzięliśmy standardowo 25cm szerokości i po czasie stwierdzam że ładnie komponują się z naszymi oknami.

Tak jak wspomniałem zamówiliśmy wkład Hajduk Volcano 1V. Jest faktycznie identyczny jak Spartherm. Jak dla mnie jest ok. Co prawda surowy, ale taka forma nam odpowiadała. Chodziło nam o pełną klasykę, bez żadnych bajerów itp. Człowiek od kominków bardzo sympatyczny i myślący gość, choć i jego lekko zakłopotało podłączenie kominka. Okazało się że ciutkę za nisko jest wlot do komina przez co podłączenie kominka z kominem nie jest takie proste. Firma która była odpowiedzialna za całość jak zwykle chciała zaoszczędzić, więc dali montażystom tylko kolano i rurę prostą a jak się okazało to potrzebne było kolano dość skomplikowane, skręcane w kilku miejscach. Z uwagi że miałem podpisaną umowę wcześniej nie obchodziło mnie co zrobią – miało być dobrze i tyle. Koleś pojechał do firmy przywiózł odpowiednią kształtkę i po kilku godzinach kominek nadawał się do odpalenia. Wcześniej założyli dystrybutor i podłączenia do rozprowadzenia powietrza na piętro. Całość wyglądała jak niezła meduza.
Następnie przyszedł upragniony moment pierwszej rozpałki. Stanęliśmy w salonie i patrzymy co koleś robi. Przyniósł parę drobnych drewienek i podpalił. Całość wyglądała imponująco. Wszystko było ok. Po czasie mogę powiedzieć, że kominek jest super. Nie mam najmniejszego problemu aby się paliło. Dopływem powietrza można regulować czas spalania. Nie ma też problemu z utrzymaniem żaru przez całą noc. Wrzuciłem 3 kawałki drewna ok. 17.00 i ok. 21.00 jeszcze dwa i rano jak wstałem piec był bardzo ciepły a żaru tyle że można było palić dalej. Gdyby nie to że to środek lata to na 100% był znowu dorzucił.
Początkowo oczywiście ze względu na finanse chciałem odpuścić sobie obudowę kominka. Żona natomiast mocno nalegała /jak się okazuje i dobrze/, aby brudne sprawy załatwić w pierwszej kolejności. Dogadałem się z gościem że za 800zł + moje materiały 300zł zrobi mi obudowę. Chcieliśmy prostą klasyczną i taka też nam stworzył. Wszystko ładnie ocieplił, potem obmurował wszystko gazobetonem a na koniec wyciął miejsce na kratki oraz przykleił KG. Tak żeśmy się rozochocili widokiem tego kominka że postanowiliśmy pójść za ciosem i zrobić jeszcze ramkę dookoła szyby z marmuru. Kamień nie jest zbyt tani i ta przyjemność kosztowała nas 300zł materiał + 200zł montaż. Teraz za to wygląda super. Tylko wymalować i jest przy czym posiedzieć.

Teraz coś o niespodziance dla Olafa.
Zawsze chcieliśmy mieć 2 psy i 2 koty. Jako że Olaf trochę posmutniał na nowym miejscu postanowiliśmy przygarnąć tym razem kotkę. Ciotka mieszkająca w leśniczówce, miała akurat dojście do małych kotków, tak więc od 10 lipca Olaf ma partnerkę, tylko szkoda dla niego oczywiście, że jest wykastrowany. Bardzo baliśmy się jak ją przyjmie, choć teraz mogę powiedzieć że dogadują się dość dobrze. Załatwiają się w 1 kuwetę, śpią razem, choć nie wtulone w siebie i co zauważyłem ostatnio jedzą z jednej miski. Początkowo jak Olaf jadł nie dopuszczał małej do siebie – widać że jakoś go zauroczyła. Mała jest przesympatyczna w przeciwieństwie do Olafa, chce być cały czas głaskana i ciągle chce się bawić. Olaf to dorosły kocur – poważny, zrównoważony – mała to kompletna dzikuska. Tak na marginesie małą nazwaliśmy Tequila. Teraz tylko pozostało nabyć na początek psa – ale odkładamy to na jesień. Zobaczymy jak koty poradzą sobie z pieskiem.?

W kolejnym odcinku na temat wyboru kotła, grzejników oraz kolorów w pokojach na górze.

kodi_gdynia
25-07-2003, 13:03
Myślałem, że dam radę opisać dalsze perypetie, ale nic z tego. W zamian zamieściłem 7 nowych fotek w temacie kominka. Tak na marginesie to bylo tyle roboty, że nie miałem czasu, ani ochoty na zabawę w fotografa.
link do strony poprzez stopkę lub
http://foto.onet.pl/mojalbum/mojalbum.html?id=4353&r=0&nxt=18
Sorry za jakość, ale jeszcze nie dorobiłem się cyfrówki.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
31-07-2003, 14:34
Mijały kolejne dni, aż przyszedł moment na wybór pieca i grzejników. Z racji tego, iż w tamtym czasie nie mieliśmy warunków zabudowy na wykonanie przyłącza oraz posadowienie zbiornika na gaz, nie mieliśmy ciśnienia aby forsować tempo. Co do gazu to po długich poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na gaz z Gaspolu. Firma w tamtym czasie dała nam najlepszą ofertę a do tego udało mi się opuścić cenę. Zagrałem ostro, a że kolesiowi zależało na podpisaniu umowy, po skonsultowaniu przystał na nieco inne warunki. Docelowo ma to być zakopana butla o pojemności 2700litrów. Mamy zbyt małą działkę, aby stawiać sobie takie cudo na otwartym powietrzu, a tak po wstawieniu zbiornika okazuje się, że będzie wystawać tylko klapa do pomiarów i tankowania.
Początkowo poszukiwaliśmy pieca dwufunkcyjnego, z zamkniętą komorą spalania, działającego na zasadzie przepływowym. Mój pierwszy wybór, który padł z rok temu kierował się na Vaillanta. Po spotkaniu się z instalatorem, który miał to wszystko montować – zmieniłem zdanie na Immergasa. Odwiedziłem, jeszcze kilka dealerów i powiem szczerze, że nie słyszałem złych opinii o tej firmie. O ile można było się czepiać jakieś kilka lat temu, o tyle teraz aby sprzedawać kotły trzeba iść do przodu z myślą techniczną. Kotły sprzedają się dość dobrze a serwisanci nie mają z nimi problemu. Jak będzie czas pokaże.
Z Vaillanta została tylko zamknięta komora spalania. Ostatecznie wybraliśmy piec, który mieścił się podobnie jak Vaillant w kwocie 5000zł. Jest to Immergas Zeus Mini. Ma zamkniętą komorę spalania, modulowaną moc w zakresie 9-23kW i co najważniejsze ma zintegrowany w jednej obudowie zasobnik wody - 45 litrów. Powiem szczerze myślałem, że będzie mniejszy, ale przez ten zasobnik nie jest taki filigranowy. Co do kwoty to dostałem 15% upustu i tylko szkoda, że kupiliśmy zbyt późno. Gdybyśmy nabyli go z tydzień wcześniej zyskalibyśmy z 500zł dodatkowo. Nie wiem jak to jest, ale praktycznie wszyscy w jednym czasie podnieśli ceny kotłów, średnio o 7%. Szkoda.
Obecnie kocioł sobie wisi. Beata, chce by docelowo został zabudowany w szafkę, aby nie rzucać się zbytnio w oczy. Interesująco także instalator rozwiązał kwestię komina. Początkowo chciałem zrobić to najtańszym kosztem, czyli spaliny i powietrze wypuścić przez ścianę. Instalator odwiódł mnie od tego pomysłu. Powody były różne. Ostatecznie miałem wolny kanał wentylacyjny w który wpuścił kwasówkę i tak wmontował robiony na zamówienie komin.
Jednocześnie z piecem kupiłem grzejniki, na które również dostałem 15% rabatu. W sumie 10 sztuk w tym 9 do pokoi i 1 do łazienki. Niektóre są banalne, bo malutkie jak do wc i wiatrołapu, inne maja bardziej okazałe wymiary. Ostatecznie wybraliśmy Cosmonowę, chociaż i tak to nie ma znaczenia bo podobno wszystko to samo. Do łazienki wybraliśmy drabinkę , wys. 1,5m wysokości i 0,6 m szerokości. Musieliśmy wziąć o taki gabarytach, aby po prostu dał radę z jej ogrzaniem.
W sumie zmieściliśmy się w naszym kosztorysie i wydaliśmy ciut ponad 10000zł na piec + grzejniki + zawory do grzejników a także podłączenie pieca + komin.

W następnym odcinku o różnych duperelach: malowanie, podłogi, sposób na tanie schody.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
13-08-2003, 08:12
Równocześnie z innymi pracami zaczeliśmy malować ściany. Z racji faktu, iż cekolowane ściany bardzo brudzą i nie dają uroku same w sobie postanowiliśmy jak najszybciej zmienić istniejący stan rzeczy. Kwestia kolorów do poszczególnych pokoi ciągnęła się za nami jak dobre wsłoskie spagetti. Beata już od początku tego roku zastanawiała się: tak czy tak, a może ten kolor tu a ten kolor tu. Ten pokój od południa więc kolor taki a ten od północy więc taki. W końcu kiedy już sprecyzowlaiśmy plany, pojechaliśmy do marketu do mieszalni farb i co się okazało. Kolory które chcieliśmy były: albo za ciemne i nie da się ich zrobić /po diabła te wszystkie wzorniki/ albo jak cos się dało zrobić to baza /czyt. biała farba/ jest tak droga że litra za 30zł. A że licząc 2 razy malowanie całego domu to wychodzi coś około 1000m2 i jak się to przeliczy na litry to buźka już się nie cieszy :cry: .
W związku z takim obrotem sprawy podjechaliśmy jeszcze do centrum dekoracyjnego DEKORAL. Wchodzimy i mówię - taki kolor, taki, i taki. Babeczka nie ma problemu a że zgadaliśmy się że mamy wspólnych znajomych to dała nam niebagatelnu upust 20%. Generalnie po upuście litr kosztuje coś ok. 12/13zł.
Całe farby do pomieszczeń kosztowały nas ok. 900 zł /łącznie z białą na sufity/ i po czasie wiem że dekoral jest ok.
Co do konkretnych kolorów to poszliśmy przynajmniej na poddaszu na żywioł: pokoik jeszcze nie narodzonego dziecka: to mocna żółć, syna Artura to zieleń a w sumie ciemny groszek, nasza sypialnia to wrzos, fiolet a łazienka to wściekła pomarańcza. Ogólnie kolory na górze sa bardzo intensywne i porażające. Jak to sobie tak wszystko wymalowałem to pomyślałem sobie że zrobie takie tabliczki nad pokojami np: nad sypialnią - jagodowa dolina /dolina od kobiecych kształtów/ :D , nad pokojem Artura - zielona łączka, nad pokojem dzidziusia - słoneczna planeta a nad łazienką pomarańczowa świeżość. Są to oczywiście luźno rzucone propozycje - czekam na inne.
Klatka schodowa jest biała i tak już zostanie.
Dół natomiast to kolry spokojne: wiatrołap jasno niebieski, hall ciemny brąz - taka czekoladka a kuchnia i salon taki jasny brąz a w sumie kawa z mlekiem.
Co do podłóg to kupilśmy na całość panele z kronopolu. Firma przypadkowa - interesowała nas cena i faktura /kolor/. u góry jest jasny klon z kolei na dole w salonie mahoń. Podłogi mam wszystki położone. Wczoraj skończyłem układać ją na dole i robi wrażenie, mimo faktu że m2 kosztuje 30zł.
Co do kafli na ścianach i podłodze to do pomarańczowych ścian w łazience daliśmy żółte kafle na ściany i podłogi a na dole daliśmy jednakowe kafle w hallu i kuchni o wym. 45x45cm, takie beżowo, brązowe z odciśniętymi muszelkami. Jesteśmy związani mocno z morzem, więc taki mały akcent w domciu.

Schody - temat który spędzał nam sen z powiek. Betonowe, pochlapane, popaćkane tynkiem. Zawsze chcieliśmy mieć drewniane, ale: są drogie, pod schodami mamy wc, jak źle zrobione to trzeszczą. Mamy więc betonowe z którymi należy coś zrobić. Beata wertuje katalogi, muratory i wiemy co chcemy. Stolarze są dla nas za drodzy, więc sam przystępuje do pracy. Co wymyśliliśmy:
podstopnie robimy z tzw. mezotynku - kamyczki o śr. 1,8mm sklejane na bazie jakiejś żywicy. tanie to nie jest 25kg - 135zł, ale po pierwsze starczy na całe schody a po drugie i tak dużo tańsze niż inn alternatywa.
Stopnie robimy z desek kupionych w markecie o gr. 35mm. Sztuka 1m kosztuje 41zł. Tak więc będzie połączenie tynku z solidną dechą. Całość kosztuje coś ok. 800zł + wcześniejsze koszty wykonania schodów /beton stal, deskowanie/ 400zł daje nam dobry efekt za 1200zł.
Jak skończę to pstryknę foto.

W następnym odcinku butla na gaz płynny, pierwsze uruchomienie pieca oraz meble do kuchni - mocna rzecz.

kodi_gdynia
14-08-2003, 08:19
W następnym odcinku butla na gaz płynny, pierwsze uruchomienie pieca oraz meble do kuchni - mocna rzecz.

Wszystko było by fajne – ta cała budowa i mieszkanie w swoim domku, gdyby była po prostu ciepła woda. Mycie zębów, rąk czy kąpiel w wodzie zimnej bądź podgrzewanej na kuchence gazowej, nie należy do rzeczy o których marzyłem.
Sprawa ciepłej wody rozbijała się o gaz. Nie to że Gaspol z którym ostatecznie podpisałem umowę zawiódł, zwlekał, itp. lecz sprawy urzędowe pogrzebały nasze marzenia na ciepłą wodę dość skutecznie. Wiedząc, że przeprowadzka będzie w wakacje, wystąpiłem, o warunki zabudowy na posadowienie butli na gaz płynny. Co się okazało – gmina nie ma planu miejscowego a co za tym idzie jest inny tryb postępowania. Średnio mnie interesuje jaki – generalnie długi. Na tyle że do połowy lipca warunków nie mieliśmy. Całe szczęście, że zmieniły się przepisy 11 lipca br. Okazało się, że wystarczy tylko zgłoszenie i nie potrzeba pozwolenia na budowę – tym samym warunków zabudowy. Oczywiście skorzystałem z tej okazji i już 14 lipca byłem w Urzędzie zgłosić inwestycję gazową. Wszystko pięknie, tylko że od zgłoszenia musi minąć 30dni, abym mógł cokolwiek robić. Aby coś przyspieszyć wpadłem do kierownika, pogadałem i po 10 dniach miałem kwit, że mogę rozpocząć inwestycję.

Zbiornik mam podziemny. Dziurę wykopaliśmy sami, płytę betonową na jego spodzie również. Instalację gazową wew. miałem już wykonaną, więc czekałem tylko na zbiornik i inst. zew. oraz oczywiście gaz.
Zbiornik pojawił się na działce kilka dni później, podobnie jak kolesie od instalacji zew. Trochę ponarzekali, że instalacja wew. jest źle zrobiona, że z miedzianki i takie tam. Dzwonię do swojego instalatora i mówię, że nie chcą się podłączyć w instalację wew. bo to i to i to. Ten przez słuchawkę powiedział co o nich myśli, używając odpowiednich słów, przy okazji dowiedziałem się, że pracuje w zawodzie 25 lat i wie co robi. Tak więc kolesie się nie podłączyli do instalacji wew. za to mój instalator podłączył się do ich instalacji i sprawa zakończona. Było więc wszystko, instalacja sprawdzona – można tankować. Umówiłem się z kierowcą na popołudnie – musiałem być przy tankowaniu. Przyjechał podłączył wąż i napompował mi 2400 litrów. Wypisał protokół ja z kolei zrobiłem kilka fotek i tak oto upłynniło się moje konto o ok. 3000zł.

Pojawił się papier, pojawił się zbiornik, pojawiło się przyłącze i pojawił się gaz. Droga to trudna, długa i żmudna.
Dzwonię do serwisanta aby umówić się na spotkanie. Koleś od którego kupowałem piec sugerował, abym wziął takiego, który mieszka najbliżej mnie. Dzwonię i włącza się automatyczna sekretarka – więc mówię o co mi chodzi i się wyłączam. Po weekendzie oddzwania i rozmawia z żoną. I głosem podniesionym, czy przezbrojony, jaki model itp. Jak jeszcze powiedział, że ktoś mu się nagrywa na sekretarkę a on jest na urlopie, więc jakim prawem i to w dodatku na jego prywatny numer /w książce serwisowej widnieje ten numer/, żona nie wytrzymała i puściła mu wiązankę – co za cham. Tak na marginesie to sprawa tego typa nie daje mi spokoju i chyba zadzwonię do Immergasa, aby zlustrował tego gościa.
Ostatecznie umówiłem się z innym gościem, który przyjechał bez mrugnięcia okiem, przywiózł dysze i wziął się wczoraj wieczorem do roboty. Powiem szczerze, myślałem, że pójdzie to szybciej i sprawniej. Najpierw rozebrał pół pieca, aby dostać się do dysz. Potem coś tam podłączał, ustawiał parametry minimalne i maksymalne, aż w końcu stało się to o co nam chodziło. W końcu po 1,5 miesiąca mieszkania, w naszych kranach poleciała ciepła woda. Mało tego kaloryfery też zrobiły się gorące i to w przeciągu chyba 10min. Na koniec coś mi tam poobjaśniał, powiedział co do czego i sugerował /tak zrobię/ aby koniecznie zamontować sterownik pokojowy. Powiedział gdzie podpiąć, więc zrobię to już sam. Kociołek pracuje sympatycznie, praktycznie go nie słychać – poza turbiną, która zasysa powietrze z zewnątrz a która wydaje delikatny szmer.

Tak się rozpisałem, że o kuchni popiszę później.
Ach bym zapomniał – od jutra zabieram się za ocieplenie domu z zew. więc będzie nowy temat.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
02-09-2003, 13:56
Zapewne tak jak większość czym bliżej końca tym mniej środków do wydania. Generalnie mój kosztorys nie zakładał mebli bo gdybym miał i to przewidzieć i do tego lampki, wazony, świeczniki, obrazy to pewnie nigdy bym się nie zdecydował na budowanie.

Z drugiej strony stwierdzam, że rola mojej żony jest bardzo trudna. Zbudowaliśmy za wspólne pieniądze, zbudowaliśmy tzn. postawiliśmy dom w stanie który umożliwia życie, tzn: są tynki, są podłogi, jest woda i jest ciepło. Na głowę nie leci, są drzwi /o drzwiach jeszcze będzie/, kontakty – jest dobrze. Przyszedł jednak moment, kiedy żona oznajmia mi – ty tyle wydawałeś przez ostatnie miesiące, więc teraz czas na mnie: trzeba kupić zasłony, nową pościel, łóżko itd., itp. Jest tylko mały problem – ostatnie pieniądze poszły na ocieplenie i gaz ze zbiornika. Tak więc wydawać może tyle że wirtualne pieniądze. Szkoda mi jej, bo zasłużyła na portfel pełen kasiory. Teraz mam wyrzuty sumienia i patrzę jakim byłem egoistą kupując ten cement, piach, bloczki itp.

Na meble więc nie mamy kasy, ale mycie garów w umywalce w łazience jest średnią przyjemnością. Z racji tego, iż uwielbiam gotować, ale że jestem strasznie zajęty robi to Beata postanowiliśmy temu zaradzić. Na ratunek przyszli teście, którzy oznajmili że zafundują nam oczywiście za sensowne pieniądze kuchnię na wymiar. Pojeździliśmy trochę bo studiach kuchennych i praktycznie po wstępnych gadkach, cenny były bardzo podobne. Tak na marginesie jak dla mnie to ceny są zawrotne i bardzo niepoprawne. Zwykła kuchnia, tyle tylko, że przyjedzie koleś i wszystko obmierzy kosztuje coś ok. 7000zł. To jakaś paranoja – parę szafek i takie koszty. Z racji tego iż teście też nie mają zbyt wielu pieniążków nie miałem sumienia proponować im takich alternatyw.

Mijał czas a my ciągle bez kuchni, aż tu nagle jak zwykle zbieg okoliczności miał wpływ pojawia się dobra wiadomość na horyzoncie. Dostaliśmy informacje od naszych dobrych przyjaciół forumowych Ewy i Sebastiana /dzięki Wam/, że człowiek z ich rodziny montuje i robi szafki na wymiar. Spotkaliśmy się, koleś pomierzył wszystko wybraliśmy kolorki, ustawienie – wszystko na wariata i złożyliśmy zamówienie. Całość z montażem 3600zł. Kuchnię tworzą szafki – dolne, górne, blaty oraz barek. Jak zwykle najwięcej zamieszania było przy kolorach: ostatecznie wybraliśmy mocno wiśniowo-śliwkowe /coś jak mocno czerwone wino/ fronty z lakierowanego mdf’u oraz żółte boki i blaty. Umówiliśmy się na montaż za 3 tygodnie i tak oto od zeszłej soboty mamy śliczną kuchenkę. Przyznam szczerze, że kolor frontów jest trochę jaśniejszy niż na wzorniku, ale Krzysztof zapewnił że jak znudzą się nam fronty to przelakieruje je nam na inny kolor. Na razie cieszymy się z tego co mamy, a jak się już znudzą to damy inny kolor. To jest zaleta lakierowanego mdf’u.
Montaż mebli zaczęli w sobotę ok. 11.00 a skończyli ok.19.00. Nie powiem trzy osoby – poszło im to sprawnie, tym bardziej że jeden regał musieli skracać o kilka centymetrów. Teraz nie widać już mojego „dziecka” = piec Immergas, który schował się w szafce i z tego faktu najbardziej cieszy się Beata, bo jakoś nie przypadli sobie do gustu. Ciekawe jak przestanie grzać ciepłą wodę – będzie go prosić na kolanach.

Do kuchni dołączyli barek taki na wysokie krzesełka, których jeszcze nie mamy, ale są w IKEA za sensowną cenę. Barek się spisał – testowany z teściem, szkoda tylko ze musieliśmy stać przy nim zamiast relaksować się na siedząco. Teraz pozostaje mi tylko podłączyć zlewozmywak – taki o którym zawsze marzyłem /duży, dwie komory + ociekacz/ a Beacie zmywać w nowo zakupionej zmywarce. Zrobiliśmy test – bajka.

W następnym odcinku coś o drzwiach wewnętrznych + ocieplenie – jak dobrze że to za nami.

kodi_gdynia
03-09-2003, 11:19
Drzwi taka prozaiczna sprawa. Niby nic, ale bez nich życie nie jest łatwe, ale na pewno weselsze. Bo jak inaczej opisać sytuację, kiedy przebywam np. w wc na parterze i słyszę jak ktoś schodzi po schodach. Rozlega się z moich ust krzyk – uwaga siedzę na kiblu nie schodzić. Dodam tylko że aby przejść do salonu i kuchni trzeba minąć wc.

Drzwi wew. mieliśmy upatrzone od zawsze. Miały być proste i tanie. Takie też są: „Wiedeń” z Porty. Ościeżnice regulowane tak więc ładnie zachodzą na ściany. Efekt taki jaki chcieliśmy. Zamontowaliśmy z teściem 4 pary drzwi na 6 par. Oczywiście nie zostały zamontowane do wc i łazienki. Co za zbieg okoliczności. Jak się okazało /z mojej winy/ pomylone są futryny typu lewa ma być prawą, a prawa lewa. Z racji tego, iż ściany nie były do końca równe i wyrównywano je tynkiem to teraz musiałem mieć na dole w wc ościeżnicę regulowaną 160-180mm. Robiona na zamówienie, więc już mnie poinformowano, że będę musiał czekać znowu 3 tygodnie na nową. Całe szczęście, że tą mi przyjmą. Inna sprawa, że jeszcze ich nie oddałem bo mam mały problem. Karton od ościeżnicy został otworzony – pewnie żadna tragedia, ale zginęła mi gwarancja, na której jest kod identyczny z tym na opakowaniu. Albo powiem prawdę i się zlitują i przyjmą zamianę, albo zakleję karton i udam że o niczym nie wiem, bo niby skąd jak karton zaklejony. Jednym słowem jestem w kropce. Z futryną do łazienki jest mniejszy problem, więc powinienem otrzymać ją od ręki.

Ocieplanie – temat chodził mi po głowie już dawno temu. Jak patrzę na budowy, to często ludzie mają w domu jeszcze surówkę a na zew. jest ładnie ocieplony budynek. Zważywszy że nasza przeprowadzka była lekko wariacka, temat został przełożony na końcówkę sierpnia.

Jak zwykle już zresztą przyjechał teść i zaczęło się. Wcześniej poczytałem na forum o ocieplaniu, wydrukowałem sobie nawet post Januszka i jazda. Kupiłem styropian frezowany z Arbetu. Laska z hurtowni ostrzegała mnie przed jakością różnych marek. Mówi, że tym handluje bardzo długo i nie ma z nim problemu w przeciwieństwie do np. styropolu. Nie wiem ile w tym racji, ale uległem jej sugestiom. Kupiłem na moją chatkę 20m3 styropianu, frezowany 12cm grubości. Do tego klej do styropianu z Alpolu oraz klej do siatki tej samej firmy. Za styropian zapłaciłem 108zł/m3 a za klej do styropianu 14,8zł/25kg oraz klej do siatki 18,5zł/25kg. Do tego nabyłem pacę do ścierania styropianu oraz kołki plastikowe do ich mocowania. Po konsultacjach ze znajomymi nie dałem listew startowych, gdyż w moim przypadku wspaniałą listwą startową był styropian służący do ocieplenia fundamentów. Tak zatem jeden naszedł na drugi i sprawa załatwiona. Cała robota do pewnego momentu przebiegała bardzo sprawnie. To znaczy do wysokości do której mogłem sięgnąć z mojego rusztowania. Wysokość ta kształtuje się gdzieś na wysokości 4m. Jedyny problem na tym etapie to zbyt duże nadlewki podczas zalewania stropu. W tym miejscu musiałem szlifować styropian i to chyba z doby 1cm a może i 2. Szkoda bo pośpiech przy stanie surowym odbił się teraz na precyzji i warstwie ociepleniowej. Pogoda też nas nie rozpieszczała i trochę żałuję, że nie zabrałem się za ocieplanie jak były bardziej sprzyjające warunki. Nawet nie chodzi mi o temp. – mam na myśli głównie deszcz i wiatr, który w moich stronach jest prawie ciągły.
Początkowo używałem kołków 16cm, ale kolejne płyty robiłem już na 18cm.

Pierwsze bóle pojawiły się zatem, kiedy należało położyć styropian wyżej niż wspomniane 4m. Początkowo chcieliśmy zbijać coś z desek, ale po przybiciu pierwszej stwierdziłem, że ten sport nie dla mnie. Nerwowo, zacząłem rozglądać się za rusztowaniem. Pojechałem do hurtowni, skąd biorę materiały – nie mają, ale jest firma nieopodal która ma rusztowania na wynajem. Jadę tam – nikogo nie ma, jest telefon- dzwonię. Kobitka będzie, ale za 2 tygodnie, wiem pan sezon, cały sprzęt wynajęty. Wracam, rozglądam się po domach – może ktoś ma. Nagle teść wspomina coś o rusztowaniu na domu, który stoi jakieś 400m od mojego. Mówi że pamięta jak gość też ocieplał i miał właśnie rusztowanie. Zajeżdżamy – pytam. Owszem miał, ale pożyczone od wujka. Ja nalegam, prawie błagam. Będzie dzwonił, jak się uda to pożyczy. Jest światełko w tunelu.
Jest czwartek – dzisiaj syn wraca z obozu sportowego. Muszę po niego jechać na dworzec PKP Gdynia Główna Osobowa. Po drodze wpadnę do pracy i zobaczę co w sieci na temat rusztowań. Daję błagalny post na forum. Dzwonię, wszędzie to samo - sezon – rusztowań brak. W jednym miejscu mają ale tylko parę sztuk – nic mi to nie da. Załamać się można. Wracam z niczym do domu. Jadę jeszcze do hurtowni po coś tam i pytam jeszcze raz o rusztowania. Żona mówi, że jej brat ma i może pożyczy. Generalnie nie robi tego od czasu jak mu ktoś coś tam poniszczył, ale że ja jestem sprawdzony klient – to ładnie go poprosi. Wracam do siebie. Zajeżdża gość z domku oddalonego o 400m – rusztowanie będzie miał i mi je przywiezie. Cud jaki czy co. Jest po 2 godzinach mam 24 ramki warszawskiego. Wystarczy aby dostać się na sam szczyt. Tak oto po wielkich poszukiwaniach udało się zdobyć rusztowanie. Potem okazało się że laska z hurtowni, może również pożyczyć mi rusztowanie, a zaprzyjaźniony forumowicz Zachar, również ogłosił chęć pożyczenia mi tego jak się okazuje deficytowego towaru.
Następnie sprawa potoczyła się błyskawicznie tzn. trwało to jeszcze z 7 dni. Klej styropian, szlifowanie, kołki, klej, siatka, klej i narożniki. Robota na wysokości to nie dla mnie. Widziałem to już w momencie jak robiliśmy dach. Teraz przekonałem się o tym powtórnie. Warszawskie może i fajne, ale lekko buja a ja tego nie lubię. Co grunt pod nogami to grunt.
Zacieranie kleju na siatce nie jest moją mocną stroną, ale mam nadzieję, że lekkie łączenia siatki, czy małe nierówności zaszpachlują już fachowcy od tynku. Ja za tynk się nie biorę, choć już mnie kolega namawia, abyśmy zrobili to wspólnie. On wytynkował /ładnie/ swój cały dom i stwierdził że można zrobić tak też u mnie. Zobaczę. Całą sprawę tynkową i tak odkładam na przyszły rok.
Koszty ocieplenia:
- styropian 20m3 po 108zł/m3 – 2160zł
- klej do styropianu, 20 worków po 25kg – 296zł
- klej do siatki, 20 worków po 25kg – 370zł
- siatka /gruba/ 2,2zł/m2 – razem 200m2 czyli 440zł
- 700 kołków po 0,2zł za sztukę – 140zł
- narożniki 75mb – 100zł
razem coś około 3500zł


W kolejnym odcinku: znalezisko pod dachem oraz zabudowa z komandora.

kodi_gdynia
05-09-2003, 11:50
Robiąc ocieplenie budynku znaleźliśmy coś bardzo ciekawego a zarazem zwykłego. Zanim doszło do ocieplania, wewnątrz ułożyliśmy jakiś już czas temu wełnę mineralną, która wystawała na zewnątrz poza murłatę. Dawne szkoły mówiły aby przestrzeń między murłatą a folią czy deskowaniem wymurować. Wiele osób podobnie i my nie zrobiliśmy tego. Plan był taki: wełnę zawijamy na murłatę i do tego dociskamy styropian do samej foli i dalej to już tradycyjnie. Najpierw zaczęliśmy od strony zachodnio – północnej, potem przeszliśmy na stronę południowo wschodnią. Jakież było nasze zdziwienie kiedy pod wełna mineralną zobaczyliśmy uplecione ptasie gniazdo. Zrobiło mi się bardzo milutko, bo zawsze marzyło się nam, aby jakaś ptaszyna zawitała do nas o bocianie już nie wspominając. Klejąc dalej styropian znalazło się jeszcze jedno gniazdko. Oczywiście oba były puste. Małe dawno wyklute i wychowane. Teraz sięgając pamięcią wstecz przypomniałem sobie jak ptaszki wlatywały pod dach. Nigdy jednak bym nie przypuszczał, że mogą tam mieć gniazda. Z drugiej strony nie są takie głupie – brak wiatru i spore nasłonecznienie to umieją jak się okazuje znaleźć. Tak więc dwa gniazda mam w szopce i zamierzam je dać synowi, aby zaniósł je do szkoły. Może znajdzie się jakaś gablota, aby dzieciaki zobaczyły ile to trudu trzeba, aby coś takiego wysupłać. Teraz muszę koniecznie pomyśleć o jakimś karmniku. Skoro raz tu zrobiły gniazdo to mam nadzieję, że wrócą. Co prawda gniazda już nie zrobią, ale chociaż pożywią się.

Co do Komandora to żadna tam wielka historia. Pozwoliliśmy sobie na zabudowę tzn. zamówiliśmy tylko drzwi a środek wykonałem już sam. Kupiłem 2 płyty meblarskie /180x250cm/. Z pocięciem na odp. wymiary kosztowało mnie to 210zł. Do tego trochę wsporników, rurek, listew maskujących i w jedno popołudnie środek gotowy, gdzieś tak za 270zł. Gorsza sprawa z drzwiami. Myśleliśmy o Komandorze, koleś przyjechał wymierzył i zaśpiewał z montażem 1200zł. W Stanley’u była promocja na same drzwi. Niby fajna oferta, ale jak chciałem z montażem to przedział cenowy zrobił się 1100 do 1800zł, w zależności od okuć, itp. Ostatecznie więc zrezygnowaliśmy z tej drugiej firmy, na rzecz tej pierwszej. Już raz brałem drzwi od przedstawiciela w pobliskim markecie i pamiętam, że były pewne problemy. Okazało się, że i tym razem będzie podobnie. Najpierw montaż miał być na pewien wtorek. Ok. czekamy. Dzwonię przezornie w poniedziałek, aby potwierdzić montaż. Co się okazuje – niestety poślizgi będą w piątek. Dzwonię w piątek, a koleś – stara gadka. Miałem do pana dzwonić, głupia sytuacja, pracownica się nagle zwolniła, wie pan nic nie przekazała i nie złożyliśmy pana zamówienia do centrali. Myślałem że mnie cholera weźmie. Powiedziałem co o nim myślę, koleś chciał mi oddawać zaliczkę, ale co z tego – i tak ma ze 2 tygodnie do tyłu. O rabacie nie chciał słyszeć bo stwierdził, że to i tak na granicy opłacalności. Co miałem robić – czekać, aż zamówi. Potem termin przesuwał się jeszcze 2 razy. Koleś mnie przepraszał, gadki w stylu, wiem, że to źle świadczy o firmie, że nadciąga wiarygodność itp.. Koniec końcem przyjechali z drzwiami, założyli, choć musieli jechać kilkadziesiąt km do centrali bo mieli za krótkie listwy boczne i rozliczyłem się z nimi. Teraz żona z teściową mogły wreszcie wrzucić to co miało być zrobione dobre 3 tygodnie temu, a co stało w kartonach od 30 czerwca. Szczerze nie polecam „profesjonalistów” z punktu dealerskiego w Geant w Gdańsku.

Ach tak na koniec. Zakleiłem karton z ościeżnicą. Koleś przyjął ją bez mrugnięcia okiem. Teraz czekam na nową – znowu jakieś 3 tygodnie. Grunt że się udało – byłbym ze 200zł w tył.

W kolejnym odcinku sprawy bieżące w tym liścik od żony.

kodi_gdynia
09-09-2003, 07:28
W albumie /adres w stopce/ zamieściłem kolejne zdjęcia. Jest wszystkiego po trochu. Kilka zdjęć jeszcze zrobione przed przeprowadzką oraz kilka jak już mieszkaliśmy. Na koniec widok ogólny domu na dzień dzisiejszy.

kodi_gdynia
10-09-2003, 12:28
Pozwoliłem sobie zamieścić jeszcze 2 fotki – niby nowe a jednak z marca i kwietnia tego roku. Jedna przedstawiam schody na piętro. Kosztowało mnie to trochę zdrowia, ale ostatecznie wyszły równe i to cieszy. Drugie zdjęcie to komin wentylacyjny w łazience, obsługujący także kuchnię i wc.

A co na budowie. Z racji braku funduszy tempo lekko spadło. Ostatnio z synem rozbieraliśmy nasze pierwsze działo /patrz foto/. Składzik, który zbudowałem w lato 2001 roku został rozebrany. Służył nam przez całą budowę. Był schronieniem dla betoniarki, cementu, szpadli a także myszy. Teraz nadszedł moment, aby w inny sposób zagospodarować ten kawałek naszej małej działeczki. Kilka godzin poświęciliśmy, aby rozebrać to co budowałem blisko 2 dni.
Obecnie w tym miejscu zgromadzone jest drzewo do kominka. Ułożyłem je na paletach i zrobiłem dodatkowo daszek, aby w ulewne dni drewno nie nasiąkało zbytnio wodą. Na razie zgromadziłem 9mp. drzewa – mam jednak zamówione /kwestia porąbania i transportu/ kolejne 4mp. Sam jestem ciekaw czy to wystarczy. Tak apropos to muszę coś wykombinować z tym składowaniem drewna. Niby tylko 13mp. drzewa a zajmuje mi to dokładnie 10m2. Zrobiła się z tego niezła hałda a z racji małej działki nie wygląda to za dobrze. Może przy okazji robienia wiaty w przyszłym roku pokuszę się o jakieś ciekawsze zadaszenie.

Generalnie prace trwają na powietrzu. Na działce mam już taki bajzel, że trzeba było coś z tym zrobić. Muszę pomyśleć o wywiezieniu resztek styropianu, płyt KG, gruzu itp. Nie wygląda to za pięknie. Odświeżyłem sobie przy okazji obraz Alicjanki na temat wywózki gruzu z działki - piękny tekst. Muszę podzwonić i zorientować się w cenach tych usług.

Chciałbym jeszcze w tym roku lekko splantować teren i posadzić na zimę świerki wokół działki. W przyszłości ma to być żywopłot, który skutecznie ochroni nas przed wiatrem, kurzem i wścibskim wzrokiem. Nie mam doświadczenia w ogrodach i przyznam się, że nawet na forum słabo śledzę ten wątek, ale widzę, że i mnie nie ominie zagospodarowanie ogrodu. Całe szczęście, że kolegi brat zawodowo się tym zajmuję – więc coś mi doradzi.

Co do listu od żony to jest to magiczna karteczka na której napisano:
Kochanie to musisz jeszcze zrobić: zaszpachlować drzwi, kupić kratkę wentylacyjną, założyć listwy maskujące na podłodze, kupić pochłaniacz do kuchni, zamontować porządnie umywalkę w łazience, założyć panel do wanny, wykończyć kafelki przy wannie, założyć brakujące ościeżnice do drzwi, założyć brakujące kontakty, położyć kafle w wiatrołapie, wymalować wiatrołap, zrobić drzwi do schowka pod schodami, itp. A mi się jeszcze przypomniało, że muszę popracować przy kominach oraz zrobić rynny i podbitkę. I skąd wziąć na to wszystko czas i pieniądze.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
16-09-2003, 09:31
U nas na budowie, należało by powiedzieć w domku - spokój i cisza pewnie przed burzą. Najpóźniej za miesiąc Beata powinna rodzić, więc będzie co robić. Nie znaczy to że teraz się nudzę, ale lekko wyhamowałem.
Ostatnio poświęcam się pracom na zewnątrz budynku. Pogoda ładna, więc koniecznie muszę to wykorzystać. Uprzątnąłem już całą działkę, lekko wyrównałem i od razu nabrała jakiegoś wyglądu i wyrazu.
W sobotę spotkałem się z tajemniczym gościem /który jak śpiewa kazik "... bez zębów na przedzie"/, który za 150zł zobowiązał się, że usunie z naszej działki cały ten bajzel. Zawsze myślałem, że nie będę miał dużo śmieci itp., gdyż buduję bardzo oszczędnie, więc i odpadów nie ma. Okazało się jednak, że uzbiera się tego pełna ciężarówka. Od gruzu po papę, styropian, zielsko itp. Koleś przy okazji uświadomił mi, że nikt nie chce przyjmować styropianu oraz papy na wysypiskach. Jako ciekawostkę /nie potwierdzoną/ podam że za utylizację 1 tony papy trzeba zapłacić 2 tys. zł. Strasznie dużo – tym bardziej że papa jest w gruncie rzeczy dość ciężka.

Rozmawiałem już z wujkiem na temat choinek. Ma mi załatwić takie 4 letnie, które podobno jeszcze się przyjmują w nowych warunkach a przy tym są już dość okazałe. W połowie października mam zamiar je posadzić.
Ponadto zwożę swoją 17 letnią audicą drzewo do kominka. Zamówiłem sobie jeszcze 4mp. buka. W sumie mam jakieś 13mp drzewa i mam nadzieję, że starczy to na sezon.

W zeszły piątek dzwoniłem do kobietki z ogłoszenia, która napisał że ma 6 piesków /owczarków kaukaskich/. Umówiłem się z nią w niedzielę na giełdę samochodową. Miała z nimi przyjechać, aby je sprzedać. Mówiła, że będzie ok. 10.00 rano. Zajechaliśmy z żoną i teściową na 11.00 i co się okazało – kobieta sprzedała wszystkie psiaki. Kurcze w 50min. sprzedała tyle psów. Chodzimy zatem po tej giełdzie i rozglądamy się za pieskami. Podchodzimy do kobietki która ma tam jakieś pluszaki w kartonie. Pytam co to za rasa – a ona nowofundland. Ucieszyłem się bardzo, bo podobają mi się te pieski i wiem że są bardzo rodzinne. Co prawda początkowo miał to być stróżujący a jak się okazuje będzie domowy czyt. łóżkowy. Nabyliśmy więc czarną suczkę. Jak zobaczyła ją Beata i teściowa to nie było mowy, abyśmy jej nie kupili. Ja jestem ostrożny. Pies bez rodowodu – pytam jaką mam pewność – kobieta chciała mi dawać adres do siebie itp. Zaręcza że będzie git. Beata z teściową jak zaczarowane, zachowywały się jak małe dzieci. Kupmy ją, weźmy ją, musi być nasza. Takie duże a takie dziecinne. Co miałem robić, musiałem ją wziąć.
Psiak jest super. Koty na razie obchodzą ja z daleka. Tequila jest bardziej ufna niż Olaf i do tego bardziej ciekawa. Podgląda wodołaza z daleka i patrzy co ona robi.

Dzisiaj jest u nas 3 dzień i przyznam że psina jest strasznie mądrą. To jest niesamowite – w końcu jesteśmy jeszcze obcy dla niej ludzie, a idzie za nami ślepo. Wie gdzie jest jej domek. Tak na marginesie to woli leżeć i kulać się niż chodzić – podobno taka to rasa.
W związku z nią przybyło nam obowiązków. Wstaję coraz wcześniej a do pracy wychodzę coraz później. Rano gotuję jej płatki owsiane na mleku. W dzień dostaje kaszę z marchewką i serduszkami drobiowymi. Jest przy niej roboty co niemiara. Jutro czeka mnie wyjazd do weterynarza i ustalenie strategii postępowania w najbliższym czasie. Ciągle poszukujemy imienia dla niej. Mi podoba się PAJDA, ale rodzina nie pałała entuzjazmem, w końcu ustaliliśmy że będzie AMBER, ale rozległy się głosy, że brzmi męsko. Co robić. Muszę w końcu jakoś ją nazywać.

Generalnie oddaję się życiu rodzinnemu, choć nie zapominam o ciągłej wykończeniówce domu. Znam te kwestie z prowizorkami i musze mieć się na baczności.

kodi_gdynia
22-09-2003, 08:13
Ostatnie dni minęły mało pracowicie. Co prawda robiło się to i owo, ale bez wielkiego szału. Dzisiaj mówię do kumpla z pracy, że jeszcze jakiś czas temu to w weekend byłem skłonny dom postawić a teraz jakoś tempo mi spadło i to dość drastycznie. Może to wina braku finansów, może zwiększone obowiązki. W końcu mamy 2 koty i 1 psa, przy którym jest więcej zajęcia niż z dzieckiem a do tego Beaty nie ma w domu i większość spraw jest na mojej głowie. Całe szczęście, że teściowa przyjechała to mnie trochę odciąży.

Beata ciągle jest w szpitalu. Ona nie pyta, lekarze nie mówią, ale tak czuję, Beata również, że zostanie już w tym szpitalu do końca ciąży. Licząc na 40 tygodni ciąży to posiedzi do połowy października, no chyba że urodzi szybciej. Ciągle ma jakieś bóle brzucha. Coś jej tam dają, ale cudów nie ma. Skurcze też znikome, więc rodzić na razie nie powinna. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.

Wczoraj zrobiłem w końcu czapkę na kominie do kominka. Muszę jeszcze przymocować do niego rotowent. Tak mi sugerował kominkarz. W naszych stronach wiatry są potworne, więc aby dym wychodził swobodnie z komina powinno być coś na górze zainstalowane. Może macie jakieś doświadczenia z tego typu urządzeniami. Co najlepiej kupić, aby przez lata służyło. Z drugiej strony czy te wszystkie urządzenia są ściągane bo w przeciwnym razie jak wyczyścić komin?

W zeszłym tygodniu był także koleś bez zęba na przedzie. Zrobił kupę dobrej roboty. Za 150zł zabrał cały gruz, papę /o której tak marudził/, styropian a do tego inne śmieci, m.in. te które pochodzą już z normalnej naszej bytności. Uzbierała się dobra ciężarówka. Oczywiście jak była cała akcja mnie nie było, ale teściowa zdawała mi relację na bieżąco. Chłopaki ładnie zagrabili i pojechali. Teraz działka jakby się powiększyła. Jest sporo miejsca i teraz pozostało mi tylko czekać na choineczki.

Amber-ka jest przesympatyczna. Byłem z nią u weterynarza. Dostała pierwsze szczepionki. Teraz ma kwarantannę. Martwi mnie trochę, że ciągle się drapie. Weterynarz mówi, że nie ma pcheł, mi to jednak nie dawało spokoju i po dzisiejszej nocy o 5 rano wykąpałem ją raz a ok. 6.30 drugi raz. Jak teraz będzie się drapać, to znaczy że jakaś alergia czy co. Mleko odstawiliśmy, więc gotuję jej wołowinę to z ryżem to z makaronem innym razem z kaszą. Do tego witaminy i obowiązkowo fosforan wapnia. Nie chce tego żreć, więc muszę jej to chować w jedzenie.

Może w październiku przybędzie trochę kasy to skończę w końcu schody a oprócz tego koniecznie muszę zrobić na zimę telewizję. Z kuzynem mamy zamiar kupić anteny, maszt i będziemy to mocować na kominie. Mam nadzieję, że poza programem pierwszym odbiorę jeszcze inne stacje.

Sorry, że ten odcinek taki mało budowlany, ale zapewne nie tylko ja, ale i wy także nie żyjecie tylko budową, choć był okres, że 99% myśli to dom. Teraz w końcu po długim marszu 99% to rodzina, czyli tak jak powinno być.

Pozdrawiam wszystkie rodziny.

kodi_gdynia
02-10-2003, 09:53
Mijąją sekundy, minuty, godziny, dni i tygodnie. Dobrze, że nie miesiące bo chyba bym zwariował w domu bez Beaty. Odwiedzam ją codziennie i codziennie jest praktycznie to samo - czyli żadnych nowości. Jak ją bolało podbrzusze tak boli, choc ostatnio skurcze jakieś większe. Dzisiaj odstawili jej leki i jak to przedstawił wczoraj ordynator cyt. "jutro odstawiamy leki i czekamy na Panią na porodówce". Z relacji znajomych, lekarzy podobno jak się odstawi leki 2,3 dni i kobieta gotowa jest do rodzenia. Łudzę się, że jak nie dzisiaj to jutro a już na pewno w sobotę będzie po wszystkim. Beata już ledwo chodzi, czuje się jak czołg i z wielką chęcią była by już po wszystkim. Ja również już się niecierpliwię. Taką mam naturę. Lubię wszystko naraz, zaraz natychmiast i ten stan oczekiwania podnosi mi niepotrzebnie adrenalinę.
Po raz kolejny potwierdzili lekarze, że będzie dziewczynka, więc matki poczyniły juz jakieś zakupy oczywiście na różowo. Ale była by jazda jakby urodził się chłopak :lol: .
Tak więc trzymajcie kciuki, jak tylko będzie po antychmiast wam o tym doniosę.

Z rzeczy budowlanych totalna polska bieda. jedno co zrobiłem to telewizję. Przymocowałem do komina rure ocynkowaną. Do tego z kuzynem zainstalowaliśmy antenę /podobno niezłą/ ze wzmacniaczem. Kabel poprowadziłem pod blachodachówką /przyznam, że nieźle to wyszło/ i połączyłem to w sieć telewizyjną w domu.
Teraz zamiast programu pierwszego mam jeszcze TVP2, TVP3, TV4, Polsat i TVN. Czyli jak na wiochę całkiem nieźle. Na razie rezygnuję z satelity bez abonamentu a tym bardziej z satelity tyfu Cyfra czy Polsat.
Mieszkając jeszcze w bloku była kablówka i masę programów i wiem, że tak naprawdę ogląda się kilka wybranych stacji a cała reszta jest tylko rozkoszą dla kciuka a może palca wskazującego, który niezmiennie, przez kilka godzin szaleje na pilocie. :wink:
Beacie szkoda tylko brak Discovery a Arturowi Fox Kids. Z drugiej strony Beata będzie miała co robić, a Artur niech się uczy a nie gapi w TV.

Ja natomiast zadowolę się Ligą Mistrzów na publicznej TV.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
16-10-2003, 08:16
Tak coś mi się zdaje, że ten mój dziennik staje się coraz smętny. Kiedy coś się działo na budowie to nie miałem czasu pisać i potem musiałem to lepiej bądź gorzej nadrabiać, teraz kiedy nie dziej się prawie nic to mam tyle czasu do pisania – tylko o czym pisać.

Smutne to, ale temat Beaty staje się powoli tematem dyżurnym. Tak bym chciał napisać, że już po, że super i w ogóle a tu nic. Minęły 2 tygodnie od ostatniego wpisu i jak Beata była w szpitalu tak jest po dziś dzień. Miała USG, z małą jest ok. Niby waży 3600 więc już jest z niej kawał baby. Beata przerażona jak to urodzi, całe szczęście że jest poród rodzinny, więc pomogę jej w bólach. Lekarze chcieli już ją wypisywać do domu, ale stwierdziła, że daleko mieszka i boi się że nie zdąży na poród i tak oto tkwi już ponad miesiąc w szpitalu. Dzisiaj zaczyna się 40 tydzień, termin ma na 23 i już zapowiedziała lekarzowi, że nie ma zamiaru przenosić nawet o 1 dzień dłużej. Zobaczymy. Ja natomiast się łudzę, że jak poród nie nastąpił wtedy to może zgra się z pewnym miłym dla mnie wydarzeniem medialnym. Zobaczymy. Byłby to niezły zbieg okoliczności.

W sprawach domowych cos tam grzebię. Dostałem parę złotych od teścia – pooddawałem długi i wykańczam schody. W sumie nieźle to wygląda i mam nadzieję, że w tym roku będzie po wszystkim.

Ociepliłem także komin wentylacyjny 2cm warstwą styropianu. W najbliższy weekend musze tylko zatopić siatkę i tak pozostanie do wiosny. Przy okazji okazało się że czapka na kominie jest zbyt mała, więc będę musiał wylać ją ponownie na wiosnę. I tak to miałem zrobić, gdyż zapomniałem o kampinosie.

Ciągle walczę jeszcze ze swoim kominkiem. Tak jak pisałem wcześniej kominkarz zalecał zamontowanie rotowentu w celu swobodnego wydostawania się dymu a nie ścinania go przez wiatr u samej nasady komina. Jak radził tak zrobiłem. Kupiłem takie urządzenie, zamontowałem i wszystko fajnie, super się kręci, tylko coś mi się zdaje że jeszcze bardziej ciąg mi się powiększył. Zamykam dopływ powietrza a i tak się pali jak dla mnie za mocno. Z jednej strony cieszę się, bo nie pada do kominka, dym ładnie opuszcza komin, ale z drugiej strony na cholerę wydałem blisko 200zł. Po to aby mieć większe spalanie i zużycie drewna. Nie wiem co robić, szkoda mi to ściągać – myślę, aby wsadzić kawałek blachy z otworem np.fi150 pod rotowent, tak by zredukować wylot z fi200 na wspomniane fi150. Nie wiem czy dobrze rozumuję i czy coś to da i czy jest to poprawne, ale chyba spróbuję. W kominku zmieniłem już położenie szybra. Z pozycji środkowej szybra ustawiłem na maksymalne możliwe zamknięcie tak że jak zamknę drzwiczki to szyber zamyka się prawie całkowicie tzn. wokół okrągłego wylotu jest po 1,5cm wolnej przestrzeni na obwodzie, przez który może uchodzić dym. Powietrze zamknięte, więc ciągnie tzw. trzeciorzędne z szyby. Chyba i tak za mocno. Jeśli macie jakieś pomysły to czekam na nie w komentarzach.

Lada dzień biorę od wujka choineczki 4 letnie. Pamiętam jak mówiono, aby posadzić je szybciej, no ale niestety szybciej się na dało. Mam zamiar posadzić ok. 80-100sztuk po 80gr za sztukę. Choineczki są 4 letnie, więc jakieś już tam rozmiary prezentują.

Pogoda u nas już mało ciekawa. Dzisiaj odbyło się pierwsze skrobanie szyb. Nie mam garażu, wiata w przyszłym roku, więc ta zima będzie ciężka.
Cieszy mnie natomiast, że dom dobrze akumuluje ciepło. Na razie palę raz na 3 dni. Tzn. napalę, wygaśnie i znowu za kilka dni to samo. Temp. W domu utrzymuje się w granicach 19-20 stopni. Ciekawe jak długo uciągnę na samym kominku, choć z drugiej strony jak niektórzy mówią, że na zimę to potrzeba 20mp drewna to ja ze swoimi 13mp mogę popalić sobie, ale do stycznia a co potem?

Najbliższy okres minie zatem pod znakiem oczekiwania na potomka i mam nadzieję, że już niedługo będę mógł zakomunikować, że jestem szczęśliwym ojcem po raz wtóry.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
20-10-2003, 07:18
Moi Drodzy Forumowicze - mam wielki zaszczyt zakomunikować Wam, że dnia 18 października tj. sobota o godz. 23.45 urodziła się nasza kochana córeczka. Ma 3200g i 52cm wzrostu. Byłem na porodzie rodzinnym. Widziałem więcej niż kobieta rodząca. Niezapomniane wrażenia. Warto żyć dla takich chwil. Beata też zniosła to bardzo dzielnie. Cała akcja z oddychaniem i parciami trwała jakieś 40min. Jestem z małej i Beaty dumny. Po dwóch dniach chce mi się prawie płakać ze wzruszenia.

Pozdrawiam wszystkich

kodi_gdynia
27-10-2003, 10:05
Sobota 18 października wielki dzień. Rano jadę po Muratora – wiem, że będzie artykuł. Ciekawy jestem jak to wszystko wyszło. Wyszło dobrze. Nie wiedziałem jednakże że będą tego dnia inne tak radosne chwile.

Poród rodzinny to wielka rzecz. Beata napisała mi kilka sms ze szpitala 18 października 2003 roku. Nie spodziewałem się że będzie to właśnie tego dnia. Napisała, że skurcze są mało ciekawe, że wielkość miednicy do brzucha jest ok. Obejrzałem film w tv – Naga Broń 33 1/3 oraz zacząłem oglądać walkę Michalczewskiego. Dochodziła godz. 22.30 kiedy zadzwoniła komóra. Beata głosem spokojnym, acz lekko podnieconym oznajmiła – możesz przyjechać będę rodzić. Artur już spał, teściowa oglądała walkę, zwierzęta również spały bądź leniwie wygrzewały się przy kominku. Wskoczyłem w samochód i popędziłem przez egipskie /miszewskie/ ciemności do Gdyni do szpitala. Byłem chwilę po 23.00. Beata leżała już na sali rodzinnej porodowej. Sala sympatyczna, nawet był TV i pomyślałem że można nawet obejrzeć walkę do końca. Pomyślałem tylko i nie powiedziałem tego nikomu głośno. Położna przygotowywała się do akcji, ja stałem przy Beacie, chcąc jej pomóc przy coraz boleśniejszych skurczach. Wreszcie zaczęło się. Byliśmy w trójkę, tzn. Beata, położna i ja. Zaczęło się szybkie oddychanie, chwila przerwy i ponownie tak kilka razy. Następnie weszło dwóch lekarzy i jeszcze jedna położna. Ułożyli Beatę na plecach i zaczęło się parcie. Ja skupiony na Beacie i łączący się z jej bólami starałem się pomóc jak najlepiej umiałem. Kilka parć, lekka pomoc lekarza i pojawiła się główka, ramiączka i pokazała się nam wszystkim nasza Ukochana Córka Nadia. Była 23.45. Było już po. Wiedzieliśmy że najgorsze już mamy za sobą. Małą wykapali, Beatę obmyli i już o 00.15 Beata karmiła małą. Byłem szczęśliwy. Z tego że mała zdrowa /dostała 10/10pkt/, że Beata to wytrzymała i że w ogóle...

We wtorek odebrałem je ze szpitala. Mała jest spokojna, jej życie ogranicza się póki co do picia mleka i załatwiania się. Jest spokojna, bardzo mało płacze i to cieszy nas bardzo. Beata również wraca do zdrowia i każdego dnia czuje się coraz lepiej. Dociera się z małą i już teraz tworzą niezły duet.

W sprawach domowych zrobiłem bardzo niewiele. Ostatnio stałem się totalnym leniem. Jedyne co zrobiłem w domu to prawie skończyłem schody. Pozostał mi najtrudniejszy element – podesty. Stopnie mam już pokryte drzewem. Pozostało tylko wylakierować.

Nabyłem sobie w końcu termometr elektroniczny. W końcu wiem jaka jest temperatura. Jestem totalnie zaskoczony na plus naszym kominkiem. Palę już non stop. Żar trzyma na tyle długo, że nie mam problemu z paleniem się drzewa. Do tego w domu jest tak ciepło temp. 24stopnie że jestem ciekaw kiedy odpalę gaz. Na razie piec podgrzewa tylko wodę do mycia i to wszystko. Tak sobie myślę, że gdybym miał ze 20m3 drzewa na zimę, to mógłbym zrezygnować z gazu na dobre. Zobaczymy jak przyjdą poważne mrozy. U nas na Pomorzu i tak jest stosunkowo ciepło, choć przymrozki stały się rzeczą naturalną.

Zeszły tydzień minął bardzo dynamicznie. Odebrałem wiele gratulacji, zarówno za córeczkę jak i artykuł. Stwierdziłem że mam obecnie swoje 5 minut w życiu i chcę się tym cieszyć najlepiej jak potrafię.
Przy okazji chciałem Wam wszystkim podziękować za gratulacje wszelkie rodzaju. Są to bardzo miłe i ciepłe słowa. Po raz kolejny pokazują one, że forum to nie tylko zwykła wymiana opinii, doświadczeń. Forum to jedna wielka rodzina, przyjaźnie do siebie nastawionych ludzi. Życie jest piękne.

Pozdrawiam

kodi_gdynia
30-10-2003, 12:08
Zamieściłem 4 zdjęcia w moim foto albumie. /adres w stopce/

Dwa z nich to Nadia. Nie mam cyfrówki, więc zdjęcia wychodzą jak chcą a nie jak chce osoba robiąca zdjęcia.

Dwie kolejne fotki to nasze zwierzaki: Amber i Tequila.

Pozdrawiam

fotki są na końcu albumu

kodi_gdynia
17-12-2003, 14:02
Oj dawno nic nie napisałem. Nie to że mi się nie chciało lub nie maiłem czasu – po prostu nie wydarzyło się nic szczególnego w temacie budowy domu i po prostu nie chciałem was zanudzać.

To że nic się szczególnego nie działo, to nie znaczy że nie działo się kompletnie nic. A jakże trochę się wydarzyło i często były to sprawy nie koniecznie korespondujące z budową.
W temacie domu to poczyniliśmy kilka istotnych zakupów. Posypały się meble do salonu – całkiem sympatyczne i niekoniecznie drogie. Kupiliśmy zatem 2 witrynki, bufet oraz stolik pod telewizor całkiem sporych rozmiarów. Rozglądaliśmy się także nieustannie za stołem do jadalni. Taki jak nam się podobał to w Ikea kosztuje 900zł. Stół nam się podoba, choć cena już mniej. Postanowiłem że zrobię go sam. Zacząłem rozglądać się za materiałem – wszystko bym skompletował oprócz grubych solidnych nóg. Dzwonię zatem do stolarza i pytam o te nogi. 20zł/sztukę – ok. Jadę do niego po pracy i pytam ile by kosztował cały stół – koleś 350zł – kurcze, ale taniocha. Grzech było nie zamówić. Teraz już stoi u nas w jadalni. Wymiary 170x100cm. Nogi grube 10x10cm oraz gruby blat o gr. 4cm. Stół jest totalnie prosty – żadnych zaokrągleń i bajerów. Jest masywny i solidny i taki miał być. Do tego 6 krzeseł sosnowych z Ikea po 89zł i komplet do jadalni gotowy.

Nabyliśmy także skromne mebelki do łazienki – robią fajny nastrój i sympatycznie komponują się z naszymi mocno pomarańczowymi ścianami.
Meble także trafiły do naszej sypialni. Są całe białe bo takie też mieliśmy łóżko. Tak się śmieję, że jest prawie jak sypialnia Yoko Ono i Johna Lenona.

Mamy także wykończoną kuchnię, choć czekamy jeszcze na kilka bajerów. Ostatecznie w kuchni przybył na okap oraz wreszcie wyłożyłem ściany korkiem. Wygląda to bardzo sympatycznie a i robota bardziej wdzięczna w porównaniu z kaflami.
Dodatkowo korek jest miejscami barwiony i kolor jest identyczny jak fronty szafek. Super sprawa.

Powoli można uznać że umeblowanie jest już skończone. Zostały naprawdę małe duperele. Jakaś lampka, jakaś listwa i to wszystko.

Niby pięknie, ale jak spojrzę na ta naszą zwierzynę i jak poczekam aż Nadia będzie chodzić to pozostanie mi tylko malowanie znowu całego domu. Zwierzaki są świetne tylko brudzić lubią i nieraz żal mi na to patrzeć. Z drugiej strony nie mam sumienia naszej Amberki trzymać na dworzu i koło się zamyka.

Ach bym zapomniał – w końcu mam zrobiony wiatrołap i zamontowane światło. Kiedyś jak się wchodziło do nas to były ciemności egipskie. Teraz kultura. Nawet kafle na podłodze.

W temacie zewnętrznym domu to nie zrobiłem kompletnie nic. Za stary się robię a może i wygodny żeby szaleć w taka pogodę na dworzu. Jedyne co zrobiłem to zamontowałem lampę nad wejściem do domu. Był potrzebna bo wysiadanie z samochodu po ciemku w błocie do przyjemności nie należy.

Zamontowałem także skrzynkę. Pierwsze pocztówki i listy już przyszły. Listonosz trafił bezbłędnie. Dziwny ma nawyk. Nie wrzuca listów do skrzynki, tylko daje je do rąk własnych nawet jak nie są polecone. Może skrzynki nie widzi?
Dla tych co nie wiedzą to mam już oficjalnie odebrany budynek i cieszę się bardzo bo to zawsze jakaś tam niepewność. Teraz jestem w zgodzie z prawem jak nigdy.

Kupiłem także śmietnik – nasz piesek bardzo lubi nasze śmieci, więc nie było wyboru. Wczoraj kupiłem także szuflę do odśnieżania i już wczoraj sprawdziłem jak sprawuje.

Ciężko nie wspomnieć o naszym spotkaniu forumowym, które odbyło się jak by nie patrzeć na moim terenie. Knajpka sympatyczna forumowicze jeszcze bardziej. Generalnie bardzo udana impreza. Skończyła się o godz. 23.30 i żal było wychodzić. Nadmienię tylko że naliczyłem 27 osób i ewidentnie jeszcze parę osób brakowało. Grupa zatem się rozrasta a przyjaźń kwitnie.

Co do mojej kochanej rodzinki to ma się bardzo dobrze. Arturo pilnie się uczy, Beata już prawie w pełniej formie no i mała też jest bezbłędna. Je za dwóch. Ma nieraz kolki i jest wesoło. Jeden wniosek – jedna osoba nie daje rady, aby zapewnić jej opiekę. Dobrze że jest teściowa do Świąt to jakoś to będzie.

Święta już niedługo – przyjeżdża rodzinka z Torunia, będą też tubylcy z Gdyni. Jakby nie patrzeć pierwsze Święta w naszym domku. Już czuję atmosferę. W końcu mogę sobie pozwolić na konkretną choinkę a nie jakąś tam metrową mizerotę. Odpaliłem naszą zamrażarkę i teściowa już ją zapełnia jakimiś pasztecikami i zrazami.
Ach bym zapomniał. U nas Święta będą podwójne bo 25 grudnia są chrzciny małej – więc będzie wesoło i tłoczno zapewnie.

W końcu odpaliłem swojego starego, ale jak się okazuje jarego Canona – lustrzankę. Podsyłam kilka fotek mojej niuni.

Pozdrawiam

jest super
http://community.webshots.com/s/image3/8/42/92/104884292bSsJvB_ph.jpg

to też jest fajne
http://community.webshots.com/s/image6/8/48/29/104884829XHEBlj_ph.jpg

a to moje ulubione
http://community.webshots.com/s/image6/8/49/5/104884905DGgJFQ_ph.jpg

gregson
28-01-2004, 21:08
:D :lol:
Witam Witam!
Moje gratulacje (nasze moje i żony- również Beaty)! To co zrobiłeś graniczy z cudem! Brawo! Chcemy zacząc na wiosnę, kredyt 130 tyś i nic więcej. Dom to 130 m użytkowych + garaż. Po przeczytaniu Twojego dziennika budowy postawiłeś nas na nogi. Myśle że musi się nam udać, choć nie wiem czy będę w stanie poświęcić tyle czasu co TY....? :-? Jeśli masz spisane wszystkie dane dot. budowy (koszty) całości to bardzo chętnie bym je zobaczył. Możesz je przesłać na mój e-mail: [email protected]. Jeszcze raz gratulujemy i pozdrawiamy ze stolicy warmi i mazur. Beata i Grzegorz.

Magdalena Chmrauk
23-07-2004, 10:21
Witaj!
Właśnie przecztyłam Twój dziennik i ... podziwiam. Wielkie gratualcje! Nas też czeka takie wyzwanie, a pieniędzy mamy chyba jeszcze mniej niż wy, ale co tam, raz się żyje.
Przyznaję, że najbardziej zainteresowała mnie informacja o tanim szambie. Czy mógłbyś podać namiary na tego wytwórcę, może telefon (taż jestem z pomorskiego). Potrzebuję póki co dokumentacji technicznej i atestu, bo u nas wymagają tego już przy pozwoleniu na budowę. Niestety nie wiem skąd wziąć informacje o wytwórcach, a szamba betonowego nie chcemy, bo kiedyś tam ma być robiona kanalizacja, no i pozostaje droga pantoflowa. Mój mail: [email protected]
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
Magda

kodi_gdynia
14-03-2005, 12:10
zatem jest okazja, aby pociągnąć ten dziennik po tak długiej przerwie dalej. Po prostu należałoby go chyba skończyć. Tak będzie najlepiej.
Popisze coś w najbliższym czasie. Streszczę co się wydarzyło przez ten czas.

Pozdrawiam

Sloneczko
14-03-2005, 13:40
Pisz!
Jestem dla Ciebie pełna podziwu :o

kodi_gdynia
16-03-2005, 08:32
Tak jak mówiłem, będę starał się kończyć ten dziennik. Na początek może cos o ogrzewaniu. Wady i zalety oraz koszty.
Jak zapewne niektórzy z was pamiętają budując dom zdecydowaliśmy się na następujący sposób ogrzewania.
1. Piec gazowy – rozprowadzenie grzejników. Wszystko zasilane gazem z butli podziemnej firmy Gaspol.
2. Kominek firmy Hajduk z rozprowadzeniem po pokojach na górze /brak rozprowadzenia do łazienki/.
Zaczynając pomieszkiwać w naszym domku od połowy 2003 roku nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądać, jak się to sprawdzi w zimę i jakie będą koszta.
Ostatecznie za coś koło 1000zł kupiłem 14m przestrzennych dębu i buka. Ładne kloce napawały optymizmem. Palenie o ile pamiętam rozpoczeliśmy na początku października a jak Beata wróciła z Nadią do domu ze szpitala coś ok. 21 października to grzanie już musiało być konkretne. Na początku wiadomo temperatury nie były zbyt oszałamiające więc i nie było problemu. Prawdziwa próba przyszła na początku roku kiedy temperatury spadły już tak dość konkretnie. Rozczarowania nie było. Kominek świetnie sobie radził, temperatura oscylowała w granicach 21-22 stopni. Niezależnie czy dzień czy noc. Piec praktycznie nie wykorzystywany do CO. Jedyne zadanie dla niego to przygotowanie ciepłej wody. Drzewa starczyło mi gdzieś do końca marca. Musiałem dokupić 2m przestrzenne aby jeszcze trochę popalić w kwietniu. Taki był sezon 2003/2004.
Nowy sezon jeszcze trwa, ale powoli się kończy więc śmiało można również wyciągnąć pewne wnioski. W maju 2004r. zacząłem rozglądać się za drzewem. Nie miałem już dojścia do drzewa opałowego za 55zł za m przestrzenny a kupno za 92zł metra dębu + transport + pocięcie i porąbanie wydało mi się zbyt drogim rozwiązaniem.
Dnia 30 maja a więc za pięć dwunasta przed wstąpieniem do UE nabyłem po rewelacyjnej cenie 699zł pilarkę spalinową STIHL. Cieszyłem się bo 1 czerwca kosztowała już 970zł. /teraz jest promocja za 799zł/
Następnym ruchem była wizyta w lesie i umówienie się na tzw. gałęziówę z leśniczym. Dla nie wtajemniczonych gałęziówa to drzewa, które w najgrubszym miejscu nie mają więcej niż 7cm. Pozyskiwanie tego drzewa polega na przecince, głównie buków. Oczywiście leśniczy nie okazał się zbyt restrykcyjny i pozwolił mi na ścinanie nieraz trochę grubszych okazów. Kilka ładnych popołudni spędziłem w lesie. Pracowałem sam, więc lekko się namachałem. Uzbierałem tego z 10m przestrzennych, zamówiłem transport i w taki oto sposób miałem zapewniony opał na sezon 2004/2005. Za drzewo zapłaciłem 150zł + transport 150zł z załadunkiem. Tak więc za 300zł miałem drzewo na cały sezon. Na działce pozostało tylko pociąć to na odpowiednie kawałki i ułożyć we wiacie.
Palenie w tym sezonie rozpoczęliśmy cos na początku listopada. Z tego co widzę drzewa starczy mi do połowy kwietnia. Czy będę musiał dokupić zobaczymy – może nie.
Pilarka już mi się zwróciła po jednym sezonie. Drzewo na ten sezon już zaklepane w lesie, więc tylko pozostaje zorganizowanie sobie wolnego czasu na wyrąb.
Piec gazowy znowu używany w 99% na przygotowanie ciepłej wody.
Wnioski, niektóre oczywiste i oklepane:
1. o wiele gorsza jest pogoda, kiedy wiatry są silne niż kiedy jest mróz ale bezwietrzny.
2. spalanie drzewa w kominku szacuję na 2-2,5m przestrzennego miesięcznie.
3. grube kloce palą się wolniej
4. drzewo suche daje od razu ciepło, mokre musi się wysuszyć – dopiero wtedy grzeje,
5. wbrew pozoru żar też daje solidna temperaturę /kiedyś na forum spotkałem się z opinią, że ciepło daje ogień a nie żar/
6. Mój kominek utrzymuje żar spokojnie 10 godzin. Średnio koło 20.00 wrzucam ostatni raz, potem o 6.00 rano rozgarniam popiół, dostaję się do żaru i pale dalej bez rozpalnia. Kiedy są trudności i zależy mi na czasie – uchylam drzwiczki.
7. szyba mam non stop brudną. Nie czyszczę jej w ogóle. Robię to po sezonie. W sumie to palę lekko mokrym drzewem bo trudno uznać za suche - ścięte w maju a palone w październiku.
8. koszt ogrzewania kominkiem w sezonie 2005/2006 szacuje na 300zł – śmieszny /mam już pilarkę/.
9. brak rozprowadzenia kominka do łazienki powoduje, iż tam jest wyczuwalnie dużo chłodniej. Załączam w tym przypadku elektryczny grzejnik przed kąpielą. Dzisiaj był dał rozprowadzenie do łazienki. Kiedyś posłuchałem kilka osób, że się nie robi, bo zapachy przechodzą, itp. bzdura.
10. gaz ze zbiornika używam do kuchenki gazowej do przygotowania ciepłej wody i bardzo sporadycznie do CO.
11. roczne zużycie gazu z butli jakieś 200m3 czyli 800litrów, co daje kwotę 900zł przy tankowaniu promocyjnym po 1.1zł/litr. Obecnie kiedy litr kosztuje 1,7-1,8 dużo więcej.
12. Dodatkowe opłaty za gaz to opłata za dzierżawę zbiornika podziemnego 90zł/miesiąc.

Ogólnie rzecz ujmując, zastanowił bym się czy warto pakować się w gaz z butli. I nie chodzi mi tu o wybór typu gaz – olej, ale o połączenie kominka z prądem. Za piec + grzejniki + instalację + komin dałem coś koło 12tys.-13tys. Ile miałbym prądu za te pieniądze. Grzanie tylko kominkiem a woda z zasobnika na prąd, tak samo jak kuchenka elektryczna. Do tego wysokie opłaty za gaz i dzierżawę zbiornika przekonują mnie o innym wyborze. Łudzę się tylko, iż w przyszłości będę miał gaz z sieci, więc wtedy będzie to warte swojej ceny.
Słowa te kieruję do osób co stoją przed wyborem ogrzewania.

Następnym razem pochwalę się co zrobiłem w 2004 roku. A parę rzeczy było.
Pozdrawiam

kodi_gdynia
17-03-2005, 13:23
Rok 2004 należał zdecydowanie do Nadii. Zrobić, coś co nie jest związane z moją córcią graniczyło z cudem. Dobrze, że mamy syna, któremu można już powierzyć pewne obowiązki, bo nawet wizyta w wc została by skutecznie zakłócona.

Plany na 2004 były dość ambitne, aczkolwiek realne do zrealizowania. Trochę kasy dostaliśmy od rodziców, jak zwykle zwrot z US – to nasze finanse którymi mogliśmy dysponować. Z racji tego, iż wewnątrz teoretycznie nic nam nie brakuje, skoncentrowaliśmy się na zewnętrznej części budynku oraz najbliższym otoczeniu.

Plany były konkretne: taras, wiata, rynny, swego rodzaju ganek przed wejściem, ucywilizowanie szamba, pociągnięcie ścieżek z kostki betonowej, zrobienie wjazdu samochodowego łączącego wiatę z bramą oraz ogólne zagospodarowanie ogrodu.
Pewne prace zacząłem już w kwietniu zaraz po ustąpieniu śniegów, wód powierzchniowych itp.
Na pierwszy ogień poszedł taras. Niby nic a jednak – 30m2 betonowej konstrukcji – mocno osadzonej w ziemi i wyciągniętej dobre 50cm nad powierzchnię, tak by wychodząc z salonu nie było zbyt dużego stopnia. Praca ciężka jak zwykle w pojedynkę. Najpierw wymiar i zrobienie fundamentu. Potem zasypanie środka żwirem, na koniec ułożenie folii, położenie siatki zbrojącej i wylanie 10-14 cm płyty. Beton oczywiście z betoniarki.
Kolejne etapy prac to przygotowanie stop betonowych pod wiatę oraz pewnego rodzaju ściany oporowej oddzielającej wiatę od ogrodu.
Taki oto stan był w lipcu. Bajzel na działce straszny, glina, chaszcze po pas, teren nie wyrównany itp.
Aby cokolwiek zrobić więcej Beata wraz z dzieciakami wyjechała do mamy do Torunia, a ja wreszcie mając urlop mogłem skupić się na konkretnej robocie.
Pierwsze dni to stworzenie wiaty. Razem z ojcem tak naprawdę zrobiliśmy ją w 1 dzień. Konstrukcja stworzona z 8 filarów 12x12cm. Dach odeskowany a na górę blachodachówka taka jak na domu.
Następne zadanie to ucywilizowanie szamba. Po pierwsze wyprowadzenie miejsca z którego można wybierać nieczystości w okolice ogrodzenia – tak by można było się podłączać nawet jak nikogo nie ma. Sytuacja ta wynikała z kilku rzeczy. Po prostu nie chcieliśmy, aby ktoś wchodził nam na teren działki i rozkładał się z wężami a także nigdy się tak nie stało ,aby z tych węży nie uronić kropelki. Oczywiście dla pas była to wielka frajda, dla nas już mniejsza. Kwestia wyprowadzenia nie była łatwa. Największy problem jest z wężami. 2,5m węża zbrojonego kosztuje 400zł Ja potrzebowałem 6m, i nie miałem zamiaru przeznaczyć 1000zł na wąż który będzie zakopany w ziemi. Ostatecznie kupiłem 6m odcinek rury gazowej o grubości ścianki chyba z 1cm, zastosowałem kolanko stalowe i złączkę. Wszystko to połączyłem i jakoś wyszło. Po czasie wiem, że sprawdza się znakomicie. Do szamba dokupiłem jeszcze porządną klapę żeliwną, tak by mieć pewność, że nikt tam nie wpadnie.

Oprócz wiaty szamba, zamontowaliśmy rynny /prosta sprawa/, i sam już wykonałem ścieżki i środek wiaty z kostki betonowej.
Dodatkowo wybetonowałem i wymurowałem ganek /tak że do domu nie wchodzę już po paletach tylko elegancko po schodkach/, a także kwietnik z cegły klinkierowej w której już zadomowiły się pewne rośliny iglaste.

Tak oto minęły wakacje. Aby zrealizować plan w 100% należało coś jeszcze zrobić z najbliższym otoczeniem - ogrodem. Zacząłem od spryskania wszystkiego randapem. W między czasie od strony północnej wykarczowałem trawę i na 100m2 wysypałem kamień /takie otoczaki ze żwirowni/. Bardzo wdzięczny materiał. Świetnie przepuszcza wodę, a dodatkowo jest to miejsce gdzie przebywa moja Amber. Gdyby nie te kamienie to trwa by nigdy nie wyrosła. Po ok. 20 dniach od spryskania zacząłem zbierać zielsko, tak że została sama ziemia. Wszystko przekopałem, wyrównałem i posiałem trawę. Był to już koniec września, więc trawa nie był imponująca przed zimą, ale coś się pojawiło. Teraz pozostaje mi tylko jeszcze zrobić dosiew trawy i ewentualnie zasilić ją nawozami.

Takie to były prace w 2004.

A co w 2005: kafle na tarasie, obłożenie klinkierem murków wiaty, ganku, ścian pod oknami, zrobienie parapetów z płytek klinkierowych, wykonanie w końcu podbitki, wymurowanie grila – może nawet tego projektu, który był zawarty w muratorze, częściowe zabudowanie wiaty itp.
Szczegóły następnym razem.
Pozdrawiam

kodi_gdynia
18-03-2005, 10:45
Dla ciekawskich wrzuciłem kilka fotek. na zdjęcia moje najmłodsze i zwierzaki. Jak będzie się czym pochwlaić w kwesti chałupy to tez tam zamieszczę.
Pozdrawiam

http://uk.pg.photos.yahoo.com/ph/kodiniznik/album?.dir=/1957&.src=ph

Draagon
05-03-2010, 12:37
Kodi mozesz wrzucić od nowa fotki ? Bo stare sie nie otwieraja w ogóle.
A temat budowy oszczędnej zawsze jest na czasie

Joan72
23-10-2010, 18:38
Kodi
Dołączam się do prośby Draagona , Mi też się nie otworzyły zdjęcia, a ciekawość zżera.

PODZIWIAM CIĘ KODI

netbet
06-08-2012, 10:40
..od czasu do czasu ten dziennik wypada wywlec na wierzch... żeby ludzie nie zapomnieli o legendach FM...