Jarek.P
06-06-2008, 11:22
Mam zagwozdkę. W miejscu mojego przyszłego domu rośnie sobie około
dwudziestu sosen. Sosny są raczej karłowate, ich średnica na wysokości
pierśnicy nie przekracza 30cm (20-30), ale są niziutkie (do kilkunastu
metrów), zeszłoroczna wichura przewróciwszy jedną z nich pokazała również,
że niemal nie mają one korzenia palowego (a przynajmniej ta jedna nie
miała), trzymają się głównie na tych poziomych powierzchniowych.
I teraz zasadniczy temat: laik może jestem, ale cały czas myślałem, że wytnę
i wykarczuję je w tym roku na jesieni, przez zimę sobie to postoi, a na
wiosnę dopiero zrobi się wykop i ruszy z budową. Konstruktor z kolei kręci
mi głową, że tak to nieeeeee, zimą tam naleci woda, zamarznie, wysadzi i że
to będzie osłabiony grunt, żeby ściąć drzewa owszem jesienią, ale pni nie
karczować, wyciągnąć je dopiero w czasie robienia wykopu pod fundamenty i
tam gdzie dziura w ziemi pokrywa się choć trochę z ławą fundamentową od razu
lać w tą dziurę chudziaka.
Szef ekipy budowlanej (dobry fachowiec ze świetnymi referencjami) pytany o
to twierdzi, że on by te drzewa radził wykarczować jesienią, że przez zimę
ruszona ziemia się uleży, a taki chudziak lany w świeży dół, który przecież
w czasie wyciągania pnia i tak się poobsuwa i zasypie, nic nie da, że to nie
ma sensu, bo pod nim i tak będzie świeżo ruszona ziemia, trzebaby to
wszystko wybierać i w powstały dół dopiero lać chudziaka.
Jedna i druga opinia brzmi sensownie, a ja już sam nie wiem, co o tym
myśleć. Konstruktor jest doświadczonym konstruktorem i na pewno wie, co
mówi, ale z kolei ten budowlaniec jest bardzo doświadczonym praktykiem i
optowałbym za tym, że też wie, co mówi.
Jest jeszcze taka opcja, że jeśli wszystkie drzewa będą miały takie
korzenie, jak to powalone, to wogóle nie będzie problemu, bo największa masa
korzeniowa "pójdzie" i tak wraz ze zdejmowaną wierzchnią warstwą.
J.
PS: nie pytam o kwestie formalne, wiem o nich!
dwudziestu sosen. Sosny są raczej karłowate, ich średnica na wysokości
pierśnicy nie przekracza 30cm (20-30), ale są niziutkie (do kilkunastu
metrów), zeszłoroczna wichura przewróciwszy jedną z nich pokazała również,
że niemal nie mają one korzenia palowego (a przynajmniej ta jedna nie
miała), trzymają się głównie na tych poziomych powierzchniowych.
I teraz zasadniczy temat: laik może jestem, ale cały czas myślałem, że wytnę
i wykarczuję je w tym roku na jesieni, przez zimę sobie to postoi, a na
wiosnę dopiero zrobi się wykop i ruszy z budową. Konstruktor z kolei kręci
mi głową, że tak to nieeeeee, zimą tam naleci woda, zamarznie, wysadzi i że
to będzie osłabiony grunt, żeby ściąć drzewa owszem jesienią, ale pni nie
karczować, wyciągnąć je dopiero w czasie robienia wykopu pod fundamenty i
tam gdzie dziura w ziemi pokrywa się choć trochę z ławą fundamentową od razu
lać w tą dziurę chudziaka.
Szef ekipy budowlanej (dobry fachowiec ze świetnymi referencjami) pytany o
to twierdzi, że on by te drzewa radził wykarczować jesienią, że przez zimę
ruszona ziemia się uleży, a taki chudziak lany w świeży dół, który przecież
w czasie wyciągania pnia i tak się poobsuwa i zasypie, nic nie da, że to nie
ma sensu, bo pod nim i tak będzie świeżo ruszona ziemia, trzebaby to
wszystko wybierać i w powstały dół dopiero lać chudziaka.
Jedna i druga opinia brzmi sensownie, a ja już sam nie wiem, co o tym
myśleć. Konstruktor jest doświadczonym konstruktorem i na pewno wie, co
mówi, ale z kolei ten budowlaniec jest bardzo doświadczonym praktykiem i
optowałbym za tym, że też wie, co mówi.
Jest jeszcze taka opcja, że jeśli wszystkie drzewa będą miały takie
korzenie, jak to powalone, to wogóle nie będzie problemu, bo największa masa
korzeniowa "pójdzie" i tak wraz ze zdejmowaną wierzchnią warstwą.
J.
PS: nie pytam o kwestie formalne, wiem o nich!