PDA

Zobacz pełną wersję : Pamiętnik Planktona



M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:06
Trochę zakurzyło się to w sieci, znikają kolejne serwisy, gdzie był publikowany także niech sobie jakiś czas pobędzie i na muratorze ;) Co prawda nie udało się do końca zachować ciągłości dat ale i tak wystarczy.


UWAGA - ZAWIERA NIECENZURALNE SŁOWA - OSOBY, KTÓRYM BURZY TO ŚWIATOPOGLĄD I NISZCZY DOBRE SAMOPOCZUCIE PROSZONE O NIE CZYTANIE - UWAGA

"Największe tryumfy i zwycięstwa, rodzą się w bólu" - święte słowa, panie Tallerand. W wielkim bólu powito mnie w szpitalu św. Barbary. Brzdąc wagi nawet nie papierkowej, raptem 4,5 kg, spowodował stan przedzawałowy u dumnego i pijanego jak bela Tatusia, a Mamusia wreszcie pozbyła się ładunku. Przyszedłem na świat akurat na wieczorne wydanie Dziennika TV, co cała rodzina skwitowała: "Będzie polityk lub dziennikarz!!!". Jak się później miało okazać niewiele się pomylili. Leżałem na oddziale poporodowym wśród jakiś po***ańców. Zastanawiam się do tej pory, czy mnie nie podmieniono. Czy ja to ja? Może JA teraz siedzę gdzieś w jakiejś willi i pluskam się w basenie z latynoskimi laseczkami ? Albo p śmietnikach butelki zbieram ? Tego nie wie nikt. Starzy często się kłócili, do kogo jestem podobny. Pysk mam starego, ale dopiero teraz. Jak byłem mały to mnie ludzie za dziewczynkę brali. Gdy rodzice zarabiali na przyszłość dla swych dzieci, mną opiekowała się starsza siostra - Basia i kuzynki w liczbie 3. Niewiele pamiętam, ale chyba nie byłem molestowany.
Pierwsze kontakty z rówieśnikami nawiązałem dopiero w przedszkolu. W tym jeden - szczególny. Kontakt ten miał na imię Agnieszka i nie miał zębów z przodu. To była pierwsza miłość. Szalona i spontaniczna. Całusy pod kocem na poobiedniej drzemce i ciosy samochodem z plastiku gdy mi żołnierzyki przewracała. Teraz ma 4 dzieci i mieszka z trzecim mężem. Waży chyba ze 100 kilo.
W III grupie wiekowej zostałem przeniesiony do innego przedszkola. Tak zdecydował stary. W moim przedszkolu woźny dzieci za pośladki łapał, a to mogło na mej psychice głęboki ślad odcisnąć. W nowej grupie szybko się zaaklimatyzowałem. Poznałem kumpla, rudego i piegowatego jak irlandzkie dziecko wojny. Seplenił i śmierdział, ale wszyscy się go bali. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Zaczęły się ucieczki z przedszkola, wymuszenia na innych dzieciach : " dawaj kompot", podglądania wychowawczyni pod biurkiem. Ech....
Na wakacje jeździliśmy całą bandą, wszystkie ciotki, wujki i kuzyni. W góry, koło Zakopanego. Na jednym z takich wyjazdów, wujka koń zabił. Polazł pijany do stodoły i koń go w łeb kopnął. Babcia powiedziała, ze to kara boska, bo tłukł ciocię i donosił na kolegów na milicje. Jeśli tak, to tym razem długie ramię sprawiedliwości okazało się być zakończone kopytem.
Konia chyba ubili, nie pamiętam. Ale wiem, że później w domu dużo kiełbasy było. Rodzina wypoczywała na takich wyjazdach, wujki chlały w klubo-gospodzie, a ciotki smażyły skóry w promieniach górskiego słoneczka. Mnie zabierała cześć męska ze sobą, żłopałem pianę z piwa, a potem bekałem na całą knajpę. Mieli ubaw, s****ysyny.
Dziadka miałem fajnego, kiedyś boksował. Nawet samego Antkiewicza, króla papierowej znał osobiście. Strzelił, dziadziuś kopytami w kalendarz w wieku 75-lat. Bimber pił od 14-go roku życia, więc to pewnie przez to. W ślad za nim podążyła Babcia i zostaliśmy na 100 m2 w rozpierdalającej się kamienicy, sami. Tatuś jako inżynier dostał mieszkanie na które składał się od urodzenia, i przeprowadziliśmy się do Huty. Był stan wojenny, Polak został papieżem, a ja szedłem do podstawówki. Ale to już inna historia.


Bohaterzy pamiętników.

PLANKTON - czyli Ryszard C. - główny bohater. Lat 27. Urodził się w krakowskiej dzielnicy Kazimierz w rodzinie o korzeniach ukraińskich. W wieku 5 lat przeprowadził się wraz z rodzicami i siostrą do Nowej Huty. Dwukrotnie "kiblując" w szóstej i siódmej klasie z wielkim trudem ukończył SP nr 52 na os. Dywizjonu 303. Nie podejmując żadnych działań zmierzających ku rozwijaniu intelektu podjął prace jako pomocnik stolarza w pobliskim zakładzie. Później parał się wieloma zajęciami - roznosił ulotki, mył szyby i migał się od wojska. W wieku lat 16 odnowił znajomość z Joasią W. - koleżanką ze szkolnej ławy. Udany związek dobrze wpłynął na Planktona, podjął próby nauki w szkole zawodowej w systemie zaocznym. Niestety bez większych rezultatów. Mając lat 19 Plankton znalazł się na rozdrożu. Ojciec dostał bardzo atrakcyjną posadę w Poznaniu i rodzina postanowiła się przeprowadzić. Plankton postawił veto - on zostaje i spróbuje żyć na "swoim". Po długich pertraktacjach zgodzono się na takie warunki, zwłaszcza że związek Z Joanną W. zmierzał ku legalizacji. Tak więc Ryszard pozostał w Krakowie. W chwilę po 20 urodzinach postanowił poślubić wybrankę swego serca. Wesela było huczne i zakończyło się kłótnią Planktona z całą rodziną, w tym bójka z kuzynami ze Szczecina, w której górą (miażdżąca przewaga) była kompania Ryszarda. Świeżo zaślubieni zamieszkali w dotychczasowym domu Ryśka. Plankton próbował znaleźć sobie stałą zatrudnienie ale najdłuższy staż w pracy to 1 miesiąc.
Jest nie karany, choć miał wiele spraw w sądach i kolegiach za czyny chuligańskie i znieważenie Policjanta na służbie. Jest zodiakalnym baranem. Jego motto życiowe : " srał, ****a, wszystko pies. i tak kiedyś pozdychamy". Stosunek do słuzby wojskowej - uregulowany (łapówka i kat. D)
Do zalet Planktona można zaliczyć jego lojalność i stałość w uczuciach. Jak kogoś lubi to lubi a jak nie to nie. Wady te co u wszystkich, czyli : pociąg do napojów wyskokowych, łobuzerii i ma tzw. "słomiany zapał".
Słucha KULTU i kapel oiowych, głownie brytyjskich. Jest rasistą i szowinistą. Kibicuje Wiśle Kraków od 4 roku życia.

JOASIA - Joanna W. - Lat 27. Urodzona w Zakopanem w rodzinie inteligenckiej. Absolwentka Architektury Wnętrz na Krakowskiej ASP. W wieku lat 13 przeprowadziła się do Krakowa. Ojciec, znany Krakowski architekt umożliwił jej naukę w najlepszym liceum Krakowskim a następnie studia i staż we Wiedniu. Od 7 lat szczęśliwa małżonka Ryszarda C. Jej marzeniem jest dom z gromadka rozkosznych bobasków i stabilizacja Planktona. Od lipca 2001 przebywa w Paryżu, gdzie pracuje jako dekoratorka w firmie Lloyd Architects przy Place de Pigalle 12.
Bez wad, za to z samymi zaletami. Skromna i drobniutka wzbudza sympatię gdzie tylko się pojawi. Stanowi całkowite przeciwieństwo Planktona.
Zwolenniczka Zjednoczonej Europy i obrończyni praw czarnego człowieka na świecie. Na tym tle często wybuchają konflikty z mężem. Znakomicie gotuje i prowadzi dom. Jest głównym motorem napędowym w związku z Ryśkiem.
Motto życiowe: "świat jest taki piękny i taki doskonały"

SIWY - Robert N. - lat 27. Urodzony w Niepolomicach k/Krakowa w rodzinie robotniczej. W Nowej Hucie mieszka od 23 lat. Zwolniony z Huty Sędzimira w okresie restrukturyzacji zakładu. Obecnie bezrobotny. Kompan Planktona do harców, znają się już ponad 20 lat. Był świadkiem Ryska na ślubie i spowodował trwały uszczerbek na zdrowiu jednego z kuzynów Ryska podczas słynnej bójki weselnej. Edukację zakończył na szkole zawodowej. Pracował jako bramkarz w Krakowskich dyskotekach, zwolniony za handel wódką i łapówkarstwo. Trenował boks przez okres 6 miesięcy. Zapalony kibic Wisły Kraków, ma na swoim koncie prawie 100 wyjazdów. Wielokrotnie karany, bez epizodu w Zakładzie Karnym, raz przebywał na sankcji w areszcie śledczym przy ul. Montelupich 7 w Krakowie za udział w bójce ze studentami pochodzenia arabskiego. Ma jak Plankton przeszłość oiową, wspólnie należeli do ZS Strzelec i Stronnictwa Narodowego. Ima się różnych interesów, nie zawsze legalnych. Ma problemy z nazwiskiem, gdyż tak samo nazywał się słynny w całej Polsce, Sasłyk - Zdzisław N.
Motto życiowe: brak

GOŁOTA - Michał W. - brat Joasi i szwagier Planktona. Kibic Hutnika Kraków. Z powodu mizernej postury wzbudza litość. Trenował judo w szkole średniej - bez efektów. Nie karany. Stanowi przeciwieństwo Joasi - Gołota to hulaka i leń. Zachodziło pewne podejrzenie czy jest faktycznie synem swego ojca.
Motto życiowe: "Hutnik nie spadnie" (chyba)

RYŻY - Zdzisław O. - lat 27. Absolwent Budowlanki, do której uczęszczał z piłkarzem Wisły Kraków - Grzegorzem Paterem. Bezrobotny. Karany za oplucie policjanta i pobicie lekarza w Przychodni Zdrowotnej nr 37. Wychował się w dzielnicy Prokocim Nowy. Do wieku lat 17, czyli przeprowadzki do Nowej Huty, kibic Cracovii Kraków. Miał blisko 30 wyjazdów. Od 10 lat chodzi z kolegami na Reymonta, ale nie utożsamia się z Wisłą. Wciąż po kryjomu kibicuje Pasom.
Uwielbia wódkę i dziewczyny. Obecnie przebywa w związku ze starszą od siebie o 10 lat Jolantą N. Słucha muzyki dyskotekowej, przez co jest dyskryminowany wśród kolegów.
Motto życiowe : brak

GĄSKA - Stanisław B. - lat 26. Nie wiadomo skąd pochodzi. Wychowywany w rodzinie patologicznej. Od najmłodszych lat popadał w konflikty z Wymiarem Sprawiedliwości. Karany. Przebywał w Domu Poprawczym i zakładzie karnym w Jaśle. Z wykształcenia malarz. Kibic Wisły Kraków. Szczyci się 60 zatrzymaniami na Izbach Wytrzeźwień w całej Polsce, głownie podczas meczów wyjazdowych. Leczony z alkoholizmu - bezskutecznie. Przebywa w związku z Haliną R., znaną w środowisku Nowohuckim meliniarą i paserką. Nie ma stałej pracy, jednak często dysponuje pokaźną gotówką.

JAREK - Jarosław K. - lat 28. Żonaty z Magdaleną K. od 6 lat. Dwójka dzieci : Piotruś i Sylwia. Bliźniaki w wieku 7 lat. Absolwent L.O. nr 5 w Krakowie, kolega Grzegorza Turnaua ze szkoły. Nie karany. Czasami potrafi nie pić przez kilka miesięcy, ale jak go coś złapie...
Trenował boks przez 12 lat w Wiśle Kraków, zdobywca Złotych Rękawic w 1987 roku. Kibic Wisły Kraków, nie jeździ na wyjazdy. Pracuje średnio 2 lata, po czym jest zwalniany za bumelanctwo. Dysponuje pokaźnym kapitałem ulokowanym na koncie w banku. Cała Jego rodzina pracuje w USA. Spokojny i ułożony.

JACEK - Jacek C. - lat 28. Absolwent szkoły językowej przy placówce dyplomatycznej w Sztokholmie. Mieszkał tam z rodzicami do 18 roku życia. Kibic AIK-u. Trenował piłkę nożną w Szwecji. Z powodu kontuzji nie kontynuował tego zajęcia. Bezrobotny ze stałym dochodem w postaci obligacji znanej firmy meblowej ze Szwecji. Przystojny i kulturalny (jak jest trzeźwy) sprawia, że kobiety za nim szaleją. Przebywa w nieudanym związku z Beatą C. Ma córeczkę Joasię w wieku 4 lat.

PALESTYNA - Roman T. - Ten 28-latek jest żywą legendą na osiedlu. Karany niezliczoną ilość razy, wsławił się uprowadzeniem radiowozu spod komendy w Nowej Hucie, porwaniem kibica Hutnika Kraków i wyjazdem bez paszportu na mecz Holandia-Polska do Rotterdamu. Żonaty od 10 lat ma córeczkę Kingę - lat 5. Pracuje jako malarz i tynkarz. Żona Romana jest sekretarka w PZU i to na Jej barkach spoczywa utrzymanie domu. Palestyna pije jak każdy, czyli zbyt wiele. Łącznie za kratkami spędził 7 lat, w tym 3 za nasikanie na ambasadę USA przy ul. Stolarskiej w Krakowie i obrazę konsula i Jego żony.

BOMBA - Dariusz S. - lat 26. Nie karany. Mieszka na osiedlu od początku. Pracuje jako kasjer w Hipermarkecie. Przebywa w związku z siostrą Palestyny. Bezdzietny. Pijak i hulaka. Trenował zapasy w Wiśle Kraków. Kibic Białej Gwiazdy od 12 lat.

POKEMON - Małgorzata E. - lat 24. Przedstawicielka Złotej Młodzieży Nowohuckiej rocznika 77. Alkoholiczka i nimfomanka. Przebywa w związku z Robertem N. Karana za chuligaństwo i molestowanie seksualne nieletnich. Absolwentka L.O. nr 12 w Nowej Hucie. Pracuje jako ekspedientka w sklepie mięsny nr. 187 na osiedlu Willowym w Nowej Hucie.

MONIKA - Monika K. - lat 23. Studentka Krakowskiego AWF. Poznanianka. Pochodzi z bogatej rodziny Poznańskich handlowców. Swego czasu pracowała jako modelka w jednej z zachodnich firm reklamowych. Nie przebywa obecnie w żadnym związku.

MAMUSIA - Krystyna W. - lat 48. Wdowa po Antonim W. Przelewa całą swa miłość na zięcia - Ryszarda. Jest, pomimo wieku, niezwykle atrakcyjną kobietą. Przebywa w związku z Marianem U. - hurtownikiem materiałów budowlanych.

LEW - pies marki kundel. Oczko w głowie Joanny W. i obiekt niechęci Ryszarda. Jako szczeniak został przygarnięty przez rodzinę Joasię. W wieku 13 miesięcy wpadł pod samochód prowadzony przez pijanego kierowcę. Kierowca został pobity przez Ryszarda, a Lew wyleczony wielkim nakładem pieniężnym. Ma kłopoty z okazywaniem emocji i niestabilny pęcherz.

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:07
4 września 2001, piątek

Dziś spałem dłużej. Jan jest na mojej zmianie, więc mam wolne. Spałem jednak za długo - Lew posrał się w przedpokoju. Kurwa... Czym on sra jak nic nie je od tygodnia ?! Nic to, pokazałem mu, co zrobił i pogroziłem pięścią. Wie, że jeszcze taki jeden wyskok i ze skóry go obedrę. Szlag by to, już piątek, teściowa przyłazi na inspekcję. Trzeba ogarnąć troszkę bałagan z tygodnia. Wieczorem Gieksa na C+ to kumple wpadną pewnie, bo jako jedyny mam dekoder.
Wóda, wóda, wóda ... krew zaleje. Moja lepsza połowa już miesiąc na saksach, a ja chudnę w oczach.
14.00 Teściowa była i polazła. Ponarzekała na Arabów, podatki, SLD, mnie pochwaliła za prowadzenie domu podczas nieobecności Joasi, he he non stop u niej "plusuję". Obiad mi przyniosła, niezły. Kumple mi zazdroszczą teściowej, podejrzewam, że Ryżemu nawet się podoba, on lubi takie.
18.00 Chłopaki zaraz będą, już dzwonili. Fajne te piątki C+ wymyślił, tydzień temu Legia dziś Odra z Sosinem, zajebka...
Mecz jak to mecz, darliśmy pyski okrutnie, bo Sosin bramę huknął. Potem było gorzej...
He, he.. Siwy ma nową laskę, znam ją z widzenia, jabcoki pijała pod sklepem. Straszny pokemon, ale Siwy jest zafascynowany.
Kurwa.. 4 bramka Gieksy i 4 flaszka pęka, pokemon czerwony na pysku jak rewolucja, Siwy się ślini śpiewając "Wiseeeeeełka...". świetnie jest...
Komu tak, kurwa nogi śmierdzą ?!
Debil Jacol przypomniał sobie, że trzeba świeczkę wystawić do okna, bo komuś tam mamy znaki solidarności dać. Wszystko pięknie tylko, kutas firankę do połowy spalił. Joasia się wścieknie, prezent ślubny od jej koleżanki...
Trzeba już towarzystwo do domów wysłać, pijani jak bele. Komu tak, wciąż, te nogi śmierdzą ?! Drą kutasy mordy na klatce. Siwy szarpie się z pokemonem, pięknie...
Poleźli, słyszę jeszcze kopanie koszów pod blokiem i zapewnienia Siwego o miłości do Wisły. Jutro znów sąsiedzi wilkiem lipić na mnie będą.
Lew zrezygnował z wyjścia na dwór, polał się w kuchni. W kuchni może, płytki to nie wsiąknie, a do rana wyparuje...
Idę spać, jutro trza coś wymyśleć, bo nudy mnie zjedzą.
Komu tak wciąż nogi walą, do kurwy nędzy ?!! Przecież wszyscy wyszli...

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:09
15 września 2001, sobota
Dziś mam ekstra nastrój, zero kaca. Nawet mój dobry humor udzielił się Lwu. Kaszanki trochę dostał i merda z uwielbieniem ogonem. Głupi... Na śniadanko jajeczniczka, bez chleba, bo mi się dupy ruszyć nie chciało.
Chłopaki dzwonią już od godziny, że w La Mirage na piwku siedzą, Wpadnę do nich tylko podzwonię.
Ale Siwy czerwony na pysku... Szedł wczoraj w nocy odprowadzić pokemona do domu i go jakieś małolaty napadły. Mówi, że śpiewał i to pewnie przez to. Pewnie tak...
20.00 Na piwku trochę zeszło. Dziś sobota, więc goście wpadną pewnie.
Hah, już są. Ryży film przyniósł "PSY", zajebisty film, ale ja go już 16 razy widziałem. A nawet jak zaręczałem się z Joasią to ją na to do kina wziąłem...
Jak mówi Siwy: "PSY lubią dym i popływać" wiec odkręcamy buteleczkę i drugą. Ech pięknie jest, tak kolorowo, zajebisty jest ten Linda.
Dziś sytuacja może się wymknąć spod kontroli, ostra wóda jest. STOLICZNAJA od studentów z Moskwy, Siwy ma wujka, portiera w akademiku i załatwia specjały po 10 PLN za połóweczkę.
Heh, dziś gadałem z sąsiadką w sklepie, mówi, że Arabi nas też zaatakują. Głupia cipa, kto mnie zaatakuje ? Obsługa baru z kebabami na Floriańskiej ? A zresztą, co mnie to obchodzi..
Siwy twierdzi, że można by profilaktyczny nalot zrobić. Ale on już taki jest, jak zabito Dębskiego to twierdził, że to robota Legii, bo nie chcą dać nam kasy na stadion i proponował na Warszawę w kilka samochodów jechać; ech, gorąca głowa - jak moja babcia mawiała.
Co raz więcej wódki, co raz mniej powietrza... zaraz odpłynę. Jacol już śpi na stole, Ryży znowu intonuje "jak dłuuuuugo na Wawelu..", już mam dość.
Widzę ciemność...
16 września 2001, niedziela
...obudziłem się nad ranem, suszy jak diabli po tej ruskiej wódzie. Chłopy leżą pokotem w pokoju, tak jak ich chyba zostawiłem. Wracam spać.
14.00 Kurwa !!!! Już tak późno, za dwie godzinki na Wisłę mamy jechać. Chłopaki już dawno poszli do domu, bo nawet posprzątane w pokoju. Lew poczeka aż wrócę. Pysk umyłem, szalik w łapę i lecę. Nie jem, zeżrę hot-doga na stadionie.
Dzwonię po Siwego, już schodzi. Ha ha, kolorów nabrał mocniejszych, reszta chłopaków pod sklepem piwkiem się raczy. Idziemy pod nowymi blokami, lepiej schować szaliki, bo gówniateria ziemniakami z okien pierze. Hutnik, kurwa ich mać...
W tramwaju chyba kanary, ale boja się podejść, nie dziwne.
Dobrze, że mamy bilety, pod kasami łebki opowiadają jak się tłukły gdzieś tam z pasami. Ech, stare dobre czasy. Widzę, że nawet Siwy się rozmarzył.
Atmosfera na krakowskim Old Trafford do dupy, lało chyba 16 godzin przed meczem, teraz siąpi. Hot-dog zimny, niedobry. Żałujemy, że wódki, albo piwa nie mamy, suszy jak diabli. Ryzy drze mordę: "Brooooożek ! Kąpielówki i na boisko !!"He he zgadza się, piłka w wodzie staje jak po viagrze. Smuda już pewnie paznokcie do łokci obgryzł. No, przerwa. Idziemy na kole do budek. Siwy się zatrzymuje przy ochroniarzu, aaa to jego kuzyn. Jakiś interes kręcą. Dobra, z powrotem lipimy na denne widowisko. Kurwa... Małocha 0-1, ale grają kacapy zasrane. Siwy twierdzi, że jakby złapał dziś Zająca to by mu łeb urżnął. Racja.
Chłopy mnie ciągną na miasto, wódeczka, dysk, piweczko, dziewczyny. Sram na to nie idę. Wisła w plecy, mnie coś łapie, jeszcze się pewnie przeziębiłem.
Wracam na chatę.
Pieprze to nigdzie nie wychodzę. Dziś na HBO Joanna d`Arc - chyba fajny film, bo coś czytałem w gazecie. Podobno tacy francuscy "Krzyżacy", może być niezłe.

Ale zajebisty film !!! Musze go jeszcze raz sobie oglądnąć. Fajna dupa ta Jovovich, taka w typie Joasi. Tylko ze Joasia bardziej czarna i niższa.
Kolacyjka i do łóżeczka... Ale niestety, Lew - od dwóch dni świeżego powietrza nie czuł. Wyprowadzę i od razu ćmika zapalę.
Oho ! Darcia na dzielnicy, ciekawe z kim dziś Cracovia grała, pewnie wracają, bo ich słychać. He he, Pasy, III liga i w planach parking zamiast stadionu. Nieźle, a Ryży kiedyś na Craxe chodził. Mówi ze pamięta I ligę, kiciarz.
Lew !Leeeew! - Kurwa, poleciał za samochodem. Panie Boże, niech samochód cofnie i przejedzie tego ...
Nie, wraca cały i chyba zadowolony. Co takiemu idiocie we łbie siedzi ? Trzeba by kogoś spytać, co myślą psy. Lew ! Szybko, do domu - śpieszę się, bo wraca z joggingu studentka mieszkająca u sąsiadki, ciałeczko mniam ! Wiem, że jest z Poznania - Siwy mówi, że jak Zurawski, ale ja nie jestem pewien, nie jest do Żurawskiego podobna, wcale...
Uśmiecha się do mnie w windzie, ładna jest cholera. A Joasia we Francji.... Ech. Lata młodzieńcze. Coś za dużo dziś nostalgii.
Idę spać, Lew już sapie. Ciekawe, co mu się śni ? Pewnie żarcie, he he. Lew ma już 3 lata, kupiliśmy go w dzień ślubu (chyba). Miał być wilczurem, jest pomieszaniem wszystkiego z niczym. To oczko w głowie Joasi. Gruby jak świnia, ale ja z niego zrobię psa.
Ech, ta Mila Jovovich....

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:10
17 września 2001, poniedziałek

Obudził mnie o 5.30 ryk sąsiada za ścianą "...to nie ja byłam Ewą..", no tak chłop wstaje na poranną zmianę i komunikuje świat o swej gotowości. Zły naciągam poduszkę na łeb, lecz już nie zasnę. Wiercę się do 7. Lew(*) patrzy na mnie swymi durnymi ślepiami. Głupi kundel kiedyś go zatłukę. Co prawda jest jedyną rzeczą, która mi uzmysławia radość z posiadania żony za granicą, ale nie zamierzam tolerować srania na dywan i szczekania na mnie przy każdym ruchu. Trza mi coś zjeść, w lodówce pierdolona pustka. Lew lać chyba chce, bo skomli pod drzwiami; kurwa... deszcz pada a ja z tym potworem mam moknąć pod blokiem. Ale jak nie wyjdę dywan gadzina zapaskudzi. Parasol, smycz, kaganiec (dla takiego szczura kaganiec, ech w głowach się przewraca) i już ucieszony lata obwąchując krzaki. Ciesz się, ciesz - jutro ci łeb urżnę, bydlaku.

Do pracy nie idę, pierdolę. Niebezpiecznie, jeszcze we mnie samolot trzepnie, co prawda pracuję jako stróż dzienny na wiecznej budowie, ale kto ich tam Arabów wie... Moja stróżówka może okazać się ważnym celem strategicznym. Nawet sam nie wiem czego pilnuję - Tajne - tak mi mówią goście w kaskach i garniturach. Ja tam ciekaw nie jestem, Tajne to Tajne - zresztą to nie na moja głowę - podstawówka z trudem - niech inni myślą za mnie. Głupia flądra ta moja żona, do Francji jej się zachciało. Na placu pracuje - nazwy nie pamiętam, ale jak mi kumple na piwie mówili ponoć o tym placu Kloss gadał w filmie; więc to może jakiś większy targ ? Taki jak TOMEX albo co innego ? Nie ważne, kiecki wzięła najlepsze i dudy przysyła. Mam na "chleb" i chleb i cos do chleba. Psu żryć nie daję - po co ? Dobra, wyszczał się, więc powrót do domu. Leci... cały mokry, znów kacap jebany będzie śmierdział pół dnia. Jadę w windzie z Gosią z 10ego, ale dupa, świeże bułeczki w siateczce, kefirek itd. itp. Taka ładna a jakiegoś inżyniera ma męża, dupek nawet wódki pić nie chce. A jak go kumple moi namawiali na "jednego" do uciekł; ech... burżuj.

A Lew nawet nie warknie, kikutem koło dupy macha i jęzor wywala.

No nic trza coś wszamać, jest zupa z piątku, teściowa przyniosła w menażce. Dobra kobieta, kasę pożyczyła, dba o zięcia.

12.30

Przyszedł Jarek, znów go z pracy wylali, mówiłem debilowi żeby nie sprzedawał filtrów na lewo. Przyniósł wódkę i kiełbasę czosnkową, dobra, świeża. Lew wygląda jak by miał zdechnąć zaraz, żołądek mu pewnie do kręgosłupa przyrasta - dobrze mu tak, niech cierpi.

Wódka poszła szybko, co to literek na takich chłopów. Ciągnął mnie Jaruś jeszcze na piwo do LA MIRAGE, ale nie idę. Żona ma dzwonić koło 18. Muszę jej znowu kitów nawciskać, ze piesek odkarmiony, mieszkanko błyszczy, tylko ze spółdzielni cos o podwyżce napisali, i że te franki, co przysłała to poszły na lekarstwa dla Lwa, bo robaki złapał.

Ech jeszcze ta Wisła przegrała z jakimś WSZO czy coś takiego. Powinni wywalić tego Smude, chłop jaj nie ma.
18 września 2001, wtorek

Monika.... tak ma na imię studentka od sąsiadki, Poznanianka. Przyszła dziś do mnie, bo jej się rower spieprzył. Łańcuch spadł. Uwinąłem się migiem, co to dla mnie łańcuch. Ale ubrana była, takie portki obcisłe, sweterek, wyperfumowana. Ładna jest, cholera... Piwo mi dała za robotę, i dobrze - pić mi się chciało jak diabli.

Nie wiem na cholerę jej teraz ten łańcuch zakładałem, nigdzie nie jechała, rower z powrotem do piwnicy wsadziła.

Wczoraj Joasia dzwoniła, ładną pogodę ma i nową pracę, ponoć lepiej płacą. Zmartwiła się robakami Lwa, i obiecała jakieś francuskie lekarstwo przysłać. Na chuj francuskie ?! My mamy gorsze ? Dudki przyśle w tym tygodniu, i dobrze, bo kasa mi idzie jak woda z kranu. Powiedziałem jej, że tęsknie, niech się cieszy, co mi tam...

Później byłem z chłopakami na piwku, takie tam, nic ciekawego. Siwy opowiadał jak poszli na dyskotekę i poderwali jakieś lale z Holandii. Heh, ciekawe jak się dogadali, żaden z nich języków nie zna, przecież.

Śmialiśmy się, bo Ryży opowiadał jak z Paterem do klasy w budowlance chodził. Tu niedaleko, na Kościuszkowskie. He he, opowiada to conajmniej raz w tygodniu, ale śmiesznie.

Wieczorkiem oglądaliśmy u mnie z chłopakami Big Brother, Ryży jest zakochany w jakiejś Karolinie, fajna nawet, ale chyba strasznie głupia i zęby ma krzywe. Po za tym wysławia się jak słynny Pokemon Siwego.

Dziś wpadł do mnie Gołota, to mój szwagier. Ma 150cm wzrostu, lat 23 i waży 45 kg, ale pysk ma Gołoty i stąd ta ksywa. Fajny chłopak, ale łazi na Hutnika. Cos tam kradną po osiedlu, dziś chciał kasę pożyczyć. Lubię go, ale nie dam na trawkę. Przylazł z kolesiem w portkach z krokiem przy kostkach i krzywej czapeczce, znam go - przyłaził w podstawówce do Joasi.

Lew coś nie swój, chyba mu te robaki wykrakałem. Zadzwoniłem do teściowej, że psiunia struła się polędwicą, co ją kupiłem za 30PLN, i zaniemogła. Niech myśli, że dbam o Lwa. Przyjdzie, mamusia jutro, cos upichci i Lwa poogląda. O Lwa tylko jedna ostatnio awantura była, jak Polska grała z Norwegią. Piliśmy od rana i szykowaliśmy na pyski barwy narodowe. Siwy jak poszedł do sklepu to się dzieci rozpłakały, wyglądał jak Gibson w Braveheart. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie Lew, który burzył nam świąteczny nastrój swoją dziwną, naturalną barwą - jest taki fioletowawo-czarno-siwy. Zrobiliśmy go więc farbą na psa - Polaka i pięknie wyglądał... jak koń Jagiełły pod Grunwaldem. Emocje po 3-0 były takie, że pospaliśmy w barwach, gdzie kto siedział. A tu rano, mamusia przyłazi, drzwi otwiera - i widzi czerwone cos na 4 łapach i chłopów we flagi na twarzach wymalowane. Awantura straszna, zachodziło niebezpieczeństwo ogolenia Lwa do skóry, bo farba zejść nie chciała. Koniec, końcem kolor puścił, ja tylko ucierpiałem, bo uczulony byłem na to świństwo i syfy na gębie mi wyszły. Ale Polska wygrała...

Dobra, idę się ogolić, bo już Lew na mnie warczy, chyba mnie przestaje poznawać. Musze jechać do roboty pieniążki odebrać, coś tam za dwa tygodnie mi się należy, nie ?

Wtorek (noc)

Mam doła. Siwy wziął mnie do kina. Poszedłem jako substytut, bo jego paskudne kochanie się rozchorowało, a Siwemu żal biletów było; bo drogie i długo stał. Wpierw pojechaliśmy po kasę mi należną na budowę, majster się zmartwił, że już robić nie będę, to był swój chłop - wódeczkę piliśmy często. Dali mi, psubraty 300 zł, dobre i to... Do przekazu starczy. Ależ Siwy ma grata samochód, śmialiśmy się ze kupił auto w cenie butów, bo kosztowało 400 zet - to poldzio chyba 20-letni, pordzewiały jak puszka po konserwach na dnie morza, ale Siwy sprzęt tam ma... Jedziemy i słuchamy N.A.S. - niech chamstwo wie, że szlachta się wozi !

Do kina "KIJÓW" udaliśmy się jednak autobusem, bo i piwko jakieś, i flaszeczka się zda... Siwy nie mógł wymówić nazwy filmu, więc myślałem, że to SHREK - synek sąsiadki mi mówił, że zajebka film. Na miejscu okazało się ze to QUO VADIS, jakieś badziewie o pierwszych gościach po komunii. Trochę dziwnie wyglądaliśmy z tym całym tłumem ludzi, my w dresikach, a dookoła inteligencja w okularkach i laseczki w białych bluzeczkach. Nic to... po ćmiku wypaliliśmy, piwko dopili i wbijamy się na sale. Siwy wziął do dupy miejsca - między jakimiś chrząkającymi studentami, wszyscy w szalikach, a ciepło jak cholera. Trochę mnie pot oblał jak usłyszałem z tyłu, że filmik trwa 3h A niech to chuj...

Film taki sobie, śpiewali i bili się, nawet lwy ludzi wpieprzały. Siwemu się spodobało, ze byk Legie na rogi wziął i już do końca filmu mi mówił: "patrz nawet w Rzymie jebią Legie!" - przez co byliśmy non stop uciszani przez chrząkających studentów. Cholera, nie wiem czy faktycznie laseczka miała Legia na imię, ale mogło nam się pomylić...

Mnie, co innego uderzyło - kit w filmie. Co sobie ten reżyser myślał jak kręcił ? Że kibice na film nie przyjdą i nie kapną się, ze stadion, na którym lwy wpieprzają ludzi to nie Olimpico ? Ja znam Olimpico, bo tam Lazio i Roma grają, a jest to jedyny w Rzymie, na który przyłazi po 60 000 i więcej luda. I jestem pewien - to nie był Olimpico ... Pewnie żal im kasy na film było i wynajęli stadion gdzie indziej.

Siwy zafascynowany filmem, zwłaszcza się ożywił jak Linde zobaczył. Ale Bodzio nic nie pokazał, nikogo nie pierdolnął ani nie zwyzywał, taki cichy koleś. Wyszedłem sobie zapalić do kibla i chyba najlepsze przegapiłem, bo jak wróciłem to Rzym już się dopalał. Zaraz potem światło się zapaliło i z Siwym wyszliśmy z kina. Jeszcze się mój kompan namyślał czy nie stuknąć tych studentów, bo nam przeszkadzali w filmie, ale machnęliśmy ręką..

Powiem Joasi jak zadzwoni, ze byłem w kinie - niech wie, że kulturalnie czas spędzam. Po intelektualnym pożywieniu, ruszyliśmy wzmocnić ciało i umysł. Wybraliśmy Planty, bo cicho i przyjemnie i fajne laski z wycieczek chodzą. Chodziły, ale takie w mundurach, sukinkoty. Trzy razy nas legitymowali i pouczali, że pić alkoholu nie wolno a my wyglądamy na takich, co: "sprawiają wrażenie na zabierających się do konsumpcji". Wróciliśmy więc na osiedle dopijając to co trzeba w tramwaju. Jednak na osiedlu najlepiej.

Źle się coś czuję, Siwy tez przybity po tym filmie, w tramwaju się prawie nie odzywał, z przystanku prosto do domu popruł. Dziwny był ten film, jak cholera... Mógł Siwy lepiej, gamoń jeden, swojego pokemona na SHREKA zapraszać, ponoć zajebisty film...

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:10
19 września 2001, środa

Ech, życie, życie... Słonko świeci, ptaszki kwilą, cudnie nam Bozia dziś w Krakowie dzień zaplanowała. Rano przyszła Monika, z kawą i ciastem. Nie mam nic przeciwko żarciu za darmo, ale nie o 8 rano, do cholery!

Twierdzi, że sama upiekła. Gówno prawda, taką szarlotkę Joasia kupowała zawsze w sklepie na rogu i też wszystkim wmawiała, że to jej wypiek. Ale ze względu na mą wrodzoną kulturę nie powiedziałem jej tego, zresztą nic nie mogłem mówić, bo gadała i gadała. O studiach, o Poznaniu, o tatusiu - biznesmenie, ech papla straszna, ale ładna jest, cholera... Lwu kostki z kurczaka przyniosła, a ten ze szczęścia się polał, na wykładzinę w przedpokoju, krew zaleje. Chuj mnie to obchodzi, spowodowała u Lwa strumień szczęścia to niech sprząta teraz. Poszła po godzinie, obiecując, że jeszcze wpadnie. A wpadaj sobie, tylko bez kości dla bydlaka...

Wczoraj po powrocie zasiadłam do oglądania skrótów z Ligi Mistrzów, był mój idol z Polsatu, Wanio czy Bunio, taki z bródką. Uwielbiamy go z Siwym, kiedyś komentując walkę Tysona stwierdził: "(...) Ale czegóż można się spodziewać po synu prostytutki i alfonsa ?". Zastanawialiśmy się z Siwym, czy do Mike`a nie napisać i nie donieść mu o tym incydencie, ale zrezygnowaliśmy. Mike jest za wysoko żeby zniżać się do poziomu jakiegoś Wanio czy Bunio.

I tak oglądałem te Manchestery, Bayerny, Juventusy i się zastanawiałem - dokąd zmierzasz krakowsko piłko nożno ? Chyba niedaleko, bo jak widzę Zająców w obronie to mnie szarpie. Chociaż, sir Smuda twierdzi, że Wisła gra wyrafinowaną piłkę, tylko w jakim, kurwa sensie wyrafinowaną ? Hitler też był wyrafinowany, jak rozpoczynał swoje tournee po Europie w `39 i jak to się skończyło, każdy wie. Srał ich pies wszystkich, Legia ma ponoć mieć stadion Narodowy, a niech se ma, co mi tam. Odkąd nie mają tego krzykacza za spikera to nawet przyjemnie tam jest, ciepło, bo ogniska palą.

Osobiście wolę boks od piłki, bo to fajny sport. Z Siwym nawet tłukliśmy worki na Hutniku, ja miesiąc Siwy pół roku - ten to ma zaparcie. Ja się zniechęciłem jak mi policja pałkami ten pięściarski fechtunek, z głowy wybiła. A boks pooglądać w TV to też satysfakcja. Taki Tyson, Gołota (nie mój szwagier), Michalczewski - fajne chłopy.

Ech tam, życie, życie...

Zasnąć długo nie mogłem, to się wziąłem za książkę, komputer mnie nie rajcuje. Siwy czasami wpada kogoś zabić na ekranie, albo pornosa obejrzeć, a tak to go nie włączam - po co ? Książkę wolę. Wziąłem pierwszą lepszą, co to Joasia czytała przed wyjazdem - Łysiak Waldemar "Milczące psy" - fajna nawet, ale trudna, kilkudziesięciu słów nie rozumiałem. Joasia w końcu po studiach, to ma łeb do takich książek. Odłożyłem i zasnąłem. Śniło mi się, że Monika na łbie byka goła jeździ a Siwego lwy ruchają. Chyba się za bardzo tym filmem wczorajszym przejąłem.

Tak siedzę sobie i o finansach rozmyślam, mieszkanie, gaz, prąd, wszystko kurna kosztuje. Dobrze, że chociaż mam kablówkę za darmo, bo Jarek kombinerkami wszystko potrafi zrobić. Dobrze, ze Joasia na tym placu robi, bo byśmy chyba już Lwa zjedli. Ja do roboty taki prędki nie jestem, płacą gówno to i robić się nie chce. Monika się mnie pytała, gdzie pracuję - i co jej powiem, ze zrezygnowałem z posady ciecia na budowie, bo się terrorystów boję ? Wymyśliłem, że piszę pracę magisterską, ale to tajemnica, na jaki temat. Chyba łykła kit.

Ech, życie, życie....

Wpadnie później Siwy to się go spytam czy chciałby się ruchać z lwami ... może to był sen proroczy ?

Już był Siwy, z Lwami nie chce się ruchać a nawet obraził się trochę o to. Ze niby myślę ze on jest zoofilem. A ja tak wcale nie myślę, Siwy to mój najlepszy kumpel. Znamy się od zerówki, dzięki niemu Joasię poznałem. Zapalił jej w łeb kulką ze śniegu, jeszcze w podstawówce, a ja mu za to dwa mleczaki wybiłem. Równy chłop, był moim Świadkiem na ślubie, ma być chrzestnym jak będzie bachor. Przyszedł dziś do mnie tylko na chwilkę, miał kartkę z kilkunastoma nazwiskami - "patrz, na tych gości mamy głosować w niedzielę !". A po kiego .. ? Okazało się, że Siwy zrobił sobie listę polityków, co obiecali popierać projekt stadionu na Wiśle. Długa ta lista, nikogo nie znam, nawet nie kojarzę choć trochę. Po za tym wydaje mi się, że jak skreślę 20 nazwisk to mi unieważnią głos. Wiem, ze Siwy chciał dobrze i pomysł nawet ma, ale trzeba by chłopaków zebrać z kilku osiedli i nazwiska porozdzielać. Poleciał teraz do Gosi - to ten jego pokemon. Anginę złapała i zdycha pod kołdrą. Siwy ma pecha do kobiet, nawet był już żonaty, ale krótko - 7 miechów. Zaraza była, że hej. Potrafiła nam buty i kurtki przez okno wywalać jak siedzieliśmy przy wódeczce. Siwy tego nie zdzierżył i stuknął ją raz. Potem to już tylko ona jego biła. I to mocno. Chłopak stracił cierpliwość na resocjalizację tego czorta i wystąpił o rozwód. Byłem świadkiem, tak jak i 14 chłopaków z osiedla. Ona miała tylko kuzynkę, więc sąd nam uwierzył. Siwy klął, że zraził się do kobiet, ale pocieszaliśmy go jak mogliśmy tylko najlepiej. Czyli wódką. Teraz ma ta Gosię, ale to tez chyba diablica, bo szlajała się po całej Hucie i nie jednemu już serce złamała. A niejeden przez nią miał więcej rzeczy złamanych.

Na wyborach, to już z góry obieram jako pewnik, głos Siwego liczyć się nie będzie. Co wybory to bazgra na kartce "Wisła jebie .......( tu nazwisko kandydata)." i kradnie długopis. Na ostatnich prezydenckich, piliśmy pod komisją do 4 rano i uprawialiśmy tzw. agitację. To znaczy darliśmy mordy "Świtoń na prezesa !" Ryży prawie na izbę za to pojechał. A izba w Krakowie to gehenna, zimna kawa zbożowa, pasy skórzane i wielkie chłopy - pielęgniarze. Kradną, sukinkoty. Mi zegarek buchnęli, od Joasi, więc się wkurwiłem na maksa. Zażądałem zwrotu, bo do Hagi napiszę, to mnie wyśmiali i za drzwi wypieprzyli. Musze sobie granat załatwić. Przegięli z tym zegarkiem.

Cholera, późno już. Mamusia wpadnie, bo obiecała, zobaczyć, co z tym Lwem się dzieje. A on się chyba, pchlarz po prostu zakochał. Wczoraj siedział na balkonie i lipił gdzieś w przestrzeń, dziś tak samo. Pod blokiem obwąchuje się z pudlem staruszki z pierwszej klatki. Pewnie stuknąć chce co nieco. Musimy mu z Siwym jakiegoś kundla skołować, niech się rozerwie ...

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:11
20 września 2001, czwartek

Szkoda, że kampania wyborcza nie trwa cały rok. Wczoraj z chłopakami poszliśmy na festyn Unii Wolności, tu obok na osiedle. Na pas startowy. Festyn był dla najmłodszych, ale przylazło też pełno starych grzybów, w tym i my. Skusiła nas wizja darmowych kiełbasek i napojów. Te jak się okazało były, ale w ilości mizernej. Ryzy popełnił pewne fau pais, bo gdy śliczniutka hostessa zaczęła mu powolutku nakładać kiełbaskę i mruczeć "Pan pamięta - tylko UW", ten jej odparł : "pierdolić to...". "Słucham ?(uśmiech)" , "Pierdolić to ...". Przyleciał jakiś chłop, co go na ulotkach widziałem, ale spostrzegł, że nas siła i zaczął wszystkich zachęcać do konsumpcji. Nawet niezłe były, te kiełbaski. Hostessy tez. Jacek pijany poszedł po repetę, bo jak mówił zgłodniał okrutnie. I w dosyć niewybredny sposób jął się domagać kolejnej porcji. "Dawaj kiełbaskę dla pasera, bo cię paser sponiewiera". Dostał.

Ja tak sobie zajadałem i rozglądałem się po ludziach, chyba wszyscy przyszli, co mogli chodzić. 200 sąsiadek pierdolących o wszystkim i o niczym, chłopy gadające o sporcie i problemach z odpalaniem Malucha w zimie. Dzieci ganiające i rzucające się tackami i ulotkami UW. Tylko jedna grupa w tej sielance nie uczestniczyła. 12 gości, lipiło na nas spode łba stojąc koło górki saneczkowej. Siwy w dwóch rozpoznał napastników, co go w piątek przekopali. Postanowiliśmy zjeść i ich podejść. Jak każdy festyn tak i ten, chociaż wyborczy a nie Disco-Polo, miał się bójką zakończyć.

Jak każdy wie, człowiek zaatakowany ma do wyboru zawsze 3 warianty: wariant A - podjęcie walki, wariant B - tzw. rejterada, czyli spierdalanie nie oglądając się za siebie, wariant C - rejterada udoskonalona, czyli ucieczka z wyzwiskami. Oni właśnie zastosowali wariant C. I to dosyć skutecznie, bo znikli nam z oczu a jeszcze długo ich słyszeliśmy..

W domu wieczorkiem graliśmy z chłopakami w pokerka, tak niewinnie na zapałki. Przegrałem 7 pudełek. Kurwa mać...

No, czas przygotować mieszkanko na dzisiejszy serial pucharowy. 2+1, czyli 2 razy Warszawa i Kraków. Ech, pecha miała ta Wisła z losowaniem. Pewnie odpadną, jak z takim KSZO w dupsko biorą...

Soczki w lodówce, spirytusik rozrobiony już się przegryza. Akurat na kawę dziś Monika wpadła, jak rozlewałem drugi liter po butelkach. Zawsze czysty pijemy, z sama wodą ze źródełka, dobra woda, mineralizowana, ma w pizdu witamin, czy czegoś tam. Monika połaziła, pochrząkała: "Dzisiaj meczyk?" - "Trzy" - "ooo, to będzie wesoło " - "będzie" - "to na dzisiaj ? (wskazała butelki już napełnione)" - "tak" - "Tatuś zawsze przepalankę robi" - "przepalanka jest do dupy". Widząc, że nie jestem dziś wymarzonym obiektem do konwersacji dopiła kawę i poszła. Spytała się jeszcze czy może wpaść, zobaczyć TV-Kibców. A wpadaj sobie, tylko bez kości...

Lew chyba czuje, że może zostać znowu wymalowany. Bo coś skamle patrząc na mnie tak błagalnie. "Nic się nie bój, dziś cię to ominie".

Chcieliśmy do Splitu jechać, ale cierpimy wszyscy na chroniczny brak kasy. A po za tym tylko ja mam paszport. Siwy był, co prawda za granicą, ale jak miał roczek. Rodzice go wzięli do Bułgarii. Mówi, że nic nie pamięta. Nie dziwię się, upały takie, to spał pewnie cały czas, a zresztą dawno to już było. No pierwsi goście powinni być lada moment. Lew pójdzie do pokoju, żeby go ktoś nie zdeptał. Popielniczki przygotowane, kieliszki też, kaszanka (2 kilo) na patelni cieplutka, ogóreczki pokrojone. Wszystko jest tip-top. Dziś o 6 rano wstałem, żeby sąsiadowi zajebać kilka słoików z piwnicy. Ech, poświęcenie ...

M@riusz_Radom
07-06-2008, 01:46
Cholera wie co się stało. Jakaś zyłka w mózgu, czy serce alkoholowe nie wytrzymało. Podczas "uniesienia" z Joasią, coś we mnie pękło, i pognałem przed siebie, słynnym juz tunelem, w stronę światełka. Światełko jak światełko, białe i silne. Malutkie było, a ja gnałem jak oszalały. Szybciej niż Polonezem Siwego. Nie wiem ile czasu minęło, gdy swiatełko zaczeło się powiekszać, a gdy było juz rozponawalne okazało sie że to wielki neon z napisem ROZDZIELNIA nr2 EUROPA. W owej rozdzielni zobaczyłem mase ludzi (ludzi?) stojących w kolejkach do jakiś recepcji, czy coś takiego. Ustawiono mnie w rządku krótszym za przemiłą grupką około 70 staruszków. Jak się okazało póxniej, ofiar wypadku autobusowego w Pirenejach. Za biurkiem siedział gruby facet ze złotymi lokami, Cherubin, u jego mać. Gdy nadeszła moja kolej spytał:
- Nazwisko ?
- C. , Ryszard C.
- Miejsce zamieszkania na Ziemi ?
- Kraków, Polska. NOwa Huta dokładniej
- Co wy tak, jak Chopin, z Polski do Paryża umierać przyjeżdżacie ? a potem burdel w papierach...
Zimny pot mnie oblał. Więc jednak u umarłem. To nie sen. Zrobiłem sobie szybciuteńki rachunek sumienia w myśli. Ja pierdole, dozywocie w Piekle, jak tra la la. Zrobiłem najzałośniejszą mine na jaka mnie było stać, i cicho spytałem:
- Piekło ?
- pupa tam, nie piekło. Nie ma Piekła, jest tylko Niebo. Piekło jest na Ziemi, tu jest tzw. RAJ. A czy się komus podoba, czy nie to już jego sprawa. Udacie się teraz, jako Dusza z Polski, do korytarza 12567843, tam was skierują do sektora Krakowskiego. No szczęść Boze !
Obróciłem się na pięcie i ide do owego korytarza. Zatrzymał mnie krzyk Cherubina z recepcji:
- Halo, obywatelu ! Wróćcie tu na sekundkę. Zapomniałem wam wydać Aureole i skrzydła. Macie, i tu pokwitujcie. A tu macie instrukcje jak skrzydła dopinać. Aureoli nie zgubcie bo następna wam będzie za wiek wydawana. No, żegnam.
Długo się ze skrzydłami męczyłem. Krzywo leżały. Aureola w miarę się prosto kołysała nad banią. Rozzglądałem się dookoła. Od zajebania dusz. Koło mnie grupka Niemieckich dusz też sobie nie mogła poradzić ze Skrzydłami. Klęli jak fiks. Polazłem w swoja stronę do korytarza Polskiego, po drodze mijałem korytarze Włoskie, Francuzkie, Niemieckie. Zacząłem żałować że do Francuzów mnie nie przydzielono, duz fajnych laseczek. Zobaczyłem w końcu i mój korytarz. Chyba fajnie tu jest, siedzą goście na poboczu, ćmiki jarają. Zaraz też podszedłem do jednego, poczęstował. Okazało się że to góral z Żywca, zamarzł po pijaku w lesie. Przyszedł tu przed godzinką. A ćmiki rozdaje św. Piotr Polski, przed bramą. Wpuszczą nas do srodka za kilka godzin, bo jakaś inspekcja w środku czy coś. Zebrała nas się juz spora grupka, stalismy, siedzieli, i gwarzylismy jak tu który trafił. Ze mnie lali najbardziej, jak powiedziałem, że zaciupciałem się na śmierć. Ładny obciach. Było dwóch zagryzionych przez psy, jeden zatłuczony przez żone, czterech z wypadku pod Jasłem, piatka topielców z Sopotu. Niezła ekipka, wszyscy na bani tu przyszli. Okazało sie, ze mozna prosić tu w ADMINISTRACJI o zmianę wieku. Np. jak ktoś wykitował mając 90 lat, to tu może mieć20, 30 lat. Od nowa laseczki rwać których tu więcej niz na ziemi. Góralowi ćmiki sie skończyły, więc teraz ja poszedłem do Piotra po szlugi. Stał tam pod bramą. Mały chudy, taki wypłosz. Klepłem go w lopatkę i mówię.
-Dziadziuś, kopsnij paczuszke, bo nam sie jarać chce.
Ten wyciągnal ramkę HEAVENFIELDÓW i dorzucił zapałki. Uśmiechnął się, pokazując żółte od tytoniu zęby. Wróciłem do moich nowych znajomych i zapalilismy po całym. 'u, piwka bym się napił' powiedział Góral, okazało sie, że piwko nam dadzą ale dopiero w środku. Bo tu nie wolno. Przyszły jakies dziewczyny i zaczeły nam skrzydła poprawiać. U mnie było w sumie ok, a Górala ledwie się trzymały. Aureola mi błyszczała jak psie jaja, tylko nie mogłem sie przyzwycaić do tej sukienki, w któej miałem łazić. Kieszenie są to łapy jest gdzie wszadzić, ale taka długa, pląta się między nogami.
Otworzyli w końcu bramę. Zaczeliśmy sie przepychać z Góralem jak najbliżej wejścia, żeby nas nie rozdzielili. Widać swój chłop, bo przypadliśmy sobie do gustu. W ADMISNISTRACJI skierowano mnie do bloku KRAKÓW, piętro 3499, pokój 21897 w skrzydle C. Miałem być sublokatorem niejakiego Mariana E. zmarłego w 1937 roku. Lat 89, zmienione na 35. Chujowo, Gienek (ten Góral) poszedł do Blockhausu ŻYWIEC, to kilka godzin na piechotke od mojego. Obiecałem mu że się odzwiedzimy za jakis czas. Potem poszedłem do MAGAZYNU. Tam mi mieli wydać pościel, zapasowe suknie i Skrzydła Galowe, na Swięta i specjalne okazje. u, jak w wojsku... MAGAZYNIEREM był Żyd roztrzelany przez Hitlerowców w Płaszowie w 1942. Ledwie mi wydał pościel juz zaczął kombinować, że załatwic u niego moge wszystko. Aureole jak zgubie, lub przepije, skrzydla, wygodniejsze suknie. Nawet tu kombinują. Z tobołem pojechałem windą na moje piętro, dużo wiary tu łazi. Niektórzy maja skrzydła poodpinane, inni Aureole w kieszeniach. Luzik.
Dość długo szukalem mojego skrzydła C i pokoju. Dobrze, że były tzw. Szybkie chodniki, bo łaziłbym chyba całą wiecznosć.
Marian E. okazał się szczupłym facetem z wąsami i łysą pałą. Uściskał mnie jak starego znajomego i wyciągnął z lodówki dwa piwka. Wpierw rozłozyłem swoje klamoty. Pościel na kojo, skrzydła i suknie do szafy. Skrzdła odpiałem bo przeszkadzały i chwyciłem zimniutkie piwko. Jeszcze zajaralismy po szlugu, i Marian zaczął mnie wtajemniczać w Zycie Niebiańskie.
- Widzisz stary. Tu jest faktyczny RAJ, niczym sie nie przejmujesz, głodny nie chdzisz, alkohol masz, fajek pod dostatkiem, dziewuchy latają. Nie chorujesz, nie umrzesz na nic bo już nie zyjesz. Zajebiście jest. raz do roku tylko się wszyscy spotykają bo Głowny przemawia i trochę to trwa, zanim wszystkich w ich językach nie pobłogosławi. A tak to robisz co chcesz. Chcesz pracować ? idziesz do roboty, chcesz leżeć i chlać caly dzień? leżysz i chlejesz cały dzień. Panienki lecą na chłopów, zwłaszcza Zakonnice, wpierw celibat na ziemi to tu się sypia jak choinka po 3 królach. Trzeba na pedałów uważać bo w sukience to czasami nie poznasz kto jest kto. Ja się naciąłem kilka razy, Podnoszę suknie a tu fujara, wystrzelałem po mordzie, skrzydła połamałem i wyjebałem z pokoju. Tacy to skurwiele przebierańcy.
Jak chcesz się opić to co 100 pięter jest knajpa, wszsytko za darmo, podchodzisz i bierzesz. Szwedzki stół. My mamy blisko, bo schodami możesz przeskoczyć pietro do góry, i na wprost schodów masz knajpe. Mordownia straszna, leja sie często. Dwa lata temu Mickiewiczowi tam dojebano, tęgo. Chopin kuflem zarobił od górali, a pijanemu Wyspiańskiemu Aureole ukradziono. Na aureole trzeba uważać, stracisz to masz przejebane. Do raportu idziesz.
W każda niedzielę są organizowane wycieczki do innych Niebios, ja polecam Indonezje i Włochy, najlepsze panienki, lecą na Słowian jak cholera. AIDS nie złapiesz, więc stukasz na całego. Nie polecam wyjazdów do Niebios Arabskich, tacy sami pojebani jak na Ziemi, tu też maja Hamas i Hezbollah, złapia Cie i skrzydła z aureolą zajebią, a wtedy raport.
Dużo znanych umarlaków mozesz w podróżach poznać, od 1945 prawdziwym gwiazdorstwem cieszył się Hitler, od nas z Nieba Polskiego pojechało 30 milionów go oglądać, pecha miał jak poszedł do knajpy bodajże 10 lat temu. Grupka pijanych kolesi go przecweliła. Afera była na pół Nieba. Listy gratulacujne nawet z Nieba Izraelskiego przychodziły. Kolesie do raportu poszli, a za Hitlerem do dzisiaj wszyscy Adolfina wołają. Potem w 1977, przyszedł Presley, to fani korytarz Amerykański zablokowali. Kilkaset milonów po autograf pleciało, pojebani.
Tu jest tak, że możesz spotkać kogoś komu życie uprzykrzyłeś na Ziemi, rewanżyk gotowy. Ja zostałem w 37' powieszony za zabójstwo żony. Znalazła sobie jakiegoś gacha tutaj, z któym mieszka i ten gach mi dojebał. Nowiuśkie skrzydła mi połamał. Nie podałem go do raportu, żal mi chłopa. Z taka kurwą mieszka, że RAJ to dla niego piekło musi byc. Sąsiad obok z pokoju to seryjny morderca z XVIII wieku. Boi się do knajpy chodzić, bo na niego polują. Juz 200 lat na niego się sadzą, nawet raz mu wjazd do pokoju zrobili. wszyscy do raport poszli.
Znancych w Naszym Niebie jest też masa, Królowie mieszkają na niższych pietrach, ale nie warto tam łazić. Czasami możesz ich w knajpach na 200, i 300 pietrze spotkać. Dzikusy. Zwłaszcza Kazimierz, pije sam przy stoliku i nie odzywa się do nikogo.
Rozrywek też mamy pełno, w TV lecą wszystkie kanały ziemskie, nawet te X. W Wypozyczlni masz wszystkie filmy jakie na ziemi nakrecono. Sport też jest tutaj szalenie popularny. Co 4 lata sa Mistrzostwa NIeba w piłce nożnej. Najlepsi byli Brazylijczycy, do 68'. Potem w ypadku zginęła ekipa Manchesteru Utd. i Anglicy mieli Mistrza przez 20 lat. w 88' piorun zabił na boisku 8 Zairczyków i teraz Zair to potęga niebiańska. Polacy też graja dobrze. Wpierw nas lali jak cholera wszyscy, ale odkąd doszedł Deyna to ćwierćfinały mamy na każdej imprezie. Mecz z Anglią oglądały 3 mld ludzi na stadionie, a przed telewizorami całe niebo. Przegralismy w karnych, Reyman bramki nie strzelił.
Żarcie nam dają o każdej porze. Otwierasz lodówkę i zawsze jest pełna. Kible czyściutkie, prysznice też. Przyzwyczaisz się.
No, ja ide na karty do sektora D. Wrócę wieczorem, drzwi sie nie zamyka.
Marian polazł, a ja zacząłem myśleć. Myslenie nie było moja najmocniejszą stroną, więc poszedłem się załatwić. Nawet nie wiecie, jak niewygodnie sra się ze skrzydłami, Odpiałem je w cholere i postawiłem obok. Gdy spuszczałem wodę, zdarzyło sie nieszczęście, schyliłem się żeby zobaczyć czy czysto zostawiłem, i aureola mi do klopa wpadła. u mać ! Poszedłem po jakiś przyrząd do wyłowienia, znalazłem wieszak od sukien i po chwili juz suszyłem aureole w ręczniku Mariana.
Co tu robić ? Ide sie rozglądnać, po sektorze Krakowskim, skocze do knajpy, moze jakies laseczki będą. Czas się przyzwyczjać. Moze niedługo Joasia ze smutku za mna wykituje i dołączy ? Fajnie by było. Zapisałem sobie na kartce nr pokoju, żeby się nie zgubić i polazłem schodami do knajpy. Długo lazłem, co chwila spotykałem zawianych aniołów - znak że dobrze ide. Wreszcie mym oczom ukazała się knajpa - no, to jest knajpa !! Wielkości Maracany, stoliki 4-osobowe, bar cały z złota. Przyśpieszyłem kroku, wyminąłem grupkę najebanych w trupa aniołów śpiewających : 'NIECH ŻYJE NAM REZERWA !!!!', i juz byłem przed ladą. Barmanem był Ogromny Anioł z wielkimi wąsami. Poprosiłem o sete i piwo, do żarcia wziąęłm tatara i ogóreczki. Poszukałem wzrokiem miejsca, z którego mógłbym obserwować sale i siadłem przy stoliku oznaczonym nr 210. Koło mnie toczyła się zażarta kłótnia między kilkoma aniołami:
- Ty pupa jesteś nie Janosik !
- Ja nie jestem Janosik ?!! Ty chuju zajebany... Jak ja ludzi prałem w Ojcowie, to ty jeszcze w worze u starego hulałeś...
Tak to okazało się, że Janosik faktycznie żył.
Po piwku lać mi się zachciało, więc poszedłem do klopa. Pod drzwiami spał jakis siwy Anioł, bez aureoli, pewnie mu zajebali. Kopłem go w biodro i mówię: 'Dziadziuś, wstawaj bo Ci bachora podrzucą'. Mruknął coś i obrucił się na drugi bok. Twarz jakaś znajoma. Ale nie kojarzyłem skad go mogę znać. W kiblu wszystkie ściany zapisane, nad moim pisuarem widniał napis: 'PONIATOWSKI PEDAŁ, POLSKE SPRZEDAŁ'. Nizej było: ' CRACOVIA MISTRZ POLSKI 1927'. he, he... dopisałem III LIGA - A.D. 2001. Jak wróciłem do stolika do Janosik już spał na stole a jego kompan wylatywał właśnie z knajpy. Wpierw on, potem skrzydła. Powiedziałem barmanowi, ze jakiś dziadziuś spi pod kiblem, moznaby go przenieść bo drzwi tarasuje. Barman machnął ręka:
- To Bierut, pije juz tak od 20 lat jak go żona z Sobieskim zostawiła. Aureole zostawia w barze i chleje na umór.
Wziąłem jeszcze raz to samo i oglądałem aniołów. Przeważnie młode chłopaki, skrzydła u niektórych żółte od dymu z fajek, cwaniacko aureole na bok założone, kufle w łapach i dyskutują o czymś. Zastanawiałem się czy swoich tu w Niebie nie poszukać, ale zdecydowałem, ze jeszcze nie czas. Może później.
W drodze do pokoju wyrwałem fajną anielice, Marzena. Zmarła w dwa lata temu na raka. śliczna dziewucha, umówiliśmy się na wieczór w knajpie. Mi się spać chciało, tyle emocji....
Obudziło mnie szarpanie i krzyk Mariana, bladego jak prześcieradło Mariana:
- wstawaj, cos ty narobił !! wstawaj... chłopie coś ty wykręcił ?!
Nie wiedziałem o co mu chodzi. Okazało się, ze szuka mnie od godziny cała straż Niebiańska. Mają mnie doprowadzić do Głownego.... Przeraziłem się. u, za co ? za kopnięcie Bieruta ? A może za wyrwanie laski jakiejś szychy niebiańskiej ? Nie wiedziałem czy spieprzać do innego Nieba, czy poddać się. Po chwili było za późno, bo kilku blondynów wpadło do pokoju i pod ręce mnie wyprowadzili.
Całą drogę nic nie mówili, wszystkie Anioły sie za nami oglądały i coś szeptały. Pewnie myśleli, że do Raportu ide. Po kilku godzinach jazdy (jechaliśmy jakims łazikiem) dotarliśmy pod drzwi z napisem DYREKCJA - GŁOWNY SEKRETARIAT. Wprowadzono mnie do środka.
Za biurkiem siedział mały chłop, z bokserskim nosem i grzywką ulizaną na lewy bok. Nad łbem mu hulała purpurowa aureola. A skrzydłą miał błękitne. ładnie to kolorystycznie wygladało. Wskazał mi fotel, usmiechnał się i poczętował ćmikiem. Potem tak patzrył na mnie i powiedział do mikrofonu:
- Pani Zosiu, wprowadzić strażnika Rafała W.
wlazł młody, przestarszony anioł. Nerwowo ugniatał palce i przestępował z nogi na noge.
- No co tam, strazniku Rafale.. Popiło się na służbie ?! Co ?!! - zagrzmiał Główny.
- Ale .. ja...
- Jakie, u, JA... Jakie ja ? Opiliscie się i nie tego sprowadzili co potrzeba. Chłopak miał jeszcze długo życ, a wy mu taki kawał wycinacie. Pokoje żeście pomylili. Ryszard miał żyć, a obok w pokoju juz tydzień staruszek na gruźlice umierał. I dalej umiera. zdegraduję was !!! - grzmiał dalej Główny.
Ja sobie cmika jarałem i zacząłem co nieco kapować. Rafał się opił i pomysliło mu się. Moze mnie cofną na Ziemie...
- I co my z panem, panie Rysiu zrobimy ? - popatrzył na mnie po ojcowsku - Musimy pana cofnąć, chyba, że chce pan zostać...
Kurna, nie wiedziałem. Zostawać, czy iść na Ziemie. Tu jest chyba fajnie. Za kilkanaście lat może chłopaki z osiedla dołączą, Polska gra w ćiwercifanałach, laski są świetne. Ale znów na Ziemi, Lew, Joasia, chłopaki ze spirytusem, Smuda z Wisłą, Legia przegrywa z Valencją 6-0, Mamusia mi gotuje... Wracam. I tak tu trafię z powrotem, więc nic nie tracę.
Główny odetchnał z ulgą. Musieliby dziadka uzdrawiać, żeby przezył moje życie, a plan cudów juz wykonali na ten rok.
Pożegnałem się z Głównym, Rafałowi dałem w pysk, wziąłem paczkę szlugów i odprowadzono mnie do recepcji. Cherubin z lokami jak mnie zobaczył to mu szczena opadła. Anioły na mnie z zazdrościa patzryły, jak mnie wrzucaja do tunelu z któego wylatują co chwial kolejne dusze.
Błysło, hukło i znalazłem się znów w mym ciele. Spocony, cieżko oddychając leżałem na Joasi. Tak samo spoconej i cięzko oddychającej:
- Nie uwierzysz, Kochanie jaką miałem jazdę...
- Oooo, a jaką ja.....