PDA

Zobacz pełną wersję : Ciasny ale własny - chatka puchatka



wiolek26
28-08-2008, 13:54
Tak czytam i czytam te Wasze dzienniki no i tak mnie kusi żeby swój założyć. No cóż jak nie wyjdzie to trudno.
Więc standardowo zaczynamy od początku. A początek zrodził się już dawno jak to marzą młode małżeństwa o własnym domku. Jesteśmy małżeństwem z 12 letnim stażem i dwójką uroczych córeczek rok i 10 lat na dorobku. :)
Jakieś 3-4 lata temu zaczęliśmy się rozglądać za domami. Budowa nie wchodziła w grę. Małżonek pracuje od rana do wieczora nawet w wekendy. kto zatem będzie budowy pilnował. Do tego działkę, którą dostaliśmy od dziadków męża 8 lat temu spieniężyliśmy na 3 pokojowe mieszkanie w bloku. Oglądalismy te domki, oglądali, po czym stwierdzaliśmy, że to nie to.
W końcu doszliśmy do wniosku, że może najpierw drugie dziecko bo jak kredyt na 30 lat to po macierzyńskim nie wiadomo czy wrócę do pracy, tzn czy mnie przyjmą z powrotem :D , a tu wizja 30 lat spłaty kredytu :o .
I tym sposobem 07/07/2007 na świecie pojawiła się ansz druga córcia. Teraz trzeba było odczekać macierzyński, potem powrót do pracy, rozeznanie w temacie czy zostanę czy mnie ktoś nie wygryzł :) .
No i w mieszkaniu zrobiło się ciasniej więc oglądaliśmy znowu, ale jak pzreliczylimy co i jak to balismy się bo doszły nam koszty niani co miesiąc, które sa nie małe, byłoby już na ratę kredytu. Więc znowu dylemat może poczekać aż mała pójdzie do przedszkola.
W maju 2008 znaleźliśmy dom, który właściwie był jakąś taką sporą namiastką naszych marzeń. Był domem drewnianym tzw szkieletowym, bo o takim domku marzyliśmy, choćby ze względu na to , ze stawia się je szybko i są tańsze w budowie.
Oglądaliśmy go z fachowcami, każdy mówił że jeszcze ze 100 tys trzeba włożyć i będzie można mieszkać. Ale były ale:
- miejsce nie powaliło mnie do końca,
- czegoś mi brakowało w tym domu, chyba tego że nie był do końca taki nasz,
- brak mediów gdzieś tam były w drodze, nikt nam nie powiedział, jaki koszt byłby przyłączy mniej więcej,
- no i sprawa mieszkania - w agencji nam powiedziano, że w tej okolicy mieszkania się ciężko sprzedają, przynajmniej pół roku, właściciel domku nie bardzo chciał czekać te pół roku.
No i ... i tak czekaliśmy, znów coś ogladaliśmy, rozważalismy za i przeciw. W końcu mówię do mężą. Chcemy kupić dom, wiemy że mieszkania się ciężko sprzedają a my nawet nie daliśmy ogłoszenia na próbę. Ok usłyszłaam probimy zdjęcia i zamieścimy. Ale ciągle było coś. Mąż miał obawy o kredyt co będzie za 20 lat kiedy np stracimy pracę albo cuś. Ja mu że są ubezpieczenia itp. W końcu ja spasowałam. Mówię że zostajemy w bloakch, żyjemy spokojnie bez wizji 30 lat spłaty kredytu. Kiedy jednak wybraliśmy się razem do banku, do tej pory ja latałam sama, pan nam ładnie wyoślił co i jak z tymu ubezpieczeniami, co bardzo uspokoiło mojego małżonka.
Więc znów jeździliśmy oglądaliśmy. A że nic nie było, mąż mówi zadzwoń do tego goscia od tego drewnianego moze go nie sprzedał. Zadzowniłam pan mi oświadczył że właśnie dzisiaj podpisuje umowę sprzedaży. To już widziałam, że bardzo mocno zdołowało mojego męża.
I teraz już będą daty:

03/08/2008

Zamieszczone ogłoszenie o sprzedaży mieszkania

06/08/2008

Pierwsi kupcy, którzy po 3 godzinach dzwonią, ze biora, ale podają swoją cenę. Niestety nasza cena jest wyższe, Więc oni znow podają swoją, Obiecuję im, że do piątku tj. 08/08/2008 dam im odpwoiedź.
W międzyczasie pielgrzymki oglądających, negocjujących, nikt na poważnie nie zainteresowany. Sąsiadka prosi mnie żebym go nie sprzedawała bo ona by chciała dla syna. Da zaliczka nie sprzedam. Do dzisiaj się nie pojawiła.

09/08/2008

Potwierdzam kupcom cenę za jaką im sprzedamy mieszkanie. Umawiają się z nami na 10/08/2008 aby obgadać szczegóły.
Wieczorem mój mąż siedzi na necie i ogląda samochody. Ja mu na to, że jutro kupcy przychodzą, dadzą pewnie zaliczkę a my co zamieszkamy w saomochodzie Twojej siostry. Więc kochanie moje na gratkę i pierwsze z brzegu, które się nowe ogłoszenie pokazało się TO. Mały przytulny za miastem, no powiedzmy na wsi. Coś dla nas. Mąż za telefon i umawia się na oglądanie. Na szczęście bez pośredników - odpada prowzija dla agencji.

10/08/2008

Jedziemy oglądać i podjeżdżając widzimy że TO JEST TO!!!
Po oglądaniu zapada decyzja. Telefonicznie zbijamy cenę domku z właścielem ( oglądaliśmy go dzięki uprzejmości jego siostry, która mieszka w pobliżu). Umawiamy się na zaliczkę na wtorek.
Wieczorem przyjeżdżają kupcy mieszkania z przedwstepną umowa i zaliczką 1.000,00 zł. Obiecują, że do 3 tygodni powinni dostać kredyt i wtedy nam zapłacą całość. W umowie zobowiązują się podpisać akt notarialny do 30/09/2008. Do tego też czasu wstępnie się umawiamy, że możemy mieszkać.

c.d.n.

wiolek26
28-08-2008, 14:13
No to może teraz opiszę co takiego rzuciło nas na kolana (zdjęcia zamieszczę jak nauczę się je dodawać :D ):
- domek jednorodzinny projekt własny, więc nazwy nie podam,
- 139 m2 w tym 27m2 garaż, salon, kuchnia, łazienka, spiżarka - tomamay dół, góra planowo 2 pkoje i łazienka, my zmieniamy na tzry pokoje i małą garderobę,
- działka 9 ar, ogrodzona, z płotem, z dwóch stron od sąsiadów siatka, dwie pozostałe strony płot z murowaymi słupkami i drewnianymi sztachetami,
- kila drzewek, i co mnie osobiście powaliło, marzyłam chociaż o jednej małej brzózce a mam 4 dorodne brzozy, które w dzień dają fantastyczny cień na część ogrodu,
- z naszego miejsca zamieszkanie jakieś 15 km, do pracy 18km, minusem będzie to że trzeba kupić drugie autko, do tej pory dawaliśmy sobie radę z jednym,
- kilka domów w okolicy, ta część dopiero się rozbudowuje,
- sąsiedzi nie będą mi zaglądać do okien, domy są tak oddalone i rozplanowane, że można tego uniknąć,
- dokoło sporo lasów i ...
- cisza, błoga cisza i spokój, bez szumu samochodów, osiedlowego hałasu, dla tej ciszy waro były się zdecydować.