PDA

Zobacz pełną wersję : Jak rozmawiać o niepłodności?



P_eggy
14-07-2009, 19:09
Może temat był już poruszany na forum, ja widocznie kiepsko szukam. A w moim ulubionym temacie:
http://forum.muratordom.pl/staramy-sie-i-pudlo,t137570.htm
wysyp ciężarówek, więc nie bardzo…

Krótko:

Spotkanie z przyjaciółką. Ja jej mówię z radością: „jestem w ciąży…” Ona milczy i po minucie zaczyna szlochać. Kurcze co ze mnie za kumpelka, że się nie domyśliłam, że sprawa jest tak poważna. Moja radość od razu znikła, a jej zrobiło się głupio, że tak się zachowała, że zazdrość i żal przez nią przemówiły. Ja ją rozumiem, o ile syty zrozumie głodnego.
Przykro mi i chciałabym jakoś jej pomóc. Ale jak?

W ogóle zła jestem na niesprawiedliwość: pijaczki mają po 10-cioro dzieci i ich nie chcą, nie kochają. A ludzie którzy mogliby dać dziecku dom i miłość… Szkoda słów.

daggulka
14-07-2009, 20:52
Są sposoby , np- zapłodnienie in vitro.

Temat niełatwy do rozmów ....niestety.

Nefer
14-07-2009, 21:08
O niepłodności trzeba rozmawiać NORMALNIE. Nie jak o pogrzebie, nie jak o nieszczęściu. To sie po prostu zdarza.
Trzeba zdiagnozować. POtem starać się leczyć- znaleźć dobrego lekarza. NIe ma 100% pewności, że sie uda - ale jak się chce mieć dziecko to trzeba próbować.
A gdy nadal nic - jest wiele dzieci w Polsce do adopcji. Bardzo dużo. O tym tez trzeba porozmawiać.
I zrobić plan - co, jak, kiedy i gdzie.
Siedzenie i płakanie nie daje NIC. Więc wesprzyj koleżankę i popchnij do czynu zanim sprawa się tak zabagni, że nic już im nie pomoże.

bratki
14-07-2009, 21:16
Może trąci to paradoksem, ale mnie się wydaje, że fajnie byłoby byś pozwoliła jej w jakimś sensie uczestniczyć w Twoim oczekiwaniu.

Mówi się czasem, że "ciąże są zaraźliwe" :) i ziarenko prawdy w tym jest. W najgorszym razie - może uda się oswoić temat i odblokować koleżankę. Przecież nie jesteś jedyną ciężarówką jaką spotyka - może dzięki Tobie nie będzie płakać przy następnych. Daj jej się ogrzać przy Was.

olebaum
15-07-2009, 08:47
adopcja, adopcja, adopcja....
i tak jest za duzo ludzi na swiecie.


Nie mazgac sie, wlac cala milosc w kochanka :D

W Polsce jest duzo tzw. Euro-sierot. (Matka Polka mowila, ze reportaz na tvn widziala). Rodzice wyjechali i zostawili dzieci. Matka Polka mowi: takich pod sciane.
Niech kolezanka przestanie plakac i sie zabierze za wazne zeczy.


Ole
wlasciwie Alexander

Afrodyta
15-07-2009, 09:24
Znam przypadek kobiety, której lekarze po badaniach zdiagnozowali "puste jajeczka" a po 10 latach zaszła w ciążę, będąc około 40-ki :D Co lekarze na to?
Zdrowe odżywianie, zdrowy tryb życia, brak stresów, mimo to, zdziwieni byli mocno.

Nie jeden raz usłyszałam, że trzeba wyluzować i, o ile pamiętam, wewątku "staramy się i pudło" też o tym była mowa.

Jak rozmawiać? Myślę, że normalnie, spokojnie, jak o każdej innej większej dolegliwości. W końcu bezpłodność jest do wyleczenia. Jest adopcja, instytucja "rodziny zastępczej". Ja wiem, że to nie jest prosta rozmowa, ani łatwa. Ale podstawą są badania obojga i dobry lekarz. Najlepiej konsultacje u kilku specjalistów od tego typu problemów.

bratki
15-07-2009, 10:25
Może źle zrozumiałam, ale mam wrażenie, że P_eggy nie chodziło o to co doradzić - ani o "sposoby na rozwiązanie problemu" - te to już pewnie koleżanka wszystkie po trzy razy w te i nazad przećwiczyła.

Bardziej o to - jak rozmawiać w sytuacji, w której P_eggy poczuła się głupio ze swoją radością. Jak być delikatnym w przypadku tej nierówności. Jak koleżankę wesprzeć emocjonalnie.

Dobrych rad to...

Kasiorek
15-07-2009, 10:53
Podejść do sprawy noormalnie. nie możesz mieć dzieci OK , bez wstawiania na piedestał i użalania.Bardzo łatwo wpaść w skrajność, Tak jak kobiety w ciąży którym odpala i dokoła wszystkich zamęczaja swoim stanem i nie mają innego tematu to samo niestety dotyczy kobiet które nie mogą mieć dzieci. To siedzi w psychice albo sobie da z tym radę albo całe towarzystwo dookoła będzie zmuszone do chodzenia na palcach i nawet wzmianka o wiośnie i bocianach będzie tragedią

aglig
15-07-2009, 12:10
Znam ból. Cztery lata starań i leczenia. Mnóstwo kasy i mnóstwo łez. Jak widziałam znajomą w ciąży to czułam ból i zazdrość. To trzeba przeżyć i iść naprzód. Jak mówi bardzo mądry człowiek z pewnego forum : nie jeden most wiedzie na dzieciowy brzeg. Koleżankę spytaj czy zna forum nasz bocian tam jest pełno osób które przechodzą przez to samo.
Czasami droga jest długa i kręta i nie taka jak sobie wyobrażamy ale na końcu zawsze jest uśmiech dziecka.

wiolasz
15-07-2009, 13:10
Kilka lat temu skończyłam studia i rozeszłyśmy sie z dziewczynami każda w swoją stronę. Nadal jesteśmy w kontaktach, staramy sie choć raz w roku jakos spotkać. Przez ten czas 5 z 6 zaszło w ciążę i ma dzieci. A jedna z nas nie. Ale wszystkie razem cieszyłyśmy sie z kolejnych ciąż, a ona w tym czasie z mężem próbowali nadal. Tylko że my nie unikałyśmy podczas spotkań z nią tematów dzieci, zresztą, jest przedskzolanką, wiec to do niej leciałyśmy po radę gdy były problemy z naszymi 3-latkami. Rozmawiałyśmy normalnie o wszystkim, także o ciąży, o porodzie, o naszym macierzyństwie. ALe nie zameczałyśmy jej nigdy szczegółami. Zresztą, sądzę, ze nie do końca chciała je znać.
Nie poddali sie i teraz nasza psiapsółka jest w ciaży. W końcu po 6 latach.
Tak po prostu w zyciu jest: jedna ma dziecko jedno za drugim i wszystko pieknie jej wychodzi, inna ma problemy z samym zajściem w ciażę. Moim zdaniem trzeba jej uświadomic, ze to nie koniec świata. Trzeba walczyć, próbować i o tym też trzeba rozmawiać.

wkachna
15-07-2009, 15:09
Ja znam taką dziewczynę, co chyba 3 razy poroniła i nie poddała się, kolejną ciąże przeleżała prawie całą i ma zdrową córkę:)

różnie w życiu bywa, ja z mężem jeszcze prze ślubem ustaliliśmy że jeśli z jakiś powodów nie będziemy mogli mieć dzieci to adoptujemy z domu dziecka:)

Nefer
15-07-2009, 15:11
Moja koleżanka (wg lekarzy) nie miała żadnych szans. lata leczenia, tony lekówi kupa kasy w błoto. Adoptowała. Rok później urodziła :)
Takich chistorii jest milion.
Ale trzeba umieć o tym opowiedzieć :)

dabell
16-07-2009, 07:50
Mam znajomą z mojego rocznika :-) - 4 dzieciaków w krótkim okresie czasu , najstarsza córka a potem 3 synków :-).
Po pewnym czasie znajomości dowiedziałam się, że córa jest adoptowana, bo przez kilka lat nie mogła zajść w ciążę ( mimo, że zaczynała staranie w wydawałoby się sprzyjającym wieku - 22-23 lata).
Po adopcji sie rozwiązała :-).
Co najlepsze, jej ginekolożka, która leczyła ją podczas starań, po wizycie w której stwierdziłą ciążę potwierdziła, że ma bardzo dużo pacjentek, które po długoletnim leczeniu, po podjęciu decyzji adopcyjnej i pojawieniu się dziecka w domu zaciążają bez problemów.
Coś w tej naszej kobiecej psychice jednak jest.

Madziara*x
18-07-2009, 20:13
O niepłodności trzeba rozmawiać NORMALNIE. Nie jak o pogrzebie, nie jak o nieszczęściu. To sie po prostu zdarza.
Trzeba zdiagnozować. POtem starać się leczyć- znaleźć dobrego lekarza. NIe ma 100% pewności, że sie uda - ale jak się chce mieć dziecko to trzeba próbować.
A gdy nadal nic - jest wiele dzieci w Polsce do adopcji. Bardzo dużo. O tym tez trzeba porozmawiać.
I zrobić plan - co, jak, kiedy i gdzie.
Siedzenie i płakanie nie daje NIC. Więc wesprzyj koleżankę i popchnij do czynu zanim sprawa się tak zabagni, że nic już im nie pomoże.
Dokładnie tak. Przez ostatnie lata przechodziłam przez to samo. Najgorsze jest współczucie ze str. osób obdarzonych dzieckiem.
Nie współczuj, wesprzyj, powiedz że można inaczej. I nie mówię tu o in-vitro, bo koszty tego są ogromne, a rzadko pierwsza próba kończy się ciążą.
Ja akurat jestem za adopcją. Ale trzeba się nastawić na długie czekanie, bo "kolejki" są ogromne. My zaczęliśmy starania w 2006r a Kuba pojawił się w Nas w 2008. Ale warto czekać, walczyć ...

P_eggy
23-07-2009, 12:00
Dzięki za wasze opinie. Miałam problem z komputerem (i to na urlopie :evil: ), choć muszę napisać to i owo. A działo się… :-? :)

Nie należę do osób, które siedzą i tylko użalają się nad sobą (czy nad innymi). Raczej działam i myślę o działaniu. Choć wiadomo czasem najchętniej bym się poddała. Koleżanki nie mogłam już słuchać – straszne, ale prawdziwe :( , bo jak można wysłuchiwać od bliskiej osoby, że jest beznadziejna, że nie jest kobietą, bo nie może zajść w ciążę, jest zła, mąż ją rzuci jak nie urodzi mu dziecka i dlaczego ją to spotkało? Itp. :cry:

Pomogłam jej znaleźć najlepszego (a taki miał być :evil: ) lekarza. Opierałam się na doświadczeniu znajomych, pogrzebałam w Internecie. Miałam, co do niego małe zastrzeżenia, ale wybór pozostawiłam jej. Czy się zastanowiła? Nie wiem :( . Teraz mam wyrzuty :oops: . Lekarz tylko ją oskubał z kasy, po czy powiedział, że „pozostaje jej tylko in-vitro” i wręczył broszurę klinki w Warszawie – gdzie jak się dowiedziałam później „ma układy”* :evil: :evil: :evil: .

Spotkałam się z nią zaraz po zabiegu usunięcia polipa i stwierdzeniu niedrożności jajowodów przez tego lekarza. Ja z brzuszkiem i ona odpalająca papierosa od papierosa i pijąca na umór :( . Byłam bliska zapłakania razem z nią. Zwłaszcza, gdy podeszli do nas jej znajomi w knajpie (pech) i z hasłami typu: „ no kiedy Anka w końcu się i ty rozmnożysz”, „na stare lata czekacie…”, „tylko pieniądze wam w głowie…” itp. O Boże… nie ma to jak najmniej odpowiedni moment, najbardziej „wrażliwych” ludzi…
:-? :cry:


* ”Słynny” pan doktor ginekolog od niepłodności usunął jej, jak stwierdził polipa i zrobił wszystko, co się dało za okrągłą sumkę. Okazało się u innego lekarza na usg, że polipa nie usunął, do tego nie wykrył mięśniaka i cały zabieg wykonał nie wyleczywszy pacjentki z bakterii.

P_eggy
23-07-2009, 12:11
Chciałam pomóc koleżance, ale źle doradziłam jej lekarza :( . Kazałam jej się nie poddawać, bo w głębi czuję że ma nadzieję, no i w końcu musi się wyleczyć. Ma teraz innego lekarza, jeszcze droższego, ale tego znalazła sobie już sama. Boję się jej cokolwiek doradzać, bo ona nie zachowuje się normalnie: ma depresję. A raczej odstawiła prochy na czas kuracji :( .

Dzwoni, co parę dni, płacze za każdym razem, mówi ile wydała to na wizytę, ile na badanie itp. A potem się pyta, co u mnie i mojego nienarodzonego dziecka. Nie jestem w stanie dużo o sobie mówić, bo wiem, że mało ją to obchodzi. Za każdym razem rozmowa kończy się na zaletach i wadach metody in-vitro czy adopcji. Czasem jestem już zmęczona, boję się mówić „co ja bym na jej miejscu zrobiła”. Wydaje mi się, że ona oczekuje, że ja zdecyduję za nią…

Wiem, że sama się w to zaangażowałam – w dobrych intencjach, ale czuję się niezręcznie. Myślę polecić jej strony w Internecie o tematyce niepłodności. Mam nadzieję tylko, ze nie poczuje się urażona.

Dzięki wam wszystkim za radę. Wy wspieracie mnie, a ja ją. Więc dziękuję także w jej imieniu.

aglig
23-07-2009, 13:59
Skąd jesteście, na priva mogę polecić wg mnie dobrego lekarza. Leczenie niepłodności nie jest tanie niestety NFZ nie refunduje prawie nic a leczyć się trzeba prywatnie.

P_eggy
25-07-2009, 14:44
Skąd jesteście, na priva mogę polecić wg mnie dobrego lekarza. Leczenie niepłodności nie jest tanie niestety NFZ nie refunduje prawie nic a leczyć się trzeba prywatnie.

Nie ma znaczenia skąd. Z Podkarpacia można dojechać wszędzie, jak warto. Proszę o namiar na lekarza na prv. Płacić niestety trzeba :cry:

Na NFZ to tylko powiedzą jak nogi w górze trzymać, hi, hi (fakt z mojego życia). A to każdy głupi wie :D
Dzięki.

katarzyna kulpinska
27-07-2009, 06:36
www.nasz-bocian.pl - zakładki "Jak się leczyć", 'gdzie się leczyć", rankingi lekarzy partaczy, kącik psychoterapeutyczny, adresy terapeutów, różnego rodzaju warsztaty. etc.
www.novum.com.pl

Pozdrawiam i życzę powodzenia.

P.S. Papierochy i alkohol radzę odstawić a jakieś trzy miesiące przed rozpoczęciem starania się o dziecko. Poza tym jest to jedno z podstawowych pytań jakie zadaje lekarz - czy Państwo palicie, czy pijecie alkohol. Radzę również - choć pewnie koleżanka już prowadzi - zeszyt z zapiskami doyczącymi cyklu - długość, kiedy owulacja (jeśli jest) etc (słynna nowoczesna metoda naprotechnologii czyli po prostu kalendarzyk małżeński). Resztą zajmuje się lekarz. In vitro lub ICSI to ostateczność. Czasem wystarczy monitoring cyklu, odpowiednio dobrane hormony, badanie drożności jajowodów i wystarczy inseminacja (można w klinice można też na NFZ). Często po badaniu drożności pary zachodzą w ciążę naturalnie (mikrozrosty) - trzeba czytać, czytać i jeszce raz czytać.
I jeszcze jedno - mąż też musi się przebadać (do tanga trzeba dwojga).

Pozdrawiam i jeszcze raz powodzenia.

heja
15-09-2009, 08:17
Naprotechnologia to nie kalendarzyk ;) A mierzyć temperaturę i prowadzić obserwacje warto choćby po to, by wiedzieć, kiedy można próbować i kiedy się uda :) (te testy z apteki mnie zawsze zawodziły, a tempka nie ;) a kłuć się na test z krwi nie lubię, dopiero wtedy, gdy już jestem pewna po tempce )

Ja mam troje dzieci - wszystkie w niebie... W ciążę zachodzę, ale zawsze na krótko, niestety :( I sama nie wiem też czasem, co mówić moim koleżankom, które są w podobnej sytuacji. Jak reagować.

Sama swoją sytuację sobie tak tłumaczę, że skoro nie mam żywych dzieci, a bardzo chcę mieć i się nie udaje, to może to wskazówka, żeby spróbować z innej strony? Więc myślimy z mężem o adopcji. No i opowiadam o moich doświadczeniach dziewczynom, które są w ciąży i mają różne wątpliwości -ale tylko tym, którym jak sądzę to może pomóc, a nie je zestresować. Niektórym chyba pomaga.

Mi pomagały:
- przeżycie żałoby po każdym Maluszku (niestety jestem w trakcie trzeciej :( )
- pogrzeb Maluszka (już wolno - http://www.poronienie.pl/prawo.html). Jutro mam go akurat :(
- jazda metrem - tam jest zawsze mnóstwo ludzi, ktoś ich kiedyś musiał urodzić, czyli mieć udaną ciążę - skoro tyle ich jest, to może i mi się uda?
- historie o osobach, którym się w końcu udało (w wielu z nich udało się tak bardzo, że mają teraz zniżki na komunikację miejską jako rodziny wielodzietne ;) planowało się dwójkę, ale jak już się człowiek odblokowal, to ho ho ;) )
- rozmowy z osobami, które też mają taki kłopot (niemożność zajścia w ciążę lub jej donoszenia, lub oba)
- przykład koleżanki, której się udało, gdy już się poddała (i była zajęta wykańczaniem domu... to tak pasuje do forum muratora)
- myśl, że może czeka na mnie ktoś malutki lub ciut większy, kto już się urodził i mogę dać mu miłość

Czasem, nie zawsze, zabawa z dziećmi znajomych pomaga. Ja coś robię, a dziecko się śmieje i jest zadowolone, to takie miłe. Hipnotyzuję na przykład synka znajomych grą na bębenku ;) albo śpiewam piosenki - tu wartość artystyczna się nie liczy tak bardzo. Albo tańczę sambę z niemowlakiem... No i nikt tak nie docenił nigdy mojej gry na gitarze jak grupa 7-latków - a umiałam tylko dwie piosenki :).

Trzymam kciuki za koleżankę P_eggy. Wiem, płakać się chce, jak się widzi na ulicach tłumy ciężarówek, i dzieci na tym świecie tak dużo... a z drugiej strony - skoro takiej dużej ilości osób się udaje, to może i mi? a te dzieci na ulicach - nie wiadomo, kto je urodził, a kto wychowuje... ważne, żeby one były szczęśliwe i my wtedy też :)

majkot
15-09-2009, 12:21
Na mojego synka czekałam 12 lat.Najpierw były 3 poronienia, potem chodzenie po lekarzach. Zanim trafiłam na dobrego specjalistę przeszłam przez szejściu lekarzy, dlatego uważam ,że najważniejsza jest dobra diagnostyka.Okazało się że mam torbiele na jajnikach i żle zbudowaną macicę.Zdecydowałam się na usunięcie torbieli i plastykę macicy.Pomógl mi naprawdę dobry lekarz.Gdy zauważysz,że lekarz ciągnie tylko kasę zrezygnuj z jego usług i poszukaj innego.Pytaj znajomych i kobiet w podobnej sytuacji o namiary na dobrego specjalistę Nie bój się opłakiwać swoich nie narodzonych dzieci.

78mysz
09-11-2009, 22:33
Niestety fakt bycia niepłodnym jest w społeczeństwie często piętnowany i w niektórych środowiskach urasta wręcz do grzechu kardynalnego, dlatego też często zdarza się, ze pary mające problem z zajściem w ciąże czują się wyalienowane.

Przecież wiadomo, ze przy pierwszej ciąży to jest zawsze ryzyk fizyk i chyba większość ma stresa czy się uda czy nie. Nie raz proces zachodzenia jest długi i żmudny i w pewnym momencie chęć posiadania potomka staje się zadaniem do wykonania i wraz z każdą nieudaną próbą rośnie w nas zwątpienie, stres, a potem wręcz panika. No i tu sobie sami możemy zaszkodzić.Warto wtedy wyluzować. No i jest jeszcze cudowna adopcja, tyle dzieciaków nie ma szans rozwoju w zdrowej, kochającej się rodzinie. Ino do tego trzeba dojrzeć, zeby czuć potrzebę adopcji a nie traktować jej jako "pobawmy się w dom"

P_eggy
10-11-2009, 08:57
Witam. Jak tu zacząć? Myślałam już o tym tyle razy… No cóż. Nie jestem już przyjaciółką, nawet już nie koleżanką :( . Gdy mi zaczął rosnąć brzuszek, to kumpela zaczęła mnie unikać. I tak jest do dziś.

Z jednej strony ją rozumiem, bo jest jej przykro widzieć mnie w ciąży. Z drugiej jednak zastanawiam się czy ze wszystkimi dzieciatymi koleżankami zerwała kontakt? Może nieświadomie zawaliłam…

Trzymam jednak kciuki za nią i za wszystkie pragnące dzidziusia pary…

aha26
10-11-2009, 10:29
Peegy....postaraj się ją zrozumiec,ona naprawdę cierpi,jezeli ma depresje to tym bardziej jej zachowania nie koniecznie musza byc dobrze przemyslane,podejrzewam,ze za jakiś czas sama się do Ciebie odezwie.
Zrobilas co moglas,chcialas pomoc...reszte pozostaw losowi.

mcmagda
11-11-2009, 11:26
Myślę, że to dobra, mała rada dla wszystkich, że osób mających problemy z zajściem w ciąże nie należy zaskakiwać publicznie informacją o swojej ciąży. Jak wiemy to powiedzieć przez telefon przed spotkaniem, jak przypuszaczmy to rozpuścić plotkę. Przynajmniej na imprezie/spotkaniu nie będzie musiała się oswajać, a zrobi to wcześniej, prywatnie.

kasia1981
11-11-2009, 12:34
ja miałam podobnie jak autorka. my nie staraliśmy się jak to mówią wypedek przy pracy ale pozytywny. kumpela lecząca się 2 lata- ktoś powie że nie długo ale jak się zaczyna starania w wieku 25 lat to jest wieczność. ja podeszłam do tego normalnie, powiedziałam jej że jestem w ciąży- była nawet jedną z pierwszych która się o tym dowiedziała. ona nadal próbowała ale nadal normalnie rozmawiałyśmy. ja żartowałam że jak się rozpakuję to ona zaciąży i wiecie co sprawdziło się. ja mam termin za tydzień a ona jest w 10 tygodniu.

P_eggy
12-11-2009, 14:58
mcmagda z tą plotką pewnie byłoby lepiej, gdybyśmy miały wspólnych znajomych. Ale spotykałyśmy się w zawsze we dwie na piwie. I jak miałam ukryć ciążę, zamawiając soczek? Głupia to ona nie jest. Może powinnam zatelefonować, ale nie wiedziałam o jej problemach (do du.. ze mnie przyjaciółka :cry: ) i swoją nowiną wiadomo chciałam podzielić się osobiście. Postawić jej kolejkę i to uczcić.

Poza tym z mężem też staraliśmy się dobrą chwilę o dziecko. Koleżanki rodziły, ja jeździłam oglądać ich bobaski. Cieszyłam się ich szczęściem choć kipiałam z zazdrości. Więc momentu gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym – najpierw 1, potem 2 i 3 nie da się opisać. Radość z szokiem i przerażeniem. Mam mieć wyrzuty sumienia, że chciałam się podzielić radością z bliskim?

kasia1981 – jakbym mogła to bardzo chętnie bym zarażała ciążą, oczywiście każdą która tego pragnie.

filemon
12-11-2009, 22:35
Czy wiesz co to jest FAS?

Pamiętaj!
Każda ilość alkoholu, nawet lampka wina lub okazjonalnie wypity drink działa toksycznie na rozwijające się w łonie matki dziecko. Im większa ilość alkoholu, tym większe jest ryzyko poważnych uszkodzeń. Cząsteczki etanolu zawartego w alkoholu bez problemu przenikają przez łożysko i jeśli kobieta pije alkohol to dziecko pije razem z nią!!

Margoth*
12-11-2009, 23:29
Myślę, że to dobra, mała rada dla wszystkich, że osób mających problemy z zajściem w ciąże nie należy zaskakiwać publicznie informacją o swojej ciąży. Jak wiemy to powiedzieć przez telefon przed spotkaniem, jak przypuszaczmy to rozpuścić plotkę. Przynajmniej na imprezie/spotkaniu nie będzie musiała się oswajać, a zrobi to wcześniej, prywatnie.

A ja myślę, że sposób obwieszczenia nowiny nic tu nie pomoże. Jak ktoś ma żal do losu o swoją nieplodność, to obojętne, jak się dowie o czyjejś ciąży, czy w bezpośredniej rozmowie, przez telefon czy przez plotkę.

Najsmutniejsze jest to, że "przyjaciółka" P_eggy z nią nie rozmawia. Ma żal. Do kogo? Do P_eggy? O co? O dziecko? To się nazywa przyjaźń? To g... a nie przyjaźń. Przyjaciel tak się nie zachowuje. Przyjaciel się cieszy, a płacze w domu, w poduszkę.

Filemon, o co Ci chodzi, kotku?

bosia
12-11-2009, 23:34
Filemon, czytaj uwazniej !


... Ale spotykałyśmy się w zawsze we dwie na piwie. I jak miałam ukryć ciążę, zamawiając soczek?... :wink:

inwestor
13-11-2009, 19:29
Uważam że niepłodność to taka sama choroba jak wiele innych. I należy rozmawiać o tym jak o normalnej chorobie anie wstydzić się jak na wsi z 18 wieku. Jeśli jest to nieuleczalne to należy zaakceptować chorobę i tyle. Na to się nie umiera ani nie cierpi. Tak samo jak jest wiele osób łysych, garbatych, piegowatych, z krzywymi nogami itp. można to zaakceptować i adoptować dziecko, oczywiście jeśli zostaną spełnione warunki ku temu. Może będę niepopularny w swoich poglądach ale powiem, że zdecydowanie lepsza jest adopcja niż na siłę zadawać gwałt naturze i stosować in vitro i obarczać swoje potomstwo własnymi wadami genetycznymi. Uważam że zdecydowanie lepiej jest aby potomstwo miało zdrowe geny, bez obciążeń. Reszta zależy od wychowania. Jeśli jesteśmy dobrymi odpowiedzialnymi rodzicami to powinno nam zależeć aby dziecko było zdrowe i nieobciążone genetyczne. Nie jestem pewien czy sztuczne i wbrew naturze przekazywane dziecku własnych chorych obciążeń w imię (nie wiem czego) jest dobre dla dziecka. Poza tym takie in vitro to męka dla rodziców, ileś tam wątpliwych etycznie zabiegów medycznych, branie kilogramów nie całkiem obojętnych dla zdrowia medykamentów , słowem same wady, problemy, a skutek lichy. Szansa na powołanie na świat w pełni zdrowego i pełnowartościowego człowieka mniejsza niż normalnym sposobem. Czy to jest etyczne i dozwolone to już każdy kto staje przed takim problemem musi sobie sam odpowiedzieć przed swoim sumieniem i przed ......
Pozdrawiam

kaura
14-11-2009, 13:18
Witam,
wybaczcie ale na początku odbiegnę trochę od właściwego tematu wątku, bo musze odpowiedzieć koledze z postu powyżej.

Inwestor- mogę się zgodzić tylko z jednym zdaniem, które napisałeś- że niepłodność jest chorobą o której powinno się rozmawiać normalnie i nie należy się tego wstydzić.
Oczywiście wiaże sie to z wcześniejszą akceptacją własnego stanu, co nieraz jest procesem długotrwałym i bolesnym.

Owszem, nie umiera się od tego bezpośrednio, ale cierpi się bardzo, będac narażonym na przewlekly silny stres, na którego tle lubi rozwinąć się depresja, nerwica i masa innych chorób włączając nowotwory.
Dlatego uważam że porównanie do ułomności przez Ciebie przytoczonych jest co najmniej niestosowne. Równocześnie zdaję sobie sprawę, że jest to pogląd części osób, które nie spotkały sie bezpośrednio z problemem.

Można zaadoptować dziecko, podziwiam i szanuję osoby, które taką decyzję podjęły, ale nie mogłabym zdecydowanie stwierdzić tak jak Ty, że adopcja jest lepsza. Znam parę, która zaadoptowała dziecko- obecnie to fantastyczny nastolatek. Znam tez taką, która nie zdecydowała się na wzięcie dziecka poważnie obciążonego genetycznie.
Właśnie dzieci do adopcji pochodzą czesto z patologii społecznych, gdzie ryzyko wystąpienia różnych zaburzeń jest wyższe niż ogólne.
I nie wszystkie są możliwe o opanowania przez odpowiednie wychowanie.
Z drugiej strony najnowsze badania polskich naukowców dowodzą, że czestość wad u dzieci poczetych metodą in vitro nie jest większa od średniej.
Więc nie masz racji twierdząc, że adoptowane= zdrowe genetycznie, a własne po in vitro=ułomne.
Zresztą skąd przekonanie, że pary korzystające z in vitro mają wadliwy materiał genetyczny???!!!
Szanse rozwiniecia sie ciaży po in vitro są tylko nieznacznie mniejsze (ok.40% zarodków), od tych które rozwijają się po poczeciu naturalnym (45-50%).
Powie Ci to każdy specjalista, których oczywiście w ogólnonarodowej debacie o in vitro nikt do głosu nie dopuszcza.
Na koniec- in vitro jest jak na razie dopuszczalne i na całe szczeście pary starające się mają możliwość skorzystania z pomocy.

Chciałabym jeszcze powrócić do właściwego tematu - czyli jak rozmawiać o ...
Peggy- nie wzbudzaj w sobie poczucia winy, ani pretensji do koleżanki, że zachowuje się tak a nie inaczej. Każdy kto ma tego rodzaju problem musi to sam z sobą przepracować i przestać obwiniać siebie i kogokolwiek o cokolwiek.
Po prostu czasem tak bywa i już.
Zwykle trzeba czasu aby nabrać dystansu do własnych prolemów i może koleżanka jest właśnie w takim momencie, ze nie chce sie spotykać, bo zaczęła to "przepracowywać". Ja bym sie nie narzucała, ale starała się dac jej wsparcie.
Nie opowiadać o tym jak fantastycznie czujesz się z małą istotką w brzuchu, ani wyciągać na zakupy dla malucha, ale być dla niej kiedy się bedzie chciała wyżalić.
I moze otwarcie porozmawiać o Twoich obawach o WAsze relacje. To moze pomóc też jej kiedy Twoje dziecko sie urodzi.

Pozdrawiam

inwestor
14-11-2009, 17:32
Napisałem powyżej że nie są to popularne poglądy i wcale nie koniecznie osób które nie miały z tym bliskiej styczności. Więc nie oczekuję ich akceptacji. Same choćby kwestie etyczne nie podlegają ocenie. Również nie ze wszystkim co Ty napisałaś można się zgodzić.
Myślę że najważniejszą sprawą jest nauczenie się akceptacji swojej choroby (tak jak z innymi chorobami). Jeśli koleżanka nauczy się tego to nie będzie żadnych problemów w relacjach z innymi i nie będzie wtedy kwestii jak z taką osobą rozmawiać, odpowiedź będzie jedna - rozmawiać normalnie. Jeśli koleżanka ma problemy z taką akceptacją to należy poszukać pomocy psychologa/psychiatry.
Pozdrawiam

Nefer
18-11-2009, 00:27
Moja najbliższa przyjaciółka zawsze chciała mieć dzieci. W wieku 15 lat mówiła, że będzie miała 3 synów. Dla mnie wtedy to był jakiś kosmos.
Po wielu latach - i operacjach - nie miała już żadnych szans na dziecko. Jak później się okazało rak jej nie odpuścił do końca.

Anyway - przeżywała ze mną moje ciąże, porody, - zazdrościła do łez, ale ja o tym wiedziałam i razem oswajałysmy potwora - kochała moje dzieci jak własne, o ktorych marzyła.
Zresztą moje dzieci jak były małe czasem się myliły i mówiły do niej "mamo" co było dla niej jak cud.

Razem płakałyśmy, że może mieć dzieci. Razem śmiałyśmy sie z moimi dziećmi. Ja nie umiałam zmienić jej stanu zdrowia. Ona nie umiała i lekarze nie poradzili. Ale była niesamowicie szczęśliwa trzymając w rękach moje dzieci. WIem, że nie każdy tak działa , ale może warto spróbować trochę zbliżyć koleżankę do swojego dziecka. Nie ma gwarancji, że nie okaże sie to dla niej jeszcze większym bólem. Ale można z nią zawsze o tym pogadać. Normalnie, otwarcie.