PDA

Zobacz pełną wersję : Medytacja - warto się wyciszyć i zdystansować.



morfeusz1
24-09-2009, 12:09
Zainteresowałam się medytacją, bo ostatnio tyle problemów, stresów, zabiegania, ze coraz większy mi się chaos myslowy robi i zaczynam mieć wrażenie, ze nad niczym już nie panuję, a najmniej nad swoimi myslami, obawami, lękami....

Znalazłam we Wroclawiu ośrodek, do kórego będę chciala pójśc - można przyjśc do nich na medytację (4 razy w tygodniu). A jak się nauczę to będę sama medytowac w domu :wink:

Czy ktoś z Was medytuje? Pomaga to? Odpręża? Odstresowuje? Dodaje energii? Co tak naprawdę "robi" to medytowanie?

anetina
24-09-2009, 12:55
nie medytuję

ale mój syn próbuje
między innymi i tego się uczą na karate
widzę, że mu to pomaga wyciszyć się, zrelaksować

morfeusz1
24-09-2009, 13:04
nie medytuję

ale mój syn próbuje
między innymi i tego się uczą na karate
widzę, że mu to pomaga wyciszyć się, zrelaksować

Mój mąż tez na treningach karate medytuje. Zawsze na początku, żeby się wyciszyć, skoncentrowac, skupić. W treningach to pomaga.

Siedzę teraz i czytam na różnych stronach o medytacji, o mantrach, oddechu itp. Niby nie jest to trudne, ale łatwe tez nie jest - tak się wysiszyć i wymieść z umysłu wszelkie mysli o problemach, troskach, o innych, o tym co na obiad, o tym, ze trzeba to, trzeba tamto.... Jak tak czytam, to chyba wolałabym bez mantry - jakoś nei wyobrażam sobie siebie tak pomrukującej jakieś dziwne dźwięki.... a moze się przełamię..?
Ale chcę spróbowac, bo jak nie to za parę lat sfiksuję :wink: zastanawiam się jeszcze nad TAI CHI.

M@riusz_Radom
24-09-2009, 13:07
Czy ktoś z Was medytuje? Pomaga to? Odpręża? Odstresowuje? Dodaje energii? Co tak naprawdę "robi" to medytowanie?

No ja czasem ze sąsiadem weźmiem 1.0L corporate edition i wychylimy za pomyślność Rzeczypospolitej. Zawsze po takim fakcie wprowadza mnie to w stan medytacji i skupienia połączony z głębokim przemyśliwaniem nad wszechświatem.

Czy mi to pomaga - POMAGA

Odpręża - jak najbardziej

Odstresowuje - i to jak

Dodaje energii - ba ! pluton wojska bym wtedy gołymi rękami ubił

A co robi naprawdę - to wszystko co powyżej + czasem kac

daggulka
24-09-2009, 13:11
jak chodziłam na treningi karate za młodu to mnie próbowali nauczyć ...hm.... medytacji....
ale ja za duży choleryk jestem .... :roll:

anetina
24-09-2009, 13:14
moje dziecko też choleryk, jak i matka :D
dlatego po treningach ... wariuje :D :D :D

a ja myslałam, że tam się wyżyje :D

cieszynianka
24-09-2009, 18:55
Medytacja to temat rzeka ...
Wyciszenie, koncentraca, niby takie proste, a jak trudne do osiągnięcia :-?
Ciężko wyłączyć galopadę myśli :-? :wink:

daggulka
24-09-2009, 19:56
dokładnie ..... wcale nie jest to proste .... powiem więcej - bardzo trudne ....
mnie się nigdy nie udało ...nawet jak śpię to mam galopadę ....
może ja mam jakieś ADHD? albo cuś..... :oops:

a nieeeeee .... sorki .... jak raz kiedyś się załamałam na ament i miałam cuś a'la depresję .... wtedy to po prostu siedziałam i patrzyłam w ścianę przez 3 dni ..... jeden jedyny raz ..... :roll:
ale to chyba nie można było nazwać medytacją ... po prostu się wyłączyłam....:roll:

morfeusz1
25-09-2009, 07:33
dokładnie ..... wcale nie jest to proste .... powiem więcej - bardzo trudne ....
mnie się nigdy nie udało ...nawet jak śpię to mam galopadę ....
może ja mam jakieś ADHD? albo cuś..... :oops:

a nieeeeee .... sorki .... jak raz kiedyś się załamałam na ament i miałam cuś a'la depresję .... wtedy to po prostu siedziałam i patrzyłam w ścianę przez 3 dni ..... jeden jedyny raz ..... :roll:
ale to chyba nie można było nazwać medytacją ... po prostu się wyłączyłam....:roll:

ostatnio coraz czesciej mam wrażenie, że w środku moje nerwy wiszą na jakiejść ostatniej cieniutkiej niteczce i lada moment mogą się zerwać. Coraz więcej rzeczy, spraw, problemów wywołuje u mnie jakieś bóle w klatce piersiowej, problemy z oddychaniem no i straszną panike wręcz. Poza tym generalnie mam poczucie, ze moje mysli są nieustannie w jakimś dzikim galopie, zero spokoju i ładu. No ile tak można pociągnąć?

Stąd ta medytacja i tai chi - bo już zdecydowałam się tez na te treningi. Na początek kupiłam sobie DVD dla początkujących i jeszcze kupię sobie ksiązkę. Jak trochę wczuję się w temat, to zapisze się na jakieś profesjonalne zajęcia.

No i w przyszłym tygodniu zamierzam wybrac się na medytację do ośrodka buddyjskiego. Chcę zobaczyc jak to jest. jak mi się spodoba to będę chodzić.


Juz się widze oczami wyobraźni, jak w białej ichniej "prawie sukience" stoję na plazy, w tle zachodzące (lub wschodzące) słońce i wykonuję te wszystkie niesamowite ruchy, a w głowie harmonia, porządek i dystans do wszystkiego co problematyczne :wink:

galka
25-09-2009, 08:06
Też mysle nad medytacją.Wkurzam sie na chaos myśli i nieumiejętność skupienia się na problemie.

Przykład:patrzę na korytarz gdzie wiszą jeszcze gołe żarówki..trzeba by jakieś lampy..ale jakie...muszę pojechać do sklepu..tam blisko jest apteka to może od razu jakieś leki na przeziębienie..nie, leki przecież kupiłam jak byłam po buty...a w czym ja jutro idę do pracy...acha,trzeba reklamować tą fakturę..a propos faktura...podatek od nieruchomości trzeba zapłacić...jak będę szła trzeba kupić coś na obiad..może na gołąbki bo dawno nie było...boli mnie ramię ,chyba będzie deszcz...o ,pies wrócił,boże jaki brudny ,trzeba go wykąpać.......itd,itd
A lampek jak nie było tak nie ma :D

Morfeuszpomysł z tai chi jest dobry ale chyba warto zacząć od nauki z instuktorem a potem już można samemu
pozdrawiam

morfeusz1
25-09-2009, 08:20
galka - na poczatek chcę poczytać w ogóle o filozofii tai chi, film i ksiązka pzrydadzą się również, jak już będę trenowac z instruktorem. Ale właśnie nic na hura, zacznę od poznania tego, w co chcę wejśc. Muszę się po prostu zatrzymać najpierw, poukładać sobie to i owo. Jak poczytam, zatrzymam trochę te gonitwę mysli, to i treningi z instruktorem będą skuteczniejsze. Poza tym uważam, ze dobrze najpierw poznac filozofię tego. Bo tutaj nie chodzi tylko o wykonywanie odpowiedniej sekwencji ruchów, ale o sposób myslenia, o duchową postawę.

pozdrawiam serdecznie :)

Żelka
25-09-2009, 09:16
Próbowałam kiedyś, dawno temu, żeby nie mówić za młodu. Nigdy nie udało mi się „nie myśleć” (choć mój mąż pewnie by powiedział, ze ja stale jestem w stanie medytacji :wink: ). Było tak jak galka pisała. :lol:
Najwyżej zasypiałam. :lol:
Ale ćwiczenia oddechowe pomagały. Teraz pewnie znowu oddycham tylko na pól gwizdka, bo dawno tych ćwiczeń nie robiłam.
Ale stwierdziłam, ze medytacja nie jest dla mnie. Takie siedzenie bez ruchu i zmuszanie się aby nie myśleć. (bo to właśnie wtedy robiłam) :roll:
A potem gdzieś czytałam, ze medytacją może być wszystko, że chodzi tylko o to by być „tu i teraz”.
Jak odkurzam, to nie myśleć o obiedzie. Jak jem, skupiać się na jedzeniu a nie błądzić myślami gdzie indziej.
To wydawało mi się bardziej „dostępne” i tego czasami próbuje.
Na przykład taki zwykły spacer.

Wsłuchuję się w przyrodę. Wiatr głaszcze moje uszy i skore. Mówi do mnie – jestem. Roślinki poruszają się. Każdy ruch także jest dźwiękiem który mówi – jestem. Idąc tak, słyszę także moje kroki, mój oddech. To tez mówi mi – jestem.
Nie myślę o zakupach, o tym co na obiad, co jutro ma być i co wczoraj było. Spaceruje, zbieram wrażenia, kolekcjonuje wszystko w danej chwili.
Dotyk słońca na mojej twarzy. Wiem, ze roślinki tez to czują.
Obserwuje cienie. Jeden z nich jest mój. Niczym nie rożni się od innych.
Ja tez niczym się odróżniam.
Na początku idąc na spacer byłam osoba udającą się na spacer. Oddzielną jednostką z konkretnym zamiarem.
Spacerując stałam się częścią wszystkiego co mnie otacza. Już nie zamierzam, tylko doświadczam.
Nie jestem już nawet obserwatorem, jestem częścią przyrody. Zatraciłam gdzieś własną „odrębność.” Jestem jak liść, jak drzewo, jak wiatr. Czuję jak gonię po polanie, a potem wędruję w koronach drzew i szybuję w gorę ku niebu i znowu w dół gdzie trawa jesienna pachnie.
Czuje, że jestem liściem, trawa, wiatrem... Ogarnia mnie wielka radość i wdzięczność.
Jestem tutaj, żyję, doświadczam piękno i dziękuje za wszystko.

Nie wiem czy to medytacja, ale jest to mój sposób na medytację. :D
Nie musze zamykać oczu aby odnaleźć szczęście. Nie musze nawet wyłączać myśli, bo dla mnie one także są błogosławieństwem. Bo mówią mi codziennie o tym, że żyję, ze jestem tutaj, ze mam za co dziękować.
I nie wiem czy Ten Spokój/Ten Bóg, którego spotyka się w prawdziwej medytacji jest inszy od Tego którego spotykam na takim spacerku, w zapachu trawy, w kolorze nieba, w dźwiękach szeleszczących liści, w twarzach ukochanych ludzi.., ale sadze, ze to Ten Sam.

Dlatego myślę, że z medytacja czy bez, da się odnaleźć To Coś. Drogi są różne, Cel taki sam.

A jak Wam uda się z medytacja, to chętnie poczytam co i jak. Mi jakoś nie bardzo udawało się medytować w ten taki „poważny” sposób. Ale nie byłam na żadnym kursie, tyle co z książek, wiec może tez dlatego, kto wie.
W każdy razie życzę powodzenia.
:P

bratki
25-09-2009, 09:36
Zeljka, piękne to co napisałaś

:)

Morfeusz1, z Tai-chi można zaczynać z dowolnej strony.

Powiedziałabym, że to trochę tak jak z uśmiechem. Zasadniczo dobre samopoczucie wywołuje na twarzy uśmiech, ale jeśli zmusisz się do nawet sztucznego uśmiechu, to samopoczucie Ci się też choć trochę poprawi.

Ćwiczę coś pokrewnego i są wśród nas tacy, co najpierw filozofowali, a są tacy co najpierw fikali bez głębszego namysłu. Wszyscy zadowoleni :P

Nie bez znaczenia jest, że są to rzeczy, które najlepiej przekazuje się w kontakcie bezpośrednim. Książki pomagają bardzo niewiele.

Ja bym nie odwlekała. Każdy ruch jest dobry. Nawet niewprawny. Idź i nie myśl za dużo :wink: [/code]

morfeusz1
25-09-2009, 10:42
Próbowałam kiedyś, dawno temu, żeby nie mówić za młodu. Nigdy nie udało mi się „nie myśleć” (choć mój mąż pewnie by powiedział, ze ja stale jestem w stanie medytacji :wink: ). Było tak jak galka pisała. :lol:
Najwyżej zasypiałam. :lol:
Ale ćwiczenia oddechowe pomagały. Teraz pewnie znowu oddycham tylko na pól gwizdka, bo dawno tych ćwiczeń nie robiłam.
Ale stwierdziłam, ze medytacja nie jest dla mnie. Takie siedzenie bez ruchu i zmuszanie się aby nie myśleć. (bo to właśnie wtedy robiłam) :roll:
A potem gdzieś czytałam, ze medytacją może być wszystko, że chodzi tylko o to by być „tu i teraz”.
Jak odkurzam, to nie myśleć o obiedzie. Jak jem, skupiać się na jedzeniu a nie błądzić myślami gdzie indziej.
To wydawało mi się bardziej „dostępne” i tego czasami próbuje.
Na przykład taki zwykły spacer.

Wsłuchuję się w przyrodę. Wiatr głaszcze moje uszy i skore. Mówi do mnie – jestem. Roślinki poruszają się. Każdy ruch także jest dźwiękiem który mówi – jestem. Idąc tak, słyszę także moje kroki, mój oddech. To tez mówi mi – jestem.
Nie myślę o zakupach, o tym co na obiad, co jutro ma być i co wczoraj było. Spaceruje, zbieram wrażenia, kolekcjonuje wszystko w danej chwili.
Dotyk słońca na mojej twarzy. Wiem, ze roślinki tez to czują.
Obserwuje cienie. Jeden z nich jest mój. Niczym nie rożni się od innych.
Ja tez niczym się odróżniam.
Na początku idąc na spacer byłam osoba udającą się na spacer. Oddzielną jednostką z konkretnym zamiarem.
Spacerując stałam się częścią wszystkiego co mnie otacza. Już nie zamierzam, tylko doświadczam.
Nie jestem już nawet obserwatorem, jestem częścią przyrody. Zatraciłam gdzieś własną „odrębność.” Jestem jak liść, jak drzewo, jak wiatr. Czuję jak gonię po polanie, a potem wędruję w koronach drzew i szybuję w gorę ku niebu i znowu w dół gdzie trawa jesienna pachnie.
Czuje, że jestem liściem, trawa, wiatrem... Ogarnia mnie wielka radość i wdzięczność.
Jestem tutaj, żyję, doświadczam piękno i dziękuje za wszystko.

Nie wiem czy to medytacja, ale jest to mój sposób na medytację. :D
Nie musze zamykać oczu aby odnaleźć szczęście. Nie musze nawet wyłączać myśli, bo dla mnie one także są błogosławieństwem. Bo mówią mi codziennie o tym, że żyję, ze jestem tutaj, ze mam za co dziękować.
I nie wiem czy Ten Spokój/Ten Bóg, którego spotyka się w prawdziwej medytacji jest inszy od Tego którego spotykam na takim spacerku, w zapachu trawy, w kolorze nieba, w dźwiękach szeleszczących liści, w twarzach ukochanych ludzi.., ale sadze, ze to Ten Sam.

Dlatego myślę, że z medytacja czy bez, da się odnaleźć To Coś. Drogi są różne, Cel taki sam.

A jak Wam uda się z medytacja, to chętnie poczytam co i jak. Mi jakoś nie bardzo udawało się medytować w ten taki „poważny” sposób. Ale nie byłam na żadnym kursie, tyle co z książek, wiec może tez dlatego, kto wie.
W każdy razie życzę powodzenia.
:P

o to to, własnie to - chce zacząć być tu i teraz i skupiac się w danej chwili na jednej rzeczy, na jednej osobie, na jednej sytuacji. Jon Kabat Zinn nazywa to uwaznoscią. Zamówiłam sobie dwie jego ksiązki "Swiadomą drogą przez depresję" i "Gdziekolwiek jesteś, bądź" (tę kupiłam na allegro, bo nakład jest wyczerpany). Mam problem z tym, że nie być w 100% na teraz - jak jem, myślę np. że zaraz posprzatam, zapłacę rachunki, zadzwonię gdzies tam itp. I ciągle wybiegam myslami do innych rzeczy niż sytuacja, w ktorej akurat jestem. Coraz częściej łapię się na tym, że nie umiem się już cieszyć jak dawniej, nawet jak jestem na spacerze, jak spotyka mnie cos miłego, to moje mysli i tak są gdzieś indziej i w rezultacie głownie się martwię, głowię nad rozwiązaniem rozmaitych problemów. A małe problemy urastają mi do rangi tych nie do pzreskoczenia. I strasznie się boję jakiegoś załamania, tego, ze za chwilę mój organizm całkowicie się zbuntuje.

W 2006 roku byłam na "festiwalu" z dojrzewalnią róż - 5 dniowy pobyt w Kuklach. Same kobiety i codziennie rozmaite warsztaty. Ja chodziłam m. in. na poranne medytowanie do lasu. Ale to było kilka razy i nie umiałam się tak na 100% tym cieszyć, na 100% się wyłączyć. Jednak samo siedzenie na mchu czy trawie (na kalimacie) i wsłuchiwanie się w szum drzew i odgłosy natury dużo mi dało. Żałuję, ze wtedy tego nie pociągnęłam. Ale chyba nigdy nei jest za późno :D
ale zelijka - pięknie to napisałaś, chciałabym osiągnąć taki stan, nabyć taką własnie umiejętność.

bratki też jestem zdania, ze osobisty kontakt z instruktorem jest bardzo wazny - bo tutaj diabeł tkwi w szczegółach: odpowiedni układ rąk, głowy, oddech. Ale, jak pisałam wczesniej chcę najpierw o tym poczytac, poznac tę filozofię.

Nie mogę się doczekać kiedy przyslą mi te ksiązki. O Tej Uważnosci Kabata Zinna przeczytałam w Zwierciadle. A dzisiaj pojadę do empiku i kupię coś o Tai Chi - tutaj wolę na żywo pooglądac ksiązkę, sprawdzić rysunki i jak jest to ogólnie tłumaczone.No i czy jest tez cos o samej filozofii tai chi. Niby o tym można poczytać w necie, ale jestem z tych, co wolą książki i tradycyjne kartki :wink:

Żelka
25-09-2009, 11:55
Ja myślę, morfeusz1, ze Ty jesteś dla siebie za bardzo krytyczna. :wink:
Nie da się być cały czas „tu i teraz”. Taka natura naszego mózgu, ze nawet jak świadomość śpi, to on pracuje. :P
Medytacja to (może być) każda chwila w której jesteśmy wdzięczny za Życie.
Tego da się nauczyć.
Tak jak napisała bratki, nawet jeśli nie czujemy tego, to można zacząć od dziękowania za coś. Codziennie podziękować za coś.
Jeśli nie ma się „wielkich rzeczy’ za które możemy podziękować, to dziękujmy za małe.
Za dobrą pogodę, za smaczna kawę, za to, że do pracy na czas udało nam się przyjechać, obiad ugotować, posprzątać, dziecko ze szkoły odebrać...
A po czasie, zobaczycie, ze te „małe rzeczy” zaczynają rosnąć.., aż przestaną być małe i dojdzie się do punktu, kiedy wszystko jest ważne, potrzebne i dziękowania warte.
Tyle, ze o tym trzeba samemu sobie wciąż przypominać.
Ja nie na każdym spacerze tak fruwam, o nie, nie. :lol:
Też przeważnie jestem wszędzie i nigdzie. :roll:
Ale bardzo lubię właśnie takie chwile kiedy sobie przypominam o tej wdzięczności. :P
Daj koniecznie znać jak poszło. :P

morfeusz1
26-09-2009, 07:25
Ja myślę, morfeusz1, ze Ty jesteś dla siebie za bardzo krytyczna. :wink:
Nie da się być cały czas „tu i teraz”. Taka natura naszego mózgu, ze nawet jak świadomość śpi, to on pracuje. :P
Medytacja to (może być) każda chwila w której jesteśmy wdzięczny za Życie.
Tego da się nauczyć.
Tak jak napisała bratki, nawet jeśli nie czujemy tego, to można zacząć od dziękowania za coś. Codziennie podziękować za coś.
Jeśli nie ma się „wielkich rzeczy’ za które możemy podziękować, to dziękujmy za małe.
Za dobrą pogodę, za smaczna kawę, za to, że do pracy na czas udało nam się przyjechać, obiad ugotować, posprzątać, dziecko ze szkoły odebrać...
A po czasie, zobaczycie, ze te „małe rzeczy” zaczynają rosnąć.., aż przestaną być małe i dojdzie się do punktu, kiedy wszystko jest ważne, potrzebne i dziękowania warte.
Tyle, ze o tym trzeba samemu sobie wciąż przypominać.
Ja nie na każdym spacerze tak fruwam, o nie, nie. :lol:
Też przeważnie jestem wszędzie i nigdzie. :roll:
Ale bardzo lubię właśnie takie chwile kiedy sobie przypominam o tej wdzięczności. :P
Daj koniecznie znać jak poszło. :P

Ty masz rację tutaj we wszystkim co piszesz. I nawet w tym, że krytyczna jestem dla siebie strasznie. Rozumiem, że nie da się byc na 100% zawsze tu i teraz, ale warto się tego nauczyć, aby móc się wyłączyć gdy bedzie się chciałao czy potrzebowalo. Kiedyś miałam mały notatnik, w kórym codziennie przed snem pisalam 3 dobre rzeczy, które mi się zdarzyły. Chyba znów zacznę coś takiego robic.
a takego wyciszenia, medytacji to potrzebuję teraz jak powietrza.

Żelka
26-09-2009, 08:55
morfeusz1zainteresowalas mnie wczoraj tym co napisalas, o ksiazkach.
Znalazlam w necie, mozna posluchac na youtube
http://www.youtube.com/watch?v=3nwwKbM_vJc
Zdecydowalam tez kupic pare ksiazek Jego autorstwa.
Zamowie sobie w Empiku.
Dziekuje za te informacje. Nie znalam wczesniej tego autora, a chetnie poczytam. Zobacze czy znajde cos dla siebie.

morfeusz1
26-09-2009, 09:22
Zeljka - niestety nakład książki "Gdziekolwiek jesteś, bądź" jest wyczerpany, ale znalazłam ją na allegro. Kosztuje ponad 2 razy więcej, ale kupiłam bo myslę, że warto.

Jak pisałam, przeczytałam o nim w Zwierciadle (wrześniowym). Zobacz sobie na stronę www.mindfulness.com.pl to jest strona Polskiego Towarzystwa Mindfulness.

Pooglądam zaraz sobie te filmy na youtube, które podałaś.


Od rana mam wrażenie, że eksploduję przez ten chaos w głowie. Myślę, że jedną z przyczyn tego kryzysu jest to, że od początku roku, po sprzedazy poprzedniego mieszkania mieszkamy z Rodzicami. Najpierw u jednych, od sierpnia u drugich. Jeszcze 1,5 miesiąca. I pomimo, że generalnie jest ok, to jednak jest ciężko, bo trudno znaleźć kawałek miejsca tylko dla siebie. No i to ciągłe poczucie, że jednak nie u siebie. Do tego problem z poprzednim wykonawcą, trochę problemow finansowych, zdrowotnych i ten brak dystansu, spokoju wewnętrznego - i jestem na skraju załamania. Jak kwiaty na słońce czekam teraz na te książki.
Dzisiaj kupilam też parę o tai chi :D

Żelka
26-09-2009, 11:23
Dzięki morfeusz1 za stronę. Zerknę sobie. :P
Książkę zamówię w oryginale. Z tym nie powinno być problemów. Mam nadzieje. :roll:
Rozumiem Cię bardzo. Tez czasami mam wrażenie, ze więcej już nie udźwignę. :roll:
My często pomaga zadawanie sobie pytania: "Co z tego mogę się nauczyć?"
W ten sposób, wszystkiemu co się dzieje, można nadać jakiś sens.
(gorzej jak to cos to choroba lub śmierć bliskiej osoby, tu jestem bezradna jak dziecko i potrzebuje pomocy bliskich mi ludzi)
A jak jestem na kogoś zła, to wtedy zadaje sobie pytanie:" A co jakby ten ktoś poważnie zachorował, lub odszedł na zawsze?" I nagle uświadamiam sobie, ze aż taka zła nie jestem. :lol:
Z kolei jak denerwują mnie inny ludzie, to wtedy zadaje sobie pytanie:" Czy czasami w tej osobie nie denerwuje mnie cos co sama w sobie musze poprawić?"
I znowu mam nowy sens czegoś co na pierwszy rzut oka wydawało się negatywne.
I już 'ten ktoś kto mnie denerwuje" nie jest "tym kimś kto mnie denerwuje". Nagle staje się kimś kto przyszedł aby czegoś mnie nauczyć.
Z "upierdliwca" zmienił się w "nauczyciela". :D
Nie każdemu/każdej sytuacji tak łatwo można zmienić oblicze :wink: ale jeśli można, tak robię, bo mi to pomaga balansować. :wink:
A jak czasami, mimo starań padam na pisk, to staram się nie mówić do siebie "ty nieudaczniku" ...
Uczę się aby mówić "Żeleczko kochana moja, nic się nie stało, dasz sobie rady, nie bój nic, ja tu jestem i kocham cię"... :lol: Trzeba sobie wybaczać upadki. I to tez pomaga. By iść dalej bez zbędnego bagażu.
Nie pisze o tym, żeby mówić, ze to jest dobre, słuszne, pomocne. Jest, ale dla mnie.
Dla kogoś innego to mogą być bzdury.
Ale pisze, bo może ktoś tez się w tym odnajdzie i dla kogoś "moje bzdury" będą pomocne. :roll:
A Ty sobie dasz rady. Najważniejsze, ze chcesz. Odnajdziesz swój sposób i swój spokój. Bo to wszystko już w Tobie jest. :wink:

morfeusz1
26-09-2009, 15:14
Dzięki morfeusz1 za stronę. Zerknę sobie. :P
Książkę zamówię w oryginale. Z tym nie powinno być problemów. Mam nadzieje. :roll:
Rozumiem Cię bardzo. Tez czasami mam wrażenie, ze więcej już nie udźwignę. :roll:
My często pomaga zadawanie sobie pytania: "Co z tego mogę się nauczyć?"
W ten sposób, wszystkiemu co się dzieje, można nadać jakiś sens.
(gorzej jak to cos to choroba lub śmierć bliskiej osoby, tu jestem bezradna jak dziecko i potrzebuje pomocy bliskich mi ludzi)
A jak jestem na kogoś zła, to wtedy zadaje sobie pytanie:" A co jakby ten ktoś poważnie zachorował, lub odszedł na zawsze?" I nagle uświadamiam sobie, ze aż taka zła nie jestem. :lol:
Z kolei jak denerwują mnie inny ludzie, to wtedy zadaje sobie pytanie:" Czy czasami w tej osobie nie denerwuje mnie cos co sama w sobie musze poprawić?" I znowu mam nowy sens czegoś co na pierwszy rzut oka wydawało się negatywne.
I już 'ten ktoś kto mnie denerwuje" nie jest "tym kimś kto mnie denerwuje". Nagle staje się kimś kto przyszedł aby czegoś mnie nauczyć.
Z "upierdliwca" zmienił się w "nauczyciela". :D
Nie każdemu/każdej sytuacji tak łatwo można zmienić oblicze :wink: ale jeśli można, tak robię, bo mi to pomaga balansować. :wink:
A jak czasami, mimo starań padam na pisk, to staram się nie mówić do siebie "ty nieudaczniku" ...
Uczę się aby mówić "Żeleczko kochana moja, nic się nie stało, dasz sobie rady, nie bój nic, ja tu jestem i kocham cię"... :lol: Trzeba sobie wybaczać upadki. I to tez pomaga. By iść dalej bez zbędnego bagażu. Nie pisze o tym, żeby mówić, ze to jest dobre, słuszne, pomocne. Jest, ale dla mnie.
Dla kogoś innego to mogą być bzdury.
Ale pisze, bo może ktoś tez się w tym odnajdzie i dla kogoś "moje bzdury" będą pomocne. :roll:
A Ty sobie dasz rady. Najważniejsze, ze chcesz. Odnajdziesz swój sposób i swój spokój. Bo to wszystko już w Tobie jest. :wink:

tyle mądrości jest w tym, co piszesz. Bardzo mi to pomaga, przypomina o tym co wazne i przede wszystkim o tym, że to ode mnie samej zalezą moje myśli, moje nastawienie do danej sytuacji.
Skorzystam z Twojego sposobu:
My często pomaga zadawanie sobie pytania: "Co z tego mogę się nauczyć?"

Z kolei jak denerwują mnie inny ludzie, to wtedy zadaje sobie pytanie:" Czy czasami w tej osobie nie denerwuje mnie cos co sama w sobie musze poprawić?"

Mój mąż mi powtarza, że zycie jest, było i będzie niesprawiedliwe, a ludzie byli, są i będą tacy, jacy są. I że nie warto tracic energii na analizę zachowania tych, co nas draznią i na denerwowanie się tymi, którzy chcą nam narobić kłopotów. Lepiej się skupić na tym, co mozemy w danej sytuacji zrobić.
Jest bardzo zadowolony, ze zainteresowałam się medytacją i tai chi, bo widzi, że powoli się wykańczam.

Wiele pracy przede mną, żeby odnaleźć ten spokój, harmonię wewnetrzną i uwaznośc, żeby się wyciszyć i żeby nabrac dystansu do zachowan innych ludzi, tych które mnie denerwują albo ranią - tak by ani mnei nie denerwowały, ani nie raniły.

cieszynianka
26-09-2009, 15:23
Przed nami wszystkimi praca w tym kierunku :wink:

Mi pomogła zawarta w książce W. Glassera wskazówka, że gdy coś nas w życiu uwiera i nie możemy tego zmienić, to jedyne i słuszne co można zrobić to zmienić swoje nastawienie do tej sprawy, osoby, wydarzenia ....
W końcu ta ja wybieram swoje nastawienie do otoczenia (staram się, bo nie zawsze jeszcze wychodzi :roll: ) i nie mogę pozwolić, żeby przybijały mnie do ziemi sprawy, osoby, wydarzenia ..., na które nie mam bezpośredniego wpływu :wink:

zielony_listek
28-09-2009, 10:21
Ładnych pare lat temu koleżanki namówiły mnie na jogę. Nie czytałam wczesniej nic o filozofii, po prostu poszlyśmy z marszu na pierwsze zajęcia.
Byłam w szoku jak to działa!

Tak skupiałam się na ćwiczeniach, że nie myslałam absolutnie o niczym innym. Absolutne wyciszenie. Wychodziłam stamtąd wspaniale zrelaksowana (a to był dość burzliwy dla mnie okres). Naprawdę polecam, ale w dobrej szkole jogi.

Jedna sprawa to odpowiedni lokal i pomoce, kolejna to instruktorzy.
Bardzo ważny jest dobór ćwiczeń (były różne grupy zaawansowania, specjalna grupa relaksacyjna, zajęcia dla pań w ciąży, dla osób z chorobami kręgosłupa). Dla początkujących i grup ogolnych każde ćwiczenie było bardzo dokładnie omawiane, pilnowano żeby nikt nikomu nie przeszkadzał, nie dopuszczano spóźnień (żeby nie rozpraszac juz ćwiczących), niegdy nie brakowało przyborów (część osób miała własne maty i pasy). Żeby gadac na zajęciach to nam nawet do glowy nie przyszło, instruktora mozna było przywołać tylko bezgłośnie (rzadko się to zdarzało). Były tez turnusy wyjazdowe, ja akurat nie korzystałam.

Teraz czasem chodzę na jogę w Gimnazjonie (duża sieć "fitnesowa") i szczerze współczuję pani, ktora ja prowadzi, no bo tu sie nie da po prostu stworzyc takich warunków. Jest tłok (chyba tylko dwa razy w tygodniu sa zajęcia), ludzie na bardzo różnym poziomie, czesto się spóźniają, za sciana są inne zajęcia i słychać ciągle "umc, umc, umc".
Na dodatek z pomocy są tylko drewniane klocki. Maty są takie klasyczne (karimatki grube), nie antyposlizgowe, masakra. Pasów wcale nie ma (a kiedys były), juz nie mówiąc o kocach. W praktyce - jak nie masz swojej maty i pasa to bieda :-(

zielony_listek
28-09-2009, 10:33
Ale pisze, bo może ktoś tez się w tym odnajdzie i dla kogoś "moje bzdury" będą pomocne. :roll:


No pewnie, każdy z nas ma wzloty i upadki.
Jak mnie cos wkurza, to sobie zadaję pytanie: czy pojutrze będę o tym pamiętać?
A jak boję się, że cos mi się nie uda, to myslę nad scenariuszem rezerwowym - co wtedy zrobię. To pomaga, bo przestaję mysleć panicznie "omatkokochana cotobedzie", ale "trudno, nie uda się, to zrobie tak i tak, ale sytuacja bedzie w miarę opanowana". Znaczy to jest teoria, bo w praktyce to nie zawsze mi tak łatwo idzie ;-) No niestety, ja dośc impulsywna jestem :-(

Koleżanka po jakims mądrym kursie mówiła mi, że czasem juz nazwanie, zdefiniowanie problemu bardzo pomaga. Poznajemy wroga :-) Dobrym przykładem jest to, co napisała Zelijka:" Czy czasami w tej osobie nie denerwuje mnie cos co sama w sobie musze poprawić?".

cieszynianka
28-09-2009, 12:53
Nie pamiętam czyjego autorstwa jest ta modlitwa, ale zawiera głęboką mądrość:

"Boże, daj mi pogodę ducha, abym pogodził się z tym czego zmienić nie mogę; odwagę abym zmienił to, co zmienić mogę oraz mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego..."

:wink:

dyonizy1
28-09-2009, 20:56
Najlepsza medytacja to różaniec. Odmawiać cały w ciągu dnia nawet w intencjach przypadkowo mijanych ludzi, kierowców ,o których nic nie wiemy.
taka modlitwa działa porządkująco w dwóch kierunkach - wewnętrznym i zewnętrznym.

Natomiast przestrzegam , przed wchodzeniem w opisywanie we wschodnie techniki medytacyjne, mantrowanie do demonów, buddyzm, ściemy przy sztukach walki bo można po prostu otworzyć furtkę demonom a wtedy kiepściutko to widzę.

matka dyrektorka
28-09-2009, 21:46
"stare jak świat" i pewnie wszyscy znają
ale zawiera całą naukę o życiu i jest piękne


Dezyderata
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, pamiętaj jaki spokój może być w ciszy.

Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.

Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchając też tego, co mówią inni: nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.

Jeżeli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.

Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.

Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć; nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.

Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata: nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.

Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia; w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą.

Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny...

Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.

Żelka
29-09-2009, 07:26
Matko piękne to. :D
dyonizy1 różaniec (moim zdaniem) jak najbardziej może być medytacja. Modlitwa tez.
Jeżeli chodzi o "mantrowanie do demonów", to fajnie, ze przestrzegasz, choć ja nie widzę tutaj takich co maja taki zamiar. :roll:
Ale dobra rada zawsze sie przyda. :wink:
Natomiast jeżeli o buddyzm chodzi, to tylko jedna z religii świata. Nie widzę w tym nic złego.
Z tego co wiem, u nich tez Bóg jest miłością, a Zycie wartością które należy chronić. Tak samo jak w każdej ze znanych nam głównych religii świata.
Wiec, tutaj była bym ostrożna z określeniem buddyzmu lub jakiejkolwiek innej religii która nie jest nasza jako "zło".
Z reszta tutaj nikt nie ma zamiaru zmienić swoja wiarę. Rozmawiamy o medytacji jako drodze do spokoju i szczęścia. Tylko tyle. Przecież Pan Jezus tez medytował a z tego co wiemy buddysta nie był.
Mówiąc prawdę obawiałam się, ze dyskusja o medytacji może przerodzić się w dyskusje o buddyzmie, bo jest taki stereotyp, ze jeżeli medytacja to zaraz buddyzm. A to wcale tak nie musi być.
Wiec tak na wszelki wypadek, to my tutaj o medytacji tylko. Wiarę nie ruszamy. :wink:

morfeusz1
29-09-2009, 09:09
cieszynianka - nie ejstem pewna, czy to nie są może słowa świętego Franciszka? Ale mogę się mylić. Niemniej sa bardzo, bardzo mądre.

matko dyrektorko - dezyderata piekna i bardzo mądra. Dziękuje Ci, że ją wkleiłaś, bo mimo, że ją znałam, to kompletnie gdzies poszła w zapomnienie. A tak, wydrukowałam i czytać codziennie będę :)

dyonizy1 - tak, jak pisze Zeljka nie chodzi nam tutaj o religię, ale o medytację jako sposób na osiągnięcie wewnętrznej harmonii, spokoju ducha, dystansu. Nie chcę dyskutować o jakiejkolwiek religii, przynajmniej nie tutaj - to bardzo indywidualna sprawa. Jednak nie widzę przeszkód w interesowaniu się filozofią wschodu - według mnie jest ona bardzo bogata i zawiera mnostwo mądrosci, którą można wykorzystać. I proszę nie pisz o demonach czy innych diabłach - jakoś źle mi się kojarzą tego typu przestrogi.

Zeljka- i jak - zamówiłas sobie już ksiązki Kabat Zinna? Ja jeszcze swoich nie dostałam, a juz bym chciała czytać, czytac czytac i wprowadzac w zycie :wink: Nie mam mozliwości za bardzo by zacząć medytowac w domu. Mieszkamy tymczasowo u rodziców, jest tez babcia - cały czas ktoś w domu (mieszkanie) i nie ma możliwości by się jakoś skupić, wyciszyć. Może bym potrafiła to zrobic, jakbym miała już troche praktyki, a tak nie wychodzi i już. Jak mi się uda, to w piątek podjadę na medytację do tego ośrodka, gdzie je znalazłam. Zobaczymy.....

Żelka
29-09-2009, 10:47
Zamowilam. Troche sie czeka bo jedzie gdzies tam z zagranicy.
Potem wymienimy wrazania. :wink:
Na razie nie mam zadnych oczekiwan, zobacze jak bedzie.
Pozdrawiam. :P

cieszynianka
29-09-2009, 17:31
A jeśli chodzi o medytacje (przez niektórych niechętnie widziane, bo "wschodnie") to dodam, że są też medytacje ignacjańskie (Ignacego Loyoli) chyba bez demonów :wink:

dyonizy1
29-09-2009, 23:22
Umiłowana Koleżanko cieszynianko ,nie popadajmy w błędy logiczne. Medytacje są narzędziem tak jak klucz. Ważny jest cel i treść. W ignacjańskich czy w ogóle w chrześcijańskich jest to skrajnie określone, racjonalne i zrozumiałe. Czym jest człowiek? Oprócz oczywistego stwierdzenia , ze ciałem i duszą(psyche) to jeszcze ze specjalnego miejsca dla Ducha św. Człowieczenstwo w doktrynie katolickiej stoi na tych trzech podstawach. Trójnóg.
Ewangelia mówi o tym wprost : Wy jesteście świątynią Boga żywego. Jeśli otwieramy to miejsce na Boga, na milość to jest ok a jeśli na inne duchy to nie jest ok- niezależnie od tego czy jesteśmy świadomi zagrożenia czy nie.

Ale zauważ, ze umiłowana Kuleżanka morfeusz1 ma obawy przed mantrowaniem. Zdrowy rozsądek, racjonalizm, ten Anioł Stróż ostrzega ja przed czymś obcym i jak wynika z wątku - niezrozumiałym. Koleżanka nie potrzebuje super techniki tylko, żeby dotarło do niej trochę miłości - zdrowy rozsądek jej to podpowiada.
Główny nasz problem to jak kochać i być kochanym.
Poswięcić się jakimś technikom i skupiać na sobie? Toż po pierwsze - trzeba by mieć samozaparcie i być tytanem przelewania pustego w próżne.

Streszczam zatem doktrynę mojego umiłowanego Kościoła ale nie zapominam ,
że wychowuje się nas raczej w doktrynie kartezjańskiej "Myślę, więc jestem"
No i się zaczęło od kartezjusza. Okazało się, że Bóg nie żyje, prawo moralne-wychodzi ze mnie.
Wiec nie ma ducha, światyni, ciało też w zasadzie się nie liczy jeśli nie myśli- wiec można rozkawałkować ciało dziecka poczetego, zagłodzić sparaliżowaną pacjentkę itp.
Ta kuncepcja ma tylko jedna nogę i wywala się na wszystkie strony. nie to co kościelny trójnóg.

Tymczasem natura ludzka swoje wie domaga się jednak tego czegoś coby przylazło i rozwiązało jej problemy. Dla mnie po prostu to miłość.

Jeśli zaś otwieramy się nie wiadomo na co to przyłazi 'niewiadomoco'
Nie mowiąc już o mantrowaniu



Myślę , że wejście Zachodu w medytację wschodnie wyrosło trochę z rozczarowania psychoanalizą. Koncepcje wyrosłe z zawołania kartezjusza zbankrutowały. Ateiści-"racjonalisci" wyśmiewali to jako regres a dla mnie jest to logiczne następstwo. Wejściu tych medytacji, towarzyszył system kontroli czyli jezyk: "duchowość", "transcendencja","świadomosć" i cały zestaw tajemniczych słów.

morfeusz1
30-09-2009, 06:51
dyonizy1 - jeśli chodzi o mantrę, to nie żaden Anioł mnie ostrzega, a jedynie trudno mi siebie wyobrazić mnie samą pomrukująca, tylko i wyłącznie z tego powodu, że śmiech - którego ataku się spodziewam przy pierwszej próbie mantrowania - przegna wszelkie skupienie i z samej medytacji nici :wink:
Rozumiem, że mając swoje wartości, obawiasz się wszystkiego co nieznane dla Ciebie i czujesz się w obowiązku przestrzec. Myslę jednak, ze obowiązek ten spełniłes i dajmy już spokój doktrynom i innym takim. Dla Ciebie umiłowany jest Kosciół, dla kogoś być może coś innego/ktoś inny - i to tylko jego sprawa, decyzja w co wierzy, a w co nie wierzy.
Nam tu chodzi li tylko o medytację :wink: - w rozumieniu wyciszenia się, uporządkowania myśli, uspokojenia galopady emocji.....

Zeljka - to chyba lepiej, jak się nie ma oczekiwań względem tego typu książek.... Ja mam ogromne oczekiwania - i zastanawiam się czy nie zbyt duże. Ale to tak juz jest ze mną, nawet jak siegam po ksiązkę lekką i przyjemną - to mam oczekiwania: że zapewni mi kawałeczek miłego i fajnego czasu. Tutaj mam oczekiwania oczywiście inne: że mnie ta ksiązka zainspiruje, pomoże poukladać siebie w środku.

Obserwuję siebie od kilku dni i widze, że wiele rzeczy mnie drazni, wiele zachowań denerwuje i złości - a ja to "łykam". Nie powiem, nie wygadam się, tylko łykam. I to wtedy rosnie w środku i urasta do niewiadomo jakich rozmiarów.... i grozi eksplozja, czy raczej inplozja. Ale nie umiem o tym rozmawiać, bo ciągle mi się wydaje, ze zranię kogoś, powiem coś przykrego, że jestem niesprawiedliwa w swojej ocenie - bo przeciez nie powinno się oceniac i ze nie powinnam myślec wiecznie o sobie, tak jak ja bym była najwazniejsza na swiecie. A jak się na kogos złoszczę, denerwuję to potem mam wyrzuty sumienia i głębokie poczucie winy typu: "jak może mnie złościć moja mama, skoro tyle jej zawdzięczam itp....... ona by dla mnie wszystko...., a mnie drazni jakieś tam zachowanie."
No, ale wątek o medytacji, a ja tutaj o czymś innym zupelnie..... jakos tak.....

Wracając do medytacji - nie umiem sobie znaleźc miejsca ani wygospodarowac chwili. Jak pisałam mieszkamy z rodzicami i całyc czas ktoś w domu, wiekszośc czasu gra gdzies telewizor - ogólny chaos jest.... I ciągle nie wiem jak zacząć.

Żelka
30-09-2009, 17:40
morfeusz1 Ty pamiętaj o tym, ze nic nie musisz. :wink: Bóg kocha Cie taka jaka jesteś. :P
Jeśli nie masz teraz warunków na to aby posłuchać cisze, to słuchaj tego co masz. Poczuj, ze to tez jest piękne. Bo jesteś tutaj, żyjesz, doświadczasz.
Zycie nowoczesne narzuciło nam ten pospiech i to, ze wciąż czegoś chcemy. A chcemy zawsze to coś w czym nie jesteśmy w tym momencie. :roll:
Jeśli masz duży ruch w domu, to nie myśl o tym, kiedy będziesz mogła usiąść samotnie, w ciszy.
Bądź w tym gdzie jesteś. Odrzuć to - chce cos innego. Zobaczysz, ze poczujesz, ze dobrze jest tak jak jest, ze jesteśmy tam gdzie powinnyśmy być, ze jesteśmy tacy jacy powinnyśmy być. I jest dobrze.

Może nie chodzi o to aby pozbyć sie rzeczy niechcianych lub o to aby zdobić to co chcemy. Może chodzi o to aby zaakceptować i pokochać to co mamy, to jacy jesteśmy. Może tylko wtedy możliwy jest ten spokój.

Żeby nie wiem co mieć, zawsze można mieć więcej. Wiec w tym „aby mieć” spokoju raczej nie zaznamy.
Żeby nie wiem co wiedzieć, zawsze jest coś czego nie wiemy. Więc w tym „aby wiedzieć” tez spokoju nie zaznamy.
Można wszystko rzucić i podróżować po świecie, aby zobaczyć piękno. Ale życia nam nie wystarczy aby wszystko zobaczyć. Wiec w tym „aby zobaczyć” tez raczej spokoju nie zaznamy.
Zostaje uznać nam, że to wszystko jest bardzo cenne i, że warto chcieć mieć/zobaczyć/wiedzieć więcej, bo to nas wzbogaca ale nie szukać w tym spokoju.
Ty i ja możemy przeczytać wszystkie książki tego świata, ale i tak to czego najbardziej poszukujemy, najbardziej potrzebujemy jest w nas samych.

Może dlatego Ci co mądrzejsi od nas, :wink: radzą się od czasu do czasu wyciszyć. Nie żeby uciec, nie żeby coś osiągnąć, ale żeby się uspokoić, posłuchać siebie, poczuć, ze oddychamy/żyjemy, że Ktoś podarował nam Życie, że jesteśmy Życiem. Bez tego daru wszystko inne nie było by możliwe dla nas.
A jak już to do nas dotrze, to wtedy zapytać siebie: „Jak bardzo wartościowy jesteśmy My, każdy z nas, dla Tego Kogoś, że podarował nam największy z darów?
I nagle znika wszystko. Już nic więcej nie chce, bo wiem, ze mam już wszystko.
Zmieniłam się, urosłam, nabrałam wartości, pokochałam siebie, wszystko w tej jednej chwili.
Każdy inny człowiek w moich oczach także nabrał tej samej wartości co ja. Wszystko co istnieje, co stworzył Ten Darczyńca, nabiera wartości. Nic już nie jest takie same.
Słowo „tylko” znika z mojego słownika. Zostaje „aż”.
Przyklejam go do wszystkiego co mogę zobaczyć, poczuć, dotkać, posłuchać, powąchać…
I już wiem. Gdziekolwiek jestem – jestem tam gdzie chciałam być. Kimkolwiek jestem, jestem tym kim chciałam być.
Nie chce niczego zmieniać. Chce tutaj być. I dziękuję za to, ze jestem.

p.s. przepraszam, ze tak dlugo... :roll:
p.p.s. wiem, ze jestem szalona 8) :wink: ale mi z tym dobrze :lol:

morfeusz1
30-09-2009, 20:53
morfeusz1 Ty pamiętaj o tym, ze nic nie musisz. :wink: Bóg kocha Cie taka jaka jesteś. :P
Jeśli nie masz teraz warunków na to aby posłuchać cisze, to słuchaj tego co masz. Poczuj, ze to tez jest piękne. Bo jesteś tutaj, żyjesz, doświadczasz.
Zycie nowoczesne narzuciło nam ten pospiech i to, ze wciąż czegoś chcemy. A chcemy zawsze to coś w czym nie jesteśmy w tym momencie. :roll:
Jeśli masz duży ruch w domu, to nie myśl o tym, kiedy będziesz mogła usiąść samotnie, w ciszy.
Bądź w tym gdzie jesteś. Odrzuć to - chce cos innego. Zobaczysz, ze poczujesz, ze dobrze jest tak jak jest, ze jesteśmy tam gdzie powinnyśmy być, ze jesteśmy tacy jacy powinnyśmy być. I jest dobrze.
Może nie chodzi o to aby pozbyć sie rzeczy niechcianych lub o to aby zdobić to co chcemy. Może chodzi o to aby zaakceptować i pokochać to co mamy, to jacy jesteśmy. Może tylko wtedy możliwy jest ten spokój.
Żeby nie wiem co mieć, zawsze można mieć więcej. Wiec w tym „aby mieć” spokoju raczej nie zaznamy.
Żeby nie wiem co wiedzieć, zawsze jest coś czego nie wiemy. Więc w tym „aby wiedzieć” tez spokoju nie zaznamy. Można wszystko rzucić i podróżować po świecie, aby zobaczyć piękno. Ale życia nam nie wystarczy aby wszystko zobaczyć. Wiec w tym „aby zobaczyć” tez raczej spokoju nie zaznamy.
Zostaje uznać nam, że to wszystko jest bardzo cenne i, że warto chcieć mieć/zobaczyć/wiedzieć więcej, bo to nas wzbogaca ale nie szukać w tym spokoju. Ty i ja możemy przeczytać wszystkie książki tego świata, ale i tak to czego najbardziej poszukujemy, najbardziej potrzebujemy jest w nas samych.

Może dlatego Ci co mądrzejsi od nas, :wink: radzą się od czasu do czasu wyciszyć. Nie żeby uciec, nie żeby coś osiągnąć, ale żeby się uspokoić, posłuchać siebie, poczuć, ze oddychamy/żyjemy, że Ktoś podarował nam Życie, że jesteśmy Życiem. Bez tego daru wszystko inne nie było by możliwe dla nas.
A jak już to do nas dotrze, to wtedy zapytać siebie: „Jak bardzo wartościowy jesteśmy My, każdy z nas, dla Tego Kogoś, że podarował nam największy z darów?
I nagle znika wszystko. Już nic więcej nie chce, bo wiem, ze mam już wszystko.
Zmieniłam się, urosłam, nabrałam wartości, pokochałam siebie, wszystko w tej jednej chwili.
Każdy inny człowiek w moich oczach także nabrał tej samej wartości co ja. Wszystko co istnieje, co stworzył Ten Darczyńca, nabiera wartości. Nic już nie jest takie same.
Słowo „tylko” znika z mojego słownika. Zostaje „aż”.
Przyklejam go do wszystkiego co mogę zobaczyć, poczuć, dotkać, posłuchać, powąchać…
I już wiem. Gdziekolwiek jestem – jestem tam gdzie chciałam być. Kimkolwiek jestem, jestem tym kim chciałam być.
Nie chce niczego zmieniać. Chce tutaj być. I dziękuję za to, ze jestem.

p.s. przepraszam, ze tak dlugo... :roll:
p.p.s. wiem, ze jestem szalona 8) :wink: ale mi z tym dobrze :lol:

tyle mądrosci jest w Tobie... bardzo potrzebuje takich słów, Twojego spojrzenia. Bo jak mozna czuć się dobrze, w harmonii z naturą, ze spokojem w duszy, skoro źle się czuję sama ze sobą i bardzo xle siebie oceniam. Zawsze byłam bardzo krytyczna wobec siebie i ciezko mi się tego pozbyć. Były już momenty w moim zyciu, kiedy czułam się ze sobą dobrze, kiedy potrafiłam cieszyc się z każdej chwili i doceniac to, ze jestem w tym miejscu, w którym jestem. Ale znów dopadło mnie to przeklęte "musze", powinnam".... Mąz mnie wspiera jak potrafi, ale to ja potrzebuje siebie sama poskładac do kupy w środku. Jakby mnie teraz ktos zapytał, co właściwie jest nei tak, co mnie męczy i uwiera - to nie umiałabym jednoznacznie odpowiedzieć. Ale warto się nad tym zastanowić, bo być moze jest i tak, ze tak naprawde to uwiera mnie coś innego, coś czego sobie nie uświadamiam, a przerzucam to "uwieranie' na inne problemy, na problemy dnia codziennego.
W każdym razie mam coraz mniej sił, coraz częsciej się zmuszam by co rano wstać i funkcjonowac w miarę normalnie..... i tak bardzo potrzeba mi tego spokoju, tej harmonii, wyciszenia.

Dziekuję za to, co napisałaś. Postaram się wczuć w to, co jest, nie szukac ciszy, skoro go w mieszkaniu nie ma. Postaram się docenic to co jest, ludzi, ktorzy sa.....

Żelka
01-10-2009, 07:23
morfeusz1 jeśli mogę cos pomóc, to może pisz na priva a ja będę starała sie ile mogę.
Sadze, ze Ty po prostu musisz uwierzyć w siebie, w to, ze jest w Tobie siła, w to, ze jesteś jak klejnot, piękna, niepowtarzalna i chciana, potrzebna na tym świecie.
Bo jeśli Pan Bóg dal Ci Życie, to musisz wierzyć w to, ze nawet jeśli my nie wiemy, nawet jeśli czasami nie widzimy sensu, to On dając nam Życie na pewno wiedział, po co i dlaczego.
Uwierz w to, ze przez to, ze jesteś tutaj świat jest bogatszy o jednego człowieka. Masz swoje miejsce i swój cel.
Bóg nas nie ocenia, kocha nas, inaczej by nas tutaj nie było. My to dodaje spokoju, to ze wiem, ze nie musze nic, bo Ktoś kocha mnie za to, ze jestem.

I nie myśl proszę, ze ja zawsze mam chęć wstać rano, ze nie mam ciemnych dni, takich kiedy bym schowała sie w myszą dziurkę.., albo nawet takich kiedy chce "trochę umrzeć" 8) aby odpocząć od wszystkiego... :wink:
Mam nawet takie dni kiedy "kłócę sie z Bogiem".., a potem jak mi przechodzi przepraszam. :lol:
Myślę, ze każdy z nas ma takie chwile. Nie każdy chce o tym mówić, lub do tego sie przyznać, ale na pewno wszyscy tak maja czasami.

Ludzie często mówią, "o ten/ta to ma dobrze" ale nie zastanawiają sie co za tym stoi. Widza tylko to co dobre, nie widza nic innego. Ale na pewno każdy z nas ma swoje bóle, a wszystko co ktoś osiągnie stoi na fundamentach pracy, jakiejś tam męki, wyrzeczeń..., tego wszystkiego co w innych nie widać, a w nas samych nas uwiera. Bo nam sie wydaje, ze można bez tego, ze inny maja lepiej.
Ale nie można. Każdy żyjący człowiek walczy swoja bitwę o szczęście. Każdego cos uwiera i nikt nie jest samowystarczalny. Dlatego chyba Pan Bóg zamieścił nas wszystkich razem. Dlatego stworzył nas takich różniących sie od siebie. Bo to co ja nie mam, masz Ty. Możemy sie od siebie uczyć na wzajem. Jesteśmy od siebie zależny.
Dlatego nie ma ważnych i ważniejszych, bo tyle samo można sie nauczyć od żebraka na ulicy, od śmieciarza, kierowcy, sklepowej, aktora, dyrektora, doktora, profesora, naukowca, niemowlaka, dziecka... I można by tak dalej pisać...
Każdy jest tak samo ważny.
Nie chodzi o to aby być najlepszym we wszystkim. :wink:
Nie chodzi nawet o to aby być najlepszy w tym co robimy. Chyba chodzi o to aby sie starać, aby dać wszystko z siebie, a reszta chyba nawet nie od nas zależy. :lol:
Wiec jeśli wiesz, ze dajesz wszystko, ze więcej juz nie można, to bądź spokojna, bo już jesteś najlepsza. Na resztę nie patrz. Nie ważne ile osiągnęłaś dając z siebie wszystko, bo to nie jest do oceniania.
Starasz sie ile możesz. To juz jesteś najlepsza. :P Naprawdę.
Mocno, mocno Cie ściskam i uśmiechaj sie do siebie, proszę, bo nie ma drugiej takiej samej na tym świecie. :wink:

morfeusz1
01-10-2009, 08:19
bardzo Ci dziękuję za cieple słowa. I dziękuję za chęc pomocy na piva. To, co piszesz jest dla mnie bardzo wspierające i bardzo podnosi na duchu.

Załozyłam wątek o medytacji, a zeszło mi na problemy..... :wink:

Żelka
01-10-2009, 12:14
Nie ma za co dziękować. :P
I Ty nie mów proszę, ze ja mądra jestem, bo jeszcze ktoś w to uwierzy. :D
Wyślij mnie do banku, albo jakiegoś urzędu abym cos załatwiła, cos nie tak prostego, to sie zdziwisz. :lol: Albo zapytaj jak działa jakiś sprzęt domowy. :lol:
I można by tak naliczać... :D
Jakby świat był pełen takich "Żelek" to na prawdę nie wiele by sie poruszył od wieku kamiennego. :lol:
To, ze wszędzie nam dobrze i ze we wszystkim znajdujemy dobro, tez ma swoja druga stronę. :wink:
Dlatego mowie Ci, każdy z nas jest wartością i każdy jest potrzebny. :wink: A wszyscy zawsze będziemy mieli wiele do nauczenia się. :wink:
I raczej mądrości nikt nie zazna. :D Ale Życie i tak jest piękne. :D

morfeusz1
03-10-2009, 09:48
Nie ma za co dziękować. :P
I Ty nie mów proszę, ze ja mądra jestem, bo jeszcze ktoś w to uwierzy. :D
Wyślij mnie do banku, albo jakiegoś urzędu abym cos załatwiła, cos nie tak prostego, to sie zdziwisz. :lol: Albo zapytaj jak działa jakiś sprzęt domowy. :lol:
I można by tak naliczać... :D
Jakby świat był pełen takich "Żelek" to na prawdę nie wiele by sie poruszył od wieku kamiennego. :lol:
To, ze wszędzie nam dobrze i ze we wszystkim znajdujemy dobro, tez ma swoja druga stronę. :wink:
Dlatego mowie Ci, każdy z nas jest wartością i każdy jest potrzebny. :wink: A wszyscy zawsze będziemy mieli wiele do nauczenia się. :wink:
I raczej mądrości nikt nie zazna. :D Ale Życie i tak jest piękne. :D

taka mądrość zyciowa jest o wiele cenniejsza od umiejętności załatwiania urzędowych spraw, wiedzy o sprzecie domowym itp :wink: Ja umiem załatwić niemal wszystko jeśli chodzi o urzedowe sprawy, organizacyjne itp. Sprzety domowe i nie tylko nie mają dla mnie wiekszych tajemnic i co z tego, skoro życiowo często nie daję rady.... jak trzeba się zmobilizowac, to dam radę i się zmobilizuję, ale potem nie mam kompletnie energii. I stąd może też wynika to moje obecne osłabienie psychiczne - ciezki rok, wiele spraw, wiele waznych decyzji. Teraz się chcę skoncentrowac na znalzieniu spokoju w sobie, bo masz rację, ze jeśli w sobie go nei znajdę, to próżno i na całym świecie szukać. Podobnie z dobrem, z wartościami.

Wczoraj dostałam książkę "Gdziekolwiek jesteś, bądź" :D dzisiaj zacznę ją czytać :wink:

tak, czy inaczej poruszając sprawę medytacji, chodziło mi tylko o medytacje, a teraz wiem, że mam więcej spraw do "załatwienia" niż tylko odnalezienie spokoju, wyciszenia na czas medytowania.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :D

Żelka
03-10-2009, 11:04
Ja Ciebie tez pozdrawiam serdecznie. I nie badz dla siebie za surowa. :wink:

A ja na moje ksiazki wciaz czekam. :P
Dobrze, ze mozna bylo zamowic przez net. Jakby wymagalo to "zalatwiania" to czytala bym ulotki podrzucane do skrzynki. :lol:

Orionisko
11-10-2009, 20:48
Polecam:
Regresing,
Integrację oddechem,
Niehipnotyczne techniki medytacji,
Wszystko co prowadzi do stanu akceptacji oraz bycia tu i teraz

cieszynianka
11-10-2009, 22:23
Polecam:
Regresing,
Integrację oddechem,
Niehipnotyczne techniki medytacji,
Wszystko co prowadzi do stanu akceptacji oraz bycia tu i teraz

Z tym oddychaniem to ostrożnie :roll:

Kiedyś sobie zrobiłam według przeczytanej instrukcji takie oddychanie energetyzujące i jeszcze następnego dnia miałam zaburzenia widzenia :lol:
Hiperwentylacja albo co :roll: :wink:

Renia
11-10-2009, 22:30
napisz cos więcej !
jakis link do instrukcji ???

Żelka
12-10-2009, 08:00
Polecam:
Regresing,

Żartujesz chyba? :D Tego samemu sie nie da zrobić, a wpaść w szpony jakiemuś co to "niby sie zna", to ja dziękuję.
Z reszta myślę, ze jakbym miała wiedzieć cos o poprzednich wcieleniach (jeżeli są) to bym to wiedziała.
Nie wiem, bo może Ktoś uznał, ze tak dla mnie jest lepiej.
A z reszta, to, ze dziś panicznie boje sie wody (na przykład) może oznaczać, ze kiedyś w jakimś życiu sie utopiłam, czemu nie.., ale tak samo może oznaczać, ze musze nauczyć sie pływać. :D :wink:
Wiedza o tym co było kiedyś nie pomoże mi rozwiązać moich problemów. No bo co, ze ja się dowiem, ze „kiedyś się utopiłam.” Nie przestane się przez ta bać wody. Strach i tak trzeba pokonać tu i teraz.
Sa tylko dwie możliwości, albo nauczyć się pływać i pokochać wódę, albo zawsze stronić od wody i pokochać swój strach.
Ja akurat wierze w to, ze wszystko da sie rozwiązać tu i teraz, po co grzebać tam gdzie juz nic i tak nie da sie zmienić.
Ale to zaznaczam, jest tylko moje zdanie.

Renia
12-10-2009, 09:38
Polecam:
Regresing,

Żartujesz chyba? :D Tego samemu sie nie da zrobić, a wpaść w szpony jakiemuś co to "niby sie zna", to ja dziękuję.
Z reszta myślę, ze jakbym miała wiedzieć cos o poprzednich wcieleniach (jeżeli są) to bym to wiedziała.
tutaj chodzi o regresing niehipnotyczny ....
metoda ta pozwala na wprowadzenie człowieka w stan głębokiego relaksu za pomocą serii głębokich oddechów (oddychanie reichowskie, rebirthing) i świadome cofanie się pamięcią do wydarzeń z przeszłości, wczesnego dzieciństwa lub traumatycznych momentów. Stan głębokiej relaksacji umożliwia wyzwolenie emocji, ponowne przeżycie przeszłości - a w efekcie, analizę przyczyn i skutków, jakie tamte sytuacje wywarły na obecne życie.

Podkreślaną przez twórcę (Leszka Żądło) zaletą regresingu ma być możliwość analizy wydarzeń z przeszłości z poziomu świadomego. Klient po sesji pamięta wydarzenia, co wpływa na zwiększenie poczucia bezpieczeństwa, kontroli nad swoim życiem, a nawet poczucia własnej wartości.

to z wikipedii .....

niektórzy z tego korzystają.


A regresing hipnotyczny, do poprzednich wcieleń, uprawiał Michael Newton. Jego techniki duchowej regresji umożliwiały osobom poddanym hipnozie powrót do swoich doświadczeń w świecie dusz.

Ciekawe te doświadczenia były ... i ciekawe rzeczy ludzie opowiadali .....

Renia
12-10-2009, 09:41
.... chociaż nie wiem czy regresing niehipnotyczny też nie wprowadza w poprzednie wcielenia, nie miałam czasu tego tematu drążyć .....
Poczytałam natomiast Michaela Newtona.

zielony_listek
12-10-2009, 09:42
Sa tylko dwie możliwości, albo nauczyć się pływać i pokochać wódę


Zelijka, faktycznie wóda bardzo na strach pomaga :-)
Przepraszam, ale nie mogłam sie powstrzymać :wink:

A serio, to chodzi Ci o takie obłaskawienie strachu przed wodą, że jak umiesz plywać to nie ma się czego bać? Spróbuj może kilku lekcji nurkowania z butlą, nie trzeba umiec pływac wpław (ja nie umiem i juz się chyba nie naucze nigdy :-( ), nie musisz umiec oddychac w wodzie (bo masz butlę z tlenem), a zanurzanie czy wypływanie odbywa się nie siłą mieśni, ale regulacją powietrza w kamizelce.

Renia
12-10-2009, 09:50
tu cos więcej o terapiach regresywnych
http://www.ezosfera.pl/leszek/drukuj_artykul/223

Żelka
12-10-2009, 10:25
Plywanie i strach przed woda podalam jako przyklad. Mnie nie dotyczy. :lol:
Ale za to przed hipnoza mam stracha i chyba bym sie nie zdecydowala. Chyba raczej na pewno. :lol:

Żelka
12-10-2009, 10:29
tutaj chodzi o regresing niehipnotyczny ....

A dzieki, ze napisalas, bo ja juz mialam stracha. :P
Aha i przepraszam autora, ze zle zrozumialam.

Renia
12-10-2009, 11:40
Polecam:
Regresing,
Integrację oddechem,
Niehipnotyczne techniki medytacji,
Wszystko co prowadzi do stanu akceptacji oraz bycia tu i teraz

a Ty korzystałaś już z regresingu ? Masz jakieś doświadczenia, może byś sie podzieliła ?

Orionisko
12-10-2009, 13:49
Regresing niehiponotyczny metoda leszka żądło.
Hipnotyczny wiąże się z uzależnieniem oraz połączeniem z hipnotyzerem oraz przejęciem części jego chcianych i niechcianych nawyków jak zreszta każda metoda hipnotyczna.
Jeśli chodzi o to czy samemu. To ja tylko tak pracuje. Tzw. "autoregresing", ale uwaga pierwsze 10 spotkań powinno zostać zrobionych przy udziale doświadczonego regresera. Regresing może wprowadzać w poprzednie wcielenia za pomocą symboli, obrazów, uczuć, ale tylko osobom, które są na doświadczenie emocji z tym związanych. Jak ktoś myśli, że zrobi sobie sesje i zobaczy od razu co się działo 500 lat temu to niestety muszę go rozczarować.
Co do metod oddechowych i innych takich. Jak ktoś robi to samemu, bez udziału kogoś doświadczonego, to robi na swoje ryzyko. To tak samo jak z nożem. W rękach zdrowego dorosłego człowieka jest OK. W rękach idioty albo małego dziecka niezbyt. Pozdro

Renia
12-10-2009, 17:20
Czyli z tego wniosek, że nie należy samemu ryzykować.

Orionisko
13-10-2009, 13:04
Ryzykować można, ale trzeba się liczyć z konsekwencjami jeśli coś będzie nie tak. Ja za wiedzę płaciłem około 2000 PLN za indywidualne zajęcia i około 2000 PLN za zajęcia grupowe. Czy to drogo. Może tak, ale patrząc na to jak rozwiązuję problemy teraz i jak zmieniło się moje życie przez dwa lata oraz co dzięki wprowadzeniu teorii w praktykę zyskałem, zapłaciłbym 40 000 PLN. pzdr.

Renia
13-10-2009, 13:12
No to mnie zaskoczyłeś !!!! :roll: :o :roll: :o
I zaciekawiłeś.

Orionisko
13-10-2009, 15:29
tzn?

Renia
13-10-2009, 18:38
ale trzeba się liczyć z konsekwencjami jeśli coś będzie nie tak. Ja za wiedzę płaciłem około 2000 PLN za indywidualne zajęcia i około 2000 PLN za zajęcia grupowe.
jak zmieniło się moje życie przez dwa lata oraz co dzięki wprowadzeniu teorii w praktykę zyskałem, zapłaciłbym 40 000 PLN. pzdr.
1) że sa jakieś konsekwencje .....jak jest nie tak :roll: :roll: :roll:
2) że to tyle kosztuje
3) że życie się potem jednak zmienia .....

Żelka
13-10-2009, 21:05
Reniu
1) spaprac mozna wszystko :wink:
2) jak nie pomoze to drogie :wink:
3)stala jest tylko zmiana :wink:

Orionisko
14-10-2009, 07:17
Kasa - Ja koszt tych 4000 pln ponosiłem przez 2 lata. To suma.
Jeśli nie będziesz chciała, żeby Twoje życie się zmieniło masz prawo pozostać w tym samym miejscu, albo jeśli zmiany nie będą Ci się podobały, prawo powrotu.
A każda zmiana pociąga za sobą konsekwencje. Brak zmian również.