PDA

Zobacz pełną wersję : WIELKA KŁÓTNIA



rela5
16-10-2009, 08:43
Muszę to z siebie wyrzucic.
Dwa dni temu ogroooomnie pokłóciłam się ze swoim mężem. :( ..ale to nie była o tak, zwykła kłótnia.Doszło do użycia siły,mąż mocno mnie popchnął...ja rozgniewana, zbuntowana "nie dam sobie " więc go też popchnęłam...i zaczęła się szarpanina dosyć mocna,zakończona uderzeniem w głowę.
Przegiął i to mocno,jesteśmy 8 lat małżeństwem...i była to wielka miłość...
....oj zawsze powtarzałam że to byłby koniec, gdyby mnie facet uderzył..
Wiem że nie jestem bez winy że go sprowokowałam ,chciał mnie wyrzucić z kuchni,ale choćby nie wiem co nie powinien mnie uderzyć...jestem kobietą-jego kobietą-matką jego dzieci :(
Chodzę struta ,ciągle jest jeszcze we mnie złość ,nie odzywam się do niego gdyby nie dzieci,to bym kazała mu się wynosić,nie mogę na niego patrzeć....ciągle przed oczami mam jego wykrzywioną złością twarz...nie wiem co robić
Mówią że od wielkiej miłości do nienawiści krótka droga.
Owszem zdarzały się nam dotad kłótnie ,mniejsze i większe...ale nigdy dotąd nie użył wobec mnie siły...był dobrym mężem...
Gdzie są granice...?

Przepraszam że piszę pod nowym nickiem.

kania
16-10-2009, 09:21
Rzeczywiście ciężko po takiej awanturze się otrzepać i pogodzić. Nawet te powiedzmy "przeprośne" kwiaty, które później się pojawią będzie pewnie ciężko przyjąć. Co się stało, to się stało i jakaś granica została przkroczona. Rozwodzić się? Z takiego powodu? No właśnie...ale ciężko miec świadomość, że on JEST W STANIE coś takiego zrobić i dalej być żoną...
Myślę, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ale na drugą - na trzecią już nie.

nie powinien mnie uderzyć...jestem kobietą-jego kobietą-matką jego dzieci :(
Masz rację, ale w wielkiej złości taka myśl nie przchodzi do głowy - to może być jego refleksją dziś.

iza mama gabora
16-10-2009, 09:27
rela5-Jak sama powiedziałaś,wina leży po obu stronach.Piszesz,że chodzisz jak struta.A on?Może jemu tez jest przykro z tego powodu.Zastanów się czy jest to człowiek wybuchowy,czy był to jednorazowy epizod.Czy kłótnia ta zrodziła się na trzeźwo czy pod wpływem alkoholu.Czy w ostatnim czasie przeżywacie jakieś większe sytuacje stresowe.
Piszesz:"nie powinien mnie uderzyć"-może i prawda ale mężczyźni też mają swoje granice.
Nam wpaja się za to,że powinnyśmy być kobiece,zwiewne i nie powinnyśmy przeklinać-a nie zdarza się to nam?
Zrób sobie taki rachunek sumienia,potem usiądźcie i obgadajcie sprawę.
Może i my miewamy wykręcone złością twarze :wink:
rela5-nie można zjeść kilograma słodyczy i się nie porzygać :wink: Trzeba czasami przekąsić odrobiną dziegciu dla równowagi.A rozmowa i przemyślenie tej historii na spokojnie powinna dać Wam wynik w postaci tego czym owe slodycze chcecie zagryzać :wink:

daggulka
16-10-2009, 09:33
Współczuję , kochana ..... współczuję....

Obawiam się, że pierwsza granica została przekroczona ....
Teraz od Ciebie zależy co zrobisz dalej .... sama swoich granic musisz sobie pilnowac .....
bo gdyby człowiek myslał racjonalnie ... to i Ty i Twój mąz byscie usiedli i po prostu przedyskutowali sprawe sporną ... natomiast w pewnym momecie wchodzą z buciorami emocje , żale ... i tu kończy sie racjonalne myślenie ...

na pewno nie jestes gotowa teraz na tą rozmowe ... ale bedziesz musiała z mężem porozmawiać i powiedziec mu co czujesz .... jak zabolało Cie to co się stało .... bo w tym co sie stało mieliście oboje swój udział ....
wiem - bo silniejszy , bo facet - bo nie powinien ... no nie powinien ... ale stało sie ....

i boje się , bo czasem jest tak , ze jak zostanie przekroczona ta pierwsza granica , to są przekraczane kolejne .... dlatego nie możesz przejść nad tym do porządku dziennego .... i dlatego trzeba to wypowiedzieć ...oboje musicie to usłyszeć ...

rozmowa ...tylko rozmowa- ale bez obwiniania w żywe oczy ...... ino ogródkami:

" cholera ...no co to się podziało - przeciez nigdy nasze rozmowy się tak nie kończyły .... nie możemy się tak traktowac nawzajem . Zabolało mnie bardzo to że się poszarpaliśmy i wiem , że nie powinno tak sie skończyc ... ja jestem winna , ze sprowokowałam a Ty jestes winny że dałeś się sprowokowac ... oboje jestesmy winni . A mnie jest bardzo przykro, bo nie powinienes mnie uderzyć . I nigdy już tego nie rób - a ja też sobie na to nie pozwolę ".

cieżka to rozmowa..... tez nie pozbawiona emocji.... ale kiedyś trza o tym porozmawiać ... nie można przejść do porządku dziennego ....

zielony_listek
16-10-2009, 12:07
Przeszliście pewną granicę i od Was obydwojga zależy, co z tym dalej zrobicie.
Możecie się znienawidzieć, a możecie potraktowac to jako syrenę ostrzegawczą, że cos się źle dzieje i nauczkę na resztę życia. Sygnał: jeszcze jest czas na naprawianie. Tylko musicie tego obydwoje chcieć. Może trzeba zwolnić?

Tłumaczenie, że go sprowokowalas to takie dość szemrane, dorosli jestesmy i pewne zasady obowiazują.
A co mąż? Może się gryzie i nie wie jak Cie przeprosić? A może czeka, az pierwsza pękniesz i sama z siebie zrobisz winną? Nie, skoro przez tyle lat mu ufałaś, to chyba jednak dobry czlowiek jest.
Fakt pozostaje faktem (pierwszy uderzył, tego się cofnąc nie da), ale jego nastawienie ma teraz duże znaczenie.
Może mógłby jakos odkupic winę?

morfeusz1
16-10-2009, 12:13
Bardzo trudna sytuacja....

Na pewno nie powinno się podejmowac żadnych decyzji kiedy jest jeszcze złość - bo to tak silna emocja, ze niestety często ona rządzi. Z drugiej strony nie zwalczaj złości na siłę - stłumiona da o sobie znać prędzej czy później.
Z rozmową, o której piszą dziewczyny poczekałabym az trochę ochłoniesz - ale porozmawiac trzeba. Tylko na pewno nie wtedy kiedy w nas jeszcze mnóstwo silnej złości, bo wtedy niestety zwykle ona blokuje racjonalizm.
Jesli mąż będzie chciał rozmawiac wczesniej zanim dostatecznie ochłoniesz, szczerze mu powiedz "Słuchaj ja też chcę porozmawiac, ale potrzebuję trochę czasu, żeby to wszystko sobie poukładać i zeby ochłonąć. Czuję ogromną złość, a chciałabym abyśmy rozmawiali spokojnie".

Równiez nie osądzałabym męża bez dokładnego przemyslenia całej sytuacji i szczerego odpowiedzenia sobie, czy nie sprowokowałam do tego, że przestał nad soba panowac. To oczywiście nie rozgrzesza, ale warto pamiętac, że i świętego można wyprowadzić z równowagi do tego stopnia, ze zrobi coś, czego by nigdy i nikomu...

Postaraj się zrobić taki spory krok do tyłu i popatrzeć na sytuację, ktora miała miejsce okiem obserwatora - obiektywizm w tej sytuacji jest szalenie trudny, ale może się uda. I nie chodzi tutaj o to, by rozgrzeszac męża, ale raczej o to, by móc sobie samej sobie z tym poradzić, by to sobie poukladać. A aby sobie z tym poradzić trzeba to przeanalizowac ze szczerością do bólu.

To, ze granica została przekroczona to jasne, ale wcale nie determinuje to tego, że zostanie przekroczona kolejny raz. Mąż musi wiedziec, ze nie dajesz mu przyzwolenia na takie zachowanie - w trakcie rozmowy jasno to powiedz. Ale nie unoś się zadnym honorem typu "uderzył mnie więc rozwód" bo nie warto. Pomyśl o tym, o czym piszą przedmówczynie: jakim on jest człowiekiem - wybuchowy, agresywny czy spokojny? Czy zdarzały się wczesniej, ze tracąc panowanie nad sobą (z jakichkolwiek przyczyn) był agresywny? Czy kiedy jest zły, kiedy się kłócicie niszczy jakiekolwiek przedmioty, uderza np. w scianę?

Jesli generalnie jest spokojnym człowiekiem, to być może ktoraś jego z granic została również przekroczona i złośc z tego powodu calkowicie stłumiła racjonalizm i stało się. Naprawdę nawet najspokojniejszy człowiek może w takiej chwili zrobić coś głupiego, coś, czego załuje potem dłuugooooo, bardzo dłuuugooo.

Poza tym warto dawac sobie szansę (oczywiście nie w nieskonczonośc), bo ludzie błądzą i błędy popełniają. Są tacy, którzy taką szansę potraktują jak przyzwolenie do dalszego "błądzenia", ale mądry człowiek potraktuje to własciwie i szansę wykorzysta.

Porozmawiajcie - ale na tyle spokojnie, na ilę się da. Bedziesz zła: powiedz mu o tym "czuję złość" - ale rozmawiajcie spokojnie

ściskam Cię bardzo ciepło

kamykkamyk2
16-10-2009, 12:51
Witam.
Jeżeli to był pierwszy raz, to moim zdaniem powinniście dać sobie drugą szansę. Może Wam pomóc szczera rozmowa, powinniście się obydwoje przeprosić, a może nawet skorzystać z porady jakiegoś specjalisty.
A na przyszłość jeżeli taka sytuacja powtórzy się kolejny raz, to wtedy pozostaje już tylko rozstanie. A wiem to stąd, iż pisałem na temat przemocy w rodzinie pracę magisterską. W ramach badań rozmawiałem na ten temat z policjantami, pokrzywdzonymi, kuratorami itp. i wiem, że przemoc w rodzinie zazwyczaj się powtarzała i była coraz bardziej drastyczna, poza nielicznymi przypadkami. Ale dajcie sobie wpierw drugą szansę.

Pozdr

rela5
16-10-2009, 13:35
Kochani dziękuję Wam!
Na forum jestem przeszło trzy lata i wiedziałam ze się nie zawiodę!Dzisiaj w nocy gdy się przebudziłam i nie mogłam spać ,myślałam co i jak...i pomyślałam właśnie o forum.
Dobrze jest poznać zdanie innych,Wy patrzycie obiektywnie ...a mnie pełnej złości ,nasuwają mi się okropne rozwiązania.Dzisiaj rano (jeszcze przed napisaniem tego tematu)ogromnie mnie korciło ,aby wysłać do męża smsa-że go nienawidze, po 100kroć nienawidze,że nie chcę go widzieć.
Ale ochłonełam ,zdałam sobie sobie sprawę że pogorszyłabym jeszcze naszą sytuację.
Może wkurza mnie to że widzę ,że on się tym nic nie przejmuje,nie robi żadnego kroku,nie okazuje żadnej skruchy.
Mąż ma taką zasadę "nie pozwolę sobie,nie dam sobie aby mi koś tam,coś tam"
Jest uparty nie da sobie powiedzieć.
W sumie poszło o psa -jego psa.Niecały rok mamy mieszańca berneńskiego,niestety mój mąż ciągle nie miał czasu aby przez ten rok zrobić budę dla psa(jest stolarzem-więc zaden problem)i teraz jak nadeszła ta zima tak niespodziewanie zaczełam, bardzo naciskać (suszyłam mu głowe ,jak to baba :wink: )aby wreszcie zrobił tę budę ,bo mi jest żal tego psa ,aby w takie zimno był ciągle na dworze...zawsze mi odpowiadał ,ze jemu nic nie ma,nic mu się nie dzieje,no i tak od słowa do słowa....
...ale sie porobiło :(
Wiem że jestem zadziorna i też mam ,oj mam charakterek :-?
...ale mąż też nie jest aniołem...wiem trzeba porozmawiać...i wiem że będzie cholernie ciężko ,będzie szedł w zaparte,ja go znam,będzie obwiniał mnie ,ze to prze zemnie..ze gdybym go nie sprowokował to by nie doszło do całej sytuacjii nie będzie poczuwał sie do żadnej odpowiedzialności...bo gdyby było inaczej,juz starałby się ,choć trochę odezwać...ja czuję się zraniona...i też się nie odzywam...
Wiecie nigdy nie pomyslałam że tak będzie nigdy!!!..Ja romantyczka wierząca zawsze w wielką miłość.. :(
ZOBACZYMY..
Bardzo Wam wszystkim DZIĘKUJĘ!!!

morfeusz1
16-10-2009, 14:04
no to, ze nie okazuje żadnej skruchy wkurza chyba podwójnie. Mimo tego, że faktycznie mozna swoim zachowaniem wyprowadzić z równowagi, spowodowac, ze ktoś zrobi cos, czego by nigdy na chłodno nie zrobił - to jednak nie daj się wmanipulować w Twoją winę . Tu zresztą nie do końca chodzi przecież o to, aby ustalić winnego, ale żeby ustalić co chcemy z tym zrobić. Bo stało sie i się nie odstanie. I trzeba to przegadać.


Ja wiem, że łatwiej pisac i radzić, ale wydaje mi się, ze dobrze by było gdybyś przygotowała się na tę rozmowę, bo z tego co piszesz, to chyba łatwa i krótka nie będzie. Chodzi mi o przygotowanie w tym sensie, żebyś dokładnie przemyślała:
1. Co chcesz osiągnąć tą rozmową - bo nie chodzi jedynie o zgodę, ale w dużym stopniu tez o przypomnienie granic czy tez ustalenie ich od nowa.
2. Co chcesz mu koniecznie powiedzieć.
3. Co dokładnie czujesz: zawiedzione zaufanie, przykrość, złość, rozczarowanie itp itd.

Niby dokładnie znamy emocje, ale cholernie trudno je nazwać. Kiedyś, gdy chodziłam na terapię, dostałyśmy kartki A4 z wypisanymi emocjami i zadanie aby przez jakiś czas prowadzić dzienniczek emocji - strasznie to było trudne na początku. Ale jak juz się ustaliło co czujemy (czasem kilkanaście róznych stanów emocjonalnych) łatwiej było pójść do przodu z danym problemem, sytuacją.

Jak już sobie to przemyslisz - możesz nawet wynotowac na kartce - to nawet jak mąz dalej będzie udawał, ze nic się nie stało, sama do niego podejdź i powiedz, że chyba nadszedł czas na rozmowę o tym, co się wydarzyło. I nie daj się zbyć, ale też nie naciskaj na maksa, nie zmuszaj (bo i tak może przeciez być, ze on nei będzie chciał rozmawiac). Poczekaj jeszcze trochę, a jak dalej nie będzie chciał rozmawiac, to przygotuj sobie po prostu to, co chcesz mu powiedzieć i powiedz, że chcesz by Cię wysłuchał. Zacznij mówic i powinno jakoś pójśc....

i postaraj się nie zamartwiac - wszystko można naprawić, jeśli się chce :D

tzrymaj się cieplutko :wink:

16-10-2009, 14:06
Jakby mi mąż wyjechał z "to twoja wina bo mnie sprowokowałaś" po rękoczynie (zresztą sobie takowego nie wyobrażam), to odbyłoby się pakowanie walizek. Jeśli on myśli że uderzenie ciebie jest dopuszczalne w pewnych sytuacjach, to się niestety może powtórzyć i pewnie tak będzie. Przekroczyliście ważną granicę.

daggulka
16-10-2009, 14:15
Niby dokładnie znamy emocje, ale cholernie trudno je nazwać. Kiedyś, gdy chodziłam na terapię, dostałyśmy kartki A4 z wypisanymi emocjami i zadanie aby przez jakiś czas prowadzić dzienniczek emocji - strasznie to było trudne na początku. Ale jak juz się ustaliło co czujemy (czasem kilkanaście róznych stanów emocjonalnych) łatwiej było pójść do przodu z danym problemem, sytuacją.


a dzienniczek emocji też przerabiałam .... zawsze miałam z tym problem, bo emocji ci u mnie kikanaście w minucie :oops: :lol:

a w temacie -
znam ten typ faceta - rozmowa o problemach nie jest łatwa ... mój małż taki jest - uparty , jak sie uprze to nie przegadasz .... oczywiście nigdy nie jest winien niczego :wink:
natomiast potrafi sie pohamować ... kiedy już naprawdę w nim wrze jak się żremy (bardzo rzadko, ale się zdarza i to na ament) ...i kiedy wbijam szpilę i drążę - i widze, że jest na granicy i ma ochotę mnie gołymi recami udusić ...to on nagle się zamyka .... przestaje sie odzywać , odchodzi, ignoruje .... foch normalnie :o :lol:
czasem potrafilismy ze sobą 2 tygodnie nie gadać ... oba uparte jak osły ... :lol:

magpie101
16-10-2009, 14:53
Napisze krotko: gdyby moj maz podniosl na mnie reke chocby bylby to pierwszy raz odeszlabym od niego. Jestesmy malzenstwem 16 lat i moj maz wie, ze jesli zrobilby cos takiego to zostalby sam, czesto go prowokowalam, on az sie pienil ze zlosci ale wiedzial, ze jesli by uderzyl to bylby to pierwszy raz ale i ostatni zarazem.

rela5 jesli Cie uderzyl raz zrobi to ponownie - mozesz nie wierzyc ale tak bedzie, jak nie teraz to za kilka lat.

morfeusz1
16-10-2009, 15:12
Napisze krotko: gdyby moj maz podniosl na mnie reke chocby bylby to pierwszy raz odeszlabym od niego. Jestesmy malzenstwem 16 lat i moj maz wie, ze jesli zrobilby cos takiego to zostalby sam, czesto go prowokowalam, on az sie pienil ze zlosci ale wiedzial, ze jesli by uderzyl to bylby to pierwszy raz ale i ostatni zarazem.

rela5 jesli Cie uderzyl raz zrobi to ponownie - mozesz nie wierzyc ale tak bedzie, jak nie teraz to za kilka lat.

nie zgadzam się z tym - nie zawsze tak jest. Jest tak często, ale nie jest to reguła. Dlatego ważne jest to, co było wyżej pisane: czy mąż bywa agresywny, czy często traci panowanie nad sobą i np. niszczy przedmioty, wali w scianę, drzwi itp. Bo jeśli bywa tak agresywny, to niestety może byc tak jak pisze maqpie.

Nie toleruję przemocy i nigdy nie byłabym z kimś, kto bije (nie chodzi mi o jednorazowy wypadek), ale wiem tez, że ludzie popełniają błędy i potrafią z nich wyciągac wnioski. Oby tutaj mąz wyciągnał dobre wnioski. Nie warto od razu wszystkiego przekreslac, a na pewno ne w złości. Ile znam sytuacji, w ktorych kobiety mówią, że jakby mąż zdradził, to odeszłyby od razu, a jak się zdarza taka sytuacja - zostają. Nic nie jest czarno-białe i nie zawsze możemy byc pewni jak postąpimy w sytuacji, w krej nigdy wczesniej się nie znaleźliśmy.

ja uważam, że warto dac sobie szansę, tylko jedną, ale dać. Oczywiście w przypadku, gdy maż rozumie, że źle zrobił, nie próbuje na kobietę zrzucać winy...

JANINKI-AMORKI82
16-10-2009, 15:18
bardzo współczuję takiej sytuacji i tak się zastanawiam, jak ja bym postąpiła? i szczerze mówiąc nie wiem....niby z jednej strony przekroczenie takiej granicy powinno być jednoznaczne z pakowaniem walizek bo wiadomo - jak raz zrobił to pewnikiem kiedyś to powtórzy choćby nie wiem jak się zarzekał, ale z drugiej strony przecież na pewno się kochacie skoro 8 lat razem jesteście, czy można przekreślić wszystko po 1 awanturze?
staram się też postawić na miejscu twojego męża, bo tak sobie myślę, że skoro nigdy nie był wybuchowy i nigdy ręki na Ciebie nie podniósł to nie możliwe żebyś ten jeden raz tak go rozjuszyła, że akurat to spowodowało, że cię szarpnął....tu musi być coś jeszcze, jakieś drugie dno - może mąż ma jakieś problemy, o których nie chce rozmawiać i po prostu przelała się w nim czara goryczy?

tak sobie myślę, że rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa i postawienie sprawy jasno - (o ile go kochasz i chcesz mu wybaczyć) - że to był pierwszy i ostatni taki jego wybryk, jeśli cię kocha to ma cię również szanować i nie ważne co mu powiesz czy zrobisz - nie wolno mu podnosić na ciebie ręki, przy kolejnej chociażby próbie - powiedz że spakujesz mu walizy i jego obciążysz winą za rozpad związku. i nie daj sobie wciskać, że go sprowokowałaś, co to on mózgu własnego nie ma, żeby nie dać się sprowokować? co się stało to się nie odstanie ale on musi mieć świadomość, że to nie ty tu jesteś winna (choćbyś nie wiem jak mu dopiekła), i że to się nie ma prawa więcej powtórzyć bo to będzie koniec. myślę, że jeśli mu zależy na tobie, was, związku i rodzinie to zapali mu się światełko ostrzegawcze.
w każdym razie życzę żeby się poukładało.

daggulka
16-10-2009, 15:18
cos mi się zdo (wnioskując z treści wpisów autorki), że On nie poczuwa się do winy .....

JANINKI-AMORKI82
16-10-2009, 15:23
cos mi się zdo (wnioskując z treści wpisów autorki), że On nie poczuwa się do winy .....

no tak, ale może się poczuje w momencie gdy autorka uzmysłowi mu jak wielki błąd popełnił i jak bardzo skrzywdzona ona się czuje, mężczyźni nie są przecież tacy jak my, myślą i czują troszkę inaczej i on może sobie myśleć, że nic się nie stało - dopóki prosto w twarz nie zostanie mu powiedziane. nie chcę tu urągać mężczyznom ale znam takich (niestety), którzy by się nie domyślili - na prawdę.

daggulka
16-10-2009, 15:27
JANINKI-AMORKI82 ... oby, oby ... :roll:

morfeusz1
16-10-2009, 15:30
cos mi się zdo (wnioskując z treści wpisów autorki), że On nie poczuwa się do winy .....


no i tutaj klops - bo jak faktycznie będzie próbował się tłumaczyć "To Twoja wina, sprowokowałaś mnie... itp" to jestesmy w czarnej d..pie. Bo nie poczuwając się do winy daje jasny komunikat, ze wolno mu było tak się zachowac, ze miał prawo, że to normalne. A to nie jest normalne, nie miał prawa, chociazby nie wiem co (no, chyba, żebyś się zona topiła i panikowała, to wtedy faktycznie byłoby trzeba).

Gdy pisałam, ze warto dać sobie szanse to tylko pod warunkiem, ze mąż wykaże jakąś skruchę, przeprosi, obieca poprawę , no nie wiem, co jeszcze - po prostu zachowa się tak, jak mądry facet, który popełnił błąd i bardzo tego załuje.

A bezposrednio po tym, jak uderzył to co zrobił? Coś powiedział? Jak się zachował?

daggulka
16-10-2009, 15:31
Myślę, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ale na drugą - na trzecią już nie.


racja w czystej postaci .... nic dodać nic ująć ...

galka
16-10-2009, 17:37
rela5 rozumiem Twój ból i smutek :cry:
Gdyby od razu się zreflektował.że sprawy poszły za daleko ,łatwiej byłoby rozmawiać i przepraszać .
A najgorsze jest,ze nie wiesz co myśli ta druga osoba,czy żałuje i nie może się zdobyć na pierwszy krok czy zapiekła sie w złości i czuje sie sprowokowana :-?
O walizkach nic Ci nie napiszę bo tylko Ty wiesz wystawić czy wybaczyć.

Ale nurtuje mnie coś innego zrobił tą budę czy nie
Gdyby zrobił byłby to krok we właściwą stronę ,w końcu pies się z nim nie kłócił

magpie101
16-10-2009, 18:08
cos mi się zdo (wnioskując z treści wpisów autorki), że On nie poczuwa się do winy .....

Z opisu calej sytuacji przez autorke watku to samo odnioslam wrazenie.

Dlatego nadal uwazam, ze sytuacja sie powtorzy kiedys.

asia.malczewska
16-10-2009, 18:10
ciężko się to czyta rela5, a co drugie z nas pisze o tym, że nie podarowałby takiego czynu ... ale inaczej jest znaleźć się samemu w takiej sytuacji a ocenić ją w zaciszu swojego pokoju czy komputera.
My z mężem też nie mamy łatwych charakterów, dwa zodiakalne Barany urodzone dzień po dniu, od 11 lat razem przez życie ... Słowa - takie złe, krzywdzące i powiedziane w gniewie - nieraz nam się zdarzały, ale nie przypominam sobie nigdy, żeby podniósł na mnie rękę. Raczej - zapobiegł, żebym sobie sama krzywdy nie zrobiła.
Próbuję sobie wyobrazić rozmowę, jaką musiałabym z nim przeprowadzić po takim potencjalnym geście przemocy i .... ciężko jest. Jestem pamiętliwa, może z czasem udałoby mi się przebaczyć ale nie dałoby się zapomnieć. Obawiam się, że zamiast nas dwojga od tej pory byłoby nas troje: on, ja i przemoc.
Piszesz o dzieciach - sama mam dzieci, dwójkę i pewnie obawiałabym się, że jeżeli mąż dał się sprowokować mnie to dlaczego nie spotkałoby to naszych dzieci. Nie napisałaś zresztą, czy dzieciom dane było ujrzeć was w takiej sytuacji ... mam nadzieję, że jakoś nie bo nawet dorosłym dzieciom ciężko pojąć i pogodzić się z konfliktami swoich rodziców.
Ktoś pisał o tym, żeby porozmawiać - jestem za, ale może najpierw daj sobie trochę czasu - nawet dzień, dwa, weekend - i ustal priorytety - co będzie jak powie tak, a co jak inaczej? Może ten jego czyn jest związany z jakąś nerwową sytuacją wokół was obojga? Może ta "buda dla psa" to nie to? (o ile dobrze doczytałam ...)
Walizek mu nie pakuj - jest dorosły i jeżeli nie uda wam się ustalić, że to nie była tylko twoja wina, to musi sam ... nie wierzę, żeby był taki niedomyślny ...

Żelka
16-10-2009, 19:21
Wiem, ze to nie łatwe, zwłaszcza w takich sytuacjach kiedy nerwy ponoszą. Każdego z nas czasami ponoszą. Jednych bardziej innych mniej.
Ale niech każde z Was zada sobie pytanie: Co bym czuł/czuła jakby jutro ktoś zapukał do moich drzwi i powiedział, ze maz|zona zginęła w wypadku? Czy był/była bym dalej tak samo zła o to o co się wczoraj pokłóciliśmy?
Jesteście dorosłymi ludźmi, jeśli oboje wiecie, ze łatwo Was zdenerwować i w nerwach mówicie lub robicie rzeczy których potem żałujecie, to trzeba się koniecznie nauczyć unikać takich sytuacji.
Nie rozmawiać w nerwach. Jeśli czujecie, ze gniew nadchodzi, to lepiej powiedzieć: „Wiesz, zaraz mnie tu cholera weźmie, lepiej idę stad pooddychać na dwór, bo nie chce powiedzieć czegoś czego potem będę żałować, albo, bo nie chce Cie urazić słowem powiedzianym w nerwach. Pogadamy jak oboje się uspokoimy. ” Warto się tego nauczyć.
I w ogóle w związku zawsze są rzeczy które nas dzielą, ale trzeba się skupiać na tym co dobre. Nie zawsze nam to wychodzi, ale trzeba stale nad sobą pracować.
Na pewno macie cos co Was łączy. Przypomnijcie sobie o tym dlaczego jesteście razem. Trzeba sobie o tym codziennie przypominać i starać się rozwiać to cos, budować na tym dalej.
Na razie, musicie się uspokoić, potem nawzajem przeprosić i spokojnie pogadać. A potem to już tylko, cały czas mocno pracować nad związkiem aby takie cos już nigdy się nie powtórzyło.
Bo nie ma usprawiedliwienia dla agresji.

DPS
16-10-2009, 19:31
W takich sytuacjach nie ma kompromisów.
Uderzył - dziękujemy temu panu.
Przekroczenie pewnej granicy jest jak przekroczenie linii mety - nikt nie cofa się na poprzednie miejsce.
Prędzej czy później sytuacja się powtórzy.
Że ofiara winna, bo sprowokowała? :o
No proszę Was, tak jak te zgwałcone winne, bo miały obcisłą spódniczkę, tak?
Nie ma litości dla takich.

I jeszcze do tego nawet nie czuje się winny! :evil:
Rela5 - jesteś z nim 8 lat, nie marnuj na niego więcej czasu.

Nefer
16-10-2009, 19:37
Niby jesteśmy dorosłymi ludźmi a jednak.
Szkoda, że ani jedno ani drugie nie umiało w tym najbardziej krytycznym momencie powiedzieć STOP.
Nie odróżniam czy to mężczyzna popycha kobietę czy kobieta mężczyznę. NIKT nie ma prawa naruszać tej strefy u nikogo.
Nikt z nas nie był świadkiem tej awantury - chcę tu powiedzieć, że wiem co potrafię czasem powiedzieć w złości i mam szczęście, że mój mąż jest bardzo trudno wyprowadzalny z równowagi.
Nie chcę tu oceniać czy Rela ma rację, czy jej mąż i kto kogo ma przeprosić.

Oboje polegli w tej rozgrywce. On - bo ją popchnął. Ona - bo mu oddała.

Sorry, ale jak się zrobi krok do tyłu i nabierze dystansu to może lepiej widać - jak dzieci w piaskownicy. A teraz się nagle odmyka w głowach coś co ja nazywam stereotypem : nagle "Jak on śmiał", "Przekroczona granica", "podniósł rękę na kobietę" "nie ma odwrotu" takie tam pierdoły, ktore działają jak się ma 15 lat.
Stało się - i się nie odstanie.
Co zrobić ?

Według mnie wyjście jest jedno : POROZMAWIAĆ o tym

Nie "ciche dni" (Rela, na serio nie wiesz, że nie odzywając się do faceta dajesz mu nagrodę ? Zwalniasz go z jakichkolwiek wysiłków ? Pochwalasz jego zachowanie ? Po 8 latach ?) nie obrażanie się , mijanie jak obcy.
NIE TĘDY DROGA.

Wiem, jak można człowieka rozjuszczyć i wiem jak ja się czuję rozjuszona.

Albo była to sprawa incydentalna i puściły WAM nerwy ( będę to powtarzać do znudzenia - OBOJE nie zdaliście tego egzaminu) albo podłożem tego zachowania jest o wiele poważniejszy problem.
Ale tego to ja już nie zgadnę, a Ty Rela nie napiszesz, bo albo nie będziesz chcieć napisać ( i Twoje prawo) albo nie wiesz o co chodzi ( i tu masz powazny problem).

Więc recepta jest jedna : sorry, będze niefajnie, ale pora o tym POGADAĆ.
Jak dorośli nie jak gówniarze. Przy stole. Bez wrzasku, bez szturchania, bez poniżania.
Jak partnerzy.
Przynajmniej jedno z Was musi pozostać dorosłe podczas tej rozmowy. Ty Rela wybierz sobie kto to ma być ... ale dobrze to przemyśl.

jeśli rzeczywiście chcecie być razem i być ze sobą to dacie radę.
jesli zechcecie się rozstać "bo Goździkowa powiedziała, że raz popchnął to już będzie napierdzielał codziennie" coż ... widać słaba to miłość...

P.S. rozumiem, że Ty też pierwszy raz użyłaś siły wobec niego ? Zastanów się czy Tobie wolno to czego jemu nie przechodzi i dlaczego.
Ja bym była struta tylko z tego powodu co ja zrobiłam...ale mam inaczej.

asia.malczewska
16-10-2009, 19:47
Nefer ma rację, większość z nas zapałało świętym oburzeniem, że facet śmiał tknąć kobietę palcem ... ale ona jego też ...
Nikt - kobieta czy mężczyzna, nieważne - nie powinien podnosić ręki na drugą osobę.
A porozmawiać trzeba - choćby to miała być ostatnia wasza rozmowa, tak zostawić tego nie można ...

kuleczka
16-10-2009, 19:51
Niezgodzę się. Uważam że szansę zawsze warto dać, ale w tym wypadku tylko jedną.
Kurcze, po tylu latach małżeństwa rozwalic wszystko przez jedną awanturę.
To że nie kaja się i nie przeprasza to może być efekt tego, że jest mu poprostu głupio. Może sam nie wie jak to ugryźć...
Damscy bokserzy przeważnie zasypują kwiatami i przeprosinami do tzw. następnego razu.
Taka kobieta żyje jak na haju, ciągle niepewna jutra, staje się uzalezniona od emocji i chorego człowieka.

Kiedy ktoś zarzeka się, że on/ona to by nie pozwolił, od razu walizki za drzwi, że jakie te inne głupie, to tylko się usmiecham pod nosem.
W najbliższym otoczeniu mam 3 smutne przykłady, kiedy te kiedyś najbardziej zarzekające się tkwią w totalnej patologii (alkoholizm i nałogowe zdradzanie partnera) od lat.
Łatwo sobie tak hipotetyzowac, podreperowując swoje ego cudzą krzywdą


Rela5, warto dac szansę.
Jedną szansę.

Nefer, podpisuję się "obiema ręcyma".

Renia
16-10-2009, 20:02
Rela5 - jesteś z nim 8 lat, nie marnuj na niego więcej czasu.
myślisz, że to takie proste rozstać się, jak są dzieci ???
Ot tak, do widzenia i już ?
Nic nie jest proste.
Proste jest wtedy jak nie ma dzieci, wspólnego majątku i miłość skończyła się jakiś czas temu ..... wtedy odejście jest dobrą decyzją, właściwym rozwiązaniem i można to zrobić bez wahania. W innym przypadku to bardzo skomplikowana sprawa :wink:

Renia
16-10-2009, 20:11
Albo była to sprawa incydentalna i puściły WAM nerwy albo podłożem tego zachowania jest o wiele poważniejszy problem.
Ale tego to ja już nie zgadnę, a Ty Rela nie napiszesz, bo albo nie będziesz chcieć napisać ( i Twoje prawo) albo nie wiesz o co chodzi ( i tu masz powazny problem).
jak była incydentalna - to dac sobie szanse i spróbowac zapomnieć
jak powazniejszy problem, to niedługo da znowu znać o sobie i będzie wiadomo co robic ......

docent161
16-10-2009, 20:11
Z tego co czytam to albo poromawiacie jeszcze dzisiaj , bo im dłużej tym gorzej ,albo musicie się naprawdę pobić jeszcze raz . ale tym razem to Ty go uderz pierwsza ...... :(

Nefer
16-10-2009, 20:15
Z tego co czytam to albo poromawiacie jeszcze dzisiaj , bo im dłużej tym gorzej ,albo musicie się naprawdę pobić jeszcze raz . ale tym razem to Ty go uderz pierwsza ...... :(
Najlepiej siekierą- sprawa się rozwiąże definitywnie. W końcu Goździkowa będzie zadowolona ...

Renia
16-10-2009, 20:16
spokojnie, kilka dni milczenia niczego nie zmienia .... czas wszystko poukłada .... ja nauczyłam sie nie przyśpieszać biegu życia, tak jest lepiej ....
czekam i obserwuję i samo się układa, właściwie (co nie znaczy, że zawsze dobrze i po mojej myśli)

Nefer
16-10-2009, 20:19
spokojnie, kilka dni milczenia niczego nie zmienia .... czas wszystko poukłada .... ja nauczyłam sie nie przyśpieszać biegu życia, tak jest lepiej ....
czekam i obserwuję i samo się układa, właściwie (co nie znaczy, że zawsze dobrze i po mojej myśli)

Może dlatego , że nie reagujesz .. w końcu wrzód rośnie - sam się nie rozejdzie. Nie w sprawach międzyludzich. Szczególnie, gdy obie strony mogą sobie pogratukować roztropności i obie się nawzajemem skrzywdziły.
Jeśli tego nie załatwią - nigdy tego sobie nie wybaczą, nie zapomną i pwenego dnia wróci rykoszetem. I może być za późno na jakiekolwiek rozmowy. I nikomu już sie nawet nie będzie chciało gadać.

Renia
16-10-2009, 20:24
Ja myślę, że w ich przypadku wszystko się ułoży ..... i do rozmowy dojdzie, ale nie warto przyspieszać na siłę. Emocje muszą wygasnąć.

asia.malczewska
16-10-2009, 20:27
spokojnie, kilka dni milczenia niczego nie zmienia .... czas wszystko poukłada .... ja nauczyłam sie nie przyśpieszać biegu życia, tak jest lepiej ....
czekam i obserwuję i samo się układa, właściwie (co nie znaczy, że zawsze dobrze i po mojej myśli)

Może dlatego , że nie reagujesz .. w końcu wrzód rośnie - sam się nie rozejdzie. Nie w sprawach międzyludzich. Szczególnie, gdy obie strony mogą sobie pogratukować roztropności i obie się nawzajemem skrzywdziły.
Jeśli tego nie załatwią - nigdy tego sobie nie wybaczą, nie zapomną i pwenego dnia wróci rykoszetem. I może być za późno na jakiekolwiek rozmowy. I nikomu już sie nawet nie będzie chciało gadać.

Nefer, Renia nie powiedziała, że nie reaguje w ogóle - tylko woli poczekać zamiast reagować nadmiernie szybko i w nerwach ... tak ja to zrozumialam przynajmniej ...

Renia
16-10-2009, 20:30
no ... reaguję .... brakiem działania, spokojem, czekaniem na nowe okoliczności, zdarzenia, które dookreslają sytuację .....
i z reguły dookreślają ... i wszystko staje sie bardziej jasne

Nefer
16-10-2009, 20:30
Nerwy to już były. Teraz rośnie garb zranienia po obu stronach.
Człowiek dorosły tym się rózni od dziecka , że potrafi zapanować nad swoimi emocjami.
Ja się cieszę, że w przypadku autorki i jej męża emocje jednak jakieś są (niekotrolowane - to prawda) ale brak emocji wyklucza jakikolwiek związek, więc jest nadzieja.
Myślę, że po prostu pojechali po bandzie bez kontroli. to się zdarza. Tylko teraz trzeba umieć to zamknąć.

Renia
16-10-2009, 20:32
dobrze to okresliłas ! trzeba umiec to zamknąć.

Nefer
16-10-2009, 20:39
Niezamknięte będzie raną do łoża śmierci. A to niczemu nie słuzy.
Ja wierzę, że będzie dobrze - wystarczy posłuchać siebie , a nie dialogów z "M jak miłość". Siebie, w środku, mocno i dokładnie. Dobrze mieć świadomość (pomimo zranienia) , ze można tego czlowieka stracić (polecam pomyśleć o tym przed rozmową jeśli chce się ją dobrze przeprowadzić).
A druga rada jest trywialna : w czasie rozmowy nei używać słow "Bo ty" ale mówić o własnych uczuciach. Wtedy się mniej rani osobę, ktorą się (chyba) kocha.
A reszta się ułoży. Takalbo inaczej - ale się ułoży. Spanie z wrogiem to nie jest fajny stan psychiki ...

Renia
16-10-2009, 20:44
A reszta się ułoży. Takalbo inaczej - ale się ułoży.
dokładnie.
Ktos tu ma taką maksymę "jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie bylo".

Renia
16-10-2009, 20:46
Niezamknięte będzie raną do łoża śmierci. A to niczemu nie słuzy.

ja mam niezamknięte. i to niczemu nie służy
pomimo tego nie chcę zamykać
chyba dlatego tak nie reaguję, nie działam :wink:

docent161
16-10-2009, 20:47
Nefer - masz moją piątkę !
po mojemu to najlepiej dogadać się jak naj szybciej i określić na przyszłość żelazne tory których przekracać NIE MOŻNA !!! - NIE JESTEM ZWOLENNIKIEM PRZEMOCY , a śmiem zauważyć , że autorka lubi podsycać !! a małżenstwa właśnie po 7 lub 8 latach przechodzą kryzys ! i teraz jak z tego wybrną to tak potoczy się ich dalszy żywot

Nefer
16-10-2009, 20:48
Niezamknięte będzie raną do łoża śmierci. A to niczemu nie słuzy.

ja mam niezamknięte. i to niczemu nie służy
pomimo tego nie chcę zamykać
chyba dlatego tak nie reaguję, nie działam :wink:

Renia - każdy ma swoją metodę - mam nadzieję, że u Ciebie zadziałą Twoja.
Ja mam inaczej, nie mogłabym spać, ale na szczęście nie wszyscy są tacy sami, bo byłoby potwornie nuuuuuuuuuuudno :)

Powodzenia Rela :)

galka
16-10-2009, 20:49
A reszta się ułoży. Takalbo inaczej - ale się ułoży.
dokładnie.
Ktos tu ma taką maksymę "jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie bylo".

Mam nadzieję ,że jako-tako oby nie byle -jako :-?

Nefer
16-10-2009, 20:50
Nefer - masz moją piątkę !
po mojemu to najlepiej dogadać się jak naj szybciej i określić na przyszłość żelazne tory których przekracać NIE MOŻNA !!! - NIE JESTEM ZWOLENNIKIEM PRZEMOCY , a śmiem zauważyć , że autorka lubi podsycać !! a małżenstwa właśnie po 7 lub 8 latach przechodzą kryzys ! i teraz jak z tego wybrną to tak potoczy się ich dalszy żywot

Z tym kryzysem to święta racja.
Potwierdzam.
też mi odpaliło :wink: Ale sie wszystko ułożyło ok :) Fakt- obie strony chciały, ochłonęły i pogadały. I zrobiło sie o wiele przyjemniej :) :wink:

Renia
16-10-2009, 20:51
małżenstwa właśnie po 7 lub 8 latach przechodzą kryzys ! i teraz jak z tego wybrną to tak potoczy się ich dalszy żywot
po 12 też przechodzą...
i po 25 też !
nie wierzę, że w ogóle są małżeństwa bez kryzysów.
tylko jedne łagodnie, inne ostro.
i jedne przetrwają a inne rozpadają sie .....

a co jest pisane, to bedzie :wink:

Renia
16-10-2009, 20:59
Renia - każdy ma swoją metodę - mam nadzieję, że u Ciebie zadziałą Twoja.
Ja mam inaczej, nie mogłabym spać, ale na szczęście nie wszyscy są tacy sami, bo byłoby potwornie nuuuuuuuuuuudno :)
taaa ..... zadziała w jedną albo w drugą stronę
i przyjmę to co los przyniesie
ja mogę spac, bo nauczyłam sie godzić z niektórymi sprawami i nie przeciwstawiac sie wszystkiemu na siłę, nie ratowac na siłę
jak jest silne to przetrwa, jak słabe to zdechnie.
I już.
Ale to tylko o stosunki międzyludzkie chodzi ...

Bo o inne sprawy walczę i nie czekam co los przyniesie, nie płynę z prądem, np. biznes. Tu wszystko ode mnie zależy, więc działam.

daggulka
16-10-2009, 21:16
hm.... najlepiej , najrozsądniej i z korzyścią dla wszystkich jest wyjaśnić swoje anse w rozmowie .... nie zostawiać nic co boli i nie przechodzić nad tym do porządku dziennego ....

ale

nie wszyscy ludzie tak potrafią .... a także nie wszystkie małżeństwa są tak idealne i dopracowane i super i w ogóle żeby tak sobie wszystko wyjaśniać w kulturalnej rozmowie....

oczywiście super by było ..... ale tak nie jest .....

prawdą jest , że wszystko kiedyś wyjdzie jak wrzód na tyłku i to w najmniej odpowiednim momencie .....

Renia
16-10-2009, 21:22
hm.... najlepiej , najrozsądniej i z korzyścią dla wszystkich jest wyjaśnić swoje anse w rozmowie .... nie zostawiać nic co boli i nie przechodzić nad tym do porządku dziennego ....
a jak się to już wcześniej robiło wiele razy .... i wraca wszystko do punktu wyjścia , to co ? :roll:
może przejśc do porzadku dziennego i czekać az inne okoliczności dopomogą podjąć decyzję ?
W każdym razie emocje zostawic na boku. Tylko cisnienie podnoszą :wink:

Nefer
16-10-2009, 21:32
Herbata nie zrobi się słodsza od samego mieszania.
Nawet wielokrotnego.
Coś jest nie tak - i trzeba to zmienić jesli nie działa.

morfeusz1
16-10-2009, 21:33
Większośc z nas pisze, że trzeba porozmawiać, jedni, że jak najszybciej, inni, żeby poczekac. Najwazniejsze, żeby nie rozmawiać wtedy kiedy jeszcze hula w nas złość, bo wtedy to emocje rzadzą, a racjonalizmowi trudno się przebić.
ja porozmawiałabym jak najszybciej się da, ale po uspokojeniu tych najgorętszych emocji.

Poza tym nie powinno się udzielac rad typu "spakuj walizki" itp. - bo to nie nasze życie i nie nasze decyzje. To Rela bedzie żyła z konsekwencjami takich czy innych postanowień. Tego typu rady są totalnym nieporozumieniem.

I tak jak Nefer pisze, nie miec wizji związku z M jak miłość, ale zajrzec w głąb siebie i swojej wizji się przyjrzeć - ale takiej realnej. Kryzys to normalna rzecz, a takie sytuacje trzeba potraktowac jak czerwone swiatło ostrzegawcze: cos idzie nie w tę stronę, dzieje się coś, czemu trzeba się przyjrzeć. Może coś trzeba wyjasnić, naprawić.

Poza tym faktycznie może tak być, ze jest jakies drugie dno, ze to nie ta buda, tylko cos innego, głębszego w mężu/w Was siedzi. Może gdzieś w podswiadomości siedziało i wylazło. Wylazło w brzydki sposób, ale jak już wylazło to trza się przyjrzeć i coś z tym zrobić. Łatwo jest powiedziec "spakuj walizki", a gdzie te wspólne lata, a co z dziecmi, domem? Tylko takie rady zza monitora mogą więcej szkody przynieśc niż dobrego.

Ale że nie wolno zostawiac niewyjasnionych spraw to jasne jak slońce - takie nieprzegadane rzeczy niszczą związek, żal rośnie, rośnie i wrzód, o którym piszą dziewczyny, murowany.

daggulka
16-10-2009, 21:40
z doświadczenia własnego mogę powiedzieć .... że jeśli nie rozwiązuję w związku jakiejś sytuacji do końca i przechodzę nad nią do porządku dziennego to męczy mnie i odbija mi się czkawką w najmniej odpowiednim momencie ...
co nie znaczy , że idealna jestem , pilnuje swoich spraw i wszystkie sytuacje rozwiązuję - i dlatego właśnie piszę z własnego doświadczenia, że u mnie na przykład się tak właśnie dzieje .... ....

głupi przykład:
mój mąż jest człowiekiem .... hm ... jakby to ująć .... nie troszczy się z natury ..... takie miał życie a nie inne , takie dzieciństwo- taki jest i koniec ...

i na codzień radzę sobie sama ze wszystkim (dbanie o dzieci, zakupy, praca, spotkania ze znajomymi, itd) , jestem niezależna i mi to nie przeszkadza - ale czasem człowiek chce żeby zrobić mu choćby szklankę herbaty tak sobie - znienacka .... albo dziecko woła - pewnie, ze może sobie samo sok przynieść do pokoju - ale może w tej chwili woli żeby ktoś o niego zadbał tak sobie po prostu ....
a tu nie - mój mąż , nie poda , nie zrobi , nie załatwi, nie zatroszczy się sam od siebie bo odbiera to jako objaw wykorzystania , czyli "przecież możesz sobie sama wziąć , sama kupić, sama zrobić, sama załatwić, sama..... "

i ostatnio zaczęło mnie to razić ... po 10 latach związku nagle zaczynam zauważać , że traktuje mnie jak kumpla i partnera a nie jak kobietę i że zawsze tak było ....
i pewnie, ze najlepiej byłoby usiąść i powiedzieć mu to .... i mówiłam .... ale nie dociera ....
więc przeszłam nad tym do porządku dziennego .... i jestem pewna jak niewiemco , że odbije się to czkawką ... w najmniej odpowiednim momencie ....
bo niezałatwione sprawy zawsze kiedyś wychodzą .....

morfeusz1
16-10-2009, 21:46
my sobie obiecaliśmy, że zawsze będziemy na bieżąco mówić, o tym co zabolało, co się nie spodobało, co wkurzyło. Oboje jesteśmy dośc temperamentni i kiedyś, zawsze wychodziło nam bokiem takie nieprzegadanie, nie wyjasnienie - wkurzyłam się na cos, a pokłóciłam się o zupełnie o coś innego i w rezultacie nie dośc że niepotrzebnie kłótnia, to podstawowa sprawa nie została wyjaśniona. I bywało róznie - więc sobie to obiecaliśmy.

Ale nie zawsze się to udaje. Czasem zostanie to (coś co wkurzyło, zabolało)powiedziane w taki sposób, że i tak kłotnia gotowa - ale przynajmniej na temat. Nie zawsze uda się dobrac odpowiednie słowa, ton..... ale warto rozmawiac. Trzeba rozmawiac.

Nefer
16-10-2009, 21:54
Kłótnia to objaw, że jeszcze komuś zalezy.
Rozmowa, że zależy bardziej :)

Pamiętam taką jedną kłotnię, że w ostatniej chwili powstrzymałam rękę - jeden jedyny raz mi się zdarzyło stanęłam na krawędzi (wiele lat temu). Powstrzymałam się, choć korciło ( 8) :o przecież kobieta może spoliczkować faceta - to takie romantyczne. Facet kobiete nie, bo wtedy to damski bokser). Cieszę sie, że zdrowy rozsądek zwyciężył i nie okazałam się zwierzątkiem.
Ale zrozumiałam, że siedzi we mnie takie proste zwierzątko i nie mogę go wypuszczać bez smyczy.
Wolę wyjść i przejść się na spacer :)

Powiedziałam o tym mojemu małżowi. Wtedy nauczyłam się mówic to co ja czuję a nie to co nie podoba mi się u niego. I uwierzcie - tą metoda można powiedzieć o wiele więcej niż wyrzucają z siebie potok pretenscji "bo ty nigdy" bo ty zawsze " :)

daggulka
16-10-2009, 22:00
Powiedziałam o tym mojemu małżowi. Wtedy nauczyłam się mówic to co ja czuję a nie to co nie podoba mi się u niego. I uwierzcie - tą metoda można powiedzieć o wiele więcej niż wyrzucają z siebie potok pretenscji "bo ty nigdy" bo ty zawsze " :)

nie wszyscy tak mają ... czasem trzeba się tego nauczyć, albo się przemóc ....

a czasem .... po prostu nie mówi się o swoich własnych uczuciach żeby się nie odsłonić,żeby nie pokazać swojej słabości , żeby nie dać się zranić - często ponownie, z obawy o wykorzystanie tej wiedzy przez drugiego człowieka ....
ten lęk - często irracjonalny , we własnej głowie ..... hamuje ten potok słów o własnych uczuciach które powinny być wypowiedziane .....

asz
16-10-2009, 22:00
Kochani dziękuję Wam!
...
W sumie poszło o psa -jego psa.Niecały rok mamy mieszańca berneńskiego,niestety mój mąż ciągle nie miał czasu aby przez ten rok zrobić budę dla psa(jest stolarzem-więc zaden problem)i teraz jak nadeszła ta zima tak niespodziewanie zaczełam, bardzo naciskać (suszyłam mu głowe ,jak to baba :wink: )aby wreszcie zrobił tę budę ,bo mi jest żal tego psa ,aby w takie zimno był ciągle na dworze...zawsze mi odpowiadał ,ze jemu nic nie ma,nic mu się nie dzieje,no i tak od słowa do słowa....
...ale sie porobiło :(

Wiecie nigdy nie pomyslałam że tak będzie nigdy!!!..Ja romantyczka wierząca zawsze w wielką miłość.. :(
ZOBACZYMY..
Bardzo Wam wszystkim DZIĘKUJĘ!!!

Flegmą nie jestem, kłótnie się zdarzają. Profilaktycznie ogryzłbym sobie łapę o ile miałbym machnąć nią w złą stronę
Właściwie tylko moje pogrubienie "jego"-"mamy" mnie zastanawia

morfeusz1
16-10-2009, 22:17
Kłótnia to objaw, że jeszcze komuś zalezy.
Rozmowa, że zależy bardziej :)

Pamiętam taką jedną kłotnię, że w ostatniej chwili powstrzymałam rękę - jeden jedyny raz mi się zdarzyło stanęłam na krawędzi (wiele lat temu). Powstrzymałam się, choć korciło ( 8) :o przecież kobieta może spoliczkować faceta - to takie romantyczne. Facet kobiete nie, bo wtedy to damski bokser). Cieszę sie, że zdrowy rozsądek zwyciężył i nie okazałam się zwierzątkiem.
Ale zrozumiałam, że siedzi we mnie takie proste zwierzątko i nie mogę go wypuszczać bez smyczy.
Wolę wyjść i przejść się na spacer :)

Powiedziałam o tym mojemu małżowi. Wtedy nauczyłam się mówic to co ja czuję a nie to co nie podoba mi się u niego. I uwierzcie - tą metoda można powiedzieć o wiele więcej niż wyrzucają z siebie potok pretenscji "bo ty nigdy" bo ty zawsze " :)

prawda, sama prawda. Tez staram się w takich sytuacjach mówić o tym, co czuję, odnosić się do danego zachowania, a nie do niego, jako człowieka, ale kurcze trudne to jest i nie zawsze wychodzi. Staramy się unikać słów "Ty nigdy, Ty zawsze", ale zdarzają się i one niestety.

W tej sytuacji tez dobrze skupić się na uczuciach: na tym, ze czułam się np. upokorzona, a nie "Upokorzyłeś mnie", na tym, że czuję się zawiedziona, a nie "zawiodłeś mnie". Ale żeby tak rozmawiac, to po pierwsze trzeba się tego naucyzć, a po drugie nie w silnych emocjach. Wtedy zazwyczaj pojawiają się przywoływane "nigdy, zawsze". Dlatego jestem za tym, by poczekac aż emocje troche ochłoną. Wtedy łatwiej o nich mówic.

EZS
16-10-2009, 22:52
Hmmm
do rozmowy to trzeba mieć partnera.
Pierwsze pytanie czy facet nim jest.

Bardziej myślę, ze z jego punktu widzenia wszystko jest OK. Walnął ją, ona charakterna to oddała, sprawa zamknięta i dlaczego się dąsa? I dzieli włos na czworo....
I chyba tak to wygląda.
Żeby były jakieś granice, to trzeba je najpierw ustalić. Ale jak ma ustalać osoba, która też bije?
Olać sprawę i drążyć dalej budę dla psa. Kropka.

PS - pierwsze moje odczucia były takie, jak wasze. Ale to chyba kobiecy punkt widzenia. Faceci są bardziej ... prostolinijni. I bardzo nie lubią poważnych rozmów.

iza mama gabora
16-10-2009, 23:49
Zanim każda z nas odezwie się do swojego faceta powinna przeczytać (być może po raz drugi lub trzynasty) książeczkę pt."Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus".Jeśli mimo tego nie zapamiętamy rad w niej zawartych-należy rozmawiać z lubym,pokazując mu paluchem w tabelkach owej lektury,co się aktualnie mówi. :wink: Oni często nas naprawdę nie rozumieją :o Pzdr.

lump praski
17-10-2009, 00:27
Muszę to z siebie wyrzucic.
Dwa dni temu ogroooomnie pokłóciłam się ze swoim mężem. :( ..ale to nie była o tak, zwykła kłótnia.Doszło do użycia siły,mąż mocno mnie popchnął...ja rozgniewana, zbuntowana "nie dam sobie " więc go też popchnęłam...i zaczęła się szarpanina dosyć mocna,zakończona uderzeniem w głowę.
Przegiął i to mocno,jesteśmy 8 lat małżeństwem...i była to wielka miłość...
....oj zawsze powtarzałam że to byłby koniec, gdyby mnie facet uderzył..
Wiem że nie jestem bez winy że go sprowokowałam ,chciał mnie wyrzucić z kuchni,ale choćby nie wiem co nie powinien mnie uderzyć...jestem kobietą-jego kobietą-matką jego dzieci :(
Chodzę struta ,ciągle jest jeszcze we mnie złość ,nie odzywam się do niego gdyby nie dzieci,to bym kazała mu się wynosić,nie mogę na niego patrzeć....ciągle przed oczami mam jego wykrzywioną złością twarz...nie wiem co robić
Mówią że od wielkiej miłości do nienawiści krótka droga.
Owszem zdarzały się nam dotad kłótnie ,mniejsze i większe...ale nigdy dotąd nie użył wobec mnie siły...był dobrym mężem...
Gdzie są granice...?

Przepraszam że piszę pod nowym nickiem.


Jak w kuchni to trzeba go bylo pchnac nozem .

Klasyka. :D

17-10-2009, 01:50
... Dobrze jest poznać zdanie innych,Wy patrzycie obiektywnie ...
bude dla psa zrób sama /lub gdzies kup /
męza przeproś
i powinno byc OK

lump praski
17-10-2009, 05:18
:D


".......wiec tato mamie , sercem szczerem, wypalil oczy zajzajerem.

Potem rabnal wuja po glowie i przyjechalo pogotowie "


:D i haaaaaaaa .

docent161
17-10-2009, 05:31
Brzoza ! Kupno budy dla stolarza to tak jakby ona mu dała z piąchy i z buta , albo polała tłuszczem - poprostu załamka-

17-10-2009, 06:46
i o to chodzi, Docent !
chłopisko sie speszy, zawstydzi, następnie /zapewne/ rozczuli
a wtedy może zonie wybaczy ...

:)

taka_ja & taki_on:)
17-10-2009, 08:58
Nic się nie dzieje bez przyczyny...
Nie będę powtarzac tego, co zostało już napisane, bo nie oto chodzi...
Rela5 Rozmowa i jeszcze raz ROZMOWA...

Nie zwlekaj, nie czekaj, że ufffffffff, było i minęło, bo wróci jak bumerang to co siedzi wewnątrz -żal i gniew ze zdwojoną siłą i ... podejrzewam, że owa kłotnia ta buda -budą dla psa, a miała jakieś swoje głębsze podłoże.
Oboje jesteście tutaj winni - szarpaliście się i tyle... agresja rodzi agresję...

Porozmawiaj z mężem chociaż to nie będzie takie łatwe...wink:


lump praski napisał:
Jak w kuchni to trzeba go bylo pchnac nozem .

Klasyka.

:lol: :lol: :lol: -sorry ale wymiękłam ahahaaaaaaaaaa[/quote]

taka_ja & taki_on:)
17-10-2009, 09:00
i o to chodzi, Docent !
chłopisko sie speszy, zawstydzi, następnie /zapewne/ rozczuli
a wtedy może zonie wybaczy ...

:)

gorzej jak ona zakupi budę a on drugiego psa :o

:lol: :lol: :lol:

rela5
17-10-2009, 10:22
"znam ten typ faceta - rozmowa o problemach nie jest łatwa ... mój małż taki jest - uparty , jak sie uprze to nie przegadasz .... oczywiście nigdy nie jest winien niczego "
daggulka piszesz dokładnie o moim mężu!!!!
On zapewne uważa ze nic się nie stało,że on się tylko bronił.
Jednak to on pierwszy mnie mocno popchnoł.
Jest nam cieżko,bo mieszkamy z rodzicami i moim starszym bratem,(zajmujemy jeden pokój we czwórke)....i poprostu mnie już ostatnio bardzo nerwy puszczają ,mam juz tego wszystkiego dosyć,chcemy się budować niestety ciągle brak kasy i narazie szansy na kredyt- ciągle odwleka tę budowę.Wiem zapewne tu mi zmyjecie głowę...ale to nie jest takie proste .
Myślę że podświadomie obwiniam męża za zaistniałą sytuację że jako głowa rodziny, nic sie nie stara,to głównie ja napedzam temat budowy ,to ja drąże ,rozmawiam,staram sie znależć wyjscie z sytuacji.
Od wiosny mąz buduje domek dla dzieci na dzewie-oczywiście ciągle nie ma czasu go dokończyć.
Przyjeżdza z pracy pózno,i na nic nie ma czasu.Dodam Iż sam sobie jest szefem i spokojnie jak by naprawdę chciał zorganizowałby by sobie tak czas ,aby i w domu coś zrobił.
Od kwietnia mamy siatkę na ogrodzenie naszej działki ,no i niema czasu by go zrobił,a tak baaardzo go prosiłam aby zrobił to ogrodzenie,a zależało
mi ogromnie bo posadziłam drzewka (aż 14szt.)i musiałam sama ogrodzić kazde drzewko ,aby sarny mi nie zniszczyły(w zeszłym roku dużo mi szkód narobiły).
Więc macie rację ,to się wszystko nawarstwiało i w końcu musiało wybuchnąć :(
Mąż raczej nie jest agresywny...choć miał już i z moim ojcem i bratem przepychankę,oczywiście w myśl zasady ja sobie NIE DAM!Wiele rzeczy odbiera jako zagrozenie,i tłumaczy swe zchowanie jako obronę.
Najbardziej dzieci mi żal,muszę mysleć o nich a zwłaszcza o mojej 7-letniej córeczce,która jest bardzo wrażliwa,zawsze ilekroć słyszała nasze kłótnie (z braku miejsca nie dało sie tak by nie słyszała),obawiała się abyśmy sie nie rozwiedli.Wiem że nasze konflikty bardzo ranią dzieci-dlaczego mają cierpieć przez nas :(
Muszę przedewszystkim myśleć o nich,one sa najważniejsze w zyciu!!!
Zresztą z myślą o nich wszytstko sie robi w zyciu
Piszę trochę chaotycznie -proszę wybaczcie mi.
Naprawdę bardzo mi pomogliscie-przygotowuję się do rozmowy.

dorothy
17-10-2009, 10:22
Witam,bardzo przykra ta cała sprawa...Nie będę opisywć punkt po punkcie co ja bym zrobiła w takiej sytuacji bo sama nie wiem i myślę,że tak naprawdę to każda z nas nie wie do póki się w niej nie znajdzie.
Spakowanie walizek czy rozwód nic nie da.Będziesz miała wyrzuty sumienia,że są dzieci i nie próbowałaś.Tak jak większość pisze trzeba porozmawiać-tylko kto ma zacząć...myślę,że to samo wyjdzie.Ty będziesz widziała jak mąż do całej sytuacji podchodzi i jak sama czujesz.
Jedno tylko mogę powiedzieć: nie daj całej winy zwalić na siebie! A pies czy wart jest kłótni kończącej się na rękoczynach?a może wcale nie chodziło o psa...

daggulka
17-10-2009, 11:09
chciałabym napisać coś sensownego .... ale co tu pisać?

wyszedł jak było do przewidzenia większy problem niż buda dla psa ...
coś mi tu wygląda, że nawet większy niż mieszkanie z rodzicami czy brak kasy na budowę ....
tylko nie wiesz jeszcze jaki to problem .... ale się dowiesz może jak z mężem porozmawiasz ....
coś mi się zdo, że przed czymś w tą pracę ucieka .... :wink:


problemy są po to by je rozwiązywać a małżeństwa książkowe zdarzają się tylko w książkach .... przeważnie w romansach (chyba , bo nie czytam :lol: )

rela5
17-10-2009, 12:50
...ucieka...chyba raczej nie...bo ja większośc zmian w pracy mam popołudnoiwych,tyle się widzimy co przed snem czasami..i rano
A buda oczywiscie nadal nie zrobiona....
Dzisiaj chcę porozmawiać -macie rację nie ma co to odwlekać,samo się nie rozwiąże-Trzymajcie za mnie kciuki!!

dorothy
17-10-2009, 13:05
Powodzonka i daj znać jaki efekt.

Sh'eenaz
17-10-2009, 14:01
Trzymam kciuki aczkolwiek ja... chyba bym nie wybaczyła
To znaczy - moze inaczej - nie wyobrazam soebie po prostu takiej sytuacji takiej kłotni i takiego nagromadzenia emocji ze dochodzi do rękoczynów.
Z nieważne z której strony - męskiej czy damskiej.

Z pierwszym mężem bardzo sie kłociliśmy (bardzo emocjonalny związek na zasadzie "z nim źle bez niego - jeszcze gorzej" i "kocham i nienawidzę")

Duzo rzeczy było - awantury, moje histerie, rzucanie przedmiotami (nie w siebie ale np. o podłogę)
Mąż kiedys w ataku szału (nie powiem , sproowkowalam go) wywalił przez okno krzesłło rozbijając szybe w drobny mak ...
ja kiedys - tez w ataku szału zniszczyłam jemu samochód .
No nie chce się rozpisywac bo to az śmiesznie brzmi że dorosli ludzie zachowywali się w ten sposób.
Myślę że wiekszość z Was nie ma/ nie miała takich klimatów.
Ale nigdy przenigdy - nawet jak doprowadziłam byłego męża - strasznego choleryka do stanu białej wściekłości - nie tknął mnie . Ani ja jego.

Kiedyś - kiedy było apogeum szału - zobaczyłam wyraz twarzy eksa taki że się na moment przestraszyłam - widać było że on marzy o tym żeby mnie trzasnąć na odlew, że nie wytrzyma.
Wytrzymał- trzasnął "tylko" drzwiami i wrócił po godzinie jak ochłonął.

Dlatego też - dla mnie sytuacja wzajemnego pobicia jest nieakceptowalna. Tym bardziej że to facet pierwszy uderzył.

ps. żeby nie było :)- obecne małżeństwo jest bardzo ugodowe a i obecny mąż jest bardzo łagodny i spokojny człowiek. A z eksem mamy kontakt - wspólna firma - i nagle wszelkie ataki szału i awantury się skończyły.

docent161
17-10-2009, 15:35
Rela5 - żyjeszz?? i pamiętaj tak jak u Karguli weź ze sobą " argumenty " bo sprawiedliwość musi być po Naszej stronie :wink:

taka_ja & taki_on:)
17-10-2009, 15:47
Rela5, to takim wypadku rozmowa tylko podczas spaceru... skoro w domu tylu swiadków by było...napewno z dala od domu

To i ja trzymam kciuki... :wink:

morfeusz1
17-10-2009, 19:20
"znam ten typ faceta - rozmowa o problemach nie jest łatwa ... mój małż taki jest - uparty , jak sie uprze to nie przegadasz .... oczywiście nigdy nie jest winien niczego "
daggulka piszesz dokładnie o moim mężu!!!!
On zapewne uważa ze nic się nie stało,że on się tylko bronił.
Jednak to on pierwszy mnie mocno popchnoł.
Jest nam cieżko,bo mieszkamy z rodzicami i moim starszym bratem,(zajmujemy jeden pokój we czwórke)....i poprostu mnie już ostatnio bardzo nerwy puszczają ,mam juz tego wszystkiego dosyć,chcemy się budować niestety ciągle brak kasy i narazie szansy na kredyt- ciągle odwleka tę budowę.Wiem zapewne tu mi zmyjecie głowę...ale to nie jest takie proste .
Myślę że podświadomie obwiniam męża za zaistniałą sytuację że jako głowa rodziny, nic sie nie stara,to głównie ja napedzam temat budowy ,to ja drąże ,rozmawiam,staram sie znależć wyjscie z sytuacji.
Od wiosny mąz buduje domek dla dzieci na dzewie-oczywiście ciągle nie ma czasu go dokończyć.
Przyjeżdza z pracy pózno,i na nic nie ma czasu.Dodam Iż sam sobie jest szefem i spokojnie jak by naprawdę chciał zorganizowałby by sobie tak czas ,aby i w domu coś zrobił.
Od kwietnia mamy siatkę na ogrodzenie naszej działki ,no i niema czasu by go zrobił,a tak baaardzo go prosiłam aby zrobił to ogrodzenie,a zależało
mi ogromnie bo posadziłam drzewka (aż 14szt.)i musiałam sama ogrodzić kazde drzewko ,aby sarny mi nie zniszczyły(w zeszłym roku dużo mi szkód narobiły).
Więc macie rację ,to się wszystko nawarstwiało i w końcu musiało wybuchnąć :(
Mąż raczej nie jest agresywny...choć miał już i z moim ojcem i bratem przepychankę,oczywiście w myśl zasady ja sobie NIE DAM!Wiele rzeczy odbiera jako zagrozenie,i tłumaczy swe zchowanie jako obronę.
Najbardziej dzieci mi żal,muszę mysleć o nich a zwłaszcza o mojej 7-letniej córeczce,która jest bardzo wrażliwa,zawsze ilekroć słyszała nasze kłótnie (z braku miejsca nie dało sie tak by nie słyszała),obawiała się abyśmy sie nie rozwiedli.Wiem że nasze konflikty bardzo ranią dzieci-dlaczego mają cierpieć przez nas :(
Muszę przedewszystkim myśleć o nich,one sa najważniejsze w zyciu!!!
Zresztą z myślą o nich wszytstko sie robi w zyciu
Piszę trochę chaotycznie -proszę wybaczcie mi.
Naprawdę bardzo mi pomogliscie-przygotowuję się do rozmowy.

rela5 macie trudną sytuację, bo mieszkanie z Rodzicami, bratem, do tego w czwórkę w jedynym pokoju nie jest łatwe. I nie chodzi mi o trudności logistyczne, fizyczną przestrzeń (mimo, ze ona tez ważna), ale o przestrzen psychiczną. W jednym momencie musicie pełnić rózne role: Ty pełnisz rolę zony, matki, córki, siostry i to praktycznie 24 godz na dobę. A mąż rolę ojca, męża, zięcia i szwagra - i to na dłuższą metę jest bardzo trudne. Wiele bieżących emocji trzeba tłumić, chowac gdzieś w sobie, żeby to życie pod wspólnym dachem było w miarę bezbolesne. A takie tłumione emocje to potem jak bumerang wracają.

Faktycznie rozmowa to tylko na zewnątrz, potzreba do tego swobody i spokoju, a z tego co piszesz, u Was chyba z tym trudno w domu.

Ja Cię doskonale rozumiem, bo my od marca mieszkamy u Rodziców - najpierw u jednych, teraz u drugich. I jeszcze ok. 2 miesiące tak (przedłuża się niestety wciąż :evil: ). I mimo, że kocham moich Rodziców, mąż swoich, to jest najzwyczajniej na świecie ciężko- trzeba dostosowac sie do zasad, które panują w domu - w naszym przypadku często były one odmienne od naszych własnych w naszym starym mieszkaniu. Trzeba się liczyć z tym, ze każda nasza sprzeczka (kóre nie oszukujmy się zawsze się zdarzają) odbija się na bliskich. Co będe pisac - cięzko i tyle. Mi jest cholernie cięzko. I przez tę sytuację zdarzają się konflikty miedzy mną i meżem - bo ja w takiej roli często między młotem a kowadłem (w domu jego rodziców mąz był w takiej sytuacji). Ale tu tym bardziej trzeba rozmawiać rozmawiac, i jeszcze raz rozmawiać. Ale szczerze: o własnych uczuciach, emocjach, o zmęczeniu taką sytuacją. Mi zdarza się, że zdenerwuję się np. na mamę, ale nie mówię o tym meżowi, bo nie chcę wyjasniać dlaczego, bo z kolei nie chcę by nastawiał się negatywnie w stosunku do moich rodziców. Efekt - chodze naburmuszona, zdenerwowana - on to widzi, nie wie o co chodzi, ja milczę i on mysli, ze to przez niego - sytuacja staje się coraz bardziej napięta i potem nierzadko iskry lecą o byle pierdołę. A wystarczyłoby powiedzieć od razu o co chodzi - tylko, ze to nie jest zawsze takie proste.

I pewnie u Was też się tak zbierało, zbierało i znalazło ujście. Tylko ważne są też dzieci - one wszystko widzą, czują, uczą się głównie przez obserwację. Z dziećmi trzeba szczerze - wyjaśnić, ze Rodzice się czasem kłócą, bo to normalne - wyjasnić dlaczego. I wyjasnic, ze kłótnia nie oznacza, że się pzrestają kochać. Ale to głębszy temat i nie o tym rozmawiamy, więc dalej się nie wymądrzam :wink: Jednak generalnie unikac kłótni na oczach dzieci - wyjśc na spacer i tam pogadać.

Porozmawiaj tez z mężem o Waszej sytuacji, o wspólnym mieszkaniu, o planach budowy domku - skrystalizujcie Wasze plany, wyznaczcie jakieś wspólne cele --> będzie łatwiej. Ty przestaniesz go w podświadomości winić za to, jak jest, bo jak jest określony, nazwany cel, to łatwiej go osiągnąć.

ja trzymam mocno kciuki :D napisz jak posżło, jak się czujesz i do czego doszliście.

EZS
17-10-2009, 20:41
...ucieka...chyba raczej nie...bo ja większośc zmian w pracy mam popołudnoiwych,tyle się widzimy co przed snem czasami..i rano
A buda oczywiscie nadal nie zrobiona....
Dzisiaj chcę porozmawiać -macie rację nie ma co to odwlekać,samo się nie rozwiąże-Trzymajcie za mnie kciuki!!

w życiu tyle nie pracowałam, jak przez pół roku mieszkania u teściowej. Każdy dyżur był dla mnie dobry, nawet za darmo bym wzięła :-?

On nie ma swojego miejsca. I nie stara się o zmiane tego stanu?

Poza tym "przepychał się" z twoim ojcem i bratem? :o :o Z ludźmi w których domu mieszka? I nie otworzyli mu dzwi?

Czy ty na pewno chcesz z nim byC?

Nefer
17-10-2009, 20:46
Wytrzymałam z moimi rodzicami 3 mce.
Potem wynajęliśmy mieszkanie i woleliśmy jeść tynk ze ścian niż mieć na głowie rodziców.
Ale każdy podejmuje własne wybory.

Rela,

Tak jak myślałam - problem jest zupełnie gdzie indziej.
Dopóki nie usunięcie przyczyny nie pozbędziecie się skutków. A stawiam niestety na eskalację wydarzeń.... to nie jest optymistyczne.
Teraz zaleczycie sprawę, ale ona wylezie ...
Dlatego proponuję się zastanowić- wspólnie - co z tym zrobić.

P.S. nie wiem jak można mieć normalne małżeństwo mieszkając w czwórkę, na kupie w jednym pokoju. Sorry, ale pewne rzeczy wymykają się mojemu pojęciu świata.

kuleczka
17-10-2009, 21:17
Rela, tak na moje oko to jestes energiczną i obrotna kobietą.
Chcesz zmienić Waszą niewesołą sytuację, a Twój maż oferuje jedynie pasywność.
Chcesz jasno określić cele, jakiś realny termin zmian, a on tego nie ułatwia.
Mnie by osobiście szlag trafił.
Nieludzkie jest skazywanie się na takie warunki życia.
Kurde, chleb z margaryną wolałabym jeść byle u siebie.
Trzeba coś zrobic z tym bigosem jak najszybciej.

Renia
17-10-2009, 21:19
P.S. nie wiem jak można mieć normalne małżeństwo mieszkając w czwórkę, na kupie w jednym pokoju. Sorry, ale pewne rzeczy wymykają się mojemu pojęciu świata.
no to dlatego mają konflikt :wink:
brak własnego spokojnego kąta, brak intymności, ciągli świadkowie wszystkich wydarzeń .... pewnie też komentarze .... obserwacja od rana do wieczora ....
wcale sie nie dziwie, że tak sie to skończylo.
Ja juz dawno byłabym po rozwodzie. Na 200 % !
Aha, sprałabym też męża (pewnie nie raz) a z rodzicami nie rozmawiałabym całymi dniami .....
Podziwiam ich, że tylko takie zdarzenie się przytrafilo.
I ona i on niczemu niewinni, po prostu święci ludzie.

Mnie, po tylu latach razem na kupie w jednym pokoju, pod bokiem z rodzicami i bratem psychika by tak zwichrowała, że powrót do normalności byłby niemożliwy nawet po wyprowadzeniu sie do pałacu ...

Człowiek potrzebuje na co dzień odrobiny spokoju, intymności, odgrodzenia się od innych ludzi, ODPOCZYNKU, regeneracji sił ...
A gdzie oni mają to realizowac ????
I dziwicie sie, że im nerwy pusciły ???
I tak spokojnie sie to odbylo.
U mnie ten nóż w kuchni by był (może nie użyty) na pewno w ręce.

daggulka
17-10-2009, 21:41
Rela, tak na moje oko to jestes energiczną i obrotna kobietą.
Chcesz zmienić Waszą niewesołą sytuację, a Twój maż oferuje jedynie pasywność.
Chcesz jasno określić cele, jakiś realny termin zmian, a on tego nie ułatwia.


po prostu - mając za męża faceta który jest całkowicie pasywny ..... zostaje kilka wyjść z sytuacji , np.
1. Ona przejmuje inicjatywę
2. Ona stawia sprawę na ostrzu i facet wkłada gacie i staje się facetem
3. rozstają się

Jeśli pozostanie jak jest to skończy się wcześniej czy później opcją 1 lub 2 tudzież 3 .

EZS
17-10-2009, 21:45
opcja 2 nierealna
nie zrobi się z pasywnego faceta wulkanu energii.
tylko kobieta zakochana mogła tak myśleć. patrzyła przez własne oczekiwania a nie mozliwości męża

Za to realne jest, że przeważy "dobro dzieci" i zostanie tak, jak jest a ona się przyzwyczai :-?

daggulka
17-10-2009, 21:50
nie przyzwyczai się .... jeśli zostawi jak jest - pieprznie kiedyś z wielkim hukiem ....

DPS
17-10-2009, 23:54
Widzę, że wiele osób tak stanowczo piszących o potrzebie rozmowy spokojnej nie umie rozmawiać - ktoś mający inne zdanie udziela rad Goździkowej albo z serialu M jak Miłość.
A tutaj okazuje się, że mąż Reli wcale nie przekroczył granicy. Zrobił to dużo wcześniej, szarpiąc najpierw ojca Reli, potem jej brata, wreszcie ją.
Są jakieś wątpliwości jeszcze? :o
Miał drugą i miał trzecią szansę.
Jak dla mnie Rela5 staje się - niestety - kandydatką na ofiarę przemocy domowej.
Jak pisze Brzoza - najlepiej chyba samej zrobić budę, męża przeprosić, może jakoś wybaczy...

inwestor
18-10-2009, 10:21
"znam ten typ faceta - rozmowa o problemach nie jest łatwa ... mój małż taki jest - uparty , jak sie uprze to nie przegadasz .... oczywiście nigdy nie jest winien niczego "
daggulka piszesz dokładnie o moim mężu!!!!
On zapewne uważa ze nic się nie stało,że on się tylko bronił.
Jednak to on pierwszy mnie mocno popchnoł.
Jest nam cieżko,bo mieszkamy z rodzicami i moim starszym bratem,(zajmujemy jeden pokój we czwórke)....i poprostu mnie już ostatnio bardzo nerwy puszczają ,mam juz tego wszystkiego dosyć,chcemy się budować niestety ciągle brak kasy i narazie szansy na kredyt- ciągle odwleka tę budowę.Wiem zapewne tu mi zmyjecie głowę...ale to nie jest takie proste .
Myślę że podświadomie obwiniam męża za zaistniałą sytuację że jako głowa rodziny, nic sie nie stara,to głównie ja napedzam temat budowy ,to ja drąże ,rozmawiam,staram sie znależć wyjscie z sytuacji.
Od wiosny mąz buduje domek dla dzieci na dzewie-oczywiście ciągle nie ma czasu go dokończyć.
Przyjeżdza z pracy pózno,i na nic nie ma czasu.Dodam Iż sam sobie jest szefem i spokojnie jak by naprawdę chciał zorganizowałby by sobie tak czas ,aby i w domu coś zrobił.
Od kwietnia mamy siatkę na ogrodzenie naszej działki ,no i niema czasu by go zrobił,a tak baaardzo go prosiłam aby zrobił to ogrodzenie,a zależało
mi ogromnie bo posadziłam drzewka (aż 14szt.)i musiałam sama ogrodzić kazde drzewko ,aby sarny mi nie zniszczyły(w zeszłym roku dużo mi szkód narobiły).
Więc macie rację ,to się wszystko nawarstwiało i w końcu musiało wybuchnąć :(
Mąż raczej nie jest agresywny...choć miał już i z moim ojcem i bratem przepychankę,oczywiście w myśl zasady ja sobie NIE DAM!Wiele rzeczy odbiera jako zagrozenie,i tłumaczy swe zchowanie jako obronę.
Najbardziej dzieci mi żal,muszę mysleć o nich a zwłaszcza o mojej 7-letniej córeczce,która jest bardzo wrażliwa,zawsze ilekroć słyszała nasze kłótnie (z braku miejsca nie dało sie tak by nie słyszała),obawiała się abyśmy sie nie rozwiedli.Wiem że nasze konflikty bardzo ranią dzieci-dlaczego mają cierpieć przez nas :(
Muszę przedewszystkim myśleć o nich,one sa najważniejsze w zyciu!!!
Zresztą z myślą o nich wszytstko sie robi w zyciu
Piszę trochę chaotycznie -proszę wybaczcie mi.
Naprawdę bardzo mi pomogliscie-przygotowuję się do rozmowy.
Najpierw napisałaś że to Ty sprowokowałaś awanturę teraz że to on pierwszy popchną. Ok. tak naprawdę powodem awantur jest wasza trudna sytuacja. Lecz teraz mam pytanie czy gdyby wasza sytuacja się poprawiła to takie sytuacje nadal będą miały miejsce ? Może nadal będzie coś co nie będzie dawać Ci spokoju ? To pierwsza sprawa. Druga sprawa to inicjatywa i chęci do budowy domu. Uważam że nic nie stoi na przeszkodzie aby kobieta była tą siłą napędową w budowie domu. Jak facet jest mocno zajęty bo ma taka pracę, to w czym problem wziąć sprawy w swoje ręce ? Dużo kobiet tak robi i świetnie sobie radzą. Nie wiem czym się zajmujesz czy masz wolny czas, bo od tego dużo zależy, ale może zamiast chodzić denerwować się na swój los lepiej porozglądać się i sprawdzić jakie są możliwości budowy. Z tego co się zorientowałem macie działkę chyba budowlaną to już bardzo dużo. Jak budowa się rozpocznie to może i małżonek uwierzy że się uda się włączy.
Pozdrawiam

asia.malczewska
18-10-2009, 10:22
hej! a może wstrzymamy się na jakiś czas z naszymi mądrymi poradami, dopóki autorka wątku nie ochłonie??
wiem z własnego dośwadczenia, że niezłe rzeczy można w gniewie przypisać drugiej osobie i ze robi się to z własnej li tylko perspektywy ... wtedy i wspomniane przez rela5 przepychanki z ojcem i bratem też wygladają jakby winny był tylko partner, ktory w tej chwili jest "be".
jakoś nie mogę ścierpieć, że niektórzy z nas od razu biorą się za "profesjonalną" ocenę profilu małżeństwa, zamiast po prostu wspierać koleżankę, nie podsycając konfliktu ...
człowiek chce się pożalić, a tu mu męża z domu wyprowadzają, ot co ...
(chyba tylko Żelka w swoim miłosierdziu dla wszystkich istot żyjących pojęła o co chodzi ...)

morfeusz1
18-10-2009, 10:57
Nie wiemy czy mąż jest generalnie pasywny - może akurat w kwestii budowy cos go przerasta. lepiej nie oceniać człowieka po jednym zdaniu Reli. Przyczyn takiego zachowania może być masa. Czasem bywa tak, że jak od człowieka się czegoś oczekuje, a on tego nie robi, podswiadomie zaczynamy to wymuszać na różne sposoby: komentarze, zachowania itp. i wtedy ten człowiek może się najzwyczajniej na świecie zbuntować. Ja tak mam :oops: jak się na mnie coś wymusza, to potem czasem wołami mnie się nie zaciągnie, bym to cos zrobiła.
U Reli może być naprawdę różnie: może generalnie mąż jest energiczny i zaradny, a z jakiegoś powodu ta budowa go przerasta - tego nie wiemy.

Z oceną szarpania też bym się wstrzymała - nie wiemy kto "zaczął", to nie zakladajmy z mety, że było to mąż Reli.

Ale, tak jak wczesniej pisałam i jak piszą dziewczyny - z sytuacją mieszkaniową trzeba coś zrobić. Naprawdę lepiej po ciemku i o chlebie u siebie niz tak. Oczywiście na dłuższą metę. Ja, gdybym wiedziala, że nasze mieszkanie będzie się tak długo wykańczać, też bym się zgodziła wynająć mieszkanie. Bo mąż chciał wynająć - ja się uparłam, że 3-4 miesiące wytrzymamy u Rodziców. Oj błąd to był straszny - psychika strasznie ucierpiała, relacje z rodzicami niestety też. ale jak się okazało, że się przedłuża, to nawet nie bylismy w stanie ocenić czy o 2 miesiące czy o 4 - a we Wrocławiu nikt mieszkania na tak krótki okres nie chciał wynająć (szukaliśmy). Ale jak tylko skończą łazienkę, zamontują kuchnię to uciekamy do siebie: bez łózka, bez szaf, bez lamp (żarowki będą z sufitów), bez drzwi (nawet do łazienki) ale u siebie :D

Tak myslę, że jesli okaże się jednak, że zorganizowanie budowy Was przerasta (kredyt, formalności, budowa itp) to może pomyślcie o jakimś innym rozwiązaniu np. postarajcie się o mniejszy kredyt i kupcie małe mieszkanko - naprawdę to lepsze niż mieszkanie w czwórkę w jednym pokoju pod wiecznym "obstrzałem" - bo nie oszukujmy sie, ale gdy Rodzice mają możliwośc obserwacji przez 24 h wasze małżeństwo jest pod stałą oceną, zwłaszcza mąż, bo to Twoi Rodzice. Na dłuższą metę nie do wytrzymania.

rela5
18-10-2009, 12:05
KOCHANI! - już po,po rozmowie.Jest zgoda,rozmowa była baaardzo długa ,nie obyło się bez emocji ,bez podnoszenia głosu ,wypominania ,ale myślę że podziałała oczyszczajaco .
Powiedzieliśmy sobie co kto komu miał do zarzucenia, co kogo bolało.
Akurat dobrze się złozyło bo resztarodzinki pojechała na urodziny do innego brata,zabrali dzieci,więc napisałam smsa mu by prędzej wrócił z pracy ze chce porozmawiać.
Jest ciągle zadra,ale myślę ze miłośc zwycięzyła,on to widział inaczej ,on też czuł się skrzywdzony ,zaatakowany.
Powtórzyłam mu parę razy aby więcej ,aby nigdy nie użył wobec mnie siły,bo bedzie koniec.
Narażie jest dobrze .
Dziękuję WAM KOCHANI i to BARDZO.
Wiem ze to w dużej mierze ,dzięki Wam Waszym radom tak sięto potoczyło!! :) DZIĘKI!!!!

morfeusz1
18-10-2009, 12:11
Rela5 - to bardzo dobra wiadomość, że porozmawialiście, że sobie wyjasniliście. Ty juz wiesz czy wszystko i czy wystarczająco. Dobrze, że zgoda :wink:

pozdrawiam Cię serdecznie i powodzenia :D

DPS
18-10-2009, 12:33
Trzymam kciuki, oby wszystko było dobrze. :wink:

kamykkamyk2
18-10-2009, 12:44
I bardzo dobrze że się wam udało zakończyć ten konflikt. Tylko pamiętaj, raz można takie coś wybaczyć, kolejny nie.

Powodzenia!!!

dorothy
18-10-2009, 13:10
Rela5 bardzo się cieszę,że wszystko jest ok.Ważne,że wyjaśniliście sobie wiele rzeczy i doszliście do porozumienia.Życzę samych pogodnych dni!!! :wink:

Renia
18-10-2009, 14:59
A ja życzę wyłącznie swojego domu !!!

M@riusz_Radom
18-10-2009, 15:40
...ale nigdy dotąd nie użył wobec mnie siły....

I pewnie VICE VERSA ;)



był dobrym mężem...

A Ty pewnie dobrą żoną ;)



Gdzie są granice...?

Nie wiem, ale kilka moich ostrych kłótni z żoną zakończyło się ekstrawaganckim seksikiem. I to takim, że pamiętam do dziś, żona pewnie też :P

W złą stronę skierowaliście nadmiar energii :) Oboje ..

Przepraszam że piszę pod nowym nickiem.[/quote]

A nic nie szkodzi

M@riusz_Radom
18-10-2009, 15:45
czesto go prowokowalam, on az sie pienil ze zlosci ale wiedzial, ze jesli by uderzyl to bylby to pierwszy raz ale i ostatni zarazem.


Nie obraź się bo generalnie Cię lubię ;) ale kiedyś oberwiesz i nawet się facetowi nie będę dziwił. Aby było pięknie i sielankowo to muszą współpracować dwie osoby, współpracować a nie - prowokować - kłopoty

M@riusz_Radom
18-10-2009, 15:51
Że ofiara winna, bo sprowokowała? :o


Coś Wam się babki w głowach poprzestawiało albo choć chwilowo przysłoniło zdrowy rozsądek. Nie było mnie tak, ale pewnie facecik też oberwał co nieco. Czyż nie ? A jak kobietka leci z pazurami to musi się liczyć z tym, że i druga strona przestanie działać racjonalnie. Ponadto jestem PRZECIWNY generalizowaniu, że to faceci są zawsze winni przemocy domowej. A tutaj aż kipi od jajników i opinii "jak by mnie uderzył to to albo tamto" A ciekawy jestem czy jedna czy druga byłaby tak stanowcza gdyby przed takim faktem stanęła.

Powyższe NIE odnosi się do zaprezentowanej tu sytuacji a jest tylko luźnym przemyśleniem na temat stosunków damsko - męskich. W tym przemocy domowej, gdzie ofiarą nie zawsze jest kobieta...

A już teksty o "walizkach za próg" powodują, że zajady mi pękają ( kurna, zimno było i mnie dopadło ) DOM, MIESZKANIE jest najczęściej dorobkiem WSPÓLNYM !! tak więc te Kobietki, które tak szafują tą walizką powinny przygotować co najmniej drugą - z połową kasiorki za wartość majątku wspólnego.

I dlatego tak często mamy do czynienia z sytuacją, że po rozwodzie była żona okupuje jedną część domu/mieszkania a były mąż drugą - wtedy jest dopiero wesoło. Znam parę, która właśnie tak egzystuje - nic nie wspomaga morale byłej żony bardziej niż były mąż z kochanicą stukający się zgodnie z prawem tak, że echo niesie .. A żona w tym czasie ogląda fakty w TV :) Normalnie sielanka ;)

M@riusz_Radom
18-10-2009, 16:03
Myślę że podświadomie obwiniam męża za zaistniałą sytuację że jako głowa rodziny, nic sie nie stara,to głównie ja napedzam temat budowy ,to ja drąże ,rozmawiam,staram sie znależć wyjscie z sytuacji.


I może tu jest ten "spirytus sanctus" ?

A kto powiedział, że to facet ma wszystko pchać do przodu? Nie znasz kobitek, które mają "większe jaja" niż jej partner ? Ja przykładowo znam - mało tego, nawet pić się z nią boje, bo czasem potrafi iść jak równy z równym :) A przy okazji bebeczka jak się patrzy wyposażona tam gdzie trzeba tym co trzeba :) Nie wymagaj od męża, aby się wszystkim zajmował - tak się nie da. U mnie budową co prawda zajmowałem się głównie ja, ale jak mnie nie było bo musiałem na kilka miesięcy wyjechać to budowę pchała żona, zresztą robi to do tej pory bo czasem tygodniami pracuję po kilkanaście godzin dziennie ..

Macie się uzupełniać - a jedna przepychanka raczej ani niczego nie dowodzi ani czyni reguły. Oboje "daliście ciała", a właściwie jakbyście go sobie dali, to by się to inaczej zakończyło :)

buttopp
18-10-2009, 16:17
Kobieta wykańcza finansowo i psychicznie męża :wink: Kobiety kochają pieniądze i pieniądze :wink: a mezczyzna jest tylko dodatkiem lub maskotka pluszowa :evil:

§ 1. „Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5

rela5
18-10-2009, 18:50
morfeusz1,kamykkamyk2,DPS,kuleczko,daggulko i wszystkim innym tutaj BARDZO DZIĘKUJĘ!!!
- za to że jesteście ze mną.Nawet nie macie pojęcia ile Wasze wsparcie ,Wasze rady, mi dają !
Zdaję sobie sprawę ze to ja będe musiała być główną siłą napędową jeśli chodzi o budowę,bo raczej mąż w tej kwesti się nie zmieni,chodziaż bardzo bym chciała,ale chcąc mieć ten wymarzony, tak długo wyczekiwany dom ,niema co marudzić.
Działkę nie mamy budowlaną,narazie czekamy na zatwierdzenie poprawek w gminnym planie zagosodarowania przestrzeni...oj ile ja się na tę gminę nachodziłam...wójta naprosiłam,ale teraz trzeba czekać do maja przyszłego roku.
Potem ruszymy-myślę ...na fundamenty mamy...a potem jak to będzie .
:-?
Wszystko roztrzygnie się w przyszłym roku....dałam sobie taki czas...
POZDRAWIAM WSZYSTKICH...zwłaszcza tych mieszkających z rodzicami
:D [/b]

daggulka
18-10-2009, 20:06
dla pocieszenia .... ja też głównie toczyłam tą budowę .... dałam sobie radę, Ty też sobie dasz ....
i nawiązując do pewnej rozmowy i pewnego rozmówcy :P - nie siedziałam na dupie i nie przeglądałam żurnali i katalogów ino naginałam psychicznie (logistyka) i fizycznie ....bo czasem i tak trza .....


a co do mieszkania z rodzicami -
mieszkałam z mężem i dwoma córami w czasie budowy z moimi rodzicami na trzech pokojach .... 2 lata centralnej masakry ....
moi rodzice złoci ludzie , ino nadopiekuńczy i nadgorliwi .... jakby nie wyjeżdżali do siebie na wieś na 3/4 roku (zimą tylko na blokach zostawali) to byśmy się pozarzynali chyba :oops: :roll:
wprowadzałam się do domu bez drzwi wewnętrznych .... byle szybko :wink: :lol:

bo podstawa - swój kawałek podłogi ....

morfeusz1
18-10-2009, 21:34
rela5 - z Twojej ostatniej wypowiedzi czuć optymizm :D super :D ze sprawami związanymi z budową dasz sobie radę, masa jest tego, ale poradzisz sobie - jak się bardzo czegoś chce to sił i energii więcej.

My tez mamy działkę, mieliśmy się budowac, kupiony projekt, podpisana umowa na budowę, wszystkie sprawy związane z pozwoleniem, mediami, wycinką drzew itp. były zakończone - kupę energii nas to kosztowało i ponad 1,5 roku pracy, biegania, załatwiania - cięzko było, ale do przejścia :wink:

Zrezygnowaliśmy z zupełnie prozaicznych powodów i kupiliśmy mieszkanie, ale to nie jest tematem tutaj. Napisałam o tym tylko dlatego, żeby nie było, ze mówiąc, ze dasz radę, nie wiem o czym piszę :wink:

Jak będziesz miała dołki, załamania, będziesz zmęczona tą bieganiną to rozmawiaj z mężem - taka forma wsparcia tez jest bardzo ważna. Na bieżąco mów o wszystkim, to nie będzie się gromadzić i pęcznieć by później znów wyleźc niewiadomo kiedy i w jaki sposób. I przede wszystkim przestań myśleć, że budowa to męska rzecz, a kobieca wiernie czekać - teraz mamy partnerstwo i dzielimy się tez takimi sprawami, dobrze jak ludzie robią to, co im wychodzi, a nie to co powinno się robić ze względu na stereotypowe myslenie o glowie rodziny itp. Zmieniając to podejście do tematu nie będa Ci się w głowie zalęgać myśli o tym, ze mąż jako głowa rodziny się nie sprawdza itp.

trzymam kciuki za wymarzony domek :wink: i pozdrawiam ciepło :D

amalfi
18-10-2009, 21:36
Ja to bym sie nie biła. Ja bym już dawno chyba zabiła, jakbym tyle lat nie miała swojego kąta. Choćby małej chałupki z drewna (mąż stolarz).

Zaraz pewnie zostane opitolona, ale tak myślę.

retrofood
19-10-2009, 01:13
http://i.demotywatory.pl/uploads/1255892445_by_danke_500.jpg

DPS
19-10-2009, 12:28
Mieszkam ponad 20 lat z Teściami w jednym domu.
Moi goście, także ci z forum, mogą poświadczyć - jest absolutnie bezkolizyjnie.
Byle tylko dziadkowie nie chcieli być nadopiekuńczy i wtykać palca między drzwi. :wink: :lol:
Żyjemy razem, ale każdy zajęty swoimi sprawami, trochę jakby dwie rodziny w jednym mini-bloku... :o :lol:
Może warto postarać się wyznaczyć granice prywatności wobec rodziców i rodzeństwa? Czasem może to wiele pomóc.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Rela, kciuki trzymam, żeby wszystko dobrze poszło.
Amalfi - w sumie to ja chyba też... :lol:

aha26
19-10-2009, 13:58
dałabym mu drugą szanse o ile oczywiscie okazałby WIELKĄ skruchę,ale napewno kolejnej juz NIE!

Renia
19-10-2009, 14:03
Mieszkam ponad 20 lat z Teściami w jednym domu.
Moi goście, także ci z forum, mogą poświadczyć - jest absolutnie bezkolizyjnie.
Boszszszsz .... gdzie Ty takich ludzi znalazłaś ????????? :roll: :roll: :roll: :roll: :roll: :roll: :roll: :roll: :roll: :roll:

amalfi
19-10-2009, 16:15
Podobno można mieszkać z teściami, albo rodzicami i nawet sie lubić. Ba. Przyjaźnić (ja wolałam nie próbować :wink: ). Bo nie chodzi o to, żeby mieć od razu dom z basenem. Nie chodzi też o to, że facet ma zapewnić wszystko, a kobitka tylko sie pławić. Chodzi o to, że jakoś trzeba sie starać, aby rodzina, którą się założyło miała z czasem coraz lepiej, a nie odwrotnie.

Co do granic, o których pisze DPS, to w tym akurat przypadku, moim skromnym zdaniem, prawo do wyznaczania granic należy się rodzicom autorki wątku, a nie zięciowi, który zaległ u nich od dobrych iluśtam lat i nic nie robi, a jeszcze z łapami startuje do ludzi, którzy go przygarneli.

Dla mnie ten koleś nie umie zadbać nawet o psa, a co dopiero o rodzinę. Jest na forum dużo ludzi, którzy mieszkają z rodzicami, ale coś dobudowują, rozbudowują, kupują stare chałupy do remontu itd. A tu?

I jeszcze czytam o jakimś poczuciu winy żony, która oberwala po głowie. A jak ten pies go z zimna ugryzie, to też pies będzie winien? Dla mnie to żadne rozmowy, kompromisy, ale twarde warunki. Bo istnieje jeszcze takie coś jak odpowiedzialność. Za rodzinę, za psa, za bliskich, którym sie siedzi na głowie. Zrozumiem, jeśli ktoś jest chory, na wózku, ale tak? I wcale nie będę zdziwiona, jeśli się okaże, że ta działka to darowizna od rodziców albo teściów.

rela może przestań sie cackać i poszukaj jakiegoś małego drewnianego domku do przestawienia (pełno jest ogłoszeń za małe pieniądze) i postaw gościa przed faktem zamieszkania na swoim i dopiero budowy nowego domu w dowolnym tempie.

morfeusz1
19-10-2009, 17:20
Podobno można mieszkać z teściami, albo rodzicami i nawet sie lubić. Ba. Przyjaźnić (ja wolałam nie próbować :wink: ).


Co do granic, o których pisze DPS, to w tym akurat przypadku, moim skromnym zdaniem, prawo do wyznaczania granic należy się rodzicom autorki wątku .

Pewnie, że można się lubić - lubię Rodziców męża i lubiłam ich też wtedy, gdy u nich 5 miesięcy mieszkaliśmy. Ale i tak było trudno - ich dom, ich zasady, nam przyszło się przystosowac. Podobnie u moich Rodziców - jestesmy tu od sierpnia, też się lubimy (chdzi mi o relację my - oni, bo wiadomo, że ja ich kocham), ale też jest trudno, bo zawsze cos. Ponieważ tam bylismy goścmi, tu jesteśmy gośćmi to jest cięzko. mamy swój spokój, ale nie jest tak, jak na swoim - inny rytm dnia, wrażenie, że ciągle się jest pod obserwacją, jest się ciągle ocenianym za to, co się robi czy czego się nie robi. Cięzko jak cholera. Łatwiej o tyle, że u nas to sytuacja przejściowa. Ale nie wyobrazam sobie tak na dłuższą metę. Nie mamy nie wiadomo ile kasy, raczej mniej niż więcej, ale jest dla nas oczywiste, że musimy mieć SWÓJ dach nad głową i SWÓJ kawałek podłogi, miejsce, gdzie to my organizujemy rytm dnia i gdzie to my decydujemy jak jest poukladane w lodowce, co, gdzie stoi, czy sprzatamy, czy dajemy na luz itp.



Nie wyobrażam sobie tez sytuacji, że mój mąż się przepycha z moimi rodzicami albo ja z jego - tutaj nie wiem, co by się działo, wazny jest szacunek. Ale nie oceniam, bo nie wiem, co sie u Reli wydarzyło. Co do granic to się zgadzam - ich dom, więc oni decydują. Dlatego tez nie chcielismy mieszkać z rodzicami, ani nawet na dzialce od nich. Bo wtedy istaniałoby jakieś zobowiązanie, takie niewidzialne sznureczki, za które mogliby pociągac jakby chcieli - może by tak nie było, ale potrzebna mi swiadomosć, że to, co nasze to NASZE.

Renia
19-10-2009, 17:43
morfeusz1
czytam czasem Twoje wypowiedzi ... jesteś mądra !!!!!!!!!
zawsze przemyślane, z serca i rozumu.
szacunek.





p.s. ech, żebym miała taką synową ..... :wink:
człowiek by spokojnie kiedyś zamknął oczy ....
a tak to zza grobu sie jeszcze będzie denerwował :wink:

morfeusz1
19-10-2009, 18:09
morfeusz1
czytam czasem Twoje wypowiedzi ... jesteś mądra !!!!!!!!!
zawsze przemyślane, z serca i rozumu.
szacunek.





p.s. ech, żebym miała taką synową ..... :wink:
człowiek by spokojnie kiedyś zamknął oczy ....
a tak to zza grobu sie jeszcze będzie denerwował :wink:

Renia - az się zawstydziłam normalnie :oops: ale bardzo dziękuję za komplement, tym bardziej, ze ja mam inne zdanie na ten temat :wink: :lol:

DPS
19-10-2009, 18:36
A wiecie co? A ja nie do końca się z Wami zgodzę, że jeśli rodzice biorą pod swój dach, to oni tam rządzą.
Oczywiście, że ogólne zasady muszą być podporządkowane ich zasadom, bo to w końcu ich dom.
Ale - nie jest tak, że jeśli dajemy komuś dach nad głową, to kupujemy czy dostajemy tym samym prawo decydowania o wszystkim. I chyba zrozumienie tego faktu warunkuje powodzenie wspólnego zamieszkania.
Nie może być tak, że to rodzice decydują, o której pójdziecie spać, jakie filmy będziecie oglądać i jakich gości przyjmować, jakie meble i w którym kącie postawicie, jak powinniście podzielić się obowiązkami i jak układać wzajemne relacje między sobą.
Moi Teściowie nigdy się nie wtrącają, nawet jeśli czasem się z mężem nie zgadzamy. Mama zawsze mówi: musicie sami to załatwić i sami zdecydować, to Wasza sprawa. Kiedyś jeden z naszych gości powiedział, że mamy niewidzialnych rodziców - tak mało ich widzieli nasi goście.
A jednak jesteśmy też bardzo blisko, jak oni wróca z miasta to Mama idzie zaraz do mnie pochwalić się zakupami, jak ma kłopot, to też idzie do nas i prosi o ewentualną pomoc. Jeśli trzeba mi rady albo życzliwej rozmowy - idę do Teściowej, a jeśli jest OK - to po prostu każdy idzie do swojej roboty i tyle.
Mam wiele szczęścia, że na takich ludzi trafiłam - oni od początku rozumieli, że udzielając nam schronienia wydzielają z domu przestrzeń, która będzie WYŁĄCZNIE nasza - bez żadnych wyjątków.
Tak więc, nie do końca zgodzę się z tezą szanownych przedmówczyń, że to rodzice decydują, bo to ich dom. Jeśli nas wzięli i dali kawałek miejsca - staje się tak samo nasz. I to my i oni, każdy wyznacza pewne granice.
Jeśli wytycza je tylko jedna strona, to robi się problem, czyż nie? :wink:

morfeusz1
19-10-2009, 18:47
A wiecie co? A ja nie do końca się z Wami zgodzę, że jeśli rodzice biorą pod swój dach, to oni tam rządzą.
Oczywiście, że ogólne zasady muszą być podporządkowane ich zasadom, bo to w końcu ich dom.
Ale - nie jest tak, że jeśli dajemy komuś dach nad głową, to kupujemy czy dostajemy tym samym prawo decydowania o wszystkim. I chyba zrozumienie tego faktu warunkuje powodzenie wspólnego zamieszkania.
Nie może być tak, że to rodzice decydują, o której pójdziecie spać, jakie filmy będziecie oglądać i jakich gości przyjmować, jakie meble i w którym kącie postawicie, jak powinniście podzielić się obowiązkami i jak układać wzajemne relacje między sobą.
Moi Teściowie nigdy się nie wtrącają, nawet jeśli czasem się z mężem nie zgadzamy. Mama zawsze mówi: musicie sami to załatwić i sami zdecydować, to Wasza sprawa. Kiedyś jeden z naszych gości powiedział, że mamy niewidzialnych rodziców - tak mało ich widzieli nasi goście.
A jednak jesteśmy też bardzo blisko, jak oni wróca z miasta to Mama idzie zaraz do mnie pochwalić się zakupami, jak ma kłopot, to też idzie do nas i prosi o ewentualną pomoc. Jeśli trzeba mi rady albo życzliwej rozmowy - idę do Teściowej, a jeśli jest OK - to po prostu każdy idzie do swojej roboty i tyle.
Mam wiele szczęścia, że na takich ludzi trafiłam - oni od początku rozumieli, że udzielając nam schronienia wydzielają z domu przestrzeń, która będzie WYŁĄCZNIE nasza - bez żadnych wyjątków.
Tak więc, nie do końca zgodzę się z tezą szanownych przedmówczyń, że to rodzice decydują, bo to ich dom. Jeśli nas wzięli i dali kawałek miejsca - staje się tak samo nasz. I to my i oni, każdy wyznacza pewne granice.
Jeśli wytycza je tylko jedna strona, to robi się problem, czyż nie? :wink:

jest wiele racji w tym co piszesz. Ale nie wszyscy sa tacy, jak Wasi Rodzice - tylko pozazdrościć :wink: . Bywa i tak, że np. tato uważa, ze pod jego dachem to jego zasady itp itd...... wszystko od ludzi zalezy. Ale nic na siłę.

Renia
19-10-2009, 19:24
ja mam inne zdanie na ten temat :wink: :lol:
nie szkodzi, nie szkodzi, porządnie analizujesz tematy

a ja, cóż, zwichrowaną mam psychikę życiem (szczególnie ostatnio), borykaniem się z tysiącem problemów, przykrości, obowiązków ponad moje siły, ponad 30-letnim stażem pracy i niewiele krótszym małżeńskim, więc inaczej widzę pewne rzeczy niż Ty ....

ale za to co do kotów, to się zgadzamy :D

Renia
19-10-2009, 19:35
jak rodzice dyktują warunki, to z reguły młodzi od nich szybko uciekają
tego się nie da wytrzymać na dłuższą metę
muszą być niewidzialni, żeby młodych utrzymać przy sobie .... tak jak u DPS
a to zbyt trudne jest dla większości

a ja to nawet przy niewidzialnych nie chciałabym mieszkać

morfeusz1
19-10-2009, 21:32
jak rodzice dyktują warunki, to z reguły młodzi od nich szybko uciekają
tego się nie da wytrzymać na dłuższą metę
muszą być niewidzialni, żeby młodych utrzymać przy sobie .... tak jak u DPS
a to zbyt trudne jest dla większości

a ja to nawet przy niewidzialnych nie chciałabym mieszkać

ja też :wink:

co do kotów to się zgadzamy absolutnie :wink: co do reszty to myślenie się zmienia - doświadczenia (pozytywne i te negatywne) weryfikują coraz częsciej moje podejście do zycia, do róznych tematów. Patrząc wstecz widzę, jak bardzo się zmieniłam w ciągu ostatnich 5 lat, ba! nawet w ciągu ostatnich 3 lat :wink: ale że zmiana podstawą rozwoju, to mnie to nie martwi :wink:

DPS
20-10-2009, 08:01
Wiem, że to wielka rzadkość, ale moi Teściowie naprawdę są nie tylko tolerowanymi, ale bardzo pożądanymi współlokatorami (dom należy obecnie do męża i do mnie).
Zawsze pomogą, kiedy trzeba, Teściowa obiadki gotuje (ma grafik, kto o której wraca i na tę godzinę szykuje obiad, naprawdę!), jak dzieci były małe, to zawsze przypilnowała, nie mówiąc o tym, ile pomagają w pracach wokół domu i w polu. Nie wiem, jak dalibyśmy sobie bez nich radę.
Pamiętajcie, dziewczynki - nigdy nie mów nigdy... :wink: :D

amalfi
20-10-2009, 09:59
W moim rodzinnym domu został brat, więc rodzice z nim będą już mieszkać.

Po ślubie pojawiła się propozycja, aby zamieszkać z teściami (chcieli oddać piętro domu). Nie zgodziłam się, wybrałam mieszkanie w kawalerce na IV piętrze i nie żałuję decyzji. Nie mówię "nigdy", bo teściowie są w coraz gorszej formie i pewnie stanie się tak, że w końcu z nami zamieszkają :-?

Myślę, że zawsze jest coś za coś. Ja za "wolność' musiałam zaakceptować fakt, że nikt mi w niczym nie pomagał. jak miałam małe dziecko, to musiałam zrezygnować z pracy, a potem zatrudnić nianię. Jak uzupełniałam edukację, to często było tak, że o 15.00 miałam pociąg, a o 13.00 jeszcze nie wiedziałam z kim zostawię dziecko na 2 dni.

Odbiegłyśmy od tematu :roll:
W przypadku autorki watku nie ma jednak mowy i jakimś coś za coś, bo ja tu widzę same minusy z faktu mieszkania razem z rodzicami. Mąż ucieka w pracę, rela zmęczona sytuacją, rodzice wyczerpani awanturami, brat chyba też nie za szczęśliwy, dzieci wystraszone awanturami, rękoczyny (na razie jeden),z możliwością rozmowy, ktora powinna być w rodzinie czymś normalnym czeka się, aż reszta domowników wyniesie sie z domu itd. Tę sytuację moim zdaniem należy zmienić i to szybko, zanim nie stanie się coś nieodwracalnego.

amalfi
20-10-2009, 10:05
Dodam jeszcze, że bardzo mi się podoba model wielopokoleniowej rodziny (jak z reklamy cyfrowego polsatu :wink: ), ale do tego, aby się dobrze układało, potrzeba przestrzeni dla wszystkich, bo już dawno zostało udowodnione, że brak przestrzeni, intymności i możliwości pobycia samemu ze sobą powoduje agresję.

Renia
20-10-2009, 12:44
już dawno zostało udowodnione, że brak przestrzeni, intymności i możliwości pobycia samemu ze sobą powoduje agresję.
ja jak sie nie wyprowadzę z mieszkania za 2 tygodnie, to zacznę używac tego noża kuchennego i finał będzie taki, że zamiast w nowym domu to w jeszcze mniejszym lokum będe mieszkać (i może współlokatorów będzie więcej) ...
juz widac efekt siedzenia jeden na drugim bez możliwości odpoczynku i chocby odrobiny samotności ....
nie wiem co by bylo gdybym miała tak miec do konca zycia :wink:
a jest tylko syn i mąż
naprawde nie dziwie się temu mężowi reli i jej też, przeciez tam jest jeszcze 2 dzieci, rodzice, brat ...
ludzie !!!
postawcie sie w ich sytuacji !
rozgrzeszam ze wszystkiego !

amalfi
20-10-2009, 13:02
już dawno zostało udowodnione, że brak przestrzeni, intymności i możliwości pobycia samemu ze sobą powoduje agresję.
ja jak sie nie wyprowadzę z mieszkania za 2 tygodnie, to zacznę używac tego noża kuchennego i finał będzie taki, że zamiast w nowym domu to w jeszcze mniejszym lokum będe mieszkać (i może współlokatorów będzie więcej) ...
juz widac efekt siedzenia jeden na drugim bez możliwości odpoczynku i chocby odrobiny samotności ....
nie wiem co by bylo gdybym miała tak miec do konca zycia :wink:
a jest tylko syn i mąż
naprawde nie dziwie się temu mężowi reli i jej też, przeciez tam jest jeszcze 2 dzieci, rodzice, brat ...
ludzie !!!
postawcie sie w ich sytuacji !
rozgrzeszam ze wszystkiego !

Reniu ale właśnie o to chodzi, że nic z tym nie robią. Mają działkę, on jest stolarzem, oboje pracują, więc można było już dawno kupić jakiś domek z odzysku i mieć nawet pokój z kuchnią tylko dla siebie. Ja bym tak zrobiła.

retrofood
20-10-2009, 13:23
No, dość już tego. Buzi, buzi i do roboty!

Renia
20-10-2009, 16:06
można było już dawno kupić jakiś domek z odzysku i mieć nawet pokój z kuchnią tylko dla siebie. Ja bym tak zrobiła.
może teraz po dyskusji na forum zaczną coś zmieniać ...
oby im sie powiodło.
Każdy człowiek powinien mieć przynajmniej minimum komfortu.

daggulka
20-10-2009, 16:56
No, dość już tego. Buzi, buzi i do roboty!

rela5 - dokładnie .... czas wziąć się do roboty i rozwiązać problem mieszkaniowy , a wtedy rozwiążą się i inne problemy.... :D

EZS
20-10-2009, 21:44
Mieszkam ponad 20 lat z Teściami w jednym domu.
Moi goście, także ci z forum, mogą poświadczyć - jest absolutnie bezkolizyjnie.

widzę takie rodziny w rodzinie męża na wsi. Tam też najpierw mieszkali dziadkowie i jak jedna z sióstr teściiowej wyszła za maż, to została z rodzicami i meżem w pełnej zgodzie. Potem nasz kuzyn (ich syn) się ożenił, żona przyszła i wzorem pokoleń przepisano gospodarstwo na młodych ale mieszkają i pracują razem. o ile wiem bezkolizyjnie. Ale nie znam w mieście. Może to ta róznica miasto / wieś? Inne wzorce, w mieście po pracy często nie ma zajęć, szczególnie u starszych. Wtedy chcą zyć życiem dzieci, a to uwiera. Gdybam, ale tak jakoś mi wychodzi... No i dzieci często też jakies takie roszczeniowe - mama nie pilnuje wnuków, to źle, a wtrąca się - jeszcze gorzej... Na wsi jakoś to idzie bardziej bezkolizyjnie, każdy robi swoje a przy okazji obiad, wnuki itd. Choć wiem, że przy decyzjach "strategicznych" też były dąsy i kuzyn musiał dobrze udowadniać, że ma gowe na karku...

DPS
21-10-2009, 09:34
Być może coś w tym jest... Na wsi nie ma czasu na zastanawianie się i dąsy, pracy jest tyle, że wszyscy nie wiedzą w co najpierw ręce wkładać...
Każdy więc leci do swojej roboty, a nie myśli o głupotach... :wink: :D

retrofood
21-10-2009, 10:03
Być może coś w tym jest... Na wsi nie ma czasu na zastanawianie się i dąsy, pracy jest tyle, że wszyscy nie wiedzą w co najpierw ręce wkładać...
Każdy więc leci do swojej roboty, a nie myśli o głupotach... :wink: :D

no i nie ma nadopiekuńczości wobec dzieci, przeciwnie, wymaga się od nich pomocy na bieżąco w pracach domowych. Dzięki temu tak ogromne obciążenie dziecka miejskiego jak wyniesienie raz dziennie worka ze śmieciami, dla dziecka wiejskiego jest niemal niezauważalne.

migotka24
24-07-2015, 00:01
Witaj mam podobny problem i skierowało mnie na twoje post minęło kilka lat nie wiem czyt jeszcze tu zaglądasz ale jeśli tak to daj znać czy Twoja sytuacja się kiedyś powtórzyła pytam Cię ponieważ martwię się o mój związek jesteśmy małżeństwem dwa lata a razem 9 mamy po 25 lat i tez mam mętlik w głowie przez takie sytuacje. Pozdrawiam i mam nadzieję że nie doświadczylas tej przykrości ponownie.

Elfir
04-08-2015, 22:58
skoro macie problem z agresją to chyba lepiej iść na terapię dla par.

kornik11
05-08-2015, 13:15
Przecież nie uderzył Cię specjalnie, nie jest damskim bokserem, takie definitywne granice "oj zawsze powtarzałam że to byłby koniec, gdyby mnie facet uderzył" są głupie, wszystko zależy od sytuacji. Wybacz mu, pogadajcie, przeproście się. Nad związkiem trzeba pracować i nie poddawać się