PDA

Zobacz pełną wersję : Rozwód



akpork
25-10-2009, 14:35
I na mnie przyszedł czas,czas na obnażenie się pod nowym nikiem , za tą zmianę tożsamości was przepraszam, ale sprawa dość osobista i delikatna.

Stało się, po nastu latach przyszedł czas na rozstanie.
Nie ma żadnej trzeciej lub trzeciego, jest za to małe dziecko,ogromny kredyt i ja bez pracy.
Kilka lat temu, gdy firma męża zaczęła przynosić dochody pozwalające na w miarę bezstresowe życie,wspólnie podjęliśmy decyzje, że złożę wypowiedzenie, zajmę się dzieckiem i planowaną budową. Tak też się stało.
Mąż był tym od zarabiania pieniędzy, ja tą od całej reszty. Gdzieś w między czasie zaczęliśmy się rozmijać, on ma swoje życie, ja swoje, brak płaszczyzny wspólnej i wspólnego punktu zaczepienia.Mimo kilku prób reanimacji związku, efekty były chwilowe i znów następowała zapaść.Kolejne kłótnie z 'powrotem do przeszłości", ciche dni, mijanie się jak obcy sobie ludzie.

Wiem, że rozwód to kwestia dość krótkiego czasu,mam więc go niewiele na ogarnięcie się , znalezienie mieszkania, pracy i załatwienie rozsądnie spraw finansowych ,które są nasza sprawą,zgodnie ze wspólnotą majątkową.
No i jest dom na ukończeniu ,z którym nie wiadomo co począć.
Ale co najważniejsze, jest dziecko, które z racji wieku, nie rozumie wielu spraw, acz odczuwa napiętą atmosferę w domu. Chcę mu oszczędzić przykrych doznań, ale czy to jest możliwe ?
Pogubiłam się trochę, nie wiem od czego zacząć , no i musiałam się wygadać.

Już mi lżej

Renia
25-10-2009, 16:36
Pogubiłam się trochę, nie wiem od czego zacząć

od zabezpieczenia sobie finansów. Okreslenie wysokości alimentów.
Powinnas skorzystac z opieki/porady prawnika. Oni umieją poprowadzic sprawę tak by klient był zadowolony, otrzymał to co sie mu nalezy a i "przeciwnik-mąż" widząc prawnika zachowuje sie fair.
Potem wszystko sie ułoży.
Znajdziesz pracę, mieszkanie i będziesz żyć normalnie.
Życzę Ci wszystkiego najlepszego !

daggulka
25-10-2009, 16:58
Rozwód .... ktokolwiek by cokolwiek nie mówił .... napiszę Ci prawdę- z pierwszej ręki ....

Uczucia towarzyszące zależą często od sytuacji w jakiej następuje rozwód ... ale nigdy nie jest to sielanka .....

mimo tego , iż teraz wydaje Ci się , że wszystko przebiegnie spokojnie , bo to przecież bez orzekania o winie ... i może przebiegnie spokojnie w sądzie .... ale to co odczujesz wewnątrz siebie nie będzie spokojne ....

tysiącpięćset myśli , często skrajnych, huśtawki nastrojów , strach przed samotnością, lęk o przyszłość , umiejętność zatroszczenia się o siebie po kilkunastu latach małżeństwa ....
a do tego dziecko które nie zrozumie i które przeżyje ten rozwód najbardziej - bardziej niż Ty i bardziej niż mąż - a Ty będziesz musiała to udźwignąć , wysłuchać i wesprzeć a czasem nic nie będziesz mogła zrobić tylko patrzeć i czekać ....

co mogę zaproponować:
1. Zabezpieczyć finanse - alimenty na dziecko , także na siebie przynajmniej dopóki nie staniesz na nogi .
2. Uregulować wspólne sprawy finansowe ... pewnie sprzedać dom i spłacić kredyt.
3. Poszukać pracy , mieszkania .
4. Jeśli będziesz widziała, ze psychicznie sobie nie radzisz - od razu uderzaj do specjalisty .... psychoterapeuty ... i to jest konieczność i podstawa , bo odtąd będziesz opiekować się sobą i dzieckiem i potrzebna będziesz zdrowa , a nie chora na depresję.

Natomiast tak reasumując ... coś tu nie halo .... rzadko się zdarza , że kobieta tkwiąca od kilkunastu lat w małżeństwie - podejmuje decyzję o rozwodzie ze względu na wygaśnięcie iskry i brak chemii .....
powiedz szczerze - i tak nie piszesz pod swoim nickiem ... co się podziało naprawdę ?

akpork
25-10-2009, 17:14
co się podziało naprawdę ?
Kolejny samotny weekend i czas na przemyślenie swojego zycia. Kumulacja nastąpiła.
Nie mam ochoty po raz setny wysłuchiwać, jakie to on mi usłane różami zycie daje, a ja tego nie doceniam.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem, nie pamietam kiedy ostatni raz rozmawialiśmy (nie kłóciliśmy) ze sobą, nie pamietam kiedy ostatni raz kochaliśmy się.

Jakbym żyła z obcym człowiekiem. Łączy nas dziecko i kredyt, dla mnie to za mało.

a na prawnika mnie nie stać,muszę sobie radzić sama. I z tego co się orientuję, nie mam prawa oczekiwać alimentów na siebie, jeśli rozwód nastąpi bez orzekania o winie.

Renia
25-10-2009, 19:33
ot, uczucie ulotniło sie ....
jak mają po 50 czy 60 to zostaja ze sobą, boją sie samotnej starości, niespodziewanej choroby i wolą życ obok siebie (nie ze sobą) niz w samotności, a jak mają mniej lat to sie rozstaja, bo kazde ma nadzieję, że ułozy sobie jeszcze nowe życie
I słusznie, czasem sie to udaje. I sa jeszcze szczęśliwi.

aha26
25-10-2009, 20:12
a może zanim podejmiesz tak radykalne kroki to moze spróbujcie terapii rodzinnej dla małżeństw,moze wybierzcie sie na jakies małe wakacje...może Wasze małżeństwo da sie jeszcze ocalić.Przypomnij sobe za co kochałaś swojego męza hjak wychodziłas za niego za mąż?Moze ta iskra gdzies jeszcze jest tylko trzba bardziej ją rozpalić.
Moim zdaniem rozwod to pojscie po najlżejszej liini:-(

daggulka
25-10-2009, 20:24
Ja nie neguję Twojej decyzji - akpork.
Napisałam Ci tylko, ze nie będzie kolorowo ,
bo rozwód - każdy , to trauma na całe życie .... wiem bo sama przeżyłam .

Jeśli jesteś nieszczęśliwa to trza to zmienić .... ale jest jeszcze może wachlarz innych sposobów do wyczerpania .... zanim nastanie nieuniknione....

akpork
25-10-2009, 20:39
Myślisz, że się nie boję ? Boję i to jak cholera, przez ostatnie lata tylko strach mnie powstrzymywał przed tą decyzją.
Co będzie ? jak sobie dam radę? gdzie zamieszkamy? za co bedziemy żyć?
Przecież ja jestem zależna od męża, sama na to pozwoliłam, teraz muszę zrobić coś by niezależność odzyskać.

aha26 - ratować małżeństwo ? jak? wakacje ? mój mąż nie ma czasu na wolny weekend, terapia ? przecież on sobie sam ze wszystkim poradzi ?
Każdy pomysł jeśt żałosny i nicniewart.
A ja już nie mam siły ciągnąć tego tylko dla pozorów kochającej się rodziny, już nie chcę żyć w fikcji, jestem zmęczona tym ciągłym udawaniem.

daggulka
25-10-2009, 21:01
akpork
a nie myślałaś , że tutaj - w Tobie właśnie jest problem?
w tej Twojej zależności od męża i rodziny?
całym Twoim życiem przez ostatnie lata był mąż i rodzina .... a gdzie w tym Ty jesteś?
masz hobby?
własne realizowane zainteresowania?
kontakt z ludźmi?
przyjaciółki z którymi się spotykasz czy wychodzisz do pubu raz za czas ?
wyjścia do kosmetyczki, fryzjera , kina z dzieckiem....
odskocznię jakąś masz ?

rozwiń się ....
pozwól sobie na przyjemności tylko dla siebie .....
bądź egoistką ....

jeśli zmienisz siebie , wyjdziesz do ludzi , zaczniesz czerpać przyjemność z bycia sobą dla siebie ....
jestem pewna , że wiele się zmieni ....

akpork
25-10-2009, 21:07
daggulka, to nie do końca tak
Fryzjer, kosmetyczka,znajomi, owszem wtedy gdy dziecko jest w przedszkolu,o wieczornym wyjściu raczej mogę zapomnieć, nie wyobrażam sobie takiego wyjścia z dzieckiem, a jest za mały by sam został w domu.

Problem nie jest w tym, że się odizolowałam od świata, problem jest w tym, że ja i mąż mamy osobne światy.

Renia
25-10-2009, 21:12
wakacje ? mój mąż nie ma czasu na wolny weekend, terapia ? przecież on sobie sam ze wszystkim poradzi ?

może podjęłabys pracę i odciążyła go troche od zarabiania pieniedzy ....
może wtedy odpuściłby trochę....
piszesz, że macie kredyt, budowe, utrzymuje Ciebie i dziecko, sam. To duże obciązenie.
Jakby mu sie cos stalo, to lezycie wszyscy i kwiczycie
mam na mysli np. chorobe .....
nie wiem o co mu chodzi, że tak pracuje po weekendach, zbyt malo danych, zbyt malo szczegółów, rodza sie pytania ....

Renia
25-10-2009, 21:14
a może pomożesz mu w firmie, to jego firma, dobrze zrozumiałam chyba ....
wtedy będa wspólne tematy

daggulka
25-10-2009, 21:19
nikt nie powie Ci : tak - rozwiedź się albo daj se spokój .... to Twoja decyzja ...

tak naprawdę wszystko zależy czego Ty tak naprawdę od życia oczekujesz ....

ja tez z moim mężem mało mamy wspólnego świata ... inne zainteresowania , inne temperamenty , zero wyjść wspólnych , każde przy swoim kompie ....
ale jakoś kurcze nie przeszłoby mi przez myśl żeby się rozwieść z tego akurat powodu .... zawsze można trafić gorzej :roll:
nie ograniczamy się w swoich działaniach .... jeśli chcę wyjść - nie ma problemu , jeśli wyjeżdżam na imprezę forumową - nie ma problemu , jeśli chce zrobić coś dla siebie - robię to ....

rozumiem, że chciałabyś wieść inne życie , może z nowym facetem który będzie dbał o Ciebie , zauważał Cię, opiekował się Tobą , da Ci bardziej ekscytujące życie i większą więź ... ale tak , kochana to tylko w telenowelach .... idealnych facetów nie ma .... jak i idealnych kobiet ...


ja bym spróbowała jeszcze z terapią małżeńską ....
wtedy powiesz , ze zrobiłaś wszystko ...
uciec w rozwód zawsze można ....

magpie101
25-10-2009, 21:23
akpork jesli uwazasz, ze nie ma juz dla Was ratunku i chcesz rozwodu to nie oznajmiaj tego mezowi pochopnie i w nerwach.
Najpierw "ustaw" sie finansowo tzn. podejmij prace, zgromadz jakies pieniadze, a potem powiedz mu o rozwodzie.
Jesli zrobisz to nagle to pomimo, ze macie wspolnosc majatkowa Twoj maz "pusci Cie w trampkach", stwierdzi ze nic Ci sie nie nalezy, bo to on prowadzil firme, a Ty przeciez siedzialas w domu.

morfeusz1
25-10-2009, 22:38
To i ja zabiore głos, mimo, ze nie przezyłam tego osobiscie, ale przeżyła moja mama i ja jako dziewięcioletnie już dziecko wiele pamiętam, pamietam jak wtedy było. Z tym, że ja jako dziecko odczułam ulgę, że będziemy juz same i bez awantur, bez alkoholu.... Ty, jak wnioskuję możesz mieć nieco inną sytuację.

W kazdym razie ja popieram maqpie - zanim poinformujesz męża o swojej decyzji, postaraj się uniezaleznic finansowo - poszukaj pracy przede wszystkim i spóbuj zgromadzić jakies fundusze z tych obecnych waszych pieniędzy - zacznij oszczędzac np. na zakupach jedzeniowych i to, co zaoszczędzisz odkładaj. Załóz sobie osobne konto. Jesli masz mozliwość sprzedania jakichs rzeczy (ksiązki, ubrania) to postaraj się je sprzedać np. na allegro - zarobione pieniędze trzymaj na swoim koncie.

Znajdż jakąs grupe wsparcia w swojej okolicy - ale nie jak już będziesz po, tylko już teraz. Potrzebujesz siły i wsparcia, żeby w trudnych chwilach się nie rozsypać. Nie wiem czy jestes silną kobietą, ale i silnych ludzi zyciowe zmiany doprowadzają do depresji. Masz dziecko i jak pisze Dagulka, bedziesz mu bardzo potrzebna, a człowiek w depresji sam potrzebuje pomocy - więc trzeba zrobić co mozna, by do niej nie dopuścić.

Bardzo wazne jest też szczeólne poświęcenie uwagi dziecku - nie piszesz ile ma lat, więc trudno cos konkretnego zaproponowac. Ale są ksiązki wydawane chyba przez GWP o tym, jak pomóc dziecku przejść przez rozwód rodzicow - później poszukam tej ksiązki i tutaj podam tytuł (jak znajdę).

To tyle w kwestiach logistycznych ...

To jest bardzo trudna decyzja, i to jaka ona będzie zalezy tylko od Ciebie - musisz rozstzrygnąć to w sobie, wsłuchać się w siebie. Ale powsłuchuj sie trochę dłużej, aby decyzja nie była pochopna. Może się przydac kartka i długopis i stara metoda plusów i minusów. Weź dwie kartki na jednej plusy i minusy rozwodu, na drugiej plusy i minusy rozstania. Niby prosta rzecz, ale trudna - jednak wiele rozjaśnia.

Z własnych obserwacji (zyciowych i zawodowych) dziecko lepiej wychowywac samemu, niż w rodzinie, gdzie rodzice sie mijają, nie rozmawiają, nei są tak naprawde razem - dzieci ucza się przez obserwację i chcąc nie chcąc fundujemy im potem życie podobne lub brak pewności siebie, rozbicie wewnetrzne, brak poczucia bezpieczeństwa. W swoim dorosłym życiu moze nie umieć sobie radzić tak, jakby się nauczył żyjąc w domu, gdzie wprawdzie rodzic jeden, ale bezpieczeństwo, uśmiech, stałość i ciepło.

morfeusz1
25-10-2009, 22:48
Znalazłam:

1. "Rozwód W rodzinie. Jak wesprzeć dzieci." Herbert Martin
Herbert Martin
Przekład: Anna Sawicka-Chrapkiewicz, tytuł oryg.: Separation and Divorce. Helping children cope, ISBN 83-60083-31-2, format A5, oprawa miękka, 80 str.
Wydawca: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne


2. ROZWÓD, A CO Z DZIEĆMI?

Wallerstein J.S., Blakeslee S.
ISBN: 83-7298-564-2, Tłumacz: Cezary E. Urbański, Rok wydania: 2005, Stron: 380, Oprawa: broszura, Format: 145/205 cm
Wydawca: Wydawnictwo Zysk i S-ka


Obie ksiazki na tej stronie:

http://www.gwp.pl/products.php?name=rozw%F3d

Paty
26-10-2009, 06:56
a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) .
Z tego co piszesz to Twój mąż pracuje na pełnych obrotach , Ty masz dziecko przedszkolu więc kilka godzin wolnego , zrobisz to co trzeba zrobić w domu i masz czas wolny. A może czas wrócić do pracy, mieć chociaż jeden temat z mężem do obgadania właśnie :praca. Ciebie jego problemy "robocze" na pewno nie wiele obchodzą bo sama ich nie doświadczasz, on może tez ma dość Twojego narzekania ze nigdzie nie wychodzicie , ze nie rozmawiacie..............on może byc porostu cholernie zmęczony, może boi się przyznać do tego że Twoja decyzja o zwolnieniu sie z pracy wcale nie była taka trafiona.............macie dziecko, które on na pewno bardzo kocha i dla niego warto walczyć ............idź na terapię nawet sam jeżeli on nie chce...................posłuchaj co mają Ci do powiedzenia specjaliści może znajdziesz jakis punkt zaczepienia i spróbujesz coś zmienić w swoim związku.........

miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać.........piszę to bo sama tak myślę, tak jest w moim małżeństwie, nie wyobrażam sobie żebym mogła podjąć decyzję o rozwodzie w takiej sytuacji jaką opisujesz..........gdzieś się pogubiliście, nie znamy punktu widzenia Twojego męża, może byś sie zdziwiła jako on to postrzega, szczera rozmowa,i to nie jedna a wiele, otworzenie sie przed partnerem tak do końca, otwarte powiedzenie co Cię boli a przede wszystkim zasygnalizowanie mu że brakuje Ci jego ,że chcesz tę sytuację zmienić.................. dla mnie nie czas na rozwód.............

pierwsza rzecz pójść do pracy.............od tego bym zaczęła..........

to moje spostrzeżenia po tym co napisałaś byc może sa one błędne, może jest coś o czym nie piszesz.........i Twoja decyzja to wynik innych bardziej skomplikowanych problemów........

asia.malczewska
26-10-2009, 07:01
Dziewczyny mają rację, spróbuj zacząć od pewnego pułapu - jakaś twoja kasa, twoj własny pomysl co dalej, może jakaś szansa na pracę, albo przynajmniej ukierunkowanie na taką ...
Problem jest w tym, że jeżeli teraz oświadczysz swojemu mężowi, że chcesz się rozwieść i zabrać dziecko, to - jeżeli jest furiatem - to powie ci, że zostaniesz bez niczego i ukarzesz swoim postępowaniem dziecko, albo - jeżeli między wami tylko obojętność i brak nawet takiego uczucia jak nienawiść - będzie ci robił "łachę" i cały czas podkreślał, że jesteś nadal na jego garnuszku ...
Prawda jest taka, że wasza wspólna decyzja kiedyś tam o rezygnacji z twojej pracy była bardzo ryzykowna. Nie powiem Ci, że u mnie zawsze tak pięknie poukładane i super ale zawsze pracowaliśmy i pracujemy we dwójkę- właśnie na wypadek, gdyby jedno z nas z jakichkolwiek powodów zaniemogło lub tymczasowo straciło pracę. Jak mówią Anglicy, nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka - wówczas zawsze jest jakieś wyjście ... A że mój mąż pochodzi z rodziny obarczonej nowotworem i już kiedyś przeszedł operację usunięcia niezłośliwego mięsaka, więc zawsze braliśmy i bierzemy te ryzyko pod uwagę.
Zastanow się, czy możesz - dla swojego własnego dobra i dobra dziecka - potrwać jeszcze chwilę w tym nieznośnym układzie. W przeciwnym razie możesz wpakować się w niezły pasztet - no chyba, ze jest jeszcze coś, w stylu 'poznalaś kogoś, kto jest światełkiem ww tunelu" 8) ...

Paty
26-10-2009, 07:15
daggulka, to nie do końca tak
Fryzjer, kosmetyczka,znajomi, owszem wtedy gdy dziecko jest w przedszkolu,o wieczornym wyjściu raczej mogę zapomnieć, nie wyobrażam sobie takiego wyjścia z dzieckiem, a jest za mały by sam został w domu.

Problem nie jest w tym, że się odizolowałam od świata, problem jest w tym, że ja i mąż mamy osobne światy.



Waszym wspólnym światem jest DZIECKO , wspólny dom, kredyt ............czy zaczynając budowę domu sytuacja między wami była taka jak opisujesz...........?
.

morfeusz1
26-10-2009, 07:46
a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) .
Z
miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać.................

oczywiście, ze tak, ale to dotyczy obojga. Trudno jest samodzielnie podsycac, pielęgnowac uczucia, dbac o to wszystko przez ileś tam lat. Nawet najbardziej wytrwała osoba by poległa, gdy nie ma odzewu.

Tkwić w nieudanym związku dla dobra dziecka - nigdy w życiu. Dziecko czuje i widzi bardzo dobrze, nie jest glupie, niezaleznie od tego w jakim wieku, by nie było. I jeżeli zalezy nam na tym, by wychowac szcześcliwe dziecko nie można pozwolić, aby żyło w zimnym emocjonalnie domu.
A i o sobie warto myslec. Tylko trzeba naprawdę zadac sobie pytanie: czy ja go kocham? Bo jesli jest uczucie, to warto walczyć - warto chociaz spróbowac. Szczera rozmowa, ustalenie jakichs reguł wspólnego zycia (tych dotyczących wspólnego czasu) np. raz na tydzień wspólna wyprawa z dzieckiem (plac zabaw, kino, ciekawe miejsca), jakis wieczór w tygodniu tylko dla siebie: mąz wtedy ma wrócić wczesniej z pracy itp, itd. Ale to tylko wtedy, gdy jest uczucie....

Paty
26-10-2009, 08:00
a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) .
Z
miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać.................

oczywiście, ze tak, ale to dotyczy obojga. Trudno jest samodzielnie podsycac, pielęgnowac uczucia, dbac o to wszystko przez ileś tam lat. Nawet najbardziej wytrwała osoba by poległa, gdy nie ma odzewu.

Tkwić w nieudanym związku dla dobra dziecka - nigdy w życiu. Dziecko czuje i widzi bardzo dobrze, nie jest glupie, niezaleznie od tego w jakim wieku, by nie było. I jeżeli zalezy nam na tym, by wychowac szcześcliwe dziecko nie można pozwolić, aby żyło w zimnym emocjonalnie domu.
A i o sobie warto myslec. Tylko trzeba naprawdę zadac sobie pytanie: czy ja go kocham? Bo jesli jest uczucie, to warto walczyć - warto chociaz spróbowac. Szczera rozmowa, ustalenie jakichs reguł wspólnego zycia (tych dotyczących wspólnego czasu) np. raz na tydzień wspólna wyprawa z dzieckiem (plac zabaw, kino, ciekawe miejsca), jakis wieczór w tygodniu tylko dla siebie: mąz wtedy ma wrócić wczesniej z pracy itp, itd. Ale to tylko wtedy, gdy jest uczucie....


zgadzam się .........że do tanga trzeba dwojga..........ale coś kiedyś tych dwoje ludzi połączyło ze sobą czyli zakładam że jakieś uczucia jeszcze istnieją chociaż może w tej chwili głęboko schowane.............nie znamy relacji z drugiej strony trudno nam ferować wyroki i stwierdzać że uczucie wypaliło się z obydwu stron.............

jeżeli chodzi o szczęście dziecka to ono juz chyba jest nieszczęśliwe i zagubione ,jeżeli czuje co się w domu dzieje...... więc rozwód wcale nie będzie dla niego jakimś wielkim szczęściem , ono chce mieć dwoje kochających się rodziców , wtedy będzie szczęśliwe i spokojne więc ani rozwód ani pozostanie w nieudanym związku nie będzie dobre dla dziecka...........

EZS
26-10-2009, 08:05
punkt widzenia męża:

baba siedzi w domu i z nudów sama nie wie czego chce, a ja się zaharowuję dla niej i dla dziecka. Kredyt musi ktoś spłacić a jej się chemii zachciało.


Twój mąż realizuje się w pracy a w dodatku w jego mniemaniu w ten sposób wyraża miłość i odpowiedzialność za rodzinę.
Bardzo się zdziwi, jak zaczniesz mówić o rozwodzie.
Na razie, z tego co piszesz, wyłania się taki właśnie obraz. Jeżeli jest drugie dno, to my o nim nie wiemy..


Chyba musisz pogadać z mężem. O tym, ze chcesz go odciążyć, że za dużo pracuje, że jak go szlak trafi to co zrobicie.
jednym słowem, że chcesz iść do pracy.

A czy chcesz???
Kwestę alimentów na siebie rozważałaś, ale o pracy za dużo nie piszesz...
Czy ty przypadkiem nie chcesz, żeby siedział, trzymał cię za ręce i jeszcze dużo zarabiał... Tak to tylko w telewizorze.

Jak nie chcesz do pracy, to idź na jakieś dodatkowe studia, które potem dadzą ci lepszą pracę.

morfeusz1
26-10-2009, 08:14
a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) .
Z
miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać.................

oczywiście, ze tak, ale to dotyczy obojga. Trudno jest samodzielnie podsycac, pielęgnowac uczucia, dbac o to wszystko przez ileś tam lat. Nawet najbardziej wytrwała osoba by poległa, gdy nie ma odzewu.

Tkwić w nieudanym związku dla dobra dziecka - nigdy w życiu. Dziecko czuje i widzi bardzo dobrze, nie jest glupie, niezaleznie od tego w jakim wieku, by nie było. I jeżeli zalezy nam na tym, by wychowac szcześcliwe dziecko nie można pozwolić, aby żyło w zimnym emocjonalnie domu.
A i o sobie warto myslec. Tylko trzeba naprawdę zadac sobie pytanie: czy ja go kocham? Bo jesli jest uczucie, to warto walczyć - warto chociaz spróbowac. Szczera rozmowa, ustalenie jakichs reguł wspólnego zycia (tych dotyczących wspólnego czasu) np. raz na tydzień wspólna wyprawa z dzieckiem (plac zabaw, kino, ciekawe miejsca), jakis wieczór w tygodniu tylko dla siebie: mąz wtedy ma wrócić wczesniej z pracy itp, itd. Ale to tylko wtedy, gdy jest uczucie....


zgadzam się .........że do tanga trzeba dwojga..........ale coś kiedyś tych dwoje ludzi połączyło ze sobą czyli zakładam że jakieś uczucia jeszcze istnieją chociaż może w tej chwili głęboko schowane.............nie znamy relacji z drugiej strony trudno nam ferować wyroki i stwierdzać że uczucie wypaliło się z obydwu stron.............

jeżeli chodzi o szczęście dziecka to ono juz chyba jest nieszczęśliwe i zagubione ,jeżeli czuje co się w domu dzieje...... więc rozwód wcale nie będzie dla niego jakimś wielkim szczęściem , ono chce mieć dwoje kochających się rodziców , wtedy będzie szczęśliwe i spokojne więc ani rozwód ani pozostanie w nieudanym związku nie będzie dobre dla dziecka...........

nie pisałam, że rozwód bedzie szczęściem dla dziecka. Rozód będzie trudnym czasem, trudnym przezyciem - dlatego wyżej podawałam linki do książek, bo o dziecko trzeba szczególnie zadbac w tym czasie.

Miałam na mysli to, co też pisałam już wyżej, że dziecko żyjąc w domu, gdzie rodzice się mijają, gdzie nie mają dla siebie ciepłego słowa, nie interesują się sobą, mają do siebie wiecznie pretensje i żale - chłonie te uczucia, tę atmosferę jak gąbka. I bardzo, bardzo często pojawiają się u niego później problemy emocjonalne, zaburzenia itp. A nawet jak się takie nie pojawią, to najprawdopodobniej bedzie miało kłopoty ze stworzeniem innego związku w dorosłosci. Bo nawet, jak bedzie chciało inaczej, to niestety to, co czego doswiadczaliśmy w dzieciństwie przez wiele, wiele lat, tkwi głęboko w podswiadomości i w chwilach trudnych często się wybiera tę samą "ściezkę" zachowania.

Dziecko do szczęscia potrzebuje szczęśliwych rodziców. Potrzebuje stałości w emocjach, bezpieczeństwa, ciepłej atmosfery. Burze emocjonalne, które fundują rodzice, pozostający ze sobą dla mylnie pojmowanego "dobra dziecka" często sa gwarantem rozchwiania emocjonalnego i róznorakich problemów w przyszłości. Rozwód nie musi oznaczać, że dziecko traci jedno z rodziców.

Rozpisałam się na temat trochę inny, bardziej skupiłam się tu na dziecku, ale stwierdzenia, ze trzeba tkwic w nieudanym związku "dla dobra dziecka" itp. itd. wkurzają mnie potwornie. Wystarczy porzucić idealistyczne pojęcie o rodzinie, poczytac trochę fachowej literatury (nie ma nic w tym złego) żeby się dowiedzieć co można zafundowac dziecku, pozostając w takim związku.

Oczywiście cały czas zaznaczam, że nie ma miłości już między rodzicami, ze się mijają, sa obok siebie, nie poswięcają czasu sobie, mają wiecznie jakieś pretensje i żale. Nie tylko alkoholizm, zdrada, bicie itp. sa przyczynami rozwodów.

morfeusz1
26-10-2009, 08:21
punkt widzenia męża:

baba siedzi w domu i z nudów sama nie wie czego chce, a ja się zaharowuję dla niej i dla dziecka. Kredyt musi ktoś spłacić a jej się chemii zachciało.


Twój mąż realizuje się w pracy a w dodatku w jego mniemaniu w ten sposób wyraża miłość i odpowiedzialność za rodzinę.
Bardzo się zdziwi, jak zaczniesz mówić o rozwodzie.Na razie, z tego co piszesz, wyłania się taki właśnie obraz. Jeżeli jest drugie dno, to my o nim nie wiemy..


Chyba musisz pogadać z mężem. O tym, ze chcesz go odciążyć, że za dużo pracuje, że jak go szlak trafi to co zrobicie.
jednym słowem, że chcesz iść do pracy.

.

Też tak może być. Męzczyźni mają inny tok rozumowania niż kobiety, dlatego tak wazne jest by rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. I faktycznie może on czuje, ze dba o Was najlepiej jak umie. Trzeba go wyprowadzić z błędu, że lepiej trochę mniej pieniędzy miec, a więcej czasu dla siebie - że to jest najważniejsze. Ale do tego jest potrzebna rozmowa, nei taka w biegu, nei taka z pretensjami, tylko szczera i spokojna. Jesli się kocha, bo jak się nie kocha, to nie ma co zbierac...

I ta praca - gdybys nie decydowała się jednak na rozwód, to i tak warto cos ze sobą zrobić, by się uniezależnić finansowo. Praca, studia dodatkowe itp.

daggulka
26-10-2009, 08:32
ja też mysle , ze jest jak EZS pisze , tylko nie chciałam tak prosto z mostu ino w bawełenke ładnie owinełam .... :lol:

reasumując - uważam, że akpork powinna isć do pracy , zaczać z ludźmi przebywać , rozwijać się ... i bedzie o czym może wtedy z mężem pogadać ... a i mąż zauważy może w niej może bardziej interesującą babkę a nie tylko mleczarnię i niańke dla swoich dzieci oraz gosposie, praczke, sprzataczke, gotowaczke ...... :wink: :lol:

kania
26-10-2009, 08:40
Akpork, ja sobie myślę tak - albo nie jest aż tak źle, jak piszesz, a pomysł rozwodu pojawił się we wściekłości, bo właśnie się pokłóciliście (szlag Cię trafił po kolejnym samotnym weekendzie, jakaś miarka się przebrała itp.) W takim razie dobry pomysł z pisaniem na forum, bo to działa jak wentyl bezpieczeństwa. Są tu życzliwi ludzie, którzy zrozumieją, bo sami od czasu do czasu toczą wojny domowe :wink:
Wariant numer dwa - jest znacznie gorzej niż napisałaś i są sprawy jeszcze inne poważniejsze, których tutaj nie odkryłaś.
Wiesz, wygląda to teraz tak, że zrobiło się nudno więc rozwód. No bzdura jakaś w małżeństwie z kilkunastoletnim stażem, z dzieckiem i mnóstwem wspólnych spraw. Masz dużo wolnego czasu i to Ty pierwsza powinnaś rozkręcić fajerwerki - mąż w którym momencie zatrybi, bo nie wierzę, że nie będzie chciał się oderwać od pracy, pracy, pracy i jeszcze raz pracy.
Akpork, kochana pogadałaś o tym wszystkim z mężem?

akpork
26-10-2009, 09:27
czytam sobie was uważnie i mieszane uczucia mam.

Brak mi fajerwerków - nie .Mam świadomość , że nie będzie jak po miesiącu znajomości, motyle z brzucha wyleciały i nie będę nad tym płakać, bo taka kolej rzeczy. Oczekuję jednego wspólnego posiłku w tygodniu, chwili wspólnego czasu, zbyt wiele ?

O pracy nie piszę ? owszem piszę, jest to teraz priorytet dla mnie (dziś umówiłam się dwie rozmowy), już wiem, że mam prawo domagać się alimentów na siebie, nie zamierzam jednak tego robić. Zaczęłam pracę jako nastolatka i nie jest to dla mnie żadna nowość,mam dwie ręce , głowę, dam radę.
A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas.

Mówicie o pomocy mężowi w firmie, przerabialiśmy to jakiś czas temu, niestety nie sprawdiło się. Była to kolejna skrajność,kilkanaście godzin razem i jedyny temat to była firma, nawet w domu byliśmy w pracy. Mało tego branża jest bardzo specyficzna, trzeba mieć specjalistyczną wiedzę by to ogarnąć, ja tej wiedzy nie posiadam.

I jeszcze kilka spraw dla rozjaśnienia sytuacj:
Nie poznałam nikogo i nie planuję się ponownie wiązać .
Jestem w trakcie studiów uzupełniających
Mąż nie pracuje w weekendy - ten czas spędza z kolegami realizując swoje zainteresowania.


I jeszcze słowo, któraś z was pisze o swoim małżeństwie, ze każde z was "przed swoim kompem". Dla mnie to już nie jest związek, to zycie obok siebie pod jednym dachem, z wygody, przyzwyczajenia, nie wiem dlaczego.
Ja tak nie chcę ,żyć, to zycie ze wspólokatorem, nie partnerem.

A no i mąż nie był tak strasznie zdziwiony propozycją rozwodu.

agnieszkakusi
26-10-2009, 09:35
a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku.
Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie.

morfeusz1
26-10-2009, 09:39
czytam sobie was uważnie i mieszane uczucia mam.

Brak mi fajerwerków - nie .Mam świadomość , że nie będzie jak po miesiącu znajomości, motyle z brzucha wyleciały i nie będę nad tym płakać, bo taka kolej rzeczy. Oczekuję jednego wspólnego posiłku w tygodniu, chwili wspólnego czasu, zbyt wiele ?

O pracy nie piszę ? owszem piszę, jest to teraz priorytet dla mnie (dziś umówiłam się dwie rozmowy), już wiem, że mam prawo domagać się alimentów na siebie, nie zamierzam jednak tego robić. Zaczęłam pracę jako nastolatka i nie jest to dla mnie żadna nowość,mam dwie ręce , głowę, dam radę.
A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas.

Mówicie o pomocy mężowi w firmie, przerabialiśmy to jakiś czas temu, niestety nie sprawdiło się. Była to kolejna skrajność,kilkanaście godzin razem i jedyny temat to była firma, nawet w domu byliśmy w pracy. Mało tego branża jest bardzo specyficzna, trzeba mieć specjalistyczną wiedzę by to ogarnąć, ja tej wiedzy nie posiadam.

I jeszcze kilka spraw dla rozjaśnienia sytuacj:
Nie poznałam nikogo i nie planuję się ponownie wiązać .
Jestem w trakcie studiów uzupełniających
Mąż nie pracuje w weekendy - ten czas spędza z kolegami realizując swoje zainteresowania.


I jeszcze słowo, któraś z was pisze o swoim małżeństwie, ze każde z was "przed swoim kompem". Dla mnie to już nie jest związek, to zycie obok siebie pod jednym dachem, z wygody, przyzwyczajenia, nie wiem dlaczego.
Ja tak nie chcę ,żyć, to zycie ze wspólokatorem, nie partnerem.

A no i mąż nie był tak strasznie zdziwiony propozycją rozwodu.

to fajnie, że umówiłaś się na dwie rozmowy już :D i robisz studia uzupełniające, czyli działasz, rozwijasz się, super :wink:

Z tego, co piszesz, wynika, że powiedziałas już mężowi o tym, ze zastanawiasz się nad rozwodem. Nie był zdziwiony tzn.? Jeśli możesz napisz, jak zareagował: cos powiedział, podjął temat czy tylko przytaknał i na tym się skończyło?

Jak pisałam, uwazam, ze nie ma co trwać w związku, w którym człowiek się męczy, albo w takim, w kótrym dwie osoby wiecznie obok, a nie ze sobą (chyba że obojgu to pasuje, ale to inna bajka).

Piszesz, ze mąż weekendy z kolegami - zawsze tak? Każdy weekend??? :o a z dzieckiem spędza czas?

I pewnie, ze dasz radę - dokładnie tak jak piszesz: głowa na karku, dwie ręce i chęci działania, zmiany, rozwoju - to bardzo, bardzo dużo :D

morfeusz1
26-10-2009, 09:46
a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku.
Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie.

a ja, gdybym miała taką możliwość (finanse) w sytuacji, gdy urodziłoby się dziecko - to chciałabym z nim zostac w domu jak najdłuzej - to bardzo wazny i fajny czas.

Owszem jest ryzyko: rozwód, śmierć męża, wypadek i kalectwo męża, choroba długotrwała męża itp. Od pierwszej sytuacji nie ma ubezpieczen, ale od kolejnych wymienionych jest ubezpieczenie na życie :wink: ale może ja tak uwazam dlatego, że dizecko dla mnie najwazniejsze. I za nic nie oddałabym możliwości spędzenia z nim pierwszych lat dzieciństwa tak na 100%.

jagoda555
26-10-2009, 09:52
Akpork, dziewczyny dobrze radzą - idź do pracy, nie będziesz taka zdołowana siedzeniem w domu, pójdziesz między innych ludzi, pojawią się nowe zadania a nie ciągłe dbanie o dom i siedzenie w nim 24h/7 dni w tygodniu. Ja też pewnie byłabym wkurzona.
Ustal może z mężem, że idziesz do pracy a co za tym idzie wnosisz do wspólnego budżetu określoną kwotę, ale np. niedziele należą tylko do Was - wspólne wycieczki, kino itd. Nianię zawsze można wynająć na kilka godzin lub spędzić czas we troje.

agnieszkakusi
26-10-2009, 10:01
Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. :D

retrofood
26-10-2009, 10:19
A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas.


No i jak by Ci machnął drugiego, to znów bylby przymus, potrzeba na nowy czas i wszystko wróciłoby do normy

coolibeer
26-10-2009, 11:08
To może i ja coś dorzucę. Młody gównioż jestem ale czytam wasze posty i się z wieloma nie zgadzam.



Nie pamiętam kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem, nie pamietam kiedy ostatni raz rozmawialiśmy (nie kłóciliśmy) ze sobą, nie pamietam kiedy ostatni raz kochaliśmy się.

Jakbym żyła z obcym człowiekiem.

Nie rozumiem jak takie coś może w ogóle zaistnieć. Rozumiem że czasem się nie da ale cały czas? Spędzać wolny czas z kolegami itp a o własną żonę nie dbać? To coś tu jest nie tak w tym związku. I moim zdaniem nie ma co czekać na olśnienie... że będzie super itp itd.


...przez ostatnie lata tylko strach mnie powstrzymywał przed tą decyzją.

Przecież ja jestem zależna od męża, sama na to pozwoliłam


To jeśli to już tak długo trwa to poprawy w tym nie widzę

A co do tej zależności to może twój mąż myśli że jak jesteś od niego zależna to go nie zostawisz.

W postach piszecie raz tak raz siak że będzie dobrze raz że nie. Wiem że nie ma idealnych związków ale teraz ludzie są wygodniccy. Moi dziadkowie wytrzymali wiele złych i dobrych dni ze sobą byli na dobre i na złe i jakoś wytrzymali ponad 60 lat ze sobą. Da się da?

Pytanie dlaczego tak się dzieje? Jest więcej spraw, zachcianek itp które niestety niszczą to co było wcześniej.

Nefer
26-10-2009, 11:26
a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku.
Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie.

I pod tym się podpiszę.
Siedziałam w domu 4,5 roku. Mój mąż pracował na utrzymanie domu, mnie, dzieci, ale ja w zamian zdjęłam mu z głowy obowiązek zajmowania sie dziećmi.
Czyli - dzieki temu, że mnie miał mógł robic karierę.

On dużo wyjeżdzał (nardzo dużo - tak 250 dni w roku) ja siedziałam w domu, kupki, kaszki, choroby, obowiązki. Z mojego punktu widzenia on zwiedzał zagranicę, chodzil do knajp, poznawał ludzi - a ja była uje....a w domu.
On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp".

Tak to w życiu jest, że w takich chwilach mamy dwa oddzielne życia.
Ale czy to powód do rozwodu ?
NIe wydaje mi się.
Po prostu sami od siebie się oddalacie, bo można się zbliżyć jesli sie chce. Ale obie strony muszą chcieć. A następuje to wtedy, gdy nie zaczyna się myślenia od słow : "A ja chcę" albo "A bo Ty nigdy/zawsze".

Byliście dorośli, żeby wziąć ślub, mieć dziecko - bądźcie dorośli by usiąść przy stole i się zastanowić czy jeszcze chcecie być ze sobą.

Dlaczego ? Bo szkoda dziecka.

retrofood
26-10-2009, 11:34
On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp".


A kelner: Panie Kaziu, to co zawsze? :D

Nefer
26-10-2009, 11:34
On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp".


A kelner: Panie Kaziu, to co zawsze? :D
Dokładnie tak :)

morfeusz1
26-10-2009, 12:05
Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. :D

ale zawsze to 1,5 roku z dzieckiem :D mi chodziło o pójscie do pracy od razu po macierzyńskim. Poza tym to kwestia decyzji w małżeństwie - obie strony muszą się zgadzac z taką decyzją, żeby nie było potem wspólnych żali, niedomówień i poczucia niesprawiedliwości. No i kwestia wyboru osobistego - ja tam bym wolała z dzieckiem jak najdłużej się da (oczywiście bez przesady) - przeciez bedąc w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy, a nie tylko kupki, kaszki, pieluchy i gary. Są różne zajęcia, na ktore mozna chodzic z maluchem. Ale tutaj tez bardzo duzo od męża zależy: czy nas w tym wspiera, czy organizuje wspólny czas, czy daje odetchnąć: to, ze ja się decyduję na bycie w domu z dzieckiem, nie musi oznaczac, ze i on czasem nie może z dzieckiem zostac, a ja do kina, na kawę na ploty, do fryzjera. Wcale nie muszą to być chwile wyrwane niemal z gardła. Ale to od ludzi zależy, od charakteru, od wzorców. Dla jasności: nie neguję pracy i jednoczesnego wychowywania :wink: są kobiety, które potrzebują tej pracy jak powietrza, nie w kwestiach finansowych, ale poczucia bezpieczenstwa: bo własne pieniądze, bo są wśród ludzi. I tak dobrze i tak dobrze. To tylko kwestia wyboru: dobrego wyboru :wink:

coolibeer
26-10-2009, 12:17
Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. :D

ale zawsze to 1,5 roku z dzieckiem :D mi chodziło o pójscie do pracy od razu po macierzyńskim. Poza tym to kwestia decyzji w małżeństwie - obie strony muszą się zgadzac z taką decyzją, żeby nie było potem wspólnych żali, niedomówień i poczucia niesprawiedliwości. No i kwestia wyboru osobistego - ja tam bym wolała z dzieckiem jak najdłużej się da (oczywiście bez przesady) - przeciez bedąc w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy, a nie tylko kupki, kaszki, pieluchy i gary. Są różne zajęcia, na ktore mozna chodzic z maluchem. Ale tutaj tez bardzo duzo od męża zależy: czy nas w tym wspiera, czy organizuje wspólny czas, czy daje odetchnąć: to, ze ja się decyduję na bycie w domu z dzieckiem, nie musi oznaczac, ze i on czasem nie może z dzieckiem zostac, a ja do kina, na kawę na ploty, do fryzjera. Wcale nie muszą to być chwile wyrwane niemal z gardła. Ale to od ludzi zależy, od charakteru, od wzorców. Dla jasności: nie neguję pracy i jednoczesnego wychowywania :wink: są kobiety, które potrzebują tej pracy jak powietrza, nie w kwestiach finansowych, ale poczucia bezpieczenstwa: bo własne pieniądze, bo są wśród ludzi. I tak dobrze i tak dobrze. To tylko kwestia wyboru: dobrego wyboru :wink:

Dobrze gada dać mu Wódki :)

Nefer
26-10-2009, 12:21
Oczywiście, że to kwestia dogadania się małżonków.
Gorzej jak żona siedzi w domu a mąż przychodzi i mówi, że sie zakochał.
Bo od dnia ustalenia pewnych spraw wiele się zminiło.

POszłam do pracy, gdy dzieci poszły do przedszkola. NIe dlatego, że bałam się, że nie będę miała na chleb jak mojemu mężowi się "odwidzi", ale dlatego , (po pierwsze) w razie czego musze mieć na chleb dla dzieci (vide autorka postu) oraz (po drugie) mój mąż nie jest nieśmiertelny i wypadki chodzą po ludziach - i tu też muszę mieć na chleb dla dzieci.

Dlatego lepiej myśleć perspektywicznie niż zastanawiać się "no i co ja teraz mam zrobić ?".

morfeusz1
26-10-2009, 12:27
Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. :D

ale zawsze to 1,5 roku z dzieckiem :D mi chodziło o pójscie do pracy od razu po macierzyńskim. Poza tym to kwestia decyzji w małżeństwie - obie strony muszą się zgadzac z taką decyzją, żeby nie było potem wspólnych żali, niedomówień i poczucia niesprawiedliwości. No i kwestia wyboru osobistego - ja tam bym wolała z dzieckiem jak najdłużej się da (oczywiście bez przesady) - przeciez bedąc w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy, a nie tylko kupki, kaszki, pieluchy i gary. Są różne zajęcia, na ktore mozna chodzic z maluchem. Ale tutaj tez bardzo duzo od męża zależy: czy nas w tym wspiera, czy organizuje wspólny czas, czy daje odetchnąć: to, ze ja się decyduję na bycie w domu z dzieckiem, nie musi oznaczac, ze i on czasem nie może z dzieckiem zostac, a ja do kina, na kawę na ploty, do fryzjera. Wcale nie muszą to być chwile wyrwane niemal z gardła. Ale to od ludzi zależy, od charakteru, od wzorców. Dla jasności: nie neguję pracy i jednoczesnego wychowywania :wink: są kobiety, które potrzebują tej pracy jak powietrza, nie w kwestiach finansowych, ale poczucia bezpieczenstwa: bo własne pieniądze, bo są wśród ludzi. I tak dobrze i tak dobrze. To tylko kwestia wyboru: dobrego wyboru :wink:

Dobrze gada dać mu Wódki :)

jej :wink:

coolibeer
26-10-2009, 12:35
Sprostowanie :)

Dobrze mówi dać jej soku pomarańczowego ;)

Dobra wracamy do tematu...

Nie ma miłości bez Solidarności

morfeusz1
26-10-2009, 12:44
Oczywiście, że to kwestia dogadania się małżonków.
Gorzej jak żona siedzi w domu a mąż przychodzi i mówi, że sie zakochał.
Bo od dnia ustalenia pewnych spraw wiele się zminiło.

Poszłam do pracy, gdy dzieci poszły do przedszkola. NIe dlatego, że bałam się, że nie będę miała na chleb jak mojemu mężowi się "odwidzi", ale dlatego , (po pierwsze) w razie czego musze mieć na chleb dla dzieci (vide autorka postu) oraz (po drugie) mój mąż nie jest nieśmiertelny i wypadki chodzą po ludziach - i tu też muszę mieć na chleb dla dzieci.

Dlatego lepiej myśleć perspektywicznie niż zastanawiać się "no i co ja teraz mam zrobić ?".

i zgadzam się w 100%, że warto o tym mysleć. Tylko jest równiez cos takiego jak ubezpieczenie na życie. Co prawda ono gwarantuje okreslone środki finansowe, a nie pracę, aby pieniądze nie malały, a rosły. Jednak odpowiednio duża kwota umozliwi nam zainwestowanie pieniędzy w taki sposób, aby na chleb dla dzieci było. Ale to tylko sposób zabezpieczenia się przed skrajnym wypadkiem.

A co w wypadku rozwodu, gdy kobieta nie pracuje - ano na pewno ciężko. Bo i pozbierac się emocjonalnie trzeba i pójśc do pracy i zorganizowac na nowo zycie sobie, dzieciom...... dlatego mówię: wszystko od ludzi zalezy. Tylko skąd wiadomo, że nam mąz nie wróci kiedyś zakochany w kimś nowym, albo odkochany od nas. No nie wiemy... dlatego zycie to sztuka wyborów. A czy dokonujemy słusznych to późniejsza weryfikacja. I jedni beda się zabezpieczac, a inni wierzyć, że nigdy ich nic takiego nie spotka i starac się, by nie spotkało.

Mi potrzebne jest do szczęścia myslenie, że my razem już na zawsze, że pokonamy wszystko. Moze tak mam dlatego, ze już wiele razem przeszlismy i znamy się rowniez od najgorszej strony. I nie chcę myslec w ten sposób, że idę do pracy dlatego, żebym później w razie rozstania mogła zapewnić dzieciom chleb. Jakoś tak wierzę w swojego męża, że rodzina dla niego najwazniejsza - nie jest to wiara ślepa, bo cały czas mi daje tego dowody. I dla wyjasnienia: nie jestem jakąś idealistką, ślepą optymistką - raczej twardo stąpam po ziemi i częściej myslę, ze cos się nie uda, cos nie wyjdzie niż optymistycznie. Ale w tej kwestii jestem zero jedynkowa albo jesteśmy razem i wierzymy, ze już na zawsze, albo nie ma co być ze sobą. Kurcze trochę dziwne to moje myslenie, zwazywszy na to, że rodzice po rozwodzie. Ale takiego podejścia do tego tematu potrzebuję i tego się będę trzymać :wink:

coolibeer
26-10-2009, 13:10
Tylko skąd wiadomo, że nam mąz nie wróci kiedyś zakochany w kimś nowym, albo odkochany od nas. No nie wiemy...

A skąd mamy wiedzieć my faceci że to nasza żona nie wróci z kimś innym i sie nie odkocha? Z tego co mi wiadomo to więcej kobiet niż mężczyzn podejmuje takie kroki :)

morfeusz1
26-10-2009, 13:18
Tylko skąd wiadomo, że nam mąz nie wróci kiedyś zakochany w kimś nowym, albo odkochany od nas. No nie wiemy...

A skąd mamy wiedzieć my faceci że to nasza żona nie wróci z kimś innym i sie nie odkocha?

tez prawda :wink: rozmawiamy o konkretnej sytuacji i jakos sama się tak narzuciła ta jednostronność.

daggulka
26-10-2009, 13:36
I jeszcze słowo, któraś z was pisze o swoim małżeństwie, ze każde z was "przed swoim kompem". Dla mnie to już nie jest związek, to zycie obok siebie pod jednym dachem, z wygody, przyzwyczajenia, nie wiem dlaczego.



-bo mamy wspólne dziecko ,
-bo mamy wspólny wybudowany dom ,
-bo mamy za sobą 10 lat wspólnego życia które szkoda przekreślić bo mam takie widzimisię ,
-bo razem łatwiej znosić troski dnia codziennego,
-bo życie można tak sobie zorganizować , żeby było satysfakcjonujące i być z niego zadowolonym nie patrząc tylko li wyłącznie w męża jak w obrazek święty,
-bo jasno staram się mówić o swoich potrzebach i egzekwować je a nie uważać, że mam męża jasnowidza ,

i wreszcie:

- bo życie to nie telenowela ,
- bo małżeństwa książkowe i szczęśliwe samoistne zakończenia znajdują się tylko i wyłącznie w książkach a konkretnie romansach ,
- bo nie jest powiedziane , że jak zmienię se faceta na : bardziej inteligentnego, czułego, troszczącego się, zainteresowanego ... to kiedy spadną już różowe okulary nie okaże się świrem i tyranem .... i zaś od nowa :roll:

i tyle ...

Natomiast uważam, ze rozwód to ostateczność jeśli są dzieci - przeżyłam rozwód po 7 latach małżeństwa - trauma nie do opisania , ale to było nieuniknione - w zasadzie ratowałam życie swoje i dziecka ...

EZS
26-10-2009, 14:10
a ja się zastanawiam nad czymś
bo tak:
nie sypiacie razem
weekendy spędza osobno
a do tego - wiadomość o rozwodzie przyjął spokojnie
??????

matka dyrektorka
26-10-2009, 14:24
.

magpie101
26-10-2009, 14:25
a ja się zastanawiam nad czymś
bo tak:
nie sypiacie razem
weekendy spędza osobno
a do tego - wiadomość o rozwodzie przyjął spokojnie
??????

W dodatku soboty maz spedza z kolegami realizujac swoje zainteresowania, a moze to nie koledzy tylko kolezanka.
Skoro maz wiadomosc o rozwodzie przyjal spokojnie to raczej ma kogos, a Ty o tym nie wiesz. I czeka spokojnie az to Ty zazyczysz sobie rozwodu - on wtedy przed rodzina i dzieckiem bedzie czysty.
Dlatego radze jeszcze raz - zabezpiecz sie finansowo, wyciagnij ile sie da z Waszej wspolnej kasy przed rozwodem!

galka
26-10-2009, 15:24
Matka dyrektorka piąteczka :D

Powiem coś jeszcze.Jestem daawno po ślubie.Charaktery jak woda i ogień-nawet ze znaków zodiaku.Nie wisimy na sobie nawzajem,kiedy TŻ ogląda jakiś sport ja wolę posiedzieć na forum ,kiedy idę na babskie ploty, on zostaje w domu i nie oznacza to ,że się od siebie oddalamy.

A pewnik jest jeden,kiedy kobieta pracuje, jest niezależna finansowo ,ma swoje zycie zawodowe,jest silniejsza psychicznie ,bardziej przekonana ,ze da sobie radę w razie problemów.Mąż i jego sprawy nie są jej całym światem.

akpork usiądż i na spokojnie -na ile to możliwe-spróbuj obejrzec Twoją sytuację z boku.pomyśl czy mąż się oddala bo atmosfera jest ciężka czy jest odwrotnie.Pomyśl czy chcesz i czy w/g Ciebie warto zawalczyć o Was.Czy mąż tego chce.Jak zareagował na Twoją propozycję rozwodu i dlaczego właśnie tak. Pomyśl sobie,że jesteś młoda,zdrowa ,zaprawiona w bojach na forum i nie z takimi rzeczami potrafisz dać sobie radę
pozdrawiam i życzę dobrych decyzji

morfeusz1
26-10-2009, 16:27
Dla samej higieny zdrowia psychicznego warto mieć swoje pasje, zainteresowania, czas spędzony samej/samemu. Uwieszenie się na partnerze czy męzu prędzej czy później się mści niestety.
My jesteśmy bardzo podobni do siebie, podobnie lubimy spędzać czas, takie same priorytety, wartości. Ale jest tez kilka różnic, z którymi jest nam bardzo dobrze :D
- mąż karate, ja mol książkowy,
- ja ranny ptaszek, mąz śpi ile wlezie
- mąż do kina na cos tam, ja na coś innego: w tym samym czasie, ale inne filmy, bo co się męczyć na czymś, czego się nie lubi.

I wieczorami może być tak, że gramy w szachy/chińczyka/scrable albo robimy coś innego wspólnie, ale bywa i tak że mąż np. przy kompie, ja z dobrą książką albo mąż w kinie a ja na plotach. Ale generalnie jest tak, że nawet jak robimy cos osobno, to mam poczucie, że jestesmy blisko. Nie tak, by wisieć na sobie, ale tak, by czuć się dobrze.

Nie ma jednego wzoru na dobre małżeństwo: Ci co się różnią będą pisać, jak to super jest się uzupełniac (bo i jest), a Ci co generalnie razem spedzają czas, będą pisać, ze fajne jest własnie to (bo też jest). Bo na szczęscie ludzie są różni. Tylko warto o tym pamietać, zanim oceni się inny pomysł na związek.

akpork
26-10-2009, 16:56
widzę, że jednak niewiele dobrego będzie z tej dyskusji.
Nie napisałam pierwszego postu by być ocenianą, nie napisałam tego by snute były teorie spiskowe na temat romansu mojego męża, nie napisałaam,by dowiedzieć się jak mam oskubać męża.
Matka dyrektorka pięknie napisałamo zbiorach, co jednak jeśli w części wspólnej jest wyłącznie dziecko ? nic więcej.
Dla mnie posiadanie wspólnego majątku , domu, czy fakt, iż spędziliśmy ze sobą kawał zycia, nie jest argumentem by w tym trwać, bo nie daj bóg gorzej trafię.
Nie jestem typem człowieka,który będzie trwał w związku tylko po to by nie być sama. Nie potrafię nie myśleć nad tym co się dzieje, lub gorzej udawać ,że jest ok, że przecież tak można żyć. Pytanie tylko po co ?
Nie umię mysleć tak jak myślały nasze babki " nie pije, nie bije, czyli dobry chłop jest".
Nie powiedziałam nigdzie, że mąż "spokojnie przyjął " wiadomość o rozwodzie,powiedziałam,ze nie był mocno zaskoczony, przecież nie jest głupi , wie co się dzieje.Nie znamy się tydzień, zna moje proiorytety, wie co jest dla mnie ważne, co kiedyś było ważne dla nas obojga.
Już wie, że nie jestem tak silnym koniem, by uciagnąć ten wóz w pojedynkę , plus jego porzucone chomąto.
Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.

aha26
26-10-2009, 16:59
Autorko wątku nikt nie chce Cię tu oceniac bo nikt nie zna tak naprawde tej Waszej sytuacji ....ale skoro napisalas post na tym forum to znaczy,ze chiałąs jakiejs porady,wskazowki....a ja Ci je dawaliśmy to teraz okazuje się,ze wszytkie były złe bo pewnie mowili nie to co naprawde bys chciala usłyszec:-(

annecy
26-10-2009, 17:24
hmmm w sumie to lipa jest z tym rozwodem...
to nie wynalazek Boga , lecz człowieka i pewnie stąd taki niedoskonały...
mi tam żal dzieciaka ... całe życie już przej........
ojczymy, macochy, ciotki i wujkowie o kant d... potłuc, rozdarte święta, oczekiwanie mega wyrozumiałości i miłości względem tatusia i mamusi.... i bycie *tym mądrym*... różowo nie jest....

Nie ma przypadków i Wasze dziecko też nim nie jest. Pomyśl o tym.

Małżeństwo to nie zabawa, tylko test człowieczeństwa.
Nie jest lekko bo nie ma być lekko!
Może powinniście trochę odpocząć , wyluzować... Ale bez hardcorów.
Pozdr

akpork
26-10-2009, 17:26
aha26, owszem napisałam by dowiedzieć, się w jaki sposób rozwiązać sytuację finansową (wspólnota majątkowa), co zrobić z domem,który w duzej mierze jest na kredyt i jak przygotować dziecko na nową sytuacje.
O to prosiłam, natomiast cała reszta jest dodatkiem, który powstał w trakcie dyskusji.
Morfeusz,Coolibeer, Gałka,Matka dyrektorka, jagoda, kania, Renia (jeśli kogoś pominęłam,przepraszam), dziękuję Wam za życzliwe słowa, powstrzymanie się od dywagacji i oceniania.
Daliście mi do myślenia (choć już ponoć za dużo myślę :roll: ). Dziękuję Wam.
A zapomniałam powiedzieć - od poniedziałku zaczynam pracę, może pieniądze nie są wielkie, praca trochę poniżej kwalifikacji, ale nie mam teraz czasu na wybrzydzanie. Potem poszukam czegoś lepszego :D

aha26
26-10-2009, 17:31
Dobrze,ze poszłaś do pracy,odzyjesz troche:-).....i życzę Ci zeby jednak ta całą sprawa miała szczęśliwe zakonczenie:-)

coolibeer
26-10-2009, 17:49
Nie może inaczej byc jak tylko happy end :) Powodzenia

galka
26-10-2009, 17:52
akpork to nieważne,że praca ponizej kwalifikacji,szkoda,ze mało płatna ale jest!!!!!

To krok w dobrą stronę :D

Życzę powodzenia.

morfeusz1
26-10-2009, 18:12
akpork - super, ze zaczynasz pracę - najwazniejsze, by zacząć, lepszej można szukac, jak już się pracuje. Silna kobieta z Ciebie - z twoich postów to wyraźnie bije. Dasz radę, bo chcesz coś zrobic by dać radę.


powodzenia i dobrych wyborów Ci życzę :)

Żelka
26-10-2009, 19:50
Ja chcialam tylko napisac abys o czyms pamietala, to znaczy Was oboje.
Laczy Was nie tylko ale az dziecko.
To po pierwsze.
Po drugie, chyba nie ma malzenstwa 25-letniego ktore nigdy w tym okresie nie myslalo o rozwodzie. Wiec, jestescie w normie. :wink:
No i po trzecie, takiej rocznicy Wam zycze. :wink: :P

Paty
26-10-2009, 20:00
widzę, że jednak niewiele dobrego będzie z tej dyskusji.
Nie napisałam pierwszego postu by być ocenianą, nie napisałam tego by snute były teorie spiskowe na temat romansu mojego męża, nie napisałaam,by dowiedzieć się jak mam oskubać męża.
Matka dyrektorka pięknie napisałamo zbiorach, co jednak jeśli w części wspólnej jest wyłącznie dziecko ? nic więcej.
Dla mnie posiadanie wspólnego majątku , domu, czy fakt, iż spędziliśmy ze sobą kawał zycia, nie jest argumentem by w tym trwać, bo nie daj bóg gorzej trafię.
Nie jestem typem człowieka,który będzie trwał w związku tylko po to by nie być sama. Nie potrafię nie myśleć nad tym co się dzieje, lub gorzej udawać ,że jest ok, że przecież tak można żyć. Pytanie tylko po co ?
Nie umię mysleć tak jak myślały nasze babki " nie pije, nie bije, czyli dobry chłop jest".
Nie powiedziałam nigdzie, że mąż "spokojnie przyjął " wiadomość o rozwodzie,powiedziałam,ze nie był mocno zaskoczony, przecież nie jest głupi , wie co się dzieje.Nie znamy się tydzień, zna moje proiorytety, wie co jest dla mnie ważne, co kiedyś było ważne dla nas obojga.
Już wie, że nie jestem tak silnym koniem, by uciagnąć ten wóz w pojedynkę , plus jego porzucone chomąto.
Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.


tak na dobrą sprawę to ty decyzję juz dawno podjęłaś......chcesz rozwodu.........i oczekujesz od nas żebyśmy ten wybór pochwalili ...........przyznali Ci racje, że dobrze robisz..............tak się nie da stąd nasze wywody, snucie domysłów, podpowiadanie rozwiązań...................nie ma się co obruszać tylko może troszeczkę przychylniej popatrzeć na to co piszemy bo jak na razie to wszyscy jednak delikatnie sugerują że może warto walczyć...........a jak tyle ludzi na rza mówi to samo to może jest w tym jakiś sens???????

Paty
26-10-2009, 20:05
mnie jeszcze zastanawia jedno ..............skoro dom jest na kredyt i to w większości , wspólnota majątkowa również to jak sie rozwiedziecie , sprzedacie dom to za co kupisz mieszkanie dla dziecka i siebie?, pracę dopiero zaczynasz, oszczędności nie wiem czy posiadasz.............spłacisz męża czy on ciebie.........nie bardzo potrafię to ogarnąć chyba że są inne możliwości finansowe o których nie piszesz...............bo mieć gdzie mieszkać z dzieckiem po rozwodzie to chyba najważniejsza sprawa.....

Basia1112
26-10-2009, 21:19
A ja z własnego doświadczenia wiem,że kobieta siedząca w domu faktycznie za dużo myśli .Bardzo dobrze,że idziesz do pracy-jaka by nie była-bo zmienisz podejście do świata,ludzi i przede wszystkim do siebie.Poczujesz się lepiej,musisz tylko spróbować.Na pewno nie będzie Ci łatwo pogodzić prowadzenie domu,wychowanie dziecka i pracę ,ale DASZ RADĘ,tak jak większośc z nas.A wydanie SWOICH pieniędzy na jakiś kaprys -bezcenne.
Życzę Ci wszystkiego tylko dobrego.

A taka anegdota :D Pyta przyjaciółka:powiedz ,czy w czasie tych 30LAT małżeństwa myślałaś kiedyś o rozwodzie?
Przyjaciółka odpowiada:O rozwodzie nie,nigdy ,ale ....o morderstwie kilkadzieśiąt razy!!!!!
:D :D :D

EZS
26-10-2009, 21:29
aha26, owszem napisałam by dowiedzieć, się w jaki sposób rozwiązać sytuację finansową (wspólnota majątkowa), co zrobić z domem,który w duzej mierze jest na kredyt i jak przygotować dziecko na nową sytuacje.
O to prosiłam, natomiast cała reszta jest dodatkiem, który powstał w trakcie dyskusji.


o to prosiłaś i to dostałaś
przecież wszyscy piszą, że sytuację finansową pomoże rozwiązać praca, dom jeżeli jest na kredyt, to pewnie trzeba będzie sprzedać, a dziecka przygotować się nie da.
reszta, czyli dodatek, nie powstał aby cię oceniać (a przynajmniej sądzę, że nikt nie miał takich intencji), raczej każdy dopasowywał twoją sytuację do swoich doświaczeń życiowych. A że nie pasuje? Czasem tak bywa...
bo tak na prawdę to każde małżeństwo z dłuższym stażem ma takie momenty, jak ty teraz. Takie, że wydaje się, że jedynym łączącym elementem jest dziecko. Tylko w wirze dnia codziennego, pracy, sprzątania, zakupów i czego tam jeszcze po prostu człowiek przechodzi to łagodniej jakoś. Nie myśląc o rzeczach tak ostatecznych, jak rozwód. Czasem pomaga rozmowa, czasem awantura, ale zwykle kryzys mija i jest dobrze. Dlatego szukaliśmy drugiego dna... Jeżeli go nie ma, to tym lepiej dla was :D

Nefer
26-10-2009, 23:27
P.S. nie można "przygotować dziecka na taką sytuację".
Ono zawsze jest wrzocone w tę sytuację i nie ma nic do powiedzenia - to dorośli za niego decydują.
Ale sobie poradzi. Tak czy siak , sobie poradzi.

asia.malczewska
27-10-2009, 06:47
P.S. nie można "przygotować dziecka na taką sytuację".
Ono zawsze jest wrzocone w tę sytuację i nie ma nic do powiedzenia - to dorośli za niego decydują.
Ale sobie poradzi. Tak czy siak , sobie poradzi.

Nie powiedziałabym ... znam takie jedno, które sobie nigdy nie poradziło. To moja dorosła siostra przyrodnia ...

matka dyrektorka
27-10-2009, 07:14
znam dorosłe dziecko które nie poradziło sobie z chorym małżeństwem rodziców

morfeusz1
27-10-2009, 07:20
A ja z własnego doświadczenia wiem,że kobieta siedząca w domu faktycznie za dużo myśli .Bardzo dobrze,że idziesz do pracy-jaka by nie była-bo zmienisz podejście do świata,ludzi i przede wszystkim do siebie.Poczujesz się lepiej,musisz tylko spróbować.

nie rozumiem jak mozna wrzucać wszystkich do jednego worka - rozumiem, ze ocenia się się sytuację zwykle z własnej perspektywy, ale żeby oceniać człowieka :roll: :-? z tego, co pisze autorka wątku nie wynika, że czuje się źle, bo nie pracuje. Nie wydaje mi się tez, żeby musiała zmieniac podejście do świata, ludzi i do siebie - wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że ma bardzo dobre podejście. Poza tym nie siedzi w domu i nic nie robi - opócz wychowania dziecka studiuje uzupełniająco - a to wymaga uczenia się, czytania itp, itd.

Dziewczyna napisała post, że źle się czuje w sytuacji, gdy mąż wiecznie w pracy, gdy kompletnie nie ma czasu dla niej, dla rodziny, że nie rozmawiają tylko się kłócą, że się dawno nie kochali - a wiekszośc z Was pisze o tym, ze za duzo myśli :roll: To sa takie same rady jakby człowiekowi w depresji powiedzieć "weź się w garść" :roll: :-?


a co do tego, że dziecka nie można przygotowac do rozwodu, to na szczęście jesteście w błędzie - jest psycholog, są książki, są bajki dla dzieci o trudnych sytuacjach życiowych.

Renia
27-10-2009, 07:52
Dziewczyna napisała post, że źle się czuje w sytuacji, gdy mąż wiecznie w pracy, gdy kompletnie nie ma czasu dla niej, dla rodziny, że nie rozmawiają tylko się kłócą, że się dawno nie kochali - a wiekszośc z Was pisze o tym, ze za duzo myśli :roll: To sa takie same rady jakby człowiekowi w depresji powiedzieć "weź się w garść" :roll: :-?
właśnie.
Jak zwykle analizujesz dokładnie.... :wink:

Paty
27-10-2009, 07:57
A ja z własnego doświadczenia wiem,że kobieta siedząca w domu faktycznie za dużo myśli .Bardzo dobrze,że idziesz do pracy-jaka by nie była-bo zmienisz podejście do świata,ludzi i przede wszystkim do siebie.Poczujesz się lepiej,musisz tylko spróbować.

nie rozumiem jak mozna wrzucać wszystkich do jednego worka - rozumiem, ze ocenia się się sytuację zwykle z własnej perspektywy, ale żeby oceniać człowieka :roll: :-? z tego, co pisze autorka wątku nie wynika, że czuje się źle, bo nie pracuje. Nie wydaje mi się tez, żeby musiała zmieniac podejście do świata, ludzi i do siebie - wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że ma bardzo dobre podejście. Poza tym nie siedzi w domu i nic nie robi - opócz wychowania dziecka studiuje uzupełniająco - a to wymaga uczenia się, czytania itp, itd.

Dziewczyna napisała post, że źle się czuje w sytuacji, gdy mąż wiecznie w pracy, gdy kompletnie nie ma czasu dla niej, dla rodziny, że nie rozmawiają tylko się kłócą, że się dawno nie kochali - a wiekszośc z Was pisze o tym, ze za duzo myśli :roll: To sa takie same rady jakby człowiekowi w depresji powiedzieć "weź się w garść" :roll: :-?


a co do tego, że dziecka nie można przygotowac do rozwodu, to na szczęście jesteście w błędzie - jest psycholog, są książki, są bajki dla dzieci o trudnych sytuacjach życiowych.



a nie uważasz że wina zawsze leży po środku..............że wspólnie zapracowali sobie na taka sytuację jaką mają obecnie, kiedyś musieli zacząć się oddala od siebie, nie zauważyli tego momentu, teraz trudno powrócić do tego co było, może się nie chce , może wygodnie nie wiem...............

dla mnie decyzja w tej sytuacji jest cholernie odważna...............dziewczyna nie ma zabezpieczonego bytu ----własne mieszkanie oszczędności ( chyba że o tym nie pisze), rozpoczyna pracę, chałupa na kredyt.................myslę że najpierw się za to zabrać a potem myśleć o rozwodzie...............jest dziecko za ktore jest odpowiedzialna i musi go utrzymać

morfeusz1
27-10-2009, 08:12
Paty - nie, nie uważam, ze wina zawsze leży po środku. I tutaj raczej nie chodzi o to, kto bardziej jest winny zaistniałej sytuacji.

Z tego co akpork pisze, widać, że mysli o zabezpieczeniu bytu, że nie podchodzi do tematu lekkomyślnie, że podejmuje działania, ktore w razie podjęcia decyzji o rozwodzie, pozwolą jej na finansowe zabezpieczenie siebie i dziecka. Akpork się nie żali i nie biadoli, jaka to jest nieszczęśliwa, jaki to mąż nie dobry itp. Chciała się wygadać i poradzić co można zrobic w kwestii finansowego zabezpieczenia, w kwestii ewentualnego przygotowania dziecka na rozwód. Nie chodziło jej o szukanie winnego o dywagacje na temat zdrad męża itp. itd.

aglig
27-10-2009, 08:18
Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.
Zacznij od tego, bo to jest naprawdę ważne.

Paty
27-10-2009, 08:28
Paty - nie, nie uważam, ze wina zawsze leży po środku. I tutaj raczej nie chodzi o to, kto bardziej jest winny zaistniałej sytuacji.

Z tego co akpork pisze, widać, że mysli o zabezpieczeniu bytu, że nie podchodzi do tematu lekkomyślnie, że podejmuje działania, ktore w razie podjęcia decyzji o rozwodzie, pozwolą jej na finansowe zabezpieczenie siebie i dziecka. Akpork się nie żali i nie biadoli, jaka to jest nieszczęśliwa, jaki to mąż nie dobry itp. Chciała się wygadać i poradzić co można zrobic w kwestii finansowego zabezpieczenia, w kwestii ewentualnego przygotowania dziecka na rozwód. Nie chodziło jej o szukanie winnego o dywagacje na temat zdrad męża itp. itd.



ani nie pisze o żadnych zdradach męża autorki , nie szukam winnego rozpatruję sytuację na podstawie opisów autorki, każdemu nasuwają się różne wnioski i o tym pisze............nie każdy musi się z nimi zgadzać............

w kwestii winy leżącej po środku chodziło mi tylko o ten przypadek ( chociaż nie znamy wersji męża) , natomiast nie użyłabym tego stwierdzenia w momencie gdy kobieta decyduje się na rozwód z powodu maltretowania jej fizycznie lub psychicznie............

co można poradzić w kwestii finansowej ............ano nie wiele po za tym że potrzebna jest praca, alimenty od męża i dach nad głową.....i jeszcze do tego wszystkiego trzeba miec dobry zawód lub umiejętności żeby w pracy się utrzymac ( a to chyba dopiero początek pracy ---autorka pisze o jakiś rozmowach w tej sprawie----trzeba dostać umowę na stałe , ubezpieczenia itp. itd............a w dzisiejszej dobie nie jest o to łatwo), sprzedać dom , podzielić kasę...........wynająć , kupić mieszkanie , nie wiem czy starczy ze sprzedaży domu, wywalczyć w sądzie alimenty itd..............a wtym wszystkim nie zapomnieć o szczęściu dziecka..............[/code]

anSi
27-10-2009, 08:33
Dziewczyna napisała post, że źle się czuje w sytuacji, gdy mąż wiecznie w pracy, gdy kompletnie nie ma czasu dla niej, dla rodziny, że nie rozmawiają tylko się kłócą, że się dawno nie kochali - a wiekszośc z Was pisze o tym, ze za duzo myśli :roll: To sa takie same rady jakby człowiekowi w depresji powiedzieć "weź się w garść" :roll: :-?
właśnie.
Jak zwykle analizujesz dokładnie.... :wink:

Ja jednak doczytalam się w pierwszych wypowiedziach akpork, ze ...kolejny samotny weekend i czas na przemyslenia, ze z pracy zrezygnowala na prosbe meza, bo taka byla potrzeba, ale teraz praca to dla niej priorytet, wiec jednak niezupelnie dokladnie :) :) A poza tym podobnie jak ktos wczesniej zauwazyl, uwazam, za akpork dawno podjela decyzje i oczekuje potwierdzenia slusznosci swojego wyboru. Tymczasem - jej rozwod, jej decyzja, ale konsekwencje nie tylko ona poniesie :) Stad rady wielu tutaj dyskutujacych, aby jednak zastanowic sie, czy aby na pewno juz wszelkie mozliwosci wykorzystane? Oceny sytucji z drugiej strony nie bedzie nam dane poznać...Ciekawe, jak to wygladaloby w relacji meza?

morfeusz1
27-10-2009, 08:42
Dziewczyna napisała post, że źle się czuje w sytuacji, gdy mąż wiecznie w pracy, gdy kompletnie nie ma czasu dla niej, dla rodziny, że nie rozmawiają tylko się kłócą, że się dawno nie kochali - a wiekszośc z Was pisze o tym, ze za duzo myśli :roll: To sa takie same rady jakby człowiekowi w depresji powiedzieć "weź się w garść" :roll: :-?
właśnie.
Jak zwykle analizujesz dokładnie.... :wink:

Ja jednak doczytalam się w pierwszych wypowiedziach akpork, ze ...kolejny samotny weekend i czas na przemyslenia, ze z pracy zrezygnowala na prosbe meza, bo taka byla potrzeba, ale teraz praca to dla niej priorytet, wiec jednak niezupelnie dokladnie :) :) A poza tym podobnie jak ktos wczesniej zauwazyl, uwazam, za akpork dawno podjela decyzje i oczekuje potwierdzenia slusznosci swojego wyboru. Tymczasem - jej rozwod, jej decyzja, ale konsekwencje nie tylko ona poniesie :) Stad rady wielu tutaj dyskutujacych, aby jednak zastanowic sie, czy aby na pewno juz wszelkie mozliwosci wykorzystane? Oceny sytucji z drugiej strony nie bedzie nam dane poznać...Ciekawe, jak to wygladaloby w relacji meza?

nie żali sie, ze z pracy zgrezygnowała na prosbe męża - pisze, ze taka była potrzeba na tamten moment :wink: a kolejny samotny weekend zawiera się w tym, ze mąz nie ma kompletnie czasu dla rodziny :wink:

ale nie chodzi tu o dokładną czy mniej dokładną analizę wypowiedzi Akpork. Niemniej nie wydaje mi się, by oczekiwała potwierdzenia słuszności swojego wyboru - z tego co pisze, wynika, ze ma poczucie własnej wartości i zaufanie do własnych decyzji.

Żelka
27-10-2009, 09:19
Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.
Zacznij od tego, bo to jest naprawdę ważne.
Ja tez bardzo wspieram każdy wysiłek aby jednak uratować Wasza rodzinę.
Z tego co ja widzę, to tylko się trochę pogubiliście w natłoku obowiązków i jesteście zmęczeni (oboje) codziennością.
Wtedy bardzo łatwo jest o to aby dosłownie wszystko odbierać negatywnie.
Macie zdrowego dzieciaka, to wielki, wielki skarb. Człowiek czasami o tym zapomina, ale to na prawdę dobry powód aby już być szczęśliwym.
Maż ma pracę, ma szanse aby zarobić na rodzinę i spłacić kredyt na dom który wspólnymi silami zbudowaliście. Ty wybrałaś aby być w domu, dbać o domowe ciepełko, o dziecko. To także jest bardzo dużo i godne podziwu. Zrezygnowałaś z własnego rozwoju zawodowego po to aby być tutaj dla rodziny. Mi to mówi tylko jedno – to, ze dla Ciebie ta rodzina, Wasza cała trojka jest najważniejsza.
Ja u Was, naprawdę widzę dwoje ludzi którzy się bardzo starają. Mąż zawodowo, Ty w domu.
Na Waszym miejscu to ja bym trzymała się tych pozytywnych cech o których powyżej wspomniałam.
To są podstawy na których warto i można budować.
W tej chwili musicie poważnie porozmawiać o tym co dla Was jest ważne. Porozmawiać, nie wytykać drugiej osobie bledy, nie mówić Ty tego nie zrobiłeś, Ty tego nie rozumiesz itp., bo to sa oskarżenia, nie rozmowa. Nie można także wyliczać kto ile włożył w ten związek, bo to tez nic dobrego nie przynosi.
Musicie w tej drugiej osobie zobaczyć partnera, nie przeciwnika. Wtedy będzie można porozmawiać.
My się wydaje, ze Wy oboje nosicie w sobie jakiś żal do tej drugiej osoby i ten żal nie pozwala Wam w tej osobie zobaczyć tego samego ukochanego człowieka z kim chcieliście spędzić cale życie.
Może warto ten żal „zwalić na życie” , powiedzieć poplątało nam się, trochę się zagubiliśmy ale przecież to my, to ty i ja, te same osoby co sobie przysięgali, mamy dziecko, mamy dom, jesteśmy rodziną i znajdziemy z tego jakieś wyjście.
I niech Wam się nie wydaje, że inny mają lepiej. Każdy z czymś walczy. Tak naprawdę wszyscy rozwiązujemy problemy i to jest większość tego co robimy.
Spróbujcie w sobie nawzajem widzieć właśnie kogoś kto walczy o lepsze życie dla rodziny. Wtedy będzie Wam łatwiej dojść do porozumienia. Bo Was tak na prawdę ta walka trochę oddaliła od siebie, ale to da się naprawić. Jesteście dwoje ludzi idących w tym samym kierunku, tylko czasami musicie dla własnego dobra się zatrzymać i pobyć trochę razem. Tak na prawdę razem, zrobić cos wspólnie.., bo Wy oboje robicie dużo dla rodziny tylko, ze każdy oddzielnie na swoim polu. Od czasu do czasu trzeba tez „budować wspomnienia”, cos co Wy i Wasze dziecko będziecie mile wspominać. Coś co na co dzień będzie dawało Wam sil do dalszej walki, do dalszego rozwiązywania problemów.
Sądzę, że jeśli mężowi tak postawisz sprawę, to On znajdzie ten czas dla rodziny. Każdy musi wiedzieć, ze jest doceniamy i potrzebny. Ty tego potrzebujesz i On też.
A na prawdę macie o co wałczyć i o co dbać, bo już dużo stworzyliście razem. Jesteście bogatymi ludźmi, tylko musicie sobie nawzajem to od czasu do czasu przypominać i wtedy będzie dobrze. :P

Dodam tylko jeszcze, ze nie chciałam się rozpisywać. Chyba mi nie wyszło. :lol: Ale na prawdę, życzę Waszej rodzinie wszystkiego dobrego. Niech Wam sie uda! :P

kania
27-10-2009, 09:20
Podjęcie pracy jest ważną sprawą w kwestii finansowej i tyle. Nie jest lekiem na psujące się małżeństwo, tak samo jak to, że Akpork nie pracowała nie spowodowało kłopotów. Stereotyp.
Akpork był moment, że ja też patrzyłam na męża, jak na sublokatora i dotarła do mnie przykra (wtedy) świadomość odmienności charakterów, zamiłowań, poglądów na różne sprawy (dziwne - pracowałam wtedy zawodowo i też miałam taki kłopot!). Pogadaliśmy. Może mam to szczęście, że mogę z mężem pogadać, bo to ja jestem raczej tą, która się zacina w sobie i to jest złe. Może też się zacinasz? Oszczędzę Ci rad na ratowanie małżeństwa, bo pewnie nie tego oczekujesz. Szkoda tylko by było, gdyby górę wzięła hardość. Z tego co czytam wnioskuję, że masz w sobie potrzebę ciepłego domu i uczucia ale czy nie myślałaś, że może uzależniłaś swój spokój, szczęście, dobry humor od miny, jaką zrobi mąż, tonu głosu, jakim się do Ciebie odezwie, czasu, jaki z Tobą spędzi? Mąż nie jest pępkiem świata ani źródłem radości (no, czasem bywa ;))
Akpork a jakim ojcem jest Twój mąż? Piszesz, że prawie go nie ma w domu. Koleżanka w podobnej sytuacji odeszła od męża. Kiedy przeprowadziła się z dziećmi do wynajętej kawalerki dzieciaki nie zapytały o tatę przez kilka dni - były przyzwyczajone, że mają go mało albo wcale. Rozwodu nie przeżyły traumatycznie.
Akpork, pomimo, że piszesz, że oczekujesz tylko porady "technicznej" co do pieniędzy i przygotowania dzieciaczka, to ja życzę Ci, żebyś spróbowała kolejny raz poskładać małżeństwo i nie odbiła się od lodowatego męża. Tyle lat przeżyliście razem. Piszesz, że on wie na czym Ci zależy. Znacie się jak łyse konie. Ty też wiesz na czym mu zależy. Może mu przypomnisz jaka potrafisz być fajna?

morfeusz1
27-10-2009, 09:27
Nie wiem,czy nie jest za późno by to poskładać, ale podejmując próbę, możemy ocalić coś co kiedyś było fajne, nie robiąc nic nie damy szansy naszemu dziecku, na pełną rodzinę.
Zacznij od tego, bo to jest naprawdę ważne.
Ja tez bardzo wspieram każdy wysiłek aby jednak uratować Wasza rodzinę.
Z tego co ja widzę, to tylko się trochę pogubiliście w natłoku obowiązków i jesteście zmęczeni (oboje) codziennością.
Wtedy bardzo łatwo jest o to aby dosłownie wszystko odbierać negatywnie.
Macie zdrowego dzieciaka, to wielki, wielki skarb. Człowiek czasami o tym zapomina, ale to na prawdę dobry powód aby już być szczęśliwym.
Maż ma pracę, ma szanse aby zarobić na rodzinę i spłacić kredyt na dom który wspólnymi silami zbudowaliście. Ty wybrałaś aby być w domu, dbać o domowe ciepełko, o dziecko. To także jest bardzo dużo i godne podziwu. Zrezygnowałaś z własnego rozwoju zawodowego po to aby być tutaj dla rodziny. Mi to mówi tylko jedno – to, ze dla Ciebie ta rodzina, Wasza cała trojka jest najważniejsza.
Ja u Was, naprawdę widzę dwoje ludzi którzy się bardzo starają. Mąż zawodowo, Ty w domu.
Na Waszym miejscu to ja bym trzymała się tych pozytywnych cech o których powyżej wspomniałam.
To są podstawy na których warto i można budować.
W tej chwili musicie poważnie porozmawiać o tym co dla Was jest ważne. Porozmawiać, nie wytykać drugiej osobie bledy, nie mówić Ty tego nie zrobiłeś, Ty tego nie rozumiesz itp., bo to sa oskarżenia, nie rozmowa. Nie można także wyliczać kto ile włożył w ten związek, bo to tez nic dobrego nie przynosi.
Musicie w tej drugiej osobie zobaczyć partnera, nie przeciwnika. Wtedy będzie można porozmawiać.
My się wydaje, ze Wy oboje nosicie w sobie jakiś żal do tej drugiej osoby i ten żal nie pozwala Wam w tej osobie zobaczyć tego samego ukochanego człowieka z kim chcieliście spędzić cale życie.
Może warto ten żal „zwalić na życie” , powiedzieć poplątało nam się, trochę się zagubiliśmy ale przecież to my, to ty i ja, te same osoby co sobie przysięgali, mamy dziecko, mamy dom, jesteśmy rodziną i znajdziemy z tego jakieś wyjście.
I niech Wam się nie wydaje, że inny mają lepiej. Każdy z czymś walczy. Tak naprawdę wszyscy rozwiązujemy problemy i to jest większość tego co robimy.
Spróbujcie w sobie nawzajem widzieć właśnie kogoś kto walczy o lepsze życie dla rodziny. Wtedy będzie Wam łatwiej dojść do porozumienia. Bo Was tak na prawdę ta walka trochę oddaliła od siebie, ale to da się naprawić. Jesteście dwoje ludzi idących w tym samym kierunku, tylko czasami musicie dla własnego dobra się zatrzymać i pobyć trochę razem. Tak na prawdę razem, zrobić cos wspólnie.., bo Wy oboje robicie dużo dla rodziny tylko, ze każdy oddzielnie na swoim polu. Od czasu do czasu trzeba tez „budować wspomnienia”, cos co Wy i Wasze dziecko będziecie mile wspominać. Coś co na co dzień będzie dawało Wam sil do dalszej walki, do dalszego rozwiązywania problemów.
Sądzę, że jeśli mężowi tak postawisz sprawę, to On znajdzie ten czas dla rodziny. Każdy musi wiedzieć, ze jest doceniamy i potrzebny. Ty tego potrzebujesz i On też.
A na prawdę macie o co wałczyć i o co dbać, bo już dużo stworzyliście razem. Jesteście bogatymi ludźmi, tylko musicie sobie nawzajem to od czasu do czasu przypominać i wtedy będzie dobrze. :P

Dodam tylko jeszcze, ze nie chciałam się rozpisywać. Chyba mi nie wyszło. :lol: Ale na prawdę, życzę Waszej rodzinie wszystkiego dobrego. Niech Wam sie uda! :P

zelijka jak zawsze: z ciepłem, z życzliwością, z mądrością, z sercem :D i to, co napisała jest na pewno warte przemyślenia przez akpork.

galka
27-10-2009, 13:18
Kania napisał


(.....)masz w sobie potrzebę ciepłego domu i uczucia ale czy nie myślałaś, że może uzależniłaś swój spokój, szczęście, dobry humor od miny, jaką zrobi mąż, tonu głosu, jakim się do Ciebie odezwie, (....)





Chciałabym tak umieć się tym nie przejmować :-?
Dla mnie to wyższa szkoła jazdy

mcmagda
27-10-2009, 20:31
A co z tym mężem? Ona ma iść do pracy, zmienić podejście, itp. A może chłopem też trzeba trochę wstrząsnąć, żeby z rodziną posiedział? Może warto go na jakiś czas zostawić jak rozmowa i zagrożenie rozwodem nie pomaga? On to może olewać, bo zarabia pieniądze? Ona nie może odejść, bo nie ma pieniędzy. Jestem za ratowaniem każdego małżeństwa, ale jak facetowi zupełnie nie zależy i go cały czas nie ma? To po co on jej i dziecku? Tylko dla pieniędzy? Tego nie kupuję.

coolibeer
27-10-2009, 22:54
Dalej wałkujecie to samo?

Nefer
27-10-2009, 22:58
P.S. nie można "przygotować dziecka na taką sytuację".
Ono zawsze jest wrzocone w tę sytuację i nie ma nic do powiedzenia - to dorośli za niego decydują.
Ale sobie poradzi. Tak czy siak , sobie poradzi.

Nie powiedziałabym ... znam takie jedno, które sobie nigdy nie poradziło. To moja dorosła siostra przyrodnia ...

Żyje ? to właśnie sobie poradziła.
Siak, ale sobie poradziła.
Nie pisze, że pozostanie zdrowa, piękna i ufna - przeżyje. Jedna osoba lepiej inna gorzej. Po jednej to spłynie - inna nigdy nie będzie umiała zaufać. Jedna się rozwinie dzięki tej szkole - inna zostanie debilem emocjonalnym.
Nie ma recepty.
Niemniej samobójstwa na tym tle nie są zbyt częste...

kuleczka
28-10-2009, 07:10
Żyje ? to właśnie sobie poradziła.
Siak, ale sobie poradziła.
Nie pisze, że pozostanie zdrowa, piękna i ufna - przeżyje. Jedna osoba lepiej inna gorzej. Po jednej to spłynie - inna nigdy nie będzie umiała zaufać. Jedna się rozwinie dzięki tej szkole - inna zostanie debilem emocjonalnym.
Nie ma recepty.
Niemniej samobójstwa na tym tle nie są zbyt częste...
Musze przyznać, że nawet w pozornie zdrowych rodzinach każde z rodzeństwa może wspominać swoje dzieciństwo jako zgoła odmienne.
Przykladem mogę byc ja i moja mlodsza o kilka lat siostra.
Nasz tata jest i był człowiekiem dość apodyktycznym, nerwicowcem i nade wzystko hipochondrykiem.
Codzień czuł się źle, bolało go serce, głowa, miał bóle w klatce piersiowej, zawroty głowy, czasem przyjeżdżało pogotowie.
Szczerze, to po mnie to spływało. Byle się nie czepiał, wówczas było ok.
Jakoś tak wiedziałam, że tylko tak gada, nie brałam słów jego na poważnie, a mówił ciągle o swojej śmierci, kalectwie, cierpieniu...

Natomiast moja siostra ma przez to problemy emocjonalne do teraz :(
Dopiero po latach przyznała, że płakała co noc ze strachu o ojca, zyła w ciągłym przekonaniu że to już dzisiaj, jutro nie znasz dnia ani godziny jak odejdzie...
Teraz Ona bardzo boi się o swoje dzieci, byle podwyższona temp. jakiś kaszelek a siostra umiera ze strachu :(

Pozostała trójka mojego rodzeństwa podobnie jak ja, nie odczuwa skutków zachowania taty, ani też nie pielęgnuje w sobie złych wspomnień z dzieciństwa.

Przepraszam za obszerny off top, ale chciałam tylko pokazac, że każde dziecko jest inne i identyczną sytuację przeżyje zupełnie odmiennie.

dyonizy1
29-10-2009, 02:53
Sądzac po zaprezentowanych powodach to mamy do czynienia z rozwodem "na głupią idiotkę"

dyonizy1
29-10-2009, 03:27
o tu jest doskonala ilustracja: od 2 minuty 40 sekundy filmiku:


http://www.youtube.com/watch?v=6BlB_BdWWnA&feature=related

retrofood
29-10-2009, 06:45
A co z tym mężem? Ona ma iść do pracy, zmienić podejście, itp. A może chłopem też trzeba trochę wstrząsnąć, żeby z rodziną posiedział? Może warto go na jakiś czas zostawić jak rozmowa i zagrożenie rozwodem nie pomaga? On to może olewać, bo zarabia pieniądze? Ona nie może odejść, bo nie ma pieniędzy. Jestem za ratowaniem każdego małżeństwa, ale jak facetowi zupełnie nie zależy i go cały czas nie ma? To po co on jej i dziecku? Tylko dla pieniędzy? Tego nie kupuję.

Ale trza by zaczać od prozaicznej d..py.
Jakoś nikt nie pisze, że facet po to się żeni, żeby nie musiał do burdelu chodzić (chociaz niektórzy i tak chodzą). Ale jeszcze nigdy nie było tak, żeby małżeństwo było szcześliwe dlatego, ze ze soba nie sypiają. Więc szybciutki rachunek sumienia: wszystko zrobiłam w tej sprawie? Jesli tak - no to rozwód, a jesli nie - to zabierać się do roboty. Chłop przeważnie nie bez przyczyny nie lubi domu.

matka dyrektorka
29-10-2009, 07:50
retro czy ciebie kobieta(y) skrzywdziła(y) ?
jak baba nie wraca do domu to ona winna, jak chłop nie wraca to też z baby winy :o
a tekstem o męskim powodzie ślubu :o , no ja przepraszam :-?
i mimo mojej wielkiej do Ciebie sympatii , jak czytam niektóre Twoje stwierdzenia to mi się scyzoryk otwiera :-?

retrofood
29-10-2009, 08:19
retro czy ciebie kobieta(y) skrzywdziła(y) ?
jak baba nie wraca do domu to ona winna, jak chłop nie wraca to też z baby winy :o
a tekstem o męskim powodzie ślubu :o , no ja przepraszam :-?
i mimo mojej wielkiej do Ciebie sympatii , jak czytam niektóre Twoje stwierdzenia to mi się scyzoryk otwiera :-?

:D
opcjonalnie trza wzionść pod uwagę sprawy i zez tej strony, a nie zara na mię psy wieszać
:D
A tak na poważnie: w dawniejszych czasach, to babki i matki uczyły młodą przed ślubem i zaraz po, jak se ma chłopa podporządkować. Szkoda, że ta sztuka zanikła

daggulka
29-10-2009, 08:20
Reeetro ...dawaj szczegóły .... natentychmiast .... :D

retrofood
29-10-2009, 08:22
Reeetro ...dawaj szczegóły .... natentychmiast .... :D

taż piszę, że sztuka wymarła. Bezpotomnie. A pamięta o niej jeszcze literatura

daggulka
29-10-2009, 08:23
Reeetro ...dawaj szczegóły .... natentychmiast .... :D

taż piszę, że sztuka wymarła. Bezpotomnie. A pamięta o niej jeszcze literatura

eeee ta m ... kude ... najpierw zacznie a nie skończy ... co to za frajda :roll: :lol:

EZS
29-10-2009, 08:34
macie męski punkt widzenia

tak przeczuwałam


Ech, a autorka wątku już dawno go nie czyta....

Ew-ka
29-10-2009, 08:36
pierwsza maxyma przekazywana z baby na babę
-Chłopa nie wypuszcza sie z domu z pełnym workiem
:D

daggulka
29-10-2009, 08:51
pierwsza maxyma przekazywana z baby na babę
-Chłopa nie wypuszcza sie z domu z pełnym workiem
:D

hm ... coś mi tu nie halo ... a to przypadkiem nie faceci tak zmanipulowali baby i takim niecnym planem wdrożyli zasady w życie....? :P :lol:

Ew-ka
29-10-2009, 09:17
daggulka - nie trzeba tego odbierać tak dosłownie :oops: .....chodzi przede wszystkim o to aby zacząć dzień miło ,aby nie wychodzić z domu skłóconymi , stworzyć taką atmosferę żeby chciało sie wracac do domu :D Wydaje mi sie ( a troszkę juz tkwie w tym związku :wink: )ze od kobiety zalezy bardzo dużo . Ale i kota mozna zagłaskac na śmierć ...wiec trzeba do beczki miodu wsadzić troszke pieprzu aby był odpowiedni smaczek :lol: Drobne kłótnie są potrzebne ale zamykanie sie w sobie i rozpamietywanie starych waśni jest kompletnie bez sensu ...trzeba iśc do przodu ,bo za chwilę okaże sie że zostaniemy sami , w 4 pustych ścianach i nawet pokłócić sie nie bedzimy mieli z kim :-?
Taki dowcip ktos tu przytoczył
-czy myslałaś o rozwodzie ?
-nigdy ,ale o morderstwie kilka razy :D
Coś w tym jest :wink:
...a najważniejsze to żebyśmy zdrowi byli :lol:

morfeusz1
29-10-2009, 09:32
Pewnie, że warto się starać, żeby była dobra atmosfera w domu, żeby się chciało do niego wracać itp. Ale to zalezy od obu stron. Często obserwuje się fakt, ze jak kobieta w domu, a mężczyzna pracuje zarabiając na ten dom, to oczekuje żony bezproblemowej, zawsze uśmiechniętej itp. A tak się nie da. Jak by się kobieta nie starała, to zawsze bedą jakies problemy do rozwiązania, jakieś ważne decyzje do podjęcia itp. A jak mąż uważa, ze zarabiając na dom, na rodzinę to wszystko, co do niego nalezy, to nie jest dobrze. Kobieta mogłaby nawet na rzęsie stanąć, a może się okazać, ze i tak nie na tej, co powinna stanęła (jak opowiedziała to Hanna Dunowska w najnowszym Zwierciadle).

kuleczka
29-10-2009, 09:41
daggulka - nie trzeba tego odbierać tak dosłownie :oops: .....chodzi przede wszystkim o to aby zacząć dzień miło ,aby nie wychodzić z domu skłóconymi , stworzyć taką atmosferę żeby chciało sie wracac do domu :D Wydaje mi sie ( a troszkę juz tkwie w tym związku :wink: )ze od kobiety zalezy bardzo dużo . Ale i kota mozna zagłaskac na śmierć ...wiec trzeba do beczki miodu wsadzić troszke pieprzu aby był odpowiedni smaczek :lol: Drobne kłótnie są potrzebne ale zamykanie sie w sobie i rozpamietywanie starych waśni jest kompletnie bez sensu ...trzeba iśc do przodu ,bo za chwilę okaże sie że zostaniemy sami , w 4 pustych ścianach i nawet pokłócić sie nie bedzimy mieli z kim :-?
Taki dowcip ktos tu przytoczył
-czy myslałaś o rozwodzie ?
-nigdy ,ale o morderstwie kilka razy :D
Coś w tym jest :wink:
...a najważniejsze to żebyśmy zdrowi byli :lol:
Ewka, oczywiście masz rację. Też uważam, że od kobiety zależy jakby więcej i to my tworzymy tę trudną do zdfeiniowania atmosferę domowego ciepełka.
Znam przypadki, gdzie niereformowalny wydawałoby się facet, nocny włóczykij, olewacz i totalny introwertyk przy kolejnej żonie stał się całkiem znośny.
Żaden z niego misio pysio, o nie :) ale sensowny wspólmieszkaniec i partner do życia.

morfeusz1
29-10-2009, 09:48
My sobie obiecaliśmy z mężem, że nigdy nigdy nie będziemy zasypiać zagniewani/pokłóceni. Ale kurcze nie zawsze się to udaje.

retrofood
29-10-2009, 10:00
My sobie obiecaliśmy z mężem, że nigdy nigdy nie będziemy zasypiać zagniewani/pokłóceni. Ale kurcze nie zawsze się to udaje.

Kościół już dwa tysiące lat nad tym pracuje, ale do sukcesu mu jeszcze daleko.

Anna Wiśniewska
29-10-2009, 17:46
pierwsza maxyma przekazywana z baby na babę
-Chłopa nie wypuszcza sie z domu z pełnym workiem
:D

Nie wiem czy właściwie, ale mnie to skojarzyło się tak jakby nieco frywolnie :wink:
Ale nadal, także we frywolnej wersji, to jednak "najprawdziwsza prawda" :lol:

Ty to Ew-ka mądra babka jesteś, wiesz? :lol:

Paulka
30-10-2009, 08:03
Ciekawe czy autorka jeszcze czyta, czy może wypowiada sie pod prawdziwym nickiem :wink:

A w temacie. Z doświadczenia (swojego i innych) wiem, że w małżeństwie tak już jest, że są przypływy i odpływy uczuć. Czasami z jednej strony tylko, czasami z obu. Jak z obu to gorzej pewnie, bo nie ma tego punktu zaczepienia, który jest niezbędny, żeby coś ratować.
Czasami te odpływy i przypływy są bardziej, czasami mniej gwałtowne...
U mnie zwykle bardziej 8), ale i te godzenia bardziej spektakularne wtedy :wink:

Myślę, że tu taki porządny odpływ uczuć nastąpił...Może warto chwile odczekać, jeszcze dystansu nabrać...?
Uczucia czasami wracają , niestety jednak nie jest to coś, co jest nam dane raz na zawsze. Trzeba o to dbać mimo iż czasem sie cholernie nie chce :roll:

Mnie w takich sytuacja pomaga przypominanie sobie czasów kiedy sie wariacko zakochaliśmy: przeglądam stare zdjęcia, czytam pożółkłe listy.... No i zwykle dochodzę do wniosku, że to wciąż ten mój J, za którego kiedyś skoczyłabym w ogień, mimo że wygląda inaczej, mimo, że potrafi burknąć albo powiedzieć coś co zrani... To wciąż on...

Autorko wątku.
Kochasz go jeszcze? Pomijając tą chwilową stagnację...?

Może zostaw dziecko z babcią i zaproś go na randkę... Kolacja poza domem?
Albo coś innego co kiedyś lubiliście?

Czasami warto trochę sie postarać. Choćby po to, żebyś sobie kiedyś nie wyrzucała, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś.

Życzę szczęścia.

dyonizy1
30-10-2009, 08:48
Niezłe myślenie:

Rozwiodę się, bo mąż pracując szkodzi rodzinie- za mało czasu poświęca żonie i dziecku.
No to chcę rozpiździć tą rodzinę ostatecznie, unieszczęśliwić dziecko i resztę na całe życie.

Leczenie kataru przez obcięcie głowy

coolibeer
30-10-2009, 09:53
Leczenie kataru przez obcięcie głowy

... piłą tarczową ;)

amalfi
30-10-2009, 11:54
Ratować, owszem, jeśli szansa istnieje. Ale często jest tak, że i ludzie i sytuacje się zmieniają, więc gadanie o powrocie do początków małżeństwa jest o tyle bez sensu, o ile taki powrót w pewnych okolicznościach możliwy już nie jest.

Dlatego nie będę namawiać do tego, czy tamtego, bo nie jesteśmy jednakowi. jeden potrzebuje uwagi, adoracji, okazywania miłości itp. Innego wręcz drażni ciągłe wypytywanie, ciągłe "wespół i zespół", bo ma naturę niezależną i woli mieć więcej oddechu. Jeszcze inny lubi zupełnie obok, we własnym świecie, dostępnym tylko jemu samemu. O to chodzi, aby obojgu dany model odpowiadał, bo inaczej wzajemnie się zamordują.

Chciałam zwrócić uwagę na problem natury nazwijmy technicznej. Tytuł watku brzmi jak brzmi, dlatego mi się nasunęło czytając o radach zabezpieczenia finansowego. Otóż nie jest to takie proste jak sie wydaje. "Przerabiam" obecnie rozwód mojej przyjaciółki na zasadzie konfesjonału. Kobieta ma 3 dzieci. Ze względu na przemoc w domu, którejś nocy musiała uciekać do rodziców i już tam została (od lutego). Sąd na rozprawie rozwodowej przyznał jej po 300 zł na dziecko, mimo, że były mąż ma kilka nieruchomości przynoszących dochody (na czas rozwodu zawiesił wszelką działalność). Grożąc jej i dzieciom zmusił ją do podpisania dokumentu, w którym zrzekła się nieruchomości. Oczywiście został w ich wspólnym domu i nikogo nie obchodzi, że ona z dziećmi mieszkają kątem u rodziców. Wynajęła adwokata, który nic nie wywalczył i któremu musi w ratach spłacić 7 tys.
Pani sędzia stwierdziła, że skoro koleżanka jest pielęgniarką, to mpoże sobie dorobić, a poza tym to pielęgniarki ostatnio tyle podwyżek dostały (zostawiam to bez komentarza).
Ma założoną kartę przemocy w rodzinie, wzywała policję kilka razy i co? I gucio. "Dla pani i dzieci bezpieczeństwa niech pani sie od niego odetnie" - taką radę usłyszała. Jak powiedziała, że zrzekła się majątku pod presją, usłyszała, że podział majątku to odrębna sprawa i aby nie odzywała się nie pytana (na sprawę o podział już jej nie stać. Adwokat stwierdził, że nie ma co sie odwoływac od postanowienia o wysokości alimentów, bo to nic nie da.

To tylko tak na marginesie i dla rozjaśnienia, jak może być z zabezpieczeniem finansowym.

nikita1
11-01-2010, 15:29
Ciekawe czy autorka jeszcze czyta, czy może wypowiada sie pod prawdziwym nickiem :wink:

A w temacie. Z doświadczenia (swojego i innych) wiem, że w małżeństwie tak już jest, że są przypływy i odpływy uczuć. Czasami z jednej strony tylko, czasami z obu. Jak z obu to gorzej pewnie, bo nie ma tego punktu zaczepienia, który jest niezbędny, żeby coś ratować.
Czasami te odpływy i przypływy są bardziej, czasami mniej gwałtowne...
U mnie zwykle bardziej 8), ale i te godzenia bardziej spektakularne wtedy :wink:

Myślę, że tu taki porządny odpływ uczuć nastąpił...Może warto chwile odczekać, jeszcze dystansu nabrać...?
Uczucia czasami wracają , niestety jednak nie jest to coś, co jest nam dane raz na zawsze. Trzeba o to dbać mimo iż czasem sie cholernie nie chce :roll:

Mnie w takich sytuacja pomaga przypominanie sobie czasów kiedy sie wariacko zakochaliśmy: przeglądam stare zdjęcia, czytam pożółkłe listy.... No i zwykle dochodzę do wniosku, że to wciąż ten mój J, za którego kiedyś skoczyłabym w ogień, mimo że wygląda inaczej, mimo, że potrafi burknąć albo powiedzieć coś co zrani... To wciąż on...

Autorko wątku.
Kochasz go jeszcze? Pomijając tą chwilową stagnację...?

Może zostaw dziecko z babcią i zaproś go na randkę... Kolacja poza domem?
Albo coś innego co kiedyś lubiliście?

Czasami warto trochę sie postarać. Choćby po to, żebyś sobie kiedyś nie wyrzucała, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś.

Życzę szczęścia.

Nie kocha go. Jakby kochała toby nie zapodała takiego wątku. Ani on jej -boby nie spowodował takiego doła u Niej. Tak, że dupa zbita........co nie znaczy , że się nie da z tym żyć. Trzeba z tym żyć- bo dziecię kwili.

daggulka
11-01-2010, 21:58
Nie zawsze trzeba z tym żyć bo dziecię kwili .
Nie trzeba a nawet nie można kiedy mąż chleje , bije , awanturuje się ..... patologia .... nie można .
Ale o sytuacji w jakiej autorka się znalazła już zostało wszystko napisane ..... można żyć ... można stanąć na własnych nogach a nie podpierać sie na mężowych i mieć pretensje .
Można zrobić wszystko ..... WSZYSTKO .... przestając oglądać się na innych , na męża a zacząć rozwijać siebie ..... wystarczy tylko chcieć .... :roll:

Kasia242
28-01-2010, 10:45
Całkowicie nie zgadzam się z opinią ze ,,dziecko sobie poradzi,, :roll: ,akurat moi rodzice się rozwiedli i wiem jak to przezywalismy z moim młodszym bratem,jest to moim zdaniem trauma na całe życie...ta rysa odbija się potem na całym zyciu,sposób myslenia,postrzegania...bezpieczeństwo.Dziecko nie ma zadnego wpływu na decyzje rodziców,to od nich wszystko zależy.
Sam już załozyłem rodzinę,mam dwóch synków i wiem jedno...oni nie pbedą przechodzic tego co ja,a starac się o to bede z moja dziewczyną ma maxa-po prostu trzeba miec swiadomośc jakie moga być skutki,w dodatku-nieodwracalne.

A dzisiejsze czasy niestety pokazują całkowity brak odporności ludzi,brak chartu ducha i ciała,jak cos nie idzie dobrze to...odwrót...bo wszystko robione jest w celu ułatwienia sobie egzystencji..az do przesady.
To tylko moje osobiste zdanie,co do autorki sytuacji nie wypowiem sie bo nie wiadomo tak naprawde co jest na rzeczy...ludzie powinni mieć odwage załatwiac takie sprawy miedzy sobą....moge tylko poradzić jedno...
Pamietajcie o dziecku ono powinno być najwazniejsze.Poświęccie swoje ego dla dziecka po prostu,ono nie ma wpływu na nic a chce miec i kochac oboje rodziców :wink:
pozdrawiam

Marlena&Marcin
01-02-2010, 09:00
Witaj, nie chcę wypowiadać się na temat słuszności Twojej decyzji bo przeciez nikt z tutaj obecnych nie zna Twojej sytuacji..
Mogę tylko napisać.. że byłam w podobnej sytuacji.. małe dziecko, mały (na szczęscie) kredyt na dom i mąż w ciągłej pracy.. Ja nie poświęciłam się całkowicie dla domu, również pracowałam ale na własnej działalności mogłam dyktować swój czas poświęcony domowi i pracy..
Mój mąż od jakiegoś czasu w powodu pracy jak i budowy domu wychodził co świt a przychodził w nocy.. często wychodził kiedy spałam i przychodził gdy spałam.. a nasz kontakt to jedynie telefoniczny.. no cóż.. jakiś sens w tym widziałam.. praca, budowa... ale też brak sensu.. bo po co to wszystko? jak nie można podzielić się tym z ukochanymi ludzmi.. czas mijał.. az w końcu RAZEM doszlismy do wniosku, że tak nie mozna bo przeciez nawet zarobione miliony nie oddadzą nam straconego czasu..
Mąż zmienił pracę, .. a raczej zaczęlismy pracowac razem .. układamy sobie pracę pod swoje życie a nie zycie do swojej pracy..
Jemy wspólnie śniadanie i kolacje.. nasz synek ma rodziców a nie tylko mamę...

Żeby ratować małżeństwo trzeba CHCIEĆ.. chcieć razem coś zmieniać ... jak nie możecie dojść do porozumienia to zawsze ktoś w tym związku będzie na straconej pozycji..

Pozdrawiam, M.