PDA

Zobacz pełną wersję : Dziennik Marty i Arka



areksam
27-02-2004, 22:10
Od momentu wprowadzenia się do naszego małego M-3 (44m2) mysleliśmy, ze w przyszłości kupimy większe. Zawsze chcieliśmy mieć cztery pokoje. Najpierw szukaliśmy na rynku wtórnym. Ale co to za radocha przeprowadzać się z bloku z płyty do takiego samego. Nie za bardzo nam się to podobało i zdawaliśmy sobie sprawę, że i tak nie będziemy zadowoleni.
Zaczeliśmy szukać więc na rynku pierwotnym. Jest rok 2001 i kryzys w budownictwie. Gospodarka się wali. Wydaje się nam, że to najlepsza okazja na kupno mieszkania. Znaleźliśmy firmę, która budowała ładne dwupiętrowe bloki. Lokalizacja dla nas super. To jest to - myślałem. Zadzwoniłem i umówiłem się z właścicielem tejże firmy na rozmowę. Pojechałem pełen nadziei. Jest mieszkanko, 90m2 + garaż + pomieszczenie gospodarcze, które można zamienić na pokój. Super - myślę. Cena za m2 tylko 2300zł powierzchni mieszkania i 1900zł powirzchni garażu i pomieszczenia gospodarczego. Razem około 130m2 za srednią cenę 2100zł/m2. Właściciel twierdzi, że to okazja - a ja w to wierzę. Liczę... 270 tys. zł!!! Uf. Pan obiecuje załatwić kredyt we frankach.
Wracam do domu. Zaczynam opowidać małżonce. Nie ma szans na taką inwestycję. Chce mi się wyć. Dzwonię do banku - nie mam zdolności. Koniec marzeń!!!

areksam
27-02-2004, 22:22
Jest wiosna 2002 roku. Odwiedzili nas moi teściowie. Pierwszy raz padają nic nie znaczące słowa o budowie domu. Zastanawiamy się czy to dobry pomysł. Teściowie twierdzą, że tak. Dodają nam otuchy. Kilkakrotnie pojawiają się jeszcze wzmianki na ten temat, ale bez szczególnego entuzjazmu. Z Martą czasami o tym rozmawiamy. Trafiła nam się jakaś płytka z domami. Oglądamy.
Latem jedziemy na wakacje nad nasz Bałtyk. Zupełnie nam nie w głowie jakieś inwestycje. Córeczka kończy dwa latka. Nic się nie zmienia.

areksam
27-02-2004, 22:39
W listopadzie Marta zmienia pracę i zaczynamy z optymizmem patrzyć w przyszłość. Dorwałem prospekt Extradomu. Znowu oglądamy projekty. Ustalamy razem, że poszukamy działki a później się zobaczy jak będzie. Podpisujemy umowy z biurami pośrednictawa.
Kupuję 11 numer Muratora (mój pierwszy w życiu). Czytam od deski do deski. Zaczynam się napalać na budowę domu.
Najpierw jednak szukanie działki. Na działkę w Łodzi nas chyba nie stać. Objeżdżamy okolice. Zapada decyzja - szukamy w Aleksandrowie Łódzkim.

areksam
28-02-2004, 12:45
Jeździmy po Aleksandrowie i szukamy miejsca, w którym byśmy chcieli postawić dom. Wreszcie coś znaleźliśmy. Idziemy do biura obrotu nieruchomościami i pokazujemy na mapie, w którym miejscu nas interesują działki. Pracownicy sprawdzają w swojej bazie - niestety nie ma chętnych na sprzedaż. Podają nam inne, wg nich korzystne, lokalizacje. Bierzemy adresy i objeżdżamy po raz kolejny to małe miasteczko. Zwracamy uwagę na odległość od mediów: woda, prąd i gaz. Rekonesans nie wypada korzystnie. Nic nam się nie podoba. Koniecznie chcemy budować w miejscu przez nas upatrzonym.
Mija ponad miesiąc a z biura ani widu ani słychu. Zbliża się Boże Narodzenie.
W Świeta rejestruję się na forum Muratora i zadaje pierwsze pytanie: Czy budować dom z użytkowym poddaszem czy może inny?
Pochłonięty lekturą forum nie zwracam uwagi na świąteczne obrządki. Nie mogę się oderwać od komputera. Przerwy w zasadzie mam tylko na posiłki. Wieczorami z Martą oglądamy projekty w internecie.
Kończy się rok 2002 - nic nie mamy i nic nie wiemy.

areksam
28-02-2004, 13:02
Nastał nowy 2003 rok. Biorę sprawy w swoje ręce. Jadę do Aleksandrowa i rozpytuję się okolicznych mieszkańców czy nie wiedzą, przypadkiem, kto ma działkę do sprzedania. Łażę od jednego do drugiego. W koncu udaje mi się uzyskać jakieś sensowne informację. Znalazłem właściciela ładnej działki i mam do niego telefon. Jesteśmy podekscytowani.
Wieczorem dzwonię do właściciela. Rozmawiamy i uzgadniamy szczegóły. Cena wydaje się atrakcyjna - 25zł/m2. Jest jeden szkopuł, jest jeszcze jeden chętny na tę działeczkę. Pani właścicielka każe nam się wstrzymać 3 dni. Czekamy na telefon z niecierpliwością.
Telefon dzwoni po trzech dniach - możemy kupować. W domu radość. Dzwonimy do rodziców i jedziemy oglądać działeczkę. Pada śnieg, jest zimno. samochody grzęzną w błocie, ale my jesteśmy w siódmym niebie.
Rodzice wysiadają z samochodu. Patrzą. Na działce 20cm śniegu. Nic nie widać. Jest bardzo zimno więc po wypaleni papierosów wsiadamy do samochodu i jedziemy do naszego M-3.
Trudno szukać jakiś zachwytu na twarzach naszych rodziców. Decyzję pozostawiają nam, a my o niczym nie mamy pojęcia. Zjadają z nami obiad i odjeżdżają do domu.

areksam
28-02-2004, 13:23
Marcie działeczka się podoba. Jest nią wręcz zachwycona. Na górce, nawt ładna okolica i dość blisko do centrum.
Dzwonimy do właścicielki i mówimy jej, że decydujemy się na zakup. Staram się jeszcze coś wytargować. Jest dobrze cena spada do 23zł/m2.
Poniważ poczytałem trochę Muratora wiem mniej więcej co mam sprawdzić i uzgadniam z panią termin, że transakcję dobijemy za dwa tygodnie.
Po trzech dniach otrzymujemy od niej telefon, że ma kupca i musimy się decydować. Jesteśmy w lekkiej panice. Dzwonię do rodziców i teściów i pytam się czy nie pożyczą nam kasy na zaliczkę. Pożyczą. Hurra!
Oddzwaniam do kobiety i umawiamy się z nią na godz. 15 następnego dnia.
Kasa jest. Jedziemy.
W trakcie rozmowy z właścicielką okazuje się, że tym drugim potencjalnym kupcem jesteśmy my (odezwało się biuro obrotu nieruchomościami). Teraz atuty są w naszych rękach. Zbijamy cenę do 20 zł/m2. Jest super. Umowy przedwstępnej nie sporządzamy. Mam tydzień na sprawdzenie działki. Mówię, że muszę sprowadzić geotechnika.

Po dwóch dniach babsko dzwoni i mówi, że działki nam nie sprzeda. Jesteśmy załamani. Marta jest zła, że nie spisaliśmy umowy.

Później okazało się, że mieliśmy szczęście! (Działka była usytuowana w miejscu starej żwirowni, która 20 lat temu została wypełniona śmieciami.)

areksam
29-02-2004, 18:37
Po tym doświadczeniu jakby uszło ze mnie powietrze. Trochę nas to wybiło z równowagi. Dostaliśmy nauczkę, by przed kupnem działki wszystko sprawdzić. Co by było gdybyśmy kupili tą działkę na śmieciach. Pewnie szybko staralibyśmy się ją upłynnić i to pewnie z dużą stratą. Było - mineło!
Na wiosnę jakby wstąpił w nas nowy duch. Marta znalazła kilka ogłoszeń o sprzedaży działek. Dzwonię i umawiamy się na oglądanie. Na drugi dzień jedziemy do Rosanowa za Zgierzem. Spotykamy się z właścicielami pola, które zostało podzielone na działki. Oglądamy mapkę. Okolica ładna. Niedaleko stadnina koni. Czyste powietrze. Jesteśmy nastawieni na tak. Wracamy do Łodzi i grzęźniemy w korku. Jezu do swojego mieszkanka jedziemy ponad godzinę - koszmar! Po paru dniach zasuwam do Urzędu Gminy w Zgierzu. Patrzę na plan zagospodarowania i oczom mym ukazuje się droga. Pani tłumaczy, że jest to planowana obwodnica Łodzi i Zgierza. Dzwonię do właścicieli - stwierdzają, że owa droga zaplanowana jest od piętnastu lat i nie wiadomo czy kiedykolwiek zostanie wybudowana. Po rozmowie z Martą decydujemy, że nie będziemy ryzykować. Poza tym te korki na trasie Zgierz - Łódź również wpłyneły na zmniejszenie atrakcyjności działki.
Znowu nic. Dzałki jak nie było tak nie ma.

areksam
07-03-2004, 20:46
Jest koniec kwietnia 2003r. Biuro obrotu nieruchomościami nie daje znaków życia. Po raz n-ty kupuję "Gratkę" i przeglądam ogłoszenia o sprzedaży działek. Do niektórych dzwonię już któryś raz. Nie poddajemy się, dzwonimy do wszystkich, którzy mogą mieć dla nas coś interesującego. Po obdzwonieniu kilkunastu ogłoszeń umawiamy się z dwoma osobami. Może tym razem uśmiechnie się do nas szczęście.
Jedno ogłoszenie to zupełna pomyłka - nie dość, że działka malutka to jeszcze w strasznie ponurym połozeniu.
Na drugą działkę jedziemy bez entuzjazmu i trochę wygaszeni. Facet pokazuje co ma do zaoferowania. Dwie działki po około 1000m2. Jedna leży bezpośrednio przy ulicy, druga natomiast jest tuż za pierwszą. Łazimy po tych działkach i myślimy - co robić? Nasz wybór pada na tą drugą, gdyż wydaje się nam, że dobrze mieszkać od ulicy jak najdalej. Na pierwszej działce zostały już wylane ławy fundamentowe, postawione zostały dwie szopki i latrynka a do tego była ogrodzona.
Sprzedający jegomość jest dość konkretny, nie opowiada żadnych banialuków. Umawiamy się z nim na telefon.
Targani wątpliwościami dzwonimy do naszych rodziców z prośbą by przyjżeli się bez emocji zaoferowanym nam działeczką. Obaj ojcowie już domy zdążyli pobudować, więc głównie na nich liczymy. Zdecydowanie opowiadają się za działką pierwszą a drugą wybijają nam z głowy (brak drogi dojazdowej, daleko do wodociągu i gazu oraz prądu). Zgodnie stwierdzili, że działeczka pierwsza jest pod tym względem położona prawie idealnie, ławy solidne, które w przyszłości będzie można wykorzystać, gotowe szopki. Nie mieli wątpliwości a więc zdecydowaliśmy się na działkę pierwszą.
Na drugi dzień idę do banku, biorę wszyskie potrzebne papiery. Wstępnie umawiamy się na dzień złozenia wniosku o kredyt. W Urzędzie Gminy sprawdzam wszystko do czego nie odmawia mi się dostepu. Z właścicielem umawiamy się na podpisanie umowy przedwstępnej i wpłacenie zaliczki. Jeszcze przed samym kupnem przedstawiciel banku jedzie rzucić okiem na co daja kredyt. Wszystko załatwione pozytywnie. 25 maja 2003r idziemy do notariusza. O godzinie 13 jesteśmy właścicielami działeczki o powierzchi 1112m2. Zadowoleni, że ten etap inwestycji mamy za sobą przestajemy na jakiś czas myśleć poważnie o budowaniu. Dlaczego? Tego nie wiem!!

areksam
18-03-2004, 22:24
Mamy tą działkę i to nas rozleniwiło. Ale przyszedł nowy rok i się zdecydowaliśmy. Budujemy!!!!
Ponieważ projekt domu wybraliśmy wcześniej to ten broblem już mamy z głowy. Będziemy budować APS 75 odbicie lustrzane. W połowie lutego zamawiam projekt. Po paru dniach jest. Oglądam z wielką ciekawością, ale na niewielu sprawach się rozumiem. Czasami wydaje mi się, że to mnie przerasta - chodzi o budowanie.
Teraz już mam projekt więc powoli, lekko przerażony, zaczynam załatwiać wszelkie formalności urzędowe i nie tylko.

Teraz w zasadzie zacznę opisywać wszystkie moje budowlane osiągnięcia od projektu do zamieszkania. Obym wytrwał!