PDA

Zobacz pełną wersję : D07- dziennik rzeka Ori_noko



Strony : [1] 2

ori_noko
23-03-2004, 22:02
Witam :)
Jak kazdy początkujacy odczuwam ogromną ochotę na opowiadanie o budowie, materiałach, historii i ludziach z tym związanych. Co za szczęście,że jest Forum. Moi znajomi mają juz pełne nasycenie budownictwem jednorodzinnym :oops: Założenie jest takie,że tu zaglądają ludzie mający podobnie ukierunkowane myśli jak my.

ori_noko
23-03-2004, 22:38
Początek to nie był geodeta , ani marzenia o domu, ale marzenia o ....ogrodzie. Dużym. Miał tam stać domek/garaż . Koniecznie z prądem, krzesłami, możliwościa podłaczenia lampy itp. Jednak żadna działka typu pracowniczego . Myśleliśmy,żeby była to działeczka budowlana, bo jak dzieci wyfruną to sobie w tym ogrodzie zbudujemy dom taki na dwie osoby+ pokój gościnny. Ładny pomysł nie?
Po uzbieraniu w naszym pojęciu stosownej sumy rozpoczęliśmy poszukiwania..Ileż ludzi spotkanych!! A w tle cały czas niepewność czy nie damy się nabić w butelkę , nasi znajomi mają różne dziwne działki..
Koniec końców zaczynamymy wizytować przetargi z ramienia Skarbu Państwa i gminne.
Ciągle za drogo.Kolejna wizyta w gminie czy się jakiś przetarg nie szykuje. Młody i spokojny pan pyta czy może chcemy zobaczyć działki do sprzedania w ofercie bezprzetargowej? Brzmi dziwnie, ale czemu nie zerkąć? Okazało się,że w gminie po przetrgach czasem zostają działki które juz trzeci raz nie były wystawiane, bo za bardzo zeszłyby z ceny. Zaczynamy je oglądać. I ciekawostka w puli są trzy działki o pięknym metrażu przeszło 1700m2, przy drodze, do autobusu 15 minut , do pociągu też,do szkoły kilometr,do przychodni 2km. Wszystko w zasięgu nóg,że tak powiem. Coraz cześciej powracamy na gliniastą skarpę i w kolejną rocznicę ślubu kupujemy sobie gigantyczny prezent. Kawałek Ziemi zostął zapisany na nasze nzawisko :lol:

ori_noko
23-03-2004, 22:43
wiecie co ? fajnie mieć dziennik :D tu mogę pisać sama, a przyjaciele i krytycy w komentarzach :wink: podoba mi sie ten sport!

ori_noko
23-03-2004, 23:52
Wspaniały szmat ziemi,(16,50zł/m2) wyczekujący na posadzenie kwiatków, krzaków, drzew i innego zielska . Kupiona łopata, grabie, książki o ogrodnictwie i tak od niechcenia Murtor. No sam się przyplątał do koszyczka ;)
Natrafiamy na dwa problemy , jak sadzić roślinki bez wody na takim ugorze? Likwidujemy ugór, sąsiedzi z bloków z poświęceniem tną, wykopują z nami ośmioletnie zielsko. Palimy ogniska całe lato, opryskujemy chemią nasz pięknie wybujały perz. Zaczynam buszować po Internecie , grupy dyskusyjne o ogrodach, zaglądanie łakomie ludziom za płoty – dzieci zaczynają się wstydzić chodzić ze mną. Nie wiadomo czy nie zaczepię obcego mężczyzny z pytaniem o zieleninę...
Proszę po znajomych o gałązki, drzewka itp... Kończy się to decyzją o grodzeniu działki i budowie garażu. Widać, że mąż nie da rady zatrzymać tak szczęśliwej kobiety z dala od wykopów.

ori_noko
24-03-2004, 09:48
Ku naszemu zaskoczeniu już za druga sondażową rozmową trafiamy na pana , który owszem jeszcze nie robił takiego czegoś, ale za niższą cenę chętnie pouczy się na naszym płocie. Owszem obie strony nauczyły się sporo, ale ekipa przyzwoita, mają nam po zimie poprawić umocowanie jednej furtki. Reszta gra . Zaczynam zaglądać na Forum....

ori_noko
24-03-2004, 12:48
Kolej na wodę . Sporo sąsiadów ma studnie. U nas pojawia się też, w sumie okazuje się, że na czwartym kręgu jest już woda (później w upały było ledwie 10 wiader, ale ogród utrzymany przy życiu) I zaraz potem telefon z Urzędu gminy, czy chcemy wodę miejską, bo akurat rejon naszej działki będzie zaszczycony prowadzeniem wody. Nie było tego w planie, ale jeśli tak się złożyło... Hm , czemu nie? Wiemy od znajomych z Rokietnicy, że za doprowadzenie wody zapłacili 3500zł, od nas wołają 1150zł. Nie musimy biegać za mapkami, ani nic.
Działka jest ogrodzona, ze studnią, i perspektywą wody miejskiej w ciągu 3-4 miesięcy. Miło 8) .
Wracamy do idei garażu ze sprzętem ogrodniczym, nasz balkon w bloku zaczyna uginać się. Nie można już rozwiesić hamaka, a na działce jeszcze nie :( .
Wybieramy garaż, kupujemy projekt i składamy o stosowne zezwolenia. Pierwsze rozczarowanie elektrownia nie chce nam dać prądu. Kupiliśmy działkę gospodarczo-budowlaną , sąsiad złożył o 80kw !! Jak zbierze się zamówienie na 160kw to zrobią nowe trafo, jak nie to mamy poczekać do 2006-2010 będzie linia to dostaniemy.
Na razie dostaję cudną kosę spalinową. Prędzej my padamy niż ona. Chaszcze nabierają ogłady.

ori_noko
24-03-2004, 13:41
Październik, wcześniej się robi ciemno. To nie służy roślinom. Część dostała nóg i wybrała wolność....... Wszystkim przykro , a działka straciła bardzo na urodzie. :evil: Po tygodniu cierpienia poszliśmy z najmłodszym człowiekiem w rodzinie ryć dalej.No bo co !
Kupiliśmy sobie wór cebulek i dalejże dziurawimy ziemie , hop cebulka do środka`. Hm hiacynty , przebiśniegi , krokusy, szachownice , czosnek ozdobny itp. tak wiosna powinna wyglądać ciekawiej. Po kilku dniach patrzymy nornica, lub kret był na wyżerce, co mniej smaczne powyrzucał na zewnątrz!!! Oj nie lubię jak się krytykuję moją kuchnię :wink:

ori_noko
24-03-2004, 16:14
I ciekawa sprawa znajomi, sąsiedzi ,obcy ludzie idący przy płocie w kółko zaczynają pytać się kiedy będzie dom? Z piwnicą czy bez ? Czym będziemy ogrzewać ? I kolejne oferty jakbyście się jednak budowali to mam dobrego pana od wykopów , od tynku, od instalacji... Jaki dom!? :o My spokojnie garażyk , no może ścieżka utwardzona, jakaś pompa zamiast studni - bez szaleństw.

ori_noko
24-03-2004, 17:58
Mamy adoptowanego dziadka tzn. my mówimy per pan, dzieci dziadkują . Luźno rozmawialiśmy o kosztach budowy. 8) Od słowa do słowa wyszło, że budując skromny dom o powierzchni np. 60m2 zapłaci się z działką tyle ile w Poznaniu za nową kawalerkę. Niewiarygodne , prawda? :o Cały wieczór troje dorosłych ludzi kreśliło, liczyło, spierało się czy ceny które podajemy sobie nawzajem są prawdziwe czy nie? Wyszło, ze Dziadek ma rację. Możecie sprawdzić sami....

ori_noko
24-03-2004, 19:57
Zima. Od niechcenia zaczyna się przeglądanie czasopism, projektów budowlanych :roll: Sami wiecie jak to się kończy , tak jak u was wszystkich......... decyzją o budowaniu.
No teraz to się zaczęło szaleństwo. Mam bezwzględna faworytkę Wierzba I, zaczynam wymianę e-maili z ludźmi którzy budują ten model. Niestety w każdym kierunku ma dwie wady dla nas za mała i za droga. Druga fascynacja - D44 , z gankiem , ładny, prosty, tańszy jednak też za mały. Nasza rodzina to 2+3. :D Trudno znaleźć gotowca dla rozbudowanej podstawowej komórki społecznej. Równocześnie w naszej okolicy to swoista norma więcej rodzin ma troje pociech niż jedną. To ogólnie taka rozwojowa gmina :wink:

ori_noko
25-03-2004, 09:42
Marudzenie trwa :wink: Sprawiedliwie podzieliliśmy się obowiązkami ja szukam, mąż krytykuje.
Powoli w mieszkaniu brakuje miejsca gdzie można by usiąść i nie trafić na katalog domów albo Muratora. Zaczynamy odczuwać lekkie obrzydzenie na widok rzutów technicznych czegokolwiek.
W wolnych chwilach ślęczę nad książkami o ogrodnictwie, mąż się śmieje, że mam prawdziwą motywację do budowania : ogród i pies. W mieszkaniu nie możemy mieć zwierza, zbyt profesjonalnie podeszliśmy do spraw uczuleniowych.
Prawdę mówiąc nadal niezbyt poważnie traktujemy całość zagadnienia. Po pewnym czasie zaczynamy zamieniać się rolami, mąż wybiera - ja krytykuję. Bawimy się wyśmienicie :lol:

ori_noko
25-03-2004, 18:59
Dzwonię od czasu do czasu do elektrowni namawiając ich, żeby wyłącznie sąsiad czekał na swoją moc, bo my chcemy tylko 6-8kw 8) Trafiamy na nadzwyczaj nieprzyjemna panią. Stwierdziliśmy: przez telefon część ludzi ma poczucie bezkarności. Mąż poprosił o dzień urlopu i zrobiliśmy sobie wyprawę do Zakładu Energetyki. Pani na nasz widok i przypomnienie o rozmowie była hm nazwijmy to zakłopotana. Ciężko się z nią rozmawiało. My chcieliśmy wiedzieć od kogo zależy wydanie zgody na podłączenie nas do istniejącej sieci. Ludzie po drugiej stronie drogi maja skrzynki z prądem ,a i Zakład przyznaje : możliwości przyłączenia są, ale..
Poprosiliśmy o ponowne rozpatrzenie wniosku i podanie nam bardziej satysfakcjonującej odpowiedzi. Na pożegnanie mąż wypuszcza zatrutą strzałkę :
- Wrócimy za dwa tygodnie -Widzimy wyraźnie panika w oczach !
- Po co chcą państwo przyjechać, przecież wszystko już wyjaśniliśmy, prądu ze względów ekonomicznych teraz wam nie podłączymy!
- Tak to już wiemy, ale tak się składa, że tylko od was możemy dostać prąd...
Później nastąpiły kolejne wymijące grzeczności i odjechaliśmy skrajnie przygnębieni. Co mi po wyższości moralnej i chodzeniu pod prąd, kiedy do oświetlenia zostaną nam łuczywa?

ori_noko
25-03-2004, 19:01
Równe dwa tygodnie później pismo z Zakładu Energetycznego zawiadamiające, mamy się stawić by podpisać umowę. :D
I od tej pory męczy mnie pytanie czy to jest przyjaźń czy też zastraszanie...pamparampam pararara ram pam 8)

ori_noko
25-03-2004, 19:47
Jednak wracając do nieustającej rozrywki pod tytułem „Odszukaj odpowiedni projekt” przyszedł szczęśliwy dzień. Nie będziemy zamawiać indywidualnego, kupimy D07. Troszkę toporny w zewnętrznym wyglądzie jednak spełniający wszystkie założenia jeśli chodzi o metraż, pomieszczenia i koszty. No i jaka ulga nie musimy już wyszukiwać projektów uff, dopiero zobaczyłam ile czasu w dniu codziennym zabierało nam ogladanie obrazków z domkami :o

ori_noko
26-03-2004, 12:03
Gwoli wyjaśnienia mamy założenie finansowe: dom z garażem nie może przekroczyć 200 tys. Część będzie ze sprzedaży mieszkania , lwia część kredyt.
Już raz spłacaliśmy kredyt mieszkaniowy wtedy dowiedzieliśmy się sporo. Na przykład: mieszkanie trzeba urządzić od razu. Kiedy spłacasz kredyt nie masz pieniędzy na lampy, kafelki, zmiany klamek, ładniejsze drzwi, szafy. Od razu zrób rzeczy które musisz zlecić fachowcom potem już tego nie zrobisz...
No w każdym razie przez długi czas . Lepiej większy kredyt niż przez 10-20 lat nie zrobione sprawy. I tak spłacasz i tak nie masz wolnych środków, a patrzenie na nie gipsowaną ścianę, na za małą umywalkę itp jest dość przykre. Ciekawe jak to jest budować bez obciążeń :) ?

ori_noko
26-03-2004, 16:51
Jeszcze przed kupieniem architekt która ma nasz wybór doprojektować do działki wskazała, gdzie w pobliżu jest zrealizowany taki dom. Bardzo przyjemna niespodzianka w środku mieszkają ludzie, z którymi dzieliliśmy kiedyś stół w na sylwestrowych baletach. 8) Sądzę , że prokurator nie wziąłby ich w taki krzyżowy ogień pytań. Kurczę byliśmy jak Monika Olejnik do kwadratu, mąż nic a nic nie pozostawał w tyle. Biedni ludzie ...przyznali się do wszystkiego: motywacja, finanse, technologia, plany na przyszłość ... :D Wróciliśmy do domu i zamówiliśmy projekt .

ori_noko
27-03-2004, 10:38
Przez kilka dni planujemy drobne zmiany, zmieniamy miejsce wyjście na taras, usuwamy wiatrołap, dodajemy pokój miast garażu, i jeden komin żeby był kominek. Ot i wszystko. :wink: Jak na gotowca to umiarkowanie. .
Przyjechał pan z projektem uwolnił nas od znacznej sumki powiedział ilu osobom w moim bloku przywoził ostatnio podobne przesyłki. Trzeba przyznać to była emocjonująca chwila, mam w ręku projekt NASZEGO domu! Nie czekając na resztę domowników przeglądam zawartość, hm w sumie troszkę rozczarowana jestem. Chyba podświadomie spodziewałam się instrukcji jak przy składaniu mebli. Fakt jak później oglądał to murarz to wiedział o co tam chodzi. Na początek montuję makietkę domu. :D Mam ochotę go pomalować, niestety rodzina zabroniła. Może dlatego że chciałam zrobić na nim grafy :lol:

ori_noko
29-03-2004, 23:15
Ulga, iż nie trzeba szukać projektu trwa w nas nadal. Jednak jesteśmy niepoprawnymi chwalipiętami, ogłosiliśmy rodzinie i znajomym co zamierzamy. Rekcja zasadniczo jednorodna... :o Przypomniało mi to zbiorowe straszenie przed porodem. Jakoś tak najpóźniej w połowie ciąży w obecności przyszłych szczęśliwych rodziców znajomi dalsi i bliżsi snują mrożące krew w żyłach historie o zatruciach, różyczce, wadach rozwojowych...Za to już pod sam koniec jest seria dokumentalna pt ”Nieszczęśliwe i ciężkie porody ostatniego dwudziestolecia- relacje świadków naocznych „. Teraz po przerwie w doświadczeniach rodzicielskich musieliśmy ponownie zwierać szyki by przetrwać. 8)
Spostrzeżenie pierwsze : najwięcej do powiedzenia mają ci co się nigdy nie budowali, albo wtajemniczeni ciut tzn rodzice ich stawiali dom.
Spostrzeżenie drugie : większość wyczuwalnie jest urażona, że mamy już działkę , w dodatku częściowo obsadzoną i zagospodarowaną , chodzi chyba o to , że tak bez akceptacji społecznej .
Spostrzeżenie trzecie : nikt prócz nas nie wierzy w możność zbudowania domu za 200 tys.
Spostrzeżenie czwarte : żadne fakty nie są tak mocne jak własne przekonania...

ori_noko
29-03-2004, 23:17
Ogromny ukłon w kierunku osoby/osób które wymyśliły Forum, jestem dziwnie pewna, że większość ma podobnych Krewnych i Znajomych Królika, a dzięki wymianie wiadomości, doświadczeń, pogaduszek , dzienników można zobaczyć na własne oczy, budującą Polskę.

ori_noko
30-03-2004, 18:42
Mamy już od dłuższego czasu wybraną osobę do poprowadzenia papierologii projektowej. Wybór padł na panią architekt, ponieważ mam się zajmować stroną techniczną i organizacyjną. Wolę wiec rozmawiać z kobietą , po pierwszych doświadczeniach odnotowałam wyraźne niedostrzeganie mojej osoby przy rozmowach. A jest to swoisty wyczyn, bo na pewno wątła nie jestem .Rozumiem ignorować sylwetkę, ale głos? Jak to działa? :o
I tak jestem wbrew sobie jestem stronnicza.Bardzo stronnicza i tendencyjna :oops: Zatrudniam żeński tercet : panią architekt, panią geodetkę, pani przygotowuje projekt ogrzewania (no tu to jeszcze nie przesądzone), przez uprzejme traktowanie poparte normalną ceną namówiłam męża na ....męską ekipę. Żadnej damskiej nie znalazłam. Gdyby nie znalezienie człowieka który potrafił rozmawiać z dwojgiem osób równocześnie bez lekceważenia kogokolwiek , chyba skupiłabym się na szukaniu kobiety szefa ekipy budowlanej. :wink:

ori_noko
31-03-2004, 22:57
Szukanie ofert zaczęłam zgodnie z poradami na forum. Poprosiłam o wycenę kolejne cztery ekipy i natychmiast konsultacje z pozostałymi agentami 07 ...Zdecydowaliśmy się na poszukiwanie w naszym fyrtlu. Primo: na swoim podwórku sie nie zbłaźnią (oby), duo : sprowadzenie pracowników z innej części to byłoby nie politycznie w tak malym środowisku (zwłaszcza,że budowlańców jest ci u nas dostatek) 8)
Pierwszy raz mam do czynienia „w masie” z tą grupą zawodową. To ogólnie duże chłopaki i przeważają panowie z wydatnym mięśniem piwnym, uzębieniem powalającym korzystać z butelek bez otwierania szczęk, rękoma imponująco wielkimi nawet przy ich posturach . Bardzo miły jest w sumie ich profesjonalizm.
Bez żadnych wydziwiań otrzymujemy w terminie kosztorysy prac. Różnią się . Rozrzut tak na 10 tys w robociźnie pod dach. I trochę wesołych propozycji , zmniejszyć ocieplenie, dołożyć ściankę kolankową, inna technologia :roll:
Jak wspomniałam wygrywa pan o podzielnej uwadze, który też może pokazać 134 domy własnej roboty. Nie widzi przeszkód w podpisaniu umowy, prosi jednak o luz 3 tygodni w umowie na poślizgi, zaliczek nie będzie, ma własna szopkę, podaje adresy ulubionych hurtowni... Jak mówią w okolicy „Szoking tej”
:wink:

ori_noko
31-03-2004, 23:41
Za to przy działce pojawili się panowie z ogromną maszyną . :o :o :o Niszczą zupełnie resztki umownej drogi między działkami. W ekspresowym tempie : zniszczyli drogę, zrobili wykopy, wpakowali rury i..... zaczęli zasypywać. Co jest grane to rozprowadzenia na działki nie będzie? Będzie, będzie ale przetarg na to wygrała inna firma . Jak zabiorą się już za tą szczegółową działalność to sobie wszystko odkopią. Dziwny jest ten świat ...
Po jakimś czasie zostaję wezwana do otworzenia furtki. Inni Panowie przekopali się pod murkiem i ......mamy wodę miejską .
Ciekawe, że na minimalną część rozrywek łapie się mąż .Jak on to robi (?) najwięcej dzieje się kiedy ma wyjazdy służbowe, dzwonią mu wcześniej ? Może i dobrze.
Po pierwszej wizycie u architekta był bliski mordu, po drugiej dziwnie złagodniał. Nagle taki spokój ?
- Qrczę zrozumiałem, ona musi najpierw 2 godziny mówić, później dochodzi do sedna :D
Na trzecią pojechałm sama. Mąż w miarę sił i obecności stara się współuczestniczyć w dziele tworzenia. Na razie pod wieczór przyjmuje raporty działań i krytykuje. Okropnie to denerwujące. Na szczęście to nie rodzaj sportu, ale trzeźwe spojrzenie z boku.

ori_noko
01-04-2004, 09:17
Przyjemne jest to ,że rodzina i niektórzy znajomi oswoili się z pomysłem budowania ba zaczynają nas dopingować. Wygląda to tak : każdy chce mieć dom, ale większość jest na to za rozsądna.
Z tym rozsądkiem to mają rację , :oops: musimy uporządkować działania. Piszemy harmonogram prac, przylepiamy na szafie oraz zakładamy arkusz do zliczania przewidywanych i ponoszonych wydatków. Hm dziwnie duża liczba tam wychodzi. Chyba z dwa dni poświęciłam na analizę wydatków. Mam !!! w arkuszu wydatków do poniesienia jest działka i opłotowanie stąd taka niezgodność. W każdym razie pokój nabiera cech przenośnego biura budowy. Muratory królują. WIeczorami na przemian czytamy "Podstawy ogrodnictwa""Dom w stanie surowym" "Murator"i dla urozmaicenia "Swiat kominków" :lol:

ori_noko
01-04-2004, 22:05
I tak cichutko skończyło się przedwiośnie. Działka budzi się do życia, pełna wody bo i studnia i woda w studzience.(chlup, chlup) Zaczynam mobilizować panią architekt , codziennie wieczorkiem dzwonie z pytaniem ja stoją moje akcje. 8) Dziewczyna wzięła się z kopyta i ponanosiwszy wszelkie poprawki odesłała dokumentację dalej.
Naiwna po trzech tygodniach spodziewałam się odpowiedzi. A starostwo ma prawo odpowiadać DWA miesiące !!!
Podumawszy chwilę zadzwoniłam do pana który się tym zajmuje.Poprosiłam, by mój projekt położył na wierzchu bo ja bym już tak chciała humus ściągać. Pomogło. :D Pan roześmiał się i na koniec tygodnia wszystko obiecał. Bardzo miły pan.

ori_noko
01-04-2004, 22:20
Mając już obietnice poranka, ruszyłam w poszukiwanie chętnego na wykopki. Trzy telefony i na plac ma przyjechać człowiek , który zdeklarował się na 300zł . Ma zrobić wykopy pod dom i garaż. Szuflował ostro 4 godziny. Zaproponował by bez jego i mojej krzywdy było to 350zł. Zostaliśmy przy pierwotnych ustaleniach....
Jednak i tak mam wrażenie, że przepłaciłam. :-?
Podczas tych pierwszych prac ziemnych biegam po działce jak oszalały królik z łopatą , przesadzając roślinki, które poprzednio wiedziona nieomylnym instynktem posadziłam dokładnie w miejscach przeznaczonych pod zabudowę. :oops: Zresztą to świetna pora na przesadzanie. A dzięki umiejscowieniu w rzeczywistości budynków staję sobie na domniemanym tarasie i sprawdzam jak to się będzie się prezentować. 8)
Za to następnego dnia dziwnie mi tak jakoś, ręki podnieść nie mogę, znać zimową przerwę. Jak się patrzy z boku na panie w ogródkach to o wiele prościej wygląda , no w każdym razie żadna nie syczy przy zginaniu się :lol: :lol: :lol:

ori_noko
03-04-2004, 20:43
Kolej na geodetkę. Bardzo sobie cenie współpracę z nią. Po kupieniu działki mieliśmy kłopot by zlokalizować jej dokładne granice. Pani wymierzyła wszystko, odkopała nam kamienie, a policzyła jedynie wykonanie mapek. Teraz uprzejmie zapytała czy sama przygotuję paliki i deski podała wymiary, ilość, oraz na moją prośbę dwa adresy gdzie mogę takie cóś zamówić. :) Dostarczyłam dokumentacje i klucz. Zrobi wszystko w weekend . W poniedziałek się rozliczymy.
Ekipa ma w pon / wt zmontować u nas szopkę. (Oby) Wykopy, zbrojenie i zalewanie po świętach.
To zaczyna wyglądać na budowę. :wink:

ori_noko
03-04-2004, 21:03
Oczywiście pierwsze potknięcia.......... o kabelek energetyki :cry: .Spokojnie ryję sobie w ziemi , a tu za płotkiem panowie robią wykopy i inne takie. :lol: Podchodzę pytam: tak robią dla mnie skrzynkę, nic ode mnie nie potrzebują, nic że działka ogrodzona, oni zrobią wszystko co trzeba...
Zadowolona wracam w ziemię uskrzydlona wizją własnego prądu. Panowie przez dłuższy czas obserwują naszą działalność, bo po działce kica sześcioro blond łepków. Wszyscy uśmiechnięci idziemy do swoich zajęć.
W piątek jadę oczywiście zahaczając o nasz teren. I widzę skrzynkę !! Na działce sąsiada , który jeszcze nic do energetyki nie złożył... :o :o :o Jest już za późno na telefonowanie , więc sprawa będzie wyjaśniana w poniedziałek.

ori_noko
05-04-2004, 10:14
Weekend z rodziną bliższą i dalszą. Wszyscy oglądają wykopy i dziwią się. Cierpliwie tłumaczę co do czego, po co i jak długo. :wink: Chyba dokupię szpadel, jak przyjadą znowu to też będą mogli sobie pokopać.Teraz stale zabierają mi mój....
Pani geodetka wytyczyła co trzeba było , pilnuję potomstwa, które czuje wręcz magnetyczną siłę przyciągania do tych starannie zamocowanych sznurków, palików i desek. Pogoda słonneczno-wietrzna, krokusy szaleją, żonkile gonią je ile sił w korzonkach. Codziennie oglądam co przetrzymało zimę, które zabierają sie do pączkowania, a kto się ociąga :lol:

Energetyka twierdzi, że skrzynka umieszczona jest prawidłowo.Uff... Mamy mieć skrzynkę na spółkę z sąsiadem bo i tak każdy ma mieć własny licznik. Tak było w planach ponoć, ale w papierach mieli zapis jako lokalizację nasze nazwisko i sąsiada nr działki. Dobrze !!! :D nie musze psuć ogrodzenia .

ori_noko
06-04-2004, 22:07
Zadanie na dziś : gazownia.
Chcemy zbudować się w ciągu roku. To oznacza, że ogrzewanie będzie potrzebne już na jesieni (mam nadzieję). Posłałam synka do gazowni po spis dokumentów potrzebnych do dalszego etapu gry.
„ Ma być to:
- ksero mapki z naniesionym budynkiem
- ksero pozwolenia na budowę
- wniosek
A w ogóle mały to niech mama to przyniesie, wszystko sobie skserujemy ” .
Mama więc zabrała komplet dokumentacji i melduje się w biurze. :roll: Pani oddelegowuje do mnie pracownika, pan pokazuje co gdzie wpisać, kseruje, uśmiecha się , prosi o serię podpisów i już . :o Odpowiedź będzie za dwa tygodnie. Jestem pod wrażeniem, tu powinna uczyć się energetyka. Obok mnie załatwia swoje sprawy wysoka blondynka, wcięło jej dokumenty , nic nie wie , co było podpisane- mąż wszystko załatwiał... Jak wychodziłam jej papiery były na biurku i spokojne wyjaśnianie w toku.
Zadowolona dłubię sobie coś tam przy komputerze , kiedy mam telefon z gazowni. ( Późne popołudnie. ) Szef który był na montażu pyta czy chce podłączenia do starej linii ciut droższe za to w tym roku, czy do nowej w przyszłym? Decyzja inwestorska : Proszę zaopiniować wniosek do starej linii.Przyłacze do ściany budynku powinno być na połowę lipca!! No, no...

ori_noko
08-04-2004, 10:25
Podczas tych zabaw zapomniałam zupełnie o konkretnej umowie z wykonawcą . :-? Dwa dni wyłamywania otwartych drzwi i po drobnych przeróbkach mam umowę z załącznikami zrobioną na wzór „muratorskiej”. Pan Majster bardzo się skrzywił i obiecał przejrzeć.Hm ....
Ciekawe co ja zrobię, wszystko umówione cement, stal, beton, a ekipa kręci nosem na umowę. Trudno mam trzy dni świąteczne , jak mi Majster nie podpisze poszukam innego wykonawcy. Tak się kończy przewlekanie podstawowych rzeczy :( . Liczę jednak, że uda mi się całość maszynerii budowlanej uruchomić zgodnie z planem.
Równolegle na drugim palnie mój romans z energetyką trwa. Oszołomiona umiejscowieniem skrzynki na działce chciałam biec podpisywać umowę na licznik i dostawę prądu. Oj widać ,że buduję pierwszy dom .... :lol: :lol:
Teraz musi być odbiór techniczny, to co wtedy będę mogła podpisać (?),nie, teraz musi być odbiór geodezyjny, to co wtedy będę mogła podpisać (?), nie , teraz musi być wszystko naniesione na mapki, to co wtedy będę mogła podpisać (?), nie , teraz dostanie pani wezwanie od nas do zapłaty i tam będzie wniosek o licznik... Dzięki Enea mogę ćwiczyć cnotę cierpliwośći...

ori_noko
08-04-2004, 10:35
Porozmawiałam z ludźmi u których zauważyłam oznaki posiadania prądu (zazdrosne osłanianie skrzyneczki własnym ciałem, rozbiegany wzrok, lekki histeryczny szloch na słowo „energetyka”) :o :o :o
Szczęśliwie działka vis a vis ma zamontowaną skrzynkę budowlaną, sąsiadka jest pełna zrozumienia, też czekała na uzyskanie dostępu do energii elektrycznej 3 miesiące i brała od sąsiadów. Uff zgodziła się na podłączenie naszej ekipy . Spiszemy stan licznika i umowę. Życzliwość co rozjaśnia mrok . :D

ori_noko
12-04-2004, 22:11
Mamy lany poniedziałek , a nasze lanie ław odsuwa się w czasie. :( Dogadałam się z ekipą w sprawie umowy, ja troszkę ustąpiłam , wykonawca zgodził się na dopisanie małych zastrzeżeń, umówiliśmy się.Uff. ...oj naiwnam :oops:
Teraz tylko moja większa połowa (hehehe) miała zadzwonić i umówić się na godzinę podpisów. No i Majster nie nagabywany przez nas w święta uznał, że chcemy zerwać ustną umowę, bo się w sobotę do podpisania nie stawiliśmy, ani telefonu nie było ,odłożył nas ad acta i kończy posadzki u kogoś. :roll: Wrr mój błąd, chcąc żeby mąż miał poczucie współdziałania zostawiłam mu to i mam na „dzień dobry” dwudniowy poślizg.
Z drugiej strony zachowałabym się podobnie, jak mi klient nie daje potwierdzenia to za nim nie biegam, będzie mnie potrzebować to się odezwie...
Zostawiam sobie za to straszeniem mężem w zanadrzu. Nieobecność tego groźnego , nieobliczalnego, nieznanego elementu jest pomocne. :lol: Subtelna równowaga mąż/majster została zachowana, kosztem opóźnienia - trudno.
Z milszych spraw kończę obchód banków w sprawie kredytu na polu walki zostały dwa: PKO BP i WBK. Musze wprawdzie skoczyć jeszcze do Kredyt Banku – pogadać , posłuchać. 8)
W sumie z początku myślałam: to stracony czas. Teraz widzę sens. W kolejnych bankach można zapytać o indywidualne kryteria, o możliwe ustępstwa,o komplet wymaganych dokumentów, o wysokość prowizji w naszym konkretnym przypadku itd., porosić o wgląd w standardową umowę , o symulacje rat do zapłacenia i odkryć ,że na symulacji nie ma reklamowanego na plakatach oprocentowania, tylko znacznie wyższe..., :-? wiele spraw można się dowiedzieć. Polecam pytanie: proszę podać wszystkie koszty kredytu jakie będziemy ponosić w rozbiciu na oprocentowanie i pozostałe elementy.
Bardzo kształcące wizyty. Muszę przyznać, znaczna część bankowców jest słabo przygotowana na tak dociekliwych klientów, mimo to nadal uprzejmi i zachęcający.

ori_noko
13-04-2004, 14:55
Czy ktoś wie co się stało ze stalą??? Stała się jadalna ??? Ma być użyta do budowy nieistniejących u nas autostrad ???
Dwa miesiące temu przygotowując się od strony kosztorysowej byłam w hurtowni stali i poprosiłam o wycenę „części metalowych”. Dziś poszłam na zakupy, hehe ładnie to brzmi : poproszę tonę stali . :wink: Ale patrząc poważnie to pierwotna wycena była o 1500 zł niższa!!!! Co było robić , wróciłam obdzwoniłam inne miejsca i zafundowałam sobie ponowny spacerek . Ależ będę mieć kondycję pod koniec sezonu budowlanego. Kupiłam pręty na całość budowy, z możliwością odebrania drugiej części z małym (10 dni) poślizgiem. To jakiś cyrk... :-? jeśli ktoś zna w miarę sensowne wytłumaczenie tego stalowego szaleństwa to poroszę w komentarzach.

ori_noko
13-04-2004, 15:15
Swoją droga czuję się dziwnie , ciągle płacimy a jeszcze nie wyszliśmy ponad powierzchnię ziemi. :-?
Cały czas prowadzę drobiazgowy spis wydatków na budowę (oczywiście ogrodnicze wydatki to zupełnie inna sprawa – to wydatki konieczne do przeżycia budowy :wink: )
Jutro trzeba dopłacić resztę za stal i wpłacić na kanoldy. Dla początkujących tak nazywają się w każdym razie w tutaj takie brzydkie , ale wytrzymalsze bloczki betonowe na ściany fundamentowe.
Dla równowagi wierzby zielenią się , żonkile świecą się w szarości ogrodu, a pozostałe krzaki okryte są delikatną mgiełką . Jest na co popatrzeć. Sroki uganiają się z wdziękiem, a my wypatrujemy zeszłorocznego bociana który spokojnie chodził po ogrodzonym terenie opychając się ślimakami ...

ori_noko
14-04-2004, 07:09
No umowa podpisana ,a na działce wyrosło nam powiększenie budki dla ptaków, :D to kantorek ekipy.
Dziś w szef kuchni proponuje :

- łapanie ekipy sąsiadki , coby dostęp do prądu uzyskać.
- Zamówienie piasku
- Zapoznanie się i oswojenie z ceną za systemy kominowe
- Dokończenie wczorajszych rozrywek betonowo – stalowych

Teraz zdałam sobie sprawę, że właściwie to rozpoczęliśmy budowanie domu ! W końcu pozwolenie jest, wykopy są, wytyczenie jest, a w tym tygodniu wykopy fundamentowe też się zaczną... nie zauważyłam , rozpoczęcia budowy którą prowadzę, zgroza :o

ori_noko
14-04-2004, 21:32
Rok temu zobaczyłam w krakowskim piękne ostróżki, stały pod słońce, oczy aż rwały tak przebijało przez nie światło i błękit. Pomyślałam, takie zwyczajne domowe kwiatki pewnie wszędzie je dostanę. Błąd w rozumowaniu, acz nie tragedia. Po niecałym roku rozpytywania, tuż pod nosem :oops: w najbliższym sklepie ROLNICZYM dostałam nasionka, akurat teraz do wysiania . W przyszłym roku obok domu będą kołysały się wysokie bajecznie piękne ostróżki.
Do takich kwiatów to powinny być w domu okiennice. Prawda? 8) Ciekawe ile kosztuje ten dodatek ? Pewnie słonawo, bo coś mało okiennic widzę na forumowych fotkach, a i w okolicy skromnie. Hm , a może to przez ten brak ostróżek ? :wink:
W każdym razie budka lęgowa ekipy stoi dumnie. Korzystając z ostatnich chwil prywatności na działce ostro pielimy, podsypujemy nawozy (stosownie do upodobań – roślin - nie moich ) , siejemy nowe roślinki, dosadzamy wszelka dostępną zieleninę. Poprosiłam Zająca, że najchętniej to zielone prezenty i ładny akcencik mam teraz - różowe stokrotki i mendel sałaty. :lol:

ori_noko
15-04-2004, 21:38
Pogoda trzyma się umożliwiając wycyzelowanie fragmentów ugoru przed wejściem fachowców. Dzionek spędzony nieprzyzwoicie leniwie, żadnych ponaglających telefonów, zamawiania betonu, piasku, cementu, nakrętek śrubek , koktajli...no kompletnie nic.
Wyciszenie i koncentracja nad łopatą. Precyzyjny skłon, wyprost , rozrzut i ponownie. Brzmi nieźle, a to zwykłe usuwanie gliniastej góry żeby ją później obsypać ziemią, obsadzić roślinnością, podkład pod wyższą rabatę.
Była pani architekt strasznie dużo mówiła, prawdę mówiąc nie mam pojęcia o czym , może jak wejdą jurto o 6.30 majstrzy to będę wiedziała do czego to przypiąć. Mierzyła coś, machała łapkami, a ja po trzygodzinnym kontakcie z łopatą miałam mgliste wrażenie, że tematem jest posadowienie budynku.
Rano chyba powinnam zrobić zdjęcie ekipie, zwłaszcza jak zobaczą w czym im przyjdzie kopać. :o U nas pod humusem jest jednorodna , twarda i ciężka glina. Wiem co mówię, dziś przerzucałam to.
Następny punkt programu to spotkanie z panem od kominów, chcemy wziąć system, ale nie wiemy jak wyglądają ceny. Pan nie ma stałego biura i wizytuje klientów, na nas wypadło szczęśliwie o 8.30 rano, właściwie wszyscy będą w domu , ciekawe czy on potrafi rozmawiać kwadrofonicznie :lol:

ori_noko
16-04-2004, 12:10
Tak jak dziś to ja wstawałam w dzieciństwie na grzyby to znaczy podrywałam się co godzinę żeby nie zaspać. :lol: O 6.00 troszkę pieliłam działkę – no tego to mi nie zabraknie na lata – a obok mnie zwalniała czasoprzestrzeń. No serio. Na działce jest normalny ruch, a jak ktoś zbliża się do naszych granic to zwalnia mu pojazd, ruchy też i wolniutko przedziera się do przodu, mija nas i z chwilą wyjechania za ostatni słupek nagle odzyskuje prędkość i w chmarze pyłu znika w innym wymiarze...
Świtem to działało silniej niż zwykle.
Panowie punktualnie zajechali w dwa autka z przyczepami, w tym jedna dla konia. To była zmyłka , ukryli tam wc 8) . Rozpakowali się błyskawicznie i założyli przedsiębiorstwo wydobywcze : Qpa gliny.
Oczywiście z wrażenie nie zabrałam z domu dokumentacji - do domu. Następnie gdzie jest studzienka ? Następnie wyszedł kłopot z prądem - szukam właścicieli drugiego domu coby rozwikłać energetyczny układ. Mam skoczyć zamówić piasek na już, bo kopanie idzie lepiej niż sądzili. Czyli czas powędrować do banku i ponownie wyczyścić konto, przy okazji do betoniarni przypomnieć o naszych kanoldach . Na szczęście wszystko dziś mogę załatwiać w towarzystwie synka. Starszy braciszek posadził go przed bajkami i sam poszedł do szkoły zamiast delikwenta odstawić do przedszkola. Ten ostatni nie protestował zadowolony z niespodzianych wakacji, w końcu miał spokój, bajki, śniadanko i obietnicę ,ze mama lada moment się zjawi. Z drugiej strony co dwie głowy to nie jedna...

ori_noko
17-04-2004, 16:55
Zaczynam rozumieć forumowiczów uzależnionych od budowania. To przypomina stan ostrego zakochania: przy śniadaniu omawiamy kominy, przy kawie planujemy pomiary wykopów pod fundamenty , obiad zajadamy w akompaniamencie dyskusji nad DGP... i tak na okrągło :D . "Zamurowało" nawet naszą pocztę elektroniczną. Dawniej rozmawiając na Gadu-Gadu wymienialiśmy zdanie ”Co się dzieje w domu ? ” standartowa odpowiedź mieściła wyczyny dziecięce, opisy przyrody oraz wspominki z pracy. W rewanżu padało pytanie: „A u ciebie jak ?” i dostawałam opis rozrywek delegacyjno-pracowniczych plus wiele innych spraw .A teraz !! 8) To dokładne opisy działań murarsko- zaopatrzeniowych, analiza psychologiczna poznanych osób, zawiłe opowieści o prądzie i wodzie... W zamian poznaje pasjonujące szczegóły z budów bliższych i dalszych współpracowników męża, co kto zrobił sam, gdzie kupował drzwi, kto zakładał alarm – takie mini forum korporacyjne z miejsca pracy. Ech życie inwestora to zupełnie inna bajka.
W każdym razie wykopy powiększają się, a dzięki nałogowi myślenia pana Majstra już wyszła pierwsza skucha. Pani geodetka wymierzyła dom, z zapasem na okładzinę zewnętrzną (ewentualnie białą silkę ), ale nie wiedzieć czemu poszerzyła wymiar domu od środka zamiast od strony zewnętrznej. W ten prosty sposób zmieniłby się nam rozstaw belek na stropie, a i tak już mamy maksymalna rozpiętość 7,20m. Za to garaż wytyczony jest prawidłowo. Co ta wiosna robi z ludźmi :o

ori_noko
17-04-2004, 17:33
Mam odebrać od geodetów wpis do dziennika budowy i to mi przypadnie w udziale zahaczenie o temat poszerzonego domu. :-? Wolę zdecydowanie być postrzegana jako zwiastun dobrych wiadomości. Nikt chyba nie lubi jak dorośli ludzie próbują wymyślać usprawiedliwienie czemu źle wykonali swoją pracę. Sama tez nie przepadam tak się giąć .
Tak na marginesie pan Majster też poprosił, żeby wytyczenie robiła ta firma którą wcześniej zaprosiłam do współpracy.... 8)
Za to widziałam pierwszego lokatora, w wykopie fundamentowym siedziała sobie tłuściutka myszka . Będzie optycznie pasować do rodziny. :lol: Zlokalizowaliśmy też zaskrońca, kreta i nornicę (to ostatnie to tylko podejrzenie) oraz stada ślimaków, wspomnianego wcześniej już boćka , sroki i takie dziwne ptaszki których nazwy jeszcze nie znam. Drobniejsze toto niż wróbel, z dłuższym ogonkiem, biało – granatowo- zielonkawym upierzeniem i ciemną czapeczką na głowie. Jak zdybię je ponownie to poproszę o pozowanie do zdjęcia. Ja tam się tym zwierzakom nie dziwię też chętnie tam jestem...

ori_noko
18-04-2004, 14:49
Między wykopkami, myszkami i piaskiem miałam spotkanie z „kominiarzem” to znaczy jego współczesną wersją . Omówiliśmy sobie zalety (rozmiar, gwarancja materiały) i wady (cena!!!!) systemu kominowego, pan podał jakie kominy mamy zamówić do pieca i kominka, dostałam adresy hurtowni zajmujących się dystrybucją i pozostałam z mętlikiem w głowie. To znaczy jesteśmy zdecydowani na to rozwiązanie, ale z czego przyjdzie nam innego zrezygnować ? Czas pokaże...
Porozmawiałam z panem Majstrem, że nie umiem znaleźć fundamentów pod kominy na planach czyżby ich po prostu nie było? :o No w sumie ani w planie pierwotnym , ani w doprojektowanym nie uwzględniono fundamentów pod kominy i kominek , który przecież nie waży 2 kilogramy. Są wprawdzie takie niby fundamenty pod ścianki konstrukcyjne, ale to nie utrzyma komina (1szt ok tony waży)!!!
Uwaga dla potomności: nim zapłacicie to przy odbieraniu projektu sprawdźcie, czy są naniesione żądane przez was zmiany. Wprawdzie architekt powie wam,że bierze na siebie odpowiedzialność za prawidłowość , ale to nie zmienia faktu wybrakowanej pracy. :cry:
Żeby było ciekawiej fundamenty pod garaż (kupiony wcześniej w Atrium) mają mieć 25cm, tutaj zgodnie postanowiliśmy z Majstrem, zwiększenie na 30 cm . Mają na to przyjść ścianki 24cm, na czymś to trzeba postawić, nie? No i kolega małżonek nas pochwalił i wykopy mu się podobają i że większe i że były zmierzone przed kopaniem . :D Jak się człowiek namęczy żeby zaimponować mężowi..... :wink:
Równocześnie wyszło, że trzeba dokupić pełnej cegły pod kominy i piasku i cementu. Nigdy nie podejrzewałam z ilu to elementów składa się dom, a jeszcze te rurki, kable...

ori_noko
19-04-2004, 21:01
No dziś to był czad !!! Wczesny ranek - telefon - czy będę na działce ?, bo panowie potrzebują:
- Tonę cementu
- Piasek
- Pręty zbrojeniowe
- Drut 10 kg
oraz na przyszły tydzień :
- Resztę siporeksu (gro już stoi na działce i pełni honory domu)
- Kanoldy
- Beton z gruszki najpóźniej na czwartek
- Pustak ceramiczny
- Cegłę pełną na komin klasy 150

Tak, wszystko pięknie , ale u nas oddział banku jest czynny w poniedziałek od 10.30, natomiast bankomat wypluje mi maksymalnie 500zł pod warunkiem, że go nakarmiono po weekendzie :-?
Uwaga dla potomności: Człowiek budujący winien mieć przy sobie stale 1000 zł w portfelu.
Kończy się na tym, że mi pan Majster pożycza gotówki i lecę zamówić potrzebne rzeczy. Uff dobrze, że już zapłaciliśmy za stal, bo poszła w górę od dnia zakupu. Szczęśliwie też złapałam pana od przewozu i namówiłam, żeby przejechał się z ładunkiem do nas teraz, zaraz. Kolej na sypkie, w „cementowym” kantorku siedzi pani której twarz nie jest mi obca i wiedzę błyski rozpoznania w oczach. Ciekawe skąd się my znamy, no w każdym razie cement przyjechał na budowę 5 minut przede mną. Miałam gorszy czas bo musiałam skoczyć do wytwórni z uprzejmym zapytaniem gdzie moje bloczki ?? Już pojechały. Tak ? No to kanoldy witajcie w domu lecę was witać :)

ori_noko
19-04-2004, 21:29
Posiadanie dużej działki ma swoje plusy: wszystko się mieści . Zresztą zapraszam :
Proszę wycieczki po prawej mijamy około 15 ton piasku do chudziaka , po lewej budkę lęgową oraz gustowne przenośne wc, proszę zwrócić uwagę na te precyzyjne wykopy ich gładkość, kąty poste, wyrównany poziom , tu mijają państwo wzniesienie uzyskane metodą gospodarczą, pierwsze reprezentuje ziemie orną naszych okolic, kolejne to niskiej jakości glina, oraz jej mieszanina połączona z piaskiem, na rogach wykopów mogą państwo zobaczyć współczesne materiały budowlane stosowane do ścian fundamentowych, jakże ich szarość nabiera głębi na tle białej ściany gazobetonu. Dynamiczna w wyrazie acz owalna rzeźba nie jest dziełem przypadku to z trudem podłączone urządzenie do mieszania betonu, owszem niewykluczone, iż z czasem nabierze wartości... Chwileczkę proszę poczekać pan Majster prosi o podejście przewodnika.
- pani Ewo, przecież jak Wy macie garaż zwrócony bramą tak, to z domu nie będzie widać nawet jak Wam auto wyprowadzą.
Ma rację. :o Patrzę, patrzę i nadziwić się nie mogę. Pora na telefon do przyjaciela tzn. do męża. Wygląda to niestety na pierwszą serię zmian. Też nie jest zachwycony . Trudno nie zostawimy takiej skuchy nr dwa bez naprawiania. Jutro punkt 7.00 – narada.

Teraz seria bolesnych telefonów (ze stacjonarnego na komórki ) , namierzony pan Beton, pan Materiały Budowlane, pan System Kominowy, pani Ogrzewanie.
Tu to wygląda na krótką chwilkę, ale od tego jeżdżenia, dzwonienia, gadania zrobiła się pora obiadu, a ja mam jeszcze dziś do 16.00 dojechać do Poznania wpłacić na kominy.
Wymieniamy z panem Materiały Budowlane telefony coby dogadać terminy dostawy, kiedy tak na wszelki wypadek zapytałam czy nie handluje też systemami Schiedela ? Owszem handluje. To na ile mi wycenia nasz zestaw? Po godzinie wiem już że system dymno – wentylacyjny Poznań-Swarzędz to naczynia połączone, pan już wie, gdzie złożyłam identyczne zapytania. W sumie oferuje nam towar w tej samej cenie, a ja i tak wolę wziąć to u niego.
Pierwsze: mam bliżej, drugie: tu kupujemy 90% materiałów (czytaj: mamy też przyzwoite upusty), trzecie: nie mam pojęcia gdzie jest Dziadoszańska, i wcale nie mam ochoty tkwić w 1.5 godzinnym korku do Poznania. Do Swarzędza też zapchana droga, ale na końcu czeka mnie istotna wiadomość: musimy myśleć z jeszcze większym wyprzedzeniem . W kwietniu 2004 każda osoba w Polsce posiadająca pozwolenie na budowę, a często i bez tego kupuje materiały. Efekt ? Zamiast trzy dni wcześniej to strop mam zamówić trzy TYGODNIE wprzód, zapłata przy dostawie (znaczy się ceny skaczą nadal)Pozostaje powiedzieć panu Systemy Kominowe o zmianie.
Pani Ogrzewanie proponuje randkę na czwartek, ma dziewczyna poślizgu trzy tygodnie i na składzie nasz piec. To nie napawa optymizmem, jednak pani Ogrzewanie Bis ma opóźnienie w wycenie już 5 tygodni, co automatycznie przesuwa ją nawet poza ławkę rezerwowych. I to mają być kobiety zapewniające ciepło ?
Dobrze, że pan Beton tak nie kręci :wink:

ori_noko
21-04-2004, 18:48
Muszę zwrócić honor panu Betonowemu, oj kręci , kręci....Jednak powoli...
Wczoraj zbroiliśmy się. Panowie na cztery pary rąk robili strzemiona, wiązali i kładli. O 15. 00 już ich nie było...pognali do następnej budowy. Wieczorkiem dostałam telefon : mam beton zamówić na dziś. Nawet dobrze się składa ta sama gruszka będzie zalewać sąsiadów, to zrobi kursy na jednej trasie :)
Pomierzyliśmy z panem Majstrem starannie wykopy, wyszło na dom i garaż 14.5 kubika. Pan Beton zjechał dziś punktualnie i zaczęły się schody...... pan Majster: gdzie pompa? :o
Pan Majster warczy, pan Beton warczy, ja stoję pośrodku. Pierwszy pyta jak pan Beton sobie wyobraża rozgarniecie tego do środka fundamentów? Obaj źli jak osy. Robi się dość nieprzyjemnie.
W końcu przyszedł czas deklaracji, głośno mówię panom że żaden z nich nie wspomniał przy mnie o pompie, a jeśli bez niej się nie da to proszę o to i już. :-? Faktycznie mowa była o tym urządzeniu jedynie w kontekście stropu.
Koniec końców stanęło na tym: pompa przyjedzie do drugiej gruszki, a pierwszą rozprowadzą po części zewnętrznej fundamentów. Nauczona już wcześniejszymi doświadczeniami miałam przy sobie trochę gotówki. Do wydatków doszło 200zł.
Panowie pouczali się wzajemnie co do informowania o swoich potrzebach Inwestora (mowa o mnie), z drugiej strony pan Majster nie pozostawał dłużny wytykające : trzeba Klienta (to znowu o mnie) poinformować o wszystkich możliwościach .
Uwaga dla potomnych : dogadaj się wcześniej ze swoim Majstrem w jaki sposób ma być wylewany beton. Będzie wolał zapewne pompę, bo robota z tym idzie migiem...
Żeby było zabawniej obaj zgryźliwi panowie pracowali już wiele razy z sobą :roll:

Na otarcie łez po tych scysjach kupiłam sobie trzy kolory irysów i jeden ładny krzak - forsycję. W przewidywaniu nowych kłopotów czaję się na magnolię, są piękne i podnoszą na duchu. Jeszcze nie robimy wykończeniówki to mogę na coś takiego sobie pozwolić, a do ostrych ograniczeń czas się robi coraz krótszy...
Tak na marginesie jeśli czytają ten dziennik znajomi lub rodzina to podkreślam MAGNOLIE, bardzo pożądane 8)
Teraz pozostaje nam czekać tydzień i murujemy....

ori_noko
23-04-2004, 12:41
Wiecie co oznacza tydzień wolnego na budowie ?Myślę, iż nacisk powinno położyć się na słowo tydzień, bo z wolnym to coś mało ma wspólnego. :wink: W naszym przypadku zbiegło się to z wydarzeniem: współ-inwestor pojawił się na trzy dni w domu. Przyjemne uczucie , przy działaniach będzie męskie wsparcie .
Wprawdzie mąż nie załapał się na wzajemne „pompowanie się ” panów , ale dziś dzielnie przeszedł zamawianie dalszych materiałów , wprawdzie co chwila musiał chodzić na stronę z telefonem – ma urlop czy się przesłyszałam ? 8) Jak dla mnie to bardziej wygląda na wypoczynek dla aktywnych, a konkretnie z aktywacją.... ale trafił na najatrakcyjniejszą część podliczanie płatności....
W każdym razie na rozkładzie jest nabycie i załatwienie:

- gazownia akt drugi – chodzi o umowę na przyłącze (będzie jeszcze akt trzeci umowa o dostawę i epilog – korzystanie z gazu !!!!!)
- nękające telefony do elektrowni
- umowa z panią Ogrzewanie
- umowa z Panem Dekarzem
- ustalenie co z kominkiem i rozprowadzeniem
- materiały na strop, resztę ścian, nadproża itp.
- upchnięcie w domu pieca gazowego (jakie to duże może być?)
- namówienie nieznanego mi jeszcze pana Cieśli co by zrobił szalunek do schodów
- dogadanie terminów i płatności u pana Wykończeniówka

No nudzić się to nie będę :D Dziś miałam okazję poznać bezpośrednio panią Ogrzewanie. Nasze kontakty telefoniczne przeszły do stadium nr dwa. Randka w ciemno, pani przyniosła wycenę prac i materiałów. Ja ma luz na szczęce ? Albo Pani Architekt? :lol: :lol: Kochani, nawet obie w komplecie możemy uchodzić za filozofki pełne tajemniczego milczenia i spokoju. W naszym mieszkaniu dziś siedział wulkan płaci żeńskiej , myśląco – wojujący,energiczny, eksplodujący potokiem słów .Mimo wszystko czemu te liczby są takie duże, hę ? Jednak na razie jako jedyna dała pełen wykaz materiałów, kosztów i terminy , całość opracowana w podziale na etapy wykonawcze. Wygląda to dość pozytywnie, nie boją się podpisać umowę.... Chyba mamy wykonawcę ogrzewania.

ori_noko
27-04-2004, 22:23
No fundamenty zastygły na kamień, uprzejma aura dwukrotnie lekko je skropiła i ja też – tak na wszelki wypadek. Codziennie pasłam oczy upajającym widokiem : podłużny żółtawy wykop z szarą masą w środku... :lol: Trzeba się budować by pojąć urok tego zjawiska :D Równocześnie pan Majster rozchorował się, a wręczając mi kartkę z kolejnym zamówieniem był autentycznie zielony na twarzy to z kolei nie był wcale miły widok.
Zgodnie z umową i wyglądem pana Majstra sądziłam, że mam tydzień wolnego, ale to była zwykła zmyłka. Pan Majster chciał po prostu wypróbować czujność Inwestora. W poniedziałek telefon : a jest ta papa i reszta? Bo my wchodzimy we wtorek :o i będzie trzeba więcej siporeksu na przyszłość, i nadproża są? Aj aj ...
Zaczynam działania organizacyjne: trzeba odstać gigantyczną kolejkę w banku , cóż to poniedziałek mój oddział jest czynny od 10.30 – czemu nie jestem zdziwiona :-?
Teraz tylko wizyta w ulubionej hurtowni , nakłonienie bardzo miłego szefa na działania natychmiastowe, zamiast wcześnie zapowiadanego piątku, powrót do domu, wydanie posiłku regeneracyjnego i spokojnie odbiorę cegłę, papę itd. Tu abym nie odczuwała jakiejś monotonii syncio melduje: ręka bardzo boli, a za godzinę jest wywiadówka. :o Oczywiście równo o 17.00 ma przyjechać pan z towarem. Fajnie.
Gazem na działkę , dobrze że dla uspokojenia wzięłam trzy brzózki do posadzenia i troszkę nasionek – ciekawe co z nich wyrośnie na pudełku od sąsiadki jest nazwa botaniczna” żółte kwiatki” Transport spóźnił się o niecałe 48 minut (mogłam jednak zaliczyć palcówkę edukacyjną) rozpakowuje wszystko równą godzinę.
Wracając zajrzałam do szkoły , jeszcze siedzieli !!! Ale mi się upiekło, chyba tam robili analizę psychologiczną każdego ucznia czy co? Wparowałam na ostatnie 15 minut . To się nazywa organizacja pracy .
No prawie . Okazało się ,że ręka boli bo delikwent był na drzewie , a potem pod drzewem. Oznacza to poranną wizytę u chirurga....

ori_noko
27-04-2004, 22:51
Niedługo będę na TY z chirurgiem dziecięcym, nasza częstotliwość bywania u niego przekracza moją umiejętność pojmowania. Syncio ma zwolnienie z w-f , obity bok i ramię.
Pan Majster też nie wygląda najlepiej , wcina antybiotyki i kładzie izolację . Na papie + folii starannie poziomowali dziś narożniki. Podmurowali sobie po pięć warstw kanoldów, a teraz sprawnie robią resztę.
Okazuje się, ze zabraknie. Jedzą je ? Robię nalot betoniarnię i „kradnę” dostawę. Zgodnie z zasadą : noś kasę przy sobie – płacę całość za materiał i pan na moich hm uszach łga w telefon, że nie ma nic na składzie więc towar dostarczy z trzydniowym opóźnieniem.... Do czego mnie jeszcze ta budowa doprowadzi :oops: .
Aha trafiły w moje ręce sadzonki jarzębiny, cóż zagospodarowałam je zgodnie z przeznaczeniem .Kolega małżonek zdziwi jak wróci, troszkę się zieleń nam rozrosła. Przypadły mi w udziale tez piękne sadzonki wierzby mandżurskiej dwie bylinki i takie płożące się coś. Z moich opisów wyłania się dżungla , a tam ciągle prawie nic nie widać. :(

ori_noko
28-04-2004, 16:56
Ponieważ niefrasobliwe przetańczyłam połowę weekendu na fantastycznym weselu :D :D :D to od dwóch dni próbuje dogonić rozpoczęte prace. Dziś środa i powoli wychodzę na prostą. Czyli można dogonić czas? Teoretycznie ....
Dziś:
- telefon nękający w sprawie prądu
- randka z panem Cieślą oraz Cieślą Bis (porównamy ceny pomyślimy)
- decyzja kanalizacyjna
- dokupić cementu
- posadzić roślinki
- znaleźć hurtownię z dachówkami gdzie ceny są normalne
Pan Majster i jego ekipa walczą dzielnie, czas będzie niedługo zamawiać piasek do zasypywania. Jest wmurowana rura doprowadzająca powietrze do kominka , ale nie kanalizacyjna. Majster upiera się by kuć później otwór bo i tak teraz będzie źle umiejscowiony . Tak na zdrowy rozsądek to ma rację, choć nie jest to popularna teoria. Czas na telefon : ekipa pani Ogrzewanie ma robić mokrą robotę, niech mówią czy chcą się kuć czy podłączać do gotowca. Hm ciekawe jak można mieć pół dnia zajętą słuchawkę ...
Z ziemi wyłania się mur fundamentowy , co ciekawsze jest staranniej kładziony niż np. u sąsiada parter .
Panowie jutro murują ścianki wewnętrzne fundamentowe i zaczynają garaż . Tuż przed zamknięciem placu boju podlałam świeże sadzonki i posiałam tajemnicze nasionka hihi za rok lub pod jesień napisze co się z nich wykluło.

ori_noko
29-04-2004, 21:33
Wczoraj po południu o naszą działkę zaczepiła pani z hurtowni pokryć dachowych, zostawiała reklamówkę panu Majstrowi: jeszcze mają na składzie dachówkę ceramiczną z 7% VAT bo klient kolor sobie zmienił. Podkusiło mnie, by zadzwonić. :-? I po co? Mało mam roboty? Efekt? Wieczór spędzony w interku przeszukując forum, i sieć po ile , jaką opinie i cenę ma sirius ruppceramika. Seria niepokojących smsów między małżeńskich w celu ustalenia polityki „dachowania”. Mam obejrzeć towar, porównać z innym – podjąć decyzję. :roll: Prościzna...
Skoro świt objazd okolicznych punktów krycia , już w pierwszym zaskoczenie, znalazłam dwa rodzaje dachówki o niższej cenie niż okazyjna ucieczka przed Vat – em. Cena liczona już w nowych stawkach. Rozochocona sukcesem zostawiam ksero dokumentacji domu i garażu po 3 – cim maja ma być wycena całości tzn. robocizna, materiały pokrycia i rynny + obróbki dachowe i okienne.
W drugim punkcie ceny już nie tak zachęcające, ale ta dachóweczka cudna, podwójna esówka , lśni i mieni się zachęcająco. Poprosiłam o wycenę. Na niedzielę dla odmiany randka o zadaszonym podtekście i kolejna firma ma przedstawić swoją wizje materiałowo – wykonawczą. Nota bene dziś ma mi odpowiedzieć polecany pan Dach, zaczepiłam go na początku tygodnia, zobaczymy czy mnie jeszcze pamięta....

Z ewidentnych korzyści to dzięki temu rajdowi mam nową fryzurę. W jednym miejscu oparty beztrosko pan uśmiechnął się wyrozumiale na moje pytania o ceny dachówek. Właśnie skończył kłaść u siebie dach i uświadomił mi takie sprawy, a) cena dachówki to 50% ceny pokrycia, drugie tyle wynoszą dodatki, b) nie ma w tej cenie więźby, c) pracy. Szybko podliczyłam: suma wyjściowa to cena samej dachówki czyli 50% dachówka + 50% dodatki + 30%wieźba + 100% praca . Włos mi się zjeżył i chyba tak zostanie....

Och jak dobrze być o normalnej godzinie w mieszkaniu, chwycić za sprzęt do sprzątania (tutaj mniej ochów , bo nie przepadam) ze świadomością, że dwa kilometry stąd powstaje nasz własny dom :D , a ja sobie podskoczę tam tuż przed zakończeniem dnia pracy panów murarzy ..... Błogość trwała jakieś 20 minut.
Telefon: Szefowa a nam się kanoldy kończą, a gdzie reszta dostawy?
Po trzech telefonach i smsie na komórkę vice szefa mamy dostawę przed 16-tą. Bardzo nalegałam coby być przy wyładunku ,od kiedy jeden transport kanoldowcy rozładowali nam przez siatkę tak daleko od wykopów, że jeden z ekipy zamiast murować będzie musiał bezsensownie ganiać po działce z tym ciężarem w taczce. Nikomu to do szczęścia nie jest potrzebne ...No może , troszkę bo okazało się później, iż dostawca ostatnio przyjął od mojego pana Majstra ostry zestaw uwag co do jakości dostarczanego towaru. Czyżby zemsta po godzinach?

ori_noko
01-05-2004, 21:43
Od tygodnia przedmiotem gorących rozmów na naszej budowie jest działanie ekipy pracującej kilkanaście działek dalej. Po fundamentach błyskiem postawili parter , zalali strop , a trzy dni później na stropie postawili sprzęcior, cegły i dalej ciągną robotę. Gdzie jest właściciel tego brakoróbstwa? Będziemy obserwować dzieje pechowego domu...

ori_noko
01-05-2004, 21:48
Mam sześć sadzonek ognika szkarłatnego. Paskudnie kolczasty krzaczek, zimozielony, mający lśniące czerwone, pomarańczowe lub żółte jagody. Mam te odmiany, ale nie wiem który był który. :lol: Zobaczmy na jesieni. Za to na pewno kłują , wyglądam jak po spotkaniu z jeżem. Mało przyjazny w dodatku. :wink:
Przy budowie powtarza się sytuacja przerobiona jakiś czas wcześniej podczas generalnego remontu mieszkania .Wykonawca podaje potrzebne materiały , a po mniej więcej dwóch godzinach drapie się w głowę nieodmiennie zdziwiony informuje zbolałym głosem , ,że właśnie utknął z robotą bo mu brakuje.... (oczywiście przez telefon kiedy jesteśmy w pracy, na drugim końcu miasta u dentysty itd )Teraz jest to samo tylko skala większa :roll: Jeśli chodzi o wyliczenia zrobione w muratorskim projekcie to na razie prawie że się sprawdzają jednak popatrzmy na drobnicę dyktowaną przez pana Majstra :
- 2 rolki papy zeszły już cztery , a do drugiej części będzie potrzebne minimum 5 sztuk
- jedna folia (100m) będą potrzebne jeszcze dwie
- 60 kg dysperbitu już dokupiłam do tego 80 kg
- tona cementu, zeszło 1,5 tony i tak dalej
W sumie ma rację to jest tylko trochę dokuczliwe , a pozwala uniknąć oddawania, znikania towaru w tajemniczych okolicznościach....ale te telefony ...
Powoli przechodzimy do drugiego etapu , po wykopywaniu, uzbrojeniu, zalewaniu , murowaniu ścianek fundamentowych i izolowaniu zaczynamy to ...zasypywać. :o Wariactwo. Prawda? Przyjmuję zakłady ile wejdzie samochodów piasku :wink:
Mamy przerwę do wtorku, później następną, ekipa wraca do poprzedniej budowy postawić ścianki. Zobaczymy czy to też zmyłka czy na serio porzucają nas na cztery dni.

ori_noko
04-05-2004, 22:50
Widok rozdzierający serce : ekipa ładuje na przyczepkę betoniarkę, deski, koziołki i odjeżdża w siną dal. :cry: Było mi smutnawo, zwłaszcza po tym jak ściągnęli mnie na plac wczesnym rankiem ,żeby ustalić politykę zasypywania, później jeno te obłoki kurzu ....Naprawdę jednak zrobiło mi się przykro po serii dostawczych telefonów: pan Materiały Budowlane ma mnie dziś na rozkładówce, pan Piasek tez, ktoś musi być po odbiór. Fajnie nie zostawię na cały dzień otwartego wjazdu na działkę kipiącą materiałami budowlanymi, ekipa w trasie, hm kto może zostać i policzyć dostawę ?
Teraz podsumowując dzionek mogę autorytatywnie stwierdzić: przeciętny Burek podwórkowy to ma straszne życie. Nie czułam weny do prac ogródkowych to obeszłam działeczkę ze dwa razy, przyjechał pan z piaskiem, wysypał , pięknie się uśmiechnął, pojechał, jednak troszkę poskubałam chwasty, siadłam do auta, poczytałam Muratora hihi , zrobiłam ponownie obchód włości. I tak osiem razy....Między szóstą a siódmą wsypą był rozładunek kominów (miały być za tydzień),bloczków siporeksowych na garaż, podjechała pani Architekt, obchód , chwasty, gazeta, omal nie zaczęłam szczekać na rowerzystów. Byłam naprawdę szczęśliwa schodząc z palcu boju. Mimo to wykazałam się czujnością. Pan Dostawca po rozładunku i uroczej rozmowie, podał mi specyfikację do podpisu, już już miałam dać parafkę :
- gdzie jest zapisane że oddaję dwie palety?
- Och przepraszam , już piszę.
- Hm a gdzie jest notatka, że oddaję nadmiar lepiku?
- Już piszę, wie pani dziś parny dzień.

Uwaga dla potomnych : przeliczaj !!! Każdą dostawę, w tym ile potrzebujesz betonu (jeśli taki anty talent matematyczny jak ja to mógł zrobić to znaczy, ze umiejętność jest w zasięgu każdego z was). I tym optymistycznym akcentem :wink:

ori_noko
05-05-2004, 21:43
Spóźniony dzień. Cały. Teraz ziewam tak że monitor jest zagrożony :wink: Wczoraj na zleceniu dostawczym znalazłam notatkę: stropy o 6.00 rano!! Złowieszcza treść została potwierdzona telefonicznie. Jestem pierwsza na liście dostawy. Pan Materiały Budowlane poprosi żebym była na budowie o tejże szóstej! Barbarzyństwo.

- 5.30 no dobra, czas opuścić ciepłe, przyjazne wyrko. Marsz na działkę, chciałaś ogrodu no to masz.
- 6.00 punkt odsuwam bramę kiwając się sennie .
- 6.15 niemrawo zaczynam pielić wkoło najbliższego krzaczka
- 6.30 z przykrością stwierdzam w żołądku brak śniadania
- 6.45 zaczynam odczuwać wściekłość
- 7.00 zawracam do domu, mijając bramę komóreczka śpiewa. Pan pyta: gdzie jest ta moja działka????
- 7.10 Patrzę wzdłuż drogi gdzie majaczy granatowy olbrzymi kształt. Zgadza się przyjechali. Gość zakopał się do połowy osi jak tylko zjechał z drogi do mnie.
- 7.20 Rozładowuje dla nas więc przez płot na drugim końcu działki. Pan Majster osłupieje jak zobaczy skąd przyjdzie im nosić gary i belki.
- 7.30 nadal nas rozładowuje
- 7.45 przesadzam trzy drzewka inaczej grozi im bezpośredni kontakt ze składowymi stropu
- 8.00 pan rozładowuje i prosi o zorganizowanie samochodu do wyciągnięcia go. Ma chłopak wyobraźnie, kto uciągnie TIR-a + przyczepę pełną betonu i stali ?
- 8.15 po obejrzeniu okolicy widzi , iż nikt się nie nawinie więc trzeba zacząć myśleć
- 8.30 prosi o łopatę, odkopuje koła, wyjeżdża
Czas pobiec na stanowisko domowe, tu wracam do boju na 13-stą. Będziem się zasypywać :D
Postanowiłam wyluzować z budowaniem i pojawiłam się dopiero o 13.45. dziwne nikogo, ani ekipy, ani spychacza... Im bardziej się rozglądam tym bardziej ich nie ma :o Nie chce mi się wracać, pewnie zaraz będą.
Zlot nastąpił o 15.00.
Panowie wyglądali na mocno sfatygowanych . Mimo to kawałek po kawałku rozgarniali, ubijali taką fajną maszynką, pan Spychacz sypał im z łychy. Poszło raz dwa. Kolej na podłoże garażu. Ekipa odjechała zipać o 17.30. Pan Spychacz i ja (jako muza) przemieściliśmy gary stropowe na właściwe miejsce , teren jest zrównany, część ciemnej ziemi powędrowała w super piaszczyste zakątki. Wolni byliśmy godzinę później, ja uwolniłam też spod opieki kolejne nominały NBP.

Weszłam na utwardzoną część „posadzki” , hm ...ładnie wyglądają te zielonkawe zalążki ogrodu. Niepokoi mnie jednak różnica terenu, od wejścia ziemia prawie sięga góry ścianki fundamentowej, od strony tarasu wysokość na pięć kanoldów. Czuję w powietrzu zwiększenie się kosztów...to wyjście ogrodowe pachnie drożyzną.
Jedna dobra znajoma dusza czyta pewnie ten dziennik ,bo dostałam pierwszą magnolię. Malutką o purpurowo – białawych kwiatach w każdym razie taki obrazek ma przyczepiony. Do gruntu pójdzie w czerwcu jak największe prace jeżdżone będą za nami a na razie do większej donicy na balkon. Dobranoccccccc

PS Pan Dostawca Stropów od szóstej regularnie budził mi potomka rozpaczliwie wypytując gdzie jest plac budowy. Podobno przed siódmą synek wpadł na pomysł podania nr komórkowego. Dobrze, że choć jeden z nich się obudził tak żeby myśleć :)

ori_noko
06-05-2004, 23:46
Nikt mi nie powie, że dziś brakuje zrozumienia dla innych. Mąż chory i wszyscy mu idą na rękę. Normalnie łza się w oku kręci.
Jesteście świadkami od chwili rozpoczęcia zgłoszenia działalności budowlanej uwijam się ja , kolega małżonek ( przeważnie towarzysząc nam Duchem ), czterech panów Murarzy, pan Beton, pan Spychacz, pani Ogrzewanie, pan Materiały Budowlane, pan Dekarz, pan Cieśla, pan Piaskowy , pani Architekt...i kilkoro innych osób w sposób mniej lub bardziej przypadkowy. Miniumum dwanaście luda w różnym natężeniu !!! Dzwoni, nagabuje, unika , dostarcza, doradza, kontroluje....A dziś ?? Cisza w eterze.
Normalnie nie wiem jak mąż to załatwił, ale z chwilą pojawienia się na horyzoncie - totalny spokój. :o Wprawdzie dziś w pełni usprawiedliwiony i potrzebny. Przybycie Ducha naszej budowy zostało wywołane wirusem. Zaatakował mi męża i na razie wygrywa. Ponieważ jest bardzo zbolały to moje podejrzenia co do zmowy z Wykonawcami, zawieszam na kołku. Jednak jeśli jutro żaden się nie odezwie to zacznę się wahać.... :wink:
W każdym razie mam silną wolę i byłam dziś tylko raz . Mój obolały małżonek Duch wyczołgał się z auta i cicho jęcząc obszedł włości. Brakowało mu tylko łańcuchów żeby mógł zacząć straszyć.
Widok miał przyjemny, widać pełną gotowość do dalszych prac. Teren sprzątnięty rękoma niżej podpisanej , łachy piasku ładnie udeptane, a Panowie cichcem jakąś machiną wpakowali sobie bloczki siporeksu na ten utwardzony piaseczek. Ruszymy w górę we wtorek. Pewnie .
Na jutro :

- nękający telefon do energetyki (czy oni te skrzynki inwentaryzują w systemie kwartalnym czy jeszcze rzadziej ? )
- drewno – po ile jest ?
- gdzie są moje siporeksy 12-stki ?
- papa
- zapłacić ekipie za pierwszy etap
- umówić się z projektantem gazowym, wewnątrz domu.

To będzie drogi dzionek......

ori_noko
09-05-2004, 23:01
Bolało, ale mam poczucie uczciwej wymiany . Panwie zrobili dokładnie to co się zobowiązali bez żadnych numerów typu : trzeba było nosić kanoldy to oznacza dodatek do wypłaty...
Natomiast dumna i blada postanowiłam pokazać mężowi jak wzorowo prowadzę rachunki budowlane , no i poległam. Mam debet!!! Wcięło mi okrągłą sumkę , od dwóch dni liczę, przeglądam rachunki, liczę , porównuje przelewy ,liczę, wpłaty, liczę, wypłaty. I nic... :cry: Wiem, w stosunku do całości wydatków na dom to nikły procent, ale mi normalnie zgada się budżet domowy co do złotówki, nie około ale co do grosza, a tu taka wpada.... Kasa śni mi się po nocach. Byle nie popaść w przesadę. Proszę o sugestię co zrobiłam z kasą ? Tylko nie od rodziny , bo napiszą ,że odłożyłam na czarną godzinę... :roll:

Uwaga dla potomnych: jak ci się wydaje to się przeżegnaj! Kasa to kasa zbieraj każdy świstek, zapisuj na bieżąco (po zapłaceniu wyjmujemy notesik i piszemy przy odbiorcy pieniędzy) wszystkie wydatki. Wieczorkiem wprowadzimy sobie to do kompa.

Pan Majster obiecuje wrócić na łono naszej rodziny we wtorek. Nie sądziłam, iż będę tęsknić za facetami w bluzach roboczych. Co się ze mną dzieje? Marzenie dorosłej kobiety: czterech murujących gości !!! Co na to Freud ? :wink:

Ogród wzbogacił się o świerk biały , gwiaździsty, i sosnę mugo (górską). No i troszkę innych krzaczków. Policzyłam w ogrodzie mamy 110 szt roślin, a nic nie widać. Chwasty dziczeją lada dzień po tych pięknych deszczach będę mogła wydobyć kosę i poszaleć...... :lol:

ori_noko
11-05-2004, 00:07
Normalnie czuję się uskrzydlona wizytą w PKO. Nieźle, co nie? Okazało się, iż niedoróbka nie leży po stronie największej liczykrupy w rodzinie tylko banku 8) W piątek podano mi ostatni stan konta, ale jedna pozycja nie była jeszcze zaksięgowana i stąd miałam niezgodność. Teraz mam zgodność i początek wrzodów... :roll:

ori_noko
11-05-2004, 00:33
Zawieszam kompletnie podejrzenia na linii Mąż – Wykonawcy. Chłopak jest w domu , a impreza się rozkręca na całego.
Spotkaliśmy się ponownie z panem Cieślą. Roztaczał urok osobisty zdolny powalić słonia, tłumaczył każdy szczegół, pozycje w wycenie. Jednak nie wdziękiem nas zastrzelił tylko kosztem. Za dwa proste dachy w dachówce celtyckiej Brassa z więźbą , robocizną, materiałem i wszelkimi dodatkami ...35 tys. :o :o :o Od dziś będę bała się przechodzić pod skomplikowanymi dachami, jeszcze na mnie zleci „drożej” doświadczony inwestor....

Powoli dochodzę do siebie. Szkoda, że nie można zrezygnować z dachu .
No niby można , ino coś mało przytulnie tam będzie...
Dobra , powiedzieliśmy sobie idziemy do innych firm. Przetestowaliśmy już dwie. Na początku podawały wyceny zdecydowanie niższe o 3 i 5 tys. Jednak po kolejnych pytaniach:
- A ile za okna?
- A ile za obróbki kominów ?
- A na boki policzył pan blachę czy dachówkę brzegową?
- Itd. dalej, dalej
Oferta traciła na rumieńcach i urodzie. :cry: Efekt końcowy : cena materiałowa niższa o 1tys, który pan Cieśla zastrzegł sobie na wszelkie gwoździe, wkręty, spinki , klamry i dodatkowe duperelki potrzebne na dachu , ale niekoniecznie w całości tej sumy. A konkurencja o tych rzeczach się nie zająknęła. Innym słowem pan Cieśla z Dekarzem dali nam normalną uczciwą wycenę materiałową i za pracę też.
W desperacji dachowej zahaczyliśmy o polecane na forum odkurzacze centralne. Przemyślenia trwają.
Zbliżamy się do kredytu. Siedmiomilowe Buty......ostatnio chyba w nich chodzę 8) Wczoraj myśleliśmy o domu dziś stoimy przed bankiem, brrr

ori_noko
13-05-2004, 01:40
Deszczyk pada, wiruje, siąpi, kapie ech rozmyło moja ekipę. Wtorek minął bezproduktywnie jeśli chodzi o budowę. Natomiast mam okazje poznawać uroki obsługi przez NFZ. :o Po bardzo krótkim namyśle: Wolę budowlańców. Tam przynajmniej choćby z opóźnieniem coś się dzieje. No prawie...wprawdzie nieplanowane jednak zaczęłam ćwiczenia do startu w zawodach Strong Girl. Przyjechała papa, folia, cement, wapno razem 1800kg. Teraz wiem: dwa dni bolą ręce po rozładowaniu czegoś takiego.
‘Doświadczenie ten dar nie ba ma się go gdy już nie trzeba’
Chyba nie jestem stworzona do działań fizycznych , łapki odpadły i ta krew z nosa .Fuj. Jak ci panowie wytrzymują to na co dzień ? Niewiarygodne. Musza uwielbiać swoją pracę.....
Na szczęście fala powrotna przyniosła właściwych ludzi na właściwe miejsce i betoniarkę, koziołki, deski. Pan Majster ślizga się z gracją po naszym gliniasto –błotnym poletku. Postawili część parteru. Niesamowite wrażenie. To zaczyna wyglądać na dom.
Ku pokrzepieniu chorego męża skoczyłam do kolejnej szkółki roślinek . Wybór wprawdzie nie wielki , ale ceny nawet na budująca się kieszeń. Podczas zasypywania Pan Spychacz mimo staranności rozjechał mi trzy krzaczki. Dokupiłam więc jaśmin, buddlejeę i dereń czerwony. Ładne to to :lol:

ori_noko
13-05-2004, 18:17
U nas okropny ziąb się zrobił . Jak sobie godzinę poskakałam w błotku na działce to dla całej rodziny zaordynowałam rosół. Walczyłam przez chwilkę z sobą czy nie uraczyć ekipy. Pomna jednak doświadczeń mojej matki, która w trosce o siły i zdrowie pracujących u niej ludzi potrafiła błyskawicznie rozpuścić każdego, zrezygnowałam. Szczytem był gość co brał 100zł dniówki, pracował około 2-3 godzin i rozsiadał się w kuchni w oczekiwaniu na obiad , następnie zapalał papierosa , kasował dniówkę i odjeżdżał do domu. :evil: Odkryłam ten proceder po około pięciu dniach. Wina leżała zdecydowanie też po stronie Zleceniodawcy, ale przecież własnej mamy nie będę ustawiać...Padło więc na wielbiciela jej kuchni ...

Wracając jednak do motywów siporeksowych, dziś widać ponad połowę parteru, nadproża zamykają otwory okienne i drzwiowe. A i panowie jakoś tak bardziej uśmiechnięci. Sprawia im wyraźną przyjemność wyrażany na głos podziw. Pan Majster poprosił o decyzje co do otworu wejściowego :
- czy zostawiać miejsce na szybkę?
- Jaką znowu szybkę?
- No w projekcie są drzwi z doświetleniem na wiatrołap...........
- Robimy zwykłe bez doświetleń, jak do tego dojrzejemy to sobie otwór wytnę.
W domu sprawdziłam wiela kosztują takie drzwi, a ile standardowe nie poszerzane, ani doświetlane. Różnica bagatela (aaaaaaaaa!!!!!!) sięga 3 tys :o :o :o
Dzięki budowie potrafię już bez zmrużenia oka wydać jakąś tam okrągła kwotę, jednak różnice w wykonawstwie, materiałach nadal mnie przygnębiają.
Przeszliśmy z etapu: dno szkatuły do : szkatuła sprzedana . Mamy większość papierków ,a jutro randkę w Banku.
Poprosiłam o przeszkolenie przez murarzy jak się używa poziomnicy. Pokazali. Jest całkiem całkiem prosto. Muszę pokombinować nad wklejaniem zdjęć...Wreszcie widać coś więcej niż dwie kosztowne dziury w ziemi :)

ori_noko
15-05-2004, 00:38
Przyznaję, odczuwam lekkie zmęczenie materiałowe. Połączenie budowy z kryzysem zdrowotnym w domu – nużące bardzo . Przedszkole podłożyło nam bombę biologiczną, najmłodszy Klon „ześwinił” się całej okazałości, a ze nigdy nie cierpi w milczeniu ..........to czasami wypad do pana Majstra to fajna sprawa się robi . To pierwsza próba ze zdjęciem ciekawe czy się wklei ? W każdym razie tak to wyglądało na etapie fundamentów:

ori_noko
15-05-2004, 23:34
I nic z tego obrazowania - na razie :( .

Miałam randkę z naszym ulubionym Wykończeniowcem. Chłopak robi pięknie, w normalnych cenach, bardzo starannie, nie pije i zna się na tym co robi. I ma tylko dwie malutkie wady : uwielbia fotel i telewizor. Problem w tym, że to sprzęt mojego męża. :)
Nadal mam to przed oczami: zziajani , opaleni po trzytygodniowym wypadzie, pełni zapału by chwycić ubrania i pojechać na ślub w rodzinie. Przedpokój i nie zamontowana kuchenka do gotowania, folia, kurz... :o KRWI!!!!!!!!!!!!!
Ach te wspomnienia.... Koniec końców skończyło się kolejną migracja z domu (na straży - mąż.) Wróciłam z wygnania, a remont trwał...W sumie tamtego lata najwięcej czasu każde z nas spędziło z panem Wykończeniowcem niż razem. Nie wiem czy ochłonęłam na tyle by ponownie podziwiać go przy dziele tworzenia.

Weekend zbliża nas do fali negocjacji:

- tynki i posadzki ? Ile, kiedy, czemu tak drogo?
- Kolejna hurtownia z dachowymi rzeczami – obiecują niższą cenę niż konkurencja, obejrzeć trzeba.
- Pan Wykończeniówka za ile i kiedy ? Oraz co mu zrobimy i w jakiej kolejności jak tym razem poślizgnie się w terminie o cztery tygodnie
- kandydat do ogrzewania (czwarte podejście !!!! )
- ciągle na tapecie drewno do kominka
- gdzie są moje dwunastki !!! Po naradzie z panem Majstrem postanowiliśmy zacząć rozbierać ściany biura hurtowni to powinno przyspieszyć dostawę
- do banku dokumentację budowlaną
- przetrwać do kładzenia stropu :D

ori_noko
17-05-2004, 07:10
Dzieńdobrrrry bardzo . Sytuacja na froncie chorobowym częściowo opanowana, zdrowieją według roczników. Weekend spędzony pracowicie. Ogarnięte są papiery + ogród.
Niedziela powitała nas rześkimi wrzaskami ptaszków i słoneczkiem. Z tym, że słoneczko nie darło się tak. Zapasy jedzenia, picia, kosa oraz komplet właścicieli ziemskich sio na włości. Czas oczyścić pole do popisu dla naszych wybrańców. Kosimy na przemian, zapomniałam opalikować sadzonki leszczyny...Ciekawe czy odbiją ponownie...... Trudno straty w sprzęcie albo ludziach zawsze muszą być. Mamy trzy przypadki lekkich poparzeń słonecznych. W tym dwoje dorosłych :oops: :oops:

Uwaga dla potomności: sadząc wtykaj solidne oznaczenia .I .........bierzcie czapeczki.


Jednym z punktów programu „Zawrzyjmy pakt z PKO” jest dostarczenie kosztorysu i dokumentacji budowlanej. Poprosiłam panią Architekt o dziennik budowy i inne tam takie. Poczytam też z chęcią inne spojrzenie na naszą pracę.
Lekkie zaskoczenie : nasz dom powstaje od 14 maja !!!! Hm wg dziennika budowy : 14- tego zrobiono wykopy, 15-tego zbrojenia i zalano betonem, 16-stego ścianki fundamentowe, 17- tego ściany parteru i mocowanie pod wieniec, na 18-tego wychodzi, że będą początki mocowania stropu. I co powiecie na moją ekipę !?Hę ? :wink:
Wcięło kobiecie pierwsze zgłoszenie rozpoczęcia budowy i zgłaszała ponownie....

ori_noko
17-05-2004, 10:59
Kochanie wiem, że czytujesz ten dziennik na obczyźnie i wiesz iż żywię podejrzenia co do zmowy między Tobą a Wykonawcami 8) Dzisiejszy dzień ugruntował to na amen. Chorowałeś , pan Majster był na wyjezdnym, siporeks siedział w wytwórni , kominy w szopce, nikt nic nie chciał, no raz: więcej cegły . Jedna rzecz przez tydzień pracy! Ledwie się za tobą zatrzasnęły drzwi od lotniska mój telefon zaczął budowlane numery:
- pan Materiały Budowlane ma naszą 12 siporeks – Czy ktoś będzie odebrać przesyłkę
- pan Majster gdzie reszta kominów
- pan Majster chce drewna na szalunki
- pan Majster kiedy przyjedzie pan od systemów kominowych
- pan Majster na jutro prosi o stal i drut
- pan Deskowy (?) że rusza z deskami na budowę
- pan Majster ile ma mieć w osi wysokość mocowania od posadzki dla naszego kominka (ha zdziwił się ! My wiemy jaki to będzie wkład . Szkoła Muratora. )
- pan Kominek z danymi co do mocowania
- pan Majster, że ten siporeks to nie ten!! Wrrrr. On potrzebuje połowę tego reszta ma być ósemka.
- Pan Majster z wyliczeniem ile drutu i innych metali jeszcze potrzeba
I tak nabijam rachunek telefoniczny od rana. I co powiesz ,że to normalne? Pozdrawiam Bob Ori_noko Budowniczy :wink:

ori_noko
18-05-2004, 10:09
Dziś na razie podejrzanie spokojnie. Czekam na powrót większego Klona ,by przejął opiekę nad mniejszym. Trzeba pojechać do sądu (znowu) złożyć o czystość hipoteki. Okazało się, owszem dostarczona hipoteka jest czysta, ale to dotyczy garażu !!! A mam przywieźć poświadczenie na dom !!! :o
Nie rozumiałam z początku o co chodzi panu Bankowemu. Był podejrzliwy lekko i tłumaczył to tak zawile, że im dłużej słuchałam tym słabiej rozumiałam o co chodzi. W akcie desperacji przeszłam na jego stronę biurka i poprosiłam o przykład bo nie wiem co mam przynieść. A i przez to ,ze najpierw zaczęliśmy budowę i starania o garaż to brakuje drugiego dziennika budowy –właśnie od garażu. Potykam się o ten budynek od początku .... miał być budynkiem sprawczym , przez kaprys losu został marginalnym i mści się w sposób prosty , acz wyrafinowany . Ale jaką ładną wymianę zdań miałam w banku :lol: :lol: :lol: :

- Proszę to o czystości hipoteki możliwie szybko przynieść
- Dobrze, ale mam trochę utrudnione ruchy bo dziecko ma świnkę i musze czekać ,żeby ktoś z nim został. Powinnam to zorganizować środa – czwartek.
- O ma pani świnkę ! Ja też tak się łamię dzieci strasznie o nią proszą!! Może mi pani powie czemu trzeba z nią zostawać , ucieka?
- Nie proszę pana , płacze
- A nie oswoiła się jeszcze?
- Nie, bo ma gorączkę....

Dziś zaczynają wciągać belki stropowe i podkładać stemple coby to później wszystko zalać. Ach korci mnie polecieć na budowę, czemu dzieci w taką pogodę muszą chodzić do szkoły!!! :-? To niesprawiedliwe !!! Dobrze, że przez telefon można załatwić większość spraw, a my postanowiliśmy budowę oprzeć na sile lokalnej. Uziemiona dzwonię do hurtowni stali, do tartaku ,do hurtowni budowlanej i na nazwisko plus uśmiech wiozą mi wszystko na plac, a popołudniem trzeba jeno wyrównać rachunki.

ori_noko
19-05-2004, 00:20
Po prześledzeniu innych dzienników budowy wymyśliłam jak się zilustrować. I jest 8) ! Teraz trzeba rozpracować jak przekładać zdjęcia z aparatu na kompa :cry:

Trudno mi było dziś odejść z działki. Panowie wciągali straszliwie dziwnym ustrojstwem belki na górę . Miało to silnik, dynks do sterowania , u góry konstrukcję z desek, linkę i hak. Panowie mówili o tym dźwig. Hm niech im będzie no w każdym razie wykonywał prace przeznaczą dla dźwigu. Pan Majster promieniał, pomocnicy też , prócz jednego który wyglądał na chorego balansując na wieńcu przy wciąganiu garów. (to pustaki stropowe) Jak wyjaśnili mi z dobrodusznym uśmiechem – on ma lęk wysokości :o

Ciekawie wygląda taki ażurowy sufit, ściany zmieniły proporcje pomieszczeń. Są w porządku prócz parterowej łazienki. Pamiętacie jak Puchatek utknął? No właśnie....

ori_noko
20-05-2004, 00:02
Ponieważ nadal musimy stosować system zmianowy przy Śwince to dopiero po 14-stej mogę szaleć po okolicy.
Na 15-stą spotkanie z panem Instalacje wod - kan, 16-ta pan Elektryk, 17- sta pan Dekarz.
Dom stracił przewiewność, za to w pokoju dziennym wyrósł nam las. Ekipa ma własne stemple od nas oczekiwali desek do szalunków. Bardzo zamęczeni byli, niby wiele zmian nie widać, ale z otoczenia poznikało masę „garów” przetransportowali je na strop. Chwyciłam taki element ciężkie to, a i część wieńca już się dumnie pręży w słońcu. Mam wrażenie, że moja dociekliwość nie jest im przykra.

Czekając na przyjezdnych fachowców obskoczyłam teren zbierając rozwiane przez wiatr worki i inne drobne śmieci, pielenie, grabienie , niespodziewanie zrobiło się późno i pod bramę zajechała fura. To punktualnie , czyściutkim , lśniącym wozem zajechał pan Instalator. Wysiadł rzadki siwawy blondyn, beżowe wdzianko, odprasowany na kancik i polany wodą kolońską. Moja alergiczna natura chwyciła mnie za gardło i trzymała w żelaznym uścisku. Zapach przenosił się za panem nadzwyczaj skutecznie. Zastanawiałam się jak można stać koło niego w zamkniętym pomieszczeniu kiedy mnie dusi na wolnym powietrzu. No i zaraz mogłam się przekonać jak to jest , pan dziarskim krokiem pogalopował do budynku i tam już pod w 80% wykonanym stropem wykańczał mnie używając do tego broni chemicznej zapachowej plus nieprzerwanego potoku wymowy. Udało mi się wtrącić nasze oczekiwania, a następnie podstępem wywabić na zewnątrz gdzie podałam dwa krzesełka składane , a sama usiadłam z wiatrem. Pan mówił równe 66 minut, konkluzja: wycena będzie za tydzień. Cały czas giętki, przymilny ,czarujący, przechyły w stronę rozmówcy, spojrzenia spod opuszczonych powiek... dziwnie tak jakoś. W pewnym momencie zeszliśmy na temat ZUS-u i spod upojnego eleganta wyszedł inny ludź. Stracił całą wiotkość, trzepotanie rękami, twarz nabrała wiśniowej barwy, pojawił się przykry grymas i podczas opowieści był ciężko zirytowanym, klnącym szefem firmy którego ściągają od kilku lat za zaległe 16 zł, których nie chcą przyjąć bo nie wiadomo gdzie powstała zaległość.... :o :o Kompletnie surrealistyczna historia.

Uwaga dla potomnych : chcesz zobaczyć skrywaną naturę człowieka zapytaj go o ZUS.

Nawiedziła nas też pani Architekt , obskoczyła strop, obejrzała kominy, poklepała ścianki i pobiegła. Pozostali specjaliści nie stawili się i mogłam poczołgać się w domowe pielesze. Chyba trzeba znaleźć innych panów... tak na wszelki wypadek gdyby zapomnieli przyjść do pracy :-? Plan na jutro:

- wniosek do telekomunikacji
- umyć samochód - on kompletnie nie lśni !!!
- namówić na randkę kolejnego elektryka i instalatora
- zacząć umawiać się z panem Betonem
- telefon do pan Materiały Budowlane - już chyba ochłonął ,że oddałam mu wywalczoną 12-stkę i poproszę o ósemkę
- i coś o czym na pewno zapomniałam, a powinnam pamiętać- życzliwych proszę o przypominające smsy mogą być anonimowe

ori_noko
21-05-2004, 00:44
Mam spory zgrzyt z panem Wykończeniówka :( Jak wspominałam mieliśmy z nim długoterminowy romans. Zaoferował się zbudować nasz dom od podstaw. Oczywiście jak pozostali dostał ksero projektu , czas na wycenę i etapy prac. Jako jedyny podał dwie niewyraźne cyfry przez telefon i było mu bardzo przykro kiedy przetargu nie wygrał , a my podpisaliśmy umowę z kimś innym.
Od początku kopania fundamentów żywo interesuje się postępami prac. Dzwoni, pyta, zachwala swoje umiejętności. Wystąpił z ofertą zrobienia reszty : tynki, posadzki, elektryka, ocieplenie, instalacje grzewcze. Całe wnętrze do malowania włącznie.
Wszystko pięknie, poprosiłam o wycenę , podział prac na etapy termin zakończenia z plus minus czasem poślizgu oraz etapy płatności . Usłyszałam: będziemy tańsi niż twoja ekipa.
Na takie dictum znalazłam więc : tynkarzy , posadzkarzy, instalatora (no tu to szukanie trwa), spotykam się też z elektrykiem.
A tu mi pan Wykończeniówka dzwoni :

a) zgubił projekt wiec nie ma z czego liczyć
b) mam mu podać stawki ekip z okolicy żeby mógł dać niższą cenę
c) wziął kredyt z nadzieją na pracę u nas :o :o
d) nie mam szukać żadnych innych ekip bo on zaraz wchodzi z ludźmi.

I jak z nim rozmawiać? Spotkałam się z nim już ze trzy razy za każdym razem wychodziłam z niczym. Ja prosiłam do znudzenia o zsumowanie robocizny. Powoli to, że On nie umie zrozumieć słów: termin, umowa, kosztorys powoduje coraz trudniejsze kontakty. Pan Wykończeniówka zachowuje się pt.: między nami starymi znajomymi umów nie trzeba, ja się szykuję do pracy .Wrr komunikat, że bez umowy i kosztorysu to gwoździa nie wbije, wyraźnie nie dociera. Zobaczymy jak to się skończy.

ori_noko
21-05-2004, 01:10
Dzięki temu, że starszy Klon zaraził się świnką, odzyskałam pole manewru . 8) Mali ludzie dotrzymują sobie wzajemnie towarzystwa, a ja hyc na działeczkę.
Panowie szaleją , robią strop tak skutecznie, ze w poniedziałek zalewamy się .... Wieniec i słupki zazbrojone, szalunek wkoło wieńca zrobiony, kominy wędrują w górę. W sumie to nie jest trudne , trzeba na to czasu, siły i determinacji. Gdyby mi przyszło robić to własnoręcznie...hm to podołałabym jednak jakim wysiłkiem i w jakim czasie? :roll:

Dziś ponownie pan Dekarz Bis wystawił mnie do wiatru. :-? Ekipa skreślona z listy. Gdybym była nastolatką to bym założyła blog i mogła skarżyć się całemu światu. A tak to cichutko się żalę na forum.
Nasuwa się pytanie: czy ostają się ci co nie mają zleceń czy ci co są solidni?
Jutro dzwonie do Dekarza nr 1 , wycena zrobiona, terminy omówione, ich prace obejrzałam w dwóch miejscach, czas szykować umowę. Weekend to dobra pora na podpisy.

ori_noko
24-05-2004, 17:14
Garaż - złośliwy budyneczek walczący uporczywie o moją uwagę . No i postawił na swoim ponownie zagości na forum....
Przez projekt zagospodarowania działki o mały włos zabralibyśmy się do przenoszenia bramy wjazdowej w ogrodzeniu, za to przenieśliśmy bramy wjazdowe w samym budynku, teraz wyszło, że trzeba całość podwyższyć. W projekcie są standardowe bramy, może wjechać samochód osobowy, gdybyśmy rozbudowali park maszynowy o dostawczy to :roll: wieć szukam ile kosztują większe bramy.
A tak chcieliśmy budować zgodnie z projektem, nie odstępować od niego ani na krok .
Jeśli chodzi o dom to faktycznie sprawę przemyśleliśmy, zmiany były zrobione na etapie papieru i nie trzeba teraz nic kombinować. Natomiast z pomieszczeniem gospodarczym i samochodowym rozrywek bez liku.
Jedna z moich ulubionych zmian które wprowadziliśmy jeszcze przed wbiciem pierwszej łopaty to jest rura spustowa. Fajnie brzmi, nie? To znaczy mamy łazienkę dokładnie nad pomieszczeniem gospodarczym domu. I poprosiłam o dziurę w stropie, żeby rodzinka zrzucała rzeczy z łazienki do pralni. Szkoda, że w drugim kierunku nie będzie windy, bo jak znam moją bandę to wszyscy rano będą lecieć do suszarni ....
:lol: :lol: :lol:

ori_noko
25-05-2004, 23:05
Ponowne spotkanie z panem Instalatorem nr 4 zaowocowało kolejnym dołującym kosztorysem. :cry: Pojawił się pachnący (zgroza) dla odmiany ubrany w czerń i taki lekko rozkojarzony. Ktoś złośliwy powiedziałby, ze na kacu, wolę interpretację zmęczenia....Jak by nie liczyć wychodzi na wszelkie rozprowadzenie wodne, grzewcze i gazowe z umywalkami , wucetami itd. Prawie 30 k. Nadal starał się zrobić najlepsze wrażenie z możliwych, niestety pieniądze przesłaniają mi możliwość pozytywnej oceny. :oops:
Potrzymaliśmy wspólnie kciuki za maturę dziecka i rozstaliśmy się w zgodzie. Oj czeka mnie seria telefonów odmownych do firm. Robię to bez przyjemności, jednak trudno w tak małej mieścinie przemykać się pod ścianami domów na widok maestra wod-kan lub innego speca. Lepiej sprawę postawić otwarcie. I tak mi nie wybaczą, ale przynajmniej mogą mi się odkłonić. Każdy szczęśliwy mieszkaniec niewielkiej społeczności wie o czym mówię.... Zaczynam myśleć poważnie nad ofertą pani Ogrzewanie. W świetle otrzymywanych wycen wygląda przyzwoicie. :-?

Za to chłopaki na budowie zasuwają jak zespół Robocopów. Zrobili dziś :
- garaż do końca ,
- 3/4 wieniec,
- jest zalany strop nad domem,
- szalunek wieńca z domu zdjęty – wygląda tak jak pokazują na obrazkach....normalnie kopia. :o :lol:
Kiedy schodziłam z popołudniowej wizyty zalewali wieniec garażu. Imponujące.
Jest i ziarnko goryczy. Chcą mnie porzucić ponownie na tydzień, w tym czasie mam polewać dwa razy dziennie strop wodą. Nie wiem czy mówiłam, że wysokość to nie to co Tygrysy lubią najbardziej. Jednak ktoś musi włazić to polewać, dziecka nie wyślę....wypada na mnie. Fajnie ,będę mogła sprawdzić czy moja niechęć do braku poręczy i innych podpórek to czysta histeria czy też co uczciwszego. Błeee..... Podsumowując: w ciągu czterech tygodni zalałam się już dwukrotnie, chyba starczy tego dobrego.

ori_noko
26-05-2004, 23:44
Klonik skończył świnkę po odbyciu dwutygodniowego odosobnienia, zaczął drugi :roll: Jeden mały człowiek wycofał się wprawdzie z choroby , skończyło się na podejrzeniach co oznacza, że nadal stoi w kolejce do ześwinienia się. A ja zyskuję możliwość dotrwania do wakacji szkolnych cały czas będąc na wieprzowym topie.
Innymi słowy dbamy nie tylko o siebie, ale też staramy się myśleć o lekarzach, aptekarzach...kupując dajemy pracę :-? Tylko czemu tak często?

Weszłam podlać strop, to był pikuś w stosunku do schodzenia. Tydzień to 14 wejść!!! Dużo.
Panowie rozstali się z naszą budową zostawiając: starannie ukończony budynek garażowy, dom zrobiony pod strop i rachunek za kolejny etap. Czas podsumować sprawy nie załatwione:
- Bank nie dostał od nas ostatniego papierka , bo go sąd nie przysłał. (nalot osobisty w czwartek )
- Do skutku nie doszły randki z dwoma elektrykami (telefon i nowy adres do wypróbowania )
- Polowanie na pana Instalatora nr 5 (jutro też jest dzień i telefony)
- faktury do kompa (Wpisać!!!!)
- Umowa z panem Cieślą (poprawiona do przepisania i podpisania)
- I zupełnie z innej beczki : wzór rozliczenia skarbników trójek klasowych (zrobić nim mnie zlinczują)
- Elektrownia (szkoda słów)

ori_noko
26-05-2004, 23:50
Dla znudzonych ogłupiacz środowiskowo – towarzyski pt. „Czy można to było przeprowadzić prościej ?”:

U (1) sąsiadki od której bierzemy prąd ktoś wyłączył go wychodząc i byliśmy odcięci. Poszukując (1) jej miejsca pracy poznałam (2) sąsiada , który dał namiary na (3) szefową sąsiadki, która dała mi adres pracy do (4) teściowej swojej (1) pracownicy. (4) Pani okazała się przesympatyczną znaną mi z widzenia osobą. Podała telefon do chorej (1) synowej. (1) Dziewczyna zwlekła się z łóżka włączyła nam prąd. Też dzięki życzliwości (5) pana który pomagał , (6) pani Geodecie dostałam telefon, (7) pana który dostarcza dobre drewno do kominków. (7) Pan ten przekazał mi namiary do ( 8 ) pana zajmującego się załadunkiem i przewozem tegoż drewna pod dom....uff. (7) Leśniczy przyjął zamówienie dopiero na lipiec. Po czym zatelefonował dziś umożliwiając mi w pełni legalne nabycie brzeziny we wcześniejszym terminie. Przyspieszyłam przewóz. Przy zamawianiu drewna jego (4) żona zaanonsowała mnie z imienia i nazwiska informując: no mówiłam ci, znasz (9) panią Ewę. I miała rację. (4) Pani oglądała (9) mnie dziś dwukrotnie, pozostali zadowolili się jednorazowym kontaktem.
Pytanie : kim dla (1) pani jest (7) pan ?
Numery postaci są przypadkowe i zmyślone. Wydarzenie miało miejsce dziś, a całość jest publikowana bez zgody kogokolwiek. Zagadka nie służy niczemu prócz zilustrowania czym można zajmować się prze pół dnia.

ori_noko
27-05-2004, 17:17
Seria absurdalnego przemieszczani się w czasie i przestrzeni trwa.
Poranek :
- głęboki oddech trzeba wejść na dom i skropić beton (najgorsze jest ta część drabinowa, ale notuję poprawę za tydzień zostanę zawodowym olewaczem ), a jak zeszłam to przyszedł obfity deszcz.....
- drugi oddech Klonika za szmatki i wio do lekarza niby świniak, a o gorączce zapomniał (już wiem: trzeba od wejścia domagać się zamknięcia w izolatce. Jednak świniak. )
- wypad na pocztę, a nóż widelec , papier z sądu tam czeka ? (Nie czeka)
- wyprawa do sąd u(zauważyliście to subtelne zróżnicowanie wypad/wyprawa....hm wyrabiam się )
W sądzie kolejka. Niziutka pani Sekretarka zbrojna w powagę urzędu sprawdziła księgi pokazała mi palcem że rzeczywiście mam racje trzynastego złożyłam u niej stosowny formularz, wiec moje podanko opuściło ich 14 tegoż miesiąca. Dobra. Powrót do domu , a piać na pocztę. Poprzednio szukały dla mnie trzy panie, teraz stało się to kwestą honoru placówki kto żyw ruszył w regały, półki, półeczki i notatki. Wyrok dostałam bezapelacyjny: żadnej poleconej przesyłki do pani od 13 maja do dziś nie było. Hm to gdzie nasz dokument otwierający drogę do zadłużenia się na 25 lat? Kto nam broni wstępu do szeroko pojętej rodziny PKO?
Skok do domu rzut oka na Prosiaczka , okej oczy dopiero lekko kwadratowe od telewizji. Spotkanie w banku, na dziś obiecałam przytargać cokolwiek wakuje , trzeba powiedzieć o brakach. Pan zatroskany , lekko zgarbiony nad problemami klientów smutno kręci głową, bez zaświadczenia o czystości hipoteki nie ruszymy.
„Co było robić Gaweł ani pisnął wrócił do siebie i czapkę nacisnął”...Wymyśliłam: jadę jeszcze raz do sądu, tam łzami i sposobem na Rejtana uzyskam stosowny wypis i git.

Miło jak nas ludzie rozpoznają, panią Sekretarkę aż poderwało na mój widok. Dała kolejny formularz, kazała sobie podać nr KW i ruszyła ostro szukać. Siedzę sobie i dumam: a jak ja źle wpisałam tam poprzednio numer? E lepiej sprawdzę. Hm na karcie już krucho z kasą , smsik do sąsiadki . Poszła do mojego Prosiaczka i z domowego mi oddzwonili.(Te rekalmy mnie wykńczą). Numer się zgadza. Ulga jednak jestem w miarę odpowiedzialną jednostką. Cóż za złudzenie.....
Pani Sekretarka w perspektywie sporego sądowego korytarza zrobiła się drobinkowata i mogła wpłynąć na mnie już jedynie mimiką : Pani wejdzie. – Skąd ten chłód w głosie?

Cóż, jak to ująć żeby nie obrazić nikogo? Pisałam wcześniej jak mi brakuje papierka bo garaż ma inna księgę wpisaną, a dom inną. Nie wiedziałam, iż takie kuriozum jest , ale w ręku MIAŁAM dwa różne numery. To jest prawda, bo nasz dom ma pozwolenie na budowę .....na czyjeś mi nie znanej działce. A dokument leżący od dawna w banku jest prawomocny i odnosi się do obu budynków. Uff czad, nie? Pozostało mi postarać się o naniesienie poprawki na pozwoleniu na budowę. Powiadomiłam bank o tym drobnym przeoczeniu ze Starostwa. No jutro to będzie odlotowy dzionek, i starostwo i drewno przyjedzie i komin i zanieść uzupełniony dziennik budowy do banku i zaopatrzyć rodzinę na weekend i kilka innych działań nie związanych z budową , acz przez nią zaniedbanych. Dobrego piątku rodacy.

PS. Los odrobinę się do mnie uśmiechnął , wrzuciłam do szafy z coca – colą 2zł, a on mi wypluł cztery puszki fanty. Odszkodowanie za brak coli czy na poprawę humoru?

ori_noko
02-06-2004, 06:47
Piątek: dzień odmownych telefonów.

- Drewno nie przyjedzie, realizacja poniedziałek
- Kominy dotrą w.......... poniedziałek
- Pani Architekt została złapana tak późno, że nie dała rady dostarczyć mi brakujących dokumentów, realizacja........ poniedziałek
- Dzieciątko które wycofało się uprzednio z przechodzenia świnki zachorzało teraz , a że wcześniej młodszy braciszek pojął się tego samego działania...pandemonium, realizacja dwa tygodnie!!!!!!

ori_noko
02-06-2004, 08:28
Witam wiernych słuchaczy trójki – cokolwiek to znaczy :wink:
Weekend tradycyjnie czas zabawy, regeneracji sił w zachodniej części Polski przebiegł następująco:

Jako element wypoczynkowy czciliśmy kolejna rocznice przyjścia na świat naszego 40-letniego znajomego. Zarówno gospodarze jak i goście wyglądali na swoje lata. Rozmowy: diety, wspomnienia, upływ czasu. Zabrakło wątków wojennych do pełnej atmosfery zbowidowskiego zebrania. Niestety jako gość nie podołałam zadaniu... trzeba nad tym popracować. Dwa razy strop.
Odwiedziłam panią Architekt i pracowicie stworzyłyśmy wymagany , poprawiony kosztorys dla banku. Mam też aktualne wpisy do dziennika. Radosna twórczość zakończyłyśmy o 24.00. :roll: Koniec wolnej soboty. Na poniedziałek będę gotowa już absolutnie ze wszystkim – naiwnie pomyślała Inwestorka. :oops:
Niedziela – rodzinka, strop, sadzenie roślinek, mąż zbił własnołapnie kompostownik , małe pielonko, strop. Rozliczenie nr dwa z majstrem dokonane. Bolało. Na moje oko mąż też źle znosi płatności. Dzieci twardo chorują okupując nasze wyrko i sprzęt grający.
Poniedziałek : majstrów nie ma. Strop podlany, bank nawiedzony. Ta instytucja zaczyna z lekka straszyć. Podczas uzupełniania, radosna wstałam :

- Czyli procedurę starania się o kredyt możemy uznać za rozpoczętą w pełni?
- No prawie....
- Tak ? (sztuczny i w dodatku bardzo fałszywy uśmiech)
- Zaświadczenie o zarobkach jest z początku maja (Nio bo qrde wtedy zaczęłyśmy kombinować nad kredytem ) i potrzebne jest nowe....
Chyba tracę energię - na bank.

ori_noko
02-06-2004, 13:16
Siedzę u męża w pracy, uprzejmi ludzie dali miejsce przy kompie i czekam na brakujące zaświadczenie. Tak mi się radośnie zrobiło :) Jeszcze w tym życiu dostarczę ostani papier do banku, wezwą mnie wtedy dopiero za 10 dni 8)
Ale pokusiło mnie wskoczyć na forum , mam historyjkę w rękawie:
Przy rozliczaniu się z panem Majstrem skromnie pochwaliłam się: twardzo cały czas polewałm strop wodą, i ich praca nie szła na marne. :D Pan Majster zaczął chichotać :o :o :o
Widząc mój zapał do latania po drabinie jeździli codziennie przed pracą 6.30 i po pracy 16.00 i polewali beton. Ja skrapiałam całość o 9.30 i po 18.00. To się nazywa pięlegnowanie stropu...........

ori_noko
02-06-2004, 23:47
Jak zareagować na wiadomość zapisaną koślawo na kartce: Mamo dzwonił pan od drewna. Przyjedzie w piątek.
Zachodzę w głowę czemu pan Cieśla przyspiesza przywóz więźby . Rozmawiał z panem Majstrem czy jak? Dzwonię do pana Cieśli co z tą dostawą i próbuję subtelnie uświadomić mu, że jeszcze nie uruchomiliśmy kredytu .... Gość jest kompletnie zdumiony, z kolei sonduje delikatnie mnie czy jeszcze ktoś nie próbuje ubiec go w pracy. Bo jeśli tak to mam powiedzieć teraz. Złożyliśmy sobie obietnice wierności . :)
Rodzina patrzyła na mnie z rozbawieniem. Taaa w piątek ma przyjechać drewno do ...kominka. Pewnie co bystrzejsi zajarzyli już przy telefonie. Ja nie. Wniosek: inteligentni inaczej tez mogą budować.
I na dobranoc scenka z budowy: Pan Majster via telefon z namaszczeniem poprosił o przyjazd. Hop na rowerek i gazu . Po każdym lekkim wysiłku nabieram wyglądu przedzawałowca. Taka uroda . Pan Majster myślał, że chyba jadę z Poznania. Zatroszczył się czy dać pić, odetchnąć i poprosił o dokupienie siporeksu. :o :o :o Skąd ja mu to wezmę ? :o Ma chłopak poczucie humoru. Trzeba było zmówić cztery tygodnie wstecz. Patrzę jednak twardo i spokojnie blefuję:
- To lecę do domu i dzwonie do Pana Materiały Budowlane - Och ten filuterny uśmieszek u pana Majstra , wyciąga z kieszeni komórkę (ja niezdarnie manewruję swoją ) dzwoni do naszej hurtowni i spokojnie zamawia
- 200szt 24 siporeksu - Zaciekawił mnie . Pan MB tłumaczy się ,że nie ma tyle na stanie,
- Niech pan daje co macie i podrzućcie tu z kominem.
Patrzy na mnie triumfująco. No zrobił na mnie wrażenie:
- Ma pan siłę przekonywania!
- Wie pani on czeka jak u pani skończę będą tynki u niego .... – oj kiedyś będę w tej samej sytuacji...czuję to w kościach.

ori_noko
04-06-2004, 11:52
Jedna ścian uwieńczona :lol: następne czekają na deski. Część szczytu jest też, chyba dojrzałam do zrobienia zdjęcia :D Miast schodów mamy drabinę po której wszyscy radością się przemieszczają - czekam na schody...
Po konsultacjach z grupą 07 kupiłam mniejsze niż w projekcie tuleje do postawienia kolumn jako podpory i (???) ozdoby daszku nad gankiem.
Wiecie ludzie za dwa tekturowe powiększenia pozostałości po rolkach papieru toaletowego 76 zł od sztuki- zgroza. :o
Coraz smutniej prowadzę rozmowy z kolejnymi fachowcami, od instalacji , elektryki. Jeden pan : założy wszystko za 25 zł od punktu + nasz materiał, podumałam i przy okazji pytam jego żony czy on ma uprawnienia do prądu.
- Ależ skądże znowu, on ma złote ręce.
Wierzę , jednak to oznacza dodatkowy koszt za normalnego elektryka, który to będzie firmował i podepnie do skrzynki.
Aaaaaaaaaaaa zapomniałam w ferworze walki: Enea przysłała nam drugą część rachunku . Mówiąc po ludzku podobno , prawie że , być może będziemy , aczkolwiek to jeszcze nic pewnego , mieć własny prąd .O ile dalsze konieczności administracyjno- prawne nie uziemią nas ponownie.
Hm ile to jest 6 kubików drewna opałowego? Jutro pan przyjedzie , waham się czy dość miejsca mu zostawiłam....

ori_noko
07-06-2004, 20:21
E tam , te sześć kubików drewna to jedna przyczepa od traktora, a ja miałam wizję imponującej góry drewna- z drugiej strony jeśli mi przypadnie zaszczyt by całość ładnie ułożyć.... Tak na wszelki wypadek zrobię to i sprawdzę czy na pewno to tyle drewna jak napisane. Dziwnie nieufna jestem :-?
Ze względu na spadek formy budowlanej zrobiłam wycieczkę do takiego miejsca gdzie sprzedają roślinki. Zasadziłam trochę zieleninki pod żywopłot, dwie wierzby , tu berberysik, tam tawułka, tu znowu coś o nazwie diablo, a na samym przedzie barwny krzaczek nieznanej mi nazwy dar od Świnek z Dnia Mamy. Odzyskałam humor. :)

Na forum systematycznie odwiedzam też inne działy, ale przede wszystkim wątek budujących ten model co my tzn.: D07.Przeczytałam ze zgrozą uwagi co do wielkości drzwi wejściowych: projekt podaje wymiary skrzydła zamiast otworu pod ościeżnice . :o :o :o Znacznie zaniepokojona pokłusowałam na budowę, mierzę , raz drugi. Uff pan Majster zrobił po swojemu nie wg wskazówek. Chyba zmierzę też okna, dotychczas największą wagę przywiązywałam do prostych ścian.
A te wierzby śliczne Japońska Hakuro z różowymi odrostami, nie szczepione. To mój czwarty gatunek z tej rodziny , zostało ich do zasadzenia 350-4= 346 rodzajów :wink:

ori_noko
08-06-2004, 18:42
Z górami za lasami w takiej części Polski gdzie jest generalnie płasko i sucho mieszkała Wiedźma. Lubiła roślinki, latanie na miotle i piwo guiness'a. Coraz trudniej było jej się utrzymać na rynku pracy , a bo to ludzi skutecznie straszył Urząd Skarbowy , a to połączenie z Unią i znowu ludziska uciekali nie przed nią jeno przed Vat-em, a to TV wyemitowało coś dla dzieci a i obrady Sejmu wiały grozą. Mimo to przetrwała. Zmieniała profil. Dostosowała się. 8) Niestety popełniła błąd. Duży błąd... Zamarzył się jej ogród i własna chatka. Zgodnie z tradycją domek miał mieć piec by ciesząc się z dobrego przelotu nad okolicznymi wioskami Baba Ewa mogła grzać sobie zziębnięte kończyny. Jak piec to i komin. W razie czego będzie miała awaryjne wejście do domu , a i Gwiazdora będzie jak kulturalnie wpuścić. Rada w radę wzięła się do roboty i po konsultacjach z Dziadkiem Mrozem ( qrczę kochanie tylko on mi przychodzi do głowy jako twoja podmianka :wink: )oraz na forum zdecydowała się na systemowe kominy Schiedla. A bo łatwo się stawiają , mają 30 lat gwarancji , mając je dostaniesz zniżkę przy ubezpieczeniu, wkład ceramiczny i zajmują mniej miejsca. Jako Wiedźma asekurantka spotkała się z panem Schiedl Doradca i upewniała się co ma zamówić, żeby i Gwiazdor wszedł i jego worek i piec z zamkniętą komorą spalania podłączyć można było i kominek.... Zachwycona obejrzała obrazki gdzie pyszniły się zestawy standardowe – tak myślała. Poleciała do pana Materiały Budowlane :D Zamówiła :) Czeka :lol: Najpierw dostali rachunek :roll: Duży :o 4500 zł :cry: Płatny natychmiast :cry: Następnie trochę części kominowych. Po drodze uświadomiono ją że obrazki to obrazki, a niektórych elementów nie będzie , bo ich nie robią lub są za drogie i nie są w standardzie. Wszystkie wersje doczekały się licznych autoryzacji .... Cztery tygodnie później sina Wiedźma próbowała jeszcze zrozumieć czemu nic nie ma!! A to po prostu zavatowanie . Prościzna. Objawia się to tak firma/fabryka/hurtownia przyjęła zamówienia płatne do 30 kwietnia z 7% vat-em , oczywiście mimo przepływu zamówień i gotówki towaru fizycznie nie ma więc następuje zjawisko... zavatowania.I wisisz sobie na słuchawce gdzie słyszysz wyżej przytoczony wywód.
Jednak i dla Baby Ewy świeci słońce, jej nowoczesne, systemowe kominy przyjechały, pan Majster rozrobił specjalna zaprawę Schiedla , wpakował na stosowne miejsce elementy systemowe Schiedla i pojawił się komin. Tylko okazało się ,ze brakuje kilku elementów Schiedla , jednych jest za dużo, drugich za mało. Nic to ,że na końcowe fragmenty czekaliśmy w sumie pięć tygodni, że w tym czasie powstał dom...W tak zwanym międzyczasie pan S.Doradca gościł u niej dwa razy.
Wiedźma przemyślała sprawę : jak pojadę osobiście to chwycę pana Materiały Budowlane i wmontuję w wakujące miejsce niech trzyma, ale z drugiej strony jako istota żywa może zwiać. Na początek starczy telefon, łatwiej być grzecznym... Wbrew swojej naturze Baba Ewa słodko szczebiocze do słuchawki : czy pan uwierzy, ze brakuje części do komina? Nie uwierzył...
Oddelegował do pana Schiedl Doradca. Przyjdzie jutro rano zobaczyć o co chodzi . Ciekawe kto wygra zły konkurs : pan Majster źle spasował (?) pan Doradca źle doradził (?) pan Materiały Budowlane źle zamówił (?)pani Wiedźma Inwestor źle wybrała ekipę , dostawcę i doradcę (?) Zobaczymy.
A wiecie co jest „najzabawniejsze” ? Zarozumiała Wiedźma już udzielająca innym porad budowlanych (a zna się tylko na straszeniu) nie podpisała umowy/ zamówienia jakie to kominy chce. Pokazała panu MB zapiski pana Schiedl Doradca posłuchała z lubością jak są zamawiane telefonicznie wymarzone kominy i odleciała do domu. Kolejny materiał włączony w rozległy system WZ-etek .
Uwaga dla potomnych: bierzcie opis/ specyfikację nietypowych zamówień.
Jako formą ochrony Wiedźma zażyczyła więc sobie w ulubionej hurtowni karty gwarancyjnej do kominów :)
- Ależ pani nic o tym wcześniej nie mówiła ?
- A jak mam dostać usługę gwarancyjną ?
- Myślałem że pani tego nie potrzebuje ....
- Już o tym mówiliśmy miało być z reszta elementów , a prócz kominów potrzebuję sławetnej gwarancji , tak jak pan obiecał....
Wiedźma chce wrócić do zawodu, poćwiczy na panu Materiały Budowlane... wróci wprawa to się wybierze w dalsze rejony kraju.... i dziedzin. Strzeżcie się .....

PS. Będzie możność podnajęcia....

ori_noko
14-06-2004, 11:04
Uzupełnienie dla nie - Wielkopolan :
W pozostałych rejonach kraju prezenty przynosi Święty Mikołaj . Natomiast w poznańskim św. Mikołaj przychodzi 6 grudnia i jest na garnuszku stomatologów. Podrzuca słodycze , bez żadnych dydaktycznych dodatków.;) prosto w czyste i lśniące buciki. Natomiast Gwiazdor to już gość od poważniejszych inwestycji, wspiera rozwój leśnictwa i handlu, swój wór winien pozostawiać pod choinką .

A propos choinek i leśnictwa. Drewna jest 3,25 m3. Gdzie jest nasze pozostała 3 m3? W lesie, w lesie..... :-? Okazało się, że reszta kasy wpłaconej czeka u leśniczego do obioru. Towaru jest mniej na fakturze. Czyli za dostarczenie 3,25 m3 zapłaciliśmy jak za przywóz obiecanych 6m3. Przy kolejnej dostawie (nie gwarantowanej wielkości jak widać ) trzeba będzie ponownie transport opłacić. Dla mnie zbyt wydumany system. Szkoda poszukam innego dostawcy. I już. Chociaż te numery z telefonami, sąsiadami i zgadywanka mi się podobały :)

ori_noko
14-06-2004, 11:12
Z przygód „Wiedźma i kominy” poznałam :wink: dalszy przebieg zdarzeń :
Pan Schiedl Doradca zafrasowany obejrzał wszystkie ciągi, policzył części, poczytał swoje zapiski w wiedźmińskim zeszycie i ze skruchą przyznał się do winy :
- Zapisałem dwa ciągi wentylacyjne a liczbę elementów podałem na jeden. Innymi słowy trzeba domówić 21 brakujących wentylacyjnych kawałków. :-? Ot i mamy kominowy półmetek.
Wiedźma przezornie oczywiście zaraz zamówiła co trzeba. Jednak natura pobudzona do czynu z trudem daje się ugłaskać. Ech te niegdysiejsze przeloty na miotle, rysowanie kluczem po karoserii co bardziej opornym, pokazywanie niezapłaconych faktur telefonicznych i chrapliwym szeptem podawanie wiadomości przez domofon : proszę otworzyć skarbówka... Patrzała na uprzejmego pana i myślała: jakby móc mu zmniejszyć np. rozmiar obuwia na stopach ? Albo spowodować w najbliższym czasie by musiał zmieniać codziennie oponę, o różnych porach, za to niezawodnie 21 razy. Albo mała klątwa na krawat ? :lol: Czy zdejmie do jedzenia, obłoży folią, schowa do szafy , siądzie na nim, odwiesi na drugim końcu biura , kończy sie poplamieniem. :P Do zebrania pełnego Oczka... No bo w dokuczaniu nie należy przesadzać ......jeszcze tak myślę.
Kolejny wydatek poza planem . W końcu to interes Wiedźmy prawidłowo wycenić i zamówić. Powinna się po prostu znać na budowie .

Jak teraz patrzę na koszt gotowego systemu plus przygody Wiedźmy to zrobienie kominów powierzyłabym swojej ekipie. Bez 30 letniej gwarancji, bez odpornych wkładów ceramicznych, bez zniżki na ubezpieczeniu, bez pięciu tygodni czekania, bez zwiększania się kosztów, bez brakujących elementów które są poza standardem , bez serii telefonów które obejmowały mnie, pana Majstra, pan Materiały Budowlane, pana Schiedl Doradca , pana Dalsza Hurtownia realizująca zamówienia Schiedla na Poznań, seria zaliczona przez wszystkich w różnych konfiguracjach. Życia szkoda.

Uwaga dla potomności: czytajcie Muratora! Czytajcie Forum! Czytajcie mój dziennik!
Ciekawe kiedy dojadą zamówione części....

ori_noko
14-06-2004, 11:28
Uwaga : Odcinek pozbawiony zupełnie wątków budowlanych. Tylko dla miłośników mocnych wrażeń na poziomie wczesnoszkolnym .Mamy chwilę przerwy na budowie. Czekamy na szalowanie i zbrojenie schodów. Równocześnie zbliża się wielkimi krokami występ najmłodszego Klona. Kończy się rok szkolny i wydarzenie to jest czczone w rozmaity sposób. Jestem naprawdę ciekawa jak to wypadnie. Wychowawczyni prosiła już o rozmowy wstępne z dzieckiem i o klasyczny strój apelowy. Ponieważ ostatnim razem wyglądało to mniej więcej tak:
Dzień Babci i Dziadka – przekładane terminy w przedszkolu zaowocowały brakiem babć na imprezie ,to choć mama musi się stawić. Oczywiście na styk zaspaliśmy. Gwoli uspokojenia sumienia krzyknęłam z kuchni:
- załóż biała koszulkę , granatowe spodenki i bluzę!
- Dobrze mamusiu.
Starszy Klon odholował braciszka na zajęcia zdążył przed szkołą cofnąć się do domu:
- Mama impreza o 13.00
- Dobrze, dobrze
Nie dręczona żadnymi przeczuciami (gdzie ten sławetny matczyny instynkt ?? ) wpadłam na sale gimnastyczną za pięć trzynasta, ulokowałam się miedzy statecznymi jubilatami i czekam. Patrzę i oczom nie wierzę: wmaszerowuje cała grupa , ustawia się na scenie...pośrodku moja pociecha wysmarowana obiadem w białej koszulce od w-f starszego brata (6 lat różnicy!!! nie mówiąc o gabarytach) i w najpotworniejszych poprzecieranych w siateczkę granatowych leginsach. Wkoło rówieśnicy w muszkach, krawatach i portkach na kant. Różnica była ...hm widoczna. Przywołałam próbując owinąć go jakoś gustownie nadmiarem materiału , wygładzić te wypchane na kolankach i zadku portki. Pełna klęska, ale młody zadowolony z serduszkiem przypiętym z przodu podskakuje z emocji. Pan z kamerą starannie wszystko uwiecznia – jak dla mnie nie ma potrzeby już wiem , tego występu nie zapomnę. Chwila koncentracji dla małych artystów, wszyscy milkną , nieruchomieją , przygasa światło, widać światło kamerzysty , jeden ludzik wierci się okrutnie słychać szept pani Dyrektor:
- Czemu tak skaczesz?
- Bo mi się siusiak przykleił ! To przeszkadza! - Głośna wyrazista artykulacja... No teraz to już przeszedł do legendy przedszkola – pomyślałam, nagle uspokojona , nic więcej nie zdąży chyba zaprezentować...
Grupa z przejęciem odśpiewała i odtańczyła pochwalne peany na cześć dziadków , ciasteczka i soczki zostały unicestwione .Dzieci zaczęły pławić się w chwale kiedy jeden z dziadków (zawsze jest jeden poczuwający się pan ) zabrał się do wygłaszanie stosownych podziękowań dla pani , dyrekcji oraz nadziei narodu. Rozpoczął tymi słowy:

- Te małe gorące serduszka ku nam skierowane dziś.... znany już wszystkim przenikliwy głosik mojego synka:
- Ja mam duże gorące serduszko! Starszy pan (co wprawa to wprawa ) twardo zaczyna od początku:
- Te małe gorące serduszka ku nam skierowane dziś...
- Ja mam duże gorące serduszko ! poszło o oktawę wyżej!
- Te duże gorące serduszka ku nam skierowane dziś....

Po imprezie kamerzysta zbierał zapisy. Nie będę pamiętać jak się nazywam , gdzie zbudowaliśmy dom , ale ten występ mam wyryty .I za trzy dni czekam na kolejny.... :D

ori_noko
14-06-2004, 14:09
Ech jak już chwale się potomstwem to moja ulubiona anegdota o Klonie średnim:
Umorusane stworzonko wpada do domu , wypija kubeł picia i wiążąc wiecznie rozwiązane sznurówki i mówi:
- mama przyjdzie ta nowa sąsiadka do ciebie.
- O jak miło , zaprosiłeś ją?
- Nieeee, wlałem jej synkowi.....


Od tego czasu myślę, że większość dowcipów o sławnym Jasiu jest prawdziwa....

Dziwne uczucie kiedy forum było nieczynne. Nie jestem chyba uzależniona , całkiem sobie radzę bez możności konfrontacji, choć żałuje, że nie wymieniłam telefonów z innymi agentami D07. Miałam zagwozdkę ze schodami. Pan Cieśla proponuje lekkie rozsunięcie stopni , później ponoć łatwiej je obłożyć drewnem. Pan Drewniany mówi, że on potrafi każdą rzecz zrobić....I bądź tu mądry i pisz wiersze... Z drugiej strony to nie wygląda na ułatwienie pracy dla Cieśli więc może ma rację. Pan Majster starając się zapewnić ciągłość prac dla swojej ekipy chyba się przeorganizował : najpierw namówił mnie żebym marudziła panu Cieśli o szybsze zaszalowanie schodów bo on by je już mógł wylać. Cóż namówiłam więc gościa do współpracy, a tu pan Majster nosem kręci, tam robią tynki , ówdzie ścianki działowe, a tu mu zbrojenie schodów wypadło. Trudno, sam prosił. Ja proponowałam: jak mają wolne moce przerobowe to proszę zacząć taras. To będzie integralna część domu a jego zrobienie pozwoliłoby mi podsypać wkoło ziemię i powoli sadzenie zieloności w najbliższym otoczeniu.
Dziś od 6.00 rano sześciu panów szalało wokół schodów. Pomyślałam sobie, troszkę przesadzają tylu ich do niewielkich schodów! Jakie zamieszanie robili! Radio , piła tarczowa, piła spalinowa , wszyscy klęli, gadali , wołali do siebie i tłukli młotkami. Straszliwy hałas. Do tych pór żyłam w przekonaniu że decybele w których trzymają mnie dzieci są maksymalnymi.
A teraz zaraz wchodzi pan Majster zbroić schody, jutro je wyleją i skończy się chodzenie po drabinie !!!! :lol: Ram pam pam pam....

ori_noko
16-06-2004, 00:14
Schody systematycznie schną szamocąc się szturchane szlauchem 8)

ori_noko
17-06-2004, 00:07
Dziś chodziłam po naszych własnych schodach :D Fajnie. :lol: Połaziłam po nich ze cztery razy ... Musiałam się podnieść na duchu : cały poranek spędziliśmy w banku. Podpisując trzydziestoletni cyrograf. Koszmarne uczucie . Czytaliśmy oboje umowę kredytową , znaleźliśmy tam dwa błędy . Jeden to brak zapewnienia / zdefiniowania ,że marża banku jest stała przez cały okres kredytowania oraz o rok wcześniejsza data rozpoczęcia spłaty całości kredytu... Poprawiono....

Czyli kochani potomni: Czytajcie umowy kredytowe , dokładnie bardzo. Poproście o możność zabrania do domu i spokojnego przeczytania. Macie do tego prawo – w końcu to długi związek ma być.

Dobrze, że byliśmy tam oboje równocześnie, wspieranie wzajemne sporo daje, a każde wyłapało też jeden błąd. Super. Jesteśmy ekstra liga kredytowa. To czemu mam takiego doła?

ori_noko
18-06-2004, 23:22
Taa wsłuchałam się w siebie , miłe komentarze i koszmar kredytowy lekko zbladł. Pewnie wpływ ma konieczność zapłacenia za tydzień kolejnych rachunków, a kredyt będzie wtedy już uruchomiony...

Dziś radio podało wzrost kursu franka szwajcarskiego pierwszy raz od czterech lat :o Mimo intensywnego namawiania przez kredytodawcę wzięliśmy jednak w złotówkach. Szkoda że nikt nie zrobił nam zdjęcia kiedy rano padł komunikat o zmianie kursu, ta ulga na twarzach...I to dzień po podpisaniu wszystkich papierów... Przykro mi na myśl o ludziach w odwrotnej sytuacji.
Swoją drogą pan Bank namawiał nas na dwie duże transze, nie będzie trzeba opłacać inspektora bankowego, mniej biegania, środki zawsze pod ręką :-? Hm kolega małżonek policzył ,że warto zapłacić 80zł za wizytę niż brać większą transzę i regulować odsetki. Jeszcze to przeliczymy, jednak wygląda na rację po naszej stronie . To budowanie wyostrza odrobinę uwagę.

Aha mam wszystkie części do komina (podobno) ! Pan przyjechał bez HDS-u ale dzielnie sam rozpakował całość. Cieszę się . Po ostatnim takim doświadczeniu cienka byłam. Lada dzień też przyjedzie więźba. Co ciekawsze lepszą cenę dostaliśmy na drewno z mazurskiego tartaku z dowozem (organizuje pan Cieśla ) niż na miejscu. Dziwny jest ten świat..

ori_noko
20-06-2004, 00:36
Czas laby , chorowania i inne takie zbliża się ku końcowi, nadchodzi ....dach. Ach!
Pan Cieśla ma za sobą schody, a nadal robi dobre wrażenie. Nietypowo tak jakoś. :wink: Wprawdzie pierwotne szalowanie z materiałem wycenił na 1400zł, jednak wykorzystał większość naszych desek ( szalunkowych ), palety bezzwrotne tak wiec policzył za robociznę i dokupiony materiał 740 zł. Miła bardzo obniżka. Jednak chyba nie wykazaliśmy się dostatecznym entuzjazmem ( padnie na dziób to było stadium w jakim się z nim rozliczaliśmy ), wiec obiecałam sobie przyłożyć się do wyrażania uznania za oszczędności i dokonania przy najbliższej okazji... No i skucha. Pan Cieśla dzwoni dumny i blady, że znalazł drugi punkt na obniżenie kosztów dachu,, łaty i kontr łaty zamówił bez konsultacji w tartaku...i co ja na to? (Pierwotnie proponował z hurtowni pokryć dachowych ) A ja z kompletnym brakiem taktu wypaliłam w słuchawkę zgodnie z prawdą : przecież pana sama o to prosiłam przy zamawianiu więźby !! :oops:
Co mi szkodziło podziękować za troskę ? Pożałowałam radości człowiekowi- fuj egoizm i tyle. A jest naprawdę nam życzliwy. Bez żadnych cyrków przyjrzał się przepisom 22 i 7 % , pogadał z księgową i dostaniemy wszelkie akcesoria dachowe z 7% podatkiem- jako usługę z materiałem. Czyli jak byśmy nie patrzyli 15% kwoty dachu nie opuści naszego konta. Pozostali panowie wzbraniali się przyjrzeć się nawet tym przepisom...

PS. No występ Klonika za nami. W bogatym programie przedszkolnym nasza grupa odtańczyła poloneza. To najdziwniejszy taniec jaki widziałam, :o żadne dziecko z ugięciem nie trafiało w rytm , ale wszystkie przejścia zrobili bezbłędnie. Ciekawe czy umiem tańczyć jeszcze poloneza...

ori_noko
23-06-2004, 22:47
Na specjalne zamówienie w albumie mamy nowe zdjęcia :wink: Schody i to co ocalało z wiatrołapu po akcji cięcie ścian jeszcze na etapie projektu. Dla wtajemniczonych agentów 07 to zniknie jeszcze ściana widoczna na lewo od wejścia. Za nią czają się schody i chcemy zostawić sobie bardziej otwartą przestrzeń. Jutro przyjeżdża więźba!!!!

ori_noko
25-06-2004, 13:31
Przez okropnie denerwujące dziesięć dni prawie nic się nie działo. Dumałam co można zrobić i przyszło.........czekać. Ekipa działa na innej budowie , a w mazurskich lasach drewno się ścina, się wiezie , się rżnie...

Czekając, namiętnie szukam normalnego elektryka . Jednego w miarę zwykłego znalazłam. Jednak zwracanie się per „Drogi” Panie jest na dłuższą metę meczące, jednak po zapowiadanym rachunku może mi tak zostać do końca życia.
Nadal przyjmuję oferty na naszego Instalatora do ogrzewania i chyba nowego pana Wykończeniówka. Po wielu uzgodnieniach ,naciskach , przymiarkach itd. dostałam wycenę od Nidy gips po kafelki poprzez gipsowanie, szpachlowanie , ocieplanie, okładanie klinkierem . DUŻO. Zdecydowanie zbyt spora sumka. Oczywiście zaczynam serię rozmów z ludźmi na naszym terenie... Jednak wolę nie myśleć o budżecie domu jeśli oferta nr jeden okaże się dobra....

No dobra proszę szanownej wycieczki : jak państwo zauważyli na oglądanym terenie zaszły zmiany. Uroczy prosty budyneczek po lewej to garaż, rozmiarami przypomina młodego słonia i mimo iż jest martwa naturą to jest równie niesforny. Idąc dalej prosto mijamy górę ciemnawego piachu na którym wytrwale rosną wszelkie okoliczne zielska. Nosi aktualnie dumną nazwę alpinarium... dawniej humus spod domu. Jeden z drobnych celi życiowych rozwieść toto na taczkach.....
Jak widać hałaśliwa ekipa pana Cieśli szaleje , zmieniając krajobraz z minuty na minutę. Jeszcze rano był stos drewna, po dwóch godzinach był stos nacinanego drewna, po kolejnych dwóch stos odpadków i początki pokrycia dachu, chyba się kopnę na działeczkę zrobić fotkę. :lol: do zobaczenia wieczorkiem

ori_noko
29-06-2004, 13:43
Panowie zaskoczyli mnie WIECHĄ nie wiem jak , ale pomyliłam dni i sądziłam, ze mam troszkę czasu ... Wracam z poszukiwania klinkieru, a tu sobie dumnie powiewa wieniec, aaaaaaaaaa. No fajnie , wszystko zamknięte, przyszło przełożyć wiechę na dziś. Wykombinowałam sobie tak: skoczę po kurczaki z rożna + piwko . No tylko zapomniałam ,iż mieszkam na zadupiu . I tak inwestorski poczęstunek to: piwo i czekolada Milka. Tyż piknie . W każdym razie byli odrobinę zaskoczeni. :lol:
Praca z ekipą Cieśli układa się mało płynie. Podpisaliśmy umowę, a tam stoi jak byk : zapłacimy po wpisie do dziennika przez Kierownika budowy . Wpis ma oczywiście być zatwierdzający wykonaną pracę.
Pan Cieśla czeka na kasę , a pani KB zarządziła przesunięcie jednej krokwi, za blisko komina jest.
Jutro poprawka, jak zaliczą będziem się liczyć. Z drugiej strony pani użyczająca prądu przyszła naskarżyć na panów od więźby. Nie czekając na jej przyjazd wleźli do środka (hm to się nazywa włamanie ) włączyli sobie sami fazę i jeszcze jej pyskowali. Oj wściekłam się i chciałam zaraz inwestować w telefon do nich, ale kolega małżonek uspokoił : pani Prądowa już sobie z nimi porozmawiała. Jednak tez sobie podyskutujemy o niszczeniu stosunków dobrosąsiedzkich...

Oj jutro o 6.15 przekładanie krokwi . Dziś pobiłam rekord telefonów monotematycznych: rozmawiałam z ośmioma elektrykami! Mam teraz pełen przegląd: jeden pan ma dobrą cenę, ale nie robi pomiarów końcowych, drugi pracuje z dwoma osobami cena mniej atrakcyjna, trzeci świetnie mówi cena koszmar, czwarty cena + uprawnienia pracuje sam, piąty ekstra cena (szara strefa) ale nie ma pieczątek i tak stale...

ori_noko
30-06-2004, 22:41
Biedniutki mój ogródek , :( połowa wykoszona połowa tonie w rozszalałej zieloności piołunu, maków, ostów , dzikich fiołków , niezapominajek, dzikiego tytoniu , lebiody tak wielkiej ze mogłaby startować w konkursach dla młodych chwastów. Po urlopie wykoszę , wypielę i wysprzątam z dziwnych porozrzucanych resztek materiałowych.
Teraz za to wracam w normalne tryby :

- pan Cieśla zgłosił się na poprawki i przeprowadził je ze swoimi chłopakami w imponującym tempie- ale był zły!!! No ja tez o 5.45 nie byłam zachwycona. Ale byłam .... na miejscu.
- Pan Majster uświadomił mi że musze oddać panu Materiały Budowlane naddatek elementów wentylacyjnych ! Serio. Po tym kominowym cyrku to widocznie jeszcze nie koniec. Wolę o tym nie myśleć. Końcówka komina jest z klinkieru.
- Ekipa Cieśli czeka na zapłatę, ja na wpis KB, a tu mi szef od dachowej roboty zaczyna napomykać o konieczności zapłacenia dziś za wszystkie potrzebne jeszcze elementy dekarskie!! Nie mieszkamy w Warszawie tu trzeba dzień wcześniej powiadomić bank to sprowadzą kasę , a tak to zapomnij ...
- Pan Majster wzywa na budowę, brakuje mu precyzyjnie wyliczonych cegieł klinkierowych i zaprawy – staram się nie denerwować- poznaję go coraz lepiej jak chce przyjazdu to oznacza po prostu „podziw” jak potrzebuje materiału to mówi zupełnie inaczej.

Dobra jadę. Zatkało mnie, kominy no super. W niemym podziwie wysłuchałam historii wyszukiwania pełnych cegieł do podmurówki (osobiście je składałam w jednym miejscu bo wkurzało mnie ich rozwłóczenie po działce) , oraz jak musieli kombinować nad niedostatkiem zaprawy do klinkieru. Sprawa miała szczęśliwy finał, ale dreszcze emocji były, zwłaszcza u mnie : widziałam w trakcie opowieści tego z murarzy , który ma lęk wysokości jak z twarzą lekko zieloną wyrównywał zaprawę. Oczywiście cały czas byłam pod telefonem i mogłam im dostarczyć każdy potrzebny element.... Ewidentnie chodziło o zachwyt.
Swoją drogą przyjrzałam się krokwi budzącej zastrzeżenia pani Kierownik , hm po mojemu to mogło tak zostać. Konkretnie ten komin klinkier ma tylko na górze bez obmurowania od podstawy - to po co było zmieniać, poszerzać odległości ? Podczas wieczorku zapoznawczego z panem Dekarzem, pan Cieśla zsiniał jak zobaczył bezsens swojego porannego działania.
Pan Dekarz ma wchodzić na budowę w czwartek – piątek. Dobrze.
Nasz dach w tej chwili jest szalenie rozczłonkowanym tworem. Nie z natury jeno z wyboru. Dachówki u nas na placu, rynny u pana Cieśli w garażu, okna w hurtowni, pozostałe elementy u pana Dekarza. A to prosty dwuspadowy typ, aż strach pomyśleć co by się działo przy czterospadowym dachu. Zabrakłoby nam możliwości lokalowych. Troszkę żal , zniknie przestrzeń nad głową , przepływające chmury cała ta błękitność i białość dotychczasowego „zadaszenia”.

Uwaga dla potomnych: robiąc kominy systemowe wiedźcie iż są cztery możliwości wykończenia : a) cegła klinkierowa b) płytka klinkierowa (mrozo i żaro odporne i takie same kleje ) c) tynk (mrozo i żaro odporny) d) goły szary element. W wypadku a) nie potrzebujecie tylu końcowych elementów....Czujecie bluesa? No właśnie, ale .... przy rozwiązaniach b) i c) poproście o pisemną gwarancję na wykonawstwo okładziny komina , lubi odpadać. Mi nikt tego nie chciał dac wiec jest odpowiedź a). I to by było na tyle... :wink:

ori_noko
02-07-2004, 00:38
W życiu każdego inwestora przychodzi moment kiedy kończą się uśmiechy i trzeba iść się rozliczyć. 8) I to był właśnie ten dzień. Należało stanąć twarzą wobec rozrosłych się należności, przejrzeć rachunki i w drogę. Efekt ?Wszystko uregulowane, a ja nucę fałszując smutne pieśni... Z drugiej strony co by mi się cisnęło na usta, gdyby przyszło pokolędować po wszystkich z wiadomością o spóźnieniu płatności? Hę ?

Zahaczyłam o kantorek pana Materiały Budowlane i jakoś przeszło mi przez gardło:
- zostały mi elementy od kominów - Czekałam na reakcję. Wiecie ten gość ma klasę! Patrzył na mnie długo, lekko poróżowiał, a na czole pokazał się obrazek gilotyny ze mną w roli głównej.
- I chciałabym panu te części oddać, mam też nadmiar garów stropowych- no powoli doszedł do siebie. I złego słowa mi nie powiedział. :o
- Z wentylacyjnymi to nie będzie problemu gorzej z pozostałymi częściami.

Teraz czekam , co z tym fantem da się zrobić.... I szykuję się do drugiej tury organizacyjnej, oj urlop się przyda. ..

ori_noko
22-07-2004, 01:28
No urlop to ekstra wynalazek. Fajnie mieć wolne, można poszlajać się z rodziną , poparzyć lekko od słońca, wymoczyć w wodzie, nakarmić komary, odpocząć od budowy. I prawie się udało. No właściwie udało się całkowicie. Z małymi wyjątkami :

Wyskoczyliśmy poza granice RP , co szalenie podraża kontakty telefonicznie stąd tempo wymiany smsów było momentami imponujące. Na straży budowy zostawiliśmy panią KB i zaprzyjaźnionego sąsiada, który bardzo życzliwe kibicuje . Jeszcze wyjeżdżając mijamy działkę zezując na teren z dalszej drogi, a tam ani śladu życia :-? . Nie zdzierżyłam szybko ostatni „tani” telefonik do głównego wykonawcy:
- Gdzie te chłopy? No gdzie?
- Spokojnie zdążymy. Pani przejechała obok, a oni w budynku śniadanko jedzą.
- Aha stąd nie było nic widać? - Oki troszkę odetchnęliśmy i hajda w drogę
Po dwóch dniach (sms) :
- Leszku czy na budowie coś się dzieje?
- Na razie robią folię i nabijają łaty i kontr łaty – Opalamy się i kąpiemy z oddaniem. Najmłodszy Klon stylowo obił sobie dziób, ma guza na nosie i ranę jakby dostał kastetem.
Sms:
- Nic się na budowie nie dzieje.
- Nic się nie dzieje . – Kąpiemy się , nurkujemy , zużywamy tony mleczka z filtrem. Klon średni bez powodzenia przeszedł próbę złamania nogi. Tylko obita. Cała rodzina na obiad dostała ośmiornice, najmniejszy ludź płonie entuzjazmem do nowego smaku.
- Na budowie nic się nie dzieje (cholera jasna)
Aaaaa no dobrze telefon do pana Dekarza:
- Bo pani wie, czekamy na windę do wciągania dachówek , ludzi szkoda.
- A kiedy się będziecie wciągać ?
- We wtorek.
Sms wtorkowy:
- Macie na dachu dachówki !
- Miód na moją zbolałą duszę. Pisz więcej smsów co u nas się dzieje bo ja tu tylko o dachu myślę – Nocne spacery deptakiem kiedy spada temperatura , Klon najstarszy zbyt oszczędzał na smarowidłach , może pluskać się tylko w koszulce coby plecy słońca nie widziały. Połowa urlopu za nami
Sms :
- Z bólem serca donoszę o braku jakichkolwiek ruchów na waszej budowie.
- Panie Dekarzu jakże ja mam wypoczywać kiedy to wy się tym zajmujecie, przez was tkwię na dachu - myślami!
- Pani Ewo, cały czas praca wre. Pani znajomy widocznie po pracy jeździ to nas nie zobaczył.
- Panie Dekarzu, on ma klucze na działkę to efektów nie widział. My wracamy w niedzielę. – Klon Ojciec głuchnie z lewej strony i chcąc zmonopolizować uwagę rodziny podejmuje próby rozwinięcia tego w profesjonalne zapalenie ucha. Nie traci jednak hartu i w chwilach wolnych od bólu wygrzewa się na balkonie z widokiem na przepiękne morze oraz nurkujące potomstwo.

Przemyślenia: po co się tak tym dachem denerwuję ? Umowę przytomnie podpisałam, termin jest, kary za spóźnienie są, podkreślenie, że wypłata po wpisie do dziennika budowy dopiero. Weź dziewczyno na luz , miast rano patrzeć na sąsiedni dach spróbuj patrzeć na morską ton. Jesteś na wakacjach.
Sms:
- Wreszcie ruchy widać i efekty. Siedzą na dachu i kładą dachówkę przy dachówce.
I w tym duchu szalały wiadomości w powietrzu gdzie jednak 80% sprowadzała się do informacji o zerowym postępie prac.
Zaczynam odczuwać skrępowanie moim imponującym stanem zdrowia. To myślenie o zadaszeniu w połączeniu ze słońcem, bryzą morska, spacerami i tak kiczowatymi zachodami słońca ,że zatyka dech w piersiach dało efekt zrumienienia i zahartowania. Hm to chyba dobrze. Czas nam wracać w pielesze domowe. Prócz budowlanych smsów dostajemy alarmujące wieści o pogodzie w Polsce. Oj mamy z temperatur 30-35 st C wpaść w objęcia deszczy i ciepła o połowę mniejszego. Nic to wracamy na naszą budowę J Pierwszy skok Czechy, spanie, Polska. Można by sądzić, że urodzili się wszyscy w drodze czy co? Dzieci konkursowo znoszą przemieszczanie się, wkurza ich tylko najmłodsze ogniwo, jak śpi to pokłada się na rodzeństwie obijając ich gdzie bądź twardą łepetyną na zakrętach.

ori_noko
27-07-2004, 16:17
Tak to prawda zaraz po rozpakowaniu juków podróżnych , sycząc i lekko stękając skoczyliśmy na budowę. Czujemy ogromne rozczarowanie, połowa garażu i 2/3 domu szczyci się celtycką Brassa . Brakuje gąsiorów, rynien, za to na całym terenie niewiarygodnie brudno. Dosłownie wszędzie leżą śmieci. Nie wytrzymałam zaczynam zbierać. Koło domu śmierdzi choć jest sławojka, chwasty po pas (no akurat to, to nie ich wina ), porozrzucane wszędzie kawałki dachówek, połamanych i popękanych też sporo, deski, obrzynki, kawałki drewna z powbijanymi gwoździami są na każdym kroku. :evil: Wściekli i przygnębieni idziemy spać.

Skoro świt kosa w dłoń, woda, przekąska, krzesełka, grabie, worki na śmieci. Czeka nas jeszcze jedna niespodzianka , zepsuta pompa. W dodatku ktoś naprawiał na siłę , widać ślady potężnych uderzeń młotem . Fajnie, nowa abisynka kosztuje przeszło 500zł. Kombinuje przez cała niedzielę jak uzyskać zeznanie który mądry to zrobił, hm arbitralnie potrącić za nową pompę z wypłaty, w umowie nie ma nic o psuciu urządzeń nie związanych z budową?
Postanawiam przespać problem, bo jak na gorąco powiem panu Dekarzowi co myślę o ekipie to na pewno przyjaciela w nim nie zyskam. Troszkę wściekłość łagodzi pani KB- gratuluje dobrej roboty dekarskiej.

ori_noko
27-07-2004, 17:06
„Ach jak nie lubię poniedziałku”:
Przespaliśmy poranne wstanie do pracy, budzi nas telefon pana Majstra : bardzo prosi o ostatnią ratę należności, mąż musi przebukować bilet na następny lot, w skrzynce około 20 wezwań do odbioru poleconych, wysypały mi się na nogi bardzo dramatycznie to wyglądało, na poczcie kolejka z lat osiemdziesiątych :o :o , w banku panie głośno wypytują mnie o urlop - faktycznie odcinam się kolorystycznie od reszty postojowych, pan Dyrektor (ten od kredytu patrzy na mnie bardzo, bardzo podejrzliwe), a na samym końcu kasowego ogonka ustawia się pani ze szczeniaczkiem ratlerkiem na dłoni. Zwierzątko litościwie odciąga uwagę ode mnie zaczynając bojowo się głosić: hau , hau ....Stojąca przy matczynej kiecce dziewczynka z najwyższym zdumieniem w głosie woła :
Mamusiu zobacz myszka szczeka !! Oj ............. :D :D :D :D :D
W zdecydowanie lepszym nastroju jadę na działkę, gdzie na widok zwiększenia się bałaganu i panów dekarzy z mojej dyplomatycznej przygotowanej przemowy nie ostaje się nic. Uczęstowałam ich mniej więcej tak:
- Witam, jest szef ?
- Nie ma , on tak jutro , pojutrze wejdzie zerknąć jak nam idzie.
- O szkoda bo ma do was dwie sprawy i to jemu chciałam zwalić to na głowę, a tak to uraczę panów wszystkich. Pierwsza sprawa to (tu odwracam się żeby wskazać pompę i widzę moją abisynke rozkręcona na części pierwsze ) właśnie sprawa pompy, druga to czemu zostawiacie po sobie taki chlew? Chcecie mieć więcej dziur w du... czy wywietrzniki w nogach? Nie mogłam tu przez weekend dzieci wpuścić, bo wszędzie walają się kawałki drewna z gwoździami! Brudno, śmierdzi! Wyzbierałam osiem worów śmieci! Proszę z tym zrobić porządek. Nie chcę ,żeby komu się coś tu stało , macie zejść z budowy cali i zdrowi, krew, wyjmowanie gwoździ wcale mnie nie bawią.
?
- A bo z tą pompą to jak z samochodem chodziła , chodziła i zepsuła się. Rozumie pani?
- No rozumiem, ale nawet wtedy nie walę młotem w silnik.
- Kiedy panowie kończą bo następna ekipa czeka?
- Już mogą wchodzić, nam nie przeszkadzają, mogą sobie robić.
- No nie za bardzo mogą, bo jak jedna ekipa wejdzie to druga schodzi, żeby kwasów nie było, kto co zepsuł, zostawił, zamknął lub otworzył.
- My skończymy tak na koniec tygodnia..........

No i wreszcie sobie poszli, robota odebrana, teren wysprzątany. Po drobnych negocjacjach cenowo- czasowych z panem Majstrem „moja” ekipa murarska robi ścianki działowe. Ależ się domek zrobił hm mało przestronny.... na szczęście nadal nam się podoba :lol:

ori_noko
31-07-2004, 23:54
Dziś to poczułam się jak prawdziwy wyzyskiwacz !! :oops: Pojawiam się na budowie, a tu prócz ekipy murarskiej dwa cieniutkie szparagi ryją pracowicie rów w naszej gliniastej dziedzinie. To hm hm podwykonawcy pana Elektryka. Jego młodszy brat z kolegą. Przywitałam się grzecznie i poszłam podziwiać pracę murarzy. Serio zachwyca mnie jak w ich rękach rośnie nasz dom, podziały w środku , a z czasem otoczenie taras zrobią , płot w klinkierze... Z początku mało bawił mnie ulubiony dowcip pana Majstra : świat stworzył pan Bóg, resztę ...murarze. Teraz jestem skłonna przyznać rację.

Trzy dni chłopaki kopali równo, do nich dołączyli następni dwaj panowie z łopatami ...Ci z kolei to fachmani od kanalizy. Starannie zepsuli ubite podłoże w połowie domu. Mamy w w środeczku kurek z wodą. Każde z nas z przyjemnością odkręciło kran choć ociupinkę. Dla odmiany w przeciągu tygodnia wejdzie też gazownia i będą robić nam wykopki. Ot taki skopany tydzień. Teraz widać ,że to spory kawałek ziemi, koszt prac ziemnych rośnie lawinowo. Buuuuuu :cry:

Ostatnie podsumowanie wygląda tak:
- Rozliczony i zapłacony dach z obróbkami i rynnami
- Rozliczona i uregulowana praca murarska
- Pierwsza rata za hydraulikę i ślepa kanaliza
- Rozprowadzenie kabli po działce, ukończone
- Zaplanowanie łazienki (kuchni w 80% też) ukończone

Taaa troszkę prace ruszyły na przód. Czekam z utęsknieniem na tynki. Tak by się już przydały (za dwa dni elektryka w domu zacznie powstawać) a ekipa tworzy komuś innemu ograniczenia przestrzeni. Już mi ich brakuje.

ori_noko
01-08-2004, 22:29
Mam za sobą dość frapujące doświadczenie . Dwa tygodnie dzwoniłam do pani Ogrzewanie. :-?
Smsa nie dało się wysłać, telefon informował że mam to zrobić później. Tak jakby miała przepełniona skrzynkę . To w sumie zdecydowało już na 100% o konieczności zmiany wykonawcy. Pomyślałam sobie co mi po fachowcach których nie mogę umówić na pracę ?
Z poproszonych o wycenę firm wybraliśmy więc miejscowych panów. Obejrzałam wcześniej ich wyprowadzenia wodne w sąsiednim domu , były przyzwoite. No i kosztorys za materiały i robociznę całkiem normalne. Mieli dla nas czas, to że chcemy wprowadzać się w grudniu zmobilizowało ich do działania – znaczy się klient perspektywiczny . Oby nam się dalej tak ułożyła współpraca.
Zaraz po tym jak zamknęliśmy pierwszy etap (pod posadzkową kanalizę) dzwoni pani Ogrzewanie. I tłumaczy mi zawile ,że nie może się do mnie dodzwonić- osłupiałam- mamy trzy telefony. Jeden domowy z sekretarką i młodzieżą zapisującą wiadomości , następny ma mąż który odbiera i oddzwania , kolejny jest ze mną włączony przez 24 godziny !!!! Miała wszystkie namiary. Zresztą jako dowód służyło to że rozmawiamy!! Pani zwala winę na mnie, tak niby dzwoniłam żeby się nie dodzwonić... Poza tym o jednego klienta jej nie chodzi, oni mają pełno zleceń , no i dobra jak nie chcemy to nie. Zirytowałam się bardzo jednak postarałam się załagodzić nasz spór wychodząc z założenia : jeszcze może być i tak że do nich w pokorze powrócę. Nigdy nic nie wiadomo /Puchatek/ Tłumaczę, przekonuję , rozstałyśmy się we względnej zgodzie. Podumawszy jednak dla uspokojenia sumienia (bądź co bądź prawie byliśmy „po słowie”) dzwonię jeszcze raz do kobity. Zajęte. Dzwonie z domowego. Zajęte. I tak do końca dnia...
No może i kiedyś będę musiała do nich zwrócić się o pomoc, ale jak? Sygnalizacją dymną, telepatycznie, listownie ? Tylko powstało pytanie jak nam się udało wcześnie z nią nawiązać kontakt? Sprawa znika w pomroce dziejów....

ori_noko
01-08-2004, 22:51
Panowie Elektryczni :

Wiele rozmów, każdy telefon odebrany, połowa spotkań z różnymi ludźmi z tej branży nie doszła do skutku, a tu czas robić podłączenie, podstemplować umowę z Enea...
Na naszym terenie występuje dużo prądowych przedstawicieli , pewnie jaka szkołą jest na trasie dojazdowej bo nadzwyczaj sporo ich. Ceny kształtują się miedzy 18-40 zł za punkt, z tym, każdy te tajemnicze punkty liczy inaczej. Hm przydałoby się w Muratorze zdefiniowanie co to ma być ten punkt elektryczny i czy to normalne by za założenie „siły” trzeba było brać potrójną stawkę ? W każdym razie na placu boju zostały dwie firmy. Ceny podobne. Powędrowałam z problem do pana Majstra:

- po kim woli pan tynki kłaść po panu Pe czy po panu Ka ?
- No generalnie to po panu Ka - staranniej robią.

No i problem z głowy :) Do dalszych rozmów zaprosiłam pana Elektryka Ka . Podliczyliśmy punkty , gniazdka, oczekiwania i inne takie, przygotował wycenę. No cóż wolałabym niższą...Troszkę stargowałam. Ot tak dla zasady zawsze próbuję . Poprosiłam o dzień do namysłu i dzwonie do gościa wieczorkiem by ustalić terminy wejść, wyjść itd.

Teraz mniej przyjemna cześć trzeba obdzwonić panów którzy nie będą już brani pod uwagę. A tu telefonik brzęczy : jeden z elektryków proszonych wcześniej . Mąż wziął na siebie rozmowę. Jednak akurat ten odrzucony wart jest opisania. Miał przystępną cenę , dobrą autoreklamę i nie najgorszą prasówkę wśród wypytywanych . Poprosiłam pana na budowę by mógł wymierzyć, zerknąć, przygotować kosztorys, podpowiedzieć Inwestorce gdzie zapomniała o gniazdka , a gdzie o świetle ...Oto jak udało mu się w ciągu kwadransa przekreślić wszystkie pozytywne opinie z jakimi przyszedł:
Obejrzeliśmy dom . Akurat była postawiona więźba nota bene ze zwiększonymi krokwiami . Pan siada na poddaszu , wydmuchując kłęby dymu i wygłasza opinię – cytuję - osoby wrażliwe językowe proszone są o opuszczenie poniższej wypowiedzi:

- Kto to kurwa robił ? (kłąb dymu w moją stronę) No spierdolili pani tą więźbę totalnie. (uśmiech z lekką satysfakcją zza sinej zasłony) Co ma tu przyjść ? Dachówka? Pani wie jaki na to ciężar przyjdzie ? To kurwa będzie się giąć, ja bym nie zapłacił....
Później skrytykował w tym duchu jakość ścian , pokręcił głową nad stropem i wyraził dogłębne rozczarowanie, iż to nie zaraz natychmiast ta elektryczność potrzebna. Wycenę zrobił od ręki (co ciekawsze bez omówienia naszych potrzeb) 6000 zł + koszt koparki (ok. 140zł) + koszt pieczątki dla Enea, którą przystawi kolega (500zł) + koszt za pomiar końcowy napięcia (350zł), bo on to jest elektryk , ale nie ma firmy otworzonej. No mówię wam poezja śpiewana :roll:

ori_noko
01-08-2004, 23:09
Jako znaczne osiągnięcie organizacyjne powinnam odnotować nakłonienie pana Materiały Budowlane do odebrania (czynność dokonana) pozostałości materiałowych. U nich już tylko trochę rzeczy do nabycia nam zostało styropian, może tynki zewnętrzne , wata do ocieplenia dachu... Jednak na działce zalegały gary stropowe, trochę wentylacji, masa palet zwrotnych za które każdorazowo kaucja była policzona, suma sumarum na moje oko to jakieś sześćset złotych. Chętnie je odzyskam 8)
Rowy elektryczne wykopane, napełnione , zasypane. Woda w domu, kanaliza tyż. Teraz rozprowadzenie ciepła z kominka, kable w domu, odkurzacz i żeby pan Majster miał dzień wolny, a za chwilę jeszcze osiem dni dla mnie . Wtedy zgra się wszystko. Potrzebuję łutu szczęścia więc jak większość budujących zwracam się do forumowiczów z apelem : Trzymajcie kciuki i kto co ma pod ręką...:D

ori_noko
11-08-2004, 14:37
Co murarz to murarz ! Jak oni wchodzą na teren to życie nabiera blasku. Przez ostatnie czas kopano, ryto i kablowano na naszej dziedzinie.
Niby tych linek przybywało na ścianach, pomarańczowych puszeczek też, tu i ówdzie pokazały się filuternie wystające z piasku niebieskie rury z kranikiem ale takiego wrażenia że się pracuje , działa pełną parą to brakowało okrutnie. :-?
Za to dziś !!! Szaleństwo, mineralna i rap. Znaczy się panowie rapują ściany. Takim szarym czymś obrzucili cały dom – to podkładka pod przyszłe tynki, elektycy pracują w popłochu (było nie zawalać terminu to by się nie trzeba by uciekać przed ekipą murarską) . Na jutro planujemy taras przed kolumnami machnąć (ja podziwiam, oni fachowo tarasują). Czuję - życie wraca na budowę. :lol:
Bardzo mnie ta stagnacja dołowała. Kasa schodziła, a efekty nikłe jakieś takie były. Właściwie podsumowując to :
- całość elektryki (dziś jeszcze garaż )
- gaz przy ścianie domu (o radości iskro bogów....)
- woda i wyprowadzenie kanalizy na zewnątrz- gut
- rozprowadzanie rur kominkowych grzewczych – gotowe
- rury odkurzacza w drodze są , ale chłopaki się zwijają
- oddane do wyceny okna w dwóch firmach
- krzaczki zmuszone do wędrówek po działce przez ekipy kopaczy- ponownie wkopane, podlane - oby im te zabawy w przenosiny nie zaszkodziły.
Wieczorkiem dom zrobi się już całkowicie szary i smutny, ale jak się za to da jasny tynki i resztę to będzie przestrzeń i inne takie. ...

ori_noko
15-08-2004, 21:54
Tynki !! no palce lizać. :lol: Nie żałuję ani pół dnia kiedy przyszło nam czekać na ekipę pana Majstra. A przez to mamy prawie dwa tygodnie opóźnienia , ale gipsować to co nam zostawiają na ścianach to będzie pestka. Niesamowita przyjemność patrzenia jak te cegły z kablami zamieniają się w dom :lol: :lol: :lol:
Równocześnie dzięki tym wszystkim kablom, kabelkom i skrzynkom w ścianach będziemy mieli lada dzień podłączony prąd. Pojechaliśmy do Enea Gniezno żeby podpisać umowę . Pieczątka firmy elektrycznej była, rachunek zapłacony był , pozostała nam tylko podanie tego odpowiedniej osobie i umówić się z miejscowym pogotowiem energetycznym co do założenia licznika. Prościzna? Prawie... :roll:
Pierwsza sprawa wyszła kiedy elektryk zobaczył nasze zgłoszenie zapotrzebowania na prąd - oczy wytrzeszczył i prawie mu tak zostało. Dawno dawno temu złożyliśmy do Enea o 8 Kw. To miało być dość... do naszego garażu, który z czasem przekształcił się w budowę domu ! Ino teraz potrzeba tak z 12 Kw. Zatelefonowałam do Gniezna – och nie ma problema – mamy złożyć komplet dokumentów jeszcze dopłacić (124 zł + 22% !!!! za każdy dodatkowy kilowat) i poczekać.
Druga sprawa – na wypad do prądowni wybraliśmy sobie czwartek dzień obsługi klientów do 17.00 bo to niby mąż zdąży po pracy. Pojechaliśmy wyjątkowo wcześniej , wmaszerowujemy tacy jacyś radośni , wizja własnych rachunków wywoływała (pierwszy raz w życiu) we mnie pozytywne nastawienie do świata.
Za długą ladą siedzą trzy osoby uśmiechnięta pani, skwaszony pan, kobitka chyba z bólem zęba (była jakaś taka obolała) . Podajemy papiery i prosimy coby od razu zwiększyli nam przydział mocy. Hehehe jestem naprawdę naiwna :
mamy wziąć druczek, oczywiście wypełnić, dołączyć kopię aktu własności działki, mapkę z naniesionym budynkiem i złożyć o warunki techniczne . Po co ? Toż mają już u siebie ten zestaw ? Przecież prosimy o zwiększenie do istniejącego przyłącza ! Tak , ale to potrzebne jest do archiwum. O ! :-?
Pan ponurym głosem zażądał od nas pozwolenia na budowę, z dezaprobatą popatrzył że nie mam kopii , wzdychając zrobił ksero przejrzał papiery i zlecił dopłatę ! :x
Rachunek za przyłącze Enea wystawiła nam w maju, zapłaciliśmy w czerwcu a od sierpnia ktoś tam stwierdził że i za to też trzeba zabrać kasę ludziom i Enea kasuje dla fiskusa. No dobra nie jest to wina pracowników, ale podnosi ciśnienie.!! Klepiemy się po kieszeniach robimy zrzute i brakuje nam przeszło 100zł. W kasie Enea nie można uregulować kartą, poza tym mamy się pospieszyć bo czynna jest do 14.00 !! A bez całości opłaty umowy z nami nie podpiszą. ..
Oj zeźliłam się, mąż pognał szukać bankomatu, a ja nietaktownie wyraziłam zdziwienie czemu oni pracują do późna, a kasa nie? Przecie ich biura są położone ostro w bok od środków lokomocji , jakbym przyjechała pociągiem to bym histerii dostała na takie dictum że trzeba mi powtórzyć wyprawę.
Pan najoględniej mówiąc odburknął mi ,że ich to nie obchodzi bo kasa jest w ajencji. Ech dziwny jest ten świat... Szczęśliwie kolega małżonek zdążył pojawić się nazad o 13.50 stosowna kwota opuściła nas , a my po podpisaniu papierów progi Enea Gniezno.
Jutro mam wysłać do nich prośbę o zwiększenie mocy i cyrk rozpocznie się od nowa. Nio budowanie wyrabia charakter , a u mnie raczej charakterek.....Szkoda taka radosna do nich wchodziłam. Z drugiej strony będziemy mieć prąd, prądzik, prądziątko :D :D :D

ori_noko
20-08-2004, 00:58
Straszne uczucie kiedy nic się na budowie nie dzieje.......... :( Nie zgrały się terminy ekip i trzeba czekać.
Jednak niewiele abstrahując od budownictwa, znacie to dręczące pytanie : Czy jest sprawiedliwość ? Te rozważania , dociekania , wzruszenia kiedy przeczuwamy prawdę....
A ja znam odpowiedź : Jest !! Co spotyka Inwestora który umówił się na słowo???
Tak jest! Kara za głupotę ! Więc nie mam prawa narzekać. Zrobiłam eksperyment i teraz chodzę zirytowana, zamiast cieszyć się rozwiązaniem tak fundamentalnej kwestii filozoficzno - bytowej. 8)

Umówiłam się z panem Elektrykiem na pracę, płacę i materiały. Wycenę zrobił , na materiały wpłaciliśma, a ze się wszystko działo szybko, pod presją konieczności znalezienia prądowej ekipy to prace ruszyły nim spisaliśmy terminy, zakres itd. Następnie już byliśmy na półmetku działań ...więc się pan Elektryk Ka bronił jak lew przed umową....
W sumie uczciwie trzeba powiedzieć ,że się wywiązali. Tylko.................tak mnie bardzo denerwowali :-? Lubię mieć poukładane takie drobiazgi a tu : termin im się poślizgnął o pięć dzionków, uciekali po kątach przed ekipą robiącą szprycę na ścianach, mieli wejść w czterech , a nie po dwóch dniach zostawiać jednego człowieka do dłubania itd. Ale zrobili. Ja bym po prostu nie miała nic przeciwko gdyby kablowali z zacięciem i wdziękiem uważając za punkt honoru termin.
Wiem ci z inwestorów którzy po budowie zasilili szeregi pacjentów medycyny naturalnej i aktualnej wyśmieją moje rozważania, jednak kochani potomni: umowa!!! Jakąż siłę ma ten papierek , daje złudne wrażenie stabilności i poczucia władzy nad sytuacją...

ori_noko
23-08-2004, 16:47
„Jak dobrze nam zdobywać góry i młodą piersią chłonąć wiatr....” :lol: jak zwykle widok murarzy przy pracy wyzwala we mnie pokłady liryzmu oraz pieśni ludowych.
To jest piękne: masy szarego tynku maskujące wszelkie części składowe sufitu, ścian. Kolejna ciężarówka piasku dokupiona, kolejna tona cementu ,wapno plus duuuuużo wody i hyc to na ściany. No czad.. Nawet potomstwo zaczęło okazywać żywsze zainteresowanie budową .Po tynkach dom zaczął wyglądać dla nich tak „prawdziwie” to znaczy przypomina im wnętrze pokoi, wyraźnie zaczęło do nich docierać, że tam będzie można niedługo mieszkać. 8)
Jak się otynkujemy wewnętrznie to zrobię zdjęcia ze dwa i wrzucę na onet .
Aha wyzwalając się z objęć pieśni i upojenia budowlanego : uwaga dla budowniczych modelu D07 ! Ponieważ zmieniliśmy rozkład okien z tyłu domu (były obok siebie a my je rozłożyliśmy równomiernie po elewacji ponieważ z tej strony jest też u nas wyjście tarasowe), to jako następstwo tego działania było zwiększenie wymiarów okien ze 120x120 na 150x120. Bardzo korzystna optycznie zmiana , a i od środka parapety wychodzą jak w reszcie domu a nie niespodziewanie wyżej niż w dużym pokoju. Rozważcie to: okna pozostają nadal typowe, a są w jednej linii z pozostałymi oknami w budynku....”prężnymi stopy deptać chmury i palce ranić ostrzem skał...”

ori_noko
24-08-2004, 23:00
A propos tynków to: cała góra, klatka schodowa,pięknie wyprofilowany łuk pod schodami, sufity na dole i część pokoju który jest zamiast garażu- gotowe na glanc. :D
Panowie najpierw robią framugi z desek poziomują to równiutko i lecą z tynkami aż miło.... Mieliśmy dziś randkę z panem Alarmem , to wprawdzie dopiero drugie firmowe spotkanie o tej tematyce , jednak zdecydowaliśmy się właśnie na jego pracę. Nie przebija ceną poprzednika, jednak ...Chyba ujął nas najbardziej tym, że pokazał jak obniżyć cenę . Jego poprzednik zarządził nadajnik radiowy do garażu, a ten zauważył, ze jeszcze można spokojnie dociągnąć brakujący kabel , a wtedy kwota 300zł nie musi nas opuszczać ram pam pam ...
Okna zamówione, parapety wewnętrzne też, bramy wybrane - o to był wysiłek ! :roll: Tylko te drzwi do domu .Trudny. Bardzo trudny wybór. One jeszcze nas czekają . Cały czas chcieliśmy mieć brązowe + identyczne parapety sławetny polski „złoty dąb” , ale jak pomyśleliśmy nad ilością planowanych brązów w pomieszczeniach to przerzuciliśmy się na białe. I światło z nich ładniejsze idzie, a zimą to jest ważne. A myć trzeba każde....
Pojawili się panowie Instalatorzy , zerknąć ile maja jeszcze czasu do nalotu na budowę . Do podbetonów zostało im 10 dni. Cieszę się tak bardzo ! I mimo wstania o barbarzyńskiej porze nadal nie zasypiam próbując rozwiązać kwadraturę drzwi wejściowych. Które, za ile, i czy na pewno te? I czemu tak drogo ... :wink:

ori_noko
31-08-2004, 16:21
Dziś szok !!! Muszę się „wypisać” żeby się nie pienić bez potrzeby do końca dnia. Miałam w planach skromnie :
- Obdzwonić agencję ochrony ile kosztują i inne takie – wahamy się – przecie alarm ma sens jak ktoś na niego odpowie... :roll:
- Wyliczyć z panem Majstrem dokładnie ile ścian nam otynkowali i przeliczyć to na złotówki
- Następnie uszczuplić transzę o w/w walutę przekazując to w spracowane dłonie szefa ekipy
- Wpisać do kompa rachunki
- Obdzwonić okoliczne szamba ileż ta przyjemność nas wyniesie
- I kilka innych drobiazgów które pozwolą naszym Klonom rozpocząć kolejny rok szkolny

Hm zacznę od wstrząsu największego – szambo ! :evil: Obojętnie czy betonowe, czy z włókniny szklanej to kosz rzędu +- 2500zł + VAT + ok.1000-1200zł montaż !!!
Natychmiast rozpoczęłam bombardowanie gminy kiedy konkretnie mamy mieć przyłącze ! Jutro będzie istny od tych spraw to mi powiedzą czy inwestycja będzie jeszcze w tegorocznym budżecie czy na czas przyszły. Bo gdyby w tegorocznym to można by przetrwać w bloku do kanalizy ....Trzy tysiące! To rozbój i tyle. Toż to zbiornik, a nie antyczna waza!!!
Agencja ochrony mienia hm temat nadal otwarty - ten koszt - chyba trzeba będzie się do nich przejechać, może i u nich da się coś utargować jakbyśmy np. podpisali umowę na konkretny czas?
Tynki pomierzone starannie po odliczeniu otworów okiennych wynoszą 476,4m2 i 75 m2 pod betonowej posadzki. Skakaliśmy oboje z panem Majstrem po domu aż oczy się radowały :lol: , pisaliśmy, notowaliśmy i taki wynik nam wyszedł. Ech sporo kasy za tak dobrą pracę , z drugiej strony tynki no pikne i tyle.
Klony szykują się do szkół i przedszkoli. Mało ich entuzjazm nie rozniesie :wink: ...ostatni dzień wakacji solidarnie spędzają przenosząc sie grupowo sprzed komputera na fotel przed tv. A niech im będzie , jeden dzień w roku nie powinien zaszkodzić.

Na działce zastój , pogrzebałam właśnie nadzieję na zamontowanie szamba w przerwie technologicznej połączonej z oczekiwaniem na panów instalatorów . Kończą gdzieś hen pracę i mają dopiero lądować u nas. Najchętniej bym ich przykuła do wnętrza i oczywiście uwolniła w stosownym terminie. A i okien wypatrujemy łzawy wzrokiem i bramy do garażu... Och idę na działkę zrobić te obiecane zdjęcia, bezruch jest zbyt deprymujący.

ori_noko
06-09-2004, 00:00
Pierwszy raz od początku budowy nie mam siły. Oglądam drzwi, akceptuję miłe drobiazgi typu: sąsiad podaruje nam swoje tymczasowe bo wymienia na stałe antywłamaniowe. Czytam gazety, oglądam na żywo co się dzieje w Osetii. I nie daję rady.
Najpotworniejsze ,ze dziś już tak nie boli, jutro będę z żalem myślała o dzieciach i ich rodzicach, później o wojnie, o tym jak bardzo chcę by moi synowie nie musieli nigdy strzelać , trochę refleksji nad tym jak dobrze mieszkać w kraju bez nienawiści, za chwilę już będę żyła tym, ze panowie Instalatorzy psują wiertłami nasze tynki, a za tydzień przypomnę sobie o jakiś nie załatwionych sprawach , życie potoczy się .Hej ...
Pobiegniemy wybierać drzwi, glazurę, kolejnego wykonawcę , blisko za ścianą ludzie stracili sens, gorzejący z nienawiści , bólu, bezsilności . Uspokoję siebie wysyłając datek . Czego bym oczekiwała gdyby uderzyło w moją rodzinę ?By cały świat zamarł, a każdy mógł odczuć tak cierpienie by walczył całym swoim życiem by się to nie powtórzyło? A przecież tuz za progiem my też możemy być skatowani bólem, tkwimy w kokonie cywilizacyjno-bytowym przekonani, spokojni , że nasze poczucie nieśmiertelności i powodzenia nie zostanie bestialsko zniszczone...
Tego upokorzenia, że zapomnimy , jestem pewna, będziemy coraz bardziej rozmywać sylwetki poranionych dzieci, słuchać z coraz mniejszą uwagą czemu ktoś napada na szkołę , rozważań speców od polityki międzynarodowej do czego jeszcze przywykniemy i zaakceptujemy, a potem parapetówa i zdrowie naszych dachówek i pomocników....A niech to cholera....
I oby tak było. Niech powróci codzienność, spóźnianie się na spotkania, kolejni ludzie niech odkryją swoje słabostki do sportretowana z przymrużeniem oka , niech wyciągają z kapelusza cenę za pracę , a pani w hurtowni niech pomyli zamówienia.Proszę jak najprędzej.....

ori_noko
07-09-2004, 23:34
Na budowie każdy sobie rzepkę skrobie... Panowie Instalatorzy z godnością i spokojem zgrzewają rurki, wycinają gumówką w naszych ślicznych tynkach stosowne otwory. Przez dwie godziny obchodziliśmy dom i po raz „ostatni” wskazywałam gdzie co ma wisieć, stać i grzać. Pan pisał po ścianach dyskretnie skróty : wc, um itd. Jutro zapowiada się prawdziwe pandemonium:

- 7.30 – okna !!!! ........ u drzwi
- 8.00 – instalatorzy ciąg dalszy przymiarek i działań zmierzających do lania wody
- 10.00 pan z firmy ochroniarskiej ma mnie przekonać (nie używając przemocy), że warto skorzystać z ich usług
- 11.00 drzwi trzeba skombinować
- 12.00 – panowie od alarmu - robią montaż
- potem do pracy
- do matczyska
- do domu...uff

To może być długi dzień, ciekawe który Klon się rozchoruje, skręci nogę rozbije nos? W tak napięty plan ,aż się prosi wklejenie wizyty u lekarza...

ori_noko
12-09-2004, 19:25
„Przybyli ułani pod okienko, przybyli ułani pod okienko , pukają stukają wpuść panienko ....”
Większość znajomych opowiada horrory o czekaniu na okna. O spóźnieniach w dostawie...A my nie. Przybyli, zobaczyli, zamontowali, odjechali.Dokładnie w zapowiedzianym dniu i czasie :)
Ale później....dzień zrobił się ciut przydługi :
- Sąsiadowi nie przywieźli drzwi docelowych czyli my szukamy nowych dla siebie
- pan Ochrona zgadza się przełożyć spotkanie
- na budowie siedzi smętnie pomocnik Instalatorów czekając na narzędzia i majstrów (trwał tam jak pomnik beznadziejności przez trzy godziny ), rwiemy ile sił w kołach do Janikowa – tam kupując drzwi zewnętrzne można w oczekiwaniu na nie dostać za średnią opłatą drzwi robocze. Po umówionym czasie zabierają robocze wstawiając te wymuskane ...
I tam napotykamy dziwaczne połączenie: elastyczny sprzedawca skłonny uznać nasze zastrzeżenia co do kolejnych punktów umowy, z pasą do życia i obsługi w skali od 0-10 to tak z 1 punkt maksymalnie. :o

Dziwnie tak na łapu- capu zdecydować się na fragment domu , który będziemy widzieć stale....Szczęściem wybór zajął nam nie więcej niż 40 minut , za to spisywanie umowy następne 1,5 godziny. Byliśmy bliscy nabycia pierwszych lepszych roboczych odrzwi byle móc przestać przekładać via komórki kolejne spotkania w różnych punktach Poznania i okolic.
Wracamy mocno spóźnieni no wszędzie ... Kontaktujemy pana Ochronę z panem Alarmem wreszcie uzgadniają szczegóły technologiczne oraz wychodzi na jaw - dziś z alarmu ....nici. Czyli trzeba bedzie zanocować pierwszy raz w naszym nowym domu :D
Mam szczęście mąż załatwił sobie dzień urlopu i wszędzie poruszamy się pojazdem mechanicznym, zamiast mojego zielonego Rometa. Na koniec dzionka kończyny by mi odpadły od zadka chyba.
A na terenie objawił sie zdyszany majster Instalator, za to wcięło pomocnika ... Co jest bawią się w komórki do wynajęcia? Wracamy do domu, komentując tempo okniarzy, i nadzwyczajną spokojność wodnego plemienia.

ori_noko
12-09-2004, 20:02
Tak na marginesie panowie Instalatorzy to dwa majstrzy i po pomocniku dla każdego. 8) Zlecenia obsługują parami . Oczywiście robią dwa - trzy montaże równocześnie więc już troszkę w piętkę gonią. Ja zresztą też, a na dodatek wczorajszego dnia straciłam moją wrodzoną słodycz : w godzinę po powrocie z wyboru drzwi , zawróciłam na działkę , aby nakłonić panów Wod- Kan do podpisania umowy. Przekładali tą uroczystość, poprosili o inny termin zakończenia prac. Przepisałam, wydrukowałam, trza podpisać cyrograf. A tu na budowie ślicznie wszystko ułożone pod ścianą i pozamykane na głucho. :o :o :o
Stoję i myślę, panowie z drzwiami roboczymi dotrą przed czwartą, jest 13.30 to pora obiadu , może majstrunio zgłodniawszy co nie co i urwał się na obiadek ? :wink: Mieszka na drugim końcu naszej mieściny... Obchodzę teren , badam ślady działalności ludzkiej , sprawdzam czy pianka już przy oknach na tyle mocna by móc je sobie otwierać..... a majstra jak nie ma tak nie ma. A i badane ślady nie wskazują na tymczasową przerwę.
Dobra mam dość : zadzwonię do tego który u nas nie działa , ale jest w spółce. Hm dziwne : spienił się gorzej niż ja. Widocznie zna lepiej kolegę... Poczekałam jeszcze chwilę smętnie, a tu zajeżdża pan Instalator, oj wcale nie uśmiechnięty i burczy: Podobno pani za mną tęskniła? Przyznałam, uczciwie że najbardziej lubię kiedy stado silnych , kompetentnych i przystojnych mężczyzn buduje nasz dom. A jak człowiek mówi prawdę to pozostali to wyczuwają, toteż Pan w uroczym czerwonym kombinezonie rozpogodził się, zainstalował w pobliżu naszych rur oraz podpisał umowę. Fajnie.
Tylko z domu wzywają ,że najmniejszy Klon źle się czuje i mam wracać. Faktycznie ,ból głowy, gardło czerwone plus gorączka – cóż chcieć już cztery dni był na zajęciach w przedszkolu. :cry: Czas zrobić sobie przerwę.
Do końca dnia prace posunęły się znacznie, przyjechało dwóch panów , zamontowali drzwi robocze, porosili o podpis, odjechali. Wiecie co? Mamy stan surowy zamknięty . Teraz to się dopiero zacznie....

ori_noko
12-09-2004, 21:07
Niby wszystko omówione z panem Ochroną z panem Alarmem, ale co rusz coś tam wyłazi zza krzaka. Najpierw pan Alarm pyta czemu w garażu nie ma podejścia pod czujki? Przecież brak tego kabelka to będzie różnica w rachunku o 350 zł wyższa. Aaaaaaaaaa. :-? Trzeba dać taki dynks radiowy coby łączył się z wyciem uruchamianym z domu.
Hm a ile jak kabelek się tam znajdzie? A tyle ile czujki i już. Rozumiem, złapałam w przelocie pan Elektryka coby mi kabelek dokooptował, a na trasie dom – garaż zakopiemy sami.
I jeszcze jeden mały problem toż my jeszcze na tej nowej dziedzinie nie mamy ...telefonu. To jak ten alarm ma do nas dzwonić? Łyżka o parapet? Trzeba w układ wpiąć komóreczkę z kartą i będzie piknie.
Pół dnia przy Internecie szukam i porównuję czy wziąć kartę typu pop czy abonament, żeby o doładowaniach nie trzeba było pamiętać. Generalnie oferty pisane są strasznym językiem. Przebrnęłam i wyszło , że jeśli użyjemy naszej najstarszej komórki, a w Plusie weźmiemy abonament za 18,30 brutto to będzie to.
Idę do naszego miejscowego dawcy telefonów , kart i zdejmowania simloków. No słyszeli o takim produkcie, ale nie za bardzo wiedzą gdzie, nie mają dostępu i niech pani jedzie do Poznania tam będą wiedzieli, albo jeśli pani chce to pani weźmie tak-taka. Czasami mam więcej niż wrażenie mieszkania na zakuprzu. :roll:

Mąż po nocce zawędrował do pracy i drzemie na stojąco. Chyba mu lepiej robią delegacje niż osobiste uczestnictwo w happeningach budowlanych. Oczywiście jak każda troskliwa żona po powrocie ze stróżowania zapytałam: A co ci się śniło? :lol: :lol: Podobno ważne pamiętać sen z nowego miejsca. Spał jak kamień i mam ponaglić pana Alarma bo chłodno .
Mogłam się przekonać czy rzeczywiście rześko tam z rana . Wieczorem znużona ofiara naszych ambicji materialnych padła na łóżko w ubraniu , zasypiając bezpowrotnie. Nie miałam sumienia domagać się by ponownie spał w terenie . Podjęłam więc obowiązki obronne wobec kompletu okien w D07. Pomna słów o chłodzie , zapakowałam się w trzy ciepłe warstwy , śpiwór , czapeczkę i zakopałam się na całkiem wygodnym składaku– pożyczonym od teściowej.
Zapomniałam zakluczyć się, wybudzało mnie światło i ta konieczność zapamiętania pierwszego snu. Zwycięstwo! Zapamiętałam ! A jakże . Takie zdanie : Pamiętaj ten sen, to pierwszy w waszym domu... 8)

ori_noko
20-09-2004, 20:57
Okna rozrosły się o stadko dachowe. Panowie dekarze zjechali , poprosili o wskazanie gdzie chcę mieć okienka , ponaznaczali wskazania ,poprosili o ponowne moje zjawienie się za cztery godziny . No poddasze zyskało na urodzie i wyraźnie się rozświetliło. Tak zdecydowanie trzeba będzie dać tam z dwie pary drzwi z matowym przeszkleniem. Uch te drzwi zaczynają mnie straszyć... W marketach budowlanych jakoś nie takie - szukam dalej. W małych firmach jak się zatrzymaliśmy się przed drzwiami rwącymi oko to cena rwała trzewia. A czas by było je znaleźć .... Chyba wiem jak spędzimy weekend : drzwi , podłoga, płytki, kostka brukowa.
Patent podpatrzony u pan Okno , kosteczka brukowa ładnie wyłożona w garażu, pomijamy wylewanie betonem, gres i koszt zaprawy mrozoodpornej pod spód. Brzmi zachęcająco. Zwłaszcza że jest wolnostojący, nie ocieplany i mieści elementy do uprawy ogrodu, rowery, autko...
Alarm działa, gra i buczy, my śpimy we własnym łóżku ,a jutro wraca nasza ulubiona ekipa :lol: murarzy.

ori_noko
21-09-2004, 23:00
Nie zna życia kto nie służył w marynarce.... 8) wszędzie są posadzki, cement zakrył rurki , rureczki i inne takie. Panowie pana Majstra jak zawsze starannie, szybko , terminowo . Jaka szkoda, że nie robią prac wykończeniowych, gdyby z taką precyzją i tempem wzięli się za gipsowanie, płytki , sufity.... och sama idea zatyka dech. :o :o :o

Po namyśle mogę uczciwie powiedzieć: pan Majster nas rozpuścił...Konsekwentnie , przez całość naszej współpracy : tłumaczył, doradzał, podpowiadał , wykasowywał zgodnie z podaną taryfą ... Później „wydawało się ” nam , że myślący wykonawca to norma. Jedna z moich nauczycielek mawiała : wydaje ci się ? to się przeżegnaj... Wniosek: nasz dom trafił w dobre ręce.
Teraz ekipę przejmują znajomi, oby dbali o „naszych” murarzy, to najlepszy zespół z jakim dotychczas pracowaliśmy pozostali kosztowali parę deko nerwów.

ori_noko
21-09-2004, 23:41
Nie zdawałam sobie jasno sprawy iż budowanie domu trzeba też zaliczyć do sportów ekstremalnych. Teraz mam tą pewność.
Noszenie ciężkich bloczków- powiedzmy norma, polewanie stropu kiedy boimy się wysokości – no powiedzmy norma, rozładowywanie busa z klinkierem czy elementami kominów – hm norma, ale latanie na działkę w środku nocy bo włączył się alarm to wariactwo :-?
Od wczesnego świtu (starannie wykrojony dzionek na grzybobranie) jestem na nogach , zmęczenie przeszło już w etap senne kiwanie się, leniwie przeglądam forum a tu telefon od męża. :) Wzruszona myślę sobie ciepło : chce mu się dzwonić po nocy, z takiej odległości, po dniu pracy –miły gest. A tu napięty głos mówi - nasz alarm wyje na budowie do niego powiadomienie przyszło na komórkę , a i sąsiadka potwierdziła działalność syreny alarmowej. ..
Rada nie rada , telefonuję do panów Ochrona – nic nie odebrali, żadnego sygnału z naszej centralki, ale zaraz wysyłają patrol. Cóż nie jestem przeszkolona do końca w obsłudze alarmu, więc ubrawszy się ciepło ruszyłam w teren.
Ludziska ależ tu jest po 21.00 ciemno!! Nawet psy nie wytykają pysków na dwór. Wiatr szarpie, uderza z każdej strony więc na takie dictum nie wzbogaciłam rozrywek nocnych o jazdę na rowerze . Włączyłam pieszochody. Zgięta w pół pod naporem wiatru, prowadzę towarzyską wymianę zdań z sąsiadem . Właśnie wyprowadzał pieska , a na wiadomość o alarmowym kłopocie zaoferował swoje towarzystwo na drogę. Co trzy głowy to nie jedna :wink:
Tak wiec zaliczyliśmy przebieżkę przed snem długości 5 km . Jak zdrowo. Sąsiad snuł pogodnie przypuszczenia o włamaniu, rabunku, narkotykach (!!!!), podkreślał ,że alarm zawył podczas nieobecności męża (przecie go w ostatnim półroczu zasadniczo nie ma) i w miarę zasnuwanie się mrokiem otoczenia tym jego wyobraźnia produkowała straszliwsze scenariusze. Dobrze, ze szliśmy razem – inaczej musiałbym sama sobie serwować takie pomysły.... Raźno wkroczyłam do domu, zablokowałam system kontroli, załączyłam wszystko na nowo i zadzwoniłam do pana Alarma co powinnam wdusić jeszcze . Ów miły zaspany człowiek (farciarz) zdziwił się, przecież jak zawyło raz to podmuch mógł być, albo zwierzak przelecieć stąd buczenie, a ja do niczego tam potrzebna nie jestem, alarm załączony był to nie trzeba było nic robić. Mógł z litości tego mi nie mówić, wyszło ,ze dla sportu przeleciałam w wściekłych porywach wiatru pięć kilosów, słuchając ścinających krew w żyłach przypuszczenia o bandyckich akcjach , których areną miał być nasz dom... Taaa ......jednak czułam się raźniej. No sąsiad dobry rum dla ciebie przyjedzie...

ori_noko
23-09-2004, 00:14
A wracając do motywów dźwiękowych to dziś ściągnęliśmy pana Alarma do zmian przy systemie. Pan Ochrona uporczywie twierdził że z naszej centralki nie dostaje żadnych powiadomień.
Po godzinie sprawdzania mąż + pan A ( podczas tego procesu naprawczego relaksowałam się rąbiąc drewno ) okazało się iż : panowie wykryli mały błąd . Agencja Ochrony podała do kodowania ...zły numer telefonu :o :o - to by było logiczne wytłumaczenie czemu nie dostawali nic z naszej centralki.... swoja droga kto to dostawał ? Dziwny jest ten świat.
Natomiast po rąbance mam obolały mięsień i przeświadczenie ,o ukrytym zezie. Trafiałam jeden do trzech celując w pieniek., ale frajda była i tak. :lol:

ori_noko
24-09-2004, 23:42
Sytuacja z panem Wykończeniówka troszku przykra :( Dostaliśmy wycenę : chwyciłam się za głowę. Robi ładnie, ale .... no właśnie. Zaczęłam wypytywać wkoło o łagodniejsze ceny i część już znalazłam . To nie odpowiada panu W. Jak zawiadomiłam, że jesteśmy w trakcie robienia ocieplenia dachu z montażem Nida gipsu włącznie to się zdenerwował .Wcześniej zawinszował sobie 100% drożej niż ekipa wykonująca! Teraz zszedłby z ceny twierdzi ,ale przecież gdyby tak zrobił pierwotnie nie rozglądałabym się za innymi. Kwadratura koła. Nota bene uprzedziłam - jak znajdę tańsze rozwiązanie to nie będę się wahać. Pewnie sądził ,że tak sobie gadam...
Co ciekawsze wykonawcy ocieplenia to normalna firma , weszło sześciu panów jeden dzień rozciągnęli druty, zmontowali stelaże, wełna zeskładowana w kuchni – wrócą do nas we wtorek na resztę montażu i dokręcenie śrub więźby- ten zabieg powinniśmy zrobić po dwóch-trzech tygodniach od pokrycia dachu i zapomnieliśmy – pan Majster zwrócił na odchodnym uwagę. Jednym minusem ich działania to zniszczenie dwóch parapetów. Doszliśmy do porozumienia z szefem ekipy wezmą je sobie na pamiątkę , dostarczając nam w zamian nowe.

ori_noko
24-09-2004, 23:53
Natomiast pierwszy raz uczciwie się zirytowałam podczas budowy dzięki panom od instalacji .
To ze zrobili inny typ podłączenia co niż rozmawialiśmy – trudno – grunt żeby działało.
To że bywało iż siedzieli na budowie czasami i do 17-18 godziny natomiast efekty zostawiali za sobą jakby tam spali cały ten czas – cóż to stało się ich zmartwieniem kiedy zajrzeli do umowy i spostrzegli termin, zastrzelili nas przy rozliczaniu pieniędzy na materiały. Pokazali dokładnie co , gdzie kupili, wręczyli radośnie plik rachunków na blisko 9tys za materiały na nasze nazwisko ! Czyli zamiast kupić na swoja firmę , wystawić nam rachunek z robocizną z 7% podatkiem poszli na skróty i dzięki temu zapłaciliśmy o 15% większy VAT niż było trzeba . :evil:
Siadłam, policzyłam , dostaliśmy w ucho jakieś 900 zł. Podzieliłam się telefonicznie spostrzeżeniami i kategorycznie poprosiłam żeby grzejniki, zawory i reszta drobnicy zostały kupione na omówionych wcześniej zasadach. Przecie jakieś dochody muszą wykazywać. Nie ?
Jednak moje zaniedbanie działalności panów Wod – Kan gryzło i w wolnej chwili poszłam do składu gdzie było pozostawione największe sumy. I tak na gorąco zaoferowano mi minimum 5% rabatu (i tyle mam na rachunkach), a jeśli faktycznie złoże konkretne zamówienie to rabat sięgnie i 12%. Wrr ... Moja poznańska dusza /a konkretnie kieszeń/ łka.

Kochani potomni: bądźcie precyzyjni, pytajcie upierdliwe o szczegóły, co i gdzie będzie kupowane, zapisujcie ustalenia i dajcie je do podpisania obu stronom. Niech nasze wydatki nie idą na marne....

Swoja drogą jutro obdzwonię hurtownie z grzejnikami... może da się cos więcej zejść z ceny ? :)

ori_noko
25-09-2004, 00:06
Z żalem rozstajemy się z ekipą pana Majstra, dziś skończyli u nas wszelkie prace. Dom, garaż, kominy, posadzki ,tynki i taras – zrobione. Lato z murarzem w tle... to był piękny czas.
Na otarcie łez pan Majster poratował nas telefonem do pana Brukowca (he he ).
Sami znaleźliśmy ze czterech , każdy z terminami zapchanymi na najbliższe dwa – trzy miesiące. A garaż chcemy wyłożyć kostką już ! Pan Brukowiec ucieszony , wypadła mu jakaś praca i tydzień wolnego jest, wpasowaliśmy się w lukę , aż miło.
Spotkanie z rana przed garażem , macham rękoma, mówię co , gdzie i jak , a pan na to nieodmiennie, że szczegóły to on ustali z mężem. Po chwili dotarło do mnie – z moim mężem! Spokojnie postarałam się o kontakt wzrokowy i mówię:
- proszę pana wszystko trzeba ustalić ze mną.
- O przepraszam , myślałem, ze pani jest mężatką
- Owszem jestem , ale dom to domena kobiety i ja się tym zajmuję
No i dziś o 6.30 będę kicać po działce dając wytyczne co do podjazdu, wnętrza i półkola przed wejściem. Będę też nakłaniać wykonawcę od betonowych puzzli coby upuścik dla nas znalazł. Chcieliśmy robienie podjazdu odwlec w czasie jednak pierwszy lepszy deszczyk powoduje kompletny brak możliwości komunikacyjnych z trudem da się chodzić, a o jeżdżeniu to już zupełnie trzeba zapomnieć. I tak choć w zasięgu ręki dom staje się nieosiągalny przez panoszące się wszechobecne gliniaste błocko. Sąsiedzi już pytali czy mogą parkować przed działką, ich dojazd jest pod górkę , a jesienne roztopy za pasem. Hm może jaki parkometr zainstalować ? :wink: :wink:

ori_noko
29-09-2004, 18:04
Być inwestorem to nie tylko decyzje, wydatki i wymagania . To też wczesne wstawanie...brrr. :roll: Ostatni panowie od spraw bruku oraz ci od Nida - gipsu , stelaży oraz wełny zaczynają prace o 6.10. Barbarzyńska pora.
Jako przedstawiciel inwestorów na placu boju musze pojawiać się przed nimi, rozbroić alarm, otworzyć bramę i powlec się do domu gdzie z nadzieją na dobre słowo i uśmiech czeka budząca się do życia rodzina . Fajnie,że czekaja źle by było iść z pustego w puste.
Jednak wstawanie o 5.45 żeby być przed ekipą powoduje spowolnienie funkcji życiowych. Służę przykładem:
szósta rano, ciepła wilgoć obsiada polar, jest mglisto i tajemniczo . Starając się werwą rozgonić te poranno – jesienne efekty wychodzę raźno z domu i staje osłupiała. Na samochodzie wyraźnie widzę czarne i szare napisy ! :o Przed blokiem nic nie zauważyłam, ale ciemno jeszcze było. No ładnie w nocy ktoś nam posmarował auto. W głowie kłębią się pytania co do zasięgu ubezpieczenia czy od aktów wandalizmu też ?! Podchodzę bliżej , sytuacja nabiera rumieńców , na szczęście samochód nie jest pomalowany tylko oblepiony napisami z folii- uff te umiem zdjąć bez szkody dla lakieru, trzeba wziąć suszarkę , lekko pogrzać... Podchodzę bliziutko, czytam : Układanie, renowacja chodników i dróg... :lol: :lol: :lol:

ori_noko
29-09-2004, 18:11
Za to dziś przytomnie jak nigdy broniłam ....posypki pod podjazd. Kiwam się przy płocie i czekam na Bandę Ogrów jak w myślach nazywam panów od ocieplenia (nie ze względu na urodę , jeno oni tacy głośni i uważni są ) i zastanawiam się po co się umawiają na 6.00 kiedy tkwię tu od 30 minut, a śladów życia na drodze nie widać. :-?
Nadjechali , wysiadają z rumorem, warkotem , przyśpiewkami oraz co czulszymi uwagami względem siebie których zacytować nie mogę bo to forum publiczne i admin by mi posta musiał wyciąć – ze względu na przepis o czystości języka.... Jeden rusza do bramy , proszę go grzecznie niech pan bramy nie otwiera , bo tu podjazd już do kładzenia kostki uklepany, wymieszany beton z piaskiem, paliki ze sznurkiem to wytyczenie ,a panowie jadąc zniszczą. Ja nadaje, a gosć wzywa gestami kolegę do wjazdu ! Zasuwam więc bramę , gosć dla odmiany chwyta za paliki . Zadziałam autorytetem , do dewastacji nie doszło ale wrażenie że to Banda Ogrów utrwaliło mi się na amen. Druga sprawa ostatnio dzięki zbiorowemu wysiłkowi mają od nas do zabrania dwa parapety, ale o mały włos bym im dorzuciła paczkę twardego styropianu (191 zł). Ustawili to sobie jako podstawkę do sięgania dla montażu pod chłopaka tak na oko ok. 100kg żywej wagi. Towar ma być do zwrotu , pozostałość z ocieplania podłogi. Dobrze , że będzie się do oddania jeszcze nadawał. Styropian nie chłopak – oczywiście.
Ledwie dotarłam do domu , a alarm smsa wysyła że go od prądu odcięli ... Uch tęsknie za momentem rozliczenia się z nimi i zobaczenia jak ich żółty busik znika bezpowrotnie w sinej dali . :D

ori_noko
07-10-2004, 11:24
Tylko chwila w pędzie wolna więc skok na komputer żeby na bieżąco zapisać ostatnie zmiany:
- Dach ocieplony wełną, wyłożony płytami k/g (masa telefonów typu: szefowa a gdzie wyprowadzić ten kabelek? Rany Julek o jaki dynks mu może chodzić !!?? )
- Kostka brukowa pyszni się przed garażem
- Placyk z kostki (najtańszej z możliwych) pod drewno do kominka zrobiony (TYLKO trzeba przełożyć tam drewno)
- Kostka zamiast wylewki betonowej przed wejściem do domu w trakcie układania jest...
- Kominek będzie można odpalić w weekend !!!!!!!!!!!!!!!!!
- Panowie od szpachlowania wpuszczeni na teren ...

Co do tych ostatnich to troszkę nam się historia przeciągnęła...
A było to tak (opowieść z punktu widzenia inwestora) :
umówiłam się z trzema kolejno panami – szefami grupy wstępnego krycia gipsem . Jeden odpadł z marszu: koszt i termin zbyt bolesne dla nas. :( Drugie spotkanie bardzo obiecujące cenowo równocześnie podczas rozmowy wychodzi na jaw 1m2 gipsowanie / 6 zł – hm żaden cymes – taki sam jak konkurencja za to pan chce na tynki mocować w całym domu płyty k/g przeszpachlować brzegi i zabrać się do malowania. :o :o (po co koszty i na równiutkie tynki takie cóś plus zmniejszanie sobie pokoi ?)
Wracamy do najbardziej w rozmowach zaawansowanej grupy .
Podają dobry termin, normalną cenę i............. żądają zerwania całych sufitów na poddaszu bo krzywe, bo źle no tragedia w trzech aktach nie do szpachlowania. :-? Podnieśli mi ciśnienie skutecznie. Szczęśliwie jeszcze mamy nie uregulowane należności z grupą ociepleniową , rozmawiamy, pertraktujemy bardzo spokojnie. Pan uporczywie twierdzi: wszystko położone jest korekt, my z bólem widzimy - kaszana.
Trzy dni rozmów i prosimy o konfrontację obu szefów pana Gips i pana Ocieplenie. Ze spotkania wyszli wszyscy odrobinę niezadowoleni, część płyt zdejmą , cześć skorygują , na takich warunkach pan Gips przejmie robotę dalej.
Jednak tak dramatycznie rysował mi przyszłość naszych sufitów, wskazywał na podnoszenie kosztów naprawy nierówności, swojej ciezkiej pracy, specjalnych matriałów, że byłam zdecydowana iść na układ z panem Ocieplenie, który zobowiązał się do zrobienia gipsowania domu jeśli to tak jest podobno źle wykonane. Wtedy pan Gips wymiękł – czyli da się na tym co zastał pracować... Dobrze ze jest już serce domu , zapłonie w sobotę rano ta nadzieja trzyma mnie w pionie.

ori_noko
08-10-2004, 20:11
Ależ pan Gips to histeryk ! :o Tak znerwicowany człowiek nie powinien się budować – nigdy . Inne ekipy, albo taka jak jego by go nerwowo wykończyła.
Zażyczył sobie do szpachlowania wyłącznie takiego a nie innego gipsu (Alko GS20). Pojechałam do hurtowni i pytam dacie jaki upuścik? Sporo towaru chcę jeszcze u was zamówić. Przedyktowałam listę życzeń, dwóch rzeczy zabrakło, te podobno występują jeno w Castoramie.
Dostawę umówiliśmy na dzisiejszy poranek. Panowie z pompą punktualnie zajechali do pracy, zaraz po nich dostawa brakujących na obróbkę okien płyt Nida gips.
Za godzinę telefon, bo oni nie maja na czym pracować! Dobrze , dobrze już monituję hurtownie. Pani uspakaja towar jedzie , opóźnił ich gips bo ten ich jeden jedyny troszkę trudniejszy do dostania...ale już maja wiozą. Pan Gips wysyła mi smsa - materiałów nie ma! Co robić?. Czekać człowieku czekać, towar jedzie – myślę sobie , ale dzwonię , uspakajam 8)
W samo południe spotkanie z firmą od kaloryferów. Idę sobie spokojnie na budowę , dopada mnie histeryczny już telefon gipsarzy : materiał gdzie materiał!! Oj wkurzają mnie.

Po obcałowaniu po kończynach górnych postawny pan o bardzo mocno zarysowanych szczękach barwnie przedstawia nam swoją ofertę, a ja dumam sobie nad tym czy go w dzisiejszym opisie nazwać pan Grzejnik czy pan Kaloryfer ? To drugie . Nazwa bardziej kanciasta w odbiorze lepiej oddaje naturę postaci.
Pan Kaloryfer z werwą opowiada o produktach swojej firmy obrzydzając co sił w płucach wyroby marketów budowlanych. Niepotrzebnie strzępi język – na ich ofertę jesteśmy zdecydowani – nam chodzi teraz o cenę i czy da się kupić zawory i pokrętła gdzie indziej bo mają niebotycznie drogie. Tak czy inaczej to ogrzewanie to kosztowna sprawa.
Słucham jednym uchem – no wreszcie jest to 900kg gipsu oraz kilka innych drobiazgów. :D
Teraz mogę cała uwagę przenieść na grzejniki, och pan już jest przy kranach....Ile ??? 350zł jedne + VAT? Czy on ocenia nasz portfel po wadze ? Czy jak ? Pan coraz intensywniej skłaniając się w moim kierunku ,proponuje zniżając głos: najważniejsze to dobrać charakter baterii do wystroju. Hę ? Pewnie ma rację , ale dziś bardziej interesuje mnie cena niż image baterii kranowej. Po deklaracji że nie widzę możliwości przekroczenia pułapu cenowego powyżej 100zł od sztuki , nić porozumienia została zerwana bezpowrotnie. I tak giną nie nawiązane przyjaźnie, ale czuję że ich grzejniki zawitają w naszym domostwie.

Po rozładowaniu towaru pan Gips mówi ze zdziwieniem : ja to muszę zamawiać ten gips na dwa- trzy dni wcześniej przed pracą. W Poznaniu jest tylko jeden dystrybutor tego ... Szkoda, ze wcześniej nie urqczył mnie tą informacją :roll: Ciężko ta współpraca nam idzie....

ori_noko
09-10-2004, 22:07
Drugi dzień współpracy z panem Gipsem - nabieram jednak nadziei , pracują sprawnie , dokładnie, okryli czule nasz kominek. Jeden pan pokazuje nam jak sobie poradzić z rozrąbaniem ogromnego kloca drewna. Wszyscy czekają na rozpałkę sobotnią.

ori_noko
09-10-2004, 22:30
Sobota – szczęśliwa wiem że ekipa wchodzi na teren bo od alarmu przychodzi powitalny sms. Odczekuję jeszcze pół godzinki i zbieram się na budowę. Dziś na rozkładzie :
- Gipsowanie
- Rozpalenie na pełen etat w kominku
- montaż drzwi garażowych
- odebranie prac brukowych
- uregulować płatności z panem Ocieplenie

Gipsarze w toku działań, w domu nieprzyjemnie wilgotno i chłodno. Zaczynam z namaszczeniem rozpalać ogień. Wszyscy się zbiegli i dopingują. Udało się za trzecim podejściem, piecyk zaczyna mruczeć, błyskać i rozsiewać miłe ciepło, nerwowo sprawdzam ręką czy z wyprowadzenia idzie ogrzane powietrze, coś słabiutko. :roll:
O zajechali panowie z bramą , idę się przywitać :

- Dzień dobry miło panów widzieć!
- Co przyszła pani sobie popatrzeć jak musimy pracować w weekend?
- To proszę sobie iść .
- Co?
- Wracajcie do domu , zobaczymy się w poniedziałek.
- No proszę pani, my musimy , szef nam kazał. Gdzie dać silnik do bramy? Dalej konwersacja potoczyła się już swobodnie i pogodnie, acz było mi przykro że musiałam przejechać się po ludziach na sam początek dnia. Zawróciłam do domu patrzę panowie stawiają drabinę na nowych płytach k/g. :-? Pytam :
- czy nie będziemy już używać tych płyt?
- Nie.
- To trzeba będzie je oddać do hurtowni. – teraz moje długie spojrzenie wypróbowane na dzieciach kiedy chcę je nakłonić do działania...
- A już, już stawiamy je pod ścianą, bo wie pani jeszcze by się zniszczyły...
- I ten który chodził po styropianie proszę tego zaprzestać !! – to już drugie podejście do próby zniszczenia resztek styropianu – nie lubią go czy co?
Patrzę na kominek i troszkę jestem zaskoczona , rano nanosiliśmy pod spód pełno drewna , a są tam nędzne resztki. No tak , otworzyli drzwiczki ogień aż trzeszczy, nic dziwnego w takim tempie drewna nie starczy na długo, przymykam .
Porąbie sobie drewna to uspakaja.
Rzut oka po okolicy : pan Brukowiec jeździ ubijarką po placyku pod drewno, panowie montują bramy, reszta gipsuje.
Skoczymy na szybkie zakupy.

Chwila wytchnienia, obiad dla rodzinki , kwadrans odpoczynku i wracamy.
No bramy już prawie chodzą , bruk zakończony, z drewna w domu zostały nędzne resztki.
Panowie powoli zbierają się - co za ulga jest nadzieja że dziś skończyli.Przecie oni też kiedyś musza odpocząć !
Radośnie testujemy bramy garażowe i patrzymy na siebie promiennie będzie gdzie schować rzeczy przed nasza ekipą :wink: : zaczynamy przenosić płyty, styropian, leżaki ogrodowe, siekierę , wąż do podlewania itp. elementy .

Pojawia się pan Ocieplenie , siadamy w garażu i zaczynamy serię rozliczeń .Proste to nie jest, mamy do przejrzenia : faktury, upusty, robocizna, szkody, vat . No wreszcie i to za nami.

Panowie Gipsarze mają kłopot z opuszczeniem miejsca pracy, samochód ni dud du nie chce zapalić. Jeden z nich jest mechanikiem , zagląda pod maskę i wysyłają delegacje z moim mężem na najbliższą stacje benzynową.
Pozostałych zapraszam na powrót do domu tam jest cieplej. I jak mawia stare przysłowie:
„ każdy dobry uczynek zostanie kiedyś ukarany ” Nawet nie muszę długo czekać. Panowie poprzysuwali pieńki jak najbliżej ognia. Po ich oficjalnym wyjściu dołożyliśmy drewna, zaryglowaliśmy kominek, ogieniek ledwie się żarzy. Wyszłam zanieść resztkę rzeczy do garażu , wracam a panowie kończą „otwierać” wkład kominkowy za pomocą toporka !! :evil: Chyba miałam mord na twarzy kiedy weszłam bo nerwowo domykają drzwiczki nogą. Pan patrzy na mnie i mówi :
- te dynksy do otwierania parzą, trudno otworzyć.
- Mam do tego specjalną rączkę, ale specjalnie zamknęłam, bo drewno ma się wypalać powoli, przy otwartych drzwiczkach płonie szybko, grzeje mocno i większość ciepła idzie w komin. A ten wkład ma ogrzewać powoli dom.

Do końca ich pracy będę siedzieć na budowie od rana do zmroku. Nie czuję się na siłach prowadzić z nimi dalszej współpracy. Niech wygipsują i sobie idą . Zaczynam szukać normalnej ekipy. Takiej szanującej swoją własność i cudzą. Mam jedną na oku, w poniedziałek idę z nimi pogadać. Dobrze mieć przed sobą nadzieję. :)

ori_noko
09-10-2004, 23:19
Konkurs dla dociekliwych 8) : czym się różnią zdjęcia 018 i 019 ? :lol:

ori_noko
10-10-2004, 18:10
Jak już podpowiedziałam w komentarzach na 019 piasek skrywa kostkę brukowa przed wejściem ..... :lol:

Pora na przemyślenia. Założenia były następujące : zbudować średniej wielkości dom w ciągu roku, za sumę do 200 tys. „ pod klucz ”.
Od kwietnia budujemy. Jest październik wnętrze pokrywa pierwsza warstwa gipsu.
Do zrobienia zostało:

- ocieplenie i tynkowanie zewnętrzne
- malowanie,
- kafel kowanie + biały montaż
- kaloryfery
- piec grzewczy
- kanalizacja
- drzwi,
- posadzki i podłogi
- sprzedanie mieszkania
- przeprowadzka
- nowa kuchnia (?)
- obudowa kominka

Mamy 4 tygodnie opóźnienia w stosunku do założonego czasu działań i poślizg na finansach który jest jeszcze boleśniejszy . Zabraknie kasy. Inaczej mówiąc część punktów z listy będzie realizowana po prostu znacznie później.
Obliczaliśmy koszt domu w styczniu 2003 roku . Zasadniczo kalkulacje były prawidłowe z dwoma wyjątkami:
nie wzięliśmy pod uwagę garażu oraz zmian jakie przyniosło materiałom budowlanym wstąpienie do Unii. Drugi element wyszedł nam drożej. Razem te „przeróbki” naszego budżetu budowlanego to na złotówki 25% całej kwoty. Trudno będzie dogonić...

Drodzy potomni: planując budowę policzcie najdziwniejsze zachcianki jakie wam przyjdą do głowy (wanna z hydromasażem, potwornie drogie parkiety na podłogi , niewiarygodnie drogie łóżko wodne itp. sprawy), doliczcie najwyższy podatek od materiałów i robocizny o jakim znajdziecie wzmianki do tego dołóżcie 30 % zapasu, a potem starannie pilnujcie budżetu budowy wykreślając po drodze kolejne wyżej wydumane ekstrawagancje. Powinno się udać. No można też dokładać pieniędzy w miarę wzrostu cen i wydatków , ale to już nie jest wcale takie zabawne :lol: :wink:

ori_noko
14-10-2004, 00:12
Co zrobić jak ma przed sobą fachowców? Porąbać drewno - świetnie się myśli.
Miałam do rozwiązania trzy sprawy :
- niesubordynacja pana , który namiętnie pali w naszym kominku ignorując prośby o użytkowanie zgodne z instrukcją
- nawracający problem źle położonej Nidy na sufitach poddasza
- dobry płytkarz na przyszłość
Nic nie wymyśłiłam ,ale trochę drzewa jest porąbane :lol:

Krok pierwszy bladym świtem podrałowałam do domu, rozpaliłam .Czemu alarm nie zareagował na moje wejście? No tak jeden czujnik ułamany , drugi skierowany na sufit. Nie podoba mi się to ustawienie.Gipsarzy obić zdechłym prosiakiem.
Dzwonie do pana Alarma – przyjedzie w ciągu dnia i naprawi.... Lecę do domu. Teraz wydanie posiłków regeneracyjnych porannych dla młodzieży uczącej się . Notuję od kogo rozpocząć serię telefonów kiedy panowie proszą mnie na działkę – nie mogą wejść . Dziwne...Klucza nie wzięli.
Pan który próbował ostatnio użyć toporka do naszego wkładu kominkowego radośnie wypakowuje z torby drobne szczapki i rozpala mi ognisko w domu . No ręce mi opadły. Tłumaczyłam ideę wkładu kominkowego: to nie otwarty ogień , ale powolne spalanie i dobrze wtedy uchylić okien bo to ma suszyć dom. Jeszcze raz spokojnie tłumaczę , pan kiwa głową i pakuje mi do kominka kulę papieru z worka od gipsu... Panowie od montażu kominka tłumaczyli że właśnie tymi resztkami to nie mamy palić bo...komin, bo smród i inne takie.
Musze wracać do domu czekam na pana od podzielników ciepła , czas zacząć pożytecznie nabijać rachunek telefoniczny. Kolejni panowie odmawiają nam układania płytek, szukam dalej. Oj już 15.00 ? Start na budowę.
Wizyta pana Alarma , pana Elektryka i pani Kierownik Budowy. :roll:
Pan Gips aż zbladł jak dowiedział sie że ta nobliwa pani to Kierownik Budowy. Zaczął nerwowo tłumaczyć się czemu tam i siam jest ciut więcej szpachla, tak doszliśmy do sufitów. Pan Gips po raz kolejny sugeruje : będą nam sufity pękać , kruszący się gips spadający na szczęśliwą rodzinę...itd. Pani KB mówi trzeba sprawdzić jak są zrobione stelaże. Pan Ocieplenie za nie ręczy, Pan Gips jęczy . Przestępuje z nogi na nogę – rany ależ biedny to kłębek nerwów – ma zastanowić się nad moją propozycją: niech odkręci jedna płytę i zobaczy czy stelaż jest gut . Wymyślał, lamentował a trzy godziny później telefon – podjął decyzje on odkręci i sprawdzi.
Z całego serca pragnę żeby okazało się ze jest ok. Inaczej kołowrót pan Ocieplenie , reklamacja , ściąganie Nidy itd., brrr dreszcze mam na plecach...
Pan do płytek znaleziony- umówiony na wizje lokalną – zobaczymy co z tego wyjdzie.
Pan Gips dowiedział się ile kosztuje wkład kominkowy Jotul oraz nie życzę sobie palenia w nim folią, śmieciami ani innych rozrywek. Jak to nie pomoże to będę siedziała pilnowała wkładu od rana do zmroku, albo rozwiążę umowę ze względu na dewastacje zastępczego/awaryjnego systemu grzewczego... Zaczynam rozumieć te uśmieszki , spojrzenia, dziwne opowieści ludzi doświadczonych przez wykańczanie domu...:-?

ori_noko
18-10-2004, 00:00
Ranek bądź co bądź niedzielny rozpoczął się dla na o 7.00 – sms alarmowy panowie weszli na teren. :o Patrzymy na siebie zaspani, w głowie miga : co jest oni domu nie maja czy jak?
Ponieważ przeszukujemy okolicę marketów budowlanych pod kontem listew startowych do styropianu 12-stki to siłą rzeczy zahaczamy o budowę. Trzej panowie siedzą ..... jeden pracuje. Ciekawe czy mu ten układ odpowiada ?
Tęsknie do naszej murowanej ekipy. Pracują, planują , myślą .Słodkie wspomnienia. Zobaczę ich raz jeszcze – przyjdą otynkować drzwi garażowe.
Niedziela , czas posprzątać co nieco teren, zebrałam trzy wory (120l!!!) śmieci a były to tylko drobiazgi walające się po okolicy. :roll: Mąż z samozaparciem kombinował jak wciągnąć płyty OSB na stryszek garażu, aby przyśrubować to jako podłogę. W chwilach odpoczynku od wysiłki intelektualnego rąbał drewno, ciął niepotrzebne już deski – wywołując we mnie panikę – cześć tych odrzutów z eksportu miała gwoździe. Bałam się ,że pilarką wjedzie na kawałek metalu , to odskoczy i wizyta u chirurga gotowa. Zupełnie nie myślałam o takich scenariuszach przed budowaniem....

Panowie Gips w normalny dzień lądują o 6.10-6.30 , godzinę zbierają się do pracy (ja bym wolała ten czas jeszcze przespać – ale Co kto lubi...) , zaczynają, jeden nie umie nic (sporadycznie miesza gips, klika razy powierzono mu szlifowanie i sprzątanie – ale najchętniej grzebie przy samochodzie), drugi pan jest bez ustanku wściekły (skąd on bierze na to siły!?), trzeci i „szef” ekipy potrafią gipsować, szlifować, obrabiać okna . Szef regularnie urywa się z budowy (sądzę że uspakaja gdzie indziej rozwścieczonego inwestora) , a ponieważ kierującym jest pan który nie ma żadnych umiejętności budowlanych to pozostaje pan Wściekły i pan Gipsujący – obaj w poczuciu krzywdy starają się nie nadwerężać... co podjadę to siedzą jak zlokalizują mnie na obiekcie to zaczynają szlifować aż furczy... Jednym słowem – cyrk.

Obiema łapkami gratulują sobie podpisania umowy. A tam wyłącznie gips + pierwsza warstwa malowania. To mnie trzyma przy życiu. Rozmawiałam już z szefem ekipy , delikatnie uprzedzając ze raczej dalszych prac nie przewidujemy... A malowanie zasadnicze i ocieplanie zrobimy sami. Nic nie dociera . Przez to mam bardzo ambiwalentne odczucia , kiedy pan Gips z dumą mi oznajmia : właśnie kupiłem maszynkę do cięcia tu płytek. Wrr ... nie dam się wmanewrować.
Dziś mieliśmy pikną wymianę zdań:
- o widzę pani Ewo, że jednak będziemy ocieplać !
- no będziemy ocieplać .
- ale co za klej sprzedali ! to może być gówno!
- Nie warto się amrtwić , to ja będę ocieplać.
Posmutniał , popatrzał na mnie oczkami skopanego jamnika – nie dam się – moje zdrowie cenniejsze. Mają nas opuścić dwudziestego. To będzie piękny choć ciężki dzień

ori_noko
21-10-2004, 00:12
Dziś dwudziesty. :-? .... Ekipa nadal na stanie.
Ruszyłam wywarzać otwarte drzwi ! Myślicie , ze wzięłam ekipę spakowałam i wywiozłam w bliżej nie określonym kierunku?
Gdzie tam, nawet do późnego popołudnia nie miałam dla nich chwili czasu:
Punkt pierwszy dostarczyć do stolarza rysunek witrażyka do jednych drzwi wewnętrznych. Od tygodnia wysyłałam przez pocztę elektroniczną , dzwoniłam czy na pewno adres dobry bo mi system zwracał że nadawca niezidentyfikowany.. Ależ oczywiście, adres maila dobry, pan sprawdza, ja wysyłam i ....nic.
Tak wiec dziś sio do Gniezna, odczekanie na swoja kolej i odkrycie, że wzięłam tylko czarno – biały projekt. A co tam , opisałam kolory za pomocą strzałek- ciekawe co z tego wyjdzie. Przed wyjściem zapytałam o adres mailowy – ten podawany telefonicznie miał jedną literkę więcej z przodu – czemu nie jestem zdziwiona? :wink:
Drugie wejście smoka : czas dopłacić brakującą cześć do drzwi wejściowych. Ląduję przed kasą , smutno mi , jak zawsze przy większych płatnościach smętnie fałszuje nucąc pod nosem.... W akcie nieuzasadnionego optymizmu pytam :
- mogę dostać jakąś zniżkę ? pani patrzy na mnie lekko zaskoczona, nieumiejętnie kusze
- jak odda mi pani 3 % prowizji banku którą wam zabiorą przy płatności kartą to ureguluję gotóką , dla pani żadna strata a dla mnie drobna radość ! pani lekko uśmiecha się zdziwiona
- mogę dać pani 2% upustu
- no dobrze jak nie można więcej...- wrr za wcześnie się poddaję
- państwo chcą z montażem?
- Momencik a jak z montażem to może inny Vat będzie do tego?
- Zgadza się , ale musi mi pani dostarczyć pozwolenie na budowę , bo z 7% możemy sprzedać wyłącznie do budynku mieszkalnego....
I tym sposobem spisaliśmy nową umowę i mimo dopłaty za montaż wyszłam z nadwyżką gotówki w kieszeni. Tego mi było trzeba. :lol:

Trzecie otwarcie: regulowanie drobnych długów po okolicznych hurtowniach, tam kołki, tu listwy, stelaże itd...
Wracając zaglądam na budowę, pan Gips pokazuje mi wszystkie dzisiejsze dzieła. No jak na czterech pełnosprawnych mężczyzny to skromnie. Tłumaczy mi cierpliwie, że zrobienie takiego stelażu to kłopot, a wyrównanie Nidy poprzednika to straszny kłopot.... Buu, buu itd. Bardzo byłam spokojna :
- Wie pan gdybym umiała to sama zrobić bym was nie zatrudniała
- Ale to było trudne, tu się tak męczyliśmy
- Wierzę . Widać : ładnie robicie . Jednak tak się składa: to wasza praca. Ona na tym polega, ściany , stelaże połączenia po was mają zostać proste.
Zdziwił się i lekko obraził. Poszedł do innego pokoju, a ja do domu nakarmić rodzinę niby obiadem. Zaczyna mi się wyczerpywać zestaw szybkich dań, a dzieciom cierpliwość...
Pan Gips przemycał też uporczywie widoczną gołym okiem informację : nie wyrobimy się. Też mi nowość, ja o tym wiem od drugie dnia ich pracy.... Ale ten dzień nadejdzie. 8)

ori_noko
23-10-2004, 19:07
Wyzwalam się powoli z „białego terroru” . O ! Konkretnie zrobiłam dwa posunięcia:
- Na wszelkie kolejne narzekania, sugestie finansowe oraz wytyczane coraz bardziej ważkie argumenty o ciężkości pracy – nieodmiennie odpowiadam: proszę wszystkie prace i metry spisać, obejrzymy, policzymy , pogadamy....
- Na informacje, ze maja zamiar w sobotę (a domyśle i w niedzielę ) wskoczyć do nas na kilka godzin ( w bliżej nie określonym celu, bo co ma schnąć to schnie ) kategorycznie poprosiłam o wizytę w poniedziałek- to bez sensu pracować w weekend i w dodatku bez efektów.

Cały dom przemalowany już unigruntem i pierwszą warstwą farby. Przyjechały nasze drzwi wejściowe – jeszcze ich nie obfotografowałam bo zaraz po montażu troskliwie owinęliśmy folią . Czas prezentacji widocznie jeszcze nie nadszedł.
Zrobione są z nidy : wyprawki wkoło drzwi wejściowych, zabudowanie rur w pokoju AGD (dziś sprawdziłam brakuje tam konta prostego – załatwię sprawę w poniedziałek ) i taka belka nad drzwiami wewnątrz kuchni (ma tam kiedyś pojawić się stadko halogenów) .

Po raz „enty” wypłynęła sprawa krzywych sufitów na poddaszu. Nie widać już nigdzie niedoróbek – panowie pięknie wyprowadzili sprawy na prostą prócz łazienki. Ewidentnie krzywo. Pan Gips pokazuje mi szpachlowane pomieszczenie dramatycznie akcentując :
Ja tu nic więcej nie mogę zrobić , to już tak zostanie... Hm faktycznie sufit leci :( .
Podczas jego przemowy - dotyczącej mojej naiwności , że już rozliczyłam się z panem Ocieplenie, ze On mi to przepowiadał , że stelaże są źle , trzeba zrywać sufit, ze to skandal, ze jego ekipa zrobiłaby to zarzutu (a w AGD?), że oni powinni to pomalować na gotowo bo ktoś spieprzy i będzie na nich, a na ostatnia warstwę to ma być Dulux , bo to takie trudne ściany bo światło z dwóch stron i smugi będzie widać... szczęściem jazdy mercem do pracy sobie nie zażyczył- przemyślałam co nieco.
Czas na decyzje inwestorskie:
- Nie maja nic już ruszać w felernej łazience, musze zawołać jednak pan Ocieplenie i poroszę o zrobienie z tym porządku - Pan Gips mało mnie śmiechem nie zabił ! Na co liczę ! Facet kasę dostał więcej nie przyjdzie...
- Ale On (to znaczy pan Ocieplenie) musi zapłacić za naszą pracę i za materiał i wyszpachlować od nowa...
- Spokojnie panie Gipsie , pogadamy

Krok pierwszy wyjmuję mój biedny telefonik z resztką kasy na karcie i inwestuję w rozmowę z panem O. Ku zaskoczeniu pana G bez trudu uzyskuję zgodę na kolejną wizje lokalną, przyjedzie wieczorem, obejrzy, ustalimy – troszkę mi ulżyło.
Krok drugi oglądam cały dom ustalamy co jeszcze trzeba zrobić, na naciski dotyczące malowani całościowego twardo domagam się wyceny pracy :roll: .
Trzeci krok ucinam rozwodzenie się nad pułapkami , które czyhają przy ocieplaniu styropianem. Trzy i pół tysiąca złotych (!!!!!! ) które pan G wyliczył sobie za robienie ocieplenia + wtopienie siatki mam zamiar zatrzymać przy nas. Są prace za które nie ma zmiłuj trzeba zapłacić, ale bez przesady.
Padam , emocje zbijają z nóg.

Jak przejrzałam dzisiejszy odcinek to wyszło , hehehe z moich opisów : jedna sprawiedliwa przeciwko całemu światu....A toż to nie pojedyncza zasługa : wspiera mnie twardo kolega małżonek, rodzinka , matczysko i forum.
Panowie wykonawcy mają słodki zwyczaj odwoływać się do mojej brodatej połowy, że oni by to widzieli tak , a tak, albo kazała tak to zostawić. Mąż z niewzruszonym spokojem : proszę rozmawiać z moją żoną . :lol: :lol: :lol:

ori_noko
23-10-2004, 20:33
Jestem po rozmowach z panami Wod- Kan .
Chcieliśmy im zlecić zrobienie takiego mini szamba z doprowadzeniem przez długość działki rury kanalizacyjnej, do tego odprowadzenie z rynien wody deszczowej do naszej studni . Razem około 70 metrów rur i kopania , do tego ułożenie zestawu który umożliwi z czasem podłączenie kanalizacji miejskiej . Panowie zaproponowali 15 zł/mb . Hm 1050 zł za robociznę , do tego materiał – oj zaboli. Poprosiłam o zniżkę . Niestety odmowa... :-?
A gdybym wzięła koparkę ? Od pomysłu do przemysłu...Pan Koparka podumał, pomyślał, chce za to samo połowę kwoty...tak to już lepiej brzmi.
Wniosek : trzeba kupić kręgi , przewężkę , pokrywkę , rury, kolanka i wszystko zwieźć do garażu . W poniedziałek umówiłam się na 7.00 z panem Koparka na roboty kanalizacyjno - ryjące. Pan Wod- Kan z bólem rezygnuje z fuchy ,ale chce mi życie ułatwić i załatwi mi rury. :)
To straszne ! Budowanie zatłukło całą wrodzoną ufność :oops: , bo pierwsze słowa które mi się cisną na usta zamiast wyrazów wdzięczności to :
- po ile będzie za rurę ?
- dla szefowej to nie więcej niż 48zł :o
- A jaką rurę (zaczynam się interesować bo może to trzymetrowe odcinki w tej cenie ?)
- Za normalną dwumetrową.
- Panie Romanie ! W składzie budowlanym w Pobiedziskach taka rura jest po 39,50!
- Pani do mnie zadzwoni rano to dowiem ile będzie z moim upustem z hurtowni
- Super !

Ranek , parkujemy przed najlepiej zaopatrzonym składem budowlanym i zgodnie z obietnicą rozmawiamy ponownie:
- No szefowa jak dla szefowej to rura będzie po 38zł (hm przez noc straciła na ładnie na cenie, czyli 19zł/mb )
- A kiedy pan może być z tym na działce?
- W poniedziałek po południu.
- No to trudno , dziękuję za pomoc, ja zaczynam układanie rano , to już będzie dla mnie za późno. Do zobaczenie panie Romanie.
- Wiesz on cię chyba bierze z blondynkę – komentarz kolegi małżonka, który słuchał wymiany informacji
W sklepie postarałam się wykazać elokwencją i metr rury wyszedł z dowozem 17,50zł/ mb . Co ciekawsze okoliczne hurtownie rurowe nie chciały dać mi upustu , bo osoba prywatna to nie firma.
No i dobrze. Będę najlepszym układaczem kanalizy , zaraz idę szperać na forum pod jakim kątem trzeba kłaść ten rurociąg przyjaźni.

Rodzinna sobota trwa dalej. Pakujemy narzędzia. Jedziemy na włości, mają przybyć wszystkie materiały do zrobienia prac kanalizujących no i czas zacząć mocować listwy startowe pod styropian.
Jesteśmy mocarni. :lol: Wkoło domu jest pas startowy, jeśli jutro nie będzie padać to zaczniemy mocować płyty styropianowe.... :D Czad – nie?

ori_noko
23-10-2004, 22:05
Z ostatniej chwili : po spotkaniu z panem Ocieplenie. Dwie godziny dyskusji zaowocowały ustaleniami:
- Zgadza się z faktami , sufit położony jest krzywo
- Przyczyny znalazł , źle wymierzone stelaże.
- Kosztów naprawy nie ponoszę
- Prace zaczną w połowie przyszłego tygodnia

Nie ma zgody kto płaci panu Gips za szpachlowanie łazienki, ponieważ pan Ocieplenie po pierwszych pretensjach oddelegował dwóch ludzi do zrobienia poprawek. Pan Gips miał ich odesłać jak będzie zadowolony. Odesłał i prawdę mówiąc pan Ocieplenie mógł powiedzieć mam to wszystko w nosie, ja się wywiązałem...

Pan G twierdzi, że dopiero po nałożeniu gipsu widać było rozmiary tragedii. Chyba rozpisze ankietę czy płaca za gipsowanie należy się panu G czy też nie. Jeśli tak to kto powinien to uregulować my czy pan Ociepelnie?

I bądź tu mądry i pisz wiersze .

ori_noko
24-10-2004, 21:36
Piękny weekend. :D Zero ekip, rozmów, dyskusji, denerwowania się. Zaczęliśmy okładać dom kołderką ze styropianu. Trzeba do tego większej precyzji niż sądziłam, jednak jest absolutnie wykonalne przez amatorów. Ponieważ robimy to więc zafundowaliśmy sobie 12 cm płyty. Dom nabiera klasy od tych białych okładzin. Okazało się , że musimy wybrać parapety i osadzić je podczas ocieplania. Trzeba będzie poczytać jak to się robi. :wink:

Dziś z nami urzędował średni Klon, pięknie wycinał w styropianie potrzebne otwory na rury, kurki itd. Trochę nam zazdrościł przyklejania, ale po poziomowaniu kolejnej płyty stwierdził że to tylko wygląda zabawnie i powędrował gonić brata po okolicy.

Ciekawostka przyrodnicza: mieszkamy w ładnym bloku, obok plac zabaw, z balkonu widać rozległą łąkę, dzieci mają masę znajomych.
I co robi przedsiębiorczy sześciolatek? Bierze swoich kolegów 2-4 sztuki i wędrują 2,5 km na działkę ! Tam koniecznie chcą bawić się w garażu lub w zapylonym domu bez poręczy, co z przyczyn oczywistych nie dochodzi do skutku i całe stadko siedzi na piasku gdzie jedno robi zamki, drugie jest piratem a trzecie rycerzem. Hm może jeszcze jednak zaplanować im miejsce pod piaskownicę ?

ori_noko
26-10-2004, 11:37
Niezgorsza pogoda, lekki wiatr, słoneczko zza chmur wygląda - idealny czas na ocieplanie domu i układanie rur spustowych. Tylko drobiazg stoi na przeszkodzie : mam areszt domowy. 8)
Rodzina rozbiegła się do szkół , przedszkoli oraz miejsc zatrudnienia zabierając z sobą ...... wszystkie komplety kluczy. Klon który przywłaszczył sobie mój komplet ma przed sobą duży problem. Z drugiej strony wczoraj układanie kanalizacji to może dziś warto ciut zipnąć?

Samo układanie przebiegło sprawnie. Pan Koparka pojawił się punkt 7.00 rano , wytyczyliśmy miejsce wykopu i do pracy.
Na początek czas iść po kolanka , dwa 90 stopni , jedno na skręcie 15 stopni + mufa to (taki kołnierz do wejścia do studzienki kanalizacyjnej) .
Po zrobieniu wykopu konfrontacja kolanek z rzeczywistością. Zawadza nam do swobodnego wyprowadzenia kanalizy w dół podstawa domu. Nie będziemy jednak skuwać fundamentu tylko kci kic do sklepu czas na wymianę : dwa kolanka po 45 stopni i półmetrowa rura .Czuję, ze dziś wrócę tu kilkakrotnie. I łopaty- oczywiście . I Ludwik. I szmatka do rąk. I poziomnica – zwana potocznie waserwagą. Kawałek deseczki i młotek- zwany potocznie ...młotek (to do dobijanie rur) :wink:

Wykop na 90 cm wyskoki gotowy, montujemy kawałkami rury, smarowanie złączy Ludwikiem pomaga bardzo przy scalaniu . Każdy kawałek rury trzeba ustawić pod takim samym kątem to znaczy 5 stopni (choć wystarczą już dwa stopnie też ), obsypujemy je i układamy ręcznie , po udeptaniu ziemi i gliny , można będzie zasypać resztę koparką.
W trakcie prac pan Koparka pyta się gdzie mam podstawę studzienki kanalizacyjnej tzw. kinetę ? :o (krąg z wyprofilowanym dnem i gotowymi wyjściami na podłączenie kanalizy )
Hm pan robiący części do studzienki mówił mi , że nie potrzebujemy tego elementu. Mamy wylać dno zwykłego kręgu betonem, wywiercić otwór i po zabawie. Jak kanaliza miejska przyjdzie to sobie z drugiej strony otwór wywiercą i już.
Tak wygląda teoria, ale pan Koparka właśnie ledwie co miał założoną kanalizacje i musiał stawiać drugą studzienkę z kinetą bo taka jaką miał z zalewanym dnem nie spełniała norm i ..... No dobra ale jaka ta kineta musi być? Z jakimi wylotami? No dobra pan Koparka jeszcze nas nie wystawił do wiatru a współpracujemy od czasu zdjęcia humus. Zaczynam serie telefonów. Znaczący ubytek na karcie...
Dziś kinety nie dostanę, zatrzymujemy więc prace, rów pod spust wody w kierunku studni gotowy, pojutrze mąż weźmie urlop i będziemy robić to już razem :D musimy też dokończymy ocieplenie. Innymi słowy od jutra musi być pogoda. :wink:

Przyznaję zakopywanie nawet połowiczne i układanie rur nawet po prostej jest bardzo meczącą czynnością. O trzynastej , mimo przerw i śniadania po drodze byłam bardzo zmęczona. Chyba najgorsza to część ze zwalaniem gliny do wykopu – niech żyje mechanizacja. Jednak jedyne co chciałam to już iść do domu i odpocząć. Taki kryzys Inwestora.
A tu pojawia się pan Gips. Patrzy na resztki pobojowiska i pyta z niedowierzaniem :
- sama ułożyłaś kanalizację? Nie byłam skłonna aż tak kłamać w celu zdobycia uznania kiedy dowcipas pan Koparka - promiennie uśmiechając się :
- No pani Ewa wszystko zrobiła ja ino po wierzchu pojeździłem! Pięknie ukłonił się i odjechał . Pan Gips popatrzył z przerażeniem w oku :
- Wiesz ile kasy dziś zarobiłaś?
- Wiem !
- O i zaczęliście ocieplać! – tu ja litościwie nie wspomniałam ile pieniędzy nam nie przepadło.... Zaczyna oglądać naszą pracę wydymając wargi. Marszczy się. Robi minę skupioną i pełną bolesnej troski. :roll: O nie! Nie będę słuchać jak oni by to zrobili , te błędy popełnimy sami. Po takim dniu krytyki nie zniosę, nawet życzliwej. Zaczynam zbierać kawałki drewna oddalając się szybko od nabierającego oddech przed wypowiedzią pana. :oops: Dzięki tym manewrom już nie wypadało mi się czołgać w kierunku domu, poprosiłam kolejny raz by panowie przygotowali wycenę końcową swojej pracy na papierze i oddaliłam się krokiem celowo elastycznym. W mieszkaniu nie ruszałam się ze dwie godziny. Dzięki panu Gips okazało się ,ze miałam w sobie jeszcze siły, tylko o tym nie wiedziałam.

ori_noko
02-11-2004, 22:33
Poszli sobie , rozliczyłam co do grosza i pożegnałam machaniem chusteczką. :D :D
Wieczorkiem poszłam kontemplować nasze wymalowane ściany, zawieszony piec , oczekiwać na kominiarza i dla odmiany na pan........ Ocieplenie. Po czym zadzwoniłam do pana Gips , po prostu obejrzałam ściany. Ciśnienie sądząc po puszczanej uszami parze miałam jakieś 220 – jednostek nie pamiętam. :evil:
W dwóch pokojach sufity ewidentnie nie są tak pomalowane jak w pozostałych. Po ochłonięciu nagrałam się na sekretarkę , następnie odbyliśmy długą rozmówkę na temat solidności, terminów i robienia w balona. Hm podobnież ma wrócić i zobaczyć czy moje zastrzeżenia są prawdziwe.

Pan Ocieplenie będzie po raz trzeci przymierzał się do naszego sufitu w łazience. To jakiś koszmar. Przed poprawkami była masakra, po ... kompletna kaszana. Nie rozumiem czemu oni podjęli się pracy o której nie mają pojęcia. Dziwni ludzie. Porządni , słowni i honorowi. Jednak nidy kłaść nie potrafią już mi słabo jak myślę o kolejnej próbie sił ekipa pana Ocieplenia kontr nida gips. Oby tym razem wygrali!
Ponownie proszę o zbiorowe trzymanie kciuków , tylko to już może uratować naszą łazienkę. Nadal ocieplamy dom, chyba już popełniliśmy wszelkie możliwe błędy, ale brniemy dalej...

Ciekawostka dla potomnych: Kochani następcy w branży. Jeśli sobie zafundowaliście sobie ogrzewanie podłogowe to przed położeniem na nim płytek wiedzcie, ze trzeba wygrzewać beton minimum dwa tygodnie.

Pan od spraw grzewczych podał termin konkretnie 18 dni zaczynając od niskich do wysokich temperatur i powrót do niskich. Dzięki tej wiadomości nasze glazurowane plany ulegają przesunięciu , a Gwiazdka w domu staje się ułudą , to mi już bardzo nie odpowiada. Irytujący opór martwej materii.

ori_noko
07-11-2004, 21:06
Odcinek wczesnoszkolny oraz budowlany:

Od kilku lat 31 października pojawiają się coraz częściej poprzebierane grup dzieci i domagają się cukierków. W domu mamy podział najstarszy Klon uważa to za dziecinadę , a pozostali że chcieliby ale czy wypada, bo to nie polska tradycja, bo... no pełno skrupułów które topnieją na widok łupów małych sąsiadów.
Chłopcy z roku na rok bardziej wciągają się w Hallowenową zabawę. Ostatnio wydrążyli dynie, ustawili na ryczce przed drzwiami- wyglądała diabolicznie. Na zewnątrz wywiesili kartkę z prośbą o podrzucanie cukierków , a pod spodem przyczepili pojemniczek. Uzyskali trzy słodkości .

W tym roku młodszy człowiek bał się sam wędrować po okoliczny mieszkaniach i po namyśle zastosował taki chwyt: usiadł sobie na klatce obok świecących pomarańczowych dyniowych mord i jak tylko jakaś grupa pożeraczy cukierków zjawiała się pod naszymi drzwiami ustawiał się razem z nimi domagając się słodyczy lub grożąc psikusem . :lol: :lol: :lol:
Cóż apetyt rośnie w miarę jedzenia i po wyczerpaniu zapasów domowych , kiedy kolejna grupa zaczęła dostawać orzechy najmłodszy Klon namówił brata,by przebrali się za gobliny. Rany Julek nie wiedziałam, że można kogoś tak oszpecić – pogryźli trochę węgla w celu uzyskanie paskudnego uśmiechu, dokleili sobie kępki włosów na zielonych twarzach i ruszyli na łowy. Nota bene bardzo udane.....
Jednak palmę pierwszeństwa zdobyła grupa która przyszłą i jąkając się z emocji oznajmiła: pieniądze albo cukierki! Najstarszy Klon z całym spokojem : to dawajcie kasę . Dawno nie pamiętam żebyśmy tak śmiali.

Na budowie drobne zmiany:
- metraż ocieplenia zwiększył się
- umówiliśmy się na działanie z normalnym kafelkarzem ( w każdym razie sprawia takie wrażenie – och niech mu to zostanie )
- drzwi wewnętrzne są zamontowane w 80%
- piec gazowy gra i buczy
- obalamy przesądy dotyczące ogrzewania podłogowego : w trzy godziny po załączeniu grzania w domu można było się ugotować.
- Załatwione są reklamacje okien
- Prawie że skończone są walki z sufitem w łazience – to znaczy mi już trochę skrzydełka opadły – kolejna poprawka , kolejna klęska...

ori_noko
09-11-2004, 15:23
Idzie jesień nie ma na to rady... 8) Dzieci przynoszą coraz ciekawsze szczepy infekcyjne ze szkół i przedszkoli a co za tym idzie zastają zmianowo w domu rzężąc, kaszląc i zużywając tony chusteczek.

Na budowie ocieplamy, będziemy ocieplać i zaczniemy niedługo nakładać siatkę +klej. Rusztowań nam trzeba. Pan Majster obiecał podrzucić... :)
Coraz bardziej rześko się robi z rana i ciemniej po południu- o tej porze roku mam nieodparte wrażenie mieszkania pod kołem biegunowym . Włóczące się po okolicy renifery nie zdziwiłyby mnie specjalnie .

Na razie mamy złodziejską powtórkę ze zeszłej jesieni, ocalała z poprzedniego pogromu tuja odeszła w tym roku. :( :( Na stanie zostały tylko trzy sztuki. Zostawili moje ulubione wierzby : mam cztery gatunki i są takie piękne. Teraz szukam jednej z odmian która ma czerwone odrosty wiosną, bo tą z różowymi mam.
Jako remedium na tujową przykrość kupiliśmy wór ziemi i kilka sadzonek krzewów to też ostatni dzwonek na sadzenie cebulek wiosennych kwiatów. Nasz ogród bardzo ucierpiał w trakcie budowy, mam nadzieję, że od wiosny będziemy mogli się nim porządnie zająć. Teraz jedynie zajmujemy się chronieniem , a w sumie nie na tym jedynie ma polegać rozwijanie piękna naszego ogrodu.

Pilnie wyliczmy ile trzeba jeszcze wyasygnować gotowizny na kafelki , na podłogi , na biały montaż... Dziwne , wiosną te wydatki wydawały się takie odległe. I jakby mniejsze... Urosły z czasem czy jak?
Hm ależ widziałam glazurę do kuchni !
Te kolory! Ta faktura! Ta cena !!! :o :o :o Można by pomyśleć ,że terakota zdarta z zabytkowych obiektów. Chyba jeszcze nie dojrzałam do robienia takich zakupów ...Dziś kolejna glazurowana próba. Może coś znajdziemy? :)

ori_noko
11-11-2004, 22:18
W nocy prześladują mnie płytki :roll: w dnie zamyślam się nad kombinacjami barw, potem wędrują przede mną kartki z cenami dramatycznie podkreślonymi na czerwono, wir , i ponownie ślizg po kafelkach które nie chciały się skończyć na progu kuchni...obudziłam się próbując hamować, na przepięknie wypolerowanym gresie. Dobrze że nie zmieniamy mebli można by popaść w nerwicę. :-?

Samo wymyślanie kolorystyki i pozostałych rzeczy przyprawia o ból głowy. Oczywiście patrząc na cudzy dom bez kłopotu potrafię zobaczyć od ręki zestawy barw, gdzie powinny stać ozdobne drobiazgi, firanki czy żaluzje, okrągły dywanik przed fotelem itd.
Patrzę na nasz dom i ......... pustka w głowie. Widzę płytki i żadnego odzewu– okropne uczucie . Tak się skoncentrowałam na budowie , ze na wnętrze nie mam pomysłu – na razie. Muszę przespać problem, przemyśleć może cos dotrze do skołatanego mózgu, wizję naszego domu od środka. Takiej niespodzianki to się nie spodziewałam. :-?

Wprawdzie widziałam wczoraj nadzwyczaj interesujące propozycje posadzek , ale czy to chcemy oglądać przez najbliższe lata... spłat ? Zaczynam czytać wątki o wystroju, wykończeniówce....

Od trzech tygodni zwiedzamy jeden sklep gdzie na wystawce złośliwie pyszni się bardzo droga i bardzo ładna płytka. Objeżdżamy okolicę , a każdy wypad kończymy przed ulubionym elementem wykończeniowym. Z bólem zdecydowaliśmy się na podobne , ale znacznie tańsze. Jednak po wiadomości, ze podobnie jak upatrzone trzeba zamówić z pięciotygodniowym wyprzedzeniem zapał nasz osłab i postanowiliśmy jeszcze sprawę przemyśleć. No dobra ale w poniedziałek przychodzi pan Płytek , coś trzeba zdecydować. Po rodzinnych bachanaliach odwieźliśmy Matczysko do Poznania, a wracając kolega małżonek stanowczo zaordynował:
- a mi się te płytki podobają! Jedziemy je kupić!
- Wiesz one zniszczą nam budżet
- Trudno , nie będę patrzył na coś co mi się nie podoba.
I tak od słowa do słowa , skręciliśmy do sklepu. A tam nasze płytki stojące od dawien dawna pod szyldem „ Towar na zamówienie ” umieszczone są w części ” wyprzedaż ”. :o
I wiadomość o znacznej obniżce ceny... Jaka miła niespodzianka, najwidoczniej ktoś zamówił i wycofał się. :D
Oczy nabrały blasku, pracowity dzionek rozpłynął się bez śladu, prosimy pana od obsługi i przejęci pytamy ile tego szczęścia mają na składzie .Z zapasem mamy zapotrzebowanie na 74 m2 . Mają 80m2 . Wino, kafelki śpiew...
Jak domyślacie się jesteśmy po rozładowaniu 2 ton gresu niestety nie wyprodukowanego w Polsce, ani w żadnym kraju ościennym. Mieliśmy szczery zamiar kupować wyłącznie polskie płytki może przy łazience ...

ori_noko
14-11-2004, 23:07
Nieprzespana nocka bo przeczytałam, że chiński gres to badziewie... z drugiej strony przyjechał taką drogę i jest cały to może i nam posłuży. :-? Słowo się rzekło gres na podłodze...

ori_noko
14-11-2004, 23:17
Ale to pikuś z cyrkiem który sobie zorganizowaliśmy na weekend :
W pobliskim markecie budowlanym duża czystka towarowa, podłogi też zjechały ładnie z ceny. Czekaliśmy na takie obniżki od lata kiedy była podobna akcja.
Pojechaliśmy złożyć zamówienie na dość ciemnawe w odcienie , z wyjątkiem jednego pokoju : średni Klon poprosił o możliwie najjaśniejszą deskę jaką dostaniemy.
Innych życzeń nie było. OK. Powrót do domu. Teraz pozostałe Klony z prośbami , ze chcą zobaczyć po czym będziemy chodzić. Oględziny, debata i wynik: córka dla odmiany błaga o ciemniejszy odcień, najmniejszy człowiek chce mieć ciut ciemniejsze niż te wybrane dla brata.
No dobra, wykazali się wreszcie żywszym zainteresowaniem trzeba zrobić ukłon w ich stronę .
Wracamy na plac boju i zmieniamy rezerwację : ciemne do pokoju córki, jasne dla chłopców, korytarz i nasz pokój ciemniejsze niż reszty , do gabinetu już kompletnie inne. Pan zmienia, wycenia , drukuje rezerwacje. Odjeżdżamy.
Namysł , oglądamy wyliczenia i ... zmieniamy zdanie: chcemy wszędzie dać jesion (ciemniejsze niż brzoza jaśniejsze niż wiśnia) u córci i w gabinecie jatobe.
Wracamy do marketu. Pan ponownie idzie w teren i wraca zmartwiony na stanie ma ale fizycznie nie może znaleźć w sklepie potrzebnego nam jesionu. Czy weźmiemy wiąz ? To też jasne podłoże... Składamy na podręcznym stoliku deski...nieeee to nie to. Z jasnych to jedynie jesion. E tam dokupimy brakującą cześć w Praktikerze tyle do bagażnika wejdzie bez trudu.

Następny dzień nie kończącej się imprezy. Córka postanawia pilnować swoich interesów nie zdawać się na obrazki z Internetu - jedzie z nami. Oczywiście .... zamieniliśmy rezerwacje. Mąż po długim namyśle : jatobe za ciemna w gabinecie tez chcę mieć jesion . Fajnie, w markecie brakuje już pięć paczek do potrzebnej nam ilości. Proponują nam pełną dostawę za tydzień no i dobrze. Nie będziemy jeździć na drugi koniec miasta. Zaczynam zastanawiać się po co komu podłoga, beton można pomalować i z głowy.... Tylko córka zmieniła zdanie stoi oczarowana przed orzechem. Rezerwujemy: wszędzie jesion, u małej orzech.
Cud !
Nikt nie zgłasza zmian, wątpliwości. Pan zadowolony , zaczyna umawiać się z nami na całość dostawy na koniec tygodnia bo mu brakuje trochę paczek.
Chwilkę, przecie od wczoraj nasza rezerwacja stoi w magazynie, a ja przed chwilą mijałam jesion. Niemożliwe? To chodźmy, gość patrzy i ma ogłupiały wyraz warzy i znika na dobry kwadrans. Chyba odnalazła mu się zagubiona wczoraj partia towaru, co to na kompie była a na sklepie ani widu ani słychu.
Klonik się słania, my też o sprzedawcy nie wspomnę. Zamówienie skompletowane, czeka, idziemy wypróbować siłę naszych pieniędzy.I po tym wszystkim, karty odmówiły posłuszeństwa :roll: żadna nie chce przejść przez terminal. Pani próbuje na różne sposoby małymi, dużymi partiami , zdjąć należność i nic. Musimy wpłacić choć zaliczkę , żeby to wszystko na nas poczekało do pełnej kwoty.
Dobrze że nie nastąpiła akcja jak na amerykańskim filmie, kobieta tnąca ogromnymi nożyczkami nasz płatny plastik. Wreszcie jedna z kart się poddała umożliwiając nam opuszczenie miejsca gdzie spędziliśmy ostatni weekend.
Chyba zaczynam się bać dużych sklepów.

ori_noko
15-11-2004, 18:10
Jeszcze trochę tej budowy a moja kondycja będzie imponująca, zwłaszcza udźwig i cierpliwość. 8)
Od rana czekałam w gotowości na dostawę i opędzałam się od marudzącego Klona, który konsekwentnie rozwija się chorobowo unikając zajęć zerówkowych.
Późnym popołudniem upragniony telefon, jedzie podłoga. No to siup w buty - akurat wróciła najstarsza Odnóżka - mogę się urwać na budowę. Dwa i pół kilometra to nie taka znowu odległość, ale mniej więcej 400 m od działki widzę , że nie mam kluczy. No dobra może Klon średni wrócił ze szkoły i będzie mógł podskoczyć na rowerku?
Super, równo z dostawą miga mi zielony jednoślad. A na nim mój rodzony ... MATOŁEK? :-? :-?
Prosiłam via telefon, weź czapkę, rękawiczki, ubierz się ciepło bo na rowerze przemarzniesz – okropny dziś dzionek. I zgadnijcie co widzę? Młody w polarku (bez kurtki), czapka na czubku głowiny, rękawiczki schowane troskliwie w kieszeni za to łapska sine, twarz czerwona, oczy załzawione a całość przemarznięta. Dziś wrócił do szkoły po tygodniu chorowanie. Co pomyślałam? Tego nie da się zacytować. :oops:

Rozładowaliśmy busa, synek biegiem na rower wraca do lekcji, pan Dostawca odjechał błyskawicznie, ja przeliczam towar.
Za mało desek ! A podpisałam , że wszystko jest korekt. I gdzie moja przezorność? Gdzie uwaga? Przenikliwość? Jeszcze potomnych wzywałam do liczenia każdej dostawy! Ech...

Przygnębiona maszeruję do domu, zadzwonię do sklepu, powiem o pomyłce. Może uwierzą? A jak nie? Precz z takim postrzeganiem świata. Ludzie to zbiór wspaniałych jednostek...

Dotarłam do domu, „ rozpłaszczyłam się” zaczynam szukać numeru po fakturach. A i moja komórka wydzwania natarczywie .
Pan Dostawca bardzo przeprasza, ale właśnie zauważył, że nie wyładował u mnie całości towaru .
Jak dobrze nie rozczarować się co swojego credo życiowego ! Ludzie są wspaniali!
Podjechał po mnie pod blok, mała wycieczka na działkę , zgodnie rozładowaliśmy busa do końca, pan był tak miły , że odwiózł z powrotem .
A inni ludzie tak banalnie kupują podłogę: jada do sklepu, wybierają, płacą, pakują składowe do bagażnika i montują to poświstując pod nosem. I koniec. Prozaiczne ale imponujące.

PS. Styropian sięga aktualnie prawieże dachu, zbliża sie kołkowanie. Lub jak mówił pan majster dyblowanie styropiany, tak czy siak krok do przodu.

ori_noko
17-11-2004, 22:33
Zobaczyć Neapol i umrzeć....
Zrobienie trasy mieszkanie – dom w pięknym blasku słońca było lekko nużące, ale spokojnie robiłam trzy –cztery kursy dziennie. Teraz jak przebrnę w błotku , ciemności i zimnym siąpaniu z niebios raz jedynie to się nosem podpieram.
Fakt na miejscu mam więcej pracy , a to drewno przytargać, to rozładować busa, to z całą familią wypakować dwie tony gresu, to popatrzeć z podziwem na ślady działania pomężowskiego , to ocieplać ściany, to podumać nad przyszłością ogrodu....
Najwyraźniej brak słońca.
Doszło do tego że niechcący naumyślnie tak odrabiałam prace zakupowo – domowe że akurat znalazłam się koło autobusu (idącego tuż koło domu) idealnie o czasie. Taki ze mnie cwaniak, wskoczyłam do środka, przejechałam elegancko pod domek, stwierdziłam ze się klej do styropianu kończy, jutro będę musiała przenieść deski i resztę podłogi do gabinetu, miejsce pod gres potrzeba .Kafelkarz wita!
Popatrzałam dorzuciłam do kominka i ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że teraz przyjdzie mi wracać do mieszkania objuczona jak rasowy wielbłąd. :roll: Zachwycona perspektywą przejażdżki zamiast pozostawić wszystko w zaprzyjaźnionym sklepie to targałam z sobą zakupy ! Wrr odrobiłam swoje ....
A przyszło mi się jeszcze zameldować z tobołami w cukierni - dziś urodziny najstarszego Klona. :lol: :lol: Fajnie mieć takiego człowieka pod bokiem. Jak się kiedyś słaniałam od ząbkowania to mnie jakaś kobiecina poklepała po plecach przed sklepem i mówi : jak będą mieć po te 12-13 lat to zobaczy pani że warto było. Nawet nic obraźliwego mi nie przeszło przez głowę , zbyt byłam niewyspana. Zirytowałam się jednak tak iż zapamiętałam scenę. Ale tu na forum chcę tej pani przyznać racje, dotrwaliśmy i faktycznie. Miłe ludzie z nich rosną.

Syn deklaruje oddanie połowy weekendu, pomoże układać podłogi. I bardzo dobrze ma krzepę, zmysł techniczny - czas przejść do działań praktycznych. Jutro dzień jak u Szalonego Kapelusznika :
- dostawa kleju do płytek 6.30
- start gresu do pełnej stabilizacji przypodłogowej 8.00
- przenieść podłogę - hehe nieźle brzmi ...8.30-10.30
- przeczytać najnowszego Muratora
- trzeba by pojechać do ortodonty dla odmiany jeden Klon usiadł na swoim aparacie 19.00 (?)
- odebrać nowe okulary – syncio nadepnął skutecznie bardzo na własne patrzałki ! 13.00
- powlec się do domu przyjąć serwisanta od zmywarki (gdzie jest cienko tam się rwie : upraszam o wyłączenie z serii awarii pralki , co za dużo to nie zdrowo)12.00-15.00
- negocjacje z panem Płytka , pragnę nakłonić go do pocięcia gresu bo nie było gotowych listew do kompletu i za żadne skarby nie chcę wykańczania tego plastikową listwą! Czyli więcej pracy, ale efekt lepszy. Bronił już się przed zobaczeniem płytki 8.00
- Przeżyć 6.30- 23.00

Zdecydowanie poproszę o więcej słońca, wietrzyk taki lekki muskający mury i skórę, dużo ciepła . Może być też mały urlop od budowy tak na tydzień powinnam z dala wytrzymać .Czemu nie budujemy w Hiszpanii ?Czemu?

ori_noko
22-11-2004, 12:17
Powoli dochodzę do siebie :roll:
Narzekałam na aurę ? Na wiaterek ? Na spacerek ? W czwartek narzekanie mi przeszło jak ręką odjął. :lol: :lol:
Jesień to pora łagodności, wiotkich mgieł, mżących deszczy, oszronionych gałęzi...tak się dzieje zawsze prócz kilku chwil .
Na przykład ostatnio idealnie udało mi się wycyrklować z wyjściem na budowę tak by znaleźć się pośrodku nieosłoniętej drogi kiedy rozszalało się pandemonium! Piasek wymieszany z obrzydliwą zimną wodą wciskał się wszędzie, wpychał się w każdą nitkę ubrania. Wlewał rękawami, napełniał buty, kaptur, zamrażał resztki nie wypłukanego mózgu.... Standard odzieży i obuwia nie spełniał żadnych norm. Normalnie gdybym wskoczyła do jeziora w listopadzie przynajmniej bym tak nie musiała się bronić przed uderzeniami wiatru, obraz by mi falował w oczach później od temperatury a nie na bieżąco.
Nie rozczulając się dalej – okropieństwo. Za to pan który miał przyjechać punktualnie z klejem o 7.30 spóźnił się 2 godziny.

Wiatr przemieszczał śmieci po całej działce, teraz spadł śnieg i dyskretnie zakrył okoliczny brud jak się ciut ociepli czeka nas zbierackie przedpołudnie. Walka z bałaganem jest dosyć upierdliwa. Płytki ścielą się u stóp , a do łazienki nadal ich nie mamy . Wybrane nie podobają się wszystkim więc szukamy dalej. :-?
Za dwa dni przyjeżdżaja kaloryfery... Chętnie bym zrezygnowała z jednego w dużym pokoju tam jest podłogówka, mąż upiera sie żeby był. Hm ...

Obchodzimy już 4 miesiąc sprzedawania mieszkania. Jak się już ktoś znajdzie to albo chciał natychmiast (a my nie mieliśmy jeszcze gdzie się przenieść), albo za połowę ceny, albo muszą przemyśleć...Czyli zainteresowanie jest - konkretów brak. :(

Tak na wszelki wypadek ogłaszam do sprzedaży:
ładne ,trzypokojowe (77.4m2 było czteropokojowe , ale za to jest teraz wygodna kuchnio-jadalnia) , ciepłe mieszkanie w dziesięcioletnim bloku. Na podłogach : panele i kafelki. Księga wieczysta, drzwi antywłamaniowe, wygodny szeroki balkon, pod nosem sklepy, przychodnia D, z okna widać plac zabaw z waszą pociechą w piaskownicy, pięć minut do przedszkola, 10 minut do szkoły, 15 minut do PKP i do PKS-u – czas podawany liczony jest na pieszochodach. A my nie uciekamy daleko , tylko 2500 m dalej. :D
Jakby ktoś chciał sprowadzić się do wygodnej , przyjaznej miejscowości pod Poznaniem – zapraszam :D :D

ori_noko
24-11-2004, 21:48
Rozmawiam każdego dnia z panem Płytkarzem, smutny taki jakiś. Chyba nie lubi swojej pracy, ani nie jest dumny z tego co tworzy.
Być może przygnębia go prostota pracy u nas, gładka posadzka z ogromnych płytek, żadnych ozdóbek, „dywaników ”, narożników ani dekorów. Dawno nie spotkałam takiego pesymisty. :roll: Wprawdzie marzyło mi się ozdobne co nieco, ale nie złożyło się. Tak też nam się podoba.
Nabyte wreszcie płytki do pokoju AGD klasyka : biały i niebieski i dekorek w ...groszki. Pogodnie tak – oby ich starczyło – bardzo atrakcyjna cena , ale końcówka towaru. Chyba z rana polecę po dwa metry więcej... W takich momentach ewidentnie brakuje mężowskiej ręki. On jest nieodmiennie tą strona rodziny co kupuje z zapasem, dokłada dekory, kleju niech zostanie – po co biegać po kolejny - bierze droższą fugę... Aby równowaga została zachowana ja to opcja skrajna, najwyżej pół metra towaru więcej, klej na styk, fuga ma być pod kolor i pod kieszeń itd. :oops:

Dyblowanie zakończone, straszny hałas przy tym był , jeszcze mi się plomby ruszaja od wioerceń a i te kable ciągnące się wszędzie, ginący co pięć minut młotek. Teraz wiem jak pożyteczny jest pas z uchwytami na różne narzędzia. Może poproszę Gwiazdora? :D

Dom z białego robi się szary to klej plus siatka. Wymyśliłam na początek siatkowania mały podstęp. :wink: Siatka nie chciała mi się ściany trzymać albo się przesuwała jak wtapiana była w klej no to wzięłam mój stary pistolet na zszywki i przymocowałam drania do styropianu. I można spokojnie wtapiać. Będzie mi się tu siatka zsuwała, phi. .. Nie ze mną takie numery Bruner.

Pojawił się kolejny nie ujęty koszt :x - unigrunt na klej. Jak w tym roku , ani następnym nie zrobimy tynku to trzeba zagruntować. Jak trzeba to trzeba. I parapety warto by nabyć już – hm można też wkleić pasemko styropianu na razie, a przy tynku zdjąć i dać stałą osłonę – zobaczymy. Chyba wybierzemy wersję na poznaniaka. :lol: :lol: jak dobrze ze mam to we krwi . Do bycia sknerą trudno się wprawić bez przygotowania :wink:

ori_noko
30-11-2004, 15:45
Do zrobienia na szaro pozostała jeszcze część przed wejściem, dom zdecydowanie korzystniej wyglądał na biało. I tak wiemy już że żadnych ciemnych barw na elewacji u nas nie będzie. Pokój AGD lada moment będzie skończony. Pan Płytka pracuje w znacznym stresie, wyszukałam trzy końcówki serii dwie na ściany i jedna na podłogę, musi kombinować tak żeby starczyło bo dokupić nie można. :P Hm okazało się że jeden karton płytek ma inny odcień niż pozostałe...wymieszane dyskretnie wtopiły się w tło , wanienka ustawiona w rogu, piec buczy, miejsce pod pralkę czeka z utęsknieniem. :)

Ja staram się ze stoicyzmem podejść do sprawy sufitu w łazience. Jednak ciśnienie rośnie... Panowie byli , napracowali się – weszłam do łazienki i przez chwil parę walczyłam z uczuciem beznadziejnej rozpaczy. Tyle pracy, napraw ,kosztów a to cholerstwo jest ewidentnie krzywe.
Kompletnie zrezygnowana rozmawiam z panami, przykładają do ściany poziomnicę i jest prosto, a ja widzę ze krzywo (!!!! ), tłumaczą mi : to kwestia złudzenia wzroku, kolory są różne zielona płyta i biały gips i siatka to złudzenia. :-? O nie ! Mogę zrozumieć jakby powiedzieli „nie umiemy tego naprawić niech się pani nie czepia, nienawidzimy : pani , tej łazienki i tej działki ” ale robić ze mnie kretynkę to przesada.
Siedziałam długo i głowiłam się do bólu , poziomnica nie kłamie, ale WIDZĘ – krzywo jest. Ponure wycie wzbiera w gardle. Wreszcie coś rozsądnego zaświtało : poproszę panią KB ! I doświadczenie ma i niby moich interesów powinna bronić.
Przyjechała, patrzy, przykłada , mruczy zdziwiona. Tak długo mierzyła, badała aż to co oczy widziały znalazła. Co za ulga. :D
Już zwątpiłam czy nie jestem ofiarą doświadczenia socjologicznego typu: rysujesz dwa odcinki jeden trochę większy i wszyscy w pokoju wmawiają ci że oba odcinki są równe. Ponoć większość poddawana temu testowi zaczynała twierdzić pod wpływem otoczenia iż widzą dwa takie same odcinki. Brat to kiedyś na mnie testował , nie ustąpiłam i podobie teraz trwam przy swoich oczach.
Koszmarne uczucie: wykonawca mówi jest korekt, maż wchodzi patrzy i mówi : ja nic nie widzę, a mi się sufit w oczach krzywi.

W sobotę kolejne spotkanie wykonawca – inwestor – KB - brygadzista który robił poprawki. Fakt już nie jest jak na początku tzn przy wejściu miałam uczucie że jestem potwornie pijana , niby stoisz prosto a sufit ci się przechyla i każda część skosu idzie w inną stronę. Wszystko wskazuje na to ze pan Gips miał dobrego czuja , szkoda tylko że po podjęciu postanowienia i uzgodnienia ze mną że odkręci płyty zabrał się za ich wykańczanie. Ileż cyrku byśmy mieli za sobą. Ech...

A dziś zacznie na drodze do domku świeci halogen ! Będziemy mogli pakować się w błoto po kostki w pełnym oświetleniu zamiast na wyczucie . Rany w pierwszy wiosenny dzień wysiewam trawę , wszędzie jak okiem sięgnąć. Nasionka już czekaja :)

ori_noko
04-12-2004, 22:57
Glina aż miło włazi w każdy zakamarek podeszwy, za to puszcza z nich jak tylko wejdę do domu. 8) Wniosek: wycieraczka potrzebna od zaraz!

Pan Płytka oswojony zupełnie konfidencjonalnie zdradził mi że ma świadomość iż nie był pierwszym fachowcem poproszonym o wycenę . Inni wykonawcy donieśli....Chyba się zdziwił jak potwierdziłam, dostał tą pracę bo:
- Widziałam jego pracę i więcej niż zadawalający efekt
- Jest spokojny i kulturalny
- Wycena nie przekroczyła moich założeń finansowych

To że jest bliskim krewnym mojej serdecznej koleżanki nie miało znaczenia. Budowa uodpowrniłą mnie na znajomosci :-? I moje podejrzenie iż jest smutny bo nie ma możności wykazania inwencji twórczej było słuszne. Teraz jest w trakcie robienia płytek w wc na dole, tam trzeba było wykazać się i świetnym rozplanowaniem glazury, dekorów i jeszcze wyciął płytki a w środek włożył dekorki. I zadowolony jakiś taki się zrobił. :D Ciekawie wyszło, skromnie i interesująco.

Kolejna rozmowa z panem Ocieplenie, tym razem za pośrednictwem pani KB. Jej złotouste umiejętności okazały się bardzo przydatne, nie dała się zagadać panu O. Podobno maja wszystko zdjąć włącznie ze stelażami i dać wszystkie nowe. Pożyjemy zobaczymy.

Z mieszkaniem komicznie się robi. Jak był spokój to kompletny. Potem pan który umówił się na kupno i zostawił nas na lodzie , dobrze że upojeni sukcesem komercyjnym nie utopiliśmy całej gotówki w materiale - dzięki temu mogliśmy rozliczyć się za pracę aktualnych wykonawców. Uff niech żyje instynkt....
Teraz mieszkanie ma dwóch chętnych, jedni złożyli nam ofertę 10 tys. niższą niż cena wyjściowa, drudzy nie spierają się o cenę, ale w sumie chcą sprawę załatwiać dopiero na wiosnę, ale widać że są bardzo zainteresowani. I żeby było śmieszniej to dwie odmienne modele poszukujących: w jednym pan umówił się, oglądał, rozsiadał na kanapce i z przyjemnością oglądał nasze gniazdko ma we wtorek przyjść z żoną , druga ekipa to część żeńska znalazła nas, przyszła na rozmowę i oglądanie, później zainteresowanie wykazał i mąż. :) Chyba wolałaby ludzie z energicznym pierwiastkiem kobiecym zdecydowali się na kupno, mają dziecko, są spokojni, uprzejmi , maja tu nawet znajomych – powinni łatwo wtopić się w środowisko i sąsiedztwo.A to ważny argument.
Równocześnie pośrednictwo sprzedaży mieszkań dzwoniło ,czy na przyszły tydzień można umawiać ludzi na ogląd. :o Chyba po ostatnim remoncie dom był tak wiecznie czyszczony....
PS Na onecie idę umieścić fotki :wink:

ori_noko
06-12-2004, 01:01
I pokazały się . Zdjęcia- znaczy się. Troszkę żałuje ze pomarańczowe kafelki spotkałam po zrobieniu pokoju AGD, tam byłoby widać ich pełną urodę. :-? Dobrze oświetlimy wc i tyż będzie piknie.

A dziś tradycyjnie weekend spędzony w markecie budowlanym , kranu nam trzeba było. Na parkingu telefon pan hm nazwijmy go Chętny prosi o przełożenie spotkania z wtorku na środę, żona zajęta. Wchodzimy do Praktikera dzwoni pani Energiczny Pierwiastek Żeński. :) Mąż robi wielki oczy umówili się czy co?
Chichocząc nerwowo wykrztusiłam: teraz powinien zatelefonować gość z biura pośrednictwa. Szczęściem to nie nastąpiło. Za to pani EPŻ strzela ,ze chcą kupić mieszkanie. Hm ponieśli cenę. Podumaliśmy, przez pośrednictwo dostaniemy więcej o dwa tysiące po odliczeniu ich prowizji- oczywiście. Z drugiej strony zgłosili akces pierwsi , niech dołażą tysiąc zł i sprzedamy im. Koniec końców umówieni jesteśmy na wtorek, jak podpiszemy umowę przedwstępną i wpłynie zaliczka to odmówię panu Chętnemu spotkania. Bądź co bądź będziemy „po słowie” a dobre imię się liczy .
Teraz przeżywam depresję , ta oferta wygląda na poważną. 8) Mam taką nadzieję i równocześnie waham się. Tak lubię to mieszkanie, dobrzy sąsiedzi, plac zabaw, nasze pierwsze zwycięskie walki z kredytem, urządzanie.... Kiedyś dzieci miały sznurek z balkonem w drugim wejściu i przesyłały sobie wiadomości, rzeczy, drobne prezenty. Też się pobudowali , ale nadal dzwonimy, gadamy sznurek zastąpił telefon. Ustalam z sąsiadkami kiedy mają przychodzić na kawę i herbatkę. Innymi słowy marzenie o sprzedaży realizuje się i jakoś nikt nie szaleje z radości- cóż za przywiązanie do doczesnych elementów. :o Powinniśmy skakać do góry a oboje mówimy o tym co tu zrobiliśmy, co chcieliśmy zrobić....

Dość marudzenia: Oby im się tu dobrze mieszkało i żeby zmajstrowali pogodnego ptysia do uzupełnienia rodziny i żeby szybko przeskoczyli kredyt i cieszyli się tym miejscem i ludźmi jak my i żeby załatwili wszystkie formalności bo jak się żegnam z mieszkankiem to nie chcę kolejny raz oswajać się z myślą o zmianach. Okropnie ciekawam w jakich barwach będzie mieszkanie. Najpierw biel i seledyn, teraz cała gama ciepłych przytłumionych barw z drobnymi wstawkami zieleni i bieli – bardzo lubię takie zestawy... Może nas póżneij zaproszą na piwko ? Trzymajcie kciuki miejmy to za sobą.

ori_noko
07-12-2004, 11:20
Powinnam obowiązkowo zasuwać ze szmatką w dłoni :( , ale kusi mnie zajrzeć na Forum popatrzeć po dziennikach. Jak komu idzie. Takie działania podnoszą na duchu – wykańczający wszystkich województw łączcie się ! :lol:
Szurfuję po stronach producentów glazury. Natchnienia na łazienkę brak. :-? To znaczy pomysł mam , ale założenia budżetowe ... przeliczyłam całość i muszę zmienić koncepcję. Próbuję też wymyślić kolor i kształt obudowy kominka. Pan Kominek ma z nami randkę jutro – warto by było mieć własne przemyślenia na ten temat. Wiem na razie, że będzie niesymetryczny z kaflami, półką i być może kontynuacja półki będzie miejscem pod telewizor. Zawsze coś...

Doszliśmy do porozumienia z kolega małżonkiem co do kuchni: piękna w intensywnym czereśniowym drewnie, surowe i proste szafki, kontra waniliowa barwa z delikatnymi wrąbkami- stylizowana na meble z lat 30-stych. W jednym byliśmy zgodni : Ikea. :lol: :lol:
Obejrzeliśmy dyskusje na Forum co do jakości tych mebli, następnie: wzory , propozycje . Wspólny wybór padł na olejowaną sosnę. Kolor i wzornictwo podoba się obojgu . Problem z głowy. No w każdym razie połowicznie – jakie do tego dobrać kafelki? Mam jedne na oku, ale znowu cena.... czemu ta kasa staje w poprzek wszystkim planom!! Tak daleko zaszliśmy głupio robić teraz tak by później żałować decyzji ....
No dobrze czas usunąć ślady porannego buszowania rodziny po mieszkaniu, jak oni to robią ? Gdybym potrafiła w takim tempie usuwać ślady jak oni je roznoszą! Byłbym mistrzem świata w lataniu na miotle i odkurzaczu . :wink:
Internet to niezły bajer z buta znalazłam wzór sensownej umowy przedwstępnej i dalszego pretekstu do siedzenia przed komputerem nie ma. Cdn...

ori_noko
13-12-2004, 21:17
Umowa przedwstępna podpisana, państwo EPŻ biegają w poszukiwaniu kredytu. :D Biedni ludzie ! Dziś jakiś półgłówek który zajmuje się z ramienia banku wycenami mieszkań twardo orzekł : mieszkania tego typu jak nasze warte jest najwyżej 1000zł /m2. :x

Gdyby mi powiedziano ze podpisałam umowę i przepłaciłam o 70% to czułabym się jak ostatnia idiotka. Wolę nie myśleć co sądzili dziś ci ludzie o swoim ilorazie inteligencji, wyborze i decyzjach ... Na dodatek mają udowodnić , ze tu ludzie kupują drożej niż jego wyssana z palca opinia ! To jakieś jaja ! :evil: :evil: Znalazłyśmy życzliwych ludzi którzy zgodzili się użyczyć do wglądu swoje akta notarialne kupna/sprzedaży , aby wykazać prawdziwość wyceny i umowy.

Leżę w domu , a po tych telefonach ciśnienie wzrosło mi niebotycznie. Jak można tak traktować ludzi! Gościowi nie chce się ruszyć i zapracować na swoją prowizję od banku, wynik: państwo EPŻ po burzy mózgów i niezłej porcji zdenerwowania znaleźli innego rzeczoznawcę który z marszu podał rozpiętość cen zbliżoną do rzeczywistości, ba na naszym osiedlu wyceniał co nie co i wie ,że są tu to bardzo ładne mieszkania. Jednak taki początek starań o kredyt może obrzydzić najpiękniejsze lokum. Cieszę się że znaleźli kogoś normalnego.

Natomiast w domu prace posuwają się powolutku naprzód. Elektrycy montują gniazda, gniazdeczka, przełączniki, kompletują tablice z bezpiecznikami. Panowie Wod- Kan ostatnie muśnięcia instalacji, przełożenie wodomierza do pokoju AGD, podlicznik też , załatanie zostawionej dyskretnie dziury za grzejnikiem wc, puszczenie ciepłej wody w kierunku kranu. Nie miałam pojęcia że to taka frajda móc umyć łapki nad własną ..wanną do prania. Pan Ocieplenie po raz kolejny poprawił sufit przy okazji uszkadzając grzejnik drabinkowy. Zreperowane – szczęściem zauważyliśmy nim zlało nam kuchnię – Wrr. Nie lubię tej ekipy- zdecydowanie. Sufit w końcu da się wyprowadzić na prostą. Zamówiłam pana nr 2 Wykończeniówka do wyceny tej pracy i podanie terminu wykonania. W przerwach miedzy telefonami, ustaleniami : spałam, drzemiąc i świecąc porządnie kryzys zdrowotny. Hm nie załatwiłam nic z kominkiem, ani telefonu ani ustaleń , ale jutro też jest dzień....

ori_noko
14-12-2004, 23:28
Niby podciągnęłam się nieźle z logistyki i kontaktów interpersonalnych ale teraz chyba osiągnęłam wyższy stopień wtajemniczenia, mąż zagoniony do bólu w pracy więc upadłość zdrowotna swoja drogą a obowiązki swoją.
Od rana panowie Drzwi tym trazem jako od parapetów ,jakie ładne wykończenie okien jest teraz ! trzeba ich wpuścić na teren – szczęśliwie podjechali po mnie i pozostało powlec się jedynie z powrotem do domu. Te 2500 metrów dziś długie się wydawało. Padaczka w wyrko spacer przez dwie godziny odespany , telefon pan Gips nr 2 może przyjechać zaraz. Proszę żeby po mnie podjechał , pan się boi że zabłądzi w naszym „mieście”. :o
„Jak ciało odmawia posłuszeństwa podnieś się , ciało pójdzie za tobą” no i poszliśmy moja wola i zdechła reszta.Teraz 2,5 km to naprawdę spora odległosć. Mija mnie czarny samochód z obcą twarzą w środku – to mała mieścina – nowe twarze rejestruje się podświadomie. Hehe faktycznie gość błądzi jeździ naszym traktem w te i wew te, zdążyłam dowlec się do własnej bramy. Telefon : gdzie jest nasza budowa? Tam gdzie pani w pomarańczowej kurtce.
Miałam rację , ten obcy to był nasz pan Gips nr2. Obejrzał domek , wycenił pracę – oj ! :roll: szkoda wygląda porządnie , ale nie nawiążemy współpracy. Myślę intensywnie . A może panowie co montowali nam drzwi? Pytali czy będą robić obróbkę wkoło nich. Hm. A co tam. Dzwonie. No i dziś to sobie pobiegam. Pan Drzwi chce za godzinę zobaczyć zakres prac.
Jak dobrze że jego ludzie rano od parapetów opisali mój pożałowania godny stan , podjechał pod nasz blok, przejazd do domu, wizja lokalna. Czasami mam wrażenie że naprawdę oprowadzam wycieczki , proszę spojrzeć, to naprawdę niewielkie ubytki w ścianie, pana ludzie to montowali , zapewne tak by po nich lekko i przyjemnie było robić obróbki. :wink: Cóż cena nadal boli ale zdecydowanie mniej niż dziś przed południem jest za to większy zakres prac. Umawiamy się na start od jutra , okropnie dużo dłubaniny jest , ja sobie pochoruję dalej a panowie Drzwi ruszą z działalnością artystyczną. I dobrze . Chcę zobaczyć takiego mądralę co potrafi sobie uczciwie pochorować i prowadzić budowę....

ori_noko
29-12-2004, 20:14
Uporczywie kontynuuję romans z medycyną. :oops: A że przykład idzie z góry to w moje ślady poszedł pan Płytkarz i pan Drzwi. Z tym że pierwszy posunął się jak na mój gust za daleko zamiast zwykłej grypy – wpakował się pod samochód i tuż przed świętami wyszedł ze szpitala. Cóż dobre w tym jest to ze chcąc ciąć po kosztach wszedł w kolizje nie używając własnego samochodu , a mimo to jest jedynie bardzo poturbowany. W ten prosty sposób przeprowadzka odsunięta w czasie. Nasi Kupujący walczą o kredyt, chyba lada dzień dostaną decyzje. :lol:

Gmina podała czas realizacji zadania „Kanalizacja” naszego fragmentu miejscowości. Zaczną w marcu zamkniecie w październiku. Mają już wszelka dokumentację i pieniądze. Pozostał jedynie do opanowania przetarg.
Innymi słowy te drobne odroczenia są nam o tyle na rękę, że do trudu przytargania w nowe miejsce dobytku ostatnich 15 lat nie będzie obowiązku męczyć się z szambem. Tak sobie myślę ferie zimowe to byłby dobry czas, dzieciarnia w domu (czytaj trzy pary rąk do noszenia więcej), panowie ukończą swoje spóźnione działania, my ułożymy podłogi i właściwie pozostanie pomalować drugi raz co poniektóre pomieszczenia i wszystko. :D :D Rodzina ze śpiewem na ustach może zacząć pakować, opisywać, układać, wyrzucać i przebierać zawartość szaf i pokoi. ..
Właściwie pod tym kątem robiłam już kilka czystek i stosowną ilość ubrań, książek, czasopism, zabawek plus zepsutego sprzętu wyniosłam na własnych plecach. Moi bardzo sympatyczni sąsiedzi którzy wyprowadzili się z naszego bloku rok wcześniej, pakowali wszystko jak leci do worków i wywieźli na nowe siedlisko- Później rozmawiałam . Koleżanka mówiła , ze ilość zbędnych rzeczy do wywiezienia która znalazła do rozpakowania w domu przerastała jej siły długo i dopiero wizja rodziny na święta zmobilizowała ich do oczyszczenia przedpola. :roll: Twierdzili że przechodząc ze 77m2 na 170m2 mieli zawalony dom poprzednim zestawem.
Wykorzystując ich doświadczenie przeprowadzam selekcję. Z tym, że walczę od lat ze skłonnością do bycia przydaśkiem i nie jest tak źle. Co pół roku wielkie przejście przez mieszkanie i jest gdzie żyć. Ale czasem serce boli : te rysunki, paskudki ulepione z gliny , całkiem do ujechania buty, zapasowa miotła- jeszcze na chodzie, zestaw dokumentacji gwarancyjnej do rzeczy które zniknęły z życia rodziny kilka lat temu, ładna butelka, książka podzielona na pięć równych części za to bez okładki, nie zapełnione prawie ćwiczenia z historii z klasy szóstej (i po co kazali kupować kiedy ich nie używali!), atlas tak kiepskiej jakości, ze po dwóch latach noszenia w tornistrze zatracił kontury, świecznik ofiarowany przez mało znajomych nam ludzi... No jest przez co się przedzierać. Do piwnicy strach schodzić tam nie było przejścia czyszczącego ze dwa lata...

ori_noko
29-12-2004, 20:18
A my mieliśmy randkę.......... z gościem z Warszawy... Murtor wysłał po licznych uzgodnieniach w nasze progi pana Redaktora. Ten człowiek musi kochać swoją pracę, słuchać od kolejnych bezkrytycznych wielbicieli peanów na cześć D07. 8) Przez kilka godzin ! :oops: Z próby zagadania go na śmierć wyszedł zwycięsko , aczkolwiek lekko chwiejnym krokiem. Dzielna jednostka.
Uczciwie zeznaliśmy ile wydaliśmy , w jakiej kolejności i na co. Rany Julek odkryliśmy że mamy sklerozę, ten rok był szalenie intensywny bez faktur i podpowiedzi nie potrafiliśmy podsumować tego w miarę sensownie. Koszmar – co będzie na starość? Z kartką na szyi z domu będę wychodzić – życzliwi ludzie odprowadzą. Dobrze , ze wszystko zapisuję na bieżąco!!
Teraz czas wrócić na włości – układanie podług czeka. Jeden pokój kończymy reszta przed nami. To składanie podłogi nie takie złe, na cztery ręce idzie szybko ino kolana się odczuwa. Cóż takie piękne ze powalają na klęczki.... :wink: :wink: :D

ori_noko
16-01-2005, 23:33
„Ruszyły prace, ruszyły prace .....” skoczna i miła dla ucha melodia :lol: Trudniejsza dla kieszeni.
Na parterze trzeba pokój trzeba ustroić w deseczki podłogowe, na górze robi się łazienka i wszyscy dyszymy oczekiwaniem przeprowadzki z tym że niektórzy dyszą ze zgrozą. Jest to wprawdzie wywołane też kolejna infekcją wirusową- lubią nas nie tylko ludzie i zwierzęta ale i te chol... mikroorganizmy . W każdym razie wspieramy nie tylko rynek materiałów budowlanych , ale też dajemy nielichy grosz na utrzymanie okolicznych aptek :-?
A co się ze mną porobiło ?! Patrzę na apteczny (nie mylić z apetyczny ) rachunek i myślę – no tak para listew wykończeniowych wokół drzwi ! Mija tydzień trzeba złożyć kolejną obiatę na ołtarzu medycyny i farmacji - oddaje z żalem fragment blatu z pomieszczenia AGD. Gdyby te panie wiedziały jak mi się te pigułki przeliczają , oczywiście żałuję też familii , jednak czas wreszcie zachować umiar. Ile można. Jak tak dalej pójdzie to wykończeniówka domu stanie w miejscu....
W każdym razie podłogi na piętrze w 50% skończone, łazienka w 40% też , wc kafelkowanie zakończone pełnym sukcesem, kuchnia w 60% zmontowana.
Kominek – znaczy się obudowa na czas przyszły wybrana- przedpłąta uiszczona...
Kartony w mieszkaniu zaczynają być gromadzone. Trochę zdjęć doszło. No bo kuchenne odrzwia też dojechały. Panowie Wod-Kan po raz trzeci dokręcają rurkę z której spokojnie :( kap, kap – dziś wymyślili ze się rura poci .
- Szefowa to normalne.
- No panie Romanie , jak człek się poci to nic dziwnego a jak mokra podłoga w jednym miejscu jest to rura cieknie, w instalator się poci się

ori_noko
16-01-2005, 23:38
Ledwie da się dziś pisać ułożyliśmy podłogi na poddaszu, jeszcze korytarz i gabinet na dole, trochę koloru na ściany , listwy przypodłogowe i czas wozić rzeczy. Ależ się cieszę. :lol: :lol: Ino ręce okropnie poobijane mam. Dziś przy zbijaniu podłogi po trzecim stuknięciu w każdą dłoń – razem sześć trafień –pomyślałam: dotychczas miałam większe korzyści z tego ze obie łapy mam równie sprawne. Co za szczęście, ze stopy służą jedynie do chodzenia, dziś by były tez pewnie zdewastowane :wink:

ori_noko
18-01-2005, 00:29
Tak to dobry moment na opisanie imprezy z obudową kominka do końca . :)
Przynajmniej co do tego już od dawna nie miałam żadnych wątpliwości. Kafle. Półmatowe, lekko połyskujące od blasku ognia, zachęcające do oparcia się plecami ..itp romantyczne rodzinne obrazki nawiedzały mnie wieczorami.
Zaczęliśmy zaglądać do salonów kominków. No ładnie mój wymarzony kominek kaflowy ma kosmiczną cenę. Przeglądam budżet , co bym mogła zrobić własnoręcznie żeby wycisnąć minimum 14tys ? Wychodzi najwyraźniej ze się spóźniłam to mogłam zaoszczędzić stawiając ściany budynku. :roll: W sukurs przyszła nam firma od której kupowaliśmy wkład kominkowy. Sami wprawdzie nie handlują obudowami, ale dali nam dwa zachwalane telefony. W tym speca od kafli który obudowuje dowolnymi kaflami (polskie, czeskie, słowackie, niemieckie) w cenie z materiałem do 7tys. :lol: (Opis fachowca kilka postów wyżej.) No to brzmi już lepiej . Jak odłożę w czasie wykańczanie tarasu i zrobimy sami ścieżki i zmienimy planowaną glazurę do kuchni na tańszą, damy inne baterie ... Zaczynam się cieszyć.
Dzwonimy umawiamy się , pan ogląda wkład , dom i próbujemy dogadać się co do wyglądu końcowego oraz ceny. Kolejna randka za dwa tygodnie , będzie projekt i wycena. Och jak czekałam.

Pan na wstępie oznajmił że przesunie trochę kominek coby był na wprost bo ustawiony jest po skosie :x (tak właśnie chciałam, żeby nie kolidował z TV na jednej ścianie) i ma przepiękny projekt za banalną cenę. I on by bardzo chciał zrobić to cudo bo naprawdę mu się udał. Brzmi zachęcająco. Chyba za dużo oczekiwałam napasiona widokami z salonów , czasopism i Internetu, bo nie byłam przygotowana na otrzymaną ofertę. :o :o :o Zobaczyłam kompletnie nieatrakcyjny kominek, obłożony 30 kaflami za banalną (!) cenę 10 tys plus Vat. Chyba oboje inaczej rozumiemy słowo banalne. Na pewno dało to się zastosować do projektu, koloru, całości pomysłu ale nie do ceny.
Poprosiłam o czas do namysłu. :-? Nad czym tu myśleć wiem ze odmówię. Jadę kolejny raz do konkurencji, nie ma siły to co mi się podoba zaczyna się od 14tys . Wolę zrezygnować z obudowy, kominek poczeka te kilka lat i też będzie dobrze.
Pan już wcześnie zachęca nas do odwiedzenia jakiejś odległej hurtowni kamieni , stoi tam nadzwyczajnej urody kominek pozostałość z czasu kiedy handlowali obudowami. Można kupić dosłownie za grosze. Już się boję. Całkiem niepotrzebnie bo cena i owszem ładna ale obudowa (ogromna) dla nas zupełnie nie do wzięcia.
Jak już pojechaliśmy taki kawał drogi to czemu nie obejrzeć wystawionych kamieni.I tak jak juz pisałam niepowtarzalny cud: płyty zielone, czerwone, brązy, beże, odcienie, rysunki, marzenie projektanta dostać klienta dla którego będzie mógł z tego zrobić elementy w domu.
Stoję przed płytą wartości 1/4; naszego domu i oczy mi się śmieją. To nie żądza posiadania, ale obezwładniające piękno błękitnego kamienia. Nie mam pojęcia jak się nazywa.
Wychodzimy porażeni. Na końcu alejki napis : Kominki. No to zajrzeliśmy. Bardzo miła i przeziębiona pani daje nam do obejrzenia album zdjęciowy z realizacjami . Mmmmm to jest to. Pytamy kolejno o ceny . Wszystkie w naszym zasięgu, ale nie widzimy nic co byśmy chcieli mieć u siebie. O przepraszam jest jeden . Tak naniosłabym drobne zmiany i będzie tym o co nam chodzi.
Pani przygląda nam się długo. Troszkę później okazało się ze tą „naszą” obudowę prowadzący wymyślili dla ...siebie. Tak jak podejrzewałam w rzeczywistości jest troszkę toporny ale bardzo dobrze oddaje urodę kamienia z którego go zrobiono. Teraz tylko rajza po hurtowniach żeby znaleźć w odpowiedniej cenie i kolorze płytę. Prace ruszyły. Ma być gotowy za cztery tygodnie.
Morał : nie wysyłajcie klientów w pobliże konkurencji... zwłaszcza jak się tak banalnie zabieraliście do pracy. :wink:

ori_noko
21-01-2005, 13:11
Trochę się niecierpliwie kiedy tez wyjdzie tekst w Muratorze o budowie AgnesK &Radka oraz naszej. Szkoda ze w sumie zabrakło czasu na przyzwoite przygotowanie się do tematu. Teraz dopiero widzę ile pracy czeka mnie w porządkowaniu papierów. :roll: Jakby wizyta muratorska nastąpiła za dwa miesiące to i dom w pełnej krasie już by był i dokumentacja ułożona aż miło- no w każdym razie założenie takie jest :wink:

Tak sobie to rozważam bo dziś domek obsypany śniegiem ( znaczy się bałagan na działce zakryty dyskretnie) , kuchnia skończona można już w niej pichcić i wnosić garnki. Łazienka właśnie się kształtuje pod czułą ręką płytkarza, wszystkie fugi dobrane i pokupowane. W sobotę pan Płytek opuszcza nas i zawita jedynie na drobne prace po malowaniu i zamontowaniu listw wokół drzwi.

W sumie pozostało trochę drobiazgów:

- Pomalować – zdecydowałm się na trzy kolory w domu: kermowy, biały i ciemno ceglasty.
- Posprzątać ...brr
- lampy przenieść i skompletować brakujące
- biurka nowe dla Klonów potrzebne będą chyba kupimy od razu trzy nowe duże bo przekazywanie małego biurka najmłodszej jednostce nie ma sensu – dziś już wiemy że był to kiepski zakup. Miejsce do nauki musi być odpowiednio wysokie i już docelowe. Inaczej trzeba by wymieniać je co pięć – sześć lat.
- Przeprowadzić resztę mebli i książek (znaleźć firmę przewozową z udźwigiem do tej rozrywki)
- Wyregulować skrzydła drzwi bo szurają o podłogi
- Nakłonić pana Elektryka do zakończenia drobnych poprawek – nie woła o pieniądze ale też się nie pokazuje żeby zamknąć swoje działania...
- Dzwonek- kupić i zamontować
- domofon
- Meble do jadalni – szczęściem już wybrane
- Przestać chorować w systemie stadnym i indywidualnym
- Jedną płytkę w wc skuć i podmienić - okazała się pęknięta
- Złożyć wniosek o użytkowanie budynku
- Zagonić całą rodzinę do zbierania śmieci i po zapakowaniu w worki wystawić dla przejeżdżanej śmieciarki
- Opaść w fotel przed kominkiem i tkwić w słodkim bezruchu do wiosny kiedy będzie można łapczywie rzucić się na działalność ziemno - roślinną.

PS. Są nowe zdjęcia dotyczące zycia wewnętrznego pana P.

ori_noko
02-02-2005, 11:33
No nie mogę się oprzeć. Dziś przeglądając zapiski dziennikowe przypomniałam sobie taką scenę :Wizytuję budowę późnym popołudniem i urzędujący tam Gipsarze maja bardzo niewyraźne miny. Pytam wprost:

- Czemu jest dziś tak mało zrobione?
- No wie szefowa, moja Babcia się źle czuła...- przywozi ich rano szef odbiera wieczorkiem wiec oglądając minimalny teraz stos drewna i nie wytrzymuję:
- Proszę powiedzieć Babci żeby mniej przed kominkiem siedziała to jej się zdecydowanie poprawi. :wink:

Przeglądam Forum bo po skrytykowaniu rozrywek zdrowotnych moich bliskich sama podążyłam w ich ślady. Jutro powinnam kupić farbę , folię ochronną a mam kompletny areszt domowy . Biedny małżonek stanął twarzą w twarz z budową i wcale go to nie bawi, choć świetnie sobie radzi.

Areszt domowy powoli słabnie , kaszel też. Jutro podpisanie umowy u notariusza z terminem opuszczenia mieszkania na 20 lutego. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze chorowanie. :lol: :lol: :lol:

ori_noko
02-02-2005, 12:29
Słowo się rzekło : mieszkanie przeszło w dobre ręce. :) Cieszę się że właśnie Ci państwo się zdecydowali . Prócz mieszkania w komplecie dostana bardzo miłych sąsiadów, ładny plac zabaw widoczny z okien mieszkania, blisko przedszkole , szkołę, kilka minut spacerkiem jezioro , drugie jeziorko , trzecie ... las i łagodne pagórki dające miłe dla oka wrażenie. Trasy rowerowe, kilka stadnin i sklep w którym stali klienci mogą kupować na kredyt... Dlatego nie wróciliśmy stąd do Poznania , a zbudowaliśmy dom :lol:

Klony włączyły się w akcje „Trzy godziny dla rodziny” od chwili startu przez 180 minut prowadzą bardzo intensywne działania związane z przeprowadzką. Potem dzwoni budzik i bezwzględnie kończymy prace 8) Rewelacja ! Pełne trzy kursy mieszkanie – dom to przewiezienie 20 kartonów książek !

Menu na dziś :

- polowanie na kartony po okolicznych sklepach (nie możemy jeszcze opróżniać wywiezionych bo w domu trwa malowanie )
- akcja „trzy godziny dla rodziny” dalsze pakowanie, opisywanie, selekcjonowanie
- znalezienie trójkątnych biurek dla Klonów
- znalezienie chętnych na dwa małe biureczka
- ułożenie dokładnego planu przeprowadzki
- telefon do kominiarza o opinię kominiarską
- telefon do geodetki o inwentaryzacje budynku - te dokumenty sa potrzebne do złożenia pozwolenia o użytkowanie budynku
- znalezienie ludzi z samochodem do przewiezienie łóżek, szafek itp.
- spotkanie z panem Schodkiem : ma przynieść stopnice i wycenę schodów (oj oj )
- pan Kominek2 przełożył montaż obudowy z dziś na piątek – hm może i dobrze malowanie podpędzimy to akurat będzie...
Schody mają być z jesionu- piękne drewno , intensywne przejścia ma , ale to akurat mi się podoba. Niezwykłe uczucie w domu mamy cztery elementy które nadają mu zdecydowany charakter : drzwi , podłogi, kominek , schody. Dwa ostatnie to jeszcze niewiadome , może wyjdą tak jak zaprojektowaliśmy ? A moze lepiej :D

ori_noko
05-02-2005, 18:55
Och niech już będzie po przeprowadzce, ogromnie zmęczona jestem zestawem do użytkowania dom – kaszel - mieszkanie-kaszel- markety budowlane-kaszel –noszenie rzeczy- kaszel- kaszel- kaszel – gruźlicy nie stwierdzono z powodu braku płuc.

Szczęśliwie dla mnie pan Kominek2 przełożył montaż obudowy ze środy na piątek. Od rana zameldowałam się w domu , ( drugie poważne wyjście po chorobie ) chwile po mnie dwóch drobnych panów niosło jakieś ogromne kawały kamienia i od tego momentu przez CZTERNAŚCIE godzin pracowali tnąc, sklejając, polerując i dopasowując :lol: :o :lol:

Dwie przerwy po 20 minut na jedzenie i cały czas w działaniu. Z początku miałam rozpacz w oku , to nie przypominało kolorami tego co zamawialiśmy , dyskretnie podeszłam i mokrym paluchem sprawdziłam czy półka kominkowa ma tą barwę co wybraliśmy. Nie żebym nie wierzyła, ale pod warstwą pyłu to mało przypominało trawertyn wyszukany na palcu ... Uff co za ulga to nasz kolorek bardziej żółć przechodzący w pomarańcz niż klasyczny koralowo – brązowy . Niby wszystko wykonane wcześniej w warsztacie , jednak kamienne klocki składa się inaczej niż z plastiku.
Początkowo myślałam e tam do 16.00 się uwiną toż wszystko już mają. O osiemnastej kręciło mi się w głowie, panowie zmienili barwę na jasno zieloną, kominek był w 99% gotowy. I od tego momentu jeszcze drobne detale wykończeniowe zostały ostatecznie zamknięte o 22.30 !!

Jak jeden z wykonawców pochwalił mi się ze robi ten kominek od dziewięciu dni to pomyślałam sobie – szybko poszło ja bym spędziła nad tym pół roku. Dopiero rozmowa uświadomiła mi , ze jak na obudowę to ogromna ilość czasu.

Przyznaje że najchętniej dziś siedziałabym przy stole w jadalni z pisząc , mając w zasięgu wzroku ogień i rodzinę porozkładaną malowniczo po kątach dużego pokoju. Zastanawiam się czy pakować już zdjęcie , ale chyba tak. Jak będzie po końcowym malowaniu to zawsze mogę umieścić drugie. Natomiast trzeba się liczyć z tym że przez długi czas zmiecie mnie z netu , bo ani telefonu ani dostępu do Internetu nie będzie. Brrr...
Za to powstanie dokumentacja jak się kurować po przeprowadzce.

Z innej beczki to po zachwytach, pracach , montażu czas uregulować należności. Rozgadani uśmiechnięci pojechaliśmy oczyścić konto z błogą świadomością że w ciągu najbliższych dniach uzupełnimy stan – wpłynie kasa za mieszkanie. Pani w okienku kręci smutnie odmowie głową, wypłaci jedną trzecia sumy. Nie możemy zrozumieć ! Przecież mamy otwartą linie kredytową ! No tak ale właśnie minęło 51 dni i zeszły pieniądze z konta na pokrycie użycia karty visa... To budowanie niszczy kompletnie stan finansów naszej podstawowej komórki społecznej. Fajnie , a my jesteśmy umówieni z panem Kominek2 : za chwile mamy być z kasą. :roll:
Cały nastrój diabli wzięli, siedzimy spięci kierując się nieuchronnie do Kam – Bud-u, z tyłu Klony wystawiają naszą cierpliwość i swoje zadki na ogromne niebezpieczeństwo :-? Jak rodzina to rodzina idziemy razem do biura przekazać hiobową wieść. Dobrze że jeszcze cos mogliśmy zdjąć z konta !
Od wejścia walimy obuchem: są dwie wiadomości dobra i zła. Za tydzień zapłacimy całość , dziś cześć. Nawet dzielnie to znieśli. Stosowna adnotacja na umowie, ksero , podpisy, czujemy się okropnie. Nie znoszę jak mi się klienci spóźniają z płatnościami i wiem co czują kiedy wyszliśmy.
Swoja drogą gdybyśmy pamiętali o karcie kredytowej użytej do materiałów wykończeniowych to byśmy byli przygotowani na taki cios, a tak to nagle zostaliśmy goli jak święty turecki i zadłużeni wobec ludzi z którymi swobodnie umówiliśmy się na płatności. :(
Kochani potomni: wykończeniówka i karty kredytowe to potrafi płatać psikusa. Bardzo nieprzyjemnego....

ori_noko
07-02-2005, 15:25
Podłoga w gabinecie na dole jest ! :lol: Palce nadal są! :lol: Do ukończenia korytarza na górze zostało mi około metra – jeszcze listwy wykończeniowe i można wnosić meble. :lol: :lol: :lol: I to właśnie będziemy robić od czwartku. Dziennik budowy zacznie dobiegać końca. 8)

ori_noko
10-02-2005, 22:33
Oczywiście plany swoją drogą, a życie swoją. Z bólem stwierdziliśmy, że nie damy rady sprostać przeprowadzce w wyznaczonym terminie . Trzeba drugi raz pociągnąć kolorem parter, na biało kuchnię i pokój AGD. Nowy termin to koniec następnego tygodnia. :D
Jutro barwy już będą już w całym domu na gotowo, z rana trzeba spokojnie i subtelnie silikonem uszczelnić brodzik i wannę. Wymieniałam silikon z białego na jaśminowy – pod kolor fugi.
Dziś natomiast królowałam z pistoletem w dłoni strasząc wszelkie niedoróbki w podłodze i przy futrynach. :lol: Kiedyś kit drzewny był sprzedawany w puszkach , nabierało się toto szpachelką , nakładało , trzeba było poczekać aż wyschnie , zeszlifowywać wystające drzazgi i już. Teraz wyciskamy coś beżowego z tubki podobnej jak kleje i silikony na dziurę , elastyczną szpachelką elegancko dociskamy do podłoża, czyścimy starannie to co jest nadmiarem i następny ubytek pada pod naporem naszej przewagi technologicznej.
Nawet ładnie wyszło. :wink:

Mąż został zmylony nazwą koloru „ imbirowe pola ” i sądził ze to odmiana żółcienia jak wszedł na intensywnie rudą ścianę w dużym pokoju mało się nie przewrócił . Zrobię zdjęcia to zrozumiecie jego hm zaskoczenie . :lol: :o :lol:

Podłogi gotowe starczyło desek nawet na garderobę , ubytki zrobione, mąż ze swadą montuje listwy boczne – wrr zabrakło nam jednej listwy do pokoju najstarszego Klona – dziewczyna ma inną deskę niż reszta a i wykończeniówka oczywiście w innym kolorze. Ściany ma w pięknym delikatnie złocistym odcieniu - zaskakująco dobrze wyszło w zestawieniu z drewnem orzecha na podłodze. Jej pomysł.
Średni Klon poprosił o biały pokój, chce sobie dobrać kolor jak już będzie mieszkał – bardzo rozsądnie.
Najmłodszy Ludź chciał mieć : samoloty na ścianie, czołg, statek piracki , trawę i robaczki i smoka. :) Na 10 m2!! Sprawa jest rozwiązana następująco: trzy ściany delikatnie morelowe, czwarta z ruda z wielkim helikopterem . Jak będzie chciał to mu jeszcze gdzieś smoka domaluję, w końcu nie codziennie ma się siedem lat i pierwszy własny pokój.

Mąż dzielnie dał mi wolna rękę na zrobienie kolorów w naszej sypialni. I go zaskoczyłam ! Przygotowywał się na feerię barw ! Nietypowe zestawienia wiśnie z błękitem, a w sypialni spokojnie, pastelowo. A co tam zawsze można zrobić wzorzystą kapę na łóżko , a ten element łatwo zmienić.

W poniedziałek przybywają panowie zajmujący się drzwiami. Mają zamocować listwy wokół futryn . Jak panowie robili obróbkę drzwi to się nie wtrącałam , choć na moje oko to była bardziej prowokacja niż działalność wykończeniowa. :roll: Sama bym to zrobiła i staranniej i z większym pomyślunkiem. No nic , zaprosiłam właściciela firmy na konsultacje, pooglądał, mówi: Pani Ewo pani się nie martwi, wszystko jest dobrze!
Wzięłam głęboki oddech, myślę sobie: Co tu strzępić język, toż to jego ludzie będą zgodnie z umowa kończyć – tak wyglądała sytuacja ze dwa miesiące wstecz.

Dziś pan Stolarz pojawił się ponownie na naszym firmamencie. W towarzystwie swojego ulubionego Majstra. Robią obmierzanie futryn wewnątrz pokoi. Majster patrzy podejrzliwie na zwały gipsu i dziwne fale wokół drzwi:
- Kto robił obróbkę ?
- Wasi ludzie.
- No to będą ku.... po godzinach to skuwać! Tu się nie da nic założyć ! – czemu nie jestem zdziwiona? Chyba nawet odczuwam ulgę, obawiałam się ze będą próbowali na te fantazyjne krzywizny mocować na siłę listwy.

Poniedziałek zapowiada się pasjonująco: stolarze, sprzątanie, ponownie początek nauki dla Kolonów, pakowanie resztek dobytku, próby nakłonienie TP – S.A. do założenia nam telefonu w nowym miejscu. Może zmienić dostawcę usług telefonicznych? Ciekawam co uda się z tego zrealizować.

ori_noko
15-02-2005, 10:20
Ostatnie chwile dostępu do netu. :( :( Jutro wybija godzina zero – ciężarówka z ciężarowcami zamówiona czas się przenosić. Prawdę mówiąc te osławione ostatnie chwile trwają dla mnie od kilku dni i są dosyć meczące. :D

Wczoraj praktycznie już przemieszkałam cały dzień w domu. Od rana do wqieczora przyjmowałam z honorami stolarzy i ekipę od osadzania drzwi. Pierwsi to trzy rosłe , lokowane, ciemne i ewidentnie spokrewnione typy.
Pan Loczek zagląda uśmiecha się i pyta: czy tu to tu? - He he przypomniał mi się gość który chciał mi na etapie fundamentów zostawić betoniarkę na budowie w ostatniej chwili uwierzył mi końcu ze ulica się zgadza ale sprzęt ma zostawić gdzie indziej. – radośnie potwierdzam : jak pan do drzwi to tu to tu .
Za nim wchodzi duplikat w odrobinę jaśniejszym odcieniu włosów, trzeci też uderzająco podobny , patrzę wyczekująco może za drzwiami jest ich więcej? :wink: Łeee skończyli wchodzić. Przynoszą super maszyny do ciecia listew przy drzwiach i jakieś hebel i poziomnice i młotki i kuferek ...W ciągu 20 minut w wysprzątanym domu panuje duch dobrze urządzonej stolarni- z wiórami we włosach włącznie. :-? Po mojemu – bałagan.

Za nimi nadciąga chmurna ekipa skuwaczy. Mają usunąć ślady swojej fantazji. Panowie z ponurym wyrazem twarzy pracowicie usuwają fale , falki gipsowe wraz z tajemniczymi progami uniemożliwiającymi wyjecie drzwi z zawiasów i inne takie dziwne rzeczy które pracowicie rzeźbili wcześniej przez trzy dni! :roll:

Hm drzwi bez fantazji gipsowych wyglądają normalnie. Panowie Stolarze przycinają, wiercą mocując listwy ozdobne . Teraz to widać ze drzwi nabrały ogłady !!! :lol: :lol: :lol: Szczęśliwie mamy proste ściany i tylko w jednym przypadku przyjdzie mi robić obróbkę silikonem akrylowym. Cieszę się ! Już widziałam oczami wyobraźni jak pracowicie oblepiam taśmami i w napięciu nanoszę silikon na wszystkie dziesięć par drzwi . A życie jest takie krótkie! Jednak z pełnymi okrzykami zachwytów nad wykończeniami drzwi poczekam aż i od wewnątrz będzie już wszystko zamocowane.
Z korytarza futryny były licowane z murem wiec tu zrobić bajer nie było trudno , od strony pokoi to będzie mistrzostwo. Jednak listwy wewnętrzne przyjdą dopiero za dwa tygodnie. Żeby było zabawniej chcieliśmy od początku dać odpowiednio szerokie futryny (na pełna grubość muru), jednak to okazało się zdecydowanie droższe niż mocowanie później listew plus praca za to. Dziwne, ale tak wychodzi.
Wracając do opisu prac, panowie w loczki w każdym pokoju zrobili co należy wraz z okropnym bałaganem, szczęśliwie z lekka ale zawsze po sobie zamietli.
Ekipa Skuwaczy uprawia działalność na „dzięcioła” i też bez zbędnego zaangażowania usuwa ślady. Już po dwóch godzinach przestają się boczyć na siebie, na mnie , na szefa i na drzwi. Mętnie tłumaczą że nie wyjaśniono im co mają poprzednio robić wiec robili co mogli. To prawda! Było minęło – teren przygotowany.
Nigdy jeszcze tyle w życiu nie sprzątałam . W poprzednim życiu byłam mopem czy co? Zainwestowałam w ściereczki które ściągają brud bez detergentów. Sprawdzają się! Dzięki temu będą skutki tylko alegii na pył bez dodatków na środki czyszczące :D

W kuchni pojawiły się pierwsze kubki , czajnik, herbata, kawa itd. pełen koszyczek naczyń przytargany z domu. Inauguracja płyty gazowej. Kuchenka przestronna nie jest, ale da się pracować. Czas na mocowanie plastików na gniazdkach i lampy na zewnątrz i czujki od strony ogrodu i ...czas powędrować , elektryk nie ma kluczy a szkoda żeby marzł.

Aaaa jak panowie juz się mieli zbierać to mi się przypominało ze wszystkie skrzydła szuraja o podłogi. Mocujacy drzwi zostawili miejce na polożenie paneli a nie deski wiec trzeba było teraz heblowac co nie co.Trzy szurnięcia od spodu i drzwi chodzą jak złoto. I bardzo dobrze !

ori_noko
16-02-2005, 23:28
Ostatnia beztroska kąpiel ...od jutra - szambo. :-? Przeniesione połowa dobytku. :lol: Co za szczęście że wynajęliśmy krzepkich panów, jak dziś stargali popakowane w zgrabne małe kartoniki :
książki, książki, książki, ubrania, półki , regały , półki, trzy szafki i dla odmiany regały i książki z pokoi dzieci to po dwóch obrotach dostawczym mercedesem mieli dość.
Jutro łóżka, biurka, komputer i pozostała elektronika. Wniesienie tych rzeczy zajęło nam 10 lat, wyniesienie dwa dni. Zadziwiające. :o

Jutro dzieci maja ze szkoły przyjść do domu a nie do mieszkania – fantastycznie. :lol: :lol: Dziś wieczorem jeździliśmy miedzy jednym lokum a drugim – okazało się że z rozpędu wywiozłam do południa podręczniki i zeszyty młodych naukowców oczywiście niezbędne do przerwania kolejnego dnia w placówce edukacyjnej. W przyszłym tygodniu to będzie jazda z odnalezieniem wszystkiego .....

ori_noko
02-03-2005, 00:19
Minął tydzień „na swoim” oczywiście forum miało gremialnie racje to jeszcze nie koniec działań budowlanych. Cały czas straszyły nas schody: bez poręczy , stopni najgorszy to ten brak zabezpieczeń. Efekt? Cała rodzina wędrując blisko ściany wysmarowała łapkami klatkę schodowa szybciej niż ja pisze te zdania.
Pan stolarz schodowy dla odróżnienia od stolarza od drzwi nazwę wiec go pan Schodek, w każdym razie właśnie on ze swoją ekipą już pewien czas temu zdjął szablony i wyruszył w nieznanym kierunku (Rybno Wielkie) by przekuć zamysł na drewno. No i przy okazji dowiedziałam się że niepotrzebnie robiliśmy betonowe stopnie. W panu Praktycznym można zrobić piękne drewniane lekkie schody. Szkoda.

Uwaga potomni: wasz Kierownik Budowy (najczęściej architekt ze stosownymi uprawnieniami) powinien wam zwrócić na taki drobiazg uwagę. Rzadko które budynki muszą mieć żelbetonowe schody w środku! Co ciekawsze koszt obłożenia tego paskudztwa jest taki sam jak wykonie prostych schodów z dobrego gatunku drewna. A kiedy warto iść na takie rozwiązanie? Jeśli chcemy mieć na stopniach płytki lub wiemy ze kasy ni jak nie starczy i wtedy tymczasowo można ciąg komunikacji parter – poddasze wyłożyć wykładziną, pomalować farbą i spokojnie stopień po stopniu czekać na lepsze czasy. Potomni nie powtarzajcie naszych błędów. Dążmy by pan Praktyczny mógł mieć przydomek Praktycznie ... Doskonały.

ori_noko
02-03-2005, 00:27
Wracając do Pana Schodka, panowie z tygodniowym acz zapowiedzianym opóźnieniem przybyli, wyładowali dużej urody deski i przez dziesięć godzin tłukli, piłowali, wiercili , kleili , przycinali , tarli i .... zapowiedzieli się na następny dzień od rana.
W środę sytuacja nie uległa zmianie. W piątek nastąpił wyraźny zwrot akcji. Miałam wybrać kształt tralek. Hm poprosiłam o najprostsze , schody są ciężkawe , wąskie o intensywnym kolorycie więcej ozdób nie trzeba. W sobotę odwołali przyjazd – samochód im zamarzł - absolutnie wierzę przy tych temperaturach! Podobna zima w Wielkopolsce była sześć lat temu. Kompletnie surrealistyczny obrazek przez zasypane na biało ulice sunęły kobiety ciągnąc na przeróżnych sankach potomstwo . Naszemu Klonikowi bardzo się zamiana wózka na sanki podobała. I te panie mijane po drodze :
- Witam! Ale napadało!
- Dzień dobry! O jakie wygodne sanki? – łakome spojrzenie na trwałe płozy i podparcie pod plecki.
- Och to staroć- właścicielka dobrze wie że ma solidny i dostosowany wręcz do marszobiegów śnieżnych sprzęt - wyciągnęłam od dziadków co ma rdzewieć na strychu – to taka klasyczna pogawędka sprowokowane widokiem młodego półrocznego baszy rozpartego na poduszce w śpiworku i przypiętego szeleczkami do sanek z szerokim wygodnym oparciem

Teraz nasz basza wędruje z zajęć zerówkowych na własnych pieszochodach wpadając w zaspy z których trzeba go wykopywać bo znika dramatycznie pod pokrywa śnieżną. Zresztą wyjścia po Klona to w tej chwili jedyny legalny powód oderwania się od zabawy w
„ Silną Zdesperowaną Staruszkę” . Na czym to polega? Zasady są proste :
- Przeprowadź się do nowego domu
- Jedna trzecia rzeczy spakuj do staranie oznakowanych i opisanych pudeł i toreb
- Jedna trzecią pakują twoi najukochańsi krewni znajomi Królika – ale niekoniecznie pisząc co jest w środku
- Ostania część za to została rozpakowana natychmiast po przeniesieniu w nowe miejsce i rozwleczona pracowicie po wszystkich pomieszczeniach wraz z garażem przez każdego z członków rodziny z tobą włącznie.
- Osobnym działem są rzeczy z pawlaczy, strychów i piwnic złożenie tymczasowo w nowych garażach, piwnicach , strychach .... ta cześć musi czekać do wiosny no chyba że los Cię tam zaniesie to twardo graj.
- Nie zapomnij na każdym pudle ma być napisane do którego pokoju jest przeznaczone (nie mylić z opisem zawartości)
- Wynajmij ekipę do noszenia oznacz pokoje kartkami i poproś żeby wszystko od razu nieśli do pokoju przeznaczenia (bez tego nie będzie bonusów – nie znajdziesz jako nagrody niespodzianki w swoim pokoju pudła z zabawkami , a u syna ksiązek do pracy ba bez oznaczeń wszystko mogłoby trafić na swoje miejsce ) :roll:

Gra generalnie polega na tym by w czasie nie przekraczającym jednej doby zgromadzić w odpowiedni czasie i miejscu potrzebne rzeczy wtedy możesz przyznać sobie punkty dodatnie, licząc że i na starość będziesz równie dzielna.
Natomiast jeśli zaczniesz krzyczeć lub płakać to odpadasz z gry i pozostanie ci tylko banalne szukanie wszystkiego bez elementów rozrywkowych , a to już wcale nie jest przyjemne. 8)
Wracając do opisu gry to zaczynasz oczywiście od liczby oczek sześć! Z tym ze to najczęściej źle nastawiony budzik potomka , który jeszcze nie umie wymierzyć czasu potrzebnego na pokonanie nowej drogi do szkoły wiec nie budzi się na żaden sygnał za to ty raczej tak.
Więc startujemy :
Poranek , szósta i cała rodzina tłoczy się nad tobą domagając się : białej koszuli, skarpetek, rajstopek (czemu on nagle chce chodzić w rajstopkach ?!) granatowej bluzy i kanapki na drogę. Gracz ma godzinę na obudzenie się, umycie, rozpędzenie zbiegowiska, postawienie rodziny do pionu , podanie przybliżonej lokalizacji poszukiwanych przedmiotów, zbiegniecie na dół odnalezienie wszystkich przedmiotów potrzebnych do zrobienia śniadania i zanurzenia spragnionego dzioba w wiadrze kawy. :)
To generalnie nie jest takie trudne, później do czasu powrotu najbliższych szukasz przedmiotów na własny użytek zwłaszcza tych które chcesz oczywiście ...schować. :lol: :lol: :lol: Niezłe wariactwo.
Szanse przeżycia zwiększają się z każdym dniem pod warunkiem że podczas wyprawy po najmłodszego Klona życzliwe i pracowite rączki nie zmienią ci świeżo wypracowanego układu.
Do zabawy wciąga się cała rodzina, ty ze swadą odpowiadasz :
- Nożyczki i nitka? Prawa duża szuflada od drzwi...’
- Mamamaaaaaaaa tam są deski do krojenia! - Skleroza? To któryś z domowników poczuł też wenę twórczą i pamiętając w którym meblu poprzednio występowały poszukiwane artykuły odniósł je tam z poświeceniem i starannością. No mówię wam jest sporo radości po przeprowadzce. :wink:

Jeżeli przez tydzień nie nawrzeszczysz na rodzinę, nie zaczniesz brzydko się odzywać, robić min, popłakiwać i oszczędzisz sobie tym podobnych zachowań to jesteś naprawdę silna i zdesperowana możesz startować dalej jak nie to weź wolne , cos na uspokojenie i zrób plan dalszych działań bo zginiesz przygnieciona zwałami dobytku.

ori_noko
05-03-2005, 23:17
Odcinek tylko dla ludzi o mocnych nerwach :-?

Znacie historyczne malowidła naskalne? Chodzi mi o bizony, ludzi z włóczniami , mamuty i inne takie. .. Częstym też motywem używanym przez naszych przodków jest wizerunek dłoni.
Nawet jakiś profesor odtworzył technikę wykonania, rozdrobnił skałę, zmieszał z wodą i starannie opluł dłoń z zewnątrz robiąc za ustny aerograf .Otrzymał identyczny efekt jak nasi protoplaści , zrobiono o nim program i tak plując sobie na dłoń zwiększył oglądalność stacji BBC. Same korzyści. Jak to oglądałam zastanawiałam się czy pra-matka tarmosiła swoje pra- dziecko jeśli w świeżo zamieszkałej jaskini zabazgrało na kolorowo ścianę ? Czy jest to dopiero wynalazek współczesny tzn krytykowanie dziecięcej sztuki naściennej zwłaszcza w wyremontowanych pokojach ?
Z annałów rodzinnych co rusz jest wyciągana historia jak to jako nieletnie bardzo dziecię wykonałam postać pajaca nad łóżeczkiem ....
Zdawałam sobie sprawę, iż nasze Klony są dziedzicznie obciążone. Lubią rysować, lepić , rzeźbić ... W poprzednim mieszkaniu było miejsce które szokowało wchodzących. Mieliśmy dwa skrzydła drzwiowe przy wejściu, antywłamaniowe pierwsze i drugie tzw normalne. Były białe trochę takie bezbarwne aż się prosiły o zagospodarowanie. I tam sobie rysowaliśmy z dziećmi. :) W dalszych planach miała na ich powstać płaskorzeźba z masy papierowej no ale się wyprowadziliśmy...
Teraz poprosiłam żeby twórczość ograniczyć do ścian i to pod warunkiem, że najpierw zostanie przedłożony projekt, dla niecierpliwych była opcja naklejenia dużego formatu papierowej płachty i można się wykazywać.
Ba posunęłam się dalej i w najbardziej zagrożonym pokoju zaplanowałam i wykonalam helikopter plus możliwość dorysowywania własnych postaci. Synek zgłosił już zapotrzebowanie na smoka który będzie pożerał miasteczko – widoczne z lotu ptaka . Nie ma problemu , ołówek w łapę i do dzieła. Na wszelkie sugestie by móc rysować, naklejać, rzeźbić czy malować na drzwiach ,podłogach, meblach lub ramach okiennych cała rodzina otrzymała surowy zakaz.
Niestety możność panoszenia się twórczości na ścianach to za mało dla ambitnego młodzieńca który właśnie wszedł w dostojny siódmy rok życia. Dzisiejszy ranek zaczęłam od oglądania starannego rytu na drzwiach . Praca została wykonana z rozmachem , narzędzie: złamana nóżka od kieliszka a na bokach skrzydła niepełny podpis E..yk. Nie doszłam czemu nie napisał „r” wszak to wymawia , zapewne materia stawiał opór krągłościom litery.
Tematem pracy był zamek dwukondygnacyjny ze szpiczastymi wieżami. Nie uwieczniałam na kliszy. :oops: Zabrakło mi odpowiedniej dawki hartu ducha. :o :evil:
Mąż szczęśliwie pluskał się w wannie i nie słyszał mrożących krew w żyłach wrzasków wydawanych przez niżej podpisaną. Po pierwszym szoku – i nie chodziło wcale o zachwyt nad dziełem- zabroniłam dzieciom ujawniać tajemnicę drugiej strony drzwi eryczkowego pokoju. Pomyślałam że lepiej by współautor wandala nie jechał wściekły do pracy, wystarczy zdenerwowana jedna osoba .
Powstały dwa pytania: jak postąpić z młodym barbarzyńcą i z drzwiami ?!
Klon zaproponował bym zabroniła mu : oglądać TV przez jeden dzień i jeden dzień szlaban na komputer plus zaoferował pięć złotych na koszty naprawy. Wybrałam opcje boleśniejszą: do końca miesiąca ma absolutny zakaz gry oraz wszelkiego użytkowania komputera oraz przyjęłam oferowane materialne zadośćuczynienie. Teraz pozostała druga kwestia . Komóreczka w łapę , nakłoniłam sprzedawcę dotychczas całkiem ładnych drzwi do przyjechania natychmiast i zabrania z domu wszelkich skrzydeł które muszą być poddane renowacji.
Tym prostym sposobem mamy łazienkę, wc, gabinet oraz pokój najmłodszego Klona otwarty na przestrzał. W obu łazienkowych od początku widać było pękniecie lakieru – do naprawienia wada techniczna- w skrzydło od gabinetu któryś wykonawca przyłożył narzędziem , Klonik załatwił swoje sam.
Miło znaleźć zrozumienie u innych, pan Drzwi sam ma nieletnią córkę którą przepełnia fantazja , tak więc wysyłał do nas busa w ciągu najbliższych dwóch godzin, zabierając mi źródło irytacji sprzed oczu.
Późnym popołudniem oddzwania . Nietaktownie chichocząc w słuchawkę pyta czym są zrobione ryty bo niektóre maja i po pięć milimetrów głębokości, wszelkie inne drzwi wraz z uszkodzeniami to kwestia góra tygodnia, ale Klon będzie musiał żyć w otwartym środowisku przez dobre trzy . Producent jest kawał drogi stąd, a trzeba zrobić nowy kaseton bo w tym przypadku szlifowanie nic nie pomoże.

Swoją drogą wyjmę mój stary zestaw do rzeźbienia i jak się ociepli wprowadzę synka w tajniki posługiwania się dłutem z naciskiem by używał tego poza domem.. .W części ogrodniczej garażu jest dosyć miejsca na sadzenie roślinek i inne mniej irytujące formy działania.

Mam nadzieję w każdym razie....

ori_noko
08-03-2005, 21:56
Kto to jest : inwestor po zakończeniu budowy?
To przedłużenie wiertarki :wink: Nie miałam pojęcia , że w ścianach potrzebne jest tyle kołków! W trakcie weekendów mąż wierci, mocuje, poziomuje , zakłada w przeciągu tygodnia ja. Nadal bawię się w Silna Zdesperowaną Staruszkę i chyba niedługo stracę wszystkie punkty dodatnie ponieważ i czas gry i cierpliwość mi się kończy . Przetrząsam dom pod kątem znalezienia mocowań do ostatniej rolety. I nie ma. Sama kupiłam, rodzina wypakowała. Gdybyśmy mieli zwierzaka to można by podejrzewać ze zżarł, ale nasz żółw mieszka w zoo i winnych brak...

ori_noko
08-03-2005, 21:59
Fantastyczne ostatnia ekipa opuściła nasze gościnne progi. Panowie stolarze których wspólną cechą były lokowane czupryny skończyli mocowanie ozdobnych listew wokół drzwi i dom cudownie opustoszał. 8) Nie muszę już czekać na kolejną falę sympatycznych fachowców. Naprawdę ulga. ..

Zaczynamy fazę gości. Na pierwszy rzut oczywiście nasi przyjaciele, znajomi i sąsiedzi z bloków, równolegle rodzina . Czekamy na nich drzwi i serca otwarte. Brzmi górnolotnie, ale tu jedynie brakuje nam przyjaciół wśród których mieszkaliśmy do tej pory. Z przyjemnością stwierdziliśmy ze we własnym domu żyje się inaczej. Tym razem inaczej oznacza lepiej. Co nas miło zaskoczyło ? Spokój, przestrzeń, skuteczność DGP, wzrost kondycji całej rodziny (do najbliższego sklepu 1,5 km jest ) błocko i ilość okien do mycia…
Z najbliższych prac to małe przemalowanko tam gdzie stolarze, Kloniki i my zostawiliśmy ślady kończyn… okropnie śladowa jesteśmy rodziną.

ori_noko
11-03-2005, 10:03
Sąsiadki i koleżanki znalazły wreszcie do nas drogę. :) I co najciekawsze większość pań nie pasjonuje się domem jako całością, ale zaglądają najchętniej do pokoju AGD.
To zmobilizowało mnie do podłączenia się do wiertarki przez calutki dzionek. Odkrywam w sobie umiejętności których dotychczas nie mialam 8) Z garażu wyprowadziłam mężowi wygodny regał :oops: , tu go przycięłam tam nawierciłam i idealnie zmieścił się za drzwiami w gospodarczym, stara listwa z poprzedniej kuchni powędrowała na ścianę nad pralką, zwiesiłam na niej stary koszyk na naczynia który automatycznie awansował na półkę do chemii, duży półokrągły hak posłuży do zwieszenia składanych krzeseł, odkurzacz znalazł swoje miejsce, mopy i szczotki też. Pod okno poszła też „zwędzona” z garażu wygodna szeroka pólka – będzie miejsce do prasowania, na parapet kwiaty, a garderobę uwolniłam od zestawu koszy na kółkach teraz pranie grzecznie czeka posegregowane na kolory. No pokój AGD zrobił się prawie funkcjonalny, teraz trzeba podobnie dostosować resztę pokoi ….o ile życia starczy :wink:

ori_noko
13-03-2005, 23:56
Irytuje mnie słabość łącza :-? Nie wiem jak teraz wrzucić zdjęcia. Z drugiej strony niewiele się zmienia już. Dochodzą drobiazgi, lustro, lampa, wieszak na ręcznik… Myślę że nasze mieszkanie było nieźle zagracone. Przestrzeń życiowa zwiększyła się nam o 100% a nie odczuwamy żeby w domu był nadmierny luz ! Meble prócz kuchni przyszły wszystkie i jedynie brakuje trochę regałów, które powinny zastąpić bardzo niewygodne szafki w pokojach dzieci.

Dzięki utrzymującej się mroźnej aurze dom otulony jest łagodnymi linami miękkiej bieli. To niesamowite wrażenie.
Robię codziennie obchody roślinek, badam gałęzie, są mimo zimna coraz bardziej wiosenne. Wspaniale są delikatne pąki – nadzieja na liście. Chyba wszystkie krzewy przetrzymały zimę. Magnolia ciągle jest żałośnie niewielka. Posadziłam ją tak by w czasie kwitnienia miała jako tło ścianę garażu. Ale kiedy to maleństwo obdaruje nas kwiatami!!?
Ciekawe mam w głowie wizje wymarzonego ogrodu, z tym ze widzę go z dorodnymi okazami, które rozpościerają gałęzie, odgradzają od hałasu, pną się po kolumnach,ptaki buszujące wśród liści oburzone na nasze wtargniecie do „ich” ogrodu a tu w rzeczywistości krzaczki ledwie widoczne spod śniegu z nieśmiałymi zaczątkami działalności gospodarczej.
Gdyby to było takie proste jak budowa! Od dawna bym miała swój zielony kawałek świata. :)
Od domu w kierunku ogrodzenia wznosiłyby się fale zieleni, dom byłby otoczony niskimi okazami, z pnączami bluszczu, w miarę oddalania się od tarasu wzdłuż krętych ścieżek pojawiałyby się kępy niskich bylin gdzieniegdzie w cieniu wysokich rozłożystych krzewów i drzew. I wyodrębniane cztery miejsca: jedno to „warownia” z grubych bali do zaszycia się i pogimnastykowała dla Klonów, drugi z dużą ilością białych kamieni, przepływająca wąska struga, stolikiem i ławką i może z dwoma roślinami pośród tegotaki dobry kącik do pracy, trzeci to krąg ogniska gdzie można latem opiec chleb i pogadać przy piwie z przyjaciółmi, czwarte to niewielki placyk gospodarczy na suszenie prania itp. rozrywki. Czyli mydlenie sobie oczy poezją i zielonością jak się przyjrzeć to chodzi o rozrywkę i pranie :oops: :oops: .

ori_noko
15-03-2005, 10:36
Przed domem mamy igloo. :lol: Spiczaste trochę, dwuosobowe jednak ewidentnie w stylu wczesny Eskimos. Widać wpływy wschodnie gdyż przed wejściem czai się śnieżny smok. Taa jeszcze nie Alaska ale blisko.

Rozkoszuję się odzyskaniem zmywarki, rodzina z entuzjazmem rzuciła się zapełniać nasze ulubione urządzenie, sterta naczyń przestała straszyć w kuchni. Z przyczyn ekologiczno – ekonomicznych były zbierane przez dzionek i wieczorem wielkie zmywanie. Bleee
Dziś po odpracowaniu części zawodowej czas ruszyć z wiertarką na ściany, Klony potrzebują kołków do wieszania obrazów, obrazków, masek i innych niezbędnych do szczęścia dodatków. Lampy też wymagają wewnętrznego wsparcia – niesamowite jak ostanio w LM kupowaliśmy jakieś kosmicznie wielkie opakowanie wkrętów to zastanawiałam się czy będziemy sklep z artykułami żelaznymi otwierać , a teraz nędzne resztki tej magnackiej fortuny pętają się po skrzynkach z narzędziami . A jeszcze nie zawiesiliśmy wszystkiego co trzeba. No i w garażu na razie tylko jeden regał wisi.
Szanowni potomni: nie żałujcie na wielkości kupowanych opakowań i tak będzie za mało. :wink:
Staramy się nie używać gazu i grzejemy dom za pomoca DGP , powoli zeszoroczne zapasy drewna sie kończą nam. Czas zaopatrzyć dom w paliwo. A że najlepiej uczyć się na cudzych błędach to udaliśmy się na wywiad po okolicznych sąsiadach skąd biorą dobre drewno do palenia w kominku. Dotychczasowe próby i źródla raczej nas nie zadawalały. Znalazłam więc zaprzyjaźnioną kompletnie zdrewniałą :wink: rodzinę i postąpiliśmy zgodnie z ich wskazówkami krok po kroku:

- Zgromadzić gotówkę (na minimum 10 kubików)
- Nie dzwonić do nadleśnictwa ale pojechać osobiście
- Zamówić dużą partię dobrego gatunku
- Zatelefonować do leśniczego i umówić odbiór
- Pojechać z fakturami do ich polecanego pana zajmującego się przewozem
- Czekać na drewno
- Przerżnąć, połupać, zeskładować

Oczywiście mimo wywiadu najpierw zadzwoniliśmy, bo po co się tłuc po wertepach do nadleśnictwa? Drewna nie ma. :-? No to mąż pojechał: jest ale odpady, aaa pan chce więcej? No to w sumie jest do wzięcia dużo, rasowej papierówki od ręki. :lol: :lol:
Wniosek : niepotrzebnie wydaliśmy kasę na jeden telefon trzeba było zgodnie z instrukcją obsługi robić….

ori_noko
16-03-2005, 12:31
Ja tej nie mogę - ten typowy okrzyk poznański – wydarł mi się z głębi na widok pana z drewnem. :oops: :lol: Traktor i przyczepka i chwytak. Pan nie wyładowuje tego wszystkiego ręcznie, a elegancko za pomocą dźwigu no super.
Zachwycam się tak, ponieważ pierwsze nasze drewno przewoźnik wyrzucił w kąt działki i wydobywanie do przerżnięcia ogromnych pniaków było koszmarne, następnie przewiezienie ich w pobliże domu – odechciewało się oszczędnego grzania kominkiem. Drugi przewoźnik wysypał bezładny stos już pociętych pniaków bliżej domu, a ten pan układa wszystko w stosiki na placyku, który specjalnie pod drewno zrobiliśmy. Wprawdzie też trzeba będzie pociąć, ale jakość usługi jest nieporównywalna. Za to cena za przewóz identyczna.

Siedzę w domu z Klonem nr2 – ma objawy grypy – od rano został ukłuty w zadek i mąż wstrzyknął mu, echinacę do tego groprinazyna toż w końcu ten człowiek powinien skończyć z chorowaniem. Chcemy zrobić sobie i dzieciom wcześniejsze wakacje i się gdzieś przewietrzyć przed sezonem, ale jak młody będzie tyle opuszczał to z urwania się ze szkoły będę nici :-?

ori_noko
18-03-2005, 10:05
Prawie jak na budowie ja robię plany a życie idzie swoją drogą. 8) Dzień miał być banalnie prosty, przywieźć do domu Matczysko, zrobić obiad, pójść po najmniejszego Klona odebrać drugą dostawę drewna w tak zwanym międzyczasie zamocować lampę w łazience, w pokoju AGD też, rozpakować karton książek i może spróbować zapanować nad nieładem w garderobie. Prosty pracowity dzień. Aby go sobie ułatwić nakłoniłam męża do użyczenia pojazdu - łatwiej będzie. Jak oddać na piśmie głośny ironiczny śmiech?
Pierwsza sprawa okazało się, że dziś właśnie chorujący Klon ma konkurs matematyczny, ze względu na stan zdrowia, aurę warto by było go dostarczyć i odebrać – konieczność podzielenia się stała się wyrazista.

Start w kierunku szkoły, jeden Klon, druga szkoła drugi Klon, trzecia szkoła (no przedszkole) trzeci Klon. Mąż do pracy, ja po Matczysko. Zwijam mamę, wywożę na działkę jedziemy w deszczu. Po drodze zaczyna się cyrk samochód tańczy na potwornym błocku, z trudem docieram pod bramę i tu się zakopuję na amen. Klucząc znajdujemy średnio zapadające się miejsca, docieram do garażu i już w dwa kwadranse uwalniam samochód. :roll: Wczesnym popołudniem wyruszam po dzieci, zakupy, komplet rodzinny w wozie, podjeżdżamy ostrożnie i …tak oczywiście zakopujemy wręcz beznadziejnie :o :-? :o
Dzieci do domu niechże i babcia ma z nich pociechę. Jednak po wzmacniającej kawie biorę łopatę warto by wydobyć samochód .Akurat słoneczko dodaje mi otuchy. To był jednak tylko taki chwyt marketingowy jak tylko wbiłam łopatę to z nieba lunęły strugi wody.

Matczysko musi wrócić do siebie, ma na wieczór ważne spotkanie, a i przecie mąż na noc w pracy nie zostanie. Walczę z gliną i samochodem, synek nadchodzi z łopatą za chwilę drugi. Po godzinie wiemy, że tym razem to faktycznie ugrzęźliśmy. Czas chwilkę odpocząć i wreszcie pomyśleć. Ociekająca wodą, zabłocona po uszu idę w obchód po sąsiadach, godzina obiadowa może, który w pielesze na posiłek wrócił?
Już w trzecim domu gospodyni po starannym obejrzeniu mnie ujawniła posiadanie zięcia na składzie, ba chłopak ma samochód ciężarowy. Podjeżdża i powolutku ciągnąc, manewrując wydobywa nas na zewnątrz.

Uff idę położyć się na najbliższym nagrzanym skrawku podłogi. Kurtyna opada - równocześnie skończyła się wiosenna zawierucha.
W domu grzejemy się przed kominkiem, dobrze wskoczyć w suche rzeczy a zaraz potem z gracją prześlizgnąć się do auta. Mama odstawiona teraz czas odebrać kolegę małżonka.Chcę tylko położyć się do lóżka. Na drugi raz mocno się zastanowię nim poproszę o pojazd na cały dzień, chodzenie na piechotę nawet w połowie nie jest tak strasznie meczące :wink:

ori_noko
18-03-2005, 10:13
Pan listkowy manewrując terenowym maluchem z mlaskaniem opon zatrzymal się i uczęstowal nas najnowszym Muratorem, a środku nasza budowa :D i AgnesK & Radka. :lol: :lol: :lol:

ori_noko
19-03-2005, 12:29
Co za frajda wróciły nasze drzwi !!! Ram pam pam ....W łazience można się będzie zamknąć :lol: , pokój do pracy też uzyska status azylu… co za radość. Kochani ogród woła trzeba pociąć drewno i obejrzeć krzaczki i poprzycinać niektóre i ziemi trochę dosypać i wysiać trawy szmat. To jest ewidentna próba ucieczki przed wiertarką… :oops: :wink:

ori_noko
22-03-2005, 17:25
„Klapa sedesowa”

Dla niewtajemniczonych tytułowy przedmiot to synonim przewidywania drożyzny a w efekcie rzecz w zasięgu ręki. Zresztą, jeśli chodzi o historię tego określenia odsyłam do lektury Melchiora Wańkowicza…
Wracając jednak do klapy: od długiego czasu na dwóch częściach działki straszyły góry śmieci, nawet nie guz, ale takie jakieś smętne resztki płyty k/g i folie i opakowania, które nie klasyfikowały się do spalenia, resztki styropianu, wiadra po dysperbicie, pęknięte po farbie ot taki bałagan pobudowany. Ohyda i tyle.
Jak śnieg stopniał to stanęliśmy przed faktem: król jest nagi a działka zaśmiecona. Zaczęłam w dni wywozu wystawiać po dodatkowym worku, ale w tym tempie to do następnego roku byśmy nie wyszli na prosta. A te wory ciękie takie .... No, co tam biorę telefon i dzwonię do ogólnobudowlanego pana, co to i porąbie drewno i antenę założy...

- A wiela by taki wywóz kosztował?
- No paliwo, dwóch ludzi to tak do stówki się zmieścimy no i faktura z wysypiska..
- Oj! - Nic to dzwonie do Zakładu Komunalnego:
- Mam tak na Żuka śmieci różnego typu do wywiezienia po ile by była ta przyjemność?
- Dwa złote za kilometr od bazy do pani w dwie strony i faktura z wysypiska 66zl za tonę.
- A pomogą mi chłopaki załadować?
- No pewnie, dogada się pani z nimi..

I w niecałą godzinne później dwóch panów podjechało z fasonem. Młodzież z kompletnym brakiem entuzjazmu wysypała się z domu możliwie spokojnie biorąc się do pomocy. No tych śmieci to trochę wyszło. Załadowaliśmy z czubem. Przez półgodziny pięć osób zwijało się ostro, jeszcze czuje w kościach. A przez tą godzinę między telefonem a przybyciem latałam po terenia jak oszalały zając robiąc pewnie z pięćset skłonów (żaden wuefista by mnie do podobnego wysiłku w życiu nie nagiął !!!) Z tym ze ja nie szukałam zieleniny do obgryzienia a słoików, puszek, opakowań po piance montażowej to, co wiatr rozwłóczył, a my wcześniej nie zebraliśmy.
Przy okazji zbierając znalazłam kolejne butelki po wódce, poprosiłam pana z sąsiedniej budowy żeby podszedł do siatki. Poddaję mu dwa puste opakowania: Proszę ślicznie do mnie nie rzucać flaszek, bo następne odniosę, ale do waszego inwestora. Dziękuję i do widzenia – na osłodę uśmiech i powrót do zbieractwa.
Teraz ma teranie mamy jedynie błoto i już. Przeleciałam też wokół krzaczków z grabiami, moje śliczne żonkile dzielnie wydobywają się na świat, krokusy już są, drobniutkie i takie wystraszone, pogniecione z niewyspania jeszcze, ale już lśnią w słońcu. Pogoda cudna a ja popracować muszę.. Dość wypasania się na forum i w ogrodzie z drugiej strony jak milo, że praca mnie lubi :D

ori_noko
29-03-2005, 22:26
Wreszcie jedno kompletnie ukończone pomieszczenie w domu! :lol: :lol: :lol: Serio. Jest to …. wc. Pełne wyposażenie przybytku to : miska ustępowa, umywalka, kran, lampa, wieszak na papier toaletowy, wieszak na ręcznik, włącznik światła i jedno gniazdko na np. suszarkę , kaloryfer oraz lustro. Glazura na ścianach i podłodze oraz …drzwi z piękną poszerzoną framuga :o

Nie przypuszczałam że tyle elementów potrzeba na jedno pomieszczonko. Pozostało nam tylko do uzupełnienia, ozdobienia i ukończenia 10 pomieszczeń. W niektórych brakuje lampy, w kilku regałów na książki, biurek niby kosmetyka ale trudno to tak jednym podejściem zrobić.
Podobnie zresztą jak ogród.
Dziś pod łopatę powędrował pierwszy kawałek przy bramie po dziesiątej taczce ziemi baterie mi siadły i chyba do jutra będę musiała ładować. A sadziłam ze wystarczy mi krzepy na nawiezienie gleby , wyrównanie, uklepanie, obsianie nasionami trawy i podlanie. Widocznie nie tylko Rzym wymaga więcej niż jednego dzionka pracy :wink:

ori_noko
13-04-2005, 10:28
Staramy się ominąć kłody gminne co do rozpoczęcia prac nad POŚ . Nasz plan zagospodarowania nakazuje szambo lub kanalizę. Owszem rura idzie w naszym kierunku ale nas nie obejmie- teraz. Prawie wszyscy na naszym osiedlu domków zrobili sobie mini szamba myśląc o podłączeniu. Zapewnienia gminy oraz krzepiące wieści z biuletynu zaowocowały idiotyczną sytuacją ponad 70% ludzi ma szamba które w żaden sposób nie są wystarczające. I kolejne ofiary zaczynają liczyć: niby szambo – kosztowało około 12001500zl , teraz trzeba je wywozić małym wozem który kosztuje tyle co wywiezienie sześciu metrów sześciennych wrr, jeśli masz szczęście i jesteś na trasie ciągnięcia kanalizacji to dopłacisz jeszcze minimum 2500 zl razem 4000 zl za tyle można już mieć mini oczyszczalnię. A że gmina chce oddać usługi kanalizacyjne firmie zewnętrznej – pomijając korzyści- na pewno wzrośnie cena wody i oczyszczania. I znowu lądujemy przed marzeniem o POŚ. Zobaczymy. Mamy duża działkę , gmina de facto nie jest w stanie zaopatrzyć nas w kanalizacyjne łącze powinni odpuścić w końcu z oczyszczalniami . Zobaczymy co z tego wyniknie.
Na razie ptaki szaleją dzielnie starając się zagłuszyć pociągi mknące w oddali. Ciąg gości nie słabnie , ba niektórzy nie mogą się doczekać swojej kolei i nagabują nas za pomocą sms- ów i poczty elektronicznej. Nie wiedziałam że mamy tylu znajomych .rozbiliśmy wszystkie wizyty na niewielkie grupki , jednak jest łatwiej to obskoczyć 8) :lol:

ori_noko
13-04-2005, 10:37
Och chce się żyć. Codziennie sadzę rośliny, większe mniejsze, mąż z uniezwyklą cierpliwością znosi pojawianie się kolejnych kłączy, sadzonek, odnóżek itd. Od koleżanki starszej w ogród o trzy lata mam dwa wiadra sadzonek i się nie wyrabiam. Każdy kawałek ziemi pod sadzenie trzeba wyrwać z objęć perzu, przekopuję toto dokładnie , wyrywam odławiam dorodne kłącza. Pale mściwie w niegasnącym ognisku. Tak jak poradziła mi Magnolia sadzę kępami. Przynajmniej na kawałkach działki pojawia się lekki zarys ogrodu.
Równocześnie rozglądam się z krzepkimi ramionami do podnajęcia trzeba tu rozwieźć po działce bardzo dużo ziemi sama rodzina nie starczy do tej orki . Zwłaszcza że Klony oddają się ulubionej rozrywce wiosennej tzn anginy na tle alergicznym. No mówię wam ci to mają pomysły. Wczoraj nasze szeregi żywopłotowe zasiliły: ligostur, forsycja , lilak zwany popularnie bzem, hibiskus oraz jaśminowiec wonny – podarunek zaprzyjaźnionej rodziny. Jeszcze w cyprys i płożące się coś – było bez kartki to nie wiem jak się nazywa. Poza tym róże, niezapominajki, weigle, czarną porzeczkę , czerwoną, maliny, truskawki , wierzby i wiele wiele inny zielonych odnóży rzeczywistości.

ori_noko
17-04-2005, 23:52
Powtarza się sytuacja z poprzedniej wiosny , mięśnie rwą, głowa boli, skóra piecze. Ktoś liczył na cud ze słoneczko nie przypiecze kiedy się beztrosko lata po ugorze próbując zorganizować jakiś cień. Znaczy się cień będzie z tego za kilka lat – oczywiście. Do tego czasu czapeczka!!! Generalnie sadzimy, kopiemy, podlewamy z pominięciem ścisłych okolic domu i garażu , gdyż te będą zaszczycone tynkami.

W sumie po dluuuuugim namyśle udało nam się podjąć decyzje co do wyglądu zewnętrznego naszej chatki.
Po pierwsze pogadaliśmy : nie będzie oblicówki , po drugie wytypowany został tynk (kolor jeszcze nie ), po trzecie umiejscowienie schodów (taras dość wysoki u nas ) po czwarte będzie też zrobiona podbitka.

Jeszcze nikogo nie ma a już marzę by sobie poszli. Dużo pielenia minie nim pomyślę z radością o obcych ludziach którzy maja nam się przemieszczać wokół domu. Osłodą jest to iż połowę prac ma wykonywać nasza ulubiona ekipa murarska. ]\
Garaż otynkujemy zwyczajnie tynkiem tradycyjnym, dom akrylowym. Po garażu ma pójść winorośl więc czy będzie skrywać tynk szlachetny czy zwykły różnicy nie robi. Podbitka klasycznie , ale pożegnaliśmy pomysł oblicówki –to trzeba co jakiś czas malować , a chętnych brak. Następnym pomysłem bylo przecięcie elewacji kolorem ciemny tynk u góry , jaśniejszy na dole. Też sobie darujemy. Jeszcze propozycja dodatkowego daszku nad tarasem- pomysł oddalono. Uff

Ponieważ nie tracę nadziei że kiedyś dojdziemy do okiennic to idea klasycznego jasnego domu zdobywa coraz więcej zwolenników .
A i mamy adres !!! I zawieszoną pierwszą ze skrzynek pocztowych , którymi obdarowały nas Matczyska. Szczęściem działka przylega do dwóch ulic i zastosowanie dla obu darów będzie.
hm co jeszcze na razie do zrobienia? Pociąć i porąbać drewno , obsadzić zielskiem pozostałe 1400 m , ścieżki – potrzebne od zaraz i jeszcze z setka drobnych działań gospodarczo – rzemieślniczych …. '

Z drugiej strony jak wspomnę sobie te nudne wiosny w bloku , gdzie zmiany sprowadzały się do tego czy posadzić surfinie na balkonie czy wysiewać coś samemu. Wcale za tym nie tęsknie.
Mam przyjaciółkę która wychowała się w malej miejscowości , a od lat marzy o wyprowadzce do Poznania. Może być blok, kamienica, suteryna – byle miasto. Z kolei pamiętam jak miałam dziewięć lat i na balkonie w środku stolicy Wielkopolski dałam sobie słowo : zamieszkam poza miastem :oops: :) jeśli dam radę to w domku z ogromnym ogrodem. Mam nadzieje że moja przyjaciółka któregoś dania stanie przed mieszkaniem w środku miasta i głęboko oddychając – uśmiechnie się promiennie .

ori_noko
24-04-2005, 20:57
Czujność !! to cecha która powinna cechować nie tylko początkujących inwestorów, ale i tych co osiedli do laurach. Pozostały nam do zrobienia tynki i podbitka i to jak najszybciej bo ptaszyska też oczarowane są naszym domem . Ich zauroczenie objawia się tym że co chwila zbierają materiał budowlany i próbują wpakować nas we współlokatorstwo.

Natomiast jeśli chodzi o czujność post inwestorską : umówiłam się z panami od schodów tarasowych, od podbitki i tynku. I …nic. Zaprzyjaźniona ekipa więc myślą że są ze mną po słowie. Ech te chłopy…

To znaczy pojawili się panowie od schodów, umówiliśmy się też na pocięcie w mniejsze kawałki sterty drewna.

W sobotę skoro świt zamiast ptaszków pod oknem usłyszałam warkot piły spalinowej. Z samozaparciem wbiłam głowę w poduszkę , a niechże nasz sąsiad skończy wreszcie robić ten dach! Warkot dochodzi jednak z dziwnej strony . Tak jakby na naszym terenie. Hm . Dziwnie tak jakoś. No dobra idę zobaczyć . Trzech panów z piłami nie licząc szefa. Szaleją wokół naszego stosu drewna , a jeden lekko skrzywiony trzęsie się na nędznym jeszcze słoneczku.
Aaaaaaa trzeba się doprowadzić do porządku, wyjść, przywitać się i która to już godzina? Siódma! Przysięgam : mieli być o ósmej trzydzieści nie o szóstej trzydzieści. Pięć minut później swobodnym krokiem wychodzę na ustalenia techniczne. Schodów z tarasu na ogród wyjdzie sztuk cztery. Zaszalowali , pocięli, skasowali , poszli.
Teraz zamiast 10m3 drewna w pniach mam stertę materiału pod siekierkę. Każdy domownik ma przerąbać pięć pieńków przechodząc przy drewutni. Dziwne poza rankiem zauważyłam że cala familia przemyka się dziś uporczywie druga strona domu. Czyżby nikt nie chciał się narąbać?
Zaraz robię kontrolny telefon do naszych tynkarzy podpisują umowę czy mam szukać gdzie indziej? No przecież bądźmy poważni !
A i zdecydowaliśmy się ostatecznie na tynk : biały, akrylowy.
Dachówka czerwona, tynk biały, z czasem zielone okiennice, winnobluszcz idący po ścianie. Fuj aż cukier osiada na zębach jak się patrzy na taki domek :wink: :lol: I o to chodzi romantyczny klasyk .Na razie szukam konkurencyjnej firmy która obudzi czujność tej którą mam na oku … Nie ma jak konkurencja.

Po tynkach będzie ostatni duży rzut gości i co najważniejsze wielka tatra ziemi i torfu . Uklepywanie, zasiew i podlewanie. Ogród będzie miał i ziemie i roślinki .Przydałyby się jeszcze dróżki – wypatrzyłam kamień do tego stosowny. Seria decyzji przed nami . Teraz w ramach relaksu czytuję dzienniki budowy innych z rozmarzeniem stwierdzam że wszyscy chodzimy podobnymi drogami.

ori_noko
25-04-2005, 21:46
Normalnie wróciły najpiękniejsze dni budowania :wink: . Ja czekam , a majstrów nie ma. Adrenalina rośnie. Chyba jak zakończymy wszelkie prace to zacznę skoki spadochronowe. Uczucie powinno być podobne.

Siedzę sobie spokojnie w naszym ślicznym domku . Dla spokoju ducha posprzątałam parter i wiedząc że lada chwila będę mieć gościa najpierw sobie troszkę pograłam. No sumienie gryzie wzięłam się za drobne prace. Lada moment powinien być, no chwila z wiertarką na górze można teraz u jednego Klona zawiesić firanki. Czy nie przegapiłam dzwonka? To może dla rozrywki kwadrans z żelazkiem? Teraz okna – są słabo przejrzyste. Na komórce nie ma ani śladu prób kontaktu. E lepiej porąbać drewno. I tak krok po kroku w końcu poczułam ze jeszcze jeden ruch a padnę ze zmęczenia. :o :o Fajnie i to miał być spokojny dzień ! Wolę pracować. W połowie tak się człowiek nie umęczy.
Jak w końcu doczołgałam się do stołu z kawą to pojawił się oczekiwany majster z wyceną i spisem materiału. Dobrze że byłam stargana jak zwierz to nawet nie chciało mi się irytować . :-? Pan Tynk z rozbrajanym uśmiechem uraczył mnie : mogą wejść do nas nie za dwa dni jak byliśmy wstępnie umówieni , ale za dwa tygodnie. :-?
Szybka kalkulacja jak wezmę konkurencję to będzie od ręki za to drożej. Co robić? Co robić? Mam ! :D Umowa na stół, tam zapis ceny, terminu wejścia i wyjścia i kary dla spóźnialskich . ..
Pan się wykręcał jak umiał , ze smutkiem odkładam papier na bok – No to trzeba mi iść do konkurencji. Pan się aż podniósł , chwyta cyrograf i mówi: a co tam podpiszę, jak ma pani być od tego spokojniejsza. I to jest to co tygrysy lubią najbardziej…

ori_noko
29-04-2005, 09:54
Tylko dla sympatyków codzienności : Odcinek urzędowo - dokumentalny – nuda nic z budownictwa mieszkaniowego .

Przez to budowanie przeoczyłam rozgrywki unijne to znaczy wymianę dowodu osobistego wraz z prawem jazdy. Zresztą mgliście pamiętając o tym odkładam na …później jak zmienimy adres co by za jednym zamachem mieć bieganie z głowy . Tak niemrawo zabierałam się do tego aż przyszedł ten dzień. Komplet dokumentów gotowy, zaświadczenia, orzeczenia itd. . Papiery poooooszły jak ogary… I bardzo szybko wróciły wprawdzie muszą się jeszcze uprawomocnić ale przemeldować się można.
Zestaw dokumentów czyli około trzech kilo papierów bo to nie wiadomo co będzie potrzeba idziemy do urzędu a w planie mamy jeszcze wizytę u naszych ulubieńców Enea – Gniezno. Sympatyczna pani daje nam stosik karteluszków do wypisania no tak my i trzy Klony jest co pisać. Więc zawzięcie skrobiemy imiona, PESEL, daty urodzenia, nazwiska rodowe , adresy, kody itp. teraz pani wpisuje to a piać do komputera (po co myśmy to pisali toż to wszystko jest w dowodach osobistych) wpina nam do dowodów karteczki z nowym adresem i dowiadujemy się że mamy dwa tygodnie na zmianę dokumentów. Fajnie zaczynamy pertraktacje o wymianę tychże.
Uwaga potomni: w roku AD 2005 w RP do zmiany nie zniszczonego czytelnego dowodu osobistego potrzebujemy : odpis aktu małżeństwa (jeśli nie skladacie równocześnie to przygotujcie na dwie wizyty dwa akty . Sic! ), dowód osobisty, dwa zdjęcia, zaświadczenie że uiściliśmy 30 zl od sztuki. Młodsi panowie książeczkę wojskową też muszą mieć. Był też jeszcze (wcześniej podczas meldunku) potrzebny akt własności działki do wglądu . Nikt nie zażyczył sobie od nas mapki- a szkoda byłam przygotowana. Oczywiści poprzednie dowody osobiste wydano nam po zaniesieniu do urzędu aktu małżeństwa. Pocieszające jest to ze jak potrzebujecie akt do wymiany dowodu to urząd wydaje to bezpłatnie. Co za szczęście ze nie zachciało nam się kiedyś ślubu w jakimś romantycznym zakątku świata bo stamtąd teraz byśmy czekali na odpisy.
A w Poznaniu pani uwzględniając że jestem teraz zamiejscowa wystawiła mi akt w dosłownie 10 minut!
Wracajmy jednak do naszej gminy. Jesteśmy przemeldowani, karteczki wpięte brakuje nam aktu ślubu – znaczy się gdzieś w domu jest ale nie do końca się jeszcze nie rozpakowaliśmy. 8) Trzeba pojechać do USC w Poznaniu.
Po obskoczeniu urzędu na Libelta wracamy do naszego . To znaczy ja wracam bo kolega małżonek hula na delegacji. No tak wzięłam jeden akt ślubu ale jak maż złoży kiedy indziej niż ja to potrzebujemy drugi . :roll: Wrr
Nie ma sprawy po wyjeździe mąż ma słabą czujność wiec z zaskoczenia wzięty jedzie świtem do urzędu podpisuje się w stosownej ramce i procedura uzyskania dowodów na istnienie zakończona. Jednocześnie czytając różne takie ogłoszenia w urzędach doczytałam się ze rzeczywiście do 30 kwietnia powinnam złożyć o zmianę prawa jazdy, nawet jak nie chce to muszę. Podróże niewątpliwie kształcą. Wracam wiec na Libelta gdzie w zamierzchłych czasach wydali mi prawko. Niespodzianka : teraz Urząd Komunikacji mieści się na Gronowej . Drugi nie tak odległy kąt Poznania zaliczony , a tu jakaś dobra kobieta szczęśliwe zapytała nim przystąpiłam do wypełniania druku :
- ale pani meldowana w Poznaniu?
- Nie.
- To pani wszystko załatwi na Jackowskiego . Aaaaaaaaaaaaaaaa niech to ….
Dla nie wtajemniczonych dodam że to trzeci kąt Poznania . Cóż jednak mój czas w wielkim mieście dobiegał końca PKP nie czeka. Pewnie dokumentalną przygodę rozpocznę na nowo w maju. Albo może spróbuję jeszcze raz dziś?
Natomiast w tak zwanym międzyczasie byliśmy w Gnieźnie , żeby zgłosić że kończymy korzystać z prądu budowlanego i chcemy być liczeni jak zwykły mieszkający obywatel. Zmiana taryfy znaczy się. Stąd właśnie w trakcie meldowania się mieliśmy szczęśliwie przy sobie akt własności działki.
Bojowo nastawieni wchodzimy do Enea gotowi w dwójkę posunąć się do wymuszenia byle mieć prądowych z głowy. Ku naszemu zaskoczeniu jeden z panów (ten spod okna) spokojnie , uprzejmie podaje nam formularz który musi wypełnić …elektryk , kulturalnie informuje czemu dla zwiększenia mocy potrzebują ponownie od nas kopię aktu własności i mapkę. ..
Jestem w szoku. Nie zawarczał na nas, nie potraktował jak odpadki z wysypiska ludzkości … Pierwszy raz na ileś tam wizyt zostaliśmy uprzejmie potraktowani w Enea – Gniezno. Dotychczas sadziłam że to niemożliwe. W każdym razie pan pracujący pod oknem był spokojny, uprzejmy i kompetentny. I niech mu tak zostanie .
PS . A wiecie że Enea posunęła się do tego że mogę wysłać wypełniony formularz pocztą ?! Jakich pięknych czasów doczekaliśmy się !

ori_noko
06-05-2005, 23:55
Tylko miłość do własnego domu jest w stanie wyzwolić we mnie takie pokłady poświęcenia. Już przed majowym weekendem szukać zaczęłam boazerii na podbitkę. Obejrzałam w okolicznych składach i tartakach – mówiąc ogólnie nie specjalna. Marzyły mi się gładkie równe deski a co rusz albo to dziwne cienkie było, albo chropowate albo drogie. Pan który będzie nas tynkował i podbijał podpowiedział ze w jakiś Gądkach to mają całkiem całkiem boazerię.
Najpierw zwiad rodzinny to znaczy my i samochód szukamy : Gądek, składów drzewnych, boazerii. Szybko poszło. Wracamy przed ósmą rano do domu zawieść Klona na zajęcia zerówkowe. Natomiast jak przyjechaliśmy to zobaczyliśmy , że panowie pojawili się u nas tydzień wcześniej niż obiecywali i za zapałem rozstawiają rusztowania. :o :o Wszystkiego im od ręki trza: podbitki, podkładu , tynku, folii itd. A ja z przygotowaniami w polu, uśpili moją czujność i masz babo placek. Mąż dyskretnie oddalił się do miejsca zarobkowania szczęśliwy ze nie musi brać w tych rozrywkach udziału. Zostałam na palcu boju bez kasy za to wrodzonym wdziękiem nakłoniłam do zaaferowania mi pomocy technicznej (uświadomiłam panom że jak nie pomogą to ze dwa dni zejdą na organizacji). Wsiadamy w najstarszy model mercedesa dostawczego w naszej okolicy i jedziemy zdobywać Kórnik , a konkretnie Gądki.
Jedziemy ! właściwie to przesuwamy się , czołgamy , wszystko rzęzi, warczy , chrypie, kaszle, wyje , dzwoni, zatacza się i wydaje tysiące nie nazwanych jeszcze odgłosów budzących groze w sercu każdego pasażera a u mechanika to chyba konwulsje wręcz. :lol: Telepiemy się bocznymi drogami – zapewne by podziwiać uroki okolicy …Nie ma to nic wspólnego z możliwością kontroli drogowej. :wink:
Nasz dzielny rumak dotaszczył nas w półtorej godziny do celu – mam chyba trwały ubytek słuchu, ale pocieszam się : z powrotem to już i przywykłam i ogłuchłam. Będzie dobrze. :lol:
Boazeria tak jak rano długa , piękna, gładka... Bierzemy. Teraz okazuje się ze jeszcze listwy pod boazerię się przydadzą i drobiazg preparat do impregnacji potrzebny. Dobrze wziąć nadmiar nominałów NBP bo na styk wszystko poszło. Panowie uprzejmie zapakowali mercedesa i wracamy. I wiecie co było jeszcze gorzej . Teraz jeszcze zimny sztorm . Twardo znajduje pozytywne podejście : deski się dosuszają. Marny pomysł ale myśli mi wywiało a czegoś trzymać się trzeba.
Po bardzo długim czasie lądujemy w progu domu i wyruszamy w następną podróż w czasie i przestrzeni . I jak to drzewiej bywało owiewani rześkim powietrzem ze szpar pojazdu przenosimy akcję do zupełnie mi obcej hurtowni gdzie mam nakłonić właściciela do wydania nam tynków i podkładów za piękny uśmiech.
Kasa się skończyła, dopływ będzie po niedzieli , a grunt i tynk potrzebny od zaraz. Udało się! Pan popatrzył mi głęboko w oczy , nie wiem co tam dojrzał ale towar jest w naszym garażu. Cały czas towarzyszyła mi przyzwoitka – pan Tynk. Wniosek : uważajcie dziewczyny można niechcący narobić sobie niezłych długów.
Teraz malujemy zbiorowo deski pod podbitkę – kolor wzięty po drzwi. Trochę niespójnie wychodzi z dachówką, ale za to pięknie z rynną. Będą i chwalić i ganić. 8)
Pan Tynk był tak miły , poczekał , zabrał z sobą żebym mogła odebrać Klona. Tak że już tylko powrót spacerkiem w deszczyku do domu i wypatrywanie dostawy tynkowej. Dla odmiany pan który przywiózł tynk otworzył drzwi od furgonetki i niejednoznacznie czeka. Oj rozpuściły mnie te moje dżentelmeny . Rada nie rada (zero nominału by go przekonać ) targam wiaderka, przy ósmym się złamał .Pewnie się wystraszył czekania do jutra jak skończę. Podziękowałam z głębi serca , pan burknął coś i odjechał.
Teraz malujemy….

ori_noko
09-05-2005, 00:37
Rozważania pod psem – ponownie nie budowlany odcinek

Tynkujemy się i podbitkujemy. Malowanie dech idzie pełną parą ,a i wpuszczanie kabli antenowych w styropian.
No to właściwie przyszedł czas na psa. To znaczy decyzja jest , czas zabrać się za organizowanie szczeniaczka. Jeszcze przed budową wytypowaliśmy Goldena Rerivera i wszystko szło dobrze… kiedy pojechałam z Klonami do Krakowa. Akurat wyszły na nas psy z wystawy i zobaczyłam najpiękniejszego Goldena na świecie. Postawa, maść, ruch. No psia….. poezja. :o :D Znajomych suczka tej rasy wyglądała przy nim jak wyrób goldenopodobny. Poszukałam w ogłoszeniach . Oj markowa psinka poza moim zasięgiem . A jak z hodowli przypadkowej to loteria co do zdrowia ... i wyglądu i cech.

Wyszukuje odporniejszą rasę kandydat nr dwa : polski owczarek nizinny. Zawsze mi się podobał. Jednak nie znalazłam miotu na połowę wakacji , a i w domu glosy krytyczne że prócz mnie nie ma zwolenników puszystej poduchy na czterech łapach. To może owczarek niemiecki?

Przetrząsam forum i zaczynam wytyczanie cech pożądanych dla nowego członka rodziny. W sumie to samo co przy wyborze projektu domu.
Psinka ma być :
rodzinna, nie za wielka żeby najmniejszy Klon nie wyglądał jak latawiec na końcu smyczy, inteligentna, nieufna wobec obcych, ma lubić ruch, wskazana odporność na choroby. Mogąca bez uszczerbku dla zdrowia sporo czasu spędzać na dworze bo w domu to raczej trudno kiedy więcej alergików na metr kwadratowy niż w przeciętnej rodzinie wypada. Przyjemna dla oka . I tylko tyle . 8) :D

Książki w prawą rękę, komputer w lewą i do roboty. W ogłoszonej konkurencji ostały się w końcu owczarki średniej wielkości. W tym : szkocki, tybetański i szetlandzki. Opisy cech charakteru. Zapowiada się ciekawie. Test dostępności rasy – czy się zbankrutuje czy tez w zasięgu ludzi po budowie.
Jak się już skończyłam rozrywać nad psami wyszłam przed dom , ale fajnie ! Wszystkie okna obrobione białym barankiem. Nieźle wychodzi. Jak panowie nas otynkują to zrobię fotkę i wkleję na onet. Ku pokrzepieniu serc.

Wracam do psiarni. Wiem co chcę ! Drobnego, skocznego , inteligentnego owczarka szetlandzkiego . O!
Dobrze mieć postanowienie. Lżej się szuka. Ale teraz zzas dostarczyć Klony na pływalnię, spotykam tam od lat przesympatyczną rodzinę .To taka jednogodzinna znajomość. Młode się chlapią a my gawędzimy. Byłam tak nabuzowana psim tematem , że zaczynam roztrząsać zalety i wady kolejnych wyborów. Znajoma patrzy na mnie z lekkim niedowierzaniem , hm okazała się namiętną psiarką o bardzo dużej wiedzy. Przeprowadziłam wywiad środowiskowy co do wyboru. Owszem uzupełniła jeszcze trochę moją wiedzę.
Rodzina: Wielka narada zwołana. Staranna prezentacja , fotografie, zalety, wady, czekam na wynik . Śmiesznie wszyscy są zgodni, jest jeno ale… :-? Piesek ma być suczką (i bardzo dobrze) w tak zwanym śniadym kolorze. Oczywiście że już znalazłam dokładnie to co moja banda zamówiła. :lol: :lol: :lol: Tylko pieski musza się jeszcze urodzić….

ori_noko
10-05-2005, 14:24
Puryści językowi proszeni o spalenie przed przeczytaniem :

Wychodzę zza rogu ciekawa pierwszych efektów podbitkowych i jak idzie cięcie desek, ich zużycia czy to co mamy starczy , kiedy słyszę : no ku…., pop……y rozmiar trzeba to zjeb.. tu ! Widzą moją charakterystyczną czerwona kurteczkę i jeden napomina drugiego: ty głupi ch.., nie widzisz ze szefowa idzie ! I się ku… wyrażasz!

ori_noko
14-05-2005, 01:03
Okazuje się ze zabraknie troszkę desek: 6 sztuk , jednocześnie przeliczamy budżet na tynkowanie i podbitkę. Wszystko wskazuje : da się wygospodarować na ukończenie podbitki na garażu. :) No i piknie .
Panowie aż się palą do pracy, twierdzą że zmieszczą się z dodatkowymi metrami w obiecanym terminie. Aż za piknie to wygląda. Teraz poproszę o siedem dni pogody tynkowanie czas zacząć. Oby mi się nie rozpłynęli wraz z nadchodzącym słońcem. Potem przeniesiemy rusztowania pod garaż i jedziemy dalej. – hm zupełnie mówię jak wtedy kiedy podjeżdża wóz z węglem i woźnica krzyczy „węgiel przywiozłem” a koń się odwraca „no akurat , ty przywiozłeś”
W każdym razie niesamowicie się ucieszyłam bo znajomy obdarował nas pękiem sadzonek wierzby plus użyczył pomysł jak zrobić szałas dla Klonów. Wytyczyć krąg , obsadzić sadzonkami , podlewać. Jak podrosną ująć je na czubku razem i szałas gotowy. Za dwa lata będzie zielony szałas, pełen robaczków , liści i wilgoci – idealne miejsce do zabaw. :lol: :lol: :lol:

ori_noko
16-05-2005, 22:13
Podbitka prawie że na końcówce, :) schody do tarasu zrobione , ale tynki nie ruszone. :( Czekamy na słoneczne dwa dni. Przeglądam serwisy meto .
Dziś panowie zbroili i zalewali schody w trakcie pracy zadzierali głowy obserwując pogodę . Chmurzyło się konsekwentnie. Jak odjechali , słoneczko radośnie rechocząc wyszło zza sinej zasłony nieba i towarzyszko nam do późnych godzin. 8) Mogli w tym czasie zrobić szczyty domu, chyba że w nocy będzie siąpić. ..
Pewnie w natłoku mieszkania, koszenia, sadzenia i prac zewnętrznych nie wspomniałam że kanalizacja stała się w końcu naszym udziałem. :roll: No prawie. Ta część miejscowości została zaszczycona takową inwestycją. Pierwszy etap przebiega w drodze obok naszej działki. Mamy wyprowadzoną rurę do naszej studzienki a jak zakończą ten odcinek inwestycji czyli za około dwa tygodnie to będziemy mogli podłączyć rurę do instalacji zbiorczej. Bardzo dobrze. Koniec z wywożeniem szamba i zapędzania rodziny pod prysznic kiedy chcą się moczyć w wannie. Witajcie zwiększone rachunki za wodę i kanalizację . :-?
Zresztą z tymi rachunkami to ciekawa rzecz. Przywędrowała na kawę przemiła sąsiadka i rozkoszując się żarem bijącym kominka zaczynamy porównywać koszty ogrzewania. U nas od początku sezonu przyszły trzy rachunki na gaz na łączną sumę 1400 zł do tego drewna poszło za 500 zł. Razem 1900 zł, ogrzewanie, gotowanie, ociepla woda na pięć osób. U niej na samym gazie 2500 zł za tożsamo ale tam na naszym metrażu mieszkają dwie osoby. Zastawaniem się skąd różnica. :-? Obie utrzymywałyśmy że w domu temperatura nie przekracza 21 stopni. Wprawdzie mamy domy z różnych materiałów tam:
porotherm + 10 cm styropianu , u nas siporeks + 12 cm styropianu. Kształty budynków podobne, proste żadnych załamań bryły, dwuspadowe dachy.
Jednego parametru nie porównałyśmy , może zużycie zależy też od rodzaju pieca? I u nas jest podłogówka prawie na całym parterze, a tam? Pogadam porównamy.
Aż się wierzyć nie chce żeby dwie osoby grzejące w podobnym sposób miały taką różnice w kosztach. Zwłaszcza że u nas są trzy sztuki więcej do poboru cieplej wody. W komentarzach proszę o sugestie tego tajemniczego zjawiska. Acz nie spieszy mi się by dorównać sąsiadom w wysokości rachunków , wolę by doszli do naszego poziomu. Równajmy w dół ! Nowe hasło dla ocieplających domy.

ori_noko
19-05-2005, 09:30
Przedwczoraj nasza suczka była uprzejma urodzić się . :D :D :D Wygląda jak kawałek mokrej tłustej ściereczki z ogonkiem :lol: . Za to psia mama to prawdziwa przedstawicielka swoje rasy. Godność i uroda. Suczka była tak mila ze zgodnie z zamówieniami w miocie są cztery suczki i pies. Wszystkie znalazły chętnych. Do nabycia w tej hodowli są młode biszkoptowe labladorki – hm niczego sobie . Jednak widziałam oczami duszy jak najmłodszy Klon powiewa na wierze unosząc się za psem i wybrałam drobniejszej postury zwierzątko. Na większego kumpla przyjdzie czas jak i Klon podrośnie i pierwszy pies się zagospodaruje….
Teraz przez owczarkowe plany zaglądam nie tylko na Muratora forum , ale też na strony z psami i o żywieniu i na strony o ogrodach. Uparłam się żeby nie zwiększać czasu przed komputerem to chyba przejdę kurs szybkiego czytania inaczej się w założeniach nie zmieszczę . :-?

Garaż stracił jasność siporeksu jest szary i banalny – jak panowie sobie już od nas pójdą to już ze średnim Klonem uknuliśmy że pomalujemy toto na biało. Weekend meto zapowiadają rewelacyjny – no czas by był . Przez to niezdecydowane siąpanie nie tynkujemy domu, irytujące .

Za to aura sprzyja sadzonkom . Jeden panów Tynkarzy przytargał wiadro zieleniny ze swojego ogrodu i cały wczorajszy wieczór w lekkiej mżawce sadziłam je radośnie po terenie. Samosiejki . W sumie i tak nic nie widać , ale ile frajdy ! Zaraz kicam do ogrodu , drugie wiadro czeka . Jeszcze tylko napiszę jak zostałam autorką nowej odmiany żywopłotowej:
Kiedyś dawno temu posadziłam dwa rządy dostojnych zielonych tui. Po pierwszej jesieni ukradziono nam około 20 sztuk. Następnie przesadziłam je , obsypałam korą , rosy zdrowo. W połowie października wyrwano koleją dziesiątkę. Przesadziłam ostatnią piątkę tak by była razem . Na 1 listopada ktoś potrzebował tuję wiec zostały cztery. Wreszcie zamieszkaliśmy . Tuje zostały odchwaszczone , nawiezione , ale dwie wyglądały wręcz dramatycznie. Okazało się że nie zaprzyjaźniony piesek przełazi przez szczeble bramy i codziennie i starannie niszczy nam te dwie roślinki . No to wykopałam ofiary instynktu i przesadziłam. W ten sposób wyhodowałam nowy gatunek żywopłotu : tuja wędrowna... :wink:

ori_noko
19-05-2005, 09:46
Jest fotka psów ;) .... na onecie

ori_noko
22-05-2005, 23:10
A my mamy dużżzo własnego zwierzyńca: zaskroniec, zając na gościnnych występach , ślimaki, i miliony komarów . Wszystko nasze. Najgorzej to wykarmić…:wink:
Szczyty domu otynkowane, podbitka zgrabna pomalowana dwukrotnie . Bezstronnie mówiąc wygląda bardzo dobrze.
Zaliczyliśmy kolejną parapetówkę . Dorośli , dzieci , ognisko , jedzonko i śpiew. Największą atrakcją okazała się góra ziemi spod domu i garażu. Szczęśliwie poprosiłam żeby dzieci już przyprowadzić brudne i czuję się zwolniona z efektów końcowych. Jak zapadł zmrok uszczęśliwione potomstwo zaczęło zjazdy na zadkach z górki...
Panowie zgromadzili się w pobliżu ognia, panie pod ciepłym światłem lampy. Całość nie najgorzej wyszła. Dobrze być na swoim :)

ori_noko
23-05-2005, 20:51
Większość osób robi podbitkę równocześnie z dachem przed ocieplaniem. Jednak nie mając pewności co do luzu finansowego na tą część prac zdecydowaliśmy się po zamknięciu prac najkonieczniejszych. I dziś musimy dokupić trzy przedłużenia rynien bo po dojściu podbitki rynien nie da się wyprowadzić bez dodatkowych kolanek.

Uwaga dla potomnych : montując rynny uwzględnijcie jeszcze zwiększenie się dachu o podbitkę . Nie będzie dzięki temu poszukiwania odcienia który macie na domu ( a uzyskanego w wyniku działania słońca i deszczu .)
I jeszcze jedna ciekawostka. Kupowaliśmy tynk . Pan z hurtowni był zdecydowany dać nam bardzo podobny preparat gruntujący już byłam skłonna się zgodzić ( tak serdecznie doradzał i no w sumie dawał towar na krechę… ) ale pan Tynk uporczywie domagał się firmowego podkładu. Po wyjściu z hurtowni pytam :
- Czemu tylko ten? Wszak skład prawie identyczny?
- Bo widzi pani niech tynk nam gdzieś odejdzie, albo będzie pękać to nie ma pani szans na żadną reklamację. A tak czarno na białym jest rachunek ich tynk , ich podkład.
Pan Tynk dbając o siebie zadbał też o nas. Niby szczegół ale istotny.

A ogródek rośnie sobie, mlecze wyższe od krzaczków, drzewka nabierają tężyzny, kwiaty prezentują się z całym wdziękiem. Ostania wizyta w ogrodniczym sklepie uświadomiła mi zmiany które powoli we mnie zachodzą. Potrzebowałam wiśnię niskopienną. Zeszłoroczną zżarły robale i już się po tym ataku nie pozbierała. Wchodzę do szkółki oglądam uważnie i kupiłam nie tą o najsłodszych owocach czy najbardziej aromatyczną odmianę, tylko o najbardziej odporną. Owoce by jeść trzeba się ich wpierw dohodować. I do tego zmierzam.

ori_noko
26-05-2005, 01:04
Trzy czwarte domu otynkowane. :) Podbita gotowa , pomalowana i teraz tylko ozdóbki wykończeniowe. Panowie wzięli pomocnika i na jego konto poprosili o więcej kasy. Nie ma problemu , ale odjęte od całości umowy. Nie regulujemy dodatkowych rąk. Szczęśliwie panowie nie naciskali i ustaliliśmy to spokojnie.
Z drugiej strony wystarczyło jedno przedpołudnie żeby ich szefa nie było , a już zarysowały się wyraziste różnice w charakterze pracowników. Jeden uporczywie i systematycznie działał , drugi snuł się bez sensu . :roll: Za to jak w okolicy zakopała się śmieciarka pognał na skrzydłach współczucia udzielać pomocy. Po godzinie straciłam cierpliwość. Dobrze ze akurat wrócił pan Tynk bo zbierałam się do napomnienia . A jak już człowiek się zmobilizuje do wymiany zdań to efekty mogą być różne. 8)
Zresztą musiałam mieć wyraźnie zamiary wypisane na twarzy bo pan na mój widok zwiał na rusztowanie. Jak zajączek. Bardzo dobrze odżywiony zajączek. :lol: :lol:

Na początku wiosny posadziłam róże. I cóż…nic. Na sześć krzaczków do życia zgłosił się jeden. Stanęłam przed nimi i mówię, albo zobaczę tu za tydzień liście, albo zasilacie kompost. :-? Pomogło. Są liście. Szkoda ze nie pogadałam z nimi wcześniej :lol:

ori_noko
30-05-2005, 11:12
Duży weekend, plany : wypad nad morze, z okazji Dnia Dziecka skok do Wrocławia do zoo & japońskiego ogrodu, natomiast sobotę i niedzielę błogie leniuchowanie. Żadnego pętania się po sklepach, budowania, zakupów żywnościowych bo przecież nas nie będzie praktycznie w domu…. :lol: :lol: :lol:
Realizacja :
czwartek w skutek wcześniejszej wizyty w naszym ulubionym ( zwłaszcza cenowo ) punkcie sprzedaży roślin trzeba było nabytki zasadzić. Przy jakiejś koszmarnej temperaturze powietrza znaleźliśmy miejsce dla piętnastu sadzonek, potem troszkę niezapowiedzanych gości i duszny wieczór.
Piątek no dziś to koniecznie albo morze, albo Wrocław. Stanowczo ! Mąż ma nieaktualne dokumenty. Wiec trzeba tylko odebrać nowe prawo jazdy , następnie okolica przeczesana pod kątem dodatków do rynien, tynku i podkładu, potem znowu nas zaniosło do ogrodniczego. Zlani potem i na czworakach powrót do domu wyładowani po brzegi roślinnością i drobiazgami budowlanymi. Zabrakło dwóch wiader podkładu i pięć wiader tynku . I rękawice do ogrodu , sitko do węża, nawóz dla róż…
W sumie wiedziałam od początku było wyliczenia skrajne, ale jeśli producent pisze że na 1m2 zejdzie 4,5 kg masy to z cudem by graniczyło wyrobienie 4 kg na metr. Zwłaszcza że producenci podają zużycie na styk. Jednak spotkanie z rzeczywistością to otrzeźwiające doświadczenie. Panowie walczą z garażem i tekturowymi tulejami na słupach przed domem. Po zdjęciu zastanawiamy się co z nimi zrobić, skłaniam się do otynkowania – panowie nie są zachwyceni . Trudno .
W takim razie zdecydowanie jedziemy w sobotę . Należy nam się oddech od budowy i codzienności. Fajnie tylko dzieci maja zawody pływackie i zupełnie zapomniałam jesteśmy umówieni na imprezę. Nic to…. – jak mawiał mały rycerz.
Potyczki na basenie odbębnione , rodzina rozrzutnie nakarmiona w knajpce w Poznaniu (lodówka kompletnie pusta wszak miało nas nie być…), panowie proszą o wypłatę hm jak tak dalej będą wybierać co do wykonanego metra pracy to na koniec po dyszce na piwo im zostanie. No dobra duzi są. Tak wiec majstrowie rozliczeni z tygodniówki kończą podbitkę na garażu, bierzemy najmłodszego Klona pod pachę i zasuwamy się rozrywać . Mam ochotę zasnąć na siedząco.
E nie jest źle. :) Wszyscy rozluźnieni , nastawieni pogodnie , ciekawe zdjęcia z Nepalu , pasjonujące opowieści o wyczynach wspinaczkowych znajomych, bardzo sympatycznie. W ten spokój wdziera się rozpaczliwy ryk Potomka gospodarzy. :o Uciekł nadmuchany helem tygrys. Klon blady i zapłakany pakuje mi się na kolana , cholera – oczywiście to on zwrócił tygrysowi wolność. :roll: Fajnie . Dzieciak dostał zwierza właśnie dziś, bo był na wycieczce w Zoo. No to mamy trop gdzie to można zdobyć…Uspakajam i przekonuję moją kupkę nieszczęścia : sprawę da się odkręcić. Niedziela zapowiada się pasjonująco….
Skoro świt to znaczy blisko dziesiątej rano wyruszamy do Poznania odwiedzić stare kąty . No bo jak już nie udało się nigdzie wyjechać , a ja wyruszam na safari , to wszyscy się zdecydowali na uczestnictwo. Trzydzieści dwa stopnie ! Przy okazji obeszliśmy Nowe Zoo średnią trasą czyli pięć godzin na nogach ale picia wzięliśmy litr , dokupiliśmy dwa ciągle mało nam – na koniec próbujemy wychłeptać wodę z basenu fok .
Odwiedzamy wszystkie stragany z gadżetami do niszczenia rodzicom budżetu. Owszem mieli tygrysa – sprzedali ostatniego , wczoraj takiemu okrągłemu blondaskowi. Nawet wiemy któremu… Jedziemy pod Stare Zoo. Nie mają. Te duże balony słabo schodzą. Myśl, myśl gdzie w Poznaniu w niedzielę kupisz takie coś? Co mówił gość na parkingu? Stary Rynek! Nieprawdopodobnie zmęczeni i zziajani przeszukujemy stragany . Jest ! Nominały NBP z ręki do ręki i tygrys jest nasz. Pilnujemy go czule . :) Klony warczą , ja błądzę próbując dojechać do domu wczorajszych gospodarzy. Szczęściem najmłodszy Klon odziedziczył po ojcu orientację w trenie i zawraca nas z manowców na które wyprowadziłam wyprawę.
Cichutko na paluszkach skradamy się przez ogród do domostwa znajomych, przywiązujemy tygrysa do lusterka samochodu . Klon kwiczy ze szczęścia , dwa starsze duszą się ze śmiechu - szkoda ze nie zobaczymy miny Potomka jak przyuważy powrót marnotrawnego balonu .
Z ulgą do domu - trzeba w końcu kiedyś wypocząć . Precz z dużymi weekendami. Mały weekend mały kłopot… Logiczne – prawda?

ori_noko
11-06-2005, 15:39
Roślin przybywa cierpliwości ubywa. Wraz z zakończeniem głównych prac narasta we mnie poczucie własności. :-? Musimy zrobić KONIECZNIE dzwonek do furtki. Jak tylko brama jest otwarta to wszystko co się rusza wjeżdża i zatrzymuje się tuż przed drzwiami wejściowymi … można dostać piany.
Jak jest zamknięta to np. pocztowcy zostawiają kartkę w skrzynce i trzeba zasuwać do Pobiedzisk odebrać bo uporczywie twierdzą ze nikogo nie było. Wyjście pośrednie zostawienie pojazdu przed bramą , dotarcie 60 m do domostwa przekracza uprzejmość i możliwości. :roll:

Idą ludzie na spacerek z psiakiem, otwarte wiec pies wbiega podlewa zieleninę , a właściciel ślepy , głuchy idzie dalej… Grzecznie proszę o odwołanie , na to pani : bramę trzeba zamykać. No w sumie ma rację…

Dzień drugi zraszam naszą ubogą florę – piesek przeciska się przez odrobinę zostawionego miejsca przy wejściu . Zraszam obficie pieska ,pani reaguje panicznie przywołuje go z zapałem godnym lepszej sprawy. Wniosek : nie tylko musimy mieć dzwonek ale i zraszacz reagujący przy wejściu.
Nasza psinka otworzyła ślepka, wraz z rodzeństwem szaleje po domu hodowczyni. Niedługo będę mogła sprawdzić czy rzeczywiście nie można nakłonić psa do chodzenia moimi drogami. 8)
Z zadziwiających wizyt : pracuje sobie w domku ( w bloku też zawsze u nas było otwarte ) popijam herbatkę a tu bez pukania , dzwonka, wchodzi chłopisko metr osiemdziesiąt z okładem i skręca na schody. Patrzę oczom nie wierzę. Mija mnie jak cześć wyposażenia :
- Proszę stąd wyjść!
- Ja do kolegi.
- Niech pan wyjdzie tu nie ma żadnego kolegi!
- Pani ja do kolegi jest na strychu!
- Tu nie ma strychu ! Natychmiast wyjść!!!
- JA DO KOLEGI ! –on podnosi glos a ja się i ruszam zdecydowana przebić się do panelu z alarmem. Chcę wezwać biuro ochrony, niechże dyskutuje z ludźmi swojego rozmiaru .
- Pomylił pan domy . JUŻ!- wskazuję ręka drzwi , a byłam naprawdę wściekła .Gościu się w końcu wycofał .
Po południu przychodzi majster i mówi: podobno okropnie pani dziś zjechała mojego kolegę… Był autentycznie ubawiony . Taki ostatni akord budowlany… Rusztowania zdjęte, tynkowanie zakończenie , czas na rozrzucanie humusu i sianie trawy. WRESZCIE !!
:lol: :D :D

ori_noko
19-06-2005, 23:04
Taras ukończony są kafle takie jak w dużym pokoju wkoło opierzenie żeby nie ściekała woda po tynku .Stopnie na taras nie obłożone niczym na razie – musze je wymierzyć i kupić glazurę bo te z tarasu za śliskie są . :roll: Prowadzimy rozmowy na temat poręczy / balustradki przy tarasie. Wysoki u nas jest , jak zwiewa krzesła to już jedno się połamało. No i dzieci znajomych…

Z ciekawostek to wybraliśmy się poznać naszego psa.To znaczy suczkę :) Ma wlaśnie cztery tygodnie ukończone. Powoli przypomina psa do tego ma całkiem sympatyczny wyraz pyska. Jedyna wadą jest to iż by go odwiedzić jechaliśmy w jedna stronę 3,5 godzinki, rozmowa, oglądanie, glaskanie, wymiana poglądów na temat psów w świecie i publicystyce , potarzanie się w bladych piaskach nad Bałtykiem i powrót w pielesze domowe (bite 4 godziny zeszło bo ruch na drodze się zrobił już) Z wrażenia nie wyjęliśmy aparatu więc brak zdjęcia naszej suni. Wariactwo i tyle.
Podziwialiśmy urozmaicony wybór psów w hodowli mają chyba z pięć ras zresztą kto chce niech zerknie : www.ewmardo.republika.pl
Żeby było zabawniej do tej pory widziałam jednego shelti ze tak powiem w terenie i w naturze . Dziś cztery sztuki (suczka i 3 mlode) a jak jechaliśmy to tuż pod Poznaniem wyszła na nas pani dwoma owczarkami szetlanckimi. Najpierw nie widujemy tej rasy wcale a potem to od razu stadami . :o :o Dziwny jest ten świat.

ori_noko
13-07-2005, 13:32
Nasz dom jest genialny dziś upał aż zapiera dech w piersiach, a w domu bardzo przyjemnie . zwłaszcza na parterze. Tam gdzie są kafelki jest rozkosznie chłodno i przyjemnie. 8) Reszta też znośna . Dziecka upajają się wakacjami, jeżdżą nad jezioro, wieczorem podlewamy rośliny , a popołudnia spędzamy na leniwym sączeniu kawy na tarasie.
Właśnie. A propos nasz taras jest od północnej strony i okazało się że jest to fantastyczne rozwiązanie . Można na nim być nawet w trakcie dużego słońca , a z południowej części bez daszku mleko gotowałoby się w kubkach. Jedyny minus to t że jest wysoki i jak dmucha to zwiewa nam na ziemie krzesła i stolik , ale to akurat można przeżyć. Pewnie z czasem ustawimy tam stały zestaw odpowiednio odporny i ciężki . :lol:

ori_noko
16-08-2005, 16:07
Po latach ,miesiącach milczenia i odpoczynku budzimy się znowu do życia. Nie aż tak żeby pojąć jakieś intensywne prace typu : podjąć decyzje jakie i gdzie nabyć lampy . Jakoś te żarówki na drucie nas nie meczą jeszcze . zwłaszcza że w najbardziej newralgicznych punktach są klosze z poprzedniego lokum. :wink:
Wróciliśmy z wakacji działka zarośnięta aż trudno uwierzyć. Ponownie wygrywają chwasty w wielu przypadkach są wyższe niż szanowna roślinność wkopana własnymi rękoma. Oj czeka nas opryskiwanie terenu. Łamiemy się nad kompleksowym zrobieniem ogrodu prowadzę rozmowy z firmą od ogrodów ale słabo to widzę. Stale mówią o tym jacy są świetni i pokazują swoje prace , ale cos mało ich obchodzi co my chcemy tam mieć. Efekt?
Zgromadziłam książki i zaczynam kreślić co gdzie ma być. Najtrudniej to znaleźć mi ludzi którzy potrafią i mają wolny termin na zrobienie murków oporowych ale suchych. Ziemię tez namierzam….
Zdecydowanie odpadają elementy murowane. Nie podobają mi się są takie hm…… ostateczne. Kamień tez jest upatrzony , chyba czas ukształtować porządnie otoczenie.

ori_noko
20-09-2005, 13:13
Konkurs bez nagród !!! :)
Ile według niedużej firmy ogrodniczej (z tańszej części Wielkopolski ) będzie kosztować zrobienie trzech murków oporowych (90, bierzących), nawiezieni ziemi do wyrównania terenu , założenie nawodnienia, wytyczenie dwóch długich ścieżek z kamieni ?
Teren do zagospodarowania to prawie 1700 metrów. W cenie ma być ziemia, kamień, zestaw do nawodnienia. Bez roślin.
Aha projekt już był wymyślony w 95% przez nizej podpisaną ....

ori_noko
21-09-2005, 09:28
Jak wspomniałam : telefon w dłoń czas znaleźć kogoś kto pomoże naszej ziemi wyjść na prostą. Składamy zapytanie w spokojnej firmie spod Gniezna. Wycena tylko dla niskociśnieniowców !!
Uwaga : 55tys!
Mówiąc inaczej toż to 1/5 domu , z wyposażeniem ! Oglądam projekt gdzie są dwa elementy których ja nie wymyśliłam. Patrzę na wycenę . Ni jak nie mogę zrozumieć co tu ma tyle kosztować? Odmówię im , mam tylko kłopot : przepiłam gdzieś telefon do tej firmy… Jeszcze teraz pomyślą ze chciałam naciągnąć ich na rysunek ogrodu- a nie mam zamiaru nawet skorzystać z jednego ich pomysłu.
Zresztą jeszcze raz bierzemy ofertę pod lupę. Zaczynamy obliczać czy aby wyliczenia nie zostały zawyżone. Wygląda na to że raczej są zaniżone. Czyli rachunek końcowy może być jeszcze wyższy. Zgroza.
Po zbudowaniu domu wiemy, ze wiele spraw można załatwić taniej… Siadamy do własnych obliczeń.
Założenia :
- pierwsze : jak ma być ogród to musi być system podlewania bo inaczej roślinki nie utrzymają się przy życiu.
- drugie : ewentualny materiał na ścieżki i murki trzeba kupić bezpośrednio u producenta.
- trzecie: dobra ziemia i torf.
-czwarte : hurtownia z roślinami i po
- piąte : pomocne krzepkie ręce .
Prościzna …

ori_noko
25-09-2005, 19:59
No więc zaczęliśmy liczyć, kombinować, znowu liczyć…. Przeszukaliśmy okoliczne i dalsze hurtownie ze sprzętem do nawodnienia. Krew w żyłach zagrała , oczy błyszczą , świeża bryza rozwiewa całej rodzinie krótko obcięte włosięta. Jest nowa możliwość działania. Rany chyba się uzależniłam…. :lol: :lol: :lol:
Patrzę z łezką w oku na sąsiednie parcele gdzie tworzą się ogrody… Zapada postanowienie: robimy porządnie teren. W końcu zaczęliśmy budowę bo tak bardzo chciałam mieć ogród . :) Wprawdzie maszyny niszczące konsekwentnie zieleninę i wyczerpanie działalnością muratorską zgasiło troszkę zapał, ale nie zatłukło ducha walki do końca. Wyraźnie się budzi ….
W gablocie w centrum naszej mieściny zamieszczamy ogłoszenie : Szukam silnej osoby do dorywczych prac ogrodowych .
Odzew przeszedł wszelkie oczekiwania : chyba z 20 telefonów. :o :o :o

Wybieramy dwie sensowne oferty i prosimy żeby poczekali na telefon. Krok drugi nawadnianie. Mamy namiary na hurtownie takiego sprzętu i prosimy o wycenę. Z forum mam drugi dobry adres. Równocześnie przypomniało mi się że szwagier naszego kolegi pracuje w takim biznesie. Wszędzie się pytamy, pokazujemy zarysy ogrodu . Rany Julek czy te rośliny muszą mieć zaraz system nawadniania? Może jednak zostaniemy z wężem w ręce ( i kieszeni ) a będziemy poświęcać czas na podlewanie? :-?

Dzwonimy do pana który dostarczał nam żwir i piasek na budowę. Co się dzieje , nim podaje cenę chce do nas przyjechać !!? Przedtem żeby przywieźć żwir nie potrzebna była żadna wizyta… Po zerknięciu na duży pokój ordynuje nam 300zł za 9-więcio tonową ciężarówkę ziemi. :x Według mnie to za dużo, zwłaszcza ze potrzebujemy tak z 10 transportów no i torf i jeszcze nawóz, trawa…
W tym czasie odzywa się poszukiwany szwagier kolegi .Pyta czy ma dać namiary na trzech ludzi , którzy mają krzepę i dysponują traktorem i glebogryzarką…. Od słowa do słowa jesteśmy umówieni na wizytę , a przy okazji zostajemy właścicielami dwóch przyczep przefermentowanej gnojówki. Ciekawe jak to pachnie…

ori_noko
26-09-2005, 13:49
Nie jest tak tragicznie. :roll: Muchy są nam bardzo wdzięczne….Dochodzimy do porozumienia z panem Traktorem. Troszkę się denerwuję bo zgodziliśmy się na godziny a nie od dzieła… A jak będą wypoczywać co chwilkę? Nic to poszukam wtedy kolejnej ekipy.

Tutaj mamy bardzo specyficzny układ terenu , najpierw jest ostry spadek i tam gdzie stoi dom mamy czystą glinę, za to poniżej całkiem przyzwoita ilość ziemi. Klony to nawet sobie wykopywały wilgotny urobek ze ścieżko przy domu , lepiły figurki i wypalały w kominku…
Ale jak na to spadł deszczyk to i na czworakach trudno było się po tej maźi doczołgać do wejścia. Jesień idzie trzeba przeciwdziałać.

Pan Traktor pokiwał głową nad górną częścią działki :
- pani Ewo to trzeba wyrównać, skopać, posypać próchnicą, na to ziemia na to torf i będzie już można sadzić.
Cóż tematu do sporu nie widzę faktycznie tak trzeba zrobić. Panowie do dzieła! :lol: :lol:

ori_noko
27-09-2005, 10:54
Już zapomniałam jak to mieć majstrów na stanie. Jak zapowiedzieli tak zrobili 6.30 traktorek u bramy. :wink:
I pochwalę się a co mi tam! Przez 12 godzin panowie zasuwali niewiarygodnie. Na koniec dnia mąż po powrocie z pracy miał okazje zobaczyć zmiany i tempo robót. I wtedy powiedział to: kochanie dotychczas sądziłem że tylko ty potrafisz pracować jak Robocop !

ori_noko
27-09-2005, 10:57
Poza tym dziwny dzionek ! Pan z dostawą torfu ugrzązł na naszym gruncie. Zepsuły mu się akurat tutaj biegi w traktorze. A po drodze miał już kłopot z hamulcami. Wezwał posiłki – walczyli ze trzy godziny . Naprawili . Odjechał.
Dotarli panowie z glebogryzarką i po dwóch kółkach zepsuł im się siłownik. Naprawiają… A dziś mieli kończyć , tylko wczoraj nie dotarł do nas pan z ziemią. Przywiózł dwa transporty i go wcięło. Dzwoniłam , monitowałam bez skutku. Jednak cena to jego silny atut. A właśnie : dzięki panu Traktorowi zamówiliśmy ziemię po 400 zł z transportem z tą drobną różnicą że nie za 9 , ale za 25 ton całkiem niezłego humusu. Przywozi taką ogromniastą ciężarówką – nazywa toto się „wanna” :o :o .
Panowie szaleją , w ciągu roboczego dnia maja dwie kwadransowe przerwy na kanapki, proszą o kawę i walczą dalej. Ja naiwna myślałam , że to się da zrobić łopata , oni mają kłopot ruszyć glinę z posad za pomocą dużej glebogryzarki. Zbierają kamienie do taczki , chyba już ze trzy kursy kamlotów leżą na schludnym stosie. Teraz upojny obornik , ziemia i torf. Będę mieć trawnik – prawdziwy!
Pan z pierwotną ofertą obraził się na nas. Nie sądziłam ze tyle ziemi wyjdzie na równanie terenu. Dziś po południu mamy odebrać czwartą wannę ziemi i wreszcie koniec. Jednak otoczenie będzie możliwsze do utrzymania i naprawdę robi się tak ładnie .

ori_noko
30-09-2005, 23:36
Przeszukałam trawiaste wątki. Następnie wątki o trawnikach na forum specjalizujących się w ogrodo -maniakach. To wygląda na o wiele bardziej skomplikowana operację ogrodową niż sądziłam. Na razie trzymamy się wytycznych, znalazłam sklep ogrodniczy z nasionami polecanej trawy Brandenburg .
Omówiłam jej zalety z dwoma ogrodnikami i myślę że powinien być to niezły wybór. Po obejrzeniu cen troszkę wymiękłam. Czemu te nasiona takie drogie ! 98 zł brutto za worek 5 kilogramowy :o :o . Przecież tą zieleniną nie będę rodziny karmić!
Nawracamy do przeglądania oferty sklepów rolniczych, ogrodniczych i marketów. Hm zwykła trawa 30 zł za 5kg, markowa od 80 zł w górę. E tam to może jednak ten Brandenburg? Polecany na forum , a i dwie firmy zajmujące się pielęgnacją i zakładaniem trawników wymieniają tą samą nazwę.
Szczęśliwie spotykam koleżankę (hodują roślinki do rozsady np. pory, pietruszkę i inne takie) od słowa do słowa podzieliłam się trawiastym kłopotem.
Jestem w czepku urodzona ma na dniach kupować nasiona Branderbug bo bratu obiecała zaprowadzić trawnik. I mi przy okazji kupi nasionek w hurcie – nawet jest jej na rękę bo możliwości negocjacji ceny rosną. Teraz w garażu czeka 40 kg nasion . I o to dokładnie chodziło. :lol:

Cztery dni intensywnej pracy i teren przygotowany pod zasiew. Oni są niesamowici. Nie wspominając o różnicy w cenie w stosunku do firmy która miałą to samo zrobić… Nie polewaliśmy niczego chemią tylko kłącza naszego dorodnego perzu były wyrywane ręcznie. Na wiosnę i tak wylezie tego paskudztwa sporo spod ziemi. Wtedy dopiero zastosujemy oprysk na chwasty.
Mamy przez tydzień nawadniać teren potem wysiejemy trawę, zwalcujemy. Już się cieszę na nasz trawniczek.
Jednak problem ścieżek pozostał i podlewania pozostał. Zaczynam porównywanie wodnych ofert ...

ori_noko
01-10-2005, 00:05
Pan Traktor pojawił się z prośbą – chłopaki tak ciężko robią niech szefowa da na piwo. :-? Cóż przyznaję złamałam się i nawet pożyczyłam rower by mogli udać się po wymarzony nektar. Wyliczyłam sobie ze nim wsiądą za kierownicę minie jeszcze 6 godzin i przy takim tempie to cały alkohol spalą.
Patrzę za chwilę i na terenia ani śladu pracowitych pszczółek. :x :x To co pomyślałam o swojej głupocie nie nadaje się na żadne forum. W tłumaczeniu po przejściu przez filtry językowe brzmiało mniej więcej tak: Masz głupoto za swoje! Trzeba było łamać zasady? Rozpijać ludzi?
Zapisałam smętnie w zeszycie rozliczeń że rozwiali się we mgle po 4 godzinach pracy.
Zirytowana zmywam a tu się pojawiają chłopaki i coś przed bramą kombinują. Za chwilę szef ekipy prosi na dwór. Patrzę a tu przed wjazdem na sztorc ustawiony głaz mający jakieś z metr czterdzieści wysokości :o :lol: :o
Hm nigdy nie planowałam takiej ozdoby przed domem z drugiej strony panowie pękają z dumy i wyraźnie czekają na okrzyki zachwytu. Musiały te moje wahania pojawić się na twarzy bo posmutniała mi ekipa i pytają się co jest nie tak? Zmobilizowałam się i mówię , ze gdyby nie to wcześniejsze piwo to bym i teraz na porządnego drinka zaprosiła żeby to uczcić , a tak to nie wiem jak dziękować.
- ech szefowa drinka to my możemy i tak przyjąć – twarze się rozjaśniły i panowie patrzą wyczekująco. Cóż sama wywołałam wilka z lasu więc poszłam, zrobiłam (dobrze że było z czego bo u nas to alkohol jest jak są goście a tak to raczej posucha ) panowie wysuszyli szklanki do dna i ponownie rzucili się na pracę.
I wiecie co nieźle wygląda taki znak milowy , teraz to podaję jako element charakterystyczny , może z czasem nawiercę toto i zamontuję numer domu?
Mąż po powrocie w pielesze domowe ogląda znak rozpoznawczy naszej posesji i pyta retorycznie: ty tych ludzi czarujesz czy co robisz że oni zawsze więcej niż trzeba robią ?

PS.Według mnie to oni tak sami z siebie mają :D .

ori_noko
01-10-2005, 12:14
W każdą sobotę rano rodzina oddaje się z mniejszym lub większym entuzjazmem nauce języka. Kończymy o 10 rano a potem życie rusza z kopyta. :lol: Stąd na kolejną randkę z panem od nawodnienia umówiłam się na chwilę zakończenia uzupełniania wiedzy , ale pan zjawił się kwadrans wcześniej burząc ustalone ramy działania.
Mąż podjął rozmowy wstępne , pan mierzył teren wzrokiem i miarą , zapisywał , poprosił o określenie dokąd to będą roślinki. Wymowny acz nie gadatliwy . Nagle zatrzymał się i wytrzeszczył :o oczy na inwestorkę w ciążowych ogrodniczkach za którą się z domu wysypała trójka dzieci i na chwilkę stracił wątek. :lol: Jeśli ma mu to pomóc obniżyć cenę to dobrze było pojawić się na scenie . Zobaczymy co dostaniemy na razie mamy dwie wyceny z różnych stron różnią się o PIĘĆ tysięcy ! Jak dla mnie rozpiętość cen zbyt duża. Albo ktoś przesadza , albo tnie na częściach i jakości. Dojdziemy prawdy powolutku....

Za to miałam uroczą rozmowę z panem który już u nas kiedyś układał podjazd z pozbruku. Radośnie rozwijał wizje naszych ścieżek , jednak podane ceny powodowały u mnie nerwowe potrząsanie głową. Za dużo , oj za dużo. :( Na informację ze sami chcemy ściągnąć kostkę granitową ze Strzegomia panu opady skrzydełka, i mówi otwarcie;
- pani Ewo my się nie dogadamy , ja u pani ani na kostce nie zarobię , ani na dostawie piasku , ani na cemencie , tylko na układaniu. I gdzie tu zarobek? :lol: :lol: :lol:
Rozstaliśmy się w zgodzie. Szukam dalej. Czas poprowadzić też rozmowy wstępne z kolegą małżonkiem – może da się na kłonić na uzupełnieni nasadzeń w ogródku? Ostatni jesienny ogrodniczy dzwonek - trzymajcie się negocjacje czas zacząć.

ori_noko
05-10-2005, 09:58
Pokrywa perzu zaczyna wydobywać się ponownie spod ziemi. :evil: Żeby mi tak wszystko rosło jak to zielsko !!
Znajoma ogrodniczka namówiła nas na odwleczenie siania trawy bo lepiej się ukorzenia w cieple a ponieważ w zamęcie cen nawodnienia też sprawę wodną zawiesiliśmy na kołku więc pewnie jej posłuchamy..
Coś ten mój czepek chyba krzywy był bo co tknę tematów ogrodowych to mi nie idą tak jakbym chciała – fakt ze jest to przeważnie kwestia finansów i fizycznej siły ale jednak irytuje. No bo powiedzcie po co komu dom jak nie ma wokół ogrodu? Widziałam wprawdzie domy z minimalną ilością zieleni wokół ale to dla ludzi którzy nie mają potrzeby otaczania się nią. Jednak ja boleśnie odczuwam brak złocących się liści, winnej latorośli w purpurze delikatnie oplatającej garaż, gęstego soczystego trawnika i burzy krzewów ciągnących wzdłuż płotu. No a jak już tak marzę to chciałabym kucyka …. :wink: :lol: :wink:

Koniec końców eksperymentalnie obsiany jest fragment przed działką . W tym roku skupiamy się wyłącznie na zrobieniu ścieżek. Wprawdzie jeśli od razu nie pociągniemy rur do podlewania to trzeba będzie na wiosnę rozbierać fragmenty utwardzonych nawierzchni ale na razie nie widzę innego wyjścia. :roll:
Nie tracę jednak nadziei że jeszcze coś tam posadzimy przed zimą – na wiosnę jak się te nasze krzaczki okryją zielonymi pączkami a pajęczyna drży obciążoną rosą to można tak stać aż słonce nie wysuszy subtelnych dekoracji . :lol:

ori_noko
10-10-2005, 13:22
Niestety posunęłam się do szantażu wobec eklektyka zmuszając go do podjęcia dalszej współpracy. :oops: Wszystko w domu co zrobił gra i buczy zostały mu tylko doprowadzenie prądu do studni (hydrofor musi mieć elektryczne papu) , domofonu do furtki żebym nie irytowała się na Pocztę Polską bo odbieramy dużo przesyłek i listów a tu mimo obecności w domu pan wrzuca do skrzynki awizo.
Potem na otarcie łez trzeba się potaszczyć do zupełnie niesamowitego miejsca. Jest normalna poczta w „mieście” ale tu w pewnym oddaleniu na Letnisku Leśnym w bocznej uliczce mieści się urocze coś – punkt ajencyjny poczty . Tam lądują nasze przesyłki. Najpierw maleńkie podwórko, winnobluszcz i trzy brzydkie schodki z betonu. Wchodzimy w półmrok , niska lada na wprost wejścia obłożna najdziwniejszym zestawem : zmywaki, jednorazówki do golenia, zakurzony płyn do naczyń, baloniki, nasiona , proszek do szorowania wanny, nawóz do kwiatków , skakanka, karnet z igłami itp. i niepodobnych rzeczy . Następnie patrząc w bok kontuar z szybką i panią która zna wszystkich po imieniu więc lustruje mnie uważnie (z każdą wizytą coraz pogodniej i milej) i już odmownie kręci głową, listkowy jeszcze nie wrócił z trasy z naszą pocztą. W godzinach południowych pani idzie do domu przygotować obiad i punkt jest zamknięty . :lol: Przy samym wyjściu tablica korkowa z ogłoszeniami o tym kto robi bramy a kto sprzedaje suknie ślubną… Nadal mnie zaskakuje spokój i rytm miejsca w którym już tyle lat mieszkamy.
Drugim takim miejscem jest zegarmistrz. Maluteńki warsztat, centrum życia i informacji dla wędkarzy , pan do którego idzie się po kartę wędkarską, montuje drobne elementy do pasków, zegarków i bransolet, są tu też zegarki oddane w komis, kalkulatory dostają nowe bateryjki , czasami bywa i tak : podaję termometr elektroniczny bo po dziesięciu latach nagle fałszuje wyniki – pan rozkręca wyjmuje lekko omszałą bateryjkę przeciera ją energicznie o spodnie i wkłada na powrót.
- będzie chodził dalej to dobre baterie…
No i po tych romantycznych rozważaniach czas na twardą rzeczywistość : za dwa dni przyjeżdża nasza kostka granitowa :) :) :)

ori_noko
12-10-2005, 12:10
Odcinek kamienno – rodzinny :

Pan z Kostką – wbrew pozorom nie chodzi o schabową – przyjechał. :D Jak każdy dostawca nie posłuchał wskazówek więc pominął najoczywistszy do nas skręt . Następnie dzwoni z zażaleniem. :roll: Szczęśliwie daleko nie odjechał więc zgodnie z zapowiedzią punkt siódma rano przed domem urosła gustowna górka granitowych kostek.
Od nowego tygodnia pan Traktor ma się zająć jej układaniem. Oby zdążył przed prawdziwą jesienią ślizganie się po glinie nie wydaje mi się najlepszym pomysłem.
Zaraz siadam do kombinowania umowy teraz nie da się pracować na godziny, raczej od metra. Jakby co to jest jeszcze jeden pan w zanadrzu…
Choć trzeba przyznać że za samo patrzenie jak pan Traktor pracuje powinno się kasować pieniądze- jemu się robota pali w rękach , widać że jest dumny z siebie , umiejętności i tempa. Jedna ze znajomych osób która go zna nietypowe podsumowanie zrobiła : on na prace to rzuca się jak dzik. Coś w tym jest!

Wyprowadzenie z manowców pana z Kostką dla człowiek który jak ja nadal myli prawą i lewą stronę jest osiągnięciem..Jednka to poranny występ najmłodszego Kolna powalił mnie na kolana:
Synek zanosząc się płaczem oznajmił że nie może iść dziś do szkoły. :o Skóra mi zdrętwiała a tak ładnie rozpoczął karierę szkolną ! Koledzy , szkoła, klasa , wychowawczyni , jazdy na rowerze – dotychczas grało a tu taka tragedia rozrywa się na moim łóżku wczesnym rankiem. Ktoś go bije, upokarza, zabiera śniadanie? Trudno mam nakaz leżenia w domu , jednak sprawa wygląda na tyle poważnie iż pokulam się do szkoły zrobić z agresorem porządek ! Niech wie jak niebezpiecznie zaczepiać moje młode! Albo może nie rozumie materiału – taki mądry dzieciak , hm ? Myśli przelatują , a mały człowiek rozpacza. Z noska cieknie, łzy leją się z błękitnych oczek…no dramat w pełnym wymiarze rozgrywa się na kołdrze. Wreszcie prawda zostaje chlipana, jak on ma iść do szkoły bez …zegarka! :o :o Chętnie weźmie mój, nowiutki z różową szybką ! No niedoczekanie właśnie ledwie co dostałam od rodziny zgrabny czasomierz z licznymi bajerami. Ciekawe, że wcześniej taka potrzeba nie została przez Klona zgłaszana … :)
Patrząc z drugiej strony w erze elektroniki , gdzie pierwszoklasiści mają w tornistrach komórki (szkoda że nie w głowach) posiadanie minimum zegarka może wydawać się koniecznością życiową. Zwłaszcza że kolejne podania Klona o telefon komórkowy oddaliliśmy w sposób bezdyskusyjny . Przy dzisiejszych występach ustaliłam, że wystosujemy list świąteczny – może pod choinką znajdzie się taki sprzęt dla potrzebującego siedmiolatka? Niech żyje instytucja Gwiazdora – jak inaczej rodzice by mogli zachować twarz ? Hę?
Jednak jak znam darczyńcę to pewnie da zegarek , owszem ale ze wskazówkami – drań uwielbia takie małe umoralniające podstępy. :wink: :lol: :wink:

ori_noko
15-10-2005, 21:32
No dobra w komentarzach już jest : nasza rodzina będzie większa :D Różne badania upewniły nas, że ten Klon jest dziewczynką. Fajnie wreszcie uzyskamy w domu równowagę płci.
Oczywiście jak to kobieta postanowiła zaanektować cały dostępny czas. Po pierwsze wyłączyła mnie z możliwości swobodnego przemieszczania się ,a lekarz ją w tym poparł- ewidentna zmowa .
Po drugie postanowiła zadbać o linię pozbawiając matkę każdego nieprzemyślanego posiłku.
Po trzecie najwyraźniej dobrze było zbudować pokój więcej … Przez takiego małego człowieka system funkcjonowania rodziny uległa stopniowej zmianie. Skończyły się swobodne spacerki, beztroskie przemieszczanie się na rowerze czy energiczne przemarsze w terenie.
Najbardziej poszkodowana jest psinka – miałam z Narniusią wędrować przez pola i lasy ,a teraz naszym szczytowym osiągnięciem jest obejście działki.
Mam też wrażanie iż nakłanianie naszych współpracowników napotyka większy opór, albo moja cierpliwość jest zdecydowanie mniejsza :oops: . Coś migają się ostatnio przez telefon aż furczy. Mimo to nie tracę nadziei do nakłonienia elektryka i pana Traktora do żywszego działania. Kostka leży przed domem - ścieżki aż się palą by je ułożyć a JA NIE MOGĘ TEGO TERAZ ROBIĆ ! Bycie jednostką ciężarną pod specjalnym nadzorem jest doświadczeniem ćwiczącym cnotę cierpliwości. I moja i.... otoczenia :oops: :oops:

ori_noko
17-10-2005, 23:50
Zaczynam ponownie nabijanie rachunków telefonicznych :-? . Jestem nietaktownie nachalna i marudna. Oby wreszcie podziałało – nie lubię inwestować na próżno.
Wiem na razie że Pan Traktor dostał gdzieś jeszcze robotę , ale próbuje utrzymać i tą u nas. Miota się jak być na dwóch weselach jednocześnie. Zaproponował by zrobić ścieżkę do domu „teraz poślizgnąć się dla pani to źle bardzo” a resztę na wiosnę. :roll: :-? Wołałabym całość teraz . Jak już mamy materiał to i opaskę wokół domu i ścieżki , a na wiosnę to mogę zostawić owszem robienie schodów z furtki nr 2... Od wejścia nr 1 dróżka potrzebna od zaraz .
A właśnie mamy dwie furtki i jeśli mnie pamięć nie myli to nie wspominałam jak intrygujące jest adresowe umiejscowienie tego kawałka ziemi .
Działka jest ładna prostokątna , rozległa z lekkim spadkiem , z przeznaczeniem pod zabudowę gospodarczo – budowlaną . Jednak to co nas bawi to z jednej strony jest Poznańska z drugiej Żytnia. Nic niezwykłego gdyby nie małe „ale”. Obie ulice znajdują się na mapie a jakże , tylko że Żytnia to gliniasty, wyboisty teren oddzielający domy .To że pewnie kiedyś tam ulica powstanie sugeruje wystający hydrant , dziś jest to „pułapka na Hohonie” zwłaszcza po deszczu, za to właśnie do tej nieistniejącej arterii mieliśmy obowiązek skierować przód budynku. :lol: :o :lol:
Natomiast Poznańska jest , istniej , szeroka, utwardzona , wygodna ale zgodnie z planem zabudowy znajduje się na tyłach pobudowanych domostw i gdyby otworzyć działalność to jest taka możliwość wyłącznie od strony Poznańskiej.. 8) Co to daje ?
Po pierwsze adres meldunkowy jest tam gdzie front, dojazd tam gdzie tył, a poczta domaga się skrzynek z obu stron. :lol: I dobrze – obie mamy obdarowały nas takim sprzętem więc sporów czyją skrzynkę zawiesimy nie będzie .
Następnie pocztę z Miasta i Gminy, Zakładu Komunalnego itp. instytucji otrzymujemy na adres przy Poznańskiej, za to z Urzędu Skarbowego i prywatną od Żytniej. :o :lol: :o
Inny przykład tego wariactwa: Pan spisujący liczniki wody wstąpił do nas (wejściem od Poznańskiej) z zapytaniem gdzie znajdzie dom państwa X. Zaproponowałam żeby nas od razu spisał jak już tu jest. O nie! Dziś nie pracuje przy Żytniej….
Surrealistyczne doświadczenie. Dotychczas koło nas zwalniała czasoprzestrzeń teraz też odwraca swoje położenie…
Oczywiście większość niewtajemniczonych błąka się po całym osiedlu domków położonym powyżej nas szukając tej pierońskiej Żytniej która raptem składa się z ośmiu domów z czego trzy robią wrażanie przynależności do – tak oczywiście – do Poznańskiej z racji umiejscowienia bram, furtek i wjazdów.
Żeby utrudnić rozpoznanie naszej posesji uparłam się że chcę mieć dużą ,złocistą cyfrę 6 na domu- a takowej od lutego 2005 nie uświadczysz w sklepie, dziewiątki zresztą też nie. Są brązowe plastikowe , a takiej nie chcę . O ! Zastanawiałam się czy nie umieścić 5+1 ale to chyba zbyt zaawansowane poczucie humoru.
Trochę ten opis skomplikowany :oops: , ale bardziej dziwaczny to był nowy rok szkolny. Jeśli adres jest przy Żytniej to dziecko przypisane jest do szkoły w Letnisku Leśnym, jeśli przy Poznańskiej to do Pobiedzisk. Obie szkoły zgłosiły akces co do uczenia naszego potomka… :lol: :lol: :lol:

PS . wobec dowodu meldunkowego szkoła w P wycofała swoje roszczenia.

ori_noko
24-10-2005, 10:52
Dla dobra rodziny nawiązałam ostatnio czulsze kontakty z przedstawicielami NFZ :o i powiem szczerze że wolę ekipy budowlane (nie mylić z ogrodowymi !)
Wiem to wygląda na czarną niewdzięczność wobec ludzi którzy zainwestowali kawał życia na uczenie się odpowiedzialnego zawodu, jednak gro przedstawicieli Eskulapa jest ciężka w użytkowaniu a do tego nasz system świadczeń jest dziwny.
Najprostsza sprawa: badanie krwi i innych takich dodatków. Lekarz rodzinny nie chce dać skierowania wszak ciąża to nie choroba - ma chłopak rację. Natomiast skierowania od mojego lekarza prowadzącego nie są honorowane przez tutejszą spółkę laboratoryjną ! :( Inaczej mówiąc albo pojadę do Poznania i zrobię badania w spółce z którą ma mój lekarz umowę, albo zapłacę na miejscu . W kazdym wypadku ponoszę koszty które teoretycznie są już zapłacone...bo mam ubezpieczenie.
Jestem przekona, że jak długo wizyta pacjenta nie będzie oznaczała pojawienia się pensji na koncie usługodawców tak długo będę traktowana jak kłopotliwy dodatek do podpisanej deklaracji służącej do rozliczeń z NFZ.
Panowie od ścieżek i dzwonka też mi podnieśli skutecznie ciśnienie, choć nie zażyczyli sobie kasy z góry jak NFZ :wink: . Po kolejnych telefonach celu załagodzenia rozwścieczonej inwestorki (to znaczy się mnie) żaden pan się nie pojawił w zasięgu wzroku. :-?
Jeden nie odbiera telefonów – trudno kupię dzwonek bezprzewodowy. Drugi pan wił mi się dziś przez telefon – bardzo grzecznie dałam mu czas do jutra – tłumaczę spokojnie: ma już tydzień opóźnienia, jesień idzie, a ja znalazłam też innego wykonawcę. Pan Traktor , aż się jąkać zaczął ze zdenerwowania. Przecież go karać za nic nie chcę, ale jak on nie ma kiedy do pracy przyjechać …a tu po prostu trzeba położyć ścieżki z kostki o nic więcej nie chodzi. Biedny był w szoku, tak spokojna kobieta a takie straszne rzeczy mówi :oops: :oops: Wiem nie wygladam na taką cholerę.
No dobra dam panu Elektrykowi ostatnią szansę, zostawiam nagranie na sekretarce , cytuję : panie Adamie muszę z przykrością poinformować , że dziś rzucam na pana klątwę . Pozdrawiam Ewa z Letniska
:evil:
Dosłownie w minutę później pan oddzwania, przyjdzie dziś za dwie godziny. Hm uwierzę jak zobaczę ….
Potomni: rozplanujcie płatności tak by fachowcy w wasze objęcia wrócili w miarę rośnięcia potrzeb. Późniejsze drobiazgi też są potrzebne , panów nie ma wszak motywacji brak. Jak trzymacie choć część ich gotówki to jest nadzieja na kolejna wizytę... :lol:

ori_noko
28-10-2005, 16:18
Od trzech dni pan Traktor szkaradnie klnąc pod nosem układa kostkę granitową. Z początku się martwiłam. :-? Czemu tak narzeka, jęczy? Chory czy co?
Po dwóch dniach urabiania gruntu pan Traktor zaczyna pertraktacje na temat ustalonej stawki za metr chodniczka. :-? :-? Trafiła kosa na babę:
- No jak uważa pan, że to za mało to trudno – zrezygnowany uśmiech- rozliczymy się za to co jest i wezmę inną firmę . Oj biedny pan Traktor aż zaczął się jąkać:
- No no no nie! Tylko robota taka cholernie ciężka!
- Wiem , ale jak wam się nie opłaci to trudno.
- Ale w Poznaniu jeden gość bierze 100zł/m2 układania granitu, ale daje cement ! :o
- Bardzo być może , w naszej okolicy firma daje własną kostkę i bierze 95zl. Więc tak jak mówiłam, przecież mi nie chodzi o pana krzywdę – nie kalkuluje się to trudno, wezmę inną ekipę. Pan machnął ręką wrócił do układania.

A taka robota to dla naszego najmłodszego Klona miód na serce. :D Po powrocie ze szkoły przebiera się i leci pomagać. Układa kostkę i puchnie z dumy. Panowie nagrodzili małego jazdą na traktorze. Na wszelki wypadek nie zapytali o zgodę bo wiadomo matki to takie kwoki jeszcze by zabroniła dziecku się pobawić maszyną. :-? Fakt ciśnienie mi skoczyło jak zobaczyłam Klona SAMEGO w traktorze jadącego ulicą przed działką. :o :o Panowie widząc wyraz mojej twarzy biegiem oddali się w przeciwnych kierunkach utrudniając decyzję którego pierwszego sponiewierać. Starszy stażem przejął pojazd wprowadził na działkę , a Klon kwiczy w uniesieniu: sam prowadziłem traktor, sam prowadziłem….

No dobra nie rozerwę gościa bo zamiast dwóch dorosłych idiotów będę mieć czterech. Za chwilę patrzę , Klon uczy się manewrować łyżką . Chodzi mi o taką wielką szuflę do zgarniania ziemi. Tym razem starczyło, ze pojawiałam się w zasięgu wzroku pan Traktor przerwał szkolenie zawodowe dla siedmiolatków i wrócili do układania.
Dziś synek wraca bledziutki:
- najechałem na nogę temu starszemu panu ! Dzwoń do babci (lekarza) ! Wyszłam natychmiast, pytam co się dzieje? Ano zdarzyło się tak:
Klon siedział w traktorze i podnosił siłownik z szuflą góra – dół. Pan Traktor chcąc być dowcipnym wsunął stopę w dołek pod łychę i mówi :
- Zobacz nogę mi najechałeś!
- To co mam teraz zrobić?
- Musiałbyś cofnąć traktor, oj jak boli, jak boli !!!
Zgadnijcie co zrobił synek? Tak jest! Odpalił traktor, pojechał do przodu i teraz naprawdę opuścił łychę na nogę nauczyciela… :o Faceci osłupieli, pewnie nie wpadli na to co mi się wydało oczywiste od chwili kiedy wlazł z nimi do kabiny. Nie musieli mu pokazywać gdzie się toto odpala , zauważył i marzył o takiej akcji od początku. Szczęściem noga jest tylko obita, nie puchnie, kości całe.Ufff. A panowie stali się jeszcze większymi fanami Klona.

ori_noko
02-11-2005, 19:07
Ten wymarzony ogród kosztuje mnie więcej nerwów niż cały dom ! :( Zaskakujące. Prawda równowaga hormonalna zachwiana więc o irytacje mi o 300% łatwiej. Do tego większość ludzi z którymi pracowałam robili to co umieli, a wtedy przyjemnie i zlecać i patrzeć. :) Natomiast choć czytam i kształcę się pod kątem ogrodniczym to co tknę ten temat to mam niesmak . Wrócę do poprzedniego sposobu , będę kupować sobie roślinki , sadzić je w dołach wypełnionych żyzną ziemia i już. O !
Ekipa pana Traktora równa ziemie i nawozi ją bezkonkurencyjnie, zgłosili akces do układania granitu. Cóż w praniu okazało się że dla nich to jest … pierwszyzna. I czemu to kręci? Przecież w końcu prawda wyjedzie na wierzch, szkoda ze naszym kosztem…. :( Im więcej cementu żądali tym więcej mojej uwagi zajęli. Patrzę i oczom nie wierzę. :o :o Wszak rozmawiałam z nimi o tym jak się kładzie kostkę.
Uwaga potomni ! Prawidłowe układanie wszelkich bruków wygląda następująco: wytyczenie koryta w którym będzie biegła ścieżka, warstwa ok. 10 cm żwiru dobrze toto ubić zagęszczarką , wypoziomować . Na to warstwa do 10cm cementu z piaskiem zmieszanego na sucho lekko poziomujemy łatą, w to wbijamy kostkę . najpierw obrzeża potem środek ścieżki teraz ponownie zagęszczarka ubija nasz prawie że gotowy bruk. Zasypujemy fugi drobnym grysem granitowym (ewentualnie piaskiem. No przy betonowej kostce piasek wystarczy) .Można jeszcze raz przejechać całość zagęszczarką . Jeśli nie stosujemy krawężników to cementownie brzegów poniżej poziomu dróżki. Zamiatamy i cieszymy się efektem końcowym. Dwa dni nie wolno chodzić po krawędziach niech beton złapie boki. Ciężka praca wymaga krzepy plus cierpliwości .

W sumie chodzi o uzyskanie przepuszczalnej warstwy i twardej nawietrzni w jednym. A co okazało się robili panowie pod moim bokiem? Ano piasku nie sypali prawie wcale, za to dali na spód niedużą wylewkę betonową na to piasek z cementem na sucho w to wbili mi kostkę granitową ubijali to ręczną ubijarką (kloc drewna z wichajstrem do trzymania) a na koniec szpary między kostkami zasypali cementem. :o :roll: :o Uzyskali ten sposób jednolity , nieprzepuszczalny blok betonowo granitowy , który będzie się dawał podmywać, pękać od drobin zamarzniętej wody toć to prawie monolit. :cry: Przykro mi bardzo. Byłam praktycznie stale obok, za ścianą jak oni oddawali się radosnej twórczości.
Przyznaję tak się zdenerwowałam, że spać nocy nie mogłam, aż wymyśliłam jakie takie rozwiązanie. Nie, nie obiję ich zdechłym prosiakiem – choć chęć ku temu jest ogromna- wezmę i poproszę żeby albo to rozebrali i ułożyli prawidłowo, albo dostaną 50% umówionej robocizny i precz z moich oczu….
Zostały jeszcze z sześć metrów do końca i trudno niech robią metodą na beton – kloc i z radością pożegnam moich fantazyjnych panów. Mieli wprawdzie robić też opaskę wokół domu, ale już poszukaliśmy inną ekipę , a nowym ludziom już na pewno będę stać nad głową. 8)
Pan Traktor będzie rozczarowany . Jednak od czasu imprezy z Klonem i maszyną straciłam dla nich serce i zaufanie . Wczoraj szala przechyliła się do końca. Mąż chcąc poprawić antenę wędruje do garażu po naszą ogromniastą drabinę. Zrobiła ją ekipa murarzy i od dwóch lat nam wiernie służy. Bardzo solidne ustrojstwo . A sprzętu nie ma , im bardziej szuka tym wyraźniej ani śladu… Korniki? Ależ skąd to nasi panowie pierwszego dnia pracy zniszczyli ją bo potrzebowali proste deski do wytyczenia dróżki. Ręce mi opadły. Pytam:
- rozwalił mi pan drabinę ? Tą wielką ? Z której sięgałam do rynny i do anteny?
- E tam to się później ją zbije na powrót.
- Jak pan mógł, przecież przy stercie opału leży pełno desek szalunkowych.
- chciałem mieć długie deski i prościutkie. (gdyby robił jak mówiłam to by żadnych desek do trzymania ścieżki nie potrzebował !! )
Uczciwie powiem to nawet nie z powodu bezmyślnego uczenia siedmioletniego chłopca jazdy traktorem :oops: , ba nawet nie z powodu scementowania kostki (wszak następne kawałki mogli wykonać według wymaganej przeze mnie technologii), ani przez bez pytania wyjmowanie narzędzi z garażu bo żadnych podstawowych do swoich licznych napraw siłownika nie mają, ale właśnie z powodu drabiny nie zlecę im ani pół metra dalszej pracy. Każdy ma coś tam ulubionego. U mnie to była drabina ... A sądziłam że się nie przywiązuję do przedmiotów…

No i po tych bojowych przemyśleniach, przedstawieniu mężowi moich obiekcji, złożeniu samokrytyki na temat nie dopilnowania wykonawców :oops: , zarwaniu dwóch nocek blada i spokojna czekam na magików..
Nie przyszli do pracy , nie zadzwonili – cisza w eterze. ” Ale zemsta choć leniwa nagnała cię w nasze sieci …” zostały tu szpadle, sławetna łycha od traktora i taczka. Schowam to dziś w garażu i czekam na dalszy rozwój wydarzeń…
Grunt że spokój odzyskałam, bo wściekła matka to niezbyt dobra sprawa dla Zosieńki która rośnie sobie pod sercem.

ori_noko
02-11-2005, 19:14
A i jeszcze jedno !
Pan Elektryk zmobilizował się, spędził pół dnia kicając trasą dom- furtka i taaaaaaadaaaaam jest… domofon ! :lol: :lol: :lol: Wprawdzie nie otwiera jeszcze zamka ale dzwoni i można gadać . Jakże przyjemny akcent w tych cementowych bucikach.
Natomiast pan listkowy dziś się ulitował, spokojnie zaparkował, przemierzył te 60 metrów, zdzwonił do samych drzwi by doręczyć mi paczkę . .. Domofonu nie zauważył…. :D :D :D

ori_noko
03-11-2005, 23:30
Jedna z dziwniejszych rzeczy to dobrowolne chodzenie na badania krwi ..brrr. :( Z ponurą wizją igły zbliżającej się do ręki zgłosiłam się do laboratorium. Wracam do domu dumna i blada (tylko jedno zasłabnięcie zamiast pełnej klasycznej utraty przytomności ), a tu niespodzianka. :roll: Panowie robią dalszą część kostki. No więc biorę byka za rogi. Zaczynamy :
- Wie pan, że na podjazd do garażu który ma prawie 100m poszło około pół tony cementu? A wam na około 60 m ścieżki pod ruch pieszy wyszło blisko półtorej tony!
- No ma pani porządną ścieżkę .
- Nie proszę pana mam monolit na którym będzie stała woda, podatny na podmywanie i w dodatku źle wykonany.
- Jak to źle? (Tu przytoczyłam wykład na temat robienia bruku.)
- To jest źle zrobione, co panowie proponują ?
I tak od słowa do słowa panowie obrazili się i postanowili rzucić pracę bo oni to mogą rozebrać na wiosnę jak popęka (wszak to szlag trafi w kilka sezonów a nie w jeden) a poza tym byłam cały czas obok i nie ułożyli jednej kostki bez mojej zgody.
- To prawda, ale my wynajęliśmy panów do prawidłowego ułożenia granitu a nie do tego żeby was nadzorować. :x Zresztą prosiłam ,żeby szpar nie fugować cementem, ale się porządziliście…
- Bo by się kostka nie trzymała inaczej!
- Właśnie o tym mówię ! Gdyby była dobrze wbita zagęszczarką to by problemu nie było!
Pan Traktor (ok. 65 lat) zaczął dosłownie : podskakiwać, kopać kostkę i rzucać narzędziami. :o :o Ciągnę spokojnie, iż oczekuję od nich jakiegoś rozwiązania, a teraz żegnam bo muszę jechać na drugą część badań.
Wróciłam po godzinie - mąż informuje : panowie postanowili się do niego odwołać,jednocześnie na wiadomość: tu szefem jest żona (hm ?!) ja zajmuje się płatnościami, pan Traktor zsiniał!
- Tak to najwygodniej, schować się w domu!
- Mówiłem panu pierwszego dnia i powtarzam ostatniego. Domem zajmuje się żona i to z nią proszę dyskutować. Uświadomiona o wymianie zdań idę do czekających, spakowanych panów.
- Panie Józefie będę zaraz dzwonić do pana żony.
- A to po co?
- Chcę się naskarżyć na waszą pracę! Lekki wytrzeszcz w moją stronę :o
- Jak pan chodzi do mojego męża żeby was wziął w obronę to i ja do pana żony mogę z zażaleniami dzwonić! A teraz proszę o decyzje co proponujecie.
- Nie będą kończyć tu nic, nie chcą pieniędzy wracają do siebie. - Cóż 50% należności wybrali w trakcie pracy – za tą fuszerkę więcej bym im nie dała , naprawiać nic nie chcieli , chcą wrócić tu na wiosnę.
- Na wiosnę nie wrócicie , bo jak teraz nie kończycie pracy, bo narzędzi do tego brakuje to i później lepiej nie będzie. Jeszcze proszę zbić z powrotem drabinę - Panowie gapią się na mnie z osłupieniem.
- Jak wyjmę deski i paliki to boki ścieżki runą ! No i gwoździ nie mam, a w garażu też brak – znaczy grzebali w naszych skrzynkach bo niby skąd wiedzą że tu gwoździ na lekarstwo!?
- Pani Ewo ja tu z całego serca pracowałem!
- Wiem proszę pana, ale to wiedzy nie zastąpi. Jedyne co tą ścieżkę ratuje to fakt , że tu spadek terenu jest woda będzie na dół schodzić, bo na płaskim miałabym przed domem ślizgawkę.

I tak w mało przyjaznej atmosferze rozstaliśmy się, pan Traktor ciężko rozżalony tym, że chcę mieć przepuszczalną dobrze ubita ścieżkę, ja wyjątkowo spokojna i smutna. Wstyd tak późno zorientować się w partactwie.
Wniosek mili potomni: To, że pracownik cos robi bardzo dobrze nie jest równoznaczne ze znajomością innych potrzebnych nam dziedzin. Murarz ma murować, cieśla robić stolarkę, brukarz – twardą nawierzchnię, a inwestor sprawdzać czy to o czym mówią ma pokrycie w rzeczywistości.

Hm ciekawe czy zbiją mi tą drabinę? :roll:

ori_noko
04-11-2005, 18:25
No cóż zbijanie drabki miało być najpóźniej dziś. Widocznie jednak urażona duma nie pozwoli panu Traktorowi dotrzymać słowa . Spróbuję to zrobić w przyszłym tygodniu. Elementy są, gwoździe dokupię i zobaczymy. :)
Właśnie rozmawiałam z nową ekipą. Ostrożnie i z uśmiechem : proszę mi powiedzieć jak kolejno panowie robią taka ścieżkę? No szefowa to się robi tak: piasek ubijać tak długo aż będzie mocny, potem lekki beton ale suchy w to kostkę wbić, zasypać grysem znowu wbić i już. Odetchnęłam być może przedwcześnie, ale byłam oglądać ich dwie poprzednie roboty. Jak tak będzie u nas to możemy robić.

Ostrożne miny zrobili na widok porzuconej ścieżki. Głupio się zrobiło i wycofują się raczkiem „bo tu już inna ekipa robi…”. Nie już nie robi, bo żona była z nich niezadowolona. Rozliczyliśmy się i pożegnali. Patrzą z niedowierzaniem :o - wiem nie wyglądam na twardego zawodnika, a w ciąży to w ogóle nabieram cech puchatego misia. Pytam spokojnie :
- czy pod ścieżkę kładzie się mokry beton?
- Ależ skąd , bo potem będzie od mrozu pękać!
- czy da się to zrobić taką pracę ręczną ubijarką?
- Nieee proszę pani, nawet jakby sześciu chłopa szło jeden za drugim i bili ręcznymi to efektu nie będzie .
- No dobrze, a czy można cementem wysypać fugi?
- Nie powinno się tak robić, bo uświni się wierzch i zrobi się nieprzepuszczalna warstwa.
- Widzi pan dlatego byłam niezadowolona…
- No co pani mówi przecież nikt tak by nie robił !
No i tyle w temacie wdzięków Maryni… :-?

Mąż uprzedził jak zawsze : mnie więcej nie ma niż jestem, tu nadzoruje żona. Z nią proszę układać współpracę. Panowie znowu rzucają mi niedowierzające spojrzenie. Kolega małżonek uśmiecha się w głębi brody ! Bawi go myśl, że mogą się skonfrontować z rzeczywistością.
Przez tą kostkowa historię czuję się krwiożerczy pirat. :) Mimo to wiem ; miałam rację, zrobiłam dobrze i wreszcie mogę spokojnie spać. A o to przecież chodziło.
W tym całym zamęcie nie zasadziłam jeszcze cebulek wiosennych, a i plany by przed zimą wpakować do ziemi troszkę krzaków sprowadziły się do dwóch sadzonek borówki amerykańskiej.
Może jutro nakłonię męża do zahaczenia o jaką szkółkę ogrodniczą po takich nerwach trzeba ukoić emocje. Wszak zieleń to naturalny sposób na stargane nerwy … :lol: :lol: :lol:

ori_noko
08-11-2005, 14:55
Ukojnie nerwów nadal w szkółce :( , nowi panowie na stanie. :) Chodzą oglądaj chodniczek poprzedników , kręcą głową. Żal im bo kostka z tego jest nie do odzyskania.
Nerwowo wychodzę co pół godziny oglądać wyniki działalności naziemnej. Dobrze piasku sporo, ubijany, poziomowany metalowymi prostymi szynami. Każda kostka wbijana młotkiem, panowie klęczą na styropianie , szef stoi nad nimi jak kat nad dobrą duszą trochę marznie bo do roboty nie rusza .
Panowie działają codziennie do piętnastej, potem że poproszą o kawę rano i koło pierwszej i pracują , pracują i pracują. Może będzie dobrze?
Ponuro oznajmili że ze świąt to respektują tyko kościelne pod warunkiem że to Wielkanoc, Gwiazdka lub Pierwszy listopada. No i dobrze byle nie padało to za tydzień wkleję kolejne zdjęcia . Jak każda ekipa lekko próbują sił:
- pani opaska wokół domu to musi być minimum 80 cm
- wie pan opaska będzie miała 50 cm – po co mi większa? Zresztą zobaczymy w praniu…

ori_noko
09-11-2005, 11:04
Co to jest ? Leży przed komputerem, zezuje w okno i mruczy?
* * *
Inwestorka na zwolnieniu, która widzi jak fachowo i sprawnie powstaje lekko gięta w linii ścieżka ogrodowa.

Dziś trzy stopnie – Celsjusz już by się trząsł z zimna. :lol: Pan Granitowy mimo temperatury trwa na posterunku. I ma według mnie najsilniejsze nogi na świecie. :wink: :o Mógłby brać udział w zawodach staczy i chodziarzy ! Trzech pracowników ostro działa, a on stoi, chodzi, tupie, znowu chodzi , podskakuje i tak przez osiem godzin. Ja bym nie dała rady. Wesprze się dyskretnie piwkiem ( pozostali jadą na kawie i herbacie z cukrem i śmietanką – mniam, mniam)
Niepokoi mnie fakt , że po tym wsparciu piwnym plus gorączka siada do samochodu i odwozi ludzi do domów .

Ręce już świerzbią do aparatu, ale wytrzymam zrobię fotki jak skończą . Tak powstanie dokumentacja jak wygląda źle ułożona kostka, a jak prawidłowo. Ku pamięci i nauce potomnych – niech nasze 42 metry badziewia nie idzie na marne. :roll:

Poza tym spokój. Liczne wnioski i podania myszy o udostępnienie lokum na zimę zostały rozpatrzone negatywnie. Chyba na przyszły rok adoptujemy kota tylko musi być to zwierz przydomowy bo cztery osoby z rodziny ostro uczulone na sierść …
Psinka rośnie jednak robi się dziwnie kwadratowa – oczywiście są dwie wersje jedna : szczeniaczek jest przekarmiony (moja sugestia) , druga : obrasta włosiem przed mrozami (wersja Klonów ). Hm jeśli tak to jest to najszersze futro jakie widziałam… :lol: :lol: :lol:
Trzeba przyznać, że to wspaniała rasa. Shelti to pogodny, radosny pies. Pięknie się prezentuje, mieści w samochodzie, kocha cała rodzinę, na obcych szczeka.
Jak w domu jest duży hałas, goście lub zbyt energiczne sprzątanie to wynosi się dyskretnie do pomieszczenia gospodarczego gdzie ze stoickim spokojem wyjmuje rzeczy do prania z kosza, mości się na nich wygodnie i przesypia cały zamęt.
Może godzinami bawić się , lubi jazdy w koszyczku roweru – niedługo zaczniemy uczyć ją biegania obok – bez jednego mrugnięcia wędruje na dowolnie długie odległości byle wziąć dla niej coś na ząb i wodę. Jedyna wada to nie chce sprzątać piasku który nanosi do pokoju z ogrodu. Trudno. Nie ma rzeczy doskonałych jak mawiał Lis do Małego Księcia . :D

ori_noko
14-11-2005, 00:09
W sobotę w ramach rozrywki :oops: :oops: mąż wywiózł mnie do LM sławetnego marketu budowlanego. Spełnia dwa podstawowe acz konieczne warunki : jest blisko nas więc zdążę pochodzić i nie zasłabnę, a jest tyle działów że oboje mamy co robić .
Jako rozsądni ludzie planujemy „wyprawę”. Najpierw drzemka, żebym nie zaliczyła podłogi w sklepie, potem kanapka do plecaka bo ze mną i Zośką w chwili braku dostawy nie ma żartów :oops: , teraz jeszcze lista czego szukamy i ekspedycja gotowa.
O rany jaka to frajda !!! Inne otoczeni niż mój zbierający się do snu ogródek :lol: . I wyobrażacie sobie idę obok oferty z kafelkami, powieka ani mi drgnie, przechodzę podług całej wystawy kominków to samo !! :D :D :D Upojna wolność od rzeczy martwych ! Mijam podłogi - nic.
Rok temu po wyjściu potrafiłabym powiedzieć ile co kosztowało, co jest w promocji, które rzeczy widzę w naszym domu, a teraz ? Luz, spokój, stoicyzm. 8) Fantastyczne uczucie opanowania i obojętności . Jednak nie do końca …. Patrzę na kartkę, a tam dziwne jakieś notatki :o :
-baniak do wina 20 l
- pożywka + drożdże
- rurka+ korek
Odwracam na stronę szukając bardziej znajomych zapisków :
- cebulki krokusów
- cebulki tulipanów
- cebulki drobnych hiacyntów
- cebulki szafirków
Wygląda na to, iż każde chce upiec swoją pieczeń….

Na usypanej skarpie w trójkącie Klony posadziły zdobycz , akurat zrównały się w czasie z tatą nastawiającym wino z dzikiej róży .
Wiecie, że do każdego działania można znaleźć lepsze uzasadnienie? To wino musi być nastawione właśnie teraz, bo jak dojrzeje to się je zakorkuje i kilka butelek zostawi na osiemnaści lat czekania…co by godnie wznieść toast za pełnoletność Zośki. :lol: :o :lol: Nadzwyczaj zapobiegliwy rodzic .
Starsze Klony wyraziły oburzenie, a gdzie wina rocznikowo im równe? Hm ..co im powiedzieć: nie umieliśmy wtedy jeszcze wina nastawiać? :wink:

ori_noko
24-11-2005, 09:28
No trakty zrobione. :) Pożegnaliśmy ekipę umawiając się, ze wracają do nas na wiosnę. Pozostanie im dokończenie opaski wokół domu i kilka metrów drobnych ścieżek przez przyszły trawnik. Gdyby nie psinka to do domu wchodziłoby z nami minimum błocka.

Z lekką zazdrością patrzę na pobliską działkę :oops: , dom w stanie surowym , a teraz w to zimno kładą dach. Ładna dachówka wiśniowa- jakby .Fajnie było tkwić w ogniu walki – może powinnam zacząć planować dom o którym myśleliśmy pierwotnie- dla dwóch osób;)

Na marginesie marzy mi się żeby do WZ i planów zagospodarowania były nie tylko podane typ budynku, dopuszczalny kąt nachylenia , ale też kolor elewacji i pokrycia dachu, typ ogrodzenia .
W Niemczech są zdecydowanie bardziej restrykcyjne przepisy w tym względzie, jednak przejazd przez niewielkie miejscowości to przyjemne wrażenie dla oka.
W naszej okolicy każdy dach inny, elewacje też, jedyne co mniej więcej się zgadza to linia zabudowy i kąt dachu.
Z jednej strony są dwuspadowe, a między nimi parterówki czterospadowe , w tym niektóre przenikające się. Każdy płot inny, a kolory elewacji zatykają dech w piersiach. Na jednym z tutejszych osiedli część domów znajdują w różnej odległości od ulicy. Na dokładkę trochę osób nie poskromiło swoich potrzeb wybijania się ponad otoczenie, ba nie uczyniło tego za pomocą zieleni czy rzeźb, ale dając na przykład : wściekły róż z białym wykończeniem, żółć ( marzenie gospodyni pod warunkiem że trafi na taki kolorek w środku jajka) lub rażącą zieleń. :o :o :o
Jednak prawdziwe kuriozum jest w samym miasteczku. Budynek pomalowany w jadowite odcienie brązowo- różowo- zielono - biało. Powalające.Brr...
Może doczekamy prawdziwego planowania architektonicznego przestrzeni. Ale wtedy każdy będzie się burzył, że nie może za swoje własne pieniądze zbudować i pomalować domu jak mu się marzy ….

Mała ciekawostka z dziedziny spożywczej. W sklepie zobaczyłam opakowania, które zawierały chyba wyroby jajecznopodobne. Napisy dawały do wyboru następujące opcje : jajka wielozbożowe, jaja od kury , jajka o obniżonej zawartości tłuszczu , jajka wzbogacone o witaminy i wreszcie w na samym końcu - świeże jaja rozmiar L . Nie odważyłam się. Poczekam do soboty . Wtedy jest targ. Stoją panie z mlekiem, śmietaną, jajkami, miodem, jabłkami, ziemniakami… Brakuje napisów , a czasami towar jest przemarznięty - wolę to. Dziwne.

ori_noko
25-11-2005, 20:14
Przejrzałam swoje ostanie wpisy :-? . Wyraźnie od wakacji notuję spadek formy. Sławetny błogosławiony stan …przepełniony fizycznością. Macierzyństwo niekoniecznie każdemu dodaje blasku.
Mierność obserwacji, wigor osłabł . A czyta się …cóż nudnawo. Istne doniesienia prasowe …. Brakuje humoru, nerwu…
Do wyklucia się Klona zawieszę pisanie. 8)
Badania, leżenie, ruchy , oglądanie zdjęć z USG. I przebijanie się przez NFZ a raczej ich podopiecznych. To zabiera energię.
Jeden zaleca badanie, ale nie jest władny dać skierowania, drugi nie widzi takiej potrzeby... Jaka szkoda, że tylko w prywatnym trybie oznaczamy dla medyków wymierną wartość :( Daję sobie z tym radę – bo czyż istnieje inne wyjście ? Z drugiej strony na co komu taka wściekła kobita na drodze ? :roll: Ostatnio nakłoniłam pediatrę do skierowania mojego obolałego potomka na obszerne badania. Lekarka na koniec konferencji z wyrzutem: pani mnie zawsze zmusi do rzeczy na które nie mam ochoty. Rany zabrzmiało jakbym kazała jej robić karne pompki w gabinecie, a nie wypisać papier na badanie krwi i rentgena dla dziecka z obolała nogą…

No dobra czas na zimowe spanie. W moim przypadku hibernacja byłaby jakimś rozwiązaniem :lol: Przedrzemałabym te 38 do 42 tygodni , bo potem to już z górki ... dwadzieścia no dwadzieścia trzy lata i zaczynamy być na prostej. :D :D :D

Intrygujące nie budziły we mnie zazdrości cudze domy, dachy, wyposażenie wnętrza – ale widok zdrowej, radosnej ciężarówki na chodzie budzi pewne niezadowolenie ze swoje postawy …. :oops: :oops: Cóż to rzeczy materialne są kwestią wyboru i uporu .

ori_noko
15-12-2005, 22:17
Odcinek przygodowo – zdrowotny. Absolutnie nie budowlany, ani nie budujący …

Ponieważ mam nakaz leżenia to przyznaję odczuwam spory dyskomfort. :-? I robię się taka jakaś słaba – sławetne porzekadło „Leżenie wyciąga siły” jest aż nadto prawdziwe. Toteż okazja rozerwania się jak wypad po męża by odebrać go z delegacji na dworcu budzi entuzjazm i chęć działania :lol: . Wsiadając do auta nawet przelotnie pomyślałam taki ziąb wieczorny – warto by wziąć kurtkę. Równocześnie : tam po co mi takie, nasz samochodzik grzeje aż miło. No to jak pogrzał tak kilka kilometrów od domu dziwny jakiś hałas dobiega. Pana. :roll: Cudnie. W znacznej oddali miga zachęcająco napis Opony- Wulkanizacja.
Kalkuluje : jak podjadę to koło już będzie na amen do wymiany jak pójdę to mogę być ja… Trudno niech koło się poświęca.
Z bólem serca doprowadziłam brumbruma do upragnionego napisu. Szczęściem warsztat jeszcze otwarty. Panowie z estymą dali krzesełko. Obejrzeli koło – da się uratować. W lodowatym garażu spędziłam godzinę . Odebrałam męża i….po dwóch tygodniach leczenia dochodzę do siebie. Potomni : zwłaszcza ci w ciąży noście ciepłe odzienie i kurtkę !!! Nie ufajcie żadnym środkom lokomocji.

Natomiast jeśli chodzi o ścieżki. Zgodnie z przewidywaniami na odcinku z betonem w chwilach oziębienia aury stoi woda i jest ślizgawka. Da sie chodzić ale na częściach zrobionych przez ekipę nr 2 woda ładnie odchodzi .
Dobrze że jest ten spadek terenu inaczej trzeba by skuwać lód albo schodzić ze ścieżki aby dojść do domu. Praktyka pokryła się z teorią .

ori_noko
15-12-2005, 23:56
No nie wytrzymałam i troszkę popisze ale o …. dziecku 8) Może szybciej ten czas do końca zleci?
Przez poprzedni rok sądziłam iż dramatyczna chwila to taka kiedy nie ma ekipy, albo nie dotarł towar… Optyka mi się zmieniła. :lol: Dziś prawdziwa chwila grozy. Wieczór , apteki pozamykane, miasto nieosiągalne, a tu koniec leku który utrzymuje moją kondycje psychiczną. Ostania tabletka Alugastrinu w domu. :o :o Kiedy pożarłam całe opakowanie !? Rozpacz w oku. :( Trzeba przeżyć cały wieczór bez wsparcia przeciwko zgadze. Kto miał małego słonia pod sercem ten wie o czym mówię. Oprze się taka istotka kończyną w środku , inkubator dostaje zeza i zaczyna palić w przełyku.
Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić ze wypróbowałam pełną gamę środków tradycyjnych, homeopatycznych i farmaceutycznych. Dla mnie istnieje pomocna jedna dłoń Alugastrin – hehe może tak damy Zosi na drugie imię?
W każdym razie podzieliłam mój skarb na połówki. Jedna na czarną godzinę. No i tak smętnie ćmoktam. Córcia robi wieczorne ćwiczenia gimnastyczne tu nadusi, tam wypchnie zadek , tu główkę – awansowałam do roli połączenia bieżni z boiskiem . Biedna niedługo już nie będzie gdzie się tak fantazyjnie rozpychać. Zwykłe wyprostowanie nóżki będzie operacją logistyczną. Na razie całymi dniami i nocami skacze , kopie, rozpycha się niewiarygodnie , a ja śpię, jem, sennie przemieszczam się po domu z żalem patrząc na rosnące stosy rzeczy do zrobienia.

Raz w miesiącu jest dzień rozrywki : wizyta u pani profesor. Mąż zwalnia się z pracy wiezie nas i ponieważ ma urlop to siedzi w aucie i rozmawia z współpracownikami przez cały czas trwania nie raz i nie dwa mocno opóźnionej wizyty. Pani doktor robi nam przegląd techniczny, ogląda badania , wypisuje kolejne zwolnienie i każe dalej leżeć. Inaczej będzie szpital , a po co narażać NFZ na takie wydatki…. :)
Szalenie przyjemne jest to, iż za każdym razem spotykam przyjaciółkę ze szkoły średniej z którą normalnie nie mamy czasu się widywać, porozmawiać, a tu jak znalazł. Patrzymy na swoje rosnące brzuszyska i tak nam jakoś weselej jest . Obok tłoczą się młodziutkie dziewczątka ciut starsze i chudsze od naszych starszych córek więc miło nie czuć się wyalienowaną wiekowo.
Opowiadamy sobie dowcipy, popychamy się i robimy ogólny zamęt. Pani z rejestracji ostatnio woła mnie szybkimi gestami : Niech się pani nie martwi , koleżanka już jest – musiała przestawić samochód . Widocznie jej te wygłupy nie przeszkadzają , bo stara się nas umówić bardzo bliskich siebie terminach . Ogromnie miły gest. :D
Inne panie przybywają w asyście mężów , para siedzi lekko spanikowana, zasadniczo nie rozmawiają , co odważniejsi czytają czasopisma. Są poważni i natchnieni – przecież spodziewają się dziecka! :roll: Panowie podają z troską gazetę odległą od niej o pół metra. Uwagi wymieniają kulturalnie przyciszonymi głosami. Do dzwoniących co chwila komórek mówią z naciskiem : nie jeszcze nie była na badaniach, czekamy. Oddzwonimy. I patrzą na siebie porozumiewawczo – jakież te ich rodziny niecierpliwe.
We dwie tworzymy bardzo szeroki (w każdym tego słowa znaczeniu) kontrast. Od kiedy wiemy ze nasze dziewczyny rozwijają się i że zostają z nami to każda wizyta choć zakończona niezmiennie odesłaniem do pozycji horyzontalnej to czysta radość . Mężowie zajęci i okrzepli w rolach ojców być może będą się jakoś specjalnie przejmować w chwili rozwiązania pod warunkiem , ze akurat będą na miejscu. Dziś raczej troszczą się o czas przyszły bo (jak to ujął mąż koleżanki): te wesela dziewczyn nas wykończą. I niech im tak zostanie. :wink:

ori_noko
17-12-2005, 21:49
Magia świąt. 8) Nozdrza są łechtane powiewem świątecznych potraw. Aromat grzybów unosi się w domu, podjadane przez dzieci pierniczki zdradzają łasuchów swoim zapachem i okruszkami na pyszczkach. Powolutku przygotowuję samkołyki które dadzą się zamrozić- technika opracowana we wczesnym dzieciństwie Klonów teraz ponownie się przydaje.
Pozostaje kwestia organizacji prezentów. Co się dało nabyć przez internet - nabyłam. Jednak muszę wyskoczyć do sklepu. :-? Uprosiłam rodzinę o zabranie na zakupu przedświąteczne, fałszywie przysięgając że nigdzie nie zemdleję ani nie zasłabnę :oops: Do czego to doszło twarda Inwestorka podlizującą się bliskim, wdzięcząca się żeby tylko zabrali choć na trochę z domu. Zgroza. R
odzina złamała się i wzięła męczydusze z sobą :lol:

Oko zapłonęło, ciśnienie podniosło się (lekarz by pochwalił bo mamy za niskie) rumieniec wrócił na policzki. Czuję rozpierającą energię, a w myślach w : phi i po co to całe leżenie kiedy ze mnie taki kawał zdrowej kobiety jest ? Do dzieła. :D :D :D
W planach : Ikea, Real i rynek w naszej miejscowości. Ot żeby nie musieć latać dwa razy.
I wiecie co? Mam wybiórczą sklerozę. Rozradowana nie przypominałam sobie żadnych ostatnich przykrych doświadczeń związanych z opuszczeniem domowych pieleszy. Rodzinka patrzy na mnie z ukosa.. Pełni podejrzeń. Sprowadzają na ziemie licznymi uwagami natrętnie wywlekając na światło dzienne jakieś tam przykre doświadczenia. No dobra na początek ja do Ikea, oni sio do M1. W sklepach spożywczych ludność bardziej krwiożercza jest, a tam też duszno bardziej .

I tak dumnym acz dostojnym krokiem wmieszałam się w tłum wolnych istot zmierzających ku centrum szwedzkiego stylu. Po kilku metrach zauważyłam, ze z przodu nosze bardzo dużą piłkę lekarską która ewidentnie spowalnia ruchy. Phi , a kto mówił ze mam się spieszyć... Mijają mnie zakochane pary, żółwie, dzieci pchające wózki, ich zamyśleni rodzice ba zobaczyłam wyprzedzającego na zakręcie leniwca. Toczę się do przodu. Dzieci przy wózkach zaczynają dorastać...
Jestem przygotowana, karteczka ze spisem co komu z rodzinki by się przydało - to taka poznańska natura. Tu drobiazg do torby, tu komplecik i triumf w duszy – a mówili że jak zasłabnę to mam po nich dzwonić. Haha nie znają się i tyle. :) :)

W połowie drogi lekka panika – musze zaraz cos zjeść. Gdzie mój plecak z kanapkami!? Uuuuu ostawiłam w domu. Trzeba do knajpki . Zajęta wyszukiwaniem przeoczyłam fakt ze tabun chętnych dziwnie zgęstniał, a w okolicach wydawania kalorii wręcz kłębi się. Próbuję dyskretnie wdzięczyć się o przepuszczenie poza kolejnością. :roll: Tyle osiągnęłam, że po przysiędze iż mi tylko chodzi o zimny posiłek zwarta masa ludzka ciut rozstąpiła się, odłowiłam kanapkę , soczek i akurat uruchomiono drugą kasę.
Mniam, mniam ależ już byłam głodna. Siedzę i pierwszy raz w ciągu dnia kiedy entuzjazm z powiewem wolności opadł zaczynam myśleć. Te kasy bardzo daleko są. Torba ciężka . Brzuch boli. Smutno mi. Oj źle trzeba było któregoś Klona wziąć ze sobą… No nic są dwa wyjścia zadzwonić do ekipy spożywczej , przyznać się do porażki, albo jeszcze wolniej i spokojniej dobić do kasy. W każdym przypadku trzeba będzie iść. Zapalam rozrusznik, raz , drugi, trzeci – wreszcie ! :) Zosia zadowolona śpi ukołysana miarowym marszem opakowania. Co za radość, nie sądziłam ze widok kasjerów przy wyjściu może tak odprężyć. Komórka dzwoni : za dziesięć minut mam być przed sklepem. Cóż może uda się tam dotrzeć w tak skąpym przedziale czasu.
Kasa, rachunek, kolebię się do drzwi. Moje stado pęka ze śmiechu podobno tak wyglądał skatowany pingwin z siatami. :-? :wink: Okazali jednak trochę taktu i nie proponują nic ponad odstawienie do domu. Wczołgałam się przez próg , dotarłam do najbliższego legowiska, zasnęłam kamiennym snem .
Mam ważenie że czas wyczynów jeszcze dla mnie nie nadszedł, to przez tę magię świąt….

ori_noko
19-12-2005, 13:26
Powinnam odpowiadać pracowicie na maile, ale jak tu odpuścić sobie opis „Powiatowego przeglądu zespołów kolędniczych 2006”. No popatrzcie sami na nazwę !
Córeczka zwana najstarszym Klonem od tygodnia pracowicie rozkładała po całym domu płachty szarego papieru i zużywając litry farbek przekształcała toto w dekoracje do jasełek szkolnych. To że był tam widok pustynny z zepsutym samolotem na pierwszym planie budziło podejrzenie, ze dziewczę nie do końca jest wprowadzone w realia naszej aury. :wink: Korciło mnie ogromnie wtrącić swoje trzy grosze, ale ani sił no i w końcu nie wypada bez zaproszenie wtykać się komuś w dekoracje. Jakbym sama dopadła do takiej zabawy też bym się nie podzieliła. Scenografia dobiegała końca kiedy Klon zaprosiła do współpracy. :D
Pierwsza w nocy , blada twarzyczka nachyla się nade mną i szepcze : mama skończyła mi się żółta farba. Leże i próbuję znaleźć się w rzeczywistości – jeśli śnię to i tak przeglądam w myślach zapasy plastyczne w domu.
- w pokoju „agiede” za drzwiami stoją puszki z farbami, tam jest reszta z twojego pokoju. – po kilku minutach:
- mama nie mogę tego otworzyć – kurczę jednak nie śnię – zwlokłyśmy się z łóżka i solidarnie obie z Zosią pomagałyśmy biednej artystce w pracach wykończeniowych.
Rano wszystkie elementy poupychane do auta i jedziemy ku mojemu zdziwieniu do Gminnego Domu Kultury. Okazało się, ze jasełka owszem obie klasy w szkole wystawiają wspólnie , ale przy okazji zostali zgłoszeni do tytułowego konkursu. A zostanie laureatem takowej imprezy bardzo by się przydało bo daje 3 punkty dodatkowe do liceum – więc zapewne młodzież z trzeciej gimnazjum będzie walczyć jak lwy …. Dom Kultury dał im czas przed konkursem na przećwiczenie ustawień na nowej dla nich scenie, wypróbowanie akustyki itd. Zostałam z ciekawości- na kilka chwil – wszak trzeba odleżeć świąteczne szaleństwa. Dzięki ciekawości przekonałam się iż słusznie nie wybrałam kariery nauczycielskiej. 8) Nie mam do tego odpowiedniej siły charakteru.
Oględnie mówiąc grupa 15 i 14 – latków pętała się bez ładu i składu po zapleczu sceny. Prowadząca bliska apopleksji na widok kolejnych wykonawców patrzących na nią baranim wzorkiem i deklarujących brak stroju. Kontrast ciekawy szare ubranie i purpurowa twarz ….

Zaczyna się próba. Taaa określenie dramatyczna kaszana to i tak nie oddaje grozy sytuacji. Z prawej chórek przyszedł ubrany jak na dyskotekę (dziewczynki z internatu więc szans na zmianę image nikłe bardzo), spódniczki mini, ostre różowości z lewej aniołki których kompletnie nie słychać, główni aktorzy plączą się w zeznaniach, dziewczynka akompaniująca ma na sobie wytarte dżinsy i rozwleczony sweterek – zapomniała że cały czas stoi z przodu sceny …Nie mogą spamiętac gdzie kto ma stanąć na scenie. Istota odpowiedzialna za puszczanie podkładu muzycznego rozmawia z najlepszą koleżanką i spóźnia się minimum pół minuty. Wszyscy wyczekująco obracają się stronę kulis. …
Z najbliższego domu sholowaliśmy białe prześcieradła, dorabiane są skrzydła , nici , nożyczki , igły , gumki idą w ruch. Córka patrzy na mnie z podziwem – przed wyjazdem zaordynowałam zabranianie torby najdziwniejszych rzeczy : kredy (na scenie można zaznaczyć miejsca wykonawców) kleje, taśmy, igły , nici i innej pasmanterii do tego kartki papieru, farby, pastele, szpilki itp. Taki mały warsztat. Cóż lata pracy społecznej i zawodowej …

Z chórku zdarliśmy dyskotekowe wdzianka, wpakowałyśmy w cywilne ciuchy innych dziewczyn – co za szczęście ze przyszły w spokojnych kolorach i sytuacja n scenie uległa poprawie. Aktorzy nadal się zacinają, ale przynajmniej każdy nie wygląda jak z innej bajki. Próby mikrofonu nie będzie, bo pan od dźwięku przyjdzie za godzinę. Nadciąga drugi zespół : rany Julek! Chyba ze 30 sztuk , ustawiają gorączkowo wypasiastą przestrzenną dekorację. Szopka ma rozmiary małego domku, na scenie wśród stołów, naczyń, naturalnej choinki uwija się minimum dziesięcioosobowa brygada rodzicielska. Samych nauczycielek w obstawie cztery sztuki. Morale naszej grupy gwałtownie opada. Aczkolwiek stwierdzamy że nasze dekoracje choć skromniejsze są zdecydowanie lepsze pod kątem plastycznym.
Za chwilę kolejny cios : przed naszym gimnazjum występuje amatorski zespół pieśni i tańca Wiwaty – cholera toż oni istnieją dobre 30 lat i są takimi amatorami jak ja wąsatym wujaszkiem. :-? Mają dofinansowanie działalności z kasy gminnej i jeżdżą z występami po całym świecie. Prowadzi ich zawodowiec, mają własnego etatowego choreografa…O zapleczu kostiumowym już nie wspomnę.

Dawno zapomniałam o pojechaniu do domu. Klęczymy z córką na planszach uzupełniając i sklejając je w duży format. Nawet nie patrzymy na kolejną ekipę z dudami w pięknych strojach ludowych, która szuka zaplecza. Na koniec wmaszerowuje tłumek nobliwie ubranych pań i panów w wieku późny Balzak z eleganckimi śpiewnikami w rękach. :roll: Moralnie nie są już w stanie nas pognębić – zdechliśmy po zobaczeniu strojów drugiej grupy wykonawców- wyraźnie dysponowali zupełnie innym budżetem niż składki klasowe i zestaw prześcieradeł.

Jak dobrze ze wczorajsze kanapki zostały w plecaku – przechowały się świetnie w chłodzie garażu więc można je spokojnie zjeść. Posilona idę na widownię licząc na cud. Cóż innego nam w sumie pozostało?
Wiwaty wbiegają, tupią, grają, dzwonią – przyłożyli się uczciwie- ciekawe czy jury zna ten program bo większość pobiedziszczan – owszem. Od sześciu lat w okresie przedświątecznym prezentują to samo. Występ świetny jednak odczuwam niesmak .
Teraz nasi: na początek zaskakującą dekoracja z pustynią. Przedstawienie to część Małego Księcia i klasycznych jasełek. Nić przewodnia : poszukiwanie przyjaciół, miłości od tego ładne przejście do tradycji bożonarodzeniowej. Ku mojemu zaskoczeniu śpiewają, mówią bez zająknięcia, zmieniają plansze (na przyszłość jak córka chce to robić to musi albo urosnąć albo nosić stołeczek nawet na palcach ma kłopot z upięciem tych płacht ) muzyka jest puszczana w odpowiedniej chwili, aktorzy mówią wyraźnie i spokojnie, chórek i aniołki zdecydowały się śpiewać pełną piersią. Całkiem przyjemny dla oka i ucha zestaw. Uff koniec.
Scenografia przestrzenna zmiotła nas ze sceny , cóż to był najmocniejszy punkt tej grupy. Dzieciaki stremowane i w zbyt dużej liczbie. Jednak robią bardzo dobre wrażenie . Opiekunki wyglądają jakby każda dostała kolki- warczą na schodzące dzieci, twarze mają ściągnięte i zirytowane – pewnie odwrotnie niż u nas na próbach musiało być świetnie. Nie słyszę żeby chwaliły swoją ekipę – może później ? Kiedy obcych nie było? Mam nadzieję.
Dudziarze świetnie grają, ale jeśli chodzi o dopracowanie są tego co robią na scenie to powinni chyba zrobić wcześniej choć jedną próbę. Dwa zespoły nie dojechały – grypa lub inne paskudztwo ich rozłożyło. Nobliwy chór śpiewa pięknie – jedna z pań spieszy zawsze przed resztą – nie wiem czy to gest grzecznościowy czy faktycznie nie wie, że bierze udział w występie zespołowym i nie powinno być jej słychać osobno. Połowa naszej ekipy zmordowana przeżyciami rozchodzi się do domów. Część twardo czeka. Jury przeprowadza naradę. Dziewczyny z gimnazjum wykorzystują okazję i obchodzą publikę z kartkami świątecznymi własnej roboty – utarg pójdzie na dom dziecka. Coś jednak będzie z tego popołudnia. Córka rozpromieniona sprzedali z 20 kartek.
Jury ogłasza wyniki. Drugie miejsce ! :lol:
Pierwsze Wiwaty. Niech im będzie. Dzieciaki rozwozimy po domach, same idziemy na gorącą czekoladę czcząc tak pierwsze punkty zdobyte na drodze ku średniemu wykształceniu i wreszcie do domu. Nasi trzej panowie patrzą wilkiem, dopiero informacje o powrocie z tarczą trochę poprawia nastrój. Bez słowa wlokę się na wyrko i tak sobei teraz leżymy od wczoraj. Dziś choćbym najbardziej chciała to nie mogę się ruszać- sądzę, że teraz naprawdę przegięłam. Mąż chciał nas zawieźć do przeglądu do szpitala, ale poprosiłam o odroczenie wyroku. Najbliższe dni nie ruszam się. Wprawdzie wczoraj 70% czasu siedziałam, ale to dla nas za dużo dobrego było. Zawsze dni wolne wydawały mi się tymi najbardziej pracowitymi. :wink:
Synkowie przeziębieni bardzo więc mam dziś towarzyszy niedoli i szczęśliwie pełną obsługę. Starszy Klon robi obiad, młodszy sprząta – w miarę swoich sił, córka załatwi zaopatrzenie. Herbata, śniadanie i inne takie podawane pod nos. Nie muszę wstawać i bardzo dobrze. Natomiast z braku bodźców zewnętrznych nie będzie o czym pisać, ale mały oddech się przyda. Będzie chwila na refleksję, może coś fajnego wydarzy się na teranie zaśnieżonego ogródka? Jak mawia mój braciszek : Póki życia póty nadziei. :lol: :lol: :lol:

ori_noko
11-01-2006, 01:00
Dzień buntu.
Przez cały czas przerwy świąteczno- zimowej grzecznie leżałam, rodzina przesuwała mnie z kanapy na łóżko, przyrządzali, gotowali, nakrywali, sprzątali. Luksus. 8) Wkurzający , ale ewidentnie luksus. Zaczynam po tych staraniach wyglądać jak wyższy ….Garfild . No jeszcze nie jestem ruda …ale nigdy nic nie wiadomo.
Jednak wracając do tematu. Wyglądało to tak: przez dwa tygodnie pełna obsługa, dmuchanie na mnie i chuchanie. Najczęstsze zdanie padające z ust Klonów brzmiało: mamo idź się połóż – fatalnie wyglądasz. To właśnie chce się usłyszeć po wstaniu z pokrzepiającej drzemki. :-? Oczywiście były nieśmiałe próby przejęcia władzy, jednak przewaga liczebna …
Dziś ostatni dzień urlopu męża, możliwość skorzystania z samochodu czyli da się zobaczyć większy kawałek świata, pogadać ze znajomymi – już mi się gębusia śmieje. :D Najpierw rano manifestacja siły, jak to ja sprawna, odporna i w świetnej kondycji. Raźno biegam (no to akurat to eufemizm ) po domku. Poświstuję, uśmiecham się , rumiana aż miło. Kluczyki i dokumenty przeszły z ręki do ręki. :lol: :lol:
W myślach układam listę rozrywek :
dzieci odwiedź do szkoły, wskoczyć do znajomych kolega wrócił z Ameryki, potem małe zakupy, triumfalny powrót do domu, wypad z mężem do lekarza – niech fachowiec potwierdzi moją zdecydowaną poprawę , potem już tylko powrót na łono rodziny i zasłużony wypoczynek.
Hehehe jak sobie teraz wieczorem przypominam realizacje to łza się w oku kręci. Najpierw pojechałam do znajomych, rozsiadłam się w fotelu nadstawiłam ucha i zemdlałam - kolega odwiózł mnie opowiadając o Ameryce. W domu zaraz sprawa wyszła na jaw. Pewnie dlatego, że niecodziennie wracam uwieszona na bądź co bądź obcym facecie . Mąż sprawnie przejął ambitny zezwłok, fachowo ułożył na sofie , pod nogi wpakował dyżurną kołdrę z wdziękiem podjął konwersację, częstując kawą. Imponująca wprawa. Panowie usiedli, powymieniali uwagi o metropoliach w których ostatnio przebywali, a ja trawiona zawiścią ponownie odpłynęłam. :-?
A co będą sobie tak gawędzić bez mojego udziału. Po ocuceniu postanowiłam, że nie będę upierać się przy zakupach. W końcu jestem poniekąd rozsądną kobietą. Jednak cieszę się – wprawdzie nadzieja , że lekarka mnie pochwali nikła z każdą chwilą to jednak fajnie będzie przewietrzyć się.
Dzwonię by potwierdzić wizytę. Zaprzyjaźniona położna radośnie informuje:
- słyszałam, że pani stale się przewraca- kurczę to się nazywa przepływ informacji. :o
- No faktycznie – ostrożnie potwierdzam
- a dziś jak było?
- prawie dobrze…
- jak dobrze ?- chyba nie potrafię kłamać …
- to zrobimy tak, pani przyjedzie, wchodzi poza kolejnością i zaraz wraca do łóżka…
No nie powiem żebym eksplodowała entuzjazmem. Wypad trwał razem godzinę plus kwadrans. Rekord. Miasto ino mi mignęło, a o spotkaniu z koleżanką nawet nie wspomnę. Najdłużej trwało wypisywanie zwolnienia. Może za miesiąc będzie lepiej? Zwłaszcza iż będziemy już o tylko o pięć tygodni do końca.
Myśl o zakończeniu prac budowlanych nie budziła we mnie takiego rozmarzenia i radości jak perspektywa rozwiązania. Ze smakiem przeglądam rankingi szpitali, podoba mi się ruch na rzecz praw rodzących i wściekam się na becikowe. Nasz system podatkowy nie pozwala rozliczyć się od ilości osób w rodzinie. Dawanie jednym z dochodów drugich niczego nie rozwiąże. A na pewno nie zachęci ludzi wykształconych o dobrych perspektywach do walki z niżem demograficznym . Jedyną pewność jaka zyskują decydując się na potomka, że na 99% kobieta straci pracę, chyba że potrafi udowodnić dostęp do pełnosprawnej babci, a najlepiej dwóch. Na wypadek gdyby jedna się rozłożyła.
Wdech, wydech . Nie ma sensu się wściekać, może z czasem i u nas pojawią się rozwiązania podatkowe uwzględniające ludzi którzy wspierają swoich starych rodziców czy kształcą dzieci .

ori_noko
11-01-2006, 11:56
Polskie drogi …

Jeszcze przed mrozami ktoś – może i dobrze, że anonimowy- kazał na odcinku drogi koło naszego domu wysypać kilka ciężarówek piasku. Potem zostało to z lekka rozgarnięte i już. Wcześniej mieliśmy utwardzone koleiny z błotkiem, a po „naprawie” nawierzchni nieprzejezdną kupę piachu . :evil: Koszmar. Większość świątecznych gości prosiliśmy żeby zostawili pojazdy z 200 metrów przed naszym domem i docierali na piechotę. A że człowiek to wygodne stworzenie to każdy z uporem podjeżdżał pod samą bramę .Rany jacy byli szczęśliwi jak udało im się tą piaszczystą pułapkę pokonać.
Jedna z Mam wspomina to jako najpiękniejszy moment swojego życia w ostatnim czasie !! Czyli niby pożytek jest , jednak nie do końca jestem przekonana czy o to chodziło.
Za to do czasu mrozu naliczyliśmy dziewięć akcji ratunkowych :o tuż za naszym terenem, biedni ludzie zakopywali się po drzwi samochodów, a okoliczne traktory miały koła pełne roboty. Nasz wjazd przed bramą stał się ulubionym miejscem do zawracania kiedy prowadzący widzieli w oddali BMW i drugie autko unieruchomione w stercie piasku. Mam nadzieję, że pomysłodawca zmian na drodze miał okazje też z tej formy rozrywki skorzystać.
Właśnie przez wiosenne zeszłoroczne roztopy sprężyliśmy się i przed bramą jest kostka . Trzykrotne machanie łopatą w deszczu plus pomoc sąsiedzka przy wyciąganiu pojazdu z błota - tak bardzo to wzmacnia motywacje do prac brukarskich.
Jak panowie to kładli to ekipa pracująca obok na rzecz gminy tłumaczyła mi, że niepotrzebnie tak się wykosztowujemy bo oni właśnie chodnik do nas ciągną. Tyle, że teraz ciąg rowerowo- pieszy jest – owszem, ale zaczyna się trzy posesję dalej ….
I mamy kuriozalną sytuację od strony Pobiedzisk idzie znaczy kawałek bardzo wygodnej kostki, potem przeszło kilometr błota / piachu (skreślić zależnie od pory roku) i zaraz za tym najgorszym do pokonania na nogach , rowerem czy samochodem odcinkiem pojawia się ponownie odrobina cywilizacji czyli latarnie i trakt rowerowo – pieszy.
Teoretycznie więc ścieżka rowerowa Pobiedziska - Pobiedziska Letnisko istnieje, a że jest hm de facto nieużytkowa po każdym deszczu i roztopach to już zupełnie inna bajka...

ori_noko
23-01-2006, 11:02
Poturlałam się do szkoły na wywiadówkę – mam uczucie że ostatnio nic innego nie robię jak zwiedzam palcówki edukacji, słucham, kiwam głową i wypełniam ankiety. :-? Ujemna strona posiadania większej ilości Klonów. Każda szkoła próbuje wobec zbliżającego się niżu demograficznego udowodnić, ze jest najlepszą placówka w okolicy…
Siedzę wciśnięta w miniaturę krzesła. :o Do klasy wpada koleżanka ucząca w tej szkole i od progu woła mnie po nazwisku. Zdziwiona wydobywam się pułapki.
- A nie jak jesteś to siedź. Mijałam wasz dom koło którego jechała wolno karetka – już myślałam, że cię zgarnęli do szpitala...
Całe gremium rodzicielskie patrzy na mnie z ciekawością – :-? pewnie zauważyli zaawansowaną ciążę.
Po godzinie dyskusji nad wyższością świat Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia nie zdzierżyłam . Podziękowałam i uciekłam . :oops: Samobiczowanie się rodziców, iż dzieci nie robią tak fenomenalnych postępów jakby sobie wszyscy życzyli (1 klasa szkoły podstawowej ) to trochę ponad moją aktualną wytrzymałość… :oops: A tu za drzwiami czeka koleżanka i cieszy się.
- tak myślałam, że dłużej nie wysiedzisz i będziesz wracać . Chodź – odwiozę.
Przyznaję było to miłe.

Kilka dni później któreś z dzieci wskoczyło do pobliskiego sklepu na soczek, tam budząc podziw i zgrozę - minus 15 stopni, a oni na rowerach (mogliby jeździć pociągiem, ale nie chcą czekać i ganiać zależni od rozkładu jazdy) . Tak od słowa do słowa wyszło, że jesteśmy aktualnie bez wsparcia samochodowego bo tatę oddelegowano w teren na dwa tygodnie. Efekt?
Przywiozą nam zakupy…mam zatelefonować powiedzieć co. :lol: :lol: Po tygodniu poprosiłam . Oczywiście byliśmy wcześniej zaopatrzeni, ale : tu potrzebne są lekarstwa, mały wyskok do rzeźnika itp. Choć połowa życzeń spoza tematyki spożywczej to wszystko załatwione. Pan „Pod kasztanami” (przydworcowy sklepik w Pobiedziskach) wtargał siaty wprost do kuchni… Uroki małej miejscowości .
Szkoda że nie obsługują Poznania – poprosiłabym o zaopatrzenie domu mojej mamy – w takie zimno bardzo trudno starszej kobiecie wychodzić.

Z nowości rodzina oglądając moje imponując wymiary przechrzciła mnie na Telegrubiś. Poczekamy , zobaczymy, po marcu ile kto będzie miał w pasie . Ha! No w każdym razie mam taką nadzieję że to moje bojowe Ha ! znajdzie potwierdzenie w centymetrach… Nie żebym miała jakieś kompleksy, ale ileż czasu można wyglądać jak skrzyżowanie Misia Uszatka z Teletubisiem? :-? :lol:
I jedna uwaga budowlana: jeśli ktoś chce zrobić DGP w domu jako alternatywny sposób grzania to mogę to z całego serca polecić. Zwłaszcza w D07. Dziś na zewnątrz jest minus 25 stopni, dom ogrzewam kominkiem i mam plus 20 w każdym pomieszczeniu :D . W dodatku to DGP bez turbiny – wyłącznie grawitacyjne. Chłodno – zgodnie z złożeniem jest w pomieszczeniu gospodarczym i w garderobie. Tam nie robiliśmy rozgałęzień. Niech żyje DGP i wkład Jotul ! :) Dzięki nim nie dostaję nerwicy zbliżając się do licznika z gazem… :roll:
Palimy sezonowanym drewnem jest ciepło, pięknie żarzy się serce domu, słychać jak ogień huczy. Pies dyskretnie pokłada się w pobliżu wygrzewając brzuch i łapki. Jak robi jej się za ciepło to idzie leniwie na posłanie i po dwóch godzinach wraca … Zresztą nas szczeniaczek dorasta – teraz o szóstej rano na propozycję opuszczani cieplutkiego legowiska patrzy z obrzydzeniem i dopiero z godzinkę później zdradza chęć wytknięcia nosa na dwór...

ori_noko
03-02-2006, 12:12
Korzystanie z NFZ – kolejne nie budowlane wynurzenia…
Marzenie by na trochę wyrwać się z domu zostało zrealizowane. :roll: Co miesięczna kontrola u pani doktor zaowocowała zesłaniem do szpitala. Pełna nadziei że nie będzie miejsca udałam się w drogę. Niestety ktoś zwolnił łóżko i nie mogę się migać od obowiązku .
Mały , gorący pokoik zajmują dwie radosne ciężarówki – obie hm palące. Niestety w łazience nie ma okna więc je stamtąd szybko przegoniono – palą wiec w …pokoju. :o Idziemy na ugodę, do południa palą na miejscu - ja wychodzę , po południu one schodzą do któryś tam drzwi zewnętrznych. Wieczorkiem jedna pani decyduje się urodzić. Ku mojemu zaskoczeniu po rozwiązaniu wraca . Widocznie oddział położniczy zapakowany jest po brzegi. Fajnie jak przynoszą do pokoju maluszka – morale wybitnie wzrasta. :D Z drugiej strony dziewczyny mają utrudnione życie – teraz ciężko przewidzieć kiedy dziecko pojawi się na horyzoncie i obie palą już w oknie bo w każdej chwili można spodziewać się nalotu.
Bardzo się dziwię czemu bolą mnie kości po pierwszej nocce – zaczynam oglądać łóżko. Na zarwanych sprężynach leży decha na tym piankowy materac :( – nic dziwnego ze odczuwam dyskomfort. Równie dobrze można by spać na podłodze…
Pielęgniarki , dwoją się i troją – według mnie wyglądają kwitnąco – jak na ludzi którzy cała noc wchodzą do pokoi co dwie godziny osłuchują brzuchy, pokazują jak karmić, pomagają zwlec się kolejnej chętnej pod prysznic i tak na okrągło.
„Nasza” świeżo upieczona matka ryczy w głos – nie wie jak karmić, a przez bycie tymczasowo na innym oddziale jest pozbawiona stałego doglądu kadry. Szczęśliwie dała się namówić praktyczny pokaz i w pokoju rozlega się błogie mlaskanie noworodka. :lol: :lol: Bardzo zabawny dźwięk. Po oddaniu potomka leci do okna uspokoić się ćmikiem. :roll:

Upragniony obchód lekarski. Tłum ludzi wpycha się do pokoju – jestem pod wrażeniem - ciekawe jak się wydostaną
Najważniejszy Biały Fartuch kręci głową – chce ze mną nawiązać znajomość do końca ciąży. :o :( :o Czuję czystą panikę w połączeniu z grozą- chcę się wycofać od chwili kiedy skończyłam formalności związane z przejściem na garnuszek NFZ. Po pierwszej dobie ledwie się trzymam w całości ze zmęczenia – dotychczas nie musiałam tyle chodzić, było cicho , wygodnie nikt mnie nie budził… No ale dobro dziecka… Zobaczymy jak przejdzie następny dzień.
Zaczyna się od przeprowadzki. Przenoszą nas do jeszcze mniejszego pokoju , zabierają panią z noworodkiem i dają panią która skręca się od skurczów. Musze przeprosić poprzednie łóżko , w aktualnym też jest decha – dla odmiany pęknięta. Użytkowanie wymaga dużej dozy samozaparcia. :-? Zaczynam myśleć czy można przychodzić do szpitala z własnym legowiskiem…
Zaaferowane panie robią nam serie badań, wychodzą bokiem z pokoju – na moje oko tu powinno być jedno łóżko i stolik , trzy brzuchate kobiety tworzą skłębiony tłum. Pozytywne jest to ze paląca chodzi po koleżankę - oddają się nałogowi poza pokojem. Zawsze coś. Przychodzi wieczorny obchód najważniejszy Popołudniowy Biały Fartuch kręci głową – po co panią przyjęli tu nic się nie dzieje… :) Za to straszy do łez dziewczynę obok – pani posiedzi u nas na obserwacji dłużej (rano była mowa o wypisie )…
Wychodzą zostawiając na stanie: jedną z nieregularnymi skurczami, jedną zaryczaną i jedną zdecydowaną na ucieczkę na własną odpowiedzialność. Wpada do nas kobietka na ostatnich nogach i zaczynają się opowieści o porodach ..Koszmar . Przy opowieści jak krewna miała poród kleszczowy do tego cesarski połączony z 14-stogodzinnymi skurczami partymi nie zdążyłam powstrzymać jęzora:
- no i co potem to krewna zmarła?
- nieee , urodziła w końcu chłopca. A czemu?
- bo nie ma możliwości przeżycia 14-stogodzinnego ataku skurczów partych (z opowieści wynikało że były co 30 sekund…) – obrażona kreatorka lęków i histerii przedporodowych wyszła. Zesztywniałym pierworódkom spokojnie wyjaśniłam co w tej opowieści było fikcją literacką, potem złapałyśmy pielęgniarkę coby potwierdziła moją wersję…Fajny wyraz twarzy miała :D :o :D . Ciekawe co by się działo w pokoju sześcioosobowym?
Równocześnie impreza zaczęła się rozwijać coraz ciekawiej. W środku nocy okazało się iż dla odmiany…przenoszą nas . Z terenu przyjechało chyba dziewięć rodzących- pandemonium . Podobno jest niż demograficzny ?
Bierzemy rzeczy – och pokój gdzie możemy się swobodnie mijać i łóżko na którym można się położyć. Bosko ! Tylko czemu zabierają mi pościel, a dają jakąś z flizeliny?To paskudztwo jest sztuczne i lepi się do skóry... Cóż to znowu inny oddział , poprzedniej nie można wziąć, a tu się skończyła. Nie do końca rozumiem system logistyczny szpitala . Kilka razy już zaliczyłam wizyty na koszt NFZ , ale tym razem widzę że cierpliwość mi się kończy w zastraszającym tempie. Zaczynam planować podkop…
Pani ze skurczami nie może się zdecydować czy wysypie się w nocy czy przetrwa do rana. Zmożone zasypiamy, panie budzą nas regularnie mierzą tętna maluchów, oglądają naszą niezdecydowaną – dziś taki cyrk że nikt nie proponuje jej wizyty na porodówce . Wszystko zajęte. Mam nadzieję, że jeśli tylko będę mieć przyzwoite wyniki to się mnie pozbędą 8)
Trzecia doba – jestem wykończona – do korzystania z NFZ trzeba mieć naprawdę krzepę. Poranny Najważniejszy Biały Fartuch ogląda wyniki, szarpie podbródek – cała siłę umysłu kieruje w jego kierunku „wyślij ją do domu, do domu , do domu…” Poroszę przyjść po decyzję po dziesiątej …wrr .
Wiecie godzina to masa czasu, zabrali nam dziewczynę na rozwiązanie, druga płacze – to chyba też sprawka hormonów – ja zaczynam się pakować. Niemożliwe żeby mnie ktoś dłużej tu zatrzymał. :-? Zaryczana patrzy na mnie zdziwiona – przecież nie powiedzieli że pani może iść ? Owszem, ale tez nikt nie jest w stanie nakazać mi tu dłużej być… Dla porządku zaczynam polowanie na Biały Fartuch – złapany, potwierdzony. Teraz rozmowa via komórka z lekarką prowadzącą- nie posiada się ze zdumienia . Ona by nie spuściła z oka takiego gagatka . Ustalmy, ze leki biorę nadal, leże nadal, liczę ruchy i mam dzwonić w razie jakiejkolwiek zmiany – dobrze mieć doświadczenie . :)
Proszę męża o odstawienie do naszego cichego, wygodnego domu. Spokorniałam, nie chce już się rozrywać, żadnych wypadów – będę grzecznie siedzieć w domu, czytać książki , prasować rzeczy dla Zośki – najwyraźniej światowe życie to nie dla mnie :wink: :D :D :D .

Wracam w kochane pielesze do planowania ogrodu, matczysko nabyła dla mnie nasiona skorzonery – pysznego warzywa do wysiewu na wiosnę, czeka tez koper i inne zioła. Chcę posadzić takie małe pomidorki i trochę maciejki wysiać i lawendy i zobaczyć jak się mają moje ostróżki. Do tego trzeba przygotować miejsce pod wiśnię – dwa razy sadziłam i obie mi uschły . Czytam więc i szukam rozwiązania. Poza tym w lutym czas przyciąć krzewy , potem pobielić drzewka – a na wiosnę wreszcie wysiew trawy. :lol: :lol:
Może w tym roku zaprowadzimy winorośl – miejsce jest no prawie przygotowane. To znaczy jak ziemia puści to trzeba będzie całe stanowisko nawieźć wapnem . Biel za oknem jest piękna, romantyczna jednak zielni , zielni nam trzeba.
Kochani potomni mając do wyboru dział murowany a zdrowotny zawsze wybierajcie pierwszą opcję. Hm albo poczekacie, aż ktoś wymyśli jak zrobić by z działu zdrowie można było korzystać.

ori_noko
23-02-2006, 00:08
Miałam przyjemność gościć forumowiczów, którzy przymierzają się do budowy domu. :) Wspaniałe uczucie mogłam mówić o budowaniu, kosztach, rozwiązaniach , a oni dyskretnie nie ziewali, ani nie podnosili oczu z cierpiętniczym wyrazem twarzy . Dwa małe berbecie spokojnie przeglądały koszyk z zabawkami. I kwiatek mi dali :oops: , który urośnie na bardzo duży – sprawdzałam w mądrej książce jak toto cudo hodować. Bardzo cieszyłam się gośćmi w równiutką rocznicę zamieszkania w domku . :lol: Jedyną chmurą na horyzoncie była świadomość, iż każde pomieszczenie jest zdecydowanie stęsknione za osobą z kompletem ścierek w łapie. Trudno. Mam nadzieję, że jeszcze los nas zetknie i da się zaprezentowaz od bardziej poznańskiej strony.
W trakcie wizyty wiedziałam już ze na pewno wybiorę się do szpitala , bo momentami dostawałam zeza dzięki sygnałom , które wysłała mi z wnętrza córeczka. :wink: Z żalem pożegnałam szczęśliwców którzy będą mogli przeżyć swoją przygodę z budowaniem i poprosiłam męża o szybki powrót do domu.
Zosia z entuzjazmem zaczęła pukać do wyjścia. Przez całe popołudnie i wieczór rozważaliśmy zasadność tego awanturowania się i zdecydowaliśmy się jej dać kolejną szansę. No bo jak ktoś domaga się przeprowadzki już przez kilka godzin w odstępach co pięć minut…
Przeszliśmy ponownie szpitalna procedurę rejestracyjną . Tam z wszelkimi objawami estymy odholowano nas na izbę porodową. Co za radość ! :D :D :D I tak gustownie, przyjść na świat w rocznicę zamieszkania. Miłe dziecko.

Mąż postarał się o urlop by zająć się Klonami i inne takie, a ja swobodna i radosna miałam na głowie tylko jedno : szczęśliwie urodzić Zosieńkę.
Po 12 godzinach córeczka zdecydowała się ….. zmienić zdanie. :o Ku mojemu osłupieniu wypięła się na wszystko i odmówiła dalszej współpracy. …
Efekt ? Odesłali nas do pokoju, pooplatali kablami do urządzenia które rozgłośnie zawodzi puk -chlup- puk i robi zapis tych dźwięków oraz skurczów opakowania.
To co myślałam nie nadaje się nigdzie nawet w ocenzurowanej formie. :roll:
Na szczęście życie trzyma w rękawie małe niespodzianki. :) Po pierwsze wyjątkowo ładny pokój i sympatyczna ciężarówka z nakazem leżenia. W związku z tym (czyli mógł wejść do pokoju ) panią odwiedził mąż i …zaczął zdawać jej relacje z…. budowy. :lol: Nie miałam jak wyjść więc bez ujmy na honorze mogłam legalnie cieszyć się ulubionym tematem.
Nagle w ucho wpada mi znajome nazwisko, raz , drugi. Nieśmiało zapytałam czy to taka a tak firma… Sąsiadką szpitalną okazała się współinwestora budowy oddalonej od nas o niecałe trzy kilometry. :D :D Czysta radość. Mogłyśmy pogawędzić o boniowaniu, kosztach kładzenia kabli, miejscach zaopatrzenia, rozterkach co do koloru tynków czy glazury … Naprawdę lubię te klimaty.
Miejscami nawet udawało się zapomnieć czemu leże na niewygodnym łóżku i czemu każda kolejna zaglądająca osoba patrzy z dezaprobatą na faliste linie kreślone przez czarna skrzynkę. W następnej dobie zwolniono nas do domu. Oczywiście w niezmienionym stanie , ja z zewnątrz, Zośka wewnątrz. :-?
Obiecałam sobie, że jak znowu będzie kolejna próba wyklucia się to nikomu z rodziny nie wyślę ani pół sms-a, aż się smarkata nie zamelduje. Naiwnie leżąc na porodówce pochwaliłam się bratu i matce. Mieli z tego tylko serię nerwowych telefonów, a frajdy żadnej. Koniec z fałszywymi alarmami. Koniec z jeżdżeniem do szpitala. Koniec !!!! Zwłaszcza, że teraz dla odmiany ja się rozmyśliłam !! 8)

Tuż przed zwolnieniem do domu, młodziutki lekarz (łatwo poznać po zaroście – dodaje lat i powagi – zaczynają golić się dobrze po czterdziestce) zrobił USG i radośnie oświadczył ze moja dzidzia waży w tej chwili minimum około 4300g ! :o :o :o Popatrzałam na niewinnie wyglądającą kotłowaninę nóg i rączek na ekranie:
- No doktorze , tą informacje to mógł pan już mi darować!
- Czemu?
- Bo ja takiego smoka nie mam zamiaru rodzić, wycofuje się imprezy ! - Oj szkoda, że nie miałam aparatu ! :D :D :D Gościu patrzył mnie i próbował znaleźć jakakolwiek sensowną odpowiedź na tak bzdurne oświadczenie.

Godnie pożegnałam się i wróciłam na nasze kauprze. Teraz wertuję książki i strony o porodach domowych. To nie z nadmiaru ambicji tylko logiczne myślenie. Jeśli ze szpitala zwalniają kobitę w 39 tygodniu ciąży,wieloródkę, ze skurczami (słabymi, ale jednak stałymi), mieszkającą poza ośrodkiem miejskim to oznacza jedno : ma sobie radzić sama.
Z filmów wiem, że konieczne są białe prześcieradła i garnki gorącej wody. Plus kawa. To dla nietrzeźwego lekarza – na przyjmowanie porodu w wersji „western” .
W stylu „Domek na prerii” wystarczy gromadka podenerwowanej rodziny przy stole i pojękująca kobieta w sąsiednim pomieszczeniu…
Tylko skąd te białe lniane prześcieradła? Mamy wyłącznie kolorowe, frotte, na gumce…

ori_noko
04-03-2006, 22:36
W domu brak odpowiedniego sprzętu, :-? skurczę nie ustępują, a ze szpitala nas odesłano… :-? Siedzę sobie i myślę. Im dłużej dumam tym bardziej oczywiste i logiczne wydaje mi się powrót na łono NFZ. Tak przyszła koza do woza….
Dzwonie do męża i proszę żeby po raz kolejny zwolnił się z pracy i doholował nas do innego szpitala. :oops: Zgodził się , bądź co bądź ani on ani Klony nie mają kwalifikacji położniczych.

Więc, a piać pakowanie się, jazda do Poznania, procedura przyjęcia. A rano opuściłam pokrewną placówkę … :roll: Tu też patrzą na mnie sceptycznie. No niby skurcze, niby coś tego, ale na poród to nie wygląda. Jednak dyżurny wysyła nas na blok porodowy – jak do rana się nie zdecydujemy to będę myśleć co robić dalej.
Leże, nudzę się koszmarnie, dobrze że wzięłam książkę . Jedna z pielęgniarek zwróciła mi uwagę: przez to czytanie nie wyglądam na rodzącą… Hm zawsze miałam problem z profesjonalnym podejściem do wielu spraw. :lol:
Zastanawiam się równocześnie co zrobię jak stąd też nas odeślą. Kompletuję w myślach dane o okolicznych położnych i czuję , że mam serdecznie dosyć tego cyrku. Zdecydowanie powinny być jeszcze inne opcje.
Na szczęście nie będę zmuszona do organizowania lotnej brygady . Tak czytając, rozmyślając nad nietrwałością bytu - ciut po północy 24 lutego 2006 urodziła się Zosia, budząc we mnie uczucie ulgi i głębokiej wdzięczności. :D :D :D Wszak doszłam już w planowaniu do aspektu finansowania, ba wytypowałam pokój gdzie ma się rozegrać całość imprezy ….Wspaniale mieć zdjęty znad głowy miecz.
Nota bene przekazy dotyczące jej wagi były mocno przesadzone młoda doszła do 3500g i w zupełności starczy. Aha oczywiście wygląda tak jak reszta rodzeństwa. Nie wyłamała się ani na krok, Klon męża pt ”Tak bym wyglądał gdybym był mała dziewczynką” :lol: Trudno po tylu próbach uzyskania śladu współautorstwa już się przyzwyczaiłam.
Seria smsów do rodziny, przyjaciół i znajomych. Wiecie ile ludzi ma włączone późną nocą komórki !!!?? Niewiarygodne. Natychmiast dostałam kilka zwrotnych ...

Teraz spokojnie pasiemy się na łonie rodziny i wypróbowujemy inny system grzania domu. Dotychczas ogrzewanie włączone było na paterze, u góry było cieplej jedynie podczas działania kominka. Jednak i tak górne pokoje z założenia były chłodniejsze do spania, a tu mały człowiek przywieziony z tropikalnych temperatur szpitala musi powoli przejść na nasz system. :) Innymi słowy trzeba ogrzać pokój choć do 21 stopni.
Hm pierwszy wieczór , piec chodzi, grzeje, buczy a w pokoju z trudem 19 jednostek. Zamykamy drzwi, podwójnie ubieramy młodą i patrzymy z irytacją na kaloryfer. Na szczęście to pokój jest wyziębiony więc powoli uzyskujemy wymagane minimum. Dobrze, iż termometr do systemu grzewczego jest radiowy. Postawiliśmy go w centrum dowodzenia noworodkowego i piec tak długo pracował aż wskazania były zgodne z zaprogramowanymi.
W przeciągu tygodnia będziemy obniżać ciepłotę (to znaczy już zaczęliśmy z 21 na 20,5…) aby dało się tu spać i żyć.

ori_noko
27-03-2006, 19:13
Mając dziś nadmiar energii :lol: chcę na chybcika spisać pozytywy macierzyństwa XXI wieku.
Po pierwsze można kupić (w Polsce ) wszelkie mniej lub bardziej potrzebne rzeczy dla dziecka ! Żegnaj idiotyczna „Karto” zaświadczająca, że okaziciel niemniejszego dokumentu jest w ciąży i ma prawo kupna 20 pieluszek , 6 kaftaników z bawełny i 6 z flaneli … hm swojego czasu dostałam z przysługujących nam dóbr wyłącznie tetrę ….Po drugie nie ekologiczne pampersy – cudowny wynalazek – żegnajcie wiadra codziennego prania, żegnaj domie zawieszony wystawą bielizny dziecięcej, żegnaj stosie prasowania, żegnaj rozpaczy z powodu awarii pralki… Po trzecie nawet będąc na leżącym zwolnieniu mogłam zorganizować sobie wszelkie potrzebne rzeczy – Internet - i wszystko na ten temat…
A przecież nadal nosze wdzięczność w sercu za pracę i czas który dawali mi sąsiedzi teraz i w poprzednich leżeniach- nie musieli, a ofiarowali tyle wyręki, pomocy !!! Tych doświadczeń nie da nawet najszybsze łącze…

Natomiast zawitałam w świat absurdów :o :o o których nie wiedziałam nawet, że istnieje. Po pierwsze z rozmów i publikacji wynika, iż przyjście na świat dziecka to raczej nadzwyczaj kosztowna i ekskluzywna inwestycja . Same dobrowolne opłaty na rzecz medycznego molocha pochłaniają (według mediów patrz np.: Gazeta Wyborcza ) półroczne dochody nieźle prosperującej rodziny. Wmawia się biednym rodzicom (którzy szybko faktycznie będą zubożali i zakompleksieni)że ich potomek nie będzie się prawidło rozwijać bez :
leżaczka, bujaczka, chodzika, karuzeli, przewijaka na specjalnym stojaku oraz kompatybilnej wanienki ze spustem wody (chodzi o dziurę i korek w dnie tego ustrojstwa – zapewne by nie wylewać dziecka z kąpielą ),maty edukacyjnej, pałąka z pluszakami i pozytywką, łóżeczka z szufladami i możliwością przerobienia na kołyskę, łyżeczki wygiętej pod specjalnym kątem, miseczki zmieniającej kolor, maty do wanienki, myjki (koniecznie w kolorze ręcznika - to zapobiegnie zwichnięciu podstaw estetyki u dziecka), kubeczka o wymiennych uchwytach, butelki z kilkoma rodzajami smoczków, herbatki wyłącznie określonej firmy …i setek innych gadżetów. O dodatkach które powinna posiadać rodzicielka już nie wspomnę…
Pewnie niedługo pojawią się obowiązkowe stroje dla przyszłych ojców , którzy na dodatek będą musieli ostrzyc się na „świeżego Tatusia” w odpowiednio renomowanym zakładzie fryzjerskim (a co z łysymi ??) Mało który budżet domowy – nie mówiąc już o przestrzeni życiowej – jest w stanie zaspokoić tak zakrojone przygotowania..
W szpitalu walają się na każdym kroku materiały reklamowe odzieży, odżywek i innych dodatków do dziecka i matki . Gdzieś w tym wszystkim znika zdrowy rozsądek…

ori_noko
27-03-2006, 19:18
Docieramy się z Klonem nr 4. Idąc dzielnie śladami rodzeństwa trzyma w ryzach żywieniowych matkę i ćwiczymy wstawanie co 2-3 godziny . Na okrągło…
Podobno w Legii Cudzoziemskiej robią zajęcia kiedy żołnierze nie śpią po 48 i więcej godzin… ale do tego etapu dojdziemy w czasie ząbkowania – teraz jest super tyle spania :wink: .
Zaczęłyśmy też spacery . W trakcie wietrzenia się natknęłam się na znajomą z twarzy panią sklepową. Patrzy uważnie do wózka i pyta :
- czyje to?
- no moje.
- niemożliwe JA pani w ciąży nie widziałam!
Żywy dowód na istnienie światów równoległych , w jej wszechświecie nie mam więcej potomstwa … 8)

ori_noko
10-04-2006, 00:18
Maleńka rośnie z mniejszymi i większymi obostrzeniami pokarmowymi :-? . Po przejściu na bezmleczną, bezjajeczną i wykluczającą pszenne rzeczy dietę notujemy wyraźne ściszenie głośności i poprawę stanu skóry. :lol: To znaczy mama - dieta, okrzyki – Zosia. :D :D :D Hodowla niemowlaczków to miłe zajęcie - do pewnych rzeczy trzeba jednak przywyknąć.
Trafił nam się niesamowicie pogodny młody człowiek i mimo ciut więcej niż miesięcznego stażu to wykazuje zacięcie do sportu i współdziałania . Przewraca się z brzuszka na plecy , próbuje „odpowiadać” na czułe zagadywanie, ale największe urocze osiągniecie to uśmiech. Nie tylko ten bezwiedny , ale wyraźnie w reakcji na nasz. Kilka razy już się jej udało. Chwyta za serce. :D

Przyjechali wreszcie panowie od kostki i dokończyli opaskę wokół domu, jednak kamienia zostało sporo więc poprosiłam o mały placyk pod ognisko . Jeszcze zostało. :roll: No to do placyku doprowadzili ścieżkę. Kamień nadal na środku działki w formie stosu straszy. :roll: :o :roll: W takim razie pasek oddzielający przyszły trawnik o działu roślin ozdobnych – uff granit wyszedł cały…
I nawet ciekawie to wyszło. Zdjęcia na dniach wpakuję to będzie widać. Spryskaliśmy odbijający i dobijający nas perz. Cóż to za wytrwała roślina – moje pełne uznanie.

Mąż nabył ligustur i obsadzamy wzdłuż granic własności. Jak się pracuje całą gromadą zaraz widać efekty to aż się chce działać dalej. :lol: :lol: Poza tym: róże, lilak, kilka bylin, urocza kula bukszpanu, lawenda, bazylia, bratki – a potem nam się ogrodowa kasa skończyła . Po tych nasadzeniach dziwne zmęczona familia chodzi, tylko najmłodszy Klonik szaleje. Ale oan dopingował nas z wózka wiec się to do końca nie liczy. Szukam najdogodniejszego miejsca pod przyszłą piaskownicę, domek ..Równocześnie poważnie się zastanawiam czy to na pewno jest potrzebne? Przecież i tak będzie miała cały ogród do dyspozycji, ten piasek , foremki i wiaderko są takie konieczne? Trzeba sprawę przespać…

Dziś światem wstaję i zraz hyc do okienka pogapić się na roślinki, a tu widzę puste dołki. Zachwiałam się. Pierwsza myśl : i po co mi pies jeśli ..? Po chwili patrzę dalej i podłączam zasilanie w postaci herbaty : cielę jestem i tyle! To są dziury wzdłuż płotu OCZEKUJĄCE na następne sadzonki. Wczorajsze tkwią bezpiecznie w ziemi :lol: :lol: :lol:

ori_noko
17-04-2006, 01:07
Nowa era w życiu obszarników. Wobec gwałtownej potrzeby zapada decyzja o zatrudnieniu pracownika sezonowego. Do prac w ogrodzie. Znalazłam stosownego pana, z rekomendacją od znajomej. :D :D
Pan Help został umówiony . Pokazałam co jest do pracy i zachęcająco opowiedziałam o planach na przyszłość.
Z rozwianym włosem i lśniącym okiem z radością kreśliłam projekt ogrodu : tu trzeba przesadzić, tu przekopać z gnojem, tu wyzbierać kamienie, tu zasadzimy jeszcze 60 sadzonek ligustru, tu też trzeba wyzbierać kamienie, o a tam i tam rozłożymy włókninę i obsypiemy korą żeby walka z chwastami była mniejsza , a tu wzdłuż ścieżki to i nasadzenia i włóknina , a jak to będzie za nami to nawieziemy ziemi , ubijemy, wysiejemy trawę , a potem to się zobaczy …
Sądziłam, ż podniosę morale snując wizje jasno mówiące iż zajęcie zaraz się nie skończy , ale chyba otrzymałam efekt odwrotny od zamierzonego. :-? :o Przy zapowiedzi o przekopywaniu z przefermentowanym gnojem pan miał panikę w oczach, na wieść o zbieraniu i wywożeniu kamieni sam miał ochotę się zabrać jak najdalej od nas. Co ciekawsze do pierwszych prac wybrał chyba najbardziej nieporęczną łopatę jaką mamy. Moja wiara ze zyskałam kogoś znającego się na pracach ziemnych zaczęła blednąć. Po dwóch godzinach sadzenia pan przyszedł na wywiad środowiskowy :
Czy starsze dzieci uczą się pobliskiej szkole?
Nie, Klony suną rowerami do inszej szkoły.
Ale czy na pewno?
Na pewno !
Aha..
Po tej tajemniczej wymianie zdań poprosiłam pana Helpa żeby nim zasadzi roślinkę w dołku to wsypał tam ze 3 łopaty żyznej ziemi i wlał wodę. Tak sadzę w całym ogrodzie i efekty są niezłe. Aż mnie korciło dodać i „proszę zielonym do góry”. Wiara w prawdziwość rekomendacji zbladła. :-?
Następnego dnia pan się nie zjawił. Późnym popołudniem telefon z przeprosinami.
Kolejny dzionek- Help u domofonu: przyjedzie za dwie godziny. Tym razem proszę przed pracą o wytyczenie miejsc sadzenia , pokazuję jak z pomocą dwóch kołków i sznurka wyznaczyć linię żywopłotu. Mam coraz silniejsze wątpliwości. Po dwóch godzinach deja vu :
- Gdzie się uczą dzieci ? – biedny człowiek zapomina że już o tym rozmawialiśmy?
- W Pobiedziskach.
- Ale kolegów i koleżanki tu mają ? Co?
- Nie, znajomych mają ze szkoły i ze starego miejsca zamieszkania - No czego on się tych dzieci uczepił? Coś mu przypominają? Narozrabiały?

Chwytam telefon i przypieram koleżankę do muru. Po pierwsze: pan Help został wypchnięty do mnie na interwencję żony , po drugie: nie zna się na pracach które podjął bo u nich zielni jest mało, po trzecie: rekomendację dostał w celu zachęcenia mnie bo lepiej być bezrobotnym w naszym ogrodzie niż w domu przed TV, po czwarte trudno w okolicy znaleźć zajęcie gdzie nie mieszkają uczniowie jego żony. Mam ! Tu jest pies pogrzebany! Stąd dociekliwość o miejsce kształcenia. Pan zgłosił w rodzinnym domu chęć bycia dorywczym ogrodnikiem – licząc ze jak tu jest młodzież to automatycznie będzie mógł się wycofać z powodów ambicjonalnych. A tu jedyne dziecko uczące się w pobliżu jeszcze długie lata nie będzie miało styczności z jego żoną… Ciekawe czy ten romans ziemny długo potrwa.

ori_noko
17-04-2006, 15:30
Trochę przed świętami mąż podzielił się wiadomością: za nami na górce pobudował się ktoś z pracy. Przy okazji może wpadną, a może i nie. Podał nazwisko coś na M i po chwili rozważań który tez dom może być ich zapomniałam o sprawie.
Dwa dni później dzwonek domofonu odrywa mnie od szalonego machania ścierkami- w trakcie drzemek córeczki robię wiosenne porządki. Sympatyczny żeński głos przedstawia się : Iwona M…ńska jestem czy możemy państwa odwiedzić ? :-? Zerkam spłoszona – przy furtce stoi elegancka para małżeńska z dwójką dzieci. Żeby to szlag ! Męża nie ma – pojechał coś dokupić do ogrodu, w domu Sajgon , a wiatr taki że gości na tarasie posadzić się nie da… Swoją droga uduszę małżonka – pewnie zapomniał mnie uprzedzić..
Zapraszam więc serdecznie i idę na spotkanie Przeznaczenia. Marzenie każdej pani domu : mieć pierwszą styczność z nowymi ludźmi, sąsiadami w trakcie sezonowych porządków. A co tam – jak są sympatyczni to im odrobina (eufemizm) bałaganu nie będzie przeszkadzać. Witam się wylewnie i zapraszam na herbatę z zaznaczeniem ze kolega małżonek za chwilę wróci i bardzo się ucieszy. Starsze z dzieci ściska w rączkach modlitewnik. Elegancka kobieta obserwuje mnie z osłupieniem :
- pani wie kim jesteśmy?
- Tak. Państwo są od męża z pracy
- Jesteśmy świadkami Jehowy…
- Och co za szczęście ! – mój entuzjazm stał się naprawdę nie wymuszony :lol: :lol: – już się wystraszyłam że to znajomi męża, a akurat robię generalne porządki. Pozwolą państwo że odprowadzę do furtki.
Chwilkę pogawędziliśmy jeszcze o psach , ogródkach i każda ze stron podążyła do swoich prac.

ori_noko
17-04-2006, 16:03
Magia Forum. :D Oczy często się kleją, ściągasz pocztę i zastajesz masę życzeń i wsparcia. Niesamowita przyjemność. Dziękuję z głębi mego pręgowanego serca – jak mawiał Tygrysek. Mam nadzieję, że i Wam przeszły święta równie miło jak tu:
Na początek mały zjazd rodzinny, pysznościowe jedzonko i telefony od bliskich i miłych ludzi. Na drugie danie z Kaszub wrócił nasz adoptowany dziadek i przywiezie w tym tygodniu daglezje do sadzenia. Na trzecie sąsiadka z bloków na rowerku przytargała karton kłączy irysów i własnoręcznie ukorzenione cisy – na cześć ofiarodawców będzie sobie teraz Regina z Robertem rosły w ogródku, jako deser znajoma obdarowała nas z nieśmiało pękiem pierwiosnków, a na sam koniec matczysko dała do zasadzenia kolejną wierzbę. Życie potrafi być zielone .

ori_noko
24-04-2006, 10:15
Romans ogrodowy trwa :-? choć przyznaje: z oporami. To znaczy trwanie jest oporne, a nie przyznawanie się. Pan Help umówiwszy się ze mną na polskich pięć złotych za godzinę pracy nabrał wigoru. Zdecydował się spędzać w ogrodzie minimum dziesięć godzin dziennie. No właśnie spędzać…
Jednak dobre siły czuwają nad inwestorami, bo pierwszego dnia kiedy pan Help podjął takie postanowienie wydarzyło się tak:
Nasz (adoptowany) dziadek przyjechał świecić narodziny najmłodszej wnuczki oraz zasadzić daglezje. Słusznie zresztą przekonany że my tego tak jak on starannie nie wykonamy.
Głupio mi się zrobiło , no bo jakże siedemdziesięcioletniego człowieka mam tak wykorzystywać ? W końcu przekonałam, że choć doły pod roślinki mogą już czekać przygotowane . Na wiadomość, ze jest na terenie mężczyzna którego tym obarczę, dziadek ustąpił, dał wytyczne jakich to dziur w ziemi oczekuje i punktualnie pojawił się przed domem. A zbiegło się to jak wspominałam z nową polityką pana Helpa...
Wyszedł promienny na powitanie niewinnie wyglądającego siwowłosego pana – szczęśliwy , ze wreszcie mężczyzna w okolicy się jest (bo mojego męża widział pewnie raz w przelocie, a i nawet tego nie był pewien ) :wink: Oparł dłonie na łopacie i czeka pochwał. No dziadek pochwalił…. tylko poprosił jeszcze o powiększeni dołów zamiast dwa szpadle szerokie i tak samo głębokie to jeszcze na szpadel poszerzyć, na dwa pogłębić.
Pan Help przy trzecim dołku zatroszczył się o zdrowie starszego pana i żeby się biedak nie nadwerężał to niech idzie na herbatkę do domu, a on roślinki zakopcuje no i jutro wszystko tu elegancko załatwi.:lol:
- Ależ skąd dziś wykopane drzewka ze szkółki to dziś trzeba to posadzić…
Co było robić Help zacisnął zęby , dzielnie kopie. Spod oka obserwuje uważnie dziadka. No chłopak ma instynkt. Pojawia się miarka …
- Proszę tu potrzymać, a tu pogłębić, a tu przesunąć, teraz sprawdzimy linie wzdłuż, a teraz od płotu, czwartą sadzonkę trzeba przesunąć…. Impreza się rozkręca- dziadek nie znosi fuszerki...
Pan Help chcąc zakończyć katusze, szybciutko sadzi roślinki korzystając iż dziadek do domu na obiad odwołany. Duży błąd. Posilony nestor nabiera rozpędu, kręci głową , wyjmuje roślinki i prace idą od nowa…do wieczora. Teraz mam wzdłuż ogrodzenia iglaki , które prężą się dumnie w precyzyjnym szeregu.

Mój biedny pomocnik następnego dnia od wejścia : dziadek będzie? Otrząsnął się z szoku, choć cały dzień wspominał . Zgodnie z moją prośbą pożegnaliśmy się o czternastej.
Jednak dziś wspomnienia zbladły, pan pracował bardzo , bardzo niespiesznie i oznajmił mi , ze zostanie do wieczora. Dziwne, mi na te prace potrzebne by było ze 3- 4 godziny , a słabsza płeć jestem.
Sprawdzam karty : pan ostatnio poznał naszego dziadka, a dziś babcia przyjedzie ! Ona też ma zacięcie ogrodnicze – tylko sił mało- pewnie się do pana o pomoc uśmiechnie.
Nie do uwierzenia, o 14.00 narzędzia sprzątnięte i tylko w powietrzu unoszące się dźwięczne : zadzwonię !

ori_noko
27-04-2006, 19:07
Zdjęcia są :)

ori_noko
28-05-2006, 01:17
Jak pani sobie radzi z czwórką dzieci? Jak sobie radzę? Wcale :lol: !Wprawdzie z zimną krwią odpowiadam : och to kwestia organizacji. Pewnie tak jest tylko jeszcze nie odkryłam jak ta organizacja ma wyglądać …(i ile osób powinna zwierać, żeby wszystko płynnie chodziło) :wink: Jednak to nie dzieci są problemem tylko te zajęcia poboczne…
Ciągle coś wisi na tablicy do zrobienia, zasadzić roślinki, wziąć udział w poszukiwaniu zaginionego podręcznika, podziękować sąsiadce z sadzonki, ortodonta, wywiadówka ,nakłonić pana Helpa żeby pracował w tempie które pozwoli mu zachować fuchę a mi nerwy, porządek, zadzwonić do koleżanki w szpitalu, zaopatrzenie domu, nakłonienie dzieci do powtórki materiału, zagłosować na szkołę Klonów w Internecie, stosy odzieży która nie chce się ani sama wyprać, ani złożyć ani wyprasować, pies do szczepienia, rozwiązać tajemnicę znikających skarpetek od pary, wzięcie na ręce kogoś z obitym kolanem, negocjacje z trzema panami co do przekopania odcinka między kanalizacją, a naszą studzienką, o rany u brata szykuje się też maleństwo, gdzie ma być trawnik, rozwiązanie zagadki przykrótkiego śpioszka, jakim cudem starszy Klon chodzi w koszulce młodszego, czemu na USG bioderk w Poznaniu trzeba czekać 3-4 miesiące (jedna z tajemnic których nie przeniknęłam….), z etapu wieczystych planów przeszliśmy do wykonawstwa systemu podlewania, obiad (od trzech miesięcy standardy kuchenne wyraźnie się jeszcze obniżyły ), piszczy elektroniczny kalendarz trzeba zaszczepić najmłodszą dziewczynkę- kiedy te trzy miesiące przeszły…
Klonik ma mnóstwo zdjęć – aparat cyfrowy nie nakłada ograniczeń i można utrwalać radosne minki, grymasy malutkiego człowieka. Czasami mąż włącza kamerę i będziemy mogli za kilka lat posłuchać jak pracowicie córeczka uczy siostrę wymawiania „rrrr” i obie zaśmiewają się do rozpuku, brat przewija , a drugi trąca noskiem w policzek . W tym natłoku zdarzają się i takie chwile:
Porządkuję komodę na której od dawien dawna stoi ogromny zamykany od góry kufel. Trzymam tam różne różności i między innymi drobne monety . Najmłodszy Klon z zainteresowaniem przegląda zawartość:
- Mamo a na co są te pieniądze?
- No wiesz jak kompletnie jestem spłukana to biorę kufel, wysypuję i zawsze się tam co nieco znajdzie na czarną godzinę… – patrzę a synek spokojnie zaczyna wybierać spośród ołówków, gumek , nakrętek wszystki drobny i mniej drobny bilon.
- tej a co ty robisz?
- No właśnie jestem w takiej sytuacji… :D

ori_noko
28-05-2006, 01:17
Odcinek czysto dziecięcy.

Jak dało się zauważyć nasza rodzina jest większa . Zosia Oriana rośnie i rozwija się w fantastycznym tempie odbierając okolicznym kobietom rozum a krowom mleko…
Przychodzi też nadal sporo odwiedzających między innymi moja koleżanka. Serdeczna i kochana . Z córeczką. Rówieśnicą naszego Klona. Dziewczyny przyjechały z osprzętem który prawie że zmiótł mój stoicyzm . I ciekawa rzecz, wewnętrznie bez sprzeciwu godziłam się na różnice w wyposażeniu noworodkowym , ale znalazł się jeden punkt co chodził za mną i brzęczał. Karuzela nad łóżeczko 8) .
Normalnie robiłam krzyżak , sznureczki na których dyndały radośnie zabawki i po sprawie. A teraz zachorowałam :o . Najpierw udowodniłam sobie, że inwestycja ma sens ponieważ w połączeniu z melodyjkami jest edukacyjną i uspakajającą zabawką, poza tym będę mieć niedługo maleńkiego bratanka to się przyda na dłuższą metę ,poza tym dzieci dorastają to można schować do kartonu i za te 10 lat wyjąć (kompletna bzdura bo nic nie trzymam dłużej niż dwa lata – robiąc regularne przeglądy wszystkich kątów w domu), a tak naprawdę to mam straszna ochotę kupić sobie karuzelę :oops: Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zrobiłam rajd wózkiem po okolicznych sklepach . Nogi rozbolały, ale zdobyłam… wiedzę jakich karuzel nie chce widzieć nad dzieckiem. Etap wyżej wypad do Poznania , Zosiak w nosidle. Plecy odpadają jednak jestem bogatsza w konkluzję : wiem co chcę , ale budżet... Siadam do Internetu. Przeszukuję serwisy , sklepy, aukcje. Okazuje się że tą drogą mogę kupić lek na moją chorobę o 120 % taniej. :o :o :lol: Zdumiewające. Nabyłam. Zapłaciłam . Odebrałam paczkę.
Myślicie że to koniec ? W zwykłym domu pewnie by tak było. U nas z tego musiała powstać historia:
Pamiętacie jak mamie zachciało się karuzeli? I okazało się że kupiła takie skomplikowane coś co bez baterii nie chodzi. I najpierw Klon nr 3 wskoczył na rower – popędził do sklepu. Baterii R20 nie było - pani na popołudnie sprowadzi. Smutno wpatrzeni w zabawkę wysyłaliśmy smsa do starszego Klona – kup 4 baterie R 20.
Owszem brat wrócił, ale z trzema ostatnimi które znalazł w mieście Pobiedziska. No to najstarsza pciecha hop na rower i do pobliskiego punktu sprzedaży. Wraca z brakującym ogniwem. Tylko że teraz mamy trzy prostokątne i jedna okrągłą. Komisyjnie oglądamy zabawkę. Taaa . Potrzebne są jeszcze trzy baterie – okrągłe. Do imprezy wciągamy wujka, który zmierza w naszym kierunku. Wiemy na szczęście i na pewno że w sklepie obok jest potrzebne źródło energii.
Kochany chłopak – padał na dziób ze zmęczenia, ale podjechał, kupił wszystkie jakie były na składzie. W ilości dwóch sztuk. Pani gdzieś zginęła ta trzecia. Nadal nic nie możemy uruchomić.
Mam już w domu dwa razy po trzy sztuki baterii. Nie poddaję się i męczę męża (wracającego z delegacji) telefonami, że w końcu ślubuje pamiętać i kupić na dworcu brakujące draństwo. Przywiózł !!! Triumfalnie montujemy zabawkę i możemy podziwiać jak trzy grube misie szybują nad zachwyconą dziewczynką, przełączać pilotem na światełka i melodyjki. Emocje opadają. Po zerknięciu na zegarek pytam zdziwiona:
- o której ten pociąg przyjechał? Normalnie w domu jesteś trochę po siódmej?
- Na dworcu nie mieli takich baterii – pojechałem do Media Marktu…-

ori_noko
09-06-2006, 00:52
Znacie te ogłoszenia : chcesz zarobić 500 zł w weekend – żadnej ściemy !
Od teraz w to wierzę. Odkryty przeze mnie sposób wyglądał następująco: poprosiliśmy w kilku firmach o zrobienie wyceny za system nawadniania . To doświadczeie dla osób potrzbujących przeżyć ekstremalnych. Rozwiązania techniczne były różne, choć generalnie sprowadzały się do trzech punktów :
1.wywiercimy wam być może wydajnieszą studnię,jak nie to
2.podłączymy całość do wody miejskiej
3.weźmiemy za to minimum trzy tysiące
Buntowaliśmy się bo :
a) mamy już wykopaną studnię,
b) nie chcemy podlewać z kranu
c) znamy lepsze sposoby wydania pieniedzy - np: kupno materiałów do sytemu wodnego... W żadnym punkcie styczności.
A wracając do wstępu , gdzie tu zarobek? Ano w weekendy układamy sami system nawadniania (3000zł : 6 dni = 500zł dziennie na plusie )Wprawdzie to trochę więcej czasu zejdzie - akurat nałożyły się opady w każdej wolnej chwili , seria delegacji męża , koniec roku szkolnego (naocznie nagle widać uczące się starsze Klony ) no i katar u maleńkiej. Taki drobiazg załatwia wszelkie plany do końca. Zaczyna się od tego, że są kłopoty z oddychaniem, za tym idą automatycznie problemy z porządnym zatankowaniem brzuszka, słabo napełniona dzidzia krócej śpi, co się przekłada na kompletnie niemrawą matkę … Opóźnienie reakcji ogromne ale nie aż tak by przeoczyć możność zarobienia .
Gdyby mąż dostał tydzień urlopu, w czasie którego by nie padało to z pomocą Klonów ułożylibyśmy całość w cztery dzionki – jednak nie należy być pazernym i zadowolimy się zyskiem rozłożonym na weekendy. :wink:
Wprawdzie cała działka wygląda jak zryta przez szalonego kreta , jednak prace związane z wodą idą do przodu.
Nasz pomysł (autor - kolega małżonek :D ) jest inny niż firm . W pierwotnej wersji chcieliśmy zrobić zbiorniki na deszczówkę i z tego korzystać. Następnie po zapętleniu się w stronę techniczna zagadnienia zrobiliśmy tak :
Dom ma wyprowadzenie rur aż do studni. Tak więc studnia dostała prąd i hydrofor, to ujęcie połączyliśmy z rurami nawadniającymi i jest też osobne podłączenie do wody miejskiej z licznikiem na wypadek gdyby zapasy wody w studni okazały się niewystarczające. Wszystko gra i buczy bo jesteśmy już po testach. Dzięki temu cały system będzie zasilany studnią, gdzie jest sonda zabezpieczająca przed pracą hydroforu na sucho , no a gdyby ciężkie lato to się złamiemy i zapłacimy za wodę z kurka. Uff kto nie stracił wątku jest świetnym czytelnikiem...
Zrobię kilka zdjęć przed zasypaniem tego.

ori_noko
21-06-2006, 16:03
Pojechaliśmy spory kawałek bo do Warszawy i po drodze mijaliśmy sad . Wśród drzew duży napis SKARPETKI – aż wypatrywałam różnych rozmiarów i kolorów powiewających na wietrze… :D A potem byliśmy na weselu. I balowałyśmy do rana. Prawie. No konkretnie to do 23.00 . I Zosiak znowu stosował stare sztuczki, uśmiechy, przeciągania się, bezbronne spojrzenia z pyzatego dziobasa zero pojękiwań czy szlochów ..i kolejny skalp uwiązany u pasa. :o Mam nadzieję, ze jej troszkę ten skoncentrowany wdzięk się rozrzedzi, bo przywyknie i będzie się dziwić że w szkole nie padają do stópek.

Impreza – udana i wzruszająca. Dotychczas taki wypad na ślub traktowałam jako zabawę bez żadnych podtekstów. Teraz zobaczyłam, że tak naprawdę ideą wesela jest dzielenie się z bliskim ludźmi swoim szczęściem i radością. Dojrzewam czy cóś, bo różne takie przemyślenia miałam aż mi łzy w oczach się kręciły. Zasadniczo to oczy mi się pocą tylko pod wpływem pyłków… Zaczynam rozważać czy na któreś tam lecie nie zrobić nam wesela. Z drugiej strony państwo hm młodzi pilnujący dzieci na własnej imprezie- to może być ciekawe doświadczenie.
Przestałam się dziwić ciężko wzruszonym ludziom na weselach.

A mąż uruchomił całość podlewania. To znaczy system podlewania ma 12 sekcji – dwie obsługują linie kroplujące , pozostałe kierują wodą ze spryskiwaczy. Wspaniały widok. Teraz ostatni etap podłączenie zaworów do programatora i możemy nastawiać zraszanie roślin na 2- 3 w nocy oraz zasypać rowy przeciwpiechotne... Chwasty oszaleją z radości :wink: :lol: .

ori_noko
04-07-2006, 23:52
Ostatnio wszystkie dziewczyny z naszego domu zbierają pochwały z prawa i z lewa . Starsza dziewczynka za świetnie zdany egzamin kończący gimnazjum i przyjęcie do wybranego liceum – najmłodsza za wdzięk, przybieranie na wadze oraz cierpliwość przy badaniach.
Ja za zauważenie objawów porażenia lewej strony jej ciałka i spowodowanie tychże badań. Szkoda że dla równowagi w ucho nie dostanie żaden medyk doglądający jej na dotychczasowych etapach.

W szpitalu już mi coś nie grało – choć nie umiem tego określić, chyba ta stópka była wg mnie nie taka jak trzeba – pediatra dyżurny, pediatra ordynator - nic. Uszczęśliwiona porodem, wizją powrotu do domu nie szukałam zmartwień.
Och nie ma to jak własny kąt. Domownicy, łóżko, łazienka – same luksusy :lol: Euforia minęła i między obowiązkami pojawiają się pytania : Czemu nie obraca główki? Czemu ma tak zaciśnięte łapki? Coraz więcej wątpliwości. Przy okazji badania bioderk pytam ortopedy – nic nie widzi poza tym on zajmuje się biodrami... uch wyzłościłam się w telefonie do brata .
Córeczka uporczywie trzyma główkę w jedną stronę, wiec przekładam w łóżeczku, masuję szpotowatą stópkę i dziwię się że nadal się nie układa tak jakbym chciała. U starszego rodzeństwa wyglądało to inaczej….
Kolejne szczepienie i kolejny raz lekarz ogląda córcię- nic.
W końcu stwierdzam: w piętkę gonię i wymyślam. Można by pomyśleć jakbym chciała mieć chorego brzdąca w domu !
Jeszcze raz jednak spisałam obawy i objawy , porozmawiałam ze znajomą co odchowała trójkę dzieci i dwoje wnucząt. Dzięki niej idę do specjalistki od rehabilitacji.
Cholera…Teraz wydarzenia posypały się błyskawicznie. Zgadza się Zosinek ma objawy porażeniowe. Skierowanie do neurologa dziecięcego. Dzwonię WSZĘDZIE. Okres oczekiwania : dwa miesiące- wpisuję się na listę – przecież będziemy potrzebować niedługo wizyty kontrolnej. Zapisuję się prywatnie - termin - dwa tygodnie jednak nakłaniam lekarkę do przyjęcia maleńkiej natychmiast . Nim doszło do tej wizyty zaklepuję termin w przychodni rehabilitacyjnej. Termin : półtora miesiąca!!! Fajnie. Włączam cały urok osobisty i kieruję go strumieniem do słuchawki. I …nic.
Chwila oddechu i szukam wsparcia. Koleżanka bierze dzwoni do zaprzyjaźnionej jednostki: Zosia ma termin na pierwszą rehabilitację z NFZ za tydzień. Trzeba zrobić jeszcze USG przez ciemiączko – szukamy nie tylko ratunku ale i przyczyny.
Opadam powoli z andrenalinowej góry. Wszędzie czytam co możemy zrobić, jak to przebiega, co jest przyczyną i co jej właściwie jest …
Zaczynamy rozmowy w domu jak wolno nosić malutką, jak układać rączki, nóżki, łepek, w co się najczęściej bawić- sporo nauki przed nami. Z każdej strony napływa za to jedna zgodna informacja: bez odpłatnej dodatkowej rehabilitacji osiągnięcia są marne. Tym będziemy sobie głowy suszyć w swoim czasie.
Na razie szykuję kamerę (wreszcie się na coś przyda) i mam zamiar nakręcić każde ćwiczenia któremu poddadzą dziewczynkę. W ciągu roku do dwóch powinniśmy być na prostej. Idę pogonić Klony do nauki, żeby przynajmniej nikt korzystając z ich pracy przyszłości nie myślał złych rzeczy. Kochani potomni: Jak coś robicie - róbcie to dobrze, najlepiej jak potraficie- wiem , wiem nic oryginalnego już Rzymianie się tego domagali …
W każdym razie okazuje się, ze z prywatnego gabinetu nie dostanę skierowania na rehabilitację (czemu?????) inną niż płatną więc musze wrócić do lekarza pierwszego kontaktu. :-?
Panie w naszej przychodni ćwierkają nad wózkiem i pocieszają się i mnie na trzy głosy (hm ciekawe skąd wiedzą – przecież dopiero o tym piszę, a wcześniej tylko w śród bliskich rozmawialiśmy… )
Pani doktor waha się króciutką chwilę kiedy otwarcie domagam się skierowania. Wyraźnie ma ochotę odesłać mnie ponownie na wizytę do neurologa z NFZ i na wywalczenie tam stosownego dokumentu. Z drugiej strony znamy się już całkiem nieźle i wzdychając wypisuje potrzebne tabelki. Przyzwoity człowiek. Na odchodnym proszę : może pani powiedzieć panu kierownikowi (znanego w naszej mieścinie ze skąpstwa – zwłaszcza jeśli chodzi o kierowanie pacjentów na leczenie specjalistyczne), żeby z pretensjami zjawił się do mnie..
Jednak skierowanie na USG dociemiączkowe mam wydębić od neurologa na wizycie nazwijmy ją "państwowej".
No i właśnie na tej drodze zbierałam „ochy” i „achy” jaka to jestem troskliwa, spostrzegawcza i w ogóle niezwykła bo inaczej sprawa wyszłaby około ośmiu- dwunastu miesięcy kiedy maleńka nie siadałby ani by nie wstawała.
Miałam za każdym razem chęć powiedzieć żeby sobie swoje zachwyty …(niecenzuralne) wpakowali, potem (niecenzuralne) i na koniec duży zestaw uwag na temat NFZ (ABSOLUTNIE NIECENZURALNE). Najdumniejsza jestem w tym wszystkim nie z tego że załatwiałam co trzeba – innego wyjścia nie było ale z tego , że nigdzie nie powiedziałam z głębi serca co myślę.

ori_noko
05-07-2006, 23:51
Pierwsza wizyta na rehabilitacji – wychodzę na czworakach . Głowa boli potwornie , dobrze że mąż mógł z nami pojechać. Powrót wózkiem via PKP przekraczał moje możliwości psychiczne .
Drobna pani w wieku „późny Balzak” obracała, wywijała Zosieńką która ryczała w głos protestując i zalewając się łzami . Na szczęście ten krzyk nie mówił „boli ” ale „zostaw mnie w spokoju!! Natychmiast”. :-? Rzucała nazwami metod ćwiczebnych wyłapałam nazwisko Vojta. Program mamy mieć mieszany z przewagą metody tego profesora.
Kamery nie pozwolono nam włączyć. Kierownik ośrodka zabrania…

Pytam bardzo, bardzo spokojnie : jak w takimi razie mam się nauczyć rehabilitacji ? W ciągu czterdziestu minut pani pokazała mi masę rzeczy które mam robić z córką, a mi się udało zapamiętać może z trzy ćwiczenia...
No dobrze, pani łagodnieje i każe jeszcze raz przyjść następnego dnia, bo kolejna wizyta będzie za miesiąc - sezon urlopowy…
Tym razem spotkanie trwa kwadrans pani Rehabilitantka wepchnęła nas w rozkład dnia po wszystkich wizytach. Spokojniej pokazuje mi ćwiczenia , jednak to ciągle za mało. Wracając rozmawiam z moją klientką, której wcześniaczek przeszedł z sukcesem całą podróż złożoną z ćwiczeń , rozciągnięć, masaży. Dziś śladu na dziecku nie ma. Obiecuje użyczyć hydromasażu , przyjechać, pokazać powoli kolejne ćwiczenia, tak pozwoli to sfilmować. Nakłania mnie też do prywatnej wizyty u innej lekarki .
Siła płatnej pani polega na tym, że organizuje wyjazdowe weekendy dla rodziców z pociechami . Na takim wypadzie uczysz się jak ćwiczyć. Szkoda, że leczenie ubezpieczone nie obejmuje takiego zdroworozsądkowego przyuczania.
Zastanawiam się, najbliższy turnus dopiero we wrześniu - jednak się zapiszę .
Do tego czasu jak się doczytałam zestaw ćwiczeń nam się zmieni i tak będę musiała opanować kolejne umiejętności. No cóż życie jest pełne niespodzianek … Tak jak kiedyś przyswajałam wiadomości o budowie, laniu ław fundamentowych tak teraz wertuję książki o rozwoju człowieka, kolejnych etapach, jak wspomóc córeczkę i jak radzą sobie inni ludzie. Patrząc na jej ograniczenia ruchowe sądzę, że przy intensywnej pracy będziemy na prostej w czasie dwóch lat- ludzie dłużej domu budują , ba bywa że leczenie zębów więcej trwa … Teraz tylko krok po kroku, byle się nie zgubić, nie zgłupieć i nie zrobić się zarozumiałym, a wszystko pójdzie jak z płatka.

No właśnie płatki… Zakwitły mi róże – takie zwykłe kupione po złoty pięćdziesiąt na wyprzedaży w markecie. :oops: Wszystkie zakwitły . I są po prostu piękne. Każda w innym kolorze, od purpury przez przebarwioną żółć do bieli i każda w odrobinę innym kształcie kwiatu . Zeszłoroczne okazało się że mi pan Traktor wraz z truskawkami i poziomkami powyrywał z ziemi i usunął. Nie wiem czemu. Pewnie nie lubi tych roślin :roll: .
Aktualnie dosadzone kwitną obficie, radośnie zupełnie nie przejmując się że nie są z kwalifikowanej szkółki :D :D .
Irysy zaprowadzone na wiosnę w postaci śmiesznych beczułkowatych korzonków wystrzeliły w górę silnymi liśćmi, a teraz kończą zdobić dół skarpy liliowymi kwiatami.
Śmieszna sprawa chciałam z jednej strony zrobić klomb w ciepłych barwach z drugiej w lila i błękitach , a połączyć to delikatnymi biało- żółtawymi irysami jako kolorem przejściowym. Co wyszło ?

Po pierwsze ostróżki które miały stanowić błękitną grupę po dwóch latach hodowli zakwitły …….. fioletowo. Za nimi jest sporo lawendy w delikatnym lila odcieniu, ale krzak bzu okazał się różowawy – co generalnie nie ma znaczenia bo kwitnie kiedy reszta towarzystwa jeszcze drzemie- bratki wypłowiały od słońca i stały się no zdecydowanie nie liliowe tylko bukszpan uparcie lśni zielenią i chwała mu za to. Jak wspomniałam irysy dostałam nie jak sądziłam po ogrodzie ofiarodawczyni – żółtawe, bo bulwy pochodziły z ogrodu jej siostry …
Co do rabatki w ciepłych barwach to znalazły się tam aksamitki i słoneczniki i begonie i takie purpurowe których nazwa mi uciekła. Obok pojawiła się awaryjnie przesadzona i pozostawiona wierzba japońska z różowymi odrostami (raczej powinna być po drugiej stronie z chłodnymi kolorami) kilka kęp traw ozdobnych oraz dwa różaneczniki – prezenty - kolor nieznany. Jak widać nie należy przesadzać w planowaniu. A mi i tak się to wszystko podoba. Za rabatką jest skarpa obsadzona 200 sztukami irgi płożącej i zarośniętej po pas chwastami. Spadek by obsypać toto korą jest zbyt silny, a przerwy miedzy irgami zbyt duże by się chwasty na to nie połakomiły.. Wesołe jest życie amatora ogrodnika, który nie ma czasu :lol:

ori_noko
07-07-2006, 11:29
Właśnie dostałam kępę maciejki, truskawki i cząber. :lol: Wszystko rano pójdzie do ogródka.
Jednak to co mnie urzeka to warzywnik starszego Klona. Córeczka stwierdziła ze żadne kwiatki jej się nie przyjmują i przeżucia się na "spożywkę".
Za drewnianym płotkiem rosną sobie: bób, ogórki, cukinie, dynie, pomidorki, szpinak, sałata, cebula, koper, rzodkiewka , porzeczki i agrest. Ponieważ to pole działania Klona to tylko akcenty dodałam , a tu okrąg z dymki , a tu obramowanie z nasturcji, a tu dyskretnie wetknięta morwa biała i kolejny wesoły krąg ze szczypiorku - w morzu chwastów – ta zadbana enklawa zieleni wygląda uroczo.

Wsparcie silnym strumieniem ludzkiej życzliwości płynie do nas. Regeneruje .Czekamy na hydromasaż, byłyśmy u kolejnej Rehabilitantki.
Pani zaczęła znajomość z Zosią od delikatnego pobudzania mięśni twarzy, potem delikatnie i zdecydowanie masowała kolejne ośrodki nerwowe, aż plecki wiecznie napięte zwiotczały, rączki otworzyły się i pierwszy raz zobaczyłam córeczkę rozluźnioną. Chciałabym umieć tak jej pomóc. No nic pójdziemy tam na kolejną wizytę – ta pani nie ma lęku przed kamerą – wszystko co pomoże usprawnić dziecko przyjmuje… No i bardzo dobrze. Nagramy i dalej do ćwiczeń.
Największym stresem okazało się dotarcie na ulicę Świt. Nieznana mi część Poznania w dodatku gro trasy w remoncie. Jadąc na zajęcia kompletnie pobłądziłam, zaglądam spokojnie do skrytki …aaaaaaa mapy nie ma. :-? Dzwonię spanikowana do męża czy potrafi wyprowadzić mnie z plątaniny uliczek – niestety pomysł pilota na odległość nie sprawdza się.
Zegarek jednoznacznie pokazuje, ze przekroczyłyśmy już akademicki kwadrans . Żar wali z nieba , mózg nie za bardzo funkcjonuje.
No dobra dosyć tego rozczulania się. Wyłączam się ze strumienia samochodów, zatrzymuję kierowcę.
- Jest pan cierpliwy? :lol:
- Eeee ja? :o No tak.
- To proszę mi wytłumaczyć bardzo wolno jak stąd dojechać na ulicę Świt :lol: - Pan choć zaskoczony to okazał się zdecydowanie bardziej kumaty ode mnie jeśli chodzi o kierunki świata. Powtórzyłam za nim trzykrotnie wskazówki i jak po sznurku pokonałyśmy wszystkie kolejne światła , skrzyżowania i zakręty :lol:

ori_noko
09-07-2006, 21:29
Walczymy nadal o nasz ogród. :) Podlewanie w 95% gotowe . Jeszcze trzeba rozprowadzić linie kroplujące i naprawić wąż przy hydroforze który zepsuła niżej podpisana – do tego to ja mam dryg. Odchwaścić rabaty , przysypać korą . Pewnie wszystko w weekend jak moja większa połowa wróci z delegacji.
Kolejne wywrotki z niesamowicie ciemną ziemią zawitały do nas, czterech krzepkich panów rozwozi to, rozgrabia i udeptuje walcem . Będziemy mieć bardzo dużo trawnika.
Oby mąż rzeczywiście polubił koszenie - tak dziś deklaruje. W miarę pojawiania się zarysów trawy moje marzenie ogrodowe przestaje być nękającym dodatkiem do rozmyślań – w ostatnich tygodniach bardziej przerażało niż dawało radość – chyba za dużo pracy zebrało się w jednym miejscu i czasie. Jak widzę że jednak wyłania się coś na konkretnego to czuję radość po czubek nosa. :D :D :D W myślach widzę Klony na bosaka w zielonym dywanie przed domem i chyba o to chodzi
A i pożegnałam pana Helpa. Miły , spokojny, zapobiegliwy, o wywarzonych ruchach – najwyraźniej nie dla mnie.

Ponieważ upały zaowocowały nie tylko spadkiem ciśnienia w rurach z wodą ale też zakazami, to nie wolno jeździć po 11.00 rano po drogach wozom z załadunkiem większym niż 11 ton. Więc nasza ziemia przyjechała dziś o 5.30. Ładnie, jasno - nóżki mi się rozjeżdżały. Mięśnie nie pracują o tej barbarzyńskiej porze.
Zostało rozgarniecie ostatnich 15 ton czarnoziemu, nawodnie tego mocno, mocno i posianie trawy.

ori_noko
10-07-2006, 21:34
Zrobione!! :D System nawodnienia działa dobrze, studnia jest w stanie zaspokoić jedynie 1/4 potrzeb wodnych reszta niestety z kurka. Zaboli rachunek. Ale bez wody nie ma trawnika i innych żyjątek .
Siedzimy sobie z Klonami na północnym cudownie zacienionym tarasie, co starsi pijają wielkie kubły kawy z mlekiem, młodsi marudzą , najmłodsi ćwiczą łapki i nóżki.
Wszyscy gapimy się na pióropusze wody tworzące tęcze na trawnikiem - in spe. Ponieważ ciąg do nowych zabawek mi jeszcze nie przeszedł to pod bliżej nie określonym pretekstem nabyłam matę edukacyjną (na tyle trzymam się jeszcze w ryzach, że zachowuję pozory zabawek rozwijających). Dziewczynka taktownie bawi się tym do upadłego. Dopiero potem mogę ja. 8) :lol:
Koło nas ponownie zwalnia czasoprzestrzeń. Powody są dwa. Pierwszy to teren równiutko obsiany i zasilany wodą – pełen szpan . Drugi to piasek wysypany na drogę – praktycznie uniemożliwia cyklistom inaczej pokonanie tego odcinka niż pchając rower. Znakomita większość mamrocze inwektywy bo prócz piachu wkurza ujadająca za siatką Narnia. Potem są automobiliści jadący baaaaaaaaardzo wolno .
Obie grupy zgodnie nie patrzą na drogę tylko na nasze fontanny, wykręcają głowy i dopiero jak stos drewna odgradza nas od spojrzeń to prawdopodobnie kierują wzrok przed siebie.

Powoli opanowujemy to znaczy ja i Zosia podstawy ćwiczeń. Jedna rzecz wychodzi nam już zgodnie – reakcje. :wink: Klon na widok rozłożonego koca i podkładki na stole protestuje, ja oblewam się potem. Ciekawe co robiłybyśmy gdyby te zajęcia były naprawdę ciężkie. Brrr. Teraz mijają dwa tygodnie od rozpoczęcia – Zosia zaczyna wyrównywać uchwyt obu rąk (poprzednio nie zaciskała wcale dłoni na podanych palcach) i zaczyna współpracę przy nauce siadania.
Bardzo lubi masaż bioderek, zadka , nóżek– kto by zresztą nie lubił jak na koniec jeszcze obcałowują. :lol: :wink: Ćwiczeń Vojty powodujące rozluźnienie napięcia mięśni pleców – nie znosi - podobnie jak takiego dosyć przykrego z naciąganiem główki do tego ramię przy twarzy . Zaśmiewa się w czasie hm bicia piąstkami o podłoże .Robimy wszystkie.

Rodzeństwo broni się rękoma i nogami przed ćwiczeniem z malutką – jej protesty krają im serca. Wynegocjowałam i egzekwuję prawidłowe chwytanie na ręce, do tego rozprostowywanie dłoni, naciąganie stopy. Na początek dobre i to.
Plany ogródkowe wyglądają tak: wyhodować trawę, ściąć , zasilić, wyhodować, ściąć i będzie można zacząć po niej chodzić. Ze skarpy dużej, małej , wszystkich rabat wyprosić chwasty położyć włókninę posypać korą , dosadzić małe Conieco , przesadzić srebrny świerk i dwa modrzewie – luzu im trzeba, przyciąć liściaste krzaczki i inne takie… – do wiosny powinniśmy zdążyć …

Z uporem maniaka próbuję uzyskać własny kompost – pojemnik już jest pełen, ale chyba za mało wilgoci jest bo mam wrażenie wysychania zawartości niż twórczego zamieniania się w pełen mikro i innych takich kompost. Na razie zgłosiłam zapotrzebowanie na drugi kompostownik. Rodzina obrzuciła mnie niechętnymi spojrzeniami- zapewne ma to związek z uwagami typu: obierki proszę na ogród, butelki do niebieskiego worka, makulaturę składujemy tam... Na razie jestem odosobniona w przestrzeganiu ekologicznego śmiecenia. Wspólnie jedynie śmiecimy. :-?