PDA

Zobacz pełną wersję : "Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia



alice
02-04-2004, 21:20
Serdecznie zapraszam do lektury Naszego Dziennika Budowy. Nie jesteśmy literatami, proszę więc wybaczyć styl narracji, często bardzo emocjonalny. Niektórych czytelników może także razić - przynajmniej na początku tej historii - brak merytorycznej (tzn. budowlanej) wiedzy, ale myślę, że z czasem powinniśmy się wyrobić. W końcu zaczynamy naszą życiową przygodę z budowlanką z pozycji całkowitych laików. Kto chce poznać nasze problemy i radości, niech wgryzie się w ten swoisty "reality show" :D


Ewentualne pytania i komentarze proszę zamieszczać WYŁĄCZNIE w wątku....link tutaj (http://www.murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=24719)

Miłej zabawy
Kasia, Tadek/Wojtek i Alusia

PS. "Bziabzia" - potoczne określenia naszej córeczki na wszystko, co nie potrafi jeszcze nazwać :P

alice
02-04-2004, 21:32
PROLOG
...... do 2001 r.
Dom z ogrodem. Bez sąsiadów za ścianą, wiecznych wrzasków dzieciaków i ich tupotu na korytarzu. Dom z prawdziwą prywatnością, a nie tą pseudo, tak często gwałconą "przyjacielskimi", "sąsiedzkimi" wizytami o najbardziej nieprawdopodobnych porach dnia i nocy podczas zamieszkiwania w bloku :(
Taka myśl natrętnie chodziła nam po głowie przez lata. Natrętnie, bo obydwoje z żoną wychowywaliśmy się w domach, chociaż moja połowica miała w swoim życiu dłuższy, blokowy epizod.
Pierwsze próby realizacji tego marzenia podjęliśmy jeszcze w 2000 r. nabywając piękną działkę w moim rodzinnym mieście - Gorlicach. Ponad 2000 mkw. z widokiem na miasto i Beskid Niski z Magurą Małastowską w tle. Miodzio. Życie jednak szybko zweryfikowało nasze "domowe" nadzieje. W międzyczasie wreszcie urodziła się nam tak niecierpliwie wyczekiwana córeczka :D i podjęliśmy - dla mnie nieco bolesną - decyzję o związaniu naszej przyszłości z regionem warszawskim. Swoista ironia losu. Przynajmniej w moim przypadku, bo wracam do korzeni. Urodziłem się w Warszawie, a że spędziłem 20 lat poza 100-licą to inna bajka. Ale małżonka to już warszawianka-legionistka pełną gębą. No i oczywiście nasz Maluszek.

2001 r. – 2003 r.
Zmieniliśmy nasze warszawskie mieszkanie na większe (dwupoziomowe). Patrząc z perspektywy czasu, był to błąd :evil: W 2001 r. mogliśmy przecież relatywnie taniej niż obecnie kupić działkę nawet w samej W-wie i zacząć budować się. No cóż, stało się inaczej i dopiero zmobilizowani perspektywą wzrostu cen po wejściu do UE zabraliśmy się ostro do roboty.

alice
02-04-2004, 21:37
2003 r.
W lipcu na poważnie zaczęliśmy szukać działki. Z uwagi na koszty i rodziców małżonki, którzy mieszkają w Legionowie, skupiliśmy się na rejonie Legionowa, Chotomowa, Jabłonnej.

Podejście pierwsze
Trafiliśmy na ciekawy kawałek ziemi, w rozsądnej cenie i byliśmy już na 100 proc. przekonani do zakupu. Nawet preferowany przez nas projekt domu (Wierzba II) cudownie wpisywał się w obrys działki. Wtedy też zaczęliśmy naszą przygodę z forum Muratora. Kiedy doszło jednak do konkretów, okazało się, że gość jest chyba schizofrenikiem :( :o Nie muszę tłumaczyć, czym to grozi. Odwrót. Szkoda, bo działeczka idealnie ustawiona stronami świata (wjazd od północy) z dużym południowym ogrodem i co najważniejsze, bardzo blisko teściów. Uprzedzam ironiczne uśmiechy - są naprawdę w porządku.

Podejście drugie
Tym razem, o dziwo w samej Warszawie, na Białołęce. W sumie niedaleko naszego dotychczasowego mieszkania. Co prawda jakieś 400 m do torów kolejowych, ale sprawdzone organoleptycznie, że nic nie słychać. Szybka akcja. Gadamy z sąsiadem, później z synem właścicielki, potem z samą obszarnicą. Wszystko cacy. Co prawda "tylko" 900 mkw., ale za to za...... :o Czy to nie za tanio? Musi być w tym jakiś haczyk. I faktycznie jest :evil: Nękana przez małżonkę oferentka przyznaje w końcu, że działka ma być narożna, bo plan zagospodarowania przewiduje budowę wzdłuż drugiego z boków działki (na razie jest tu czyste pole) ulicy i to ze sporym natężeniem ruchu. Żenada. Rozumiem, że handel handlem, ale jest coś takiego jak uczciwość kupiecka. Pewnie sami doszlibyśmy też do tego, bo przecież sprawdzenie ksiąg i dokumentów w gminie to podstawa, ale straconego czasu i kosztów nikt by nam nie zwrócił :(

I... do trzech razy sztuka
Hurra :D :D :D :D :D :D :D
Jest. Wspaniała, cudowna, taka jak powinna być. W Chotomowie na granicy z Legionowem. 1320 mkw. 44m (wzdłuż drogi) x 30m (w głąb). Oś płn-płd wzdłuż ulicy, z wjazdem od wschodu. Całkiem nieźle, ale Wierzba II nie pasuje. Są jeszcze inne minusy. Jak się jednak szybko okazuje, do przejścia. Sęk w tym, że nie mamy kasy. Wariacka decyzja - zwiększamy wartość kredytu w GE Banku. Nawet poszło gładko i szybko się z tym uwinęli.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Mapa-Alice.jpg
Ta czerwona kropeczka, to NASZE MIEJSCE NA ZIEMI :P


Dla zainteresowanych tym, gdzie się buduje Grupa Chotomowska -
Odsyłacz do naszej mapki grupowej, stworzonej przez kolegę Grzegorza. Dziękuję jeszcze raz w imieniu grupy :D
LINK TUTAJ (http://grzegorzleg.fm.interia.pl/grupa/map/map1/wersja_b.html)

alice
02-04-2004, 21:41
Kwestia mediów nie wygląda już tak różowo :( Nie jest jednak najgorzej :-?
Prąd jest. Gaz ziemny, też w pobliżu, ale żeby opłaciło się ciągnąć trzeba poczekać na większą liczbę domów przy ulicy. Pewnie zejdzie ze 2-3 lata najmniej. Stawiamy więc na gaz z butli (o tym w odrębnym wątku). Woda z ujęcia własnego i szambo. Za to telefon na słupie. Cóż, nie od razu Chotomów zbudowano :) Od czegoś trzeba przecież zacząć.

Sąsiadka od południa wydaje się w porządku. Reszty "towarzystwa", oprócz gospodarstwa od zachodu w dużej odległości, na razie nie ma. Mówiąc prawdę - mogłoby tak zostać.

Działkę wynaleźliśmy pod koniec lipca, więc po podpisaniu umowy przedwstępnej i wpłacie zaliczki udajemy się wreszcie na zasłużone wakacje. Jeszcze przed wyjazdem składamy wniosek o wydanie warunków zabudowy. Tak na wszelki wypadek. Wolno, więc dlaczego nie mamy skorzystać. Sprawa sprzedaży naszych wymarzonych hektarów w międzyczasie okazuje się trochę ślimaczyć, gdyż prawo pierwokupu ma wójt. Ale na pewno z niego nie skorzysta - uspokaja dotychczasowy właściciel. Żonka oczywiście nie pozostawia sprawy własnemu biegowi, czyni najróżniejsze naciski, efektem czego, 20 sierpnia otrzymujemy WZiT. Wszystko jest OK :P :P :P
Mimo że działka ma charakter rolno-leśny, wystarcza 1 miesiąc (16.09-16.10.2003) i jest odlesiona (na szczęście nie trzeba wycinać drzew, są tak usytuowane, że projektowany właśnie dom pięknie wkomponowuje się pomiędzy roślinność). Odrolnić nie musimy, bo dom będzie stał w części, która była leśna.
Przyznam, trochę ryzykujemy 8) Nie jesteśmy przecież jeszcze właścicielami gruntu, a już postaraliśmy się o kilka dokumentów i ponieśliśmy określone koszty. Mimo że wolno, ale sprawa idzie po naszej myśli i w październiku składamy na akcie notarialnym stosowne podpisy oraz przekazujemy sprzedawcy nasz-nie nasz cash :D No, to nie ma odwrotu :D

alice
02-04-2004, 21:47
PROJEKT
Architekt dosyć szybko uporał się z projektem indywidualnym. Po kilku spotkaniach dochodzimy do consensusu. Dom jest trochę na wyrost, ale musimy się liczyć, że prawdopodobnie za jakiś czas zamieszkają z nami teściowie. Przynajmniej tak sobie tłumaczymy nasze decyzje.
W skrócie charakterystyka domu:

1. parterowy z pełni użytkowym poddaszem (powierzchnia - PROSZĘ NIE PYTAĆ) :oops:
2. ściana dwuwarstwowa MAX 29 cm + styropian 12 cm + tynk (? - chyba mineralny)
3. dach, może niezbyt prosty, ale tylko dwie lukarny (?-chyba blachodachówka. A może iść na całość i ceramiczna? - więźba będzie jak pod ceramiczną)
4. dwustanowiskowy garaż nieocieplony (z dwoma bramami - chyba uchylne? A może segmentowe?)
5. ogrzewanie: podziemny zbiornik na gaz (podłogowe?, konwektory?) + kominek z DGP (grawitacyjne)
6. strop terriva z pustaków keramzytowych
7. ściany nośne 25 cm, działowe 12 cm
Ile jeszcze znaków zapytania, a to przecież i tak nie wszystko. Raczej zdecydowanie mniej niż więcej :cry:

Korzystając z rekomendacji kolegi z pracy, który niedługo kończy swoją przygodę z budowlanką, spotykam się z jego kierownikiem budowy. Miłe zaskoczenie. Chociaż facet jest "chałapiarz" (? - co by to nie miało znaczyć - opinia Kasi) wydaje się dysponować odpowiednią wiedzą i doświadczeniem. Na dodatek maniak sprawnej wentylacji. Z uwagami kierownika uderzam ostatni raz do architekta i po naniesieniu poprawek odbieramy 11 listopada gotowy projekt. Można składać papiery w gminie.

alice
02-04-2004, 21:52
Gazowy problem
Nie, nie, Nie tak szybko :( Okazuje się, że KONIECZNY jest projekt przyłącza gazowego. Po co? :o . A jak ostatecznie będziemy chcieli ogrzewać olejem, to co? Niestety, takie argumenty nie przemawiają do rozumu biurwy :evil: Zdenerwowałem się nieco, ale baba w urzędzie jest nie do przeskoczenia. Małżonka, która zajmuje się papierkową robotą jest nieco bardziej stonowana w wyrażaniu swoich emocji, ale widzę, że i ją krew mało nie zaleje. Dobra, jak się nie da, to się nie da.

Szybciutko sondujemy dostawców gazu i ich oferty. Po konsultacji z Adamem (am – zasłużonym forumowiczem, [pozdrowienia i serdeczne podziękowania za wyrozumiałość, pomoc i poświęcony czas]) :P :P :P decydujemy się na Gaspol. Spotykamy się z przedstawicielami, panowie dostają stosowne mapki i obiecują przygotować w ciągu tygodnia projekt. Z małym poślizgiem, ale udaje się. Korzystając z rad i powołując się na znajomość z am (prowadził ostre pertraktacje z naszym - jak się okazuje - wspólnym przedstawicielem Gaspolu) udaje się podpisać zdecydowanie korzystniejszą niż przedstawiona początkowo umowę na dostawę gazu. Z 5 tys. m3 (~20 tys. litrów) schodzimy ostatecznie do 3 tys. m3.

Swoją drogą, cały czas zadaję sobie pytanie, jak, kiedy poinformowałem dystrybutora, że w przyszłości przejdziemy na gaz ziemny, opłaca się im zmniejszyć ten limit? :roll:
Może ktoś z Was ma logiczne wytłumaczenie?
Śmiesznie to wygląda, bo umowę podpisujemy 7 listopada 2003, a instalacja zbiornika podziemnego i dostawa przewidziana jest dopiero pod koniec III-początek IV kwartału 2004.

alice
02-04-2004, 21:57
Z gotowym, pełnym projektem Kasia pojawia się w gminie 17 listopada. Przyznam się, że nie byliśmy przygotowani na taką niespodziankę :roll: Czytając na forum, jakie problemy mają niektórzy z uzyskaniem pozwolenia na budowę mieliśmy tylko nadzieję, że czas oczekiwania na urzędniczą łaskę nie będzie liczony miesiącami, ale co najwyżej tygodniami. Byle zdążyli przed wiosną.
I co? :o 8. Słownie - OSIEM - dni zajęło gminie ustosunkowanie się (oczywiście pozytywne) do naszego wniosku :D Szczęścia co niemiara. Tylko ta perspektywa kilku miesięcy dzielących nas od rozpoczęcia prac ziemnych jest nieco przygnębiająca :( Ale przez to mamy czas na sprzedaż mieszkania, z którego środki mają przecież sfinansować budowę.

alice
02-04-2004, 22:04
2004
Święta Bożego Narodzenia minęły spokojnie, a czas biegł nieubłaganie. Po bardzo intensywnym okresie przełomu roku, wpraszamy się do Adama (am) zobaczyć jego Królestwo.
Tak, to bezwzględnie jest to, o czym marzymy od dawna :lol: Z Adamem będziemy prawie sąsiadami, w linii prostej to jakieś 2-3 km. Fajnie, bo bardzo sympatyczna rodzina 8) Mamy wyrzuty sumienia, że na razie nie mamy jak się zrewanżować :oops:

Mijają kolejne tygodnie. Żonka ma już rozplanowane pokoje, kuchnię, łazienki. Pewnie większość z tych projektów zostanie mocno zweryfikowana, ale co tam. Ważne, że są wyzwania. Na forum - dzięki mik99 powstaje w klubie budujących -
Grupa Chotomowska (http://www.murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=19812), której uczestniczy muszą się pogodzić z niekończącą się listą zapytań ze strony mojej małżonki. Ale za to ile wartościowych znajomości można zawrzeć.

alice
02-04-2004, 22:07
Koniec stycznia
Sprawa sprzedaży mieszkania wreszcie ruszyła z kopyta. I tu mała dygresja. Zamierzaliśmy skorzystać z pomocy agencji nieruchomości. Pewnie niejeden z Was zada pytanie - po co? Z prostej przyczyny, mieszkanie o powierzchni 90 mkw i w satysfakcjonującej nas cenie sprzedać nie jest wcale łatwo. Zdecydowanie trudniej niż lokal o połowę mniejszy. Zresztą pracując oboje, nie mieliśmy czasu by się w to specjalnie bawić. Mieliśmy nadzieję, że agencja zrobi wszystko by znaleźć klienta, a potem skasować swoją prowizję :evil: I niestety pomyliliśmy się bardzo :cry: Złożyliśmy ofertę w połowie grudnia 2003 i nic – mimo codziennych ogłoszeń w prasie i kontaktów innych agencji, które wprowadzały ofertę do swoich baz. Dopiero jak "najlepsza z żon" :D - niezmordowana i nigdy nie poddająca się kobietka chodząc z córką na spacerze porozwieszała ogłoszenia po okolicy telefony się urywały, a potencjalni zainteresowani mało nie zadeptali nam mieszkania. I po dwóch tygodniach codziennych wizyt znaleźli się chętni. Przyszli właściciele byli jednymi z pierwszych jacy oglądali nasze mieszkanie.

No i nadrobiłem kilka miesięcy. Teraz dziennik powinien być już prowadzony w miarę regularnie.

24.01.04
Dajemy projekt (fundamenty, ściany, więźba) do wyceny ekipie budowlanej polecanej przez kierownika. Okazuje się, że jej szef jest moim krajanem. Pochodzi z miasta oddalonego o 20 km od Gorlic. Mamy czekać tydzień na wycenę. Już się boję :(

alice
02-04-2004, 22:11
28.01.04
Mój optymizm parował wczoraj jak kałuże po letniej burzy :oops: Mieliśmy spotkanie z kierownikiem budowy, który starał się - przynajmniej w przybliżeniu - oszacować m.in. koszt potrzebnych materiałów. Z każdym metrem ponad poziom ziemi robiło mi się coraz bardziej gorąco :evil: Dobrze, że nasza kochana córeczka w obawie o zdrowie psychiczne tatusia postanowiła obdarzyć mnie wylewnością swoich uczuć i spędzić wieczór razem ze mną, dyskusję z kierownikiem zrzucając na barki mojej "nieugiętej" małżonki.

Stanęło w końcu na kwocie o blisko 100 tys. zł wyższej od naszych wcześniejszych założeń. Nic tylko powiesić się. Oj, czarno to widzę. Nie wiem, co robić. Zmieniać projekt na mniejszy? Chyba nie wchodzi to w rachubę, bo cała machina urzędnicza już ruszyła (jest pozwolenie na budowę, a nawet zgłoszenie rozpoczęcia prac :o - przedostatni dzień 2003 r.). Do tego gotowy projekt przyłącza gazowego. Trudno się teraz wycofać. Czeka nas z małżonką burzliwa dyskusja.

Dobrze, że przynajmniej moja Kasieńka jest pogodnie i optymistycznie nastawiona do życia. Mnie ciągle niestety brakuje wiary. Pocieszam się jedynie słowami kierownika budowy, który rzucił na pożegnanie, żeby jeszcze raz sobie poprzeliczać i ... ruszać z pracami ziemnymi. Łatwo powiedzieć. Jak ćma szukam światełka w tunelu. Nadziei upatruję w tym, że większość rzeczy liczona była z naddatkiem (np. dach wyceniany był przy pokryciu dachówką ceramiczną, chociaż wstępnie opowiadamy się za blachodachówką).

Kasia zaproponowała, byśmy wzięli w przyszłym tygodniu wolne w pracy i pojeździli po okolicy, posprawdzali ceny i ewentualne upusty, dali do wyceny dach, więźbę. Obecnie to chyba jedyne słuszne rozwiązanie. Ale o ile lepiej czułby się człowiek gdyby był pewien, że stać go na te frustrujące zakupy.

alice
02-04-2004, 22:20
31.01.04
Korzystając z bardzo miłej (wreszcie nie pada) pogody podjechałem na działkę zrobić kilka zdjęć. Okazało się, że miałem nosa, bo od niedzieli zaczęła się znowu karuzela z pogodą. Wybrałem się z naszym sprawdzonym kompaktem Olympusa. Ma już swoje lata, ale jeszcze nigdy nas nie zawiódł. Zeskanuję negatywy w pracy i pochwale się zimowymi widokami działki.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Zima11.jpg
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Zima21.jpg

alice
02-04-2004, 22:24
Kolejna sprawa. Woda na budowie. Dostajemy namiary na specjalistę z Legionowa. Koszt - 900 zł za wwiercenie na 20 m rury półtoracalowej. Cena obejmuje materiały. Fachowiec twierdzi, że w Chotomowie to rozsądna głębokość ujęcia. Oferuje tzw. "głęboką abisynkę" i doprowadzenie rury poniżej poziomu zamarzania do przyszłej kotłowni, gdzie przewidziane jest zainstalowanie pompy. Zastanawiam się, czy na czas budowy nie podpiąć taniej pompki od braci ze Wschodu. Przez długi czas przecież będzie stała niemal na wolnym powietrzu. No i trzeba wziąć pod uwagę amatorów cudzej własności. Dopiero jak zamkniemy stan surowy kupilibyśmy już profesjonalny zestaw hydroforowy.

Podzwoniliśmy po konkurencji i cena zaoferowana przez pierwszego studniarza wydaje się akceptowalna. Konkurenci życzą sobie co prawda o 100 zł mniej, ale wiercą tylko na 14 metrów. Nasi przyszli sąsiedzi ciągną wodę już z 9 metrów, ale jakoś wszyscy nam odradzają takie rozwiązanie twierdząc, że za płytko. Umówiłem się ze studniarzem, że odezwiemy się po 10 marca.

2.02.2004
No i nici ze wspólnego rekonesansu po hurtowniach. Szpital w domu :cry: Wpierw córeczka, potem tatuś, znowu córeczka i na koniec najtwardsza sztuka - mama. Co śmieszne, każdy miał co innego. Mimo tak niesprzyjających okoliczności udało się przynajmniej złożyć do wyceny projekt dachu. Czekamy z duszą na ramieniu. W grę wchodzą po wstępnej selekcji 3 rodzaje pokrycia. Blachodachówka Planja Royal, dachówka betonowa Brass Celtycka i ceramiczna Robena Renesansowa.

Wstępnie też decydujemy się nie na pełne deskowanie, a na folię wysokoparoprzepuszczalną. Nawet przy foliach z wyższej półki cenowej wypada to taniej niż krycie papą. No i wykonuje się szybciej. Inna sprawa, że przy pełnym deskowaniu nie musielibyśmy od razu w tym roku kryć dach, a i wielu dekarzy woli pracować jak ma stabilny grunt pod nogami. Być może ten ostatni argument wynika tylko z ich lenistwa i niechęci do zachowania nadmiernej ostrożności przy kładzeniu i obchodzeniu się z folią.

5.02.2004
Odwiedzamy legionowski zakład energetyczny w sprawie przyłącza. Skrzynka jest już na działce. Musimy tylko podpisać umowę. Po lekturze forum stwierdzamy, że zaproponowane 10 kV w zupełności wystarczy na budowę, a później zwiększymy moc do 15 kV. W końcu 600 zł piechotą nie chodzi. I tak będzie trzeba na dzień dobry wydać 1200 zł (umowa) + za licznik + za robociznę. Na razie sobie nie wyobrażam, jak to wszystko będzie funkcjonować na działce (gdzie licznik, gdzie kabel, gdzie rura od studni?) :roll: Pocieszam się, że wszystko wyjdzie w tak zwanym praniu i jak pojawią się fachowcy będą wiedzieli jak to zgrać. A może jestem naiwny? :(

alice
02-04-2004, 22:27
9.02.2004
Ja wyszedłem z choroby, która początkowo wyglądała na początki zapalenia oskrzeli, potem na anginę, a w końcu ... sami lekarze nie wiedzieli co. Pogorszyło się za to Alusi i Kasi :cry: Obie jadą na antybiotykach. Mnie na szczęście upiekło się. Było jednak na tyle ciężko, że drugi raz w mojej karierze zawodowej zdecydowałem się wziąć zwolnienie zaoferowane przez panią doktor :evil:
Argumenty miała nie do przebicia - "jak dostanę zapalenie płuc, to mam do niej nie przychodzić" :) Kiedy po tygodniu wróciłem do pracy koledzy zazdrościli mi takiej laby. Och ludzka naiwność. Jak się ma chore dziecko, chorą żonę i samemu jest się "żywym trupem" trudno mówić o jakimkolwiek odpoczynku, czy regenerowaniu sił. Nadrobione za to zostały zaległości w lekturze Muratora.
Natomiast jak na złość, przez cały tydzień nasz dostawca internetu miał jakąś awarię i korzystanie z sieci było mocno utrudnione. Postraszyłem, że nie zapłacę abonamentu do chwili usunięcia usterki. Po tygodniu słania monitów poskutkowało :x

Odzywa się wreszcie pierwsza hurtownia z wyceną materiałów na dach. Dobrze, że siedzę bo chyba wykonałbym piękne salto padając na cztery litery :o A więc tak:
Dach - około 342 m2
- blachodachówka Planja Royal + folia wysokoparoprzepuszczalna - 21,7 tys.
- dachówka betonowa Braas Celtycka + folia - 19,7 tys.
- dachówka ceramiczna Roben Renesansowa + folia - 22,7 tys.
do tego:
- orynnowanie system Marley 125 Continental - 3,2 tys.
- 7 okien połaciowych Fakro + wyłaz dachowy - 7,2 tys.
I to wszystko ceny po upustach!!!! I to aktualne, a my przecież będziemy na tym etapie najwcześniej na przełomie lipca i sierpnia, czyli z 22 proc. VATem. :(
Dodatkowo, Planja od 13.02 drożeje o 4 proc. :(
Znając życie, trzeba jeszcze doliczyć jakieś 5-10 tys. na nieprzewidziane rzeczy. A gdzie robocizna?
Ciekawe co nam zaoferują inne hurtownie? Oj czarno to widzę.

alice
02-04-2004, 22:30
12.02.2004
Wczoraj dogadywaliśmy wstępnie szczegóły sprzedaży mieszkania z przyszłymi nabywcami. Tu warto napisać pewne wyjaśnienie. Nasze dotychczasowe lokum obciążone jest w części hipoteką i to przeliczaną z euro. Kurs jak wiadomo jest zniechęcający do wcześniejszej spłaty. Przynajmniej w krótkoterminowej perspektywie. Ale mamy rozwiązanie, które podrzucił zresztą doradca z banku.
Możemy na czas budowy przenieść hipotekę na dom teściów, a potem na nasz własny. Rodzice Kasi wyrazili już zgodę. Bierzemy się więc za kolekcjonowanie odpowiednich papierków. Zaletą takiego rozwiązania - jeśli oczywiście zaakceptuje je ostatecznie bank - jest to, że kasę za mieszkanie otrzymujemy do ręki. Tyle, że potem może być już ciężko - jak zaistnieje taka potrzeba - podwyższyć wartość kredytu.
Inną alternatywą, mało kuszącą z uwagi na silne euro, jest spłata obecnego zadłużenia (kilka tysięcy w plecy) i znalezienie banku, który udzieliłby nam kredytu budowlano-hipotecznego na korzystniejszych niż obecnie warunkach (np. we frankach szwajcarskich). Przeraża mnie jednak kolejne zbieranie potrzebnych dokumentów i ryzyko, że bank nie będzie jednak chciał nas finansować, mimo, że za własne środki mielibyśmy większość stanu surowego :evil:

W sobotę mamy podpisać wstępną umowę sprzedaży mieszkania. Problem w tym, że nie wiemy na razie kiedy otrzymamy kasę, bo nasi kontrahenci muszą wpierw sprzedać swoje mieszkanie. Mają jednak o połowę mniejsze od naszego to powinno być łatwiej. Bierzemy na razie 10-proc. zaliczki, drugie 10 proc. do końca marca, a do końca kwietnia reszta.

13.02.2004 (piątek :))
Uff, ciężkie mieliśmy wczoraj popołudnie. Negocjowaliśmy - właściwie to żona - warunki z dwoma ekipami. No i osiołkowi w żłoby dano. Oferty cenowo są porównywalne, tylko te szczegóły.
Pierwsza ekipa (A) robociznę wyceniła na 40 tys.+VAT. Druga (B) na 45 tys. brutto. Z tym, że pierwsza robi stan surowy z więźbą i ogrodzeniem, zaś druga bez ogrodzenia, ale za to z docelowym pokryciem dachu. Do tego, w przypadku ekipy A, nie jest przewidziany stały pobyt na budowie któregoś z robotników, drudzy natomiast będą mieli postawiony własny kontener i będą mogli przy okazji pilnować terenu.
Biorąc pod uwagę czysto ekonomiczne względy, bardziej mnie kusi ekipa B. Ogrodzenie, a właściwie jego namiastkę mogę zrobić razem z teściem własnym sumptem. Natomiast położenia dachu nie podjąłbym się za żadne skarby :roll:

Przy okazji, szef ekipy B zasugerował, żeby zapytać się kierownika budowy i projektanta, czy zamiast ścian z bloczków betonowych nie zrobić wylewanych fundamentów żelbetowych. Jego zdaniem, koszt robocizny byłby w takim przypadku o 5 tys. niższy, zaś oszczędności materiałowe wyniosłyby około 10 tys. Nie w kij dmuchał 8)
Na razie biorę się do lektury forum w tym temacie. W weekend postaram się podpytać naszego kierownika. Jeden z kolegów z pracy ma coś takiego i chwali sobie to rozwiązanie. Jeżeli faktycznie nie wpłynie to na jakość budowy i przyszłą eksploatację to czemu nie? Muszę mieć jednak pewność na 100-proc., że podejmiemy prawidłową decyzję. Jak mam później żałować i mieć problemy z domem, to mam gdzieś takie oszczędności.

alice
02-04-2004, 22:47
Dobra, schodzimy na ziemię :D
Jak to zwykle bywa, mieliśmy wybrać pomiędzy wcześniej opisanymi dwoma ekipami, a tu nagle dostajemy informację od najwcześniejszej brygady murarzy, że są skłonni do negocjacji. Robię wypad z ich szefem na działkę i schodzimy z ceną o jakieś 10 proc. Deklaruje na dodatek, że na własną rękę załatwi też coś do zamieszkania dla pracowników.
Brzmi to już interesująco. To jednak nie koniec niespodzianek. Teściu jeżdżąc do siebie na działkę bierze dla nas namiary na kolejną ekipę. Szybka telekonferencja przeprowadzona przez Kaśkę i jesteśmy (a właściwie to ona) umówieni na rekonesans. Robotnicy, to pseudo górale spod Rabki (znowu niemal moi krajanie) :D
Po obejrzeniu ich dotychczasowych dokonań i rozmowie z inwestorami korzystającymi z ich usług (bardzo pochlebne opinie) ekipa przechodzi do decydującej rozgrywki. Oferta cenowa jest na tyle atrakcyjna, że już na dzień dobry wydają się być zwycięzcami tego swoistego turnieju. Praktycznie 15 proc. taniej niż oferty ekip z okolicy (to już dobry piec do kotłowni) za ten sam zakres prac (stan surowy z więźbą i pełnym deskowaniem).
Co prawda jedna z ekip oferowała położenie "normalnego" dachu, co dałoby niewielką oszczędność w stosunku do naszych górali + praca dekarzy, ale spotkaliśmy się z zastrzeżeniami co do jakości ich usługi. Woleliśmy nie ryzykować. Na dodatek kierownik budowy ocenił pomysł ich szefa w kwestii lanych fundamentów jako typowe pójście na łatwiznę i sugeruje wykluczenie ich z rozgrywki. Mamy więc około 2 tygodni na przemyślenie plusów i minusów wszystkich ekip. Musimy zdecydować się do końca lutego :roll:

W międzyczasie podpisujemy umowę z Zakładem Energetycznym i wpłacamy zaliczkę. W dosyć spektakularny sposób :lol: dyskutujemy z żoną kwestię wyglądu jednej z dolnych łazienek.
Czy dla naszej Alusi ma być oddzielna umywalka? - co z nią zrobić jak dorośnie?
Nie wiem jakim cudem, ale udaje się mojej niezmordowanej małżonce na powierzchni 2 razy większej od naszej obecnej dużej łazienki, umieścić tyle rzeczy, że nie będzie się jak ruszyć (kłania się wątek z forum – "Ratujcie mnie przed żoną") :D Zawieszamy na jakiś czas broń :wink:

alice
02-04-2004, 22:55
Świętujemy (15.02) TRZECIE urodziny naszego MALEŃSTWA :o Poszerzamy znajomości - te bliskie (Grupa Chotomowska) i te dalsze (spotkanie Muratora 21 lutego w którym uczestniczy Kasia).

Sprawdzamy, że jadąc bocznymi drogami, do teściów będziemy mieli niecałe 1,8 km. Dalej nie wiem, czy robić pseudokanał pod jednym stanowiskiem w garażu.
Dochodzimy do wniosku, że praktycznie nic nie wiemy (siakiś wtórny analfabetyzm) :roll: :wink:
Rosną za to rachunki za telefony i wory pod oczami :evil: Powoli przywykamy do myśli, że przez kilka najbliższych miesięcy nie wyśpimy się (noce spędzamy nad Muratorami i w internecie).

28.02.2004 (sobota)
Mamy już ekipę Jak było do przewidzenia od kilku dni, wygrali górale. Dzięki wrodzonym talentom małżonki udaje się jeszcze stargować 2 tys. Jak wszystko dobrze pójdzie RUSZAMY za miesiąc. Cieszyć się, czy płakać? Nawet nie było czasu by to jakoś uczcić. Teraz to już nie przelewki.

Po południu spotykamy się z Mikołajem (mik99) w pubie Dziki, i próbujemy pogadać o naszych budowach. Zakres związanych z tym tematów nie pozwala jednak na spójną wymianę myśli i poglądów. Za dużo chcemy od razu wiedzieć :o :roll:

alice
02-04-2004, 23:01
1.03.2004 (poniedziałek)
No i zaczął się nowy tydzień i miesiąc. Pomni rad forumowiczów zdecydowaliśmy się wreszcie kupić cyfrówkę, którą uwieczniać będziemy nasze dokonania budowlane. A przy okazji, ilustrować na forum postęp prac :D

Zacząłem robić rekonesans po szambach. Ceny za betonowe (oczywiście szczelne) są przystępne. Nawet na miejscu jest firma, tak że odpadałby koszt transportu.
Tel. (22) 782 53 83 szambo – 10m3 koszt 1900 + 7 proc. Vat (w Chotomowie dowóz w cenie), trzeba wykopać dół, stawiają i dają pokrywę, reszta rury+kominki samemu. Skontaktowałem się też z reklamowaną nawet na forum firmą Probud z Poręby k/Radomia. Niestety, trzeba brać pod uwagę wysoki koszt transportu :evil: Na dodatek, jeszcze nie uruchomili produkcji.

5.03.04
Kaśka ostro wzięła się za okna. Na razie mamy na oku dwie firmy. Mark-Bud z Łomianek (profile Schucco) i Aluplast. Dostajemy wycenę z tego drugiego i żonka zadaje pytanie - czy czasem nie ma zbyt wygórowanych wymagań?
Kolejne -dziesiąt tysięcy zł. A gdzie drzwi, rolety? :cry:
I tak z dnia na dzień, aktywa po stronie "mam" topnieją w oczach. Na szczęście, na razie są to tylko wyliczenia na papierze i można jeszcze zweryfikować marzenia z rzeczywistością. Musimy się jednak liczyć z tym, że większość rzeczy i tak będzie kupowana już z 22 proc. VATEM (bandyci, złodzieje, nieroby.....) :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil:

Abstrahując od wyższych cen, powoli doświadczamy jeszcze innych przykrości związanych z podniesieniem stawki na materiały budowlane :x Udało się wynegocjować 25-proc.rabat w Plecewicach. Wszystko pięknie, tylko żądają by materiały odebrać z placu do końca kwietnia, bo inaczej doliczą dodatkowe 15 proc. VAT. Przegięcie, przecież towar będzie przedpłacony.

Weryfikuję wyliczenia kierownika budowy, na razie na MAX. Wychodzi mi o prawie 8 palet pustaków więcej :o Obym to ja był w błędzie. Telefon do kierownika i umawiamy się na wtorek. Przyjdzie bić się z myślami przez weekend.

Rozpoczynam poszukiwania kotła. Wstępnie decyduję się na jednofunkcyjny wiszący z zamkniętą komorą spalania + zasobnik 150l. Cena u Vaillanta za taki zestaw to około 8 tys. + regulatory. Kondensacyjny jest na dzień dobry o 4 tys. droższy. To na razie pierwszy strzał :wink:

Składamy w GE Banku dokumenty o zmianę zabezpieczenia. Bank potrzebuje minimum 2 tygodni na rozpatrzenie wniosku
:evil:

alice
02-04-2004, 23:18
6-7.03.2004 (sobota/niedziela)
Wow, znowu weekend. Tym razem dopisuje pogoda :D W drodze na działkę odwiedzamy budowę kolegi z Grupy Warszawskiej - Fugasa, który jak się okazuje, wybrał swoje miejsce na ziemi niemal pod oknami naszego bloku.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Strumykowa.jpg
Widok z naszego dotychczasowego mieszkania (już teoretycznie sprzedanego) na osiedla Białołęki/Tarchomin/Warszawa-Praga Płn - jakieś 200 m w lewo wzdłuż ulicy widocznej na pierwszym planie jest dom Fugasa


Wizyty na budowach budzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony chciałbym byśmy już ruszyli z własną, z drugiej, zazdroszczę ludziom, że już tyle mają za sobą :roll:

Robimy rundkę po okolicznych składach budowlanych. Informacje nie są pocieszające. Z dnia na dzień wszystko drożeje. Najgorzej na razie wygląda sprawa ze stalą. Brakuje jej nawet w hurtowniach :evil: Trzeba - chociaż nie podoba mi się to - poddać się owczemu pędowi i działać szybko.

Porobiliśmy zdjęcia na ciągle pustej działeczce.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Zima4Dziaka.jpg
Moje BABY sprawdzają, czy można już kopać fundamenty

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Zima5Ala.jpg
Tata, tu dom Ala?

Moja ukochana połowica nie omieszkała wykorzystać sytuacji i umówiła się z kolejnym specjalistą od ściągania humusu. Po wizji lokalnej i zaproponowanej cenie grzecznie dziękujemy "fachowcowi". Za dwie godziny roboty chciał więcej niż moje dwie dniówki :evil: Ostatecznie to on jednak wygrywa konkurencję, schodzi z ceną, a na dodatek obiecuje rabaty przy zakupie żwiru i piasku.

Kolejny szok przeżywamy po południu :o Pierwszy instalator od CO i wody wycenia robotę z materiałami na około 48 tys. Czy to nasze przeznaczenie, że każdy etap budowy to kwota nie niższa od 50 tys. :cry:

Niedziela to odwiedziny marketów budowlanych. Stajemy się dumnymi posiadaczami tablicy informacyjnej i tablicy ostrzegającej o prowadzonej budowie.

alice
02-04-2004, 23:21
8.03.2004 (poniedziałek)
Pierwsze duże zakupy. Postraszeni rosnącymi cenami, rzutem na taśmę zamawiamy w hurtowni stal. Ta przyjemność spada oczywiście na Kasię. Dostawa na działkę przewidziana jest na początek kwietnia. Ja z kolei wydatkuję kasę na siatkę. Kupuję w promocji w Castoramie - 50 m x 160 cm za jedyne 226 zł :D Resztę będziemy mieli od znajomych z ich budowy. W sumie potrzebujemy jakieś 80 m. Twardo stoję na stanowisku, że zrobimy to prowizoryczne ogrodzenie własnymi siłami. Mam nadzieję, że wkopanie 25 palików, zbicie bramy i rozciągnięcie siatki, nie wyczerpie nas nadmiernie. Trudno jednak prorokować, w końcu jesteśmy intelektualistami zza biurek :wink:

9.03.2004 (wtorek)
Plany na wieczór biorą w łeb :evil: Miał przyjechać do nas kierownik budowy, by zweryfikować ilości materiałów na budowę, ale zepsuł mu się samochód. Urywam się więc wcześniej z pracy i dymam do Sulejówka. Ale przynajmniej są efekty. Powoli dopracowujemy szczegóły, nie możemy tylko zdecydować się jak wysoko nad gruntem ma być poziom zero (7 czy 8 bloczków fundamentowych - 3 czy 4 schodki). O my naiwni, trzeba było od razu zapytać małżonki. Jest twarda - było w pierwotnym planie 7 warstw bloczków i 3 schodki, i tak ma zostać 8)

Daję do wyceny projekt instalacji wodnej i CO do firmy polecanej przez kolegę z pracy. Kocioł 24 kW powinien wystarczyć. Firma jest przy okazji dealerem DeDietricha i na dzień dobry proponuje kociołek tej marki. Nie powiem - całkiem, całkiem. W cenie zestawu Vailanta, o którym wcześniej wspominałem, jest kociołek stojący - tyle że z zasobnikiem 110 l. Zarzekają się, że wystarczy, bo jest w razie potrzeby w stanie podgrzać do 595 l/h.
Wycena ma być gotowa za tydzień.

alice
02-04-2004, 23:37
Druga połowa marca
Dni mijają nawet nie wiadomo kiedy. Można zapomnieć o systematycznym prowadzeniu relacji z budowy :cry: Znowu muszę nadrobić zaległości.

W ciągu ostatnich trzech tygodni nazbierało się tego sporo. Grupa Chotomowska rośnie w siłę i wzajemnie wizytujemy się na przyszłych, a u niektórych już istniejących placach budów.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Peterka.jpg
Z wizytą u Peterki - od lewej: mik99, Peterka i Alice(Kasia)

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Mik.jpg
A to hektary Mik'a - od lewej: mik99, Peterka i Alice(Tadek/Wojtek)

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Alice.jpg
No i w końcu nasze włości - dzieciaki to Ala i Michał (Peterki)

Wraz z mik99 - zwizytowaliśmy tartak pod Ostrołęką. Chyba weźmiemy od nich drewno. Ładnie wygląda, jest dobrze zaimpregnowane i tańsze niż w okolicach stolicy (500 zł brutto z transportem za krawędziówkę).

Mimo nienajlepszej pogody - co zabieraliśmy się do pracy to zaczynało padać - postawiliśmy część prowizorycznego ogrodzenia naszej działki. Ogrodziliśmy dłuższy bok od ulicy. Musiałem pożyczyć przyczepkę, by przewieźć stemple, które po atrakcyjnej cenie odkupiliśmy od Fugasa (dzięki Kolego). Korzystając z sugestii forumowiczów, powkopywałem je na 70 cm. I już pierwszej nocy zdały test. Przeżyły sobotnio-niedzielną nawałnicę. Pełni obaw udaliśmy się na drugi dzień na działkę i zrobiło się nam od razu weselej widząc ciągle stojące ogrodzenie.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Ogrodzenie.jpg
Co z tego, że prowizorka? Wytrzymała wichurę, to pewnie wytrzyma do końca!!!!!
:D :D :D

Aha, na naszej działeczce, jeszcze przed jej ogrodzeniem, pojawiła się znikąd kupa piachu. Do dzisiaj nie wiemy, kto nam zrobił taki prezent. BIG THX dobry człowieku.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Alag-piach.jpg
Ala się nie boi. Gorzej z rodzicami :)

alice
02-04-2004, 23:38
Łup. Dostajemy po głowie. Bank nie godzi się na zmianę zabezpieczenia kredytu :evil: Ponoć chodzi o nadzór bankowy i inny cel kredytu. Musimy więc spłacić resztę zadłużenia i wystąpić o kredyt budowlano-hipoteczny. A miało być tak prosto i łatwo :cry:
Cóż, jest i druga strona medalu, obsługa przyszłego kredytu powinna być tańsza. Taką mamy nadzieję. Oczywiście, bank nie omieszkał sobie policzyć 10 euro za wydanie dokumentu z aktualną kwotą naszego zadłużenia :evil:

alice
02-04-2004, 23:40
Dalej nie wiemy z czego budować. Tzn. wiemy, że z Maxów, tylko z jakiej cegielni? :roll: Oglądnęliśmy wyroby Cegielni Olsztyńskich i jakoś wydawały nam się nieco gorsze od Plecewic. Cenę mają jednak bardzo atrakcyjną. Problem w tym - podobnie jak z Plecewicami - że nie wiadomo czy nie będzie trzeba ich odebrać przed 1 maja. Ta data to jakieś FATUM, i kiedy tylko ją słyszymy, krew się w nas burzy :evil: Szkoda, że nie z innego powodu :( :wink:

Zamówiliśmy bloczki fundamentowe i wpłaciliśmy zaliczkę. Z tą samą hurtownią staramy się dogadać co do rabatów na inne materiały. Powinno się udać, bo szef jest dosyć ugodowy :-?

alice
02-04-2004, 23:47
22.03-28.03 (poniedziałek-niedziela)
To był ciężki tydzień. Ale PRZEŁOMOWY

JESTEŚMY INWESTORAMI/BUDOWLAŃCAMI PEŁNĄ GĘBĄ

Początki były jednak mocno nerwowe. W środę 25 marca został usunięty humus spod przyszłego budynku i dorobiliśmy się pierwszego dużego problemu. Spychacz natrafił na niewybuch. Wyglądało to na pocisk artyleryjski. Bez mojej wiedzy kopacz przeniósł go poza naszą działkę - bo jak stwierdził, zawiadomienie saperów na tym etapie nie pozwoliłoby mu skończyć pracy. Nie mogłem czekać na działce na przyjazd odpowiednich służb więc musiałem na szybko coś wykombinować. Postanowiłem wykopać dół i włożyć do niego niewybuch (oczywiście nie własnoręcznie - jestem na tyle strachliwy w tych sprawach, że zrobił to kopacz). Pocisk został przysypany ziemią, a miejsce jego spoczynku oznaczone kolorową taśmą, by nikogo nie kusiło. Na drugi dzień rano żonka poinformowała Policję o znalezisku. Niezbyt się przejęli. Z ich wypowiedzi można było wywnioskować, że zawracamy im .... :evil: Odkopali pocisk i zostawili niezabezpieczony. Kazali Kaśce jechać do pracy i czekać na sygnał od saperów. Wojskowi zaskoczyli nas bardzo pozytywnie, gdyż przyjechali już po 2 godzinach. Podziękowali za zabezpieczenie terenu (pozdrawiam w tym miejscu wszystkich "lepiej wiedzących", ironicznych oponentów z wątku na Wymianie Ddoświadczeń), przenieśli na łazika ładunek, sprawdzili teren przyszłych wykopów i polecili się na przyszłość. Dlaczego polecili? Bo mieli wykrywacze działające tylko do głębokości pół metra. Trzeba będzie kogoś skombinować z bardziej profesjonalnym sprzętem, co by nam nic nie wybuchło na działce. Istnieje przy tym duże prawdopodobieństwo, że ktoś podrzucił bombkę, bo - zdaniem saperów - leżała za płytko :evil: Oby mieli rację. Szkoda, że nie miałem aparatu, bo pochwaliłbym się naszym wybuchowym znaleziskiem.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Humus2.jpg
Po środku "lądowiska" widoczna jest dziura, gdzie znaleźliśmy naszą bombę"


Od środy mamy też prąd na działce. Na razie 3 fazy - 10 kV z zabezpieczeniem 20 amperowym. Docelowo chyba będzie 15-16 kV z 25 amperowym bezpiecznikiem.

W piątek na działce był geodeta i wyznaczył budynek :D

alice
02-04-2004, 23:57
Sobota.
Od 7.30 jestem na działce bo ma być nasza ekipa budowlana, facet od studni i geodeta po kasę. Jak zwykle w takich sytuacjach marzenia o logicznym zgraniu tego wszystkiego z miejsca biorą w łeb :evil: Wpierw okazuje się, że to ja muszę pojechać po budowlańców (biedaczki boją się, że nie trafią), a potem dostaję telefon, że studniarz się spóźni. No to wymarzłem w samochodzie, bo musiałem poczekać na geodetę. Ten był punktualny - miał wszak zainkasować kasę. Oczywiście, wbrew wskazówkom naszego kierownika budowy, nie pozaznaczał gwoździem na palikach dokładnych punktów budynku. Stwierdził, że są to środki palików i pojechał. :evil:

Zaraz po jego odjeździe pojawiła się ekipa studniarzy i raźno zabrała się do roboty. I - ubiegając fakty - bardzo sprawnie im to poszło. W ciągu 3 godzin wywiercili studnie (na 13 metrów) i podłączyli pompę, którą zgodnie z ich sugestiami w międzyczasie zakupiłem w ramach promocji w Castoramie za jedyne 247 zł. Aż serce rosło patrząc na fontannę wody wydobywającej się z pompy. (znowu nie zrobiłem zdjęcia - :evil:. Szczerze mówiąc, pozory strasznie mylą. Jak podjechali na działkę to patrząc na ich facjaty myślałem, że zjechała banda jakichś meneli. A tu proszę, nie dość że obyło się bez jakichkolwiek zgrzytów, to szef okazał się doktorem hydrologii. Pełen profesjonalizm :D :D :D

Po zabraniu szefa ekipy budowlanej, w drodze na działce zahaczyliśmy o pobliski tartak by kupić deski. Jak na warunki warszawskie było dosyć "tanio". Fakt, że nie potrzeba nam było nic specjalnego. Koło południa nastąpiła pierwsza konfrontacja pomiędzy kierownikiem budowy a ekipą. Chyba zdała test, bo kierownik był dosyć zadowolony. Dostało się za to geodecie. Przyjeżdżał jeszcze raz robić pomiary, bo okazało się, że miał wyznaczyć nie obrys budynku, ale z dokładnością do milimetra osie ław fundamentowych. Najgorsze jest to, że geodeta jest mężem koleżanki szkolnej mojej małżonki. Jak ja nie lubię takich sytuacji.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Kierownik.jpg
Wejście smoka, czyli nasz kierownik bierze się do roboty

Mimo tych problemów, ekipa wzięła się raźno do roboty. W pięć minut zbili bramę wjazdową, zawiesili tablicę informacyjną i żyłkami pozaznaczali przebieg ław fundamentowych. Na weekend dostaliśmy od kierownika do przemyślenia kwestię jak wysoko nad obecną powierzchnią działki ma być poziom zerowy. Musimy uwzględnić ewentualne – w przyszłości – podniesienie drogi. To o tyle ważne, żeby później nie zalewało nam działki. Sugerowana przez kierownika wysokość “0” wydaje się strasznie zawyżona, ale to chyba zbyt subiektywne odczucie, nie biorące pod uwagę późniejszego nadsypanie gruntu.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Poziom0.jpg
Którą kreseczkę wybrać?


Niestety, siatka którą mieliśmy pożyczyć na dokończenie ogrodzenia po naocznym sprawdzeniu okazuje się przerdzewiałą kupą drutów :evil: Musimy więc dokupić brakujące 20 m.

Na tym kończymy pracowitą sobotę. A nie -zapomniałbym. Uczciliśmy rozpoczęcie prac "małą butelką wina musującego", ale z powodu zmęczenia, nie mieliśmy nawet sił cieszyć się za bardzo z tego powodu :cry:

Okradzeni z godzimy snu (cholerna zmiana czasu) :evil: :evil: :evil: w niedzielę rozpoczęliśmy nowy etap naszego życia od dokupienia siatki. Udało się nabyć w Leroy Merlin w promocji jeszcze po starej cenie 25mb zielonego poskręcanego w oczka drutu :)

alice
03-04-2004, 00:02
29.03 (poniedziałek)
Podwiozłem siatkę na działkę i przy okazji uzupełniłem naszą dokumentację fotograficzną. Kasia zamówiła deski dla ekipy i dowóz stali. Musi sobie biedactwo kupić jakieś specjalne obuwie robocze, bo szkoda jej botków na to błocko. Pocieszamy się, że zapowiadają na najbliższe dni lepszą pogodę. Jak dobrze pójdzie, to w czwartek-piątek będzie można wylewać ławy fundamentowe :D

30.03 (wtorek)
Robię za zaopatrzeniowca. Razem z Alusią dostarczamy ekipie dwie paczki styropianu i folię budowlaną. Wraz z deskami posłużą do zbudowania małego baraczku. Na działkę trafiła też stal. Wydaje się jakby było jej troszkę mało. Ja tam nie widzę za specjalnie tych -nastu ton i -kilogramów drutu.

W pracy spotykam się z kolejnym instalatorem od CO i wody. Robi bardzo pozytywne wrażenie. Zdeklarował się, że sporządzi kosztorys do soboty. Jestem za to wkurzony na firmę instalacyjną rekomendowaną przez kolegę z pracy – to ta od DeDietrich :evil: Mówiąc, że nie spieszy nam się z ich wyceną, miałem na myśli, że nie potrzebujemy jej na jutro... Ale w ciągu ponad 2 tygodni mogliby przecież coś przygotować. Może trzeba było powiedzieć, że dom już stoi, to może prędzej skłonni byliby złapać klienta? Mam ponoć czekać do piątku. Pożyjemy zobaczymy :roll:

31.03 (środa)
Poranne wizyty na działce stają się powoli standardem. Ekipa kopie, a piach fruwa w powietrzu. Trzeba dokupić drewna - calówki. Bagatela - 3m3 za ca 1350 zł. Mimo że ustalam z szefem ekipy dostawę betonu na ławy na piątek, żonka w ferworze walki przyspiesza termin o 1 dzień. No cóż, zdopingowało to tylko naszych budowlańców do dłuższej pracy.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Tablica.jpg
To tu przez kilka najbliższych miesięcy będzie toczyła się nasza batalia

alice
03-04-2004, 00:13
1.04 (czwartek) Prima Aprilis
Nie był to dla nas zbyt rozrywkowy dzień. A przy tym strAAAAAsznie długi. Po porannym odwiedzeniu budowy, okazuje się, że ... nie ma wody, bo pompa nie chce załapać. Krótka wymiana uwag ze studniarzem i ręce opadają. Może być dopiero na drugi dzień, a poza tym, jak stwierdził - ponowne uruchomienie pompy - zajmie mu góra minutę, a nas będzie oczywiście to odpowiednio kosztowało :evil: Sugeruje, żeby popróbować jeszcze samemu. Wezmę się za to jak przyjadę po południu.

W samo południe działkę nawiedza kierownik budowy i odebiera wykopy i zbrojenie. Chyba nawet lepiej, że ławy są wylewane dziś, bo istnieje ryzyko, że część wykopów może się trochę poobsuwać. :-?

Razem z Kasią urywamy się wcześniej z roboty by nadzorować lanie ław. Po drodze odbieram od niani Alusie, czym zdobywam sobie jej serduszko na popołudnie (to smutne, ale w ciągu ponad roku jej wyjazdów do niani - zaledwie 2 razy udało mi się to zrobić) :cry: :cry: :cry:
Razem jedziemy na działkę, gdzie „Boby” nie próżnują. Odwiedza nas przedstawiciel Grupy Chotomowskiej – Jacek (Jackus), który tego samego popołudnia leje swoje ławy w sąsiedniej Dąbrowie Chotomowskiej.

Do trzeciej gruchy wszystko idzie OK. Wynajęcie pompy okazuje się trafionym pomysłem.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Pompa-beton.jpg
Niby takie to długie, a ledwie starcza

Z pozytywnym efektem udaje się też rozwiązać problem wody. Wystarcza zmienić uszczelkę w hydroforze. Ekipa jest wniebowzięta widząc fontannę wody :D

Zgodnie z przysłowiem, miłe złego początki... :evil: :evil: :evil:
Niestety, to co miało trwać maksymalnie 3 godziny, przedłuża się o kolejne 3 godziny. Czwarta gruszka przy nawracaniu zakopuje się tak skutecznie, że na budowie zastaje nas noc. Facet od pompy składa sprzęt i jedzie ratować kolegę. Oczywiście nie daje rady. W międzyczasie dojeżdża 5 betoniarka. Ciągnie i ciągnie...rezultat zerowy. Postanawiamy, że wypompujemy wpierw ją. Pompiarz ponownie rozkłada się i lejemy. Znowu składamy pompę i jedziemy do 4 betoniary, która zakopana po piasty rozkraczyła się 100 metrów od działki. Mimo księżycowej nocy, w niemal kompletnych ciemnościach przepompowujemy zakopaną gruchę. Asystują nawet sąsiedzi. Jak zobaczą rano co się porobiło z drogą dojazdową to nas chyba powieszą :roll:

Uff, na pusto grucha da się już pociągnąć. Rozlewamy ostatki betonu. Zostaje 1/2m3 w nadmiarze. W sumie poszło więc 5 pełnych gruszek, prawie o jedną więcej niż wynikało z wcześniejszych obliczeń. Zaznaczam w protokole pracy pompy, że z niezależnych od nas przyczyn nastąpił ponad 2 godzinny przestój. Na szczęście jest zimno i beton się nie zdążył popsuć. Za to mogę ja - wymarzłem jak diabli, na dodatek całe popołudnie i wieczór byłem o suchym pysku :cry:

Kończymy o 22.00. W mieszkaniu jestem godzinę później. Szybka toaleta i "chajci nana luli".
To był chyba zamierzony kawał prima aprilisowy od losu :(

alice
03-04-2004, 00:20
2.04 (piątek)
Zamiast buziaka na dzień dobry, dostaję burę :cry: od małżonki, że nie dopilnowałem wpisania godzin rozładunki dwóch ostatnich (formalnie to była ta sama) gruch. Nie przekonuje ją argument, że jak wół jest napisane w dokumencie pompy, że nie pracowała od 19 do 21. Jeśli będą jakieś problemy z wyceną czasu jej pracy, wezmę na siebie negocjacje z dostawcą betonu :evil:

Jeszcze przed pracą jadę z Alą do tartaku zapłacić za drewno i z bijącym szybko sercem na działkę, zobaczyć jak się mają ławy. Wydają się być w porządku. Do takiego wniosku przekonuje mnie przemarsz jednego z murarzy po wylanym betonie.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Lawa.jpg
Siakiś zygzak pojawił się w ziemi. Ciekawe co to?

Kasia zamawia papę, Izolbet, bloczki, piasek i cement. Budowlańcy chcą już wyprowadzać narożniki.

Spędzam upojny piątkowy wieczór przed komputerem, zapodając niniejszy wątek.
Wreszcie zaczął żyć swoim własnym życiem nasz Dziennik Budowy na Forum Muratora

Hurra, mam to wreszcie z głowy.

Pozdrawiam. Idę spać, bo już jest sobota, po godzinie 1-ej. :D
Tadek/Wojtek

alice
05-04-2004, 13:26
Dziękuję za miłe przyjęcie Dziennika. Dopinguje mnie to do jeszcze lepszego odrobienia zadania :lol:

3-4.04 (sobota/niedziela)
Praca idzie na całego. Ekipa tylko informuje, co trzeba dowieźć. Ściany fundamentowe rosną w oczach. Bloczki betonowe - mimo organoleptycznego wyboru wydawałoby się najlepszych - nie zachwycają jakością (są nieco nierówne, ale nie ma z tym większego kłopotu, bo po pierwsze da się to ewentualnie nadrobić zaprawą, a po drugie, i tak będą w ziemi). Najważniejsze jest jednak to, że są bAAArdzo wytrzymałe i ani nie pękają, ani nie kruszą się. Jest jednak inny problem. Brakuje ich w naszej hurtowni. Zamiast 6 palet na poniedziałek, będą tylko 4. A następny transport dopiero we wtorek, lub środę. Pierwszy nieprzewidziany przestój :(
Szef budowlańców każe się jednak nie martwić, bo w międzyczasie zaczną najwyżej skręcać zbrojenie na wieniec nad fundamentem.
Bardziej niepokoi natomiast pogoda (zapowiadają deszcze, mamy nadzieję, że tylko przelotne) i zdrowie naszej Alusi. Wygląda, że wzięło ją znowu przeziębienie, a chcieliśmy na święta pojechać w Beskidy.

Mając na uwadze zbliżające się przerwę wielkanocną zastanawiamy się jak uchronić stal przed amatorami cudzej własności. Zasugerowałem, by ekipa wykopała jakiś rów i wrzuciła do niego metal, a potem nadsypała to. Kto nie będzie wiedział, że tam coś jest, nie ma prawa poznać (chyba, że przyjdzie z wykrywaczem). To chyba jedyny rozsądny sposób na bezpieczne przeczekanie świąt?

alice
14-04-2004, 14:47
6-15.04 Alleluja

I znowu kilkudniowa przerwa. Tym razem spowodowana brakiem dostępu do Internetu, co jednak było - z uwagi na święta - naszym świadomym wyborem :) :) :)
A teraz do rzeczy....


W końcu zdecydowaliśmy się na producenta ceramiki na nasz dom. Będzie to Hadykówka. Cena nie jest powalająca, ale jakość... W naszej subiektywnej opinii zdecydowanie lepsza od Plecewic czy Cegielni Olsztyńskich. Oglądałem palety w hurtowni To-Masz w Piasecznie i byłem mile zaskoczony. Pustaki były równo wypalone, kolor jednolity, nie popękane, co szczególnie widoczne było w cegłach z Olsztyńskich na łączeniach komór. Mam nadzieję, że tak będzie w przypadku towaru, który trafi do nas na budowę :roll:

Ale jak zwykle nie brakuje komplikacji :( Hurtownia ma na stanie tylko 3 tys. Maxów, a my potrzebujemy o ponad połowę więcej. Co gorsze, mogą być problemy z dostawą. Ponoć nie wyrabiają się producenci. Podobnie jest z konkurencją. Po rynku krążą plotki, że nawet przyjście z walizką pełną pieniędzy do samego producenta nie gwarantuje obecnie zakupu. Terminy odbioru liczone są na 2-4 tygodnie. P....a UE i VAT!!!! :evil: :evil: :evil:

"W tak pięknych okolicznościach przyrody, i niepowtarzalnych..." decydujemy się z kierownikiem budowy na kompromis. Ściany garażu nie będą z Maxa, ale z U220. Przy takim scenariuszu braknie nam już tylko około 650 Maxów. Może taką ilość da się załatwić bezpośrednio u producenta w ramach tzw. "sprzedaży bezpośredniej"? Mamy około miesiąca na znalezienie alternatywy.

Przerwa świąteczna zastaje nas na etapie ścian fundamentowych. Niestety nie wszystkich :( Do postawienia zostały ściany pod garażem, na co jednak nie pozwoliło nagłe załamanie pogody w przedświąteczny czwartek. A miało być tak pięknie. Ekipa chciała jeszcze przed kilkudniową labą zdążyć wylać wieniec. Taka technologiczna przerwa byłaby bardzo wskazana. No cóż, będą teraz nadrabiać stracony dzień. Mamy nadzieję, że wyrobią się przed sobotą. Na ten dzień mamy przewidziane zagęszczanie gruntu pod przyszłe podłogi. A wcześniej trzeba dogadać się z hydraulikiem by położył podziemną część instalacji.

Swoją drogą, hydraulicy jak na razie to nasza największa bolączka :cry: Żaden nie przygotował w terminie kosztorysu :x Jak odezwą się w końcu ci od De Dietricha to im podziękuję za tak owocną współpracę 8) :roll: Na szczęście zaraz po świętach dostaliśmy wycenę od gościa z którym spotykałem się kilka dni wcześniej (chociaż też się spóźnił) i wygląda dosyć obiecująco. Robocizna to około 12 tys. zł. Mniej chyba się nie da?

Ciągle nie wiemy jak z więźbą. Na "grupie chotomowskiej" zgłaszają się kolejni zainteresowani wspólnym zakupem. W kupie siła, ale jak w takim tempie będzie to szło, to zamawiamy sami.
Muszę w tym miejscu wyżalić się na naszego projektanta :-? Dostarczył nam co prawda wyliczenie więźby, ale jak sprawdziłem pobieżnie z planem - BRAKUJE 4 SŁUPÓW. Będzie musiał zweryfikować swoje wyliczenia.

Ciekawe czy to pogoda, czy może malejące aktywa skłoniły małżonkę do zmiany frontu w sprawie dachu. Przez długi czas ostro naciskała na dachówkę ceramiczną, a tu proszę, coraz częściej wspomina o blachodachówce. Wracamy do pierwotnego planu? :wink:

Udało się polubownie załatwić sprawę wyceny pracy pompy do betonu. Stanęło na 4 godzinach, czyli zgodnie z naszymi wyliczeniami. Małe zwycięstwo, ale jak cieszy :lol:

Święta minęły na szczęście bez żadnych niemiłych niespodzianek. O dziwo, nawet Ala była zdrowa. Tak jej się spodobało u babci (2 psy, królik miniaturka i mała "dzidzia" mojej siostry), że nie chciała wracać do Warszawy. To smutne, ale prawdopodobnie w tym roku nie będziemy mieli już okazji wyrwać się do Gorlic.

Z duszą na ramieniu, zaraz po powrocie, w lany poniedziałek zwizytowaliśmy plac budowy, mając cichą nadzieję, że nasz cement, bloczki i stal nie znalazły amatorów cudzej własności. Na szczęście były na swoich miejscach :D Nasz radosny nastrój spotęgowała dodatkowo piękna pogoda, co zaowocowało kolejną serią zdjęć. Ala była przy tym w swoim żywiole, zaliczając wszystkie górki piachu, żwiru i wspinając się ze mną na palety bloczków. Pomagała robić tacie zdjęcia z "lotu ptaka", co prezentujemy poniżej.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Alag-piach2.jpg
Niestrudzony, mały ZDOBYWCA

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Sciany-fund1.jpg
Niech się mury pną do góry....Na razie część podziemna, i to niecała :cry:

Przy okazji, musimy się pochwalić, że od września Ala pójdzie do przedszkola, co zostało już zaklepane podpisaniem stosownej umowy i wpłatą zaliczki. Na razie Mała jest pełna zapału i ciągle nam przypomina o tym fakcie. Oby nie skończyło się na słomianym ogniu :wink:

Mamy przed sobą naprawdę gorący okres. Oprócz budowy, zaczynamy przeprowadzkę do teściów. Pocieszamy się myślą, że mamy już w tym temacie pewne doświadczenie, bo to już nasza 5-6 wspólna przeprowadzka.
Mając na uwadze zawodność ludzkiej pamięci wykonałem dokumentację naszego dotychczasowego mieszkania i osiedla. Oj będzie się łezka w oku kręciła za kilka lat. Będzie co powspominać. :P

alice
21-05-2004, 08:42
19.04 (poniedziałek)
Przez cały ostatni tydzień nasi górale kończyli murować ściany fundamentowe. Kończyli, kończyli i nie skończyli. Przez to mamy co najmniej jeden dzień w plecy. Planowaliśmy na sobotę zagęszczenie gruntu pod wylewki, ale na planach się skończyło. Niestety z winy naszej ekipy. Panowie zamiast wziąć się do roboty zaraz po świętach, zwieźli swoje d...pska dopiero w środę po południu. Jakby tego było mało, szef budowlańców miał ze środy na czwartek imprezę rodzinną, I mimo że to góral, i teoretycznie powinien mieć silną głowę, skutki nadużywania napojów wyskokowych nie pozwoliły mu jednak na czynny udział w pracach następnego dnia :evil:
No i gość dorobił się pogadanki umoralniającej od Kasi. Być może to był tylko incydent, ale lepiej od razu reagować, bo wykonawcy rozbestwią się i co wtedy?
Niby nic wielkiego, ale ekipa nie zdążyła do końca wymurować bloczków na fundamencie pod garażem. Przez to dopiero w poniedziałek kończyli wieniec. I zaczęli wreszcie zagęszczać grunt. A wszystko to pod czujnym okiem Kasi, która spędziła cały dzień na budowie.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/wieniecfund.jpg
Z-wieńczenie fundamentów


20.04 (wtorek)
Dzisiaj moja kolei. Oczywiście nie obeszło się bez komplikacji. Panowie hydraulicy nie przyjechali na 8 rano by przed wylewkami zrobić podejście pionów i kanalizacji. Raczyli się pojawić dopiero o 13-tej. Wpierw było ich tylko 2, ale później wielkość ekipy wzrosła do 5 osobników. To nie jedyny zgrzyt. Nasza ekipa zaczyna pokazywać różki. Twierdzi, że należą jej się dodatkowe pieniądze bo....I tu cała litania:
- musieli kopać więcej niż wcześniej myśleli,
- fundamenty są większe niż myśleli,
- musieli odkopać fundamenty by je ocieplić,
- bo szef źle wyliczył koszt prac.
Nie wiem, śmiać się czy płakać. Jestem w stanie zrozumieć jedynie trzeci postulat. Facet, który narzucał piasek na grunt pod podłogi zrobił to tak nieudolnie, że poobsypywał przy okazji fundamenty. Ale reszta wniosków to czysta kpina. I młyn na wodę dla mojej stanowczej małżonki. Postawiła sprawę jasno. Jak się nie podoba, to droga wolna. Umowa była bardzo jasno i precyzyjnie spisana z konkretnymi zadaniami, harmonogramem i wyceną poszczególnych etapów. Nie budziła sprzeciwu. Skąd więc ten bunt? Daliśmy sobie dwa dni na ochłonięcie. Jak się nie dogadamy, to przyjdzie nam szukać innej ekipy.
W tak napiętej atmosferze, pokazałem własnoręcznie naszym budowlańcom jak się pracuje łopatą. Coś czuję, że do weekendu się nie ruszę. Ale odniosłem zamierzony skutek, bo po jakimś czasie dwóch wykonawców wspomogło mnie w pracach odkrywkowych. A przy okazji słoneczko ładnie podkolorowało moje coraz większe zakola :lol:
W trakcie prac naszły mnie filozoficzne przemyślenia, czy jakbym był bezrobotny, to czy za dniówkę (100 zł) pracowałbym w ten sposób. Gdyby to był jedyny sensowny pomysł na życie, to czemu nie. A gdyby jeszcze takie zadanie trafiało się systematycznie, to spoko można by wyjść w miesiącu nieźle powyżej zasiłku.
Kolejnym ciosem w plecy okazała się dostawa – a właściwie jej brak – betonu. Wpierw miał być o 16-tej, potem o 19-tej, a ostatecznie będzie dopiero następnego dnia rano. Najgorsze jest to, że nie mamy za bardzo jak przypilnować wyładunku (lejemy z pompy). Aż żal Kasi na której barki znowu spadnie to pociągające zajęcie. I znów biedactwo spóźni się do pracy.

alice
21-05-2004, 08:46
21-24.04 (środa-sobota)
Mimo wczorajszych obaw, wszystko jakoś się ułożyło. Zarówno dostawa betonu i jego wylanie, jak i konfrontacja z ekipą. Aż serce rośnie patrząc na nasze “małe” lądowisko. Można organizować potańcówkę, jest gdzie poskakać. Tylko działka zrobiła się jakaś taka mała. Ale to chyba tylko takie złudzenie.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/ladowisko.jpg
Podstawa, to mieć twardy grunt pod nogami


Jakoś doszliśmy do kompromisu z ekipą, zapłaciliśmy im teraz o co prawda o 1 tys. zł więcej, ale o tyle samo zostanie zmniejszona kwota na którymś z kolejnych etapów budowy. Wszystko zostało udokumentowane stosownym aneksem do pierwotnej umowy.
W ciągu kolejnych dni po wylaniu podkładów pod przyszłe posadzki, ekipa dokończyła ocieplanie fundamentów i trochę uprzątnęła teren budowy. Zaczyna to powoli mieć ręce i nogi. Można zacząć murować ściany. Tyle tylko, że na razie nie ma ceramiki. Tzn. jest ale w hurtowni na drugim końcu Warszawy.

24-25.04 (sobota-niedziela)
I zaczęła się prawdziwa jazda. Po sobotniej porannej wizycie Kasi na budowie, odebraniu prac przez kierownika (zamknięcie stanu zero) i wyznaczeniu harmonogramu robót na kolejne dni, wreszcie zabieramy się na poważnie za przeprowadzkę. Mamy na to w sumie tydzień. Trzeba jednak wpierw posprzątać garaż i dokupić dodatkowe regały. Przez najbliższe kilka miesięcy garaż będzie odgrywał bardzo istotną - z punktu widzenia logistyki – rolę w naszym życiu. Na powierzchni niecałych 17 mkw. mamy zamiar zgromadzić część naszego dotychczasowego dorobku. Tylko czy to się uda? Patrząc na systematycznie rosnącą liczbę pudeł, kartonów, skrzynek i worków zaczynamy w to mocno powątpiewać.
Część rzeczy i tak pojedzie z nami do teściów, bo gdzieś żyć trzeba. W niedzielę przyjeżdża na nasze osiedle kolega Kasi z pracy z dużym Fiatem Ducato i robimy pierwszą wywózkę do Legionowa. Żeby nie psuć sobie znowu nerwów, nawet nie będę pisał jak fajnie znosiło się kanapy i szafki z trzeciego piętra. Dobrze, że Piotrek okazał się facetem skorym do pomocy i sam z własnej, nieprzymuszonej woli pomagał nam jak mógł. Takich ludzi to można szukać ze świecą.
Po 3 godzinach mieliśmy przetransportowane najważniejsze rzeczy do teściów. Sił niestety nie starczyło już na popołudniowe prace, więc w rodzinnej atmosferze spędziliśmy tą ostatnią niedzielę na Strumykowej. Jestem przy tym zły, że nie udało mi się dostać urlopu na poniedziałek, przez to będziemy mieli o jeden dzień mniej na prace przeprowadzkowe.

alice
21-05-2004, 08:54
26.04 (poniedziałek)
Na budowę trafia pierwsza partia pustaków i prace znowu nabierają tempa. Murarką zajmują się na razie tylko 2-3 osoby, reszta ekipy kończy wylewki u poprzedniego inwestora, który polecał nam “naszych” górali. Ale i tak szybkość prac wydaje się imponująca.

28.04 (środa)
Oficjalnie, w majestacie obowiązującego prawa reprezentowanego przez notariusza podpisujemy się pod aktem notarialnym sprzedaży naszego mieszkania. To co miało zająć maksymalnie godzinę przeciągnęło się o kolejne 2, a tylko dlatego, że akt był spisywany niejako pod bank, który wpierw kredytował nas, a następnie przyszłych właścicieli lokalu. I tak możemy mówić o szczęściu, gdyż jeszcze dzień wcześniej, kancelaria notarialna twierdziła, że nie będzie firmować aktu z aneksami jakich zażyczył sobie bank :o
Ostatecznie zostały one nieco zmodyfikowane, tak że i bank był syty i notariusz zadowolony z końcowego efektu. Żal tylko ludzi, którzy po nas mieli podpisywać swoje akty, na dzień dobry mieli po 2 godziny spóźnienia.
Teraz tylko musimy poczekać na końcowe rozliczenie z banku – z nowymi właścicielami już uregulowaliśmy rachunki.
Ja wracam na Strumykową dalej pakować, a Kasia z Alą spędzają już pierwszą noc u teściów. Z córeczką zobaczę się dopiero w sobotę :cry:

29.04-31.04
Tu mógłbym opisać kilka ciekawostek związanych z przeprowadzką, pracami od 6 rano do 1-2 w nocy, demontażem całej kuchni itd. itp., ale paść by musiało zbyt wiele niecenzuralnych słów, więc pozwolicie, że poprzestanę tylko na....
”Ja P*******!!!!! UDAŁO SIĘ!!!!”


1.05 (sobota)
Zdajemy klucze, żegnamy się z sąsiadami oraz naszym mieszkankiem :cry: :cry: :cry: :cry: i jedziemy na nasze czasowe miejsce pobytu. Długi majowy weekend upływa na rozpakowywaniu rzeczy i asymilacji z nowym otoczeniem. Na budowie kilkudniowa przerwa, gdyż większość ekipy wyjeżdża do swoich rodzinnych domów. Na posterunku pozostaje tylko pan Władek, który ma pilnować placu i trochę podmurować.

alice
21-05-2004, 09:06
2.05 (niedziela)
Oo, a to co?
- Czy przy wyjściu z garażu na ogród będą schodki? – zaskakuje nas pytaniem pan Władek.
- To chyba logiczne, przecież wszystko jest w projekcie – ripostujemy.
- Gdzie, w projekcie? Tam nic takiego nie ma – nieugięta postawa pana Władka zaczyna nas zbijać z pantałyku.
Przeglądamy dokumentacje i … Projektant dał trochę ciała. Schodek widać tylko na rzucie elewacji.
Jak się szybko okazuje, to jednak małe piwo. Chudziak pod posadzkę w kotłowni znajduje się na tym samym poziomie co reszta parteru, a miał być na wysokości posadzki w garażu.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/posadzkakotl.jpg
A miało być na jednakowym, czyli niższym poziomie :evil:

I co zrobić z takim fantem? Są dwa rozwiązania. Zostawiamy podłogę i mury jak są i przenosimy drzwi pomiędzy garażem a kotłownią do wiatrołapu. Albo, ekipa rozkuwa chudziaka, wybiera podsypkę i rżnie beton na wieńcu. Ewentualne dołożenie schodków od strony garażu nie wchodzi raczej w rachubę, bo przy zaparkowanym samochodzie byłoby niewygodnie chodzić. Decydujemy się wstrzymać z decyzjami do odwiedzin budowy przez kierownika. Jemu też się dostanie, bo w końcu nie przypilnował jak powinien i odebrał stan zero z błędami :( :x

alice
21-05-2004, 09:45
4.05 (wtorek)
Dzień, o którym chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Zżarł nam kompletnie nerwy i nadwątlił zdrowie. Wraz z kierownikiem zrobiliśmy dokładną inspekcję na budowie. Efekt – wstrzymujemy jakiekolwiek prace do powrotu z wyjazdu szefa ekipy

Poniżej lista zarzutów:
- brak izolacji pod dwoma (na szczęście dopiero co zaczętymi) ścianami wewnętrznymi
- otwory na drzwi i okna nie trzymają wymiarów z projektu
- pan Władek muruje w stanie wskazującym na lekkie spożycie (bynajmniej nie płynów energetyzujących)

W przypadku izolacji to zwykłe lenistwo, niedbałość i niesolidność ekipy. Mieli wyprowadzone izolacje z wieńca na zakład i trzeba było tylko podłożyć ją w miejsce stawianych ścianek. Z kolei przewymiarowanie to ich wyłączne widzimisie. Do wartości podanych w projekcie, liczonych już w świetle otworu z wliczonym zapasem na piankę montażową pododawali od siebie po 2-3 cm. Wystarczyło dokładniej przeczytać projekt.

Podobnie wygląda sprawa z poziomem posadzki w kotłowni. Może i na rzucie pionowym parteru nie było to jednoznacznie zaznaczone, ale na odpowiednim przekroju stało jak wół, że drzwi od kotłowni są na innym poziomie niż drzwi pomiędzy wiatrołapem a garażem. No, ale w końcu sami daliśmy się na to złapać i nie zauważyliśmy przy odbiorze. Ciekawe ile jeszcze takich niespodzianek przed nami? Aż strach pomyśleć.
Kierownik bije się w pierś i tłumaczy, że myślał, że sami tak zmieniliśmy. Szlag mnie mało nie trafił, bo wszelkie zmiany są wpierw z nim konsultowane, a dopiero po jego akceptacji dostaje je ekipa.

Zgodnie z pewną życiową regułą, kiedy my wyżyliśmy się na kierowniku, ten w odwecie przejechał się po panu Władku. Tym bardziej, że ten ostatni w rozmowie telefonicznej ze swoim szefem stwierdził, że “(…) przyjechał kierownik i miesza.”
- Ja mu dam, miesza. Kończyć prace i czekamy do jutra na szefa – uciął dalszą dyskusje Kierownik.

Zdesperowani postawą jedynego przedstawiciela ekipy i wcześniejszymi problemami z wykonawcami, postanawiamy poszukać nowej brygady. Jednak znalezienie dobrej, sprawdzonej ekipy w tym terminie i to od już graniczy z cudem. Ostateczna decyzja ma zapaść po rozmowie z szefem ekipy. Albo obudzą się i dostosują do naszych wymagań, albo fora ze dwora.

alice
21-05-2004, 09:46
5.05 (środa)
Tak jak poprzedni dzień minął nam w minorowych nastrojach, tak ten był zgoła odmienny 8)
Moja nieoceniona, twarda jak skała i nieustępliwa w negocjacjach małżonka przeprowadziła ostrą dyskusję z panem Stasiem – szefem ekipy. Zauważone do tej pory błędy mają być poprawione. Jak się inaczej nie da i będzie trzeba rozebrać ścianki, to zrobią to na własny koszt. Otwory mają trzymać wymiar.
Dochodzimy też do kompromisu w kwestii wspomnianej nieszczęsnej posadzki w kotłowni. Jej poziom zostawiamy jak jest i przestawiamy drzwi do wiatrołapu. W sumie, po sugestiach kierownika budowy dochodzimy do wniosku, że może i tak jest lepiej. Do kotłowni, gdzie przewidziana jest też pralnia, nie trzeba będzie przechodzić przez zimny garaż. No i będzie zdecydowanie bliżej :roll:
Szef wykonawców zobowiązuje się także do pilnowania, by nie było żadnego pijaństwa na budowie. Chyba bierze do siebie groźbę rozwiązania umowy, bo jak pokazują kolejne dni, da się pracować niemal bezproblemowo :D

alice
21-05-2004, 09:51
6-9.05 (czwartek-niedziela)
Ściany pną się do góry aż miło. Gdybyśmy jeszcze tylko nie byli zaskakiwani składanymi przez ekipę zapotrzebowaniami, które muszą być realizowane od ręki, to byłoby wszystko OK. A tu człowiek dowiaduje się wieczorem, że na rano potrzebują to i to. I znowu rozmowa z szefem, co do wprowadzenia tygodniowego harmonogramu prac z zaznaczeniem, kiedy jaki materiał jest potrzebny.
Murarze powoli szykują się do zalania nadproży (kupujemy z gotowych prefabrykatów) i wykonania wieńca obwodowego nad parterem. Materiały na strop typu Terriva mamy już zakupione i zwiezione na działkę.

Kasia załatwia, sobie tylko znanym sposobem na korzystnych dla nas warunkach wkład do komina ze stali kwasoodpornej (uzyskuje 30-proc. rabat) i kilka rur kanalizacyjnych fi110. Te ostatnie w cenie 9,79 zł brutto za sztukę, podczas gdy identyczna rura w OBI kosztuje 14,95 zł Potrzebne są nam do zrobienia przejść w stropie do wentylacji kilku pomieszczeń na parterze. Kominy z projektu nie są w stanie zwentylować wszystkich pomieszczeń, a to dla zdrowia i kwestii wilgotności podstawa.

Dogadujemy sprawę drewna na więźbę. Bierzemy ostatecznie z tartaku spod Ostrołęki. Cena niestety będzie nieco wyższa, ale i tak konkurencyjna w stosunku do tego co oferuje lokalny rynek. A przy tym drzewo jest zdecydowanie wyższej jakości. Wychodzi 530 zł brutto za m3 z impregnacją i transportem.
W tartaku, z którego bierzemy drewno na szalunki cena za zwykłą kantówkę to 540 zł netto. Przed 1 maja było o 50 zł tańsze. Normalnie rozbój w biały dzień.

Upada pomysł instalacji rolet. Oszacowany koszt takiego przedsięwzięcia w naszym przypadku to przedział 17-20 tys. zł z 15-proc. rabatem :evil: :o
Co prawda, w tej cenie jest pełna automatyka, ale rolety nie posiadają atestu antywłamaniowego, więc można je sobie wsadzić w … Taka przyjemność to wzrost kosztów o kolejne 3-4 tys. zł. Co gorsza, szacunki robiliśmy w firmach oferujących produkty z nie najwyższej półki. To ja już wolę mieć za zaoszczędzone dzięki temu pieniądze lepsze okna i dobry system alarmowy z monitoringiem. Żal mi Kasi, która tyle serca wkłada w upiększanie wizualne naszego gniazdka. Życie jednak boleśnie weryfikuje niektóre marzenia. :roll:

alice
21-05-2004, 09:54
10.05 (poniedziałek)
Ponaglani przez wykonawców próbujemy skołować stemple w rozsądnej cenie. Pierwszą partię (50 sztuk x 2,80 m) załatwiamy od znajomego z Grupy Chotomowskiej – Peterki. Chyba niebiosom zrobiło się nas żal, bo kiedy podjechaliśmy do niego z nieocenionym kolegą Piotrkiem (ten od Fiata Iveco) przestało padać po wcześniejszej ostrej ulewie i gradobiciu. Uporaliśmy się w mig z robotą i dowieźliśmy stemple na naszą działkę. Ekipa nie wykazała specjalnego entuzjazmu, twierdząc, że czeka na dłuższe drewno. No to będą musieli poczekać. W międzyczasie nadrobią zaległości wynikające z niesprzyjającej aury. Na działkę dociera kolejny transport pustaków MAX. Dowozimy też kolejne 300 kg walcówki na zbrojenia wieńców. Zaczyna brakować miejsca na składowanie materiałów.

12.05 (środa)
Nie wiedziałem, że takim problemem może być zakup gwoździ do betonu. Objechałem kilka hurtowni i byłem odprawiany z kwitkiem. W końcu jednak udało się je zdobyć, chociaż zamiast 10 dostałem tylko 8. Na dodatek, chociaż hartowane czasami się gną przy wbijaniu. Niestety, grubszych nie ma na magazynach.
Po południu organizujemy kolejną dostawę stempli. Wpierw w tej sprawie odwiedzamy Izę (też Grupa Chotomów), od której bierzemy ponad 100 kawałków o długości ponad 3 metry. Tym razem nie pada, więc w dobrych nastrojach w sumie w piątkę (Iza + jej małżonek, Kasia, ja i Piotr) ładujemy samochód. Po drodze na działkę zahaczamy o jeszcze jedną budowę, gdzie dobieramy kolejną setkę długich stempli i kilkadziesiąt krótszych. Kiedy nasi budowlańcy zobaczyli je, zapytali dlaczego takie chude? A skąd mam wiedzieć? Zdały egzamin na budowach gdzie na miejscu był wylewany i robiony cały strop, to chyba powinny też sprostać naszemu - gęstożebrowemu typu terriva. Chyba lżejszemu? Taką przynajmniej mamy nadzieję.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple1.jpg
Stempelki ala zapałeczki

alice
21-05-2004, 09:57
13-15.05 (czwartek-sobota)
Pada. Pada. Pada. Aha….. ciągle pada. :cry: :cry: :cry:
Ale mimo tak niesprzyjającej aury, nasza ekipa próbuje pracować wykorzystując każdą przerwę w “płaczu niebios”. W międzyczasie skończyli murować kominy do wysokości poddasza. Przy okazji wyszło na jaw, że mamy za dużo prostych wkładów do komina dymowego, a nie mamy takiego z daszkiem. Trzeba będzie wymienić. Do poprawki mają też otwór na drzwi do naszej przyszłej sypialni, jest za wąski.
Zabrakło też walcówki na zbrojenia. Tylko takiej cienkiej – 3. Szóstka jest za twarda do wyginania obejm. W sobotni poranek zostawiamy z Alą mamusię u fryzjera i jedziemy zakupić wspomniany towar. O dziwo, dla naszej kochanej myszki to wielka atrakcja – pomaga w hurtowni ważyć towar.

Pod wieczór odwiedzam ponownie działkę - oczywiście pada - a tu…. Jestem w szoku, ekipa nadal pracuje. Deklują zaprawą pustaki terriva. Zuch chłopaki. Tym razem należy im się marchewka :lol: :lol: :lol:
Nie wiem czy to tylko zbieg okoliczności, czy coś innego, ale jak nie ma ich szefa na budowie, jakoś łatwiej z nimi nawiązać kontakt i wydają się bardziej chętni do roboty :roll:

16.05 (niedziela)
Pogoda nadal w kratkę, ale wydaje się powoli klarować. Oczywiście z Alą dokupuję w OBI folię, żeby ekipa mogła gdzie stawiać pustaki i mogła je przykryć przed deszczem. Chociaż rozmawialiśmy o folii budowlanej, decyduję się sam nabyć folię malarską, ale taką mocniejszą. Różnica w cenie jest ogromna. 100 m2 (nie ma mniejszych rolek) budowlanej to koszt rzędu 150 zł, podczas gdy za 20 m2 lepsiejszej malarskiej daję poniżej 10 zł. Jest jeszcze folia za 2-3 zł, ale zwykła, która praktycznie rwie się w rękach.
Korzystając z okazji, że nie pada już niemal cały dzień, po południu odpalamy nasze rowery i jedziemy “cygańskim taborem” :D na działkę. W wyprawie uczestniczy oprócz Ali, Kasi i mnie jeszcze najważniejszy inspektor – TEŚCIOWA oraz jeden z psów dziadków. Wzbudzamy po drodze sporą sensację, ale co tam. Grunt że dobrze się bawimy. Humory dopisują, a serce rośnie patrząc na efekty pracy murarzy.

alice
21-05-2004, 10:01
17-19.05 (wtorek-środa)
Aura zaczyna sprzyjać, chociaż noce są jeszcze strasznie zimne. Kierownik budowy sprawdza postęp w pracach i nie wnosi uwag do pracy ekipy. Przekazuje im tylko swoje przemyślenia i rady odnośnie podciągów, o których - mówiąc szczerze - trochę zapomnieliśmy. Na ale w końcu chyba między innymi po to jest nadzór.
Uzgodniliśmy też z naszymi góralami, że wytną - poza protokołem :wink: - gruszę, która rośnie na granicy trzech posesji. Nie ma z niej żadnego pożytku, a na jesieni jest za to kilkudziesięciu centymetrowa warstwa gnijących pseudo-owoców. Mamy tylko skombinować piłę, bo elektryczna którą posiadają jest za słaba na takie ekscesy.
We wtorek okazuje się, że temat gruszy praktycznie już nie istnieje. Górale wykazali się inicjatywą i pożyczyli piłę od ekipy, która buduje kilka posesji dalej. Drzewo ścięli i fachowo położyli, ale nie zdążyli już go – jak to się mówi w rzeźniczym fachu – “rozebrać”. Wziąłem więc z wypożyczalni piłę spalinową marki Still i “operacja grusza” została w środę pomyślnie sfinalizowana.
Prace na budowie znowu nabrały tempa. Układane są belki i pustaki na strop. Idzie im to nad wyraz sprawnie. Szybko musimy tylko załatwić dodatkową stal zbrojeniową (m.in. do podciągów), co jak zwykle spada na barki Kasi. Spisuje się na medal i po zaledwie godzinie od złożenia zapotrzebowania ze strony ekipy na działkę trafia transport 6 prętów o długości 12 m i przekroju fi16 oraz 40 prętów 12 metrowych fi12. Mnie w udziale trafia się opłacenie rachunku, dzięki czemu mam okazję na żywo, face to face spotkać w hurtowni kucharza Knorra, czyli Andrzeja Grabarczyka.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple2.jpg
Od frontu...

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple3.jpg
...i od tyłu

alice
01-09-2004, 12:23
Po bardzo, bardzo długiej przerwie spowodowanej:
1. budową domu :)
2. permanentnym brakiem czasu :(
3. awarią dysku w wyniku czego straciliśmy znaczną część tekstu, którą trzeba było jeszcze raz wprowadzić :evil:
itd. itp.
Wreszcie udało się uzupełnić dziennik. UFF. :P

24.05-31.05 (poniedziałek-poniedziałek)
Sprawa z kredytem nabiera tempa. Mamy już w ręku wyciąg z księgi wieczystej naszej działki i możemy składać dokumenty. Wybór pada ostatecznie na GE Bank Mieszkaniowy, bo jesteśmy ich sprawdzonymi klientami, wszystko ma być załatwione maksymalnie w 2 tygodnie i są szanse na wynegocjowanie niższego oprocentowania. Sporo niższego :o

Ekipa naszych górali kończy prace przy tarasie, słupach i podciągu. Oczywiście nie obywa się bez komplikacji. Co chwila brakuje stali. Kradzież przez ekipę nie wchodzi w rachubę, a jedynie ich nieumiejętność poprawnego wyliczenia zapotrzebowania. Sami zwalają to na karb kierownika budowy, który ich zdaniem, przesadza z ilością zbrojenia.
Decydujemy się zrobić pod częścią tarasu coś w rodzaju piwniczki, gdzie składowane będzie drewno do kominka. Aby zapewnić przewiew, cześć ściany wymurowana zostaje w technologii ażurowej.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/taras-azur.JPG
To kiedyś będzie składzik na drewno

Po wizycie kierownika, do poprawy są schodki w garażu i zewnętrze, jak się później okaże, ten temat jeszcze nie raz powróci.

Pan Władek znowu dał sobie w palnik :x co kończy się telefonem do szefa ekipy i zatrzymaniem robót do jego powrotu z wypadu w rodzinne strony. Na szczęście pojawia się po 2 dniach i po ostrym biciu się w piersi bierze się z resztą zespołu do prawdziwej roboty. Jak się okazuje, jest tylko jedna skuteczna metoda na tego typu pracowników. I choć to z jego strony padła deklaracja rezygnacji z pracy, tym razem Kasia okazała się nieugięta i powiedziała, że godzimy się na rozwiązanie z nimi umowy.
Wiemy czym to grozi w środku sezonu budowlanego, ale z drugiej strony, jak mamy znowu się z nimi użerać to szkoda nerwów. I tak już nie raz sami skaczemy sobie do oczu. Przyznam szczerze, że nie wiem jak mam ocenić naszych górali. Raz potrafi być wszystko w porządku, by za chwilę coś spier….No i Władek. To już osobny rozdział. Chłop jest bardzo miły i sympatyczny, potrafi też bardzo czysto murować, ale ma pociąg do napojów wyskokowych. Podobno w poprzednim sezonie nie wykazywał takich ciągotek.

Jak zwykle po rozmowie z Kasią, Stasio - szef budowlańców - każe dać sobie czas do namysłu. Naszej decyzji już jednak nie zmienimy.
W tak “przyjemnej” atmosferze zbliżamy się do końca prac na etapie parteru. Tym razem nie zapominamy o doprowadzeniu dodatkowej rury powietrznej do przyszłego kominka. Ekipa się spieszy, co wytykam ich szefowi, obawiając się o jakieś nieprzewidziane wpadki. No i niestety wykrakałem. W sobotę 29 maja od świtu chłopaki murowali ściany od drugiej części tarasu (przy salonie), by w godzinach południowych ZACZĄĆ JUŻ ZAGĘSZCZANIE pod przyszłą wylewkę. Jak myślicie, co się stało? Oczywiście zaprawa nie zdążyła do końca związać i jedna ze ścian (na szczęście ta krótsza) zaczęła się wybrzuszać.
Potrzebna była natychmiastowa interwencja w postaci błyskawicznego zbicia szalunku i podparcia ściany. Uff, pomaga.

W takich momentach w człowieku budzą się normalnie instynkty mordercy :evil: :evil: :evil: :evil: :evil: :evil:
Udusiłbym gołymi rękoma. Już nawet nie będę rozwodził się nad tym, że przy okazji panowie zalali przy odpalaniu zagęszczarkę ta skutecznie, że trzeba ją było wymienić na nową. Oczywiście my musieliśmy za to wysłuchać w wypożyczalni. Chyba jedynie z uwagi na fakt, że wypożyczalnia znajduje się rzut beretem od domu teściów i jesteśmy ich stałymi klientami, nie musimy płacić za zepsute narzędzie.

Żeby zobrazować atmosferę w jakiej przyszło nam spędzić końcówkę maja przytoczę jeszcze jedną anegdotę. Facet, który od początku zajmował się obsługą koparkowo-wywrotkową naszej budowy miał przy pomocy koparki powrzucać piasek pod wylewkę tarasu. Stwierdził, że można użyć do tego celu materiał jaki znajduje się pod warstwą humusu na działce, zamiast przywozić go z zewnątrz. Piasek jest naprawdę dobry, tak więc do części jakościowej jego pomysłu nie mieliśmy zastrzeżeń. Zwłaszcza, ze piasek ten podłożony był tylko do połowy wykopu, reszta, czyli cała górna warstwa, pochodzić miała i tak z dowozu – oczywiście, to on go dostarczał. Zabrał się więc raźno do roboty, wykopał ogromny, głęboki na jakieś 2-3 metry dół (doprowadzając ten fragment działki do postaci księżycowej) i…….UWAGA. Czy ktoś się domyśla? Brawa dla tych, którym w głowie tylko kwestie materialne. Tak. Pan zażyczył sobie dodatkową zapłatę za wyrównanie terenu. Bezczelność ludzka nie zna granic. Do jasnej cholery, przecież nikt mu nie kazał demolować działki, to był jego autonomiczny pomysł, bo nie chciało mu się dowozić brakującego surowca. Gdyby go przywiózł dostałby swoją działkę, a tak….ma tupet, to trzeba przyznać :x
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/taras-kopara.JPG
Kto pod kim dołki itd….

Udajemy się na zasłużony niedzielny odpoczynek. Do poniedziałku, mamy taką nadzieję, zaprawa tarasu stanie się już monolitem, co pozwoli zrobić wylewkę. Pierwszy roboczy dzień nowego tygodnia upływa budowlańcom na kończeniu szalunków do słupów i podciągu. Ich szef informuje nas, że przespał się ze sprawą rozwiązania umowy i jest chętny do dalszej współpracy. Sorry, ale za późno. Jak się okaże na drugi dzień, mieliśmy, a właściwie Kasia – nosa. Ach ta kobieca intuicja. Ale po kolei…

alice
01-09-2004, 12:26
1.06 (wtorek)
Po wcześniejszym przyjeździe z pracy, córeczka stojąc na balkonie u dziadków wita mnie słowami “Dzień Dziecka, TAAATAAAAA, Dzień Dziecka” No, na takie argumenty człowiek nie może być głuchy, więc pojawiają się tak wyczekiwane prezenty. Nic tak nie potrafi wprowadzić w dobry nastrój i tchnąć optymizmem, jak radość w oczach dziecka. I ta – przynajmniej na razie – bezgraniczna wiara i zaufanie. Ja, pod spojrzeniem Alusi wymiękam :roll: :P :lol:

Niestety nie mogę jej poświęcić zbyt wiele czasu bo mamy zamówiony beton na taras, słupy i podciąg oraz schody z tarasu. Jak zwykle wszystko bierze w łeb. Mieliśmy zaklepany termin na godzinę 17-stą. Wszystko było pod to ustalone. Nasi robotnicy zbili sobie wyciąg i przy pomocy taczek mieli wlewać beton do słupów i na podciąg. Liczyliśmy, że zajmie to około 2-2,5 godziny. Szczególnie ważne to było - jak się okaże - w przypadku słupów :evil:

Betoniarka przyjeżdża jednak dopiero o 20.00. To niestety dopiero początek serii nieszczęść. Przed nami prawdziwa katastrofa. Już pierwsza taczka ląduje z hukiem na ziemi po złamaniu wyciągu. Nie mamy innego wyjścia i, mając nóż na gardle w postaci betonu zalegającego w betoniarce, musimy zamówić na gwałt pompę. Kolejne trzy kwadranse oczekiwania. Dopiero przed 21 zaczyna się prawdziwa akcja. Pod naporem ciśnienia z pompy nie wytrzymuje szalunek na słupach co owocuje ich wybrzuszeniem i przeciekami. I znowu, podobnie jak w przypadku muru na tarasie, musimy przeprowadzić akcję ratunkową. I znowu, jakimś cudem udaje się. Drżymy też o wytrzymałość szalunku na podciągu. Nie ma go za bardzo jak zaprzeć. Reszta to już pestka. Przy ostatnich podrygach światła dziennego (dobrze, że dzień jest długi) kończymy prace po niecałej godzinie. To jednak nie koniec pecha. Brakuje dosłownie dwóch taczek betonu i wylane zostałyby do końca też schody prowadzące z tarasu na ogród. A tak trzeba będzie sztukować ostatni stopień :x

Rozliczmy się z ekipą pana Stasia. Dostają połowę kasy, druga część zostanie im oddana po ich przyjeździe za 2 tygodnie i wykończeniu rzeczy które nie zdążyli zrobić. Wspominałem, że mieliśmy do nich nosa. Tym razem. okazuje się, że nawet gdybyśmy jednak zdecydowali się, że to oni dalej będą ciągnęli budowę, wymurowaliby tylko ścianę kolankową i wylali wieniec. Ich człowiek od stolarki dostał propozycję pracy we Włoszech, więc nie będą w stanie położyć więźby. Uprzedzając fakty dodam, że ściany kolankowej też by jednak nie wymurowali, bo fachowiec od murarki złamał w międzyczasie nogę.
Zostajemy więc na tym etapie bez ekipy. W ciągu dwóch-trzech tygodni musimy znaleźć kolejną, by nasz harmonogram nie wziął w łeb.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Ala-podciag.JPG
Nasza mała po(d)lewaczka pielęgnująca beton na podciągu

alice
01-09-2004, 12:29
2.06-4.06 (środa-piątek)
Na działce pozostaje pan Władek, który znalazł fuchę niedaleko naszej budowy. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, po przynajmniej będziemy mieli zapewniony nadzór nad pozostawionym majątkiem.
Facet musiał dostać porządny opiernicz od Staszka, bo jest cały czas trzeźwy. Ponieważ nową robotę zaczyna dopiero za kilka dni, wykazuje się inicjatywą i robi porządki na działce. Podmurowuje otwory okienne, dolewa stopień, pielęgnuje beton, domurowuje brakującą cześć ściany przy schodach wewnątrz budynku, układa materiały, zdejmuje część stempli wykorzystanych do podparcia stropu. Zgodnie z naszymi sugestiami, sortuje też stemple według długości.

Dostajemy informację z banku, że przyznano nam kredyt :lol: Tempo iście zawrotne - mija zaledwie tydzień od złożenia dokumentów. Do załatwienia pozostaje jeszcze tylko nasza prośba o obniżenie oprocentowania. Według pana Sylwestra, który zajmuje się nami z ramienia GE, mamy być dobrej myśli. W dobrych nastrojach zamykamy kolejny pracowity tydzień.

5-6.06 (sobota-niedziela)
W godzinach południowych w sobotę spotykamy się na działce z kandydatem na potencjalnego wykonawcę. Namiary dostajemy od IZAT. Facet robi dosyć pozytywne wrażenie. Na dodatek współpracował już z naszym kierownikiem budowy. Jest w stanie zrealizować nasze zamówienie, ale musielibyśmy poczekać aż zwolni mu się jedna z jego ekip. Dostaje projekt do wyceny i ma dać odpowiedź za kilka dni. Oczywiście negocjacjami zajmuje się małżonka, mnie pozostaje opieka nad Alą i polewanie betonu.

Powoli zaczynamy interesować się też sprawą wykończeniówki. Na pierwszy ogień idzie ogrodzenie. Śmieję się z Kasi, że może okazać się, że przy jej tempie załatwiania spraw nie będziemy mogli jeszcze wprowadzić się, ale za to będziemy mieli płot. Podoba nam się jedno z ogrodzeń na “naszej” ulicy. Wykonane jest bardzo starannie i czysto. Rozmawiamy z właścicielem posesji i bierzemy namiary na fachowców. Gość zaznacza od razu, że trzeba pilnować ekipę, bo przykładowo, nie mają w zwyczaju kładzenia izolacji przeciwwilgociowej na wylewce betonowej pod parkan.

W nocy - trzeba się już chyba do tego przyzwyczaić, bo powoli staje się normą - przez Chotomów i Legionowo przetacza się swoisty kataklizm w postaci ogromnej ulewy i potężnego wiatru. Pocieszamy się, że murów nam to nie zniszczy, ale jeżeli połamie rosnące w pobliży drzewa może pouszkadzać stojące obok ściany.

Kolejny tydzień, odnosząc do kwestii budowlanych jest, dosyć spokojny. Negocjujemy z kolejnymi wykonawcami (jeden zażyczył sobie za wymurowanie poddasza i wykonanie więźby tyle, co mieliśmy dogadane z naszymi góralami za cały dom!!!) :o :evil:
Doglądamy tylko naszych włości. Władek ciągle jest trzeźwy – nie mógł tak od początku? Facet podmurowuje cegłami te otwory okienne, które ekipa zrobiła nieco przyduże. Jak zwykle, deszcz musiał odcisnąć swoje piętno. Silna ulewa wybija dziury w świeżej zaprawie, bo Władek – prosty chłop – nie pomyślał, żeby przykryć. Oby tylko takie problemy były. To przynajmniej sami jesteśmy w stanie łatwo naprawić.

alice
01-09-2004, 12:30
8.06 (wtorek)
Kontaktujemy się ze specjalistą od alarmów (thanks to Peterka). Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to nic trudnego, założyć alarm. A tu niestety trzeba brać pod uwagę takie sprawy jak przykładowo, czy w domu będzie pies i czy będzie on na noc zamykany, czy tworzyć kurtyny przy oknach, czy opasać wiązką całą długość ściany. Decydujemy się zainwestować w profesjonalny system ochrony. Wstępna wycena dla naszego domu i działki to kwota około 8-10 tys. zł. Czy to dużo? :roll:
W naszym kraju, gdzie bardziej dba się o bandytów, przękrętasów, złodziei i przede wszystkim biednych polityków, bezpieczeństwo niestety kosztuje. To smutne, ale takie jest niestety życie :evil: :x

9-13.06 (środa-niedziela)
Na budowie na razie panuje spokój, czekamy na powrót Stasia, który ma skończyć pracę. Kontaktuję się znowu w sprawie więźby i ustalam z gościem termin dostawy na 23-25 czerwca. Ciągle jeszcze nie jest w stanie podać ostatecznego kosztu. Ma zadzwonić za tydzień. Szacujemy, wg naszych mało profesjonalnych wyliczeń, że będzie to w granicach 7-9 tys. zł. Mamy nadzieję, że bliżej dolnej ceny.
Dostajemy ostateczną wycenę z agencji ochrony. Ekipa wejdzie układać instalacje razem z naszym elektrykiem, co jak przypuszczamy, będzie miało miejsce około połowy lipca.
W międzyczasie załatwiam w banku zniesienie hipoteki na poprzednim mieszkaniu. Oczywiście związane z tym koszty, to rozbój w biały dzień.
Rozpoczynają się mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Tym razem bez mojego udziału. Gdybym chciał poświęcić nieco czasu na oglądanie, zapewne miałbym co nieco skopane :wink: Nie pozostaje nic innego jak poczekać na kolejne mistrzostwa, to już za 4 lata. Zleci jak z bicza strzelił. Zwłaszcza jeśli utrzyma się przez ten czas obecne tempo życia. Moim cichymi faworytami portugalskiego turnieju ą Czesi i Francuzi.

alice
01-09-2004, 12:32
14.06-17.06 (poniedziałek-czwartek)
Tydzień zaczyna się bardzo udanie. Bank przychyla się do naszego prośby i obniża nam oprocentowanie o blisko pół procenta :lol:
Kolejne dni to młyn związany z załatwianiem spraw papierkowych. Wpierw odnośnie podpisania samej umowy z bankiem (oczywiście podpisy pod dokumentem składamy na raty, bo razem nie jesteśmy zgrać się czasowo), a potem z Urzędem Skarbowym i z ubezpieczniem budowanego domu oraz z sądem. W tym ostatnim przypadku, trzeba załatwić jak najszybciej wpis do hipoteki, bo dopóki bank nie otrzyma takiego papierka, nie tylko nie wypłaci nam kasy, ale prze ten czas będzie zabezpieczał się wyższym oprocentowaniem.

Czy mam wspominać o kolejnych pechu, który charakteryzuje załatwiane przez mnie sprawy?
W sądzie legionowskim byłem 16 czerwca – UWAGA - dzień po tym jak nasza księga wieczysta wyemigrowała do Góry Kalwarii w celu jej uelektonicznienia. Tym samym, zamiast standardowego (oczywiście w warunkach poza warszawskich) załatwienia spraw w ciągu 2 tygodni, będziemy musieli poczekać okrąglutki miesiąc :x Na szczęście bankowi wystarcza podstemplowany kwitek, że taki wniosek został złożony.

18.06 (piątek)
Otrzymujemy telefon od naszej przyszłej sąsiadki, że podczas składania stempli Władek zniszczył jej nowiutką elewację na garażu. Bierzemy na wstrzymanie i postanawiamy przeprowadzić wizję lokalną dopiero kolejnego dnia.

19-20.06 (sobota-niedziela)
Imprezowy weekend. W poniedziałek mamy bowiem - jak to nazywam – Tripple „A” Day Dla niewtajemniczonych uchylam rąbka tajemnicy: nasza córka oraz obie babcie mają na pierwsze imię Alicja Jest więc co świętować, zwłaszcza, że przeprowadzona lustracja szkód na ścianie garażu sąsiadki wzbudza w nas jedynie śmiech. Zrobiona została mała ryska, trzeba naprawdę się przyglądnąć, żeby cokolwiek zauważyć. Z drugiej strony, nie można się dziwić reakcji sąsiadki, bo sam też nie chciałbym, by ktoś w niecały miesiąc po zakończeniu prac zrobił nam tego rodzaju szkodę. Najważniejsze, że pani Magda nie robi z tego tragedii. Wygląda na spoko kobietę.

Przed południem w sobotę Kasia odwiedza budowę Peterki, zbierając doświadczenia związane z kryciem dachu. Podoba jej się kolor i blacha, więc efektem tego może być tylko decyzja odnośnie naszego własnego dachu. I co ważne, Peterka zakupił materiał na dach w hurtowni, którą wcześniej wspominałem z takim uznaniem w dzienniku. Postanawiamy więc udać się do Eko-Dachu zaraz po weekendzie.

alice
01-09-2004, 12:33
21.06 (poniedziałek)
Kasia bierze wolne w pracy i ....jeździ po hurtowniach. Na tapecie ma Mar-Bud w Łomiankach (będziemy tam prawdopodobnie załatwiać okna), Bartycką (tu w grę wchodzą elementy wykończeniówki) oraz hurtownię z pokryciami dachowymi Eko-Dach.
Oczywiście nasz domowy negocjator jest w swoim żywiole. Jak można było oczekiwać, stawia na swoim. Zmieniamy jedynie typ blachodachówki. Ostatecznie będzie to FinishDak a nie Planja.

Na budowie pojawia się Stanisław z którym po zakończeniu przez niego prac finalizujemy współpracę. Otrzymuje też resztę zapłaty i Adieu
Najbardziej smuci nas to, że przez tydzień działka i budowa będą stały odłogiem. Prace staną i nie będzie kto miał przypilnować materiałów i sprzętu. Gdyby przynajmniej nie padało i było ciepło, to można by ostatecznie jakoś przekimać te kilka nocy. A...... szkoda gadać.

26.06 (sobota)
Kolejny weekend spędzamy na poszukiwaniu cegły klinkierowej na kominy, cokół i ogrodzenie. Przy okazji odwiedzamy Eko-Dach i po negocjacjach ustalamy niektóre szczegóły. Mają przygotować dla nas umowę do wglądu. Wstępnie zapisujemy się na termin po 15 lipca. Uprzedzają nas od razu, że ze względu na pogodę, mogą być opóźnienia. Mogą po prostu nie zdążyć na wcześniejszych budowach.

28.06 (poniedziałek)
Nowy tydzień, nowe nadzieje. Zaczyna się jednak nieszczególnie. Czekam na nową ekipę w Chotomowie pod kościołem, podczas gdy oni na mnie, na działce. Ale potem jest już z górki. Pracę zaczyna na naszych włościach trójka sympatycznych panów z szefem – Krzysztofem czele.
Panowie obrali sobie za główną kwaterę naszą sypialnię. Pozaklejali otwory okienne i drzwiowe folią, wstawili łóżka i zażyczyli sobie spotkania z kierownikiem budowy. Takie podejście bardzo mi się spodobało :D Sugeruje bowiem, że chcą wiedzieć na czym stoją, poznać popełnione do tej pory błędy. Jak się później okaże, było ich kilka. Udało im się przy okazji ustrzec nas przed nowymi.

alice
01-09-2004, 12:34
29.06 (wtorek)
Przez to, że ekipa spóźniła się z wejściem na budowę, musieliśmy przesunąć termin dowiezienia więźby, który był już w 100 proc. pewny i poręczony głową. Ostatecznie przywożą drewno z 4-dniowym opóźnieniem. Znowu wypadło na Kasię, która uczestniczy w rozładunku. Drewno wygląda ładnie, chociaż obawy małżonki budzi kształt niektórych dłuższych kawałków. Część z nich jest lekko zaokrąglona na krawędziach.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/drewno-wiezba.JPG
Szumiał sobie kiedyś las, a teraz wesprze nam dach

Nowi murarze ostro biorą się do roboty. Mimo przelotnych opadów deszczu, na szczęście niezbyt mocnych, ściana kolankowa rośnie w oczach. Debatujemy z nimi na temat spartolonych schodów do garażu. Wychodzi na to, że będzie je trzeba (przynajmniej najniższy stopień) rozebrać. Trzeba to będzie zrobić przed wylewką. Kilka dni później uświadomimy sobie, że to nie ostatni problem z garażem, schodkami i wyjściem z wiatrołapu do garażu.

alice
01-09-2004, 12:35
30.06 (środa)
Ostatni dzień czerwca, który kojarzy mi się zawsze ze spadkiem natężenia ruchu drogowego w naszej kochanej stolicy zaczynam od dowiezienia na działkę pustaków wentylacyjnych. Niestety w hurtowniach, które objechałem mieli tylko odcinki przelotowe. Twierdzą, że wszyscy takie biorą i sami wycinają sobie otwór, bo te z fabrycznym są zbyt drogie. Dlatego hurtownikom nie opłaca się ich trzymać na składzie. Tą samą drogą będą więc musieli podążyć nasi budowlańcy.

Znowu trzeba dokupić gwoździe, które znikają w iście atomowym tempie. Gdyby tak przeliczyć, to wartość zakupionych do tej pory gwoździ oscylowała by już zapewne na poziomie kilkuset złotych. Smutne jest przy tym to, że większość z nich po spełnieniu swojego zadania, zakończy żywot. Poddanie ich recyclingowi na budowie mija się z celem. Co najwyżej, będzie je można oddać na złom.

W trosce o zachowanie jakości przez drewno na więźbę zwożę na działkę folię malarska i nakrywamy ją pryzmę. Niezła sterta. Oczywiście non stop pada i nie ma nawet szans na wyschnięcie. Robotnicy pocieszają mnie, że pod blachą na pewno zdąży stracić nadmiar wilgoci. Byleby tylko do tego czasu drewno nie zdążyło zapleśnieć. Niby jest zaimpregnowane, ale nie takie przecież cuda się zdarzają.

1.07 (czwartek).
Nic nowego, no może oprócz zaskakującej przegranej moich faworytów Czechów z zupełnie niedocenianymi Grekami.

2.07 (piątek)
Znowu przedpołudnie mija na rekonesansach po hurtowniach. Tym razem towarzyszy mi Alusia, która powoli zaczyna postrzegać budowany przez “Bobów” dom, jako naszą przyszłą siedzibę. Razem nabywamy 2 -metrowy kawałek przewodu (elastycznego w kolorze niebieskim), który posłuży do zrobienia przelotów dla wentylacji przez wieniec w ścianie kolankowej. Po południu mamy następne spotkanie z kierownikiem budowy. Ustalamy, że podłoga w garażu zostanie podniesiona, a ostatni schodek skuty, zaś pozostałe przeprofilowane.

Tradycyjnie już, po kilku gorzkich słowach pod swoim adresem, kierownik stwierdza, że “nie myli się tylko ten, kto nic nie robi”. Już nawet nie chce mi się komentować tej jego “złotej myśli” :evil:

alice
01-09-2004, 12:38
3.07 (sobota)
Weekend zaczynamy od wizyty na działce, gdzie ekipa szykuje się do wylania wieńca.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/wieniec-kolanko.JPG
Zwieńczenie ściany kolankowej

W beton zatapiane są też kotwy do późniejszego przykręcenie murłat. Przez kilka godzin uczestniczę w pracach zadając przy okazji setki pytań, ważnych oczywiście z punktu widzenia takiego laika budowlanego jak ja. Na szczęście budowlańcy są cierpliwi i obdarzeni wyrozumiałością, więc starają się rozwiać wszystkie moje wątpliwości. Panowie okazują się przy okazji bardzo pomysłowi, i z kilku solidniejszych kawałków drewna przeznaczonego na więźbę, robią sobie wyciąg.

Na działkę przyjeżdża nowy dostawca piasku. Na jednej wywrotce, na dodatek większej niż dowożono nam dotychczas, jesteśmy 30-40 zł do przodu.
Oczywiście przy świeżym betonie na wieńcu, nie mogło obyć się bez deszczu. Lało przez całą noc. Deszcz wyżłobił kilka dziur w wieńcu :( na szczęście bez negatywnego przełożenia na jego wytrzymałość.

alice
01-09-2004, 12:39
5.07 (poniedziałek)
Kontynuujemy przygodę z kominami. Krzysztof zaczyna je ciągnąć na poddaszu i wyprowadza ponad poziom przyszłego dachu. To jedna z wizytówek każdego domu, nie można wiec ich spartolić. Nadal nie możemy zdecydować się na klinkier. Kiedy zweryfikuje się wybrane w prospektach modele z ich wyglądem w realu, to na razie, żaden nie spełnia naszych oczekiwań. A przecież oprócz kominów, chcemy z tego samego klinkieru wybudować ogrodzenie i altanę śmietnikową. Nasze oczy codziennie będą spoglądały na te “cuda”, więc trzeba wybrać rozważnie, by przez następne lata nie pluć sobie w brodę. Problem w tym, że chcemy wszystko podpasować jeszcze do klinkieru na cokole, a producenci nie zawsze oferują cegłę z tym samym wzorem płytki klinkierowej. A jeśli już to ... oczywiście nie ten kolor, faktura itp. :cry:

W sumie to możemy mówić o pechu, bo jak wybraliśmy już coś co było super – w naszym mniemaniu – to okazało się, że wzór został wycofany z produkcji. Chodziło o modele Magma i Lawa – Terca Wieneberger.
No dobra dosyć dygresji.
Na działkę przybyli panowie od więźby. Jest ich trzech. Myślałem, że hasanie po wysokościach to raczej domena młodości. Jak zobaczyłem naszą ekipę zmieniłem jednak zdanie. Średnia wieku to z grubsza licząc chyba ponad 50 lat. No cóż, na sprawność takiej ekipy nie ma co zapewne liczyć, szybcy raczej też nie będą. Nadzieja w tym, że mają odpowiednie doświadczenie. Panowie, a właściwie ich szef, który zajmuje się układaniem więźby - pozostała dwójka jest od tzw. prac fizycznych - rzucił okiem na zakupione przez nas drewno i ...uff, uspokoił nasze obawy. Stwierdził, że drewno jest bardzo dobrej jakości, solidne, dobrze zaimpregnowane, zdrowe :lol: Jesteśmy zadowoleni z takiego wyroku, zwłaszcza ja, bo przecież obowiązek wyboru ciążył na mnie. Opłacało się więc jechać aż pod Ostrołękę do tartaku. Jeszcze tylko sprawdzić się musi ekipa i będziemy mieli solidną bazę dla dachu.

Życie jest jednak okrutne i tylko chwilę pozwala się nam cieszyć z zakupu. Chodzi o to, że może zabraknąć drewna. Albo będzie na styk. Oby to drugie.

Przy zamawianiu popełniliśmy jeszcze jeden błąd :( Zapomnieliśmy, a prawdę mówiąc w ogóle nie wzięliśmy pod uwagę, że przecież potrzebować będziemy łaty i kontrłaty. Nieco niechętnie, ale zmuszeni jesteśmy zgodzić się na rozwiązanie w którym, łaty i kontrłaty załatwi firma z którą podpiszemy umowę na ułożenie dachu, czyli Eko-Dach.

alice
01-09-2004, 12:41
6-9.07 (wtorek-czwartek)
Kolejne dni upływają na studiowaniu coraz większej liczby prospektów reklamowych i studiowaniu internetu w poszukiwaniu cegły klinkierowej. To już chyba jakaś obsesja, której poddałem się i ja. Jadąc do pracy odwiedzam przydrożne hurtownie. Po pracy też nie ma zmiłuj. Umawiamy się wspólnie, taki rodzinny meeting, pod hurtownią Mańk, by zobaczyć kolejne wytypowane modele. Niestety skład jest już nieczynny i pozostaje nam tylko podziwianie ekspozycji wystawionej przy ulicy. Mamy następnych faworytów.

W nowej hurtowni przy trasie Chotomów-Jabłonna dowiaduję się o szamba. Koszt to około 2150 + Vat. Wyglądają całkiem przyzwoicie, ale Kasia cały czas obstawia producenta spod Radomia. Dlaczego?

Więźba powoli, ale jednak zarysowuje się nad ścianą kolankową. Zastanawiam się, czy dobrze robimy, że ścianka będzie zgodna z wymiarami zaproponowanymi przez projektanta. Wiem, wiem, to pokusa częsta na tym etapie. Patrząc jednak w pustkę, która za jakiś czas stanie się naszymi oknami połaciowymi mam wrażenie, że skosy są zbyt nisko i starci na tym funkcjonalność pokoi. Z drugiej strony, już na parterze nie brakuje nam miejsca, większa góra to tylko dodatkowe przestrzenie do ogrzewania.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/WIEZBA1.JPG
Małpy skaczą niedościgle, małpy robią małpie figle – tym razem na więźbie :P

Dawno nie wspominałem o pogodzie. W tym temacie bez zmian, no może tylko poza zintensyfikowaniem zjawisk atmosferycznych. Już nie tylko pada. Ulewy to coś tak normalnego, że praktycznie nie zwraca się na nie uwagi. Żeby było ciekawiej, zaczęło wiać jak cholera. A w międzyczasie jeszcze gradobicie. Ale kto by sobie tym zawracał głowę.

Zawracamy sobie za to część ciała wspartą na szyi inną sprawą. Podczas wizyty na budowie uderza mnie (niemal dosłownie) malutki szczególik, który wszyscy przeoczyliśmy. Poziom posadzki i wysokość na jakiej znajduje się nadproże w garażu. Przy aktualnym ustawieniu schodków do wiatrołapu i różnicy w poziomach posadzek pomiędzy wspomnianymi pomieszczeniami nadproże garażowe jest usytuowane tak nisko, że schodząc po schodkach wyższe osoby trafiałyby (tak się wydaje) głową w prowadnicę od bramy segmentowej :o Boom :cry: Nie popadamy w panikę, serwujemy sobie jedynie kropelki na uspokojenie. Rozwiązanie tej kwestii nie pozwoli nam jednak spać spokojnie przez najbliższe tygodnie.

alice
01-09-2004, 12:44
10.07 (sobota)
Weekend zaczynamy od wyjazdu z Alą do lekarki na kontrolę okresową. Po drodze mamy okazję odwiedzić Peterkę i jego budowę. Oglądamy jego dach, który jest wykonany z takiej samej blachy jaka będzie u nas. Prezentuje się bardzo dobrze. Zwiedzamy też wnętrza. Stan zaawansowania jego budowy jest zdecydowanie większy od naszego.

Następny punkt programu to wizyta w firmie od dachów skąd zabieramy umowę do przeczytania. Głównym celem naszego wypadu do Warszawy jest jednak hurtownia budowlana Minox, gdzie zamierzamy nabyć kilka palet cegły klinkierowej Terca – Fraza. Sytuacja jest podbramkowa, bo ekipa potrzebuje ją na poniedziałek do murowania komina. Na miejscu okazuje się jednak, że w rzeczywistości kolorystyka wpada za bardzo w pomarańcz, co z miejsca ją eliminuję. Decyzja musi zapaść w ciągu kilku minut, bo transport już jest w drodze do hurtowni. Obywa się bez kłótni i wybór pada jednomyślnie na Terce – Cosmo.
Powoli dochodzę do wniosku, że taki tryb podejmowania decyzji jest dla nas najlepszy. Nie trzeba się targować między sobą i przekonywać do własnych racji. Jest przy tym zdecydowanie lepszy dla zdrowia psychicznego :roll: :wink:

Oczywiście, jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że hurtownia nie ma na stanie odpowiedniej ilości cegły. Dostawa będzie dopiero za kilka dni. Nie pozostaje nic innego tylko poszukać innej hurtowni. Podjeżdżamy do Mańka, ale że handlowiec nie chce zejść z ceną do satysfakcjonującego nas poziomu (nawet przy złożeniu dużego zamówienia, w grę wchodzi też materiał na ogrodzenie), bierzemy więc tylko jedną paletę. Patrząc na ceny i podejście handlowców nie dziwi całkowity brak życia na placu hurtowni. W Minoxie ruch był niemożliwy, cały czas odchodziły transporty, drzwi biura nie zamykały się, a w Mańku - czas jakby się cofnął o kilka lat. No cóż. Każdy handluje jak chce.

Rozładunek palety na budowie - mieliśmy specjalny wózek do ich przewożenia - omal nie skończył się dla mnie kalectwem :cry: :oops: Podczas zjeżdżania z pseudo rampy o wysokości 3-4 cm paleta nagle zaczęła się przechylać na jedną stronę. Moja cherlawa budowa nie miała szans utrzymać raz poruszonej bryły i całość w tempie żółwia opadła z wdziękiem na podłogę. W ostatnim momencie dałem za wygraną i zabrałem nogę. Tona cegły to nie w kij dmuchał. Z perspektywy czasu oceniam, że miałem więcej szczęścia niż rozumu. Zakończyło się na potężnym siniaku na udzie i ogromnym bólu w kolanie. Opatrzność czuwała też nad cegłą. Żadna się nie zbiła, i zaledwie na kilku doszło do odszczypania emalii.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/cegla-komin.JPG
And the winner is…W rzeczywistości kolor jest trochę inny, ciemniejszy

Mimo kontuzji uczestniczę w popołudniowych porządkach na działce. Twardym trzeba być, nie miętkim. Noga boli jak diabli, ale nie mogę się przyznać bo zostanę wysłany do lekarza, co dla faceta jest niczym policzek. Kiedy piszę te słowa jest już dawno po wszystkim (ponad miesiąc). Kolano nadal boli. Nieważne. Było, minęło. Najważniejsze, że jestem cały i mogę się ruszać.
Cały czas chodzi mi jednak po głowie głupia sentencja “Dom po dach, facet w piach”. Chyba nie przekręciłem? A jeśli nawet, to sens jest zachowany.

alice
01-09-2004, 12:45
11.07 (niedziela)
Rano Kasia ma spotkanie ze specem od kominków. Jak można było przypuszczać, także w tym temacie jest coś schrzanione, tym razem chodzi o odejścia z ciepłym powietrzem *** Miały być zrobione specjalne przeloty w stropie. Miały. Teraz będzie trzeba pewnie puścić pod sufitem. Po południu kolejna część porządków na działce. Musimy kupić nową końcówkę do spryskiwacza, bo stara – patrz pan - sama z siebie się zepsuła. Zagadkowa sprawa.

12.07 (poniedziałek)
Pada i pada, ale więźba rośnie w oczach.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/WIEZBA2.JPG
Więźba to takie większe puzzle

Przyjeżdżają monterzy z Telekomuny i podłączają telefon. Dom bez dachu, ale za to z dostępem do telefonu :lol: Przenosiliśmy to ustrojstwo z poprzedniego mieszkania więc nie mieli wyboru. Musieli nas podłączyć ponownie albo, z ich winy, zostałaby zerwana umowa. Na szczęście wybrali to pierwsze rozwiązanie. Kabel wisi sobie teraz z pięć metrów nad drogą i jest obwiązany wokół sosny. Poczeka sobie trochę do podpięcia. Panowie telefonu dziwili się, że tak wcześnie go instalujemy. Po chwili jednak sami stwierdzają, że jesteśmy ostatnią posesją na naszej ulicy, która na długi czas dostała dostęp do szerokiego świata. Centrala nie ma już wolnych numerów. Ciekawe, czy to prawda, czy zwykły chwyt marketingowy? Zanim sfinalizowaliśmy umowę z TPSA sprawdziliśmy czy da się podłączyć Neostradę. Się DA!! :P
Druga optymistyczna wiadomość tego dnia to, że Kasi udało się wynegocjować w Minoxie cenę 2,00 zł za cegłę Cosmo.

alice
01-09-2004, 12:48
13.07-16.07 (wtorek-piątek)
Następne dni stoją pod znakiem lukarn, załatwiania brakującego, drewna i wykańczania kominów. Wreszcie 15 lipca stanęły.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/KOMIN2.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/KOMIN3.JPG
Chodzi kominiarz – dopiero będzie :lol:

Muszę przyznać, ze zrobiły na mnie wrażenie swoją dostojnością. Dzień później nasi murarze kończą swoją pracę. Ocieplili styropianem lukarny i położyli na ich zewnętrznych ścianach (niestety nie na wszystkich bo przez deszcz nie zdążyli) siatkę na kleju. Resztę zrobią cieśle, którzy jeszcze kilka dni będą walczyć z naszą więźbą.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/lukarny-ociep.JPG
Nasze wysokie okna na świat

alice
01-09-2004, 12:50
17.07 (sobota)
Rano na budowie miał być hydraulik, ale jak się później okazało...zapomniał. W międzyczasie, czekając na niego odkrywam, że w kanałach wentylacyjnych jest trochę gruzu i zaschniętej zaprawy. Trzeba będzie je przy okazji udrożnić, by zapewnić potem skuteczne odprowadzanie powietrza.
Po zaakceptowaniu przedstawionych przez nas uwag, składamy podpisy pod umową z Eko-Dachem 8)
Jak dobrze pójdzie, prace nad naszym dachem zaczną się za tydzień.

Po sutym obiedzie – jak to zwykle u teściów – po południu zamieniam się w drwala i wycinam kilka sosen samosiejek, które mogą przeszkadzać w ułożeniu dachu. Prawdziwa siekierezada. Ubaw przedni. Potem biorę się za czyszczenie przewodów kominowych. Odwiedza nas Gosia (GG) kolejna przedstawicielka Grupy Chotomowskiej.

18.07 (niedziela)
Dzień świąteczny, pracować nie powinno się, ale jak przez cały tydzień nie mamy czasu, to musimy porządkować działkę nawet w niedzielę. Zaczynam jednak ... od umycia samochodu. Mam wspaniałego pomocnika, Alusia lobi sistko siama. Co by nie mówić, pół wozu obleciała ze szmatką i trzymała mi szlauch z wodą. Kochane maleństwo. W tym samym czasie mamusia zabrała się za impregnowanie desek z których zbito ścianki lukarny. Kiedy kończę z samochodem, przejmuję od Kasi pędzel. Po kilku ruchach dochodzę do wniosku, że nie tędy droga. Szybka decyzja – trzeba zaopatrzyć się w spryskiwacz, bo człowieka szlag trafi na miejscu. Impregnat jest bardzo rzadki i szybko spływa po deskach i co gorsze... po rękach. Wsiadam więc w samochód (po cholerę go myliśmy, jak wystarczyło przejechać kilkanaście metrów by znowu był cały w pyle) i jadę po spryskiwacz.

Po napełnieniu go impregnatem jestem kompletnie rozczarowany bo co prawda natryskuje roztwór, ale zaledwie przez kilka sekund i to rwanym strumieniem. Coraz bardziej wkurzony nie poddaję się jednak i przeklinając złośliwość rzeczy martwych kontynuuję mordęgę. Jakby tego było mało, słońce praży jak diabli, a nad głową nie ma ani centymetra cienia. Jestem pewien, że jak w poniedziałek przyjadą cieśle kończyć więźbę, to będzie oczywiście padał :x

Z powodu technicznej przerwy - Ala sypia nam jeszcze w południe - Kasia wraca z nią do dziadków zostawiając mnie samego na polu bitwy. Po trzech godzinach w ostrym słońcu kończę wreszcie robotę i postanawiam dorwać się do trzewi spryskiwacza. O rzesz.... przewód doprowadzający ciecz do spryskiwacza jest pęknięty przy samej dyszy i przepuszcza powietrze. Wystarczy odkroić końcówkę i ... świat przybiera kolorowe barwy. Wyzywam się w duchu od matołków. Taka prosta sprawa. Jak się siedzi całe życie przed komputerem, to takie są tego efekty. Niby tak jak każdy mam dwie ręce, szkoda tylko, że obie lewe. Dupa ze mnie a nie Słodowy czy inszy MakGajwer. Resztkami impregnatu polewam jeszcze raz deseczki i szacuję ile by mi zajęła cała robota, gdybym od razu naprawił urządzenie. Góra pół godziny :roll:

Kochana żonka nie zapomina o swojej biednej, samotnej połówce i dowozi na działkę obiadek. Po skończonej impregnacji zabawiam się w człowieka pająka i skaczę sobie po więźbie oglądając z bliska jej połączenia i kominy.

Na tej zabawie zastaje mnie ponownie Kasia i .... dwie nasze przemiłe sąsiadki/koleżanki (Gosia i Teresa) z poprzedniego mieszkania. Nudziły się, więc postanowiły odwiedzić tą naszą słynną na osiedlu budowę. Trochę mi głupio, bo cały jestem wymazany impregnatem na zielono. Tak szybko jak się tylko da ,wybywam z działki, zostawiając za sobą plotkujący “babiniec” :lol:
Dziewczynom jest mało pogaduch więc przyjeżdżają jeszcze na kawę. Cieszę się, bo Kaśka może wreszcie -choć na chwilę - oderwać się od budowy. Nawet Alusia daje spokój mamusi i bawi się ze mną, zjada nawet bez głosu sprzeciwu obiadek. Takie miłe, słodkie zakończenie weekendu.

alice
01-09-2004, 12:52
20.07 (wtorek)
Wieczorem po pracy spotykamy się wreszcie z hydraulikiem. Ma złe wiadomości. Ekipa nie jest w stanie wejść z robotą, bo cały sierpień spędza w Mediolanie, gdzie złapała intratny kontrakt. Nie mogą go przełożyć czy opóźnić bo właściciel hurtowni, w której będą prowadzone prace zamyka interes na wakacyjną przerwą i muszą z pracą zdążyć w 4 tygodnie. Mogą pojawić się u nas dopiero we wrześniu. Ze spuszczonymi głowami robimy mimo to rekonesans na budowie. Ustalamy różne szczegóły, między innymi podejmujemy decyzję odnośnie grzejników. Niemal na 100 proc. będą to aluminiowe żeberkowe. Dowiadujemy się, że musimy nieco zmienić wystroje łazienek, bo będzie trudno przy proponowanym przez nas ustawieniu zrobić podejścia.
Na działce pojawia się też elektryk (z polecenia AM – kolejny raz DZIĘKI) i ustala z Kasią punkty. Oczywiście dyskutujemy w deszczu.

21-23.07 (środa-piątek)
Dni upływają w iście zawrotnym tempie. Obdzwaniamy okoliczne tartaki, bo cieślom jednak zabrakło drewna. Symboliczną ilość, ale jednak brakuje. O ile jednak belki udaje się załatwić niemal od ręki, o tyle mamy problem z drewnem na deskę czołową. W projekcie mamy bardzo nietypowy rozmiar – 3,8x20 cm. W tartakach robią wielkie oczy (tak interpretuję ciszę w słuchawce jaka zapada po zadaniu przeze mnie pytania). Na ewentualną realizację tego zaskakującego zlecenia musielibyśmy czekać nawet do 2 tygodni. Sugerują nam, że niemal wszyscy klienci biorą zwykłą calówkę, ewentualnie dwu calówkę o szerokości 16 cm. A taką deskę można już dostać od razu. Ustalamy z naszymi przyszłymi wykonawcami dachu, że z ich firmy podjedzie ktoś na działkę i sprawdzi organoleptycznie, czy konieczny jest rozmiar zaproponowany przez architekta.

W czwartek prace rozpoczyna ekipa elektryków – pracują we dwóch. Młotki nie przestają stukać, a wiertarki borować. Na bieżąco Kasia ustala rozmieszczenie gniazd kontaktowych, wyłączników dla poszczególnych pomieszczeń. Do mnie należy ustalenie punktów dla kina domowego, telewizji, telefonu i internetu. Anteny będą jednak doczepione do komina, chociaż rozważaliśmy też rozwiązanie z jednym ze słupów na tarasie. Boję się jednak, że rosnące drzewa przysłonią sygnał z satelity.
Dzień później cieślę kończą wreszcie więźbę (około tygodnia spóźnienia ze względu na deszcze). Mają jeszcze – w ramach umowy – pojawić się w następnym tygodniu by zainstalować deskę czołową. Wykonawca dachu stwierdza, że może być rozmiar standardowy, musimy tylko poczekać aż przywiozą na działkę odpowiednią ilość drewna.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/WIECHA1.JPG
I kolejny etap za nami

Jedni kończą, drudzy zaczynają. Elektryk ma dzień przerwy, szkoda bo ekipa od alarmów rozkłada kable pod przyszłą instalację. Prace zajmują prawie cały dzień.

alice
01-09-2004, 12:53
24.07 (sobota)
Nie ma chwili odpoczynku i kolejna sobota nie odbiega od poprzednich, czyli budowa. Przyjeżdża ekipa od układania dachów – 5 facetów, którzy zaczęli pracę od sprawdzenia więźby. Stwierdzili, że jest bardzo mocna i bardzo dobrze ułożona – co ponoć dosyć rzadko się zdarza. Przynajmniej jeden problem z głowy. Szybko przechodzą do konkretów i biorą się za układanie folii wysokoparoprzepuszczalnej – Aqua Protect Light, na którą nabijane są kontrłaty i łaty. Tradycji musi się stać zadość - oczywiście musi popadać, praca jest przez to spowolniona, bo ekipa musi co jakiś czas chować się przed wodą. Przez niecałą dniówkę zakrywają część więźby nad salonem i garażem.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-folia.JPG
Tu już nie będzie kapać :P


25.07 (niedziela)
Uff, budowa potrafi doprowadzić do białej gorączki. A poszło o wystrój dolnej łazienki. Zaczęło się niewinnie. Usłyszałem, że nie wykazuję chęci pracy koncepcyjnej. Siadłem więc i nasmarowałem swoje wyobrażenie łazienki. Na moje nieszczęście, diametralnie różniło się od projektu mojej połowicy. Dostałem więc natychmiastową reprymendę, że zawsze muszę krytykować jej projekty i wszystko przewracam do góry nogami. I tak źle i tak niedobrze. Bądź tu człowieku mądry.
W minorowych nastrojach udaliśmy się na działkę by pomiędzy realnymi ścianami porozmieszczać: wannę z natryskiem, kibelek, bidecik, szafkę z umywalką, słupek wysoki, szafkę dolną, szafkę górną, lustro, grzejnik elektryczny, wieszak na ręczniki....Dużo tego, żałujemy, że dolna łazienka nie jest dłuższa lub szersza o pół metra. Na podłodze wyrysowywaliśmy cegłą zasięg poszczególnych składowych łazienki. Doszliśmy w końcu do kompromisu, ale było naprawdę gorąco. Dobrze, że takie dni nie zdarzają się zbyt często :lol:

alice
01-09-2004, 12:54
26.07 (poniedziałek)
Trudno zgrać wykonawców. Wpierw na budowę dociera drewno na deskę czołową. Następnie elektryk, któremu pokazuję gdzie ma zrobić podejścia w “łazience”. Czekam coraz bardziej zniecierpliwiony na ekipę od dachu. Wiem, że w poniedziałki zawsze zaczynają późno, około 10-tej, ale jest już 11 i nic. Nie odpowiadają też na telefony. ?????
A mnie się spieszy, bo przed pracą musze jeszcze odwiedzić bank. Lekko wkurzony przyjeżdżam ponownie na budowę a tam... jacyś ludzie – zupełnie mi obcy - kręcą się po dachu. Zagadka szybko się rozwiązuje - to nowa ekipa. Sobotnia, była nic nie znaczącym epizodem – obecna ma charakter docelowy. Na razie jest dwóch magików, jak będą już kryli dach blachą, dołączy jeszcze jeden. Jacyś tacy bardzo młodzi, w moim wieku. Po kilku testowych pytaniach z mojej strony wydają się jednak OK. Zobaczymy za kilka dni.

27.07 (wtorek)
Sprawy na budowie nabierają oszałamiającego tempa. Cieśle kończą swoją pracę, czyli dobijają deskę czołową. Nie obywa się bez komplikacji, gdyż zepsuła się ich piła elektryczna. Mając na uwadze niepewną pogodę (co za odmiana :roll: ) i sporą ilość desek do przycięcia postanawiam szybko podjechać do wypożyczalni sprzętu budowlanego by zaopatrzyć się w stosowne urządzenie. Dostarczyłem sprzęt i zyskałem dodatkowy szacunek cieśli.

Oczywiście zaczęło lać i tak już do końca dnia. Gdyby nie pożyczona piła, cieśle nie pracowaliby – powiedzieli mi po zakończeniu pracy. W szachu znaleźli się też dekarze, którzy nie mogli kończyć układania folii i łat z kontrłatami. Odbyłem więc z nimi pogadankę o złodziejstwie na budowach. Uświadomiło mi to, że musimy jakoś rozwiązać kwestię składowania blach na działce. Zostawić je bez opieki to igranie z losem, Arkusze nie ważą przecież zbyt dużo i dosyć łatwo można je wynieść. Za to kosztują...
Sen z powiek nadal spędza nam kwestia bramy garażowej. Postanawiam udać się zaraz z rana na działkę i wszystko pomierzyć, a potem dowiedzieć się u źródła – u któregoś z dealerów – o rozwiązanie naszego problemu.

28.07 (środa)
Już tylko trzy dni do urlopu :lol: Jakoś trzeba je jednak przeżyć. Jeszcze przed 6-tą rano jadę na działkę by dokonać stosowanych pomiarów w garażu. Wydaje się, że są szansę, że brama jednak zmieści się. Jeśli nie w rozmiarze jaki był w projekcie, to powinna wejść o rozmiar większa (wyższa) Podczas inspekcji pokrycia foliowego zauważam kilka niewielkich dziur. Po konsultacji z Darkiem – szefem dekarzy – zobowiązuje się je podkleić specjalną taśmą. Jak się później okazało, łatek było dosyć sporo. Na szczęście, folia jest pod dachówką i jej głównym celem nie jest odprowadzanie wody deszczowej, a ilości H2O jakie się na niej mogą ewentualnie pojawić nie będą miały żadnego szkodliwego działania.

Popołudnie to prawdziwy jazda. Przyjeżdża Gosia z mężem po stemple. Pojawia się Jackus, który pilnie musi nabyć szambo i szuka wspólnika do zakupu i transportu. Niestety, nie możemy służyć mu pomocą, bo my będziemy załatwiali tą kwestię gdzieś na przełomie września i października. Chcemy to zrobić równocześnie z instalacją zbiornika na gaz, by koparka wykopała za jednym zamachem dwa doły.
W międzyczasie Kasia ustala z elektrykiem punkty w kolejnych pomieszczeniach, a ja z dekarzem miejsca rur spustowych. Postanawiam dodać rurę na jednym z rogów, bo połać z której zbierana będzie woda jest bardzo duża, a architekt potraktował problem po macoszemu.

Muszę wracać do domu na piechotę, bo Kasia zostawiła mnie na budowie wracając szybko do naszego Szkrabika, który musiał szykować się już do spania. Było już po 21-ej. Dwudziestominutowy marsz okazał się skuteczną metodą na odstresowanie. Sytuacja wyglądała dosyć komicznie, bo szedłem w nieco już sfatygowanych spodniach, brudny jak sto nieszczęść i z ... siekierą w ręce. Co bardziej nerwowi spacerowicze przechodzili na mój widok na drugą stronę ulicy. Miałem niezły ubaw :lol:

alice
01-09-2004, 12:56
30.07 (piątek)
Korzystając z wolnego przedpołudnia odbieram od Kasi z pracy nadstawki na europalety, które posłużą nam do składowania odpadków drewna. Na budowie dekarze kończą pierwszy etap obróbek i instalację rynien. Rury spustowe postanawiamy zostawić w depozycie w firmie. I tak trzeba byłoby je zdjąć przy ocieplaniu i robieniu tynków, a przy okazji nie będą kusić złodziei. Okazuje się, że zabrakło kilku metrów folii dachowej i trzeba było domówić. Na szczęście nie trzeba płacić za całą rolkę, tylko za zużyte metry. Dekarze postanawiają, że od poniedziałku - kiedy przyjadą arkusze z blachą - będą nocować na działce. Strzeżonego i tak dalej.

Wracając do domu odwiedzam przedstawicielstwa Wiśniewskiego i Hoermanna, by dowiedzieć się o możliwość instalacji wyższej bramy. Pechowo, w żadnym z biur nie było montażystów, a panie sekretarki nie były w stanie udzielić na 100-proc. pewnej informacji. Mają oddzwonić i umówić się na wizytę na budowie.

Popołudnie, oprócz wykonywania obowiązków zawodowych – internet to piękna rzecz – upływa na pakowaniu się rodzinki na nocny wyjazd nad morze. Ćwiczymy ten sam scenariusz co rok wcześniej. Kasia z Alą i swoją mamą jadą pociągiem nad morze, a ja po tygodniu wymienię się z teściową jadąc do nich i po nie samochodem. Oby tylko miały pogodę. Patrząc na rosnącą górę tobołów zadaję sobie pytanie, czy nasze rodzinne kombi pomieści tyle gratów. Okaże się dopiero na miejscu, bo część rzeczy mam dopiero dowieźć. O północy – 20 minutowe spóźnienie odjazdu pociągu – zostaję słomianym wdowcem i zaraz zaczynam tęsknić za moimi babami. Chlip, chlip. :cry: :cry: :cry:

alice
01-09-2004, 12:57
31.07 (sobota)
Od rana mam wisielczy humor, potęgowany tym, że nasz bank otwierają dopiero o 10-tej a ja potrzebuję szybko kasę na rozliczenie z elektrykiem. Na dodatek nie ma nikogo, kto przytuliłby biednego misiaczka, który musi teraz sam nadzorować gospodarstwo rodzinne.

Dobrze, że przynajmniej Kasia zaplanowała mi prace. Od poniedziałku na działce mają zacząć działać tynkarze, więc jestem zmuszony nabyć folię i pozakrywać okna, by nie było przeciągów. Postanawiam ponabijać z boków otworów okiennych listwy do których następnie przyczepi się folię. Gwoździe jakie znalazłem na działce mogłem sobie wsadzić w ... Nieważne. Kolejny genialny pomysł z przyklejeniem listew również okazuje się, grzecznie mówiąc, do .... Nieważne. Po dwóch godzinach mordęgi jadę do hurtowni w calu zakupu specjalnych gwoździ stalowych do wbijania w beton. Są, ale pioruńsko drogie. Ponad dwadzieścia groszy za sztukę. Warte są jednak swojej ceny i praca idzie – jak po maśle to przesada – ale bardzo sprawnie i w kolejne dwie godziny mam zadanie zrealizowane. Folii nie przybijam, gdyż elektrycy jeszcze nie skończyli pracy.

W czasie prac porządkowych odwiedza mnie sąsiad i zwiedza naszą budowę. Doradza w sprawie przyszłego trawnika. Sugeruje, żeby pod warstwę ziemi, którą będzie trzeba nawieźć, podsypać warstwę gliny, która skutecznie będzie przeciwdziałać ucieczce wilgoci, tak przecież koniecznej do wyhodowania zielonego kobierca. Fakt faktem, że jego trawnik wygląda bardzo ładnie.
Na więcej nie starczyło niestety czasu i zapału.

1.08 (niedziela)
Miałem iście szatański plan, co by zrobić sobie dzień odpoczynku i relaksu po ostatnich nerwowych sesjach budowlanych, ale ogrom kolejnych zadań nie pozwolił na leniuchowanie. Wpierw sprzątanie samochodu mojej małżonki przed oddaniem go do warsztatu na doroczny przegląd. To naprawdę zdumiewające, ile śmieci potrafią wyprodukować i zmagazynować dwa moje kochaski.

Jestem bardzo dumny z siebie, bo samochód po odkurzaniu i czyszczeniu tapicerki nie był tak czysty wewnątrz chyba od nowości. W poniedziałek zobaczymy czy ma jakieś dolegliwości pod maską. Z silnikiem raczej wszystko w porządku, gorzej z układem jezdnym. Nawierzchnie polskich dróg są w stanie pokonać nawet najtrwalsze zawieszenie :x :evil:

Mając już co nieco w krzyżu, dobijam się na działce przy sprzątaniu wnętrza domu. Usuwam wszelki gruz, śmieci i wciskający się w każde miejsce kurz i pył. Na stertę trafia dwanaście 20-litrowych wiader z brudami. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wysprzątałem dopiero część parteru.
Wieczorem, o ironio, nie mogąc zasnąć ze zmęczenia, dokształcam się z układania tynków. Jestem niby troszkę mądrzejszy, ale co innego teoria, co innego praktyka. Tak bardzo chciałbym już pojechać do Kasi i Alusi.

alice
01-09-2004, 12:58
2.08 (poniedziałek)
Mimo że człowiek niby na urlopie, ale pospać nie można i już o 7 melduje się na działce. Chce zdążyć przed tynkarzami ze sprzątaniem pomieszczeń na poddaszu. Chociaż dzień zaczął się już kilka godzin wcześniej, jest ponuro i nieprzyjemnie. Zapowiada się na deszcz. Po godzinie dołącza do mnie elektryk, który dopiero dzisiaj zamierza zakończyć prace. Czas płynie tak szybko, że nawet nie zauważam kiedy mijają kolejne godziny. A tynkarzy ani widu, ani słychu. Dzwonię do naszego wykonawcy i dowiaduję się, że dopiero wyjechali od siebie i powinni być koło południa. Faktycznie, przyjeżdża ekipa, ale naszych dekarzy. Nie mogą przystąpić do pracy bo nie ma jeszcze blach.

Zaczyna padać. I to bardzo poważnie. Deszcz jest chyba nam pisany. Weekend upłynął w pełnym słońcu, a kiedy potrzeba, żeby było sucho, to musi padać. Taka nasza karma.

Zrywam się z budowy przed 14-tą i jadę odwieźć Kasi auto do warsztatu. Po godzinie jestem z powrotem, a tynkarzy diabli wzięli. Tracę powoli nadzieję, żeby się jeszcze pojawili. Dowożą za to blachę i w strugach deszczu ekipa przeprowadza rozładunek, składając arkusze na paletach na podłodze w garażu. Jest tego od groma. Cóż z tego, kiedy nie można ich układać.

Nasz elektryk kończy wreszcie swoje dzieło – niestety zapomina o 2 gniazdach trójfazowych. Jedno miało być w kuchni przy piekarniku, drugie zaś w garażu. Ale dwa pozostałe podprowadził jak należy. W kotłowni dla hydroforu i w kuchni dla blatu ceramicznego. Dobrze że byłem na miejscu i przypilnowałem. Na kolejny dzień elektryk zostawia sobie też wstawienie wszystkich puszek.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/elektryka-kable.JPG
Ściany pokryła pajęczyna kabli
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/elektryka-centrala.JPG
Centrum dowodzenia – skrzynka bezpiecznikowa, bez gorzałki nie razbierjosz :lol:

Ustalam z dekarzami wysokość umieszczenia okien połaciowych i ich rozmieszczenie. Musimy je nieco podnieść w stosunku do propozycji Kasi. Przy niskiej ścianie kolankowej i stosunkowo niewielkim nachyleniu połaci pojawiłby się problem z odpowiednim ociepleniem dachu. Największy kłopot mamy jednak z oknem w garderobie, gdyż wchodzi w kosz – trzeba je podnieść sporo do góry.
Tynkarze nie dojechali, wykonawca nie odbiera telefonów. Wracam do domu po blisko 10 godzinach spędzonych na budowie. Czeka mnie niestety jeszcze jedno zadanie. Biorę się wreszcie za uzupełnianie dziennika. Mija północ a ja nadal stukam w klawiaturę. Po pierwszej idę wreszcie spać.

alice
01-09-2004, 13:00
3.08 (wtorek)
Pobudka o 6-tej. Dzień nie odbiega porządkiem od poprzednich. Spędzam kolejne godziny na sprzątaniu wewnątrz domu, bo o porządkowaniu obejścia nie ma mowy z uwagi na co chwila padający deszcz i wszechogarniającą wszystko wilgoć. Pełen zapału chciałem zrobić coś z walającym się wszędzie drewnem, a to szalunkowe, a to resztki z więźby, a to porozrzucane kawałki łat i kontrłat. Leje się jednak za kołnierz więc z buńczucznych planów nici.

Tak jak przypuszczałem, tynkarzy nie będzie. Tłumaczyli się podobno zbyt małą powierzchnią do pokrycia przez agregat. Niestety, hektarów im nie zapewnię. Niech się dogadują z jakimś deweloperem i robią w hurcie, obfajdani wyrobnicy. Takich to tylko wieszać :evil: A podobno jest w Polsce bezrobocie. Co najciekawsze, byli tydzień wcześniej na budowie i wszystko było OK. Co najmniej tydzień w plecy. Wykonawca ma ponoć szukać nowej ekipy. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że zdąży w terminie zawartym w umowie.

Elektryk przedstawia mi wstępne rozliczenie podejść. Wychodzi ponad 1,5 km kabli i prawie 400 wyprowadzeń. Szok. Niektóre pomieszczenia wyglądają jak centrale. Plątanina kabli, chociaż trzeba przyznać, że równo poukładanych i zmyślnie poprowadzonych. Z czystym sumieniem mogę polecić usługi pana Piotrka. Nie stroi fochów, potrafi doradzić, słucha co się do niego mówi. Jest przy tym sumienny i słowny. Takich fachowców to można naprawdę ze świecą szukać. Sprawdził się też na budowie AM
Po południu na działkę docierają okna połaciowe. Sprawdzam ich stan. Tak na wszelki wypadek, przecież i Mercedes potrafi się zepsuć. Ostatnio jakby coraz częściej :roll:

4.08 (środa)
Znowu wczesnym rankiem przybywam na budowę, by spotkać się z przedstawicielem Hoermanna. Dyskutujemy w sprawie naszego problemu. Wydaje się, że wszystko będzie w porządku. Jest na tyle miejsca, że w razie czego będzie można wstawić wyższą bramę. Ale w takim przypadku, nie będziemy mogli wybrać bramy kasetonowej, bo będzie źle wyglądała w otworze. Poziomy profil za nadprożem wyglądałby wtedy jakby był urwany. Lepiej prezentować się będzie zwykłe, poziome przetłoczenie.

Dekarze kończą instalować okna dachowe i mamy zgrzyt. Mimo że mieli wszystko pokazane dokładnie i wytłumaczone jak chłopu na miedzy, okno w pomieszczeniu nad garażem od strony ogrodu umieścili o dwie krokwie dalej niż w projekcie. Moim zdaniem, nie jest źle, a nawet… Okno zdecydowanie lepiej doświetla pomieszczenie. Na pewno z tego powodu nie zamierzamy rozmontowywać całej połaci pokrycia dachowego. Inną kwestią jest wysokość okien. Z przyczyn technicznych nie mogły być w tym pokoju zainstalowane niżej. Ja dam radę przez nie wyglądnąć, ale Kasia już nie. Na razie pytaniem bez odpowiedzi pozostanie kwestia, czy nadzór budowlany nie zgłosi uwag do tak zamontowanego okna. Na razie kładę na nich laskę.

Bijąc się z myślami dowożę do banku wyciąg z księgi wieczystej z wpisaną hipoteką. Czekamy teraz na ruch ze strony banku, który powinien niedługo poinformować nas o obniżeniu oprocentowania z tytułu takiego zabezpieczenia swoich interesów.
Mam smutną informację dla moich kobietek. Mogę się do nich spóźnić, bo dach skończą najwcześniej w poniedziałek :cry: :x

alice
01-09-2004, 13:01
5.08 (czwartek)
Dzień z uwagi na zajęcie nie wymagające wielkiej filozofii – sprzątanie – mija bardzo szybko. Wreszcie i w Warszawie żar leje się z nieba, co z jednej strony może cieszyć, z drugiej jednak mam na uwadze naszych dekarzy, których musi nieźle przypiekać na dachu.
Uzgadniam z ekipą, że po wyjęciu okien połaciowych w ich miejsce na razie zainstalują płyty (jakąś sklejkę), bo strach taki chodliwy towar zostawić bez nadzoru. Dobiją do krokwi łaty i ściągną sklejkę drutem.

6.08 (piątek)
Coraz bardziej brakuje mi moich kobietek. Nadzór telefoniczny prac ze strony małżonki też wymaga sporej cierpliwości :lol: Nie pozostaje nic innego, jak tylko tłumaczyć obrazowo wszystkie działania i fazy prac i z pokorą przyjmować kolejne wskazówki. A i tak pewnie będzie coś źle.

Wczesnym rankiem spotykam się na działce z przedstawicielem firmy zajmującej się stolarką okienną. Bierze wymiary i jak to zwykle w takich razach bywa, zasiewa ziarno niepewności. Mamy do rozważenia trzy istotne kwestie. Po pierwsze, czy przy tak małym otworze okiennym w spiżarce nie lepiej będzie zamontować nieuchylnego okna ze specjalnym nawiewnikiem? Po drugie, czy nieruchome skrzydło, jedna z trzech części drzwi balkonowych, nie powinno mieć szerszych szprosów, tak by licowały z częścią ruchomą? I ostatnia sprawa, czy będziemy poszerzać otwór w drzwiach prowadzących z naszej sypialni na taras, tak by drzwi były identyczne jak druga para prowadząca z salonu na taras? W takim wypadku trzeba będzie podkuć/skrócić trochę murek (jakieś 3-4 cm). W dwóch ostatnich przypadkach jestem niemal pewien, że odpowiedź będzie twierdząca. Jeśli chodzi o spiżarnię, to Kasia ma chyba inną koncepcję.
Facet od okien okazuje się na tyle sympatyczny, że zabieram się z nim do warsztatu odebrać Kasi samochód z przeglądu. Potem załatwiam sklejkę, co wcale nie było tak prostą sprawą jakby się mogło wydawać. A przy tym drożyzna, że….

Jak zwykle, kiedy nie były potrzebne, to po działce walały się resztki drutu wiązałkowego. Planowaliśmy go zużyć do przymocowania płyt na oknach połaciowych. Niestety, w międzyczasie drut gdzieś wsiąkł. Znaczy się, znajdzie się w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie. A tak musiałem pojechać i dokupić za “dychę”. Przy okazji miałem szczęście być świadkiem ciekawego zjawiska atmosferycznego. Podczas gdy starałem się nabyć stosowny drut w hurtowni, przeszło nad nią spektakularne oberwanie chmury (swoją drogą, ciekawe które już w tym roku?). Pełen obaw zadzwoniłem do ekipy pracującej na dachu co by przygotowali się na “lanie” i przynajmniej prowizorycznie zakryli otwory po oknach połaciowych. W oczekiwaniu na ustąpienie deszczu minęło ponad pół godziny. Z duszą na ramieniu wróciłem na budowę, a tam...panowie nawet nie schodzili z dachu, bo spadło tylko kilka kropelek. Ciekawe. Warto nadmienić, że odległość między działką a hurtownią to co najwyżej 4-5 km.

alice
01-09-2004, 13:03
7.08 (sobota)
Po burzliwej nocnej dyskusji :o :lol: zapada decyzja, że mam jechać nad morze do swoich pań. Termin zakończenia prac związanych z dachem znowu bowiem uległ przesunięciu. Brakująca blach ma dojechać dopiero w poniedziałek. Jeżeli uda się ją dostarczyć do południa, to dekarze skończą robotę do wieczora. Jak nie, to spędzą na budowie jeszcze jedną dniówkę. Umawiam się z teściami, że przejmą od ekipy klucze i dokumentację. Odbioru dachu dokonamy dopiero po naszym powrocie znad morza. Znając życie i tak pewnie będą jakieś poprawki. Mogę na 100 proc. zagwarantować, że nic nie umknie czujnemu oku mojej małżonki. Ona ma to po prostu we krwi.

W trakcie ostatniego przed labą pobytu na budowie przyjeżdża samochód z firmy dekarskiej i zdaję do depozytu okna połaciowe. Nie obywa się bez małej wymiany poglądów, bo Pan Magazynier robi łaskę. Stawiam jednak na swoim powołując się na rozmowę z jednym ze wspólników firmy. Staje na moim :roll:

Obecność jednej z ważniejszych figur z Eko-Dachu na działce wykorzystuje jeden z naszych przyszłych sąsiadów u którego ta sama firma kryła dach. Przybiega z zapytaniem, czy mogą mu przerobić rynny przy lukarnach, bo woda się nie mieści. Zasiewa we mnie ziarenko obaw, czy podobna sytuacja może mieć miejsce i u nas. Zobaczymy przy pierwszym poważniejszym deszczu. Biorę od gościa namiary na szamba (znów jakaś firma spod Radomia – czyżby polskie centrum szambiarstwa?) :) i małą koparkę. Potrzebujemy takową do wyrównania placu i zasypania fundamentów za domem, gdzie jest za wąsko dla normalnego sprzętu.

Po inspekcji (do dokończenia pozostały obróbki przy kominach, instalacja dwóch kominów wentylacyjnych i położenie kilku przyciętych arkuszy blachy) żegnam się z ekipą oraz wręczam tradycyjny polski prezent w postaci flaszeczki :lol: Resztę dnia spędzam na pakowaniu i doprowadzaniu samochodu do stanu używalności.

Idę wcześniej spać, bo zamierzam wyjechać zaraz po północy. Lubię takie trasy robić nocą, bo na drodze spokój i mniej wariatów.

alice
01-09-2004, 13:05
PRZERWA WAKACYJNA
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Ala-morze2.JPG
Wreszcie zrelaksowane, spokojne, wypoczęte :P Zagadka - gdzie zrobiono to zdjęcie? :roll: :wink:

alice
01-09-2004, 13:07
14.08. (sobota)
Po mile spędzonym odpoczynku – hurra, dopisała nawet pogoda – trzeba niestety wrócić do rzeczywistości. Oczywiście przywozimy ze sobą deszcz, który towarzyszył nam niemal przez całą drogę powrotną.

Pierwsze kroki po krótkim odpoczynku, (do Legionowa dotarliśmy na 6 rano) co zrozumiałe, kierujemy na budowę. Jadę tam z duszą na ramieniu. Dach prezentuje się bardzo ładnie i solidnie, diabeł jednak jak zwykle tkwi w szczegółach.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-wejscie.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-taras.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-gar.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-wyl.JPG
No to mamy już czapeczkę…

Staram się nie wchodzić w drogę Kasi, która niczym pies myśliwski tropi wszystkie niedociągnięcia. Stan nirwany trwa niestety tylko chwilę. Krótkie, niemniej bardzo stanowcze – “chodź tutaj” każe mi co sił w nogach gnać na poddasze.

- Gdzie jest kominek od wentylacji łazienki?
- No powinien gdzieś tu być, przecież mieli zaznaczone na murze miejsce jego lokalizacji i są podprowadzone kable do podłączenia wentylatora.
- Ale tu przecież nic nie ma.
- W morde jeża, faktycznie, ale po drugiej stronie ściany kominek jest zainstalowany. Przecież jak wstawiali jeden to musieli pamiętać o drugim. Zwłaszcza, że to dokładnie po drugiej stronie muru i widać jak na dłoni.
Przechodzimy do przyszłej garderoby.
- A co to za kominek, przecież nie miało tu być.
- Jak to nie miało? Przecież wentylowane miały być wszystkie pomieszczenia? – jestem mocno zdziwiony takim obrotem sprawy.
- Wszystkie. Oprócz garderoby. Tak mnie zawsze słuchasz jak do ciebie mówię – żona sięga po najcięższy oręż.
- Miały być w każdym pokoju – upieram się przy swoim.
Ostatnie słowo musi jednak należeć do Kasi.
- Jak już dołożyłeś ten kominek, to dlaczego nie ma doprowadzonej elektryki do wyciągu? – konkluduje lepsza połowa.
Fakt, o tym nie pomyślałem. Bije się w pierś. Skrucha jest tylko chwilowa, bo za moment….
To samo pomieszczenie.
- Jak zainstalowany jest ten kominek? Powiedz mi, jakim cudem przeprowadzisz przewód wentylacyjny pomiędzy krokwią a kartongipsem, jeśli ocieplenie będzie wystawało jedynie 5 cm ponad krokiew, a rura będzie miała fi100?
- To nie moja wina – jestem na poważnie przerażony – mieli zrobić kominki jeden nad drugim, a nie jeden obok drugiego i to po przeciwnych stronach krokwi. Niezły bigos. Trzy razy naocznie sprawdzałem z dekarzami ułożenie. Wszystko miało być OK.

Kolej na górną łazienkę. Kominek od pionu kanalizacyjnego miał iść 120 cm od ściany, a jest zainstalowany o 20 cm bliżej. I jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to brakujący kominek wentylacyjny od dolnej łazienki, druga - brak ław kominiarskich. Oj dostało mi się. Będę miał nauczkę na całe życie.

Dalszą część inspekcji, tym razem na zewnątrz, powstrzymały nasilające się z każdą minutą opady deszczu. Jedyne pocieszenie, że w środku, pod dachem jest suchutko.

W agresywnych nastrojach udajemy się do firmy by załatwić sprawę poprawek i zainstalowania dodatkowych elementów dachu. O dziwo, nie robią problemów i umawiamy się wstępnie na najbliższy poniedziałek. Na budowę ma dotrzeć przedstawiciel firmy i uzgodnić szczegóły. Trzymamy ich w szachu, bo jak nie wywiążą się należycie z zobowiązań, to nie dostaną reszty kasy. A jest tego sporo.

Oglądamy materiały na podbitkę dachu. Ceny wahają się od dwudziestu paru złotych do nawet 130 za metr. W naszym przypadku chyba pozostaniemy jednak bliżej dolnej granicy widełek. W zupełności wystarczy nam podbitka z paneli sidingowym, kwestią pozostaje jedynie dobór odpowiedniego koloru.

Popołudnie mija na rozpakowywaniu i odsypianiu trudów podróży. Zostajemy w domu, bo pada, pada i pada.

alice
01-09-2004, 13:08
15.08 (niedziela)
Świąteczny dzień spędzam w części na budowie, gdzie staram się naprawić nieco ogrodzenie. Uszkodzona została siatka, bo potrzebne było przejście do złożenia blach w garażu podczas pracy dekarzy. Załatać już nie miał kto, więc zaopatrzony w stosowne narzędzia podjąłem się tej pracy osobiście. Wyszło nawet nie najgorzej. Jestem wreszcie dumny z siebie :wink:

Wieczorem dostajemy radująca nas informację, że ekipa Krzyśka, tego co murował kominy i poddasze może trochę jeszcze popracować u nas, bo mają przestój na swojej budowie. Umawiamy się, że położą tynki cementowo-wapienne w garażu, kotłowni, spiżarce i łazienkach, ocieplą ścianę pomiędzy garażem i domem oraz sufit w garażu. Rozbiorą i wymurują ponownie schodki do garażu i zrobią wylewkę w garażu. To tyle na razie. Pewnie coś dojdzie. Cieszymy się, bo znamy ich z jak najlepszej strony. Panowie mają zacząć pracę za 4 dni.

16.08 (poniedziałek)
Polecony przez naszego elektryka kontakt na tynkarza nie wypala. Facet strasznie kluczy i widać, że nie ma ochoty przyjeżdżać z Warszawy do Chotomowa. Jego sprawa. A my dalej mamy problem. Trzeba szukać dalej.

Po południu mamy inspekcję dachu. I co się okazuje. Brakujący kominek w łazience górnej jednak jest tyle, że panowie zapomnieli przeciąć folię wysokoparoprzepuszczalną i nie widać go było od spodu. Resztą rzeczy zajmą się za dwa dni. Najbardziej niepokoi nas ewentualne przeniesienie kominka w garderobie. Wszystko rozstrzygnie jutrzejsza wizyta Kolegi Kierownika, który musi uzupełnić wpisy w dzienniku budowy.

Dostajemy wycenę naszych okien i, no cóż, chyba psychicznie byliśmy na to przygotowani. Za tydzień mamy podpisać umowę. W spiżarce będzie jednak normalne okienko uchylne. Pozostałe dwie kwestie, tak jak przypuszczałem, spotkały się z aprobatą ze strony małżonki.

alice
01-09-2004, 13:10
17.08 (wtorek)
Tym razem wypada na mnie załatwianie spraw z kierownikiem budowy. Jest zaskakująco układny i dokładny. Tym razem za bardzo się nie spieszy więc każę mu wszystko sprawdzić. Twierdzi, że kominka nie trzeba przenosić i można ewentualnie podciąć krokiew. Pokrycie jest lekkie, i niewielkie wyprofilowanie krokwi nie będzie miało negatywnych następstw. Uważa, że kominek który będzie wykorzystywany przez wyciąg kuchenny może mieć nieco spłaszczony przewód doprowadzający, bo i tak będzie mechaniczne zaciąganie powietrza. Cug będzie. To dobrze, bo jakoś nie widziało mi się łatanie otworu. Uff, kamień z serca. :lol:

Przy okazji dokształcam się w temacie balustrady na tarasie. Straszono nas, że jak na etapie wylewania tarasu nie zostały zabetonowane wsporniki, to już po ptakach. Wiem, że tak byłoby stabilniej, ale teraz to już musztarda po obiedzie. Kierownik twierdzi jednak, że nie ma się co martwić. Technika mocowań poszła do przodu, że bez obaw można instalować wsporniki na kołkach rozporowych i będą trzymać. Ewentualnie w grę może wchodzić dołożenie dodatkowych wsporników mocowanych do ścian bocznych tarasu – na dłuższych bokach.

Chwilę dyskutujemy też o instalacjach alarmowych. Opowiada mi, że w jego regionie ostatnio tak rozpanoszyli się złodzieje, że zdecydował się na zainstalowanie kamer i zapis wideo. Już się boję co będzie u nas.

18-22.08 (środa-niedziela)
Przyjeżdża ekipa Krzyśka, tzn. Krzysztof i jego pomocnik. Zaczyna się od ostrej jazdy. Na gwałt trzeba załatwić betoniarkę, taczki, zaprawy, cement, styropian, listwy. Zmuszeni jesteśmy pożyczyć Kangura, który przy pojemności swojego bagażnika jest w stanie sprostać naszym potrzebom. Zanim wracam z pracy, większość rzeczy Kasia już zdążyła dowieźć na budowę. Mnie pozostaje dostarczenie jeszcze dwóch paczek styropianu od Peterki. Nawet nie ma czasu z nim pogadać, bo robi się już ciemno, a poza tym zajęty jest wraz z małżonką wyborem kominka. Jego domek robi jednak wrażenie, wydaje się już prawie gotowy do zamieszkania.

Kolejny dzień wita nas informacją, że coś jest nie tak z poziomem tarasu. W zależności od jego części są różne jego wysokości. Będzie ciężko teraz to wypoziomować, bo jest niewielki margines ruchu. Na dodatek, mieliśmy jednak nieproszoną wizytę na działce. Zginął kabel od przedłużacza. Pytanie tylko, po co zostawiona została odcięta wtyczka?
Zaczęło się tynkowanie garażu. Zetka została już fachowo wykonana.

Piątkowe przedpołudnie mija na załatwianiu kotew i kołków do okienek w garażu i kotłowni. W hurtowniach jest taki wybór, że można dostać oczopląsu. Na budowę dojeżdża transport styropianu, który pójdzie na ocieplenie ściany pomiędzy garażem i domem oraz sufitu garażowego. Patrząc na otynkowane ściany wlewa się w serce otucha. Dom powoli nabiera odpowiedniej atmosfery. Co prawda, to dopiero garaż, ale zawsze. Przynajmniej nie widać gołej ściany z pustaków.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/tynki-garaz.JPG
Szaro, buro, ale powoli znika ta przygnębiająca pomarańcz cegły. A jak równiutko przytarte. Palce lizać :)


Kolejny weekend upływa spokojnie. Zaczynamy poszukiwanie płytek na wyprzedażach. Można już trafić od 20 zł za m2. W kotłowni nie musimy mieć specjalnych luksusów, byle tylko trzymały rozmiar. O dziwo jest w czym wybierać. Za tydzień zrobimy drugie podejście, prawdopodobnie zakończone zakupem. Na razie nasz faworyt składowany jest w Leroy Merlin.
W drodze do domu zabieramy z budowy betoniarkę, co by oddać do wypożyczalni. Taki model kieszonkowy, który jest w stanie zmieścić się do naszego kombi. Na przyszły tydzień potrzebna już będzie profesjonalna wersja tego urządzenia.

alice
01-09-2004, 13:11
23-24.08 (poniedziałek-wtorek)
Praca idzie swoim tempem, okna w dwóch pomieszczeniach są już zainstalowane. Przyszedł czas na położenie ocieplenia. Zaczynają od sufitu. Na szczęście zanim wystartowali, przypomniałem sobie, ze facet od bram garażowych doradził by nieco przesunąć w głąb garażu przewody doprowadzające prąd do gniazdek do których podłączone będą napędy do bram. Nawet zrobiłem podczas jego wizyty znak na murze. Pamięć jest jednak zawodna.

Podjeżdża jeszcze elektryk i dokłada dwa kable do wyciągu z toalety gościnnej i garderoby.
Na drugi dzień podpisujemy umowę na wykonanie i instalację okien w całym domu. Z kieszeni powoli prześwituje dno.

25.08-26.08 (środa-czwartek)
Strop i ściana w garaż są już ocieplone i otynkowane. Zaczęło się też przerabianie schodków do garażu. Na razie zostało rozkute poprzednie arcydzieło.
Na działkę dociera dostawa zaprawy tynkowej (gipsowej) Knaufa. Cały taras jest zajęty paletami. Nie ma się jak ruszyć.

Ekipa od agregatu zaczyna w czwartek listwowanie, a Krzysiek tynkuje dolną łazienkę. Razem z Alą (przedpołudniem mam okazję wreszcie odwiedzić jej przyszłe przedszkole w ramach spotkania integracyjnego, na którym spotykam Elę, żonę AM wraz z dwójką ich dzieciaków :D ) dowozimy folie budowlaną (grubość 0,2 i 0,3) na izolację przeciw wilgociową podłogi w garażu. Jak będą robili wylewki w całym domu trzeba będzie jeszcze jej trochę dokupić.

alice
01-09-2004, 13:12
27.08 (piątek)
Do południa nadzoruję prace na działce. Tynkowanie idzie pełną parą. Ale mamy problem. Panowie w otworach drzwiowych instalują narożniki stalowe, przez co zdecydowanie zmniejsza się prześwit. Zamiast minimalnych 88 cm w niektórych przypadkach jest zaledwie 86 cm, co skutecznie uniemożliwi wstawienie drzwi. Oni uważają, że wszystko jest w porządku i jeżeli mamy ich rozliczać na milimetry to rezygnują z roboty.

My jednak twardo stoimy na stanowisku, że powinni poprawić. Po interwencji Kasi, która przyjeżdża na działkę urywając się z pracy dochodzimy do kompromisu. Tam gdzie jeszcze nie zaczęli prac usuną narożniki, a gdzie jeszcze nie instalowali będą nakładali tynk na tzw deskę. Dodatkowo, nie będą tynkowali samych glifów w otworach drzwiowych. W sumie narożniki tylko im się przydawały (abstrahuję w tym momencie od otworów okiennych i narożników w ścianach) bo przy ich pomocy równali tynki. Nam przy drzwiach są psu na budę, bo i tak zakryte będą skrzynką maskującą od ościeżnicy. Tam gdzie już nałożyli tynk, ekipa ma wyciąć diaksem narożniki. Niby mała rzecz, a może mieć tyle negatywnych konsekwencji.
Jak z tego wynika, podstawą dobrej pracy i samopoczucia na budowie jest kontrola i jeszcze raz kontrola. :roll:

28-29.08 (sobota-niedziela)
Powoli zaczynamy tęsknić za normalnym weekendem. Za leniwym spędzeniem kilku dni z książką w ręku lub przed telewizorem. Pozwiedzaniu okolicy, zrobieniu sobie grilla gdzieś w plenerze. Bez stałego pośpiechu i załatwiania tysięcy spraw. Tym razem dokonujemy wyboru ceramiki do przyszłej kotłowni. Chcemy ją położyć zanim zostanie zamontowany kocioł, żeby już żadne kurze i czy inne brudy nie zanieczyściły palników.

Ostatecznie decydujemy się na płytki z promocji w Leroy Merlin. Nie mając worka z pieniędzmi wybieramy tanie płytki, byle tylko trzymały rozmiar i fakturę. Kotłownia to nie łazienka i ma spełniać zupełnie inne zadania, a nie cieszyć oczy. Po spektakularnych i bardzo głośnych zakupach, podejmuję decyzję, że ostatni raz kupowałem coś w LM. Nie dość, że nie można doprosić się o obsługę, to na dodatek mają tak stare i zdezelowane wózki, że nie ma czym przewieźć towaru. Po zwróceniu uwagi obsłudze, zostaliśmy poinformowani, że przed wejściem znajduje się urna, do której można wrzucić swoje uwagi i postulaty. Tylko, czy je w ogóle ktoś czyta? :evil: :x

Czarę goryczy przelała niemożność odstawienia wózków na parkingu. Albo pourywane były łańcuszki, albo zaparkowane były w tym miejscu wózki z Auchana. Kiedy udało się wreszcie dojechać ze sprzętem do hali, okazało się, że nie można odzyskać monet. Pal licho te 4 zł, ale dla zasady kazałem wezwać obsługę i po prawie kwadransie oczekiwania ulżyłem sobie rzucając kilka wiązanek i życząc dalej udanego samopoczucia. Czułem się niczym gość z komedii Barei “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, który obrażał się na wszystkie sklepy. A co mi tam.
Dowieźliśmy glazurę do domu teściów, bo na razie strach zostawić na budowie.

Następnego dnia wybraliśmy się wspólnie na porządkowanie działki i zaklejenie folią otworów okiennych, co ma na celu zmniejszenie przeciągów. Ma to podobno zapobiec nierównemu wysychaniu tynków, a w efekcie jego pękaniu. Zaczęło się jednak nieszczególnie, bo Alusia po mrożącym krew w żyłach salcie, rozbiła sobie nos i nabiła guza. Na szczęście dotrwała do końca robót, a szczególne uznanie wzbudziło w niej małe ognisko, na którym spaliliśmy część walających się kartonów. Była w siódmym niebie i szybko zapomniała o ranach.

alice
01-09-2004, 13:14
30-31.08 (poniedziałek-wtorek)
Poniedziałkowym rankiem dostajemy telefon, że na budowie nie ma prądu. :o Tynkarze stoją z agregatem i muszą znaleźć sobie inne zajęcie. Łatają wiec dziury, malują – lakierują wystające gdzie niegdzie części metalowe co by nie rdzewiały i brudziły od spodu tynki.

Okazuje się, ze poszedł bezpiecznik w skrzynce przyłączeniowej, do której klucze posiada jedynie Zakład Energetyczny. A ten nie spieszył się z interwencją i na działkę wóz naprawczy dojechał dopiero po 14-tej. :x Wyjaśniło się wtedy, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą tynkarze, ponieważ w ich agregacie zepsuł się włącznik, który powodował zwarcie. Prawdziwa praca zaczyna się więc dopiero po południu.

Kolejny dzień nie wnosi nic nowego, oprócz otynkowania kolejnych pomieszczeń, w tym salonu. Biel tynków aż kuje w oczy.

Zmuszony jestem dowieźć na budowę kilka worków wapna, dla ekipy która tynkuje nam pomieszczenia gospodarcze, łazienki i kuchnię. Udaję się do nowej hurtowni pomiędzy Jabłonną a Chotomowem. Ceny mają znacznie atrakcyjniejsze od naszego dotychczasowego dostarczyciela materiałów budowlanych. Mieliśmy nadzieję, że również w przypadku cegły klinkierowej będą w stanie nas uszczęśliwić, ale mają z wybranego przez nas modelu Cosmo tylko drugi gatunek – co by to nie miało znaczyć. Szkoda, bo transport byłby pewnie gratis. :cry:

Zdynamizowała się sprawa zakupu szamba. Są chętni do współudziału w kosztach dowozu w interesującym nas terminie. Chyba jednak nie będziemy czekać, by zrobić od razu dwa wykopy pod szambo i zbiornik na gaz.