PDA

Zobacz pełną wersję : Gdy nikt nie wspiera.



Mika_77
12-09-2012, 11:43
Witajcie;
czy gdy budowaliście dom mogliście liczyć na wsparcie najbliższych wam osób;
rodziców, rodzeństwa????

U mnie było z tym bardzo krucho.
Zresztą jest do tej pory.

homecactus
12-09-2012, 13:23
U nas cały czas ktoś pomaga, najwięcej teść, ze względu na bliską lokalizację (razem mieszkamy:-)), ale i brat i mój tata pomogli mi zrobić kawał dobrej roboty przy instalacjach.

zuzka
12-09-2012, 15:17
A jakiego rodzaju wsparcia Ci brakuje?

Po zastanowieniu się muszę przyznać, że nam nikt spejalnie nie pomagał, ale i na to nie liczyliśmy. Chyba nawet staraliśmy sie tego unikać, gdy po pierwszej wizycie teścia postawiłam na nogi całą ekipę, wraz z inspektorem nadzoru, a okazało się, że teść nie miał racji.

Mika_77
12-09-2012, 15:53
Hm..
Napisałam oględnie wsparcie;
chodziło mi raczej o niedogryzanie.

Temat naszego domu to był temat tabu na wszystkich rodzinnych uroczystościach, gdy tylko poruszyliśmy tę kwestię szybko zmieniano temat.

Teraz już mieszkamy i podczas wizyt rodziców wysłuchujemy jak to ciężko utrzymać dom, jak na starość mąż będzie musiał skakać po dachach bo rynny się zapychają. I po co nam taka duża "buda" bo kto to ogrzeje i będzie sprzątał.
Mam dosyć.
Teściu z dumą powtarza że od nic tu nie tknął nawet palcem (nikt go o to nigdy nie prosił) i że nie podoba mu się nasz dom.
Przykro tego słuchać.

autorus
12-09-2012, 16:16
no to moje kondolencje :( Ale jak myślisz , że masz najgłupszego teścia to się mylisz. Mój kumpel co on mi naopowiada to się normalnie włos jeży na łysej głowie :eek:

marynata
12-09-2012, 16:33
Mika,mój ojciec też ciągle krytykuje.A to że tynkarze papraki(chociaż to nieprawda),że zle pomieszczenia rozplanowane,a to to a tamto,dosłownie wszystko jest krytykowane-mam wrażenie że czeka na to żeby coś się stało.
Ale powiem Ci że tak się zastanowiłam i to taki charakter i to nie ma nic wspólnego z moją budową czy ze mną.Po prostu jest człowiekiem który o nikim i o niczym nie powie dobrego słowa i żyje w przekonaniu o wyższości swoich racji.A niech mu tam będzie-w sumie szkoda mi go,bo to on się z tym "nielubieniem" świata męczy,nie ja.

Gosc_123
12-09-2012, 17:19
Temat naszego domu to był temat tabu na wszystkich rodzinnych uroczystościach, gdy tylko poruszyliśmy tę kwestię szybko zmieniano temat.



Hehe... skąd ja to znam... Przez całą budowę nikt nawet nie zapytał co tam słychać, jak postępy? Nic! Cisza jak nad trumną...
Kiedyś naiwnie sama zaczęłam temat i usłyszałam od ojca - nie miała baba problemów, to postanowiła sobie wybudować dom.
No to więcej z tematem nie wyskakiwałam :(
Wyjątkiem była tu moja siostra - mogłam się jej trochę pożalić na nieterminowych majstrów czy brakoróbstwo na budowie...

No i OK. Sami daliśmy radę! :wiggle:


Wy też dacie! Trzymam kciuki.. :hug:

gahan
12-09-2012, 17:32
Mika, smutne to co piszesz :(

Skoro rodzinka nabiera wody w usta albo krytykuje Wasz dom i decyzje - to uważam,że po prostu Wam zazdroszczą. Nie widzę innego wytłumaczenia.
Zazdroszczą,że w dzisiejszych czasach udało Wam się wybudować dom, macie własny kąt, jesteście niezależni, potraficie dobrze gospodarować finansami.

Jakby rodzice się naprawdę martwili się o Was ( dużo pracy, obowiązków przy domu, spore wydatki na utrzymanie) to raczej z życzliwością doradzali by, jak sobie poradzić.

Nie rozumiem takiego podejścia, tym bardziej boli,że to rodzice tak podchodzą do sprawy, jakby czekali aż Wam się noga powinie - a wtedy będzie "a nie mówiłem..."

My mieliśmy całkiem odmienną sytuację. To rodzice nas namawiali do budowy, a szczególnie ojciec, który nade wszystko cenił sobie niezależność mieszkalną i życiową.
I to ojciec nas mobilizował na każdym kroku, pośpieszał, pytał, doradzał i sam pomagał na ile mu sił starczało. Niestety nie doczekał końca naszej budowy,

byłby z nas dumny ....
Także siostra i brat, którzy również mieszkają we własnych domach - ich zainteresowanie zawsze nas mobilizowało i mogliśmy liczyć na pomoc.

Dziś mama mnie "atakowała" pytaniami kiedy się bierzemy z mężem za otoczenie wokół domu, bo przecież "..już miesiąc mieszkacie i nic nie robicie.." :)

A nam się fajnie mieszka i pracować nie chce ...:)

malka
12-09-2012, 17:32
Witajcie;
czy gdy budowaliście dom mogliście liczyć na wsparcie najbliższych wam osób;
rodziców, rodzeństwa????

U mnie było z tym bardzo krucho.
Zresztą jest do tej pory.


A tak szczerze, to do czego Ci to wsparcie potrzebne ?
Ktoś Cię ma poklepać po ramieniu ? Jesli tego potrzebujesz, to ja wirtualnie właśnie poklepuję :)

Przestańcie się przejmować takimi pierdołami, które zazwyczaj wynikają z czystej zazdrości. Bo wielu sie wydaje,ze wybudowanie domu to hop siup, a kasa na inwestycje to na grządkach rośnie - oczywiście tylko WAM.

Ja jestem budowlańcem weteranem ;) piaty rok buduję i końca nie widać. I gdybym przez ten czas słuchała wszystkich cudnych rad, płynących oczywiście zawsze z głębi serca i w dobrej wierze, to dziś zapewne bym juz była zamknięta w przybytku bez klamek.

Więc drodzy moi - w doopie miejcie te celne uwagi, a Ci co maja otoczenie "niewidzace" tematu budowy -niech się cieszą, bo brak zainteresowania jest po stokroć lepszy niż rady dobrych cioć i wujków.

Powodzenia :)

gahan
12-09-2012, 17:40
Często w takich momentach wychodzi jak rodzinka się "bardzo kocha" i na ie wsparcia możemy liczyć.

Czasami mam wrażenie,że niektórzy wolą nie pytać o budowę i postępy, bo się boją,że poprosimy o jakąś pożyczkę albo pomoc przy przerzucaniu desek ...

marynata
12-09-2012, 18:11
To nie jest dziewczyny zazdrość,bo dla mnie jest niewyobrażalne że rodzice mogą czegokolwiek zazdrościć swoim dzieciom.To by było nieludzkie uczucie i chyba nawet wbrew naturze.
To może być cała masa czynników,albo właśnie"taki charakter",a często rodzice bardzo boją się usamodzielnienia się dzieci,chcą zarządzać ich życiem,mieć je w tzw garści i pociągać za sznurki.

malka
12-09-2012, 18:29
Często w takich momentach wychodzi jak rodzinka się "bardzo kocha" i na ie wsparcia możemy liczyć.

Czasami mam wrażenie,że niektórzy wolą nie pytać o budowę i postępy, bo się boją,że poprosimy o jakąś pożyczkę albo pomoc przy przerzucaniu desek ...


Możliwe....ale przecież, nawet jeśli taka prośba padnie - można odmówić, nie?
To nie jest 'usprawiedliwieniem" braku zainteresowania.

Mika_77
12-09-2012, 19:03
Malka masz rację; jesteśmy dorośli i w zasadzie nie powinniśmy liczyć na nikogo.

I nie liczyłam, że ktoś nam pomoże.
Ale dobija mnie fakt, że krytykują. Mogli by po prostu zamknąć paszczę i się nie odzywać.
Bywałam w wielu domach, jedne mi się podobały, inne nie ale nie ośmieliłam się krytykować ich właścicieli - bo to były ich domy.
Gdy mi się nie podobało po prostu nie odzywałam się za dużo.

Teraz trapi mnie inny problem;
teście krzyczą: parapetówa!!!!!!

po tych wszystkich krytykach i dyskusjach jak to jest przesrane mieć dom nie chce mi się tyrać, żeby zrobić imprezę i "chwalić się" moją za wielką, brzydką budą, żeby gawiedź się najadła i napiła.

Poza tym jedna parapetówa już była - tym którzy pytali mówiłam, że kto przyjdzię i chociaż trochę pomoże w przeprowadzce stawiam wódkę i grilla.

Wiecie kto przyszedł??? ..... nikt z rodziny, pomogli trochę sąsiedzi, którzy wcale na podziękowanie w tej formie nie liczyli.

Ale teraz dla całej rodziny (szczególnie liczy na to rodzina męża) mam wydać kupę kasy na imprezę - jak o tym pomyślę, to szlag mnie trafia.

marynata
12-09-2012, 19:10
Mów że nie masz czasu na parapetówę,bo masz przesrane z robotą koło domu,a mąż ciągle siedzi na dachu i rynny przetyka :rotfl:

malka
12-09-2012, 21:08
Malka masz rację; jesteśmy dorośli i w zasadzie nie powinniśmy liczyć na nikogo.

Wiem,ze mam rację:)
Ale do tej racji musiałam dojrzeć.



Teraz trapi mnie inny problem;
teście krzyczą: parapetówa!!!!!!

po tych wszystkich krytykach i dyskusjach jak to jest przesrane mieć dom nie chce mi się tyrać, żeby zrobić imprezę i "chwalić się" moją za wielką, brzydką budą, żeby gawiedź się najadła i napiła.

Poza tym jedna parapetówa już była - tym którzy pytali mówiłam, że kto przyjdzię i chociaż trochę pomoże w przeprowadzce stawiam wódkę i grilla.

Wiecie kto przyszedł??? ..... nikt z rodziny, pomogli trochę sąsiedzi, którzy wcale na podziękowanie w tej formie nie liczyli.

Ale teraz dla całej rodziny (szczególnie liczy na to rodzina męża) mam wydać kupę kasy na imprezę - jak o tym pomyślę, to szlag mnie trafia.

Spójrz jak ładnie nam to wyjaśniłaś :)
Zrób tak samo z teściami z naciskiem na BRZYDKĄ, WIELKĄ BUDĘ.
Ich miny bezcenne,tak jak i Twoja satysfakcja.

Boisz się ich "reakcji" ? Pewnie tak, więc pomyśl - kim są dla Ciebie Ci ludzie, by wywoływać w Tobie lęk. Kim są , by decydować jak masz planować swój czas i pieniądze, oraz kogo zapraszać do swojej BRZYDKIEJ WIELKIEJ BUDY.

SAVAGE7
13-09-2012, 13:11
Teraz trapi mnie inny problem;
teście krzyczą: parapetówa!!!!!!



sprawa jest prosta. zacznijcie nagle i dość głośno narzekać na brak kasy. o parapetówce nikt nie wspomni. nie zdziw się tylko, że nagle zaczną cię unikać w obawie o prośbę pożyczki... ale czy ci na tym zależy?

gahan
13-09-2012, 18:32
O tak, tak :) ponarzekaj,że brakło ci na opłaty ...taki duży dom to i opłaty spore...

Ja bym zaprosiła w niedzielę po południu na herbatkę z ciastem :)

gahan
13-09-2012, 18:38
Możliwe....ale przecież, nawet jeśli taka prośba padnie - można odmówić, nie?
To nie jest 'usprawiedliwieniem" braku zainteresowania.

Właśnie o to chodzi malka,żeby nie pytać i nie musieć odmawiać,a w razie czego rodzinka powie " ale wy nas nigdy o pomoc nie prosiliście, trzeba było mówić, skąd my mamy się domyślić,że potzrebujecie pomocy przy układaniu desek..."
i już się czują rozgrzeszeni :)

autorus
13-09-2012, 19:14
O tak, tak :) ponarzekaj,że brakło ci na opłaty ...taki duży dom to i opłaty spore...

Ja bym zaprosiła w niedzielę po południu na herbatkę z ciastem :)

przesadziłeś z tym ciastkiem, ja proponuje paluszki :) a herbatkę z biedronki ;)

anetina
14-09-2012, 08:17
jednak mimo wszystko jest przykre, gdy od strony rodziny nie mozna liczyc chociaz na wsparcie slowne
ja nie powiem - rodzice BARDZO DUZO pomogli, w ogole z mojej strony sporo osob angazowalo sie w budowe, w pomoc - za chiny ludowe nie dalibysmy rady bez nich

ale ja jestem wredna na inne slowa :) jak to moj maz duzo zrobil - haha, tesc lepiej, zeby sie na oczy nie pokazywal :)

anetina
14-09-2012, 08:18
parapetowke bym zrobila - w niedziele okolo 16 :) postawila herbatke, paluszki, jakies ciasto i tyle :P

gahan
14-09-2012, 09:57
Ale tak już na poważnie,

pisząc o wsparciu bliskich - -mam na myśli głównie wsparcie emocjonalne, ZAINTERESOWANIE tym co robimy, zamierzamy, planujemy. Tego nam często brakuje ze strony rodziny i tu możemy mieć jakiś żal czy niepisane pretensje.

W odróżnieniu do wsparcia finansowego czy innego "czynnego" - ale w tym wątku nie o takie wparcie autorce chodziło.


Ktoś napisał,że rodzice raczej nie zazdroszczą swoim dzieciom, a raczej się martwią, czy sobie poradzą z budową i utrzymaniem domu.Ale jeśli się martwią - to pytają, interesują się , doradzają. Jeszcze nie widziałam rodziców, którzy martwiąc się nabierali wody w usta ...

Za to rodziców i rodzinę zazdrosną już widziałam, a jakże :( Bywa,że nagle rodzice uświadamiają sobie,że życie swoje przeżyli bardziej konsumpcyjnie i po najmniejszej linii oporu, i nagle się okazuje,że w domu ( ani koło domu )odziedziczonym po swoich rodzicach przez 30 lat nie zrobili nic - tylko mieszkali i korzystali.A teraz wszystko leci na głowę, bo nieremontowane.

A tu nagle dorosły syn czy córka bierze życie w swoje ręcę, podejmuje się budowy, zaciskania pasa i wielu wyrzeczeń,żeby mieszkać na swoim -wielkie wyzwanie i duży wysiłek. Rodzice? W swoim życiu niewiele zrobili,ale teraz z racji wieku ( tylko wieku - bo raczej nie z doświadczenia) zaczynają młodym przedstawiać jakie to ich problemy czekają, po co takie duże budują; czy nie lepiej sobie spokojnie mieszkać w dwóch pokoikach w ich rozpadającym się domku niż tak się żyłować ...
Często boją się, że wypadałoby coś pomóc, zrzucić deski, wykopać rów - " same problemy, to nie dla nas , niech sobie młodzi robią co chcą jak są tacy
nieodpowiedzialni, jeszcze z tej budowy będą same problemy, po co im to ..." itd.itp.

Żal, zazdrość i zakłócanie "świętego spokoju" - w tym często siedzi problem wielu rodziców.

Wiem,że co rodzina to inna sytuacja, ale ta powyższa też się często zdarza - i wiem,że rodzice też mogą zazdrościć własnym dzieciom zaradności i pracowitości.

Asia**
14-09-2012, 10:30
Mnie tylko niewielka część rodziny krytykowała. Zrobiłam jedną wielką parapetówę, zaprosiłam sporo osób. Szczęki im opadły kiedy zobaczyli długaśny stół i moje - "tak wygodnie można żyć tylko w domu" oraz kiedy zobaczyli, że w domu można mieć pralnię i wielką garderobę! Zamknęli się na zawsze!

marynata
14-09-2012, 16:44
Ktoś napisał,że rodzice raczej nie zazdroszczą swoim dzieciom, a raczej się martwią, czy sobie poradzą z budową i utrzymaniem domu.Ale jeśli się martwią - to pytają, interesują się , doradzają. Jeszcze nie widziałam rodziców, którzy martwiąc się nabierali wody w usta .Czasami jest tak,że wina leży po obu stronach.Pewien dystans wytwarza się wcześniej,kiedy dzieci stanowczo stawiają sprawę żeby nie wtrącać się w ich życie.
W moim przypadku gdybym poprosiła ojca o pomoc byłby w siódmym niebie i latał za wszystkim.Sęk w tym że on sobie pomoc wyobraża w ten sposób,że robię tak jak on uważa,ponieważ on zna się na wszystkim najlepiej.czyli tynkarze których on by wybrał i ich prace nad którymi on by czuwał,byłyby och,ach a cały dom postawiony z jego wizjami i pod jego zarządem cudowny ;) wiec mnie trudno np mówić o zazdrości.
Oczywiście nie mogę prosić o pomoc czy brać takowej jak zaoferuje,bo nie odpowiadają mi takie warunki.Chcę budować to co chcę i jak sama chcę.

Mika_77
14-09-2012, 17:53
Mnie tylko niewielka część rodziny krytykowała. Zrobiłam jedną wielką parapetówę, zaprosiłam sporo osób. Szczęki im opadły kiedy zobaczyli długaśny stół i moje - "tak wygodnie można żyć tylko w domu" oraz kiedy zobaczyli, że w domu można mieć pralnię i wielką garderobę! Zamknęli się na zawsze!

Plan dobry, ale u mnie chyba za późno.
Sęk w tym, że mieszkamy już od maja no i całe lato nas duszą o tę bibę.
Kiedyś na odczepnego powiedziałam, że i tak zaprosimy wszystkich na urodziny córki, więc parapetówy być nie musi.
No to teraz córcia urodziny za tydzień, a teściowa mówi: a ty tego zaproś, a tego i powiedz koniecznie, że to parapetówa.

A ja z opornikiem w kieszeni się urodziłam i jak mi ktoś coś każe, to choćby skały srały nie dam rady.

Co ciekawe raczej z teściami żyjemy w idealnej zgodzie, z zasady nie wtrącają się do naszego życia.
Ale jak się moja teściowa na coś uprze to nie ma zmiłuj.

anetina
14-09-2012, 19:11
Plan dobry, ale u mnie chyba za późno.
Sęk w tym, że mieszkamy już od maja no i całe lato nas duszą o tę bibę.
Kiedyś na odczepnego powiedziałam, że i tak zaprosimy wszystkich na urodziny córki, więc parapetówy być nie musi.
No to teraz córcia urodziny za tydzień, a teściowa mówi: a ty tego zaproś, a tego i powiedz koniecznie, że to parapetówa.




to ja taka parapetowe zrobilam lacznie z chrzcinymi mlodszego i urodzinami starszego - trzy imprezy na raz :P

domowa
15-09-2012, 00:33
Ale tak już na poważnie,

pisząc o wsparciu bliskich - -mam na myśli głównie wsparcie emocjonalne, ZAINTERESOWANIE tym co robimy, zamierzamy, planujemy. Tego nam często brakuje ze strony rodziny i tu możemy mieć jakiś żal czy niepisane pretensje.

W odróżnieniu do wsparcia finansowego czy innego "czynnego" - ale w tym wątku nie o takie wparcie autorce chodziło.


Ktoś napisał,że rodzice raczej nie zazdroszczą swoim dzieciom, a raczej się martwią, czy sobie poradzą z budową i utrzymaniem domu.Ale jeśli się martwią - to pytają, interesują się , doradzają. Jeszcze nie widziałam rodziców, którzy martwiąc się nabierali wody w usta ...

Za to rodziców i rodzinę zazdrosną już widziałam, a jakże :( Bywa,że nagle rodzice uświadamiają sobie,że życie swoje przeżyli bardziej konsumpcyjnie i po najmniejszej linii oporu, i nagle się okazuje,że w domu ( ani koło domu )odziedziczonym po swoich rodzicach przez 30 lat nie zrobili nic - tylko mieszkali i korzystali.A teraz wszystko leci na głowę, bo nieremontowane.

A tu nagle dorosły syn czy córka bierze życie w swoje ręcę, podejmuje się budowy, zaciskania pasa i wielu wyrzeczeń,żeby mieszkać na swoim -wielkie wyzwanie i duży wysiłek. Rodzice? W swoim życiu niewiele zrobili,ale teraz z racji wieku ( tylko wieku - bo raczej nie z doświadczenia) zaczynają młodym przedstawiać jakie to ich problemy czekają, po co takie duże budują; czy nie lepiej sobie spokojnie mieszkać w dwóch pokoikach w ich rozpadającym się domku niż tak się żyłować ...
Często boją się, że wypadałoby coś pomóc, zrzucić deski, wykopać rów - " same problemy, to nie dla nas , niech sobie młodzi robią co chcą jak są tacy
nieodpowiedzialni, jeszcze z tej budowy będą same problemy, po co im to ..." itd.itp.

Żal, zazdrość i zakłócanie "świętego spokoju" - w tym często siedzi problem wielu rodziców.

Wiem,że co rodzina to inna sytuacja, ale ta powyższa też się często zdarza - i wiem,że rodzice też mogą zazdrościć własnym dzieciom zaradności i pracowitości.
Kochana, czytam jak o sobie. niestety mam IDENTYCZNIE. Trudno jest uwierzyć komuś, że rodzice zazdroszczą własnym dzieciom, ale niestety, TAK JEST, TAK SIĘ ZDARZA. Zdarzylo się i u mnie. przy czymś takim budowa nie cieszy. Tak wziełam swoje życie w swoje rece w wieku 19 lat, a teraz mam 28. Ja też słyszę i nie slysze od nich krytyke i pochwał. I nie jest mi łatwo. Moi rodzice tez mieszkaja w duzym domu, wybudowanym ponad 20 lat temu, nic nie remontowanym. Teraz brat po slubie wyremontował pietro, i jest juz źle, bo ma poprostu ladniej niz oni, i sa juz pierwsze kłótnie..mama zaczyna go poprostu za to nie lubic.to jest przykre jak cholera. niestety, NIE KAŻDY rodzic sie martwi o swoje dzieci NIE MOWIAC Nic. Lepiej i wygodniej jest nabrac wody w usta, nie pytac, nie interesowac sie, sprawiac wrazenie, ze nei chce miec z tym nic wspolnego i krytykowac na ile sie tylko da KAŻDY ruch, KAŻDE działąnie zwiazane z budowa. Serce sie kraje, bo cobym nie powiedziala na temat budowy, jestem wysmiana, głupsza, g..o wiem i lepeij jestt wydrwić każde dzialanie podjęte niz podopingować nie mowiac o pomocy, o ktora nie prosze, bo musze blagac, mjac poczucie ze prosze obca osobe a nie swojego tatae i upokarzam sie za kazdym razem gdy go prosze po 10 razy o pomoc w danej sprawie. Z drugoej strony mam tesciowa, ktora jest nadopiekuncza, wtraca sie we wszystko, i najchetniej by mi dom wystawila wg tego jak buduja inni, co pisza w internecie, co ludzie gadaja, i jej wlasnych przekonan.Kobieta przezywa 2ga mlodosc, codz sama w zyciu niczego nie zbudowala a jest najmądrzejsza i neistety nie przegadasz jej. nie wiem co gorsze, cyba jedno i dugie podejscie jest załosne i przykre.

autorus
15-09-2012, 08:25
wiem, że to obok tematu ale czy podczas budowy mieliście doła, że to się nie uda, że nie dacie rady i że po co się w ogóle za to braliście? u mnie występuję regularnie raz na miesiąc :(

malka
15-09-2012, 10:46
wiem, że to obok tematu ale czy podczas budowy mieliście doła, że to się nie uda, że nie dacie rady i że po co się w ogóle za to braliście? u mnie występuję regularnie raz na miesiąc :(


szczęściarz .....

EZS
16-09-2012, 20:35
wiem, że to obok tematu ale czy podczas budowy mieliście doła, że to się nie uda, że nie dacie rady i że po co się w ogóle za to braliście? u mnie występuję regularnie raz na miesiąc :(

Nie miałam czsu. No i bawiłam się świetnie :)

EZS
16-09-2012, 20:41
Co ciekawe raczej z teściami żyjemy w idealnej zgodzie, z zasady nie wtrącają się do naszego życia.
Ale jak się moja teściowa na coś uprze to nie ma zmiłuj.
jeżeli w sumie lubisz swoją teściową, to zapewne musisz zrobić imprezę. Pewnie chce się pochwalić twoim domem przed rodziną. Czasem tak jest, pomóc nie pomogą ale z przyjemnością oprowadzą po gotowym. Jeżeli jednak teściową raczej znosisz niż lubisz to tu musi zadecydować twój mąż, bo bardzo mozliwe, że a) wie coś, czego ty nie, np były rozmowy o pomocy bez ciebie b) uważa sytuację za normalną i ją akceptuje c) zna swoją rodzinę..

gahan
17-09-2012, 11:13
domowa:)
muszę sprostować,żeby nie było - ja nie narzekam na swoich rodziców, bo i nie mam powodów ( pisałam o tym wcześniej ), a moje wywody o zazdrości opieram na obserwacjach "zewnętrznych" :) Ja, dzięki Bogu, nie mam takich problemów :), ale przykro mi , jeśli znajomi i w realu, i tu na forum borykają się z takowymi:(

Blackjack2
17-09-2012, 11:47
Fajnie by bylo jak by mozna bylo liczyc na rodzine przy budowie domu ale w wiekszosci przypadkow jesli sie zawsze pozostawionym samemu sobie

Mika_77
17-09-2012, 11:57
No właśnie sęk w tym, że naprawdę bardzo ją lubię, bo to raczej bezkonfliktowa osoba.
Ale mam wrażenie, że im bardziej staram się wszystkie jej propozycje akceptować, tym bardziej wchodzi mi na głowę.

Sprawa się chyba rozwiązała, bo mój mąż wkroczył do akcji i powiedział, że żadnej parapetówy oficjalnej nie będzie, a na urodziny dziecka zaprosiliśmy wszystkich tych, których teściowa chciała zaprosić (qwa - teściowa zaprasza do mojego domu - super po prostu).

Niektórzy na hasło, że to urodziny, a nie parapetówa odmówili - trudno - ich sprawa (a ja pamiętliwa jestem).

EZS
17-09-2012, 13:14
Ja nie rozumiem, czego ci ludzie tak na parapetówę chcą. Przecież zwykle przynosi sie prezent "na nową drogę" i zwykle są to większe prezenty, niż standardowo. No, jeszcze zafundowałaś prezent urodzinowy dla dziecka, więc się nie dziw, że porezygnowali :)

anetina
17-09-2012, 13:16
ludzie chcieli darmowa impreze :) myslisz, ze kazdy cos przynosi na parapetowke?

ja zrobilam 3 in 1 - nikt z bliskich sie nie obrazil i wszyscy, którzy sa mi blisko i wierza, byli ze mna

ludwik_13
30-09-2012, 21:31
Wspierała nas Teściowa moja (Teść i moi Rodzice już wiele lat nie żyją, rodzeństwa brak). Podarowała działkę, robiła za dozorcę na budowie, nie wtrącała się za dużo. Bez niej nie dalibyśmy rady. Oczywiście czasem mnie złości, zwłaszcza jak krytykuje nasze wybory. Ale to pikuś.
Dzieci nasze już dorosłe, studiujące, nie za bardzo chyba zachwycone były budową , bo mają świadomość, że dla nich to też obciążenie. Zwłaszcza, że wyprowadziliśmy się z miasta i do nich mamy ok. 50 km. Ale syn dzielnie działał przy kablowaniu domu a córka pomagała malować.
Wspierał nas przyjaciel - na wszystkich etapach - od długich dyskusji na życiowym naszym zakręcie, przez wsparcie finansowe, po pomoc w sprawach konstrukcyjnych i całą instalację elektryczną, którą pod jego nadzorem wykonaliśmy. Dziękujemy mu i jego żonie za czas, który mógł spędzić z nią i swoją rodziną.
Co do parapetówy - to robimy na raty, dla różnych kręgów rodzinnych i towarzyskich. Bez zadęcia i na luzie.

lola_lilu
02-10-2012, 11:12
My, a raczej ściślej mówiąc ja, łapię doła średnio raz na tydzień. Ten ostatni mnie nie opuszcza od 2 tygodni :(

Na wsparcie możemy liczyć (jak na razie, łudzę się że może coś się zmieni na korzyść) moich rodziców. Teściowie skomentowali tylko tyle: "ojej taki mały domek? Ciężko go będzie sprzedać" Jeszcze nie wybudowałam, a już mówią, że to strata kasy ;(

Budujemy za swoje. Bez kredytu. Boję się, że nam nie starczy, że nie odłożymy należytej kwoty i utkniemy w miejscu... Najgorsze, że w razie czego(nie wiem, np.: brak kasy a październik za pasem) Teściowie raczej nie pomogą, bo to ludzie biznesu i w takie rzeczy nie warto inwestować.

Także dół, doła, dołem pogania,,,,

gahan
03-10-2012, 07:02
lola, a jakie macie teraz warunki do mieszkania?

lola_lilu
03-10-2012, 07:58
Na razie mieszkamy u moich rodziców. W domu. Obok działka czeka na nasz nowy dom.

gahan
03-10-2012, 08:19
Jeśli Wam się mieszka w miarę znośnie i nie musicie się na szybko wyprowadzać - to się nie denerwuj,że kasy braknie i zrobicie przestój. Pomyśl sobie -macie gdzie mieszkać, nikt was nie wyrzuca - spokojnie, powoli wykończycie. Co innego ,jak inni często muszą opuścić i zdać mieszkanie, albo gnieżdżą się w jednym pokoju z dziećmi.
Póki co nie wisi nad wami kredyt, o ile spokojniejsze jest życie bez rat. Nie panikuj; nie stawiajcie sobie mało realnych terminów do wykonania poszczególnych etapów, bo mało kiedy to się udaje się. Jeśli braknie kasiorki, to budowa się nieznacznie przedłuży - ale skoro nic was nie goni, to co wam szkodzi.
Jeśli jednak chcecie wszystko zrobić od a do z, a boisz się realnie,że finansów zabraknie - to może wstrzymajcie się na jakiś czas z budową do czasu uzupełnienia zasobów.

lola, budowa daje trochę nerwów, ale i dużo radości,że oto robisz coś dla siebie; nie zamartwiaj się na zapas, nie warto :)

nita83
05-11-2012, 13:23
A jak u Was drodzy forumowicze jest ze wspieraniem lub angażowaniem się w budowlane sprawy ze strony żony/ męża? czy jesteście razem jak to się mówi oddani sprawie, czy jedno z Was ciągnie budowę do przodu, a drugie robi tylko to co koniecznie musi? powiem tak niepostępowo, że moim zdaniem jak żona się mniej angażuje w budowę to jeszcze zrozumiem, ale mąż? jestem dziś nieobiektywna, bo przytłacza mnie ilość podejmowanych decyzji w sprawie materiałów, budowy, ekipy budującej, ja się na tym po prostu nie znam, ale skoro zdecydowaliśmy się na budowę to szukam, pytam, przedzieram się przez techniczne szczegóły, a mąż działa na zasadzie jakos to będzie, zastanowię się nad tym jutro (dla sprawiedliwości powiem, że niektórymi sprawami się zajął) I stąd już tylko kroczek do wieeelkiej awantury. Mam już dość pytań typu: papa czy folia?Ehh wyżaliłam się :)

marynata
05-11-2012, 13:34
Nita,dzisiaj takie czasy że nie ma ambicjonalnego podejścia do tzw prac męskich czy damskich.
Powiem Ci że wielu Panów na forum np skarży się na to,że jak oni coś zadecydują,to żona natychmiast podważa ich decyzję.A że my kobiety raczej przekonujące jesteśmy,to staje i tak na "żoninym". W końcu Panowie oddają całe pole żonie,bo oni nie lubują się w długim przedyskutowywaniu każdej sprawy,tym bardziej że żona i tak postawi na swoim ;)

malka
05-11-2012, 13:45
Mój mąż zna adres budowy i nr konta na które trzeba wpłacać pieniądze, by za materiały płacić -to wystarcza.
Kiedyś mnie to wkurzało -dojrzałam do tego by doceniać.

dorkaS
05-11-2012, 13:52
Mam to samo co Malka :)
Większość pomysłów i wprowadzenie ich w życie na budowie to moja działka. Ale papierologię, której szczerze nienawidzę zrzucam na męża. On również dobrze działa jako hamulcowy, co do niektórych moich pomysłów. Traktuje tę naszą budowę jako coś trochę nierealistycznego, choć ostatnio chyba już uwierzył, że kiedyś ją zakończymy.
Ten podział ról czasem mnie drażni, ale z drugiej strony swoboda tworzenia - mniam :)

MusiSieUdac
05-11-2012, 14:01
Ktoś musi być decyzyjny, żeby później było na kogo zwalić winę za nietrafione decyzje ;)

marynata
05-11-2012, 14:37
Ktoś musi być decyzyjny, żeby później było na kogo zwalić winę za nietrafione decyzje ;)

To by było jednak za proste.
Bo czy winny będzie ten(ta)kto podejmował decyzje,czy jednak ten(ten),który się nie interesował(któremu odebrano prawo do ich podejmowania)? ;)
W końcu skoro się nie interesował.....;)

Nefer
05-11-2012, 14:41
A ja mam w dupie. jak nikt nie "wspiera" to se trzeba samemu radzić. A dobrych ludzi wokół jest mnóstwo - wystarczy się rozejrzeć.
Mnie nie wspierała rodzina (powiedziałabym, że wprost przeciwnie :):):)) ale wspierało mnie Forum Muratora czyli ludzie z forum :) O ! :)

nita83
05-11-2012, 21:05
marynata już o tym myślałam czy aby sama nie wyrwałam się niepotrzebnie przed szereg, a teraz mam wszystko na głowie. Niestety ja nie z tych co to potrafią podchodami, komplementami itp skłonić innych do "wykazywania się". Jak mnie coś wkurza to walę prosto z mostu, nie będę psychologicznych dupereli stosować. A może właśnie powinnam. :D
Nefer popieram! (choć chwilowy kryzys każdemu się może zdarzyć) zaciągnęłam się do forum :), bo nie było z kim ( i w ilościach mi potrzebnych) gadać o tematyce budowlanej.
Cóż, na razie "ciche dni" trwają. Chyba tym razem wywaliłam z naprawdę grubej rury :).

marynata
05-11-2012, 21:43
Niestety ja nie z tych co to potrafią podchodami, komplementami itp skłonić innych do "wykazywania się". Jak mnie coś wkurza to walę prosto z mostu, nie będę psychologicznych dupereli stosować. To tak jak ja :D ale przynajmniej jest temperamentnie i bez nudy ;)

Jak sprawa pilna,to może spróbuj jednak coś poćwiczyć,mam tu materiały naukowe do tych ćwiczeń :rotfl:


http://www.youtube.com/watch?v=NQ5TYEOhTao

Nefer
05-11-2012, 22:15
się do forum :), bo nie było z kim ( i w ilościach mi potrzebnych) gadać o tematyce budowlanej.
Cóż, na razie "ciche dni" trwają. Chyba tym razem wywaliłam z naprawdę grubej rury :).
Bądź damą :) Miej to w dupie - wspieraj innych na złość wkurwionym i nieszczęśliwym :):)

malka
05-11-2012, 22:22
Ja tam mam taki ambitny plan, jak mi szlag trafi FM (kompa,net), to se laskę do wspierania kupię i będzie git :)

a widziałam ostatnio zajebistą turkusową w ortopedycznym :)

marynata
05-11-2012, 22:44
Ja tam wychodzę z założenia że jak ktoś mi nie przeszkadza,to już mi bardzo pomógł ;)

Miras12
05-11-2012, 23:40
Mnie tam od poczatku budowy wspiera
1. kogut sasiada, to chyba ostatni w obrębie 10km jak sgo słyszę to nie żałuje decyzji o budowie
2. koty z pobliskiej wędzarni ryb, zawsze przylażą żeby cos dostać. Podejrzewam, że im bardziej zalezało na budowie jak nam osobiście.
3. forum muratora tu są fajni ludzi no i życzliwi
Miras12

Nefer
05-11-2012, 23:57
Hahaha

nita83
06-11-2012, 10:13
Bądź damą :) Miej to w dupie - wspieraj innych na złość wkurwionym i nieszczęśliwym :):)

Będę!! :):):)

nie z takimi rzeczami człowiek sobie dał radę, żeby tylko serducho nie bolało :):)

dorkaS
06-11-2012, 13:15
Będę!! :):):)

nie z takimi rzeczami człowiek sobie dał radę, żeby tylko serducho nie bolało :):)

Primo, pamiętaj, że robisz to przede wszystkim dla siebie (bo jeśli jesteś Ty, to reszta ma Ciebie i mają dla kogo żyć i pasywnie protestować).
Secundo, jak Cie juz to serducho zaczyna boleć, to patrz punkt pierwszy.
Tertio, nawet nie wiesz ile rzeczy się nauczysz i ... ile z nich zapomniesz, nim dojdziesz do półmetka.

malka
06-11-2012, 13:57
Miras- pożycz koguta ;)

malkul
06-11-2012, 14:02
Nas też tylko pobliski kogut wspiera, ale mam to w nosie!!! A Ci co belki pod nogi podrzucają - no cóż żal mi ich tylko być może :D

cronin
06-11-2012, 16:36
Temat rzeka - jak dla mnie niestety. Zero pomocy i multum złośliwości i oczekiwania na potknięcie. Muszę popracować nad sobą, żeby mieć to gdzieś.

malka
06-11-2012, 17:53
Ania, aaaa weź się wygadaj, wyrzygaj to -zobaczysz będzie Ci lepiej

nita83
06-11-2012, 20:57
dobra, i po kryzysie, wykrzyczane co miało być (a co, niech sąsiedzi się nie skręcają z ciekawości tylko wiedzą :) mąż zagrał przeziębieniem i trochę sklęsł :) I proszę proszę nawet rozmowny dziś był. Nie ma co roztrząsać już. :) Budowa to stresy, więc wybaczam i do przodu. :)

tak sobie myślę, że po jakimś czasie człowiek nawet nie pamięta o co się tak wściekał

marynata
07-11-2012, 08:47
Talerzem też se możesz walnąć jakby co.Tylko uważaj żeby tam nie było resztek krupniku,bo to się fatalnie sprząta ;-)

cronin
07-11-2012, 09:49
Fatalnie to się sprząta szklaną butelkę z oliwą roztrzaskaną na gresie :sick:

Ciężko się przegryźć z tym tematem. Od czego zacząć. Złośliwości są najgorsze. W tym celuje moja matka. Nie chciałabym, żebyście mnie źle zrozumieli, ona z jednej strony bardzo mi pomogła, przez trzy lata zajmując się dziećmi, dopóki nie poszły do przedszkola, i wiem że mnie kocha i martwi się . Ale okazuje to w najgorszy z możliwych sposobów - wyśmiewa każdą naszą decyzję, każde posunięcie. Oczekuje najgorszego. Wszystko wie najlepiej i nie przyjmuje do wiadomości , że mogę się na czymś znać. Przy czym jej wiedza na temat budowlanki zawiera się w 3 punktach: 1. budują się tylko ci którzy mają z pół miliona na koncie ; 2. i mają skończone studia techniczne; 3. każdy robotnik-budowlaniec ma skończoną szkołę budowlaną.
Każda dyskusja nt. budowlane zaczyna się "cha cha ty/wy? chyba żartujesz" a kończy się kłótnią. Gdy zaczęły się nasze kłopoty z ekipą, jej reakcja była : "no proszę, a mówiłaś że budowanie jest takie łatwe, że każdy może się budować". Za każdym razem jak mówię, że chcę jechać na budowę słyszę " a po co, cóż ty tam będziesz robić?"

Pomoc ze strony rodziny - bez szans. Jak czytam że ojciec, że brat, że szwagier pomagał, to naprawdę zazdroszczę (choć to brzydkie uczucie) Ja mogę założyć wątek z "najgłupszymi wymówkami". A naprawdę rzadko prosimy o pomoc. Ostatnio mąż przez 10 minut prosił swojego brata żeby mu pomógł płyty osb przenosić z samochodu do domu ( odległość 10 m) bo sam nie dałby rady a ja muszę siedzieć z dzieciakami bo przecież samych w domu nie zostawię. Najgłupsza wymówka: nie wyrabialiśmy się z malowaniem dysperbitem fundamentów, mąż poprosił braciszka który miał akurat urlop i leżał na działce 2 km od nas. Usłyszał, że on nie może przyjechać bo brama od działek jest zamknięta i on nie może wyjechać. Dodam tylko że brat nieżonaty, niedzieciaty, mieszka z mamusią i obowiązków nie ma żadnych.
Generalnie cieszymy się, gdy nie przeszkadzają i nic od nas nie chcą.

Teściowa - pominę temat, jesteśmy kompletnie niekompatybilne. Nie wiem czy też tak macie, ale są osoby których po prostu nie trawię.

Mąż - interesuje się budową tyle ile musi, nie pasjonuje go to, i tu wychodzi moja nietolerancja, bo ja chciałabym więcej. On zapewnia finanse, ja jestem na bakier z budżetem. Ale chciałabym móc z nim przegadywać tematy budowlane a nie przegryzać się z tym sama. Więc ja siedzę na FM a on na DO (Desert Operation dla szczęśliwych niewtajemniczonych). A ja totalnie nie rozumiem i nie akceptuję jak dorosły facet może marnować czas na gry komputerowe. I mamy zgrzyt. (Żeby nie było, że mój mąz jest totalnym imbecylem, interesuje się NIE TYLKO grą.)

malka
07-11-2012, 12:53
Jeszcze fatalniej się sprząta po kocie, który wskoczył do garnka z olejem (zimnym -uffff) i zrobił sobie rundkę po całym mieszkaniu, a i samo pranie kota do przyjemnych nie należało :bash::bash:


Cronin, pierwsza i podstawowa rzecz, którą mnie było dość trudno przełknąć, to fakt, że nikt nie ma obowiązku nam pomagać.
Wiem,że założenie jest takie, że to rodzina, że w rodzinie takie rzeczy jak pomoc to podstawa, ale jak widać niekoniecznie.
Ja mam dwójkę rodzeństwa, mój mąż troje -niby mała ekipa budowlana, nie??? ;)
Ale wyobraź sobie,że z rodziny męża NIKT nawet naszej budowy (zaczęliśmy w 2008 roku) nie widział.
Jedyne o co czasem pytaja to czy JUŻ się przeprowadzamy.
Z mojej strony,dość regularnie pomaga nam mój ojciec (dzięki Tato), kilka razy był mój młodszy brat, raz bratanek ze swoim ojcem, a moim starszym bratem.Mama parę razy -gdy porzadkowaliśy teren po partaczach -więc szału nie ma.

Ale wiesz co? mnie taki układ pasuje -nie angażując się NIKT NIE MA PRAWA KWESTIONOWAĆ MOICH DECYZJI.
Gdy słyszę "ocieplacie styropianem? ja bym ocieplał(a) wełną", bez zbędnych tłumaczeń odpowiadam "będziesz budował(a) swój dom , ocieplisz czym ze chcesz" - i koniec głupiej dyskusji.
Generalnie staram się nie wdawać w bezcelowe dyskusje, ucinam je nim w ogóle zdążą się rozkręcić, a teksty "Boże dzieci w co wyscie się wpakowali" - mama, "Ileż można mały domek budować " - tesciowa, "Już się przeprowadziliście" - szwagierka....puszczam mimo uszu, lub kwituję moim ulubionym "nie ma powodów, bym musiała ci się tłumaczyć" :)

I odkąd zrozumiałam te proste prawdy życiowe, jest mi znacznie lepiej.

cronin
07-11-2012, 13:27
Zdaję sobie sprawę, że prawdziwy problem tkwi w MOIM podejściu i MOICH oczekiwaniach. Jak uda mi się osiągnąć etap "zwisa mi twoja opinia i zdanie" to będę szczęśliwa.
Z drugiej strony to po co w ogóle rodzina skoro nie można od nich niczego oczekiwać. Po co się tyle gada o więzach rodzinnych o trzymaniu się razem. Mrzonki?
Dobra, to jeszcze poproszę o magiczny przepis na "tumiwisizm"

bury_kocur
07-11-2012, 14:54
Cronin, jak ja Cię rozumiem! Nie mam przepisu na tumiwisizm, choć wychodzi mi nieźle, ale to naturalne uzdolnienie ;) Natomiast rozumiem ból samotnego przegryzania problemów budowlanych, ciągłe udowadnianie, że jednak można, że się da. Mój mąż, mimo budowlanego wykształcenia (nie pracuje w zawodzie), interesuje się budową w minimalnym stopniu, wszystkie prawie decyzje podejmuję sama. Sama za wszystkim latam, załatwiam, pilnuję budżetu - ale staram się w tym widzieć tę dobrą stronę, że mam władzę ;) - może być po mojemu, nie muszę się godzić na żadne kompromisy (chyba że finansowe ;)). Inna sprawa, że zgadzamy się ze sobą w kwestiach estetycznych i nie tylko - i w sumie tak jakoś wyszło nam w życiu, że ja rządzę, więc czemu przy budowie miałoby być inaczej?
Nikt z najbliższej rodziny specjalnie nie kibicuje, na fizyczną pomoc nie ma co liczyć - ale od początku nie liczyłam, więc wszystko zgodnie z planem. Też trochę zazdroszczę tym, co mają tego przysłowiowego szwagra pod ręką, ale nie ma co gdybać - my nie mamy i już. Damy radę i tak, i wszyscy inni w tym wątku też - ktoś szybciej, ktoś wolniej, łatwiej lub trudniej, ale dobrniemy do końca naszych budów :)

dusiek
07-11-2012, 16:15
Ja mam pytanie , jak pomagac ? zeby nie uslyszec " nie wtracaj sie do naszej budowy "

bury_kocur
07-11-2012, 16:38
Proste: "powiedz mi, co mam robić, jestem do dyspozycji". I potem robić, co powiedzą, bez komentowania. A dobre rady są mile widziane - jeśli się o nie prosi.

malkul
07-11-2012, 18:26
Proste: "powiedz mi, co mam robić, jestem do dyspozycji". I potem robić, co powiedzą, bez komentowania. A dobre rady są mile widziane - jeśli się o nie prosi.

Prosto jasno i na temat!!!!!!!!!!!!!!!!

dusiek
07-11-2012, 18:33
Proste: "powiedz mi, co mam robić, jestem do dyspozycji". I potem robić, co powiedzą, bez komentowania. A dobre rady są mile widziane - jeśli się o nie prosi. Wielka szkoda....ze nie mozna wypozyczyc robota , ktory nic nie mowi.

dusiek
07-11-2012, 18:36
Prosto jasno i na temat!!!!!!!!!!!!!!!!

Widac ze nie jest to takie " proste, jasne !!!!!!!!!!!!!!!!! " skoro powstal taki watek.

malka
07-11-2012, 18:52
Wielka szkoda....ze nie mozna wypozyczyc robota , ktory nic nie mowi.


jedna z forumowiczek (bliska memu sercu ;)), na jakimś zjeździe rodzinnym, gdy teściowa zaczęła swoje tyrady moralizatorskie, tak niby od niechcenia powiedziała do męża "czemu ja cię nie znalazłam w domu dziecka...."

mina biesiadników -bezcenna :lol:

dusiek
07-11-2012, 19:12
Malka, masz dorosle dzieci ? a moze jestes juz tesciwa ?

EZS
07-11-2012, 20:14
Z drugiej strony to po co w ogóle rodzina skoro nie można od nich niczego oczekiwać. Po co się tyle gada o więzach rodzinnych o trzymaniu się razem. Mrzonki?

Rozumiem cię, ale z drugiej strony trzeba uczepić się mysli, że moja rodzina to, tak naprawdę mąż i dzieci. reszta to przybudówki lepsze lub gorsze.
Też zazdrościłam, jak ktoś na forum pisał, że mu brat pomagał czy ojciec. Mnie odrobinę pomagali, ale powiedziałabym - symbolicznie. No, siostra męża w sytuacji podbramkowej (przeprowadzka), jej mąż przy montażu kabiny i trochę przy zasypywaniu fundamentów. W zasadzie tyle. Nie narzekam.
Wiesz, dlaczego? Bo przerobiłam kontakty rodzinne kilka lat temu. Kupowaliśmy samochód, była to tzw okazja, musiałam zapłacić biegiem a pożyczkę miałam dostać za 3-4 dni. Chodziłam po rodzinie i żebrałam o datki, ale to moi znajomi a nie rodzina uciułali potrzebne pieniądze. Rodzina- hm.. jeden nie miał, drugi miał na koncie i lokaty nie zerwał itd. Jedynie siostra męża wyskrobała co miała, resztę dali obcy. Teraz przy budowie już nie miałam złudzeń i znwu, jak czekałam na kasę za mieszkanie a musiałam na szybko zapłacić za dach - poratowali mnie przyjaciele. Rodzina symbolicznie i to ta biedniejsza część, bogaci ani złotówki a konkretne sumy- znajomi.
Po zweryfikowaniu mojej rodziny nie mam złudzeń, ale też i zobowiązań, co sobie bardzo chwalę. Utrzymuję kontakt tylko z tymi, kogo lubię, resztę bez wyrzutów odcięłam.
najgorzej, jak ktos marudzi w dobrej wierze... szczególnie mama ;) Ech, trzeba nauczyć się asertywności, po latach starań prawie nauczyłam moją mamę hasła - jak chcesz mi pomóc, to pomagaj ale nie marudź, w nagrodę ja nie będę marudzić tobie :)

malka
07-11-2012, 21:12
Malka, masz dorosle dzieci ? a moze jestes juz tesciwa ?

jeszcze nie, z naciskiem na jeszcze :)



Po zweryfikowaniu mojej rodziny nie mam złudzeń, ale też i zobowiązań, co sobie bardzo chwalę. Utrzymuję kontakt tylko z tymi, kogo lubię, resztę bez wyrzutów odcięłam.
najgorzej, jak ktos marudzi w dobrej wierze... szczególnie mama ;) Ech, trzeba nauczyć się asertywności, po latach starań prawie nauczyłam moją mamę hasła - jak chcesz mi pomóc, to pomagaj ale nie marudź, w nagrodę ja nie będę marudzić tobie :)

I to jest clou.

Bez złudzeń i bez zobowiązań, ale po latach ciężkiej roboty nad samym sobą.

Miras12
07-11-2012, 22:45
wiecie co tak śledzę ten wątek i się pytam, a na cholere wam wsparcie "życzliwych osób trzecich". Tak sobie czytam i czytam ten wątek i widzę że wy tu się tak wspieracie, że więcej nie trzeba. Rodzina, znajomi jak będa chcieli to pomogą lub nie. Ciotki i wujkowie dobre rady nie są nikomu potrzebne. Mojej teściowej nic się nie podobało na początku, dach ściany, ilość okien no wszystko, rozwaliła mnie jak powiedziała, że tu i niebo tez takie jakieś inne.

galka
08-11-2012, 06:28
Mogę chyba powiedzieć,że jestem weteranką budowlaną-za nami duży remont starego domu i dwie budowy w odstępie kilku lat.
Przy pierwszym domu pomagał nam teść .Miał dużą wiedzę i co najważniejsze zapał ,byl chętny i ciekawy tej budowy,więc pomocnik taki jakiego można życzyć każdemu.

Przy następnych budowach już Go nie było,trzeba bylo sobie radzić samemu.I powiem jedno,nikt się nie wychylił to i bardzo dobrze.
Jeśli pomoc serdeczna to przyjmuję się ją z radościa a jeśli wyproszona to bez łaski.

Generalnie lepiej nie oczekiwać zbyt wiele i potem nie być rozczarownym ,pokutuje bowiem przekonanie ,że buduje się zaradny i bogaty więc po co mu jakaś pomoc;)

lola_lilu
08-11-2012, 07:02
U nas tak jak u większości z Was. /Kiedyś nawet założyłam w dzikiej rozpaczy i niedojrzałości wątek o tym/

Wydaje mi się, że poprostu trzeba dojrzeć do tego, że jest się samym z budową. Dojrzeć do tego, że nie każdemu rodzina pomaga, że niektórym sypie się przysłowiowa manna z nieba w postaci pomocy czy to finansowej, czy to innej od rodziny, a nam NIE.

To poprostu dojrzałość. Mi się to niestety JESZCZE nie udało. Zaznaczam jeszcze bo wierzę, że w końcu przy 30 na karku zmądrzeję. Mój Mąż osiągnął już 'tumiwisizm' na komentarze ze strony jego rodziców, na ich brak pomocy i brak zainteresowania.
Ja nad tym pracuję.

DZięki Bogu mamy moich rodziców, którym z całego serca jesteśmy wdzięczni, którzy mimo wieku potrafiąpomóc choćby znajomościami.

A mąż? To ten co zarabia i wszystkim się interesuje, ale to ja jestem KO, bo on pracuje, i pracuje, i pracuje, a ciężko do kogoś dzwonić o 21:00 i załatwiać sprawy. Ja więc jestem przeszkólona i dzwonię i pytam. Ale to on jest tym technicznym, budowlanym i ogólnie tym od 'męskich' spraw.


Wracając jednak do tematu- też zazdroszczę jak ktoś pomoże. Bo u nas to po za rodzicami, reszta najbliższej rodziny jak widzi, że my idziemy coś robić 'zmywa się' na zakupy :yes:


Ale jak to mówi mój Mąż - DAMY RADĘ ! i tego staram się trzymać, choć czasami ciężko mi w to uwierzyć....

autorus
08-11-2012, 07:04
Tylko nam się nie wykończ :) Twój stan określę jako depresje budowlana, mam to co dwa tygodnie. Da się z tym zyć.



Fatalnie to się sprząta szklaną butelkę z oliwą roztrzaskaną na gresie :sick:

Ciężko się przegryźć z tym tematem. Od czego zacząć. Złośliwości są najgorsze. W tym celuje moja matka. Nie chciałabym, żebyście mnie źle zrozumieli, ona z jednej strony bardzo mi pomogła, przez trzy lata zajmując się dziećmi, dopóki nie poszły do przedszkola, i wiem że mnie kocha i martwi się . Ale okazuje to w najgorszy z możliwych sposobów - wyśmiewa każdą naszą decyzję, każde posunięcie. Oczekuje najgorszego. Wszystko wie najlepiej i nie przyjmuje do wiadomości , że mogę się na czymś znać. Przy czym jej wiedza na temat budowlanki zawiera się w 3 punktach: 1. budują się tylko ci którzy mają z pół miliona na koncie ; 2. i mają skończone studia techniczne; 3. każdy robotnik-budowlaniec ma skończoną szkołę budowlaną.
Każda dyskusja nt. budowlane zaczyna się "cha cha ty/wy? chyba żartujesz" a kończy się kłótnią. Gdy zaczęły się nasze kłopoty z ekipą, jej reakcja była : "no proszę, a mówiłaś że budowanie jest takie łatwe, że każdy może się budować". Za każdym razem jak mówię, że chcę jechać na budowę słyszę " a po co, cóż ty tam będziesz robić?"

Pomoc ze strony rodziny - bez szans. Jak czytam że ojciec, że brat, że szwagier pomagał, to naprawdę zazdroszczę (choć to brzydkie uczucie) Ja mogę założyć wątek z "najgłupszymi wymówkami". A naprawdę rzadko prosimy o pomoc. Ostatnio mąż przez 10 minut prosił swojego brata żeby mu pomógł płyty osb przenosić z samochodu do domu ( odległość 10 m) bo sam nie dałby rady a ja muszę siedzieć z dzieciakami bo przecież samych w domu nie zostawię. Najgłupsza wymówka: nie wyrabialiśmy się z malowaniem dysperbitem fundamentów, mąż poprosił braciszka który miał akurat urlop i leżał na działce 2 km od nas. Usłyszał, że on nie może przyjechać bo brama od działek jest zamknięta i on nie może wyjechać. Dodam tylko że brat nieżonaty, niedzieciaty, mieszka z mamusią i obowiązków nie ma żadnych.
Generalnie cieszymy się, gdy nie przeszkadzają i nic od nas nie chcą.

Teściowa - pominę temat, jesteśmy kompletnie niekompatybilne. Nie wiem czy też tak macie, ale są osoby których po prostu nie trawię.

Mąż - interesuje się budową tyle ile musi, nie pasjonuje go to, i tu wychodzi moja nietolerancja, bo ja chciałabym więcej. On zapewnia finanse, ja jestem na bakier z budżetem. Ale chciałabym móc z nim przegadywać tematy budowlane a nie przegryzać się z tym sama. Więc ja siedzę na FM a on na DO (Desert Operation dla szczęśliwych niewtajemniczonych). A ja totalnie nie rozumiem i nie akceptuję jak dorosły facet może marnować czas na gry komputerowe. I mamy zgrzyt. (Żeby nie było, że mój mąz jest totalnym imbecylem, interesuje się NIE TYLKO grą.)

cronin
08-11-2012, 09:16
Niee, depresja na razie mi nie dolega, nazbierało mi się tego ostatnio, zaogniło i faktycznie musiałam to z siebie wyrzucić , wyrzygać (dzięki Malka ;) ) Już mi lepiej, bo spojrzałam na chłodno. Masz rację EZS rodzina to mąż i dzieci :) reszta to przybudówki, jedne do rozbiórki, inne, z racji wieku, zabytki nie do ruszenia i trzeba z nimi żyć. Ale to wciąż tylko przybudówki.
Od przytulenia mam męża i dzieciaki, od pogadania Was tutaj, a z budową damy sobie radę, bez łaski :)
Tylko muszę jeszcze znieczulić się na złośliwości i inne tam takie. A to trochę potrwa, nie od razu osiąga się ZEN :)

nita83
09-11-2012, 20:38
cronin jak mówi moja Mama : kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą du..., sama muszę to sobie często powtarzać, będę za Ciebie trzymać kciuki
niby jesteśmy dorosłe a jednak krytyka rodziców najbardziej boli, człowiek taki uświadomiony psychologicznie i tłumaczy sobie ile wlezie, że nie musi się tłumaczyć, że nie ważne co kto myśli, ale jak były problemy na budowie a tata pytał jak tam to normalnie wszystko się we mnie spinało
u mnie jest tak, że tata zna się na wszystkim, ale trzeba to z niego wołami wyciągać. Chce pomóc, doradzić, ale wtedy najlepiej jakbyśmy jego opcję wybrali. Mama z kolei niby to ją nic nie interesuje, ale szpilę wsadzi (po co ten dom, kto będzie sprzątać, nie stać was, kuzyn się buduje to ty tez chcesz itp)
Mam kochanych rodziców, na których zawsze mogę liczyć , ale komunikacja otwarta szwankuje. Samą mnie to wkurza, ale muszę się naprawdę mocno postarać żeby o czymś poważnym pogadać na zasadzie równy z równym. Udaje się tylko czasami, gdy sama siebie w myślach dopinguję (powiedz, co złego może się stać, jesteś dorosła masz prawo do własnego zdania). Jednak jest coraz lepiej. Jedyna opcja, przy której jestem niewzruszona to dzieci. Na tym polu nikt mi nie straszny.
Z kolei mąż - aktualne szaleństwo w graniu w nową grę. :) Nie mogę go winić mnie też czasem wciąga. U nas myślę, że problem jest taki, iż ja mam wzorzec rodzinny : Tata rządzi, zajmuje sie wszystkimi "ważnymi"" sprawami, podejmuje decyzje itp, a u Męża odwrotnie - to Mama dominuje. Widzę, że on właśnie w tym kierunku idzie. Sama mu to zresztą ułatwiam bo lubię rządzić. Kryzys mam tylko wtedy gdy zbyt dużo obowiązków się nawarstwi.

W każdym razie dla takich silnych babek nie straszne budowy. Damy radę a co!

malka
09-11-2012, 22:24
Wiecie kiedy zaczęły się moje problemy z rodzicami (z matką) ? Gdy zrozumiałam,że jestem dorosła, fakt pozostaje faktem ,jestem ich dzieckiem,ale nie jestem JUŻ dzieckiem. Gdy zaczęłam wymagać od nich by traktowali mnie jak osobę dorosłą. Mamie się bardzo ten układ nie podoba. Nie potrafi ze mną rozmawiać na płaszczyźnie dorosły-dorosły. A ja nie chcę być ciągle małą malką, która będzie robić wszystko by zadowolić mamusię i by mamusia spokojnie przesypiała noce (tak, po nocach nie sypia przez MOJE problemy) :rolleyes:.
Moją rodziną jest mój syn i mąż, ich dobro jest dla mnie najważniejsze , tak jakich zdanie codo naszej przyszłości.
I nie tyczy się to wyłącznie budowy, lecz i innych sfer życia.
Jeśli nie robisz po mojemu, to znaczy że mnie nie kochasz -juz na mnie nie działa, tak jak i ja się o was martwię bo robicie źle (czytaj -nie po mojemu).
Po kokardkę mam już dobrych rad, które nie przekładają się na nic, takie czcze gadanie i wpędzanie w poczucie winy.

Jeśli ktoś ma chęci i wiedzę ja taką pomoc zawsze przyjmę, ale jeśli to ma być pomoc na zasadzie bo ja wiem co jest dla ciebie lepsze -to z całym szacunkiem - całujcie się w dupę.

marynata
09-11-2012, 22:44
całujcie się w dupę. chyba mię nie się :D;)

Nefer
09-11-2012, 23:05
Jeśli nie robisz po mojemu, to znaczy że mnie nie kochasz -juz na mnie nie działa, tak jak i ja się o was martwię bo robicie źle .
Myślę, że moim rodzicom dawno w gardle stanęło : nigdy nie zbudujesz tego domu. Jak już stanął - i tak nie pojęli. Było A tu już zawsze taki burdel przed domem będzie - nigdy nie położysz tej kostki. No to już im tylko zostało : Nigdy nie będziesz miała tych rabatek. Ale chyba już się bali, że się mogą zadławić.

Dlatego : w dupie mam :)::):):):)

Niedawno w tv był taki program. Pewna pani lat 40 poszła z dziećmi na grób ojca, zapalić świeczkę- jak to w Święto Wszystkich Świętych. przed wejściem na cmentarz szukała ładnego znicza. Ale nie mogła znaleźć: ten za duży, ten za mały, ten za kolorowy, ten za smutny... i w końcu się złapała na tym, że nie może go wybrać, bo ... boi się, że nie zadowoli swojego nieżyjącego ojca. Że on wstanie z grobu i znów powie co o niej myśli. Nie poszła na jego grób.
Nie dajcie się tak wmanewrować swoim bliskim. Wiem - to trudne. Sama to ćwiczę :) Ale daje się robić.

malka
09-11-2012, 23:11
chyba mię nie się :D;)


się, bo mię to się brzydzę ;)


co by dosadniej nie powiedzieć ;)

marynata
09-11-2012, 23:36
nigdy nie zbudujesz tego domu. Jak już stanął - i tak nie pojęli. Było A tu już zawsze taki burdel przed domem będzie - nigdy nie położysz tej kostkiha,ha-dokładnie jakbym mojego ojca słyszała :D
I jeszcze-co to za dom,taki dom,dzisiaj każdy może mieć dom,zobaczcie jaki sąsiedzi budują piękny itd :D

I powiedzcie mi jacy my mamy być,ludzie które całe życie słyszą tylko krytykę swojej osoby,jak iść przez życie i osiągać sukcesy :)
Większość jest zdołowana,albo lata tam gdzie nie trzeba w poszukiwaniu akceptacji ;)

ech.....

malka
09-11-2012, 23:43
Nefer, masz racje to jest cholernie trudne...może pamiętasz jak mnie zje.ałaś znaczy zrugałaś kilka lat temu w podobnym wątku ? Ja pamiętam....

I wtedy nie przerażało mnie ,że to jest, będzie trudne, tylko fakt ,że będzie bolało....jakiś czas później, sama sobie szczerze zadałam pytanie -lepiej niech zaboli raz a porządnie, czy lepiej by długo "ćmiło" -wiesz, jak z bólem głowy, niby nie boli, a wkurza, irytuje, albo raz walnie tak,że człowiek na mordę pada.
Wolałam tą drugą wersje, zabolało , ścięło z nóg, wygoiło się i teraz leczę blizny.
Mam swoje życie i nie czuję się w obowiązku tłumaczyć przed nikim.

A budowa -kurde nie zrobię klombików ni chu chu :)

Nefer
09-11-2012, 23:52
Pamiętam Malcia. Przeszłaś długą drogę. I jesteś bardzo dzielna. Bo to tego potrzeba odwagi. Wielu nieprzespanych nocy, wielu łez, złości, zwątpień. Ale z tej walki wyszłaś zwycięsko - choć tak jak i ja - pewnie długo nie zapomnisz.
A ja będę miało klombik :):):)

Nefer
09-11-2012, 23:57
ha,ha-dokładnie jakbym mojego ojca słyszała :D
I jeszcze-co to za dom,taki dom,dzisiaj każdy może mieć dom,zobaczcie jaki sąsiedzi budują piękny itd :D

I powiedzcie mi jacy my mamy być,ludzie które całe życie słyszą tylko krytykę swojej osoby,jak iść przez życie i osiągać sukcesy :)
Większość jest zdołowana,albo lata tam gdzie nie trzeba w poszukiwaniu akceptacji ;)

ech.....

Masz rację. Dlatego najważniejsze to znaleźć powód swojego koszmarnego samopoczucia, swojego nieszczęścia, frustracji i ciągłego udupienia. A potem już tylko podjąć decyzję. Niestety - jest ona kurewsko bolesna, pod prąd, wbrew temu co mówią wszyscy wokół : "Pamiętaj, matkę masz tylko jedną. Szanuj swojego ojca".
W dniu, gdy zrozumie się co znaczy, że "rodziców się nie wybiera" już wiadomo.

Do końca życia pierwszą moją myślą przed KAŻDYM zadaniem (czy to prywatnym czy zawodowym) będzie "nie poradzę sobie". I za to mogę podziękować moim rodzicom. Ale potem przychodzi druga myśl : "Oczywiście, że sobie poradzę !" - i za to dziękuję sobie i przyjaciołom, którzy dali mi o wiele więcej niż rodzice.

malka
10-11-2012, 00:23
Może ta droga nie jest wcale długa, ale wyboista trochę (polskie drogi ;) )
Ale wiecie co,nie oszukujmy się , dezaprobata rodziców nie zaczyna się na etapie budowy....
Dobra, będę mówić za siebie, bo może u Was było inaczej.

To nie było tak,że jęki i kwęki zaczęły się gdy kupiliśmy dom.To niezadowolenie z mojej osoby wtedy eskalowało, ale tak było od zawsze.
Ktoś był lepszy, ktoś zdolniejszy, ktoś bardziej zaradny, ktoś ładniejszy.
Dlaczego niby przy budowie domu, to ja miałam być tą operatywną i zdolną, skoro wszystko co zrobiłam, co wydarzyło się w moim życiu, było do dupy ??
I wielu się z tym godzi i maja prawo, ja wymiękłam....a może powinnam powiedzieć stwardniałam ;) i powiedziałam veto.
Czy jestem z siebie dumna - nie. Czy jestem szczęśliwsza-tak

i póki co to mi musi wystarczyć.Czas na dumę z siebie przyjdzie z czasem - mam nadzieję :)

Ale cały czas szumią mi w uszach słowa mojej terapeutki......czy negatyw czy pozytyw, to ciągle to samo zdjęcie.

marynata
10-11-2012, 00:58
bo może u Was było inaczej.
Nie mogło być ;)

Zawsze jest tak samo,te same klocki,jakby to była choroba która da się zidentyfikować przez podobne objawy.
Jak słucham innych ludzi,tak jak Was tutaj,jakbym siebie słuchała albo widziała swoje życie :)

Nefer
10-11-2012, 01:09
Te same klocki. Po prostu o jedną kroplę za dużo i zatrzymujemy się, patrzymy wstecz i się okazuje, że zawsze tak było. Odkąd pamiętamy. Od maleńkości. I wtedy zadajemy sobie to sakramentalne pytanie : Czy ja muszę to znosić ? Jedni pochylą głowę i powiedzą : trudno. Zawsze tak było, tak jest i tak będzie. Nadal będą żyć w tej atmosferze nienawiści - bo jak inaczej nazwać ciągłe podcinanie skrzydeł, ciągłe krytykowanie, udowadnianie, że jesteśmy nieudacznikami i nic w życiu nie osiągniemy "i nawet wybudowanie domu tego nie zmieni" :) A drudzy odwrócą się na pięcie, zamkną za sobą te drzwi i staną na własnych nogach. I przy okazji staną się ludźmi szczęśliwymi - nie upierdalającymi życia innym, otaczającym ich ludziom. Bo taka jest prawda, że przesiąkamy tym w czym się obracamy.
Wiem, że jeśli moi rodzice będą potrzebowali ode mnie pomocy - pomogę. Bez miłości. Z jakiegoś wewnętrznego obowiązku, który również skłania mnie do pomagania komuś innemu. Ale chyba jednak jestem z siebie dumna. Bo to, że wyzwoliłam się z tej matni. Zmieniło mnie samą. Jestem szczęśliwa. Więc nie pałam nienawiścią, złością, frustracją. Dzięki temu mogę być też milsza dla innych (choć pewnie nadal wredna :))

nemi
10-11-2012, 11:42
Ooojjj jaka szkoda, że nie trafiłam tu wcześniej.
A jeszcze bardziej mi żal, że watek nie powstał wcześniej.

Dziewczęta moja matka swoimi kretyńskimi zachowaniami na takim właśnie poziomie doprowadziła do tego, że nie mam z nią kontaktu od prawie 6 lat. Nie widziałam baby na oczy i nie chce widzieć. Przez jej manipulacje i durnowate gierki to ja mało w wariatkowie nie wylądowałam.

Wcześniej (przez własną głupotę i wiek zapewne) starałam się robić wszystko tak, żeby ONA była zadowolona. Wyobrażacie sobie - nie ja tylko ONA. Swoje życie podporządkowywałam jej zadowoleniu, a choćbym nie wiem co robiła to ona i tak nigdy zadowolona nie była.

Odkąd pamiętam moi znajomi się jej bali. Ja w sumie też. Każda moja próba postawienia na swoim (nawet w najbardziej błahej sprawie kończyła się awanturą, wyzwiskami, groźbami i stwierdzeniem, że ja "ją chcę wykończyć". Kobieta nie ma własnych zainteresowań, nie ma znajomych, nie ma przyjaciół i chyba jedyny jej życiowy cel to dręczenie innych ludzi.
Z takich ważniejszych dla mnie wydarzeń, przez które naprawdę chciało mi się wyć to np. to, że na studia dostałam się z drugim wynikiem; cała happy do domu poleciałam jak na skrzydłach - reakcja mamusi??? nie, nie żadne gratulacje - pytania "kto był pierwszy?", "o ile miał więcej punków od ciebie?", "to nie mogłaś się bardziej postarać?", "trzeba się było więcej uczyć, ale ty zawsze robisz po swojemu", "co ja teraz dziewczynom w pracy powiem... taki wstyd"... No fakt powód do rozpaczy... Ale "młodsza ja" się wtedy po raz kolejny załamała.

Jak podjęłam decyzję, że chcę się od niej wyprowadzić (równolegle studia dzienne i praca na etacie z zarobkami, za które byłam w stanie wynająć mieszkanie i sama się utrzymać), to najpierw u stwierdziła, że jeszcze na kolanach do niej wrócę błagając ją żeby mnie z powrotem przyjęła pod swój dach (tak na prawdę to nie jej tylko ojca, ale sprawa o podział majątku w toku, bo starszy też z wariatką nie wytrzymał), a później że tego się po mnie nie spodziewała i że wolałaby mnie nie urodzić.

Jakiś czas temu dowiedziała się od mojego ojca, że kupiliśmy mieszkanie (tak mniej więcej po roku od przeprowadzki), szlag ją trafił do tego stopnia, że kazała mi przekazać, że będzie się modlić, żebyśmy kredytu nie spłacili.

Ehh... Takich sytuacji mam całe mnóstwo. Mój mąż twierdzi, że na szczęście znalazł mnie na tyle wcześnie, że dało się jeszcze coś ze mną zrobić i teraz już niedaleko mi do normalności.

No, ale ten etap życia już za mną.
Teraz, jak to ładnie napisała Nefer wcześniej - jestem damą i mam to w dupie. :D

Co prawda pozostałości zostały - bardzo dużo (zdaniem wielu osób, w tym mojego szefa, nawet za dużo) wymagam od siebie i od innych, ciągle staram się udowadniać, że jestem wartościowym człowiekiem, że ze wszystkim dam sobie radę, że potrafię sama itp. Stresują mnie rzeczy, które powinnam mieć w nosie i za bardzo przejmuję się pierdołami. Strasznie ciężko się z tego wyleczyć. :(

Nefer
10-11-2012, 11:52
Nemi, byłabyś zaskoczona ile osób wyszło z toksycznych domów i zmaga się z tym całe życie. Na szczęście tylko od nas zależy jak to przeprowadzimy :)

nemi
10-11-2012, 13:14
Nemi, byłabyś zaskoczona ile osób wyszło z toksycznych domów i zmaga się z tym całe życie. Na szczęście tylko od nas zależy jak to przeprowadzimy :)


Ja to czasem jestem trochę zła na siebie, że zbyt słabo sobie z tym radzę. Ale staram się jak mogę.
:hug:

galka
10-11-2012, 15:05
http://forum.muratordom.pl/showthread.php?119673-granice&highlight=granice

Odkopałam .Nemi poczytaj bo warto

dorkaS
10-11-2012, 16:55
Galka, dzieki za wątek. Szkoda, że go wcześniej nie widziałam.

Nefer
10-11-2012, 18:22
Ja to czasem jestem trochę zła na siebie, że zbyt słabo sobie z tym radzę. Ale staram się jak mogę.
:hug:
Spokojnie, na to potrzeba czasu. Najważniejsze, że zauważyłaś problem i postanowiłaś coś z tym zrobić. To milowy krok. Setki ludzi nadal tkwi w tym toksycznym związku.

marynata
10-11-2012, 20:30
http://forum.muratordom.pl/showthread.php?119673-granice&highlight=granice

Odkopałam .Nemi poczytaj bo warto
Dzięki za linka.
Przeczytałam wątek,przyznam że nie bez pewnych trudności.
Emocje momentami przeogromne :roll:

Ludzie,mówcie jak najczęściej swoim dzieciom,że są piękne i mądre i mogą osiągnąć w życiu co tylko im się zamarzy....

eniu
10-11-2012, 20:56
Ja wiem. Dzieci nie ponoszą winy za to, że mają pojebanych rodziców....Wiecie co teraz będzie najgorsze? Nie powielić tego w swoim domu. Bo spitolone relacje tylko pozornie leczy się separacją z rodzicami. Oczywiście, jak nie ma wyjścia trudno, trzeba ich na bambus spuścić. Niestety odchorowuje to spuszczający i spuszczany. Dopóki taki stan trwa, dopóty coś nie gra. Choćby największy chojrak wie, że albo będzie do końca kaleką, albo będzie miał szczęście to jakoś pookładać. Ja miałem to szczęście, że jak przestałem się w końcu mojego starego bać (miałem 40! :D), coś zaczęło się naprawiać w moich z nim relacjach. Stałem się dzięki temu spokojniejszy, bo mi nic pod beretem nie uwiera...I wracając do początku. Trzeba ciągle pamietać, by nie być takim jak toksyczny rodzic. Niby proste....Niekiedy się udaje...

nemi
11-11-2012, 08:00
Wiecie co, problem jest taki, że ja nie wyobrażam sobie w ogóle odbudowania jakichkolwiek relacji z NIĄ. Bo wiem, że ona się nie zmieniła i że się nie zmieni. Pisałam już o tym wcześniej - nie widziała mnie od ponad 5 lat (mieszkamy w jednym mieście), na szczęście jakieś 20 km od siebie, więc nawet na "przypadkowe spotkania" nie ma szans. A ja i tak co jakiś czas dostaje jakieś, przekazywane przez ojca, "przesyłki z jadem".

Teraz to już mnie to tak bardzo nie wkurza (no może czasami), ale raz na jakiś czas to najchętniej bym nią po prostu potrzepała... Wiem, że zabrzmiało to strasznie. Mam wrażenie, że ona żyje w swoim świecie, w którym można się stosować do jej nakazów/zakazów/poleceń/decyzji (bo ona ma intuicję i wie najlepiej, a cała reszta świata to odmóźdżone australopitki), albo spadać na drzewo.

W tym przypadku nie ma szans na jakąkolwiek merytoryczną dyskusję czy rozmowę, bo ona nigdy nie ma argumentów. No oprócz tego z intuicją i przekonaniem o własnej nieomylności.

Jakieś 2 miesiące temu powiedziałam mojemu starszemu, że nie jestem zainteresowana tym co ona o nas mówi/myśli itp. i żeby mi tych cudnych informacji nie przekazywał. I w drugą stronę - nic co dotyczy mnie ma nie mówić tej kobiecie. Ale starszy to też taka ciapa trochę i co chwilę "coś mu się wyrwie".

Ale mi elaboraty tutaj wychodzą. Sorry. :)

galka
11-11-2012, 09:54
Nie ma co sorrować, kochana.Jest jak jest.Wielu z nas żyje z wyrzutami sumienia że nie może się zmusić żeby kochać czy szanować swoich rodziców.Pól biedy jeśli jest dobry kontakt przynajmniej z jednym.To zawsze daje chociaż jedną'' zdrową nogę''
Mówią,że kocha się nie za coś tylko mimo wszystko.A tu mimo wszystko się nie daje.


ps. nemi zawsze możesz powiedzieć mamie ,że cie właśnie oświeciło i rozwinęła Ci sie wspaniała i nieomylna intuicja z którą się zgadzasz i która nie znosi konkurencji;)

Dorka s trochę pokopałam bo wątek spadł już do piwnicy.
Marynata -ten watek w swoim czasie był trochę jak terapia grupowa i masz rację,że to trudne tematy o ogromnym poziomie emocji.

malka
21-11-2012, 13:30
ale warto na tych toksycznych rodziców spojrzeć z innej strony...pod ta nienawiścią, złośliwością, dogryzkami, jadem często kryją się także zranione dzieci, osoby którym z rożnych powodów nie wyszło, które boleśnie upadały, które były zbyt leniwe lub nie miały możliwości by osiągnąć więcej. a może miały ambicję, tylko tak potoczyły się ich losy, że musiały wybierać i jakiegokolwiek wyboru by dokonały są nieszczęśliwe. a może powielały schematy nie wiedząc nawet, że można inaczej..


NIE, NIE WARTO.
Przez całe lata usprawiedliwiałam ich zachowanie i co mi to dało ???
Mnie nic pozytywnego - im czyste sumienie.
Tak to ma działać ? Biedni , upadli ludzie decydują się wydać dziecko na świat, by odreagować swoje spaprane dzieciństwo ??? Biedne socjopatyczne żuczki, nie radzą sobie z rolą rodzica....Cudowny plan....

Konkluzja jest jedna - skoro nie umiesz budować zdrowych rodzicielskich relacji -nikt cie nie zmusza do bycia rodzicem.

marynata
21-11-2012, 15:40
Classic,mówisz o braku świadomości naszych rodziców-zgoda,brak świadomości jest usprawiedliwieniem.Ktoś wcześniej powiedział-my(dzieci) też popełniamy/ popełnialiśmy błędy,ponieważ wynieśliśmy z domu złe wzorce.Ale podnosimy się,zmieniamy,walczymy.Nasi rodzice nie chcą tego robić.

malka
22-11-2012, 10:55
nie chodzi o to by zapomnieć, chodzi o to, że mając świadomość tego co zrobili zrozumieć co się stało, dla nich ale przede wszystkim dla siebie. żeby wyjść z roli wiecznej ofiary. byłaś skrzywdzona kiedyś-nadal Cię krzywdzą, nadal mają nad Tobą taką władzę? nie-i o to chodzi, że oni nie z nienawiści, ale często głupoty to zrobili. nie wiem jak to napisać, ale przyjąć przeszłość i ją zamknąć, nie miałaś wpływu na wydarzenia, teraz masz. możesz wybrać czy chcesz odcięcia czy poprawy relacji to Twój wybór. chodzi o to, że w relacji jest zawsze też przynajmniej jeszcze jeden czlowiek i podejmując decyzję nie należy myśleć wyłącznie "ja" (choć przede wszystkim) ale też on/ona/oni. I jakąkolwiek decyzję się podejmie zdjąć z siebie już ten ciężar, żyć z nią i już jej ciągle na nowo nie roztrząsać. ja wiem, że boli, ale jeśli tego bólu wciąż na nowo nie podsycamy to on kiedyś zmaleje. i tego spokoju Wam z całego serca życzę


Widzisz i w tych dwóch "półzdaniach" jest clou tematu.
Dlatego też nie mam zamiaru patrzeć
na tych toksycznych rodziców (...) z innej strony, mnie nie interesuje to dlaczego oni postępowali jak postepowali - to nie jest mój problem.


Nie mam zamiaru analizować przyczyn, nie ma w planach zastanawiać się co nimi kierowało....
Wyobraź sobie sytuację : na przejściu dla pieszych kierowca śmiertelnie potrąca dziecko... myślisz,że osieroceni rodzice będą analizować , dlaczego kierowca jechał za szybko ? Czy będą w nim widzieć wyłącznie mordercę dziecka?
Ja optuję za wersja drugą.....

marynata
22-11-2012, 17:56
a pokoleniu naszych rodziców często nikt nie mówił, że to standardAle mnie też nikt nie mówił.

Mój ojciec to wykształcony,oczytany człowiek,który ma duże możliwości aby weryfikować swoje błędy.
A pochylać się nad głupotą trzeba jak najbardziej.Tylko jak za dużo się tej głupoty skumuluje,to się pochylasz i pochylasz i w końcu cię kark zaboli i musisz się wyprostować.

malka
22-11-2012, 18:16
A pochylać się nad głupotą trzeba jak najbardziej.Tylko jak za dużo się tej głupoty skumuluje,to się pochylasz i pochylasz i w końcu cię kark zaboli i musisz się wyprostować.


.....a jak się za mocno pochylisz, to niewątpliwie ktoś cię w wypiętą dupę kopnie....

marynata
22-11-2012, 18:46
no albo tak :lol2::lol2::lol2:

marzenka i mariusz g
03-12-2012, 21:58
classic- jak Cię czytam to, tak jakbym czytała o swojej teściowej, kobieta żałuje swoich decyzji po dzisiejszy dzień, przez to czasem i nam się dostaję (ja tak myślę) ostatnio jak przyjechała zobaczyć nasze fundamenty pod dom, to zamiast wesprzeć nas na duchu, że jakoś damy radę z tym wszystkim, to powiedziała, że chyba nas popier..... że taki duży dom budujemy, niby po co i na co, jak zobaczyła plany to stwierdziła, że kuchnia powinna być zamnknięta, okien powinno być mało czyt. małe i jeszcze wiele innych dyrdymałuch powymyślała, na szczęście jestem do jej "sympatycznej" gatki przyzwyczajona więc jednym uchem słuchałam, a drugim wypuszczałam:no:
no to się trochę i ja pożaliłam- sorki, ale zawsze lżej na serduchu:p