BioZ
06-05-2013, 23:00
Witam serdecznie i bardzo proszę Was o pomoc, porady, wskazówki... Jak ktoś jest z Poznania to nawet moglibyśmy się spotkać.
Z góry przepraszam za rozwlekłego posta, chcę sprawę możliwie jak najdokładniej nakreślić będąc laikiem, a przy tym jestem trochę załamany.
Zacznę od miłego wprowadzenia; za niecałe dwa tygodnie biorę ślub i z tego tytułu znaleźliśmy sobie na wynajem fajne, stosunkowo niedrogie mieszkanie w dobrej dla mnie lokalizacji. Jakiś starszy czteropiętrowy blok (dla zorientowanych po Poznaniu - Bukowska niedaleko Szpitalnej i Szamotulskiej), czwarte piętro. Mieszkanie generalnie wygląda na zadbane; nieumeblowane, nie licząc kuchni.
Lekcja dorosłego życia - wynajmując mieszkanie oglądaj i wąchaj wszystkie możliwe kąty, czy wszystko sprawne i czy żonie nie wyrośnie na ścianie jakiś kochanek.
Na mieszkanie się zdecydowaliśmy bo wydawało się, że przy pierwszych wizytach było tam niewywietrzone po długiej pustce (nie wiem jak długiej, zimą już nikogo nie było i kaloryfery skręcone). Niestety, zostawić tylko na kilka dni zamknięte mieszkanie, to po wejściu śmierdzi... Jest problem, bo ja zasadniczo nie mam węchu (polipy) i polegam na słowach narzeczonej, ona go identyfikuje raz jako stęchliznę, raz jako taki zapach co bywa na klatkach schodowych starych kamienic, raz jako pranie zamknięte w pralce; kobiety...
Mamy problem z dokładnym zlokalizowaniem źródła zapachu a sprawa jest poważna, bo z jednej strony chcielibyśmy właśnie tam zamieszkać, i zbliża się czas na sprowadzenie tam swoich rzeczy, a z drugiej nie chcę wystawiać narzeczonej na pastwę jej alergii i ryzykować jakieś powikłania.
Zapach głównie napotkany w łazience, ale po przejściu do pokoju przyległego z nią również to czuć. W kuchni do której trzeba jeszcze dalej dojść już prawie nic (tak jakby zapach od łazienki przemieszczał się od drzwi do przedpokoju, a następnie do przejściowego przyległego pokoju o jakim wspomniałem i ew. zdąży jeszcze gdzieś dotrzeć zanim wejdziemy po parudniowej nieobecności - stąd i lekko trąca w kuchni). Po solidnym przewietrzeniu przez kilkadziesiąt minut zapachu prawie nie czuć, czuć go przy zbliżeniu nosa do otwartej (na potrzeby lokalizacji usterki) spłuczki montowanej w "ścianie".
Wiem, że zanim odebraliśmy klucze, jeszcze fachowiec przednią ścianę tej spłuczki usunął, okazała się być zwykłą płytą gipsową, nieodporną na wodę, i z nią było kiepsko, grzybiasto, kwaśno... rozkuł też kafle i patrzył czy coś dodatkowo na podłodze się nie zalęgło, patrzył na szczelność rur (szczelne poza chyba jednym wyjątkiem który naprawił), na ciąg w kanale wentylacyjnym (bardzo dobry). Zmienił przednią płytę, położył nowe kafle. Od tamtej pory czuć mniej, ale nadal nienormalne jest, gdy ktoś po np. tygodniowym urlopie wraca do domu a tam wali. I żyć z oknami otwartymi na oścież bez przerwy?
Piony wod-kan w bloku chyba też były jakiś niedługi czas temu wymieniane.
Gdy spojrzeć w tego wspomnianego "geberita", widać na zbiorniku nieregularny nalot uformowany w linię, ale ponoć nie śmierdzi jak grzyb tylko jak glony w akwarium. Rura do pływaka, jeśli dobrze to opisuję, zdaje się lekko przeciekać, ale cieknąc chyba idzie bokiem i zostaje w pływaku.
Zdaniem paru osób źródło zapachu jest w łazience ale już niekoniecznie w spłuczce, bo z niej nie jedzie tak intensywnie jak ostatnio (nie zmienia to faktu że czuć i być może akurat stamtąd w parę dni się nazbiera - kwestia dyskusyjna).
Doszliśmy dziś do tego, że z tyłu starej pralki podobnie czuć, ma zresztą jakieś naloty na uszczelkach więc na kolejną próbę wywaliliśmy ją z łazienki i owinęliśmy folią, a łazienkę zamknęliśmy zostawiając spłuczkę otwartą.
Czy spotkaliście się z podobną sytuacją? Ponoć nie pachnie jak grzyb, ciężko po godzinnym przebywaniu szukać źródła i nie wiem, jaka jego intensywność "pracy" musi być, żeby w parę dni konkretnie nacapiło - chyba, że problem został rozwiązany po remoncie spłuczki i teraz tylko to "wychodzi" ze ścian. Z ogłupienia narzeczonej kazałem obwąchiwać ściany i panele na podłodze. Czuła coś podobnego w mniejszej intensywności w przyległym pokoju, na ścianie dzielonej z łazienką - tylko czy to będzie coś w ścianie, czy po prostu ściany nasiąkają już tym syfem?
Mam zamiar jeszcze całą łazienkę potraktować jakimś środkiem do dezynfekcji, chciałbym też coś wlać do spłuczki - nie wiem tylko, co by było odpowiednie a przy tym nie uszkodzi rur czy uszczelek. Również na fudze w połowie długości wanny jest jakiś nalot na kilka centymetrów, być może grzyb, to trzeba będzie się zaopatrzyć w jakiś grzybostop. Jestem też za tym, żeby profilaktycznie zlikwidować całą spłuczkę wraz z obudową, obejrzeć dokładnie ściany i potem postawić kompakt, ale nie chcę właściciela narażać na koszty jeżeli okazałoby się to nie być słuszne.
Obiło mi się też o uszy o ozonowaniu i dezynfekcji poprzez natrysk np. Virkonem.
Jest jakaś metoda prześwietlenia rur i tego co może być pod wanną w poszukiwaniu jakichś przecieków albo grzyba (np. termowizja <- ślepy strzał)? Do dokładnego obejrzenia spłuczki może udałoby mi się załatwić sondę z kamerą.
Jeżeli macie jakieś wskazówki czy rady, będę wdzięczny.
Pozdrawiam serdecznie.
Z góry przepraszam za rozwlekłego posta, chcę sprawę możliwie jak najdokładniej nakreślić będąc laikiem, a przy tym jestem trochę załamany.
Zacznę od miłego wprowadzenia; za niecałe dwa tygodnie biorę ślub i z tego tytułu znaleźliśmy sobie na wynajem fajne, stosunkowo niedrogie mieszkanie w dobrej dla mnie lokalizacji. Jakiś starszy czteropiętrowy blok (dla zorientowanych po Poznaniu - Bukowska niedaleko Szpitalnej i Szamotulskiej), czwarte piętro. Mieszkanie generalnie wygląda na zadbane; nieumeblowane, nie licząc kuchni.
Lekcja dorosłego życia - wynajmując mieszkanie oglądaj i wąchaj wszystkie możliwe kąty, czy wszystko sprawne i czy żonie nie wyrośnie na ścianie jakiś kochanek.
Na mieszkanie się zdecydowaliśmy bo wydawało się, że przy pierwszych wizytach było tam niewywietrzone po długiej pustce (nie wiem jak długiej, zimą już nikogo nie było i kaloryfery skręcone). Niestety, zostawić tylko na kilka dni zamknięte mieszkanie, to po wejściu śmierdzi... Jest problem, bo ja zasadniczo nie mam węchu (polipy) i polegam na słowach narzeczonej, ona go identyfikuje raz jako stęchliznę, raz jako taki zapach co bywa na klatkach schodowych starych kamienic, raz jako pranie zamknięte w pralce; kobiety...
Mamy problem z dokładnym zlokalizowaniem źródła zapachu a sprawa jest poważna, bo z jednej strony chcielibyśmy właśnie tam zamieszkać, i zbliża się czas na sprowadzenie tam swoich rzeczy, a z drugiej nie chcę wystawiać narzeczonej na pastwę jej alergii i ryzykować jakieś powikłania.
Zapach głównie napotkany w łazience, ale po przejściu do pokoju przyległego z nią również to czuć. W kuchni do której trzeba jeszcze dalej dojść już prawie nic (tak jakby zapach od łazienki przemieszczał się od drzwi do przedpokoju, a następnie do przejściowego przyległego pokoju o jakim wspomniałem i ew. zdąży jeszcze gdzieś dotrzeć zanim wejdziemy po parudniowej nieobecności - stąd i lekko trąca w kuchni). Po solidnym przewietrzeniu przez kilkadziesiąt minut zapachu prawie nie czuć, czuć go przy zbliżeniu nosa do otwartej (na potrzeby lokalizacji usterki) spłuczki montowanej w "ścianie".
Wiem, że zanim odebraliśmy klucze, jeszcze fachowiec przednią ścianę tej spłuczki usunął, okazała się być zwykłą płytą gipsową, nieodporną na wodę, i z nią było kiepsko, grzybiasto, kwaśno... rozkuł też kafle i patrzył czy coś dodatkowo na podłodze się nie zalęgło, patrzył na szczelność rur (szczelne poza chyba jednym wyjątkiem który naprawił), na ciąg w kanale wentylacyjnym (bardzo dobry). Zmienił przednią płytę, położył nowe kafle. Od tamtej pory czuć mniej, ale nadal nienormalne jest, gdy ktoś po np. tygodniowym urlopie wraca do domu a tam wali. I żyć z oknami otwartymi na oścież bez przerwy?
Piony wod-kan w bloku chyba też były jakiś niedługi czas temu wymieniane.
Gdy spojrzeć w tego wspomnianego "geberita", widać na zbiorniku nieregularny nalot uformowany w linię, ale ponoć nie śmierdzi jak grzyb tylko jak glony w akwarium. Rura do pływaka, jeśli dobrze to opisuję, zdaje się lekko przeciekać, ale cieknąc chyba idzie bokiem i zostaje w pływaku.
Zdaniem paru osób źródło zapachu jest w łazience ale już niekoniecznie w spłuczce, bo z niej nie jedzie tak intensywnie jak ostatnio (nie zmienia to faktu że czuć i być może akurat stamtąd w parę dni się nazbiera - kwestia dyskusyjna).
Doszliśmy dziś do tego, że z tyłu starej pralki podobnie czuć, ma zresztą jakieś naloty na uszczelkach więc na kolejną próbę wywaliliśmy ją z łazienki i owinęliśmy folią, a łazienkę zamknęliśmy zostawiając spłuczkę otwartą.
Czy spotkaliście się z podobną sytuacją? Ponoć nie pachnie jak grzyb, ciężko po godzinnym przebywaniu szukać źródła i nie wiem, jaka jego intensywność "pracy" musi być, żeby w parę dni konkretnie nacapiło - chyba, że problem został rozwiązany po remoncie spłuczki i teraz tylko to "wychodzi" ze ścian. Z ogłupienia narzeczonej kazałem obwąchiwać ściany i panele na podłodze. Czuła coś podobnego w mniejszej intensywności w przyległym pokoju, na ścianie dzielonej z łazienką - tylko czy to będzie coś w ścianie, czy po prostu ściany nasiąkają już tym syfem?
Mam zamiar jeszcze całą łazienkę potraktować jakimś środkiem do dezynfekcji, chciałbym też coś wlać do spłuczki - nie wiem tylko, co by było odpowiednie a przy tym nie uszkodzi rur czy uszczelek. Również na fudze w połowie długości wanny jest jakiś nalot na kilka centymetrów, być może grzyb, to trzeba będzie się zaopatrzyć w jakiś grzybostop. Jestem też za tym, żeby profilaktycznie zlikwidować całą spłuczkę wraz z obudową, obejrzeć dokładnie ściany i potem postawić kompakt, ale nie chcę właściciela narażać na koszty jeżeli okazałoby się to nie być słuszne.
Obiło mi się też o uszy o ozonowaniu i dezynfekcji poprzez natrysk np. Virkonem.
Jest jakaś metoda prześwietlenia rur i tego co może być pod wanną w poszukiwaniu jakichś przecieków albo grzyba (np. termowizja <- ślepy strzał)? Do dokładnego obejrzenia spłuczki może udałoby mi się załatwić sondę z kamerą.
Jeżeli macie jakieś wskazówki czy rady, będę wdzięczny.
Pozdrawiam serdecznie.