PDA

Zobacz pełną wersję : Dziennik budowy RENI



Renia
30-08-2004, 21:11
Zapragnęłam opisać swoją historię budowy, w miarę wolnego czasu będę sobie przypominać i dzielić się swoimi wspomnieniami i przeżyciami.
Jesteśmy 3-osobową rodziną, syn w tym roku skończy 18 lat i mam nadzieję zda pomyślnie maturę. Mieszkamy w bloku w dwupokojowym mieszkaniu, gdzie duży pokój podzielony został na dwa mniejsze, więc jest niby 3 pokoje, żaden nie jest wygodny. Nasze mieszkanie nazywam klatką na papugi. No i od trzynastu lat mieszka z nami czarna kotka, którą wszyscy bardzo kochamy.
Każde z nas ma swoje zainteresowania i pasje, ja mam na nie najmniej czasu bo najwięcej pracuję.

Kilka lat temu, w 2000 roku zaczęła mi świtać myśl, że może dobrze byłoby kupić działkę i zbudowac mały ale wygodny domek z ogródkiem.
Zaczęłam przeglądac katalogi z domami, wnetrzami, ogrodami i......zachorowałam okrutnie !!! Ja też chcę miec taki dom, większą kuchnię, salon z kominkiem, pralnię i suszarnię, sypialnie na poddaszu ze skosami !!! No i garaz na samochód i pomieszczenie gospodarcze na meble i akcesoria ogrodowe. Zamarzyły mi sie kolorowe rabaty, krzaki bzu, jasminu, ładne iglaki...może drzewka owocowe ???

No więc do dzieła, nieśmiało zaczęłam zagadywac do męża, ale on postawił wielkie oczy: dom???a skąd weźmiemy tyle pieniędzy na budowę, a kto go będzie utrzymywał, kto bedzie pielęgnował ogród ??? No i ile lat my to będziemy budować ??? Nie, nie, nie chciał o tym słyszeć, w bloku jest wygodnie, ciepło, nie trzeba sprzatac podjazdu w zimie i zgarniac lisci w jesieni i kosić trawy w lecie... itp. Jest po prostu super, a to, że ciasnota i nie ma czym oddychac, to mniej ważne.

Ale ja co wieczór zamykając oczy w łóżku widziałam swój dom, troche mgliście, ale tak wrył sie w moje mysli, że za nic nie mogłam go stamtąd wyrzucić.

Któregoś dnia poprosiłam o przejażdzke po okolicy, żeby pooglądac obrzeżne dzielnice. Pojechaliśmy, poogladaliśmy i...nic. Za tydzień wizyta w małej miejscowości kilka km od miasta i...nieciekawa propozycja, dojazd ruchliwą trasą. Znowu kolejna wizyta z dugiej strony miasta, pierwsza działka daleko od przystanku, daleko od cywilizacji (Boże co ja bym w zimie zrobiła ?). Nastepna działka wymiarowa, równa, w środku "wsi" z wiejskimi zapachami (obornik), najpierw mąż potem syn zgodnie stwierdzili, że na wsi to oni mieszkac nie chcą.

Przestałam umawiać sie w biurach nieruchomości, odpuściłam temat działki, skończyły sie wakacje, wróciłam do morderczej pracy na kilka miesięcy. Może to i dobrze, bo gotówki nie miałam odłożonej sporej, trzeba byłoby brać duży kredyt.

Renia
30-08-2004, 21:36
Minęła zima, a z wiosną powrócił temat działki. Znowu biura nieruchomości, ogłoszenia w prasie...postanowiłam, że nie będę płacic prowizji za posrednictwo, tylko sama znajde działkę. Kupiłam plan miasta, wykresliłam dzielnice w/g mnie nieciekawe, skupiłam sie na tych najbliżej nas położonych i zaczęłam wydzwaniać.
Przyjęłam nastepujące kryteria:
1. ma byc średniej wielkości 8-12 arów
2. ma miec najważniejsze media na działce
3. ma byc blisko przystanku autobusowego
4. ma byc szeroka około 25 m
5. ma miec wjazd od północy
6. ma byc w spokojnym i przyjemnym miejscu
7. może być droższa, tylko żeby była taka jak chcę.

Pewnego dnia w drugiej połowie sierpnia w słuchawce odzywa sie głos mężczyzny i informuje, że jest taka działka do sprzedania, tylko cena zawrotna. Ogłoszenie jedno z wielu w tej gazecie, pomyslałam, że sie umówię i zobaczę. Wyciagnęłam niechetnego męża i podjechalismy, 5 minut jazdy od naszego bloku.
Przyjechał rowerem, pokazał działkę: 8,89 ara, 25 x 50 m, troche skośna w jednym rogu, w górze 8-9 m szeroka. Wjazd od północy, woda i kanał oraz telefon na działce, do podciągnięcia prąd i gaz. Trzeba dac odstępne sąsiadce, bo woda i kanał przez nią ciagniete i nie przekazane jeszcze miastu.
Komary cięły niemiłosiernie, więc mąż się zdenerwował i zaczął mnie poganiać do domu. Nie był w ogóle zachwycony ta propozycją, a raczej znudzony. Zdążyłam tylko powiedziec facetowi, że przemyslę sprawę i ewentualnie odezwe sie w najbliższym czasie.

Renia
31-08-2004, 20:30
Na drugi dzień troche myslałam o tej działce, wieczorem zajęłam sie sprawami domowymi, rano do pracy....nagle w środku dnia tknęła mnie myśl, że TO JEST TO, a ja nie dzwonię, nie umawiam sie na negocjacje, nie proszę o zaniechanie dalszych ogłoszeń w prasie ! A jak już ktoś inny zainteresował sie tą działką ? Trudno mi bedzie zbić cenę.
Szybko za telefon i prośba o spotkanie. Okazało się, że decyzje podejmuje żona, mąż nie ma nic do powiedzenia, twardy człowiek z tej niepozornej, szczupłej kobiety, nie chce opuścić ani tysiąca. Wreszcie zapada decyzja, że opuszczą tyle ile wynosi odstępne za wodę i kanał dla własciciela (4.000 zł). Dla mnie działka nadal jest za droga. Mam odłożone tylko 40 % żądanej kwoty. Proszę o kilka dni na sprawdzenie działki przez radiestetę, od tego ostatecznie uzależniam decyzję zakupu.
Jesli są żyły wodne, to nie kupię nawet za pół ceny.
Radiesteta przychodzi na drugi dzień, robi badania, rysuje mapkę. Żyły są w trzech miejscach, ale dom można postawić między żyłami, w dobrym miejscu !
Umawiam sie jeszcze raz i negocjuję znowu, po godzinie dyskusji opuszczają mi znowu 2.500 zł. Są na granicy wycofania się z negocjacji, żal im sprzedawać za taką kwotę.
Wtedy ja podejmuję decyzję - KUPUJĘ.

Umawiamy się na umowę przedwstępną i zaliczkę. Biegnę do banku po kredyt, formalności dwa tygodnie, bank jest gotowy do wypłaty kredytu.
Wizyta u notariusza...we czworo. Do tej pory sama wszystko pilotowałam, teraz mąż jest potrzebny do podpisania aktu notarialnego. Pani notariusz żartuje, że chyba jest niezadowolony z zakupu działki, on niewiele mówi, ona znowu żartuje, że chyba lepiej, że kupuję działkę niżbym miała sobie futra kupować.
Ufff...po wszystkim, hipoteka założona, mam własną ziemię, całe 8,89 ara !

Teraz przychodzi zwątpienie, raty kredytowe dość wysokie, będę spłacać sama, przez 3 lata. Sama podjęłam decyzję, sama muszę dac sobie radę ze wszystkim. Jesli przestanę zarabiać, będzie kłopot nie lada. Pracuję w prywatnej firmie, dopóki są klienci, jest firma i ja zarabiam, jesli nie wytrzymamy konkurencji, trzeba się będzie likwidować.
Jest początek października 2001 r., zabieram się do pracy ze zdwojoną energią, koleżanka mobilizuje mnie do pracy w nadgodzinach, firma prosperuje...cieszymy się, bo ona też ma działkę i plany...
Przychodzę zmęczona wieczorami (od 8.00 do 18.00, 19.00- nielimitowany czas pracy, niestety), raczej nie rozmawiamy na temat działki. W ogóle zawsze mało rozmawialiśmy.

W wolnych chwilach zaglądam do oddziału "Twoich Domów", dostaję gratis najpierw jeden rocznik prenumeraty, potem drugi i trzeci. Targam te ciężary do domu. Wieczorem w łóżku zatapiam sie w treści, oglądam kolorowe domy i plany, wszystko jest dla mnie nowe, obce, trudne. Rysunki więźby, rysunki szalunków, tysiące szczegółów nie do pojęcia. Czytam i jestem przerażona, jak ja to wszystko pojmę ? Nie jestem techniczna. A będę pewnie musiała, mąż ani drgnie, ma swoje pasje...czyta książki, słucha muzyki, ogląda filmy, ogląda mecze, interesuje sie polityką, sztuką, historią....wszystkim zgoła. Dla niego to jest ważne, zawsze tak było, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej ?

A ja całkiem zachorowałam na dom...już wybrałam 10 najciekawszych projektów, potem odrzuciłam 5, potem 3, zostaje 2.
Mam niewielkie wymagania. Ma mieć około 130 m2, dwa pokoje na dole, trzy na górze, po jednej łazience na kondygnacji i pralnio-suszarnię. Prosta bryła, żadnych lukarn, żadnych wykuszy, nie będzie mnie stać na drogie rozwiązania.
Nieśmiało pokazuję co wybrałam, oglądają niechętnie, "jednym okiem".
Dla syna to abstrakcja, pyta się "a kiedy ty go zbudujesz?" Odpowiadam: jak spłacę działkę za 3 lata, to wezmę następny kredyt i może zacznę...
Aaaaa...a ja myslałem, że już chcesz budować, a tu tyle trzeba czekać ? :( Ano chyba tyle. Mąż od niechcenia rzuca uwagę, że salon musi byc taki, żeby kino domowe i kolumny po kątach można było rozstawić, więc może H-136 ? :-? No i jest decyzja. Zamawiam projekt, przychodzi pocztą, oglądam, oglądam...

Niestety nie zdążyłam załapać się na ulgę budowlaną. Końcem roku nikt nie chciał zrobić potrzebnych projektów do pozwolenia na budowę.
Planuję rozpocząć działania po Nowym Roku.

Renia
31-08-2004, 21:34
Nic się nie dzieje przez kilka miesięcy, pewnej niedzieli na wiosnę proponuję zaglądnąć na działkę. Jedziemy. Wysiadamy...a tam na naszej działce krowa sąsiadki się pasie, a w górze działki kilka szarych kaczuszek się kołysze :D . Jak tam przyjemnie, cicho, zielono, kojąco... Ale tylko ja to odczuwam, oni ciągną do domu, do bloku, do klatki na papugi.
Mijają kolejne wakacje i znowu w jesieni dużo pracy, do wieczora. Kredyt spłacony w 1/3, rata odrobinę zmalała. Oddycham już głębiej. Postanawiam zacząć odkładać małe kwoty. To na opłaty dla projektantów przyłączy i garażu. Bo trzeba będzie doprojektować z boku garaż z pomieszczeniem gospodarczym.

Umawiam sie na pierwsze rozmowy z projektantami. Potrzebna zgoda sąsiada na pociągnięcie prądu. Przez telefon zgadza sie, żebym ciagnęła od jego domu. Robimy projeky. Wszystko gotowe, potrzeba tylko pisemną zgodę sąsiada. Idę do niego, wystawia wielkie oczy i mówi, że nie podpisze. "Nie bedzie mi pani kopała przez środek działki", tłumaczę, że przecież się zgodził, żeby od domu ciagnąć. Śmieje mi sie w twarz.
Grzecznie pytam więc którędy, odpowiada, że sie musi zastanowić. Dzwonie za jakis czas, kręci coś, niegrzecznie odpowiada, przeciąga sprawę...
Czas biegnie, przerwane wszystkie prace. Przez chwilę tracę ochotę do działania, mija parę miesięcy. Płacę sąsiadce odstępne za wpięcie się do kanału i wody, mam jej pisemną zgodę ! Wraca mi humor.

Pracuję, pracuję, wieczorem o 21.00 leżę już w łóżku, nie wytrzymuję kondycyjnie tempa życia. Ciągle jestem zmęczona, w soboty i niedziele idę czasem na dyżur do pracy. Pociesza mnie myśl, że dzięki temu zarabiam. W niedzielę oni czasem jadą na wycieczkę ze znajomymi, ja zostaję zawsze w domu, śpię, odpoczywam w samotności. Mogłabym spać bez przerwy dzień i noc.
Boże, co to za życie ?
Mija kolejny rok. Widać światełko w tunelu.
Sprężam sie i wracam do projektów przyłączy i garażu. W międzyczasie mapa zasadnicza sie przeterminowała, trzeba zrobic aktualną - 500 zł bagatela !
Znowu prośba do sąsiada o prąd. Odmowa ! "Proszę sobie ciągnąć ze słupa dwie działki dalej". Biegam do dwóch włascicieli działek po zgodę, otrzymuję bez problemu. A "mój" sąsiad nadal marudzi, przypieram go do muru terminem, proszę. Krzyczy na mnie, wścieka się, daje taki popis "władzy", że opada mi szczęka. Żona mu pomaga. Już wiem z kim mam do czynienia.
Jest mi przykro, smutno. Włącza sie pani projektantka energii, interweniuje grzecznie, do niej też sie stawia, jej też opada szczęka ze zdziwienia. To kobieta po pięćdziesiątce, na poziomie, szczerze mi współczuje. Wreszcie pod jej presją sąsiad podpisuje zgodę na przekopanie działki samym brzeżkiem, pod siatką, z tyłu.
EUREKA !

Zanoszę dokumenty do Urzedu Miasta. Dostaje za jakiś czas pismo: 13 punktów do poprawy, to źle, tamto źle, znowu biegam do projektantów, oni poprawiają. Boże dlaczego nie wiedzieli, że to ma być tak, a nie inaczej ???
Znowu do Urzędu Miasta...jest pozwolenie na budowę. Teraz tylko uprawomocnienie i ... koniec gehenny.

Renia
01-09-2004, 18:16
W styczniu 2004 r. zaczynam umawiac sie z wykonawcami na rozmowy. Pierwszy, inżynier, robi kosztorys na 136.000 zł netto za stan surowy otwarty. Jesli z fakturą, to dojdzie 22 % Vat. Jestem w szoku. Musiałabym brać kilkadziesiąt tysięcy kredytu. Wieczorem gotując obiad na nastepny dzień, biore kalkulator i licze niektóre pozycje: materiały zawyżone o 50 - 100 %. Dobrze, że potrafię liczyc i już sporo orientuje sie w temacie dzieki lekturze "Twoich Domów" i "Muratora" oraz naszego forum. Rezygnuję.

Następny jest "wolny strzelec", tani. Pytam go o różne rzeczy, a on przeświadczony, że kobiecie można co bądź powiedzieć, bo i tak przecież nie zna sie na budowlance, zdradza się ze swą niewiedzą. Plecie takie herezje, że włos jeży mi sie na głowie. Nie powierzę budowy w ręce takiego "fachowca".

Następne trio: murarz, betoniarz-zbrojarz i dacharz rozmawiaja ze mną osobno. Murarz wiezie mnie na poprzednia budowę, jestem zachwycona, nigdzie nie widziałam tak wygłaskanych murów. Ale chce za parter i poddasze 9.000 zł, sama robocizna oczywiście. Robi mi zestawienie pustaków, w/g którego przedpłacam poprzez pobliską hurtownię materiał, żeby zdążyc przed 22 % Vatem.
Betoniarz też krzyczy sporą sumę, dacharz chyba w normie. Jestem prawie zdecydowana na to trio. Podobno uzupełniaja sie świetnie, jeden wchodzi po drugim, dogrywają terminy miedzy sobą.
Ogólnie też troche drogo.

Jadę do "mojej" hurtowni przedpłacić inne materiały. Bardzo uprzejmi właściciele pytają z ciekawości czy mam już ekipę. Mówię, że tak, ale....
Podają mi namiar na wykonawcę, którego znają i klienci go chwalą.
Dzwonię do niego zaraz wieczorem i umawiam sie na następny dzień u mnie w biurze. Na szczęście mam warunki, bo w domu nie byłoby gdzie. Duży pokój to niby "biuro" męża (pracuje w domu).
Przychodzi, pijemy kawę i omawiamy budowę. Dobrze mi sie z nim rozmawia, traktuje mnie jak partnera. Szybko robi wycenę. Znowu jest to duża kwota, ale mniejsza od tej pierwszej. Pytam czy da sie coś "uszczknąć", mówi, że tak. No i na materiały po 1 maja da mi 7 % Vat, bo sam je kupi i policzy razem z usługą. Jest elastyczny.
Spotykamy sie regularnie przez miesiąc, dogrywamy wszystko po kolei: sposób zbrojenia fundamentów, wysokość, kondygnacje, dach... Mówi, że załatwi dobre drewno na więźbę z gór. Da swoją budę dla pracowników i zrobi wygódkę. Jestem zdecydowana na niego.
Obiecuje rozpocząć tuż po Świętach Wielkanocnych, potem przesuwa sie to na początek maja.
W miedzyczasie idę poogladac jego ostatni domek, stoi 5 min. od mojego bloku i jest pięknie wykończony, blachodachówka ma ładny kolor i jest wzorowo położona. Rozmawiam z właścicielką, jest starsza dużo ode mnie, chwali wykonawcę. Budował od podstaw i wykańczał wnetrza.
Nie mam już żadnych watpliwości, może będzie drożej, ale pewnie.

Renia
01-09-2004, 21:33
A co w domu ? Szaro, buro, smutno...
Mieszkanie mnie przygnębia, od dawna nie remontuję i nie robię nic, bo chcę wyjść z tej klatki. Jeśli zacznę "poprawiać" mieszkanie, to nigdy nie zbuduję domu.
Sypialnia przekształciła się w mały "składzik" pościeli z trzech łóżek (mąż śpi w dużym pokoju, bo u mnie na 6 m2 brakuje powietrza dla dwóch osób). Oprócz tego jest deska do prasowania, duży odkurzacz, komplet mebelków i krzesło bez przerwy obłożone ciuchami.
W pokoju syna jest odrobinę więcej miejsca, ale nieciekawie, meble zniszczone. Jedynie duży pokój jako tako, ale bez rewelacji. Metraż za mały. Kuchnia pożal się Boże. Łazienka nie do pokazu. Wszystko mnie dołuje. Wieczorem przychodzę zmęczona, ledwo czołgam sie do wanny, potem do łóżka.
W weekend dopiero robię 3 prania, w niedzielę gotuję na 3 dni do przodu:
9 kotletów, albo gar bigosu, albo 120 pierogów...wystarcza do środy, w czwartek nie mam siły gotować, czasem coś gotowego kupię, czasem jednak coś upichcę. Byle do soboty i...znów zapasy na parę dni.

Już wiem, że mąż nie zmieni zdania. Ma do tego prawo, nie mogę go na siłę przekonywać, on też mnie nie przekonuje. Szanujemy i akceptujemy swoje decyzje, aczkolwiek nie zawsze postrzegamy je pozytywnie.
Wiem o tym, bo już w życiu podjęłam kilka decyzji samodzielnie, bez konsultacji. Po latach wiem, że były to słuszne decyzje i zaprocentowały wielokrotnie.
Będę musiała sama wystąpić o kredyt do banku, bez tego się nie obejdzie.
No i sama wszystko finansować, podejmuję więc kolejną decyzję, że chcę budować "na swoje konto", potrzebna jest wizyta u notariusza. Znowu pozbywam się kilkuset złotych opłaty. Zostaję sama na placu boju.
Nigdy jeszcze nie mierzyłam sie z tak olbrzymim przedsięwzięciem, tak kosztownym.
Dopadają mnie watpliwości czy podołam, odpędzam skwapliwie niepokoje i prę do przodu. Najwyżej sprzedam jak nie dam rady. Albo będzie stał w stanie surowym przez jakiś czas, może syn kiedys dokończy ?

Renia
02-09-2004, 07:11
W związku z tym, iż nie chciałam zrezygnować ze swoich marzeń (z wielu innych już zrezygnowałam w życiu, teraz żałuję), przystępuję do działania.
Pewnego pieknego dnia na początku maja przyjeżdża koparka i robi wykopy pod ławy. Geodeta wytycza dom i postawione zostają paliki. Jestem obecna przy pracach, poprawiam obliczenia wykonawcy co do głębokości posadowienia fundamentów o 15 cm. Gdyby mnie nie było zrobiłby płycej !
Wchodzą ludzie wykonawcy, kopią ostatnie kilka cm ręcznie. Na dół pójdzie chudy beton. W jesieni zrobiłam badanie geologiczne gruntu - są gliny i pyły - trzeba zrobić szerokie ławy (80 cm z brzegu i 1 m przez środek domu), pójdzie dużo betonu, ale będzie bezpiecznie.
Na chudziak kładą zbrojenie, potem przyjeżdża 4 gruszki B-15 z pompą. Po 2 godzinach jest po wszystkim. Na drugi dzień o 7 rano jestem już na budowie, oglądam beton - są drobne pęknięcia, ale w sumie równo i dobrze. Malują ławy dysperbitem 2 razy i zaczynają zwozić płyty akrow. Caaaaały olbrzymi samochód. Ustawiają, skręcają, znowu przyjeżdża 5 gruszek B-15 z pompą. Sprawnie i szybko. Rano przed pracą jadę autobusem zobaczyć moje fundamenty. O key, tylko drobne rysy na górze. To skurcze betonu.
Poszło razem 45 m3 betonu, to ponad 9.000 zł. Już wiem, że nie uda mi sie zejść z kosztów na tym etapie.
Wykonawca zajmuje sie wszystkim, zamawia, organizuje, pilnuje. Konsultujemy wszystko na bieżąco. Dobrze nam sie współpracuje.

Chciałabym zrobić zdjęcia, fundamenty w płytach akrow wyglądają tak bojowo ! Proszę o przejażdżkę na działkę, jedziemy... syn wchodzi na górę i biega po ścianach fundamentowych, jest zdziwiony, że takie wysokie i rozległe (1,30 wys. 14,40 x 9,30 - bo garaż z boku doprojektowany). Nie ma za wiele komentarzy.

Zdejmują płyty, uprzątają teren i malują wewnątrz i zewnątrz dysperbitem.
Pora rozliczyc sie z wykonawcą. Koryguję trochę rozliczenia w dół i...pozbywam sie 1/2 swoich oszczędności. Kwota jest horendalna, ale tak bylo w kosztorysie, który zaakceptowałam. Zbrojenie ław, dodatkowe zbrojenie ścian fundamentowych dołem i górą, stal kosztuje majatek !!!

Jeden etap mam za sobą, wykonawca prosi o decyzje co dalej ?

Renia
02-09-2004, 20:09
Równolegle z rozpoczęciem prac budowlanych zaczynam starac sie o kredyt w banku. Obdzwaniam wszystkie po kolei, wszędzie podobne warunki, trzeba skończyc budowę w ciagu 24 miesięcy i zamieszkać. Ja na pewno nie zdążę. Dwa ostatnie kredyty brałam w BGŻ, w tym ten na działkę. Znają mnie tam z dobrej strony, spłacam bez jednego dnia opóźnienia, regularnie. Idę, próbuję coś negocjować, ale nie udaje się, przepisów się nie da zminić.

Następny to Lukas Bank, tam również były dwa małe kredyty regularnie spłacane, obiecują wydłużenie terminu do 36 miesięcy. Piszę prośbę, wędruje do innego miasta, a ja tymczasem wypełniam dziesiątki formularzy, sprawa ciągnie sie długo, trzeba coś donosić, poprawiać, wreszcie odpowiedź jest negatywna. W dodatku pani prosi o wypełnienie nowego wniosku, bo zmieniły sie formularze, są zupełnie inne i dużo więcej czasu potrzeba, aby je wypełnić. Zdenerwowana wybieram dokumenty, które przeleżały miesiąc.

Biegne do Kredyt Banku, tam znowu obiecanki, wypełnianie formularzy, po kilku dniach odpowiedź, że jednak nie, bo to...bo tamto...

Dzwonię zdesperowana do kolejnych banków. Jest ! Bank Gospodarstwa Krajowego nie stawia żadnych terminów co do skończenia budowy, mogę dostać 50 % kwoty, którą dotychczas wydałam (czyli tzw. zrefinansowanie budowy), trzeba tylko zrobić wycenę. Oprocentowanie też jest w normie. Planuję wybudować parter i złożyć wniosek. Liczymy wszystko do kupy i wychodzi, że razem z działką będzie taka kwota, że połowa z tego wystarczy mi na przykrycie dachem w tym roku.

Odzyskuję humor i uspokajam się trochę. Podejmuję decyzję o przyspieszonej spłacie reszty kredytu na działkę, 6 lub 7 rat, żeby hipoteka była czysta, trzeba będzie założyć nową - na nowy kredyt.
Spłacam wszystko, to poważnie uszczupla moje oszczędności.

Renia
03-09-2004, 19:13
Muszę wócić do momentu rozpoczęcia budowy. Potrzebny był kierownik budowy (kb). Szukałam przez znajomych, dzwoniłam, pytałam. Stawka od 1.500 -2000 zł za nadzór do momentu stanu surowego otwartego Około 4 wizyty na budowie w tym czasie). To był dla mnie za duży koszt i za mały nadzór. Dzięki koledze z forum poznałam pewnego starszego pana na emeryturze, cena całkiem przyzwoita, fachowiec z dużym doświadczeniem, podobno solidny. Umówiłam sie na spotkanie, przywiozłam projekty i rozpoczęlismy współpracę. Kb najpierw totalnie skrytykował mój projekt, a raczej rozwiązania techniczne. Nastepnie skrytykował to, że buduję z maxa 29 (wg niego lepszy beton komórkowy, bo ściana jednorodna, ocieplac nie trzeba i tani). Nastepnie skrytykował moje niedawno (przed Vatem) zakupione kominy Schiedla, bo bardzo drogie i nie wiadomo co to jest w ogóle (najlepsze są tradycyjne z cegły).
Nastepnie skrytykował schody zabiegowe (lepsze ze spocznikiem). Nastepnie skrytykował, że między garażem a domem nie ma przejścia (lepiej jest jak jest przejście, bo zakupów z bagażnika nie trzeba nosić przez główne wejscie). Nastepnie skrytykował mój pomysł zrobienia betonowego poddasza (inaczej: wylewane skosy i sufity na poddaszu z betonu), bo drogo. Nastepnie zaproponował zamiane stropu teriva na kanałowy (typu żerań), bo dużo tańszy. Nastepnie skrytykował cały pomysł budowania przeze mnie domu w pojedynkę (kto to widział żeby taka osóbka sama bez męża budowała), nie wiadomo czy sobie poradzę z różnymi sprawami, z którymi to raczej radzą sobie zwyczajowo mężczyźni no i w ogóle to on taki pierwszy przypadek spotyka (tylko brwi co chwila unosił).
Nastepnie powiedział, że bedziemy budować, ale dokonamy przeróbek.

I tak:
1. Schody przeprojektował na ze spocznikiem w wyniku czego nie bedzie wejściowych drzwi z korytarza do pokoju obok salonu, natomiast wejście będzie przez salon.
I tak miałam robić drugie dodatkowe podwójne drzwi rozsuwane łączące ten pokój z salonem, więc przyjęłam to rozwiązanie. Jak sie je rozsunie, to salon z 24 m zwiększy sie do 39 m (ten pokój to niby gabinet-biblioteka).
2. Poddasze nie bedzie z betonu, tylko będą płyty gipsowo-kartonowe, tak jak w projekcie, będzie taniej.
3. Skłaniałam sie ku stropowi kanałowemu po obejrzeniu rysunków i zdjęć i zrobieniu kalkulacji w porównaniu z kalkulacją terivy - rzeczywiście sporo taniej, a mnie zależy na kazdej złotówce.
4. Niestety nie mogłam zmienic maxa na beton komórkowy, bo był już kupiony, poza tym chciałam mieć dom z ceramiki z ociepleniem.
5. Nie mogłam również budować tradycyjnych kominów, bo Schiedle też były zapłacone i miałam ochotę dostać te 30 lat gwarancji i mieć święty spokój (a to, że drogie to fakt).
6. Zaakceptowałam przejście do garażu - faktycznie będzie wygodniej z samochodu wyjść prosto do domu (tylko dla złodzieja jeszcze jedna dodatkowa okazja).
&. Niestety nie wybił mi z głowy samej budowy.

Nie zaakceptowałam paru innych propozycji, które nijak mi nie pasowały ze względów estetycznych bądź funkcjonalnych.

Na końcu stwierdził, że będziemy oszczędzać ile sie da i na czym sie da.
A jak usłyszał, że będę brała kredyt, to się zadziwił, bo cytuję "wygląda pani, jakby pani miała kuferek pieniędzy". Myślę, że raczej nie miał na myśli mojego wyglądu zewnętrznego, ale w takim razie co ? Nieważne.
Ważne, że mam kierownika budowy !

Renia
03-09-2004, 20:51
Kb wszedł na budowę w trakcie robienia fundamentów, okazało sie, że znają sie z wykonawcą, kiedyś już spotkali sie na innej budowie.
Obaj mieli o sobie jak najlepsze zdanie, co mnie podniosło na duchu.
Kb zobaczywszy z kim umówiłam sie na wykonawstwo poprosił o kosztorys przedstawiony przez wykonawcę. Przestudiował go dokładnie i stwierdził, że ja to chyba mam naprawdę za dużo pieniędzy, skoro wyraziłam zgodę na takie ceny. Następnie stwierdził, że skoro mamy oszczędzać, to należy zrezygnować z tego wykonawcy, a poszukać tańszego na dalszy etap. Dotąd wiercił mi dziurę w brzuchu (ja miałam skrupuły, bo otrzymałam budę i wc na budowę - miały być na kilka miesięcy, a tu nagle stop po trzech tygodniach ?), aż zaczęłam się łamać.
Zapytałam czy zna jakiegoś dobrego i taniego wykonawcę (podobno jedno wyklucza drugie). Odpowiedział, że tak i już nawet jest po rozmowach wstępnych, tamten (pan D.) zdążył oglądnąć projekt i wycenił mi robociznę za parter na 3.000 zł, a poddasze i kominy na 1.500 zł :o :o :o (bez rachunków oczywiście).
Wszystko było napisane na kartce papieru.
Zdziwiło mnie to okrutnie, ale kb powiedział, że pan D. zatrudnia tanich ludzi, których to on zna, bo pracują na trzech innych budowach, które on nadzoruje, widział ich robotę, odbierał ją, jest wszystko o key i trzeba sie szybko decydować, bo ktoś następny pyta sie o nich i jak sie nie zdecyduję, to pójdą gdzie indziej.
Jakoś tak przypilił mnie do muru, że sie zdecydowałam. Pokusa zaoszczędzenia kilku tysięcy zł wzięła górę. Poza tym po kilku spotkaniach z kb zaczęłam mu ufać.
Spotkałam sie z panem D. na budowie, on oglądnął moje nie zasypane jeszcze fundamenty i powiedział, że jak zasypię, to wejdzie pod koniec czerwca. Niezbyt dobrze mi sie rozmawiało z gościem, podejrzewałam, że przyzwyczajony był takowe sprawy omawiać i umawiać sie z facetami, a tu nagle kobitka dzwoni, umawia się, pyta, uzgadnia, pewnie będzie też płacić ? Wzięłam to na karb "mniejszego" wykształcenia i tyle.

Pora była zakomunikować rozstanie mojemu inżynierowi - wykonawcy.
Już wcześniej zaczęłam lekko sugerować, że nie wiem czy podołam finansowo, poza tym kb bez pardonu okazywał mu, że w kalkulacji widnieje za duża kwota. On znając kb z oszczędzania na kosztach, domyślał się, jaki może być finał.
Rozstaliśmy sie w dobrym nastroju, on rozumiał moją decyzję, a że zleceń miał wiele, nie miał do mnie pretensji, wszystko zakończyło sie dobrze, a nawet lepiej niż dobrze, bo jak go poprosiłam o "pożyczenie" budy do końca sezonu, to sie zgodził od razu. Powiedział też, że w przyszłości mnie odwiedzi itd. itp.
Ot, człowiek na poziomie !
Wypiliśmy przy konsultacjach sporo kaw w biurze.

Renia
03-09-2004, 21:32
Teraz przyszła pora do podciagnięcia wody, kanału i energii. Przy fundamentach wodę wyżebrałam u sąsiada, a enrgię do pocięcia zbrojenia dała sąsiadka. Do ciągnięcia murów jednak potrzebny będzie bez przerwy prąd do betoniarki i woda też. Pożyczanie jest uciążliwe.
Wszelkie wstępne formalności papierkowo- zgłoszeniowe w ZE i MPWiK wykonałam jeszcze w maju, więc teraz tylko z wykonawcami się umówiłam na "prace wykopaliskowe".
Jeden z nich podjechał ze mną do hurtowni, zakupiłam potrzebne rury, kolanka, zawory i...w kilka godzin panowie doprowadzili mi wodę i kanał pod fundameny - jeszcze przed zasypaniem. Na ciągnięcie energii ktoś tam w ZE wygrał przetarg, ja zgłosiłam tylko, że jest już fundament i można skrzynkę montować. Za 3 dni skrzyneczki były zamontowane.
Rozliczyłam się ze wszystkimi panami i zaczęłam być dumna, że cała organizacja i nadzór poszły mi tak sprawnie.

Ale muszę powiedzieć, że to wszystko dlatego tak krótko trwało, bo kanał mam 4 m od fundamentu, a wodę 6 m, więc kopania było tyle co kot napłakał, musiałam tylko WUKO na gwałt wzywać, bo kanał był zapchany fekaliami i nie można było wpiąć sie do niego z moją rurą "w czysty sposób". Nie pomagało przemywanie wodą z węża, dopiero WUKO przeczyściło z dobrym skutkiem. Sąsiadka tylko sie dziwiła dlaczego wzywałam pomoc, ale panowie jej wyjaśnili, że jak sie wrzuca do wc pióra z kur i opakowania po lekach, tudzież inne grube świństwa, to czasem trzeba wzywać pomoc. Nic sie nie odezwała.

Ponad moim fundamentem z daleka widac było niebieski kikut zakończony zaworem, kawałek pomarańczowej rury oraz dwie popielate skrzynki.
Boże, jaki postęp na budowie w ciągu kilku dni !!! :D :D :D

Renia
03-09-2004, 22:00
No to teraz pora zając się zasypywaniem fundamentów. Zapytałam pana D. czy nie dałby mi ludzi i i nie zorganizował piasku. Powiedział, że może to zrobić. Ziemio-piasek (trochę nieciekawy wg niego) po 25 zł , ludzie też muszą zarobić, bo to ciężka praca.
Zadzwoniłam sobie sama w kilka miejsc i wynegocjowałam całkiem niebrzydki piasek za 10 zł. Transport niestety jest chyba droższy niż zawartość, no ale przecież muszę zasypać. Przywieźli kilka kamazów, zapłaciłam i ... wymyśliłam sobie, że "w ramach relaksu" zasypie sobie sama.
O naiwna ! kupiłam niebawem łopaty, taczki i rękawice robocze i w sobotę poprosiłam męża żeby zawiózł mi to grzecznościowo na działkę. Jak przyjechał na działkę, to z własnej inicjatywy zajął się skręcaniem taczek do kupy, a ja .....do zasypywania tego piasku. Jakoś tak za chwilę z własnej inicjatywy zaczął również zasypywać ten piasek. Fajnie było, słoneczko grzało, biegaliśmy po tych fundamentach z taczkami, tylko roboty nie ubywało. Po 3 godzinach może z 10 cm było na dnie salonu, trochę więcej w łazience, wiatrołapie i kuchni. Mąż zagadał, że skoro na działce jest woda, to można byłoby czasem przyjechać i umyć samochód, przytaknęłam.
Niestety wnet musieliśmy wracać do domu, bo o 16.00 nasi znajomi brali ślub w kościele (wdowa i wdowiec) i trzeba było sie troche "ogarnąć" przed wyjazdem. W kolejną sobotę pojechałam już sama, też była pogoda, przyszedł do mnie na budowę kot od sąsiadów, coś zagadał, znowu było miło i przyjemnie, ale mizerne efekty "ilościowe" no i zmęczenie po kilku godzinach pracy.
Wróciłam do domu zmordowana i złapałam za telefon, gdzieś w zapiskach miałam komórkę do gościa z minikoparką. Zaprosiłam go grzecznie na moja budowę, przyjechał na drugi dzień i w 4 godziny zasypał pięknie fundament (40 zł/godzinę pracy). Obdarł mi tylko dysperbit z zewnętrznej strony ściany fundamentowej łyżką, będę musiała to podmalować.

I tak oto skończyła sie moja przygoda na budowie z zasypywaniem fundamentu.
Zaoszczędziłam za to sporo pieniędzy, bo minikoparka kosztowała 1/5 z tego co proponował pan D.

Renia
04-09-2004, 21:28
Kiedy fundamenty zostały zasypane pan D. przysłał na budowę dwóch doświadczonych murarzy i dwóch młodych pomocników. Zjawił sie również kb aby dać wytyczne w sprawie parteru. Kupiłam dzień wcześniej folię DELTA Dorken - specjalną na izolację poziomą fundamentów. Od tej pory zresztą zakup materiałów należał do mnie, bo pan D. nie zajmuje sie kompleksową obsługą klienta w przeciwieństwie do poprzedniego wykonawcy. Murarze przynieśli folię z budy i zaczęli rozkładać na gołych fundamentach. Poprosiłam, aby podłożyli zaprawę pod tą folię, na nią również zaprawę, dopiero potem pustaki (zgodnie z instrukcją z ulotki). Zaczęli sie krytycznie przyglądać tej folii i rozpętała sie dyskusja. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to jest podróba, bo taka cienka, że w RFN była owszem, ale taka 4 x grubsza (w/g mnie to chyba była taśma izolacyjna a nie folia), że to w ogóle jakiś szajs, który hurtownia chciała mi wypchnąć, że oni nigdy czegoś takiego na oczy nie widzieli i nie słyszeli żeby ktoś to kładł. Kładzie się papę i już ! Najbardziej krytykował kb. Też nie widział czegoś takiego nigdzie. Na wszystkich budowach które nadzoruje kładzie sie papę. Ich było 4 facetów a ja jedna, zakrzyczeli mnie na amen. Hurtownia niedaleczko, więc wsiadłam z panem D. do samochodu i za 10 min. była papa termozgrzewalna. Kb nakazał rozłożyć jedną warstwę, bo w/g niego to wystarczy i kłaść na to pustaki. Zgodziłam sie potulnie. Robota ruszyła szybko. Murarze budowali sprawnie, pomocnicy pracowali bez zarzutu.

Wieczorem w domu dopadły mnie wątpliwości czy aby ta jedna warstwa wystarczy, zaczęłam zaglądać na forum, a tam większość pisała o dwóch warstwach, niektórzy jeszcze o lepiku. W projekcie mam dwie warstwy na lepiku, niestety na budowie zapomniałam o tym na śmierć w trakcie tej głośnej dyskusji. Było już za późno, bo w ciągu dnia zbudowano sporą warstwę muru i nie byłoby mowy o rozbieraniu tego na drugi dzień.
Pozostał mi żal do kb, który kilkakrotnie już sugerował odpuszczenie niektórych spraw proponowanych w projekcie. Dla niego wszystko było przewymiarowane: za szerkie ławy, za dużo stali zbrojeniowej w fundamentach, za gruby mur (29), izolacja fundamentów jest niepotrzebna - ani pionowa przeciwilgociowa (dysperbit) ani cieplna ze styropianu (bo przecież piwnicy nie ma, to ziemi grzać styropianem nie potrzeba). Proponował tylko poziomą i ocieplenie podłogi na gruncie, zdaje sie nawet nie 10 cm, tylko mniej. No i zasypać fundamenty w/g niego można byłoby gliną, której na działce dosyć, a nie piaskiem za który musiałam zapłacić.
Nic mi się te jego porady nie widziały, posiadałam tylko książkową wiedzę, która nie pokrywała sie zupełnie z tym co on mówił. Kiedy usiłowałam mu przytaczać, że zalecane jest tak jak ja mówię i że większość ludzi tak robi, to natychmiast słyszałam, że on pracuje "tylko" 49 lat w budownictwie, ma wszelkie uprawnienia do nadzoru i projektowania i że praktyka nie pokrywa sie zupełnie z tym co piszą w książkach. Ksiązki piszą ludzie, którzy budowy nie widzieli na oczy, więc piszą niesprawdzone bzdury, a najlepiej to on wie, bo w swoim zyciu nadzorował setki budów i całych osiedli.
Nie zainteresował sie też wcale tymi moimi kominami Schiedla, pomimo, że miesiąc wcześniej dałam mu taką grubą książeczkę w której było wszystko od A do Z na temat tychże kominów. No nic to.

Wzięłam kilka dni urlopu żeby dopilnować murarzy na budowie, bo pan D. nie miał w zwyczaju zaglądać często, raz na kilka dni tylko.
Bardzo byłam zadowolona, bo murów przybywało z godziny na godzinę, murarze robili sobie 1 x dziennie przerwę na śniadanie, a pracowali od 6.00 do 18.00.
Wszystkie otwory drzwiowe i okienne zrobiono tak jak chciałam, okna od strony północnej w kuchni i łazience zmniejszono, bo były za duże.

Kiedy doszło do stawiania kominów Schiedla, dałam murarzom instrukcję znajdującą sie w pudle, ale oni popatrzyli na nia tylko trochę i powiedzieli, że w RFN tylko takie budowali, więc wiedzą jak to sie robi. Na wszelki wypadek zaprosiłam jednak na budowę przedstawiciela Shciedla, żeby im dopowiedział jak to ma wszystko być łączone i jak ma być wykończone na górze. Poinstruował i odjechał, a oni wzięli się za robotę. Zapytałam patrząc jak przymurowują zaprawą pustaka Shciedla do muru z pustaków max, czy to tak ma być ?
A oni na to, że oczywiście, że tak, bo jak by nie połączyli komina z murem, to by sie chwiał. Wszystkie kominy łączy sie ponoć z murem. Znowu sie uspokoiłam.
Położono również zaprawę wyrównującą na górze ścian zewnętrznych i działowych pod płyty kanałowe.
Parter został zakończony, murarze zatknęli wiechę na górze i zgodnie ze zwyczajem otrzymali to co potrzeba. Rozczarowani byli tylko, że ja nie chcę z nimi wypić. Podziękowałam im i rozstaliśmy sie zadowoleni.

Renia
04-09-2004, 22:00
Kb zapowiedział mi, że od połowy lipca wybiera sie na 2 tygodnie urlopu, więc dobrze byłoby pośpieszyć sie z ułożeniem stropu. Ja już wcześniej wysłałam zamówienie faxem do Kolbetu, gdzie przygotowywano dla mnie strop kanałowy. Ustaliłam więc datę przywózki, okazało się, że kierownika już wtedy nie będzie. Powiedział, że zostawi szczegółowe instrukcje panu D. i że ma do niego zaufanie, że zrobi to dobrze, bo pracuje z nim nie od dziś. Strop przyjechał zgodnie z ustaloną datą, wzięłam pół dnia wolnego i obserwowałam jak zamówiony przeze mnie dźwig układa je na górze.
Wszystko trwało może 2 godziny, sprawnie. Nie podobało mi sie tylko, że płyty zostały ułożone nierówno jeśli chodzi o odstępy między zewnetrznymi ścianami, ale podobno nie da sie tak po aptekarsku tego wszystkiego wyliczyć.

Za kilka dni na budowę weszli ludzie i zaczęli przygotowywać zbrojenie w stropie w miejscu łazienki oraz w miejscach gdzie płyt kanałowych nie można było na kominach zeprzeć. Niewiele tego było, więc uwinęli sie dość szybko. Zrobili też szalunki na schody wewnętrzne i balkon, który skróciłam trochę, bo wydawał mi sie niepotrzebny przez całą szerokość domu.
Zamówiłam beton B-20 i przyjechałam obejrzeć ułożony strop z samego rana. Nie znam sie na zbrojeniu w stropie, ale mi sie niektóre rzeczy nie podobały. Zapytałam telefonicznie pana D. czy ktoś tą robotę odbierze, a on na to, że on już ją sam odebrał, bo ma upoważnienie od kb.

Coś mi mówiło, żeby zawołać niezależną osobę do odbioru. Szybko zadzwoniłam do koleżanki inżyniera, ona nie bardzo miała po południu czas, ale podała mi telefon do kolegi, który też nadzoruje budowy.

Polecony fachowiec zgodził sie po południu rzucić okiem na ten cały strop przygotowany do zalania. Spotkaliśmy sie na działce, pan wszedł na górę, pooglądał i nakazał dodać pręty tu, dodać pręty tam, poprawić tu, poprawić tam... próbowałam to wszystko zapamiętać. Dodatkowo dostałam porady w sprawie urządzenia ogrodu i pan skasował mnie na ...150 zł. No trudno, dla świętego spokoju...ale byłam zaskoczona. Gdybym miała za każdą wizytę tyle płacić poszłabym z torbami...

Renia
04-09-2004, 22:47
Po powrocie z budowy dzwonię do pana D., że chciałabym przed godziną 8 rano (beton miał tak przyjechać) dokonać poprawek w zbrojeniu w stropie, bo przed chwilą był na budowie mój znajomy, który zalecił wiele poprawek i trzeba byłoby od 6 rano postawić ludzi do roboty, żeby do 8 godziny zdążyli to zrobić.
Pan D. po drugiej stronie słuchawki najpierw nie mówił przez chwilę nic, a potem zaczął "bluzgać" łaciną, że jak k...a mi sie coś nie podoba, to on sie wycofuje z zalewania stropu jutro, ludzi nie przyśle, a to, że beton na rano zamówiony, to go nic nie obchodzi.
Następnie stwierdził, że ma mnie dość, bo bez przerwy sie go o coś dopytuję, dociekam, czytam głupie książki w których są tylko bzdury, grzebię w jakimś internecie...itp. No i że jemu kierownik dał upoważnienie do odebrania roboty, więc on sobie nie pozwoli na to, żeby mu jacyś obcy ludzie po budowie chodzili i dawali wytyczne, bo on wytyczne dostał od kb i wykonał je wszystkie. Ja mu grzecznie mówię, że samemu po sobie roboty sie nie odbiera, odbierać ma niezależna osoba. Na to on, że żadna obca osoba nie będzie odbierała roboty, bo kb byłby niezadowolony po powrocie, że obcy sie wtrącał w ich sprawy. No i że każdy inżynier co innego twierdzi, ile inżynierów tyle różnych zdań.
Widząc, że niewiele wskóram kłócąc sie z nim do upadłego i odowadniając swoje racje, zaczęłam "łagodzić" rozmowę tak jak potrafiłam.
Wreszcie wydusił, że kb ma swoja zastępczynię-asystentkę, która może rano przyjść i sprawdzić, czy faktycznie jest coś źle zrobione. Skwapliwie zgodziłam sie na takie rozwiązanie.

Wstałam o 4.30 rano, ubrałam sie i pojechałam autobusem na działkę. Byłam przed 6.00. Na budowie byli już ludzie pana D., którzy bąknęli mi, że jest on wściekły i za chwilę jedzie po panią inżynier.
Po 15 minutach pani inżynier przyjechała, weszła na górę, popatrzyła, nie bardzo widziała co by tu można było poprawić, więc powiedziałam jej po kolei gdzie wczoraj znajomy widział błędy.
Pokiwała głową, powiedziała, że można i tak zrobić i inaczej też będzie dobrze. Dla świętego spokoju kazała dodać pręty tu i dodać pręty tam, poprawić tu i poprawić tam...
Ja już zupełnie zgłupiałam, w końcu kto miał rację, gdybym na nią nie naparła, to może nie byłoby żadnych poprawek ?
Ludzie pana D. dość niechętnie i z ociąganiem porawili zbrojenie.

Podziękowałam jej za wizytę i za moment nadjechała gruszka z betonem. Ledwo zdążyliśmy !
Musiałam zejść ze stropu, bo pompa chlustała okrutnie. Obserwowałam wszystko z dołu, ludzie na górze rozgarniali beton na balkonie i nad łazienką oraz na łączeniach płyt kanałowych i obok kominów.
Zabrakło nam 1 m3 betonu na schody, pan D. źle wyliczył. Szybko telefon do betoniarni i po pół godzinie przyjechała druga, mniejsza betoniara. Ten jeden metr betonu kosztował dużo drożej niż pozostałe - transport całej betoniary tyle samo kosztuje co i jednego metra. Pan D. powiedział, że pokryje koszt transportu. O key przynajmniej tutaj stanął na wysokości zadania.
Po godzinie wszystko było rozgarnięte. Nie wiedziałam czy dobrze czy źle, bo nie mogłam wejść na górę i sprawdzić. Drabina była stroma, a strop wysoko, bałam się wchodzić.
Dostałam wytyczne od pana D. żeby okolo godz, 14.00 polać pierwszy raz wodą z węża, słońce wychodziło zza chmur i miało przygrzewać.
Miałam dzień urlopu, więc wróciłam do domu.

Renia
05-09-2004, 19:23
W domu zagadałam do syna, że po południu trzeba będzie jechać polać wodą strop, powiedział, że przecież wszyscy pojedziemy !
I tak sie stało, cieszyłam się, że wejdzie po drabinie na górę, bo ja panicznie boję się wysokości. Wszedł też mąż, tylko ja z dołu dyrygowałam gdzie można stawać, dopiero minęły 4,5 godziny i beton był świeży. Zrobiliśmy zdjęcia, syn polewał z węża przez pół godziny, dziwił sie, że taki ten strop rozległy. Równolegle z domem zbudowano garaż, który przylegał do domu, strop nad nim był tylko 6 cm niżej położony.

Wieczorem nikt już nikt nie chciał jechać polewać stropu, pojechałam więc sama około 19.00 autobusem, weszłam już po schodach, bo zdążyły stężeć wystarczająco. Węża miałam łączonego w połowie, jak puściłam silniejszy strumień, to ciśnienie wody rozrywało obydwa węże. Musiałam lać cienkim strumyczkiem, trwało to ponad godzinę, strop po całym dniu był nagrzany, chodziłam po nim boso, było przyjemnie, pomoczyłam długą sukienkę do kolan...
Kiedy skończyłam polewanie było już ciemno, na budowie zrobiło sie nieprzyjemnie, co prawda obok mieszka sąsiadka, ale na mojej posesji nie ma jeszcze żadnego światła (lampy). Na przystanku stali miejscowi chłopcy, znali mnie z widzenia i kłaniali mi sie od dawna. Zobaczyłam, że autobus odjechał 5 min. wcześniej, następny dopiero za 40 minut, trzeba iść piechotą prawie 1 km do głównej ulicy. Sukienka lepiła mi sie do nóg i uniemożliwiała ruchy. Dwaj z nich ochoczo zaproponowali, że mnie kawałek podwiozą. Ucieszyłam sie bardzo. Wsiadłam do starutkiego zdezelowanego malucha, drzwi nie chciały sie zamknąć trzeba było trzymać je ręką. Ruszyliśmy, dopiero wówczas zauważyłam, że obydwaj są mocno podpici, no tak, przecież to piątek wieczorem, koniec tygodnia. Jechaliśmy prawie środkiem drogi, na szczęście o tej porze na "mojej" ulicy nie ma żywego ducha, więc nic nam nie groziło. Domyśliłam się, że jeżdżą tak dość często. Pożegnali mnie elegancko. Na autobus przy głónej ulicy czekałam jeszcze długą chwilę, do domu dotarłam okolo 21.30.

No i tak sobie jeździłam przez kilka dni rano przed pracą i po pracy, żeby polewać, aż pewnego dnia przyszedł deszcz i wyręczył mnie z polewania.

Muszę w tym miejscu napisać, że jeżdżenie autobusami zajmuje mi dużo czasu, pomimo, że odległości dom - praca - działka nie są duże.
Oj najeździłam się okrutnie załatwiając dokumentację potrzebną do pozwolenia na budowę. I teraz w trakcie nadzoru jeżdżę czasem dwa razy dziennie. Niestety nie korzystam z samochodu męża.

Renia
05-09-2004, 20:30
Pomału zaczęłam umawiać się z panem D. na kontynuację budowy na poddaszu, obiecał dać innych ludzi, tamci (od parteru) podobno są obecnie zajęci. Ale deszcz lał i lał, zrobiło się chłodno, szaro, błocko na budowie okropne... dzień za dniem uciekał, a my nie mogliśmy ruszyć z poddaszem. Wreszcie któregoś dnia deszcz przestał padać i ludzie przyjechali rano na budowę, przywieziono znowu betoniarę, ja zamówiłam kolejne worki cementu, wapna, kolejną wywrotkę drobnego piasku, plastyfikatory i zaczęto wznosić ściankę kolankową oraz ściany szczytowe.
W związku z tym, że pustaki w/g wytycznych murarza, z którego zrezygnowałam były zakupione dwojakiej wysokości - podobno inne miały iść na garaż a inne na dom, w tej chwili był nie lada problem żeby je zużyć. Oczywiście na garaż poszły takie same jak na dom, bo trzeba było ścianę garażu powiązać ze ścianą domu pustakami o takiej samej wysokości. Zostały więc te nieszczęsne niższe i teraz murarze gimnastykowali się wyrównując poziomy cegłą pełną albo dziurawką albo 12-tką, sama już nie wiem czym, byle tylko te ściany szły w górę.
W związku z powyższym robota sie niemiłosiernie ślamarzyła, a i oni do szybkich nie należeli, płakać mi się chciało coraz bardziej, bo wiedziałam już, że nie skończę krycia do końca sierpnia, jak sie z panem D. umawiałam.

Któregoś razu przyjeżdżam na budowe po pracy...patrzę a tu ściana działowa między pokojami a przedpokojem jakaś taka krzywa i nie w tym miejscu co trzeba. Każę sprawdzać odległości a tu niespodzianka: z jednej strony domu 4,15 z drugiej 4,21 !!! :o :o :o
Sciana na 4 szychty wysoka i długa ponad 10 metrów, roboty (przy ich tempie) na kilka godzin.
Mówię im, że nie mierzyli chyba w ogóle, tylko z głowy ją budowali. Oni mówią, że mierzyli !!!.
Idziemy na parter, sprawdzamy metrem, na górze działówka powinna być dokładnie nad tą działówką dolną. Jest obok !!! :evil: :evil: :evil:
Mówię im: popatrzcie, gołym okiem widać, że krzywa jest okrutnie, a wy tego nie widzicie ? Jak bym dzisiaj nie przyszła, to ciągnęlibyście tę ścianę dalej, byłoby więcej do rozbiórki. Pies z kulawą nogą nie zauważyłby tego gdyby nie ja.
Nie odzywają sie nic, zabierają sie do rozbierania z ociąganiem, daję im instrukcje jak ma przebiegać ta działówka obok komina i w tym momencie dostaję olśnienia. Gdzieś ktoś na forum pisał o jakichś dylatacjach przy kominach Schiedel. Przyjeżdżam do domu około 20.00 dopiero, (bo asystowałam przy rozbiórce i wytyczałam przebieg nowej ścianki) i biegnę prosto do komputera. Wchodzę na stronę www.Schiedel.pl i czytam z zainteresowaniem instrukcję, którą dałam kb już dosyć dawno i nie mam jej w domu. A jakże ! Dylatacje są konieczne od stropu i od ścian. Kominy mają być jak gdyby "wolno stojące".
Jest afera !!! Moje dwa kominy dokładnie oblane betonem, nie mają ani milimetra szpary.

Dzwonię do pana D. i informuję go o tym. Zaczyna na mnie krzyczeć przez telefon, że nie będzie go taka baba jak ja pouczać, bo on tyle lat buduje domy i jeszcze nigdy nie słyszał żeby kominy nie były przymurowane do ścian. Przecież będą się kiwać, nie będzie można sie oprzeć o nich, bo sie przekrzywią.
Ja cierpliwie tłumaczę, że firma Schiedel nie daje instrukcji po to, żeby je lekceważyć, tylko je stosować. Jak chcę dostać te 30 lat gwarancji na kominy, to muszę je zbudować zgodnie z instrukcją.
Sugeruję odkucie od stropu obydwu kominów. Pan D. nie chce o tym słyszeć, krzyczy, że zabierze z budowy ludzi, bo ma mnie już dość, i moich głupich wymysłów też ma dość. Nie miał podobno do tej pory takiego klienta jak ja, który bez przerwy zadaje pytania, wszystkim sie interesuje, przywozi na budowę jakieś informacje z książek i internetu, które nijak sie mają do praktyki ! Znowu krzyczy, że jest doświadczonym wykonawcą i nikt do tej pory nie kwestionował jego roboty.
Żeby nie zabrał ludzi z budowy (gdzie ja w środku sezonu znajdę nowych ?, w dodatku nie ma kb, bo jest za granicą na urlopie) staram sie złagodzić rozmowę jak tylko umiem.
Proponuję kontynuację budowy do momentu przyjazdu kb z urlopu. Niech sie on wypowie. Łaskawie zgadza się. Ufff...nie wiem jak to przetrzymam nerwowo ???
Na drugi dzień murarze już wiedzą, że jest podobno błąd w wykonaniu, każdy wypowiada się, że nie odkuwałby, bo to okropna robota. Mój kanałowy strop ma 24 cm grubości !!!

Robota idzie pomału do przodu.
Pytam pana D. kiedy przyjeżdża kb z urlopu, już powinien być jutro (dwa tygodnie minęło), to zajmie jakieś stanowisko w sprawie tych nieszczęsnych kominów. Mówi mi, że go nie będzie jeszcze przez kilka dni.
Denerwuję sie, bo ludzie nie wiedzą jak budować ściankę kolankową w łazience gdzie jest okno trójkątne w lukarnie. Pomału chcą przygotowywać wieniec, nie wiedzą jak. Mój projekt jest faktycznie bardzo ubogi w rysunki techniczne i wielu rzeczy trzeba sie domyślać. Pan D. rzadko bywa na budowie, ja jestem codziennie. Murarze konsultują wszystko ze mną, podejmuję decyzje "na wyczucie", bo boję sie pytać pana D. żeby mi znowu nie powiedział, że marudzę, zadręczam i pytam w nieskończoność.

Ludzieeee !!! Jak ja to wszystko doprowadzę do końca ?

Renia
05-09-2004, 21:51
Murarze ciągną ściany do góry, już widać wszystkie pokoje i pralnię i łazienkę, otwory drzwiowe zrobione, tylko nie zabierają sie do tych kominów. One stanęły na poziomie stropu. Otwarcie przyznają sie, że nigdy takich nie budowali, pocieszam ich, że jak zaczniemy dalej ciagnąć te kominy, po konsultacji z kb, to im pokażę jak sie moczy kamionki i jak sie nakłada kit kwasoodporny i gdzie sie wkłada sznur z wełny mineralnej. Jest też szablon do nakładania zaprawy na pustaki keramzytobetonowe.
Wezmę nawet urlop, żeby z nimi ciągnąć kominy, bo boje się że spieprzą coś jak nie dopilnuję. Zauważyłam, że dwie kamionki odpadły, kit puścił, trzeba będzie zdjąć dwa pustaki i połączyć kitem jeszcze raz, przedtem zeskrobawszy stary kit. Pewnie murarze z dołu niedokładnie przykleili kit. A jakże !

Wreszcie przyjeżdża po 3 tygodniach kb z urlopu. Ledwo doczekałam ! Dzwonię i umawiam sie na drugi dzień na budowie.
Opalony, wypoczęty, w znakomitej kondycji fizycznej, jak na swoje podeszłe już lata prezentuje sie wspaniale. Chciałabym tak wyglądać i miec taką kondycję jak on w tym wieku ! No i umysł trzeźwy, sprawny, ale to pewnie dlatego, że z przejściem na emeryturę nie zaprzestał pracy zawodowej, tylko bez przerwy nadzoruje i projektuje i to takie bardzo poważne i "grube"sprawy !
Na budowie jest też pan D.
Wszyscy czekają na wypowiedź i decyzje kb w sprawie kominów.
Trzeba będzie odkuwać obydwa czy sie "upiecze" ?

Renia
06-09-2004, 18:47
Wchodzimy wszyscy na poddasze, kb "jednym okiem" ogarnia strop, mówi, że w porządku, "drugim okiem" ogarnia ściany poddasza, mówi, że w porządku, niechętnie spogląda na kominy przy samym stropie. Mówię mu, że źle wykonane i trzeba odkuwać. Zaczyna krzyczeć na mnie, że dopiero teraz po fakcie sobie przypomniałam, że to nie tak sie robi. Mówię, że dałam mu taką grubą książeczkę i inne prospekty dwa miesiące temu, zanim cokolwiek zaczęli robić, żeby sie z tym zapoznał, i co ? Krzyczy, że o ile sobie przypomina, to ja mówiłam, że będzie szkolenie firmowe na budowie, więc poczuł sie całkowicie zwolniony ze studiowania książeczki. Po cichu myślę sobie, że przecież jako kb powinien później odebrać robotę, ale żeby odebrać to najpierw trzeba samemu wszystko wiedzieć. Wniosek wysuwam taki, że chyba nie przyglądałby się tym kominom w ogóle i nie sprawdzał czy dobrze wykonane. Dalej sobie po cichu myślę, że ja to nie musiałabym na tej budowie na niczym sie znać, bo od tego mam kb i wykonawcę, żeby robili swoją robotę dobrze, a ja jestem tylko od płacenia. Ale głośno nic nie mówię, tylko sie pytam czy będziemy odkuwać, kb twierdzi, że nie potzreba, bo co tu sie ma stać ?
Mówię, że w przypadku pożaru sadzy temperatura wzrasta do ponad 1000 stopni i komin pracuje, musi mieć więc pustkę, żeby mógł sie ruszać. Oblany stropem dookoła nie będzie mógł swobodnie pracować, więc pustaki popękaja z góry na dół, przez całe 8 m wysokości. Nie zgadza sie ze mną. Pytam jak z gazowym kominem, mówi, że absolutnie nie trzeba odkuwać, bo tam temperatury są w granicach 50-60 stopni i pustaki nie będą pracować. Odpowiadam, że skonsultuje to z firmą jutro, bo za duże pieniądze zapłaciłam, żeby zostawić spartolone. Na to słyszę po raz kolejny, że to jest szajs, a najlepsze są murowane z cegły z rurą w środku.

W międzyczasie wracam myślami do momentu szkolenia na budowie, byłam przy tym obecna, przedstawiciel Shiedla nic nie wspominał o żadnych dylatacjach od stropu i ścian, dużo za to opowiadał o wykończeniu komina ponad dachem i o tym, żeby kamionki moczyć i wkładać na mijankę z pustakami. Mało tego, on był na budowie dwukrotnie: przed postawieniem kominkowego komina i przed postawieniem gazowego komina i nic nie powiedział, że coś jest nie w porządku z tym pierwszym.
Poza tym murarze nie bardzo słuchali, bo mówili, że wiedzą jak budować.
Nawet byli źli, że taki młodzik przyszedł szkolić takich starych fachowców.
No ale nie popisał sie ani młody ani starzy fachowcy.

Przechodzę do tematu wieńców na ścianie kolankowej i pytam sie czy muszą być przerwane w środku ściany poprzez okno w łazience ? Nie będą miały ciągłości. Wszyscy mówią, że nie ma wyjścia skoro ma być w środku okno, niepokoi mnie to, ale w moim projekcie nie ma żadnych rysunków na ten temat i nic nie ma w opisie. Więc murłata też będzie przerwana w środku.

Nie mam ochoty na dalsze dyskusje, idę do domu i wysyłam faxem oraz e-mailem zapytanie do działu technicznego w Opolu dołączając szczegółowy opis i rysunek. Proszę o szybką odpowiedź. Na drugi dzień w pracy dzwonię do Opola i osobiście rozmawiam z inżynierem w dziale technicznym. Odpowiedź jest jedna: trzeba odkuwać obydwa, bo będą kiedyś problemy. Otrzymuję e-mailem pisemne dyspozycje i opinię, aby mieć podkładkę dla kb.

Wieczorem wybieram sie do kb do domu z opinią z Opola. Kb nie chce nawet spojrzeć na to pismo, odsuwa go na bok. Ma swoje zdanie na ten temat i nic go nie przekona. Żaden ekspert z Schiedla. Twierdzi, że takich "ekspertów" to on widział setki, większość z nich (podobno) nie wie nic. Oni siedzą w teorii, a on siedzi w praktyce i ma jej 49 lat.

Grzecznie stawiam warunek, że kominy muszą być odkute, bo nie dostanę gwarancji. Znowu słyszę, że to jest szajs i najlepsze są murowane z cegły.
Gotuję sie we mnie krew, ale nie daję po sobie nic poznać.
Mam dość wszelkich rozmów, fachowców, budowy i życia.
Najchętniej szpulnęłabym wszystkim i pojechała na drugi koniec świata. I nigdy bym do niczego i do nikogo nie wróciła.
Nie, przepraszam, żal byłoby mi dziecka, dla niego tylko żyję. Jest w moim życiu najważniejszy, pomimo, że nie mam dla niego za dużo czasu.

Renia
06-09-2004, 19:11
Pan D. już pogodził sie z tym, że trzeba odkuć. Liczy że tylko ten od kominka. Kupił jakąś wiertarę i przyniósł na budowę. Pomocnik wypił za dużo piwa i nie daje rady prosto trzymać wiertarki, nie ma też specjalnie ochoty na taką robotę, wolałby podawać zaprawę. Właśnie zrobił sobie przerwę od wiercenia, przyniósł zaprawę w dużym kastrze i podając go na górę rusztowania potknął sie o pustaka. Rozciągnął sie jak długi, ale zaprawy nie puścił. Za chwilę murarz postawiwszy źle deski na warszawskim rusztowaniu, ląduje na stropie. Co za dzień ! Ale ich nie wyrzucę, bo musiałabym kogoś szukać do tego odkuwania stropu, kto by mi chciał przyjść ???

Znowu mija dzień i strop nie odkuty. Proszę, żeby sie zmobilizowali, pan D. przestał zaglądać na budowę, ma przecież jeszcze kilka innych budów.
Murarz Piotrek narzeka na żebra, chyba pękniete po tym upadku, jest sam z pomocnikiem, robota im idzie jak krew z nosa, bo on co chwilę stęka. Nakazuję mu obwiązać sobie żebra bandażem elastycznym. Czasem murarzy jest dwóch, ale nadal jeden pomocnik. I tak kolejny dzień pomalutku. Wieńce już zalane na ścianie kolankowej, któregoś dnia przychodze po pracy - jest !!! dziura wokół komina dookoła. Wreszcie! Pękł tylko pustak keramzytobetonowy, trzeba rozebrać dwa z góry i na nowo postawić. Znowu sie cofamy. Kiedy pójdziemy do przodu ?

Renia
06-09-2004, 19:37
Pan D. zagaduje co z drewnem na więźbę, mówię, że jak ma znajomy tartak gdzie zawsze bierze, to niech załatwia. Jest dacharzem od lat i przy dachu to sam lubi robić, więc odrobinę mam nadzieję, że będzie dobrze.
Załatwia drewno po 550 zł netto. Niedługo mają przywieźć.
Doradza mi też wziąć dachówkę cementową zamiast blachodachówki. Jedziemy razem do pobliskiej hurtowni, deszcz leje okropnie, a ja oglądam wystawkę. Tak, podoba mi sie ceglasty Euronit S, jest tańszy niż Braas, a nie różni się wcale. Pan D. nie narzuca mi swojego zdania, czeka na moją decyzję. Doradza też rynny plastikowe Vawin, mówi, że dużo ich zakładał i nie ma problemów z użytkowaniem. Zgadzam się. Prosze o wycenę mojego dachu całościowo, z folią dachową. Dzwonię też do dwóch innych hurtowni, przesyłam faxem rzuty dachu i również prosze o wycenę.

Konsultuję sprawę dachu z kb, odradza mi ciśnieniową impregnację, mówi, że szkoda pieniędzy, lepiej pomalować impregnatem. Skarżę się, że w czasie jego nieobecności (na urlopie) źle mi sie rozmawiało z panem D, że straszył mnie co chwila odejściem, a teraz nie daje na moją budowę dobrych ludzi, tylko marudów.
Kb dziwi sie bardzo i twierdzi, że na innych budowach, gdzie on nadzoruje ludzie pana D. byli podejmowani przez gospodynię goloneczką z musztardą i wszyscy inwestorzy byli bardzo zadowoleni, zarówno z pana D. jak i z jego ludzi.
Nie wiem co mam myśleć, wydaje mi sie, że jestem wyjątkowo cierpliwa, a na poddaszu to przymykam oczy na różne niedoróbki, bo już nie mam siły upominać sie o poprawianie.
Kiedy ja bym miała im podawać goloneczkę, jak pracuję ??? :o
Ciekawe czy wtedy lepiej by pracowali ???

Przy okazji pytam kb dlaczego nie powiedział mi, że ma asystentkę-zastępczynię i opowiadam mu scysję z panem D. tuż przed zalaniem stropu. Twierdzi, że zostawił instrukcje panu D. i ma do niego zaufanie, bo pracuje z nim dłuższy czas.
Wyciąga rysunki, które sporządził do tego stropu, ja je oglądam i widzę, że niektórych elementów w stropie nie było. Panu D. nie chciało sie zrobić tak jak kb narysował. Mniej prętów, rzadszy rozstaw itp.
No, może mi się dom nie zawali, ze schodów i z balkonu szalunki jeszcze nie zdjęte, chociaż już dawno powinny być usunięte. Zobaczymy jak zdejmą, czy to sie wszystko kupy trzyma.

Renia
06-09-2004, 20:20
Przywożą drewno na więźbę: krokwie, jętki, płatwie i mnóstwo listewek na łaty. Krokwie są z jodły, a jętki z sosny. Malowane są impregnatem na zielono. Najpierw idzie murłata na wieniec, z którego wystają wielkie kotwy gwintowane. Potem krokwie są mierzone i wycinane wyręby pod murłatę. Wieczorem wszystkie są już na górze.
Jest sobota rano, jadę na budowę. Od godz. 6.00 przybijają jętki. Jest ich już 6 na górze. Oglądam, wszystko jest w porządku. Patrzę na te następne 8 jętek, które młody chłopak przygotowuje do malowania impregnatem, a one takie jakieś czarne. Coś czytałam w internecie o siniźnie, pytam sie co oni o tym sądzą. Nie odzywają się specjalnie. Jeden coś bąka, że to moje pieniądze, więc ja zdecyduję czy pójdą na górę. Zdecydowanie każę odłożyć wszystkie na bok - do zwrotu !

Kontaktuję sie z panem D. i mówie jak sie sprawy mają. Krzyczy, że sinizna nie powoduje osłabienia konstrukcji dachu, że sosna tak ma jak deszcz popada, a ja krzyczę, że zaplaciłam za zdrowe drewno, a nie za chore. Każe mi sobie samej dzwonić do tartaku z reklamacją. Mówi, że na pewno mi nie zamienią, bo w tej chwili nie mają drewna w ogóle i że z drewnem jest problem.

Dzwonię do tartaku i proszę o wymianę, brat właściciela coś niemrawo obiecuje. Jest sobota, więc mogą nie przyjechać dzisiaj, faktycznie nikt sie nie pojawia.
Pan D. przyjeżdża okolo południa i daje mi kwit z tartaku, na którym jest wyliczenie, że sprzedano mi to drewno po 580 zł netto.
Szlag mnie trafia na miejscu. Mówię, że uzgadniałam z nim po 550 zł. On wzrusza tylko ramionami. Dałam mu zaliczkę na drewno, mieliśmy się rozliczyć po skończeniu zakładania łat, jak będzie wiadomo ile poszło faktycznie a ile trzeba zwrócić do tartaku.
Boże z kim ja mam do czynienia !!! :evil: :evil: :evil:

Na szczęście rozliczam sie z nim za robociznę z opóźnieniem, więc nie boję sie, że mam nadpłacone.

Renia
07-09-2004, 18:46
W związku z tym, że pan D. zapowiedział przestój na budowie z braku jętek, w poniedziałek z samego rana dzwonię to tartaku "Czarnik", przedstawiam sytuację w jakiej jestem i proszę o sprzedaż 14 szt zdrowego drewna. Wiem, że w tym tartaku drewno trzeba zamawiać z wyprzedzeniem, a nie z dnia na dzień. Trafiam po drugiej stronie słuchawki na CZŁOWIEKA, który rozumie moją sytuację i idzie na plac zobaczyć co jest wolnego do sprzedania. Jest drewno, ale rozmiar grubszy nie 5/12 lecz 7/14 no i nie 6 m, tylko 6,5 (niektóre). Będzie mnie to kosztować drożej. Trudno. Konstrukcja będzie bardziej wytrzymała. Toż to prawie jak krokwie !!! Pytam po ile - po 540 zł !!! No i przywiozą na drugi dzień. Rewelacja. Umawiam sie na budowie o 8.30 rano, przyjeżdżam, czekam 1,5 godziny, nikt nie przyjeżdża. Muszę wrócić do biura. Na budowie jest murarz Piotrek, który postękując ciągle dłubie coś przy kominach i robi drobne prace wykończeniowe, mówi, że jak przyjadą, to odbierze.
Nie mam siły po pracy jechać na budowę, bo muszę w domu coś zrobić, ale wiem, że drewno przyjechało piękne, bo dzwoniłam do murarza na komórkę.
W środę rano dzwonią z tartaku, żeby przyjechać zapłacić, miałam płacić na budowie przy odbiorze. Obiecuję w czwartek rano zaglądnąć z pieniędzmi. Tartak mieści sie we wsi, kawałek od miasta, robię 2,5-godzinną wyprawę autobusem. Och jak to dobrze, że nie kupiłam działki poza miastem, dojazdy autobusami wykończyły by mnie na amen.

No, ludzie mogą przyjść z powrotem na budowę i kontynuować układanie więźby. Ale komu by sie chciało w drugiej połowie tygodnia zaczynać robotę ?
Przyjdą w poniedziałek. Znowu tydzień z czasem do tyłu ! :evil:
Tylko jeden chętny przyszedł do malowania podbitki na rudy kolor drewnochronem. Składa ją w garażu. Strasznie dużo tego drewna jest, leży wszędzie.

Renia
07-09-2004, 18:57
Dwa tygodnie temu zaprosiłam na budowę rzeczoznawcę do wyceny budynku. Jak zrobi wycenę, bank przyzna mi kredyt, bo wszystkie inne papiery już są złożone od dawna. Musiałam kilkakrotnie molestować koleżankę, żeby znalazła chwilę i zaglądnęła na budowę. Ma 2 małych dzieci i jest sama (mąż zginął w wypadku). Terminy ma napięte, ale wreszcie znajduje czas na zrobienie zdjęcia i oględziny domu. Za 4 dni wycena jest gotowa. Znowu ubywa mi z kieszeni kilkaset złotych, ale bank nie robi mi już żadnych problemów. Podpisuję umowę, płacę prowizję i jadę do ksiąg wieczystych z pismem o wpis do hipoteki. Na drugi dzień pieniądze znajdują sie na moim koncie, mogę przedpłacić dachówkę cementową EURONIT S w kolorze ceglastym oraz rynny i folie.

Renia
08-09-2004, 18:52
Pan D. proponuje wykończenie zapasowego komina w pomieszczeniu gospodarczym czerwonym klinkierem. Jadę do mojej hurtowni i zamawiam wyliczoną ilość oraz brązową zaprawę i przekładki kwadratowe do fug. Murarz Piotrek zabiera sie do roboty, pomimo, że żaden z pozostałych kominów nie jest skończony, a gazowy pozostaje nadal do odkucia. Ciągle sie tym martwię. Czas biegnie, a u mnie robota nie posuwa sie do przodu.

Wreszcie przychodzą ludzie do dachu, zakładają moje jętki i zabierają się do przybijania nadbitki nad krokwie dookoła domu. Pan D. również pracuje, dyryguje dwoma młodymi ludźmi przy pracach przy trójkątnej lukarnie w łazience na poddaszu, nad wejściem. Akurat przyjeżdżam po pracy i zaczynam oglądać co zrobili w ciągu dnia. Dopasowują poszczególne belki do krokwi i murłaty robiąc wręby i docinając na ukos. Przykładają świeżo urżnięte piłą drewno do drewna nie malując impregnatem. Zwracam im uwagę, że powinni pomalować, bo jak wbiją gwoździe na stałe, to nie będzie można sie dostać do tych części żeby je zaimpregnować. Jeden niechętnie smaruje pędzlem, niezbyt dokładnie po jednej stronie, a po drugiej już nie. Jasna krew mnie zalewa, to bezczelność do kwadratu, inwestor stoi obok i zwraca uwagę a im się nie chce nawet wtedy robić dokładnie. Mam ochotę kopnąć w d...ę wszystkich i wrzeszczeć na całe gardło, ale oczywiście nie robię nic. Boże pozwól mi dotrwać do końca stanu surowego !

Ktos na forum pisał, że przy zakładaniu folii dachowej fachowcy palili papierosy i ogień powypalał drobniutkie dziurki w folii. Proszę z wyprzedzeniem, żeby nie palili papierosów. Tylko sie uśmiechają.
No właśnie, czas żeby przywieźli z hurtowni 3-warstwową folię, bo pewno wnet sie przyda.
No i trzeba wymyślić z czego będą słupki podtrzymujące daszek nad wejściem. W projekcie są drewniane, ale ja nie chcę drewna, bo zsychając sie pęka i brzydko wygląda. Klinkier z robocizną drogo wychodzi a mnie kończą się pomału pieniążki. Pan D. proponuje zaglądnąć do firmy, która produkuje betonowe pustaczki imitujące słupki z klinkieru. Można pomalować je na czerwony kolor, będą pasować do kominów. Jeden kosztuje 6 zł netto. Zamawiam potrzebną ilość i wracam do pracy.

Jedyną pozytywną sprawą we współpracy z panem D. jest to, że czasem ze mną gdzieś podjedzie i odwiezie mnie do pracy, no ale w końcu wszędzie jest w miarę blisko.

Renia
09-09-2004, 19:11
Chciałabym aby kb obejrzał więźbę, więc dzwonię i prosze o wizyte na budowie. Trzeba również zdecydować jak i czym wykończyć kominy oraz jak je usztywnić, bo kominkowy jest bardzo wysoki i troche sie rusza, przecież jest prawie wolnostojący. Postanawiam zaprosić przedstawiciela Schiedla (pana A.) w tym samym czasie co kb. Za jednym razem załatwie dwie sprawy a i kb usłyszy jak prawidłowo powinny być wykończone kominy Schiedla, będzie musiał przecież odebrać robotę, to mu sie przyda wiedza.

Przyjeżdżają obydwaj, jest też pan D.
Kb "patrzy wilkiem" na pana A., bo to młody facet. Pytam jak wykończyć kominy: wentylacyjny i gazowy proponuje ocieplić wełną mineralną (twardą) oraz siatką i klejem. Na to płytki klinkierowe. Kominkowego nie trzeba podobno ocieplać.
Kb popycha ręką kominkowy komin i pokazuje panu A. że sie rusza. Ten wyjaśnia mu, że potrzebna jest stabilizacja do krokwi w postaci prętów i metalowych podkładek. Kb mówi, że jeszcze nigdy nie słyszał aby do krokwi coś stabilizować, w/g niego jest to niebezpieczne i niemożliwe. Pan A. wyjaśnia, że w systemach Schiedla tak sie robi, dzwoni również z komórki do dyrektora technicznego aby uzyskać dodatkowe wyjaśnienia. Kb krzyczy żeby nigdzie nie dzwonił, bo to jest niepotrzebne, skoro tak ma być, to tak będzie. Absolutnie nie jest przekonany do tego rozwiązania. Krytykuje cały system i mówi, że to jest szajs. Pan A. zaczyna sie denerwować. Mówi, że w naszym mieście stoi już całe osiedle domów z takimi kominami stabilizowanymi do krokwi i jest dobrze.

Zmieniam temat rozmowy i pytam pana A. jakie temperatury panują w kominie gazowym, bo ciągle jest nie odkuty od stropu i nikt sie nie chce za to zabierać. Mówi, że temperatura może dochodzić do 120 stopni, komin więc może pracować. Kb krzyczy, że nigdy takiej temperatury nie będzie w kominie, najwyżej około 50 stopni i że gołą ręką można dotykać komina. Miał kiedyś piec gazowy w domu, więc wie. No i oczywiście nie trzeba odkuwać komina.
Pan A. mówi, że należy stosować sie do instrukcji montażu, bo inaczej gwarancji nie będzie. Poza tym upiera się, że temperatury będą wyższe. Kb też się upiera przy swoim zdaniu. Zaczynają sie obaj kłócić, żaden nie chce ustąpić. Krzyczą coraz głośniej a my z panem D. stoimy i obserwujemy. Okropna pyskówka !!!
Kb agresywnie naskakuje na pana A., ten w końcu mówi, że może go zawieźć do firmy, która instaluje piece gazowe, to mu powiedzą ile może być temperatury, zresztą w instrukcjach to chyba pisze.
Kb ma w nosie pana A. i jego teorie, uważa, że on zna sie najlepiej, bo ma 3 x tyle lat co pan A. Nie przyjmuje żadnych argumentów.
No i krzyczy na mnie, że niepotrzebnie sprowadziłam pana A. na budowę.
Ja krzyczę, że mam prawo zapraszać na budowę kogo chcę i kiedy chcę.
Krzyczę również, że gdyby dwa miesiące temu przeczytał grubą książeczkę z instrukcją, to nie byłoby teraz problemów, on krzyczy, że to pan A. zawalił sprawę, bo źle przeszkolił.
Pan A. krzyczy, że była instrukcja, której wykonawcom nie chciało się przeczytać do końca.

Za chwilę się chyba pobiją ! :o :o :o

W końcu pan D. pyta jak zrobić stabilizację komina gazowego, otrzymuje od pana A. instrukcję z rysunkami. Wie już wszystko.

Rozjeżdżamy sie wszyscy w złości. C est la vie !

Wieczorem w domu zastanawiam się, jak dalej poprowadzę budowę, jestem już całkowicie wyczerpana nerwowo, a tu jeszcze nakładanie folii, nabijanie łat, kładzenie dachówki, zakładanie rynien, ocieplanie fundamenów....

Kiedy to wszystko sie skończy ? :cry:

Czy ja mam jeszcze rozmawiać z kb czy już nie ? W trakcie dzisiejszej wizyty na budowie nie usłyszałam żadnej krytyki, rzucił jednym okiem na wszystko i stwierdził, że dobrze.

A pan D. robiąc więźbę na trójkątną lukarnę łazienkową stwierdził, że niepotrzebnie przerwaliśmy wieniec na ścianie kolankowej w połowie ściany domu, można było go pociagnąć bez przerywania. Murłata też przerwana w połowie, też nie trzeba było jej przerywać, tylko dać przez całą długość domu, teraz trzeba będzie zesztukowac w środku murłatę mniejszym kawałkiem w jedną całość.
A wszystko po to by daszek nad wejściem mógł być na tym samym poziomie co dach, czyli żeby był przedłużeniem dachu.
Kb widział przerwany wieniec przed zalaniem i powiedział, że jest dobrze.
Nie analizował "do przodu" niczego. Teraz już wiem, że tak było. Gdyby przeanalizował, kazałby zrobić wieniec nieprzerywany i murłatę nieprzerywaną.
Nie mam już do nikogo zaufania. :( :( :(
Pozostaje tylko frustracja i smutek.

Renia
09-09-2004, 19:33
Dzisiaj murarz Piotrek zakończył komin klinkierowy szerszą obudową na samej górze. Potrzebne jest zakończenie chroniące przed deszczem, taki metalowy "kapturek", jutro muszę kupić. Przyjechały gotowe pustaczki betonowe na słupki przed wejściem, więc zaczął je murować, w środku jest 4 pręty zabetonowane już wcześniej w ziemi na odpowiednią głębokość. Środek tych pustaczków zalewa się betonem. Jutro będą mogli wypuścić krokiewki na których opierać sie będzie daszek nad wejściem i oprzeć konstrukcję na tych słupkach.
Weszłam na poddasze, w jednym miejscu zauważyłam dziurę w folii. Trzeba będzie podkleić, nie uważają oczywiście, no i pomarszczona jest w jednym miejscu, a jakże, nie da się przecież rozłożyć gładko i prosto, to zbyt trudne dla nich. :evil: :evil: :evil:

Stoję i myślę, że jak ja weszłabym na ten dach, to zrobiłabym to lepiej od nich - równo, gładko i prosto.

Jest 9 września, zrobiło się bardzo zimno, wracam do domu zrezygnowana i zziębnięta. Na budowie ciągnie od ziemi chłód i stopy mam jak lody. Gorąca kapiel pomoże mi dojść do siebie.

Renia
11-09-2004, 12:15
W piątek niewiele działo sie na budowie, murarz Piotrek wreszcie po 4 tygodniach przestał stękać na bolące żebra i z pomocnikiem buduje słupki przed wejściem, są gotowe.
Połowa dachu od strony ogrodu przykryta jest folią i przybita kontrłatami i łatami. Folia jest w miarę napięta, chyba jest dobrze.

W sobotę, czyli dzisiaj (11.09.04) zrobiłam sobie wycieczkę na budowę, bo podobno miał być odkuwany komin gazowy od stropu i ciągnięty do góry.
Przyjeżdżam - a tu żywego ducha nie ma. Pewnie kopią ziemniaki, bo jest pogoda, rozumiem przecież, że to też jest ważne.
Chodzę sobie po budowie, słoneczko świeci przyjemnie, jest cieplutko.
Idę na ogród i oglądam z daleka kominy. Przed wyjazdem rozmawiałam przez telefon z kb na temat wysokości kominów w stosunku do kalenicy.
Pewnie trzeba będzie podciągnąć gazowy do góry jeszcze trochę, natomiast zapasowy-klinkierowy w pomieszczeniu gospodarczym jest niżej od kalenicy, a jest dość blisko niej. Pan D. mówi, że przy odbiorze przez kominiarza liczy się tylko butelka, to nie będzie problemów z odbiorem. Muszę jeszcze przez weekend coś poczytać na ten temat, wolałabym żeby było prawidłowo zrobione.
Wyciszam się w tym otoczeniu, wokół jest dużo zieleni, starych drzew, ma się wrażenie, że życie biegnie tu wolniej. Ciągle jestem zadowolona z wybranej lokalizacji i z działki. Ogród nie jest duży, więc nie będzie uciążliwy w utrzymaniu, za to wystarczający aby zrobić w nim miejsce na grilla i miejsce do odpoczynku.
Tylko kiedy ja to zrobię ?

Przychodzi dalszy sąsiad, który też się buduje, prosi o odsprzedaż wszystkich pojedynczych pustaczków wentylacyjnych, które kupiłam w marcu przed Vatem, ale nie przydały się, bo zmieniliśmy koncepcję budowy kominów wentylacyjnych.
Bardzo się cieszę, pozbędę się kłopotu i odzyskam pieniądze.
Mam dzisiaj i jutro szansę na chwilowy odpoczynek przed kolejnym maratonem w następnym tygodniu. Bardzo potrzebuję tego odpoczynku, kilkanaście dni urlopu wykorzystałam na doglądanie budowy, reszta jest do wykorzystania. Czuje się jak maratończyk przed metą.

A w domu nikt nie pyta o postępy na budowie, ostatni raz byliśmy wszyscy w dniu zalania stropu, to chyba w połowie lipca.

Renia
12-09-2004, 16:23
W ubiegłym tygodniu rozliczałam się finansowo z panem D. za poddasze. Prosił o wypłatę 3.000 zł, czyli dwa razy tyle niż było ustalone. Na początku współpracy z nim, kb ustalił (za mnie) wysokość zapłaty za parter, strop, poddasze i dach. Kwoty miałam podane na kartce papieru przez kb, bo nie byłam przy negocjacjach. Kb sam zdecydował, za moim przyzwoleniem oczywiście, że zmieniamy ekipę na tańszą i sam ofiarował sie wynegocjować ceny, żeby mi pokazać, że można tanio i dobrze budować. Znał dobrze pana D. od dłuższego czasu, nadzorował wszystkie jego budowy, widział sie z nim co kilka dni, więc załatwił to za mnie.
Po przejrzeniu i zaakceptowaniu podanych cen nie wracałam już do tematu, uważając że nic sie nie zmieni. Z panem D. również nie wracałam do tematu cen, bo uważałam, że kb wszystko dograł, a mnie tylko przekazano informację, na jakie wydatki muszę sie przygotować i ile zaoszczędzę na zmianie ekipy.

Płaciłam za parter i strop ratami, zgodnie z danymi z kartki. Nagle za poddasze słyszę dwa razy tyle, wyciągam kartkę, którą dostałam od kb i pokazuję mu. Twierdzi, że owszem, było 1.500, ale tylko za fragment do ściany kolankowej z wieńcem, a przecież są jeszcze kominy i ściany szczytowe, za które trzeba drugie tyle zaplacić.
Oczywiście wypłaciłam żądaną sumę, bo widziałam, że na poddaszu było o wiele więcej roboty niż na parterze. I o wiele więcej trudności dla murarzy z dopasowaniem dwóch rozmiarów pustaków do siebie. No i 4 kominy !!! Należała mu się taka zapłata bez gadania. Tylko te uzgodnienia kb ??? Nie słyszał przy uzgadnianiu, że to za "połowę" poddasza ?
Oczywiście powiedziałam mu o tym przy okazji, bardzo sie zdziwił, ale ja nie kontynuowałam tematu, bo nie przepadam za niepotrzebnym rozgrzebywaniem spraw.

Za dach kb uzgodnił 25 zł/m2 od więźby i blachodachówki. Również na kartce mam napisaną cenę. Po namowie pana D. na dachówkę cementową zamiast blachodachówki i po wyrażeniu zgody przeze mnie, usłyszałam nową cenę - 35 zł/m2 za więźbę i położenie dachówki.

Znowu rozmawiałam z kb na ten temat, też się zdziwił, że tak bardzo cena wzrosła, wszystkie ceny przez siebie podane dobrze pamiętał.

Nie robię problemu, bo chyba wszystkie ceny są w granicach przyzwoitości, poza tym pan D. od czasu do czasu pomaga mi w zakupach a to też się liczy.

Umowy nie spisywałam na początku współpracy, pan D. nie spisuje umów, płacę natomiast z "lekkim" opóźnieniem, po wykonaniu części kolejnego etapu dostaje zapłatę za poprzedni etap. To jest moja asekuracja.

Dzisiaj jestem nastawiona optymistycznie, może dlatego, że odpoczęłam trochę.

Renia
14-09-2004, 19:56
W poniedziałek wiertara okazała się być zepsuta, więc murarz Piotrek pojechał po dwóch godzinach do domu, komin gazowy nadal nie odkuty od stropu. Mam się śmiać czy płakać ??? Cieśle zaczęli robić daszek nad wejściem i przybijać do niego podbitkę. Przybili ją również z dwóch stron dachu od strony północnej czyli wjazdu. I tyle zrobili. Sąsiadka mówi, że jak mnie nie ma, to cały dzień marudzą z robotą, dopiero kiedy mam po pracy przyjść, to sie zaczynają żwawiej ruszać. I tak dzień po dniu biegnie, a roboty mało przybywa. To wykonawca jest najbardziej stratny finansowo, bo płaci im pewnie od dniówki, ja natomiast placę jemu za wykonanie pewnego etapu prac, niezależnie od czasu wykonania.

Wieczorem sąsiad poprosił mnie o mapę zasadniczą, bo chciałby pociągnąć gaz. Warunki gazowe otrzymałam w marcu br., więc podałam je również. Będzie nas chyba troje do ciągnięcia gazu, koszty rozłożą się więc i nie będzie zbyt drogo. Ponieważ sąsiad już zamieszkuje i zależy mu bardzo na szybkiej realizacji gazociągu, będzie pilotował tą sprawę sam.
Dobrze byłoby gdyby w jesieni zakończyli prace "wykopaliskowe" z gazem, wszystkie media miałabym w budynku. Od istniejącego gazu do mojego domu jest około 100 metrów do ciągnięcia, na trzy rodziny to niedużo.

Dzisiaj czyli we wtorek nikt nie przyjechał na budowę, zaniepokoiłam sie trochę, bo w ubiegłym tygodniu zamówiłam w "mojej" hurtowni twardą wełnę mineralną do ocieplenia kominów, siatkę i klej. Miało to być w tym tygodniu zrealizowane.
Coś mnie tknęło i pojechałam do hurtowni z zapytaniem kiedy otrzymam wełnę, nie mogą kłaść folii i dachówki dopóki kominy nie ocieplone i nie obłożone płytkami.
Pan wystawił na mnie wielkie oczy i mówi, że nie było takiego zamówienia.
Ja podaję u kogo telefonicznie zamawiałam, no i sprawa sie rypła, pan zapomniał kompletnie o moim zamówieniu. To młody stażysta, syn właścicieli, przyznał się bez bicia do winy. Zdarzyło sie to po raz pierwszy odkąd zamawiam u nich wszystko tj. od marca.
Właściciele usiłują zamówić błyskawicznie, ale niestety trzeba czekać do piątku lub dłużej.
Odmawiam, będę pytać w innych hurtowniach w Rzeszowie, może mają na stanie wełnę i sprzedadzą mi od ręki ?
Wracam szybko do biura i obdzwaniam po kolei hurtownie, w dwóch nie mają, trzeba czekać, twarda wełna podobno na zamówienia tylko jest sprowadzana. Jest !!! W następnej zostało im na magazynie trochę, dla mnie to wystarczy. Biorę siatkę i klej do tego i umawiam sie na środę na 9.00 rano na budowie żeby odebrać towar i zapłacić.
Muszę też zadzwonić do wykonawcy z zapytaniem czy da pracowników na środę ?

Pogoda taka piękna, słońce grzeje mocno, a u mnie przestój ! :evil: :evil: :evil: Znowu jestem z czasem do tyłu, pewnie robią na innej budowie.

Do domu wracam ostatkiem sił o 19.00 wieczorem. Rano zaliczyłam delegację do Leżajska, szybki powrót, potem hurtownie za wełną, potem szybkie zakupy służbowe i ich transport (na dniach musimy wyposażyć nasz (kolejny) lokal w różne sprzęty). Potem biegiem do autobusu, bo dzisiaj o 15.30 pierwsze spotkanie rodziców w maturalnej klasie i spotkanie Rady Rodziców. Trzeba załatwiać studniówkę itp. No i oczywiście ja uczestniczę w tym wszystkim czynnie.

Jeszcze po drodze drobne zakupy jedzeniowe i....kiedy wreszcie docieram do domu, jestem tak zmęczona, że mogę tylko dowlec sie do wanny, a potem do łóżka. Zanim zapadnę w kamienny sen poczuję przez kołdrę ciepłe ciałko naszej kotki, która często przychodzi do mnie spać. Nie mam siły ani ochoty jej wyganiać, ma swoje prawa w domu. Rano obudzi mnie do pracy mokrym noskiem i wołaniem jedzenia. Jest taka miła i delikatna. No i można w jej futerko wypłakać wszystkie zmartwienia, troski i żale.

Renia
18-09-2004, 17:02
W środę rano muszę dzwonić po półgodzinnym oczekiwaniu na dostawę wełny, bo się spóźniają. Wreszcie po interwencji przyjeżdża samochód z wełną, siatką i klejem. Noszę do budy duże paki wełny. Klej do garażu wnosi pan, bo ciężki jak licho.
Wracam do pracy i czekam na telefon od pana D., że ludzie wreszcie przychodzą do mnie na budowę. Nic, głucho. Dzwonię ja. Mówi, że w czwartek przywiezie na budowę kb, żeby oglądnął więźbę i dał wytyczne odnośnie wysokości kominów i dalszych prac.
W czwartek jesteśmy wszyscy na budowie. Kb ogląda wszystko pobieżnie, mówi, że dobrze i zaleca dodać słupy pionowe pomiędzy płatwiami a górną belką w kalenicy. No i podstawione klocki między jetki a górną część ścian. Kominy muszą być wyższe, znowu muszę zamówić następne pustaki wentylacyjne i gazowe oraz kamionki.

Będąc na ogrodzie i oglądając z daleka komin klinkierowy zauważam, że jest krzywo położona czapka. Pan D. mówi, że poprawią. Kb niczego nie dostrzega, dla niego wszystko jest o key.

Pytam pana D. kiedy wchodzą, może w piątek ? Mówi, że nie w tym tygodniu, bo gdzie indziej kończą. W obecności kb obiecuje, że jak wejdą w poniedziałek, to do końca tygodnia skończą wszystko.
Nie pasuje mi to odciąganie terminu, mam wolną sobotę, mogłabym dopilnować.
Pan D. prosi o pieniądze na blachę rudego koloru do obróbek dachu, mówi, że sam ją kupi. To dobrze, ja nie będę musiała nigdzie jeździć i tracić czasu.

W sobotę jadę na budowę, bo mają dowieźć zamówiony towar, chcę również zdać 7 palet EURO, za które zapłaciłam kaucję, mija już termin zwrotu. Palety są przyłożone resztkami cegieł, pustaków, boazerii...porządkuję to wszystko, przenoszę w inne miejsce. Wszystkie palety czyszczę z ziemi, są gotowe.
Pan D. zamówił za dużo pustaczków na słupy podtrzymujące daszek nad gankiem, przenoszę je i układam w stos, przydadzą sie może kiedyś na słupki przy bramie wjazdowej.
Wszystko jest ciężkie, jestem zmęczona.
Słońce świeci, ale jest zimny wiatr, znowu kolejna słoneczna sobota nie wykorzystana i kolejny tydzień opóźnienia.
Dach rozbabrany czwarty tydzień, komin gazowy dalej nie odkuty od stropu.
Jestem kompletnie zrezygnowana i myślę, że pozostaje mi tylko cierpliwie czekać.
Nie pojawiają się z towarem, więc jadę do domu, bo szkoda mi soboty. Sami sobie poradzą.

Następny tydzień mam szalony, będę pracować od 8.00 do 19.30. Nie wiem jak dopilnuję budowy ??? :-? :-? :-?
Smutno mi i przykro i chce mi się płakać.

Renia
20-09-2004, 20:28
Dzisiaj jestem na budowie już o 7 rano. Są panowie do dachu i jest murarz Piotrek. Dachowcy kładą nadbitkę i deski wyrównujące nadbitkę z brzegu. Przygotowują dach do kładzenia dachówek od strony ogrodu.
Ma być również pan D., na razie go nie ma.
Pytam murarza Piotrka czy poradzi sobie ze zrobieniem płyty przykrywającej kominkowy komin na górze. Zamówiłam szablon, ogląda go z niepewnością i mówi, że jeszcze tego nigdy nie robił. Obiecuję, że poproszę przedstawiciela Schiedla, aby przyjechał i pomógł mu trochę. Mówi, że nie ma narożników do komina, zamówię po przyjściu do biura. No i siatki jest za mało. Muszę już biec do autobusu, bo nie zdążę do pracy na 8.00. Och jak to dobrze, że mam tylko kilka przystanków.

W pracy ledwo mam czas zamówić towar i wykonać telefon do pana A., przyjedzie około 15.00 na budowę i pomoże przy robieniu płyty przykrywającej komin.

Przez pół dnia załatwiam służbowe sprawy na mieście, potem odbieram dziesiątki telefonów, po południu jestem już zmęczona wariackim tempem pracy, zbliża się wieczór .... jeszcze kilkanaście służbowych uzgodnień przez telefon i mogę wrócić na 20.00 do domu z bólem głowy. Pewnie niewiele osób wytrzymałoby takie tempo, no cóż w wakacje miałam trochę luzu od klientów, teraz za to pracuję "podwójnie", szybko kończy mi się zapas sił, bo nie byłam na żadnym urlopie.
Nie wiem co zrobiono na budowie, nie wiem czy pan A. był - tak jak obiecał, nie wiem czy jeszcze chcę mieć dom. Chcę tylko iść do łóżka.

Renia
22-09-2004, 18:41
We wtorek rano nie ma murarza Piotrka, ale komin gazowy jest odkuty od stropu !!! Pękł oczywiście pustak, więc trzy nad nim trzeba było zdjąć, teraz "gołe" kamionki z obejmami sterczą do góry. Dekarze mówią, że tak się zmęczył, że chyba dlatego nie przyszedł dzisiaj do pracy. Zabierają się do pracy przy zakładaniu rynien od strony ogrodu. Proponują aby zrobić tylko jeden spust, bo drugi byłby tuż przy garażu. Nie zgadzam się, ma być dwa spusty, to przecież duża połać dachu, będzie się woda przelewała w czasie ulewy. W porę przyszłam z samego rana bo zrobiliby jeden spust.
Biegnę do pracy, wracam wieczorem o 20.30, po kąpieli mogę tylko dowlec sie do łóżka, dobrze, że nagotowałam na kilka dni do przodu, to w domu mają gorące posiłki gotowe do odgrzania.

W środę przyjeżdżam rano, są dekarze, ruszają się niemrawo, bo deszcz pada trochę, zachodzę od strony ogrodu, a tam 3/4 dachu jest pokryte dachówką !!! Zmoczona deszczem wygląda pięknie. :D
Podobno ma nie być murarza, więc wracam do pracy. Przed południem dzwonię do pana D. i pytam co z kominami i muarzem, mówi mi, że właśnie przyjechali do mnie na budowę i chcą coś robić, a nie ma ani płytek klinkierowych ani kleju. Dzwonię do mojej hurtowni i zamawiam płytki w takim kolorze jak klinkier na komin zapasowy od ogrodu. Nie mają 20 m2 tylko 14,5 m2. Na resztę trzeba czekać 2-4 tygodnie, proponują zamówic gdzie indziej. Dzwonię do drugiej hurtowni - są.
Jadę na budowę i proszę pana D. żeby pojechał ze mną. Jedziemy, to niedaleko, kupuję co trzeba, transport będzie za pół godziny na budowę i w dodatku gratis :) .
Po drodze wstępujemy do mojej hurtowni i odbieram drobiazgi, których nie dowieźli na czas. Wszystko jest gotowe, tylko 4 pustaków do komina gazowego nie ma, bo trzeba je sprowadzić z innego miasta. Nie skończymy tego gazowego komina nigdy !
Po powrocie na budowę stwierdzam, że zdjęte wcześniej pustaki "gazowe" są wszystkie nałożone, komin trochę się rusza, trzeba będzie go stabilizować. Pan D. z ludźmi kończy zakładać stabilizację komina kominkowego do krokwi (tyle było krzyku wcześniej, że to niemozliwe !). Pręty założone, przytwierdzone do komina uchwyty z czterech stron....dotykam ręką komina na poddaszu i delikatnie popycham....nie rusza się ! :D Boże, co za radość, jedna sprawa do przodu. Murarze przygotowują szalunki do płyt przykrywających komin wentylacyjny (w kuchni) i kominkowy - bo Schiedel proponuje gotową przykrywę tylko do gazowego. Tę płytę trzeba wykonać samemu. Leją beton do drewnianych ramek i układają w środku pręty. W środek płyty kominkowej wkładają szalunek tracony i styropianowy krążek. Do jutra stwardnieją i będą gotowe do położenia na samym szczycie kominów.

Tymczasem dekarze zdążyli obciąć kawałek nadbitki tuż przy brzegowej krokwi wystającej poza dach. Patrzymy z panem D. na to posunięcie i....opadają nam szczęki. Z jednej strony dachu za brzegową krokwią wystaje około 30 cm nadbitki, z drugiej strony 5 cm....bo tak "wyszło" z szerokości ostatniej dachówki przed brzegową. Pan D. nie krzyczy co prawda, ale gani ich w kilku słowach, że powinni zaczekać do jego powrotu, jak nie wiedzieli co robić. Przecież są połówki dachówek, będzie wtedy dokładnie 30 cm występu, tak jak z drugiej strony. Zamawia szybko w hurtowni połówki, mają dowieźć za godzinę - to blisko.
Dekarze mówią, że nie wiedzieli, iż są połówki (co mnie dziwi, tyle robią dachów i nie wiedzieli ?) i zabierają się do wymiany 10 klepek boazeriowych skróconych za dużo, jak to dobrze, że nie zdążyli obciąć na całej długości okapu. Dostalibyśmy z panem D. zawału serca, trzeba byłoby zamawiać nową boazerię i malować ją drewnochronem, dopiero potem zdejmować starą i nabijać nową odchylając nałożoną już folię dachową. To 2-3 dni do tyłu.
To tylko i wyłącznie zasługa Pana Boga, że czuwał nad moją budową i nie doszło do małej tragedii.

Teraz przyglądam się jak kładą folię w kalenicy, to ostatnie pasy folii, nie napada mi już deszcz do środka, tylko obok tych nieszczęsnych kominów są małe prześwity. Na poddaszu zrobiło się ciemno, nie mam okien dachowych, tylko po jednym z drzwiami balkonowymi w ścianach szczytowych, w każdym pokoju. Jak pomaluje na jasny kolor ściany, to nie będzie tak źle. Wolę palić światło niż mieć okna dachowe. Nie wiem dlaczego tak bardzo ich nie lubię.

Znajduję na stropie ulotkę z instrukcją nakładania folii dachowej - w kalenicy powinna być podwójna folia, na obrzeżach dachu też. Pokazuję ją panu D. - upiera się, że to nie tak. Pas folii skończył sie 20 cm przed kalenicą z obydwu stron dachu, nałożono na kalenice folię spadającą po dwóch stronach na dół, z zakładem 15 cm, więc w samym środku kalenicy jest pojedynczo. Upieram się, żeby dali podwójnie, pan D. upiera się, że zostanie tak jak jest i mówi, że w ulotce piszą bzdury.
Nie wiem czy będe miała siłę konsultować ten temat z kimkolwiek ?

Robi sie zimno, na poddaszu sa przeciągi, hula wiatr, zmarzłam do szpiku kości, stopy w tenisówkach mam lodowate. Muszę wrócić do domu, nie wrócę już do pracy, koleżanka ma dyżur. Wieczorem poproszę pana Schiedlowca o sprowadzenie tych "gazowych" pustaków z Przemyśla, nie wiem czy będzie mógł. Czekam na nie już tydzień. Nie skończą tego komina bez pustaków. Dekarze są wstrzymywani z robotą przez te kominy.
Jutro murarz Piotrek ma kłaść płytki klinkierowe na kominkowy i wentylacyjny komin. Jaki postęp na budowie !
No i wieczór mam wolny, mogę pobuszować na forum.

Renia
23-09-2004, 20:04
Dzisiaj rano pada deszcz, ale ja przed pracą jadę na budowę, bo wieczorem nie będę mogła, a nóż są ludzie.
Są, są, tylko zbierają się do domu, bo doszli do wniosku, że deszcz nie przestanie padać. Zamieniam z nimi parę słów i biegnę do autobusu.
Znowu dzień do tyłu, nie będzie płytek klinkierowych na kominach. Podobno do końca tygodnia ma padać. Wszystko przeciwko mnie, nawet pogoda, ale nic to, ja to wszystko przetrzymam ! :evil:

Renia
25-09-2004, 17:29
W piątek nie byłam na budowie ani rano ani wieczorem, wróciłam z pracy do domu o 21.00 (13 godzin pracy non stop). Ale na budowie też nikogo cały dzień nie było (podobno zawrócili z drogi, bo padał deszcz).
Dzisiaj rano do pracy, do 14.00, potem szybko na budowę, co tam słychać ?
Już z daleka widzę ludzi na dachu, podchodzę bliżej.....komin wentylacyjny obłożony świeżo płytkami, krzyżaczki tylko wystają, ale czapki nie ma na górze, nadal "się suszy". Murarze więcej nic nie zrobili, no bo przecież nikt nie dowiózł tych brakujących pustaków gazowych Schiedla z Przemyśla, na które czekam drugi tydzień.
Dacharze coś przy obróbce blacharskiej i rynnach robią - z przodu domu, od strony wejścia, jest też część dachówek położonych, ale niedużo, bo murarze będą musieli mieć dostęp do tych kominów, chodzą przecież po łatach.

Coś mnie korci, żeby wejść na dach i zobaczyć ich robotę z bliska. Przebieram się z biurowych ciuchów w spodnie i bluzę i.....wychodzę po drabince przez lukarenkę w łazience na dach. Pomalutku, pomalutku, trzymam się kurczowo łat, coraz wyżej, coraz wyżej, jestem już przy kalenicy. Spoglądam w dół....Jezusicku jak ja teraz zejdę ??? :cry: :roll: :-?
Siedzę na łatach i dyskutuję z jednym dekarzem. Kawałek folii przechodzący przez kalenicę jest niezbyt starannie położony, mówi: "pani, to sie jeszcze przyłoży, albo sie obetnie, jak sie będzie kładło dachówkę."

Proszę żeby miotełką wyczyścili "paprochy", które zalegają między łatami a najbardziej tam gdzie ma być kosz przy lukarnie. "Pani, to sie jeszcze będzie czyścić jak sie bedzie ukladać dachówkę."
Pod dachówką z brzegu widzę troche "paprochów", pytam jak czyścili skoro są ? "No to się puknie od spodu w folię i spadną" mówi jeden.

Sąsiadka i sąsiad dostrzegli mnie na dachu, siedzą na podwórku i coś robią z płodami rolnymi. Krzyczę z wierzchołka dachu "dzień dobry". Są zdziwieni, że aż tam wlazłam.

Murarz Piotrek tłumaczy mi jak będzie osadzona dachówka w kalenicy.
Skąd ja mam wiedzieć czy to co robią jest dobrze ? Pasowałoby mi żeby ktoś "obcy" to zobaczył i ocenił zanim całkiem przykryją dach, potem nic nie będzie widać. Tylko kto ???
Kierownik budowy przyjedzie na 10-15 minut, popatrzy z dołu na dach i powie "no, i widzi pani jak pięknie zrobili" ! Nawet mu do głowy nie przyjdzie zaglądać w zakamarki, ma przecież całkowite zaufanie do wykonawcy. No i przecież nie wyjdzie lukarną na dach. Toż to prawie cyrkowe przedsięwzięcie. A niech to wszystko piorun jasny trafi !!! :evil: :evil: :evil: Jestem sama jak pies.

Schodzę pomalusieńku na dół, krok po kroczku, wreszcie jestem przy lukarnie, zmarzłam okrutnie.
Chciałabym zobaczyć obróbki komina jak zrobią, ale czy ja będę umiała wejść na dach jak będzie wszędzie ułożona dachówka, może zjadę na dół i będzie po mnie ??? Te dachówki to można tak przesuwać w górę i w dół, wtedy łata jest "dostępna", może spróbuję ??? Tylko kiedy oni to zrobią ???

Na dole sąsiad "z przodu" mówi, że mapa pod gaz sie robi, jest już na ZUD-zie. No to dobrze, po niedzieli jakieś zebranie wszystkich chętnych do gazu.

Wracam do domu, znowu niewiele postępów w pracach.
Mam w poniedziałek kupić 22 kratki wentylacyjne, krzyżaczki do fug i ponaglić o pustaki Shciedla. No i ten "blaszaczek" nad komin dymny nadal nie kupiony.

Renia
28-09-2004, 19:58
W sobotę po pracy o 14.00 jadę na budowę, kręcą się dacharze, niewiele zrobione, mówią, że już na dzisiaj koniec, zbierają się do domu.
W poniedziałek pracuję do 21.00, dzwonię tylko z zapytaniem do hurtowni czy wreszcie te pustaki gazowe dzisiaj dojadą i zamawiam 22 kratki wentylacyjne. Obiecują dowieźć dopiero przed 17.00. Murarz Piotrek po tej wiadomości zabiera sie więc do domu, nie ma co robić.

Dzisiaj jadę raniutko na budowę, jest murarz Piotrek i pomocnik, zabierają się do murowania tego gazowego komina (wreszcie!). Ale za to nie ma dacharzy, nie mogą dalej kłaść dachówki, bo komin nie wykończony. Oglądam daszek nad wejściem, prawie cały pokryty dachówką, jest nierówno położona i są za duże odstępy na brzegowych dachówkach, łaty za szeroko położone. Bardzo mi się to nie podoba, będzie chyba do poprawy. Spod niedokończonej dachówki na lewej połaci dachu widać nie posprzątane paprochy. A tak prosiłam żeby pozmiatali. Ogarnia mnie niemoc i smutek, jak mam wygrać z tymi leniami patentowanymi ? Wyrzucić na kilka dni przed końcem robót ? :-?

Oglądam komin kominkowy, obłożony jest płytkami, krzyżaczki jeszcze nie wyciągnięte. Obydwie czapki założone. Dzisiaj mają dojść wykończenia stożkowe obydwu kominów Schiedla. Jak oni to zmordują skoro mnie nie będzie i nie będę im patrzeć na ręce ? Pewnie tak jak zwykle czyli niezbyt starannie.

Postanawiam, że może jutro wyjdę na dach, chyba że będzie padać, to nie.
Murarz Piotrek mówi, że z tych 22 kratek wentylacyjnych 3 są rozerwane i nie mają kompletu do mocowania, a 5 nie ma białej "siatki" od wewnątrz.
Obiecuję zadzwonić do hurtowni po przyjściu do biura.

Wracam i dzwonię, pan mówi, że będę musiała im dowieźć jak chcę szybko wymienić na dobre, albo poczekać do momentu aż pojadą do mnie na budowę z następnym towarem, to przy okazji zabiorą.
Nic mi się to wszystko nie podoba, biorę u nich towar od maja, mogliby mi nie dawać wybrakowanych wyrobów, magazynier mnie już zna z nazwiska.
Osłabia mnie wszystko i wszyscy !!! :evil:

Wieczorem dowożę swoje zwłoki do domu, jestem w melancholijnym nastroju, nie wiem co tam zdziałali w ciągu dnia ??? :-?

Renia
29-09-2004, 22:28
Dzisiaj jadę rano na budowę, dacharzy nie będzie, bo murarze nadal nie skończyli swojej roboty, murarz Piotrek zabiera sie do fugowania kominów wentylacyjnego i kominkowego oraz zapasowego w pom. gospodarczym.

Komin gazowy wreszcie wybudowany, koncówka schiedlowska nałożona i czapka też, tylko czapka na wentylacyjny obok gazowego sie suszy. Może obłożą go w ciagu dnia płytkami, no to byłyby wszystkie 4 gotowe.

Pan D., o dziwo rano obecny, prosi o pieniądze na 2 arkusze blachy, bo zabrakło do obróbek blacharskich. No i ja podejmuje decyzję, że musi być wyłaz dachowy, ma go kupić. Mówi, że jutro przyjadą dacharze i skończą dach.
Odwozi mnie pod biuro, po południu jadę szybko jeszcze raz, z daleka nikogo nie widać, 3 kominy zafugowane, trzeci gazowy nie tknięty, sasiadka mówi, że jak w południe poszli na piwo do sklepiku, to potem już do domu pojechali.
O 18.00 ma być zebranie wszystkich chętnych na gaz. Za długo mam czekania, jadę do domu. Szybko prysznic i....w związku z tym, że jestem zmęczona gonitwą w ciagu dnia w pracy proszę męża o jazdę na działkę. Jedziemy, Boże co za wygoda. Sąsiadka woła męża do ogrodu po jabłka na placek, idą zbierać razem, dostaję też marchew, seler...miła jest teraz.

A na zebraniu właściciel działki z gazem proponuje nam zrzutkę na "odstępne" za zgodę na kopanie działki i podłączenie sie do gazociagu. Własciwie jest ich dwóch, to oni ciągnęli nitkę gazu od głównej ulicy. Nas jest 4 rodziny, wychodzi po 500 zł na rodzinę, po krótkiej dyskusji i próbie obniżenia odstępnego wyrażamy zgodę.
Każdy po chwili przynosi pieniądze, jutro mamy podpisać umowę cywilno-prawną. Mapa lada dzień wróci z ZUD-u. Projektant zrobi projekty przyłączy no i mamy szansę kopać w październiku.

Mąż ogląda w międzyczasie dom, dawno tu nie był, pokazuję mu łazienkę na górze i pralnię, sypialnie, mówi, że taras od strony ogrodu powinien być zadaszony, żeby można było w lecie w czasie deszczu siedzieć na polu. Pewno zrobię taki daszek i taki taras.

Wracamy do domu, muszę wieczorem ugotować fasolę po bretońsku na jutro.

Renia
01-10-2004, 20:27
W czwartek nie ma nikogo na budowie, bo zabrakło orzechowej fugi, murarz Piotrek nie ma co robić, bo komin gazowy jeszcze mokry i płytki odpadają od niego. Pan D. obiecuje dowieźć fugę, jeździ po mieście, może więc kupić bez problemu. No to może w piątek coś zrobią.

W piątek rano pada deszcz...nawet nie jadę i nie dzwonię, bo napewno nikogo nie ma. Teraz znowu pogoda dyktuje tempo.
Czekam cierpliwie.....

Renia
16-10-2004, 19:11
Oj dawno nie zaglądałam na forum, mój dziennik budowy opuszczony, zaległości się narobiło, a wszystko przez wstrętne choróbsko.

Zaglądam na budowę za kilka dni, po południu, a tam murarz Piotrek kończy płytkować komin gazowy. Siedzi z pomocnikiem na dachu i zaciera fugi orzechową zaprawą. Przebieram się w spodnie i tenisówki i wchodzę pomalusieńku na dach. Trzymam się kurczowo brzegów jaskółki, przechodzę po łatach leżących na lukarence na górę. Wiatr jest zimny i po pół godzinie jest mi zbyt chłodno, muszę wrócić na ziemię. Oglądnęłam z bliska wykończenie gazowego komina. Oryginalna czapka Schiedla styka sie z robioną czapką na wentylacyjnym, przylegającym do gazowego. Proszę o zatarcie zaprawą łączenia obydwu czapek i wyrównanie całej góry. Decyduję, że trzy kominy będą pokryte z góry blachą, bo wszystkie są opłytkowane czerwonymi płytkami, a czapki są szare, ładnie byłoby żeby były też czerwone. Blacha na obróbki blacharskie jest czerwona, to ją wykorzystamy.
Schodzę na dół, z oddali obserwuję prace na dachu. Noszą wiaderka z coraz to nową fugą na górę. Karkołomne to przejście, trzeba sie trzymać dobrze, a tu jeszcze wiaderko w drugiej ręce. Podziwiam ich sprawność ...i w tym momencie widzę jak wiaderko wypada z rąk Piotrka, leci po dachówkach na dół, na ziemię, a pod Piotrkiem łamie się łata, on ląduje na folii, która się urywa pod nim. W ostatniej chwili zatrzymuje się na innych łatach. No tak, ma skrzywioną minę i nie może sie podnieść. Noga utknęła pod nieodpowiednim kątem i chyba jest skręcona. Pomocnik pomaga mu się podnieść i wejść przez lukarnę do środka domu po drabince. Piotrek mocno utyka i ledwo idzie. Boli bardzo. Boże, dopiero kilka tygodni temu złamał żebra, bo spadł z krzywo postawionej deski na rusztowaniu. Ledwo się wykaraskał, już następna kontuzja.
Tyle roboty na dzisiaj, zabieramy się do domu wszyscy, a ja jestem pewna, że znowu przeciągnie się zakończenie prac na dachu.
No i folii trzeba dokupić, po podarta, i łaty wymienić, bo złamane.
Po dzisiejszych pracach została wielka dziura.

Renia
16-10-2004, 19:31
Nie mogę już codziennie zaglądać na budowę, siedzimy w biurze do wieczora. Rano nie mogę podnieść głowy z poduszki, tylko bym spała, więc nie jadę przed pracą na budowę, tak jak w lecie. Telefonicznie uzgadniam z panem D. żeby kupił kawałek folii i wymienił kawałki wokół komina, bo spaprali ją niemiłosiernie fugą i betonem i narobili dziur jak w sicie. Już wie o kontuzji Piotrka. Obiecuje kupić folię i wszystko naprawić.
No i obiecuje zakończyć wszystkie prace szybko.

Coś mnie zaczynają boleć nerki i brzuch. Kojarzę to z wizytą na dachu i zmarznięciem (od dawna nie mogę marznąć, bo potem mam problemy), biorę leki przeciwbólowe, nie pomagają, wieczorem jadę szybko na pogotowie po zastrzyk przeciwbólowy, bo zaczynam umierać.
Zamiast budową muszę zająć sie badaniami krwi, moczu, USG, zdjęcie brzucha. No tak, kamienie w nerkach, zaczęły wędrować. Przez kilka dni daję radę jeździć tylko do pracy, o budowie nie ma mowy. Zostawiam wszystko na pastwę losu....niech robią co chcą....

Pan D. dzwoni i informuje, że coś tam znowu robią, zakładają blachę na czapki.
Zmuszam się, żeby pojechać rano i zobaczyć te czapki. Półgodzinna wizyta na budowie doprowadza mnie do furii. Blacha na czapkach odstaje, wygląda paskudnie, niechlujnie. Mówię, że nie odbiorę takich kominów. Oni mówią, że blachy sie tak nie da dokładnie przyciąć i przygiąć. Mówię, że poproszę o konsultację kb.

Odjeżdżam i nie pokazuję sie przez kilka dni.

Renia
12-11-2004, 19:28
Oj, długo nie pisalam, brak czasu...ot co.
Zwróciłam sie do kierownika budowy o ocenę tych czapek na kominach, pojechał na budowę, pooglądał i nakazał poprawić - mieli zrobić takie opaski, żeby od dołu nie było widać kawałka szarego betonu. Pan D. obiecał to zrobić szybko, mijały dni...a tam nikt nie zaglądał i nic sie nie działo. Jego pracownicy zaczęli do mnie wydzwaniać żebym im zapłaciła za robotę kominów, bo pan D. im nie płaci, odsyła do mnie.
Ha, nie umawiałam się z nimi, tylko z panem D. więc on im będzie płacił. Pan D. też odezwał sie po trzech tygodniach z zapytaniem kiedy zapłacę ostatnią ratę. Powiedziałam, że po wykonaniu wszystkiego. Obiecał sie sprężyć i ....nadal nikogo na budowie nie było.

Którejś soboty wyciągnęłam syna na budowę, żeby trochę posprzątać, niechętnie się zgodził, pojechaliśmy z worami na śmieci, zaczęliśmy zbierać worki foliowe po dachówkach, puszki po konserwach, butelki po piwie i tysiąc innych śmieci. No i gruz spod fundamentu, bo chciałam obsypać przed zimą ziemią, niestety nie udało mi się ocieplić styropianem ściany fundamentowej, pewnie zrobię to dopiero wtedy, gdy będę ocieplać ściany domu.
Więcej pracy włożyłam ja, niż syn, nie bardzo mu to szło, patrzył tylko żeby wrócić do domu. Ale nazbieraliśmy dziewięć worów, położyliśmy je w garażu. Może jakoś je wywieziemy.

Od strony zachodniej budowlańcy złożyli kupę desek - i takich dobrych, jeszcze do użytku i takich odpadów. Sąsiadka zagadnęła, czy może wziąć sobie drobiazg na podpałkę do pieca. Pozwoliłam oczywiście, ale ona nie chciała sama brać, zaproponowała żeby to razem przebrać. Zagadnęłam do męża żebyśmy pojechali to zrobić, bo niedługo śniegiem sypnie.
Zgodził się, pojechaliśmy. Cieszyłam się bardzo na tą robotę, jakoś mnie tak rwało na budowę i do sprzątania, tylko nie było czasu na to wcześniej, pracuję czasem w soboty.

Po przyjeździe wyciagnęliśmy taczki, było jeszcze trochę gruzu do wywiezienia na drogę. Mąż zajął się tym tematem, ja z sąsiadką natomiast zabrałam się do tej kupy drewna, pracowałyśmy przez dwie godziny, drobne kawałki przerzucałyśmy za siatkę na jej podwórko, grube układałyśmy u mnie w ogrodzie, pod koniec mąż pomógł nam przy ciężkich i grubych dechach. Sąsiadka była wniebowzięta, otrzymała sporo drzewa, a my otrzymaliśmy od niej wiejskie jajka i kosz jabłek z ogrodu, rozstaliśmy się zadowoleni. Zabraliśmy dwa wory śmieci, więcej nie mieści sie w samochodzie.
W domu mąż narzekał, że boli go kręgosłup, ma chyba zwyrodnienia. Ale chyba mu się tam podoba, zapytał czy będą drzwi między garażem a pomieszczeniem gospodarczym, powiedziałam, że chyba tak, na to on, że lepiej żeby nie było - bezpieczniej bez drzwi. Zgodziłam się, nie muszą być.

Nawiązałam kontakt z firmą, która powinna zalepikować i zafoliować taras nad garażem przed zimą, ale muszą mieć kilka dni słonecznych. Hurtownia, która dostarczyła dachówki zabrała kilka dni temu 4 palety zbędnych dachówek, nie zdążyłam zrobić tego tarasu, gdy była pogoda, bo dachówki zalegały na tarasie, a hurtownia nie miała samochodu z wysięgnikiem przez długi okres czasu. Dopiero moje dwukrotne przynaglenie poskutkowało.

Poprosiłam w tym tygodniu koparkowego żeby obsypał fundament dookoła domu, "zużył" tylko połowę góry humusu, resztę rozsypie na wiosnę. Ogród zrobił się ładniejszy, góra zmalała.

Wczoraj znowu wyciągnęłam męża na budowę żeby zabrać następne wory śmieci i opróżnić garaż z worków cementu i rupieci. Trzeba go wypełnić piaskiem, takim gorszym, kopanym, bo fundament bardzo odkryty.
Pracowaliśmy tylko pół godziny, wszystko jest przygotowane. Może w sobotę przywiozą piasek ?

Pozostaje przed zimą zabezpieczyć okna folią lub deskami, muszę kogoś poprosić żeby to zrobił.

Wieczorem w domu zagadnęłam do męża czy mu sie ten dom podoba, stwierdził, że nie sztuka wybudować skorupę, sztuka jest ją wykończyć - tak mu mówią wszyscy koledzy, którzy już mieszkają w domach. :-? :-? :-? Z jednym z nich pojechał niedawno na budowę, żeby mu pokazać czego dokonałam. To pewno on mu tak nagadał.
Nie widzę większego entuzjazmu ani zainteresowania.

Ale dzisiaj jak wróciłam z pracy syn powiedział, że był z dwoma kolegami na budowie, samochodem jednego z nich. Podobno bardzo im sie podobał dom, szczególnie pokój z tarasem na poddaszu, szczerze podziwiali.
Wieczorem znowu zagadał, że teraz jak już wszystko jest na swoim miejscu i tak posprzątane, to mu sie bardzo podoba i że chciałby tam szybko zamieszkać. Na to ja, że należałoby tam trochę popracować, bo pieniążków na wszystko nie wystarczy. Nic sie nie odezwał, ale widzę, że teraz często myśli o tym domu. Urzekł go ten pokój z tarasem ! :wink:...no bo jest fajny. Jak się ten taras wykończy balustradą i zadaszy przed deszczem (może taki przezroczysty daszek ?), to będzie super !!!

Tylko ja jakaś taka zmęczona, zgaszona... no cóż zabrakło słońca i ciepło się skończyło, przyszła szara smutna jesień, zima za pasem, trzeba jakoś przetrwać do wiosny. Muszę przez zimę naładowć akumulatory, coby ruszyć jak tylko w marcu słońce zaświeci. Może uda mi sie odłożyć kasę na okna ?
Tak, tak...odwaliłam kawał niezłej roboty.
A w maju była goła działka, łąka.....

Renia
13-11-2004, 19:36
Dzisiaj około południa zadzwonił pan ze żwirowni, że wyjeżdża z piaskiem. Uprzedziłam męża wczoraj, że jest potrzeba obsypania fundamentów w środku garażu piaskiem przed mrozem, bo są bardzo odkryte. Poszłam za ciosem, może pojedzie, no i synowi też wspomniałam o obsypywaniu. Pojechaliśmy razem, nawet kolega syna niespodziewanie dołączył. Wielki samochód podjechał prawie pod garaż, ale trzeba było wyjąć dwa drewniane słupki graniczne sąsiada, bo wjazd na działkę ma 3 metry - dla osobowego to wystarcza, ale dla takiego kolosa nie bardzo. Pewnie będzie zły, ale nie mieliśmy innego wyjścia, wysypałby daleko od garażu i trzeba byłoby wozić taczkami. Deszcz padał od godziny, a ja zdecydowałam, że zasypujemy, łopaty poszły w ruch, chłopcy i ja nasypywalismy do taczek a mąż woził na koniec - do pomieszczenia gospodarczego i pod ściany w głębi. Na szczęście nie ma jeszcze ściany działowej między garażem a pomieszczeniem gospodarczym, więc jest przestrzeń do manewrowania.
Strasznie pomału ubywało tego piasku, ciągle taka wielka kupa przed nami. Na początku staliśmy w garażu i nabieraliśmy w brzegu, ale potem trzeba było wyjść na zewnatrz i przegarniać bliżej. Syn przemoczył ubranie, kurtka i kaptur tylko trochę zabezpieczały przed deszczem, jak wyjeżdżaliśmy z domu, jeszcze nie padało. Tylko mąż jeżdżąc w garażu był suchy. Po dwóch godzinach ściany były obsypane, my zmęczeni a kupa zmalała do połowy. Zdecydowałam o powrocie do domu. Wszyscy dostali gorący bigos i herbatę z cytryną, na deser domowy placek.
Po takim wysiłku smakowało wyśmienicie.
Obyśmy tylko nie zaczęli smarkać i kichać, bo niestety zmokliśmy bardzo.
Reszte zrobimy może za tydzień, jeśli będzie pogoda.
Zaglądnęliśmy na poddasze, trzy kominy przeciekają okrutnie, jestem teraz pewna, że pan D. zapłaty nie otrzyma, tylko czy mam mu zlecić poprawe czy też poprosić inną ekipę i potrącić mu z pozostałego wynagrodzenia ?
Zastanowię się.

Renia
14-11-2004, 16:54
Wczoraj odjeżdżając z budowy mąż zaglądnął do sąsiada aby go przeprosić za wyjęte słupki, była tylko córka gimnazjalistka, którą poinformował o zaistniałym fakcie. Po powrocie do domu, po dwóch godzinach zadzwonił do sąsiada i jeszcze raz go przeprosił, obiecawszy włożenie palików w następną sobotę. Niby sie zgodził i nic wiele nie mówił.
Późnym wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka (jego żona) i zrobiła mi przez telefon karczemną awanturę za wyjęcie palików i przejechanie jednym kołem kawałka trawnika. Usiłowałam jej wytłumaczyć, że padało tak bardzo, a my byliśmy tak przemoknięci i zmarznięci, że nie mogliśmy tego naprawić od razu. No i oczywiście, że kierowca nie miał innego wyjścia.
Mówiłam jej, że mąż rozmawiał z jej mężem dwie godziny wcześniej i uzgodniliśmy naprawę na następną sobotę.
Nie docierało do niej nic, krzyczała na mnie bez opamiętania, a w końcu powiedziała, że jak do wtorku nie naprawię szkody, to wezwie policję.
Powiedziałam żeby wezwała, wtedy wyłączyła się.

Przypomniało mi się jak sąsiad zaczął budować swój dom, to na mojej działce złożył bez pytania kupę desek i innych rupieci, przykrył to folią i tak leżało przez 2 lata. Zaczynając kopać fundamenty w maju kilkakrotnie ponaglałam go żeby to przesunął na swoją działkę.
Wielkie samochody z materiałami zakręcały na mojej pięknej łące robiąc koleiny i niszcząc soczystą trawę, ale ja nie mówiłam nic, bo wiedziałam, że ja też kiedyś będę potrzebowała "przymknięcia oka" na jeżdżenie i pewne nieuniknione szkody przy budowie. No, miało to być na zasadach wzajemności, teraz ty potrzebujesz, potem ja.
Oni widocznie tak nie myślą, awanturują sie już po raz kolejny w sposób, do którego ja nie jestem przyzwyczajona. To poniżej pewnego poziomu, który każdego z nas obowiązuje.

Poza tym wielokrotnie wymawiali mi to, że musieli 3 metry działki przeznaczyć na drogę dojazdową do mojej działki, a zapłacili za tą drogę tak jak za działkę (3 m szerokości x 30 m długości).
Rok temu sąsiad krzyczał, że on utwardza drogę, a ja nie robię nic, zmusił mnie prawie do działania, zapłaciłam za żużel, który rozsypaliśmy taczkami po drodze, trochę sie uspokoił. Teraz z budowy było dużo gruzu, wszystko wywieźliźmy taczkami na drogę, jest już znacznie utwardzona, więc sąsiadka zarzuciła mi, że bez jej pozwolenia kładę gruz na JEJ DRODZE ! "Pani musi się mnie pytać za każdym razem, czy ja zezwalam na cokolwiek !!!, to MOJA DROGA !!!".

Widzę, że nie będzie z nimi łatwego życia, wszystko im przeszkadza, o wszystko mają pretensję no i bez przerwy podkreślają, że to ich ziemia, ich droga, ich własność. Krzyczą przy tym niemiłosiernie, używając niecenzuralnych słów. Odnoszę wrażenie, że jak na mnie nakrzyczą, to poprawia im się humor. Coś mi się zdaje, że ten zwyczaj awanturowania się przynieśli ze wsi, z której pochodzą, słyszałam, że ludzie na wsi często tak sie zachowują. Nigdy nie miałam rodziny na wsi, więc nie jestem do takiego zachowania przyzwyczajona.

No i mąż w związku z tym incydentem powiedział, że jemu to w tym bloku jest tak dobrze, bo jak zamknie drzwi za sobą, to nikt mu nie krzyczy, nie zagląda, nie przegania go, wszyscy mają równe prawo do schodów, piwnicy, ławeczki, parkingu... a tu : już sobie wyobraża jak co drugi dzień sąsiad będzie krzyczał, że z grilla dym leci mu pod nos, że pies szczeka, kot mruczy, dziecko gra na gitarze - jemu wszystko będzie przeszkadzać, nie mówiąc o tym, że raz w tygodniu przypomni nam po czyjej drodze jeździmy.
Wcale mu się nie uśmiecha kiedyś iść do tego domu mieszkać, w ogrodzie pomimo, że taki schowany na końcu działki i drogi nie ma wokół, będziemy jak na patelni. Nie będzie można swobodnie posiedzieć, bo sąsiedzi z boku będą wszystko widzieć.
Na to ja, że przecież możemy obsadzić działkę drzewami dookoła i odgrodzić się "ścianami zieleni". Jakoś nic go nie przekonuje, jeździ tam jednak ostatnio, chociaż cale lato nie zaglądał. Zupełnie nie wiem jak to wszystko rozwinie sie dalej ??? :-? :-? :-?

Kiedyś miałam nadzieję, że z sąsiadami żyć będziemy w zgodzie, teraz już wiem, że to niewykonalne, przynajmniej z tym jednym.
Zastanawiam sie dlaczego ludzie częściej szukają zwady niż zgody ???
Podobno ta sąsiadka co jej drewno dałam też ze wszystkimi wokoło jest skłócona, z tym sąsiadem z przodu też ! I to jak !!! :roll: :roll: :roll:

Gdzie są normalni, przyjaźni ludzie ??? :-?

Renia
21-11-2004, 15:52
W następną sobotę było zimno, wiał wiatr, nawet trochę padał deszcz, a my pojechaliśmy na działkę włożyć te nieszczęsne dwa słupki. Moi mężczyźni zabrali łopaty i zaczęli kopać dołki, które koło samochodu z piaskiem rozgniotło. Ja natomiast uzgodniłam z "boczną"sąsiadką, że jej syn zabezpieczy mi na zimę otwory okienne i drzwiowe coby śnieg nie sypał do środka. Da mi znać co powinnam kupić, pewnie będą potrzebne gwoździe i folia.
Po pół godzinie dołki były gotowe, wstawiliśmy drewniane drągi i obłożywszy je w dołku gruzem zasypaliśmy. Łopatą natomiast wyrównaliśmy niewielką koleinę po kole od samochodu. Zmarzliśmy wszyscy okropnie.
Łopaty schowaliśmy do budy i pojechaliśmy do domu. Nikt od sąsiada nie pokazał się na zewnątrz, ani przez okno nikt nie wyglądał, powinni chyba zaakceptować nasze prace. Garaż wewnątrz jest obsypany na tyle, że może mróz nie dojdzie do dołu fundamentów.
Natomiast pozostało jeszcze sporo piasku do wsypania do środka, ale nie w taką pogodę. Może jeszcze będą dodatnie temperatury i bezwietrzne dni, wtedy moglibyśmy wsypać resztę, to około dwóch godzin pracy w 3 osoby. Nie wiem jak zareagują moi domownicy, bo po kopaniu tych dołków mąż znów narzekał na mocny ból kręgosłupa, to muszą być zwyrodnienia. Aż trzeba było smarować maścią.
Pewnie gdyby sąsiad założył ogrodzenie z siatką, to kierowca musiałby dokonać cudu żeby wjechać jak najbliżej nie uszkadzając niczego, a my nie mielibyśmy problemu w wyciąganiem i wkładaniem palików.

Już sie martwię jak to będzie z innymi dostawami materiałów jak zacznę wykończenia wewnątrz budynku, ten dojazd jest fatalny. Tylko osobowy nie ma problemu z wjazdem.

Wieczorem tego samego dnia zadzwonił projektant od gazu, że nasze projekty przyłączy już są po ZUD-zie i można je odebrać. O rety ! Może będą niedługo kopać gaz do naszych budynków i to dokładnie w tym miejscu gdzie przejechało koło samochodu i gdzie były wkładane paliki sąsiada, może trzeba będzie je znowu usunąć dla koparki ? I tyle naszej roboty na nic. Mąż się wściekł, bo powiedział, że gdyby wiedział o kopaniu gazu w tym miejscu, to by nic nie robił, tylko spokojnie poczekał, przecież będzie totalna rujnacja terenu !!!

Nie zakręciliśmy wody na działce na stałe takim dużym kluczem, może mróz rozerwie kurek ? Musimy to zrobić niedługo.

Renia
28-11-2004, 16:41
Sąsiadka zaproponowała, że okna na zimę mógłby zabezpieczyć jej zięć. Dostałam nr telefonu i uzgodniłam z panem K. robotę. Mąż zakupił kilka kg gwoździ, które zawiózł na budowę. Panowie zabrali się do roboty, zaproponowali też zastępcze okna na poddasze, przywieźli je i zaczęli montować. Mają poodbijać resztę desek spod sufitu w salonie i przewiercić kanały w stropie żeby woda spłynęła. No i drzwi wejściowe będą zamontowane, takie stare od łazienki, przywiezione kiedyś razem ze starym kufrem.
Już od lata obserwowałam mokre ściany, te które dotykają stropu, oczywiście na parterze, nigdy nie chciały wyschnąć. Myślę, że to dlatego iż w kanałach jest woda, po przewierceniu woda ścieknie i mam nadzieję będzie po problemie. Na razie w jednym miejscu zrobił się biały wykwit na ścianie, to z wilgoci.
W takim stanie ekipa zostawiła budowę: 3 kominy cieknące, przecieki dachówek w niektórych miejscach (zacieki na folii), pozostawione deskowanie w oknach i pod sufitami, mnóstwo smieci, nie wyniesiony beton spod schodów.....i inne rzeczy, które powinny być zrobione na zakończenie. Pan D. przestał się odzywać, nie woła pieniędzy, a ja najęłam ludzi, którzy pomału zrobią wszystko co potrzeba, dach pewnie dopiero na wiosnę, bo teraz to raczej niebezpiecznie byłoby naprawiać.
A my za każdym pobytem na działce zabieramy po dwa wory śmieci, zaczyna robić się czysto i schludnie o ile tak można określić ten etap budowy.
Mąż jeździ jak tylko poproszę, ale nie pała do tej budowy entuzjazmem, może dlatego, że tak bardzo daleko jest do końca....że trudno mu sobie wyobrazić końcowy efekt. Ale ja i tak się cieszę, że w ogóle chce tam bywać, coś załatwić, o czymś zdecydować....gdybym mogła liczyć na taką pomoc do końca budowy :-?
Skręciłam sobie na schodach nogę w tym tygodniu, będę nosić takie zabezpieczenie kostki przez kilka tygodni, jestem wożona samochodem do pracy....jakoś tak w domu zrobiło się serdeczniej....

Teraz zastanawiam się czy mogłabym zabezpieczyć przed wilgocią taras nad garażem, powinnam to była zrobić jak była pogoda, ale nie zdążyłam.
Muszę coś poczytać na ten temat. Może można byłoby to zrobić gdyby była dodatnia temperatura przez kilka dni ?

Renia
28-03-2005, 17:25
Dawno mnie tu nie było..... zima minęła tak szybko, że ani się nie spodziałam a tu trzeba myśleć o nowym sezonie budowlanym.
Wczoraj w pierwszy dzień Świąt Wielkonocnych pojechaliśmy z mężem na budowę zrobić trochę zdjęć, bo rodzina z daleka dopomina się przynajmniej o kilka sztuk, żeby zobaczyć jak będzie wyglądać nasz domek. Było ciepło, ale na tył domu nie można było wejść, bo rozprowadzona jesienią kupa ziemi spod fundamentów nie porosła trawą i pewno ugrzęźlibyśmy w błocie po kostki. Z sąsiedniej działki zaglądnęliśmy do ogrodu, w miejsce gdzie niespodziewanie w połowie lutego, w czasie wielkich śniegów musieliśmy z mężem kopać dołek - po ciężkiej chorobie odeszła nasza 14-letnia kotka "Kuki". Zdecydowaliśmy zakopać ją na działce, w ogrodzie pod siatką, teraz po stopnieniu śniegu dołek był wyraźnie widoczny, ziemia obsunęła się i pewno trzeba będzie to poprawić. W przyszłości ma w tym miejscu stanąć wielki kamień - to pomysł mojego męża, był bowiem z kotką bardzo związany, przez te 14 lat karmił ją i oporządzał kuwetę, a w czasie choroby od listopada do lutego jeździł z nią do weterynarza, podawał lekarstwa. Ona mu się odwdzięczała kocią bezgraniczną miłością i przywiązaniem, nikt w rodzinie nie zajmował w jej sercu tyle miejsca, co mój mąż.
Teraz jest pusto i cicho w domu, nie mamy na razie ochoty na nowego kota....ale może kiedyś....takiego spryciula jak ma Baru ???

Co do budowy, to jakoś tak oklapłam, mam zamiar spotkać się z projektantką łazienek, żeby mi coś doradziła gdzie poprowadzić rury z wodą i kanałem, nie wiem czy dobrze zaprojektowałam łazienki i pralnię.
Po tej długiej zimowej przerwie zrobiłam się niepewna, nie miałam za wiele czasu aby śledzic forum, nie mam chyba na tyle wiedzy jeśli chodzi o kolejny etap, potrzebuję konsultacji z fachowcami.

No ale przede wszystkim dach jest do poprawki, na folii dachowej od wewnątrz jest woda w niektórych miejscach, szczególnie koło kominów. Pana D. czeka trochę roboty zanim ostatecznie się z nim rozliczę.
Musi dorobić mi jedną brakującą rynnę, materiał już wyfakturowano, za kilkanaście dni, w kwietniu czas ruszać z robotą..... No i taras nad garażem czeka na izolację przeciwwilgociową, nie mam pojęcia jakimi materiałami to zrobić, jest tego około 40 m2 do pokrycia !

Renia
17-07-2005, 20:42
Tak szybko mija lato, a ja nie jeżdżę na budowę, bo nie mam kiedy, dyżury w pracy - w weekendy - ciągnęły sie aż do lipca. Teraz może trochę oddechu złapię.
Spotkałam się ostatnio z poleconą mi przez koleżankę projektantką od wod.-kan, elektryki, gazu....
Pojechałyśmy na budowę, oglądnęła, pochwaliła, że dobry projekt i wypytała męża i mnie co chcemy mieć w łazienkach, kuchni, pokojach....
Poopowiadaliśmy jej mniej więcej co będzie w poszczególnych pomieszczeniach. Obiecała zaprojektować wszystko, tzn. lokalizacje wanien, prysznica, kibelków, gniazdek elektrycznych, garderób w wiatrołapie i przedpokoju...
Namówiła mnie do rezygnacji z oddzielnego wc na parterze. Miała być łazienko-kotłownia bez kibelka, i oddzielne wc obok kuchni (z części wiatrołapu). Po zmianach kibelek będzie w łazience. A wstępnie podzielony wiatrołap na wc i mały wiatrołapek zostanie jednak duży, wygodny - z prawdziwymi garderobami na wierzchnie okrycia i buty, parasole, czapki...

Cieszę się, że wreszcie ktoś zacznie "obrabiać" wstępnie ten nasz dom, bo ja to bym tego nigdy nie zrobiła. Nie znam sie na zasadach - jak gęsto gniazdka elekryczne, na jakiej wysokości... Te techniczne sprawy są dla mnie trudne.
Poza tym mam mgliste wyobrażenie o kuchni - gdzie ma być lodówka, gdzie zlew, gdzie stolik śniadaniowo-obiadowy, bo będziemy na co dzień jadać w kuchni.
Najłatwiej urzadza się chyba sypialnie - wielkie łoże na środku i parę szafek, szaf... u nas ma być jeszcze przewidziane miejsce na telewizor i radio.

W salonie będzie królował sprzęt audio-video, domowe kino i kanapy przed kominkiem.
W bibliotece ma być miejsce do pracy i duży stół, no i oczywiście biblioteka, w której pomieszczą się spore zbiory.
Najgorzej będzie dogodzić synowi - nie wypowiada się ostatnio w ogóle na temat domu, może pani projektantka "wyciągnie" z niego jakieś informacje ?

Nie będę mogła się doczekać tego projektu !!!
Gorzej z wykonawcami, nie mam umówionego jeszcze nikogo, pewno będę czekać w kolejce.

Renia
13-03-2007, 20:33
Daaaawno nie pisałam, nie wiem dlaczego, ale jakos tak zwolniłam tempo zycia po tym wszystkim.....
Owszem, spotkałam sie po raz drugi z pania projektantką, jej propozycje mi w ogóle nie odpowiadały: umywalke w łazience zaproponowała tuż przy wejściu, nikt nie będzie mógł wejść jak ktos tam będzie stał. Stolik w kuchni zaproponowała prawie w przedpokoju, jak będziemy jedlli posiłki w tym przedpokoju ? Kuchnia ma przeciez
12 m2 !
Jej zupełnie co innego sie podobało, przekonywała mnie do swoich propozycji. Straciłam zupełnie chęć do spotkań z nią, przestałam dzwonić, ona tez pewnie zajęta więc kontakt sie urwał, dałam niewielką zaliczkę.

Podjęłam decyzje o "nic nie robieniu".
Bylo mi dobrze....pracowałam, spałam, odpoczywałam, oglądałam czasem jakies gazety z wnętrzami...
Wszystko mi sie pomału w srodku "układało", jak kładłam sie spać, to po zamknieciu oczu zaczynałam wędrowac po moim domu, gotowałam obiad, wychodziłam na ogród, podlewałam kwiaty, kąpałam sie w łazience - widziałam kolory na ścianach, meble, słyszałam lejącą sie wode do wanny, jakis film w telewizorze, muzykę dobiegajaca z poddasza....nawet kot wylegiwał sie na kolanach u mojego męża. Wszystko bylo nowe, czyste, kolorowe, dom sprawiał wrażenie przytulnego.
Pomału zapominałam o tym wielkim wysiłku, który wlożyłam w budowe, o tym maratonie, o tych wszystkich klopotach, wyciszyłam sie....

A w domu - oblana matura i decyzja o szkole policealnej rocznej, będzie czas na poprawkę w styczniu i poszerzenie wiedzy z zakresu informatyki. Podeszłam do tego ze stoickim spokojem, a co tam, moja babcia mówiła zawsze: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszlo. Zaczął sie rok szkolny, wszystko wrócilo do normy. Ja też rozpoczęłam naukę na kolejnej podyplomówce, spadlo mi to jak grom z jasnego nieba, nie protestowałam, jest wymóg, to musze go spełnić, będe potem spokojnie pracować. Nie zapowiadalo sie cięzko, pójdzie jak z płatka, nawet nie zdążę sie oglądnąć, a będzie po wszystkim. Nudy na pudy, za wiele nie skorzystam, ale papiór będzie i nikt sie już nie przyczepi. No niech tam, rozerwę sie troche, szkoda byloby zrezygnowac z funkcji tylko dlatego, że brak jednego papiórka. Może poznam fajnych ludzi ?
Wszystko przebiegało nadzwyczaj "letko", nawet sie nie obejrzałam, a tu juz po I semestrze i mówią, że niedlugo koniec. No i matura w domu zdana !!! Eureka, może chłop iść na te studia, dojrzał odrobinę, złagodniał no i dziewczyna sie pojawiła na horyzoncie. Jezu, ile sie dzieje !!!

No to skoro mi tak dobrze, to zrobie remont w kuchni, bo jak do niej wchodze to tracę humor. Szybka decyzja, szybkie konsultacje i szybkie wykonanie. Zamiana kuchni i zlewu, który idzie w róg, jest wspaniale. No i meble takie pojemne. Boazeria zeszła do piwnicy, mąż stwierdził, że sie przyda. Nowe firanki, nowy stół, nowe taboretki...zabieram sie z ochota do wypieków, och jak teraz jest fajnie !

Przypomniała mi sie budowa....zadzwoniłam razu pewnego do gościa od wod-kan, umówiłam sie na budowie, żeby pooglądał, cos doradził, cos policzył.
Przyjechał. Pooglądał. Policzył. I zadał pytanie: a pieca na gaz to pani nie chciałaby mniec na górze w tym pomieszczeniu gospodarczym ??? W projekcie jest na dole w łazience, ale jakby sie dało własnie na górze, to łazienka byłaby "czysta", więcej miejsca i w ogóle.

Obiecałam sprawe rozeznac. Niedługo później wybrałam sie do RCMB, tam pani inzynier oglądnęła projekt i stwierdziła, że oczywiście, że można. Trzeba kupic piec z zamknieta komora spalania i wyprowadzic rurę przez ściane szczytową... i już.
Odjęło mi mowe, to na co ja ten piękny Schiedel do gazu kupowałam i budowałam z takim mozołem, a potem czekałam w nieskończonośc na odkucie go od stropu ??? Gdzie byl kierownik budowy, który gruntownie przeanalizował projekt i zaproponował nieistotne poprawki, a w tej kwestii żadnej podpowiedzi ???

Musiałam troche ochłonąć i przyzwyczaic sie do mysli, że łazienke na dole będe miec pięęęęęękną ! :D :D :D Całe 6 m2 wolne od gazu, z oknem na dodatek.

Renia
15-03-2007, 19:10
Z rozpędu zmieniłam też wszystkie okna w mieszkaniu na plastikowe, bo po 15 latach w czasie wiatrów firanki powiewały jak flagi na maszcie. No i pokój syna został odświezony, nowe meble, nowe spanie. Wszystko stare poszło pod smietnik ! Plakaty i zdjęcia z Nirvaną poszły do pudełka, bo żal tak nagle rozstawać sie z przeszlością. Przyszłośc puka do drzwi w postaci czarnowłosej, bywa teraz u nas często, jak dobrze, że jest po remoncie, było okropnie, a do nowego domu jeszcze daleko ! ! ! ':-?'

Dostajemy zaproszenie na wakacje do Francji, do rodziny i juz wiem, że w tym roku nie zrobie na budowie nic. Przed wyjazdem zawsze spore zamieszanie - kupowanie brakujacych rzeczy, prezentów, telefony w tę i nazad. Tam prawie miesiąc, potem po powrocie w pracy podwójna ilość roboty. Ale rzadko jeździmy, raz na kilka lat.

Któregos dnia w maju dostaje telefon od sąsiadów z przeciwnej strony, że chcieliby ciagnąć gaz razem z nami, trzeba tylko załatwic formalności. Niektórzy z nas muszą innym wyrazic zgode na wejście na działke, bedzie wspólna umowa z Zakładem Gazowniczym. Ja musze uzyskac zgode od mojego sąsiada, juz raz mi ją dał jak składalismy wspólny projekt przyłączy gazu na ZUD, teraz musze miec drugi taki sam dokument. Ide do niego i prosze, zaczyna sie wykręcać, szukac powodów żeby mi odmówić. W koncu stwierdza, że on z gazu bedzie rezygnował, bo juz zamontował piec na węgiel i nie będzie go zmieniał na gazowy.
Pytam sie dlaczego w takim razie składał projekt przyłącza gazu na ZUD, skoro go nie chce. Kreci głową i mówi, żeby mu zwrócic jego pieniadze za wspólny projekt, mapę oraz odstepne, które zapłacilismy wspólnie sąsiadom dwa lata temu za zgode na ciagnięcie gazu z ich działki. Już rok temu z 4-sosbowej spółki wycofali sie sąsiedzi "od zachodu", zwracalismy im pieniadze, teraz on sie wycofuje, też chce zwrotu pieniędzy. Zostajemy we dwie z sąsiadką (dwie działki przede mną). Ona sie oburza i twierdzi, że jak mu zwrócimy wszystkie pieniadze to będzie miał gaz za darmo, bo żeby go do mnie podprowadzić trzeba przejśc przez jego działke. Jemu wyraźnie chodzi o to, żeby miec gaz za darmo.

O nowych rodzinach "z drugiej strony" chętnych do wspolnego gazociągu dowiaduje sie ten sąsiad, który dostał odstepne dwa lata temu, żąda pieniędzy od tych "nowych". Na nas krzyczy, że my rozporządzamy JEGO GAZEM !!! i wchodzimy w nowe spółki.
"Nowi" nie chca płacić, robi się cyrk. Nikt nikomu nie chce płacic, a ja chyba zostane bez gazu. Cały czerwiec proszę, rozmawiam, noegocjuję, jeżdże do Zakładu Gazownictwa, gdzie do działania mobilizuje mnie pracownik. W końcu "nowi" płacą kolejne odstepne temu sąsiadowi, natomiast "mój" sąsiad udaje Niemca, jest obrażony i robi łaske, że ze mną rozmawia. Sąsiadkę traktuje tak samo. Teraz twierdzi, że mu kopanie rowków nie pasuje, trawnika szkoda.

Zostawiam wszystko w diabły i jade na urlop, zapominam o całym świecie i o sąsiedzie, który bez przerwy dąży do zatargów.

Po powrocie zaraz na drugi dzień dzwonie do sąsiadki, słysze tylko narzekanie, że traktuje ją jak piąte koło u wozu, na zmianę z żoną prowadzą grę, wyraźnie im imponuje to, że inni są od nich zależni, a oni mają władzę.
Pracownik z Zakładu Gaz. dzwoni do mnie i mówi, że jak nie załatwimy tego teraz, to przed zimą nie zdążą pociagnąc gazu, bo musza miec czas na przetarg itp.

Ide znowu do sąsiada, podsuwam mu druk do podpisania z Z.G., on na to, że musi skonsultowac z prawnikiem treśc tej zgody. Ręce mi opadaja. Dzwonie do Z.G. i mówie w czym rzecz, pracownik dzwoni do sasiada i pyta co mu w druku nie pasuje, robi sie znowu cyrk. Jeden drugiemu tłumaczy.....obiecanki, może jutro, zastanowie sie, przemyslę, porozmawiam z żoną.... a czas biegnie.

Mój mąż nie może już tego wszystkiego słuchać, znowu słysze, że w bloku jest fajnie i nie ma sk.....ynów, tylko normalni, uprzejmi ludzie. Twierdzi, że nie będzie mógł mieszkać w takim sąsiedztwie, ja go uspokajam........

Za setnym razem, po stu telefonach i stu wylanych łzach wręczam pieniądze sąsiadowi, a on podpisuje mi zgodę.

Umowę z Z.G. podpisujemy w ciagu kilku dni, ogłaszaja przetarg. Jest wykonawca. :-? Nawet nie potrafie sie cieszyć, muszę odreagować, może sobie cos kupię na poprawę humoru ?

Renia
16-03-2007, 19:18
Zostawiam pokaźną sumkę w Zakładzie Gazowniczym i czekam na sygnał o rozpoczęciu prac. Niedługo odzywa sie wykonawca z prosba o zakup skrzynki i przyjazd na działke. Na drugi dzień zawozimy z mężem żółtą skrzynke i omawiamy wszystko, pomimo, że panowie mają dokładny projekt. Zaznaczamy na scianie domu miejsce na skrzynke gazową. Za dodatkową opłata panowie podkuja troche ściany, żeby ja wsunąć i przymocować. Przy okazji rozgarną troche spychaczem kupke piachu przed domem. W sąsiednich 3 domach również będzie gaz, wszyscy sie cieszą. To ostatnie kopanie w ziemi, wszystkie media sa już w domu ! :D Trawnik sąsiada zostaje naruszony dokładnie w tym miejscu, gdzie koła samochodu przejechały rok temu i był o to taki raban. No, ma sąsiad gaz za darmo.
Po kilku dniach jest telefon, że roboty zakończone. Rozliczam sie z panami i...nabieram ochoty na małą robótkę.
Jest tak pieknie, cieplo, slonecznie. Zrobie wylewke na tarasie, żeby w końcu spadek byl od domu, przygotuje równy "podkład" pod przyszłą izolacje przeciwiwlgociową. Dzwonie do pewnego wykonawcy, rozmawia mi sie dobrze, jest chętny, mówi, że dostarczy potrzebne materiały i betoniarke. Zalezy mi na sobocie, żeby sobie przypilnować, niechetnie się zgadza, bo podobno w sobote pracują sporadycznie.
W sobote przyjezdzam o okreslonej porze, za garażem stoi juz kupa piasku i sporo worków cementu, panowie tez są. Zabieraja sie do roboty. Pracuja na kolanach, przykładaja co chwile poziomicę, wszystko równiutko, dokładnie. Jestem zadowolona. Ładnie to wygląda. Po poludniu kolo 15.00 robota jest skończona, dzwonie po męża żeby po mnie przyjechał, bo zmarzłam na kość, pomimo slońca wiatr dawał sie we znaki, w końcu to październik.
Nakazuja mi nazajutrz przyjechac i lac wodą. W niedzielę przed poludniem jedziemy z mężem, on odkreca wode, ciagnie na poddasze węża a ja zaczynam polewać. Sloneczko świeci cudnie, jest tak pięknie, z góry widac z tyłu ogrodu zaorane pole sąsiadki, jest cicho, spokojnie, gdyby nie domy obok, mozna byloby pomyslec, że to prawdziwa wieś. Dwa domy dalej słychac kozy, stoją sobie w ogrodzie i beczą. Ach jak chciałabym już tutaj mieszkać !
Ten ogród będzie taki duży - dla osoby wychowanej w klatce na papugi 6 arów trawy to prawie preria :D

Po dwóch tygodniach ciagle jest cieplo i świeci słońce, mobilizuje moich panów do wyjazdu na budowe, trzeba troche zabezpieczyc tą piekna wylewke na zime. Kupujemy w pobliskiej hurtowni czarną folie i jedziemy. Mąż rozkłada folie, syn nosi resztki pustaków, które układa dookoła wzdłuż brzegów. Wiatr wieje mocno, folia fruwa, denerwujemy sie wszyscy, ale w końcu robota jest skonczona. Folia lezy równo, woda będzie spływac od domu, na cztery miesiące to wystarczy, potem cos wymyślę.

Syn pyta z zaciekawieniem jakie prace planuję na wiosne i kiedy sie tu wprowadzimy. Mówie, że za dwa lata.
Instalacje, tynki, wylewki, schody na zewnatrz, ocieplenie poddasza, okna, ocieplenie domu - to główne roboty. Potem po przerwie kosmetyka - płytki, parkiety, malowanie, meble.
Wszyscy wracamy do domu w dobrym humorze, mysle, że każdy z nas ma w sercu nadzieje na "lepsze jutro".

Renia
17-03-2007, 11:37
Mój mini sezon budowlany jest zamkniety, nadchodzi zima, zbiżaja sie Świeta Bożego Narodzenia...
W domu wszystko w porządku, syn biega codziennie rano na uczelnię, dostał sie na prywatna uczelnię w charakterze wolnego słucvhacza, jak zaliczy pomyslnie zimową sesje, to przyjma go w poczet studentów.
W pracy wszystko w porzadku, po przyjęciu kolejnej stażystki moge odetchnąć pełna piersią, pracuje wreszcie w miare normalnie. To chyba mój najwiekszy sukces w ostatnim dziesięcioleciu - przestałam byc sterem, żeglarzem i okrętem. Jest załoga, trzeba nia tylko kierować. Uffff jak mi dobrze.

Pomału zaczynam wracać myslami do tematu budowy, podczas spisywania umowy z Z.G. na kopanie przyłącza, pracownik zaoferował mi wykonanie instalacji gazowej wewnatrz domu. Mam teraz zamiar zacząć rozmowy z wykonawcami w celu wycen i rezerwacji terminów na wiosnę.
Dzwonie w pierwszej kolejności do Z.G., mówię że mozna byloby zaraz na wiosnę zrobic ten gaz, pracownik potwierdza mi termin i .....w tym momencie przypominam sobie, że nie mam przeciez projektu wewnetrznej instalacji gazu. W momencie wydawania pozwolenia na budowę, nie miałam jeszcze z Z.G. warunków, więc wycieto wszystkie kartki "gazowe" nożyczkami z mojego projektu i zatwierdzono go bez gazu. Pani z Urzedu Miasta zapewniała mnie wówczas, że jak będa warunki, oni wydadzą mi dodatkowe pozwolenie na instalacje gazową bez problemu.
Mam telefon do projektanta, jeszcze w tym samym dniu umawiam sie na spotkanie na budowie, to starszy inżynier, doświadczony, doradza mi żeby poprowadzic rurki do kuchni i pomieszczenia gospodarczego na poddszu po zewnetrznej ścianie domu, nie będzie wtedy rur wewnatrz pomieszczeń. Podobno teraz tak sie robi, rury będa przykryte styropianem i tynkiem. :roll: Przyjmuję to z pewna dozą niepewności - a jak sie rozszczelni, to trzeba będzie rujnować elewacje ??? Mówi mi, że takie rzeczy wystepują bardzo rzadko, staranne wykonanie instalacji gwarantuje bezawaryjność przez 50 lat. Zgadzam sie, projekt ma byc za tydzień do odbioru. I jest. Reguluje nalezność i biegne z nim do Urzedu Miasta, po dwóch tygodniach mam pozwolenie.
Przy okazji odbioru pytam urzędniczki co jest potrzebne aby dostac pozwolenie na zabudowę wejścia między słupkami przed domem. Już od dawna świta mi mysl, żeby zrobic wiatrołap z tego wejścia, to dodatkowe kilka metrów przestrzeni. Dom nie jest za duzy, byloby fajnie "wyrzucić" wieszaki na wierzchnie okrycia i mokre buty "przed dom". Potrzebny jest projekt zamienny na tę część, którą chcę zmienić. Pozwolenie otrzymam bez problemu. Myslę, że przy okazji naniesiemy zmniejszenie szerokości okien w kuchni i łazience od strony północnej - po przeciwnych stronach "nowego" wiatrołapu - żeby przy odbiorze budynku nikt nie marudził o niezgodności z projektem.
No, to znowu musze projektanta szukać, ale myśl o dodatkowych metrach do wykorzystania diametralnie zmienia moje dotychczasowe plany zagospodarowania przedpokoju. Będzie fajnie !!! :D

Renia
17-03-2007, 21:52
Jest koniec roku, Sylwestra 2006/2007 spędzamy w domu....we czworo. Młodym nie wyszły sylwestrowe plany, syn troche marudzi, ale czarnowłosa jest w dobrym nastroju, przed pólnoca wychodzą na miasto spotkac sie ze znajomymi.
Lubie byc w domu, oglądam kolorowe czasopisma i buszuje w internecie.

W styczniu zaczynam czuć niepokój, powinnam juz rezerwowac terminy, powinnam mieć "umeblowane" wszystkie pomieszczenia. Pewnego dnia zaglądam przypadkiem do kominków w centrum miasta, rozmawiam ze znajoma troche kobieta o budowie, oglądam wystawioną Tarnavę. Ona zachwala firmę i proponuje kontakt z wykonawcą z Tarnowa. Znam opinie na temat Tarnavy, pamietam, że jest monolityczny. Bardziej interesuje mnie kontakt do wykonawcy niz sam kominek, musze podprowadzic dopływ świeżego powietrza przez fundament, nie zrobiłam tego przy wylewaniu fundamentów. No i DGP. Rezerwuje sobie termin na wiosne, zostawiam kontakt do siebie.

Zaczynam wieczorami projektowac wszystkie pomieszczenia, to nie takie proste, przywołuje wszystkie wcześniejsze wizje, wysilam wyobraźnię. Przeglądam internet, jest tyle zdjęć !!! Wszystko takie ładne, co wybrać ? Jaka wannę - narozna czy podłuzną ? Jaka kabinę gotowa czy murowaną ? Gdzie zlew i kuchnia gazowa, gdzie lodówka ?
Natrafiam przypadkiem na kontakt projektantki, w internecie sa kuchnie wg jej projektu. Zrezygnowałam z poprzedniej projektantki, wybitnie mi nie pasowała. Poprosze ja może o nadzór nad wykonaniem, żeby odrobiła niewielka zaliczkę, która jej dałam.
Odpisuje jeszcze jeden numer telefonu z internetu i dzwonię, ceny sa szokujące 120 zł za 1 m2 - ale projekt obejmuje wszystko: meble, elektrykę, wod-kan, dekoracje okien, kolory ścian, obrazy na scianach, parkiety, płytki ....
Nigdy nie wydam takiej kwoty, żal mi ciężko zarobionych pieniędzy, ale z drugiej strony boje sie samodzielnie podejmowac decyzje, potem nigdy juz nie zmienię układu kuchni czy łazienki, bo bedzie to zbyt kosztowne. Trzeba zrobic od razu dobrze.
Dzwonie pod poprzedni numer i otrzymuje propozycje 25 zł od 1 m2 za wod-kan, elektrykę i układ sprzetów. Decyduję sie tylko na kuchnie, wiatrołap i obydwie łazienki, to nie jest dużo metrów. Proponuje spotkanie na budowie, Pani mówi, żeby szybko bo ....wybiera sie lada dzień do porodu. No to już, w sobotę. Przyjeżdżamy razem z mężem, ona chodzi, ogląda, mierzy, pyta sie czy mam jakies sugestie. Na to ja wyciagam swoje projekty i opowiadam jej jak ja to zaplanowałam. Bierze je razem z projektem domu i obiecuje zając sie tematem. Uprzedza o krótkiej przerwie na poród. Wymieniamy sie e-mailami, wszystko będzie przez internet, spotkania sa niepotrzebne.

Na drugi dzień dzwonie do pana wod-kan, przypominam mu sie, był przeciez rok temu, pamieta, pamieta, pyta gdzie będzie w końcu kocioł - w łazience na dole czy w pomieszceniu gospodarczym na poddaszu ? To on poddał mi te myśl, że mozna na poddaszu. Mówie, że juz jest projekt zatwierdzony - na poddaszu. Pan gotowy jest wejść na budynek za półtora tygodnia, jestem w szoku, tak szybko ? Nie mam jeszcze gotowych projektów. Proponuje za 3-4 tygodnie, zgadza się.
Z rozpedu dzwonie do elektryka poleconego mi przez wod-kan. jeszcze w ubieglym roku. Mówię że jest cały dom do roboty, on na to, że robi wszystko: elektrykę, alarmy, sieć komputerowa w domu, bramy, ogród.... Tak własnie chcę, oswietlenie w ogrodzie też i sieć - może kazdy bedzie miał swój komputer, teraz z jednym jest makabra, jest do niego kolejka, pokój syna jest okupowany rano przez męża, wieczorem przeze mnie. Jestem bez przerwy przeganiana. Wiem, że to żaden komfort zycia, trzeba go poprawic jak najszybciej !
Uzgadniam termin na kwiecień, wycene zrobimy w marcu, dogadamy sie na pewno.
Po tygodniu dzwonie do projektantki, odbiera jej mąż i mówi, że ona karmi dziecko, oddzwoni jutro. Mówie w domu mężowi, że ona juz urodziła i jest w domu. On robi wielkie oczy i pyta: a to ona była w ciąży ? Nic nie bylo widać. :roll: :D :o

Renia
19-03-2007, 18:38
Cały świat kręci sie wokół łazienek i kuchni, projektantka przysyła mi kilkanaście !!!!! :o propozycji łazienek i kilka propozycji kuchni. Oglądam szybko i juz wiem, że NIC MI NIE PASUJE !!! :evil: :evil: :evil: Kolejna porażka ?
Wszystkie projekty sa mniej ciekawe od tego co ja zaprojektowałam. Gdybym musiała miec takie wnętrza to najpierw bym sie rozpłakała a potem uciekła gdzie pieprz rosnie.

Łazienki maja po okolo 2 m szerokości i 3 m długości, na dłuższej ścianie na wprost wejść jest w każdej okno. Proponuje mi umieszczenie kibelka albo na wprost wejścia, zaraz na pierwszy rzut oka, albo na samym środku, wokół tego TRONU wanna, umywalka, toaletka, o którą prosiłam...na kazdej ścianie po kawałku różnych mebli...koszmar.
W kuchni lodówka oddalona od reszty ciagu, stoi samotnie zaraz niedaleko przedpokoju...trzeba byloby rzucac z daleka na drugi koniec kuchni wszystkie produkty na blaty, albo spacerować bez przerwy.

Musze jej cos odpisać! Siadam z mężem i przedstawiam mu te wypociny, pokazuję moje projekty i tlumaczę dlaczego tak zaplanowałam, po kilku minutach przegladania wszystkiego przyznaje mi racje. Moje sa lepsze.

Odpisuje jej natychmiast, że nic mi nie pasuje i prosze o naniesienie moich. W ostatniej chwili, o północy, w desperacji wymyslam jeszcze jeden projekt dolnej łazienki, najlepszy :D :
wejście jest po lewej stronie prostokąta, więc zaraz po wejściu na prawo - umywalka, za nia w jednym ciagu jako przedłużenie blatu - toaletka.
Na wprost wejścia pod ściana z oknem od lewej ku prawej wanna podłuzna, dalej sedes - tyłem do ściany.
Wąska ściana 2-metrowa po prawej - za toaletką i sedesem- to ciag mebli w których schowam wszystko: kosmetyki, środki czystości, szlafroki, ręczniki...2 m długości to duzo, wystarczy, będa eleganckie i w jednym miejscu.

W kuchni na węższej ścianie (3x4 m) niedaleko przedpokoju - duzy reprezentacyjny kredens, pod oknem na wprost stół do sniadań, na prawo ciag mebli zakręcajacy na kolejna ścianę, na końcu lodówka. Kolej jest taka w ciagu: lodówka w kącie - blat - zlew - blat - kuchnia - blat przy wejściu.
W kredensie niedaleko stołu wszystkie naczynia i zastawa.
W przedpokoju zaraz przy wejściu do kuchni spiżarka - jej brakuje mi teraz najbardziej, będzie od sufitu do podłogi. Super.

W kolejnym e-mailu dochodzimy do wniosku, że w łazience na górze trzeba przesunąć drzwi na sam środek, wtedy będzie ustawna, prosze o naniesienie nastepującego projektu:
na lewo prysznic , dalej pod oknem sedes - bokiem do okna, na prawo umywalka i wanna bokiem do okna, środek wolny, wszędzie łatwo dojść, mebelki na prawo przy umywalce.

Wszystko jest naniesione, wygląda bardzo dobrze, projektantka zamieszcza w e-mailu stwierdzenie, że chyba mi nie bedzie potrzebna przy projektowaniu reszty...:wink:
Pewnie, że nie.
Kłade sie spokojnie spać.

Renia
20-03-2007, 18:32
Następny temat to spotkanie z kb, nie widzielismy sie dawno, nie bylo takiej potrzeby, wylewkę nad garażem zrobiłam w jesieni bez porozumienia z nim. Musi wpisać ten fakt do dziennika budowy, bo wyjdzie przerwa ponad dwa lata. No i zachodzi potrzeba omówienia paru spraw przed rozpoczęciem sezonu budowlanego. Mysle, że jak porozmawiam z nim, to będe czuła sie pewniej, na pewno usłysze też sporo porad, jedne przyjmę, drugie odrzucę, ale generalnie uważam, że mój "anioł stróż" powinien czuwać nad budową.
Emocje towarzyszące pierwszemu etapowi budowy dawno już opadły, w niepamięć poszły nieporozumienia i zgrzyty, postanawiam więc zadzwonic i umówic sie na spotkanie. Za dwa dni siedzi u mnie w biurze i omawiamy najbliższe prace. Zaczniemy od wykonania schodów zewnetrznych, deska po której wchodzimy do domu wrosła już w trawę....najwyższy czas zrobic porządek. Potem wejdzie wod-kan., następnie elektryk. Potem będa tynki, wylewki i centralne ogrzewanie. Pwietrze do kominka przez fundament trzeba doprowadzic przed wylewkami i nad DGP pomysleć.
Kb ma zrobic mały projekcik schodów dla wykonawcy. W związku z planowaną zabudową tego wejścia na wiatrolap trzeba doprojektowac spocznik przed drzwiami. Schodów będzie dwa lub trzy. Proponuję ten spocznik półokrągły, bedzie łatwiej wejść z każdej strony.
Kb potrzebuje podjechac na budowę żeby dokonac pomiarów. Na drugi dzień jedziemy z mężem po niego, trzeba go później z powrotem odwieźć do domu.

Przyglądam się rozstawowi słupów podtrzymujących daszek nad wejściem - 2,30 m - z ociepleniem po obu stronach będzie 2,5 m. Od budynku 1,90, po ociepleniu 2 m. Drzwi wejściowe będa centralnie, kb proponuje nad nimi świetlik, aby nie robic okienka z żadnej strony. Akceptuję, po obu stronach wiatrołapu będzie można dzięki temu zabudowac szafy wnekowe.
Zgrabny ten wiatrołap będzie ! :D Ciesze sie jak dziecko, mąż w międzyczasie robi obchód, wszystko jest w porzadku, pomimo nędznego zamknięcia nie bylo przez dwa lata włamania, narzędzia stoją w środku i różne resztki materiałów..... Spokojna okolica, nigdy mi nic z budowy nie zginęło. To dobrze rokuje na przyszłość, obok sąsiedzi niedługo wykończą swoje domy, będzie nas kilka rodzin "w kupie", jedni drugim będą pilnować.
Wracam do domu w bardzo dobrym nastroju, który utrzymuje sie przez nastepne dni. Deszcz pada za oknem, troche smutno, a ja wszędzie widze wiosnę....i ciagle sie cieszę, poklepuję męża po plecach, tarmoszę go za uszy, musze jakoś upuścic tej energii, bo mnie rozsadza. Kiedy będą te schody ??? Umawiam sie z wykonawcą na nastepny tydzień do oględzin na budowie. To nieduża robótka 2-3 dni i po sprawie.

Muszę jeszcze jedną sprawę dograć - tynkarzy. Przypominam sobie jak w trakcie budowy parteru umawiałam sie z jednym z murarzy na tynkowanie. Chwalił sie, że ostatnio w Rzeszowie ładnie wytynkował cały dom, a właściciel i tak marudził... Zostawił mi telefon do siebie. Szukam w zeszycie ...jest ... spróbuje zapytać czy ma wolne terminy. Dzwonię i pytam o pana Kazimierza, kobiecy glos w słuchawce oznajmia: mąż nie żyje....... zmarł we wrzesniu ubiegłego roku.
Jestem w głębokim szoku, nie miał więcej niż 45 lat.....

Renia
26-03-2007, 18:16
Umawiam sie z wod-kan. na budowie, widac, że robi to od lat i jest w tym dobry, pyta o każdy szczegół, podpowiada dobre rozwiązania, uzgadniamy wszystko, materiał zakupi sam, ja przeciez sie na tym nie znam ! Kwestionuje w dolnej łazience grzejnik łazienkowy drabinkowy zaprojektowany w małej wnęce nad wanną, tak podobno nie można, ma być wodno-prądowy, więc jest obawa przed "kopaniem". Projektantka o tym nie wiedziała ??? Naniosła tak na projekt. Proponuje mi ten grzejnik umieścić nad sedesem, jest wolna ściana ....pewno musi tak być. Na drugi dzien dostaję wycene, zgadzam się.

Umawiam sie z wykonawca od schodów na zewnatrz, tłumacze mu, że trzeba będzie potem zabudowac przestrzen miedzy słupami i zrobic wiatrołap "na polu". Kręci głową i mówi "a po co pani drugi wiatrołap, przecież ma już pani w środku jeden....między słupkami zrobiłbym kostkę brukowa i tyle... :wink:
Mówie, że chcę ten wiatrołap mieć !!! Pyta sie gdzie kopac fundamenty....pokazuję mu gdzie... Mówi, że spocznika i dwóch schodków nie będziemy lać z betonu, zrobi sie z kostki brukowej... :o Mówie, że chcę miec z betonu. Na to on, że za beton będe musiała przecież zapłacić, a tak to byśmy oszczędzili ...no i schody trzeba będzie oblożyc płytkami.... :o No, a za kostke to nie będe musiała zapłacic ? :o Nie widziałam jeszcze spocznika z kostki brukowej.....Po wejściu na poddasze proponuje mi wykonanie sufitu podwieszanego, wylewki też by zrobił, drzwi w łazience też "przestawi". Mam dostarczyć mu projekt fundamentów pod wiatrołap, zrobi wtedy wycenę robót.
W niedziele jade na budowe z tynkarzem, ogląda dom i mówi że sie zastanowi...za parę dni da odpowiedź.

Znoszę do domu kolorowe czasopisma z wystrojem wnetrz, podrzucam do oglądnięcia czarnowłosej...teraz dużo sie mówi w domu na temat budowy... słucha z zaciekawieniem, ogląda projekt...podoba jej się. Syn obiecuje, że kiedyś pojedzie z nami na budowę żeby zobaczyć dom....

Renia
30-03-2007, 18:55
Obieram od projektantki projekty..w dolnej łazience grzejnik znad wanny bedzie chyba przeniesiony nad sedes....na temat zaprojektowanej elektryki wypowie sie elektryk, cos mi sie zdaje, że od niego otrzymam wiele fajnych podpowiedzi, w rozmowie telefonicznej wydał mi sie bardzo konkretnym facetem.

Wod-kan. wchodzi do domu i zaczyna kopać rowki pod kanalizację....mówi, że będzie to robił "na raty" w miare wolnego czasu, ma kilka domków do obrobienia, robi tez podlogówke i centralne. Pewnie skorzystam....

Odbieram projekt wiatrołapu i schodków przed domem od kb. Wybija mi z glowy spocznik i dwa schodki w kształcie półkola, twierdzi, że lepsze prostokatne. Wylicza także potrzebna ilość betonu w fundament i materiału na ściany wiatrołapu. Rysunek jest czytelny, prawie wszystko rozumiem. Będe mogła przekazać szczegóły wykonawcy.
Umawiam sie z nim na drugi dzień i przekazuje rysunek, patrzy ..... taki jakis malomówny, nie wiem czy wie o co chodzi czy nie.... Na wszelki wypadek tłumaczę i mówie, że mu pomogę....wtedy mi mówi, że był kierownikiem budowy przez 5 lat.... :o ???
Przypominam mu, że trzeba przesunąć drzwi w górnej łazience...kupimy ceowniki i zamontujemy w wykutym murze, potem zburzymy ta ściane pod spodem i wymurujemy tam gdzie trzeba....pokazuje mu to na drzwiach u mnie w biurze...patrzy i nic nie mówi....
Ma wycenic to po niedzieli, a jak sie dogadamy, to zaraz po swietach ruszamy....

Nastepnego dnia rano nie moge wytrzymac z ciekawości i jade przed praca na budowe, żeby zobaczyc co zrobil wod-kan. Nie mogę otworzyc drzwi wejściowych, bo klucz od kłódki zgubiony, od jakiegos czasu wyjmujemy skobel razem z zamknieta kłódką i gwoździami z desek i potem je z powrotem wkładamy...ot takie na razie zamknięcie :-? Szarpie i szarpię gołymi rękami (zawsze to robił mąż albo jakis wykonawca), gwoździe sie wygły i nie chca puścić, a ja nie mam przy sobie żadnego łomu, tylko elegancką skórzaną torebkę .... Nie wejdę, cholera jasna....bo potem nie zamkne i bedzie jeszcze gorzej... :evil: Ludzieeeeeeee dlaczego mój chłop nie umie takich rzeczy robić ? Zaglądam do garażu, bo przeciez jest otwarty...a tam na środeczku kanaliza sobie wystaje i woda jest doprowadzona pod zlew w rogu, będzie mozna myc ręce...i w drugim końcu garazu tez jest woda doprowadzona - do podlewania ogrodu...fajnie :D
Slońce pieknie świeci, robie inspekcje dookoła domu, wszystko w porzadku....tylko koty harcują po ogrodzie...no tak, przeciez to marzec, no to sie marcują, płaczą nieludzkim glosem (a raczej ludzkim) jakby ich ktos ze skóry obdzierał....uciejkają jak do nich zagaduję....Ach jak tu cicho i przyjemnie....prawie wieś....Jade do pracy w dobrym humorze....

Wieczorem dzwonie do elektryka...juz czas sie spotkac na budowie i omówić szczegóły...w sobote do poludnia.
O key.

Dzwonie do tynkarza, bo sie nie odzywa....a on mi mówi, że ma nogę w gipsie, bo peknieta jest.....Jezusicku !
Co będzie z moim tynkowaniem ??? :cry: Mówi mi, że przeciez zdejmie ten gips za miesiąc. No tak, ale co z innymi klientami (kolejka jest !), jak on to pogodzi, jak mu caly miesiac wyrwie z życiorysu ? Coś tam na pocieszenie mamrocze, że może poprzesuwa tych klientów w kolejce....wie, że elektryke trzeba przykryc szybko....
Usmiecham sie do niego pięknie przez telefon....obiecuję mu te obiadki, o których wspominał....i złote góry...i w ogóle......
PANIE spraw, żeby był na chodzie ! Będę sie modlić codziennie....

Renia
02-04-2007, 18:15
Jedziemy z mężem w sobote na spotkanie z eklektrykiem. Mąż otwiera nasz zepsuty skobel i moge zobaczyc co zdziałał wod-kan, wszystkie rury kanalizacyjne dokładnie w tym miejscu gdzie trzeba, jest dwa piony - jeden miedzy kuchnia i przedpokojem, grugi w łazience, biegna z góry na dół. Boczne rurki od prysznica i wanien juz połączone z głównym pionem, wody jeszcze nie ma....

Wychodzimy na ogród i szukamy grobku naszej kotki, trawa zarosła i nie wiadomo dokładnie gdzie jest....słońce swieci, jest ciepło, rozmawiam chwile z sąsiadką od zachodniej strony, narzeka na stan zdrowia męża, pyta kiedy przyjdę mieszkać...Zauwazyła, że zaczęły sie juz prace w domu, jest ciekawa co robią, opowiadam jakie mam plany na ten rok.

Mąż ogląda posesje i planuje drugie stanowisko na samochód za garażem, trzeba byloby tylko jakies zadaszenie...taka prawdziwa wiata chyba nie może byc tuz przy granicy działki, musze to sprawdzić w przepisach. Stwierdza też, że droga jest juz nieźle utwardzona, mówie, że podsypiemy troche na wakacjach i gruzem i zuzlem....będe o tym myslec dopiero w lecie.

Elektryk spóźnia sie 40 minut, mąz sie denerwuje i marudzi, dzwonie za nim, w końcu przyjeżdża, ogląda dom, pyta co chcemy mieć. Mąż chce w salonie domowe kino i mnóstwo sprzetu muzycznego, oferuje nam bardzo dobrej jakości przewody do tego...podpowiada fajne rozwiązania, alarm, nawet namawia nas na przygotowanie klimatyzacji, lepiej teraz na tym etapie niz później. Najwyżej nie wykorzystamy jak sie rozmyslimy....Po pół godzinie wszystko jest uzgodnione i wziete pod uwage: oświetlenie schodów, oswietlenie podjazdu, brama wjazdowa na pilota, brama garazowa na pilota, oświetlenie ogrodu, kinkiety na zewnatrz...
Widać, że jest bardzo dobry w tym co robi...mąż jest zachwycony...ja zreszta też. Juz wiem, że nie będe musiała obawiac sie o jakośc wykonania. Facet lubi robic trudne rzeczy.... Wchodzi na przełonie kwietnia i maja, na zrobienie całego domku potrzebuje półtora tygodnia.
Żeby tylko ten tynkarz był dyspozycyjny w połowie maja, to byłby sukces !!!

No dobrze, a co ja będe później robic przez całe lato ? Może by jeszcze coś zrobić....musze wybrac sie do banku i popytac o kredyt preferencyjny (termomodernizacyjny), oprocentowanie 2,89 %, w złotówkach oczywiście. Może kupiłabym okna i styropian na ocieplenie domu i cały system grzewczy ?
Tylko BOŚ oferuje taki kredyt....trzeba miec 10 % własnego wkładu, a kredyt spłacic w ciagu 8 lat. Zastanowie sie.....
Jesli go dostane, to własne pieniądze zostawie sobie na zakup takich rzeczy, na które nie dostałabym kredytu preferencyjnego, i na robociznę.

Renia
22-04-2007, 11:02
Dzwonie do wykonawcy wiatrolapu przed świetami i rezerwuje termin zaraz po świetach. We wtorek podobno nie zbierze ekipy, więc na środę. Po świetach nic z tego nie wychodzi, przesuwa termin na piatek... Dobra jest, wezme urlop i zaczniemy. W czwartek wieczorem dzwoni, że sie nie podejmie....bo sie boi. Wiatrołap trzeba powiązać z domem żeby potem mur nie pekał. No i chyba tego sie boi, że jednak będzie pękał. Złość mnie bierze okropna, ani nie proszę, ani nie robie wymówek, po prostu mówie mu do widzenia. Szkoda mojego czasu. Pewnie by i tak wszystko spieprzył, jak sie tak boi.
Zaczynam szukac nowego wykonawcy....nikt nie jest wolny, wszyscy maja po uszy roboty i brak wolnych terminów do konca roku !!!
Odpuszczam na jeden dzień i umawiam sie z gościem od wylewek, musi zobaczyc ten mój dom i dac wytyczne... Wod-kaniarz zalecił koniecznie zrobić wylewki przed przyjściem elektryków i tynkarza. Rurki polożone sa na piasku i łatwo mozna na nie stanąć i rozszczelnić. Musza byc przykryte !
Jedziemy na budowę, facet zaleca troche wyrównac piaskiem poziom i polac wodą, on wejdzie tylko na jeden dzień i zrobi wylewki. Przy okazji oglądam dzieło wod-kaniarza. Woda i kanał sa rozprowadzone tak jak trzeba, mogę sie z nim rozliczyć. Dzwoni do mnie na drugi dzień, przekazuje mu pieniądze i umawiamy sie na robienie centralnego ogrzewania i podłogówki po tynkach. Super facet, dba o klienta, terminowy i solidny. Jestem bardzo zadowolona. Poleca mi dobra ekipe do wykonczania poddasza.

Dalej szukam kogos do wykonania tego wiatrołapu i schodów zewnetrznych. Prosze koleżanke o pomoc...wieczorem mam juz chetnych do kopania fundamentów. To studenci. Mam plan narysowany przez kb i instrukcje, poradzimy sobie. Do pomocy w porzadkach przed wylewkami zabiore syna.
W piatek jedziemy z mężem do Leroy Merlin i zakupujemy narzędzia: piłke do drzewa, poziomicę, sznurek, drut, mlotek, folie itp.

W sobotę o 8 rano chlopcy sa punktualnie. Przebieraja sie w robocze ciuchy i zabieraja do roboty, na poczatek zdjęcie humusu, potem wykopy.
Mąż wyjatkowo pracuje 8 godzin w sobotę, więc zabieramy sie z synem do wynoszenia rupieci z salonu na ogród, musi byc pusto. Składamy resztki dachówek, pustaki wentylacyjne, resztki boazerii... Pustaki sa takie ciężkie, nosimy we dwoje, po godzinie jestesmy zmęczeni.... żadne z nas nie przywykło do takich ciężarów.
Teraz czas na zbieranie niepotrzebnych rzeczy do worów na smieci, po godzinie jest ich sześć, wystawiamy je do garazu, trzeba będzie wywieźć. Syn jest zmeczony, więc daje mu do reki węża, będzie zlewał wodą piasek.

Tymczasem chlopcy zdązyli zdjąć cały humus i zabieraja sie do deskowania i wykopów. No to ja zabieram sie do rozrzucenia tej kupy humusu, w rogu działki teren jest obnizony, akurat tam wyrównam tą ziemią poziom. Kolo poludnia syn zabiera sie do domu, a ja zamawiam pizze na budowę, musimy jakos przetrwac do wieczora.

Chlopakom cos nie pasuje w tym rysunku co zrobil kb, wołają mnie. Mierzymy odleglości miedzy słupkami podtrzymujacymi dach - jest 3,40 m. Na rysunku kb jest 2,40 m. Oczom nie wierzę. :o :roll: :o Bylismy z nim miesiąc temu na budowie, mierzył wszystko osobiście, zapisywał w zeszycie, potem zrobił mały projekcik.
Wszyscy troje przewracamy tylko oczami, trzeba wymyslic na poczekaniu szerokość podestu i schodów, bo ta z rysunku jest zbyt wąska do szerokości wiatrołapu. Po kilku chwilach namysłu podejmujemy decyzję. Chlopcy nanoszą deski wg nowych wymiarów i zaczynaja kopac ostatni odcinek.
Okolo szóstej wieczorem robota jest zakończona, rozliczam sie z chlopakami, dostaja jeszcze małą premię, bo dobrze pracowali i sa chetni na dalsze roboty. Sa bardzo zadowoleni, ja zresztą też.
Mąż przyjeżdża po mnie i ogląda wykopy. Podoba mu sie...a rano bylo trawsko i krzywa deska do wchodzenia....
W poniedziałek spróbuje zamówic beton i zalać....
W domu pakuję sie do wanny z gorąca wodą, och jak cudownie....o ósmej wieczorem juz spie kamiennym snem......
[/url]

Renia
25-04-2007, 21:16
Obliczam potrzebna ilość betonu (2 kubiki) i obdzwaniam betoniarnie. Pytają czy mozna łatwo betoniarką wjechać na działkę, uczciwie mówię, że nie. Nikt nie chce sie mna zająć. Wreszcie jakas litościwa kobieta podaje mi nr telefonu do prywatnego przewoźnika, który ma wywrotkę, zgadza się przywieźć taka ilość. Biore więc dzień urlopu i proponuje mężowi zabawę z zasypaniem tych fundamentów pod wiatrołap. To tylko 2 kubiki. Zgadza się ! :D Po drodze kupujemy nowy skobel i na miejscu mąż go przybija do prowizorycznych drzwi. Jest dobrze.
Beton przyjeżdża z godzinnym opóźnieniem. Ledwo mozna wykręcic żeby jak najbliżej zsypać beton, po kilku minutach jest po wszystkim, rozliczam sie z panem i zabieramy sie do roboty. Nasypujemy na taczki, a potem podwozimy do wykopów i wsypujemy do dołów. Mąż stara sie jak może, ja też.... Po godzinie juz wiem, że roboty nie skończymy tak szybko jak planowałam, a mąż ma iść do pracy na godz. 16.00. Zaczynam sie martwić, bo beton będzie przeciez twardniał.

Zauważam dwóch pracowników dwie działki przed nami, kręcą się, cos robią, chodzą do pobliskiego sklepiku, własnie wracają.... Podchodze bliżej i mówie dzień dobry, patrza z zaciekawieniem... Pytam czy mogliby mi troche pomóc przy tym betonie, obiecuje oczywiście zapłatę.. Zgadzaja się chetnie. Przynoszą swoje łopaty i zabieraja sie do roboty. My możemy sobie odpocząć, ...a im robota pali sie w rekach. Z boku to wszystko tak wygląda jakby ten beton był o połowe lżejszy.... Teraz dopiero widzę różnicę między nimi a mężem....oni przyzwyczajeni na co dzień do takiej roboty smigaja tylko, on biedny starał sie jak mógł, ale gdzie mu tam do nich !
Po prostu chyba lepiej żeby pracował głową i długopisem ! Doceniam jednak jego dobre chęci !
Panowie zarządzaja ubijanie betonu butami, więc wchodzę do tych rowów i ubijam. Betonu jest troche za dużo, proponują podniesienie szalunków i dołożenie go wyżej......oczywiście !!! Stawiaja szalunki dość szybko i dokładaja z góry, na końcu wyrównują i polewaja wodą.
W tym momencie przyjeżdża ich szef - własciciel działki. :( Podchodze do niego i przepraszam za oderwanie jego ludzi od pracy. Nic nie mówi, podchodzi i wita sie z mężem....no to poznalismy nowego sąsiada. Kupił ta działke w ubiegłym roku w jesieni, nie ma jeszcze pozwolenia, ale materiały juz zaczyna zwozić. Porotherm lezy juz od zimy, teraz własnie ludzie stawiaja mu bude i wygódkę. Będzie potrzebował prądu, obiecuję mu udostepnić, gdyby sąsiad przede mna odmówił, troche daleko...będzie ponad 40 metrów.

Mąż musi jechac do pracy, ja zostaje z pracownikami sasiada, pytaja co zrobic z resztka betonu...do garażu pewnie wsypiemy. Uwijaja sie sprawnie, równaja teren, a ja rozgarniam grabkami beton w garazu. Oni co chwila żartują, że miało byc pół godziny...a pracuja już dwie i pół. Kiwaja tylko nade mna głowami :oops: :oops: :oops:
No, wszystko skończone, okreslaja się co do zapłaty a ja skwapliwie wypłacam pieniadze i bardzo dziekuję. Zalecaja podlac wodą jutro rano, przyjade przed pracą i wieczorem też.
Och, chyba KTOŚ NA GÓRZE troche dopomógł, nie wiem co by było jakby ich nie było !
Do domu wracam taksówką, bo ledwo ruszam nogami i wyglądam jak robotnik budowlany, buty mam ubabrane w glinie a włosy wyglądaja jakby piorun strzelił w kukurydzę.
Znowu pakuje sie do wanny z gorąca woda, niestety z planowanych wieczorem ruskich pierogów nic nie wyjdzie......

Renia
28-04-2007, 19:43
Dzwonie do kb i prosze o ponowne wyliczenie bloczków fundamentowych, jest przeciez 3,40 m, a nie 2,40 m miedzy słupami. Oblicza 34 szt, a przedtem bylo 40 szt :roll: No to jak to, przeciez powinno byc ich więcej a nie mniej...
Mówi, że poprzednim razem liczył 3 warstwy, a teraz dwie... :roll: No przecież wysokości sie nie zmieniły ! :evil: :evil: :evil:
Przeliczam sama, jest około trzydziestu kilku w dwóch warstwach, bedzie dobrze.
A gdybym tak sie pospieszyła i kupiła 40 ?
Musze wszystko sprawdzać, bo juz nikomu nie wierzę.

Zamawiam te bloczki i cement w RCMB, opłacam transport i zawiadamian "moich", że bedzie noszenie po południu. Mąż nie mówi nic, syn marudzi, bo sie gdzieś umówił. No ale w końcu jedziemy wszyscy....transport spóźniony godzinę, bo samochód sie zepsuł i trzeba bylo przeładować na drugi....
Wreszcie przyjeżdża....kierowca otwiera drzwi i zaprasza do noszenia, jest niedaleko, może 3 metry, ale bloczki sa takie ciężkie !!! :evil: :evil: :evil: Mozna się wykończyć, mąż nie może dźwigać ciężarów.... Na szczęście to tylko 34 sztuki a i tak dały w kość, prawie tone przerzucili. Ułozone sa blisko fundamentu.
Podlewamy fundament wodą, zabieramy wór ze smieciami i wracamy do domu.
Znowu wieczorem musze smarowac maścią plecy mężowi, bo bolą !
Bez litości jestem, kazałam dźwigac takie ciężary. :-?
"Zamawiam" u sąsiada jego dwóch ludzi, wczesniej z nimi to uzgodniłam, mam nadzieje, że sie nie rozmyslą.
Wieczorem dzwonie do tynkarza i sprawdzam czy jego noga w porzadku i czy nie zmienił nie daj Boże planów...w porzadku, przesuwam termin o pare dni, bo nie zdązę wylac wylewek tak szybko, ten wiatrołap sie slimaczy....
Teraz musze umówic ekipe do wylewek.....

Renia
01-05-2007, 21:08
Ludzie od sąsiada niestety odmówili, nie potrafia zaszalować dwóch schodów, a ciesla jest teraz zajety....musze poczekać....Ten wiatrołap mnie wykończy, nikt sie nie chce nim zająć.
Ekipa do wylewek umówiona, trzeba jeszcze wyporządzić "kuchnię", lezy tam troche starych pustaków, które pójda w fundament wiatrołapu. Mam tez dwa stare stoły i skrzynie po babci, trzeba to wynieść na poddasze, cały dół musi byc pusty. Syn odmawia pomocy, jedziemy więc z mężem i porzadkujemy wszystko, zostaje tylko olbrzymia kupa betonu przy schodach i pod schodami w przedpokoju... Zupełnie nie wiem jak to usunąć, ostatni wykonawca to zostawił a ja nie dopłaciłam mu ostatniej raty, bo robota była nie skończona ... i tak zostało.
Musze umówic dwóch ludzi z krzepą żeby to ruszyli z miejsca, mąż sobie z tym nie poradzi. Znowu jest trzy kolejne wory ze smieciami, nie wiem skąd ciągle tyle tych smieci ?
Muszę zamówic cement na wylewki.....
Jakos tak nie mam humoru....ale to tylko chwilowo, jutro albo pojutrze znów "zaświeci słońce" i bedzie lepiej.

Renia
04-05-2007, 18:59
Proszę zięcia sąsiadki o pomoc przy usunięciu tej kupy betonu sprzed schodów w przedpokoju, zgadza sie z ochotą, potrzebuje zarobic dodatkowo. Przychodzi z bratankiem, przynosi taki wielki kilof ! Po pół godzinie nie ma sladu po betonie. Mierzymy odległość w drzwiach, potrzeba zostawic około 210 cm w świetle od własciwych wylewek, więc piasku jest za dużo. Panowie zabieraja sie za wywożenie piasku na drogę, a ja rozgarniam go grabkami. Po kilku godzinach droga jest pokryta na całej długości piaskiem, wszystkie dziury sa wyrównane.
Robia tez dziurę na doprowadzenie powietrza do kominka przez mur zewnetrzny, wszystko jest gotowe pod wylewkę. Dzwonie do wykonawcy i umawiam sie na 7 rano w poniedziałek.
Przyjeżdża tez wykonawca od wiatrołapu żeby zobaczyc stan faktyczny....szybko mierzy fundamenty i oblicza potrzebna ilość stali na zbrojenie schodków. Obiecuje zrobic tez ścianki działowe w przedpokoju i "przesunąć" drzwi w łazience na poddaszu. Nie widzi żadnych problemów poza tym, że czasu mu brak, kolejka czeka.... Widać, że jest dobrym fachowcem, zadba o własciwe połączenie wiatrołapu z domem za pomoca pretów, doradza tez drzwi wejściowe 100 cm zamiast 90.
Będzie w poniedziałek o 7 rano. No to fajnie, dwie ekipy, praca pójdzie szybko.
Zamówiłam tez cement, wapno i gazobeton na ścianki, przywioza w poniedziałek rano.
Poprawia mi sie humor, będę brac urlop....

Renia
05-05-2007, 13:54
Dzisiaj kupiłam zbrojenie do wiatrołapu, zawiozłam je na budowę i spotkałam sie z elektrykiem. Kazał wyjąć spod piasku w kuchni przewody elektryczne i polożyc je nad wylewką, poprowadzi sobie do przedpokoju po wylewce, a skrzynke sie odetnie od podpórek. Przychodzi w środę, jak tylko będą ścianki dzialowe postawione, mam mu potwierdzic.
Przy okazji wizyty na działce zagaduję do sasiadki przede mną żeby mi odsprzedała ze 2-3 metry rogu działki, miałabym szerszy i wygodniejszy wjazd, ale ona bez męża nic nie zdecyduje, obiecuje z nim porozmawiać....

Renia
08-05-2007, 19:20
W poniedziałek punktualnie o 7.00 przyjeżdżaja dwaj murarze z pomocnikiem do wiatrołapu. Szybko wyliczamy własciwe wysokości i zabieraja sie do pracy. Najpierw muruja fundament z bloczków - dwie warstwy, potem na papie pna sie do góry boczne ścianki. Wszystko dokładnie, ale w miare szybko. W południe ściany boczne sa gotowe, prosze więc o przejście na poddasze i "przeniesienie" drzwi w łazience. Trzeba wyciąć nowe drzwi troche dalej, kurzy sie okropnie. Po pół godzinie jest tylko kupa gruzu, którą pomocnik wynosi do fundamentu na dole. Zamurowanie dziury po drzwiach nie zajmuje duzo czasu, łączą ją pretami ze ścianą. Nowe drzwi sa także wzmocnione prętami na górze. Dzień pracy konczy sie o godz. 17.00.
Nazajutrz sa bardzo wczesnie - juz po 6.00. Kiedy przyjeżdżam o godz. 8.00 fundament jest juz zasypany, a zbrojenie ulozone. Teraz przednia ściana i otwór na drzwi wejściowe. W poludnie znów wszystko jest gotowe. Teraz schody i spocznik. Jest troche roboty przy układaniu zbrojenia i szalowaniu schodów, ale idzie im bardzo sprawnie, jestem zadowolona, żałuję, że nie miałam z nimi wczesniej kontaktu - wykonuja prace od fundamentów po dach. Widać, że maja spore doświadczenie, wszelkie wyliczenia robia błyskawicznie i dokładnie. Opowiadaja o pracy w Niemczech na kontraktach, wiele lat tam pracowali. O godz. 16.30 wszystko jest przygotowane do zalania betonem. Rozliczam sie z murarzami i umawiam za kilka dni na zrobienie kilku małych ścianek działowych w przedpokoju.
Wracam do domu zmarznieta na kość, padało 3 razy i bylo zimno, pobolewają mnie nerki - to od zmarznięcia w nogi, zaraz sie odzywają :evil: :evil: :evil: Wanna z gorąca woda jest najwspanialszą rzeczą na świecie ! Wędruje do łóżka, bo jutro o 7.00 jest umówiona ekipa do wylewek.

Renia
09-05-2007, 21:10
Ekipa do wylewek zjawia sie pare minut po siódmej, 5 chlopaków. Ale nie ma piasku, który własciciel firmy miał zamówić. Po godzinie oczekiwania przyjeżdża wieeeelki samochód z 15 kubikami piasku, kierowca odmawia wjazdu na tył domu, chce zwalic to na drodze. Ja tez odmawiam, piasku jest za dużo, zużyja polowę a druga polowa będzie na drodze przez 2 miesiące ???
Chlopaki dzwonia do szefa i pytaja co zrobic, on marudzi, nie daje jednoznacznej odpowiedzi....czekamy na kolejny telefon. O godz. 9.00 ja dzwonie do niego i nakazuje mu zwalic ten piasek u kogos innego, a dla mnie zamówic 7 kubików i mniejszy samochód, który wjedzie na tył domu. Podnosze glos i strasze go, że zrezygnuje z jego usług, przekładał termin dwukrotnie, jestem spóźniona przez niego, bo maszyna do wylewek była zepsuta i trzeba bylo czekac na jej naprawę.
Nie podoba mi sie jego organizacja pracy, juz nie mam tyle cierpliwości co dawniej...
Pan sie obraża, nakazuje zwalic ten piasek u kogos innego i....pewnie mnie wystawi do wiatru, bo sie naraziłam. Cholera !!! :evil: :evil: :evil:
Chlopaki patrza na mnie niepewnie...dzwonie jeszcze raz i pytam sie czy wykona usługę....burczy coś, że mu sie nie chce. Wjeżdżam mu na ambicje i niestety troche spuszczam z tonu...przeciez sie umawialismy na usługę, niech ja wykona... Mamrocze pod nosem, że zamówi te 7 kubików.....
Deszcz leje co chwilę, zimno mi w nogi pomimo, że mam ciepłe buty...przed 11.00 piasek przyjeżdża mniejszym samochodem, jest 8 kubików i mozna wjechac za dom. Tyle godzin czekania....
Chlopcy zabieraja sie do wyznaczenia poziomów i przygotowuja maszynę. Za pół godziny beton sypie sie co chwile kupkami, ubijaja go troche nogami, potem wkładaja rurki i zacieraja równo. To żmudna praca, na kolanach, jeżdżą w takiej "szufladzie", żeby nie robic śladów. Zamawiam beton na schody, to tylko 1,5 kubika a kosztuje bebechy... Przed godzina 14.00 przyjeżdża gruszka i zwala B-20 na folie na drodze. Chlopcy przenoszę go w wiaderkach i na taczkach i wrzucaja na schody. Po pół godzinie wszystko jest wygładzone, znowu zaczyna lac deszcz, przykrywamy schody gruba folią. Sąsiadka zaprasza mnie na gorącą zupe i kawę, bo nie może patrzec jak ja marznę....od kilku dni obserwuje budowe i zagaduje do mnie....jest ciekawa co sie dzieje i co jeszcze planuje robic w tym roku.
Okolo 16.00 wszystko jest gotowe, wylewki wyglądaja bardzo ładnie, sa tak gładkie, że mozna byloby kłaść na nich parkiet.
Znowu leje deszcz, chlopcy myja maszyne i pomagaja mi zabezpieczyc cement przed deszczem. Dziekuje im i zostaje jeszcze chwile na budowie zeby przenieść puste palety i przebrac buty. Ledwo ruszam nogami, marzę tylko o cieplym łóżku i goracej herbacie z cytryną. Dzwonia murarze i pytaja czy moga przyjść pojutrze do tych ścianek dzialowych.... musza w tym tygodniu zakończyć temat, bo po niedzieli juz sa zajęci na innej budowie. Waham sie....nie wiem czy nie za wczesnie....niech sie dzieje co chce, niech przychodzą. Wsadziłam pręty żebrowane "12" w chudziak, tam gdzie będa te ścianki działowe, może nie popęka. Wreszcie będe miała wydzielona kuchnie i spiżarke i kącik "buciany" w przedpokoju.

Renia
10-05-2007, 15:07
Jedziemy rano z mężem na budowę żeby zobaczyc efekty wczorajszej pracy. Drzwi zostawiłam otwarte, bo nie mozna było wejśc na świeżo zalane schody, nic nie zginęło, wszystko w porządku. Zdejmuję gruba folie ze schodów i delikatnie wchodze do środka. Wylewki ciemne, jeszcze trzymają wilgoć, ale schody na zewnatrz trzeba troche polać, potem będzie podlewał deszcz, którego nie brakuje ostatnio.... Mąż wchodzi do srodka i oczom nie wierzy.....tak równo ! Żartuje, że sie przyzwyczaił do piasku i teraz jest tak dziwnie....chyba mu sie podoba :D
Zamykamy drzwi i nakładamy dodatkowe folie na zapasy cementu i wapna.
Jutro z samego rana murarze do ścianek dzialowych i elektrycy (podobno !).
Po drodze robimy zakupy w Auchan, kupuję sobie gumiaczki w kolorowe kwiatki do chodzenia po budowie, bedzie łatwo je myc, włożę do srodka gruby filc, żeby były ciepłe. Jak przeziębie jeszcze raz nogi to umrę na te nerki ! :evil: :evil: :evil:
Oglądam z daleka dom...z tym dobudowanym wiatrołapem wygląda o wiele lepiej !

Renia
12-05-2007, 20:49
W piatek rano przyjeżdżaja murarze do budowy ścianek dzialowych. Najpierw idą na poddasze, żeby obudowac pełna cegłą komin w łazience, ma tam byc umywalka i lustro. Za godzine wszystko jest gotowe, schodzimy na dół i mierzymy ścianki. Nie kupiłam pustaków "6", sa tylko "12". Mea culpa, projektantka zaprojektowała boki ścianki przy kuchni cieńsze od ściany właściwej. Robią je z tej "12", nie wygląda to ładnie, ale nie ma juz czasu na zmiany, spróbuje potem cos wymyslić.....
Murarze proponują górę zabudowy wykorzystac na zrobienie małego pawlacza, trzeba będzie do tego karton-gips. Będą musiała go kupić, bo trzeba zabudowac piony kanalizacyjne no i może jakąś biblioteke wymyslę z tych płyt ?
Dzwoni szef - elektryk i pyta czy można wchodzić....można, można....będą za godzinę.
Tymczasem murarze zaczynaja zabudowę spiżarki i kącika "bucianego". Przesuwam ściankę z projektu i zmniejszam spiżarke na korzyść kącika, będzie wygodniej usiąść na planowanej ławeczce do ubierania butów. Po wykonaniu ścianek murarze przyznaja mi rację, jest wygodniej. Spiżarka ma zrobioną wentylację, to ich propozycja.
Prosze jeszcze o zamurowanie kilku "dziur" i założenie desek w dwóch oknach, bo zabrali je do szalunku schodów.
Koniec pracy murarzy. Efekt jest niesamowity, jak sie wchodzi do domu od razu mozna rozpoznac poszczególne pomieszczenia. Sąsiadka zagląda ciekawie przez siatkę, zapraszam ja do pooglądania.

Przyjeżdża ekipa elektryków, biegam po pokojach i opowiadam co i gdzie....Ło matko nie wiem do końca czy to tak ma byc czy inaczej... :-? Elektrycy podpowiadaja mi troche rozwiązań, reszte przedyskutujemy jak przyjedzie mąż, musi im dac wytyczne co do salonu i biblioteki - to najwazniejsze pomieszczenia, tam będzie sprzet grający, domowe kino itp. Internet i TV ma byc w każdym pokoju i w kuchni, to razem 6 szt zestawów.
Panowie zabieraja sie do roboty, zaczynaja na poddaszu, słychac już hałasy na dół, wiercą, tną, kują.....musza otworzyc drzwi na balkon, bo nic nie widac od ceglanego kurzu. Pracuja w takich maskach górniczych....

Dzwonie po męża, zjadł obiad, więc może przyjechać. Jeszcze raz wszystko uzgadniamy, gniazda będa też na zewnątrz domu, przewidujemy również prąd do domofonu w furtce i bramę przesuwną oraz lampy w ogrodzie i kinkiety na zewnatrz domu z obydwu stron - od wejścia i od ogrodu. Zostawiam kluczyk do drzwi, będa urzędowac sami przez tydzień.
No, to możemy wracac do domu, jestem od 5.30 na nogach i po 12 godzinach dreptania odczuwam zmęczenie.
Tydzień urlopu został wykorzystany, wykonałam wszystko co zaplanowałam, od poniedziałku wracam do pracy, będe zaglądac codziennie, rano albo po południu......

Renia
15-05-2007, 18:12
Umawiam sie na budowie z panem od płyt gipsowo-kartonowych, musze wiedziec kiedy je polozyc. Trzeba zabudować rury kanalizacyjne, zrobic pawlacz nad wejściem do kuchni i biblioteke w salonie. Dowiaduję sie, że to juz po tynkach...och jak to dobrze, teraz pracuje do późna i nie dostane drugi raz urlopu. Nie miałabym czasu dopilnowac tego wszystkiego, wieczorem jestem taka zmeczona, od kilku dni bolą mnie nerki, przeziebiłam sie w ubieglym tygodniu na budowie i kamien znowu sie rusza. Umieram z bólu ! Na kilka godzin skutkuje silny lek przeciwbolowy, a potem od nowa.....Nie urodze go nigdy, będe musiała rozbic ultradźwiekami, może .......
Na budowie pełno ceglanego pyłu, nie widać wylewki spod niego.
Jutro elektrycy nie pracuja, bo gdzies jest awaria i trzeba naprawić....
Dzwonie do tynkarza zeby sie umówic na przyszły tydzień, a on mówi, że owszem, ale musze gdzieś wypożyczyć betoniarke, bo jego sie zepsuła. Boże, skąd ja ją wezmę jak sezon budowlany w pełni ??? :roll:
Na dobra sprawe, to on powinien sobie kupic nową, to jego narzędzie pracy....
Jutro o tym pomyślę.....no i piasek muszę zamówić.

Renia
23-05-2007, 21:53
Elektrycy wrócili i kują dalej w maxie tylko furczy.....przypominam sobie o dodatkowych gniazdkach w korytarzu na poddaszu, dołożą oczywiście. Obiecuja skończyc we wtorek, bo od środy chciałabym juz tynkować.
Ceglany gruz z całego domu zebrany starannie na kupki wędruje na drogę, trzeba ją utwardzać w nieskończoność....
"Główny" elektryk przypomina mi o zrobieniu zdjęć wszystkich pomieszczeń. Wysyłam męża z aparatem, wraca do domu z pełną dokumentacją, trzeba to przenieść na płytkę.

Własciciel firmy dzwoni do mnie z pytaniem czy robimy odgromówkę, robimy, robimy.....będzie przecież tyle sprzętu elektronicznego w domu.....wole spac spokojnie. Proponuje mi odgromówke iglicową, ma dwa inne zamówienia i jesli ja tez chcę taką, to dostaniemy duzy rabat - 400 zł taniej. Pytam o szczegóły montażu, dowiaduje się, że będzie przy kominie zamontowana iglica, "zejście" bokiem dachu i zakopanie do ziemi 2 m od domu. Będzie chronić dom i 60 m terenu wokół domu. Gdzies juz czytałam na ten temat...musze jeszcze raz odnaleźć stosowna literaturę i poczytać trochę, żeby wszystko wiedziec i rozumiec. Mąz jest zadowolony z tej odgromówki. Mówi, że żaden ze znajomych nie ma.......rozmawiał już na ten temat, powiedzieli mu, że to trzeba fundamenty dookoła "opasać", więc zrezygnowali. Ale u mnie to będzie inaczej....no i troche drożej niż tą tradycyjną metodą z bednarką wokół fundamentów.

Tynkarz potwierdza mi przyjazd w środę, więc jedziemy do Auchan kupic folie na okna i tasmę na listwę z elektryką w salonie. Kupuję też ostatni numer "Muratora", jest artykuł na temat tynków i izolacji tarasów, akurat mnie to interesuje, bo od dłuższego okresu czasu zamartwiam sie jak prawidłowo wykonać hydroizolacje tarasu nad garażem, żeby nie miec problemów w przyszlości.

Zamawiam betoniarke w wypożyczalni i umawiam sie z bagażówką na jutrzejszy dzień rano.

Wieczorem rozliczam sie z wykonawcą za eketrykę i z niepokojem oczekuję nastepnego dnia...czy tynkarze przyjadą ??? Mam nadzieję, że nie wywiną mi numeru :wink:

Renia
26-05-2007, 21:09
Rano jadę do wypozyczalni po betoniarkę, załatwiam formalności, jeszcze tylko małe szkolenie jak ją podłączyć prawidłowo i jedziemy na budowę. I tak nie powtórzę zaleceń (:wink: ), przeciez będa wiedzieli jak ja podłączyć. Samochód ma podnośnik, betoniarka zjeżdża więc gładko na trawę i juz po wszystkim. Wracam do domu, bo tynkarze będa około 11.00.
Ledwo wypijam szklanke zimnej wody, a oni juz dzwonią, że są niedaleko....szybko z powrotem na budowę. Jest ich czterech. Oglądaja betoniarkę, potem przenosza ją obok garażu, bo tam jest teraz siła. Dzisiaj będa kłaść szprycę, jutro tynk. Pytam co z wapnem...gasimy ? Żadern nie podchodzi do tego tematu z entuzjazmem. Wszyscy po kolei usiłują mnie przekonać, że to jest wapno hydratyzowane, gotowe do użytku. Dzwonie do kb, przekonuje mnie do gaszenia. Zarządzam więc gaszenie wiekszej ilości. Jest jedna duza beczka w ogrodzie, wejdzie tam 5 worków, to mało.... Prosze o wykopanie dołu i wylożenie folią....Slońce tak mocno grzeje, że mózg sie topi, młody chlopak traci ochote do kopania po kilku ruchach łopatą. Szef wymysla zbicie skrzyni z palet i wylożenie jej gruba czarna folią. Po 15 minutach skrzynia jest gotowa, wrzucaja do środka kilka worów cementu i leją wodę. Codziennie będą uzupełniac braki. Wapno musi stac co najmniej 24 godziny, im dłużej tym jest lepsze, po tygodniu podobno jak masełko.....
Obserwuję jak rzucają szpryce na ściany. Dzisiaj tylko dwa pokoje na górze, jutro pójdzie na to tynk i w kolejnych pomieszczeniach szpryca. Duzo cementu spada na posadzkę, będa to wykorzystywac do tynku, nic sie nie zmarnuje, taki mają system pracy.
Na drugi dzień zaczynaja kłaść tynk, rano przed praca zaglądam na budowę, jest juz polozony w jednym pokoju i podsycha, za dwie godziny bedą zacierac i gąbkować. Zapewniaja, że nic nie ma prawa pekać. Jade do pracy spokojna, na kolejny dzien wezme urlop żeby troche poobserwować.... Na rogach kładą narozniki metalowe "5". Podobno metalowe sa lepsze niż aluminiowe. Kolo komina od kominka juz sa załozone, ładnie to wygląda, równo. Tymczasowe okna zasłaniają folią.
Jestem spokojna. Wszystko idzie zgodnie z planem.....

Renia
29-05-2007, 18:22
Zaglądam rano przed pracą, juz cała góra wytynkowana, wyszli na klatkę schodową, muszą zgubic taki gzyms stropowy, wystaje trochę....
Codziennie zamawiam dla nich drugie danie w barze, bo zgodziłam sie z posiłkiem, oczywiście za to mniej od metra o zlotówkę...
Przyjeżdżają podobno przed 5 rano, sasiadka mówiła, że sie troche tłuką betoniarką....i budzi sie wczesniej. No i głosno rozmawiaja...może wytrzyma jeszcze parę dni :wink:
Teraz mnie oświecilo, że te szpary koło komina musza byc zatkane wełną mineralną.... Jessssu zaćmilo mnie kompletnie, wytynkowali zostawiwszy szpare, jeszcze listwy metalowe dali. Musze jutro szybko kupic tą wełnę i powiedziec im żeby ją upchali. Nie doszli jeszcze do salonu na dole, ale na górze wszystko do poprawki !
Cholera, za malo mam czasu żeby o wszystkim pamietać i o budowie i o terminach w pracy i o tym co na obiad w domu, żeby nie padli na twarz z głodu i o tym, że niedlugo kot w hodowli ma sie okocić i mam sprawdzic co sie urodzilo i ewentualnie potwierdzic zamówienie. No i znowu sie uczę....do marca następnego roku....kurcze cóś za bardzo szarżuję, ale chyba inaczej nie potrafię żyć, trafiła mi sie okazja za pieniądze unijne, żal nie wykorzystać....taka jestem pazerna na wiedzę, ale własnie dzieki niej funkcjonuję. To cała ja - nie usiedze na fotelu przed telewizorem przy tasiemcowych serialach....

Renia
09-06-2007, 15:01
No, tynkowanie skończone, nie wyszło znowu tak rewelacyjnie, w końcu to tynk cementowo-wapienny, będę pewnie cos jeszcze kombinowac żeby bylo bardziej gładko, ale to dopiero na drugi rok. Nie mniej jednak jak sie wchodzi do domu, to nie widac juz paskudnie sciaptanych ścian, jest schludnie.

Teraz musze sie zając tematem zrobienia izolacji przeciwwodnej na tarasie nad garażem i na balkonie. Musze cos poczytac w muratorze na ten temat, jedni mówią, że papa to papa, inni, że teraz te "mokre" izolacje sa bardzo dobre i szczelne. Cos musze wybrać. No i zastanowic sie nad wykończeniem - płytkami czy czyms innym, ale czym ??? :wink:
I jeszcze jeden temat - balustrady, może by to od razu zrobić ?
Tylko czy to wszystko przed ociepleniem zewnetrznym ? Musze znów cos poczytać.

Poza tym robie wycene okien, drzwi zewnetrznych, rolet zewnetrznych (nie wiem czy takowe sa potrzebne, czy tylko będa z daleka szpanować, a uzywane będa raz w roku ?), bramy garazowej (Wisniowski, Horman, Normstahl ???). Usiłuje sciagnąc na budowe kogoś kto zrobi wycene na ocieplenie zewnętrzne budynku. Wszyscy tak zajęci, że trudno o termin....wariatkowo.
Sąsiadce robia akurat balkon i taras, zagaduje czy maja wolne terminy, owszem na 2009 rok :o

Zrobiono mi wycene na kocioł do centralnego ohgrzewania z zamnieta komora spalania, turbo. Po drodze z budowy wstapiłam przypadkiem do firmy.... zaproponowali Termet - za kocioł, zasobnik na 150 l i jakies rury ( :oops: ) 4.700 zł butto, po duzym rabacie. To nie jest chyba duzo.... zapewniaja o dobrej jakości, niezbyt wysokich cenach części zamiennych. Zastanowie sie i porównam jeszcze z jakąs inna ofertą. No i troche poczytam o tym kotle.

A na budowie bajzel, poprosiłam zięcia sąsiadki żeby zrobił troche porzadku, bo to wszystko takie ciężkie.... trzeba uporzadkowac materiały które pozostały, złozyc na kupki, przykryć folią, resztki opakowań spalić.
Drzwi zewnetrzne tymczasowe trzeba przełozyć teraz do wiatrołapu, bo stoi otwarty i kazdy może grzebac w mojej skrzynce elektrycznej.
Do garazu należy nawieźć czegoś co podniesie poziom, sąsiad zaoferował resztki z rozebranego komina, będzie utwardzony grunt pod wylewkę.
No i jeszcze trawe trzeba skosic, porosła po kolana i slimaki sie mnożą na potegę, sąsiadka biadoli, że przechodza do niej z mojej działki.
Wszystkim tym zajmie sie Pan R., wręczam mu kluczyk i zostawiam z życzeniami przyjemnej pracy. Jak to dobrze, że taką złotą rączke mam obok. Zadowolenie będzie obopólne, ja będe miała wykonaną pracę, a Pan sobie coś zarobi.

Wracam z budowy w dobrym nastroju do dalszego działania..... długi weekend spędzam praktycznie sama, bo mąż wyjechał ze znajomymi na wypoczynek, a syn mając juz luzy na uczelni spędza czas ze swoja panią.

No i o najwazniejszym nie napisałam.... za kilka tygodni chyba będe miała kota brytyjskiego kremowego, własnie koresponduje z włascicielka hodowli i uzgadniam szczegóły. Taki kot to moje marzenie..... wreszcie będe miała kogoś do przytulania wieczorem, ciekawe kogo wybierze za swojego pana.... Już sie nie mogę doczekać.

Renia
12-06-2007, 16:23
Biegam za wycenami...nie mam pojęcia na co sie zdecydować. W pierwszej firmie rolety zewnetrzne ponad 9.000 zł, to horror. Czy ja je muszę mieć, czy mam sie obejść bez nich ? Będzie jeszcze tyle innych wydatków !!!
No i te drzwi wejsciowe - za 2.500 czy za 5.500 ??? Każde mają podobne zamki, zabezpieczenia, szybki, wzory...
Kolor przynajmniej mi sie wyklarował - złoty dąb, ten najbardziej popularny, bo dobiorę bez problemu drzwi i bramę garażową.
Dalej...brama garażowa - taka, śmaka, owaka...
Kocioł - tani, średni, drogi...
Ocieplenie poddasza - czym wykończyc sufity, te karton gipsy mi nie leżą...
Ocieplenie budynku - ile styropianu 12 czy 14 ??? Jaki tynk ??? Jaki kolor elewacji ???

Bank obiecuje kredyt prawie na wszystko oprócz rolet, nawet na bramę garażową. Oczywiście ten termomodernizacyjny, miesiac temu 2,89, od kilku dni 3,06 %. Na 8 lat. Może być.

Muszę podzwonic jeszcze do wod-kaniarza co by mi doradził w sprawie pieca c.o.
Ale najpierw chyba izolacja balkonów. Kiedy robi się balustrady - przed wykonaniem izolacji czy po wykonaniu wszystkich wartsw ?
W muratorze piszą, że można tak i tak. Jak lepiej ? Kto mi to wykona ???

A w pracy najbardziej gorący okres, od 2 lipca będą luzy, wtedy zacznę działać, teraz tylko rozmawiam.

Renia
26-06-2007, 15:17
Zięc sąsiadki uporządkował wszystko. W domu czysto, żadnych resztek materiałów budowlanych, leżą na kupce pod folią obok domu. Tymczasowe drzwi wejściowe przełożone do wiatrołapu, wreszcie jestem spokojna o skrzynke elektryczną. No i trawa wykoszona i popryskana roundupem. Deski od schodów zewnetrznych odbite i poukładane na kupkę, ziemia podsypana pod same schody. Podłoże w garazu przygotowane pod wylewkę, poziom podniósł sie znacznie.
Ogolnie rzecz biorąc ład i porządek na budowie. Pan R. skasował sporą sumkę.

A ja umawiam sie nadal do wycen..... tak to idzie jak krew z nosa.... a czas ucieka.
W pracy robią sie pomału luzy i będe mogła iśc na pare dni wolnego, odbiore wyceny i zaglądne do pana od balustrad, obiecał mi zrobic kilka projektów.
Dostałam dobrą propozycję na rolety zewnetrzne...nie tak drogo jak w poprzedniej firmie, więc temat powrócił. Widze, że mąz ma ochotę na te rolety. No i okna sa ładne, może nie najtańsze, ale maja w środku pianke - to M&S. Wybralismy sie tam w sobote do poludnia, żeby mąz mógł zobaczyc brame garażową, proponuja Wisniowskiego, zdecydowanie wybrał gładką, bez "paneli". Parapety wewnetrzne Boticino. Musze cos poczytac na temat tych parapetów. A drzwi maja metalowe, w kolorze zlotego debu, ze świetlikiem - za 1500 zł brutto z montażem, bez klamek. Tanio !!! Tylko czy brac metalowe ??? Plastikowe okolo 4.500 zl. To spora różnica. Drewnianych raczej nie przewiduję, bedzie zacinał deszcz, boje sie, że sie po kilku latach troche sie wypaczą, no i to odnawianie......
Sama juz nie wiem jaką decyzję podjąć ???
Musze wyliczyc swoje pobory i zanieść dokumenty do banku, niech sie cos dzieje.

Renia
29-06-2007, 17:22
Umawiam sie z panem od ocieplenia do wyceny, jest punktualny ! Szybko dokonuje pomiarów poddasza, pyta jaką grubośc wełny sobie życzę, czy robimy ocieplenie aż po kalenice na stryszku i czy będzie podloga nad poddaszem. Tak, tak i schody na strych też.
Proponuje do wykonczen płyty karton- gipsowe. Schodzimy przed dom, ogląda, pyta jaka grubośc styropianu - może 14 ? Proponuje tynk mineralny i farbę akrylową. Dołem bedzie tynk mozaikowy - okolo 50cm cokołu. Prosze o zrobienie kalkulacji. No i położy mi wreszcie pape na tarasie nad garażem, bo folia przemaka i pojawiły sie mokre plamy na suficie.
W domu czytam cos na temat tej farby elewacyjnej, chyba wolałabym silikatową....
Wycena będzie jeszcze w tym tygodniu.

Wreszcie dodzwaniam sie do wod-kaniarza. Zabieram na budowe męża, niech sie troche wypowie gdzie ma być podlogówka i plytki, a gdzie parkiet. Własciwie to tylko przedpokój ze schodami na góre jest do dyskusji - ogrzewac go grzejnikiem ? Nie ma dla niego nigdzie miejsca, więc decyzja zapada szybko - podlogówka i płytki, tak jak w kuchni, łazience i wiatrołapach. No to pół parteru będzie w podłogówce i płytkach....drugie pół czyli biblioteka i salon w parkiecie. Przedpokój graniczy z salonem, więc mąż zastanawia sie nad kolorystyką plytek i słusznie zauważa, że nie powinny sie za bardzo odcinac kolorem od parkietu, bo dom "podzieli sie" na pół. Ja też mysle, że lepiej byłoby to zrobic w podobnej kolorystyce, wtedy osiągniemy wrażenie przestrzeni.
Na poddaszu podłogówka w łazience i kotlownio-pralnio-suszarni. Dodatkowo po grzejniku drabinkowym na szybkie suszenie. Przy okazji pan pyta o grubośc ocieplenia poddasza i proponuje dodatkowe 5 cm wełny, uważa, że 15+5 to za mało. Dobrze, że mnie przydusił, bo od dawna sie wahałam i cos mi podpowiadalo żeby dodać te 5 cm, czytałam zalecenia - powinno byc co najmniej 25 cm. Musze szybko przedzwonic do pana od ocieplen i poprosic o dodanie w kalkulacji tych 5 cm wełny.
W kuchni ja proponuję oprócz podlogówki grzejnik pod oknem, pan potwierdza słuszność decyzji ze względu na duże okno od zachodu.
No i najwazniejsza sprawa -piec do c.o. Nieśmiało wyciągam wycenę piecaTermet, pan tylko się uśmiecha.... De Dietrich prosze pani będzie, De Dietrich. Dobry, sprawdzony.... nawet z nim nie dyskutuję.... Nigdy do tej pory nie powiedzial głupoty, wprost przeciwnie, wszystkie swoje wybory potrafi tak dobrze uzasadnic, że przestaję miec jakiekolwiek watpliwości. Zrobił mnóóóóóóóstwo domów, ma doświadczenie i tryska wprost wiedzą. Zaproponowane w projekcie grzejniki wyśmiał.... będzie dwa razy więcej, sam sobie obliczy ile.
Mąż sie nie odzywa, słucha uważnie ..... chyba uważa, że propozycje sa dobre.
No to wszystko uzgodnione, wycena będzie za kilka dni, tylko termin wykonania....... zimowy !!! :evil: :cry:
Nieeeee ! wczesniej musi być ! U pana sa kolejki.... ale ja licze na to, że sie zmieszczę wczesniej, robil przeciez wod-kan, nie zostawi mnie tak do zimy, spróbuje jeszcze ponegocjowac ... Pytam z ciekawości ile potrwa robota - 3-4 dni.... :o Kurcze, musi mnie gdzies upchać wczesniej !

A w pracy - tragedia !!! Zginęła wczoraj w wypadku osoba współpracująca z nami.... wszyscy jesteśmy w głębokim szoku..... wydaje nam się, że to tylko sen, że po obudzeniu sie odetchniemy z ulgą ... niestety szczypanie sie w rękę potwierdza tylko że to jawa... Dlaczego tak sie stało ??? Zadajemy sobie to pytanie w nieskonczoność.... Miała tyle lat co ja.

Renia
02-07-2007, 18:09
Umawiam sie na budowie z panem z firmy, która ma w ofercie wszystko: okna, drzwi, bramy garażowe, parapety, rolety...... pan kusi mnie niską ceną na okna obustronnie kolorowe....... kilkaset złotych dopłaty i będzie złoty dąb w srodku. No i brama Normstahl w promocji za podobne pieniądze jak Wisniowski, "mechanizmy" pieknie chodzą, mąż jest zachwycony. Co prawda w domu stwierdza, że nie musimy mieć segmentowej z napędem, mogłaby byc uchylna, ale ja wiem, że byłby kłopot z podjeżdżaniem, nie ma za dużo miejsca przed garażem a i samochód jest niemały.
Pan mierzy laserem poziomy, zapisuje wszystkie wymiary w zeszycie, doradza bardzo dobrze. Widac, że ma wiedzę. Pytam o wiele szczegółów, na wszystkie pytania dostaje odpowiedź, po godzinie wiem, że mam poszerzyć otwór na drzwi w garażu od strony ogrodu - o 3 cm, to nie problem. Drzwi zewnętrzne główne i w garażu będą nietypowe, trochę krótsze, będzie mnie to troszkę więcej kosztować. No i na razie nie robimy drzwi miedzy garażem a domem....po wylewkach właściwych w domu zmierzymy i zamontujemy, może kupie je w Leroy Merlin ? Słyszałam, że niedrogie są.
Najwięcej trudności jest z mierzeniem trójkątnego okna w łazience na górze. Ale pan i z tym sobie poradził, zaznaczył ołówkiem gdzie maja iść drugie krokiewki i ewentualnie da wytyczne dacharzowi jak przyjdzie je robić. Bo otwór trzeba zmniejszyć, jest za duży.
Bardzo jestem z pomiarów zadowolona, dokładnie i fachowo i spokojnie.
Właściwie to już podjęłam decyzję, zamawiam wszystko w tej firmie, jutro będzie dokładna wycena i podpisanie umowy, bo .... od pojutrza ceny okien idą w górę. Informuje męża o decyzji, on tez przychyla sie do tego, aby jedna firma robiła wszystko.
No to po wyborach.... trochę szkoda mi tych pięknych okien M&S, mają takie ładne profile..... Ale myślę, że po jakimś czasie nie będą ważne profile w oknach, tylko ciepły i wygodny dom, ładny ogród.... jak sie zamieszka, to wiele rzeczy przestaje mieć znaczenie.

Renia
03-07-2007, 16:57
Zgodnie z zapowiedzią pan przychodzi do podpisania umowy, zagaduję o tych pięknych oknach M&S, pokazuję ich przekrój z pianką w środku, który nosze w torebce od dwóch tygodni... pan obiecuje mi okna z ładnym profilem w cenie tych "normalnych", tez mają ładny profil ! Jestem bardzo zadowolona !!! :D
Za to drzwi główne będą te tańsze, nie ma rady, bez rozsądnego podejmowania decyzji kredyt urośnie do niebezpiecznej granicy, a ja będę musiała potem jeszcze normalnie żyć i .... wykończyć łazienki, kuchnię, salon, bibliotekę, sypialnie, przedpokój, wiatrołap...... no i stworzyć piękny ogród.
Wysyłam męża do biura z zaliczką niecałych 40 %, okna będą za 4-5 tygodni. Spokojnie uwinę sie z nimi na wakacjach, kiedy mam więcej czasu....

Za kilka dni kładziemy na tarasie papę....czekam na resztę wycen, pomalutku to idzie, przygotowuję dokumenty do banku....
Balustrady czekają na decyzję... może pod koniec tygodnia sie zmobilizuję żeby jechać do wykonawcy ?

Renia
23-07-2007, 17:28
Umawiam sie na wykonanie wewnętrznej instalacji gazowej. To niezbyt dużo pracy, zostawiam klucze wykonawcom i po południu mam informację, że praca jest wykonana. Instalacja biegnie po zewnętrznej stronie muru, przechodzi do wewnątrz w dwóch miejscach - w kuchni i w kotłowni.
Jeszcze tylko parę formalności w Zakładzie Gazowniczym i koniec tematu.

Teraz muszę położyć papę na tarasie nad garażem i wymurować słupek między oknem a drzwiami w garażu. Umawiam sie na 9.00 rano w sobotę z wykonawcą, przyjeżdża punktualnie, zostawia dwóch młodych ludzi i papę. Pomału zabierają sie do mieszania zaprawy.... Trzeba jeszcze wymurować próg między pokojem a tarasem, żeby wywinąć papę do góry. Układają dwie części białego bloczka przez godzinę. Nic nie mówię... czekam. Potem informują mnie, że pracują tylko do 15.00, więc słupka w garażu nie zdążą zrobić.... Nie zgadzam się..... Nakłaniam do zejścia i murowania, idzie im to jak krew z nosa..... O wpół do trzeciej po południu kilka maxów stoi wreszcie w słupku, a ja jestem wykończona..... Kiedy skończymy kłaść papę ???
Kładzenie papy odbywa sie w miarę sprawnie, lecz nie pracują zbyt dokładnie, a ja mam świadomość tego, że woda w ekstremalnych warunkach zrobi swoje....proszę o poprawki. Niechętnie podgrzewają papę po raz drugi.
Nie mogą już na mnie patrzeć, wymagam i wymagam.... O 17.20 jest po robocie. Informują mnie z wyrzutem, że w ubiegłą sobotę pracowali tylko do 13.00. Odpowiadam, że sami są sobie winni, murowali próg i słupek przez 5,5 godziny !!! Mogli szybciej..... ja zrobiłabym to bardziej sprawnie !
Są obrażeni i nie zapowiada sie to dobrze, na pewno poskarżą szefowi jaka to ze mnie upierdliwa baba....

Na efekty nie trzeba czekać długo, w poniedziałek otrzymuję informację od szefa, że jego wcześniejsza kalkulacja do banku na ocieplenia jest nieaktualna, po prostu wycofuje sie z ustnej umowy.... nie potrzebuje sobie szarpać nerwów takimi klientami jak ja, wymagającymi.
Aha, lepsi tacy klienci, którzy przyjmują każda robotę bez uwag, niezależnie czy jest wykonana dobrze czy źle.... no pewnie, nie ma reklamacji, poprawek, marudzenia....

No to mam zagwozdkę.... dobrze, że mam drugiego wykonawce na oku. Tylko jak z nim rozmawiać, żeby nie zwiał ? :-?

Ludzie !!!!! Mam nie wymagać i nie sprawdzać w ogóle ??? :roll: I całować po nogach za to, że raczyli wziąć zlecenie u mnie ?
Takie czasy, że wykonawca jest panem, a klient musi go pod nogi podejmować i grzecznie prosić...... :evil: :evil: :evil:

Nie mam humoru i jeszcze te upały dają w kość.....
Ale za to umawiam sie na następną sobotę na robotę trójkątnego okna w łazience na poddaszu. Otwór trzeba zmniejszyć i szybko sie uwinąć, bo montaż okien tuż tuż.....

Renia
05-08-2007, 13:01
W piątek o 7.00 rano na budowie pojawia sie ekipa ciesli. Zdejmują prowizoryczne deski z trójkatnego okna w łazience na poddaszu. Chroniły przez dwa lata wnetrze przed sniegiem. Po krótkim pouczeniu pana z firmy okiennej zabieraja sie za zmniejszenie otworu okiennego. Przywieźli swój materiał - dwie krokiewki, deskę na podstawę wybieraja ze sterty moich desek. Po półtorej godzinie otwór jest zmniejszony i posiada dokładnie takie wymiary jak zamówione okno.
Mlody ciesla zauważa, że teraz wygląd lukarny z mniejszym otworem prezentuje sie duzo lepiej. Rozliczam się z nim, bo śpiesza sie na inna budowę i umawiam sie na październik ... Będa wykańczac okno od zewnatrz parapecikiem, może dachówek trzeba będzie dołożyć ? Obiją też okno z zewnatrz boazerią dookoła, zrobia suficik podwieszany w dobudowanym wiatrołapie i jeszcze pare innych drobiazgów.

A w czwartek od rana montaż okien w całym domu !!! Nie moge sie doczekać.
Jestem na urlopie i usiłuje umówic ekipe do zrobienia wylewek w garażu. Może uda mi sie to zrobic w tym samym tygodniu, bo potem wracam do pracy, a nastepny urlop planuje dopiero pod koniec wrzesnia na ocieplanie bydynku z zewnatrz.

Byłam też w banku, złożyłam wszystkie potrzebne dokumenty do kredytu, pani obliczyła, że moge dostac 90 % planowanych wydatków związanych z ocieplaniem budynku i centralnym ogrzewaniem tj. 80.000 zł, na 8 lat.
Tylko jeszccze jedna wizyta ekspertów bankowych na mojej budowie i .... końcem sierpnia będę mogła korzystac z kredytu.
Jeszcze troche nerwów, bo na hipotece mojego domu jest resztka poprzedniego kredytu, którego nie chce wczesniej spłacić, nie byloby to dla mnie korzystne. Nowy kredyt będzie musiał byc na drugim miejscu .... pani musi to z kims skonsultować.
No nic, poczekam cierpliwie, wszystko powinno sie dobrze skończyć.

Teraz powinnam pana od centralnego ogrzewania poprosic o wykonanie, nie w zimie, tylko teraz ! Będzie cięzko, ma kolejkę. I o urlopie cos wspominał, bo ostatnio orał jak wół i jest zmęczony.
Hmmm..... musze drążyc temat.

A w domu spokój, wakacje, w firmie też spokojniej .... za to w domu nowy kot brytyjski szaleje, uprawia biegi, skacze, bawi sie wszystkim co sie tylko rusza. Śpi z nami w łóżkach, rano mruczy przyjaźnie do ucha.... Tego mi brakowało !
Jest taki miły, koi nerwy i pozytywnie wpływa na moją psychikę.

Renia
11-08-2007, 13:17
Ledwo doczekałam do tego czwartku...
Ekipa przyjechała tuz przed 12.00. Wszystkie okna i drzwi zostały wniesione i rozlokowane w poszczególnych pomieszczeniach. Jeden z panów bez pytania zabrał sie za demontaż prowizorycznych okien i desek w otworach. Po pół godzinie pierwsza witryna ogrodowa została ulokowana. Sprawdzenie poziomów, pionów, założenie klinów i przybicie kotew a potem pianka z obydwu stron i .... gotowe. Za chwilę obydwie "połówki" drzwi zawisły na swoich miejscach, teraz jeszcze piekne klamki w kolorze starego zlota zostają przykręcone i można już zamykac i otwierac tarasowe drzwi. Potem kolejne mniejsze juz okna zostaja zamontowane, wszystko sprawnie i bez komplikacji. Cały parter zrobiony, czas na poddasze.... Troche więcej roboty przy balkonowych oknach, bo trzeba zespolic je z drzwami. Na końcu trójkatne okno w łazience i juz po wszystkim. Pianka szybo twardnieje. Panowie zabieraja sie do montazu drzwi wejściowych. Tak samo kotwy, kliny, pianka. Montaż zamka i przekazanie kluczy. Zamek chodzi miękko.

Dzwonie po męża i syna, przyjeżdżaja i uprzątają deski na kupkę z boku domu. Oglądaja z zainteresowaniem okna i drzwi. Oknami sa zachwyceni, dwustronny złoty dąb robi wrażenie elegancji. Za kilka dni trzeba będzie usunąc taśmy ochronne. Drzwi niestety nie sa drewniane, ale metalowe. Drewniane sa tylko ościeżnice. Okleina złoty dąb i małe podłużne okienko z kolorową szybką pośrodku robią jednak dobre wrażenie a przede wszystkim pasują do okien.

Zamykamy nasz dom i wracamy zadowoleni, że tak sprawnie sie to odbyło.
Umawiam sie telefonicznie na rozmowę w sprawie rolet zewnętrznych. Mąż ciągle wraca do tego tematu.

Renia
11-08-2007, 16:55
Jedziemy z mężem do firmy zamówic rolety. Pasują nam tylko ciemno brązowe, rynny tez są takie. Pan robi wycene i wychodzi duża suma.... Ktos musi zrobic ocieplenie ze styropianu pod te rolety wokół okien, potrzebna będzie tez siatka i klej... Pan z biura proponuje jednego z pracowników, podobno robi to dobrze, potem sam bedzie montował rolety, więc zrobi porządnie. Zostawiam pieniądze na zakup materiałów, które zostana zakupione przez tego pana.
Przy okazji dowiaduje się, że brama garazowa juz przyjechała, więc za tydzień ją zamontują, drzwi i okno garazowe też.
Negocjuje jeszcze cene tych rolet, dostaje 5 % rabatu, a potem znowu obnizke o 200 zł na calości.
I tak duża suma jest, no cóż, za darmo mi tego nie zrobią.
Mąż jest zadowolony, bardzo chciał te rolety, syn też.

Usiłuje sciagnąc piasek na wylewkę do garazu, ale żaden kierowca nie jest wolny i chetny, sobota jest stracona....
Za to po poludniu umawiam sie z kolejnym wykonawca na ta wylewkę - na poniedziałek wieczorem, sam załatwi piasek.
Jestem zadowolona, bo w poniedziałek wracam do pracy i wieczorny termin mi pasuje, dopilnuję sobie wszystkiego.

Weekend spędzam w domu leniuchując. Fajnie jest nic nie robić !!! :D

A w poniedziałek pani ekolog z banku ma mi zlożyc wizyte na budowie.... poprosze o szybkie załatwienie kredytu, bo faktura za okna i drzwi juz wystawiona..... bank powinien ja zapłacic, a tu jeszcze jakies analizy finansowe, zalożenie hipoteki.... :-?

Renia
14-08-2007, 16:28
Wylewka w garazu nie zrobiona, nie udalo sie zamówic piasku i wykonawca tez nawalił ale za to wod-kaniarz zabrał sie za robienie centralnego ogrzewania od poniedziałku. Poloży rury i przygotuje wszystko tak, żeby mozna było zrobic własciwą wylewkę. Prosiłam go o to, bo cement mi sie przeterminuje, jak go nie zużyję teraz.....
No i dzisiaj rano była na budowie pani ekolog, obiecała szybko dopiąć ten kredyt.
Przekazałam pierwszą fakturę za okna i drzwi do banku.
Teraz muszę podjąć decyzję z czego te balustrady robic, musze tez zamówic sobie kolejke na ocieplenie budynku, najlepiej na poczatek października.
Ale wczesniej do roboty jest jeszcze taras nad garażem.... chyba musze przyspieszyc działania bo czas biegnie strasznie szybko a ja nie zrobiłam za wiele przez te wakacje !

Renia
15-08-2007, 13:47
Kolejka na ocieplenie zewnetrzne domu zamówiona, będa robic w I polowie października.
A jutro od rana montaż bramy garażowej, drzwi i okna w garażu oraz przyklejanie styropianu pod rolety wokół okien. Na budowę ma wyruszyc mój syn, po raz pierwszy ma zadanie do wykonania. Musi przypilnowac montażu i odebrać klucze od bramy i drzwi. Ja musze byc w firmie od samego rana, a mąż wyjechał na kilka dni w góry z kolegami.
Wyszukałam tez firmy w internecie, które zajmują sie wykonywaniem balustrad, wykonawca u którego bylismy z mężem tydzień temu nie zaproponował nam nic ciekawego. Cos mnie kusi aby szukac dalej.....

Renia
16-08-2007, 18:53
Rano syn wybiera sie z czarnowłosą na budowę. Montażyści przyjadą okolo 9.00. Dowiaduję sie przez telefon, że jest równiez ekipa od centralnego ogrzewania i rozkłada maty pod podlogówkę.
Po trzech godzinach montaż w garażu jest skończony, syn otrzymuje klucze od drzwi i wraca do domu, a ekipa zabiera sie do przyklejania styropianu wokół okien pod rolety.
Nie moge doczekac sie końca pracy, szybko jade na budowę, jestem ciekawa jak to wszystko wygląda.
Juz z daleka widac brame w kolorze złoty dąb, elegancka jest ! Od ogrodu prezentuja sie drzwi i okno równiez w kolorze zloty dab. Drzwi są metalowe, tak jak zewnetrzne do domu, tylko pełne, bez szybki.
Dołem zostawione jest miejsce na wylewkę. Podłożone są cegły. Super !!!

A w domu urzeduja panowie od centralnego ogrzewania, wchodze przez drzwi ogrodowe.... wszędzie tam gdzie ma byc podlogówka rozlozone są styropianowe maty a na nich rurki. Mnóóóóstwo rurek ! Pan własnie robi próbę cisnieniową. Wszystko gra. Nic sie nie rozszczelnilo ani w rurkach z woda ani w rurkach c.o. Robota jest skończona ! Panowie będa sie pomału pakować, klucz przekażą włascicielowi firmy, musze sie z nim spotkać w sprawie częściowej faktury i porozmawiac o terminie montazu reszty instalacji. To juz będzie w zimie......
A teraz moge spokojnie zrobic wylewki, trzeba tylko kupic folie i styropian.

A jutro zostaną zdjęte wymiary rolet i zostanie zlożone zamówienie. Montaż przewidziany jest za dwa tygodnie.

Jestem taka zadowolona ! Najbardziej zależalo mi na tym centralnym ogrzewaniu.

Z tego wrażenia zapomniałam o umówionej wizycie u dentysty, a tu pani dzwoni przed chwilą...... o cholerka, przepraszam i dostaje nowy termin na koniec sierpnia.

Renia
19-08-2007, 11:23
Z wielkim trudem nakłanaim ekipę na sobotę do wylewki w garażu. Zamówią piasek i zjawią sie po godz. 12.00, bo od rana maja robote na innej budowie. Jedziemy z mężem na budowę, bo trzeba sciagnąc wszystkie taśmy z okien. Przy okazji zauważam, że w łazience na górze jest wilgotno przy wylewce obok rur kanalizacyjnych i śmierdzi kanałem. Na to juz wczesniej zwrócil uwage syn, ale jakos tak wtedy nie przyglądałam sie temu dokładnie. Teraz widzę, że wkuli sie w komin wentylacyjny (? :roll: ?) i pewnie zrobili odpowietrzenie kanalizacji w ten sposób. Ostatnie deszcze "dostały się" poprzez ten komin wentylacyjny do środka i dlatego jest mokro. Musze to wyjasnic z wod-kaniarzem..... Hm czy takie rozwiązanie jest prawidlowe ? Przez komin wentylacyjny ? No ale dlaczego tak smierdzi kanał ?
No nic, wyjasnie to, tymczasem przyjeżdża piasek. Nikt na razie nie dzwoni z wiadomościa, że jedzie.... decyduję sie zostać i czekać, mąż wraca do domu.
Porzadkuję garaż, wynosze smieci na zewnatrz. Po jakims czasie dzwonie do szefa, za chwile oddzwania, że będa za 15 minut.
Przyjeżdza kilkuosobowa ekipa. Jeden z chlopaków zabiera sie za ubijanie piasku, reszta przygotowuje maszyne do pracy. Po pół godzinie sypie sie wylewka do garażu, ustalamy poziomy i praca posuwa sie dośc szybko.
Po jakims czasie maszyna zaczyna dymić, cos w niej grzebią, poprawiają, pracuje dalej. Och, żeby tylko nie padła, bo nigdy tej wylewki nie zrobię.....
Wylewki od strony ogrodu musi byc dośc grubo, bo poziom w garazu był nierówny, zużyli ponad 4 kubiki piasku.
Wieczorem wszystko jest gotowe, mąz przyjeżdża po mnie, pomaga wypchac samochód, bo ugrzązł w ogrodzie.
W domu uzgadniamy, że jednak konieczne jest zrobienie ścianki w garazu, poniewaz od strony ogrodu dobrze byloby mieć oddzielne pomieszczenie na podreczne ogrodowe rzeczy.
Musze teraz pomyslec o zakupie styropianu na ocieplenie podlogi na gruncie i na poddaszu, folii i tasm dylatacyjnych.

Renia
24-08-2007, 15:36
Pani z banku dzwoni do mnie z zaproszeniem do podpisania umowy kredytowej. Wszystko jest tak jak chciałam, trzeba jeszcze tylko załozyc hipoteke w KW i zrobic stosowne opłaty w sądzie i w urzędzie skarbowym, no i prowizję w banku.

Tymczasem zamówienie rolet zostalo wstrzymane, bo przelew za okna jeszcze nie zrobiony i firma pogania mnie.... a bank czeka na tą hipotekę.... Jeszcze trzy dni i po wszystkim bedzie. O tydzien przesunie sie montaż rolet zewnetrznych.
Otrzymuje równiez rachunek do płacenia za ogrzewanie podlogowe. Tez musi poczekac kilka dni.....
Przy okazji dowiaduje sie, że jak padał deszcz wszystkie kominy były mokre :evil: :evil: Zauwazyłam to tez juz nie jeden raz. Wiem, że obróbki blacharskie wykonane przez ekipe Pana D. są do niczego. Prosze wod-kaniarza o podesłanie dobrego dacharza. Umówi mnie z nim i może będzie spokój z tymi kominami.
Wracają przykre wspomnienia o tej ekipie od kb, to byli wybitnie niesolidni ludzie !!! Dobrze, że nie dopłaciłam ostatniej raty za wykonanie dachu.... mieli skończyc obróbki na kominch i jeszcze pare innych drobnych rzeczy, nie skończyli, więc nie wypłaciłam pieniędzy, teraz zapłace za poprawki i uważam, że bedziemy kwita. I tak byłam wystarczająco cierpliwa !
Nie odzywam sie do kb od wiosny, po prostu wykonuje kolejne prace, sama decydując o wszystkim. Uwazam, że na tym etapie kb w niczym mi nie pomoże.... Będzie musiał tylko dokonac odpowiednich wpisów do dziennika budowy.

Renia
31-08-2007, 16:03
Kredyt uruchomiony, rachunki zapłacone.
Umawiam sie z kolejnym wykonawcą na budowe żeby omówic sprawe balustrad i wylewek, robi jedno i drugie, mam nadzieje sie z nim dogadac, bo czas płynie....
Przyjeżdża punktualnie i ogląda dom. Podaje mi ceny, sa całkiem przystepne. Zgadzam się, więc przystepuje do pomiarów, mierzy aparatem poziomy, liczy, rysuje na ścianach kreseczki. Po godzinie wszystko jest gotowe, podaje mi grubości styropianu, które nalezy kupić. Prosi o wybór wzoru na balustrady. Po oglądnięciu albumu ze zdjęciami nie jestesmy z mężem na nic zdecydowani.... Mąz twierdzi, że taras bedzie widoczny z daleka, jest duży - 3,60 x 9,30. Balustrady powinny byc ładne, to jedyna ozdoba domu..... Zgadzam się z jego opinią, będziemy w weekend szukać ładnego wzoru, zrobimy zdjęcia i przeslemy e-mailem do wykonawcy, on wyceni i wykona.
Cieszę się, że tak sprawnie z nim poszlo, no i termin ekspresowy, do 10 wrzesnia wszystko będzie wykonane. To znaczy wylewki, a balustrady to tylko wkute pręty w strop, dalszą częśc może zrobi później po ociepleniu i wylaniu wylewki wierzchniej.

Teraz musze zamówic piasek i styropian i folie i tasmy dylatacyjne !!!
Aaaaa, ścianki w garażu nie ma jeszcze, bo murarze zajęci ! Musze dzwonić !!!

Renia
14-09-2007, 17:02
Nijak nie moge zmobilizowac murarzy do ścianki w garazu....
Tymczasem zamawiam wszystko co potrzebne do wylewek. Przyjeżdża caaaaały samochód styropianu, siatki metalowej, papy i folii. No i 80 bloczków siporeksu "12". Mąz pracuje, więc jedziemy z synem na budowę i rozładowujemy samochód, ja noszę styropian do garazu a syn pustaki na palete przed garaż. Po godzinie garaz jest napełniony po sufit. Na drugi dzień przyjeżdża samochód z piaskiem, deszcz pada, pomagam kierowcy manewrowac, bo przesmyk miedzy siatka a garażem jest wąski. Trzeba co najmniej 4 razy obrócic z tym piaskiem.

Nie mielismy sily jeździc i ogladac balustrady "na żywo", zasiadam więc przed komputerem i buszuje w internecie. Wszystkie firmy, które maja tylko strony www zostały przeglądniete. Wybieram wzór i po konsultacji z mężem wysyłam go e-mailem do wyceny. Tanio nie bedzie, bo to piękny wzór ! Ale ta balustrada to jedyna ozdoba domu. Bedzie pomalowana na czarno, tak zdecydował syn, twierdzi, że najbardziej elegancko.

Zostały tez zdjete wymiary na rolety zewnetrzne, powinny byc zamontowane pod koniec wrzesnia.
Zaczynam sie denerwowac że idzie jesień a ja dopiero teraz ruszam do kolejnych prac, np. w październiku ocieplanie zewnetrzne.... No cóż, jakos może pójdzie... :wink: Oby tylko pogoda dopisała. Mam dośc deszczu !!! :evil: :evil: :evil:

A w domu kotek rosnie, rozbestwił sie i harcuje na całego. Najbardziej uwielbia skakac mi na plecy jak myje zęby przy umywalce albo jak sie schylam po coś. Co za praktyki ???:roll: Rycze wtedy z bólu, bo wbija mi pazurki w ciało ! Ale za to rano budzi mnie glosnym mruczeniem, ma tez cieplutkie stópki, takie miłe jak aksamit.

Renia
03-10-2007, 17:57
Wreszcie przychodza ludzie do klejenia papy w garażu i na balkonie. Zakupiona papa okazuje sie marszczyc podczas kładzenia i nie przykleja sie. Wysyłam męża po 5 rolek nowej papy, jest dobra, więc garaz zostaje opapowany. Na drugi dzień przychodza ludzie i stawiaja ściankę w garazu. Jest teraz dwa pomieszczenia, mniejsze od strony ogrodu na "różne rzeczy" i garaż na samochód i rowery.
Równoczesnie druga ekipa montuje żaluzje. Pod koniec dnia okazuje się, że ostatnie okno nie będzie do końca zrobione, bo płaszcze zostały pomylone wymiarami. W sobotę przyjada zamontować własciwe rozmiary.
Mąz przyjeżdża po mnie na budowę i ogląda żaluzje, bardzo mu sie podobają, są koloru gorzkiej czekolady. Tylko żaluzja przy drzwiach wyjściowych na ogród będzie miała elektryczny napęd, reszta jest ręcznie sterowana.
Teraz musza otynkować ta ścianę w garazu, dokończyc papowanie balkonu i tarasu i zrobić wylewki w całym domu. Do środy nastepnego tygodnia będzie po wszystkim i będe mogła zaprosic ekipę do ocieplenia budynku z zewnatrz. Ledwo skończę te grube roboty przed zimą. Zapowiadaja szybki snieg..... a tu trzeba będzie jakos zabezpieczyć wylewke na tarasie przed mrozem i deszczem ! Płytek na pewno nie zdążę położyć.

Renia
03-10-2007, 20:53
Pomyliłam rolety z żaluzjami. No pewnie, że rolety. Zewnętrzne oczywiście !
Żaluzje (lub rolety wewnetrzne) będa dobierane dopiero po umeblowaniu.
A swoja drogą, to te ustrojstwa do podciagania rolet i żaluzji będą dyndać "podwójnie". Od rolet zewnętrznych jest "rączka", a od wewnetrznych sznureczek z koralików. Trzeba będzie jednak dac firanki dodatkowo, ukryja to wszystko, a poza tym nie wyobrażam sobie domu bez firanek.
W wolnej chwili powinnam wybrac i zamówić parapety wewnętrzne. Mam dylemat jaki kolor pasuje do złotego debu (okna) i jest na tyle uniwersalny by pasowac do każdego wnetrza. No i czy taki sam kolor ma byc w kazdym pomieszczeniu czy moga byc różne kolory parapetów w pokojach ?
To jest dalsza część dylematów budowlanych, będzie ich coraz więcej teraz..... jaki parkiet, jakie płytki, jakie meble, jasne, ciemne.....?

Renia
14-10-2007, 20:05
Ludzie do tynkowania ścianki w garażu nie przyszli, bo jeden zachorował, a drugi miał wesele. Ale za to jest ekipa do wylewek ! Biore urlop i juz od 7.00 rano doglądam robót. Muszą wynieść wszystko z domu i troche posprzatać, bo bajzel jest niesamowity, nazbieralo sie różnych resztek, które zalegaja w domu. Najpierw zabieraja sie do tarasu i balkonu, jest słońce, więc mozna robić na dworze. Dwóch wykonuje szalunki, reszta przygotowuje maszynę do pracy, nosi cement.... Wychodze na chwile na zewnatrz, po powrocie widze rozłożony kawałek folii na brudnej papie. Pytam czy tak bedzie ? Tak, odpowiadają. Na to ja, że nie tak będzie. Przynoszę miotłę i każę pozamiatać piasek i gruz, przecież po obciążeniu wylewką gruz przebije folię. Zarzadzam rozlożenie folii w jednym kawałku, a nie w dwóch. Niechetnie zabieraja sie do wykonania polecenia. Mysleli, że przy babie pojdzie szybko.... Na folii układają w dwóch warstwach styropian, 2 x po 4 cm grubości. Na to znowu folia i dopiero wylewka ze spadkiem okolo 4,5 - 5 cm na długości 3,60 m. Na "dolnej" wylewce jest spadek tylko 2 cm, dlatego pilnuję żeby było tak jak chcę.
Następnie balkon: znowu folia na papę w jednym kawałku, na to tylko 2 cm styropianu i wylewka ze spadkiem okolo 1 cm na 1,1 m.
Jedni zajmuja sie wylewkami, drudzy układaja styropian w sypialniach na górze. Idzie az 5 cm, bo balkon był 3 lata temu źle wylany i jest wyżej od stropu w domu..... Tak wyliczył właściciel firmy od wylewek, ma sporą wiedze i na dodatek jest miły.
Do godziny 16.00 ekipa zalała całe poddasze. Na jutro zostaje parter i garaż z pomieszczeniem gospodarczym. Marudzą, że nie będa poprawiac styropianu ułozonego byle jak pod matami z ogrzewaniem podlogowym, a ja wiem, że będa musieli poprawic wszystko, nie zaleję tego nigdy w zyciu w takim stanie !!! Własciciel przed wysłaniem ekipy tez uprzedzał, że poprawa nie wchodzi w grę, bo nie ma na to czasu, chlopcy musza dziennie wykonać okreslona liczbe m2 wylewki, żeby zarobic godziwe pieniądze.
Nie zakwestionowałam tego styropianu u wod-kaniarza, bo miał robic podlogówke dopiero w zimie, a uprosiłam duzo wczesniej, więc styropian ulozyli szybko i byle jak. Leży tylko pod matą grzejną, a obok nie ma nic, tylko folia. Należałoby dolożyć dwie warstwy obok, ale sa innej grubości, więc powstaną mostki termiczne, bo na mijankę nie będzie mozna ułożyć tych warstw. Mogłam kupić takie grubości jakie juz leżą pod matą, ale kupiłam inne, bo w salonie nie ma podłogówki i trzeba polożyć 2 warstwy po 6 cm żeby było tak samo grubo jak w przedpokojach, łazience i kuchni. Różnica w tych grubościach styropianu wynika z grubości maty grzejnej, która ma 3 cm i pokryta jest srebrnym "ekranem". Pod matą jest 4, na tym 5, potem 3 cm maty grzejnej, razem 12 cm. W salonie natomiast 2 x 6 cm, tez 12 cm razem.
Ekipa odjeżdża do domu, a ja zostaję ze swoim problemem z grubościami styropianów. Ech, kiedy będe mogła byc spokojna i nie martwic sie niczym ???
Ile jeszcze innych problemów wyjdzie po drodze ???
No tak, dopiero z trzecim domem idzie łatwo, nawet przy drugim popełnia sie błędy..... Nie byłam w stanie przewidziec i dopilnowac wszystkiego. Dzwonie po męża, przyjeżdża po mnie na budowę i wiezie do domu, jestem przemarznieta do szpiku kości, mam lodowate ręce, nóg nie czuję w ogóle, pomimo, że w gumiakach jest dwie wkładki filcowe.
Wchodze do wanny z gorąca wodą, a potem do łóżka. Zasypiam kamiennym snem, rano zbudzi mnie Fredi. Będzie do skutku odsuwał łapką kołdrę z mojej twarzy i trącał mnie, aż wyciagne ręke i pogłaskam kremową jedwabną sierść. Wtedy wsunie się na chwile pod kołdrę i da mały koncert. To juz codzienny, miły rytuał.

Renia
20-10-2007, 11:36
Jade rano na budowę, tam ekipa juz czeka. Zaczynaja układac folie i styropian w salonie. Pod oknami biegna rurki z c.o., tam styropian musi byc przyciety i polozony obok rurek. Tak robią, ale folia sie napręża i wierzchnia warstwa styropianu idzie do góry. Tylko na srodku salonu jest w porzadku, pod ścianami wszystko idzie w górę. Nie akceptuje tego, żądam poprawienia. Nie moga sobie z tym poradzić, patrza na mnie spode łba. Upieram sie. Styropian ma leżeć płasko, na to wylewka. Jak będzie inaczej to w przypadku ciężkiej szafy peknie wylewka.
Nagle pojawia sie szef i pyta co sie dzieje. Domyslam sie, że podzwonili po niego na ratunek. Pokazuję mu ten podnoszacy sie styropian. Nakazuje przyciąć go bardziej, nasypać piasku na rurki a na to dopiero druga warstwę styropianu. Teraz jest dobrze, nad rurkami jest tylko jedna warstwa styropianu ale gruba na 6 cm, więc nie będzie wielkiej straty ciepła. I wylewka nie peknie.
Zwraca mi uwage, że prace przygotowawcze trwaja za długo, że wymagam za dużo od chlopaków.... Umówiona kwota nie obejmowała takiego okresu czasu jaki trzeba poświęcić na rozłożenie styropianu. Rozumiem jego argumenty i proponuję dopłatę. Zgadza się.
Po chwili odjeżdża, a chlopaki ida do garazu układac styropian. Tam wszystko idzie dośc szybko. Okolo poludnia mozna sypać beton. Najpierw do salonu i kuchni, potem do garazu i pomieszczenia gospodarczego.
Nie uda sie zrobic wylewki w łazience i w przedpokoju bo jest już późno.
Czeka nas kolejny dzień pracy.
Będzie brakowac cementu, więc zamawiam na rano kolejną paletę.

Renia
20-10-2007, 11:55
W trzecim dniu robienia wylewek czeka nas najgorsza robota. Styropian polozony przez wod-kaniarzy w przedpokoju i łazience trzeba poprzekładac na mijankę i porządnie dopasować. Chlopcy marudzą....
Ale nie ma wyjścia, ja stoje nad nimi jak żandarm, więc pomału zabieraja sie do roboty. Układają, docinają, dopasowują, ściskają.... wreszcie po dwóch godzinach wszystko jest przygotowane. Sypie sie beton, przystepuja do zacierania. W poludnie ostatni z nich wychodzi na kolanach z drzwi wejściowych kończąc wylewke przy progu.
Wypłacam im umówiona dodatkowo sumę i zaczynaja sie zbierać do wyjazdu, myją maszynę, zwijaja węża.
Na twarzy mają wypisaną opinie o mnie: upierdliwa baba..... stała przez cały czas i pilnowała żeby bylo dobrze zrobione.
Pewnie ! Lepiej by było gdyby mnie nie było. Szybko by wszystko zabetonowali .... oj szybko !
Mąż przyjeżdża po mnie i zabiera zmarznietą kukiełkę, która po trzech dniach spędzonych na budowie nie chce chwilowo o niczym słyszeć, marzy tylko o ciepłym łóżku i szklance gorącej herbaty. Mogłaby być też kropelka gorzkiej żołądkowej ! Ale nie ma. Ani obiadu nie ma. Nic nie ma. Pusta lodówka, nieświezy chleb i jedna cebula.
Trzeba jechac na zakupy, bo kolejne dwa dni spędzę poza domem, musze zdobyc troche wiedzy.....

Renia
07-11-2007, 17:00
Odezwali sie ludzie od tynkowania ścianki w garazu. W sobote zrobili obrzutkę, w poniedziałek przed południem zaczeli tynkować. Ja zabrałam sie do zbierania smieci na ogrodzie. Nazbierałam 8 worów resztek styropianu, folii, butelek tudzież innych szpargałów. Ustawiłam to wszystko rządkiem pod murem. Bajzel był niesamowity, a ja dopiero teraz mogłam coś zrobić, ostatnie dwa tygodnie uciekły mi z życiorysu, tempo było zawrotne.
Tynkowanie szlo dość sprawnie, po dwóch godzinach jedna strona była gotowa, po następnych dwóch druga strona. Panowie odjechali, a ja ledwo doczekałam przyjazdu męża, zimno dało sie we znaki. Ledwo doczołgałam sie do samochodu.

Już wiem, że z ocieplenia zewnętrznego nic nie wyjdzie, trzeba to zostawić na wiosnę. Będę pierwszą klientką w kolejce. Potem dopiero ocieplenie poddasza i podloga na strychu.
Ale może wcześniej - około marca - rozpocznę prace z dokończeniem centralnego ogrzewania.... zrobiona jest podłogówka, więc pozostanie instalacja kotła z zasobnikiem, montaż kaloryferów itp.
Pewnie tez zabiorę sie za montaż parapetów wewnętrznych, potem szpalety.

W dalszej kolejności trzeba będzie kupić płytki na taras, balkon oraz do łazienki, kuchni i przedpokoju na parterze. Potem montaż białego wyposażenia w łazience. Potem aranżacja przedpokoi na parterze - kącik buciany, szafy do zabudowy, spiżarka itp.
Następnie kuchnia - to będzie spory wydatek, agd i meble są drogie.
Planuję jeszcze położenie parkietu na górze i na dole oraz zrobienie schodów z balustradą.
Nie sądzę aby udało mi sie więcej dokonać w przyszłym roku.

W przypadku "luzów" może jakaś kostka brukowa przed domem ???
Potem przerwa na zimę i wiosną 2009 malowanie, meble do salonu, biblioteki i pokoju syna na poddaszu.
Potem już będzie można sie wprowadzić !!!
Całą resztę zostawię NA POTEM.

Ale na razie pozostaje problem cieknących kominów, tynk odparza sie już w łazience na poddaszu, do wiosny odpadnie całkiem ! :evil: No i więźba obok komina zamoknie, przynajmniej jedna deska. Niestety nie zdążyłam umówic nikogo do poprawki obróbki blacharskiej....
Oprócz tego, z tarasu nad garażem w czasie deszczu spływa woda na ścianę zewnętrzną boczną garażu, tam tynk wewnątrz tez sie odparza. I tez muszę czekać do wiosny aż przykleją ocieplenie i zalożą rynny wokół tarasu.

I tymi "cieknącymi sprawami" martwię sie najbardziej. Może jak na wiosnę zrobię co potrzeba, to wszystko ładnie wyschnie.....
Nie wykonałam planu. I kredyt do wiosny niewykorzystany będzie...
Wszystko musi poczekać do wiosny. Ja tez muszę doczekać do wiosny.

Jeszcze tylko jedna wizyta na budowie - trzeba bedzie uporzadkowac sterte drewna, częśc gorszego drewna obiecałam sasiadce na podpałkę....
No i zakręcic wodę na zimę.

Renia
21-07-2008, 17:10
No i znowu minęło parę miesięcy......Na budowie oczywiście nic sie nie działo. Zima rozhulała sie na całego, trzeba było przeczekać ....
Za to w pracy ...oj działo sie, działo. Zaraz w grudniu postanowiłam skoczyć o jedno oczko do góry, tzn. awansować. Zbrzydło mi ciągłe uzgadnianie spraw, ciągłe rozmowy, przekonywania, opowiadania, tłumaczenia, ciągłe kontrolowania. No i nie mam ochoty dłużej uczyć kogoś od kogo ja teoretycznie rzecz biorąc powinnam się choć czasem czegoś nauczyć. No i za niedługo kolejna podyplomówka w kieszeni... więc....chyba mi sie to należy ! Do cholery ile można byc mózgiem, sterem, inicjatorem wszelkich nowych i dobrych pomysłów bez awansu ?! Czas na awans ! Po to tak strasznie tyrałam jak wół, żeby w końcu coś z tego mieć.
Cięzko było....oj cięzko, ale przed świętami Bożego Narodzenia sprawa sie zakończyła. No i jestem szefem. W dodatku nie mam żadnego zastępcy ! Sama, samiutka. Nie dograna sprawa ilości członków zarządu w statucie, trzeba coś pozmieniać przy okazji Walnego..... Dostaje podwyżkę od Rady Nadzorczej. Nadal do kokosów daleko, trzeba coś wymyślić za jakiś czas, żeby mogło być lepiej..... Zaczynam od stycznia działać, po swojemu układam pracę w firmie tak, żebym mogła żyć jak człowiek, a nie jak niewolnik. Kolejna stażystka załatwia sprawę dodatkowych rąk do pracy. No i się udało. Żyje jak człowiek.
Wracam do domu mniej zmęczona i przytomna. Prawie nie mogę w to uwierzyć, bo jeszcze niedawno wiele rzeczy było niemożliwych....Dlaczego tak długo przyszło mi czekać na sukces, dlaczego tak ciężko musiałam go okupić ? Wiem, wiem, sama jestem sobie winna.... mogłam wcześniej zacząć krzyczeć ! Niesprzyjające okoliczności były, ot co. Wszystko ma swój czas !

Teraz znowu mogę zacząć myśleć o budowie, więc od wiosny zabieram sie za robotę. Wkracza ekipa od ociepleń i w ciągu dwóch tygodni dom jest ocieplony - 14 cm styropianu zostaje przyklejone, tynk położony, domek pomalowany farba silikatową w odcieniu pastelowej zgaszonej żółci - to wybór męża. Z daleka wygląda ładnie, nareszcie nie widać dobudowanego wiatrołapu. Skromny ten mój domek. Ale mój !

Renia
21-07-2008, 17:45
Pewnego słonecznego dnia w czerwcu przyjeżdża ekipa i montuje instalację odgromową na dachu, zdążyli schować przewód pod styropianem, nie wisi zatem po wierzchu elewacji, jest pod nią. Na budowę przyjeżdża mąż z teściem, oglądają wysoką iglicę i dziwują sie strasznie, bo nikt takiego czegoś nie ma w najbliższej okolicy. Dwa metry od budynku jest zakopany w ziemi "koniec" tej odgromówki. Oj kosztowało to, kosztowało.... ale będzie spokój ! Mąż się cieszy, bo ma troche sprzętu elektronicznego, syn zresztą też. Teść natomiast przyjechał uzgodnić swoje sprawy uziemienia aparatury krótkofalarskiej, którą trzeba będzie zamontowac w jednym z trzech pokoi na poddaszu.... oj porobiło sie w zimie, porobiło. Teściowa odeszła na zawsze.... zabieramy tatę do nas na resztę życia !
Ma 81 lat, jest żywotny, interesuje sie wieloma sprawami, jeździ samochodem na ryby.... tak bardzo rozpaczał po śmierci teściowej, że trzeba było zadziałać obiecanką wspólnego życia..... Jest taktowny i miły, spokojny, zrównoważony, bez żadnych nałogów, nie choruje. Odpukać, niechby jeszcze pożył trochę z nami.... Nie mam nic przeciwko temu. Co niedzielę przyjeżdża do nas na obiad, mam okazję porozmawiać z nim częściej niż dawniej, jest naprawdę taktowny i ma gust !
Teraz będzie przyjeżdżał na budowę i śledził postępy....

Renia
02-08-2008, 20:34
Tymczasem ekipa od ociepleń zabiera sie do przykręcania profili na poddaszu... Zjeżdza wełna Isover i płyty kartonowo-gipsowe. Ma być 15 cm między krokwiami i 10 pod, w poprzek. Będzie ciepło. Wykonawca śmieje sie ze mnie, że będzie za ciepło.... Praca posuwa sie szybko, ekipa jest dobrze zorganizowana i dokładna. Uzgadniam z szefem zakup ocieplanych schodów na strych i płyt OSB 220 mm na podłoge na strychu. Wszystko pojawia sie za dwa dni i czeka na montaż. Strych jest już ocieplony, położyli 15 cm wełny między krokwiami, aż do kalenicy i podpięli to sznureczkami na gwoździkach.
Na budowie jestem rzadko, bo dużo pracy w firmie... Cztery projekty złożone w terminie oczekują na ocenę, troche to potrwa.
Mogę pomału myślec o urlopie w sierpniu, wtedy planuję wykonczenie tarasu i balkonu oraz schodów zewnętrznych. No i te nieszczęsne kominy czekaja na poprawkę. Zmolestowałam jednego faceta do tej poprawki, zakupiłam jakies silikony dekarskie, drogą tasmę, polepił, poprawił, podokrawał kawałki dachówek, ale nie dał gwarancji na to....
Leje codziennie, zwłaszcza w nocy, w trakcie wizyty na budowie zauważam mokre plamy na kominach. Zwracają mi na to uwagę również ludzie od ocieplenia. Tylko mi sie serce kraje, wykonałam chyba z 20 telefonów w sprawie kolejnych poprawek, NIKT nie ma czasu. WSZYSCY maja terminowe prace, duże roboty. NIKT nie chce podjąć sie poprawki. Więc deszcz leje, kominy przeciekają, a ja jestem coraz bardziej zdesperowana. Ktos tam obiecuje mi wykonanie poprawek w sierpniu.....No chyba nie mam wyjścia. Pewnej nocy po przebudzeniu i stwierdzeniu, że deszcz leje jakby sie chmura oberwała, non stop, zaczynam po cichutku płakać..... Z bezsilności.

Na szczęście rano opuszcza mnie melancholia i pędzę na budowę. Sufity i strych są zrobione, czas rozliczyc sie z wykonawcą. Prosze o wystawienie faktury, muszę ją zanieść do banku, gdzie dokonaja przelewu z mojego konta kredytowego. Pani w banku przypomina mi, że za tydzień trzeba "zamknąć" kredyt. A tu jeszcze jedna faktura ma byc za instalacje kotła c.o. i grzejniki.
Podnosze więc alarm o szybki montaż tych wszystkich ustrojstw, wykonawca od dwóch tygodni juz sie przymierza do roboty.... też ma zawrót głowy, kolejka, wszędzie krzyczą żeby już montować centralne ogrzewanie.
Oddaje mu klucz do domu i na drugi dzień przyjeżdżają grzejniki. Wykonawca robi obchód po domu i decyduje o przesunięciu geberitu w łazience na poddaszu o 20 cm do przodu, bo po założeniu karton-gipsu pod sufitem uderza sie o niego głową przy wstawaniu z muszli (której jeszcze nie ma).
Na ścianach w łazienkach i w kotłowni lśnią białe "drabinki".

Zaczynam interesowac sie tematem płytek....... Jakim cudem dokonam właściwego wyboru ???
No i kominek czeka na uzgodnienie..... jaki wkład, jaka obudowa, w jakim stylu ??? Trzeba robić rozprowadzenie ciepła na poddasze....
Zaczyna mnie ogarniać strach, nie jestem projektantką, to wszystko trzeba zgrać nie tylko kolorystycznie, na jakis styl trzeba sie zdecydować....
Na razie wiem tylko, że NA PEWNO nie będzie to styl nowoczesny (po mojemu zwany "szpitalnym"). NIENAWIDZĘ nowoczesności, szkła, prostych kanciastych brył, chromoniklowych "nóg", połyskliwych płytek na podłodze, na których można sie zabić i każdy brud widać jak na patelni.
Musi być swojsko, przytulnie, ciepło, w tym domu chciałabym po pracy odpoczywać i czuć sie dobrze......

Renia
09-08-2008, 20:17
Projekt kominka jest zrobiony.... Podobają mi sie kafle więc wybrałam kominek kaflowy. Oj będzie kosztował ! Przy okazji dyskusji na temat wzoru kafli podjęłam niespodziewanie decyzję o zakupie wkładu spartherm. Sama siebie zaskoczyłam, dawno temu zdecydowałam sie na tarnawę, tymczasem.... jak zobaczyłam różnicę miedzy tymi wkładami, to zdecydowałam od razu. Poza tym wykonawca nie wykonuje kominków na innych wkładach. Spartherm ma cegły szamotowe w środku, to wszystko oddaje ciepło przez długi okres czasu, moc pieca też jest inna, dużo niższa, a wydajność dużo wyższa..... Nie wiem dlaczego tak jest, nie chce mi sie szukac informacji technicznych, po prostu polegam na wykonawcy. Poza tym kobieta, która wypala kafle w Krakowie poleciła mi tego wykonawce jako sprawdzonego i mądrego. Nie sztuka podobno wybudowac kominek, sztuka jest go wybudowac poprawnie, tak żeby grzał optymalnie.... A ja mam dość "fahofcuw", po których poprawki kosztują dwa razy tyle. Cała rodzina wykonawcy pracuje w branży od wielu lat, syn robi projekty kominków, ojciec wykonuje. Wszystko uzgodnione, a mnie coś niepokoi, męża też. Po prostu komin schiedla wystaje trochę ze ściany, więc jak dołożymy przed nim kominek, to "budowla" wyjdzie za bardzo na pokój.... a salon nie jest duży. Mobilizuję wykonawców do przyjazdu na budowę. Jedziemy z mężem, panowie oglądają komin i ..... potwierdzają, że niedobrze będzie. Projekt trzeba zmienić, kominek musi stanąć obok komina, tuż przy ścianie, bliżej przedpokoju, oszczędzimy w ten sposób aż 27 cm ! Ale z drugiej strony kominka tez trzeba dorobić "wypust" z karton gipsu. Ma być po obydwu stronach tak samo. Młody znowu wyśle mi na e-maila nowy projekt.... ucieknie troche czasu, a na kafle czeka sie nawet 8 tygodni. No cóż, montaż będzie w październiku, nie śpieszy mi się.

Teraz raczej muszę przypilnowac tarasu i balkonu. Więc zabieram się za bieganie za płytkami tarasowymi, pomaga mi przyszły wykonawca. Poświęcamy 2 godziny, mąż obwozi nas po kilku najbliższych marketach budowlanych. Porównujemy ceny, wybór pada na opoczno - gres szkliwiony, barwiony w masie "real stone karmin". Jest dość "delikatny" w kolorze. Wykonawca namawia mnie na fugi epoksydowe, mają być znakomite, nieprzepuszczające wody..... zakupuję wszystko. Przypadkiem rozmawiając z kimś innym na temat systemów odwodnienia tarasów dowiaduje się, że te fugi epoksydowe nie takie znowu fantastyczne. I nieodpowiednie podobno na taras zewnętrzny.
No to zabieram sie do internetowej lektury, wykonuje też telefon do Poznania do PCI. Tam fachowiec dyktuje mi kolejność czynności, podaje nazwy preparatów, kontakty w Rzeszowie.
Fugi epoksydowe wędrują do zwrotu. Płytki natomiast odbieramy wieczorem i składujemy w garażu. Syn przy okazji ogląda poddasze, nie widział jeszcze sufitów i strychu... Wchodzi po schodkach na stryszek, musi trochę schylić głowę, bo dotyka kalenicy. Uffffff.... jak tu gorąco - słyszę. No tak, 15 cm wełny między krokwiami robi swoje.

Na drugi dzień rano zamawiam klej do płytek, fugi cementowe (bardzo dobrej jakości), jakąś szpachlę do ubytków, szlam uszczelniający - hydroizolację oraz taśmy uszczelniające, silikon i poliuretan - to do wciśnięcia wokół wystających z płyty tarasowej prętów do balustrad. Dodatkowo zagaduję o profile okapowe, trzeba jakieś rynny zamontować przy tarasie, to ponad 30m2 ! Otrzymuję propozycje aluminiowych profili z łącznikami i narożnikami. Dobre i drogie, ale cóż.... Blachy nie chę !!!
Więc zamawiam to wszystko, wpłacam zaliczkę i zaczynam modlić sie o właściwą pogodę.......

Renia
09-08-2008, 20:46
Tymczasem odzywa sie do mnie człowiek, który ma mi zreperować kominy. Przyjeżdża na budowę, ogląda, pyta mnie czy wydam większą kwotę.... Wydam. Żeby tylko było zrobione solidnie, na lata ! Dostaje klucz do domu. Po dwóch dniach dzwoni, że wszystko jest zrobione. Kwota rzeczywiście duża !!!
Proszę go przez telefon o zrobienie parapeciku z blachy pod trójkątnym oknem w łazience na górze i dodanie brakujcych dachówek. Zgadza się szybko i jeszcze tego samego dnia informuje mnie, że trzeba będzie dodać brakujących łat. Sam wszystko zorganizuje. Uffff... wreszcie konkretny człowiek. Następnego dnia jadę rozliczyć sie z nim wieczorem, na kominach widnieją nowe, piękne czapki podwinięte pod spód, nowe obróbki, z wcięciami w komin, tak jak chciałam, oprócz tego jakies opaski ołowiane czy cóś takiego, silikonem wszystko polepione. Wygląda na bardzo fachowa robotę, poza tym pan wyjaśnia mi parę spraw bardzo madrze i logicznie.... To jest FACHOWIEC !!! Dlaczego nie spotkalam go wczesniej ..... Teraz dopiero widze jakich patalachow polecil mi kierownik budowy. Tyle nerwow mi zjedli !
Potwierdza sie jeszcze raz, ze co jest tanie to jest drogie.

Renia
10-08-2008, 14:53
Następnego dnia zamawiam na taras rynny Kanion, takie same jak te zamontowane przy dachu. Dostawa po kilku dniach.
Teraz buszuję po internecie za płytkami i meblami do łazienki. Tysiące zdjęć..... Nie podoba mi się większość aktualnych nowych kolekcji, są zbyt nowoczesne. No i moda szybko przemija na dany wzór, co roku jakaś nowość cieszy sie dużym popytem. Po dwóch latach jest już przebrzmiała. A ja chce coś ponadczasowego..... Marzą mi sie wnętrza nietypowe, nieszablonowe np. rozsuwane drzwi w salonie, dzielące go na dwie części: biblioteczną z dużym stołem oraz kominkową z wypoczynkiem pośrodku. Zapoznaję się z systemami drzwi przesuwnych. Moje drzwi powinny chować sie w bocznych ściankach a po zasunięciu być także dekoracją, więc nie mogą być pełne tylko ażurowe, z szybkami, tak żeby można było przez nie widzieć salon. Pewnie trzeba będzie zamawiać u stolarza..... Powinny kolorystycznie pasować do drzwi łazienkowych oraz do schodów.
A płytki podłogowe z przedpokoju chciałabym pociągnąć do kuchni i może do łazienki. Wybrana kolorystyka narzuci wówczas kolorystykę wszystkich trzech pomieszczeń. Powinny być w jednym stylu, w ogóle cały dół powinien być w podobnym stylu.... Nie takie to proste zgrać wszystko ze sobą. Mam za sobą dwie próby współpracy z dwiema projektantkami. Dwa lata temu usiłowałam zdecydować gdzie będzie wanna, umywalka, miska ustępowa, kuchnia, zlew, lodówka itp., bo trzeba było zrobić wod-kan. Propozycje projektantki były nie do przyjęcia, nie miała pojęcia o niczym ! Na moją sugestię żeby wydzielić część spiżarkową w przedpokoju powiedziała, że to nie ma sensu, ..."przecież teraz kupuje się świeże produkty codziennie, nie ma potrzeby robić żadnych zapasów"....
A ja akurat jestem chomikiem, kupuję po parę puszek czy kilogramów. Teraz mi ciężko upchać w małym mieszkaniu w bloku, ale w domu chciałabym mieć taką możliwość. Zrezygnowałam ze współpracy. Kolejna projektantka pod moje dyktando zrobiła projekt rozmieszczenia świateł w przedpokoju, kuchni i łazience. Jej propozycje nie były do przyjęcia.
Wobec powyższych doświadczeń wykonuję telefon do kilku znanych projektantów w Rzeszowie z prośbą o pomoc przy urządzeniu nieszablonowego wnętrza. Nikt nie pali sie do pomocy. Wszyscy projektują nowoczesne wnętrza. Proste bryły, kanty, marmur, śliski gres, szkło, chrom to standardy obowiązujące w prawie każdym domu. Na moją sugestię o kuchni w starym stylu, z kredensem nikt nie reaguje. Nie specjalizują sie w takich wnętrzach.
Rozumiem, łatwiej jest zrobić rząd jednakowych szafek i skasować klienta na duże pieniądze za coś co jest w każdym innym domu. Różnica jest w kolorze i miejscu postawienia, że tak powiem.
No to dziękuję, za zaoszczędzone na projektancie pieniądze kupie sobie porządną lodówkę do kuchni. Może side by side, no frost ?

A teraz zabieram sie do projektowania ! Kawa i laptop wjeżdżają na stół. Otoczona kolorowymi czasopismami i kartkami papieru pracuję. Mierzę, liczę, rysuję, kreślę, poprawiam......... Internet to kopalnia wiedzy ! Można czerpać inspiracje z tylu stron !
Poradzę sobie.

Renia
24-08-2008, 19:15
Odzywa się pan od płytek, jest gotowy do pracy. Biorę półtora tygodnia urlopu i spędzam go na budowie. Pan L. zabiera sie do czyszczenia tarasu z pozostałości tynków. "Jeździ" młotkiem miejsce w miejsce po wylewce i po odgłosie poznaje gdzie jest coś do skucia. Ubytki na tarasie zostają pokryte odpowiednią masą. Następnie nanoszony jest szlam uszczelniający w trzech warstwach, równocześnie przyklejana jest taśma pomiędzy ścianą domu a płytą tarasu. Jest bardzo droga ! Ją też smaruje się szlamem. Woda nie ma żadnych szans ! Na skraju tarasu przyklejana jest listwa okapowa, która ma "wejść" do rynny. Pojawia sie problem umocowania rynien..... Garaż oklejony jest 10 cm styropianu, nie można go dziurawić. Pan L. wymyśla aluminiowy płaskownik zgięty pod kątem 90 stopni, który mógłby być przyklejony od góry na tarasie (trzeba będzie wyrżnąć w siatce narożnikowej 3-cm - trowe wgłębienia). Nie ma takich gotowych płaskowników nigdzie, trzeba to zrobić na zamówienie. Jadę więc z mężem na ul. Siemieńskiego i usiłuję coś skombinować..... Chłopcy na magazynie nie bardzo widzą z czego można byłoby to zrobić. Już tracę nadzieję kiedy jeden z nich pokazuje mi płaskownik 5 mm grubości i oferuje sie go pociąć na 20 kawałków po 20 cm długości. Konsultuję to telefonicznie z panem L., może być ! Płaskownik zostaje pocięty, ale jest problem żeby go zgiąć pod katem, po prostu aluminium sie złamie ! Poza tym oni nie maja czym tego zrobić. Musze szukać możliwości gdzie indziej. Dzwonie do znajomego dacharza, który reperował kominy i otrzymuje adres, gdzie robią takie rzeczy "na gorąco". Na drugi dzień rano mąż załatwia sprawę sam.... Trochę to kosztuje, ale problem jest rozwiązany. Pan L. wyrzyna piłką miejsca w narożnikowej siatce i przykleja klejem do płytek aluminiowe płaskowniki do których zostaną przymocowane rynny. Po kilku dniach przygotowań można wreszcie przystąpić do przyklejania płytek na taras, to około 32 m2 ! Pan L. wyrównuje klejem nierówności zachowując równocześnie spadek. Wszystkie prace wykonywane są wyjątkowo starannie. Taras "podzielony" zostaje na trzy części, wykonane zostają dwie dylatacje, płyta tarasu zostaje przecięta i zaklejona taśmą, na to znowu szlam w dwóch warstwach.... Dzięki tym zabiegom taras będzie mógł pracować i nie popęka.
A wszystkie prace powoli, bez pośpiechu, dokładnie..... genialnie !!!
W wolnych chwilach otrzymuję od pana L. mnóstwo fachowych porad odnośnie dalszych etapów wykończeniówki. Bardzo chciałabym żeby zrobił obydwie łazienki, przedpokój i wiele innych rzeczy.... Ale on ma kolejkę klientów .... mój taras robiony jest "w przerwie".
Pod koniec urlopu taras jest pokryty płytkami, pozostaje tylko fugowanie.

W ostatnim dniu kładzenia płytek niespodziewanie przyjeżdżają balustrady.... Trzeba je wciągnąć na taras na linach, więc samochód staje za garażem. Po pół godzinie balustrady leżą na deskach, montaż rozpocznie sie nazajutrz.....
Oglądam z ciekawością to, na co czekałam miesiąc. Są pięęęęęęęęęęęękne !!! Dokładnie takie jak chciałam, jakie były na zdjęciu. Genialny wykonawca !!! Wspaniały nastrój psuje tylko fakt wysokich kosztów, no ale wychodzę z założenia, że balustradę robi sie raz na całe życie więc warto zaszaleć.

Renia
26-08-2008, 18:13
Na drugi dzień zaczyna sie montaż balustrad. Miały byc nałożone z góry na wystające z płyty balkonowej pręty. Tymczasem bocznych kawałków balustrady nie można podnieść do góry nad prętami, bo krokwie w dachu są zbyt nisko.... A to niespodzianka ! Zamiast jednego dnia spawania szykują sie dwa dni roboty, bo trzeba wycinac dziury w 6 miejscach i nakładac balustardę bokiem, a potem spawac te kawałki z powrotem. Po dwóch dniach wszystko jest zrobione, tylko od szlifowania zgrubień "spawowych" naleciało czarnego pyłu między płytki tarasowe, nie ma przecież jeszcze fug. Balustrada na balkon z drugiej strony domu jest tylko prowizorycznie przyłożona, trzeba bedzie ją zdjąć przed kładzeniem płytek, montaż na stałe będzie poźniej.
W sobote przyjeżdża pan do fugowania tarasu i załamuje sie. Trzeba bedzie myc wiekszość szpar pod balustardą z tego czarnego dziadostwa, bo inaczej fuga bedzie brudna, a ma mieć piaskowo-szary kolor. Mało brakuje, a zabierze swój plecak i nie wróci aż ja zrobie porządek z tym brudem. Robię zbolałą minę i oczekuję litości ........

Renia
26-08-2008, 20:53
Pan L. złorzecząc na pana B. od balustrad próbuje myć gąbką fugi lub wymiatać miotełką czarny pył. Efekty są mizerne, dodatkowo z dolnego prętu balustrady też sypie się coś czarnego. Pan L. stwierdza, że po pierwszym deszczu spłynie wszystko na świeżo położone piaskowo-szare fugi, które pod balustradą zrobia sie czarne. Trzeba myc balustrady. To TYLKO 16 m długości kręconych prętów z różnymi wzorami. Ba ! Teraz to się już zabierze do domu i zostawi mnie z tym bajzlem samą. Przecież jest sobota, ma zaproszenie na grilla...... Nie wiem co mam robić ?!?
W którymś momencie rozgląda się za wężem leżącym na parterze, jest dziurawy i odcięty od kurka. Nie nadaje się już do eksploatacji. Przypomina sobie, że mam w domu odkurzacz wodny.... mówiłam mu o tym ostatnio. Pyta czy można byłoby go przywieźć. Oczywiście. Telefon do męża i za 20 minut odkurzacz jest na budowie. Obydwaj panowie dyskutują jak szybko poradzić sobie z problemem. Pan L. prosi o zakup nowego węża "na clik". Leroy Merlin jest niedaleko, więc mąż ratuje nas szybkim zakupem.
Teraz pan L. leje wodę w szpary, brudy wypływają szybko i po 15 minutach można zacząć myśleć o rozrabianiu fugi. Wysysam odkurzaczem resztki wody z pomiędzy płytek.
Jest późno po południu, bo pan L. przybył na budowę około 13.00, rano kosił swoją działkę.
Po dwóch godzinach zafugowana jest 1/3 tarasu. Zaczyna padać deszcz, więć kładziemy czarna folię na tym kawałku, fuga po godzinie jest niewymywalna, teraz jest zbyt świeża.
Tutaj pada a tam gdzieś jest grill..... iść do domu czy czekać aż przestanie padać ?
Rozmawiamy o różnych sprawach, żartujemy, chociaż już wiadomo, że robota nie będzie skończona tak jak było zakładane.....
Trzeba będzie przyjść jeszcze raz, a od poniedziałku jest robota u innego klienta. No może w któryś dzień po południu na 3 godziny ???
Deszcz odrobinę mniejszy więc pan L. decyduje zrobić jeszcze 4 m2 pod samym dachem, gdzie nie zacina. Pomagam mu wymywać resztki fugi z płytek po zaschnięciu. Wszystko trzeba robić na kolanach, bolą mnie krzyże, nie przyzwyczajona jestem do takiej roboty. No cóż, przed komputerem głównie siedzę, w domu specjalnie sie też nie ruszam.....
Jakoś się udaje skończyć 2/3 tarasu. Jest późny wieczór, z grilla nici ..... pan L. dostaje sporą zaliczkę, pracował prawie 2 tygodnie. Mąż przyjeżdża po nas i zabiera odkurzacz. Trzeba oddać 3 worki kleju, bo za dużo go zamówiliśmy, a dokupić worek fugi bo dużo jej idzie.
W nocy leje jak z cebra, mam nadzieje, że fugi położone pod dachem i nie okryte niczym wytrzymają, zdążyły już chyba stwardnieć.......

A mój mąż w trakcie krótkiego pobytu na budowie zdążył uzgodnić ze znajomym panem wywóz drewna po budowie, palet, starych okien i złomu.... wszystko gratis. No i zabierali to wszystko na kilka razy. Wokół domu jest czysto, ani śladu bajzlu, który zalegał przez 4 lata..... Jestem zła ! Przecież jakieś deski mogą być jeszcze potrzebne, a teraz nie ma już nic !
Ech...... ten mój mąż ! Zadowolony, do pana L. powiedział, że jest estetą i nie mógł już dłużej patrzeć na ten bałagan.
A obiecał to drewno panu od balustrad jakiś czas temu, ten nie zabierał, więc zrobił porządek.
A w poniedziałek rano dzwoni pan od balustrad, że wysłał chłopaków samochodem po to drewno, a tam nic nie ma !
Ha ! ha ! Musiałam sie tłumaczyć......
No i jeszcze jedna ważna rzecz ! Pan L. podpowiedział zrobienie poręczy na tych 3 schodkach przy drzwiach wejściowych. Są zamówione. Wzór taki sam jak na balustradach. Bedzie komplet. A w przyszłości brama wjazdowa - też do kompletu......

Renia
02-09-2008, 16:21
Muszę wyjechać na dwa dni szkolenia do Krakowa..... w trakcie pobytu dostaje wiadomość od pana płytkarza, że jest na budowie i kończy fugowanie tarasu. Po powrocie, w niedzielę jedziemy z teściem zobaczyć efekty. Mąż jest nieobecny, wędruje po Bieszczadach. Taras nie jest domyty, trzeba będzie kupić porządny mop. Zostały puste dwie dylatacje no i cokół do zrobienia, reszta jest super !
Pan plytkarz wróci za jakis czas, będzie robił balkon z drugiej strony domu i płytki w domu..... Teraz muszę sciągnąć ekipę od elewacji, żeby pomalowali garaż. Trzeba będzie zaraz na drugi dzień założyć rynny aby przypadkiem deszcz spływający z tarasu nie zalał świeżo wymalowanej ściany garażu.
Następne zadanie w tzw. międzyczasie to zamówienie systemu drzwi przesuwnych, mebli i białego montażu do łazienki na dole oraz drzwi do wiatrołapu, garażu i łazienki. No i oczywiście płytki, płytki, płytki...... !
Nie mam czasu za wiele, w pracy pomału zaczyna się duży ruch.
Meble do łazienki przedyskutowane z mężem, zamawiam więc e-mailem i otrzymuje wiadomość, że przyjadą za około 3 tygodnie. Z drugiego końca Polski.....
Do zdjęcia wymiarów na system drzwi przesuwnych też za kilka dni ktoś przyjedzie.
Ale zanim podejmę decyzję o zakupie płytek, to jeszcze na dwa weekendowe dni w góry się wybiorę. Najwyższy czas skorzystać z ostatnich promieni letniego słońca i rozruszać trochę kości. Nie byłam w tym roku nigdzie.......

Renia
01-11-2008, 21:45
No i oczywiście jest poślizg.... ja siedze w pracy do późna, nie dzwonię, nie umawiam, nie ponaglam wykonawców. Jak zwykle uznaję, że najpierw praca, dzięki której zarabiam i żyję, potem budowa.
Końcem września przyjeżdżają zamówione mebelki do łazienki na parterze. Jedziemy z mężem i synem aby je odebrać, olbrzymi samochód z Gdyni ledwo wjeżdża naszą wąską drogą na podwórko. Kierowca pomaga nam wnosić największą szafkę do garażu, jest okropnie ciężka, resztę wnosimy my - lustro, wieszaki, dwie umywalki... syn zauważa, że są leciutkie, tak, to umywalki dolomitowe. Wszystko jest zapakowane, nie otwieramy pudeł, chociaż ciekawość mnie zżera aby zobaczyć je na żywo, kosztowały sporo !
Otworzę jak przyjdzie wykonawca i będzie kładł płytki, trzeba będzie pewnie podkuć przewód z prądem, bo lustro ma na środku kinkiet. A jeszcze rok temu meble planowane były na innej ścianie, tej od strony garażu, umywalka i toaletka na tej od przedpokoju. Ale zobaczyłam w internecie te przepiękne meble i zachorowałam .... teraz będzie dwie umywalki a pod nimi piękna gięta szafka z podwójnym lustrem. Meble mają około 1,70 długości i będą na ścianie od przedpokoju. Na ścianie od garażu będzie może jakiś efektowny wzór ???

Po 2 tygodniach przyjeżdża zamówiony system drzwi przesuwnych do salonu, biorę 1 dzień urlopu i spędzam go z dwoma panami montażystami na budowie. Ustalamy odleglość ścianki od końca salonu tzn. wielkość salonu i biblioteki. Biblioteka będzie miała wymiary 4,10 x 3,70, salon około 25 m2 (4,10 x około 6m). Rozsuwne drzwi będą miały 2 skrzydła po 1 m szerokości, pozostanie więc spora przestrzeń wolna po ich rozsunięciu, około 39 m2 biblioteko-salonu. Drzwi będą miały szybki, mąż coś wspomina o witrażach.... nie wiem czy to pasuje do kominka z kremowych kafli ? Pewnie wszystko zależy od reszty, a reszta na pewno nie będzie w nowoczesnym stylu.

Przyjeżdża ekipa od malowania i maluje garaż, który czekał na dokończenie od lipca, potem szybko panowie od rynien montują rynienki wokół tarasu. Deszcz leje w tę sobotę jak z cebra, ale to jedyny dzień kiedy oni są wolni, więc ja też moknę razem z nimi... Po 3 godzinach wszystko jest gotowe, trzeba tylko dokupić obejmy na rynny spustowe, bo kolanka niepotrzebnie były zakupione.
Tylko woda z tarasu spływa po świeżo malowanej ścianie pomimo założenia rynien ! Po prostu brakuje uszczelnienia ostatniej płytki na tarasie masą silikonową (nie wiem czy dobrze ją nazywam). Dzwonie więc po pana od płytek, który nie wrócił do mnie po obiecanym miesiącu, bo robota mu się przeciąga u innego inwestora. Przyjdzie tuż przed Wszystkimi Świętymi i "oblepi" płytki. Ale do dokończenia cokołu nie wróci szybko, muszę czekać. Proponuje to miejsce przy ścianie budynku na zimę zabezpieczyć też tym silikonem. Przypomina mi znowu o wygrzewaniu wylewki na podłogówce, a ja nie mam czasu umówić się na uruchomienie c.o. .....
W biegu natomiast rezerwuję w RCMB płytki gresowe na podłogę w przedpokoju i kuchni .... nie są drogie, nawet tanie bym powiedziała, przyjemny jasny kolor, pasujący "do wszystkiego". Sama wybrałam. Nadal nie mogę zdecydować co na ścianę w łazience...

Zanim się znowu zacznie coś dziać na budowie wracam do pracy w firmie, wygrane konkursy, negocjacje z urzędem, nowe zlecenia, bieżące sprawy zajmują mnie skutecznie. Nie mam czasu przeglądać zamówionych przez internet kolorowych czasopism wnętrzarskich, bo ostatnio sporo czasu zajmuje mi rozwój osobisty, czytam ciekawe książki, zajmuję się przywracaniem sobie zdrowia metodami niekonwencjonalnymi. Kosztuje to sporo, ale jest super !!! Coraz lepiej się czuję, mam sporo energii, jestem mniej zmęczona, od 7 m-cy stosuję dietę, schudłam kilka kilogramów. Niczego nie przyspieszam, życie układa się samo....
Generalnie spore sukcesy. Aż nie chce mi się wierzyć, że wszystko mi się układa tak jak chcę, ten rok jest dla mnie przełomowy. Wreszcie nie galopuję na przepadło, tylko zaczynam smakować życie. Oprócz marzeń o przeprowadzce w następnym roku do nowego domu zaczynają się pojawiać inne marzenia ....

Renia
04-04-2009, 19:55
Znowu mam przerwę w pisaniu ... czas zbyt szybko płynie, znowu mam mało czasu, bo pracy dużo ....
Przyjeżdżaja plytki na podlogę w przedpokoju, nosimy je wszyscy troje. Garaż jest wypełniony w połowie różnymi rzeczami.
Trzeba wreszcie kupic płytki do dolnej łazienki. Wybrałam tylko kolor, maja byc białe. Jedziemy w którąs niedzielę z mężem do marketów budowlanych, nic nie pasuje do mojej mglistej koncepcji. Nic mi się nie podoba. Znów jedziemy, tym razem do do Leroy Merlin, tam mąż przeszedłszy pomiedzy wystawami, wskazuje na białe płytki, z daleka niepozorne .... "Masz białe płytki ...". Przyglądam się tym płytkom i przyglądam, cena niezbyt wysoka, powiedziałabym niska. Są białe i mają takie malutkie jakby centki panterkowe w biało-szaro-srebrzystym kolorze, na całej powierzchni. Z daleka ich tak nie widać .... Sa też płytki z dekorami, niezbyt wyszukane i dekory 6 cm szer. tez proste, z delikatnymi wzorami w kolorze jasnej oliwki i czerni, ale takiej jakiejs niekrzykliwej, tylko stonowanej, nie rażącej w stosunku do reszty. Wzory na dekorach kojarzą sie troche z Afryką. Nie ma nic odpowiedniego na podlogę, to co jest w tej kolekcji nie pasuje mi. Chciałabym coś w kolorze oliwki. Zaczynam widzieć łazienkę w tych płytkach, coraz bardziej mi sie podobają .....
Muszę sie przespac z decyzją.....szukam w internecie ... produkuje je niemiecka firma Steuler, wiodąca na rynku, wytyczająca trendy .... Hmmmm. Tylko ceny zabójcze i nigdzie ich w Polsce nie ma .... obdzwoniłam parę miejsc. A w L.M. są i to takie tanie ..... :roll:
Dzwonie do L.M. i pytam kto jest producentem .... no, polski producent, znany, nie podaje nigdzie na stronach ani w katalogach, że takie produkuje .... :roll: :o
Pytam czy cena aktualna ... tak, aktualna. No to wyliczam ile potrzebuję i zamawiam. Nie ma na magazynie. Trzeba sprowadzać z innego miasta. No to wpłacam zaliczkę. Za półtora tygodnia są. Jedziemy z mężem i przekładamy do garażu, a ja biore jedną żeby dobrać podłogowe z innej kolekcji.
To "katanga".
Łazienka będzie spokojna, nie przeładowana, oszczędna bym powiedziała, klasyczna. Za to meble pewnie będą "krzyczeć". No i dobrze, wszystko nie może krzyczeć .... nie lubię przeładowania.

Renia
04-04-2009, 20:12
Znowu nie mam czasu na nic. Pracuję do nocy, natłok pracy jest taki, że nie nadążamy z wykonaniem. I jeszcze kontrola, która nadszarpuje mi poważnie zdrowie .... zaczynam miec duszności kolo serca i juz wiem, że nie będzie różowo.... życie byloby zbyt piekne, gdybym przestała miec problemy.
A ludzie na mnie patrzą .... muszę coś wymyslić, żeby uratowac tyłek. Hmmmm w dokumentacji bajzel, trzeba sporo czasu żeby to wyprowadzić, pracujemy w stresie, jest okreslony czas na korekty ..... Wieczorem nie zyję. Tylko zwłoki wracaja do domu. Tak to jest jak sie nawygrywalo i trzeba przerobić. A chciało sie wygrywac !!! Żeby było dostatnio !!!

Pewnej niedzieli zaczynam interesowac sie parkietem, konkretnie deskami. Robie rozeznanie .... jest mozliwość .... deski 16 cm szerokie, grube 22 mm, czerwony dąb. Dostaje próbkę do domu. Nie mam siły szukac gdzie indziej. Chyba dobre ..... przedpłacam polowę, będą montowane w lecie, poleżą trochę u sprzedawcy, bo u mnie nie ma warunków.
Tymczasem rozmawiam z moim panem od płytek, musze go zarezerwowac na wiosnę. Mówi, że na początku marca sie odezwie i cos będziemy planować ......
Na razie wracam do morderczego tempa w pracy, musze to przetrzymać.
Na duchu podtrzymuje mnie fakt, że mój fachowiec sam wszystko zorganizuje, sam obliczy, przypomni o wszystkim, pomoże wybrać, wytłumaczy. I wykona.
Już nie czytam "wymiany doświadczen", zdaję sie tylko na niego !

Renia
04-04-2009, 20:28
Którejs soboty wyciagam męża do marketu budowlanego, gdzie sa płytki, może cos dobierzemy do tej katangi na podlogę ....
Sprzedawca bierze dekor i przechodzi pomiędzy wystawkami. Są oliwkowe ale żadna nie pasuje do mojej kolekcji. Przykro.
Juz mamy wracac do domu, jednak cos mnie tu trzyma. Szkoda mi odjeżdżać zanim nie przeglądnę porządnie oferty sama.
Chodze i patrze jeszcze raz ... na dole jest przeceniona płytka, tak jakby w kolorze oliwki ... ciemno jest ... nie widze dokładnie. Wyciagam ja ze stojaczka i idziemy do światła. Przykładam dekor .... jest genialna !!! A jaka droga była ! Nawet po przecenie nie jest tania. Decyzja zapada w jednej sekundzie. Płacimy i wkładamy do bagaznika. Ciężkie jak cholera !!! Boże jaka ja jestem słaba ..... a mąz nie może dźwigac, bo kregosłup wysiadł i boli przy lada okazji.
Proponuję żeby zawieźć prosto do garażu, mąz sie krzywi, tam jest kopa sniegu, nikt nie odśnieżał !!! Ale w końcu jedzie. Jakoś wjeżdżamy, śnieg pod samym garażem, buty mam niewysokie .... Przedzieram sie do drzwi wejściowych i otwieram garaż. Za chwilę płytki są w garażu. No! Jest komplet.

Renia
04-04-2009, 20:56
Umawiam sie z wykonawcą na budowie. Musi obliczyc ile trzeba kupic kleju i innych rzeczy potrzebnych do zaplanowanych robót. Chodzimy, liczymy, piszemy .... Wszystko jest uzgodnione. Prosze o pomoc w wyborze w markecie, bo mój mąż nietechniczny jest i nie odróżnia kleju do płytek od cementu. Ja też nie odróżniam, przepraszam, nie chce odróżniac ..... przeciez wszystko do tej pory kupowałam sama. Fachowiec wybierze, mam komfort, chociaż tutaj.
Za dwa dni mąz zawozi nas do L.M., bo tam mam rabat 10 %, zebrałam punkty. Sam wraca do domu, do pracy, a my oglądamy, wybieramy ... Pan L. opowiada mi o różnych firmach i podaje parametry, to dobre jakościowo, to kiepskie ... Bierzemy to dobre. Mnóóóóstwo pierdołków: wkrętów, dybelków, pędzli, itp. No i klej a także fugi. Trzeba dobrać do katangi i do podlogowych w przedpokoju, oglądamy wzorniki. Pan L. proponuje pooglądac te fugi, które sa na wystawce .... ciemne przy jasnych płytkach .... i juz wiem, że musza byc jasne, nie rzucające sie w oczy, zblizone kolorem do plytek. Więc na ściane będa srebrne a na podlogę grey, a do przedpokojowych takie lekko rude, nie za ciemne. Super. Skoro mebelki maja srebrne nogi, to proponuje dobrac takie płaskie paseczki srebrne aluminiowe do wykończenia przy parapecie i przy obudowie geberita oraz komina. Wiem, że teraz wszyscy szlifują pod skosem i nie dają narożniczków. A ja dam. Będzie pięknie. Wreszcie kupujemy umywaleczke do garażu i muszlę z deską i baterie do umywalek i wanny. Takie w "starym stylu", srebrne ze wstawkami z porcelany. Krakowskiej fabryki, dobre. No i zielone plyty do zabudowy w łazience i trochę wełny do ocieplenia sufitu w wiatrołapie, bo tez będzie robiony. Oglądamy przy okazji drzwi, dyskutujemy o wannach .... i o tysiącu różnych rzeczach.
Wszystko kupione, transport zamówiony, dzwonie po męża i syna, pomogą wnosić. Przyjeżdżają za chwilę i wszyscy jedziemy na budowę.

Renia
04-04-2009, 21:45
To co w bagażniku wędruje do garażu, a to co na samochodzie z L.M. dopiero przyjedzie, musimy czekac. Ale na budowie jest pan wod-kaniarz, musi uruchomic centralne ogrzewanie, trzeba wygrzać posadzkę przed polożeniem płytek. Nie ma zaworów, które podobno były zostawione .... jest problem, szukamy ich po całym domu .... . Uzgadniamy przeniesienie pobierania wody do garażu, bo w kąciku w przedpokoju musi wyschnąć, jest trochę mokro, pomimo, że nikt tej wody nie pobierał przez pół roku ....

Wod-kaniarz wychodzi na podwórko i znowu, po raz kolejny biadoli nad podmakaniem domu, byly opady, więc woda stoi pod domem. Po raz trzeci - w okresie dwóch ostatnich lat - proponuje odwodnienie wyprowadzone na koniec działki, do betonów. Mąż pytająco patrzy na mnie .... Nie miałam w planie teraz tego robić... finanse mam na styk. Ale wod-kaniarz nie pyta o żadne pieniądze ! Jak będę miała, to zapłacę, za pół roku też może być. A roboty pójdą już ! I ziemia sie zdąży uleżeć pod kostke brukową, bo przeciez zryja koparką .... Pan L. popiera pomysł. Dobra ! Robimy odwodnienie. Jakos tak zawsze wychodzi, że sie go o wszystko pytam .... a on cierpliwie odpowiada i radzi. Mądrze radzi. No i nigdy sie nie pokłóciliśmy, o nic, to jedyny wykonawca, któremu wierzę we wszystko. Hmmmmmm ......

Za chwilę pojawia się wykonawca kominka, bo też był na ten dzien umówiony. Przywozi wkład do kominka. Jest ogromny. Wjeżdża od ogrodu i cofa pod same drzwi do salonu. Trzeba jakims cudem wtachać ten kolos do domu. Podobno 150 kg :roll: :o :roll: :o :roll: :o
Jestem przerażona, syn tylko oczami wywraca .... jak my tego dokonamy ???
Panowie sie zastanawiaja jakiej techniki trzeba użyc, a ja tymczasem daję zaliczkę na ten kominek, liczymy pieniądze ....
Słysze, że jakąś deske znaleźli i przełozyli, pomału przepychają ... ani sie nie oglądnęłam a tu piec w salonie !!!
Ludzie ! Taki kolos ! Spartherm. Dobra firma !
Będzie ciepło ......

Tymczasem syn musi wrócic do domu, bo jest umówiony, a samochód z L.M. z resztą towaru ani mysli sie pojawić. Dzwonie i dopytuję, nie jest łatwo trafic, dom nie ma numeru, nie widac go od drogi.
No, może za 10 min. bedzie ... Przyjeżdża .... i mąż z panem L. noszą worki z klejem i różne inne rzeczy ....
Hmmm ... dla pana L. to normalka ... a mąż stęka. Samochód nie może podjechac pod sam garaż, bo tu stoi samochód wod-kan, chłopaki zaczynają cos robic z tym c.o. żeby odpalic przynajmniej kaloryfery ...... Więc troche daleko do garażu i błotko lekkie.
Wreszcie wszystko wniesione. Wszyscy mają dość, zostawiamy wod-kaniarzy, a my jedziemy do domów, podwozimy pana L. dziekując mu za pomoc. Do pracy przychodzi po niedzieli.
W mieszkaniu dopadamy herbaty z cytryną. Jedna to mało ! W domu bylo zimno jak licho i drzwi otwarte na oścież. Przemarzłam do szpiku kości. Najgorsze nogi ! Pójdzie do nerek ! Boże, będzie znowu problem ....

Renia
05-04-2009, 20:04
W poniedziałek rano jadę do pana L., trzeba uzgodnić wiele szczegółów. Ma wszystko przemyślane jeśli chodzi o kolejność robót ale dopytuje o dalsze plany .... Mówię mu, że po płytkach mają być kładzione deski w salonie i na górze ....
No to pasuje najpierw wygładziować ściany i pomalować je na kolor. Przykłada poziomicę i sprawdza piony i poziomy. Jest sporo roboty żeby zniwelowac krzywizny, żeby drzwi mozna bylo dobrze zamocować musi byc idealny pion. No i jakie drzwi będą ? Jakie ościeznice ? Regulowane? Pytania mnożą się jak grzyby po deszczu ....
To nie tak jak myslałam, że zrobie kominek, polożę płytki i parkiet a potem chwila oddechu ... i dalej.
Odwrotnie. Najpierw gładzie, malowanie, montaż parapetów, szpalety przy oknach, zakup drzwi .... płytki też sie będzie kładło.
Pyta czy mam kogoś do tych gładzi ? Nie mam. Albo raczej mam, rozmawiałam już w ubiegłym roku ... są chętni. Ale słucham ..... ma takich ludzi, po których poprawiać nie potrzeba .... No i sam przypilnuje, żeby było dobrze zrobione.
Prosze o wycenę.
Na drugi dzień mam telefon z informacją. Hmmm ... to duża kwota. Nie przewidywałam w budżecie. Drzwi też nie przewidywałam.
A tu za oknem kopareczka już kopie odwodnienie, rury przyjechały ...
Tego też nie było w planie na wiosnę.
Tylko te plytki i te deski podłogowe były mi w głowie .... no i kominek :wink: Kafle będą za 3 tygodnie .....

Renia
05-04-2009, 20:24
Teraz pora na rozpakowanie tych mebli do łazienki, które przyjechały w ub. roku, trzeba zobaczyc gdzie światlo będzie nad lustrem i jak je rozmieścic względem drzwi, bliżej, dalej .....
Idziemy do garażu i pan L. rozcina kartony, naszym oczom ukazuje się ogromna śnieżnobiała szafka z dwoma otworami na umywalki i przepięknym drewnianym blatem ...... boszszsz ...... cud ! Oniemiałam.
Pan L. ogląda, odsuwa szuflady ..... wewnątrz znajduje srebrne nóżki. Trzeba je przykręcic. Przewracamy ją na plecy i za chwilę 5 szt jest na swoim miejscu. Trzeba ją podnieśc ale nie opierać o nóżki, bo się wyłamią ... nie mam szans na to, że tego z nim dokonam. Jak dla mnie szafka waży ze 100 kilo. Pan L. wychodzi na podwórko i prosi koparkowego o pomoc. Chłopak chętnie pomaga. Ale ma swoja robote a my musimy ją przesunąć do łazienki, między garażem i przedpokojem jest spory stopień. Mówie, że spróbuję ..... Pan L. sie wacha, ja nalegam, pomalutku, pomalutku, po 5 cm ..... chyba umrę, a wczesniej nerki mi wyskoczą na zewnątrz !!!
Wreszcie jest na miejscu, teraz trzeba zaznaczyc światlo i odpływy ... jest tylko jeden, drugi trzeba dorobic .... Przynosi lustro, też jest piękne, oryginalne, przymierzamy kinkiet.
Pan L. zaznacza na ścianie grubym ołówkiem miejsca. Lustro wraca na swoje miejsce do garażu, a szafkę przeniesie z panem wod-kaniarzem, mnie nie bierze nawet pod uwagę, widział, że był to dla mnie zbyt duży wysiłek.
Rozmawiamy jeszcze o kilku szczegółach...... muszę wrócić do pracy, będę w biurze do wieczora.

Renia
05-04-2009, 20:51
Z panem L. kontaktuję się przez telefon, wszystko idzie dobrze ....
Tylko tych zaworów nie ma, nie można ich dokupić oddzielnie, występują w komplecie ... podłogówka ledwo dycha ...., kaloryfery ścienne na full, trzeba je przykręcic.
Ale pan wod-kaniarz nie zawraca mi glowy, sam cos kombinuje ......
Jeszcze tylko umówiona przeze mnie wizyta elektryka, który wykonał instalację ... pan L. sam rozgryzł tylko kilka elektrycznych tajemnic, intrygują go białe wiszące kable .......
A ja zastanawiam się nad finansami .... pieniądze nie są z gumy ..... będe nieźle kombinować. :roll:

Pan L. prosi o pieniądze na materiały budowlane dla ekipy od gladzi, kupią sami na moje nazwisko. Mąż podrzuca umówiona kwotę i w poniedziałek ludzie już pracują ..... Będę mogła przyjśc dopiero w środę .....

Renia
05-04-2009, 21:30
We wtorek przyjeżdża zamówiona 3 tygodnie temu wanna, pan L. odbiera ją za mnie ..... To stalowa kaldewei 170x75 z uchwytami. Bielutka.

W środę mam dzień urlopu, do południa ratuję nerki, wychodzę z zabiegu jak nowo narodzona .... jadę na budowę......
Tam już dwa pokoje na górze zrobione gładzią, piony drzwi wyprowadzone, poziomica przykładana non stop, jest dobrze.....
Pan L. wyrównał ściany w łazience pod płytki, obudował geberit i rury w przedpokoju, obrobił płytami szpalety przy oknie w łazience, zrobił sufit w przedsionku .... umywalka w garażu jest i kran też. Mokre miejsca w przedpokoju schną ....
Panowie atakują mnie kiedy te drzwi wybiorę i te parapety no i kolory trzeba wybrać ze wzornika. Proponują farby niemieckiej firmy Sto. Nie słyszałam o nich, podobno bardzo dobre .....
Musi przyjechać fachowiec i powiedziec jak szerokie maja byc otwory na drzwi !!!!!!!!!!
Boszsz ...... jakie tu zimno .... no tak, wszystko wyłączone, kaloryfery zdjęte, bo przecież gładziują ściany ..... a ja w cienkich butkach .....

Znowu uzgadniam szczegóły ... i oglądam wannę ... brakuje srebrnych zatyczek ... muszę dzwonić z reklamacją .....

Cos mnie zaczyna kłuc w nerkach ....
Muszę wracac do domu, bo zamarznę ....

W nocy już jest nieciekawie. Na drugi dzien ledwo wstaję, w pracy boli mnie wszystko i chyba jest temperatura. A tyle pracy jest !!!!
Czekam na męża, mam dreszcze, zawozi mnie wieczorem do domu, sam musi jeszcze jechac cos załatwić ... Pakuje sie na chwilkę do wanny i ledwo czołgam do łóżka ....
Za godzine nie moge juz oddychac normalnie, mam duszności, bóle nerek i pewnie będe umierać.
Mlody gdzies wyszedł, usiluję dzwonic po męża, w komórce informacja, że brak środków a ze stacjonarnego mi trudno po ciemku ... nie mogę już zejść z łóżka ...... która jest godzina ?
Wreszcie sie łączę .... szybko, bo umieram !!!! Proszę męża o zrobienie zakupów, nie ma nic do jedzenia ....
Przyjeżdża za poł godziny z zakupami i podaje mi termometr .... jest ponad 40 stopni !
Już nic nie kontaktuję, wszystko wiruje mi nad głową i zapadam się w jakąś czeluść .....
Dostaje dwie tabletki musujące i po godzinie jest 39. Jest mi niedobrze z głodu, dostaje 2 kromki chleba i herbatę z cytryną .... może przeżyję ....

Renia
07-04-2009, 16:08
Kolejny dzien w łóżku, nie ma mowy o wyjściu do pracy, wieczorem decyduje sie na wyjazd na ostry dyżur do szpitala ... dostaje zastrzyk p-bólowy, bo nic innego nie mogą zrobic i noc przechodzi spokojnie.
W sobotę już widze na oczy, więc zaczynam obdzwaniac firmy z parapetami .....
Nie ryzykuje jednak żadnych wyjazdów na miasto.

W poprzednią sobotę byłam z mężem wybierać drzwi. Nic mi nie odpowiada .... Od kilku miesięcy przeglądam i przeglądam, ale na nic nie moge sie zdecydować. Albo za drogie, albo za tanie albo odpowiedniego koloru nie ma ...
Na parterze muszą pasować do drzwi garażowych .... byloby wtedy pięknie, ale garażowe robia w innych okleinach. Okleiny różnią sie miedzy sobą. Olcha drewnopodobna jest inna od olchy jakiejśtam i od olchy-fornir. Ja spoglądam na fornirowane, mąż przechodzi pomiędzy wystawkami. Zaczynam pytać sprzedawce o drzwi fornirowane, bo bardzo mi sie podobają, potrzebuje na parterze tylko 2 szt - do łazienki i do wiatrołapu. No i te nieszczęsne do garażu. Na pewno nie zgram kolorystycznie. Pokazuje nam katalogi ... nie ma dużego wyboru .... niczym sie nie zachwycamy ....
Mąż pyta o drzwi stojące najbliżej lady sprzedawców ..... podoba mu sie wzór, tylko kolor bardzo ciemny, niezbyt pasuje mi do koncepcji kolorystycznej .....
To porta. Sprzedawca otwiera katalog, mogłyby być w okleinie olcha. Ten kolor pasuje mi najbardziej od dawna. Dostaję mały kwadracik próbki .... nie jest zbyt ładna ta okleina .... Ale drzwi moga byc do wyboru: z szybkami, bez szybek, z jedną tylko szybką, łazienkowe, pokojowe ......
Mąż potwierdza, że wzór jest ładny, do klasycznych wnętrz będzie pasował.
Patrze i patrzę, zaczynam sie do niego przekonywać .... tylko ta okleina mi nie pasuje .....
Sprzedawca mówi, że w firmie obok wystawione sa w calości, proponuje przejście, to niedaleko ... Do garażu proponuje nam zbliżone trochę kolorem drzwi o innym wzorze .... No nie tak sobie to wyobrażałam .....
Decydujemy sie na oglądnięcie wystawki w sąsiedniej firmie ...... Od razu rzucają mi się w oczy drzwi zewnętrzne w ładnej drewnopodobnej okleinie olchowej. Są wzmocnione. A te wewnetrzne porty sa brzydkie. Wzór drzwi ładny, okleina brzydka. Różni sie bardzo od tej drewnopodobnej ....
Pytam sprzedawczyni czy można byłoby te wewnętrzne okleić tą drewnoopodobną okeiną ? Musi zadac pytanie w fabryce ... to potrwa ... odpowiedź będzie w przyszłym tygodniu .... Już w poniedziałek dostaje odpowiedź, że porta wykona zamówienie pod warunkiem, że zamówię co najmniej 5 szt ! Ale będzie extra dopłata do drzwi i do ościeżnic.
No to szybka konsultacja z mężem i ..... jesteśmy zgodni co do tego, że skoro wszystkich drzwi wewnętrznych w domu jest 7, to robimy wszystkie !
Proszę o wycenę wszystkich i tych garażowych też. Łącznie 8 szt. Z montażem.
No i dostaję wycenę ... chyba muszę przeżyć ten wydatek .... dostałam rabat i obiecankę, że jak zamówie klamki, to dostane jeszcze większy .....

No to muszę prosić fachowca od pomiarów na budowę ..... otwory są troszkę za duże i trzeba będzie je jakos zmniejszyć.
No, zapowiada sie całkiem dobrze ..... będą drzwi.

Renia
18-04-2009, 20:17
Ekipa ponagla mnie żebym zamontowała parapety ... Trzeba obrobic szpalety. Prosze więc właściciela sąsiadującej firmy na budowe żeby zrobił pomiary. Uwija sie w pół godziny, wybieram konglomerat w kolorze botticino. Będzie pasował do wszystkich kolorów, jest taki lekko ciepły, beżowy i do okien zloty dąb tez pasuje.
Po tygodniu parapety przyjeżdżają na budowę i montaz odbywa sie dośc szybo. Rozliczam sie za usługę i zaczynam sie zastanawiać nad kolorami .....
Ten wzornik Sto kusi ..... przeglądam i przeglądam. Trudno sie zdecydowac .....
Tymczasem pierwsze płytki w łazience wchodzą na ścianę, ściany wreszcie wyrównane a pan L. wymyslił na kominie obudowę z karton gipsu z półeczkami na szampony itp. Komin jest tuż przy wannie, będzie wygodnie.
Płytki są krzywe, te najgorsze odkłada się na bok, pójdą za szafkę, gdzie nikt ich nie będzie widział. Niestety to tylko podróbka Steulera. Ale i tak ładnie wygladają. Jak przyjdą fugi, będzie jeszcze ładniej.

Ekipa od gładzi ma pełne ręce roboty, ściana klatki schodowej, przy schodach jest tak krzywa, że ręce im opadły ! Ale sie nie poddaja, po prostu pracują, wyrównują, materiału zabrakło, więc dokupili kolejne worki i znów pracują. Juz zapowiedzieli, że będzie mnie to kosztowało duuuuużo więcej niz bylo umówione na początku. Widzę, widzę ile jest roboty. To nie tylko gładziowanie ..... prostuja i prostują. No trudno. Najważniejsze, że sie da wszystko zrobić. Podrzucam im zaliczkę na poczet wypłaty i znowu oglądam te kolory ...... Pastelowe będą, podobaja mi się ecru, jaśniutki groszkowy, jasniutki morelowy, blady liliowy, mięta ... zresztą nawet beże są ładne.
Na tle jasnych kolorów ścian ciemne meble będa sie ładnie prezentować. No i takie akcenty jak sofy, firanki, zaslony, obrazy będą kontrastowac. Mogą być dość wyraziste.

Renia
15-05-2009, 20:19
Mijają kolejne dni .... pojawia się ekipa od kominka, przyjechały kafle z Krakowa. Jedziemy z mężem na budowe, trzeba w końcu zdecydować o tej DGP. Mąż nie chce słyszeć o tym żeby tego nie było. Więc bedzie.
I wcale nie będzie wielkiej rujnacji ścian po gładziowaniu. Przebiją tylko dziurę przez strop obok komina i obudują to karton gipsem. A na stryszku będzie "skrzynka" do dystrybucji powietrza.
Zabierają się do roboty ... po kilku dniach piec stoi na właściwym miejscu a płyty żaroodporne już są zabudowane. Teraz pora na układanie kafli ......

Tymczasem ekipa od gładzi prosi o pieniądze na farby. Wycena została zrobiona i jestem zaskoczona .... spodziewałam się, że będzie dużo drożej. Więc decyzja zapadła szybko - będa farby firmy STO. Pod farbę pójdzie grunt.
Kolory wybrane: salon - lekko kremowo-żółty, biblioteka - jasno zielono-groszkowy z kroplą żółci, nasza sypialnia - bardzo jasno różowo-liliowy, pokój teścia - jakiś taki miętowy, syn wybrał szaro-liliowy a na klatce schodowej morelowo-oranżowy. Sufit w łazience biały. Kuchnia zostaje bez koloru, będzie później, jak zdecydujemy o kolorze mebli.

W łazience niewiele zrobione, pana często nie ma a jak jest to rusza się w zwolnionym tempie. Przez tydzień przybyło raptem kilka płytek i wanna została wniesiona. Nie wiem, nie wiem ....... :roll:
Mam jednak cierpliwość. Sporo porad od niego dostałam i zaprosił tę ekipę do gładzi .... a oni robią cudnie !!!
Hmmmmm ... jestem tego pewna, że gdybym miała urlop tak jak w ubiegłym roku przy kładzeniu płytek na tarasie nad garażem i codziennie była na budowie, to łazienka byłaby już dawno skończona. Po prostu by pracował.
Ale ja jestem w biurze, codziennie do wieczora, znowu mnóstwo pracy.
Więc jest jak jest, nie ma co marzyć o płytkach w przedpokoju .......

Drzwi garażowe przyjechały. Montować będą. Facet się awanturuje przez telefon, że nie zacznie montować jak nie przywiozę reszty gotówki. Mąż wyjeżdża szybciutko z pieniędzmi na budowę a ja jadę do pracy.

Renia
15-05-2009, 20:50
No i w końcu kominek jest gotowy. Ekipa od gładzi przez telefon się zachwyca, a ja nie mogę znaleźć czasu aby tam pojechać .... wariatkowo się chwilowo zrobiło w pracy .... spotkania, spotkania .... uzgodnienia .......
Wreszcie po 3 dniach mąż mnie podwozi w środku dnia. Boszszszsz ... w salonie stoi cudo !!!
I większość pomieszczeń pomalowanych. Ładnie się prezentują te farby.

Uzgodniłam z ekipą od gładzi, że poprawią schody. Muszą wyrównać poziomy wszystkich schodów i spocznika. Wtedy wszystkie będa jednakowej wysokości. Wszystko jest już rozrysowane na bocznej ścianie. Zaproponowali też poszerzenie stopnic. Ciągle jeszcze wychodzą niedoróbki po ekipie poleconej przez Kb. Patałachy jedne były !!! Poprawiam i poprawiam.

W łazience brak postępów, pana też nie ma. Pytam co sie dzieje ? Mówią, że będzie później. I zdradzają mi, że oni już uzgodnili z panem L., że pomogą przy kładzeniu płytek w przedpokoju ..... Hmmmmm ...... fajni faceci. Mili i sympatyczni i dobrze pracują. Widzą, że bez ich pomocy on tego po prostu nigdy nie zrobi. No to wreszcie coś ruszy do przodu !
Przecież te przedpłacone deski trzeba położyć w całym domu !!!
Więc chyba wszystko musi powysychać, wilgotność musi byc właściwa.

A ja muszę się rozliczyć za kominek ....... ciężko mi będzie .... oj ciężko ! :wink:
Musze to jakoś przeżyć.
Powinnam przeżyć ale po tej operacji finansowej będzie krucho ...... nie przewidywałam tylu robót na wiosnę, ale tak jakos wyszlo, że taka kolejnośc robót a nie inna, więc trzeba to zaakceptować bez szemrania.
Najwyżej opóźnimy kolejne prace, nawet na pewno tak będzie ........

Renia
27-05-2009, 20:32
No i dzwonią że drzwi wewnętrzne przyjechały, trzeba montować. Jedziemy rano z mężem na budowę. Panowie wnoszą 7 szt drzwi i ościeżnice. Reguluję dopłatę i zaczynamy uzgadniać z montażystami szczegóły: ościeżnice muszą być trochę wyżej nad parkietem żeby powietrze z DGP moglo "przeplywać" tymi szparkami ....
Jakoś tak wpadam na pomysł żeby zadzwonic do pana L. z zapytaniem czy będzie dziś na budowie ... bo nikogo nie ma. Tak, będzie, troche później ... ale na wiadomość o drzwiach źle reaguje. Nie powinno się drzwi zakładać przed położeniem parkietu .... Więc ja pytam kiedy skończą roboty płytkowo-schodowe ? Deski trzeba wnet kłaść, muszę e-maile wysyłac i termin uzgadniać, drewno leży od lutego, gdzieś daleko .... Zrobią, zrobią do połowy czerwca. Można na 1 lipca termin kładzenia podłóg umawiać.
No to panowie są dzisiaj wolni, piszą notatkę w dokumentach, że usługa montażu będzie w lipcu .... i odjeżdżają.
Oglądam te drzwi złożone w salonie ... ładne.
Jadę do pracy, po południu dostaję telefon, że robota idzie .... na koniec tygodnia reszta pomieszczeń na parterze będzie pomalowana i trzeba będzie się rozliczyć za ten etap.
Dobrze.
W następnym tygodniu może płytki w przedpokoju i kuchni .....
A kiedy te meble łazienkowe wjadą do łazienki ? Kiedy będzie lustro i popłynie woda z kranu do umywalki ? Kiedy wanna będzie obudowana ?
W następnym tygodniu ......
Dla bezpieczeństwa drzwi wędrują na poddasze do pokoju syna .... w salonie za bardzo na widoku, mąż się niepokoi. Pewnie, w nocy tam żywego ducha nie ma.
No i trawa znowu do koszenia, rośnie jak wściekła. :wink:

Renia
29-05-2009, 21:04
W piątek wszystkie pomieszczenia są już pomalowane, tylko przedpokój 2-gi raz będzie malowany po wyrównaniu schodów. Salon jest taki przyjemny w tym żółto-kremie a biblioteka dość dobrze koresponduje z nim jasną zielenią. Tworzą udany tandem, dominujące będą zasłony, jako przeciwwaga do kominka, okien w biblioteko-salonie jest 3 i drzwi na taras. Trochę to będzie kosztowalo ..... no i firanki. Obmyślam już koncepcję. Zasłony powinny współgrac z tapicerką wypoczynku.
Małe zaskoczenie - w kuchni gres już położony, teraz kolej na przedpokój. No i koło wanny sie kręcą, robią obudowę.
Rozliczam się za malowanie, tymczasem mąż jakimś cudem uzgadnia, że panowie skoszą trawę wokół domu, jestem totalnie zaskoczona :roll: :roll: :roll:
Fajnie.
Panowie proponują malowanie balustrady hammereitem, to raczej konieczne. No i kotlownio-suszarnię trzeba zrobić i balkon od strony sypialni wypłytkować. Balustrady prowizorycznie założone w tamtym roku już zdjęte i leżą w pokoju.
Pięknie. Teraz robota pali im się w rękach.
Jestem zadowolona.
Wracam do pracy i zastanawiam sie jakim cudem zdobędę pieniądze na meble kuchenne i meble do pokoju syna. Te dwa pomieszczenia powinny być wyposażone w pierwszej kolejności .......
Wtedy można byloby zamieszkać jesienią, bo przecież po położeniu desek trzeba będzie ogrzewac dom !
Czary-mary .... czary-mary ..... sezamie otwórz się !

Renia
02-06-2009, 17:04
Składam wizytę na budowie. Płytki wyszły z kuchni na przedpokój i wyglądają całkiem ładnie. Panowie mierzą, planują ..... są dokładni. Uzgadniam, że przejście deski/płytki z przedpokoju na salon będzie w środku "gzymsu", a nie tak jak proponował wykonawca - już w salonie. No to trzeba ciąć beton (dylatacja na podłogówce musi byc w innym miejscu) .... zgadzam się, to tylko 50 zł dodatkowo na materiał do zalania. Nic z tego nie rozumiem co będa robić, ale sie zgadzam.
Zmęczona jestem, pracowałam non-stop od dwóch tygodni bez przerwy, wczoraj oddałam dokumenty i mam trochę luzu ......
Myśle i myślę ......
Wyliczone koszty robocizny są dość wysokie. Nie mam wyjścia, muszę to wszystko zrobić co mi zaproponowali. Kotlownia aż piszczy, żeby ją wypłytkować, wyrównywanie ścian w górnej łazience też należałoby wykonać. Tę brudną robotę trzeba zakończyć teraz. Potem pozostanie tylko położenie desek .....

Jestem w dobrym nastroju, bo salon wygląda pięknie ! Farba wyschła i kolor jest taki przyjemny dla oka ! Mężowi też się bardzo podoba.
Kominek owinięty folią dla bezpieczeństwa .....
Tylko trawa straszy wokół domu :wink:

Muszę się zastanowić nad wyłącznikami prądu, straszą mnie, że to będzie drogo kosztować.
No i ta zabudowa wnęk w przedpokojach .... z czego te szafy zrobić ?
Ten temat zostawię na wakacje .....

Renia
06-06-2009, 22:34
Zaglądam przed weekendem na budowę ...... witają mnie płytki w łazience ułożone w karo i obudowana wanna. W małym przedpokoju też świeżo ułożone płytki, wszystko schnie ....
No i górne schody ze spocznikiem też wyrównane i schną ..... pięknie się robi !
Trzeba więc szybko kupić drugą miskę wiszącą, tamten kibelek zamontowany w górnej łazience, korzysta się z niego już od jakiegoś czasu, bo wygódka rozwalona jeszcze w marcu ....

W sobotę jedziemy z mężem do Castoramy i kupujemy Wiktorię z deską. Nie mogę się doczekać kiedy zamontują meble z lustrem, umywalkami i baterie !!!

Tymczasem myślę o deskach na podłogę .... jakieś listwy trzeba będzie wybrać .... nie mam pomysłu jakie, trzeba szukać w internecie inspiracji.

Mąż tylko o tej balustradzie na schodach marudzi ..... już po raz czwarty słyszę, że przecież nie będziemy mogli mieszkać bez balustrady, bo grozi to spadnięciem ze schodów - wejście do pokoju syna jest tuż nad "dolnymi" schodami i rzeczywiście sytuacja jest groźna. Chwila nieuwagi i lądujemy na schodach z połamanymi kończynami !

Hmmmmm ...... jak to zrobić żeby wszystko było na październik:
- obłożone schody
- balustrada
- meble w kuchni (pewnie na razie bez kredensu)
- meble biblioteczne i stół z krzesłami
- stolik pod RTV (najważniejsze jak się okazuje !)
- meble wypoczynkowe w salonie
- meble w pokoju syna
- meble w sypialni
- zabudowy w przedpokojach.

Zakładam, że deski na podłodze będą na wakacjach położone i montaż drzwi wewnętrznych się też odbędzie .....

Brrrrrr.... oblatuje mnie strach.
To niewykonalne !!!
Bo jeszcze trzeba będzie się rozliczyć za wykonane odwodnienie wokół domu.

Renia
09-06-2009, 17:13
I znowu postęp w pracach: druga część schodów zrobiona, nawet bez obłożenia deskami prezentują się nieźle :D
Mąż uzgadnia, że zrobią prowizoryczną balustradę i na dwa lata położymy wykładzinę dywanową .... pewnie nie wcześniej będziemy mogli myśleć o projekcie czegoś ładnego ......
Po raz pierwszy słyszę od męża, że ogród czeka na aranżację i jest w tej chwili ważniejszy od balustrady :roll:
A kostka przed domem ...... ???

Panowie przenieśli się na chwilę z robotą na balkon, już boki oklejone płytkami. A na tarasie nad garażem balustrada pomalowana hammereitem na czarno. Będzie spokój przez parę lat ......

W łazience zlecam likwidację 4 dekorów ... denerwują mnie. Na ścianie nad wanną same białe płytki będą.
Zakupiony kibelek wędruje do garażu, będzie czekał na montaż, ale to już po fugowaniu płytek.

Trawa już skoszona, zniknęły zarośla :D :D :D

I pogoda dopisuje ..........

Czas na uzgodnienie terminu kładzenia desek !

Renia
11-07-2009, 12:54
No i wreszcie fugi w łazience położone, białe lekko nakrapiane srebrnym wzorem płytki pięknie korespondują ze srebrnymi fugami i srebrnymi metalowymi listwami. Listwy są płaskie i z daleka niewidoczne a jednak chronią brzegi przed wyszczerbaniem, to był dobry pomysł. Dekor brzegowy biegnie tylko górą i na jednej ścianie jest prosta kompozycja z płytek - dekorów.

Płytki gresowe w przedpokojach i kuchni także gotowe. Teraz kolej na pralnię. Wybieram w sobotę tanie płytki na ścianę i podłogę. Po kilku dniach są położone.
Balkon też już zrobiony, można z powrotem montować zdjęte balustrady. Muszę zadzwonić do wykonawcy żeby przysłał ludzi do spawania .... poza tym podobno zrobione są balustrady na schody wejściowe, więc przy okazji je przywiozą.

Umawiam przywózkę desek na połowę lipca, pod koniec lipca będą kładzione.

Zaczynam pomału myśleć o wyposażeniu ....
Spędzam na allegro mnóstwo czasu, szukam fajnych rzeczy. Zamawiam różne drobiazgi, paczki przychodzą do domu co kilka dni, oglądam kredensy .... to moje marzenie, aby mieć kredens w kuchni. Któregoś dnia znajduję coś interesującego. Dzwonię i dopytuję czy można taki dębowy secesyjny kredensik wstawić bez większych zabiegów renowacyjnych. Podobno można. Decyzja zapada szybko. Będę czekać na transport 2-3 tygodnie, właściciel sam rozwozi. Kredens jest z Belgii, a przyjedzie spod Łodzi. Muszę sie uzbroić w cierpliwość, bo ciekawość mnie zżera jak takie cudo wygląda w rzeczywistości .... zdjęcia w internecie nie oddają chyba prawdziwego koloru.

A wykonawcy namawiają mnie na szafy przesuwne w przedpokojach, chcą robić .... proponują system trochę tańszy od komandora. Coś wstępnie uzgadniamy.....

Renia
21-07-2009, 19:09
Wreszcie otrzymuję telefon, że kredens jedzie .....
Jadę po południu na budowę i czekam razem z wykonawcami, oni żartują, że takie starocie na zdjęciach w internecie dobrze wyglądają, a w rzeczywistości może być różnie .... i że tak na odległość zamawiać rzeczy to jednak ryzyko.
Wreszcie z daleka widać duży samochód, pomału wjeżdża naszą wąską uliczką. Właściciel otwiera tył samochodu, dolna i górna część kredensu owinięte są w koce. Po ich zdjęciu naszym oczom ukazuje się CUDO ! Kredens jest w bardzo dobrym stanie, zadbany, odświeżony, wprost cudny !!! Wnoszą go do kuchni i ustawiają, jeszcze tylko kluczyki i mogę się rozliczyć z właścicielem.
Zostajemy sami. Moi wykonawcy są zdziwieni, że to taki udany zakup .... nie sądzili chyba, że będzie taki reprezentacyjny .... Staroć to staroć ...... a tu stoi dębowe cudeńko. Piękna secesja.
Po chwili słyszę, że teraz to chyba wszystko powinnam zrobić w tym stylu, całą kuchnię .....
A ja już wiem, że cały dom !!!
Rzucam się na oferty w internecie i wnet zakupuję kolejny mebelek z dębu, flamandzką serwantkę, będzie stała w holu na poddaszu i przeznaczę ją na pościel i ręczniki. W pokojach nie będzie na to miejsca, nie są wcale takie duże.
Co kilka dni przybywa coś ze staroci, a to przecudna drewniana tacka, a to piękna stara maselnica, dwa kinkiety, piękny obraz wykonany w miedzi i przecudny żyrandol do biblioteki. Kolorystycznie pasuje do zielonych ścian, na zdjęciu wygląda olśniewająco, ale muszę na niego czekać 2 tygodnie, przyjedzie z Niemiec. Pojawia się też niemiecki stary wieszak dębowy do przedpokoju, z takimi dziwnymi ozdobami ......
Mój mąż wyjeżdża na 3 tygodnie, ja zostaję i kupuję.
I nic mi się już w żadnym sklepie nie podoba, nawet elegancka biblioteka, którą braliśmy ewentualnie pod uwagę, to będzie najważniejszy mebel na parterze.
Liczy się tylko secesja !

Tymczasem przyjeżdżają deski na podłogę, grube na 22 mm i szerokie na 16 cm. Kredens wędruje do kąta a całą kuchnię zajmuje dąb czerwony.
W całym domu pachnie drewnem ......

Renia
04-08-2009, 17:58
Współwłaściciel firmy parkieciarskiej bada za pomocą przyrządu wilgotność wylewki i wilgotność powietrza w domu. Pomiary wypadają bardzo dobrze. Następnie mierzona jest wilgotność drewna, powinna być niższa - około 9 %, jest zdecydowanie wyższa w większości partii - około 12 %. Pan mówi, że będzie dobrze.
Następnie badane są partie wylewki przed każdymi drzwiami balkonowymi. Tam pasek wylewki jest pęknięty, "oddzielony" od reszty wylewki w pokoju, a w pokoju od wschodu, z wyjściem na taras, wysokość tego kawałka wylewki jest wyższa od pozostałej powierzchni. Pan bije mlotkiem w ten kawałek, rozkrusza go, twierdzi, że potrzebne będzie wykonanie tych kawałków wylewek jeszcze raz i związanie na stałe z resztą za pomocą prętów i żywicy epoksydowej. Da to gwarancję 100 % przyczepności desek do podłoża. Obecnie obydwie powierzchnie "pracują" oddzielnie i dobre przyklejenie desek na stałe nie będzie możliwe.
Taką operację wykonali na parterze moi wykonawcy od płytek - na granicy posadzki pokojowej i przedpokojowej, też było pęknięcie, związali to pięknie !
Cieszę się, że tak solidnie jest zaplanowana robota !

Po tygodniu ekipa - 2-ch młodych chłopców przyjeżdża do układania desek. Przyjeżdżam przed południem, jest ułożone prawie 2/3 biblioteki.
Nie znam się na robocie, na drewnie, ale nie wygląda to rewelacyjnie ......
Muszę być w pracy, nie mogę nadzorować prac, ale przecież otrzymali wytyczne od swoich szefów ..... i nie robią tego pierwszy raz .....
Twierdzą, że istniejące szpary po 3-ch tygodniach znikną.

Wieczorem otrzymuję e-mailem wiadomość od współwłaściciela, że większość desek musi być wymieniona, bo nie trzyma wymiaru i nie da się ich układać żadnym sposobem .......
Jeszcze się nie denerwuję, szkoda zdrowia.
Na drugi dzień, po wieczornej akcji jakiegoś poprawiania frezów u producenta desek podłoga jest układana. Deski po poprawkach są o 3 mm węższe.
Oglądam salon: na samym środku włożone są dwie deski z olbrzymimi szparami z jednego końca ! Zgroza !!! Na samym środku, na przejściu na taras !!!
Panowie zgodnie twierdzą, że za 3 tygodnie tych szpar nie będzie, bo znikną. Same !
Zastanawiam się ... jak to znikną, skoro z jednego końca deska ma szer. 160 mm a z drugiego 155 mm i "trójkątną szparę długą na około 10 cm ???
Nawet taki laik jak ja zaczyna wątpić w samoczynne "zniknięcie" trójkątnej szpary.
Nakazuję wymienić te dwie deski. Zrobią to później.
O.K.
Na poddaszu tylko wschodni pokój jest pusty, reszta jest już ułożona.
Na samym skraju przy schodach, włożona jest jakaś taka ciemna deska, nie pasująca do reszty ..... Nieładnie to wygląda, nieestetycznie.
W ogóle całość nie sprawia wrażenia, że układający zadali sobie chociażby minimum wysiłku aby ułożyć estetycznie ......
Ot, jak leciało, tak kładli.
Następnego dnia muszę być w pracy. Panowie skończą po południu i odjadą na 3 tygodnie. Potem będzie cyklinowanie i lakierowanie.

Wieczorem, zaraz po pracy biegnę na budowę zobaczyć całość, a przede wszystkim ten środek salonu, gdzie miały być wymieniane dwie felerne deski ...............

Renia
06-08-2009, 21:35
Wchodzę do salonu i już od progu widzę szereg desek z wielkimi szparami ..... jest jeszcze gorzej niż było !!! Paskudnie !!!
Na górze w każdym pokoju pod drzwiami balkonowymi deski leżą w powietrzu. Poznaję po stukaniu, wydają inny odgłos. Nic z tych obiecanek niespełnione. Nie chciało się im robić nowych pasków wylewek ..... może inwestor nie zauważy ..... będzie szybciej.
Dzwonię do pana L., był obecny w jeden dzień, potwierdza, że nie robili nic, pomimo, że zwracał im uwagę, żeby wzięli pod uwagę różnicę poziomów wylewek. Nawet podpowiedział żeby podstrugali od spodu deski, też by to pomogło zniwelować różnicę poziomów i przykleić deski do podłoża.
Spożywali za to większą ilość napojów alkoholowych ..... jest parę reklamówek puszek.
Ogólne wrażenie niezbyt zachwycające ...... po prostu brak estetyki wykonania.
Proszę w e-mailu o dosłanie dokumentów .... Jest telefon z zapytaniem czy wszystko aby w porządku ???
Nie, nie jest w porządku .......
Będzie wizyta szefa. Kawałek drogi ma do przejechania, jakoś tak zachciało mi się z daleka wykonawcy .......
Nie denerwuję się. Jakoś się to zakończy ...... jesteśmy ludźmi, możemy się jakoś dogadać....... Nauczyłam się przyjmować wszystko co mnie spotyka z wielkim spokojem, to mój sukces.

Mąż po powrocie z wypoczynku u rodziny jest zdegustowany tymi deskami na podłodze ..... nawet antyki mu nie pasują, bo stare a nie nowe ..... chciałby mieć nowe meble. A tu w kuchni znów nowy antyk - rozłożona na kawałki szafa do przedpokoju, z pięknymi rzeźbieniami, wielki gabaryt.
Zachwycony jest meblami w łazience, bo szafka, lustro i baterie są zamontowane. Są nowe i dosłownie błyszczą olśniewającą bielą !
Z zachwytem odsuwa szuflady podwójnej szafki i dziwi się, że jak będzie siedział na tronie, to będzie się przeglądał w lustrze na wprost kibelka (ha, ha, ha). Nieduża ta łazieneczka, ale elegancka !!!

A trawa znowu urosła do gigantycznych rozmiarów ! Prawie dżungla.

Renia
06-08-2009, 21:57
Przybywa różnych drobnych rzeczy do domu zakupionych na allegro: komplet małych obrazków cztery pory roku, piękna olbrzymia ampla do kuchni, niespotykany wprost egzemplarz !!! Znajduję też olbrzymi gobelin na klatkę schodową, w ramie, na zdjęciu wygląda interesująco.
Poza tym zaczynam interesować się zakupem lodówki ....
Ważna jest też biblioteka i mebel rtv - musi byc dość długi, sprzętu mamy sporo .....
No i meble do spania .....
Na pewno nie wystarczy nam pieniędzy na wszystko.

Zaliczam też wizytę w Nadzorze Budowlanym, pobieram druk na zgłoszenie budynku. Po kilku dniach dysponuje już protokołem od kominiarza, zamówione jest także świadectwo energetyczne budynku.
Teraz KB musi wrysować dorobiony ganek na kserokopię projektu budynku .... w następnym tygodniu będzie miał czas dla mnie ......
Najdłużej będzie działał geodeta.

Renia
07-08-2009, 19:48
Zachodzę z ciekawości do specjalistycznego sklepu z zasłonami i firanami. Wystawionych jest setki tkanin, wszystkie piękne .... nie wiadomo na co się zdecydować ???
Trzeba zgrać tapicerkę wypoczynku w salonie, krzeseł w bibliotece i zasłon. Tu nie może być wyboru z przypadku.
Oglądam też karnisze, jest duży wybór.
Ceny zaczynają mnie szokować .....
Podwójne drzwi na taras oraz 3 okna 150 x 150 to sporo do "obrobienia".
Trzeba byłoby też okno w łazience udekorować jakąś zielenią, nie mam koncepcji co by to miało być.
Pani proponuje wizytę specjalistki na miejscu ..... pewnie będę z tego korzystać. Na razie tylko pierwsze przymiarki cenowe, stracę majątek na dekoracje okien !!!

Ale w pierwszej kolejności muszę kupić pralkę, lodówkę i kuchnię gazowo-elektryczną oraz zlew.
Reszta może zaczekać .........

Poza tym na bieżąco przeglądam oferty na allegro, czasem trafiają się prawdziwe cuda !!!

Renia
11-08-2009, 18:48
Pismo do TP o przeniesienie numeru telefonu i neostradę załatwione negatywnie. Nie ma obecnie technicznych możliwości.
hmmmm .......
Co z tym radiowym internetem ???
Robię wywiad u sąsiadów, korzystają już z takiej opcji i są zadowoleni !
No to ja też spróbuję ! Wykonuję stosowne rozeznanie ......

Tymczasem zastanawiam się nad biblioteką .... jest możliwość dostosowania półek, dorobienia drzwiczek ze szkłem ....... ale teraz cała firma na urlopie, za półtora tygodnia będę mogła zapytać o cenę przeróbek.

Przyjeżdża szef od desek, ogląda podłogę i przyznaje mi rację, że na poddaszu jest do poprawki .... bezdyskusyjnie.
W salonie zaś toczy się dyskusja co by tu zrobić ??? No, sciągnąć deski i włożyć inne, dopasowane. Nigdy nie zgodzę się na szpachlowanie szpar, to miejsce "przelotowe" na taras, sam środek salonu. MUSI być dobrze ułożone !!!
Szef mówi, że może przyjechać osobiście do poprawek ....
Zastanawiam się kto to ma zrobić, może ktoś inny ??? Nie będę już dalej korzystać z usługi, nie mam zaufania ! Zastanowię się.

A miało być tak pięknie !!!

Renia
15-08-2009, 18:52
Po kilku dniach milczenia dogadujemy się z wykonawcą podłogi .... właściciel przyjedzie z ekipą i wykonają wszelkie poprawki. Ma być podobno dobrze. No i wycyklinują i polakierują ....... Dostanę też obniżkę w cenie.
Dam szansę, niech robią !
Za tydzień podłoga na parterze i poddaszu będzie gotowa i ma podobno powalać na kolana !!!

Czas na umówienie za 2 tygodnie montażu drzwi i ościeżnic, które leżą od wielu tygodni. I czas na wybór klamek do drzwi. Wybieram się na poszukiwania ....... Syn słysząc o moich planach prosi o proste wzory bez udziwnień :roll:
To chyba skutek tych moich secesyjnych zakupów, tak jak mąż, nie chce już niczego starego (i rzeźbionego, ha, ha, ha) w domu ......
Swój pokój chce urządzić w nowoczesnym stylu.

Czas też na ponowne zainstalowanie pieca c.o. w kotłowni, został wymontowany przed płytkowaniem tego pomieszczenia. Należy podłączyć też 120-litrowy zasobnik ciepłej wody. Ale to dopiero jak lakier stwardnieje .....

Renia
26-08-2009, 20:55
No i podłogi już poprawione, wycyklinowane i polakierowane. Pod drzwiami wyjściowymi na taras nadal puste odgłosy słychać, pomimo, że był klej wpuszczany specjalnymi dziurkami pod deski, tylko w jednym pokoju były zdzierane i kładzione na nowo. I w salonie oczywiście, cały pas.
Pożyjemy, zobaczymy ..... jak się będą sprawować. Na razie nic się z nimi nie dzieje, sezon grzewczy planujemy rozpocząć w październiku, będą więc odpowiednie warunki.
Tylko w rogu salonu kawałek rury doprowadzającej powietrze do kominka wystaje spod desek, niestety zbyt wysoko położono początek tej rury, uzgadniam z wykonawcą telefonicznie, że zrobi taką maskowniczkę i dośle mi ją. Zupełnie nie wiem dlaczego nie zrobili tego jak byli na miejscu ??? Przy odbiorze nie mieli już ani kawałka deski i spieszyli się do domu, na Śląsk.

No cóż, całość może nie powala mnie na kolana, ale nie jest też źle ..... Mąż jest bardziej zadowolony niż ja ..... chodzi w skarpetkach po salonie i przygląda się z zadowoleniem ... nie dziwię się, w bloku mamy parkiet poza gatunkiem i tak zrujnowany (wybrzuszyło go na początku w pokoju i przedpokoju), że te deski tutaj to prawie Wersal !
No i ten metraż !!! Ludzie !!! Ile miejsca !!! Ile powietrza !!! Świeżego, drzwi tarasowe uchylone, wpadają resztki słońca i zapach pobliskich pól zieleni. Aż szkoda stąd odchodzić !
Już niedługo, doczekamy.

Tymczasem otrzymuję telefon od wykonawcy balustrad, chce montować balustradę przy wejściu, przeleżała u niego rok, teraz sobie przypomniał ....
No to będzie montaż. I spawanie balustrady na balkonie, po ułożeniu płytek założono ją z powrotem ... trzyma się tylko na wystających prętach.

Z samego rana mąż jedzie na budowę do tych balustrad, rozkłada jakieś folie i tekturę w przejściu na balkon, szkoda byłoby butami zmasakrować świeży lakier.
Wieczorem jedziemy oglądnąć dzieło .... już z daleka widać czarne porządne balustrady po obu stronach stopni. Wzór oczywiście taki sam jak tych tarasowych i balkonowych. Efektowne ! Też mają wybrzuszenia.
Mąż mówi, że jak zrobimy kostkę i obłożymy schody płytkami, to wtedy dopiero będzie efekt !

Wracamy zadowoleni do mieszkania, coraz trudniej znoszę te powroty ..... są upały, nie ma czym oddychać, ciasnota, nawet mi się sprzątać nie chce !
Nic mi się nie chce !
Nie chcę już tu być ! Jak mogłam w takich klitkach przeżyć tyle lat ???
Eeech ..... szkoda tych lat, takie karwęczenie a nie życie było ......
Ciekawe ile będę mogła korzystać z tych nowych dobrości ?
Coś za dużo o tym ostatnio myślę ..... :-?

Renia
29-08-2009, 17:58
Dzisiaj zaliczyliśmy z mężem castoramę, media markt i sklep meblowy ...
Klamki do drzwi wstępnie wybrane przez mojego męża (szybko się decyduje i ma gust, przynajmniej w tym względzie, ja wybierałabym w nieskonczoność ....) - WEGA, patyna na mosiądzu. W internecie znacznie taniej niż w castoramie ..... nie wiem tylko które są lewe, a które prawe - jeśli chodzi o łazienki i drzwi do garażu. Muszę zapytać mojego naczelnego wykonawcę, który wszystko wie .....
Gorsza sprawa ze sprzętem AGD i sypialnią. Wybór duży i nie wiadomo na co się zdecydować ....
Po rozmowie ze sprzedawcą moje wybory poszły w niepamięć .... :wink:

Nadal pozostaje problem braku gotówki na wyposażenie, ostatnie zapasy zostały przeznaczone na podłogę i zapowiedzianą znienacka balustradę schodów zewnętrznych ......
A tu we wrześniu obrona pracy młodego, zakup nowego garnituru (bo stary za duży o 3 rozmiary :roll: :roll: :roll: ) i mnóstwo innych drobnych wydatków a także wynajem lokum w Krakowie, do którego to grodu zamierza wybyć .
Cholera ! wszystko na raz !
A tutaj aż piszczy kupić i zamontować gniazdka na cały dom, zrobić listwy przypodłogowe i zakończyć sprawę z kierownikiem budowy ... czas na złożenie dokumentów do Nadzoru Budowlanego !
Ratuje mnie tylko stoicki spokój !!!
Wszystko się jakoś ułoży :wink:

Renia
03-09-2009, 17:49
Już po montażu drzwi wewnętrznych. Wszystko poszło szybko i sprawnie. Drzwi prezentują się bardzo ładnie, brakuje tylko klamek. Muszę szybko zamówić w internecie, bo tam jednak najtaniej. Olcha nie kłóci się ani ze złotym dębem okien ani z podłogą dąb czerwony ani nawet z tymi antykami ...., które cały czas czekają na odświeżenie i ustawienie we właściwym miejscu. Wszystko jakoś współgra.

Umawiam się z elektrykiem na montaż gniazdek, należy tylko wybrać serię, zakupem zajmie się firma .... to dobrze, bo nikt nie orientuje się w tym gąszczu różnych przewodów, po dwóch latach nie wiadomo już który kontakt do czego .... a jest ich mnóóóóstwo. Główna skrzynka to też niezła zagadka.

Poza tym ciągle zastanawiam się nad agd ...... :roll:
Panie, pomóż podjąć mi dobrą decyzję, tak, żebym miała święty spokój przez całe lata ..... :wink:

No i ten internet jeszcze nie załatwiony ... to jest najważniejsza sprawa. Bez tego nie ruszamy się z mieszkania !

Renia
25-09-2009, 20:42
Hmmmmm ... nikt nie jest dostępny. Wszyscy zarobieni na amen. Czekam i czekam i nic się nie dzieje w domu. Niedokończony przedpokój, garaż zawalony po brzegi resztkami materiałów i śmieciami ..... a mąż nie spieszy się do sprzątania ..... za to kupił nowszy samochód :roll: nagle się okazja trafiła.

Wybrałam już pralkę i zmywarkę, tylko lodówki nie ma w całej Polsce. Muszę chyba inny model wybrać. Znowu rozmowy i e-maile ....
Wybranych klamek też nie ma na stanie, produkcja ruszy za jakiś czas .....
Kie licho !
Nic nie ma ?!?
Ale za to materace do spania już zapłacone i przyjadą za parę dni. Sztokholm 160x200 i Geteborg 90x200.
I linia telefoniczna z internetem radiowym dzisiaj zamontowana, numer łatwy do zapamiętania, sygnał jest, tylko gniazdek brak, bo elektrycy ledwo żyją od nadmiaru zleceń. Wybrałam Ospel, serię Gazela.
Suszarka na bieliznę też już przyszła z allegro. I mnóstwo innych rzeczy leży po wszystkich kątach, paczki, paczuszki .... coraz trudniej się poruszać, drzwi od łazienki nie można otworzyć .... chciałam się ostatnio zabić.
Tylko nasz brytyjczyk nic nie wie co go czeka, przeskakuje z szafki na szafkę a najlepiej się czuje na lodówce, patrząc na wszystkich z góry.

Teraz tylko jeszcze jakaś stara kuchenka gazowa by się przydała na parę miesięcy, zanim dorobię się mebli .... muszę poszukać.
No i transport muszę rozeznać ...... pudełka zabezpieczyć w odpowiedniej ilości.
Ale przeprowadzka się trochę odwlecze ... bo bez lodówki ani jednego dnia nie wytrzymamy :wink:
Hmmm .... nic nie wiem jak to będzie ... listew przy podłodze nadal nie ma .....

Nie miałam za dużo czasu ostatnio żeby zadziałać ..... a wczoraj to ledwo żywa doczołgałam się z pracy do domu .... cóż, przedawkowałam (stres + nadgodziny to mieszanka zabójcza). :-?

Renia
04-10-2009, 16:14
Wreszcie ekipa powraca i zaczyna pomału kończyć ... a to fugi pod cokołami w przedpokojach, a to bateria wannowa się pojawia na ścianie, to znowu drugi raz klatka schodowa pomalowana ....
Znowu gniazdka na tapecie .... wycena w Castoramie zrobiona ... i wykonawca raban okrutny podnosi ! On załatwi w niewiele wyższej cenie berkera, a nie jakąś (podobno) lipę ospel. No dobrze, już dobrze, niech będzie berker ! Za trzy dni już po robocie, rzeczywiście ładnie to wygląda, wszystko w kolorze ecru, rozliczam się szybko i koniec tematu.

Tymczasem mój mąż marudzi, marudzi, dopytuje z wyrzutem dlaczego to nie zrobione i tamto nie zrobione .....
Od dawna tylko zarzuca i zarzuca, krytykuje i krytykuje. Nie ma specjalnie ochoty włączyć się bardziej aktywnie w wiele spraw ... na dodatek ja zgubiłam klucz i nie możemy wejść kiedy chcemy, bo wszystkie inne klucze po ekipach .... Złości się, że trzeba jechać pożyczyć na chwilę jeden egzemplarz ....
Ciągle jest ze wszystkiego niezadowolony i nie mówi nigdy normalnym głosem tylko z pretensją. Wieczna pretensja w głosie !!!!!!!!

Ja już niczego nie wytrzymuję ! W pracy do wieczora, same terminy, to musi być na dzisiaj, to na jutro, a to za pół godziny. A to natychmiast ! I przetarg za przetargiem i wizyty w urzędach, wszędzie na godzinę. I nowi pracownicy za trzy dni, meble w galopie zamawiam .... i komputery.
Wieczorem wracam zmęczona, walę sie do wanny jak kłoda i tyle. Nie byłam w tym roku na prawie żadnym urlopie, bez odpoczynku, w ciaglym pośpiechu, bo nie zarobimy, bo stracimy okazję na zlecenie ....
A tu ciągle podniesiony głos i wieczne niezadowolenie. I pytanie kiedy zrobią, kiedy skończą, kiedy będzie to a kiedy tamto ?
I ciągle, że nie kupiłam chleba, że nie ugotowałam zupy, a w sklepie pogania mnie żeby szybciej do domu .... ja już nie mogę dłużej tak żyć.
A w perspektywie jeszcze teść do wspólnego zamieszkania, z wymaganiami obiadków, zupek, deserków i tysiąca innych rzeczy i ciągłą obecnością i gadaniem, gadaniem, gadaniem .....
A mnie boli w klatce jak na zawał i w głowie szumi ciśnienie ......
Nie chcę, nie będę, nie muszę !
JA NIC NIE MUSZĘ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!

Renia
09-10-2009, 20:40
Wrzeszczę na męża w obecności wykonawcy, bo nerwy puszczają mi kompletnie .... znowu pretensje i niezadowolenie i nieprzyjemny ton. ZAWSZE to samo. I NIGDY nie będzie inaczej. Już to wiem. Po przeprowadzce będzie jeszcze gorzej !

Nic to. Działam dalej. Kupuję w castoramie klamki, bo nie mogę się doczekać na te z internetu. Wykonawcy zapowiadają bliski koniec, już nawet stylowa szafa w przedpokoju złożona i stoi na swoim miejscu, wygląda pięknie. Trzeba ją tylko wymyć i zakonserwować jakimś środkiem do antyków. I wysprzątane jest z grubsza.
Muszę szybko przewieźć rzeczy kupione na allegro, zdążą jeszcze zamontować lampy i kinkiety. Z samego rana zamawiam bagażówkę i przewożę trochę sprzętów. Szybko instruuję gdzie co ma być i wyjeżdżam w delegację do Warszawy na 2 dni.

Po powrocie nie mam czasu na wizytę w domu, wiem tylko, że wszystko zrobione. Nawet piec c.o. i zasobnik z ciepłą wodą podłączony ....

Otrzymuję też wiadomość, że wybrane przeze mnie agd jest dostępne. Zamawiam e-mailem i obiecuję przedpłatę w czasie weekendu. Jest szansa, że za tydzień wszystko będzie już w domu. Transport bezpłatny.

Teraz tylko jakąś kuchenkę gazową używaną muszę skombinować .... bo przez pół roku mebli w kuchni nie będzie.

A wykonawcy przedkładają mi rozliczenie finansowe ..... nakupili różnych rzeczy za te parę miesięcy i teraz kwota powala mnie z nóg !
Ale i wentylator w łazience jest i półki do spiżarki kupione i nawet zapas żarówek do lamp jest zrobiony ....

Nie, nie koniec jeszcze wszystkich robót, tylko mała przerwa, w kolejce czeka ta nieszczęsna spiżarka, półki trzeba wyrzynać, bo ta wnęka nierówna ....
No, jeszcze kolejny tydzień czekania .......
A mnie codziennie boli głowa, to chyba ciśnienie, nawet nie mam czasu mierzyć .....

Renia
17-10-2009, 22:17
I znowu kolejna scysja w małżeństwie !
Nie rozmawiamy już normalnie.
Mąż z wiecznymi pretensjami do mnie i do wykonawcy. I podniesiony głos.
Po ostatnich moich wrzaskach zajął się zakończeniem sprawy związanej z montażem anteny i talerza, internet musi działać dobrze, trzeba ten sygnał regulować ..... jeździ na budowę z facetem z TP i cos tam dogrywa.
To tyle.
Ja natomiast tonuję jego zachowanie wobec wykonawcy, który już tylko dorywczo coś u nas robi .... ma teraz inne grube zlecenia u innych klientów.
Jestem mu winna wdzięczność. Przez pół roku jeździł sam po różne materiały, kupował, przywoził, wybierał najlepsze i najtańsze, pomagał mi w wyborach, tracił czas, wykonywał, sprzątał a nawet własne pieniądze zakładał na zakupy ..... to bardzo dobry fachowiec. I dobry człowiek. Solidny.
A mąż pytał kiedy skosi trawę, wywiezie gruz i niepotrzebne pustaki, zrobi porządek kolo domu .... :oops:
Skosił, wywiózł, zrobił porządek ... i otrzymaliśmy mnóstwo dobrych porad co do kolejnych robót w przyszłości ....
Jest mi wstyd wobec niego. Oczywiście zapłaciłam za wszystko, ale to nie o to chodzi ...... :wink:
Chodzi o sposób traktowania człowieka i o sposób zwracania się do niego ....
On to wszystko zrobił dla mnie.
Bo zawsze mu za wszystko wielokrotnie dziękowałam, nie marudziłam, nie narzekałam, nie uprzykrzałam życia, chwaliłam za dobrze wykonaną robotę ...
Bo zna moje obowiązki w pracy, wie, że ledwo już ciągnę nogi za sobą .....
Bo u mnie w pracy też maluje pomieszczenia i ma możliwość zaobserwowania jak się pracuje ... że jest urwanie głowy .... i że te pieniądze, które zarabiam nie spadają same z nieba, że wyrywa się je z rynku ponadludzkim wysiłkiem.
Gdyby nie on, miałabym dużo gorzej .... bo nie mogłam nadzorować prac osobiście a jemu można było zaufać, że zrobi najlepiej nawet bez nadzorowania.

Ogarnia mnie zniechęcenie i smutek. Bo zdaje sobie sprawę, że nie jestem w stanie zmienić mojego męża. W tym wieku człowiek sie już nie zmienia ... zaostrzają sie natomiast wszystkie cechy charakteru ....

Renia
17-10-2009, 22:44
Przypadkiem znajduję się w okolicy pracowni dekoratorskiej. Mam pół godziny czasu do spotkania, więc wchodzę do środka by coś pooglądać. Znowu powraca temat zasłon w salonie i firanek ....
Przepiękna tafta w zielono-miodowo-żółte pasy ..... właścicielka zachęca mnie do oglądania. Rozmawiamy o aktualnych trendach, wybieramy tkaniny na zasłony w tonacjach pasujących do żółtego salonu i zielonej biblioteki. Umawiamy się na sobotę na budowie.
Muszę jednak przesunąć spotkanie na kolejną sobotę, bo dokumenty do przetargu na poniedziałek są ważniejsze :wink: Znowu wygrywa praca. Ale czymś przecież muszę zapłacić za te zasłony i karnisze .....
Pozbyłam się ostatnio sporej kwoty, bo wreszcie za odwodnienie domu wykonane w kwietniu trzeba było zapłacić.
A zwrot różnicy z podatku VAT, który tydzień temu wpłynął na moje konto pokryje akurat pralkę, zmywarkę i lodówkę .....

A dzisiaj znowu czuję się źle. Po śniadaniu znowu ląduję w łóżku i leżę bez ducha .... Boli serce, mam duszności i ciśnienie chyba jest wyższe.
Tak mi dobrze jest jak sie nie ruszam !
Niech nikt mnie o nic nie prosi, nie odzywa sie do mnie, niech nie muszę nic robić, o niczym mysleć, bo nie mam na nic siły. Tylko tak leżeć chcę .....

Dobre nie trwa niestety wiecznie. Odzywa sie komórka ... Pani dekoratorka przypomina mi o dzisiejszym spotkaniu.
Chyba nie mogę przesuwać spotkania po raz drugi ..... pomyśli, że coś kręcę.

Renia
18-10-2009, 14:53
Ostatnim wysiłkiem zwlekam z łóżka kości i zaczynam się ubierać. W głowie huczy: muszę, muszę, nie wypada odwołać spotkania po raz drugi .... muszę to załatwić ....
A ciało mówi: do łóżka, do łóżka .... leżeć i spać, zapomnieć o wszystkich obowiązkach i kolejce czekających spraw do załatwienia .....
Muszę zamówić taksówkę, bo do autobusu nie dojdę o własnych siłach :wink:
Przyjeżdżam chwilę wcześniej. Nie byłam tu już półtora tygodnia, jeszcze przed wyjazdem do Warszawy.
Oglądam powieszone lampy, kinkiety, wieszak w łazience, wieszak w przedpokoju, zamontowane podpórki półek w spiżarce .... Próbuję świecić, zapalają się i wszystko jest w porządku .... Kinkiety na półpiętrze w holu wyglądają dość ciekawie, moja przepiękna lampa w kuchni wisi nad tymczasowym stołem do śniadań. A w bibliotece pyszni się cudowny żyrandol !!! Robi wrażenie. Nie da się porównać z tymi prymitywnymi lampami w marketach. Już teraz widać, że dom będzie z duszą, niepowtarzalny, jedyny. Oczyma wyobraźni widzę umeblowanie, obrazy, świece, zdjęcia na półkach, kolekcję dzwonków w salonie .....

Dzwoni komórka ... to pani dekorator. Wychodzę przed dom, zajeżdża samochodem i wynosi wielką walizę. Podnosimy żaluzje w salonie i wpuszczamy światło dzienne. Musimy wybrać odpowiednie tkaniny ....
Pani dekorator rozgląda się po domu, podchodzi do kredensu i serwantki złożonych w salonie, przygląda się tym kilku rzeczom umieszczonym na swoich miejscach i stwierdza, że ten dom będzie miał duszę ....
Idziemy na górę, ogląda pokoje i łazienkę, w sypialni złożone są drobne rzeczy, marokańskie lustro dekorowane kością z wielbłąda, mały stoliczek-konsolka (chyba przywieziony z Niemiec) ... Jest zachwycona ! Prosi o namiar na sprzedawcę. Mówi, że naoglądała się różnych wnętrz u znajomych, przy okazji dekoracji okien, mieli różne meble i dodatki, ale nie chciałaby mieć w swoim domu niczego. A te moje są piękne ! I wszystko się jej podoba, oczy jej się śmieją do wszystkiego .... Mnie też !!!
Zabieramy się do pracy.
Wyjmuje z walizy pierwszy kawałek zasłony i przykłada do ściany przy kominku. Jest cudowny !!! Szaro-zielony, zgaszony kolor tła, na którym pną się kwiaty w stonowanych kolorach beżu, brązu, zieleni, ecru ... Tkanina jest mięsista i ładnie się układa. Wieszamy ją na klamce od okna.
Z walizy wyłaniają się kolejne próbki, analizujemy każdy kolor i robimy wizje ...
Po godzinie jest wybrane 3 próbki, każda stworzy inne, niepowtarzalne wnętrze. Wybieram pierwszą próbkę, z wijącymi się kwiatami.
Pierwsze - lepsze ! :D
Pasuje również do biblioteki, więc będą 4 zasłony, do 3 okien i drzwi tarasowych. Jeszcze tylko mierzenie odległości, prowizoryczne rysunki i możemy pakować walizę.
Przypominam sobie o łazience na dole, ogląda ją, mierzy okno, robi zdjęcie dekorów ..... Pomyślimy później .....
Wpłacam zaliczkę na zakup materiału i wracamy do domu, po drodze wysadza mnie i umawiamy się na wizytę w studio celem wyboru karniszy.
Ale to już w listopadzie ....
Najpierw trzeba zamówić materiał, żeby tylko był dostępny, bo bardzo mi się podoba !!!
Wracam w trochę lepszym nastroju do łóżka i wypoczywam ....
Odrobina oddechu od codziennego wariatkowa .... :wink:

Renia
20-10-2009, 20:00
Jest wiadomość o dostawie sprzętu agd. Muszę pojawić się w domu aby to odebrać i zapłacić. Jedziemy wieczorem z synem, pada deszcz i jest ciemno. Muszę kupić lampy zewnętrzne i halogen nad garaż.
Samochód już czeka pod domem. Otwieramy garaż i po 10 minutach lodówka, pralka i zmywarka znajdują się wewnątrz. Proszę o przełożenie drzwi w lodówce na lewe. Okazuje się po kilku minutach, że to nie takie proste .... Trzeba dzwonić do serwisu i umówić się na usługę.
Rozliczam się za dostawę i panowie odjeżdżają.
A my oglądamy dom .... syn idzie na górę do swojego pokoju, robi zdjęcia, ale światło jest niedobre.
Żal mi stąd odchodzić, opowiadam mu o zamówionych zasłonach do salonu i biblioteki, zrobi się domowo jak założą karnisze.
Pan L. teraz będzie montował pralkę w pralni, kupi oczywiście potrzebne rzeczy w markecie. Może przestanie śmierdzieć kanał, bo teraz aż nos urywa.

Teraz kolej na jakąś kuchenkę, bez niej nie da się żyć. :wink:
Hmmmm ... używaną na jakiś czas ??????
Nie mam koncepcji. :roll:
Meble będą za kilka miesięcy .......
Nie wiem co ważniejsze ... jakiś kliniec by się przydał przed garażem i na drodze ..... jak pada to błoto jest spore.
Boszszszsz ... nie mam już siły ..... znowu pieniądze potrzebne. :evil:

Renia
31-10-2009, 18:10
Muszę sie pojawić w dekoratorni okien, trzeba wybrać karnisze i firanki żeby zakończyć temat dekoracji okien w salonie/bibliotece. Pani dekoratorka mnie trochę martwi - tkanina, którą wybrałyśmy na zasłony nie jest dostępna, nie będą jej już produkować. Jest podobna, wzór kwiatowy jest trochę inny, to nie tulipany w zakrętasach lecz trochę większe liście, trochę rzadziej rozmieszczone, za to tkanina ta sama i to samo tło w zgaszonej zieleni. Tamte zasłony były wesołe, a te są bardziej poważne, o ile można tak je określić. Nie mam wyjścia, kolor tła jest dobrany dobrze, tylko ten wzór .....
Ale nie mamy żadnego wpływu na producenta w Hiszpanii, nie mam też czasu na jeżdżenie i szukanie czegoś innego, permanentnie brak mi jest czasu, więc wyrażam zgodę na zamianę tkaniny.
Teraz tylko karnisze i firanki ...
Szybko nam idzie z wyborem karniszy, pierwsza rurka ryflowana, druga gładka, końcówki - okrągła z tyłu, z liściem (współgrającym z wzorem na zasłonach) z przodu.
Gorzej z firanką .... :wink:
Pani proponuje gładki muślin lub cóś podobnego w kolorze ecru, przykładamy tkaniny do okna ... nie odrzucam .... nie zachwycam sie ... ....
Wiem, że firanka ze wzorami będzie się kłócić z wzorzystymi zasłonami, a poza tym nie jest na topie.
Szukam wśród próbek czegoś innego, znajduję jeszcze coś .... ecru, przeźroczyste, trochę bardziej sztywne, eleganckie ....
Cena jest dwukrotnie wyższa !!! :roll: :roll: :roll:
Ale to na wiele lat, moda sie tak szybko nie zmienia ... więc decyzja zapada szybko - tak, proszę liczyć.
Całość wystroju czterech "otworów" to zbijająca mnie z nóg suma !!!
Nie mam wyjścia, bez firanek i zasłon nie będzie życia w nowym domu, więc dopłacam trochę do zaliczki i umawiam termin odbioru wszystkiego na 15 grudnia - zdążę coś zarobić i odłożyć. :wink:

Tymczasem młodego trzeba odtransportować do Krakowa, samochód zapełniony po brzegi ekwipunkiem wyjeżdża z dwoma młodymi optymistycznie nastawionymi ludźmi ... mąż poświęca cały dzień na jazdę, wraca wieczorem zmęczony ....
Następnego dnia rano w mieszkaniu głucha cisza i pustka ... tylko nasz brytyjczyk łasi się do nóg dopominając o pieszczoty ....
Zaczyna się nowy etap dla wszystkich ....

Powraca temat kuchenki gazowej. Natychmiast trzeba coś kupić, z resztą zgromadzonych rzeczy da się przeżyć. Temperatura spada, czas włączyć centralne ogrzewanie i zacząć się pakować !

Znajduję w internecie ofertę firm transportowych, zapewniają nawet pudła na wszystkie rzeczy. Pewnie skorzystamy. :wink:

Renia
07-12-2009, 21:21
.... I nagle wpadam w wir pracy. Non-stop przez miesiąc. Nie mogę tego kieratu zatrzymać ani z niego wyjść. To po prostu proza życia: konkursy, przetargi, terminy, terminy, terminy .... Walczymy o zlecenia, o pieniądze, które będą za rok .... TERAZ. POTEM będzie za późno. Obudzimy się z ręką w nocniku, inni będą coś mieć a my nie.
W tym wariatkowie wygrywamy, zarabiamy, wszystko toczy się w zawrotnym tempie. Budzę się tylko na chwilę żeby zrobić analizy finansowe .... Jest kupa pieniędzy ! Więc szybkie decyzje o konsumpcji. Ludzie cieszą się okropnie !!! Ja też, szybciej wykończę dom !

Zapomniałam o budowie.
Mogłam tylko przyczołgać sie wieczorem do wanny a potem do łóżka. W niedziele nadrabiałam pranie i gotowanie, w tygodniu tylko gotowe jedzenie.
Wreszcie koniec ! Spokój. Oddychamy lżej.

Moge wrócic do tematu budowy.
Przyjeżdża młody człowiek do montażu karniszy. Po 3-ch godzinach są założone.
Zmarzliśmy tam okropnie. Włączamy sami centralne ogrzewanie, najwyższy czas. Wyłącza się po kilku minutach, nie wiemy o co chodzi. W końcu przyjeżdża Pan L. po 2-ch miesiącach przerwy, na dokończenie roboty: prowizoryczna balustrada, docięcie półek w spiżarce, podłączenie pralki, zamiana drzwi w lodówce na lewe. No i cos o garażu mówi, że jakaś kratka ściekowa by sie przydała .....
Ale najpierw niech podlogówkę włączy ! Wkłada wtyczkę w gniazdko i już. Powinno działać.
My zabieramy sie do domu.
Po przyjeździe dochodzimy do wniosku, że na święta krewny z zagranicy przyjeżdża, trzeba ugościć a tu mebli nie ma prawie żadnych, zlewu w kuchni niet, kuchenki niet .....
Mąż marudzi, że w mieszkaniu ciepło, wygodnie i zjeść można przy stole...
No tak. Zostajemy na te święta w mieszkaniu.
Znowu kolejny termin wziął w łeb.
Nie przejmuje się. Nie ma złego co by na dobre nie wyszło !

Żadnej starej kuchenki ani prowizorki nie będzie ! Postanawiamy jechać wybierać meble do kuchni. Zwłaszcza, że pieniądze pojawiły się w kieszeni w większej ilości :D
A miały być po Nowym Roku .......
Nie wystarczy na wszystko, ale zanim zrobią meble coś skombinuję.
Pan L. poleca nam firmę. Ja też wyszperałam wykonawcę. Porównamy oferty.

Tymczasem z allegro przybywa drobnych rzeczy: kinkiety, figurki do kuchni, ozdobne talerze, obrazki na ścianę ... cały pokój syna zawalony pudłami !!!
A on przyjedzie na święta do domu :roll:
Trzeba to gdzieś złożyć.
Tęsknie za nim okropnie. Byłam 2 tygodnie temu służbowo w Krakowie, zjedliśmy kolację, połaziliśmy po sklepach ... taki jakiś kurczaczek się zrobił z niego ....
Hmmmmmm ..... je tam coś czy nie ? Nie mogę o tym wszystkim myśleć spokojnie ..... muszę coś na drugi rok wykombinować :roll: :roll: :roll:
Może jakimś cudem zmienię bieg historii ???? :wink:

A na razie skoro meble do kuchni mają się robic, to muszę szybko wybrać płytki i jakiś kolor na ścianę ...

Dzwonie do firmy meblowej, na wykonanie mebli czeka się 6 tygodni.
Może jutro pójdziemy na rekonesans ?

Renia
08-12-2009, 18:47
Jedziemy do dekoratorni okien wybrać gałki do podtrzymania zasłon, bo pani dekoratorka zaproponowała takie rozwiązanie. Mąż ogląda gotowe już zasłony, bardzo mu się podobają. Gałki w kolorze starego złota oczywiście.

Zaraz obok jest studio mebli gdzie mam upatrzone piękne meble.
Wpadamy tam na chwilę, żeby mąż mógł zobaczyć, bo naopowiadałam mu jakie cudne!
Potwierdza, że cudne. Będą pasować do mojego cudnego secesyjnego kredensu!
Teraz do drugiego studia, bo tam produkują takie rtv jakie mężowi pasuje .... może by do tego bibliotekę zrobili ???
Chyba zrobią, ale najpierw oglądam te kuchnie ... Nie mają takiej jak w poprzednim studio, ale może by skądś takie fronty ściągnęli ?
Poszukają. Będziemy w kontakcie.
Może w sobotę zrobiliby pomiar ?

Pan L. radzi zlew fragranitowy. No i okap retro.
Wszystko co retro bardzo mi pasuje !!!

Renia
13-12-2009, 21:32
Nikt się nie odezwał w sprawie mebli w kuchni, pewnie szukają tych frontów ... albo zapomnieli o mnie. A ja pracowałam w sobotę.
Więc dzisiaj zabrałam zakupione ostatnio kinkiety i czekający na wywiezienie do domu gobelin i pojechaliśmy z mężem zobaczyć co tam słychać.
Podjeżdżamy pod dom a tam halogen nad garażem się zaświeca na przywitanie. I podjazd wysypany drobnym tłuczniem. Można wjechać do garażu i do schodów dojść suchą nogą. Nawet na drodze trochę wysypane, żebym mogła pieszo w czasie deszczu przejść i nie utonąć w błocie.
A w domu cieplutko, miło. Wszystkie kaloryfery grzeją, podłogówka też. Rachunek przyjdzie pewnie wysoki, mury po raz pierwszy ogrzewane ....
No i co ?
Półki w spiżarce założone, wyglądają bardzo ładnie.
Maskownica przy drzwiach wejściowych w odpowiednim kolorze założona.
Drzwi od lodówki przełożone.
Zmywarka obok lodówki gotowa do podłączenia.
Pralka podłączona.
Niepotrzebny stół zabrany z firmy, jest złożony i stoi w kuchni.
Pan L. wykonał wszystko, została tylko prowizoryczna balustrada na schodach, pewnie za parę dni się za to zabierze. No i ta kratka ściekowa w garażu zostaje do zrobienia.
Wory ze śmieciami przygotowane w garażu do wywózki. Zabieramy dwa i wracamy do mieszkania.
Ech, gdyby były meble w kuchni moglibyśmy już mieszkać.
Muszę jutro dopytać o te meble.
No i firanki z zasłonami jutro do odebrania z dekoratorni. Trzeba wyłożyć grubszą gotówkę.

Renia
19-12-2009, 21:42
Jedziemy w sobotę do domu, będzie pomiar kuchni pod meble. Pan projektant przyjeżdża punktualnie. Przedstawiam mu swoją wizję kuchni, pokazuję secesyjny kredens i półkę zakupioną na allegro. Pan spisuje moje sugestie odnośnie sprzętu kuchennego, jakaś kuchnia gazowa retro by się przydała, może smeg ? Okap też chyba retro. No i zlew z fragranitu - pan podpowiada. Chyba tak .....
Po dokonaniu dokładnych pomiarów proponuje wstępną koncepcję, niestety nie obejmuje ona tej półki, która już pół roku leży i czeka.
Pewnie będą górne szafki ....
Nie oponuję. Pierwotny projekt do dyskusji ma być już na środę. Przyjdę, oglądnę i podyskutujemy.
No to tyle na dzisiaj. Pan odjeżdża a my oglądamy dopiero co zrobioną przez pana L. balustradę. Miała być prowizoryczna, z desek ... wyobrażałam sobie byle jaką prowizorkę, a tu całkiem porządna balustrada !!!
Teraz już nie grozi spadek z góry na betonowe schody.
No i pan L. oglądał już w castoramie jakieś odpływy do garażu .... hmmmmm .... sam za wszystkim jeździ i kupuje. Złoty człowiek.
No to teraz jeszcze dwie lampy przed wejściem i dzwonek do drzwi trzeba kupić.
Nie doczekam się tego projektu kuchni !!!!!
Gotowa będzie na luty. :wink: :wink: :wink:
Jedyny plus tej sytuacji to to, iż zdążę uzbierać trochę gotówki.

Jedziemy po odbiór firanek i zasłon. Wszystko spakowane do odbioru.
Teraz wybieramy wstępnie materiał na roletkę rzymską do łazienki. Będzie przeźroczysta a w tle roleta na szybie w kolorze dębu z białym materiałem jako tlo pod roletkę. Umówiona jestem na po świętach na wizytę w domu, tak na odleglość nie dobierzemy ..... trzeba poprzymierzać materiały na miejscu.
Pozbywam się sporej sumy pieniędzy i wracamy do mieszkania. Rozkładam te zasłony, są piękne !!! I gałki na podpięcia dobrane są idealnie, takie duże kule !!! Zamontujemy je po powieszeniu firanek i zasłon.

Renia
23-12-2009, 20:03
No i wreszcie jedziemy oglądnąć projekt mebli kuchennych. Nic mnie nie zachwyca :evil: :evil: :evil:
Pod szafkami zaprojektowane takie niby półeczki na wiszące filiżanki, w górnych szafkach balustradki .... ale obydwie szafki po obu stronach okapu są nierównej szerokości, jedna ma 30 cm, druga 40 cm. Dolne rozwiązanie jest symetryczne. Ale jak się zmieni górną wersję, to dolna nie pasuje a jak się zmieni dolną to górna nie pasuje .....
A wszystko dlatego, że zlew jest w rogu i od niego zależą pozostałe szafki ......
Nie mogę podjąć decyzji, trzeba to wszystko przemyśleć. Zabieram projekt do domu uprzednio wpłaciwszy jakąś zaliczkę.
Będzie co robić w święta w wolnym czasie ..... im wcześniej się określę tym wcześniej będą meble wykonane.

Jeszcze tylko mąż uzgadnia szafkę RTV ... to najważniejsza rzecz w salonie.
Wyceny oczywiście nie ma. Będzie po Nowym Roku.

Wracamy do mieszkania. Czas zacząć przygotowywać potrawy na Wigilię.

Renia
09-01-2010, 17:41
Po wielogodzinnym przeglądaniu zasobów internetu coś zaczęło mi świtać odnośnie zmian w projekcie mebli.
W dolnych szafkach obok lodówki, zamiast otwieranych drzwiczek - 3 szuflady.
Zamiast narożnego zlewu i narożnej szafki - zwykły zlew podłużny i blat pod kątem 90 stopni.
Po obydwu stronach okna - 2 szafki wiszące pełne.
Po obydwu stronach okapu - 2 szafki wiszące przeszklone.
W rogu - półki łączące meble w kształcie litery L.
Na końcu ciągu, obok wejścia do kuchni - 2 rodzaje półek - węższe we wnęce i szersze powyżej, zakończone u góry "suficikiem".
Żadnych "balkoników, szufladek i "przedłużek" poniżej szafek.
I to wszystko. Cała reszta zostaje tak jak była.

Teraz trzeba dobrać blat i agd. Idziemy dzisiaj z mężem na mały spacer, bo to 5 minut pieszo od naszego bloku. Dostałam wiadomość, że blaty granitowe przywieźli nowe, jest spory wybór. No i chcę żeby mąż przyglądnął się zlewowi.
Zlew Franke mu się podoba. Tylko wybór granitu nie jest łatwy. Przykładamy próbki do zlewu i do mebli. Moich frontów nie ma na wystawce, ale są inne, podobne kolorem. Pada wybór na trzy rodzaje, najlepszy chyba będzie giallo veneziano. Piękne te granity !!! Wycena będzie za kilka dni.
Piekarnik Smega (stalowy) będzie dużo tańszy niż widziałam w internecie, tylko płyta gazowa droższa :evil: . Proszę o poszukanie trochę tańszej.
No i 10 % obniżki na meble dostaję, bo marudziłam przez telefon, że drogo.
Super !!!
Tylko ten okap nie wiadomo jaki ma być - stalowy czy kremowy ???
Bo lodówka i piekarnik z płytą stalowe będą.
Mam czas na podjęcie decyzji, teraz trzeba podpisać wstępną umowę, bo inaczej nigdy nie zaczną robić tych mebli. I zaliczkę w wysokości 40% ceny trzeba wpłacić. Mąż pójdzie w poniedziałek i załatwi to wszystko.
A ja muszę zastanowić się nad uchwytami do szuflad.
I pomyśleć o płytkach na ścianę ......
Podyskutuję z wolnej chwili z panem L. Może coś poradzi. Właśnie skończył remont z firmie i jest wolny, może wrócić do garażu i kuchni .....
Znowu mnie zakupy czekają....
Trzeba mieć wielki wór z pieniędzmi, a ja go nie mam :wink:
Jak to wszystko przetrwać ????
Wczoraj przyszedł rachunek za gaz - ogrzewanie na minimum nastawione a i tak szarpnie za kieszeń :evil:
I Kraków trzeba opłacić :wink: obrona pracy za tydzień. Wreszcie ! :evil:

Renia
12-01-2010, 21:52
Wstępna umowa na wykonanie mebli podpisana, zaliczka wpłacona. Ten granitowy blat wyceniono dość wysoko :evil: Policzono od metra bieżącego :roll: , a w internecie widziałam oferty, że od kwadratowego liczą. Muszę sprawdzić jeszcze raz. I podzwonić do chińskich granitów i spytać o ceny....
No cóż, laminat byłby taniutki, ale go nie przewiduję.

Pan L. upomina sie o projekt kuchni, musi pomyśleć o koncepcji ułożenia płytek i obliczyć ile ich potrzeba kupić.....
A po dokładnych oględzinach ścian w kuchni okazało się, że równać je trzeba. Bo jak było gładziowanie wszystkich pomieszczeń i malowanie, to nie wiedziałam jaki kolor w kuchni będzie i jakie płytki .... i teraz trzeba zająć się tematem.
W domu podobno trochę zimno, kazałam podkręcić ogrzewanie.
Nie będę mogła szukać płytek przez dwa tygodnie, bo pracy po dziurki w nosie i padam na twarz. I do Warszawy muszę jechać dwa razy.
Jak się przewali, to zajmę się tym tematem i całą resztą.
A teraz muszę iść spać, bo ledwo patrzę na oczy.

Renia
18-02-2010, 21:06
Wreszcie powlokłam się wybrać agd do kuchni i dokonałam przedpłaty na:
płytę gazową SE70SX Smeg 5-cio palnikową
piekarnik SI850-X-S Smeg
Okap Neto "Laura" 90-tka
i zagadałam o dobrą cenę na zlew Franke Admiral 611 z wyciąganą baterią Prince - z fragranitu w kolorze beżowym.

Niestety zrezygnowałam z płyty granitowej w tej firmie, bo była za droga, załatwię sobie sama gdzie indziej ..... to potrwa dłużej, oszczędzę za to sporo.

Oglądnęliśmy także z mężem płytki do kuchni, można coś wybrać z małych gabarytów, potrzebuję jednak porady pana L.
Więc umawiam się dzisiaj wieczorem i jedziemy do marketu. Są fajne z Paradyża, ale nie ma ich na stanie, dostawa za 10 dni, nie wiadomo czy przyjdą akurat te ?
Jedziemy do Castoramy i do kolejnego hipermarketu ... brzydkie są ....
No to do Leroy Merlin....
Trudno się zdecydować .... nic takiego powalającego na kolana nie ma, ładne są tylko takie 9,8 x 9,8 z Cerkoloru seria Fascynacje - Pinia.
Mówię, że dodatki może w kolorze kobaltu będą ....
On twierdzi, że nie będzie sie gryzło, natomiast ta lekko kremowo-zielonkawa poświata przełamie trochę drewniane wnętrze ....
Gładki beż - krem jest nudny ....
No to bierzemy te 5 m2 i oglądamy się za fugą epoksydową ... tylko na zamówienie, trzeba czekać. Pan L. mówi, że ją kupi sam, tak jak i klej, daję mu gotówkę. Odwozi mnie pod blok i obiecuje zawieźć wszystkie zakupy do domu oraz pomyśleć o robocie .... Musi się uwinąć do 3 marca, bo potem u mnie w firmie robota na niego czeka, a potem to już montaż mebli - koło połowy marca.
A jeszcze trzeba dobrać do tego wszystkiego kolor farby do kuchni .....

No to coś się będzie działo .....
Ciekawe jak dojedzie pod dom jak tam nikogo nie było już od kilku tygodni, nikt nie odśnieżał, zakopie się po uszy w śniegu i nie wyjedzie aż na wiosnę ....

Ha ! Nawet łopat do śniegu dzisiaj fajnych nie było, chciałam kupić ....
wszystko wykupione ..... :roll: :roll: :roll:

Renia
28-02-2010, 14:40
Wnet otrzymuję alarmujący telefon od wykonawcy. Pojechał do domu i zauważył rozeschnięcie sie desek podłogowych.... na górze podobno horror !
Boszszszsz .... jeszcze mi tego brakowało ! Serce mi prawie stanęło. Tyle pieniędzy kosztowały !!!
Jedziemy z mężem to pooglądać.
Wchodzę z duszą na ramieniu .... na dole nie ma większego powodu do omdlenia, pomimo że szpary są.
Na górze jest faktycznie horror. Nawet nie mam na czym usiąść, żeby nie paść jak długa na te deski ! Mąż mnie dobija chodząc i psiocząc.
Szpary pomiędzy deskami w każdym pomieszczeniu na 2 mm, w przedpokoju okropny widok. W pokoju syna widać nawet pióra w szparze. Lakier puścił wszędzie, porozrywany jest dokładnie tak jak i szpachla, która jest postrzępiona na brzegach. Nie mam siły szukać dalszych szkód, może zrobi to ktoś mądrzejszy ode mnie?

Sprawdzam temperaturę i wilgotność: jest 18 - 19 stopni i około 44 - 45 % wilgotności. Nic drastycznego się tutaj nie działo, nie było przegrzewane, cały czas mniej więcej taka sama temperatura, w czasie mrozów nawet ciut niższa.

No cóż, wracamy do domu i wysyłam e-maila do wykonawcy. Odpisuje, że ma tej zimy od wielu klientów takie same e-maile. I że przy desce 14 cm szerokiej 2-milimetrowe szpary są normalne. I że jak przyjdzie wiosna to się zmniejszą, bo podniesie sie wilgotność powietrza.
Nie wiem, nie wiem co zrobię ....

Na razie wchodzi pan L. i zaczyna kłaść płytki w kuchni, bo za 2 tygodnie przywiozą meble do montażu. Oglądamy położone 2 rzędy, prezentują się ładnie, są takie świeże, będzie odpowiedni kontrast w stosunku do wyrazistych mebli z akacji i dębowego kredensu. No i nie ma dekorów, co podpowiedział wykonawca, więc będę mogła różne dodatki zastosować bez obawy iż będzie za duży galimatias.
Szybko dobieramy kolor farby na ściany - jakaś odmiana kremu, matowy.
Zostawiamy ostatni nabytek z allegro - żyrandol art deco do salonu i wracamy do mieszkania mocno zmartwieni tą podłogą ......

Renia
15-03-2010, 17:45
Płytki w kuchni położone, fugi epoksydowe, ściany pomalowane. Podoba mi się. Zwłaszcza że płytki koło okna wchodzą na szpalety i pasują kolorystycznie do parapetu. Są bardzo starannie szlifowane pod kątem 45 %, naprawdę dokładnie.
Przyjeżdżają panowie z meblami.
Po godzinie kręcenia się i mierzenia wychodzi na jaw, że lodówka się nie mieści w swoim kącie, to nie 60-tka lecz 70-tka ! Chyba to umknęło w trakcie uzgodnień różnych poprawek .... No tak, kawałek szafki pod zlew to 45 -tka, a powinna być 40, byłoby w porządku. Tylko czy wtedy zlew będzie wystawał na tyle bym mogła myć garnki w jednej komorze stojąc na wprost ?
Zalecam wieszanie szafek górnych, nad dolnymi pomyślimy później ....
Po kolejnych dwóch godzinach wiszą górne szafki i okap też jest zamontowany. Duży jest, 90-tka, z drewnianą ramą, pasuje do całości, kolor prawie dokładnie taki jak farba na ścianie - kremowy.
Zaczyna się kombinacja z półeczkami we wnęczce, trzeba przerobić na warsztacie, dociąć po parę milimetrów. Wnęka nie ma kątów prostych, więc jest problem. Te deseczki i półeczki do wnęki, tak jak i boki szafek są zabarwione na trochę inny odcień niż akacjowe fronty. Nie razi to bardzo, ale jest zauważalne. Pewnie boków i pleców z akacji się nie robi, bo drogie ......
Panowie proponują przerobienie górnej lewej szafki z 40 na 45 - będą drzwi z tej dolnej szafki pasować. A te drzwi z górnej szafki - na dół pójdą, też będą pasować. Szafka na górze będzie lepsza po przeróbce, bo odległość od szpalety będzie taka sama jak i tej prawej szafki. No i dobrze się złożyło. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ale trzeba to wszystko w warsztacie przerobić. Meble z powrotem wędrują na samochód. Kolejna wizyta pojutrze.
Mąż przyjeżdża po mnie i ogląda część mebelków, podobają mu się bardzo, akacjowe fronty są bardzo eleganckie. Wysuwa i wsuwa szuflady z systemem bluma tandembox, łagodnie dosuwają się samoczynnie.
No to czekamy na przeróbki.

Tymczasem sprawę listew do pokoi trzeba ruszyć do przodu .... muszę jak zwykle zmolestować tematem pana L. Na pewno mi poda gotowe rozwiązanie, już coś raz opowiadał o wysokościach i profilach tych listew ....

Najwyższy czas też pomyśleć o firankach i zasłonach do kuchni. Nie mam pojęcia jakie ????? :roll:

Renia
17-03-2010, 20:58
Znów jadę do tych mebli kuchennych. Panowie już czekają pod domem. Trzy szafki przerobione, zaczyna się montaż. Dokładnie mierzą, nie śpieszą się. Trzeba odłączyć prąd z kuchni żeby zamontować trzy punkty świetlne pod szafkami, szukamy w rozdzielni właściwego przełącznika, bo nie wszystkie są opisane. Znajdujemy po chwili i można bezpiecznie zarobić końcówki.
Następnie drzwiczki do zmywarki, potem cokoły z takim przeźroczystym wykończeniem na dole, żeby nie nabierały wody z mopa.
A potem montaż rury w okapie, króciutka będzie, tylko do poprzecznej deski pomiędzy szafkami, powyżej musi być rura spiro .... bo inaczej kratka wentylacyjna byłaby przysłonięta do połowy.
Na koniec ozdobna listwa nad meblami, jest z tym zabawy co niemiara, bo boczne półeczki są cofnięte i trzeba tę listwę dociąć w tym miejscu dwukrotnie pod kątem 45 stopni.
Czas się dłuży a ja umówiona jestem w pracy na 14.00 na ważną rozmowę. Mąż przyjeżdża i mnie odwozi, wróci do domu i poczeka na koniec roboty.
Tylko drzwiczki z szafki "zlewowej" po raz drugi do małej przeróbki, bo nie przylegają tak jak trzeba.
Montaż urządzeń agd w kolejce będzie czekać, ale to dopiero po zamontowaniu blatu.
Teraz trzeba mieć zlew !
W biurze oferowano mi model franke z baterią z wyciąganą wylewką za 1.525 zł, wstrzymałam się z potwierdzeniem zamówienia.
Szybko szperam w internecie i znajduję za 1.244 zł z dostawą. Zamówienie trwa kilka minut i już mogę zastanowić się nad wyborem firmy kamieniarskiej - trzeba ten blat z granitu organizować.

I już wiem, że nie zdążymy wprowadzić się na Święta Wielkanocne. Nie ma takiej możliwości abym zdążyła wysprzątać dom po budowie i spakować nasze rzeczy. Nie ma też opcji żadnego urlopu, w pracy wyznaczone terminy różnych zadań do wykonania, nic się nie da przesunąć ani o jeden dzień !

Więc ze stoickim spokojem po raz kolejny łamię dane mojemu synowi słowo, że te święta to już na pewno w nowym domu ..... :wink:

Renia
18-03-2010, 20:40
Pozostała sprawa rozeschniętego parkietu ...
Mąż robi zdjęcia wg polecenia wykonawcy i wysyłam je e-mailem do oglądnięcia.
Przeprowadzka nie jest możliwa także z tego powodu, nie wiadomo co robić z tymi deskami ???
Pan L. odmawia przybijania listew. Najpierw robimy porządek z tą sprawą !
Coś wspomina o rzeczoznawcy, ma nawet nr telefonu i nazwisko. Wstrzymam się z działaniem, poczekam na odzew wykonawcy.

Poza tym koleżanka podpowiada mi zaangażowanie jakiejś pomocy do mycia kilkuletniego, pobudowlanego brudu, ona już nie wykonuje takich ciężkich robót w domu sama, ma pomoc - i w domu i w ogrodzie. Wiek i stan zdrowia daje znać, niestety. Ja też nie grzeszę kondycją, czasami ledwo wlokę za sobą nogi. Oglądnęłam płytki w przedpokojach i łazience na dole .... koloru fug nie widać spod warstwy kurzu i pyłu, trzeba będzie połowę parteru szorować na kolanach jakimś specjalnym narzędziem i środkiem ...???
Hmmmmmmm .... ale to dopiero po zakończeniu sprawy z parkietem.

Renia
18-04-2010, 02:06
Wybieram się do zakładu kamieniarskiego pooglądać granity. Ciężko się zdecydować na miejscu ... Umawiam się na pomiar na budowie. Za kilka dni spotykamy się w kuchni. Pan przywozi kilka próbek, które wybrałam. Przykładamy je do blatu i porównujemy. Bezkonkurencyjnie wygrywa "szampan". Do wszystkiego pasuje kolorem, jest spokojny, więc dodatki będą mogły być bardziej zdecydowane. Termin jest dość szybki - za 2 tygodnie blaty będą gotowe.

Tymczasem święta za pasem, młody przyjeżdża z Krakowa .... fajnie !!! Spędzimy trochę czasu razem. Cieszę się, bo będę go mogła podkarmić domowym jedzeniem. Coś z opowiadań nie wygląda to tam tak wesoło. Kilogramów ubyło .... W ogóle nic mi nie pasuje !!! W kwestii ewentualnej pracy nic nie słychać.
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pewien pomysł .... a jakby tak zakombinować tutaj coś i zmienić "bieg życia" ?
Spróbuję ....... minimalne szanse są.

Czas szybko mija, dzwoni telefon, blat gotowy do montażu. Rano pojawiają się panowie z drobnym sprzętem ... mąż zostawia mnie na posterunku i jedzie popracować do domu.
Na początek mierzenie poziomu szafek, regulacja nóżek, żeby blat równo się opierał. Potem ostrożne manewry przez drzwi, blat jest bardzo ciężki. Pomału wędruje na szafki, dosuwają go do ściany. Pomimo, że nie ma kąta prostego, jest idealnie dopasowany. Za chwilę wjeżdża drugi, trzeba doszlifować mały ząbek, dosłownie 1 mm.
No i wszystko gra ! Można obydwa połączyć na stałe. Mało widoczne to łączenie. Jeszcze tylko silikon od ściany i impregnacja blatu specjalnym środkiem.
Wygląda imponująco !!! Jest przepiękny !!! Rozliczam się gotówką i panowie odjeżdżają.
Mąż zdziwiony, że tak szybko ... po przyjeździe opada mu szczęka ! Nie wyobrażał sobie jak to będzie wyglądać ....
Wreszcie można montować zlew i kuchnię.
Dzwonie do firmy, będą za 4 dni.

Tylko fachowcy od parkietu nie odzywają się, pomimo, że wysłałam jakiś czas temu e-maila ....
Wysyłam przypomnienie.
Zobaczymy .....
A wilgotność około 70 % i szpary prawie w ogóle nie zmniejszyły się, parę wyłódkowanych desek też czeka na poprawki ....
Zaczynam się denerwować ....

Renia
23-05-2010, 22:35
Przyjeżdżają fachowcy od montażu urządzeń agd. Mam nadzieję, że to szybko pójdzie, ale w miarę postępu prac wiem, że tylko dzień urlopu mnie ratuje. Do pracy wrócę późnym popołudniem, dużo spraw będzie czekało ....
Tymczasem panowie montują płytę gazową i piekarnik. Zmywarka też jest poprawiana, trzeba drzwi trochę skorygować . Potem zlew w kolejce, nie tak szybko jak mi się zdawało ... w końcu jest wszystko gotowe i nic nigdzie nie kapie.
I nagle .... zauważam, że granitowy blat na łączeniach "poszedł" ! Jeden z panów stanął na nim poprawiając nad meblami wtyczki do prądu od okapu. Stał na drabinie, ale na blacie też. I klej puścił, odłupał się też mały kawałeczek granitu. Trzeba będzie coś z tym zrobić .... dzwonie od razu do wykonawcy, coś tam obiecuje, że przyjedzie i poprawi.
A ja jestem wściekła ! Tyle pieniędzy kosztował ! Bezmyślny jest ten pracownik, usprawiedliwia go tylko młody wiek, jest z tego roku co mój syn i pracuje już od paru lat.
No nic, nie będę płacić za montaż zlewu, poczekam na reperację, najwyżej potrącę z tej zapłaty.

Na razie czekam na zejście się szpar w podłodze ... nic się takiego nie dzieje. Wszyscy się już dopytują kiedy przeprowadzka a ja nie wiem.
Otwieram wszystkie okna na poddaszu, zasuwam żaluzje. Niech wilgotne powietrze wchodzi do domu, może coś drgnie za chwilę .....

Renia
23-05-2010, 23:09
Znowu wpadam w wir pracy, terminy konkursów i przetargów gonią jeden za drugim. Coś tam usiłuję kombinować z pracą dla młodego, nic na razie nie wiadomo ....
Wreszcie po jakimś czasie jadę na budowę, wilgotnościomierz pokazuje aż 80 % wilgotności w powietrzu !!! Szpary zaczynają się odrobinkę zmniejszać. Nadzieja wkracza w moje serce, może choć trochę się poprawi estetyka. Podejmuję decyzję o założeniu listew podłogowych. Do tej pory pan L. nie chciał o tym słyszeć. Nadal psioczy na te szpary. Ale ja już umawiam się z wykonawcą, przywozi wzory, wybieram takie wysokie na 7-cm, oczywiście z czerwonego dębu. Zamówi szybko. Jest szansa, że niedługo wykończę podłogę.
Ale żeby mi nie było tak miło to przecieki obydwu kominów się ujawniają - w sypialni zaciek, w łazience i pralni jeszcze większy !!! Ten koszmar z kominami nigdy się nie skończy !!! Znowu reperacja kominów i dachu się szykuje. A miało być naprawione w tamtym roku !!!
No nic to, zadzwonię do fachowca i opowiem o zdarzeniu ....

Poddaję się. Prawdopodobnie zawsze będę miała jakieś problemy. Jak nie z dachem to z podłogą, która będzie pływać albo z rynnami albo z płytkami na tarasie nad garażem albo ze swoim zdrowiem, które wysiądzie na skutek problemów ....
Może mąż miał rację, że nie pałał ochotą do własnego domu, tylko ja tak parłam do przodu. A teraz na finiszu już nie mam siły nawet się denerwować.
Po prostu przyjmuję ciosy i już. Takie jest życie.

Ale żeby mi nie było za mało, to dodatkowo mąż marudzi, że trawa znowu za duża i nie ma kto skosić .... i że łąka mu nie odpowiada. Że natura jest fajna, ale w górach, bo tam jest faktycznie pięknie .... a koło tego mojego domu niekoniecznie.
Obrażona mina wyprowadza mnie z równowagi. Robię wściekłą awanturę, że jak mu się nie podoba to może zostać w bloku. Ja nikogo nie będę zmuszać do niczego, mogę iść sama.
Efekt jest taki, że jedzie ze mną na duże zakupy "sprzątaniowe" i siedzi cicho jak pies pod stołem.
Może jednak żal tego domu z zamokniętym kominem i zeschniętą podłogą ???
Zakupujemy drabinę z atestem, duży kubeł na śmieci, mały odkurzacz karcher, mop, płyny różnego rodzaju, ścierki, szczotkę, rękawice gumowe i mnóstwo innych rzeczy.
Cały bagażnik zapełniony. Wszystko ląduje w garażu.
Czekamy na listwy podłogowe.

Renia
27-05-2010, 20:40
Listwy przyjeżdżają i pan B. zabiera się za przybijanie. Wieczorem prawie cały dom jest olistwowany. Kolor jest odpowiedni i wysokość też. Przy okazji trawę kosi, połowa już zniknęła. Jutro reszta.
Kominek wreszcie wychodzi spod folii i można go podziwiać od nowa. Wcale nie zakurzony po roku, folia zrobiła swoje.
Na sobotę Pani Krysia umówiona do sprzątania .... spotkamy się z samego rana. Domek musi być czysty na przeprowadzkę.
W niedzielę mąż jedzie do Krakowa po rzeczy naszego syna i jego kolegi. Pewnie cały samochód zapakuje po brzegi. A w jesieni z taką nadzieją jechali na ułożenie sobie tam życia, przynajmniej na 2 lata. Nic z tego nie wychodziło, czas biegł a tam nic się nie działo. Więc wtrąciłam swoje 3 grosze i zakręciłam im w głowie całkowicie !
I teraz wracają z powrotem do domu, chyba mi się uda załatwić obydwu pracę ....
Planują pożegnanie Krakowa i w poniedziałek zawitają w domu.
A od 1 czerwca .... ..... .... .... .... !@#$%^&*()-"?<>+={}[]!
O tym właśnie marzyłam przez pół roku.
Domek czeka na przyszłego spadkobiercę. Pokój na poddaszu z tarasem na wschód i własna łazienka za niedługo ....
Po mieszkaniu przez całe życie w blokowych klitkach to będzie luksus.
Już przez telefon planuje grilla dla znajomych ... przecież musi być parapetówa .... !
Jak najbardziej jestem za !
W końcu te deski na podłodze nie mogą się zsychać, trzeba je porządnie podlać coby szpary zniknęły !!!

Renia
02-06-2010, 20:13
No i stało się !!! Syn wrócił z Krakowa do domu i od wczoraj pracuje ze mną w firmie !!! Ma kolegę do towarzystwa, od razu zabrali się ochoczo do pracy, przeglądają dokumenty, zaznajamiają z zadaniami .... Szczęście uśmiechnęło się do nich, dobra praca, dobra płaca - dla żółtodziobów - to prawie cud, że to przepchałam. Jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi !!!
Dzisiaj pani Krysia skończyła sprzątać, przyjechały też kartonowe pudła z firmy przewozowej.
Czas na pakowanie.
Wymianę zamka w drzwiach wejściowych trzeba zrobić i pomyśleć o alarmie ....
Na sobotę zamówiony samochód.

Renia
21-07-2010, 20:33
Jest 5 czerwca 2010 roku, sobota.
Samochód przyjeżdża rano. Wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy są spakowane. Wynoszenie z pierwszego piętra trwa niedługo ....
Sąsiedzi obserwują wszystko z okien, rozmawiam z sąsiadką, pyta czy sprzedajemy mieszkanie, czy przyjdzie ktoś nowy do klatki ?
Nie, nie sprzedajemy, zostawiamy.
Czas odjeżdżać !!!
Pakujemy się wszyscy do samochodu.
Za 5 minut jesteśmy na miejscu, to tak blisko !!! Aż nieprawdopodobne !!!
Samochód zajeżdża od tylu domu, przez drzwi tarasowe będzie łatwo wnosić pudła. Nie ma prawie żadnych mebli, więc szybko się uwijają.
Mąż dyryguje gdzie kłaść poszczególne pudła, wszystkie są opisane ....
Około pierwszej po południu jest po wszystkim.

Zamawiam pizze, bo nie ma żadnego jedzenia.
Potem mąż zaczyna montować sprzęt. Jest trochę roboty przy tym ....
Wieczorem jedziemy na zakupy do naszego sklepu na osiedlu, nadal tam będziemy bywać, to po drodze z pracy. A teraz wszyscy pracujemy w jednej firmie !
Mąż wieczorami na umowę-zlecenie, a my z synem w ciągu dnia.
Hmmmm ..... fajnie się nam ułożyło !!!
Taki finał wieloletniej ciężkiej pracy - jest gdzie mieszkać i jest gdzie pracować.
Teraz trzeba prosić tylko o zdrowie, bo zaczyna się dla nas lepsze życie !!!!!!!
Na swojej ziemi, w swoim domu. Tu doczekam wnuków i tu umrę.

Ale zanim odejdę do krainy wiecznych łowów muszę jeszcze zrealizować sporo planów ...... ciągle coś planuję .....

Renia
21-07-2010, 20:49
Po południu przyjeżdża pan L. Będzie zmieniał zamki w drzwiach, wieszał żyrandol .... Dość późno kończy robotę .....
Zanim położymy się po raz pierwszy do łóżek, a raczej na materace - bo o meblach na razie można tylko pomarzyć, musimy jechać po naszego kota, został sam w mieszkaniu i czeka na nas. Jest troche zdezorientowany, bo ubyło sporo rzeczy ... coś sie będzie działo, tylko nie wiadomo co ?
Pakujemy go do jego "domku" i zabieramy miseczki, kuwetę. Po wyjściu z klatki słychać przeraźliwy pisk .... to strach przed nieznanym .....
W samochodzie siedzi cichutko, ale po przyjeździe do domu natychmiast chowa się pod szafkę umywalkową w łazience. To najbezpieczniejsze miejsce. Przesiedzi tam przez 6 dni, nie jedząc i prawie nie pijąc.

Tymczasem my umęczeni całym dniem idziemy do naszej prawie pustej sypialni.
Padamy na pościel i zasypiamy kamiennym snem. Jutro niedziela. Będzie można poleniuchować ....
Zobaczymy co się nam przyśni w pierwszą noc .....

Renia
08-08-2010, 20:09
Rano budzi nas pianie koguta i gderanie kur sąsiadki .... chodzą obok naszych okien i gderają. A sąsiadka do nich przemawia, od jesieni ubiegłego roku mieszka sama po śmierci męża. Słychać też kózki od następnej sąsiadki, ma ich dwie i też "gadają". To takie niezwykłe ..... nigdy nie budziły mnie koguty, tylko odgłos uruchamianych samochodów na parkingu pod oknami.
Leżymy cichutko i wsłuchujemy się w odgłosy przyrody. Powietrze tutaj jest znakomite, takie czyste i pachnące trawą.
Wstaję i schodzę po betonowych schodach na parter. Zrobię sobie kawę i posiedzę w mojej pięknej kuchni ..... nacieszę się chwilą.
Syn jeszcze śpi, ale mąż tupta za mną, zaraz w salonie rozbrzmiewa muzyka a w kuchni parzy się na kuchni gazowej aromatyczna kawa w małej kawiarce, tylko taką pije od dawna, jest podobno zdrowa.
Pomału zaczynam się kręcić przy obiedzie .... ciągle coś przenoszę i przekładam.
Da się jakoś żyć bez mebli, bo w kuchni można gotować i zmywać a w łazience myć się, a to przecież najważniejsze. W pralni pierwsze pranie załączone, suszarka rozłożona i deska do prasowania stoi.

Teraz trzeba rozglądnąć się za kompletem wypoczynkowym, bo w salonie pustka. Poświęcamy na to dwie najbliższe soboty, nic nie ma takiego odpowiedniego .... wszystko jest duże i brzydkie. Mąż jest zły, bo nie lubi godzinami chodzić i szukać. W końcu za trzecim wyjazdem dostrzegam coś niedużego, stylowego, w odpowiednich jasnych kolorach. Szybka konsultacja z mężem i decydujemy się na zakup - tego kompletu z wystawy: nieduża sofa 160 cm szeroka i dwa nieduże, zgrabne fotele. Są bardzo wygodne, otulają plecy i głowę można oprzeć wygodnie. Nie zabiorą dużo miejsca w salonie.
No to pierwszy zakup za nami.
Niedługo później znajduję stylową kanapę-wersalkę do biblioteki. Wybieramy jasną tapicerkę i dokonujemy przedpłaty. Trzeba czekać kilka tygodni na wykonanie.

Ciągle buszuję na allegro i zakupuję różności - a to plafon do kuchni pasujący do starej lampy nad stołem, a to piękną, secesyjną francuską lampę stojącą do salonu, to znów stary kabaret z grubego szkła na przystawki. Jestem już poważnie uzależniona od zakupów tutaj i dzień bez szperania w starociach to dzień stracony. Jak przychodzi paczka to taki dreszczyk emocji mnie ogarnia ....
Nigdy wcześniej nie mogłam sobie pozwolić na takie zakupy, teraz spełniam swoje małe marzenia o pięknych starych rzeczach.

Brak kostki na podjęździe przed domem nam przeszkadza, źle się chodzi, a jak pada deszcz to błoto jest na drodze .... pewnego dnia nie można rano przejść przez wielką wodę na ścieżce. Zakładamy z synem reklamówki na buty żeby się przedostać bez strat. I zaraz na drugi dzień zamawiam kliniec, który rozrzucamy po trochu na najniżej położonym odcinku drogi. Jest trochę lepiej, ale trzeba będzie jeszcze coś poprawiać w przyszłości.

Zabieram się za szukanie informacji o kostce brukowej. Oglądamy ofertę dwóch producentów i umawiamy sie na wyceny z kilkoma wykonawcami.
Obliczona kwota powala nas na ziemię!!! Dlaczego to tyle musi kosztować???
Syn wybiera ładne płyty na taras w ogrodzie, ja nie mogę się zupełnie zdecydować na żadną kostkę betonową. Albo droga, albo opatrzona już, albo brzydka, albo ... albo ... albo ...... Nic mi nie pasuje, a tu termin trzeba zaklepać. Zaklepuję ten termin. Do tego czasu cos wymyślę.

Tymczasem sąsiad zamawia wykonanie ogrodzenia. Kawałek mamy wspólny, rozmawiamy, ustalamy warunki ... proszę o odstąpienie trójkątnego "rogu" na bramkę. Nawet są chętni, pod warunkiem, że sama pokryję koszt tego wspólnego kawałka. Jakąś umowę chcą spisać. Zastanowię się. Dla mnie byłoby to bardzo korzystne rozwiązanie. Zrobiłabym oddzielne wejście przez furtkę, oddzielnie bramę wjazdową.
Zobaczymy ......

Renia
08-08-2010, 20:53
Po dwóch miesiącach zamieszkiwania mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że kocham ten dom, jest chłodny w lecie, ciepły w zimie. Zewnętrzne żaluzje są używane i nie wyobrażamy sobie bez nich życia. W czasie nawałnicy deszczowej sprawdziły się świetnie, chronią też znakomicie przed słońcem. Temperatura w czasie upałów była w salonie o kilka stopni niższa - a jest przecież od południa. To zasługa żaluzji.
Na poddaszu było trochę gorzej z temperaturą, syn narzekał, więc dostał dobry wiatrak i jakoś przeżył. Ale teraz dopiero widzę jaki to był dobry pomysł żeby nie robić żadnych okien dachowych. Znajomi nie mogli w ogóle przebywać na poddaszu, mając w każdym pomieszczeniu okna dachowe.

Jedna łazienka na dole nie jest wystarczająco komfortowa dla trzech osób, musimy szybko wykończyć drugą na poddaszu. Syn miałby ją do swojej dyspozycji i wtedy byłoby fajnie. Na górze oprócz wanny przewidziany jest prysznic. Dobrze, że przynajmniej kibelek jest już zamontowany, to nad ranem nie musimy schodzić na parter .... Nie wyobrażam sobie już życia w domu z jednym kibelkiem, jaka to wygoda i brak stresu (ha, ha, ha).

W ogóle myślę dużo o przyszłym ogrodzie ... muszą być drzewka owocowe i maliny i iglaki ....Pomalutku wszystko zrobimy .....

Od kilku tygodni w salonie jest nowy telewizor Samsung LCD, mąż nie mógł wytrzymać dłużej i kupił. Stary LCD dostał syn, też jest zadowolony, bo płaski ekran fajnie wygląda. No i nie jest stary, więc posłuży mu jeszcze długo.
Zakupiłam piękny wazon do salonu i kremowe mięciuteńkie narzuty na wypoczynek - ochronią bardzo jasną tapicerkę, wyglądają dość ładnie.
Zasłony i firanki też już powieszone. Zrobiło się bardziej domowo.
Teraz trzeba dorobić nogę do zakupionego na allegro blatu z intarsjami . Byłby piękny stolik kawowy, bardzo go brakuje, nie ma gdzie położyć gazet.
Blat jest wyjątkowy, jasne drewno pokryte ciemnymi skomplikowanymi wzorami, pokryte grubą warstwą bezbarwnego lakieru - prawie jak tafla szkła.

Mąż już planuje bibliotekę i regał na płyty .... jest ich mnóstwo!
Ale to musi poczekać .... najpierw kostka przed domem.

Renia
15-08-2010, 10:28
Po kilku wizytach ekip brukarskich zaczyna mi się krystalizować wizja podjazdu i tarasu. Niestety kostka betonowa mi coraz bardziej nie pasuje ..... w przypadku wycieku oleju z samochodu lub innych zabrudzeń nie będzie łatwo ją wyczyścić. No i ta konserwacja co kilka lat .... Ładnie wygląda zaraz po ułożeniu, natomiast po kilku latach chyba nie bardzo.
Coraz częściej oglądam kostkę granitową. Głównie w internecie, bo na żywo nie mam gdzie.
Umawiam się na spotkanie z firmą, która kładzie granit. Jeździmy wszyscy po okolicy i oglądamy wykonania. Pięknie to wygląda, granit to szlachetny materiał, przetrwa wieki. Przekonuję moich panów do koncepcji szarej kostki granitowej o najmniejszym rozmiarze (4/6) z kolorowymi obrzeżami w trochę większym rozmiarze.
Mąż grzmi, że to będzie kosztowało majątek!
Po kilku dniach jest już gotowy projekt podjazdu i tarasu wraz z klombami przed wejściem, drewutnią i ścieżkami z długich dębowych kloców.
Wszystko mi odpowiada!!!
I tak będzie. Jakoś przeboleję tę olbrzymią sumę ....
Mąż też powoli przyzwyczaja się do tej kwoty. A wczoraj udało się sprzedać stary samochód, który stał w komisie od prawie roku i będzie dodatkowa kwota do dyspozycji.
Więc pojutrze zaczną zwozić materiały na ogród: kostkę, kliniec, piasek, cement .....
A za 3 tygodnie wszystko będzie gotowe!!!
Syn się pyta czy będzie można grilla zrobić na tarasie ???
Pewnie, że tak, zrobimy sobie pierwszą imprezkę na powietrzu!

Renia
29-08-2010, 15:01
Z samego rana 17 sierpnia pojawia się pierwszy samochód z betoniarką i innymi narzędziami, panowie z ekipy dostają klucz do pomieszczenia gospodarczego i zaczynają się organizować. Potem przyjeżdża piasek, cement, kliniec i kostki granitu. Będą trzy kolory: szary, czerwono-rudy i blado rudy - te kolorowe to vanga i bohus. Taras będzie w kratę z bohusa i szarej, obrzeża z vangi. Cały podjazd z przodu domu z szarej kostki układanej w klasyczny wzór, takie "łuski".
Najpierw ekipa zaczyna od strony ogrodu, taras będzie gotowy już za tydzień. Wierzchnia warstwa ziemi zostaje ściągnięta, piasek wysypany i ubity, potem kliniec - też ubity maszyną. Na to gruba warstwa półsuchego betonu, w który wkładana jest kostka. Sznureczki rozpięte na drutach wyznaczają wzór kraty, układanie rozpoczyna się od obrzeża. Następnie środek jest wypełniany, ubijany, wyrównywany i polewany wodą. Po tygodniu taras jest gotowy, ma kształt nieregularny, z jednej strony szerszy, z drugiej - obok pomieszczenia gospodarczego - węższy. Teraz jest zasypywany "mączką", która się układa między kostką, będzie sukcesywnie dopełniana.
Następnie wykonane zostają dwa schodki na zejście do opaski biegnącej wokół domu, jest dość szeroka, łatwo będzie można chodzić. Dalej kostka "zakręca" przed dom i zaczyna się formować podjazd. Tutaj podłoże ma 40 cm głębokości: piasek, gruz, kliniec, beton. Wszystko jest ubijane. Rybie łuski wyglądają rewelacyjnie!!!

Równoczesnie u sąsiada robi sie ogrodzenie, kawałek na granicy naszych działek jest wspólny. Uzgadniam z sąsiadem, że jeśli odstąpi mi 1 metr "rogu" działki, to pokryję sama koszty ogrodzenia tego wspólnego kawałka. Zgadza się. I tym sposobem mamy wjazd na 4 metry, będzie dużo łatwiej wjechać do garażu.

Umawiam się z następnym wykonawcą, musi już teraz wykonać przygotowanie pod przyszłą bramę czyli fundamenty słupowe.
Jest wielki problem, on nie ma mocy przerobowych, a moi brukarze ponaglają żeby to zrobić, bo będą dojeżdżać z kostką pod sam słup.
To musi byc zrobione TERAZ !!!
Pijemy kawę, potem herbatę i zagryzamy ciasteczka ...... no i za 2 dni pecki będą zrobione .......
A brama może później ...... bo jej koszt jest ogromny!
Ja optuję, żeby to robić na drugi rok, a mąż grzmi, że w tym roku i to zaraz teraz! Bo psy z okolicy wchodzą na podwórko i robią kupy przed domem .....
Przychodzą do psów sąsiada, których jest kilka.
Ale pieniądze nie są z gumy i nie można ich naciągnąć, więc jest problem.

Następny problem to ogrodzenie od wschodniej granicy, które po 9 latach od postawienia schowało się w ziemię .... bo sąsiedzi podnieśli teren.
Teraz kostka brukowa będzie na poziomie 10 lub 15 cm od góry betonowego murku ogrodzeniowego. Tragedia ......
Ogrodzenie trzeba natychmiast wyciągnąć z ziemi i zrobić od nowa.
A to koszty nie lada.
I teraz zadaję mężowi pytanie: to be or not to be ?

Ogrodzenie jest ważniejsze, bo podjazd nie będzie mógł być skończony.

Renia
29-08-2010, 18:37
Tymczasem w domu brak drugiej łazienki daje się we znaki, szczególnie rano.
W kuchni komfort się pogorszył, bo syn zabrał nieduży stary stolik żeby postawić na nim komputer. Do tej pory miał maleńki okolicznościowy stoliczek i po 3 miesiącach prowizorki zaczęło mu być bardzo niewygodnie. Stoliczek trafia do kuchni, więc teraz tylko jedna osoba będzie mogła zjeść śniadanie lub obiad. Muszę zacząć myśleć o kolejnych meblach ....

Naszym ogrodem zaczyna interesować się znajoma projektantka wykonawcy podjazdu brukowego. Co prawda nic w tym roku nie zrobimy, wyrównamy tylko ziemię i ukształtujemy teren, ale przez zimę będzie można zrobić jakiś ciekawy projekt ogrodu. Ja zupełnie nie znam się na roślinach, będę potrzebowała potrzeby fachowca. Ale w tych nowo powstałych małych klombach przy wejściu do domu można byłoby coś nasadzić już teraz .....

Na poprawkę czeka też droga dojazdowa, samochody ją rozjeździły i teraz po deszczu jest błoto. Koniecznie trzeba coś zrobić, bo jesień się zbliża i szkoda będzie butów .....

Za dużo tych czekających pilnych spraw !!!!!!!!
Nie wiadomo za co się brać najpierw ???:rolleyes:

Jedna dobra wiadomość: syn pracuje, czasem razem jeździmy autobusem do pracy, dobrze zarabia, pomalutku doszedł do siebie po tym wyjeździe do Krakowa, układa sobie kontakty ze znajomymi .... wczoraj zaprosił kolegów na grilla i urzędowali na górnym tarasie do późnych godzin nocnych. No i rozkładana sofa w salonie oraz wersalka w bibliotece przydały się jak znalazł, bo chłopcy spali wygodnie.
Wreszcie goście przestali stanowić problem, bo mają gdzie spać.
A kiedyś jeszcze na górze będzie gościnny pokój. Będziemy musieli na wiosnę zakupić meble do niego, bo w maju przyjadą goście z zagranicy, rodzinka nie może się doczekać żeby obejrzeć nasz nowy dom.

Renia
05-09-2010, 21:43
Roboty przy układaniu kostki zostały przerwane na kilka dni, bo deszcz siąpił bezustannie. W piątek ekipa wraca i w sobotę też pracują. Zrobiony jest cały przód przed domem, teraz kolej na układanie podjazdu pod garażem. Będzie lekki spadek. Od wschodniej strony będzie wyżej niż od zachodniej. W ogrodzie jest cała góra wybranej ziemi, trzeba będzie to rozłożyć równomiernie, ale na razie krajobraz księżycowy!
Przyjeżdża ekipa do kopania fundamentu pod słupek bramy wjazdowej. Jestem w pracy, mąż w domu. Po godzinie 11.00 dostaję telefon, że ledwo tylko zaczęli kopać, sąsiadka (od wschodu) przyszła i zabroniła wszelkich robót. Po południu miał być obecny jej mąż i zdecydować czy my możemy coś w ogóle robić. Mają zamiar podobno przesuwać ogrodzenie, bo za dużo miejsca zostawili na drogę. Więc ekipa się pozbierała i odjechała. A mój mąż nie umiał ani porozmawiać z sąsiadką ani wyjaśnić sytuacji ani nawet zobaczyć gdzie jest granica działki ..... NIC !!!
A tyle czasu zajęło mi wybłaganie żeby przyjechali i zrobili fundament. Mają duże zlecenie do wykonania i oderwali się od tamtej roboty tylko na parę godzin.
Jestem wściekła i wrzeszczę do telefonu ile sił w płucach. Jak to ? Nie widział gdzie jest granica między działkami, nie popatrzył, nie sprawdził, nie dociekł kto ma rację ?
Przecież jest kamień graniczny !!!
Co za dupa wołowa !!! Aż mnie trzęsie. Już dawno się tak nie zdenerwowałam.
Ale nic nie zrobię, muszę siedzieć w pracy do późnego popołudnia.

Wracam z pracy i biegnę prosto do tej na wpół wykopanej dziury .....
Pojawia się też sąsiad od północy, to jego droga. My mamy tylko służebność wpisaną w KW.
Zdążył już wbić pręta obok kamienia granicznego i rozpiąć sznurek, żeby można było zobaczyć ile centymetrów sąsiadka zostawiła od właściwej granicy. W jednym miejscu to 9 cm, w drugim (obok mojego kamienia granicznego) to około 13 cm.
A dlaczego nie zrobiła sobie tego swojego ogrodzenia w granicy ??? Ktoś jej bronił czy jak ?
I teraz jak już wie, ile cm zostawiła niepotrzebnie to będzie to piękne ogrodzenie przesuwać, żeby odzyskać te kilka centymetrów ?????????????
I ja dlatego nie mogę robić fundamentu pod słupek tak blisko jej ogrodzenia???
Nikogo nie ma w jej domu, nie mogę więc sprawy wyjaśnić .....

A moja ekipa wykopała dołek o te 10 cm za blisko ogrodzenia sąsiadki ....... bo nie chcieli (logicznie myśląc) zostawiać "szpary" pomiędzy ogrodzeniami.
Moja brama będzie w stosunku do ogrodzenia sąsiadki pod kątem 90 stopni, więc to działanie było całkiem logiczne.
Ech .... gdybym była w domu, wszystko potoczyłoby się inaczej ..... bo przecież i mówić umiem i ślepa też nie jestem .....
Przyzwyczaiłam się już do tego, że jak sama czegoś nie załatwię i nie dopilnuję to nie mam .....

Renia
13-09-2010, 20:12
Przez weekend nikogo nie ma w obrębie działki sąsiadów, pogoda nie sprzyja wychodzeniu do ogródka, więc nie mam możliwości porozmawiać. Mija kilka dni i wykonawca od kostki dzwoni sam do wykonawcy od bramy, żeby tamten przysłał ludzi jeszcze raz .... Ja muszę iść do pracy, ale poinstruowany przeze mnie mąż zostaje aby dopilnować tym razem sprawy. Słupek bramkowy zostaje zakopany w oddaleniu od ogrodzenia. Sąsiadka po powrocie z pracy przychodzi zobaczyć co się dzieje i sprawa się zaczyna toczyć ... ona dzwoni do swojego męża w pracy czy my możemy te parę centymetrów przesunąć słupek, bo szpara zostaje .... On chyba nie bardzo ma chęć, więc ona wraca do domu. Mój mąż też wraca.
Po jakimś czasie ona wychodzi jeszcze raz i mówi, że jej mąż wyraził zgodę na przesunięcie słupka. Pracownicy proszą mojego męża na podwórko, zaczyna się rozmowa, ona przeprasza za wszystko. Trzeba wyjmować słupek i wkopywać go jeszcze raz, ludzie wykonawcy nie są zadowoleni, ale robią poprawkę. Wreszcie słupek stoi tam gdzie trzeba.
Teraz można układać zakończenie kostki obok bramy i rynienki na wodę.
Widać już koniec roboty, kostka jest ułożona dookoła domu. Trzeba jeszcze podnieść ogrodzenie od strony wschodniej o około 50 cm. Zrobią to metodą nadlania betonu na murki (do zgubienia) i ponownego nałożenia siatki. I będzie. Nowego ogrodzenia sama nie będę robić, bo koszt jest zbyt duży a sąsiada nigdy nie widzę żeby można było coś uzgodnić .... działka kupiona widocznie na przyszłość, totalnie zarośnięta i zaniedbana.

Dzisiaj mąż uzgodnił zrobienie kostki pod przyszłą drewutnię - od północno-zachodniej strony. Odstęp od granic działki musi być co najmniej 1,5 metra, a powierzchnia tej wiaty nie większa niż 25m2 - wtedy trzeba tylko zgłoszenie w Urzędzie Miasta zrobić. Zrobimy to na drugi rok. W tym roku nic więcej już nie planuję na zewnątrz, zaczyna się jesień, szybko zapada zmrok a ja będę wracać późno z pracy. Nawet chyba nic nie posadzimy w ogrodzie, w zimie będzie czas na przemyślenie koncepcji zagospodarowania terenu za domem.
Teraz tylko tą górę ziemi w ogrodzie trzeba rozprowadzić i wyrównać.

Skoro sprawa kostki jest prawie zakończona, zamawiam u pana L. termin wykonania drugiej łazienki na piętrze, bo rano jest problem .... . Nawet nasz kot musi czasem czekać w kolejce żeby wejść do kuwety, bo drzwi zamknięte na zamek. :rolleyes:

Renia
18-09-2010, 21:08
Dzisiaj od rana końcowe prace na podwórku. Siatka od strony wschodniej już założona, nadlany fundament wygląda całkiem dobrze. Nareszcie to wygląda porządnie. Kostka pod drewutnię też ułożona, brakuje tylko fugi, ale to już kiedy indziej, bo trochę musi się ustabilizować. Teraz ostatnie zamiatanie placu przed domem, robi się schludnie i czysto. Można już wjeżdżać samochodem i parkować pod domem, więc mąż jest bardzo zadowolony. Tymczasowa brama też już zainstalowana, na noc można ją zamknąć, trzeba tylko kupić jakąś kłódkę na łańcuszku.
Robimy ognisko i spalamy wszystkie worki, śmieci a także od dawna czekające na ten moment dokumenty z firmy.
Uzgadniam z wykonawcą, że zrobi wycenę na obłożenie trzech schodków przed wejściem do domu jakimś kamieniem. Może to będzie płomieniowany granit ? Pasowałby chyba do kostki. Trzeba to będzie zrobić teraz, bo betonowe schodki wyglądają bardzo brzydko. Dopóki był bajzel przed domem nie było tego widać, teraz przy pięknej kostce brzydota razi.
Po niedzieli droga zostanie wysypana jakimś kamykiem, żeby można było przejść, samochody dowożące piasek i kostkę rozjeździły ją zupełnie i jest błoto.
A jak słońce podsuszy ziemię, to może rozprowadzimy tę wielką kupę ziemi w ogrodzie, trzeba wyprofilować spadek od domu.
Na wiosnę będzie dalsza część robót w ogrodzie tzn. budowa kwietników z czerwonawej dzikówki wokół tarasu i dębowych alejek a także nasadzenia. Przez zimę trzeba wymyślić koncepcję przyszłego ogrodu.

Renia
26-09-2010, 21:09
Droga także już jest zrobiona. Nic specjalnego, tylko dwa pasy wysypane tłuczniem i ubite maszyną. Idzie się po niej bardzo dobrze, w środku jest pas trawy. Tylko trzeba uważać na psie kupy, bo jakieś bezdomne osobniki upodobały sobie naszą okolicę do tych spraw!!!
Do łazienki przybyła szafka na ręczniki dorobiona przez stolarza na wymiar. I nogę do stolika kawowego też już robi, będzie gotowa za kilka dni.
Na allegro zakupiłam do kuchni zasłonki w kobaltowe wzory, trzeba będzie je trochę przerobić, dodać koronkę i kawałek białego materiału. Znalazłam też komplet pojemniczków na przyprawy z kobaltowym wzorem.
Teraz pasowałby mi stół z krzesłami do kuchni ..... jego brak jest dość uciążliwy.
No i pomału trzeba myśleć o umeblowaniu pokoju syna. Śpi na materacu i ma szmacianą szafę.

W ogrodzie góra ziemi zostaje równomiernie rozprowadzona, pasowałoby zrobić to bardziej dokładnie jakąś maszyną, bo wielkie darnie nie wyglądają zbyt ładnie.
Sąsiedzi też robią kostkę przed domem, przed zimą wszyscy skończą grube roboty.
Kończy się ładna pogoda, zapowiadają deszcze, akurat zdążyliśmy zrobić najbardziej kosztowną część robót wokół domu. Na drugi rok kwietniki w ogrodzie i drewutnia też nieźle nadwerężą domowy budżet......

Renia
12-10-2010, 22:07
Jednak łazienka na poddaszu jest pierwsza w kolejce do wykończenia, meble poczekają. Dzisiaj pan L. zrobił pomiary i uzgodniliśmy ogólną koncepcję. Trzeba wyruszyć na poszukiwania płytek. Należałoby już wybrać wannę i umywalkę z szafką oraz odpływ liniowy do prysznica. Posadzka w płytkach w karo, niezbyt duży gabaryt, na ścianę także nieduży rozmiar, dodatkowo malutkie 2x2 w prysznicu i wokół wanny. Jasne kolory, bo łazieneczka jest mała.
Dzięki napomnieniom pana L. zmobilizowałam się do poszukiwań i mamy już 5m3 drewna do kominka pięknie ułożonego na placyku. W piątek przyjedzie kolejne 5m3. Teraz szybko trzeba kupić plandekę, bo deszcz spadnie lada dzień. Mąż zauważa, że brak jest czegoś ochronnego na podłogę przed kominkiem ... może taka złota blaszka? Musze się zorientować co jest dostępne na rynku. Jakieś "przyrządy" kominkowe też by się przydały ....

Poza tym szperam na allegro i znowu upolowałam jakieś stare lambrekiny z szydełkową koronką, będzie można dać uszyć firaneczki do kuchni, bo w końcu jest wszystko co potrzeba.
Kołdry z poduchami z gęsiego pierza też zakupione, będzie nam ciepło w zimie. Na razie piec grzeje od tygodnia, ustawiony na 33-36 stopni i jest 21 stopni w salonie.
Tylko czujnik temperatury jeszcze nie zamontowany.... zapraszam i zapraszam pana od instalacji wod-kan, a on nie ma czasu.....

W dalszym ciągu nie mam wszystkich dokumentów do odbioru domu, znów pracuję do wieczora i czasu brak na wiele czekających spraw w kolejce ....

Renia
14-11-2010, 20:21
Zmarnowałam tyle czasu na szukanie płytek do łazienki syna ........ Mnie nic się nie podoba, jedne do drugich podobne, rzadko spotyka się oryginalne wzory. A on nie ma kompletnie czasu na chodzenie po hurtowniach. Więc po długich poszukiwaniach w realu zakończonych brakiem wyboru, zaczęłam podczytywać i oglądać co się da w internecie. No i jest!!! Zachorowałam. Le Rable. Cena powala na kolana.
Przedstawiam propozycję na forum rodziny nic nie mówiąc o kosztach. Mąż jakoś tak z rozpędu popiera wybór, natomiast syn jest zdegustowany. Zapraszam go więc jeszcze raz na osobisty przegląd zasobów lokalnych hurtowni. Oczywiście nie ma ochoty tracić czasu na łażenie. Więc wałkuję spokojnie mój wybór. W końcu ze zrezygnowaną miną zgadza się, pod warunkiem, że nie będzie za dużo udziwnień. Nie będzie za dużo.

Teraz na tapecie jest wanna. Powinna być, zdaniem pana L. w rozmiarze 160x90 asymetryczna, bo potrzebny jest łatwy dostęp do kibelka. Więc mam 3 wyszukane modele i znów jest dylemat który najlepszy.
Ponadto odwodnienie liniowe, panel prysznicowy i szafka z lustrem oraz umywalka. Tutaj już nie mam upatrzonych modeli, jestem daleko w lesie .....

Na razie zrobiona wycena hurtowni ze Śląska na płytki, nic nie zapłacone, nic nie zamówione, a tymczasem pan L. niedługo przychodzi do roboty ....
Boszszsz ... kiedy wreszcie przestanę wybierać i wybierać??? I dlaczego ten czas tak szybko leci??? Dopiero był poniedziałek już jest sobota!
Chce już tylko mieszkać i niczym się nie zajmować. Trochę jestem wszystkim zmęczona, ciągle pracuję do wieczora, bo jest teraz dobry czas na zlecenia. Po prostu muszę, nie ma mebli i cały ogród na wiosnę do roboty jest .....

Może jakoś to wszystko pójdzie ......
Ostatnio przyszedł z allegro piękny secesyjny niciak po renowacji. Stoi sobie w kuchni koło kredensu i cieszy oko. I plafony do przedpokoi też przyszły .... i firanki do kuchni zaprojektowane, tylko trzeba je zawieźć do uszycia.

A na razie zakupy ubraniowe i buty na zimę. Przepuściłam trochę gotówki i humor mi się poprawił.
No to od jutra znowu wybory "łazienkowe" .......
Chyba muszę dokonać konsultacji z panem L. On mnie zawsze mobilizuje do działania i podpowiada właściwe rozwiązania.

basia.kulka
02-03-2011, 13:37
przeczytałam Pani dziennik jak by był powieścią- wspaniały normalnie, a Pani jest "my hero"- pozdrawiam serdecznie

Renia
02-03-2011, 20:39
dziękuję, dziękuję ... tutaj więcej takich hero ....
komentarze do dziennika gdzieś są, trzeba poszukać.
Pozdrówka!

Renia
02-03-2011, 21:23
No i łazienka syna prawie na ukończeniu. Płytki wcale nie takie piękne na żywo, piękne są tylko dekory. Ale poczekam na obłożenie wanny "duną", pewnie będzie bardziej ciekawie.
Jutro może fugi zrobią? Kupiona szafka w ciemnym kolorze i lustro do kompletu stoją rozpakowane w przedpokoju, armatura też gotowa do montażu - dość droga, bo Grohe. Deszczownica będzie naścienna. I zasłonka prysznicowa dobrana kolorem.
Ale trzeba było przerobić instalację wody, bo koncepcja ściennej baterii wannowo-prysznicowej poszła w kąt - wanna przecież jest półokrągła, więc będzie bateria 3-otworowa z dorabianą metalową płytką usztywniającą. Oczywiście pan L. zadbał sam o dorobienie płytki. I sam wszystko kupuje, nawet fugę dobrał sam wg moich wytycznych. I pozmieniał koncepcję wykończenia ścianek prysznica - będzie diuna na "krawędziach".
Prace wykonywane są baaaardzo starannie, pan L. ma pomocnika-wspólnika. Zgodnie sobie razem pracują, rano piją w kuchni kawę i ustalamy szczegóły na cały dzień.
Po skończeniu łazienki zamontują jeszcze plafony w przedpokojach i w kuchni oraz powieszą parę obrazków.

Tymczasem z allegro doszło secesyjne biureczko z krzesłem i stoi w bibliotece - to stanowisko pracy męża. Ma piękną nadstawkę z rzeźbieniem i szufladkami.
A przedwczoraj dostarczono mini etażerkę do przedpokoju, też z tamtego okresu, przetrwała w dobrym stanie, jest odnowiona. Umieściłam w niej moje książki kucharskie i inne skarby. Pięknie się prezentuje! Kocham te starocie, są takie gustowne .... ponadczasowe. Zawsze będą się podobać.

Co poza tym?
Nic .... niezbyt dobrze układa mi się z synem w pracy .... ot, młodość ..... brak doświadczenia, obycia i przeświadczenie o swojej racji, totalny brak pokory i szacunku.
I złość na każdym kroku, obrażanie się o wszystko.
I agresja. Agresja na zawołanie, z niczego, bez powodu, a może ja już nic nie rozumiem???

Ech, smutno mi, jestem już zmęczona tą wieczną szarpaniną. Całe życie o coś walczę, do czegoś przekonuję .....
Nie chcę już tak dłużej żyć, chcę odpłynąć daleko, daleko ...... do krainy, gdzie cały dzień świeci słońce, gdzie nawet gdy pada deszcz to jest wesoło, gdzie wszystko jest takie proste ....... gdzie nie ma złych ludzi .... gdzie czas stoi w miejscu .....

Renia
19-03-2011, 22:03
Łazienka wreszcie skończona! Po obłożeniu wanny diuną zrobiło się całkiem ciekawie. A po powieszeniu zasłonki prysznicowej i położeniu dywaników w kolorze gorzkiej czekolady wszystko mi pasuje. Brakuje tylko górnej lampy, nie mam teraz siły za nią biegać, może w wolnej chwili coś dobiorę. Kinkiet nad lustrem jest ładny, ale zbyt ciemny, więc na górze musi być coś z dobrym światłem.
Wreszcie rano mogę swobodnie korzystać z dolnej łazienki, pasuje mi ona baaardzo! Kuchnia jest blisko i mogę robić kilka rzeczy na raz, parzę herbatę, prasuję ciuchy, ubieram się .....

Teraz trzeba pomyśleć o kolejnych meblach .... A tu już dzwoni wykonawca od kostki. Miał zaraz na wiosnę budować murki na kwiaty i coś w ogrodzie robić. Hmmmm, tak szybko ta zima minęła, że nie zgromadziłam dostatecznie dużo pieniędzy na te roboty. Łazienka pochłonęła wszystko.
Nie wiem co robić, pewnie muszę trochę poczekać .....
Pasowałoby zrobić plan zagospodarowania zieleni w ogrodzie, ktoś musi się tym zająć, bo ja się na tym nie znam w ogóle.
No, muszę coś kombinować pomału ......

Renia
10-04-2011, 21:36
Dzwoni pan L. z wiadomością, że w Castoramie mają być płytki gresowe bardzo tanie, takie do garażu. Już dawno uzgodniliśmy, że jak będzie coś wiedział, to pojedzie kupić i będzie wykończał garaż. Twierdzi, że do garażu nie warto kupować zbyt drogich, tylko takie po okazjonalnych cenach. Faktycznie, 14 zł za m2 to tanio. Dostaje więc pieniądze i na drugi dzień płytki są już koło domu, kolor - beż z kroplą popielu z bardzo drobnymi ciemnymi kropeczkami. Trzeba je będzie zaimpregnować po położeniu.
Już na drugi dzień garaż jest sprzątany, samochód stoi pod domem, a panowie skuwają fragment tynku na zewnętrznej ścianie, która była trochę zalewana zanim taras został wykończony.
Tę inwestycję finansuje mąż. Będą jeszcze jakieś mini meble "garażowe", półki itp., żeby można było narzędzia pochować i coś tam zrobić w razie potrzeby.
No i odpływ będzie, spadek jest zrobiony, trzeba sprawdzić czy wystarczający.

A ja muszę poczekać z następnymi sprawami, pewnie meble dla syna w pierwszej kolejności kupię, bo już 10 miesięcy żyje na podłodze.
Oj, ciężki wybór będzie, bo nie ma koncepcji na urządzenie tego pokoju.

Tymczasem kolejne święta nadchodzą, a w bibliotece nadal nie ma krzeseł i stołu, znowu jedzenie przy prowizorce. Na szczęście jest wygodny stolik kawowy, to przynajmniej w saloniku można normalnie posiedzieć, wypić kawę i pooglądać tv.
Za to do kuchni przybyły 4 stylowe krzesełka i secesyjne lustro do przedpokoju, oczywiście kupione na allegro. Wszystko poszło do renowacji, bo było mocno nieświeże. Mebelki dostaną nowy kolor i lakier - krzesełka nową tapicerkę, a rama nowe fazowane lustro. Będzie to dużo kosztowało, ale mylę, że warto. To są rzeczy niepowtarzalne. Dodatkowo zamówiłam stół kuchenny w takim kolorze jak krzesełka, bo renowator sprowadza też wiele rzeczy i je sprzedaje.
Hmmmm ... widziałam u niego pięęęękny fotel .... uszak. Nadawałby sie do pokoju syna, ale przecież on chce nowoczesny wystrój .... szkoda!
W ogóle nie mogłam wyjść z tego sklepu, znowu buszuję godzinami na allegro ....... jestem po prostu uzależniona od szukania staroci!

Renia
26-04-2011, 17:47
I już po świętach, tak szybko płynie czas.
Płytkowanie garażu na ukończeniu, za kilka dni pomieszczenie gospodarcze będzie "obrabiane". Tam też te same płytki i obróbka parapetu wewnątrz.
A na działce trawa bucha z ziemi, trzeba coś postanowić w sprawie nasadzeń i dalszej części robót tarasowych - miały być na wiosnę dorabiane kwietniki. Trzeba więc dzwonić do wykonawcy i kolejkę zamówić.
Nadal szukamy biblioteki i szafki na płyty CD. Nic mi się nie podoba!!!
A tak w ogóle to mam dużo pracy w pracy i głowy nie podnoszę znad komputera. Dopiero w lipcu będę wolna.
Ale już teraz należałoby kupić stół i krzesła na taras, wtedy będzie mozna zacząć wreszcie korzystac z tego miejsca, idzie długi weekend.....
Kotu trzeba sprawić jakieś szelki, żeby nie mógł się za daleko oddalić, będzie pierwszy raz wychodził na zewnątrz i istnieje prawdopodobieństwo, że zginie biedactwo.
Muszę się zmobilizować w tym tygodniu i zrobić kolejny krok do przodu!
Pora też rodzinkę zaprosić po raz pierwszy, bo do tej pory nie było okazji. W ubiegłym roku nie mieliśmy za wiele wyposażenia, skupiliśmy się głównie na tej kostce brukowej ..... eh, dobrze, że to już za nami!

Renia
15-05-2011, 14:30
Garaż co prawda skończony ..... pięknie wymalowane ściany i nawet nowe lampy są na ścianach. I świetlówka na suficie.
Ale pomieszczenie gospodarcze od strony ogrodu nadal w robocie! Nie mam już siły. Oni nigdy od nas nie pójdą. Codziennie pracują i pracują i niewiele przybywa ....
Nie mam zastrzeżeń do wykonania, jest idealnie, wprost perfekcyjnie. Ale to tylko pomieszczenia gospodarcze a nie pokoje czy salony ....
Jeden dzień przerwy się znowu szykuje, bo na posadzkę nie można wejść, jest świeżo zrobiona.
Ech, już niedługo.

W międzyczasie umawiam się z panem R. na wstępne uzgodnienia odnośnie kwietników i reszty ....
Przychodzi po kilku dniach zwłoki i już po pół godzinie mamy wstępnie uzgodnione sprawy.
Na drugi dzień ma wejść ekipa ludzi, którzy zniwelują teren, przebiorą kamienie i usuną największe chwasty. Wytyczą także mini alejkę, przygotują miejsce pod mały placyk na końcu działki i podzielą teren ogrodu na kilka "rejonów".
No i tak się dzieje.
Już po pierwszym dniu wszyscy jesteśmy w szoku. Niby nie biegają w przyspieszonym tempie a robota posuwa się błyskawicznie. W połowie dnia mąż dzwoni do mnie do pracy z informacją, że nie poznam naszego ogrodu po powrocie do domu. "Ogrodem" nazywamy kawał pustego, zarośniętego ogromnymi chwastami pola, ha, ha!
Więc prosto z autobusu biegnę na to puste pole.
Boszszsz..... nie ma już żadnych chwastów i alejka wytyczona. Kwietniki też. Wszędzie stoją druty i jakieś linki.

Na drugi dzień wraca pan L. ze wspólnikiem dokończyć płytki w pomieszczeniu gospodarczym. Wchodzi na tył domu i otwiera szeroko usta. Nie było ich tylko jeden dzień a tu takie zmiany!!!
Obydwaj panowie poznają się i wymieniają uwagi co do organizacji ogrodu. Kwietnik nie będzie miał przerw, bo włoży się rurki pcv do odpływu wody z tarasu. Taka wersja kwietników podoba nam się bardziej.
Po kolejnym dniu wszystko jest gotowe. Plan nasadzeń jest następujący:
W głębi po prawej strefa mini lasu z iglakami i innymi drzewkami, na końcu po lewej - lipa, która będzie wchłaniać nadmiar wody z zaplanowanego drenażu. No, bo będzie drenaż po obydwu stronach ogrodu.
Po lewej, po środku - warzywnik i krzewy owocowe. Tuż za kwietnikami będzie asymetryczny pas trawnika. Nie za dużo, nie za mało, tak, żeby się położyć na kocu i poopalać lub pograć w piłkę.
Powinnam teraz pomyśleć nad nasadzeniami .......
Hmmmm .... nie mam zielonego pojęcia!!! Przecież się na tym kompletnie nie znam.
Muszę się zabrać za naukę ogrodnictwa!

Renia
18-05-2011, 22:01
Pomieszczenie gospodarcze nadal w robocie .... niby już wszystko skończone, ale umywalka i kran nie zamontowane! Więc jutro znowu przychodzą do roboty. Wykorzystuję ich do wywiercenia dziur pod dwa secesyjne lustra w przedpokoju, bo czekają na powieszenie. Powinnam też poprosić o dziury pod karnisze do firanek w kuchni, ale nie proszę. Wtedy już nigdy nie skończą. Znowu przeciągną robotę o kolejny dzień. Zostaną z nami na zawsze!
Nie!!! Wole nie mieć dziur i nie mieć firanek. Już chcę odpocząć i posprzątać w garażu. Mąż też jest zmęczony tymi robotami, bo to za długo trwało. Jutro ma się rozliczyć z nimi.

Tymczasem pan R. przywozi pociętego dęba na alejkę i układa w stertę. Plastry mają około 15 cm grubości i różną średnicę, wyglądają bardzo ciekawie. Teraz jeszcze trochę kamienia na podkład pod dęba i czerwony kamień na kwietniki. Za tydzień rozpoczną roboty, powinni się uwinąć w półtora tygodnia. No, tym facetom to się robota pali w rękach, nie ma mowy o marudzeniu. Szybko, solidnie i fachowo, powinnam być zadowolona.
Tylko drobna korekta placyku pod altankę jest potrzebna, powinien być dalej od ogrodzenia.
Zaczynam interesować się tematem składowania trawy. Na allegro jest mnóstwo ofert kompostowników, więc planuję taki zakup za parę tygodni. Będę tam wrzucać wszystkie organiczne odpady z kuchni: obierki ziemniaków, resztki warzyw i owoców, skorupki jajek itp. Co roku będzie dobry kompost pod kwiaty i krzewy owocowe.
Robię też rozeznanie w sprawie drzew i krzewów. Nie chcę latami czekać na wzrost, więc kupię większe okazy.

Na tarasie przybywa stół i dwa krzesła ogrodowe, tylko tyle było na wystawce. Resztę krzeseł dokupimy w najbliższym czasie.
Zbliżają się upały, przydałoby się zadaszenie na tarasie, bo słońce nas roztopi .... ale chyba nie damy rady tego zrobić w tym roku, skończą się nam finanse.
A w firmie jest nieciekawie, o połowę mniej możliwości zarabiania niż w tamtym roku. Dobrze, że najgorsze wydatki mamy już za sobą.
Jak skończą się podstawowe roboty w ogrodzie, to muszę odpocząć od tego galopowania za pieniądzem, od pracy. Nie mam już siły.
Należą mi się spokojne wakacje, w domu, w nowym ogrodzie, w spokoju, wśród zieleni i zapachów niosących się z sąsiednich działek pełnych kwiatów i ziół.
Nie tęsknię za żadnymi podróżami, obcymi krajami, egzotyką. Nie pojechałabym nigdzie nawet jakby mi dopłacali!
Tak bardzo chcę być u siebie i cieszyć się tym co mam. Nie potrzebuję już niczego więcej oprócz zdrowia.
Wreszcie doczekałam finału. Lato będzie piękne ......

Renia
14-07-2011, 18:48
Lato nie będzie piękne ......
Nie będę się zajmować ani ogrodem ani innymi sprawami.
Nagle wszystko staje się takie nieważne.
Syn nagle zaczyna się czuć źle, w nocy przychodzi do naszej sypialni i mówi, że rano trzeba jechać do lekarza.
Rano jedziemy jak najszybciej można, prosto na izbę przyjęć.
Szybkie badania i decyzja o pozostawieniu syna w szpitalu. Jesteśmy zdezorientowani.
Otrzymuję wyniki usg, czytam opis.
Nogi uginają się pode mną.
Nic do mnie nie dociera przez dłuższą chwilę, nie mogę pozbierać oszalałych myśli.
Moje najukochańsze dziecko jest chore, mój skarb, sens mojego życia.
Może to pomyłka???
Może to tylko zły sen???
Za chwile obudzę się i wszystko będzie dobrze .....

Renia
14-04-2012, 20:29
Nic nie jest dobrze.
Lekarze proponują operację a potem różne cuda, które mają przywrócić zdrowie mojemu dziecku. Na logikę rzecz biorąc, to on nie będzie zdrowiał, tylko będzie coraz słabszy .... a jak im się nie uda zwalczyć choroby, to po prostu umrze.

Wszystkie sprawy idą w odstawkę. Siedzę całymi dniami i nocami i szukam pomocy w internecie. Czytam tysiące historii, ludzie piszą o niepowodzeniach i powodzeniach różnych terapii. Dobrze, że syn jest w szpitalu i nie widzi jak co chwilę płaczę. Właściwie to nie płaczę. Wyję. Czasem nie mam już siły nawet płakać, brakuje mi już łez, sama jestem coraz słabsza .....
Nie wiem jak udaje mi się chodzić do pracy, mało sypiam, cały czas szukam wyjścia z sytuacji ..... kolejne konsultacje z lekarzami niczego nie zmieniają, twierdzą, że jest to bardzo poważna sprawa i absolutnie nie ma innego wyjścia jak operacja. Ale na razie próbują opanować stan zapalenia jaki się wywiązał.
Po 5 dniach, kiedy zapalenie trochę ustępuje, proponują kilkudniowy pobyt w domu, żeby dokończyć kurację antybiotykową, którą wdrożyli. Potem wróci do szpitala, kolejne badania i operacja.
Więc go zabieramy do domu. Pakuje się do łóżka i bierze leki.
A ja załatwiam wizytę u "szarlatanki". Ma swój prywatny gabinet i oferuje leczenie niekonwencjonalne .... Znam ją, bo korzystaliśmy z jej pomocy kilka lat temu, syn też ją zna.
Już na drugi dzień zjawiamy się obydwoje, przecież muszę być obecna przy podjęciu decyzji, bo trzeba będzie podjąć decyzję, wybrać sposób leczenia. Muszę wesprzeć syna psychicznie, poza tym co dwie głowy to nie jedna.
Badanie trwa godzinę i potwierdza stan zdiagnozowany w szpitalu.
- No i co? Próbujemy się leczyć?
- A jest szansa na wyleczenie? - pyta syn.
- Może jest, ale musisz robić to co ci każę, niczego nie obiecuję na 100%.
- No to zaczynamy - syn jest pełen wątpliwości i strachu, ale się decyduje.
Więc na drugi dzień znowu jest godzinny zabieg. I wdrożone preparaty, dalsze wytyczne.

Antybiotyk się kończy, wracamy do szpitala na badanie i konsultację. Badanie potwierdza istnienie choroby.
- Więc co, jutro na stół? - pyta lekarz.
- A ile mamy czasu na zastanowienie się? Musimy dzisiaj podjąć decyzję? - pyta syn.
- Dobrze byłoby działać od jutra, ale kilka dni zwłoki nie powinno drastycznie pogorszyć stanu zdrowia, proszę o telefon jak podejmiecie państwo decyzję, umówię termin operacji.
Uffffff .... mamy kilka dni dla siebie, więc biegiem do gabinetu. Szarlatanka robi swoje, co drugi dzień zabieg i codziennie preparaty. Zmiana diety i kolejne preparaty.
Po dwóch tygodniach syn nie odczuwa pogorszenia stanu zdrowia. Pracuje w biurze, wycisza się, nabiera zaufania do swojej "opiekunki". Rozmawiają całymi godzinami.
I leczenie postępuje ....
Nie wracamy do szpitala, nie kontaktujemy się z lekarzami. Po miesiącu od wyjścia ze szpitala idziemy prywatnie na badanie i konsultację. Lekarz bada go, robi usg i po obejrzeniu wyników proponuje natychmiastową operację. To bardzo poważna sprawa! Straszy syna konsekwencjami, syn zaczyna się wahać ....
W końcu to chirurg, wie co mówi, ma duże doświadczenie.
W domu oglądamy wynik, porównujemy z tym sprzed miesiąca. Jest odrobinkę lepszy, niewiele, ale lepszy.
Mąż proponuje kontynuację leczenia u naszej znajomej. Przecież nie jest gorzej - to jego argument. I tak robimy.
Po kolejnych 3 tygodniach działań syn nagle nas informuje, że wyraźnie jest lepiej. Dużo lepiej. Ostatnio zauważył te zmiany.
Rezerwuję termin badania za 2 tygodnie i konsultację u kolejnego specjalisty. Są wakacje i lekarze urlopują się, trzeba poczekać na ich powrót.

A syn wyjeżdża na wypoczynek na 7 dni w malowniczą górską okolicę, będzie miał różne zajęcia z terapeutami. Musi pracować nad chorobą.
Wykorzystuję ten czas na poszukiwania różnych terapii niekonwencjonalnych, nasza jest chyba najlepsza, skoro jest lepiej.
Po jego powrocie ledwo doczekujemy do badania. Wynik jest od razu widoczny - 30% choroby zniknęło.
Oddychamy z ulgą i cieszymy się wszyscy jak wariaci!!!
Na konsultacji u specjalisty przedstawiamy wyniki. Długo je ogląda, bada go. Jest zdziwiona. Nie widziała jeszcze takiego przypadku, a ma dużą praktykę.
No cóż. Kontynuujcie leczenie i dajcie znać za jakiś czas.
Ale niech Pani uważa na syna!!! Proszę robić non stop usg!!!
Dostajemy skierowanie na tomografię, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku z innymi narządami.
Jest w porządku.

Przez ostatnie 3,5 miesiąca wszyscy żyliśmy w napięciu, strachu,niepewności.
Teraz możemy odetchnąć na chwilę. Tylko na chwilę, bo czeka nas dłuuuuuuuugie leczenie.

Pomimo ciągle obecnego strachu o życie syna, mogę znowu pomału zacząć myśleć o wykończeniu domu.
Brakuje nam przecież mebli i ten ogród niedokończony ......

Renia
14-04-2012, 22:35
Mąż zaczyna zagadywać o bibliotekę, mamy już dość pudeł z książkami w salonie. Wizyta stolarza i jego wycena biblioteki na zamówienie powala nas na kolana. Nigdy nie zapłacimy takiej kwoty!
Szukam czegoś na allegro. Nic nie ma takiego, co odpowiadałoby mojemu mężowi. Mają być tylko półki, bez zakrytych "boków". Ma swoją wizję tego mebla i już. Znajduję osobę z mojego miasta, która wystawia antyki i robi renowację. Jedziemy wszyscy do pracowni i oglądamy to co robi. Nic nam nie odpowiada, ale może dla nas sprowadzić z Niemiec jakiś mebelek. Podajemy wymiary i zostawiamy telefon. Po dwóch miesiącach jest telefon. Jest biblioteka. Mamy przyjechać, oglądnąć i ewentualnie uzgodnić sposób renowacji.
Jedziemy niezbyt dobrze nastawieni, na pewno nie będzie nam pasowała. Tyle mebli oglądnęłam na allegro, żaden nie był odpowiedni.
Przyjeżdżamy i oglądamy zakurzony mebel. Jest taki wysoki!!! Ponad 2,45 cm wysokości, za to szerokość jest dobra, mogłaby być nawet trochę szersza. Na górze jest rzeźbiona ręcznie korona, nie bardzo nam się podoba, wolelibyśmy coś prostszego. Szybki ze szprosami i dół z szufladami, regulowane półki. Kolor dobry, bardzo ciemny brąz, tylko zniszczenia są widoczne.
Pan twierdzi, że ładnie ją odnowi. Nie musimy jej kupować jak nam się nie spodoba, wystawi ją wówczas na allegro.
No to dobrze, poczekamy na odnowienie. Mówię jaki ma być odcień.
Po tygodniu dostaję telefon, że jest problem z odnowieniem, kolor wychodzi bardzo ciemny, prawie czarny z odcieniem mahoniu. Nie da się inaczej nanieść koloru, bo to nie jest dąb tylko chyba jakieś egzotyczne drewno ... nie wiadomo jakie.
Jedziemy oglądać. Jestem załamana, naniesiona powłoka ma połysk, a myślałam, że będzie matowa. Za to mąż ma inne zdanie - mogłaby być. Jest pojemna, a jak włoży się książki, to będzie wyglądać okazale.
Sposób wykończenie nie jest zachwycający, pan poszedł po najmniejszej linii oporu i prysnął lakierem po całości. I już. To wszystko. Pod spodem jest stara powłoka, podobno inny sposób renowacji byłby bardzo kosztowny i on nie miał ochoty na taką dużą robotę.
Jak nam się nie podoba, to wystawi ją na allegro.
Mąż coraz bardziej mnie przekonuje, że warto wziąć tę bibliotekę, cena jest bardzo przystępna, transport i montaż gratis.
No i wreszcie pozbędziemy się pudeł w salonie.
Zapomniał już o tych swoich skarbach, które gromadził przez całe życie, bo leżą schowane od półtora roku.
Więc bierzemy. Bo jak nie weźmiemy, to znowu następny rok będziemy szukać. A tak chcielibyśmy mieć już ładnie w salonie.

Za dwie godziny przyjeżdża samochód i biblioteka wjeżdża na swoje miejsce. Rozliczamy się z panami i mąż zabiera się do układania książek.
Jest w swoim żywiole, czyści je szmatkami, układa, dobiera tematycznie ..... chyba nie wszystkie się zmieszczą.
Ja ciągle marudzę nad tym niechlujnym wykończeniem. Bo jest niechlujne. Tak spaćkane. Inaczej sobie to wyobrażałam.
Wreszcie wszystkie książki są na swoim miejscu: albumy malarskie, Kossak, Bosch, Dali, Beksiński, stara broń, encyklopedie, słowniki, prawie wszystko Łysiaka, Wańkowicza, mnóstwo fantastyki ..... zostaje dwa pudełka, które się nie zmieściły.
Pudła wędrują do pomieszczenia gospodarczego, sprzątamy bibliotekę i salon - to na razie jedno pomieszczenie, bo nie ma jeszcze drzwi przesuwnych.
Mąż jest zmęczony kilkugodzinną pracą.
Siedzimy na kanapie, pijemy herbatę i oglądamy naszą nową bibliotekę .... wypełniona kolorowymi książkami jest piękna i wygląda bardzo dostojnie.
A korona , która nam się tak nie podobała na początku, dodaje jej uroku, bez niej byłaby zupełnie nieefektowna.
Jeszcze przez kilka dni marudzę nad tym niechlujnym wykończeniem, ale mąż za każdym razem pokazuje mi jej zalety: jest wysoka, lekka wizualnie pomimo swej wysokości, smukła, zgrabna i pakowna.
Koniec dyskusji.
Przekonał mnie. Teraz bym jej już nie oddała.

Jedziemy na cały dzień do Ikei, syn wraz z kolegą wybierają zestaw w bardzo ciemnym kolorze, parę lekkich mebelków, biurko, fotel. Wstępujemy w drodze powrotnej na dobry obiad do restauracji. Chłopcy zajadają z apetytem.
Reszta książek ze zbiorów męża ląduje w pokoju syna. Teraz on sprząta i urządza swój pokój.
Najważniejsze, że zdrowieje ..... bardzo powoli, ale zdrowieje.

Renia
15-04-2012, 01:07
Teraz na tapecie jest domek na drewno do kominka. Drewno leży zakupione w tamtym roku i suszy się, nie paliliśmy jeszcze w kominku, nie było czasu. Gaz jest wygodny, drogi, ale wygodny. Mamy jednak ochotę na następny sezon zacząć palić drewnem i porównać koszty.
Zanoszę do urzędu miasta zgłoszenie, mapki, plan domku i opis. Wszystko zgodnie z przepisami, 1,5 metra od granicy. Domek z drewna.
Pani urzędniczka przegląda dokumenty, dopytuje o szczegóły, wyjaśniam. Nie podoba jej się to, że jest z drewna. Proponuje mi aby był z blachy. Bo drewno jest łatwopalne.
Nie zatwierdzi mi tego zgłoszenia!!!
Wracam zdruzgotana, bo zdążyliśmy już uzgodnić koszty i termin wykonania z wykonawcą. No cóż, trzeba będzie coś wymyślić, na razie nie wiem co. Zostawiam sprawę domku na drugi rok. Pomyślę na wiosnę.

Teraz trzeba zdobyć meble do przedsionka, bo kurtki, płaszcze i buty nie mają swojego miejsca. Wszystko leży byle gdzie i byle jak. I kurzy się.
Miały być zabudowy z drzwiami przesuwnymi, ale mi się to rozwiązanie nie podoba. Brzydkie to jest i już!!!
Zupełnie nie pasuje do stylu w jakim urządzamy ten dom.
Znów buszuję na allegro. Znajduję dwie secesyjne odnowione szafy. W jednej będą wisieć kurtki i płaszcze, w drugiej będą na półkach buty. Trzeba ją tylko trochę przerobić. Dzwonię i uzgadniam przeróbki oraz dostawę. Nie będzie żadnego problemu z przeróbką, półki będę wycięte tak, żeby weszło jak najwięcej par butów.
Po dwóch tygodniach szafy przyjeżdżają, montaż trwa niecałą godzinę. Pachną świeżością, bo dopiero co były odnawiane. Fajnie wyglądają. Trochę są za ciemne, bo ościeżnice drzwi są jasne, myślałam, że będą w podobnym odcieniu, jednak zdjęcia przekłamują kolor.
Mimo wszystko jestem zadowolona. Dokupię dywanik na podłogę w dwóch kolorach brązu - jasnym i ciemnym - zrównoważy kontrasty.
No i przed świętami mamy nareszcie porządek w przedsionku, wszystko schowane.
Znów ubyło pudeł.

Zaczynamy przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Mąż przynosi ze strychu choinkę i zajmuje się ubieraniem. Robi też generalne sprzątanie domu. To dzięki niemu w domu jest czysto. Od początku jest odpowiedzialny za utrzymanie czystości, cyklicznie sprząta wszystkie pomieszczenia, łazienkę, salon, bibliotekę, przedpokoje, nawet w kuchni zmywa mopem posadzkę. W garażu utrzymuje wzorowy porządek, wszystko jest poukładane na swoim miejscu. Trzepie dywanik z łazienki i wycieraczkę, dba o sprzęt RTV, który jest tak czysty, że aż lśni.
Ja wzięłam na siebie obowiązek gotowania i prania. Ale zakupy często robimy razem, samochodem jednak jest łatwiej przywieźć większe zapasy, więc jeździmy razem.
Hmmmmm ..... tyle w tym domu robi ....
Ja nie dałabym rady tak sprzątać i sprzątać, rano wychodzę, wieczorem wracam, dużo pracuję, zmęczona jestem.
On pracuje mniej, bywa w domu do południa. To miłe, że przejął tak dużą część obowiązków.

Teraz marudzi, że schody by się przydały ..... i szafy nie ma na swoje ubrania, pasowałoby zabudować wnęki w przedpokoju, żeby miał swoje miejsce na garderobę. Na razie ma tymczasowe, "szmaciane" szafy z allegro.
Ale nie wiem czy damy radę finansowo, na wiosnę trzeba wreszcie dokończyć ogród, a to będzie kosztować niemało.

Leczenie syna pochłonęło ostatnie nasze zapasy pieniędzy.
Nie martwię się jednak o nic, najważniejsze jest zdrowie. Reszta się nie liczy, pomału dojdziemy do wszystkiego.
Przy stole wigilijnym życzymy sobie tylko zdrowia .......

Renia
27-04-2012, 16:44
Po Nowym Roku zaczynam się niepokoić o zdrowie syna, nie miał już dawno robionych badań, bo nie chce iść. Twierdzi, że nie widzi dalszej poprawy.
Zmuszam go do rezerwacji terminu. Idziemy razem, bo przecież muszę wiedzieć natychmiast jaki jest wynik.
Wynik jest dobry! Choroba cofnęła się w 43%. To tylko 13 % ubytku przez ostatnie 6 miesięcy, ale jednak bardzo cieszy. Uprzedzano nas, że coraz wolniej będzie ustępować. Idziemy razem i cieszymy się jakbyśmy wygrali milion w totolotka.

Teraz możemy przez chwilę pomyśleć o naszym domu. Szukamy nadal wyposażenia, w Leroy Merlin udaje mi się wypatrzeć dywan do pokoju syna. Jest popielaty, miękki i rozmiar też odpowiedni. Jeszcze tego samego dnia dociera w bagażniku do domu. No! Mały to on nie jest.
Teraz brakuje tylko kanapy i zasłon. Zupełnie nie mamy koncepcji, poszukiwania trwały przez wiele miesięcy i w końcu nie wybraliśmy nic.

Znowu myślę o ogrodzie ....
Już teraz trzeba coś zacząć robić. Umawiam się z poleconą "ogrodniczką" na rozmowę. Przyjeżdża, kiedy śniegu nie ma, obchodzi działkę, analizuje, szkicuje ....
Zrobi jakiś projekt w domu i przedyskutujemy go wspólnie. Policzy tez koszty i zrobi 2 wersje: oszczędnościową i full wypas. A na razie proponuje zaczekać aż wiosna przyjdzie, żeby zrobić oprysk chwastów.

Najpierw przychodzą Święta.
Mąż myje wszystkie okna w domu, posadzki, łazienkę a nawet kuchnię. W wielki piątek dostrzegam umyte szybki w kredensie i kuchennych szafkach ....
Hmmmmmmm..... znowu się postarał. Jak to miło. Ja nie dałabym rady, pracuję i pracuję, bo w firmie jest kryzys. Teraz do nas dotarł.
Mało zleceń, duże koszty. Już trzeci miesiąc straty. Zaczynam się niepokoić.

Po świętach przychodzi wiosna, trawa wychodzi z ziemi. Pojawia się pani ogrodniczka i pryska wszystko preparatem.
Przynosi plan ogrodu i opowiada, wyjaśnia. Właściwie to nie mam pytań. Ogród ma być bezobsługowy. Mało kwiatów, dużo drzew, krzewów, trawnik za tarasem i rośliny w wybudowanych w zeszłym roku gazonach przy tarasie.
Będą też krzaki malin i borówek. Może jakieś drzewka owocowe jeszcze?
Przemyślę to wszystko.
Koszty mnie przerastają. Musi być wersja oszczędnościowa, czyli rośliny niezbyt duże.
Po prostu będę musiała poczekać na efekt.
Rozpoczęcie robót w maju, po długim weekendzie.

Renia
05-05-2012, 23:07
Długi weekend majowy pozwala mi się odrobinę zrelaksować, co prawda pracuję w dni robocze, ale trochę mniej niż zazwyczaj. Znajdujemy też czas na wyjazd do ogrodniczki aby zobaczyć jej ogród na żywo, ma już 15 lat. Oglądamy też drugi ogród robiony przez nią, ma 3 lata i już widać efekty. No, u nas na efekty trzeba będzie poczekać 5 lat, bo rośliny będą małe. Zaliczamy też sąsiednią hurtownię roślin. Zachwyca mnie świerk conica i inne stożkowate iglaki.
Decydujemy o przeniesieniu krzaków malin i borówek na stronę zachodnią, obok okna kuchni, pierwotnie były zaplanowane pośród roślin ozdobnych, wg sugestii pana od kostki brukowej. Olśniło mnie, że one tam zupełnie nie pasują, zgadza się z tym też pani J. Proponuję poszerzenie zestawu roślin o bez, będzie obok tarasu, żeby pachniał nam wiosną.
Dopytuję jeszcze o szczegóły dotyczące gazonów - tu będą miniaturki roślin, stojące i zwisające na przemian, różnorodne. No i okrywowe pod gazonami, od strony trawnika. Pod trawnik chyba pójdzie siatka, pod rośliny ozdobne geowłóknina i kora. Część roślin będzie sadzona jesienią, ale większość teraz.

Generalnie, ogród będzie niezbyt wymagający, kolorowy, w tonacjach żółci, zieleni, czerwieni i brązu. Drzewa iglaste i liściaste, sporo płożących okrywowych roślin, azalia i hortensja oraz wrzosy. Na końcu działki kilka srebrnych świerków, aby stworzyły tło. Pod siatką od strony wschodniej jednak tuje, pomimo, że buntowałam się przeciwko nim długo.
Będą też dwa pojedyncze "cuda" na trawniku, czyli drzewka o specyficznej budowie, ale oczywiście nie pamiętam nazwy.
Wszystko dopiero poznaję pomału, nie mam żadnej wiedzy i nie rozpoznaję wielu gatunków.

W międzyczasie udaje mi się wypatrzeć na allegro zestaw 6 krzeseł i stół do biblioteki oraz niewielki mebelek na płyty do salonu. Trzeba tylko dokonać niewielkich przeróbek. Pewnie to trochę potrwa zanim dotrą do nas jakimś bezpiecznym transportem. Mąż się cieszy, bo w końcu po dwóch latach płyty z muzyką i filmami znajdą swoje miejsce. No i kolejny bajzel zniknie.
Będzie nam brakować jeszcze szafki RTV i dywanów. Na końcu zaaranżujemy wnękę obok kominka, w której ma być wyeksponowana kolekcja mosiężnych dzwoneczków.
Aha, jeszcze przesuwne drzwi między biblioteką a salonem, kinkiet i jakieś obrazy .....
Ale to już w dalszej perspektywie ......

Renia
24-05-2012, 17:29
Przyjeżdżają do prac w ogrodzie. Przywożą ziemię, narzędzia .... Po dwóch dniach wszystko jest przygotowane, więc zaczynają sadzić. Po następnych dwóch dniach wszystko jest gotowe. Nie podoba mi się usytuowanie klonu tuż obok świerków, za planowaną altanką, nie będzie go widać. Także czerwona brzoza musi być przesunięta o pół metra w głąb. W gazonach jest za mało roślin, są bardzo małe i nie ma na czym oka zawiesić.
Proszę o korekty. Do gazonów przy tarasie zostają dodane miniaturki iglaków i czerwone begonie. Jest ich kilka, ale robią robotę.
Przez moment zastanawiam się czy tuje nie są zbyt blisko siatki, na pewno są za blisko. Ale po rozważeniu "za" i "przeciw" nie widzę innej możliwości. Miejsce na drugi samochód jest takie niewielkie, obrzeża z kostki nie pozwalają na oddalenie tui. Musi tak być.

Teraz kolej na sianie trawy .... Idzie im to szybko.
Proszę o borówki. Sadzą dwie odmiany, tylko 5 sztuk. Maliny będą sadzone jesienią.
A na sierpień planowane jest dosadzenie wrzosów.

Mamy podlewać trawnik codziennie przez 2-3 tygodnie.
Więc podlewamy. Głownie mąż. Ja asystuję i oglądam dokładnie rośliny. Najpierw świerki pod siatką na samym końcu zaczynają brązowieć od środka i gubią igiełki. Hmmmmm ... chyba chorują? Źle znoszą przesadzenie.

Mąż narzeka, że taras został pobrudzony, czyści go wodą, ale to nic nie pomaga. Jest coraz gorszy! Chodzi dookoła domu, podlewa, zamiata, porządkuje ... lubi jak jest schludnie. To dobrze, bo ja nie mam już na nic siły.

Kwota do zapłacenia jest tak duża, że musimy dozbierać pieniądze na koniec miesiąca, bo teraz nam brakuje.
Znowu trzeba odpocząć od wydatków przez kilka miesięcy, zwłaszcza, że możliwości zarobkowania mi się bardzo ograniczyły.
Tylko się martwię co będzie dalej .....

Renia
09-06-2012, 16:43
Obserwujemy rośliny. Chyba wszystkie się przyjęły, zaczynają być widoczne maleńkie przyrosty. Tylko trawnik jest brzydki. Mnóóóóóstwo chwastów i pustych placków. Mąż marudzi coraz bardziej, trawnik mu się nie podoba, bardzo dużo nasion nie wzeszło. Chodzi po ogrodzie i czyści kępki trawy obok ścieżki, w gazonach i pod nimi.
Zapraszam ogrodniczkę na oględziny, jest zaskoczona taką ilością chwastów. Podobno to chwastnica, roślina jednoroczna. Na drugi rok nie wyrośnie ......
Mąż mówi jej, że to dziadostwo a nie trawnik. Ona skubie te chwasty i zastanawia się co zrobić.
Mamy skosić pierwszy raz za kilka dni, potem ona będzie dosiewać.

No to musimy szybko kosiarkę kupić. Tylko jutro mamy na to czas, bo cały tydzień pracujemy obydwoje od rana do wieczora. Ja już padam na twarz wieczorem ... oczy zamykają mi się same jak tylko usiądę w fotelu. Za mało wypoczywam, ciągle praca .... bo teraz są przetargi, za chwilę ich nie będzie, muszę coś wygrać, żeby było z czego żyć. Ratuję firmę przed katastrofą. Tyle metrów kwadratowych wynajmu i ludzie .... trzeba to opłacać na bieżąco i ciągle myśleć o następnym roku. A tu nagle w tym samym czasie trzy dziewczyny zaplanowały dzidziusie. Czwarta też jest rok po ślubie, nie wiadomo co planuje?
Ludzieeeeeeeee!!! Nie dam rady tego wszystkiego pokonać.
Daję ogłoszenie, szukam nowych pracownic, muszą się szybko wdrożyć do pracy. Tymczasem sama pracuję po 12 godzin ....
Naprawdę już wysiadam.

Przyjeżdża szafka na kolekcję płyt męża. Jest piękna. Trochę nas to podbudowuje. Mąż układa swoje skarby i wreszcie jest porządek, parapety pustoszeją. Salon staje się bardziej "umeblowany", brakuje jeszcze szafki pod TV i dywanów.
Może na wakacjach będę miała czas na buszowanie po allegro???

Renia
16-06-2012, 17:49
Jedziemy po tę kosiarkę. Już wcześniej zdecydowaliśmy, że będzie elektryczna. Trawnik nie ma więcej niż 300 m2. Na miejscu konsultujemy się ze sprzedawcą. Najlepsza będzie z centralną regulacją wysokości, jest lekka i zwrotna. I już jest w domu. Mąż montuje ją i wkłada do pomieszczenia gospodarczego.
Nadchodzi sobota.
Słońce pięknie świeci i zachęca do wyjścia na zewnątrz. Och jak cudownie jest wyjść w szlafroku na taras! Takie świeże powietrze i koguty pieją u sąsiadów .... Nasz kot też wychodzi i idzie na obchód wzdłuż działki. Nagle dostrzega dziurę w siatce sąsiada i wsadza głowę z ciekawością .... już go nie ma! Wędruje po drugiej stronie, a my nie mamy możliwości go złapać! Mąż krzyczy na niego, żeby wrócił. On reaguje tylko na jego głos. Ja mogę sobie krzyczeć ... a on nic!
Wraca po chwili i usiłuje odnaleźć tę dziurę. Nie tak łatwo ją znaleźć. Mąż wsadza rękę i rusza nią, dzięki temu kocur wraca z powrotem na nasz teren.
Rozmawiamy z sąsiadem, żeby załatał czymś to miejsce. Za chwilę zabiera się do roboty i łata jest założona. Umawiamy się, że zrobimy wspólnie nowe ogrodzenie, może nawet w tym roku.

Zabieramy się do pierwszego koszenia. Ja trzymam kabel, żeby było łatwiej jeździć, a mąż kosi. Pachnie pięknie. Po kilkudziesięciu minutach jest po wszystkim. Pakujemy trawę do worów i czyścimy kosiarkę. Nie ma jeszcze kompostownika, koniecznie już go musimy kupić.
Trawnik wygląda trochę lepiej, jednak widać gołe placki. Trzeba poprawiać .....

Wracam do tematu stołu i krzeseł z allegro, który to komplet jest przedpłacony. Sprzedawca obiecał wymienić tapicerkę, ale mu to nie wychodzi. Konsultujemy i konsultujemy .... i nic. Proponuję, że sama wymienię, niech tylko opuści cenę. Zgadza się. Ciekawe czy wszystko pójdzie jak należy ??? Zobaczymy za tydzień!

A mąż zaczyna zagadywać o schodach .....
Hmmmm ... może jednak najpierw zakupimy lampy do ogrodu, a potem pomyślimy o następnych wydatkach.
Trzeba dzwonić do pana L. On nam to zamontuje porządnie i doradzi przy zakupie.

Renia
22-07-2012, 16:35
Chwastnica opanowała cały trawnik. Mąż szaleje, prawie codziennie wyrywa i wyrywa co tylko może. Ja pomagam wieczorem i w sobotę. Trawa brzydka jak cholera! Nie dość, że ma różne odcienie, to jeszcze zaczyna żółknąć. Jesteśmy załamani. Kiedy ten horror się skończy???
Szukam w internecie informacji na temat pielęgnacji. Chwasty usuwa się mechanicznie, trzeba też nawozić, podlewać ...... No, to mamy robotę na okrągło.

Rośliny posadzone w części posypanej korą pomału ruszają, widać już spore przyrosty. Najszybciej rosną czerwone berberysy. Drzewa też puściły nowe listki, hortensja zakwitła. Kiedyś będzie chyba ładnie, na razie wszystko takie malutkie. W gazonach przy tarasie nieustannie kwitną begonie, przyciągają uwagę swym ognistym kolorem. Na maleńkich krzakach borówki amerykańskiej pojawiło się kilka jagódek. Tylko funkia jest brzydka, pomimo, że zakwitła, taka jakaś pogryziona, przysuszona, moim zdaniem jest do wykopania .... chciałabym coś innego na tym miejscu. Chyba ją koty lubią, bo ciągle jakiegoś widzę w tym rejonie, chodzą i chodzą a nasz kocur je przegania. Dzisiaj zapędził się aż na sąsiednie pole, wystarczyła chwila nieuwagi a on myk i już jest za siatką. Jakimś cudem mąż się zorientował, że go nie ma i zawołał go, zawrócił w ostatniej chwili. Trzeba połatać dziurę w siatce, bo ucieknie na zawsze.
W ogóle chciałabym ten ogród jeszcze ubogacić innymi roślinami, teraz jest ich za mało. Spróbuję skonsultować moje pomysły z inną specjalistką, dotychczasowa mi już nic nie zaproponuje ..... ma swoją wizję a ja swoją. Jej wizja jest skromna a ja chciałabym coś, co będzie oryginalne, inne, nietuzinkowe .........

Tymczasem przyjeżdża stół z krzesłami. Komplet jest solidny i ładny. Trzeba wymienić tapicerkę na inny kolor. Myję stół i ustawiam na poczesnym miejscu w bibliotece. Teraz w święta nie będzie problemu z ułożeniem potraw, jest całe 125 x 85 cm. Poszukam dobrego tapicera .....

Jesteśmy zadowoleni z tego domu, szczególnie w lecie daje możliwość wypoczynku, kontakt z przyrodą pozwala się wyciszyć i zdystansować do kłopotów dnia codziennego Nawet codzienne wyrywanie chwastów idzie wytrzymać. W końcu to przyjemność dłubać we własnej ziemi!
Coraz częściej myślę o kwiatach, do tej pory wydawało mi się, że to zajęcie bardzo czasochłonne ....
Pamiętam z dzieciństwa rabatki wokół bloków a tam mieczyki, lwie paszczki, śmierdziuchy, maciejkę, bratki .... starsze panie dbały co roku o to, by było ładnie, bogato i kolorowo.
No zobaczę, zobaczę co można jeszcze zrobić w tym naszym ogrodzie, ale bez konsultacji z fachowcem się nie obędzie.

Renia
31-03-2013, 23:36
No i schody już zrobione! Miesiąc temu położono dąb, naturalny. Mąż się cieszy, wreszcie przestanie odkurzać przebrzydłą szmatę na betonie, wylądowała na śmietniku i teraz jest tak schludnie. Schody są dość praktyczne, nie widać kurzu, pasują też do reszty wnętrza.
Podpatrzyłam w jakiejś wnętrzarskiej gazecie taki trójkąt ze szkła mocowany w podłodze przy schodach na poddaszu, też będzie. Szkło musi iść do huty na hartowanie, trochę to potrwa. Trójkąt będzie miał solidne podpory i pod szkłem taki secesyjny wzór, kowal go wymyślił.
Teraz czekamy na kute balustrady, przymiarka już się odbyła, za 3 dni będą zakładane i mocowane. Po montażu, na miejscu będą nakładane przecierki koloru starego złota. Dopiero potem będą dobierane poręcze - z okrągłego dębu, z takim ozdobnym zakrętasem na końcu.
W następnej kolejności będzie wykonana taka ażurowa konstrukcja w przejściu do kuchni, też z kutych elementów, żeby ograniczyć wejście do kuchni naszym kotom. Bo teraz jest dwa.
Syn przygarnął pół roku temu bąkającego się głodnego kocurka, wykastrowaliśmy go, wyleczyli i jest ..... Tłuką się razem z naszym brytyjczykiem kilka razy dziennie aż kudły latają pod sufitem. Mały rudzielec jest zaczepny i bez przerwy szuka okazji do walki, a stary grubas znosi to wszystko ze stoickim spokojem ... Ma już 6 lat i nic mu się nie chce, jest nadzwyczaj spokojny i leniwy. Mąż ma teraz dwa razy tyle kup do sprzątania i coraz częściej słyszę, że jak się zrobi ciepło i otworzymy drzwi na ogród, to mały rudzielec sobie pójdzie w siną dal ....
No, zobaczymy.....

Jesteśmy umówieni z fachowcem na zabudowę miejsca pod schodami, zaraz po świętach będzie robił szablony drzwi, większość będzie po skosie. Drzwiczki będą z dębu oczywiście, trochę stylowe, a w środku wnęki - wieszaki i półki na ubrania. Zrobi też zabudowę wnęki w salonie pod kolekcję dzwonków. Wzór będzie korespondował z biblioteczką na płyty w salonie.
I to by było na tyle na razie.
Co prawda fachowiec wycenił też drzwi do spiżarki, zabudowę wnęki na sprzęt do sprzątania oraz zabudowę rur wod-kan, ale kwota przerosła nasze obecne możliwości. Trzeba będzie zrobić jakieś oszczędności i zakończyć temat zabudowy przedpokoju w tym roku.
Następnie czekają w kolejce drzwi przesuwne do biblioteki i schody wejściowe, które nie wiem czym wykończyć .... i brama przesuwna .... i domek na drewno do kominka, na który nie uzyskałam zgody w Urzędzie Miasta.

Przydałoby się pomyśleć o wiosennych pracach w ogrodzie ..... wiosna tuż, tuż.

Renia
03-05-2013, 13:08
Balustrady już zamontowane. Mają trzy podpory w "dolnej" części, na górze nie ma problemów ze stabilnością. Jest też trójkąt pod szkło - pięęęęęęęęęękny - dopracowany w każdym szczególe. Kowal kilkakrotnie przyjeżdżał do pomiarów i prób. Wszyscy jesteśmy tym pomysłem zachwyceni.
Zamontowana jest też ażurowa konstrukcja w przejściu do kuchni - wzór współgra ze wzorem balustrady - to taki "komplet". Wszystko jest w kolorze stalowym, pokryte przecierkami w kolorze starego złota.
Teraz koty nie mogą już wchodzić do kuchni, jedzenie jest bezpieczne, stół kuchenny wreszcie ochroniony przed brudnymi łapkami z kuwety. A i stylowo się zrobiło!

Następną sprawą jest zrobienie zabudowy pod schodami - to miejsce na garderobę dla męża. Do tej pory trzymał swoje ubrania w szmacianych szafach z allegro, w pustym pokoju na poddaszu. Przyjeżdża fachowiec polecony przez pana od schodów i robi pomiary. Trochę uzgodnień co do materiałów i rozmieszczenia półek wewnątrz i już się robi ..... Drzwi będę dębowe, otwierane na zewnątrz z kutymi uchwytami - kowal je zaprojektował.
Jest też koncepcja na wykończenie wnęki w salonie. Szybko dochodzimy do wniosku, że powinna być podobna stylem do szafki na płyty. W przyszłości zrobimy w tym samym stylu szafkę rtv.
Wnętrze zabudowy pod schodami już wykonane, drzwi docięte, teraz czekamy na te dębowe wykończenia robione przez stolarza.
Trochę się spóźnia szkło do trójkąta, może przyjedzie wraz z kutymi uchwytami?

Zamówiona jest też poręcz do balustrady, oczywiście dębowa. Może po długim weekendzie majowym wszystko już będzie ...... nie mogę się tego doczekać. Mąż też chciałby zacząć układać swoje rzeczy i mieć porządek, on lubi porządek, nie jest bałaganiarzem, gdyby nie on, dom byłby zaniedbany, bo ja tylko pracuję i pracuję.
Dodatkowo, zamówiłam drzwi do spiżarki, muszą być zrobione! Będą łamane, także pokryte dębiną. Tyle na razie z wydatków, reszta musi czekać w kolejce. Wydaje mi się, że i tak dużo zrobione od lutego do maja, schody i balustrady były najkosztowniejsze. Pocieszamy się z mężem, że kolejne rzeczy nie pochłoną już takich sum.

Tymczasem w ogrodzie w ciągu dwóch tygodni zrobiło się zielono. Ogrodniczka w drugiej połowie kwietnia przyjechała na pół dnia i zrobiła porządek, poprzycinała to co trzeba, posypała jakieś granulki, nawet nie wiem co to jest! Wszystko puściło liście, na końcach niektórych roślin widać takie śmieszne "pędzelki".
W tym miesiącu przyjedzie jeszcze raz aby posadzić begonie w kwietnikach, będą kwitły aż do jesieni, tak jak w tamtym roku. Ja się nawet nie biorę za żadną robotę w ogrodzie, bo wszystko co wsadzę usycha.
Dzisiaj pospałam dłużej, jest święto, wyszłam po śniadaniu na "spacer" po ogrodzie, wszystko pachnie, trawa w tym roku dużo ładniejsza, taka gęsta, mąż skosił przedwczoraj aż 6 worów.
No i aż piszczy żeby zrobić zadaszenie nad częścią tarasu!!! A finansów brak ....

Renia
12-05-2013, 13:56
Wreszcie dzwoni kowal z informacją, że szkło do trójkąta przyjechało z huty. Jest zahartowane i można będzie na nim stawać. Przyjeżdżają z bratem i zabierają się do montażu. Najpierw szybkie zdmuchnięcie prochów i klejenie specjalnej taśmy. Jest dość mocna i klejąca z obu stron, jest kładziona na dno, przy samym brzegu. Na to dopiero tafla wyczyszczonego szkła. Po przyklejeniu nie rusza się, nie można jej też wypchnąć od spodu. Pełna stabilizacja.
No i pierwsza próba ciężaru - najpierw staje jeden pan, potem drugi, razem 190 kg.
Próba udana, szkło jest bardzo wytrzymałe! Można będzie po nim chodzić bez obaw. Jest całkiem przezroczyste i prawie go nie widać, widać za to piękny wzór pod spodem. Bosko! Tak jak chciałam a nawet jeszcze ładniej. Wszystko wygląda bardzo szykownie.
Podziwiam sama, bo moi panowie wyjechali dzisiaj po południu na 2 tygodnie za granicę, na wypoczynek do rodziny ....

Nadal czekam na poręcz i zabudowę pod schodami, długi weekend odsunął wykończenie na później. Nie narzekam, nie ponaglam, mam sporo pracy, odpoczywam od gotowania i ciągłych zakupów. Tylko w nocy trochę nieswojo w pustym domu, zanim położę się spać sprawdzam wszystkie okna i drzwi - muszą być zamknięte. Dobrze, że przynajmniej koty są ze mną, trochę mi raźniej.

Zapowiada się znajoma z wizytą, chce porajdać i zobaczyć mój dom. Zmywam więc posadzkę w całym domu i sprzątam kuchnię. Ona planuje przeróbkę swojej małej łazienki w bloku, chce zrobić prysznic zamiast wanny. Bardzo ją zainteresowałam prysznicem bez kabiny, zatem łazienka syna też do sprzątania ...... będzie ją oglądać, mierzyć.
Wychodzę po nią do głównej ulicy, jest taka ciekawa jak mieszkam .....
Wchodzi i ogląda, ogląda ..... kuchnia jej się bardzo podoba, w łazienkach podziwia wykończenia pana L. Wszystko tak perfekcyjnie .... bierze nr tel do niego. Może jej też zrobi piękną łazienkę?
Potem spacer po ogrodzie, zachwyt świeżym powietrzem i spokojem jaki panuje na tyłach domu. Baaaardzo jej się u mnie podoba. Zasiadamy w salonie do herbaty, ciepłych jeszcze mufinek i przepysznych czekoladek z alkoholem. Dostaję wspaniale pachnącą owocową herbatę w ładnym pudełku.
Nawet nie wiem kiedy mija 5 godzin, wychodzi późno, bardzo zadowolona z wizyty. Odprowadzam ją do przystanku przy głównej ulicy, bo jest ciemno, na naszej uliczce nie ma świateł, ratują trochę światła z okien domów sąsiadów i księżyc, jeśli akurat świeci. Przystanek jest zaraz naprzeciwko, żegnamy się i umawiamy na lipiec .......
A dzisiaj otrzymuję od niej telefon z kolejnymi podziękowaniami za wczorajszy wspaniały wieczór - urok tego miejsca niewątpliwie przyczynił się do tak pozytywnych odczuć. Podobno dobre fluidy były bardzo wyraźnie odczuwalne ........ ha ha!
Po raz kolejny przekonuję się, że jest to cudowne miejsce!

Renia
15-06-2013, 21:30
Po miesiącu zjawia się pan od szafy pod schodami i montuje wreszcie drzwi, klamek nadal nie ma. Robią się. Nie ma też ramy do wnęki w salonie, będzie za tydzień. Mam anielską cierpliwość.
Dwa dni później przyjeżdża poręcz do balustrady, muszę być w pracy, więc mąż pilnuje. Jest problem z dopasowaniem "zakrętasa" na początku. W końcu dostaję wiadomość, że jest zrobione i że jest ładnie. Wieczorem biegnę z autobusu, nie mogąc się doczekać widoku kompletnych schodów. Po wejściu mina mi trochę rzednie - miejsce łączenia zakrętasa i reszty poręczy jest widoczne, bo rysunek słojów w drewnie jest bardzo różny. Poręcz ma ciemne słoje a zakrętas jasne - te ciemne się gwałtownie urywają. Widać to z daleka, tzn. widzę ja, mąż nie chce widzieć. Krzyczę na niego, że mógł coś powiedzieć wykonawcom zanim zamontowali i pomalowali .... a on mówi, że nic nie widział.
Ot, facet. Nic nie widzi. Wszystko jest wg niego w porządku. Tylko ja widzę szczegóły, które mnie drażnią.
Wykonawca też nie widział - rzemieślnik, a nie artysta.
Muszę to chyba przeboleć, bo strach dzwonić i składać reklamację - ten zakrętas był dla nich nie do przejścia, robili go ponad miesiąc.

No nic. Przyjeżdża mąż ogrodniczki i sadzi w gazonach 30 begonii a pod oknami kuchni kolejne 5 borówek. Razem jest 10 krzaków, te ubiegłoroczne są większe. Pewnie za 3-4 lata będzie obfitszy zbiór, w tym roku najwyżej parę jagódek. Proszę o podsypanie nawozem do borówek, który kupiłam.
Robi oprysk tui i innych zimozielonych, bo widać grzyba. Może to z nadmiaru wilgoci?
A hortensję zjadły ślimaki. Funkie też napoczęte, za to zakwitły obficie.
Świerki wreszcie ruszyły i widać spory przyrost - teraz będą rosły i rosły. Zależy mi na tym, aby szybko zasłoniły działkę, będzie przytulniej.

Ciągle wracają pomysły na jakieś rabaty z kwiatami, ale teraz nie mam ani czasu ani pieniędzy. W ubiegłą niedzielę upatrzyłam piękną bibliotekę na allegro i muszę zapłacić sporą kwotę. Po prostu jest boska, oczywiście secesja, ma delikatne intarsje i porządny "dół" z szufladami i półkami. Pójdzie do pustego pokoju, gdzie teraz jest graciarnia. Zrobimy porządki, reszta książek i różne szpargały męża znajdą swoje miejsce.
Syn zagaduje o pianino ...... No zobaczymy, pewnie nieprędko.

Renia
27-06-2013, 22:10
Znowu przyjeżdża stolarz, montuje "ramę" do wnęki w salonie. Jest 4 półki i 5 "miejsc" do układania bibelotów.
Czyszczę szmatką paprochy i zamiatam podłogę. Kolekcja mosiężnych dzwonków wreszcie może spocząć na swoim miejscu, czekała na ten moment kilka lat. Wyjmuję je po kolei, dzwonią delikatnie. Układam na każdej półce po kilka ..... mąż się przygląda ze zdziwieniem.
Efekt jest niesamowity - mosiężne figurki kontrastują z ciemnym drewnem, wygląda to naprawdę pięknie!
Stolarz robi zdjęcia, też mu się podoba. Dopija kawę i zabiera się do montażu półki do mojej szafy w przedpokoju. Trzeba obniżyć podpórki, żeby było więcej przestrzeni w górnej części.
Nadal brak klamek do "szafy" pod schodami, kowal się nie odzywa .... przesuwamy termin ich montażu.
Zabieram się do układania różnych rzeczy na półkę, zdecydowanie więcej ich wejdzie, będzie porządek.

Przyjeżdża biblioteka zakupiona na allegro. Z niecierpliwością oczekuję na wyniesienie jej z samochodu. Na żywo jest odrobinę ciemniejsza niż na zdjęciach, piękna, odnowiona. Jest problem z wniesieniem jej na poddasze. Panowie mordują się dobre pół godziny, ale wreszcie jest na swoim miejscu. Syn decyduje o przesunięciu jej od bocznej ściany bardziej ku środkowi.
Wieczorem zabieram się do wkładania półek. Można w końcu włożyć książki, które nie weszły do biblioteki na dole. Z radością wynoszę puste pudła i zmywam podłogę. Mąż zapełnia starymi płytami dół biblioteki. W szufladach znajdują miejsce serwety i obrusy.

Teraz można pomyśleć o zakupie kanapy, bo jest na nią miejsce pod skosem. Najpierw muszę poczynić oszczędności, potem poszukamy czegoś wygodnego i pasującego stylem.

Renia
25-12-2013, 21:41
Kanapy nie ma do tej pory, bo pochłaniają mnie zupełnie inne sprawy.
Na wakacjach planujemy z mężem krótki wyjazd, więc na chwilę zapominam o wszystkim, o kłopotach i potrzebach i galopującym coraz szybciej czasie .....
Przed jesienią jednak mobilizujemy pana L. żeby zamontował lampy na zewnątrz. Przyjeżdża w określonym terminie i jedziemy razem wybierać. Trzy niskie na przodzie - przy wjeździe, dwie wysokie na tyłach domu i kilka wbudowanych w podłoże tarasu - takich malutkich, okrągłych, świecących do góry - muszą być w obudowie wodoszczelnej.
Ponaglana przez męża, dobieram jeszcze dwa kinkiety do przedpokoju i jedną lampę ścienną - będzie na przeciwko szafy pod schodami, blisko drzwi do garażu. Zakupione są też oszczędnościowe żarówki do wszystkich lamp.

Wieczorem, wracając po pracy widzę już pierwsze efekty, podwórko jest pięknie oświetlone, już z daleka domek jest widoczny. Po trzech dniach robota jest skończona, lampy zewnętrzne z przodu domu osadzone na podstawach, schowane pomiędzy ozdobnymi roślinami na rabacie. Dwie wysokie lampy oświetlają wejście do pomieszczenia gospodarczego i środek ogrodu, także ledowe okrągłe światełka robią fajny efekt - mąż lubi je wszystkie świecić, wówczas w salonie może być prawie ciemno, światła z tarasu wystarczają - niesamowicie to wygląda!

Przedpokój też wykończony, znikają druty sterczące ze ściany - nad obydwoma lustrami wreszcie są kinkiety. Na poddaszu w przedpokoju znajduje swoje miejsce plafon zakupiony kilka miesięcy temu.
Dodatkowo schowane są w osłonkach przewody instalacji alarmowej, która na razie nie będzie wykorzystywana .... koty są przeszkodą.

Na koniec pan L. demontuje i wywozi drewno z alejki w ogrodzie, nie okazało się być dobrym rozwiązaniem, wytrzymało dwa sezony i zaczęło butwieć. Umawiamy się na wiosnę na wykonanie nowej nawierzchni, trzeba się tylko zastanowić nad materiałem .....

Mąż umawia się na wykonanie bramy wjazdowej z młodym wykonawcą naszej balustrady. Dostajemy projekt, który nam odpowiada i termin na koniec września. Ale mija wrzesień i październik i listopad a bramy nie ma ...... spóźnia się nasz wykonawca. To kuta brama, na wymiar, z furtką ukrytą w środku, przesuwna. Dodatkowo ma być lampa oświetlająca furtkę. Trochę roboty z tym jest .....
No cóż, pewno dopiero na wiosnę będzie montaż. Teraz za zimno na takie roboty, więc poczekamy.

I to wszystko w tym roku.
Siedzimy w salonie, pijemy herbatkę z miodem i cytryną i snujemy plany na przyszły rok ...... najbardziej przydałoby się częściowe zadaszenie nad tarasem, mamy wstępną koncepcję zabudowy, szczegóły są do dopracowania.
A ja chciałabym mieć już drzwi przesuwne między salonem a biblioteką, bo przygotowane boczne ścianki straszą "dziurami" i brzydko to wygląda.

Dobrze nam w tym domku!
Kolejne święta razem, w komplecie .... jest tak fajnie!

Renia
04-09-2016, 00:57
Tak szybko płynie czas ... tak dawno mnie tu nie było.
Mieszkamy sobie w domku nadal, coraz starsi i coraz mniej nam się chce.

Na bramę wjazdową przyszło nam poczekać dłużej. W końcu się pojawiła, bardzo okazała, wysoka, z czterech "paneli" z takim samym wzorem jak balustrady nad garażem. Nie zamontowano jednak mechanizmu na pilota z jakiegoś względu i tak mordowaliśmy się przez dłuuuugi okres czasu wychodząc z samochodu i przesuwając ją ręcznie.
Wreszcie w tym roku mąż się zawziął i dopiął sprawę do końca, bo odłożone na to pieniądze zaczęły mu się już rozchodzić. Przyjechała profesjonalna firma i zrobiła automatykę. Trzeba było przerobić zamykanie furtki w bramie z drugiej strony, aby zminimalizować jej wyrwanie przy przypadkowym zostawieniu niedomkniętej - bo furtka jest w bramie i "jeździ" razem z bramą. Wchodząc, dołem trzeba przekroczyć "ramę", ale nie jest to kłopotliwe. Inaczej nie można było tego zrobić, bo wjazd byłby za wąski dla samochodu.
Doszedł klucz do furtki, bo teraz jest zamykana, a wcześniej nie była i każdy mógł wejść.
Trzeba dzwonić, aby ktoś otworzył z domu, ustrojstwo zamontowane jest w przedpokoju obok spiżarki. Dla pieszych brama odsuwa się na około 1,5 metra, dla samochodu na całość. Zamontowane jest światło przy furtce, samo gaśnie. Skrzynka listowa, za pozwoleniem sąsiada, zamontowana na jego siatce, tuż obok furtki.
Mój mąż jest teraz zachwycony! Twierdzi, że wreszcie czuje się bezpiecznie w domu, bo wcześniej każdy mógł wejść na posesję w każdej chwili.

Na dokończenie czekało też okno trójkątne w górnej łazience. Na zewnątrz trzeba było go obłożyć deseczkami, zostały zostawione podczas budowy i czekały tyle lat. I okno też jest zrobione, nie widać już pianki wokół ramy. Znalazłam takiego pana, który się ogłaszał na portalu, przyjechał i zrobił.

Schodki wejściowe do domu też czekały na wykończenie... Długo nie mogłam się zdecydować czym wykończyć, płytek nie chciałam, bo lubią pod wpływem mrozu i wilgoci odpadać po kilku latach. I pan z ogłoszenia zaproponował takie kamyczki w różnych kolorach. Wybrałam najbardziej pasujący kolor i od dwóch miesięcy mamy wykończone schody. Bardzo ładnie to wygląda. Na trzech stopniach z przodu są listwy wykończeniowe, takie metalowe, a kamyczki rozrabiane były z taką masą przezroczystą i schły przez kilka dni. Wchodziliśmy do domu przez garaż.

W tym roku miała też być na nowo zrobiona ścieżka w ogrodzie, bo czeka już 3 rok. Upatrzyłam już takie betonowe krążki imitujące pieńki z drewna, miedzy którymi miały być kamyczki.
Ale nic z tego nie wyszło, bo spadły na nas zmartwienia i trzeba było zająć się innymi sprawami. Ten rok nie przyniósł nam niczego dobrego, już w styczniu pojawiły się problemy i tak trwają do dziś. Jakoś to wszystko idzie pomału do przodu i mam nadzieję, że wszystko zakończy się szczęśliwie.
Na razie jesteśmy smutni i zmartwieni i tylko na chwilę zajęliśmy się zaległymi wykończeniami.

Nadal nie jest rozwiązana sprawa zadaszenia tarasu i nie zrobiliśmy altanki w głębi ogrodu.
Za to ogród się zmienił, rośliny są bujne, niektóre drzewa już dość duże. Zaplanowane wrzosy blisko trawnika nigdy nie zostały dosadzone, jest trochę wolnego miejsca. Z 10 krzaków borówek pod oknem kuchennym, ostało się tylko 3, są liche i nie owocują, nie wiem co się stało. Chyba zostały źle posadzone przez ogrodników, a ja raz podsypałam za dużo jakiejś odżywki i zmarniały stopniowo.
Z 5 świerków na końcu działki tylko jeden ładnie rośnie i jest wysoki, reszta tak sobie .... musiały być jakieś felerne, przechylają się tak dziwnie i trzeba je podpierać. A ja nawet nie mam siły rozmawiać z ogrodnikami o co chodzi .... Przyjeżdżają na wiosnę, aby zrobić duży porządek po zimie, potem w maju na sadzenie begonii w "murku" przy tarasie i oprysk oraz w lecie na "cięcie letnie". Właśnie wczoraj byli, cięli i pryskali. Resztę sami robimy, a raczej mój mąż - od wiosny do jesieni kosi trawę, wyrywa chwasty, podlewa begonie jak nie ma deszczu, czasem przycina małym sekatorem drobne pędy ... i pije kawę na tarasie. Mówi, że nigdy w życiu nie wróciłby do bloku. W salonie ma swój ukochany fotel, gdzie siedzi, słucha muzyki, czyta książki i ogląda telewizor.
Towarzyszą mu 2 koty, które plątają się po ogrodzie i podgryzają trawę.
Jak jest ciepło, to drzwi na taras są otwarte i jest tak cudownie świeże powietrze w domu. Zaraz rano je otwieramy i wpuszczamy do salonu słońce i zielone zapachy .... mmmmmmm ... aż żal wychodzić do pracy!
Przez ostatnie 2 lata sąsiednią zarośniętą działkę odwiedzały czasem sarenki. Robiliśmy im zdjęcia. W tym miesiącu właściciel ją uporządkował, wyciął, jest pusta i nie ma traw, sarenki już nie przyjdą, nie mają się gdzie schować ...

W zimie kiedy temperatura spada poniżej -10 stopni mąż pali w kominku dodatkowo i jak wieczorem przychodzę z pracy jest cudownie ciepło.
Minęło już 6 lat od momentu zamieszkania i okazuje się, że koszty ogrzewania są cały czas stosunkowo niskie. Jednak warto było zrobić dobrą izolację cieplną i kupić piec kondensacyjny, teraz to pozwala nam oszczędzać gaz.

Brakuje nam drewutni. Zaczęte kiedyś prace zostały wstrzymane z powodu braku zgody urzędniczki na drewutnię z drewna. Wyraziłaby zgodę na domek z blachy, bo to tylko 1,5 m od granicy działki, ale my nie chcieliśmy takiego. Ja do dziś nie wróciłam do tematu. Mąż zapowiada, że jak dożyjemy następnego roku, to trzeba będzie jakoś rozwiązać sprawę drewutni.

No i najważniejsza sprawa: w ubiegłym roku dokonałam oficjalnego odbioru domu. Nie mogłam się do tego zebrać, bo brakowało kilku dokumentów i dziennika budowy. Ale mąż mi nie dawał żyć i w końcu się zmobilizowałam. Złożone dokumenty były w porządku i na odbiór nikt nie przyszedł. Odbyło się to tylko na podstawie dokumentów. Miesiąc po mojej wizycie u kierownika budowy dowiedziałam się, że zmarł. Było mi bardzo przykro, pomógł mi zbudować ten dom.

W tym roku zameldowałam się w domku na stałe.

Renia
18-06-2017, 23:20
Przychodzi wiosna i lato. I pojawia się wielki problem do załatwienia. Garaż i pomieszczenie gospodarcze zaciekają od zewnątrz. Już w tamtym roku były duże zacieki, ale nie mogliśmy się tym zająć, były inne trudne sprawy do załatwienia .... zostawiliśmy wszystko inne.
Teraz to jest najpilniejsze do zrobienia. Ściągam eksperta budowlanego i w sobotę oglądamy razem garaż, taras, płytki, fugi, rynny.
No i jest przyczyna - płytki od mrozu popękały, fugi się rozszczelniły, pierwszy rząd płytek pod mocowaniem balustrady jest do zdjęcia i wymiany.
Siedzimy z ekspertem przy herbacie i dyskutujemy, bo ja już nie mam ochoty kłaść kolejnych płytek. Te wytrzymały tylko kilka lat. Taras był robiony w czasie wakacji w 2008 roku, a pierwsze małe zacieki pojawiły się 2 lata temu.
W warunkach pogodowych w Polsce płytki wytrzymują podobno średnio 8 lat.
Nie mam siły co kilka lat kłaść nowe płytki, taras ma około 30 m2, to są duże koszty! Za kilka lat nie dam rady finansowo, bo przecież nie tylko taras jest do pilotowania.
Pada nazwa betondur. Zaczynam szukać w internecie informacji o najnowszych rozwiązaniach. Może żywica poliuretanowa?
Znowu buszuję na forum i czytam .... dużo osób ma ten sam problem, przeciekający taras nad garażem.
Hmmm .... jeszcze nie zdążyłam wykończyć wszystkiego, a już zaczynają się grube i kosztowne remonty.
Jestem załamana.