PDA

Zobacz pełną wersję : Puzzle.



ziaba
07-11-2004, 12:31
Każde z nas składa się z maleńkich cząsteczek.
To właśnie jest miejsce na puzzle....





Chyba na pierwszy ogień pójdzie historia o kaczuszce.

Jak zwykle rzecz się działa w B. u dziadka weterynarza. Dnia pewnego kobiecina przyniosła pełen koszyk cudowności :maleńkich kaczuszek, żółtawych, plamkowatych, ciemnych. Jednodniowe maleństwa do szczepienia.
Ale w śród tych delicji znalazła się jedna sierotka.
Zamiast 2 kaczych nóżek miała trzy, ta dodatkowa wyrastała z kuperka.Śmiesznie się to-to podpierało, ale gospodyni nie bardzo była zachwycona.'
'Panie..pan rzuci to-to psu albo kotu..bo to wstyd takie cóś łaziło po podwórku.."
Ja w ryk. Dziadek w śmiech.
Suma sumarum kaczor został , namaszczony przeze mnie " Taśką " , bo kaczka to kaczka.. jakby nie było.

Taśka zaczęła wieść dziwny żywot.
Spał w wiklinowym koszyku w korytarzu lecznicy, miał swój spodek i miskę.
Ale najcudniejsze było zachowanie...
Taśka bowiem kopiowała wszystkie gesty psa rasy Posokowiec, taki sam jak Wyżeł Polski - o wdzięcznym imieniu Eros.
Okoliczne bachory wołały na niego ''kondon'' taką bowiem taką śliczną nazwę miały ówczesne środki jedynie dostępne.

Eros posypiał na kocyku i każdego gościa witał pomerdywaniem ogona .
Taśka robił tak samo z 3 nogą..a potem niepodzielnie zawładnął Erosowym kocykiem bezczelnie wrzeszcząc ile wlezie na cały kaczy dziób. Eros , jako mądrzejszy zapakowywał się więc do Taścinego koszyka,
który był conajmniej o 10 nr, za mały..WIĘC ludzie padali ze śmiechu jak wchodząc widzieli złożonego w maleńki pakunek dużego psa i rozwaloną niczym Turecki Basza na kraciastym kocyku kaczora.

Potem przyszła pora przywłaszczenia psiej miski do celów rekreacyjnych ( czyli pływania ) a jak zaczęła się awantura o jedzenie- Taśka dostał tygodniową eksmisję do kurnika.
Na moje szlochy i płacze powrócił..ugrzeczniony i bogatszy o nową umiejętność ; chodził przy nodze jak pies.
Zawsze przy lewej.
Bo prawa była zajęta przez Erosa.
Ten zaś , pasjami uwielbiał jeździć motorem. Łapy na bak..i tak przemierzał okolice we wszystkie pory roku.
Babcia zrobiła mu taki sweter na drutach , w paski..cała mieścina tarzała się ze śmiechu. Ale Erosowi wisiało to przy króciutkim ogonku.

Jesienią , dziadek obwieścił w liście iż Taśka po karczemnej awanturze domagała się swojego miejsca na motorze. Znajomy uplótł zgrabny koszyczek i kiedy przyjechaliśmy na Wielkanoc, ujrzałam dziwowisko..

Pies..dziadek..z tyłu kaczor z wystającą szyją co by mógł wszystko widzieć.
Dziadek mówił , że odbiorą mu prawo do wykonywania zawodu za ten cyrk, ale latem , na wakacje Taśka jeździł już z przodu...zaraz za Erosem.
Cała wiocha wyłaziła z domu , jak "weteryniarz'' przyjeżdzał.
Taśka wchodził za dziadkiem wszędzie..nie było obory , której by się bał, ani ludzi , jadł z ręki, przychodził na dźwięk swojego imienia.

Bał się babci..i ścierki w ręku. Potrafił wynieść kapcie i zawlec do ogrodu..
Jakiś znajomy nauczył go, "kaczor zdechł ''. Żył ponad 3 lata.

Zabił go ogólnie znany pijaczyna na wiosnę.
Zarżnął i zjadł.
Musiał uciekać do brata na 4 wieś..wrócił po wykopkach. Przez długi czas nikt nie chciał z nim gadać..

Historia z Taśką nie jest smutna.
Dano temu dziwolągowi cudne życie , jego skorupkowe rodzeństwo już dawno zostało zjedzone..Taśka miał to , czego nie dostąpił żaden z kaczorów.

Wiele lat póżniej dostałam drewnianą kaczuszkę. Siedziała u mnie na biurku wieeele lat.
Ze swoim wypiętym do przodu brzuszkiem udowadniała mi, że dużo można..można być przeznaczonym po wykluciu dla kota , a można niedługo po tym pływać w psiej misce i jeździć na motorze...

Czasami marudzę, że jest mi źle , że jestem znudzona codziennością , ale tak w głębi serca , gdzieś po zakamarkach duszy, jestem nadal w koszyczku, mam trzy nogi i właśnie za chwilę wyjmą mnie czyjeś ręce.

osowa
07-11-2004, 16:04
Super to co napisałaś - bardzo mi się podoba , pozdrawiam słonecznie :P

Przy okazji dałaś mi natchnienie do napisania tego , to dla Ciebie Ziabciu :wink: :

PRZYGARNIĘTA SŁODKOŚĆ DROŻDŻÓWKI

-Wiesz pan co , a weż pan do wora wszystkie wsadż , i wrzuć kilka kamieni .Co się będziesz pan ceregielił .
-to co podać ? –przerwała rozmowę tęga sprzedawczyni z rumianą twarzą i grymasem znudzenia na twarzy
- no daj pani to co zawsze , na zeszyt ....
-szefowa nie pozwala !
- adyć , co tam nie pozwala ? , dajże , jak ładnie proszę –chłop z tygodniowym zarostem krzywo się uśmiechnął odsłaniając braki w uzębieniu .
- Nie mogę i już ! chyba , że zapytam ...- dziewczyna trochę spuściła z tonu
- To pewno , że wołaj ....Pani Krysia taka miła , pewnikiem pozwoli a ja oddam zaraz na koniec miesiąca .wszystko co do grosza .
- Yhym .... znam te wasze opowiastki ....szefowa !!!! Grochalski chce na ołówek , dać?!
- A kiedy odda ? – rozległ się tubalny głos z zaplecza sklepowego -za tydzień chce mieć wszystko zapłacone !
- -oddam , oddam , cobym miał nie oddać –mruknął pod nosem chłopina i wsadził do parchatej torby trzęsąca się ręka butelczynę i bochenek chleba . Wychodząc zwrócił się do stojącego rozmówcy przy drzwiach
- przyjdę zaś te szczeniaki obrobić ...
- jakie znowu szczeniaki ? ! –zapytała z niepokojem właścicielka sklepu , stawiając na podłodze karton z proszkami i mydłem .Po sklepie rozszedł się zapach drogerii mieszając z zapachem świeżego pieczywa .
- A naszemu nowemu sąsiadowi się suka puściła i porządek trza zrobić , to się zgodziłem –mruknął niepewnie pijaczyna
- Ty mnie tu Grochalski znowu nie zaczynaj ! Ile razy mówiłam , że tak nie można ? Przecież to stworzenie boże , czujące ...Bóg cię kiedyś za to ukarze , zobaczysz .
-A ile tych piesków ? Panie Grdak ? – zapytała kobieta milczącego mężczyzny
- w sumie jeden , bo dwa już do ludzi poszły .... ale ja nie mogę go zatrzymać ... żona się nie zgadza . Zresztą
dwa psy to starczy ....no i te nie rasowe.... Wie pani , takie to by mi na wstyd tylko .
-A pewno ...wstyd , wstyd –pokiwała głową pani Krysia – wam miastowym to się w głowach przewraca !
Przynieś pan tego psa , mnie znajdki nie przeszkadzają , a na obejściu dość miejsca . Żle mu nie będzie ...


***

Kubuś był wyjątkowo radosnym szczeniakiem ....wszędzie go było pełno . Zawsze radośnie rano witał piekarza towarzysząc w wyładunku pieczywa , co uśmiechnięty konwojent wynagradzał mu kawałkiem słodkiej drożdżówki . Piesek w podzięce tańczył między nogami , merdając wesoło ogonkiem. Potem witał jeszcze radośniej rzeżnika – ten dopiero miał dla niego smakołyki ... ale przyjeżdżał tylko w e wtorki i czwartki . Pies wiedziony instynktem jakimś cudem wiedział , kiedy te dni przypadają w tygodniu . Nie oczekiwał na niego np. w środę , co zawsze zastanawiało panią Krysię . Jednak nie zaprzątała sobie tym głowy , pracy w sklepie było naprawdę bardzo dużo a odkąd została wdową , dzień na wszystko był za krótki . Nawet na drobne remonty brakowało czasu , choć czas najwyższy był , by przed nadejściem zimy naprawić komin . Ciągle się dusiło w piecu , tliło , dym wyłaził szparami ....Gospodyni odkładała zamiar sprowadzenia zduna , choć wiedziała , że kusi los .
Szczeniak rósł , stał się pięknym psem o długich , smukłych łapach i majestatycznym pysku . Będąc dorosłym osobnikiem przechadzał się z dostojnością po podwórku lub leżał jak król na wycieraczce przed sklepem .
Pomimo , że nie był już takim urwisem , każdy widział tego chochlika w jego czarnych oczkach i nie mógł przejść obojętnie . Nie było dziecka , które by go nie tuliło ani człowieka , który by nie pogłaskał czy choć słowa dobrego nie powiedział ... Zwierzę miało w sobie to coś .... coś , co trudno było określić , a czuł każdy .
To tak , jakby uczestniczyć w jakimś mistycznym spotkaniu , jakby mieć kontakt z dobrym duszkiem , który przynosi ozdrowienie .

***

Dzień był zwyczajny , któryś piątek miesiąca . Słońce już nie wchodziło tak wysoko na niebo a dni stały się krótsze i bardziej szarawe , chłód coraz mocniej wdzierał się w ściany domów a noce męczyły wilgocią . Pani Krystyna od kilku dni przepalała w piecu kartonami i drewnem by troszkę wieczory były przyjemniejsze . Tej nocy nałożyła do starego miałowca opał ....przed snem jak zwykle przy kubku ciepłego mleka leżąc w łóżku przeczytała kilka stron swojej ulubionej powieści ( kochała stare romansidła ) .Potem wygodnie wtulając umęczoną głowę w poduszkę usnęła ....
Rano przyjechał jak zwykle piekarz , a że pracę zaczynał swą bardzo wcześnie , nikt z domowników nie witał się z nim , nikt oprócz szarobrązowego pieska . Mężczyzna jak co dzień wyładował wszystkie kontenery z samochodu ustawiając je pod zadaszeniem , po okolicy rozszedł się przecudny zapach pieczonego chleba budząc zmysły łaknienia . Piekarz poustawiał kosze równo w rządku , puste pojemniki załadował na tył auta . Skrzętnie pozamykał drzwiczki , gdy coś go tknęło .... myśl przeleciała szybko przez głowę , jednak nie była na tyle długa by mógł ją odczytać . Kierowca usiadł w fotelu samochodowym , włączył radio . Z kieszeni wysłużonego swetra wyciągnął pogniecioną paczkę papierosów , poczym odpalił jednego . Zaciągnął się dymem , gdy przed oczami stanął mi widok biegającego psa . Mężczyzna zrozumiał co go męczyło – dziś nie widział Kubusia ....nie przyszedł się z nim przywitać jak zwykle radośnie obszczekiwując... Mężczyzna szybko wyskoczył z auta biegnąc w stronę domu .

***

Korytarz ciągnął się w nieskończoność , białe postacie w ciszy i skupieniu przesuwały się między salami .
Podłoga lśniła świeżo umytym linoleum . W ciszy było słychać tylko szelest przesuwających się kapci ochronnych ....tych szpitalnych .



Pani Krysia przeżyła , po kilkudniowej rehabilitacji wróciła do domu , gdzie był już zamontowany nowy piec .
Kubuś nie miał tyle szczęścia .....ale jest szczęśliwy patrząc swa psią duszą jak codziennie rano piekarz rzuca mu gdzieś w przestrzeń okruch słodkiej drożdżówki ....

osowa
15-11-2004, 16:50
Ziaba

TO DLA CIEBIE ! Proszę , przykumkaj tu z powrotem :wink: bo sobie nie wybaczę i zniknę !




RÓŻNE IMIONA MIŁOŚCI


-Usiądż , mleka się napij – wskazał na wysłużone krzesło mężczyzna .
-Dawno Cię u nas nie było , babka się za tobą stęskniła -uśmiechnął się do dziewczyny poprawiając spadający , niesforny kosmyk siwych włosów . Zmęczonym ruchem rąk przegarnął go na tył głowy .
-Co tam słychać u ciebie ?- dokończył pytanie siadając powoli na trzeszczącej ławeczce . Dziewczyna smutnym wzrokiem spojrzała na staruszka , by po chwili przesunąć spojrzenie na wygrzewające się koty . Leżały na kamiennym schodku leniwie wygrzewając kosmate ciała w jesiennych promieniach słonecznych . Jeden niemrawo poruszał ogonem . Sierść mu lśniła głęboką czernią łapiąc ostatni błysk lata , a jego wąsy zdawał się drgać w szelmowskim uśmiechu , jakby zgadywał myśli młodej kobiety .
-Ano dziadku –odparła wzdychając głęboko po chwili - Co słychać ..... zawsze to samo –uśmiechnęła się do własnych myśli niepewnie. Staruszek uważnie przyjrzał się Annie , jego serce było otwarte , nie dało się oszukać . I tym razem nie przekonała go swoim delikatnym uśmiechem , którym potrafiła ująć nie jednego .
- Dziadziowi mecyji nie opowiadaj , tylko szczerze, jak na spowiedzi , wygarnij co na wątrobę weszło ...
Ania zwiesiła głowę i rozpłakała się rzewnymi łzami ....

***

Biel sal szpitalnych nie napawała optymizmem . Kobieta po cichu wsunęła się przez niedomknięte drzwi do pomieszczenia . Wzrokiem chwilę błądziła niepewnie wśród łóżek , rozgarniając oczami pogniecione pościele , by zatrzymać się na dobrze znanej , tak ukochanej twarzy . Staruszek o zapadniętych policzkach bez koloru , leżał z zamkniętymi oczyma .
- śpi? –przeleciało pytanie przez głowę dziewczyny z nutką wątpienia . Nie chciała tu przychodzić , nie miała na to siły . Ale serce jej podpowiadało , że musi . Niezdecydowanym krokiem podeszła bliżej starając się zrobić to jak najciszej . Jednak rytmiczny , prężny krok młodej kobiety przeciął wiszące w bezruchu powietrze nasiąknięte zapachem lekarstw i czegoś jeszcze .... czegoś , co nawet nie próbowała odgadnąć . Strach nie pozwalał jej nawet spróbować .
Mężczyzna otworzył umęczone powieki , powolny uśmiech wpełzł ostatkiem sił na jego wargi . Ledwo dało się usłyszeć
-Aniu ...
Kobieta nachyliła się z zatroskaniem pełnym miłości szepcząc
-Nic nie mów dziadziu ....

***

Mróz był tęgi , przed oczami migały obrazki namalowane przez naturę . Piękniej nikt by tego nie potrafił zrobić ...pola przełamane różnymi odcieniami bieli tuliły zmarznięte pnie drzew. Śnieżne czapy przykrywały pagórki i wzniesienia . Wszystko miało taki odświętny wygląd , tylko w duszy Anny pomimo od dawna wyczekiwanej podróży nie było radości , drgał jakiś niepokój , nie umiała go nazwać ...chyba nawet nie chciała .


***

Dziewczyna czuła , że nosi w sobie coś bardzo cennego . W zasadzie nikt nie miał prawa wiedzieć tak szybko , lecz młoda kobieta wiedziona instynktem nieomylnie rozpoznawał swój stan . Szczęście wychodziło z całej jej osoby , promieniowała radością , która dodawała jej piękna – tego matczynego . Tego samego dnia
Wracając z podróży odebrała wiadomość – tę , której znać nie chciała .
Wszystko zdarzyło się w tym samym dniu : jedno odeszło , drugie przyszło ... Jak dla Anny i jej delikatnego ciała było to zbyt wiele . Kobieta poczuła jak jej szczęście ucieka , wyrwane siłą z drobnego wnętrza . Przerażenie nie potrafiło zatrzymać ciepłej stróżki krwi ....

ziaba
15-11-2004, 17:42
Skąd ja ją znam ?

Wzrok w plecy.
No znam ją.
Ale skąd ?

Wzrok pląsa po podłodze. Znam do choroby, znam..ale skąd ?
Ma na imię..jejuchna na B.
Bożena. Coś pasuje.
Ale b? może m ?
Nie .. może jednak nie m .
Jasny gwint, przecież nie podejdę i się nie zapytam : babo..poznajesz mnie ?

Ooo, głos też podobny, podejść czy nie podejść ?
Jak zagaić rozmowę ? To w końcu B czy M ?????
Jest z dziećmi.
oosz....wyszła.

Córka. Jej córka, na oko z 17 lat.
Jasne..jesu ale jestem głąb.
Córka jak mama. przeciez to jasne..ten sam uśmiech, te same ogniki w oczach.

Baśśśśśśka !!!!!!

20 lat temu matura.
5 lat w jednej klasie.

Podchodzę, Baśka wlepia we mnie oczy.

Zawisa mi na szyi dopiero wtedy , gdy słyszy moje panieńskie nazwisko.

Usiłuję wrócić do domu.
Wzrok cały czas w lusterku, omal nie przywalam w cudzy zderzak.

Jedna myśl pod czaszką.

" Aż tak ?"

ziaba
16-11-2004, 07:22
"Drogie dzieci, czy któreś z was wie jak wygląda Anioł ? "

Las rąk. Przekrzykują się pod kopułę.

No oczywiście, że musi mieć Anielskie włosy.
No i białą szatę. Taką do ziemi.
Aureolę w zestawie.
Błękitne oczy i urodę nieziemską.
Anioł ma chronić, więc najlepiej jak by był po odpowiednich kursach.
I najlepiej jak by miał broń laserową.
Nie , nie ..on jest nowoczesny już. To ma we wzroku. I ma stałe łącze z Szefem.

Aaaaaa...no skrzydła.
Bez skrzydeł się nie da.


Powoli na środek kościoła wychodzą trzy osoby.
Idą jeden za drugim.

Wymuskany pan. Długi płaszcz, śnieżnobiała koszula, pachnący jak reklama perfum.
Facecik z siatkami , bagietka pod pachą, w siatce ziemniaki. Beretka i szalik w kratkę.
I takie cóś. Troszku brudne, troszku podśmiardłe. Zielonkawe od winka co to niedopite. Zarost z poprzedniego tygodnia.

Po burzliwej dyskusji ze wskazaniem na pana z długim płaszczem panowie powoli , jeden po drugim zdejmują kurtki i płaszcze.
Wszyscy wstają z miejsc.
Śnieżnobiała koszula stoi błyszcząc śnieżnobiałymi zębami.
Pan z ziemniakami podjada cichcem bagietkę dyskretnie żując.

Rozprostowywały się powoli.
Złożone , teraz rozwijały się jak u ważki.
Śnieżnobiałe, wielkie, puchate.
Tak wielkie, że można było się schować przed deszczem.
Brudne paznokcie wędrowały czule po dziecięcych główkach.

Pan w białej koszulce dyskretnie próbował ukryć ogonek z czerwonym pędzelkiem pod marynarką.

Pan z bagietką spokojnie dojadał.




.

osowa
16-11-2004, 22:10
CIEPŁO

Trzasnął drzwiami . Dziewczyna spojrzała zdziwiona jakby nie wierząc w to , co usłyszała . Strach w jej oczach przerażał ją samą . Spojrzała na wiszące lustro w przedpokoju .W tafli szkła zobaczyła zmęczoną twarz z zapadniętymi oczyma . Włosy w nieładzie jakby krzyczały za nią słowa , których nie zdążyła wypowiedzieć.
Na ustach poczuła ciepły , słodki smak . Koniuszkiem języka zgarnęła lepką ciecz , która zdążyła zgęstnieć w kąciku warg .Lustro nie kłamało . To była krew .

***

Kawa pachniała pięknie .Unosiła się aromatem popołudniowego spokoju , lekko łechcząc nozdrza .Kelner z uśmiechem postawił przed młodą kobietą filiżankę . Nonszalanckim ruchem przesunął cukiernicę i niskim tonem zapytał :
- Życzy pani sobie coś jeszcze ?
- Dziękuję – odpowiedziała nie podnosząc głowy . Mężczyzna oddalił się w stronę baru . Dziewczyna wolnym ruchem dłoni lekko zamieszała łyżeczką ciepły , aromatyczny płyn . Przez chwilę patrzyła na wirujący lejek , w którym burzyła się delikatna piana . Jesienne słońce kładło na jej pofalowane włosy barwy miedzi i brązu . Była piękna . Jej uroda przyciągała szlachetnością rysów i smutkiem . Jej postać pomimo przejmującego uroku zastanawiała czymś jeszcze ...czymś co było trudne do określenia , ale nie można było przejść koło tego obojętnie .

***

-Wiesz co , ja nie wiem nad czym ty się jeszcze zastanawiasz . Marnujesz sobie życie ! Tak nie można – krągła brunetka z wielkim zapałem w głosie przekonywała . Wierzyła w to co mówi , podkreślając swoje racje wymownymi gestami dłoni .
- Jesteś warta czegoś więcej , powiedz co z nim masz ? No co ? – zapytała przenikliwie zaglądając w oczy swojej rozmówczyni . Nie doczekała się odpowiedzi . Po pokoju roznosił się nieznośny , brzęczący dźwięk kołującej muchy , która dawno o tej porze roku powinna leżeć wciśnięta między ramy okienne . Przyroda nie chciała się nad nią zlitować oszukując ciepłem pomieszczenia . Brunetka ze spokojem podniosła leżącą gazetę na stole , zwinęła ją w rulon , po czym wykonała szybki ruch . Nastała cisza...

ziaba
17-11-2004, 09:44
-Wal się- strzepnął ją z ramienia .
Nie poddała się. Przykleiła znowu swój policzek do jego kurtki.
Trzepnął ją z tyłu aż jej włosu podskoczyły. Drobne paluszki znów popełzły po jego rękawie kurtki.

-Ile razy k**wa mam ci mówić, że mi tą mazią na ryju kurtkę fajdasz ?
Dziewczyna sarnimi oczami błagała o wybaczenie.

Pryszczol wypiął swoje brzuszysko i podciągnął spodnie.
Splunął pod nogi i czubkiem buta uczynił z plamy jakiś rysunek na chodniku.
Znów zawisła na jego rękawie.

Bóg jej , Pan jej.
Mając 16 lat wierzy się i pokłada nadzieję we wszystko.

delf
17-11-2004, 14:42
Ziaba - chylę czoła, duuża przyjemność

ziaba
17-11-2004, 15:23
Cieszy mnie , iż obserwując świat , można komuś potem zrobić przyjemność .

Dziekuję.
:D

ziaba
19-11-2004, 10:56
Właśnie wychodzili. Jak zwykle stadem. Jeszcze nie mogą się nagadać.
Cały dzień w szkole, potem 3 godziny na treningu i wciąż mało.
Męska przyjaźń doskonała.
Idą . Z daleka widzę w świetle latarni jak paruje z nich.
Znowu poleźli pod prysznic i z mokrymi łbami wychodzą na mróz.
Dobrze, że wszyscy włosy pogolili, szybko się można wytrzeć i pędem do domu.
Idą.
Długie nogi i łapy siatkarskie . Mój najmniejszy , 187 cm i wygląda jak krasnoludek.
Idą.
Nie.
Znowu stoją na środku chodnika.
Jeszcze ględzą.
Mróz jak jasny gwint a oni stoją.
Jasne, za dwa dni wyjazd do Belgii. Wszystko musi być dopracowane perfect.
Od pół roku nic innego tylko treningi 6 razy w tygodniu.
Cały świat to treningi. Nawet jedzenie i spanie nie jest ważne.
Stoją. No popędzę ich, bo już strasznie późno. Jeszcze muszę rozwieźć paru pod dom. Za duży mróz.

Stoją.
Owijam się płaszczem i wyskakuję z samochodu.
Idę nieśpiesznie. Po drodze dwie starsze babcie z pieskami w kubraczkach.

" Pani..- słyszę - pani.. strach chodzić w tamtym kierunku. Pani patrzy, grupom stojom, łysole takie wielgachne.. w dresach.. "

Wciornastek
19-11-2004, 11:09
Ziaba, Osowa, macie talent. Własnie wciągam drugie sniadanie i szkoda, że już przeczytałam opowiadania. [/list]

osowa
20-11-2004, 09:54
CUD


-będzie mieć wodogłowie , i zajęcze wargi
-.......
-rozszczepienie kręgosłupa też prawdopodobnie ....
-.......
- to będzie roślinka , rozumiesz ??? !!!!!!!
- Błagam , nie myśl tak . Będzie dobrze , musi być dobrze !
- No i serce ... serce może też mieć chore ....
- Cokolwiek będzie , będę z tobą . Jakąkolwiek podejmiesz decyzję , będzie ona słuszna . Pamiętaj o tym !



***
Za oknami śnieg grubą warstwą przykrywa korony drzew . Tyle co przywitaliśmy kolejny nowy rok . Słońce zimnymi promykami budziło dzień . W pokoju grało po cichu radio . Książka leżała na stoliku z otwartymi stronami , obok stała szklanka ze świeżo zaparzoną herbatą . Zapach przyjemnym ciepłem rozchodził się po pomieszczeniu . Na talerzyku leżały kolorowe pastylki – porcja leków :strażnik życia . W łóżku poruszyła się pościel . Z pod kocyka rozniósł się cichy płacz , który wydawało różowe ciałko . Dziecko miało śliczne loczki na całej główce ; jasny blond i buzię aniołka .. Niebieskie oczka miały w sobie tajemniczą siłę , hipnotyzowały .
-prawdziwy cud – powiedziała z uśmiechem wchodząca salowa
- czy mogę już zebrać naczynia po śniadaniu ? – nie czekając na odpowiedź załadowawszy wszystko na metalowy wózek wyszła starając się nie trzaskać drzwiami . Maleństwo usnęło-cud .

***


Jechałam pomimo ślizgawicy i padającego śniegu bardzo szybko . Najszybciej , jak tylko potrafiłam . Nie myślałam teraz o niczym . W głowie cały czas krzyczało tylko jedno zdanie : żeby tylko zdążyć ! żeby zdążyć !.
Klinika była oddalona o ponad dziewięćdziesiąt kilometrów , ruch o tej porze dnia na szosie bardzo duży ... no i ta pogoda . Zdążę ! – pomyślałam – na pewno dam radę !
I nagle potężne szarpnięcie wyrwało mi kierownicę z rąk .Zrobiło się ciemno . .....
Podniosłam oczy i ... zobaczyłam nad sobą różową buzię całą otoczoną złotymi loczkami – oczy miała hipnotyzująconiebieskie .....

osowa
25-11-2004, 13:21
STYCZNIOWA NOC



Orkiestra grała coraz bardziej smętne kawałki . Po sali rozchodził się zapach potu , alkoholu i dżwięki bełkotliwych słów . Większość gości już pojechała do swoich domów a niedobitki skutecznie wlewały w siebie resztki wódki – przecież nic nie może się zmarnować ... Na parkiecie obmacywała się bezwstydnie jakaś para -mężczyzna z niedbale zapiętą koszulą i kobieta z potężnym oczkiem na pończosze na wysokości lewej łydki . Nie było na czym zawiesić oka .

***

-Proszę cię , połóż się ... Mama się nim zaopiekowała dobrze , mały śpi – tyle co dzwoniłam .Usnął bez problemu – jest taki kochany ...
- K...a , jadę do tej suki . Po mojego syna ! do ch...a jego miejsce w domu ! K....a !

-Ale on śpi , jest piąta nad ranem . Uspokój się , proszę . Połóż się już , jesteś zmęczony . Mi też się chce spać .
- K...a ! Nie będziesz mi mówić co mam robić ! Jadę ! k....a !
- Ale po co ? Przecież on śpi ... Jest jeszcze ciemno ... proszę .
-Pie... l się ! Dawaj kluczyki !
-Nie możesz jechać w takim stanie . Jesteś pijany .
-a co ci k....a do tego ? Kluczyki ! Do ch...ja ! Powiedziałem !

***

Dziewczyna stała przerażona . Bolała ją ręka – mały palec miała chyba złamany . Przez okno było słychać huk pękającego szkła . Wybiegła w koszuli nocnej na podwórko . Mężczyzna szamotał się z resztkami szyby w przednich drzwiach samochodu , które nerwowo zgarniał z ramy okna . Próbowała mu jeszcze przeszkodzić kurczowo chwytając się boku samochodu . Jego jednak nie było w stanie to zatrzymać . Odjechał z piskiem opon . Zmarznięta wróciła do domu . To była bardzo mrożna , styczniowa noc .

osowa
01-12-2004, 07:41
W JEDNEJ SEKUNDZIE

- Przepraszam , można ?
- Oczywiście , proszę .
- Wiecie , trochę nam tak niezręcznie , ale nie ma już nigdzie wolnych miejsc ...Iwona jestem ..
Uśmiechnęła się dziewczyna o kocich oczach wyciągając dłoń do siedzącej kobiety . Uścisnęły sobie ręce z zaciekawieniem , uważnie taksując się wzrokiem . Poczuły do siebie nić sympatii , co było widoczne w wyrażnym ożywieniu prowadzonej wymiany zdań . Mężczyżni byli mniej wylewni . Starszy nerwowo pociągał papierosa patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem . Grymas na jego twarzy oznaczał zmęczenie , wywołane rozmową , którą prowadził ze swoją partnerką zanim przysiadła się nieznajoma para . Nie był łatwym rozmówcą . Kobiety przerywały rozmowę raz po raz perlistym śmiechem , nie zwracając uwagi na mężczyzn . Zachowywał się tak , jakby oprócz nich nie było nikogo przy stoliku . A sposób w jaki rozmawiały mógł zwieść obserwatora spoglądającego z boku dając złudzenie wieloletniej zażyłości .
Starszy zaczął się zastanawiać : jak to możliwe , żeby w jednej sekundzie stać się tak wylewnym ? I ten śmiech ? .. czy one zawsze tak muszą ?
Młodszy patrzył na swoją dziewczynę wzrokiem ubóstwienia , a czułość wychodziła w każdym jego spojrzeniu .

***

Kobiety wyszły na korytarz . Dalej ciągły ożywioną rozmowę . Młodsza słuchała uważnie przytakując głową .
Starsza mówiła dużo ... bardzo dużo . Obie słuchały siebie nawzajem z wielką uwagą . Zanim się spostrzegły minęła następna godzina . Wróciły więc do stolika . Mężczyzn nie było przy nim . Na obrusie stały na pół puste kieliszki .

***

Na poboczu jezdni stały dwa samochody . W pierwszym siedziała po stronie pasażera młodsza kobieta . Milcząca . Tuż za nim w drugim aucie również po stronie pasażera siedziała starsza kobieta , patrzyła przed siebie nie widzącym wzrokiem .
Mężczyżni zgodnie pochylali się pod maską pierwszego samochodu . W ich twarzach było widać wyrażne zainteresowanie . Głośno dyskutowali żywo gestykulując . Wyglądali jakby obu im ubyło w jednej chwili lat , i to sporo .
Starsza pasażerka zastanawiała się uważnie obserwując mężczyzn : jak to możliwe , żeby w jednej sekundzie tak zdziecinnieć ? I ten śmiech ? ...czy oni zawsze tak muszą ?

osowa
01-12-2004, 17:52
CZEKAJĄC ( na dzieci )

Ciasna sala , przyciemnione światło . Z sufitu wyciągają macki upięte prześcieradła . Na środku niebieskie koło , a właściwie okrąg zakreślony końcem pędzla – takiego szerszego , z długim włosem . Ktoś celowo zanurzył go w tym kolorze farby . Pytanie tylko , po co ? Ach , byłabym zapomniała – ktoś jeszcze wsadził tam kikut naśladujący rękę : taką wyrwaną – bez ramienia . Wisiała jak wykrzyknij koląc w oko wskazującym palcem .
Dookoła głowy skupione w ciszy . Na różnej wysokości . I włosy na głowach . A czasem brak włosów na tych głowach – chyba dwóch . Głowy miały usta . I oczy też miały . Każde oko w inna stronę patrzyło próbując usilnie dojrzeć coś ponad głowami , albo zza pleców od tych głów.
Usta oddychały miarowo bodajże od zaledwie pięciu , reszta próbowała łapać powietrze niezdarnie , tak jak to robią ryby wyciągnięte z wody . Palec usiłował zatkać je , by w końcu przestały się męczyć – wisiał jednak za wysoko . Było duszno . I ciemnawo . Przez ściany nieporadnie wychodziły dżwięki , ale nie były dla głów rozpoznawalne , a właściwie w o ogóle słyszalne bo uszy im dawno już zarosły szczeciną . One jednak wytrwale udawały przed wszystkimi i zarówno też przed sobą , że tak nie jest . Co za brednie ? Przecież palec widział te kłaczki wystające spod czapek i włosów pod którymi skrzętnie głowy codziennie je chowały .
Powietrza w pomieszczeniu było coraz mniej – to przez te łapczywe usta rybie , co nie umiały przestać .
Otwarły się drzwi ... wysypały się kasztany i piłeczki kulając kolorami i śmiechem . Poturlały się do głuchych głów .

osowa
02-12-2004, 11:00
NIC

Zza kordonkowej firany, utkanej na szydełku w koronkowe wzory o grubym splocie , lekko zażółkniętym blaskiem unosząc pył z podłogi wdzierały się nieśmiało promyki słońca . W pokoju było słychać dźwięk pozytywki , dochodził niewyrażnie – tak jakby ktoś próbował go ukryć w starej szafie . W pomieszczeniu stał fotel na biegunach o umęczonym kolorze brązu , na jego oparciu zwisały serwetki – jakby wstydliwie okrywając jego starość ...zupełnie niepotrzebnie – fotel był piękny . Była też jeszcze szafa – jego odwieczna towarzyszka , choć różniła się zdecydowanie kolorem , miała z nim jednak wiele wspólnego . Co ich łączyło ?... każdy wstający dzień , bez względu na pogodę za oknem : nieważne , czy to wicher wdzierał się przez szpary próbując zawładnąć ich wiernością , czy deszcz lał się strugami po szybie – jakby chciał zakryć oczy , zatopić łzą .
Nawet mgła nie miała wpływu na to towarzystwo , które zgodnie opierało się jej mokrawym szarościom .
Nic nie było wstanie rozerwać tej więzi . Nic.. -ale to pojęcie względne i przekorne . Czasami potrafi zmienić rytm burząc ustalony porządek pozornie nie do zachwiania. Nic - potrafi zranić , wskrzesić w starym fotelu skrzypienie a w szafie przekręcić zardzewiały kluczyk .
Czasami meble , nawet te najpiękniejsze trzeba oddać do renowacji ...

osowa
03-12-2004, 16:00
CEL


Skrzat stanął nad jeziorkiem błyszczącym szmaragdowym odbiciem setki słońc . Niebo dżwięczało barwą różu , od której aż bolały oczy . Stworek lekko przymróżywszy powieki zmarszczył czoło nachylając się nad taflą , głośno pociągając zielonkawym nosem .
- Ażesz ... – powiedział sam do siebie niedowierzając własnym oczom
- Toż to jeziorzysko kłamliwe . Jakież oszukaństwo mi tu w oczy wkłada , wzrok mam kaprawy , ale tak aż nie .. Jaki tam ze mnie królewicz . Toż to bujda na resorach .
- Podrapał się po niebieskawej czuprynie , przegarnął niezdarnymi paluchami coś na kształt fryzury na lewy bok , by po chwili namysłu jednak przyklepać je do tyłu . Podciągnąwszy barchanowe portki nieznacznie powłócząc nogami ruszył ścieżką wzdłuż brzegu , który wydawał się być już wydeptany ,jednak zakrywały go kłujące odnogi jeżyn i malin . Uzbrojony w kindżał z miedzi w pięknie oprawionym trzonku silnie przytrzymując rękojeść wykonywał energiczne ruchy walcząc z upartą roślinnością . W każdym cięciu błyskały odbicia na zmianę molestując ognistą czerwienią rubinów i błękitem opali , które ktoś wtopił w nóż nadając mu siły . Nie zatrzymał się nawet , gdy ujrzał krew na swojej dłoni .Chęć poznania była dla niego większa niż ból , który nagradzał go za wytrwałość . Upartość wyryła na jego czole dwie podłużne bruzdy nadając mu sędziwości , ale ona straszyła tylko na wierzchu . W ciele jego biło serce młodzieńca z zadziwiająco upartą siłą i odwagą . Parł więc do przodu , nie czując zmęczenia a zawziętość z jaką przecierał sobie szlak był tak wielka , że po drodze przeoczył swój cel . Dopiero gdy poczuł suchość w ustach zatrzymał się , spojrzał na wodę i oprzytomniał.
-przecież idę po to by widzieć – wyszeptał spierzchniętymi wargami ...

osowa
04-12-2004, 19:05
POZORNIE


- auu , to bolało , Darek !
- Miało boleć – odpowiedział śmiejąc się do dziewczyny z błyskiem w oku chowając za plecami kawałek wystruganego drewna z którego zwisała szara gumka . To był ten okres , gdy każdy z chłopców obowiązkowo nosił w kieszeni symbol swojego „męstwa” a zawody , która z proc strzela dalej odbywały się na każdej przerwie .
Niejeden z nich potrafił poświęcić nawet swoje buty – skórka musiała być najlepszej jakości – to było gwarancją najdalszego strzału .
Na końcu długiego korytarza rozległ się przytłumiony dźwięk dzwonka oznaczający koniec przerwy . Dokoła rozniósł się przytłumiony szmer połączony z jękiem . Młodzież niechętnie ruszyła w stronę drzwi odwlekając wejście do sal . Na zbuntowanych ramionach zwisały plecaki równie zbuntowane przeciw sztywnym regułom , krzycząc kolorem plakietek i naszywek na przekór ograniczeniom wskazówek zegara , który nudno spoglądał ze ściany nad tablicą . Zegar udawał generała w czarnej obwódce , przy którego boku dzielnie wartę sprawował sam kapelan – drewniany krzyż . Ale i tak nikt nie zwracał uwagi na tę parę .
Dziewczyny rzucając książki na ławki prowokacyjnie siadały na blatach stolików kusząc przykrótkimi spódniczkami .Gdy tym czasem młodzi mężczyżni z wielkim zapałem oddawali się rozmowom wymieniając między sobą doświadczenia jak ulepszyć „skobelki”. Do klasy po cichu wszedł a właściwie wsunął się starszy mężczyzna o siwych włosach i przygarbionych plecach . Spod jego przykrótkich nogawek jak śmiech hieny wyłaziły skarpetki – były jak zwykle : żółte w czarną szkocką kratę . Nikt już ich nie zauważał , nikt prócz dziewczyny , która tarła bolący ślad na dłoni po skobelku .
W pomieszczeniu zapanowała wyczekująca cisza , czas zatrzymał się na chwilę – pozornie .


***
Małżeństwo weszło do biura . Pomieszczenie pachniało świeżą farbą , która seledynowym odcieniem zapraszała do środka . Wewnątrz panowała atmosfera skupienia . W rogu przy drzwiach stały dwa fotele na metalowych , cienkich nóżkach , męczyły oko niepewnością – patrząc na nie miało się wrażenie ; że ktoś, kto je zaprojektował nie myślał na poważnie o tym , że można by na nich siedzieć . Zresztą , one same wyglądały tak , jakby zaraz miały stąd uciec . Po prawej w głębi ukryło się biurko – te dla odmiany kusiło połyskiem , patrząc na nie trzeba było przymrużyć oczy , nie tłumiła go nawet zielona podkładka ani cała sterta papierów . Za biurkiem siedziała nachylona w skupieniu postać . Para podeszła bliżej
-W czym mogę pomóc , proszę usiąść – powiedział mężczyzna wskazując ręką krzesła . Kobieta obejrzała się niepewnie za siebie .
- Śmiało –mężczyzna wykonując zapraszający ruch uśmiechnął się .
- Darek ? –zapytała niedowierzająco

***

Na ulicy ruch panował dość intensywny , jak zwykle o tej porze dnia . Kobieta zaparkowała samochód . Śpieszyła się na umówione bardzo ważne spotkanie . Zamykając w pośpiechu drzwi auta przytrzasnęła sobie płaszcz . Nerwowym ruchem pociągnęła ubranie , pasek został zwisając smętnie . Wyrażnie zdenerwowana wyciągając kluczyki z torebki zaczęła pod nosem przeklinać zbyt szybko uciekający czas . Całej scenie przyglądali się dwaj mężczyżni stojący nieopodal na chodniku . Przyciągnęła ich uwagę do tego stopnia , że przerwali prowadzoną rozmowę . Kobieta wyczuła ich badawczy wzrok na sobie i podniosła oczy znad torebki Podeszła bliżej czując jakąś silną , bliżej nieokreśloną potrzebę spojrzenia jednemu z mężczyzn w twarz . Wyższy pożegnał się pośpiesznie oddalając w stronę jezdni .
Zostali sami . Przez chwilę patrzyli na siebie w skupieniu . Po chwili mężczyzna przemówił
- Jest po przeszczepie szpiku kostnego , jest żle ... bardzo żle . Wczoraj miał urodziny . – przerwał na chwilę spuszczając głowę
- Skończył pięć lat – dokończył po cichu .
Kobieta z lekkim wahaniem podniosła rękę nieruchomiejąc na ułamek sekundy poczym delikatnym ruchem dłoni pogładziła go po policzku .
- Będzie dobrze , czuję to , Darku ...

ziaba
05-12-2004, 12:22
Bo to było tak.

Dom na wsi. Las a pod lasem pole.
Wiosna ciepła .
Na polu wóz i sadzenie ziemniaków .
On chodził z koniem i robił bruzdy, ona z wiadrem po czub ziemniaków wyłożonym ,układała je szybko w redlinach.
On coś pyszczył do konia, wściekły, że robota słabo idzie.
Przyjrzałam się , Ona chyba zaraz miała rodzić .

Okna otwarte, zbyt dużo było słychać.
Klął ile wlezie. Wyklinał - że tak wolno , świstał bat, koń nerwowo pochrapywał co chwilkę. Z tej gęstości przekleństw na konia zaczęło się już błyskać. Trzeba mieć końskie zdrowie, by wytrzymać taką ilość epitetów przez tyle czasu, nawet jesli były rzucane od zada


I nagle myśl.
Hm .
Chwila.
Jaka ?

Przecież '' Baśka " to kobyła .
A on ma ogiera. Czarnego jak diabeł , znany na 8 wsi odkąd zagalopował się sam z bańkami mleka pod budkę z piwem do sprzedawczymi , co go zawsze cukrem pasie i nie chciał pod batem wracać do domu.

Olśnienie.

Baśka , to żona.

Następnego dnia , kiedy pole było obsadzone ziamniakami po horyzont, Baśka urodziła 6 syna.

Można było popić.

Koń zawsze wie jak wrócić do domu.
A poza tym nie był obrażony.

AgnesK
05-12-2004, 12:46
Zia, masz kolejną fankę. Ino pisz nam tu więcej - ku pokrzepieniu serc i ducha. :D

05-12-2004, 16:56
Pas środkowy. Po lewej wypasiony model Mercedesa, po prawej czerwony Maluch z serii " Jeszcze się trzymam "

Przede mną upakowany do granic możliwości autobus .

Jedni patrzyli na drugich.




By być szczęśliwym - zawsze trzeba patrzeć we właściwą stronę.


............................................

AgnesK ze szczególnym umiłowaniem dedykuję.

ziaba
05-12-2004, 16:57
Podpisano


ziaba

AgnesK
05-12-2004, 17:54
:oops: :D

ziaba
06-12-2004, 14:39
Kiedy wychyliła się z wózka dziecięcego dłoń z kolorowymi tipsami, szpetnie pomyślałam o współczesnym matkowaniu.

Z głębi wózka w ślad za kierunkiem pokazywanym kolorowym lakierem głos : " nie.. już czytałam, wolę coś współczesnego "


......

ziaba
07-12-2004, 07:37
3 w nocy.
Telefon.

'' Możesz otworzyć ? "


:o :o :o :o :o

a co niby ? ( zaspana jak stodoła )
- No drzwi -
Jakie drzwi ?
- Te pod którymi stoję, kluczy zapomniałem
:o :o :o :o :o
- a pod dobrymi aby drzwiami stoisz ?
( tu dziwne pochrząkiwanie i szelest szuranych kroków )
- właśnie myślałem skąd u nas taka wycieraczka..



Nie te drzwi, nie ten telefon, nie ta kobieta...
Zapracowany widać.

ziaba
08-12-2004, 09:13
Wywiad telefoniczny na temat działki:

- a może mi pan powiedzieć jakie zalety działka posiada ?

- No.......( cisza) ........blisko jest ....( cisza) ........do Kościoła i na Cmentarz !!!!!!!!

osowa
09-12-2004, 11:40
BRUNATNA MYŚL


Jechali cały dzień , była bardzo zmęczona . Droga nie należała do spokojnych , zresztą ; na tej trasie zawsze jest bardzo duży ruch . O niczym innym nie marzyła , jak tylko o tym, by się położyć wygodnie na sofie ze szklanką herbaty w ręku i oddać rozmyślaniom . Lubiła czasem poleżeć bezczynnie . On tego nie uznawał . Jego motto życiowe brzmiało : „ zarabianie – reszta nie ważna ”. I żył w przekonaniu , że ma rację , z wiarą , że to co robi jest całkowicie słuszne . Nigdy nie zadawał sobie pytania : „czy można chcieć od życia coś więcej ?” – nie czuł takiej potrzeby . Wystarczyła mu świadomość , że jest co jeść plus parę złotych w banku na czarną godzinę .
W domu czysto , schludnie , dziecko zadbane – żona przecież od tego jest . No , czasem też służy do paru innych rzeczy ... w zasadzie do kilkudziesięciu nawet ; jak jest taka potrzeba . Na to przecież w końcu on zarabia .
Żyło mu się naprawdę wygodnie , pomijając od czasu do czasu jakieś fanaberie żony i jego strach . Ale ten strach nie miał imienia – był w nim , lecz on nie wiedział , że nosi w sobie to brzemię .
Więc dzień mijał jak każdy kolejny – pracowicie i znośnie .
Tak , tyle , że ten jeszcze się nie kończył : czekało na nich metkowanie towaru . Normalne zajęcie po powrocie z hurtowni . I nie byłoby w tym nic takiego nadzwyczajnego . Przecież zawsze to robią . On wynosi pakunki , ona przelicza faktury – potem dodaje marżę i metkuje . Normalne zajęcie . Spokojne , trzeba się trochę pochylać przy wyjmowaniu przedmiotów z kartonu – ale przecież to takie zwykłe zajęcie .
Czuła , że jest bardzo zmęczona , wspomniała nawet mu z trzy razy – zlekceważył jej proszące spojrzenia wzdrygnięciem ramion . Nie miała odwagi wspomnieć o bólach brzucha , bała się , że znowu na nią nakrzyczy wmawiając jej przewrażliwienie . Ciągle słyszała , że histeryzuje rozczulając się nad sobą – z biegiem lat zaczęła w to wierzyć .


***

Poczuła przejmujący ból w plecach .
- nie – szybko w myśli odgoniła złe skojarzenia – wydaje mi się chyba , przecież to nie możliwe ...
Jednak myśl za nią szła męcząc zwątpieniem . Nie chciała puścić – tak jest zwykle z tymi złymi ; trzymają w swych szponach wszystkich czujących . Nie czującym dają siłę do zabijania . Myśli czasami potrafią też uratować ... ale czy w tym przypadku zdążą ? Na bieliżnie pojawiła się plamka o czerwonobrunatnym zabarwieniu - myśl spłynęła krwią .

osowa
09-12-2004, 21:16
KANTY TĘCZY

Stanęła na wprost przekrzywiając głowę , przypatrując się uważnie kupce , która sycząco parowała jakąś stęchlizną . Znad górnej części coś zaczęło spływać . Właściwie „spływać” -to nieodpowiednie określenie .Należałoby powiedzieć „zsuwać się” – to znaczniej wyrażniej oddawało ruch pełzania galaretowatej mazi – bo cieczą zdecydowanie tego nie można było nazwać . Patrzyła więc , jak zsuwało się z szarpnięciami – nie było płynne ruchem . Troszkę się zsunęło i zatrzymało , by po sekundzie znów minimalnie się przesunąć i znowu zatrzymać – tym razem na trochę dłużej . Takim niesystematycznym drganiem w końcu zeszło do najniższej części i tam się przykleiło dużym kleksem .
Podeszła bliżej ; przymrużyła oczy zwężając mimowolnie tęczówki do maksimum . Wyciągnęła rękę przed siebie i wskazującym palcem z lekkim dreszczem obrzydzenia pomacała . Zdziwiona stwierdziła
, że kleks wcale nie jest miękki w dotyku – wręcz przeciwnie , w ogóle nie szło w niego włożyć nawet czubka paznokcia . Bronił się twardą powłoką – ale jak to możliwe ? – zaczęła się zastanawiać – przecież wygląda jak zwykła galaretka a jego płynność widać na pierwszy rzut oka . – No tak – dodała w myślach po chwili – na pierwszy rzut oka ...Muszę się przyjrzeć więc dokładniej .- Obróciła się szybkim ruchem do tyłu , w kierunku półki , na której leżała kula – taka kanciasta : choć mówią , że nie ma kul o kantach – ta miała je zdecydowanie .
Wzięła ostrożnie przedmiot w dłoń , starała się nie skaleczyć skóry . Wiedziała , że nawet najmniejsze draśnięcie spowoduje rozpad kantów – a tego się naprawić nie da niczym . Pilnowała więc dokładnie swych ruchów by donieść kulę w jednej części . Gdy doszła , powolutku podsunęła ją przed kleksa – w niej odbiły się natychmiast wszystkie zakamarki zielonej plamy . Pochyliła twarz nad swoimi dłońmi wpatrując się przez chwilę uważnie ze zmarszczonym czołem . Nie było tam nic więcej , ponad to , co widziała do tej pory . Trwała tak chwilę w pozycji niezbyt wygodnej , gdy poczuła , że coś ją zaczyna ciągnąć za stopy . Chłód tego ciągnięcia był bardzo przerażliwy , przeszywający do szpiku kości i szarpiący każdą z najcieńszych żyłek zamieniając je w sine struny . Zamarła w chwilowym zesztywniniu starając się pozbierać wszystkie myśli . Pamiętała , że nie może wykonać nierozważnego ruchu – przecież trzymała to , czego nie wolno było splamić krwią . Ale chłód z kostek przeniósł się już na łydki i wchodził coraz wyżej , czuła , że czasu ma naprawdę niewiele na podjęcie decyzji .A ta musi być trafiona . Nagle olśnienie – myśl przeleciała z prędkością strzały przeszywając rozum ; by ten się nie buntował – decyzja zapadła . Podniosła jeszcze szybciej dłoń w górę , przez chwilę się zawahała i nagle energicznym ruchem odchylając rękę do tyłu ponad głowę , wyrzuciła kulę przed siebie celując prosto w parującą kupkę . W jednym ułamku sekundy kanty się rozsypały wpadając w galaretowaty ślad - ten stał się tęczą .

osowa
10-12-2004, 20:43
UŁAMEK NIESKOŃCZONOŚCI

Usiadły obie na ławeczce . Pora nie była do spacerów , ale tego dnia wyjątkowo świeciło słońce - co prawda nie dawało żadnego ciepła , ale napawało zdecydowanym optymizmem . A tego brakowało im bardzo . Patrząc na nie z boku miało się wrażenie , że kipią energią i radością . Dziewczynka cały czas wesoło podskakiwała na jednej nodze przeganiając przysiadujące wróble , które uparcie i tak wracały dziobiąc płytki chodnika . Wiedziały , że nie mają się czego bać – były przyzwyczajone do zabieganych nóg , przed którymi umykały zwinnie każdego dnia . Szarobure ptaszki zawzięcie wyskubywały ze szpar kruszynki spadające z bułek zjadanych w pośpiechu przez przechodzących ludzi . I tylko czasem ktoś , tak jak one przysiadł na chwilę ; czekając .

W takich momentach ; czas jakby się zatrzymuje , na malutki ułamek chowa się w drobinie pożywienia . W okruszku , który jest tylko minimalną cząstką dużo większej części pieczywa będącego jako całość zdecydowanie większym ułamkiem czasu . Trzymane przez dłoń człowieka mimowolnie staje się jeszcze bardziej dłuższą chwilą – dzięki wielkości ręki . A przez to , że ręka jest elementem dużo większego ciała czas wydłuża się nabierając rozmiarów ...
One - choć były tylko ułamkiem były jednocześnie całością w nieskończoności czasu .

- proszę – powiedziała głowa z zarostem wychylając się przez wąskie okienko podając bułki. Obie poderwały się z ławeczki . Wróble trzepocząc skrzydełkami też podniosły się do lotu . Nieskończoność ruszyła ponownie .

ziaba
19-12-2004, 11:47
Czas prezentów się zbliża.
To życzę Wam wszystkim, by spotkało Was to, co moją znajomą.

.........

Pod choinką pudło. Takie chyba po telewizorze. X podekscytowana co to może być. Pudło średnio ciężkie. W pudle drugie pudło.
Ślicznie opakowane, z kolorową kokardą.
X na kolanach pod choinką rozdzierała kolejne papiery pod bacznym okiem całej rodziny.
I znów paczka, znów mniejsza..X już powoli zaczyna być z lekka dziwnie.
Wszystkie oczy wlepione w jej twarz.
Znów następne pudełko...

Małe . A w tym małym malusie.
Pierścionek ?
Wisiorek ?

Grzechocze coś. Napięcie bliskie zenitu.
Powoli podnosi pokrywkę...

Kluczyk.





Do samochodu.




:D

osowa
19-12-2004, 23:59
BEZ DESERU

W cukierni grała przyciszona muzyka , przytłumione światło wprowadzało nastrój spokoju . Ciepło przyjemnie rozchodziło się złotym kolorem ścian otulając siedzących ludzi . Większość stolików była zajęta , ale mimo to mógł sobie pozwolić na chwilę relaksu siadając przy bufecie z gazetą w ręku . Ona szykowała desery zerkając co chwilę na salę . W oddali bulgotał ekspres , a z nad lady rozchodził się zapach gorącej czekolady . Ten przyjemny letarg nagle przerwał dzwonek otwieranych drzwi - dźwięk niby zwyczajny , ale tym razem zabrzmiał jakby inaczej – to zmusiło go do podniesienia oczu znad czasopisma . Otworzył szeroko powieki i znieruchomiał . Nie mógł wykonać żadnego ruchu , czuł jak mu wszystko ucieka spod nóg . Palce zdrętwiałe zacisnęły się gniotąc strony , niedowierzał własnym zmysłom ... .


***
- Wybierz stolik synku – zwróciła się kobieta zamykając szklane drzwi od wewnątrz. Chłopiec o jasnych włosach podbiegł do bufetu i wspinając na palcach usiłował dojrzeć co znajduje się na ladzie . Wyglądał przezabawnie w tej pozycji . Wzbudził uśmiech sprzedawczyni , która widziała nad blatem łobuzerskie , błękitne oczka a nad nimi niesforną grzywkę . Coś chwyciło ją za serce , ale nie pozwoliła sobie na myślenie – przecież musi obsłużyć gości . W tym czasie do chłopca podeszła kobieta z którą przyszedł , nachyliła się nad nim całując w czoło
- choć robaczku – powiedziała ciepłym głosem – mamusia wybrała stolik . Chłopiec posłusznie dał się rozebrać z kurtki , po czym usiadł spokojnie na krześle . Blondynka szybko przejrzała kartę z menu i lekkim skinieniem głowy dała znać kelnerce , że chce złożyć zamówienie . Właścicielka lokalu niezgrabnym ruchem wydostała się zza bufetu , była młoda : ale nie wyglądała atrakcyjnie . Nie dla tego , że nie była urodziwa , raczej nawet miała w sobie jakiś urok , lecz biła z niej jakaś rezygnacja , która odbierała jej kobiecość . Spisała zamówienie na kartce spoglądając cały czas na chłopca . Nie miała dzieci : dlatego też obsesyjnie obserwowała każdego malucha , nie mogła spokojnie przejść koło wózka ; by nie oprzeć się pokusie zerknięcia do środka – wtedy wyobrażała sobie siebie w roli matki – ale tym razem to było coś innego , coś męczyło ją w sercu i nie dawało spokoju .


***

Stanęła za ladą nalewając kawę do filiżanki , na talerzyku odruchowo ułożyła w rządku dwie kostki cukru i pudełko ze śmietanką . Do szklanego pucharu , z którego wystawał biała górka bitej śmietany wcisnęła wafelek . Wtedy pomyślała o chłopcu i sięgnęła do szuflady . Chwilę nachylona przesuwała woreczki z różnymi papierowymi gadżetami , po czym wyjęła ten najbardziej kolorowy i okazały w kształcie wesołego klauna . Podniosła się znad szafki . Jej wzrok spoczął na mężu , który nadal siedział w dziwnej pozie trzymając w powietrzu gazetę .
I wtedy zrozumiała – przecież tak kochała ten błękit jego oczu i te jego niesforne włosy .

ziaba
01-06-2005, 18:34
Zadzwoniła komórka, pędziłam na oślep, bo myślałam że to młoda z wyjazdu dzwoni. Telefon nie znany mi. Może pożyczyła od kogoś , może się jej rozładował ?

- Słucham .

Ostry głos męski : - CO TY TERAZ ROBISZ ?????
( sekunda zawahania bo czuję że to pomyłka )

- kawę dopijam ( fakt, byłam w połowie kubka )

Słyszę wciągane powietrze i ryk w słuchawkę
- TO JA TU *URRRWA CZEKAM NA CIEBIE A TY KAWĘ CHLASZ ??????

( o miły , fajny gość, męski, z jajami, może ma owłosiony tors i klatkę jak lej po bombie ..ech.. )

- MASZ 2 MINUTY NA ZEJŚCIE !! - ryk wyjątkowo czysty w tonacji, aż kipiał od testosteronu, taki jak ździeli, to się trzy dni człowiek masuje ..

-Panie kochany, ja się nigdzie z panem nie wybieram !!

sekunda ciszy

- Oszszszsz * urrrrrrrrrwwaaa, przepraszam...

( a nie mówiłam że miły ????)

No i się rozłączył.. :(
A chciałam mu powiedzieć, że ma ładnie brzmiące "rrr"

Od czegoś w końcu czasem warto zacząć znajomość..

ziaba
02-06-2005, 16:23
Upalny dzień.

Leniwie snują się rodziny z dziećmi, smętnie pedałują rowerzyści, psy z wywieszonymi jęzorami omal nie zamiatają leśnej ścieżki.

Duszno, gorąco, spoceni ludzie przysiadają na ławeczkach.

Na jednej z nich mamusia z ( na oko siedmiolatkiem ) obok pana
z psem . Dzieciak lizał loda, psu kapała ślina , pan psa ledwie zipiał , pani odganiała się od komarów.

Duszno.

Pani sięgnęła do torby postawionej na ziemi i nagle słyszy wrzask syna :

- MMAAAAMMOOOO

Pani się rzuca do pozycji pioniowej i widzi psią mordę przy dziecku.

Dziecko wrzeszczy, pani wrzeszczy , pan psa wrzeszczy na panią, albo na psa, może na dziecko..

- ŁAAAA UGRYZŁ MNIE !!!

Pani bez namysłu sięga po butelkę z wodą mineralną z torby i wali na oślep psa. Pan wyrywa butelkę pani i odrzuca daleko za siebie. Pies zaczyna szczekać.
Dzieciak wyje coraz głośniej

- MMAAAMMOOO

Ludzie przystają , komary sie zagęszczają, temperatura idzie w górę coraz szybciej.

Pani wrzeszczy na pana i szarpie dzieciaka w poszukiwaniu rany, by móc wezwać policję i skuć właściciela a psa na miejscu zastrzelić.

Pan stwierdza, że pani powinna nerwy leczyć i oczy.

Pani rozbiera dzieciaka z koszulki i kręci nim na wszystkie strony świata, bo na nogach nie znajduje śladów morderczych szczęk.

Tłum rośnie.

Pani krzyczy na pana, dziecko płacze coraz donośniej.

Pan pyta się, gdzie go ugryzł pies, chłopiec pokazuje rękę.

Tłum napiera by na własne oczy doświadczyć i poświadczyć.

Na ciele widać ukąszenie .

Dzieciak wyje, aż mu się robią w nosie bąbelki.
Jakaś mama małego dziecka podaje pudełko mokrych chusteczek .

Dziecko wyje, pani wrzeszczy , pan mocno trzyma psa za obrożę, pies się oblizuje.

- to osa- ktoś z tłumu ocenia ślad.


Osa, osa..
w dusznym powietrzu roznosi się pogłos.
Pani cichnie.

Osa .

Pies pochyla nos ku ziemi i dolizuje loda co spadł z patyka.

Duszno.

Gorąco.

patunia
05-06-2005, 13:40
ech, ziaba, samo życie... Smutne to, ale niestety baaardzo prawdziwe. Ostatnio przyszło mi męża na pogotowie zawozić z rozwaloną ręką. Wpadamy na urazówkę, krew prawie kapie spod ręcznika (bo my prosto z o budowy) A tam pańcia, która przyszła do kontroli chyba czy ze świskiem jakimś, bo ranna to na pewno nie była, wydziera się na nas "Tu jest kolejka, teraz moja kolej!"... No comments...

ziaba
06-06-2005, 18:15
Z cyklu upiory :

Zmarł mój sąsiad z ulicy. Zachodzę zapytać , czy mogła bym w czymś pomóc. Pani W . widząc mnie szlocha.
Tulę kobietę, pocieszam.. Świeża wdowa prostuje się i poprawiając włosy zupełnie w innej tonacji :

- Świetnie że wpadłaś. Pomogłabyś mi wybrać garsonkę i dodatki, bo jakoś nie mogę się zdecydować.. ta zielona to ma już ze cztery lata i nie raz już rodzina mnie w niej widziała...

ziaba
27-07-2005, 14:22
Pan Henio dostał wielki dar od losu.
W wieku 78 lat posiada nieprawdopodobnie piękne, białe, równiuśkie uzębienie.
Własne oczywiście.
Dba o te ząbki w sposób wysoce szczególny. Pucuje, regularnie odwiedza stomatologa i przez całe życie dorobił się 1 ( słownie jednej ) plomby.

Pan Henio poważnie zaniemógł. Dostał lekkiego wylewu i z porażeniem funkcji mowy wylądował w szpitalu.

Jego kontakt werbalny ograniczał się do przysłowiowego "ble ble " co przy jego podejściu do wszystkich problemów całego świata wprawiało go w stan wesołości.

Położono więc pana Henia na łoże szpitalne i kiedy siostra miłosierdzia przybyła w celach zabrania pacjenta na szczegółowe badania kazała się panu Heniowi pozbyć zegarka, obrączki ślubnej oraz...ząbków, bo pan Henio miał być z lekka potraktowany jakimś specyfikiem który wywołuje efekt podobny do działania grzybków halucynków.

Pan Henio macha rękami, pokazuje językiem migowym , że owszem wszystko się da zrobić, ale co do zębów jest problem.
Siostra - stara wyga szpitalna litościwie pochyla się i proponuje ,iż własnoręcznie odklei co przyklejone do podniebienia .
Ruchem zaiście końskiej mocy łapie głowę pana Henia i nie zważając na "ble ble " w tonacji błagania o litość grzebie w jamie gębowej właściciela cudu natury.
" Panie, co to za proteza ?? ma gdzieś jakieś zaczepy czy co ?? " i coraz mocniej ciągnie za przednie jedynki górne na zmianę z trzonowymi dolnymi.
Pan Henio broni się niczym przed jasyrem, siostra tez nie w ciemię bita .
''Ząbki proszę oddać !!! " i przestaje być miła.

Pan Henio kopie, siostra wzywa posiłki w postaci lekarza .
Mocno zbudowany lekarz objaśnia pacjentowi, że w porządku, ząbki nie zginą, zostaną zwrócone pacjentowi i nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce w depozycie.

A jak nie odda ząbków, to w czasie badań te ząbki mu wpadną do tchawicy ( i tu ruchem zwanym powszechnie dylu dylu pokazuje co zrobią panu Heniowi )
Właściciel uzębienia "ble-blebując " błaga o coś do pisania i w akcie desperacji pisze długopisem " MOJE WŁASNE !! "

Dziś pan Henio jest zdrów jak rybka wesołkiem i bawi powyższą opowieścią każdy rodzinny zjazd.

Dbajcie więc o własne pieńki. Czasem tylko przydał by się jakiś dziurawiec na samym wierchu, co by nie było niedomówień ..

katja
27-07-2005, 19:23
:lol: :lol: :lol:

Ziab'a
03-03-2009, 08:23
Czas : szósta z kawałeczkiem rano.
Miejsce : droga po gorące pieczywo .

Dom otoczony wysokim ogrodzeniem, z ulicy widać jakiś taras, balkon..
Z furtki wychodzi siostra właścicielki, przemiła kobieta po przejściach ( porażenie mózgowe) . Na balkonie pojawia się Misio. Siostrzeniec owej pani. Misio sławny jest z ilości kilogramów ( ze 190 jak nic) a już szczególnie rozsławiony z siły głosu. Mógłby on byc komentatorem na każdym stadionie, bez użycia mikrofonu. O peronowym nie wspomnę.

Na ulicy rozlega się huk Misia :

" A gdzie ty k..a mać leziesz ????"
Kobieta z siatką zatrzymuje się trwożnie , Misio nie jest ulubieńcem rodziny..
"No pyyytam się GDZIE TY DO K..Y NĘDZY LEZIESZ???? "

Ty gadzie- myślę, szkoda, że nie mam w koszyku granatów. Ciotka rannym świtaniem po bułki gna a ty ..ty..ty.. :evil: :evil: :evil:
Wyprawa po bułki dla ciotki jest wielkim wyzwaniem. Ma ogromne problemy z poruszaniem się, ale kobieta dzielnie walczy całe życie.
Gul skacze pod gardło, Misio dalej wydziera się na okolicę.

" Wracaj chooolero jedna, wrrrrrracaj w tej chwili do domu !!! "

Ciotka cofa się w rejon furtki,głowa schowana w ramiona. Siatka pod pachą.

"Czekaj czekaj, tylko wrócisz do domu, jak ci przypie...to się nie popamiętasz "
Ciotka gorączkowo szuka klucza do furtki. Ja otwieram nóż w kieszeni.

" Gdzie ty leziesz JA się PYTAAAM ?? "

" No................. po bułki .." cichy głosik ciotki drży.

''Zaaaaj...bie cie ..zobaczysz " :evil: :evil: Misio wymachuje rękami.

No, to już groźba karalna. :evil: jeszcze sekunda i wezwę , by wyprostowali chłoptysia.

''DO DOMU..DO DOMU MÓWIĘ !!"

Ciotka wkłada klucz do furtki, cała się trzęsie.

Zza rogu ogrodzenia powoli i dostojnie spacerkiem , nie śpiesząc się idzie sobie Felek. Bernardyn. Merda ogonem widząc ciotkę.


Znowu mu się nie udało cichcem wyjść ..jak nic zakopią dziurę pod ogrodzeniem..psie życie..

Ziab'a
03-03-2009, 08:37
Telefon.
Szybkość wyrzucanych słów jest imponująca .

"Ile razy ja mam do was dzwonić , no ile ? czy ja muszę to robić ? waszym psim obowiązkiem jest odpowiedzieć obywatelowi na piśmie !!!!!! To skandal, wykręcacie się cały czas, to skandal.."

Ależ psze pani, to domowy telefon, prywatny..

" No coś takiego !! coś takiego !!!!! to już takich technik używacie ? udajecie że to nie wy ??? "

ziaba
07-03-2009, 06:59
Miejsce : koniec świata.

Wcześniej wypita duża kawa zrobiła swoje i czas było odwiedzić ustronny przybytek. Równo w czasie pęcherz D. zareagował tak samo, więc obydwie wybrałyśmy się , bowiem wespół wzespół zawsze raźniej.

Toaleta składała się z 2 pomieszczeń - przedwstępnego i głównego. W głównym - zwyczajowe wgłębienie , coś na kształt rynny z wielką dziurą.
Jako że D miała pęcherz na wykończeniu , pierwsza zaczęła procedurę właściwą.


Stoję grzecznie przed nibydrzwiami części drugiej i z przerażeniem słyszę , jak D zaczyna wydawać dziwne dźwięki.

- yyyyp, Yyyyp, YYYYYPPP - po czym wyskakuje D zza drzwi cała blada , dłonie na twarzy , żeby nie puścić treści żołądka luzem.

-YYYYPPPP - żołądek mimo woli zaczyna technikę zwrotną.
Czuję, że mojemu podoba się , to , co robi żołądek D.

- Ja pie.....oolę - chlipie D , siorbiąc nosem , dziwnie coś zaczerwieniły się jej oczy.. - Ja pie..olę , ale tam WALI

No śmierdzi. Normalka. Trochę ciepło, to i śmierdzi. Może inaczej, ale tu nie produkcja fijołków.

D zaczyna przebierać nóżkami. To ostatni etap władzy nad zawartością pęcherza. Potem będzie bunt na pokładzie.

- Ty się nie gniewaj, ja tu gacie zdejmę, na wdechu wejdę..

A właź, byle szybko. Mnie też ciśnie.

D jest wysoką dziewczyną. Dziwnie pląsa ze spuszczonymi spodniami. Przed otwarciem drzwi , odwraca się , zatrzymuje..

- ty nie idź, błagam -( a gdzie ja mam iść z pełnym pęcherzem..na wynos wezmę ?? ) - jak bym tu chlupła nieprzytomna, to wiesz..nogi mi w górę podnieś.. I wyciągnij mnie z tamtąd !!!

D zdecydowanym siorbem poprawia udrożnienie nosa i wyjątkowo dokładnie nabiera powietrza w płuca.

Weszła.

Żyje..nie gada, ale słychać, że żyje...

- YYYYYPPPP, YYYYYPPP

Po parudziesięciu sekundach D wyskakuje wpół sina, z majtkami na spodniach, z curkającymi po policzkach łzami i kreskami gilów pod nosem niczym z "Głupi i Głupszy"

Zaczynam się śmiać , wiem jak D potrafi sparodiować wszystko. Cel został osiągnięty, zleję się w majtki w przedsionku ..

Tera ja.
Żołnierskim krokiem wchodzę do ciasnej dziury z dziurą w podłodze.

Czuję, jak kontaktówki w oczach mi odpływają, w nosie kręci nieprzytomnie i już płynie tsunami ..wciągam powietrze, i czuję jaki żołądek staje dęba i próbuje wycisnąć się sam siebie. Wyskakuję najszybciej jak umiem.

D stoi przy umywalce i wyje ze śmiechu. Gile jej równomiernie kapią z nosa.

Smród. To nie smród. To nawet nie fetor. To przedsionek piekła. Tu się kona w męczarniach po minucie.

Pęcherz bije na alarm. Są dwie opcje.

Albo skorzystam z tamtej dziury, albo się zleję w spodnie . Istnieje opcja trzecia - krzaki. Tylko że ich tu nie ma. Wystawianie białego gołego tyłka na tle zabytków liczących parę tysięcy lat to trochę nie fair.

Dobra..po partyzancku.

Zrobimy tak - , spuszczamy spodnie jak D w zestawie z majtkami, robimy wdech, zamykamy oczy i włazimy. Czuję, że czas cierpliwości pęcherza minął.

Na macanego otwieram drzwi. Ok . Jestem..nagle noga mi leci w dół.

Złamała bym jak nic . Dziura zieje smrodem , chyba zła, że moja noga w ostatniej chwili uszła cało. Ze strachu przeklinając tradycyjnie - wciągam powietrze i otwieram oczy..

O nie nie, nie tak miało być. :evil: Kobieta Polka walczy do końca. Przestaję oddychać i zamykam oczy.
Kucam .

Kiedy moje płuca walczą o życie, pęcherz wrzeszczy " zaaaaraaa, już kooończę "

Kontaktówki odpłynęły w siną dal oczodołów. Gile spływają w dół niczym Niagara. W gardle miliard ton kwasu. Żołądek pełną mocą zawzięcie pracuje nad wyprowadzką. Jeszcze sekunda i dokonam żywota na krańcu świata w prowincjonalnym kiblu..

Już słyszę szepty " a jak to się stało, naaprawdę " ?
Jak dzieci będą opowiadać wnukom..że babcia co...na polu chwały ?

Czas w opuszczeniu rynny mierzony jest w milisekundach.

......

Wychodzimy z przybytku rozkoszy. Mijamy następnych chętnych.

'' Fajny klopik ??"

Faaaajny.
Lepszego w życiu nie spotkałam !!!

Bo nie zapamiętałam...

ziaba
09-03-2009, 10:55
Miejsce : koniec świata - miejscowy przewodnik mający po raz pierwszy kontakt z Polakami.

" W tej Polsce to zimno ?"
- No zimno - i streszczam nasze położenie geograficzne oraz warunki pogodowe.

Pan nadal słabo kojarzy położenie Polski.
Nagle mu się rozpromienia lico

- Już wiem !!! w naszej telewizji osobiście widziałem !!! to tam, gdzie z zimna ludzie na ulicach zamarzają !!!!!....
:o :o :o

.......................

Jasne, dziki kraj jesteśmy. :evil: Dobrze, że nie widział jak dziki po ulicach ludzi ganiają. 8) :D