PDA

Zobacz pełną wersję : Dziennik Abromby



abromba
27-12-2004, 17:28
Kiedyś trzeba zacząć wspomnienia, więc zaczynam dziś (drugi dzień sama w domu!!!). Przecież nie zacznę pisać, jak się wprowadzimy.
Na razie będzie niestety nudno, bo bez zdjęć gdyż:
a) mąż jest tradycjonalistą lustrzankowym, a skany robi głównie ze slajdów - dom jest na nagatywach
b) nie umiem robić tych sztuczek z wklejaniem zdjęć.
ALE:
mąż tradycjonalista się łamie i w najbliższym czasie planuje nabyć wspaniałego cyfrowego Nikona, bo nie ma czasu na skanowanie

ERGO
zdjęcia też będą, jak mnie ktoś nauczy wklejania (polecam wysyłanie na priv :D )

No to zaczynamy ab ovo

Jak to bywa, zaczęło się od istotnej zmiany sytuacji życiowej - bardzo bolesnej, bo zmarła moja Mama. Przed śmiercią uregulowała sprawy własnościowe, tj dom rodziców został przepisany na brata ze zobowiązaniem do spłaty mnie. No i nagle zostaliśmy bez dostępu do ogródka i składu rzeczy niepotrzebnych, za to z ekspektatywą większej gotówki. A zarazem, jak w większości tych historii, okazało się, że na świat ma przyjść potomek.
Właściwie to jesteśmy straszną parą kupujących. Mąż jest geografem robiącym w planowaniu przestrzennym, a ja prawnikiem. Więc wiadomo było, że wszystko musimy sprawdzić i przeanalizować.

abromba
27-12-2004, 17:39
Wesoła, w której się wychowałam, odpadała ze względu na ceny. Od początku wiedzieliśmy bowiem, że działka ma mieć powyżej 1000 m. Szukaliśmy na wschód od Warszawy - jedno miejsce nawet nam się podobało, ale okazało się, że ma iść tam A2. W innym okazało się, że opowieści o scaleniu działek to bajki. No i po miesiącu dotarliśmy w okolice Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Był słoneczny sierpień (najgorsza pora na kupowanie działek - pamiętajcie, by kupować wiosną!!). Bardzo nam się ta okolica spodobała - takie przemieszanie ulicówek, nowszych skupisk domów, lasów i pól. I tak trafiliśmy na pole kukurydzy, na którym znajdowały się nasze działki.
Aha, od początku naciskałam, żeby mieć działkę nieco w głębi, od sięgacza lub drogi wewnętrznej. Naczytałam się o wypadkach na wiejskich drogach, gdy dzieciak wyskoczy z posesji za piłką albo na rowerze i trafi na jakiegoś rajdowca. Tak więc z pierwszej od ulicy działki zrezygnowaliśmy, a nabyliśmy dwie - rolno - budowlaną (bo pas zabudowy to 50m od drogi gminnej) i rolną. Dzięki temu wyszło taniej - a całej działki i tak się nie zabudowuje. No i ta rola była wreszcie żyzna, o co mi chodziło. Jak pisałam, wychowałam się w Wesołej, na wydmach. I w ten piasek lało się wodę, sypało kompost, a i tak był piasek. No to chciałam mniej sucho i żyźniej. No i było mniej sucho, zwłaszcza na wiosnę :(
I we wrześniu 2002 zostaliśmy właścicielami .
Zaraz po podpisaniu aktu notarialnego ruszyliśmy na te zaorane i zabronowane 22 arów czynić nasadzenia. Na szczęście zapobiegliwie od kilku lat tworzyłam własną miniszkółkę drzewek, więc miałam brzozy, sosny, modrzewie, dzikie czereśnie, śliwki, trzmieliny no i trochę innych rzeczy.

abromba
27-12-2004, 18:06
Pod koniec 2002 r. przystąpiliśmy do sporządzania projektu. Miałam dużo czasu na przeglądanie projektów, bo miałam zwolnienie w ciąży i byłam za adaptacją projektu gotowego.
Ale wtedy mój mąż, który ma jakieś dziwne szczęście do znajdowania sobie "mistrzów" postanowił, że najlepiej będzie, jak projekt zrobi nam jego znajomy z pracy, w tamtym okresie traktowany przez niego jak mistrz włąśnie w dziedzinie urbanistyki.
I tak pojawił się u nas pan J.Ł. J - szacowny sześćdziesięciolatek w fularze z fajką i bardzo wysoką samooceną. No i ogromnym wyczyciem artystycznym. Wizję domu zaakceptował - taki dwuspadowy z lukarnami i naczółkami - jak to ja mówię, typowy dom na pola nie udający dworku.
Ale Pan J.Ł.J. bardzo do dworku dążył - np. chciał nam na przestrzał w linii północ południe zrobić amfiladę sieni, co jest naturalnie spójne z koncepcją architektury dworkowej, jednakowoż nieco marnuje przestrzeń. Wszędzie proponował portfenetry, co moim zdaniem w aspekcoe posiadania małych dzieci nie jest do końca mądre, a ponadto zwiększa straty ciepła, ale wg niego między ścianą a oknem tak naprawdę to nie ma różnicy. Chciał też w holu na dole zrobić stopień, bo to mu rozwiązywało problemy konstrukcujne. Bogu dziękować, że się nie zgodziłam, bo już widzę Krzyśka biegającego po tym holu. Generalnie nie umiał zrozumieć, że to ma być dom dla ludzi z małymi dziećmi. No i generalnie podkreślał, że jest artystą a od szczegółów technicznych jest wykonawca. Toteż, jak pisałam, w projekcie mam z detalami wzór na balustradzie ale np. komin mam raz z jednej, a raz z drugiej strony lukarny (na rzucie elewacji) (ciekawe, czy PINB dowali mi karę za budowę niezgodnie z projektem :D )
W kilku tematach pisałam o wynikach jego (architekta artysty) działalności artystycznej, w tym najświeższym o kominie, nie chcę się powtarzać. Starałam się jak mogłam, żeby to poprawiać i właściwie to ja powinnam mieć prawa autorskie do tego projektu w 50 %.

abromba
27-12-2004, 18:27
Tak więc w lutym 2003 dostaliśmy pozwolenie na budowę, a 9 marca 2003 o godz. 12.20 urodził się Krzysztof Benedykt i na pół roku działka i budowa odeszła na bardzo dalszy plan. Coś tam jeszcze dosadziliśmy, posialismy trawę łąkową, raz mąż dzielnie zaczął kosić kosą chwasty i te trawy(urosły po pierś).
A 11 listopada 2003 r. znajomi zaciągnęli nas do swoich znajomych, którzy postawili stan syrowy w 4 tygodnie. Pojechaliśmy, zobaczyliśmy schludną budowę, schludnego wykonawcę - i napaliliśmy się. Umówiliśmy się z nim następnego dnia i dość jasno postawiliśmy sprawę, że nie mamy czasu być codziennie na budowie 32 km od Centrum, że my zarabiamy a on ma budować...
Oj nie mówcie tak nigdy Waszym wykonawcom...
Facet dała nam wycenę.
Aha, o domu trzeba napisać. No więc jak pisałam -taki baardzo typowy (trzymajcie kciuki za tę cyfrówkę męża - a zaiste potężna to ma być maszyna) Wyszło 170m użytkowej, do tego garaż 34m.
No więc nasz Potencjalny Wykonawca Nr 1 wycenił toto (siedzicie) na: 50 tys za robociznę, a w wersji z materiałami stanu surowego otwartego - do etapu opapowania - 200 tys.
No tacy naiwni inteligenci to my nie jesteśmy... Kuzyn posprawdzał tę ofetę z Sekocenbudem i wszystkie przeszacowania nam wykazał.

Zaczęliśmy szukać dalej. Był więc pan X za 29 tys. netto, byli całkiem sensowni górale za 23. Ale Abromba prawnik tak sobie pomyślała: co ja będę się za góralami po Beskidach uganiać, jakby były jakieś problemy. I tak trafiliśmy na Pana Romana. Być może to odwołam, ale jak na razie jest to bardzo jasny punkt naszej budowy. Do Pana Romana trafiliśmy przez naszą nianię - też jasny punkt. Rzuciliśmy pytanie, czy może zna kogoś kto się budował - mówi że tak, jej kuzyn radca prawny. Po nazwisku kancelarię kojarzę, dobry to prawnik jest zaiste, dzwonię - a on mówi że faceta naprawdę poleca, bo też nie miał czasu być na budowie, ale przy odbieraniu etapów architekt i nadzór - bo miał to wątpliwe szczęście być wytypowanym do kontroli - nie mogli się nadziwić.

A propos, łapiecie się w tych zdaniach wielokrotnie złożonych :D

Przychodzi Pan Roman - i wiem, że to nie jest najistotniejsze, ale po pierwsze bił od niego spokoj, a po drugie - to człowiek naprawdę na poziomie. Nie jestem strasznym snobem, tylko snobem umiarkowanym :wink: , ale jednak przeszkadza mi niemożność porozumienia się z niektórymi ludźmi, choćby byli fachowcami.

Mąż przystąpił do negocjacji.
No bo zapomiałam dodać, że o ile ja znam się na prawie, to zupełnie nie znam się na robieniu interesów. A mój mąż to prawdziwy Lodzermensch (no może pod-Lodzer, ale też z włókienniczej rodziny) i naprawdę skutecznie się targuje. Tak skutecznie że ja zwykle zażenowana wychodzę, bo mnie niestety nauczono, że targować się nie wypada.

abromba
27-12-2004, 18:57
Czy jest jakiś dzienny limit postów? Bo zaczynam się rozkręcać. Ach, taki dziennik to cudowny wynalazek dla egocentryków! :D

Stanęło na 34 tys netto - stan surowy otwarty z opapowaniem. Na głowie wykonawcy zdjęcie humusu, wszystkie narzędzia i barak dla ekipy.

Ale przed rozpoczęciem robót prawniczo - geograficzne małżeństwo postanowiło rozpoznać grunt (mąż geomorfolog - czyli z grubsza to, co na wierzchu). Mąż geomorfolog przeanalizował cyfrowe mapy geologiczne i glebowe - i wyszło, że w sumie to mamy wielką niewiadomą, bo teoretycznie są tu piaski gliniaste i gliny zapiaszczone, ale często są różne przewarstwienia. Mieliśmy pożyczyć z Wydziału Geografii taki profesjonalny 3 - metrowy świder, ale ostatecznie mąż wykopał profesjonalną odkrywkę glebową.

Uwaga: wszystkie słowa "profesjonalnie" są użyte celowo, abyście później mogli zobaczyć, z jakim to skutkiem dwójka profesjonalisów profesjonalnie rozpoznawała teren :D
Wyniki rozpoznania : humus na 30- 40 cm, poniżej glina zapiaszczona/piasek gliniasty - zbite, nieprzepuszczalne, na głębokości 1,5 m sucho.

abromba
27-12-2004, 21:19
Skoro było sucho, to podciągnęliśmy na działkę wodę - przecisk i 25 m. Bilet wkupny dla gminy 2500 (o rany, teraz to się nie chce wierzyć), robota 3500. Cóż, działka w drugiej linii nie należy do tanich w uzbrojeniu - a dla szukających działki poddaję pod rozwagę ustalenie, ile taka impreza kosztuje w gminie (moja chyba zwariowała z tą opłatą, ale mądry Polak po szkodzie). Woda dotarła do działki przed Sylwestrem, a my stanęliśmy przed najbardziej nieprzyjemną inwestycją większości umów - prądem.
Naturalnie zaspaliśmy z wnioskiem, złozyliśmy go w maju 2003 - więc naturalnie otrzymaliśmy termin realizacji przyłacza za dwa lata - w maju 2005. Prośby i pisma nic nie dały - że budowa, małe dziecko, co musi na wieś, bo alergia
W tym miejscu muszę wyjaśnić, że jestem prawnikiem - legalistą, przestrzegam wszelakich nakazów i zakazów (no mosze czasem na trasie docisnę, ale mniej niż statystyczny Polak). I nigdy w życiu nie dałam łapówki.

A to był ten PIERWSZY RAZ. Co było robić - budowa w szczerym polu, znikąd podciągnąć, a pomysł z generatorem budził tylko śmiech.

Oficjalnie to się nazywa "zlecenie projektu przyłacza" - za 2000 po miesiący mieliśmy prąd na działce. Plus 600 zł za RB plus 1200 legalnej opłaty.
W lutym 2004 pojawił się prąt a śnieg przysypał pobojowisko po ciągnięciu wody i prądu.

A potem nadszedł marzec i odwilż. Wiosną 2003 było sucho - jakieś małe kałuże. A teraz woda płynęła z sąsiednich pól, podnosiła się, podnosiła... Na działce między nami a drogą gminną była do pół łydki - no po prostu katastrofa. Całe pola w wodzie, jak w poglądowych zdjęciach pt. "tereny nie nadające się pod budownictwo".
I nic nie wsiąkało - czego inteligentni profesjonaliści (czyli my) nie uwględnili w swoich rachubach.
Diagnoza była następująca:
1) facet ciągnący wodę przerwał dreny
2) latem podsypał się jeden z sąsiadó i zasypał rów melioracyjny, i tak niezbyt drożny
3) odwilż była zbyt nagła
4) koniunkcja powyższych możliwości.
Mieliśmy zacząć 21 marca.
Facet który przyjechał ściągać humus na początku kwietnia zakopał się koparką. Wykonawca stwierdził, że musimy czekać. No to pełni rozpaczy czekaliśmy.

abromba
28-12-2004, 20:37
Próba ściągania humusu dwa razy udała się nie powiodła, za trzecim razem cos tam ściągnął. Ale z 1/3 tego, co trzeba było (teraz wiem, że trzeba było nająć ludzi do kopania ręcznego - uniknęłabym późniejszych kłopotów).
A my tymczasem rzuciliśmy się w wir zakupów. Tak się bowiem szczęściwie składa, że moja szacowna budżetowa instytucja ma bardzo korzystne pożyczki mieszkaniowe - 3% w skali roku, do 10 lat rozłożenia. Postanowiliśmy zawalczyć o jakieś 80 tys - ale wymagane było 30% już wydanego wkładu własnego. No to zaczęliśmy. Kupilismy na faktury Maxa, inne cegły, sporo stali. Po miesiącu poszukiwań zdecydowaliśmy się na dachówkę ceramiczną von Muellera - była promocja na czerwoną angobę. Kupiliśmy więźbę.
To znaczy: za wszysko zapłaciliśmy, dostaliśmy faktury, spisaliśmy umowy bezpłatnego przechowania - ale towaru w ręku nie mieliśmy. Jako prawnik stwierdzam, że bardzo to było ryzykowne - ale nie mieliśmy tego gdzie złożyć, a o tę pożyczkę warto było walczyć. Ostatecznie na koniec kwietnia dostałam wiadomość, że przyznali nam 60 tys. Wtedy wydawało mi się, że to dużo kasy na budowę :lol:

W międzyczasie ogrodziliśmy działkę. Ponieważ wiadomo było, że będą konieczne jakieś podsypywania, a strach było wkopywać słupki stalowe - po prostu wstawiliśmy stemple i napięliśmy siatkę. Ze stemplami nie trafiliśmy - były jodłowe - najmniej żywiczne. Teraz wiem, że jeśli już, to trzeba starać się dorwać daglezję albo (stary i sprawdzony sposób) opalić tę część, która ma być wkopana w żarze dogaszającego ogniska.
Co prawda na razie nadal te nasze słupki stoją.
Na szczęście siatkę, jak i większość stali kupiliśmy w marcu - a co się potem przez Chińczyków z cenami stali działo, chyba każdy pamięta.

abromba
13-02-2005, 21:14
Wspomnienia wspomnieniami, ale od miesiąca nie mam natchnienia wspominać więc wsiadamy do wehikułu czasu i mamy 13 lutego AD 2005 r. A tu- KONIEC WIDAĆ , KONIEC!!!
Wczoraj pomalowalismy pierwszą warstwę sufitu w naszej sypialni. Górę dzielnie postanowiliśmy zrobić sami. Do pokoju Krzyśka wybrałam zielony Groszek czy też groszkową zieleń Dekorala - i ciepłe i optymistyczne. Na dole płytki juz połozone, zostało jeszcze fugowanie. Kominek grzeje.
I tylko martwię się, że w związku z opadami śniegu będzie bajoro wokół budynku - nie było czasu podsypać się jak należy.
Jutro spotkanie z parkieciarzem, który ma też robić schody i kuchnię i w sprawie rozprowadzenia kominkowego i obudowy.
Zdjęcia w aparacie, tylko muszę mieć chwilę żeby je poprzerzucać na dysk i do albumu.

abromba
15-02-2005, 20:33
Wczoraj jaja z wykończeniówką. Kocham wykańczających mnie i dom wykonczeniowców.
Najpierw Pan Kafelkarz. Umówił się z mężem na określoną kwotę za zrobienie łazienki ( w tym była pozycja "sufit podwieszany" i "oświetlenie". A wczoraj zaczął ściemniać, że oświetlenie to nie instalowanie halogenów, za których to pięciu halogenów wkręcenie chce "wyrównać" do równego rachunku - czyli de facto wziąć dwie stówy.

Potem długie rozmowy z Panem Od Kuchni. Wycenił nam kuchnię z blatami olchowymi bejcowanymi na miodową czereśnię na 7 tys., więc się napaliliśmy. A teraz niebożątko uświadomił sobie (podobno) i nam, że mamy w sześciu miejscach wyraźnie widoczne boki szafek i właściwie to żeby było ładnie, trzebaby je zrobić w fornirze, co będzie nas dodatkowo kosztować około 1,5 tysiąca zlotych polskich umocnionych ostatnio względem walut obcych.
Dziś przyjechała umywalka Dama Senso Compacto Roca - jutro zostanie osadzona.
Mam dość.

abromba
11-04-2005, 18:38
W nocy z soboty na niedzielę spałam pierwszy raz. Próbnie. Mi się śniły jakieś koszmary, Młodemu o dziwo nie Bozia, Aniołek, samolot czy pociąg - ale podobno jego chrzestna. Mąż nie wyjawił swoich snów (zresztą nie liczą się , bo on już nocował)
Spaliśmy w pokoju Krzyśka - jako jedyny na górze jest zaopatrzony w wykładzinę. Kominek grzał, w kranie była ciepła woda (ale przysznic jeszcze nie przykręcony, więc trochę harcerska toaleta była). Bardzo brakuje nam kuchni, ale ma przyjechać w tym tygodniu. Nawywoziłam już trochę wazoników i innych bibelotów zagracających mieszkanie, postawiłam na półce w salonie i całkiem rodzinnie się zrobiło. No i mieliśmy pierwszych gości. Na tę okoliczność piekliśmy kiełbaski w kominku (było już za ciemno na grilowanie) i oczywiście ufajdałałam mazią z nich wypływającą granitową półkę pod kominkiem. Podobno tych plam nie widać, ale ja widzę.
Domek sprawdza się komunikacyjnie - rozmieszczenie pomieszczeń jest bardzo naturalne.
Chyba będzie nam tam dobrze.

abromba
14-04-2005, 18:00
Powiedzcie mi, czy wszyscy fachowcy tak mają? Zebraliśmy na kupę gruz betonowy, resztki cegieł klinkierowych i dachówki - zeby wwallić to w podjazd. A kochani fachowcy, po malowaniu, mimo że mieli puste wiadra po farbie, w kórych tradycyjnie zostawiali nam śmieci, tym razem wiadra sobie wzięli, a całe śmieci jak folie z ościeżnicy, gruz z płyt gipsowo kartonowych i co najgorsze - rozbity szklany słoik wwalili w ten gruz. Wiedzą, że mam dwuletnie dziecko. Chyba jak przyjadą następnym razem na robotę, zakładać ostatnie drzwi, to im karzę to szkło wyzbierać.
Niech ta wykończeniówka już się skończy!!!
Pomijam fakt, że pomalowali mi farbą kuchnia - łazienka oprócz kuchni także łazienkę, choć im tego nie zlecałam, dzięki czemu do końca zuzyli biała farbę, do której mieliśmy wlewać pigment. A nie raczyli pomalować postopni.
Wiem, że to są drobiazgi, ale naprawdę mam już tego dosyć. Tak naprawdę trzeba nad nimi siedzieć no-stop i gapić im sie na ręce...

abromba
17-04-2005, 18:16
Z wczoraj na dziś znowu nocowaliśmy. Wczoraj kwitło forumowe życie towarzyskie - nawiedzili mnie Mrtka, Luśka Whispera i Whisper. Dzielnie znieśli bałagan na placu boju, grill który zapaliłam (byłam pewna, że trzeba go solidnie wypalić za pierwszym razem, wrzuciłam gałazki i efekcie spaliła się i wierzchnia farba i plastikowa rączka. Na swoje uprawiedliwienie mam tylko to, że jestem typem ogniskowym, ale na przyjazd gości nie miałam kijków.
Mam prawie osadzoną kuchnię. Olcha,która miała byc bejcowana na miodową czereśnie, wyszła raczej jak czeresnia bursztyn - ale i tak mi się podoba.

A dziś nad moją wsią przeszła trąbka powietrzna. Kucam sobie przy świeżo posadzonej brzózce, nagle zaczęło strasznie wiać, a potem zobaczyłam słup badyli szeroki na około 10 m a wysoki na jakiej 40 idący w moim kierunku, z garażu zaczęły wylatywać folie - ale równie nagle wszystko ustało. Strach był za to solidny.

abromba
20-04-2005, 18:32
Dziś plik wiadomości z drugiej (męża) ręki:
1) fachowcy grzecznie posprzątali szkło. Obyło się bez tortur - cel osiągnięty łagodną persfazją,
2) kuchnia podobno wyszła b. ładnie
3) zaszalelismy z kolorem i w gabinecie na dole pojawił się ciemny rudo - malinowy kolor Tikkurilli.

abromba
24-04-2005, 18:12
No więc moi drodzy padł ostatni bastion - mam kuchnię. I to kuchnię prawie w 100 % działającą (bo jeszcze nie przeczytaliśmy instrukcji obsługi naszej zmywarki). Olcha bejcowana na czereśniową (a nie jak w założeniu miodową) czereśnię wyszła po prostu ślicznie. Elektryczno - elektryczny Fagorek tez wygląda ślicznie ale....
Ja naiwna przedpotopowa istota nie miałam pojęcia, co w istocie oznacza elektryczna płyta grzewcza. W moim domu rodzinnym była kuchnia elektryczna starego typu ( z takimi żeliwnymi fajerkopodobnymi płytami). A na tej nowoczesności - cóż:
po pierwsze muszę powymieniać 75 % garnków i patelni, żeby idealnie przylegały - dziś przez 20 minut usiłowałam podsmażyć cebulkę;
po drugie - ŻEGNAJ CHIŃSZCZYZNO !
Niestety ukochana przeze mnie instytucja woka nie ma w takich warunkach racji bytu - pozostaje mi chyba okazjonalne używanie gazowej butli turystycznej, którą i tak na tzw. wszelki wypadek będziemy mieć.
Poddaję to pod rozwagę wszytkim gotującym.
Ponadto to mamstale gości - co jest cudowne. Ale prawie nic nie robimy w związku z tym.
Goscić czy pracować - oto jest pytanie.

abromba
26-04-2005, 21:58
Przeprowadzka zbliża się, a my w proszku.
Wczoraj nasza niania obwieściła, że z powodów rodzinnych (obiektywnie ważnych) odchodzi z końcem tygodnia. Szybka akcja ratunkowa wyłoniła jakąś kandydatkę, która mieszka z kilometr od nas na naszej wsi, co jest niewątpliwym plusem, ale mieliśmy nadzieję, że zmiana opiekunki nastąpi za miesiąc - dwa, żeby młody miał czas na adptację. No i nie wiemy, czy nowa niania się sprawdzi...

abromba
28-04-2005, 20:51
Dzisiaj rzutem na taśmę sadziłam śliwki - mam nadzieję , że się przyjmą, bo już trochę późno.
Data przeprowadzki wyznaczona na 4 maja godz. 9.00. Ale ja wyjadę jutro wieczorem i już do umeblowanego mieszkania nie wrócę...
Nie lubiłam tego mieszkania, więc mi go nie żal, ale tak jakoś dziwnie.
Chyba też żegnam się z Forum - będę tu bywac może raz na dwa tygodnie (brak dostępu do internetu).
Dziwnie jakoś...

abromba
10-05-2005, 07:00
Wpadłam przed pracą do mieszkanka ( wyjazd z domu o 6.30,żeby zdążyć przed korkami), więc zrobię retrospektywę ostatnich dni.

29 kwietnia - piątek - z wyładowaną przyczepą opuszczamy niegościnny Muranów.

30 kwietnia - sobota. Przyjechała szeroko rozumiana rodzina męża na czele z teściami. Mieli trochę pomóc ogarnąć wszystko - raczej organizowali wszystko po swojemu.

1 maja - niedziela.
Przyszła niemal umówiona kandydatka na następczynię naszej niani. Postępowanie z Krzyśkiem w stylu pasienia krów - byle tylko w szkodę nie wlazł. On na ulicę - ona za nim . On w błoto - ona sie patrzy. Kontaktu werbalnego niemal zero. Na koniec próby przeprowadzamy z panienką rozmowę, że to musi inaczej wyglądać. Zasypiam pełna niepokoju, jak instalować kamery, gdzie schowa rzeczy bardzo osobiste i wartościowe. Lekko nie jest.

2 maja - wtorek.
) 7.20 Abromb przywozi Ukrainkę, która ma posprzątać.
O 8.00 Przychodzi kandydatka na nianię i obwieszcza, że zrezygnowała. najpierw szok i załamanie, potem jednak ulga. Zupełnie nie czułam do niej zaufania.
A Ukrainka ochoczo (przynajmniej takie wrażenie robi) SZORUJE okna. Mówię, żeby robiła to delikatniej – a ona swoje.W efekcie porysowała mi te P2. Ponadto zalała scinę cieczą domycia okien.
Zostałam bez niani i ze świadomością, że jak sama nie posprzątam, to chałupa będzie sie nadawać do wymiany.

abromba
10-05-2005, 07:10
3 maja - wtorek. Jest ślicznie, cieplutko. Usiłuje ogarniac ogródek. Dochodzimy do wniosku, że bez traktora jednak sobie z tym zielskiem (zwłaszcza nawłocią) nie poradzimy. Sasiad obiecuje przyjechać w środę.

4 maja - sroda.
Załatwiamy powrót Krzyska do żłobka na naszym podwórku na Muranowie. Modlę się, żeby znów nie złapał zapalenia uszu.
Sąsiad z traktorem nie dociera. Docierają za to meble z Muranowa.

5 maja - czwartek. Zaczyna lać, a teran wokół domu zmienia sie w pole do sadzenia ryżu. Aha. Zapomniałam napisać, że w sobotę kopara wykorytowała humus z podjazdu i wsypała trochę piasku. Jak się okazuje - za mało. Jestem w totalnej rozsypce, z Krzychem u boku nic niestety nie daje się ogarniać. Za to wpadli Dobrzy Ludzie Jezierowie i bardzo mnie to podtrzymało na duchu.

abromba
11-05-2005, 07:04
Czy pisałam, jak wyrabia sie oko, gdy człowiek zaczyna mieszkać we własnym domu?
Chodzi od pokoju do pokoju, z kuchni do łazienki i badawczo się przygląda.
Wyniki oględzin - niezbyt miłe. Rozłazi się fornir na bokach szafek w kuchni - chyba był zbyt namoczony bejca, teraz spęczniał i oochodzi. Kilka malutkich braków w fudze w łazience - widać od dołu. Nie zestabilizowany brodzik - "chodzi" i już poodklejał się slikon po bokach.
Ponadto nadal bardzo powoli uczę się mojej kuchni elektrucznej i boleśnie przezywam niemożność mycia zastawy z błyszczącymi szlaczkami w mojej zmywarce.

abromba
11-05-2005, 07:09
Wysyłam po kawałku, bo ciągle mam jakieś problemy z wysyłaniem wiadomości.
No więc w sobotę przewieźliśmy drugą partię mebli - z domu po moich rodzicach. Obok kominka stanęło pianino i choć tonęło w stosie paczek, to zrobiło się tak stylowo, że chyba będę sobie musiała suknię z krynoliną sprawić, bo chodzenie po takim domu w ubabranych dżinsach to nietakt :wink:
No ale ponieważ nadal leje, a dodatkowo nasi sąsiedzi mimo deklaracji nie zmienili wyprofilowania swojej działki powodującego spływ dodatkowej wody w naszą stronę - brnę przez teren otaczający mój dom w kaloszach, zapadając się bardzo solidnie.

Pan od traktora obiecał przyjechać, jak będzie suszej. Czyli kiedy???
Bo za trzy tygodnie to co ja biedna początkująca rolniczka posieję i posadzę?

abromba
11-05-2005, 07:11
Ponadto mamy problem z wyziewami z kanallzacji. Mamy i odpowietrzenie pionu kanalizacyjnego, i szamba - ale z wylotów rur, do których nie było jeszcze nic podłączone, niemiłosiernie jechało takim mydlano - amoniakowym fetorkiem. Pozatykałam to wełną, ale nadal chyba jest lekki nawiew" przez pralkę.

abromba
11-05-2005, 07:15
Rytm dnia ciągle na etapie docierania. Rano trzeba wyjechać przed 6. 40 - wtedy zdążamy przed korkiem w Piasecznie i około 7.20 - 7.30 jesteśmy pod żlobkiem. W poniedziałem wyjechaliśmy o 6.53 i pod żłobek dojechaliśmy po półtorej godziny. POtem jedno z nas około 14.00 odbiera Krzycha ze żłobka, a drugie wraca pociągiem. Nienormowany czas pracy to jednak błogosławieństwo w takim układzie komunikacyjno -życiowym.

Jak pisałam, Krzysiek bardzo źle zniósł przeprowadzkę. Z uroków wsi nie za bardzo może korzystać z racji pogody i błota, więc popłakuje sobie, że chciałby wrócić do mieszkanka. Od przyszłej środy mam dwa tygodnie urlopu więc posiedzę z biedakiem. Ponadto ma się u nas pojawić kotek - może to go (Krzycha) jakoś pocieszy...

abromba
18-05-2005, 12:05
Chwila dostępu do internetu, więc korzystam....
W domu pojawiły się balustrady wewnętrzne, więc wreszcie jest bezpiecznie. Za to pojawiły się również dodatkowe elementy wskazujące na zamiar przekierowania wody sąsiadów w naszą stronę - cegły dziurawki w przedłużeniu ich podmurówki - skierowane dziurkami w stronę od nich do nas - niby przy drodze wewnętrznej, ale tam właśnie będziemy mieć wjazd. Czarno widzę te dobrosąsiedzkie stosunki....
W ogródku impas - przez wodę i chłód.

storkadalbert
19-05-2005, 12:14
Przed laty, gdy telefonia komórkowa i internet nie były jeszcze szeroko rozpowszechnione, częściej wprawdzie niż obecnie, ale decydowałem się na dalekie podróże do znajomych mi osób m.in. po to, by szczegółowo omówić z nimi różne ważne problemy. I co się ostatnio okazało? Oto kilkadziesiąt metrów może być odległością nie do pokonania! Gdzież znajdują się bariery uniemożliwiające kontakt? Okazuje się, że między sąsiadami...
Czytając ostatnio Pani posty, Pani Sędzino poczułem się wezwany do tablicy.
Droga Sąsiadko, stawianie nam na publicznym forum nieuzasadnionych, błędnych, a przy tym kłamliwych zarzutów jest nadzwyczaj nieprzyzwoite. Rozumiem, że brak wiedzy, dyletanctwo w pewnych dziedzinach nie jest niczym szczególnie negatywnym, gdyż przeciętny człowiek nie musi na wszystkim się znać. Leczenia jednak własnych kompleksów i głębokiej frustracji naszym kosztem nie akceptuję.
Żałuję bardzo, że przed napisaniem postów nie zdołałaś Droga Sąsiadko sobie wytłumaczyć w zwyczajny, racjonalny sposób przyczyn gromadzenia się wody w miejscu waszego przyszłego podjazdu. Jest to oczywiste. Zbierając humus nie zapobiegliście bowiem utworzeniu się w tym miejscu zagłębienia terenu, w którym po każdych opadach deszczu w naturalny sposób zbiera się tam woda. Dodatkowo, deszczówka płynąc z czterech rynien z waszego dachu podwyższa jej poziom. Profil mojej działki nie ma nic wspólnego z Twoim - Droga Sąsiadko - brodzeniem w kaloszach. Podkreślam przy tym, że ostateczne i skuteczne wyprofilowanie terenu możliwe będzie po wybudowaniu wspólnego ogrodzenia. Tematu tego jednak nie podejmujesz (ja to rozumiem - macie obecnie inne priorytetowe działania i pewnie wydatki). Odpływy natomiast funkcjonują już przy pozostałych częściach mojego ogrodzenia, odprowadzając m.in. wodę, która z waszej drogi (!!!) przelewa się na teren mojej działki. Zapewne tego nie zauwazyłaś. Dostrzegłaś natomiast "cegłę dziurawkę" (są to w rzeczywistości bloczki fundamentowe), którymi rzekomo mamy odprowadzać wodę na waszą działkę i podjazd. Otóż informuję Cię Droga Sąsiadko, że ich cel jest zupełnie inny i tylko jeden: mają one zapobic wydostaniu się pod siatką naszego psa. Są one tylko tymczasowo do chwili wybudowania wspólnego ogrodzenia. Woda nie będzie się nimi przedostawać.
Tak więc okazuje się, że łatwiej teraz jechać 30 km. do Warszawy i - korzystając z internetu - żalić się na tych zdradzieckich i perfidnych sąsiadów zza miedzy, niż porozmawiać o wątpliwościach na miejscu. Cóż, nie jest to w moim głębokim przekonaniu zachowanie honorowe i godne naśladowania. W tym też kontekście życzę sobie, byś Droga Sąsiadko zaprzestała wszelkiego akcentowania naszego sąsiedztwa na publicznym forum. Nie oczekuję przeprosin i tym podobnych gestów, ale normalnej, życzliwej, pomocnej sąsiedzkiej egzystencji. Zapewniam także, że nie obawiam się krytyki i dyskusji pod warunkiem stawiania spraw wprost w bezpośrednim dialogu! Inaczej to chyba rzeczywiście Twoje - Droga Sąsiadko - "postowe" grożenie palcem, o tym że "czarno widzisz dobrosąsiedzkie stosunki" może mieć ciąg dalszy. Nie życzę tego nikomu, a wszystkich Forumowiczów, w tym także Ciebie - Droga Sąsiadko - wraz z rodzinką serdecznie pozdrawiam.

abromba
09-06-2005, 13:58
Jestem i żyję.
Stosunki z sąsiadem są bardzo przyjazne, właśnie wspólnym sumbtem stawiamy ogrodzenie. Ogródek powolizaczyna przypominać ogródek.

abromba
29-10-2005, 16:13
To, co przeczytacie poniżej wcześniej jak ostatnia (....kazdy wpisuje odpowiednie słowo) wrzuciłam do komentarzy. Więc, żeby był jako taki porządek - kopiuję do dziennika.

Od przedwczoraj - po dramatycznej decyzji, że bez internetu żyć się nie da, pozbylliśmy się znaczącej części pocztu królów polskich na papierkach ze znakiem wodnym i daliśmy zarobić Plus GSM. No to melduję, że jestem ponownie.
Pierwsza uwaga - półroczny odwyk zadziałał, bo co prawda weszłam na Forum, głównie żeby sprawdzić, co się pozmieniało i obejrzec dokonania budowlane innych Forumowiczów, ale szybko przeszłam na strony powiedzmy istotne dla mnie zawodowo. Zobaczymy, co będzie dalej...

Ale ponieważ od pół roku mieszkam na mojej wsi, więc myślę, że mam już troche cennych przemyśleń na temat "życie na wsi". Dla tych, którzy mnie nie kojarzą skrótowa informacja: mieszkam na wsi na południe od Piaseczna, 35 km na południe od centrum Warszawy, z którego to centrum uciekliśmy. Wieś ta, jak wiele innych, pada ofiarą zjawiska określanego ostatnio jako zywiołowe rozprzestrzeniania się miast - i dość szybko traci swój wiejski charakter, stając się sypialnia Warszawy dla - powiedzmy -klasy średniej. na stanie mamy jeszcze Krzysia - wiek 2 lata 8 miesięcy, co przy życiu na wsi jest istotne.

abromba
29-10-2005, 16:15
Wiejskie Przemyślenia Abromby

1. Dojazdy.
Potwierdzam, że wyrwanie się z centrum dużego miasta to jednak terapia wstrząsowa. Najpierw człowiek ma poczucie pobuty na wakacjach, ale potem musi się nauczyc, że nie da się w kilka minut z chwili na chwilę iść do kina, knajpy , fryzjera. Inrastruktura na mojej wsi jest podstawowa - da się żyć, ale nic nadto - z większymi sprawami trzeba jeździć do Piaseczna, a z większością do Warszawy.
Na szczęście mamy pracę rozliczaną zadaniowo, a nie siedzenie od 8 do 16. Dzięki temu daje się żyć, ale dla osób o takich stałych "korkowych" godzinach pracy dojazdy, jesli na trasach są korki, to naprawdę horror. Wiem że piszę truizmy, ale chyba nigdy ich dość. My na szczęście mamy poziąg - co prawda jeżdżący zwykle raz na godzinę, ale bardzo nam to ułatwia życie. Słowem - ja jestem zwolenniczką bydowania się w miarę możliwości przy ciagach kolejowych.

2. Prace polowe
niniejszym oświadczam, że 2200 m działki do zagospodarowania (po odjęciu domu) to CHOLERNIE dużo. Tylko żeby było jasne - tu cała działka była do zrobienia, bo wcześniej była polem kukurydzy. czyli zero dzrew, krzewów, bruzdy po orce. Wsadziłam masę małych drzewek (myśle, że koło 80) - takich do pół metra, z piętnaście metrowych - i nic nie było widać). Myślę, że ktoś kto chce mieć namiastkę starszego ogrodu, czyli drzewa półtora - dwumetrowe, powinien zaplanować tę pozycję w budżecie. ja na szczęście od kilku lat miałam miniszkółkę, korzystałam także z uprzejmości Whisperów i Pontypendy z ich działek samosiejki skazane na zagładę, na parapetówę stanowczo żądałam przyjazdu z roślinami, ale i tak bez spłukania się w szkółce roślin się nie obyło.
Ponadto kupując działkę nie przewidziałam, że mając małe dziecko będę miała tak mało czasu. Jestem ekstremalnym typem wielbiciela rycia w ziemi (kosztem sprzątania w domu ), ale niestety przy Krzyśku trudno poszaleć. Co rodzicom małych dzieci poddaję pod rozwagę.

Osobna hisoria to glina na mojej działce. Bardzo chciałam mieć żyzną, gliniastawą działkę. Ale rezultat mnie przytłoczył. Może to wina pogody w tym roku - w maju powódź i zasysające bytu błoto, a potem susza. Susza była jeszcze gorsza, bo z gliny się zrobiła skała i praktycznie żadnych prac polowo - ogrodniczych bez silnego mężczyzny się nie dało wykonać - a i on miał problem, nawet przy użyciu szpadla Fiscars. Kilof byłby lepszy.

Sprzęt Fiscarsa jest świetny. Szpadel i widły amerykańskie sprawdziły się do tej skały, a siekierką Abromb porąbał ok. 15 m drewna i nie wyszczerbiła się.
Drewna mamy zgromadzony przegląd licznych gatunków. Jest zeszłoroczny klon jesionolistny z Muranowa (ok 2m) . Metr jakich wiśni, śliw i czereśni, po 2 m akacji i grabu, 3 m buka i reszta brzozy. Po zimie będę zatem mogła powiedzieć, co i jak się pali. Jeśli ktoś lubi rąbać, to zdaniem mojego męża najlepiej kupować pocięte kawałki do rąbania. Akację i grab kupiliśmy w nadleśnictwie w metrówkach, kloce grube jak diabli i strasznie się Abromb namęczył z ich pocięciem spalinówką. Zresztą grab był juz podsuszony i potwornie twardy (no, akacja tez miękka nie jest) tak że przy cięciu iskry szły. Za to rąbał się ślicznie (pardon, Abromb rąbał) może to kwestia układu słojów? Nie wiem.
Natomiast z naszych obserwacji wynika, że kupejąc drewno takie prosto do kominka trzeba jeszcze bardzie uważać na oszustwa, bo sprzedawcy osiagają mistrzostwo w pakowaniu tych kawałków tam, żeby do metra wchodziło jak najwięcej powietrza.

abromba
29-10-2005, 16:25
3. Zapóźnienia cywilizacyjne wsi polskiej

No bo tak chyba trzeba nazwać dość częste wyłączenia prądu. Powiedzmy że raz w tygodniu. Od jakiegoś czasu jest trochę lepiej, ale bywało różnie. Zdecydowanie nie można bazować na samym prądzie - gaz do gotowania jak najbardziej wskazany, choćby butla turystyczna.
Moja wieś ma jeszcze inną specyfikę - w lecie ok. 19.00 systematycznie na godzinę - dwie przestawała płynąć woda. W gminie dowiedziałam się, że podobno sieć wodociągowa prawie wszędzie ma ten sam przekrój - co przy wieczornym podlewaniu ogródków dawało ww efekt. Co to znaczy przy umorusanym dwulatku, nie musze chyba pisać....

Spalaniowa gospodarka odpadami kwitnie. Dla ludności rolniczej jest absolutnie naturalne, że wszelakie folie i tym podobne tworzywa sztuczne wędrują do atmosfery. Jakieś pół kilometra od nas sąsiad, skądinąd naprawdę sympatyczny, ma pakowalnię warzyw. No i "utylizuje" te folie i styropiany kilka razy w tygodniu. Inni wysyłaja przez kominy sama nie wiem, co. Koszmar!!!! Delikatne rozmowy nic nie dają - a do ostrzejszych działań trzeba będzie zmontować jakąś koalicję Napływowych.

4. Sprzątanie 170 metrów domu dla mnie niewykonalne. Może jak juz wyjdziemy z paczek i wszystko będzie wykończone na tip-top oraz na swoim miejscu - bedzie lepiej.

5. Od przeprowadzki młodemu skończyły się ciągłe infekcje, mi też. Przerobilismy jesiennny wirus, ale wszyscy wokół chorowali. Słowem - cel sanatoryjny wsi został osiągnięty. Teraz niestety rozpocznie się sezon grzewczy (vide pkt. 3), więc pewnie się pogorszy.

abromba
30-10-2005, 15:27
Teraz będzie o dwóch wpadkach. Wpadek przy budowie domu było oczywiście więcej, ale w sumie - jak porównuje z historiami innych osób, to moge stwierdzic, że całkiem gładko to przeszło.
Wpadka Nr 1 mogła mieć straszliwe konsekwencje, gdyby nie to, że na razie nie zrobiliśmy łazienki na górze. A mianowicie w pomieszczeniach przylegających do komina, w którym był kanał wywiewki kanalizacji i kanały wentylacyjne - to jest kotłowni, łazience na górze i na dole - odkąd zaczęliśmy użytkowac szambo POTWORNIE zaczęło śmierdzię. Takim świeżym szambem właśnie. Po licznych ppróbach okazało się, że ten smród wali kanałami wentylacyjnymi. Doraźnie mozna było je zatykać - ale nie wentylowana a używana łazienka to kiepski pomysł. Kominiarz który robił odbiór kominiarski sugerował, że może przegrody są źle wymurowane albo komin za niski. No to przyjechał facet od instalacji w ramach gwarancji i wystawił na pół metra nad komin ohydną rurę PCV - że to niby przedłużenie tej wywiewki - a tu dalej śmierdzi. Więc my z reklamacją do generalnego wykonawcy, żeby przyjrzał sie tym kanałom wentylacyjnym.
Ten biegał z lusterkiem, obchodził, myślał, a w końcy wziął młot, rozpier..... ścianę od komina w górnej łazience - i okazało się, że ten skunks od instalacji nie wyprowadził nam rury od wywiewki do komina (więc ciekawe, jak wyprowadził tę część ponad komin - skoro te rury się nie stykały!!!!) Ta właściwa rura od wywiewki kończyła się na wysokości metra od podłogi piętra. Ponieważ skunks od instalacji podobno miał zwichnięte kolano, nasz generalny wykonawca wszystko naprawił, a ponieważ panowie na wielu budowach kooperują ze sobą, stwierdził, że jakoś to sobie od niego odliczy.
Słowem:
1.Opatrzność nad nami czywała, że nie musieliśmy rozkuwać zrobionej łazienki na górze
2. Potwierdza się po raz kolejny, że mój generalny wykonawca, o którym już wiele razy ciepło pisałam, jest Wspaniały
3. Potwierdza się to, czgo się obawiałam, że wykonawca od instalacji, o którym kilka razy pisałam cierpko, wspaniały nie jest. I teraz wolę nie myśleć, co tak naprawdę kryje mi sie pod podłogami i w ścianach tych instalacji za 40 tys. Niestety nie staliśmy nad nim. Tak więc ostarzegam, że jeżeli ktoś korzysta z usług Stanisława G. (nazwiska z uwagi na konsekwencje prawne nie ujawnię) z Wołomina czy właściwie okolic, to trzeba nad nim stać, rozliczyć go z każdego nypla, trójnika i kawałeczka rury.

abromba
31-10-2005, 17:50
Teraz o wpadce Nr 2. Ta nie jest aż tak poważna, ale wystarczająco denerwująca, a do tego niestety nieodwracalna. A mianowicie panowie kostkarze brukowi zrobili mi podjazd do garażu w wersji tarasowej. Wjazd do garażu był wyniesiony jakieś 40 cm nad macierzysty poziom gruntu, ale wyraźnie pokazałam im, że ma się do garazu wjeżdżać leciutko pod górę. Tymczasem oni nawieźli piachu i wyprofilowali to jakoś tak, że krawędź podjazdu wystaje nad pozostały teren z pół metra. W dodatku podjazd idzie w odległości jakichś dwóch metrów od siatki odgradzającej nas od sąsiadów, więc spoglądamy na część działki sąsiadów z góry, czując się jak modelki na wybiegu - tylko wymiary nie te :wink: (na szczęście oni też mają spadek ku miedzy). Po prostu kretyńsko to wyszło. Najgorsze jest to, że na początku jakoś nie zauważyliśmy, że to jest aż tak wysoko i odebraliśmy robotę płacąc. Teraz trzeba będzie kombinować u umocnieniem skarpy roślinami no i obsadzeniem siatki jakimiś zasłaniającymi wzajemne widoki krzewami.

abromba
02-11-2005, 18:55
Ostatnie trzy dni spędziłam głównie rozpakowując kolejne pudła i wory. Są tego potworne ilości. Mam w genach patologiczne i nieuleczalne skłonności do gromadzenia wszystkiego, co się da. Moja mama też tak miała, więc część worów przejęłam po niej w spadku. Bo po przejęciu domu rodzinnego przez brata odziedziczyłam masę worów właśnie.
No i sortowałam to dzielnie. Mąż naciskał, żeby powyrzucać, co się da, ale jak tu wyrzucić własną sukienkę do chrztu. Albo na przykład przeglądając papiery po Mamie znalazłam taki rarytas jak kwity wymiany dolarów na bony dolarowe . No jak to można wyrzucić???!!! Worki i paczki są więc metodycznie przepakowywane w inne worki i paczki, tym razem dokładnie opisane, z których większość wedruje na strych - a ten mam zaiste duzy - ku rozpaczy męża naturalnie.

abromba
04-11-2005, 18:01
Trzeba sobie powiedziec prawdę:
NAŁÓG POWRÓCIŁ.
Internet zainstalowany celem ułatwienia mi rozwoju naukowego służy głównie siedzeniu na Forum. Oto cała prawda o mnie...

Dzisiaj padły cztery kolejne pudła dóbr rozmaitych. Na przykład dotarłam do dokumentów zaopatrzeniowych z czasów budowy moich rodziców (stan wojenny) kiedy to Urząd Miejski wydawał kwit na zwrócenie się do Spółdzielni Samopomoc Chłopska o sprzedaż i wydanie materiałów budowlanych (eternitu nota bene...).
Pojawiła się także Pani Olga - sympatyczna dwudziestokilkuletnia dziewczyna, żeby posprzątać i chyba już będzie do nas przychodzić. Po ostatnich przykrych doswiadczeniach z ulgą patrzyłam na efekty jej pracy. Dom zaczyna nosić znamiona domu, chociaż co sobie dziewczyna o nas pomyślała, lepiej nie dociekać.
I zawisły dwie półki na książki. Jak na nas - wielki sukces.

abromba
21-11-2005, 13:06
Sezon grzewczy sie rozkręca, więc kilka faktów i przemysleń.
Nadal grzejemy wyłącznie kominkiem. Jest to o tyle naturalne, że teraz cały czas jestem w domu, więc co jakieś 3-4 godziny podrzucam (tzn. gdy zostaje już tylko żar wrzucam z jedną deskę sosnową i jakieś 2- 3 polana.) Przez ostatnie dni grzalismy jednak znów od jakiejś 17.00 do ostatniego polana wrzucanego około 22.00, choć rano jest żar spokojnie umozliwiajacy podsycenie ognia drobniejszymi szczapami. Było po prostu za gorąco (w salonie ok. 24 stopnie, na górze ok. 20).
Z lisciastych wrzucamy drzewo z jesieni zeszłego roku . Topolę (szybko się pali, to wszyscy wiedzą, ale żeby aż taka niekaloryczna była jak niektórzy piszą, to się nie zgodzę). Wierzba też wcale nie jest taka zła. No ale na noc wwalamy polano klonu jesionolistnego - rewelacja. Plus jeszcze mój faworyt jakościowy, choć mizerny rozmiarem - leszczyna. Moc kijów leszczynowych o średnicy 4-7 cm jest naprawdę zadziwiająca; jak ktoś ma w okolicy pościnane, to warto je zdobyć.

W związku z sezonem grzewczym odkryłam kolejny mankament mojego domu: brak dobrego miejsca na przezimowanie części roślin, jak kaktusy i inne sukulenty czy cytrusy. W garazu mam co prawda odpowiednią temperaturę, czyli jakieś 5-10 stopni, ale poskąpiliśmy wydatków na okna i w rezultacie mamy zamiast planowanych trzech jedno okienko, które w lecie w zasadzie wystarcza, teraz dla roślin jednak nie. Innego chłodnego i jasnego miejsca dla roślin brak.

Niestety w garażu trochę za długo przebywała monstera przywieziona z domu po moich rodzicach - nie mogłam się doprosić Abromba, żeby ją wniósł do domu - a bestia ma 17 lat więc trochę mierzy i wazy. Efekt - pięć lisci wskutek zimna do wyrzucenia. Zostały DWA.
Z półtora roku będę musiała czekać, żeby zaczęła jako tako wyglądać. Abromb ma wielki minus.

abromba
22-11-2005, 10:13
Ciąg dalszy faktów z sezonu grzewczego - wilgotność w salonie ok. 28 %. Nie wiem, co na to pianino i przedwojenna komoda tudzież zegar po babci Abromba - boję się, że się porozsychają. Na górze wilgotność ok. 55 %, więc w sumie optymalna. Ale nawet podczas przebywania w salonie nic mnie w nosie nie drapie.
Dziś podrzuciliśmy do kominka rano, ale do jakiejś 17.00 zrobie przerwę.

Spadł śnieg i mam wspaniały nastrój. Postanowiłam bowiem dzielnie odśnieżyć nasz podjazd do garazu. Zrobienie wjazdu do garazu z bocznego tyłu budynku a nie od frontu to nie był chyba najlepszy pomysł, choc optymalny z uwagi na usytułowanie budynku. Ale do odśnieżenia jest ok. 110 m kostki. Do tego dochodzi droga dojazdowa długości ok. 30 m - jak przyjdą duże śniegi to chyba będziemy zostawiali samochód przy drodze gminnej.
Ale wracam do wspaniałego nastroju. Ponieważ duzy wysiłek fizyczny mam raczej niewskazany, więc przez godzinkę prawie łaziłam po podjeżdzie raczej pchając przed sobą tę łopatę on śniegu niż nią machając. Gapiłam się na ptaki, koniarzy, dym z komina sasiada. I uzmysłowiłam sobie, że takiej spokojnej aktywności fizycznej w kontakcie z naturą dawno nie miałam. Te wszystkie proste czynności, jak przyniesienie drew do kominka, zamiecenie, odsnieżenie, są tak naprawdę istotą normalnych czynności zyciowych człowieka. A nie siedzenie przy komputerze i pisanie jakichś mniej lub bardziej mądrych ekspertyz. I to dała mi własnie moja wieś.
Chyba to tak jest z mieszkaniem na wsi, że człowiek stale będzie ulegał dość skrajnym wahaniom nastroju - od zachwytu nad prostotą zycia i możliwością wyciszenia się, po depresję - że się siedzi na zadupiu, albo w sytuacjach awaryjnych jest daleko do lekarza.
Ale dzisiaj u mnie, mimo wrodzonego pesymizmu, zdecydowanie przeważa opcja pierwsza - i niech tak zostanie jak najdłużej.

abromba
23-11-2005, 19:48
Dziś przygotowywałam docelowe miejsce pod kompost. Zrobiłam solidny podkład z chrustu, żeby miał (kompost) powietrze i przeniesiemy pryzmę, która była bardzo nieprofesjonalnie połozona.
Podziwiałam także plon tegorocznych nasadzeń. 80 % gości ledwo widzi, że coś jest - ale za jakieś 20 lat ogród będzie super. Z duzych docelowo rzeczy mam: 5 wejmutek - aktualna wysokość od 80 cm do 1,20 m, ze 20 zwykłych sosen - przecietnie półmetrowych, 2 brzozy 2 metrowe i z 10 półmetrowych, 4 świerki serbskie - średnia 1,5 m, dwa swierki kłujące - ok. 2 m, platan - 2 m, katalpa - metr, tulipanowiec - 70 cm, ze 4 lipy - metr, klon szczepiony czerwony - jeden 2,5 m drugi metr, szczepioną wiśnię ozdobna czerwoną - ze 3 m, grab - metr, 2 daglezje (nie chcą rosnąć!) - 80 cm, 1 jarzębine 3 m i z 10 półmetrowych, 3 jesiony - ok. 1,5 m, 3 modrzewie ok. 1 m i 5 buków ok. 60 cm. Oraz masę róznych maluszków.
Czyli za te 20 lat na moim byłym polu kukurydzy będzie mini arboretum, ale na razie - ledwo co widać...

abromba
24-11-2005, 18:16
Wiadomość dnia, co prawda nie budowlana, jest taka, że nasciturus jest płci męskiej. Więc nie będzie Marysią ale Grzesiem.

abromba
25-11-2005, 09:35
Z życia młodej matki na wsi:
Przedwczoraj pobiegłam do sąsiadki (troszkę dalszej) zanieść jej Nifuroksazyd, który nagle jej się skończył (wirus pokarmowy zaposiadło troje jej dzieci, co znacznie zwiększyło zużycie leku). Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że "wyłapanie" w okolicy ludzi w podobnym z grubsza wieku, podobnym poziomie intelektualnym (sorry za takie antydemokratyczne podejście, ale niektóre okazy miejscowej fauny, mimo posiadania przez nie dużej ilości dzieci, omijam szerokim łukiem) jest bardzo ważne. Wzajemna pomoc jest naprawdę istotna, gdy do cywilizacji jest nieco dalej. Ponadto dzieci mając towarzystwo znacznie lepiej się czują.
Dziś miałam jechać do Piaseczna po agrowłókninę, ale trochę drogi zasypało, trochę kiepsko się czułam i w rezultacie Abromb wziął samochód. Chyba pozbieram resztki zbóż z sąsiednich pól i pokręcę chochoły. Tulipanowiec jest całkiem zgrabnie okręcony, chochoł został ulubieńcem Krzycha, który przytomnie spytał się "A co mi powie chochoł?". Zmanierowana matka bez zastanowienia powiedziała "Miałeś chamie złoty róg". Oczywiście tekst został sprzedany w przedszkolu, o czym poinformowała mnie jedna z pań, więc musiałam ją przekonywać, że to literatura z górnej półki :wink: Strasznie trzeba uważać, co się do Młodego mówi.

abromba
25-11-2005, 13:51
Słoma na okolicznych polach sie pokończyła. Ale ponieważ mam chaszcze ziołoroślowe, to chyba pozbieram cienkie badyle nawłoci czy przymiotna i ta pseudo-słomą pookręcam małe drzewka, bo jednak mi ich szkoda dla zajęcy (ogrodzenie niestety umożliwia przejście). Zakładając, że te badyle nie są puste w środku - to czy można ich używac jako osłon przeciwko zwierzakom?

Wczoraj zajrzelismy też na Bartycką (dla nie- stoliczan: to takie nasze budowlane centrum ekspozyjne) w poszukiwaniu natchnienia dla łazienki na górze.
Kafelki częściowo przerobiliśmy zimą, przy okazji łazienki na dole. I ciągle zastanawiam się nad Impresją Zefir Paradyża. Generalnie to podobają mi się te kawowe i terakotowe klimaty, które są teraz na topie, ale zawsze w końcu idę pod prąd i dlatego chciałabym mieć coś innego - a ten ciepły seledyn, który wygląda jakby wtarto w niego trochę takiego żółto - trawiastego kolorku jakoś do mnie przemawia. Tylko trzeba będzie dać mocniejszy akcent, żeby nie było mdło. Albo tym akcentem będzie blat - może na zasadzie jakiegoś totalnego kontrastu - taki jak u Luśki Whispera (i tak będziemy korzystać z tego samego kamieniarza). Myślałam też o listwie Bachus z Tristana, ale ona chyba ładniej wyglada ułożona w poziomie, a mi i z rozstawu płytek i z koncepcji wychodziłyby pasy pionowe.
Myślę też nad płytkami jak do kuchni - w kolorze mięty - też by fajnie do tej Impresji pasowały. Czy ktoś widział, jak by takie elementy z płytek 10x10 (pasy, obudowa Geberitu) wyglądały w łazience w zestawieniu z płytkami 33x25?

abromba
26-11-2005, 19:09
Owijamy, ogacamy, okrywamy....
Wczoraj dotarlismy wieczorem do Auchan, ale dział ogród był już zamknięty (za to Mieczotroksów napotkaliśmy), więc agrowłókniny nadal nie ma.
Tak więc ogród mam w wielu konwencjach - od tradycyjnych chochołów, przez tekturę falistą aż po takie siateczki w których kupuje sie większe ilości warzyw (to dla czy tez przeciw zającom). Zwłaszcza te ostatnie występują w kilku wariantach kolorystycznych, co jest dyskusyjne estetycznie - ale przynajmniej na wiosnę nie będę wyszukiwać moich półmetrowych drzewek :D

abromba
01-12-2005, 13:39
Jeszcze nie mówię "hop" ale...
Dziś o 14.00 zadzwonił Abromb z wiadomością, że w PINB przyjęli mu wszystkie papiery zgłoszeniowe do oddania domu do użytkowania. Wiem, że trzeba wstrzymać sie z radością do 21 grudnia, ale sam fakt, że papiery przyjęli napawa optymizmem, bo z tego co wiem to w Piasecznie raczej od razu mówią, co trzeba donieść albo co im nie pasuje.

Koncepcja artystyczna łazienki na górze wstępnie przyjęta - blat na dwie umywalki będzie granitowy. Na razie mamy z 7 próbek granitu od naszego potencjalnego kamieniarza i jak tylko przestanie mnie drapać w gardle - ruszamy na weryfikację upatrzonych płytek.
Jak dobrze pójdzie, to zakupy na tę łazienkę wpuszczę jeszcze w ulgę remontową!!! Bo jezeli dobrze myślę, to po odbiorze mam już wydatki na modernizację w rozumieniu prawa fiskusowego.

Pojawił się kolejny zgrzyt związany z facetem od instalacji. Kafelkarz stwierdził, że do naszego Geberita Duofix powinna być jeszcze rura łącząca go z sedesem, ale facet od instalacji (na wielu budowach robią równolegle) ma taki zwyczaj, że zabiera te rury, żeby ewentualni klienci musieli go brać do białego montażu i w Nowej Iwicznej była z tego tytułu solidna awantura.
Te rury to jakieś groszowe sprawy, ale jeśli to sie potwierdzi, to świadoma wszelkich skutków prawnych podam dokładne personalia tego osobnika. I tak ma już przerąbane za tę rurę od wywiewki kanalizacji. Niestety nie za bardzi wiem, jak to teraz sprawdzić - bo opakowanie po Gebericie już dawno wyrzucone... Może ktoś pomoże?

abromba
01-12-2005, 13:40
Źle liczę. Trzeba się wstrzymać z radością do 22 grudnia.

abromba
02-12-2005, 19:05
Płytki do łazienki na 99% wybrane. I wcale nie ciepły seledyn, tylko bezowo - szare w połączeniu z brązowo - bordowymi.
Nara f-my Metropol Ceramica.

Weszliśmy z Abrombem do sklepu, stanęlismy i oczy nam się obojgu zaświeciły. Co prawda jest leciutki niepokój z racji rozmiaru - 20x20 - pytanie jak to będzie wyglądać we w sumie sporej łazience - ale na stronie Metropol Ceramica wygląda to b. fajnie.

abromba
06-12-2005, 14:32
Jeśli ktoś byłby tak kochany i wkleił linka na stronę tych moich płytek albo lepiej zdjęcie, to będe wdzięczna. Maksiu, zezwól w tym wypadku na cudzy wpis!!
Wchodzi się na Metropol-Ceramica.com, potem przez products klika sie na "Nara" i jest zdjęcie moich płytek.

A w ogóle to DÓŁ!!!!
Czytam o ogrzewaniu prądem, pompą ciepła i po raz kolejny wyję:
PO CHOLERĘ JA W TEN GAZ PŁYNNY WESZŁAM!!!!
Własnie upłynął nam okres darmowego korzystania ze zbiornika. BP przysłało fakturkę na 330 zł za rok :cry:
No i najważniejsze - ja nadal tym gazem nie grzeję, kominek wystarcza. To po diabła była ta instalacja za 30 tys?!!
I uświadomiłam sobie, że nawet jak zgodnie z zapowiedziami za te 3 lata dociągną nam gaz ziemny, to nawet przy założeniu, że Ruscy nas nie wykończą cenami - nas wykończy koszt dociągnięcia. Bo nie tylko że mamy te 30 m od działki do drogi, ale zbiornik mamy z tyłu, żeby nie szpecił - więc skrzynkę na środku elewacji domu. A między granicą działki a skrzynką jest połozona kostka. Więc żeby podpiąć się do gazu tę kostkę trzeba będzie zdzierać!!! O idioci smutni!!!!
jedyne co może mnie uratować, to jakiś cud technologiczny który sprawi, że gaz płynny będzie tańszy. Co nie nastąpi....

A w ogóle to kończę dziś 33 lata. A co mi tam, niech wszyscy wiedzą który przedział wiekowy jestem.
I zamiast imprezy mam pana montującego szafę wnękową.... Miał być wczoraj ale nie dojechał......

abromba
06-12-2005, 14:35
Znów mi się pomieszało!!!
34 lata kończę.

JUŻ TYLE!!!!

Dół, dół, dół.

abromba
07-12-2005, 08:17
Panowie od szafy wnękowej siedzieli do 20.30. Zostały im do zrobienia tylko listwy maskujące i uchwyty. Ani się zrobić na bóstwo, ani usiąść z Abrombem przy lampce wina a z Krzysiem przy soku jabłkowym.

Na szczęście szafa wyszła bardzo ładna. Zależało mi, żeby była dobrana kolorystycznie do moich fornirowanych drzwi z linii Retro PolSkone, które mam na dole, jedną parę tuż obok szafy - i żaden gotowy system typu Kommandor (tak to się pisze?) by mi tego nie dał. A tak stolarz uciął kawałek listwy maskującej od drzwi , która została - i prawie idealnie dobrał kolor bejcy.
Co poddaję pod rozwagę wszystkim, których szafy wnękowe będą sąsiadować z nieco bardziej eleganckimi drzwiami - chyba jednak warto brać stolarza.

Za to dopiero wczoraj, 10 miesięcy po otynkowaniu i pół roku po pomalowaniu (nie przez nas) zobaczyliśmy, jak fatalnie otynkowany mamy sufit w hallu. Dotychczas mazy i widoczne złącza płyt g-k (sufit jest podwieszany) ginęły w półmroku i gruboziarnistej strukturze tynku. Przy okazji montażu szafy daliśmy mocniejszą żarówkę no i wyszło szydło z worka.
I teraz nie wiem, co robić. Gdybyśmy od razu zwrócilli na to uwagę, to wiem, że nasz wykonawca bez szemrania kazałby swoim chłopakom to poprawić. A po takim czasie - to głupio jakoś znów mu zgłaszać poprawki. A może mam głupie skrupuły?

Wczoraj Abromb dokonał również cenowego rozpoznania rynku naszych płytek. Rozbieżności są zatrważające. W jednym ze sklepów na Puławskiej kosztują 98zł/m. W Softbudzie, który przecież nie jest tani, są już po 68/m. Na Bartyckiej znaleźliśmy chyba po 62, ale nie wiadomo, czy będą między 23 a 31 grudnia (tj między oddaniem naszego domu do użytku a końcem ulgi remontowej). A w Toruniu i Gnieźnie Abromb namierzył te płytki po 53 złote... Ale ściąganie 36 metrów płytek z Torunia czy Gniezna chyba nie ma sensu...

M@riusz_Radom
07-12-2005, 12:14
Wedle Twojego życzenia

http://dzialka.kero.pl/1/plytki.jpg

Proszę bardzo ;))

abromba
07-12-2005, 12:18
Mariusz, dzięki wielkie, kochany jesteś!!!
Wreszcie jakiś obrazeczek w moim dzienniku!

W rzeczywistości te buraczkowe (chyba że to mój monitor tak pokazuje) płytki są mniej buraczkowe, a trochę bardziej brązowo - bordowe, a te jasne nie wyglądają jak kawa z mlekiem, tylko mają nieco więcej szarości.

abromba
09-12-2005, 11:28
Armatura i ceramika do łazienki na górze wybrana. Wanna - jednak Rosa Ravaka. Po wielu przymiarkach (wanna będzie stać we wnęce pod skosem) ten wariant układu nogi - głowa okazał się być najlepszy. Umywalki blatowe Roca Rodeo - skoro będą dwie to nie widzę powodu brać większych.
Natomiast baterie spodobały się nam hansgrohe Impuls - takie totalnie klasyczne i spokojne. Oczywiście mówimy o normalnym przedziale cenowym, bo te rzędu 800 zł i w górę sobie odpuścilismy. Widzielismy te baterie w trzech sklepach na Bartyckiej, teraz internetem rozsyłamy zapytania cenowe - i okazało się, że już w dwóch miejscach nie potrafią tych baterii namierzyć. I rzeczywiście nie ma ich na stronie hansgrohe. Jakieś podróbki czy inne cudo??

abromba
23-12-2005, 16:18
Poszłam wczoraj spać jeszcze nielegalnie, ale od północy spałam juz legalnie. Co za błogie uczucie!!!!! Lubię być w zgodzie z prawem :D :wink:

Wczoraj nastąpiło również cudowne dowiezienie brakujących rur do Geberita. Facet od instalacji po naszym telefonie, że rur brak, oczywiście najpierw ściemniał, że rur nie ma w zestawie, potem że zostawił i pewnie się zawieruszyły. Wersja ostateczna (z wczoraj) była taka, że dokupił. Oczywiście rury nie nosiły żadnych znamion opatrzenia w cenę, logo punktu sprzedaży itp...I oczywiście idealnie to było to, czego brakowało (ależ on ma dobra pamięć, żeby po roku wiedzieć, co trzeba dokupić.... :wink: ). Słowem, dobrze, że kafelkarz uprzedził nas o praktyce zatrzymywania przez faceta od instalacji tych rur jako gwarancji wykonania przez niego białego montażu.

A w ogóle to jestem znowu przeziębiona. Mam tego szczerze dosyć. Mądry człowiek poradził mi dziś, żeby na przykłąd zorganizować jakieś wspólne sąsiedzkie śpiewania lub coś w tym stylu. A mnie ledwo rodzina poznaje przez telefon....

abromba
01-01-2006, 16:35
No to pierwszy Sylwester w nowym domu odbyty. W gronie ludzi dzieciatych jako i my. Zupełnie nową jakością był przedpólnocny spacer do sąsiadów, gdzie odbywał się totalny zlot ludzi z dziećmi (chyba z trzynaścioro) z naszymi pociechami na sankach.
I w ogóle witanie nowego roku na wsi zupełnie inaczej wygląda. Fajniej naturalnie.

Wczorajsze zasypanie znieśliśmy całkiem dzielnie, dzięki wenie Abromba, który machał łopatą cztery godziny.

abromba
21-01-2006, 10:41
W Abrombowie zachodzą powoli zmiany.
Po pierwsze ruszyła łazienka na górze. Hmm, trochę ciemnawa będzie :-? Abromb pociesza, że wyjdzie super i na pewno nie będzie banalna. Okazało się również, że wstawianie halogenów w sufit na poddaszu nie jest akie banalne - bo żeby nie były za blisko folii paroizolacyjnej to trzeba jakieś "grzybki" czy tez inne zabezpieczenia robić.
Ponadto od tygodnia nie może do nas dojechać wanna - nie wiem, kto ściemnia - sklep czy Rawak. Ostateczny termin dostawy ma być we wtorek. Zobaczymy.

Przyjechało - wreszcie - łózko do sypialni. W świetle zaistniałych warunków pogodowych spanie na materacu na podłodze było lekko dyskomfortowe. Tu też zgrzyt - łózko olchowe miało być bejcowane na taki jasno miodowy kolor - jak małe drzwiczki do pakamery w hallu na górze. Ale pomocnikowi stolarza sie pokiełbasiło - i wziął z notesu numer bejcy, którym była robiona kuchnia - czyli kolor zdecydowanie bardziej czeresniowy. Mi mina zrzedła, bo sobie ten jasny miodowy wymarzyłam. Ale Abromb zachwycony, że kolor super. Ostatecznie stolarz zszedł nam z ceny - zapłaciliśmy za to łózko tyle, że chyba nie powinnam pisac ile, żeby nikogo nie denerwować... No i już śpimy.

No i zima, zima.Dzisiaj nam zawiało drzwi - nie dało się otworzyć. Abromb wyszedł przez garaż i uskutecznił odśnieżanie (Fiskarsa sobie kupił :D ). A potem założył biegówki i poszedł do sklepu - 2 km w jedną stronę. Jeszcze nie wrócił.....

abromba
01-02-2006, 09:27
W moim domu zagościł remont, a w łazience kapitalizm....

Wszystkim ku przestrodze: jesli wprowadzacie się na dół, a potem planujecie robić gładź gipsowa na górze - to od razu strzelcie sobie w łeb.... U mnie gładziowanie jakichś 7 m kw. łazienki spowodowało takie ilości kurzu, że cholery dostaję.
W ogóle mam kryzys moich ambitnych planów inwestycyjnych. Łazienka wychodzi bardzo fajna - jest trochę mroczna, ale przy 12 metrach można sobie na to pozwolić. Ale przez to, że zachciało mi się płytek 20x 20 i terakoty układanej na prosto względem glazury, w wersji "fuga w fugę" (jest niemal identyczna), robota idzie strasznie wolno. A jeszcze uparłam się na takie bajerne wnęki w półce z płyty g-k - oczywiście wnęki są wyłozone płytkami, więc szlifowania jest od cholery.
Wanna Rosa Ravaka jest po prostu super. Bardzo się cieszę z tego zakupu - zobaczymy, jak się sprawdzi w użytkowaniu.

I jeszcze jeden problem - punkty elektryczne. Błagam, posprawdzajcie (żarówką a nie tym "śrubokrętem" do mierzenia napięcia czy czegoś tam) czy macie działający prąd we wszystkich gniazdkach i kostkach. I to zarówno po położeniu przez elektryka, jak i po wszelakich robotach wewnętrznych - zwłaszcza montażu sufitów podwieszanych. Nam przy suficie na dole w hallu ciachnęli kilka przewodów - ale dało się to naprawić. Teraz też coś się musiało stac , bo są jakieś przepięcia i wywala nam korki przy podlączaniu się do jednego z kontaktów. I już właściwie nie dojdziemy, gdzie przyczyna - sama nie wiem, co robić..... :(

Jeszcze o kapitaliźmie w łazience napiszę. Z tzw. naszym kafelkarzem umówiliśmy się z metra - 32 zł/ m płytek plus 30 zł/ mb szlifowania plus tyle i tyle za osadzenie wanny, montaz półek z g-k i gładziowanie. Facet dół zrobił nam ładnie, dokładnie, więc woleliśmy wziąć jego niż szukać kogoś tańszego. A tymczasem pojawił się tylko na początku roboty - a potem przyjeżdżał już tylko jego pomocnik, który, owszem, robi dokładnie, ale niestety ma problemy z pamięcią i koncentracją - i co chwila robił skuchy we wzorze itp. No a jemu "nasz" glazurnik płaci 100 zł /dziennie - co jak łatwo się domyślić, daje mu ok. 100 % przebicie. W efekcie ciągle kazałam poprawiac coś pomocnikowi, mąż wydzwaniał do "naszego" kiedy sie raczy pojawić - panowie poobrażali się na siebie i na nas i w ogóle zaczęli się zachowywać, jakby nam łaskę robili. Wczoraj i dziś przyjechała ekipa wzmocniona - tzn. "nasz" i dwóch pomocników - i do piątku podobno mają skończyć, ale naprawdę mam już dość.

Jeszcze porada dotycząca płyt g-k w łazience na poddaszu - warto zrobić podwójną płytę tzn: płyta - pustka - płyta- folia - wełna. Dzięki temu da się bezpiecznie zamontować halogeny - bo zalecana odległość od halogenów do folii to ok. 12 - 15 cm. Podobno można też robić izolację z takiej folii, jak się stosuje przy obudowie kominków, ale wariant z podwójną płyta jest bezpieczniejszy.

abromba
01-02-2006, 09:35
Może jeszcze wieści z ogródka. Na dzień dzisiejszy wydaje się, że mrozy nie wyrządziły szkód w posadzonym jesienią drzewostanie. Ponieważ nie wyrobiłam się, żeby pojechać po agrowłókninę, okręcałam wszystko, o co się bałam, a co było jeszcze nie osłonięte, papierem - wielkimi arkuszami map Abromba, a rzeczy wąskie w pokroju - tekturą falistą. maluchy okryłam stroiszem. Wyglądało trochę obciachowo ( papiery a nie stroisz), ale chyba drzewka przeżyły - zobaczymy za miesiąc.

I o kominku. Palimy od miesiąca brzozą. W porównaniu z grabem i klonem jesionolistnym wypada bardzo słabo - spala sie znacznie szybciej i daje mase jasnego, lotnego popiołu - powoli zaczynam rozumieć hasła o "kotłowni" w salonie. Plus jest tylko taki, ze lepiej się rozpala. Ale wariant :"cos na rozpałkę i potem grab/ klon" znacznie bardziej mi odpowiada. Za jakiś miesiąc (niestety czy stety?) znów dokopiemy się do warstwy grabu.

Do akacji w tym roku się nie dokopiemy, więc się tymi doświadczeniami z Wami nie podzielę.

abromba
02-02-2006, 20:38
Łazienka na górze zbliża się ku końcowi. Płytki już ułożone, wanna, blat pod umywalki osadzone - umywalki i baterie chyba właśnie są montowane.
Z płytkami wyszło niezłe jajo - jasna glazura zeszła co do płytki, a właściwie co do obrzynka. Nie wiem, czy to ja w jakimś pijackim zwidzie liczyłam, czy tez panom się to i owo potłukło - ale wczoraj okazało się, że pięciu płytek brakuje. Oczywiście panowie najbardziej reprezentacyjną część łazienki - to jest nad blatem - zostawili na koniec.... A tam musiały być te jasne płytki. Więc wyciągaliśmy jasne płytki spod blatu, zastepując je terakotą (ma nieco inny odcień) Wczoraj jeszcze raz przeliczyli i wychodziło, że starczy. W dodatku Abromb cudownie odnalazł jeszcze jedną płytkę w garażu.
No to wracam dziś ze stolicy a tu okazuje się, że dwóch płytek (a właściwie obrzynków) brak. Próba wyciągnięcia kolejnych spod blatu spełzła na niczym (klej już związał i pękły :cry: ). No ale jakimś cudem udało się jakieś resztki zeszlifować. Zostały do ułożenia dwie całe płytki, w których będą dziury na baterię. Jak strzelą przy wierceniu dziur to....... :roll:

Ponadto cóś się panom porobiło z fugą. Kupilismy Ceresit bahama- beż. Nie miałam większego przekonania do Ceresitu - wolałabym Sopro lub Mapei, ale tylko to podchodziło mi kolorystycznie. Nie wiem, czy położyli za wcześnie na mokry klej (ale chyba tak), czy żle wymieszali - dość, że tu i ówdzie jasny beż nabrał koloru skórki przemarzniętego ziemniaka...
Co prawda gdy zobaczyłam jak panowie zabierają do łazienki kubki ze zrobioną kawą - zaczęłam się zastanawiać, czy im nie nalało się kawy do fugi... No w każdym razie mają wątpliwe fragmenty wydłubać - niestety kiepsko to idzie na kantach, gdzie płytki są szlifowane (i muszę przyznać, że zeszlifowane ślicznie), tak więc szczelina jest malutka.
Zarządziłąm, że nie ma jutro żadnego fugowania. Albo przyjadą fugowac w przyszłym tygodniu, albo zrobię to sama. Ponieważ nie zamierzamy zapłacić całości ceny przed zafugowaniem to mam pytanie: ile odjąć od ceny za metr płytek za samo ułożenie - bez fugowania?

A dziś nieoceniona Luśka Whispera uratowała nas robiąc za inwestora/ inspektora nadzoru/ sąsiada stróżującego i posiedziała dwie godziny w kurzu pod naszą nieobecność. Jest kochana i bardzo jej dziękujemy!

abromba
03-02-2006, 09:00
Panowie kafelkarze pojawili się rano w świetnych humorach - pewnie dlatego że uwolnią się od zjadliwej inwestorki :lol: .
Ale jeden poprosił o przesłanie e-mailem zdjęć łazienki - nie wiem, czy jako wsad do portfolio fachowca, czy jako dowód dla dziewczyny, że przez ostatnie trzy tygodnie ostro pracował.

Muszę jeszcze pochwalić przedstawiciela Metropolu na Polskę - z Poznania. Potrzebowalismy dodatkowo trzech dekorków, które w sklepach byłyby za trzy tygodnie najwcześniej. Pan przedstawiciel przesłał nam te trzy dekorki pocztą bezpłatnie - jak to powiedział w ramach promocji. To mi się podoba :D Dopisuje Metropol do moich ulubionych firm :D

Dom tonie w kurzu - boleśnie odczuwam brak trzepaka, bo kocom i dywanom to by się właśnie przydało... Od jutra ma być lepiej...

abromba
03-02-2006, 19:32
Dziś o 17.00 byc może po raz ostatni oglądałam nadobne oblicza Panów Kafelkarzy. Łazienka skończona. Zostało ze 20 m do fugowania i wanna do zasilikonowania - ustaliliśmy tę robotę na 200 zł. Jak mi się będzie nudzic i poczuję się lepiej, to sama to fugowanie zrobię, a za dwie stówy kupię sobie krem na cellulit :lol: Plus pewną kwotę wstrzymaliśmy na tydzień, żeby upewnić się , że nic nie cieknie.
Ogólnie podoba się nam. Trochę blado to wygląda przy jednej smętnie zwisającej żarówce na środku, ale już halogenki we wnękach dają fajny efekt. No i jak dojdzie lustro nad umywalkami, to będzie zdecydowanie lepiej. No i meble. No i....Ach, rozmarzyłam się.
A od 17.00 odbywało się Wielkie Sprzątanie. Dom znów zaczyna przypominać dom.

abromba
20-03-2006, 18:19
17 marca urodził się, przy pewnej mojej pomocy, Grzegorz Hubert. Jak na Abrombiątko kochany, bo:
a) zdążył przed remontem Marszałkowskiej i korkami w Centrum
b) raczył się zjawić 2 tyg. przed terminem, co biorąc pod uwagę jego wagę - 3900 dobrze o nim świadczy.

czujemy się super, ale jednak siedzenie przed Forum byłoby lekko niemoralne w zaistniałej sytuacji. Na razie więc wszystkich serdecznie pozdrawiam, ale zaglądać będę pewnie dość rzadko.

abromba
15-04-2006, 17:05
Uff, dwójka dzieci plus ok. 1000 m ugoru do zagospodarowania to trochę za duzo nawet jak na taką fanatyczkę dłubania w ziemi jak ja. Na szczęście mój połóg (łee, ależ to brzmi) przypomina opowiesci o kobietach wiejskich co to "zległy , umyły się i szły w pole", bo trzy tygodnie po porodzie macham łopatą (ale łopata Fiskars więc lekko idzie :wink: ). Troche ugoru jednak zostawię, bo systematycznie widuję parkę kuropatw, więc nie mogę wykluczyć, że będzie próba gniazdowania.

W domu jak na razie plama pod świezo zrobioną łazienką na górze - a dokłądnie pod wanną, w dodatku nadal nie używaną (nienawidzę tej łazienki!!!! :evil: ). Było skuwanie płytek, bo podejrzewliśmy baterię, ale wszystko wskazuje na to, że to rozmarzł śnieg, który dostał się pod dachówki i po folii spłynął na dół dachy, a tam po murze raczył wsiaknąć w załom ściany i sufitu... Podejrzenia swe opieram na tym, że plama wyschła. No w każdym razie łazienka znów rozkuta i zupełnie nie mam do niej serca...
Na Forum prawie czasu nie mam.... :cry: chciaż opracowuję technikę siedzenia przy kompie z Grzeskiem przy piersi... :lol:

W każdym razie wszystkim Forumowiczom życzę spędzenia świąt spokojnie, oderwania się od budowania, wykańczania, targowania i pobycia z rodziną, sobą i myslami o tym, co tak naprawdę najwazniejsze. No i bliżej Boga a dalej od telewizora.... wszystkiego dobrego!

abromba
27-04-2006, 08:38
Oddam łazienkę w dobre ręce.....

Jeżeli kiedyś w wykończonej łazience na górze wezmę kąpiel, a potem zrobię sobie Spa, to naprawdę chyba uwiecznię to na zdjęciach i wpuszczę na Forum, może Maksiu mnie nie ścignie za szerzenie pornografii w wydaniu kobiet dojrzałych....

Ta plama w kotłowni to jednak wanna. Przez trzy tygodnie był spokój - plama wyschła i byliśmy przekonani, że to dach, tylko czekaliśmy do kolejnego deszczu, żeby ustalić gdzie przecieka. Z tydzień temu kąpaliśmy starszego Młodego - a więc użyliśmy ciepłej wody (dotychczas bateria od wanny służyła jedynie do poboru wody zimnej do podlewania kwiatów). Przedwczoraj było lańsko i wieczorem zauważyliśmy cudownie skapujące z sufitu kotłowni krople.
Pewni, że to dach, wezwalismy dekarza. Skończyło się rozcinaniem deskowania i wyjmowaniem wełny w kilku miejscach - ale wszędzie było sucho.
Oględziny przez awaryjny otwór pod wanną obnażyły jednak fakt, że woda pod wanną stoi na kilka milimetrów, a główny nurt stanowi sączący się zielony strymyczek. To dało nam pewność że dotychczas myliliśmy się, bo skoro rury są miedziane, to żródłem plamy musi być wanna.
Dziś o 6.00 rano karnie zjawił się glazurnik, rozkuł wannę (6 płytek do kasacji) no i rzeczywiście cieknie na styku miedzi i przedłużenia z PCV do baterii na ścianie.

TRAGEDIA!!!!

Najgorsze jest to, że te cholerne płytki są hiszpańskie i nikt nie chce nam ściągnąć paczki. zamówiliśmy trochę za mało i zapas rezerwowy juz się skończył.
Kupujmy Kochani polskie płytki!!

Teraz czeka mnie zwindykowanie od kafelkarza za paczkę płytek. Na wannie są maleńkie zarysowania - chyba o to też się upomnieć??
No i pytanie, ile powinien schnąć strop, żeby było dobrze. Przezornie na wlewce jest folia w płynie, klej wodoodporny, fuga wodoodporna - teraz już nie wiem , czy w zaistniałej sytuacji to dobrze, czy źle. Bo pewnie podsiąkało bokiem, tylko jak teraz ma wyschnąć?

Mam dość, dość, dość!!!

abromba
27-04-2006, 08:49
Minął mi za to kryzys ogródkowy. Ogródek nadal wygląda co prawda jak poligon po ostrzale artylerii, jednak drzewa zaczynają puszczać liście, trawa sie zazieleniła, więc ogólne wrażenie jest lepsze. Ujawniają się też straty po zimie - niestety wymarzła posadzona jesienią katalpa, solidnie obmarzło kilka mniejszych krzewów.
Poważnie myślałam o Panu Od Kopania, ale po przeczytaniu ostatnich odcinków dziennika Ori_noko znów utwierdziłam się w przekoniu, że tylko ja zrobię wszystko tak jak chcę.... No cóż....

Będziemy walczyć dalej, a teraz idę nakarmić Grześka, bo słyszę, że się obudził i awanturuje.